Skocz do zawartości

Forumowicze o Sobie IX


Turambar

Polecane posty

up

Pisz trochę dłuższe posty :wink:

A u mnie też zima powróciła.. Co prawda lepsze to niż błoto pośniegowe, ale jeśli w parze z tym śniegiem stoi mróz i mocny wiatr, to już nie jest takie fajne.. Poza tym w tamtym tygodniu się źle czułem przez parę dni, ale jakoś przetrwałem to osłabienie ^^ Ale i tak nie opłacało by mi się chorować w trakcie końcówki pierwszego semestru - te wszystkie zaliczenia i egzaminy.. Ech, dobrze że nie choruję :smile:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,9k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

@nanowaty: Scyzoryk, zapalniczka, taśma klejąca, zestaw do szycia. Nic nadzwyczajnego jak na razie. Pewnikiem są tu lepiej przygotowani na wszystko.

@zima: dość wrednie się zrobiło, bo mimo choroby musiałem wyjść parę razy i było okazjonalnie fajna i względnie ciepła pogoda, a teraz... Zaś trzeba czekać na ocieplenie, bo jeszcze trochę zimy zapowiadają.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale przynajmniej dni są już trochę dłuższe. Oczywiście, jak wracam do domu z zajęć to dalej jest ciemno (jak to usyyyypia), ale widać, że połowa zimy już za nami.

Zima wróciła, ale ciągle to wszystko jakoś się roztapia i wisi mi nad drzwiami nawisami śnieżnymi, grożąc zwaleniem się nam na głowę. Staram się więc nie patrzeć w górę przy wchodzeniu do domu.

Właśnie, często zatrzaskują się wam różnego rodzaju furtki? Mi ostatnio zdarza się to notorycznie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie drzwi były tak zatrzaśnięte przez śnieg w sylwestra do klatki schodowej. Że znajomi z osiedla postanowili wyrwać te drzwi siłą i teraz można sobie na loozie wchodzić na moją klatkę. Szkoda że w innych klatkach nie wyrwali, tylko moja klatka jest coś popularna. :trollface:

Swoją drogą. Uwielbiam noce zimą. Zawsze gdy jest noc, to leżę sobie na łóżku i daję się ponieść marzeniom, a to sobie też czasem posiedzę na łóżku i pomyślę nad czymś. :D W zimę jest taka cisza i spokój w nocy jaką uwielbiam. :)

Tak przy okazji. Dracia, to co kiedy gramy ? :trollface:

Dobra żeby nie było offtopowo to dodam coś jeszcze.

Niedługo luty i powiem wprost. Nienawidzę tego miesiąca z względu na walentynki. :rage:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uuuu... Zbliża się kolejny temat 'nieśmiertelny bumerang' - Walentynki. Zmora wszystkich samotnych, udręka przeciwników komercji, zwykły dzień dla tych normalnych ;)

Ja tam nie rozumiem, czemu ktoś miałby marnować tak cenne uczucie na 'nienawiść' na takie tam sobie święto.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zmora wszystkich samotnych, zwykły dzień dla tych normalnych ;)

Jestem (jakby nie patrzeć "tylko" aktualnie samotny; czas na kolejny update ;)) samotny i jakoś nie widzę w walentynkach nic złego. Nie czuję się jakoś wybitnie smutny, gdy widzę wokół zakochane pary. Nawet nie denerwuje mnie nachalność w telewizji/radiu, iż idzie święto zakochanych. Ale może to po prostu też kwestia tego, że jestem imho, w miarę normalny.

