Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Turambar

Forumowicze o Sobie IX

Polecane posty

Temat zamiera, więc pogadajmy o żarciu. A konkretniej o dietach.

Skąd taki durny pomysł? Ano stąd, że krew mnie zalewa, kiedy surfuję sobie w internecie i natrafiam na artykuły, wychwalające dietę taką a taką, dzięki której schudnie się 100 kilo w 34 sekundy. I potem zaczyna się dyskusja, w której prym wiodą grube kobiety, pragnące schudnąć stosując najbardziej wymyślne sposoby, typu połykanie jajeczek tasiemca, czy wcieranie paprykarzu szczecińskiego pod pachy.

A rozwiązanie problemu otyłości jest niezwykle proste - wystarczy mniej żreć. Koniec kropka, diety odchudzające są niepotrzebne.

Nie tylko mniej, ale i rozsądniej, bo jeśli ktoś postanawia jeść mniejsze śniadanie, obiad i kolację, ale za to jako bułkę na drugie śniadanie zjada hamburgera fast-foodowego, to raczej nie schudnie ;)

Sama korzystam z diety 'najwyżej 1000kcal' - jem co 4-5 godziny coś małego i zdrowego i udaje mi się utrzymać idealne BMI, nawet mimo faktu, iż z domu wychodzę raz na 1-2 tygodnie :D . W sumie fajna sprawa - bo człowiek nabiera nawyku czytania, co jest w składzie danego produktu (np. soki są 2-4x 'cięższe' od wody smakowej @_@, a także nauczyć się co oznaczają niektóre 'witaminki E-ileś' z tyłu).

Wg mnie autobus to w ogóle nieodpowiednie miejsce do przewożenia dzieciaków. Zwłaszcza tych w wózkach. Nie wiem, może ja mam pecha, ale zawsze jak do autobusu (czy tramwaju) ładuje się jakaś baba z wózkiem, to mogę być pewien, że albo dzieciak będzie krzyczał, albo matka.
A moim zdaniem autobus to nieodpowiednie miejsce do przewożenia osób, które stale na wszystko narzekają. No naprawdę, niezależnie od tego, czy ma się miejsce stojące, czy siedzące i w którym miejscu, a nawet niezależnie od ich wieku, płci i stanu cywilnego - wszędzie i wszystkie są równie denerwujące ;]

Wybaczcie, ale naprawdę was nie rozumiem. Ledwo co rok temu w FoSie było wielkie narzekanie na starszych ludzi, że sobie bezczelnie jeżdżą autobusami i to rankami, południami i popołudniami, kiedy biedna, zmęczona młodzież jedzie do/wraca ze szkoły. Teraz widzę czepianie się matek z dziećmi. No bo przecież skoro kobieta zajmuje się dzieckiem sama, robi zakupy, to jeszcze powinna zasuwać parę(naście) kilometrów na piechotę, żeby sobie inni mogli wygodnie postać bez buczenia dziecka w miejscu, które zapewne jakiś patafian przeznaczył na wózki dla dzieci, zamiast wydzielić złotą ławkę dla narzekaczy. I czy za to, że dziecko jest głośne (bo wy na pewno jako dzieci nie wydawaliście z siebie żadnego dźwięku) powinno być odseparowane od społeczeństwa? Tylko jak i gdzie ono ma się nauczyć właściwego zachowania wśród grupy ludzi, jeśli nie wśród nich - niezależnie, czy w autobusie, czy w kościele?

Ciekawe, co będzie za rok? 'Bo ci bezczelni niepełnosprawni na wózkach zajmują miejsce, przeszkadzają swoim widokiem mnóstwu osób i zajmują miejsce dla niepełnosprawnych, gdzie inaczej mogłoby postać 2 ludzi'?