Bardziej już mnie wkurzają napisy typu "Witaj szkoło" na kilka dni przed końcem wakacji. Ale to już za pół roku nie będzie mnie dotyczyć :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też problemu w walentynkach żadnych nie widzę. Co ma być, to będzie, nie ma co się zżymać na stan aktualny. Albo zakasać rękawy i coś zmienić, albo siedzieć cicho i nie zwracać na takie rzeczy uwagi. Jeśli chodzi o normalność, to jest to pojęcie wybitnie względne. Z jednej perspektywy ja jestem normalny, ty jesteś normalny, podobnie jak połowa forumowiczów, zaś ktoś inny zobaczy w nas tylko bandę dziwaków i nerdów i też w jakimś stopniu będzie miał rację. Tym niemniej, też uważam się za osobę normalną :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Walentynki? Nic nadzwyczajnego - dzień jak dzień.. Wątpię żeby do tego czasu cokolwiek się zmieniło i żeby ten dzień miał wyglądać inaczej niż wszystkie inne.. Podobnie jak Nicek jestem samotny i nie widzę powodów do zmartwień patrząc na "szczęście" innych. Jakoś nigdy mi to zbytnio nie przeszkadzało, nie zazdrościłem im.. W sumie to rzadko oglądam TV, więc nie wiem jak tam "obchodzi" się ona z tym świętem, ale domyślam się, że reklam typu "my najlepiej wiemy, co Twoja druga połowa potrzebuje" nie zabraknie :tongue:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja ogólnie mam alergie na wszelakie sztuczne święta. Jestem typem człowieka nie przepadającym za ostentacyjną czułością przesuniętą do granic wyuzdania, więc cała otoczka, te reklamy, ten róż... Brrrr! Wiem jedno- nawet jak miałbym dziewczynę to odpuściłbym sobie całą walentynkową celebrę. Preferuje kameralne klimaty :P

A Halloween to w ogóle mnie doprowadza do szewskiej pasji...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja tam nawet lubię tę różową, lekko tandetną komerchę - liściki, misie, plastikowe seruszka i bieliznę z cukierków. Przy zachowaniu odpowiedniego dystansu obie strony mogą się świetnie bawić. Oczywiście, można tego nie lubić, ale żeby od razu nienawidzić? Ja w kazdym razie raz, ze 3 lata temu uzgodniłem wraz z moją ówczesną Ukochaną, że nie będziemy obchodzić walentynek i potem żałowaliśmy.

Tak więc wszystko jest kwestią odpowiedniego podejścia ;)

Pozdrawiam,

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Walentynki :D

jak to mówią pieniądze są po to aby je wydawać, a jeśli wydane pieniądze mają komuś sprawić radość/ żeby dzień stał się 'lepszy niz zwykle' to dlaczego nie ;)

ja tam lubię zamówić jakiegoś kuriera z kwiatami który powita dziewczynę z rana pięknym bukietem :> lub sam z nim iść

trzeba się bawić :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Walentynki bardziej kojarzy mi się ze zwrotem walę tynki, niż z symboliką dnia św. Walentego. Nie lubię tych wszystkich obyczajów, tych wróżb z wosku itede. Dla mnie to zwykły dzień. No dobra, zwykły, durny dzień.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie, często zatrzaskują się wam różnego rodzaju furtki? Mi ostatnio zdarza się to notorycznie.

Furtki mi się co prawda zazwyczaj nie zatrzaskują, ale za to miałem już dwa razy przykrą niespodziankę związaną z samochodem. Starym, który sprzedałem w zeszłym roku.

Po jakimś drobnym remoncie, który wymagał odłączenia akumulatora, z lenistwa nie docisnąłem dobrze klem, tylko je na akumulator nałożyłem. No i gdy akurat byłem w pracy (zimą, więc wszystkie szyby w samochodzie były pozamykane) wsiadam do wozu, przekręcam kluczyki do zapłonu a tu sru - kontrolki zgasły. Wiedziałem co się mogło stać, więc wysiadłem, zamknąłem za sobą drzwi, otworzyłem maskę i zacząłem poprawiać te nieszczęsne klemy. Gdy instalacja elektryczna wreszcie dostała prąd, usłyszałem "zzzzyp" i paskudny, bezczelny, centralny zamek zatrzasnął mi samochód z kluczykami w stacyjce... Generalnie nie stało się nic dziwnego, bo taka jego rola i działanie, o którym doskonale wiedziałem, ale przez swoją głupotę musiałem drałować 5km na piechotę po zapasowe kluczyki...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja kiedyś pod supermarketem gdy pakowałem zakupy, położyłem klucze na półce bagażnika. Bagażnik zatrzaskowy, o czym sobie przypomniałem juz w trakcie lotu pokrywy :) Uchronić przed zamknięciem niestety mimo mojego komandofokowego refleksu nie zdążyłem. Stałem jak ten osioł kombinując z każdej strony samochodu, czy się wejść jakoś nie da. Zapasowe klucze 40km dalej, więc wracać, nawet PKP, mi sie nie uśmiechało. Już w geście rozpaczy zacząłem do zamka bagażnika pakować wszystkie klucze jakie miałem pod ręką i o dziwo ten do klasycznego zamka od drzwi domu wszedł cały i przekręcić się do końca nie przekręcił, ale uchwyt w klapie bagażnika puścił i się otwarło :) Nigdy później ten klucz nawet wejść już nie chciał.

Oto moja historia. Sam się wzruszyłem ją czytając, dlatego pozostają braki w korekcie :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zatrzaśnięcia mi się nie zdarzają. Zapominalstwo owszem. A w zasadzie klątwa przyzwyczajenia. Na pierwszym roku studiów, gdy nadeszła wiosna, nie wziąłem raz na zajęcia swojego plecaka... A że całą zimę i jesień klucze nosiłem w plecaku, to ich brak uświadomiłem sobie dopiero pod drzwiami :P Całe szczęście wpadka ta oznaczała jedynie 1,5 godziny czekania na współlokatora. A że pogoda była dobre, to i miło się wylegiwało na słońcu.

Nieco gorzej miałem raz z bagażem w pociągu. Jechałem akurat w wakacje do wtedy-jeszcze-nie-żony i musiałem akurat zabrać dwie torby zamiast standardowej jednej. Cóż... Ta nadprogramowa została w pociągu po przesiadce w Pile. Zorientowałem się już w następnym pociągu, ale poprosiłem konduktora o telefon do Piły. Torba na mnie czekała. Ale czekała też mnie podróż samochodem z teściem i żoną... a akurat było burzowo. No i musnęliśmy lekko sarnę po drodze. Jedna torba, a tyle przygód.

Teraz pora na wpadkę kogoś innego. Tata mój pracuje na wysokościach i raz dostał zlecenie specjalne - jakaś babka zatrzasnęła sobie klucze w domu. Piętro chyba 3 z 4... Data musiał zjechać na linie, zbić szybę balkonową i otworzyć od środka. Ciekawe co sobie sąsiedzi myśleli.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wypadki takie jak zostawianie czegoś raczej mi się nie zdarzają, ale w zamian za to mam dużo drobnych nawyków, np. przed snem kilka razy muszę pójść i sprawdzić, czy zamknięte są drzwi od mieszkania. Tak samo oczywiście z wyjściem... Co nie jest zabawne, bo mieszkam na 4. piętrze ;] Po kilka razy wracam do kuchni sprawdzić, czy wyłączyłam za sobą gaz w kuchence, upewniam się, przed odejściem od bankomatu, czy na pewno wzięłam pieniądze i kartę. Klucz, portfel, telefon, odtwarzacz, indeks - wszystko zawsze staram się wkładać do odpowiednich kieszeni* i na schodach, po drodze na pociąg, w pociągu i po wyjściu zawsze sprawdzam kieszenie, czy wszystko jest na miejscu... Dzięki czemu jeszcze nigdy nie zostałam okradziona. Ale dla równowagi w naturze, moją siostrę okradają średnio raz na rok ;]

Walentynki - obchodzę je dopiero od kilku lat :P Jasne, że wiem, że to kicz i tak dalej, ale rzadko mam okazję gdzieś wyjść z moim miłym (ja studiuję przez 200% doby, on pracuje i czasem też studiuje), więc to jest jednak dobry pretekst, żeby chociaż na jeden dzień sobie powiedzieć stop i spędzić czas jakoś odświętniej :)