Dlaczego przy okazji wspomniałem o chrzcie? Ano dlatego, że przeklinający dzieciak był z tej rodziny, której członków ani razu w kościele nie widziałem - chrzest bliskiej osoby był powodem, dla którego poszli do świętego miejsca. Po prostu wstyd...
Wybacz, ale czemu aż tak bardzo cię obchodzi życie religijne innych osób? Zawsze wydawało mi się to sprawą prywatną. I co jest złego w tym, że mogą być niewierzący, a osoba, nad którą odprawia się rytuał religijny jest dla nich na tyle ważna, że idą tam mimo przekonań? To brzmi trochę jak te 'baby kościelne', które chodzą tam nie po to, aby się modlić, tylko w myślach robić listę obecności, patrzeć, kto się w co ubiera... A do kościoła się chyba idzie dla własnych przeżyć religijnych, a nie obserwacji czyichś?
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skąd taki durny pomysł? Ano stąd, że krew mnie zalewa, kiedy surfuję sobie w internecie i natrafiam na artykuły, wychwalające dietę taką a taką, dzięki której schudnie się 100 kilo w 34 sekundy. I potem zaczyna się dyskusja, w której prym wiodą grube kobiety, pragnące schudnąć stosując najbardziej wymyślne sposoby, typu połykanie jajeczek tasiemca, czy wcieranie paprykarzu szczecińskiego pod pachy. A rozwiązanie problemu otyłości jest niezwykle proste - wystarczy mniej żreć. Koniec kropka, diety odchudzające są niepotrzebne.

To nie takie proste. Istnieją osoby, które mają genetyczne predyspozycje do tycia. Poza tym są diety i "diety". Jedni chcą bez wysiłku i szybko schudnąć, inni chcą zamienić tuczące potrawy na coś zdrowszego i równie sycącego głód. Ja trzymam się granicy stu kilogramów z niewielkimi wachnięciami w dół i w górę, ale z powodu mojego dosyć sporego wzrostu nie jest to tak widoczne. Często osoby ważące mniej ode mnie, ale niższe bardziej przypominają sumo niż ja. Uważam, że przejmowanie się dietami i wagą prowadzi do problemów na gruncie psychicznym oraz fizycznym (choćby poprzez głodzenie się, prowokowanie wymiotów, itp.). Do ćwiczeń w stylu "Aerobiczna Szóstka Weidera" brakuje mi samozaparcia, a upały niespecjalnie zachęcają mnie do wychodzenia i maratonów. Z kolei zimną jest na to raczej za zimno. Rower stoi zakurzony, bo nie mam pewności czy na drodze nie trafię na kierowcę, który ma w zwyczaju "wzmacniać się" i skreślać rowerzystów na boku swojej maszyny, chodniki są wąskie i nie ma ścieżek rowerowych, a na polne drogi i bezdroża się ten sprzęt nie nadaje.

Wg mnie autobus to w ogóle nieodpowiednie miejsce do przewożenia dzieciaków. Zwłaszcza tych w wózkach. Nie wiem, może ja mam pecha, ale zawsze jak do autobusu (czy tramwaju) ładuje się jakaś baba z wózkiem, to mogę być pewien, że albo dzieciak będzie krzyczał, albo matka.

Nie oszukujmy się. Najlepszym sposobem komunikacji w większym mieście jest komunikacja miejska. Szczególnie autobus. Samochód może utknąć w korku lub nie będzie gdzie go zaparkować, dostanie się na inny koniec miasta z wózkiem na pichotę raczej odpada, więc powiedziałbym, że ciężko znaleźć lepszy środek do przewozu osób i mienia od autobusów. Bardziej irytuje mnie, że nastała jakaś moda na miniaturyzację i w większości pojazdów nie jestem w stanie usiąść prosto, bo ryzykuję złamanie kolan. Z tego powodu zmuszony jestem na ogół siedzieć bokiem. Najchętniej posadziłbym projektantów, żeby sami przetestowali wygodę swojej konstrukcji. Na sobie. Nagłej miniaturyzacji narodu jakoś nie zauważyłem, nad tłumem nie góruję jakoś specjalnie, więc to pewnie chęć upchnięcia jak największej liczby siedzeń kosztem komfortu pasażerów. Wręcz odechciewa się siadać na niektórych miejscach. A opłaty za bilet miesięczny mają wzrosnąć/już wzrosły...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wg mnie autobus to w ogóle nieodpowiednie miejsce do przewożenia dzieciaków. Zwłaszcza tych w wózkach. Nie wiem, może ja mam pecha, ale zawsze jak do autobusu (czy tramwaju) ładuje się jakaś baba z wózkiem, to mogę być pewien, że albo dzieciak będzie krzyczał, albo matka.