* - specjalnie też kupiłam sobie odpowiednią torbę z 5 miliardami kieszeni :D Co prawda kupiłam ją też ze względu na laptopa, by mieć gdzie go bezpiecznie pakować, a nie ze względu na urodę... No ale babskie torebki zostawiam dziewczynom. Mi wystarczy torba wielkości A3 z możliwością doczepienia do niej naszywek ^___^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie gadajcie mi o zapominalstwie... Jestem w tym mistrzem. Potrafię zapomnieć/zgubić rzecz w ciągu 2 minut od jej pozyskania. Nie wiem jak to się dzieje, ale mam chyba do tego talent.

Co do walentynek - najczęściej to święto kojarzy mi się z różowym kolorem = plastikowe blondi. Nie wiem czemu. Jednak w tym roku 14 lutego zaczynają się ferie, więc może będę miał co świętować :trollface:. Tylko jest problem - z kim :)? Na razie dziewczyny nie mam.

Teraz pora na wpadkę kogoś innego. Tata mój pracuje na wysokościach i raz dostał zlecenie specjalne - jakaś babka zatrzasnęła sobie klucze w domu. Piętro chyba 3 z 4... Data musiał zjechać na linie, zbić szybę balkonową i otworzyć od środka. Ciekawe co sobie sąsiedzi myśleli.

Nie wiem czemu, ale zjazd po linie skojarzył mi się z Samem Fisherem z Splinter Cell. :trollface:.

A ja tym czasem idę założyć bandaż na bolący nadgarstek (wczorajszy W-F).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi skojarzyło się z jakimiś oddziałami antyterrorystycznymi ;]

Ja osobą zapominalską raczej nie jestem - co prawda jakieś drobe przypadki się zdarzają (np. dziś zapomniałem zeszytu dla kolegi), ale ogólnie nie zaliczam większych wpadek. Gorzej z rozkojarzeniem - to czasem mi się potrafi przydarzyć, i jak ktoś mówi do mnie przez 5 minut , to nadal nie mogę wyłapać po tym czasie sensu wypowiedzi...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a wiecie, czego ostatnio Liroy zapomniał? swoich klapek zabrać z imprezy sylwestrowej :trollface: i nie było to bynajmniej efektem "przedobrzenia"! po prostu zapomniałem ^^ ogółem był wymóg przyniesienia własnych papuci (które i tak zdejmowaliśmy do tańcowania) no to przyniosłem, żeby nie było. i teraz czekam aż nadarzy się okazja by spotkać organizatorkę, która teraz studiuje gdzieś-tam-hen-w-Polsce :D

z ciekawszych i zabawniejszych wpadek: założenie dwóch różnych butów do szkoły :brawa: zorientowałem się dopiero po 3 lekcjach, gdy mi koleżanka z telefonem się koło mnie schylała i robiła zdjęcie mojej "parze" obuwia;

zatrzaśnięcie pokoju na koloniach. drzwi tam miały fajny patent: wewnątrz się przekręcało zameczek, wychodząc wystarczyło tylko zamknąć drzwi bez przekręcania kluczyka. ważne było tylko, żeby wziąć ze sobą kluczyk, by móc wrócić. wychodząc ostatni naturalnie nie wziąłem klucza :rolleyes:

nie zapomnę też mojej pierwszej styczności z samochodem - Fatalną Imitacją Auta Turystycznego... (miałem wtedy 7, może 8 latek). styczność ta polegała jeno na odpaleniu samochodu, ale i tak banalną rzecz Pur potrafi skopać :laugh: maluch bowiem był - jak to maluch - średnio sprawny, a ja, najogólniej rzecz ujmując, za bardzo przekręciłem klucz w stacycje i coś tam się zrypało (szczerze powiedziawszy to nie wiem jak zbyt mocne przekręcenie kluczyka może w ogóle popsuć samochód, ale w sumie wszystko jest możliwe w tych piekielnych machinach samochodami zwanymi). później trzeba było pół godziny ładować akumulator :D

a jeszcze wcześniej, w podstawówce, nie wiem jak to się stało, ale założyłem jeansy tył na przód. i to takie z ekspresem :cat1:

swego czasu byłem też znany jako Ten, Który Potyka się na Równej Drodze (to był chodnik i z pewnością nie był równy, ale koledzy wiedzą swoje) i Ten, Który Rozbił Szybę na Drugim Piętrze (o mało przy tym nie lądując w szpitalu, ale kogo by to interesowało)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciocia Niziołka ->

O tak, nawet nie wiesz, jak dobrze wiem, co czujesz. Sam tak mam. Regularnie co kilkanaście minut, gdy nie ma mnie w domu, sprawdzam, czy mam wszystko w portfelu. Czy aby na pewno legitymacja/dowód/pieniądze są na miejscu.

Do tego dochodzi, tak jak pisałaś, gaz, woda, zamknięte drzwi itp, itd.

Z innych, jeszcze mniej sympatycznych rzecz:

Wczoraj na treningu mało sobie nie skręciłem stawu kolanowego. W pewnym momencie zrobiłem obrót i naglę poczułem szarpnięcie i ostry ból w kolanie. Zobaczyłem, jak coś (prawdopodobnie kość) się po prostu przestawia. Po mniej-więcej 2 sekundach wszystko wróciło na swoje miejsce, ból od razu zmalał, ale przez ułamek sekundy myślałem, że połamałem sobie nogę.

Teraz zostaje tylko ból przy zginaniu. Tak czy siak...niefajnie, niefajnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@up - ja miałem tak samo, tylko że z kostką - tak ją wykręciłem, że chrupnięcie słyszał mój kolega, który mnie faulował :laugh:. Na szczęście tylko 2 tygodnie gipsu, lecz kostka do dziś jest tak osłabiona, że uraz wiele razy powraca przy intensywnym bieganiu, lecz na szczęście już nie na taką skalę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też miewam schizy sprawdzania niektórych rzeczy po kilka razy. Szczególnie takich, które robi się z automatu, czyli np. zamykanie drzwi . Człek za każdym razem klucz przekręci, ale potem w połowie drogi na tramwaj się zastanawia, czy na pewno zamknął, co zazwyczaj kończy się wycieczką powrotną na ukochane 9. piętro. Identyczna sprawa przy jeździe samochodem - po 5 razy zaglądam czy mam dowód rejestracyjny - i przy zabieraniu kasy i karty z bankomatu.

Inne skrzywienie mam związane z planowaniem. Jako, że większość czasu przeciętnego dnia, czy mi się to uśmiecha czy nie, spędzam przy kompie. Wiadomo, że jak każdy odpowiedzialny człowiek, przy podejmowaniu się realizacji zadań na uczelnię lub w pracy wszystko podlega planowaniu, najczęściej według zasady "dziel i zwyciężaj". Jednak mimo mnóstwa aplikacji do tego celu stworzonych, ja zawsze wszystkie koncepty, szkice i plany muszę mieć rozrysowane na kartce na biurku. Wtedy raz, że najlepiej widać efekty postępu prac, a dwa - można tam nanieść w kilka sekund poprawi rewolucjonizujące jakiś projekt czy dokument. To, że bardzo często i tak w ramach dokumentacji muszę przyklepać to wszystko na ekran jestem zmuszony wliczyć w tracony zbędnie czas...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety, to dotyczy również mnie. To chore przeświadczenie, że nie zamknąłem drzwi wychodząc normalnie nie daje mi spokoju. Jak jestem poza domem to ciągle sprawdzam, czy mam wszystko w kieszeniach. Po tym jak zgubiłem telefon już w ogóle zahacza to już o paranoję, heh.