Kupisz mi samochód? Zapłacisz za taksówkę? Nie? To nie marudź. A płacz to pewnie reakcja na Ciebie... A tak nieco mniej zjadliwie. Dla wielu osób komunikacja publiczna to jedyny sposób na przedostanie się przez miasto. A niemowlaki/małe dzieci mają to do siebie, że czasem nie lubią przebywać długo w wózku. Wolą z mamą. A w autobusie (zwłaszcza pełnym) wzięcie dziecka na ręce może być niebezpiecznie. Innymi słowy - trochę wyrozumiałości.

Inna sprawa - nie mogę zdzierżyć matek/ojców wydzierających się na dziecko za byle co. Czasem po prostu widać jak wyłażą z nich własne frustracje.

A płaczące dzieciaki, to już w ogóle koszmar. Nie wiem jak matki wytrzymują z czymś takim. :/

Jak? Po prostu. Nie ma w tym nic dziwnego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No naprawdę, niezależnie od tego, czy ma się miejsce stojące, czy siedzące i w którym miejscu, a nawet niezależnie od ich wieku, płci i stanu cywilnego - wszędzie i wszystkie są równie denerwujące ;]

Coś w tym jest, bo takie zachowanie zauważam u siebie. Co prawda nie narzekam na głos (chyba, że wydarzy się coś, co będzie tego naprawdę warte), ale w środku, to cały się gotuję. Sam fakt podróżowania komunikacją miejską jest dla mnie drażniący; po prostu nie lubię, jak jest dużo ludzi dookoła mnie, nie cierpię jak jakiś pijaczyna zatacza się po całym autobusie, rozlewając przeróżne trunki na siebie i innych, szlag mnie trafia jak ktoś puszcza muzykę z telefonu, gada przez niego głośniej, niż pracujący silnik... itede itepe. Ogólnie nie lubię miasta, tego pośpiechu, hałasu, jego wielkości i faktu, że wszędzie jest daleko. Owszem, miasto ma swojne plusy, w końcu jest w nim masę fajnych miejsc, w których miło można spędzić czas, ale na dłuższą metę miejskie życie jest dla mnie strasznie męczące. Dlatego kiedy w roku akademickim wracam do mojej małej mieściny na weekendy, to czuję się jak nowonarodzony.

Teraz widzę czepianie się matek z dziećmi.

Nic na to nie poradzę. Kiedy jestem w złym humorze, staję się naprawdę wredny i nie obchodzi mi, czy ktoś jest matką, starszą kobietą, czy kimkolwiek, kto według konwenansów wymaga szacunku, bez wględu na humor osoby, która ten szacunek powinna okazywać. ;) Jak już wspomniałem, wszelkie uwagi i złorzeczenia zachowuję dla siebie (nie licząc oczywiście rozmów ze znajomymi, czy pisaniu na forum), także myślę, że nie jest jeszcze ze mną aż tak tragicznie.

JDo ćwiczeń w stylu "Aerobiczna Szóstka Weidera" brakuje mi samozaparcia, a upały niespecjalnie zachęcają mnie do wychodzenia i maratonów.

Ja z kolei przez ostatnie dwa lata studiów, miałem zajęcia na siłowni - w ramach wuefu. Swojej mizernej sylwetki raczej nie poprawiłem, w końcu siłownia raz na tydzień (a często nawet rzadziej, bo nie zawsze chce mi się jechać przez cały Poznań na jakiś tam nędzny WF) to nic specjalnego, ale przynajmniej mogę stwierdzić, że (przynajmniej dla mnie) ćwiczenia są niemożliwie wręcz nudne. Siedzisz na tyłku, tam coś podciągniesz, gdzie indziej podniesiesz, trochę się porozciągasz - nuuudy. Wiele razy myślałem nad tym, żeby poważniej zabrać się za rozwijanie mego boskiego ciała, ale wiem, że po prostu nie wyrobiłbym z nudów. Dlatego podziwiam ludzi, którym chce się biegać, uprawiać jakieś sporty, chodzić na siłownie i w ogóle w jakieś inne sposoby dbać o swój stan fizyczny. Nie dość, że to wymaga sporo czasu, to jeszcze więcej samozaparcia.

Dwa lata temu i wcześniej praktycznie przez całe wakacje jeździłem na rowerze, ale ostatnimi czasy nawet na to nie mam ochoty. :/

Samochód może utknąć w korku lub nie będzie gdzie go zaparkować, dostanie się na inny koniec miasta z wózkiem na pichotę raczej odpada, więc powiedziałbym, że ciężko znaleźć lepszy środek do przewozu osób i mienia od autobusów.

Zdaję sobie z tego sprawę, ale tak czy owak irytuję się, kiedy coś mi nie pasuje. I nie myślę wtedy, że dla matki z dzieckiem nie ma innego sposobu na przedostanie się z punktu A do punktu B, niż autobusem właśnie, ale co zrobić... Ja ogólnie nie lubię ludzi, więc jak jeszcze ich zachowanie (świadome, czy też nie - małe dzieci) przeszkadza mi w czymkolwiek, to mam ochotę zabijać. ;) Coś czuję, że na starość będę niezłym zgredem.

Wręcz odechciewa się siadać na niektórych miejscach. A opłaty za bilet miesięczny mają wzrosnąć/już wzrosły...

W Poznaniu chyba już wzrosły, acz pewny nie jestem. Po prostu od kilku miesięcy jeżdżę na gapę - jak narazie z powodzeniem. Unikam tylko tramwajów, gdyż z własnego doświadczenia wiem, że tam są częściej kontrole... Chyba.

Co do rozmiarów siedzeń i tym podobnych - niestety, tu nie mogę już sobie ponarzekać, bo przy moich miernych 170cm i 60kg wszystko jest dla mnie wielkie. :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W Poznaniu chyba już wzrosły, acz pewny nie jestem. Po prostu od kilku miesięcy jeżdżę na gapę - jak narazie z powodzeniem.

Wybacz, kolego - jeżeli nie płacisz za bilety, to nie masz prawa narzekać. Ale to robisz. Co stawia Cię bardzo, bardzo nisko w oczach chyba każdego. Życzę wielu kanarów i kilkuset złotowych mandatów.

W pale się nie mieści, nie płaci i narzeka. woot.gif

Wybaczcie, że tak z doskoku i ignorując inne posty - po prostu jak to przeczytałem, to musiałem podejść do okna i zastanowić się nad sensem ludzkości, jeżeli posiada takie jednostki. :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybacz, kolego - jeżeli nie płacisz za bilety, to nie masz prawa narzekać. Ale to robisz. Co stawia Cię bardzo, bardzo nisko w oczach chyba każdego. Życzę wielu kanarów i kilkuset złotowych mandatów.

W pale się nie mieści, nie płaci i narzeka

Podpisuję się pod życzeniami. Wiesz matki z dziećmi, i pijacy, i nastolatki, które stać na najnowszy telefon - ale na słuchawki za kilka złotych już nie... Każde z nich, o ile zapłaciło za bilet, ma większe prawo na przejazd, niż ty. Ale to ty narzekasz na 'zbulwersowane mamuśki', które nie mają gdzie wózka położyć i w ogóle psioczysz na to, że w autobusach ścisk. Tylko szkoda, iż nie przejmujesz się faktem, iż właśnie przez gapowiczów nie ma pieniędzy na wymianę autobusów na nowe modele, dodanie jakichś dodatkowych w godzinach szczytu aby był mniejszy ścisk i tak dalej.

Nie zdarzyło mi się jeszcze nigdy jechać na gapę, nawet mimo tego, że i autobusami, i pociągami jeżdżę po trasach, gdzie często nie sprawdza się biletów. Bo tu chodzi o zwykłą, ludzką uczciwość.