Co do Walentynek. Jak znam życie moja druga połówka będzie je spędzała w pracy :dry: Ale cóż poradzić. Odbijamy sobie innego dnia.

Sam często bywam rozkojarzony. Nie wiem jaka jest tego przyczyna, może dlatego, że większość czasu spędzam sam i jak ktoś coś do mnie mówi to po pewnym czasie się wyłączam i myślę o swoich sprawach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, mnie się na szczęście nigdy nie zdarzyło zgubić lub zapomnieć żadnej ważnej rzeczy, raz tylko zgubiłem czapkę ale wyglądałem w niej jak Kurt Cobain....... albo bezdomny. Ale już 3 razy musiałem wskakiwać do sąsiadów na balkon bo oni zatrzasnęli klucze.... :pokerface:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale mam dzisiaj dzień...

Mój tato miał dzisiaj jechać do Nowej Soli na operację kręgosłupa. Miał na godz. 8 rano, a Nowa Sól jest położona od Bogatyni, w której mieszkam o 146 km (zmierzyłem). Cóż, jako że zostanie w szpitalu, to ktoś musi odprowadzić autko. Padło na mnie (ok, zgłosiłem się na ochotnika). Pobudka o 4 rano, na dodatek zasnąć nie mogłem. Wiadomo, ciężka operacja taty nie wpływała relaksująco na stan mojego umysłu. O 5 rano wyjazd. Na dworze -15 stopni... Cóż, odświeżyło mnie to nieco. Jedziemy sobie spokojnie, bo i dość ślisko. Wjeżdżamy na A4, gdzie warunki się mocno poprawiły (-13 i sucho, no i najważniejsze, nie ma dziur :]). Rozpędzamy autko do 140 km na godz i po przejechaniu kilku kilometrów wyskakuje nam na pas pieszy! Niedaleko, na pasie awaryjnym stało jego auto. Stary Golf. Była mniej więcej 5:45. Zatrzymujemy się (trzeba pomagać bliźnim w potrzebie, prawda :]?) i podchodzimy do niego, by się dowiedzieć, o co chodzi. Pierwsze, co zwróciło moją uwagę, to masakrycznie zaszronione szyby w Golfie. Gościu nas prosi, byśmy mu z autem pomogli. Ok, podchodzimy do przodu, do otwartej maski, a ten wyjeżdża z pytaniem, gdzie do silnika olej się wlewa... Otworzyłem koparę na całą szerokość i zaniemówiłem :D. Odebrało mi na chwilę mowę po prostu.

Zdradziliśmy mu tą straszną tajemnicę. Żeśmy się całą drogę z tego śmiali :].

Jeszcze więcej śmiech mieliśmy z faktu, że facet czekał na kogoś, kto mu powie, gdzie olej się wlewa przez prawie 2 godz! Na autostradzie, w temperaturze - 15 stopni! Szok normalnie :P.

Dojechaliśmy w końcu na miejsce, tato został skierowany na EKG (czy co to tam było) i potem prosto do swojego pokoju. Cóż, pożegnałem się i do domu. Będąc wreszcie pod garażem, po prawie dwóch godzinach jazdy, dostaje telefon. Mam się wracać! Zmęczony i wściekły jak sto diabli po kolejnych prawie dwóch godzinach dojeżdżam z powrotem do Nowej Soli i dowiaduję się, że tato miał już nieaktualne wyniki badań. Na szczęście zastępca ordynatora, po zbadaniu ojca, odradził mu operację. Nie ma zmian neurologicznych, więc operacja nie jest potrzebna. Bo to ostateczność. Hurra! Tylko ile czasu (i paliwa!) zmarnowałem... Ogólnie, to do domu dotarłem dopiero po piętnastej. Jestem zmęczony, śpiący i już na szczęście nie głodny. Tyle dobrze. Z wielką chęcią walnął bym się lulu, ale pewnie wstanę o 20 i co będę całą noc robić? A na dodatek muszę jutro rano wstać. Niestety, jest poniedziałek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...