Ja z kolei przez ostatnie dwa lata studiów, miałem zajęcia na siłowni - w ramach wuefu. Swojej mizernej sylwetki raczej nie poprawiłem, w końcu siłownia raz na tydzień (a często nawet rzadziej, bo nie zawsze chce mi się jechać przez cały Poznań na jakiś tam nędzny WF) to nic specjalnego, ale przynajmniej mogę stwierdzić, że (przynajmniej dla mnie) ćwiczenia są niemożliwie wręcz nudne. Siedzisz na tyłku, tam coś podciągniesz, gdzie indziej podniesiesz, trochę się porozciągasz - nuuudy. Wiele razy myślałem nad tym, żeby poważniej zabrać się za rozwijanie mego boskiego ciała, ale wiem, że po prostu nie wyrobiłbym z nudów. Dlatego podziwiam ludzi, którym chce się biegać, uprawiać jakieś sporty, chodzić na siłownie i w ogóle w jakieś inne sposoby dbać o swój stan fizyczny. Nie dość, że to wymaga sporo czasu, to jeszcze więcej samozaparcia.
A, niekoniecznie nudne. Przez parę miesięcy testowałam Wii z nakładką Fit i nie dość, że znacznie poprawiłam sobie wtedy sylwetkę, to jeszcze świetnie się bawiłam - i to nie ważne, czy zjeżdżając w domu na nartach, uprawiając jogę, pompki czy grając w tenisa z rodziną. Aczkolwiek wydaje mi się, że dalszą część dyskusji o wadze, ćwiczeniach etc. Moglibyśmy przenieść do tematu fitness.

Inna sprawa - nie mogę zdzierżyć matek/ojców wydzierających się na dziecko za byle co. Czasem po prostu widać jak wyłażą z nich własne frustracje.
Niestety, to częsty widok - albo rodzice całkowicie obojętni na zachowanie dziecka, albo wydzierający się, rzucający wulgaryzmami i tak dalej. Dzięki temu aż się cieplej na sercu robi, jak się widzi rodzica, który w miejscu publicznym mówi do dziecka. Albo rozmawia z nim. Domyślam się, że to pewnie ciężkie po kilku godzinach przebywania poza domem, w hałasie, nerwach i tak dalej, ale możliwe :)

Ależ oczywiście. Tylko jak można skupić się na mszy, kiedy ciągle ktoś "drze papę"?
Sam mówiłeś, że ten głośny dzieciak pojawił się tylko jeden raz, to już chyba można przetrzymać? Albo po mszy podejść i zwrócić uwagę.

EDIT:

Z tym, że ja narzekam na ludzi, a nie na kondycję komunikacji miejskiej. A płacenie (czy też nie) za bilety nie wpływa na to jak reaguje na innych ludzi, którzy dzielą ze mną smutny los pasażera autobusu.
Nie zmienia to też faktu, iż jest to złodziejstwo.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podpisuję się pod życzeniami.

No cóż, dziękuję. Na gapę będę jeździł tak długo, aż nie dostanę mandatu. Co prawda czasem jednak kupię bilet - jak nie mogę uniknąć jazdy tramwajem, czy kiedy czuję się obserwowany przez kanara. Ale kontrole są tak rzadko, że postanowiłem zaryzykować i spróbować oszczędzić. Jak się nie uda, to będę miał nauczkę.

Tylko szkoda, iż nie przejmujesz się faktem, iż właśnie przez gapowiczów nie ma pieniędzy na wymianę autobusów na nowe modele, dodanie jakichś dodatkowych w godzinach szczytu aby był mniejszy ścisk i tak dalej.

To niech wprowadzą częstsze kontrole, wtedy problem gapowiczów zniknie. Jak już mówiłem, od kilku miesięcy jeżdżę na gapę. Nie wiem dokładnie od ilu, ale (nie licząc wakacji), wydaję mi się, że trochę od ponad dwóch. W tym czasie nie spotkałem ani jednego kontrolera... Zwykłe szczęście, czy faktycznie nikt nie sprawdza biletów? :(

Jak jadę pociągiem to zawsze kupuje bilet, bo kontrole są w zasadzie codziennie i na każdej trasie. ;) Gdyby tak było w komunikacji miejskiej...

EDIT: Ah, a propos jazdy na gapę jeszcze: http://preachinginpoland.com/jazda.htm :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To niech wprowadzą częstsze kontrole, wtedy problem gapowiczów zniknie. Jak już mówiłem, od kilku miesięcy jeżdżę na gapę. Nie wiem dokładnie od ilu, ale (nie licząc wakacji), wydaję mi się, że trochę od ponad dwóch. W tym czasie nie spotkałem ani jednego kontrolera...

Brawa za mentalność. Czyli co - gdybyś miał pewność, że nikt Cię nie złapie, to byś bez oporów komuś podp...rowadził auto? Narzekasz na innych ludzi, a sam jesteś doskonałym przykładem mentalności, która sprawia, że wielu rzeczy w Polsce nie da się zmienić. Cwaniactwo, hipokryzja i oportunizm.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To niech wprowadzą częstsze kontrole, wtedy problem gapowiczów zniknie.
To może się jeszcze okaże, że to ich wina, że ich okradasz, bo... przez gapowiczów nie mają dość pieniędzy, żeby zatrudnić więcej pracowników (którzy np. mogliby kontrolować bilety)? To coś jak usprawiedliwiać się z włamania do domu "mieli tylko 3 zamki w drzwiach! Jakby mieli 4, to wtedy bym ich nie okradł, sami są sobie winni. Kowalscy mieli 4 zamki w drzwiach, więc okradłem tylko ich sąsiadów. Patrzcie, jakim dobry".

Co do linka o pawie (pawiu?) Bożym: myślę, że w tym wypadku jednak prawo ludzkie mówi wystarczająco dużo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jazda na gapę. Cóż jeszcze mi się to nie zdarzyło, nie wiem czy to przez to, że się boję jak mnie złapią, czy przez to, że po prostu nie chę być zwykłym oszustem!

Jaka u was jest pogoda, bo u mnie strasznie gorąco. Piekło się chowa;). Mam nadzieję, że jutro będzie troszkę chłodniej, bo przy takim upale to nawet wstać s krzesła się nie chce.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdaję sobie z tego sprawę, ale tak czy owak irytuję się, kiedy coś mi nie pasuje. I nie myślę wtedy, że dla matki z dzieckiem nie ma innego sposobu na przedostanie się z punktu A do punktu B, niż autobusem właśnie, ale co zrobić... Ja ogólnie nie lubię ludzi, więc jak jeszcze ich zachowanie (świadome, czy też nie - małe dzieci) przeszkadza mi w czymkolwiek, to mam ochotę zabijać. ;) Coś czuję, że na starość będę niezłym zgredem.

Amusing. Zazwyczaj ludzie mawiają, że to mnie brakuje uczuć i empatii, kiedy tak naprawdę jest w stanie wczuć się w sytuacji innej osoby lub przynajmniej zrozumieć ją na poziomie intelektualnym. Dlatego mogą mnie denerwować drące się dzieci - sam ich mieć nie zamierzam - ale jestem w stanie zrozumieć matki, które są po prostu zmuszone do korzystania z transportu publicznego. Podobnie jak znakomita większość mieszkańców miasta. Bardziej mnie drażni pasywna postawa niektórych, gdy zamiast dziecko uciszyć (niekoniecznie przy pomocy poduszki) stoją nieruchomo z boku, jakby to ich nie dotyczyło. Pewnie mają już w tym doświadczenie.

W Poznaniu chyba już wzrosły, acz pewny nie jestem. Po prostu od kilku miesięcy jeżdżę na gapę - jak narazie z powodzeniem. Unikam tylko tramwajów, gdyż z własnego doświadczenia wiem, że tam są częściej kontrole... Chyba.

Co do rozmiarów siedzeń i tym podobnych - niestety, tu nie mogę już sobie ponarzekać, bo przy moich miernych 170cm i 60kg wszystko jest dla mnie wielkie. :P

Fajną masz moralność. Narzekasz na osoby podróżujące transportem miejskim, kiedy sam bezprawnie blokujesz miejsce w autobusie, bo jedziesz na gapę. To tak, jakby złodziej narzekał na to, że go okradli. Żałosne. Aż się zastanawiam, ile osób korzystających z komunikacji miejskiej szkodzi w ten sposób współpasażerom i ile można by uzyskać dodatkowej przestrzeni po wycięciu elementu gapowskiego. Może zamiast tego przejdź się do punktu przeznaczenia? Wtedy zrozumiesz, że dla wielu korzystanie z zapchanych autobusów/tramwajów/metra/pociągów to po prostu smutna konieczność.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... Ale też i na pewno lepsze rozwiązanie niż chodzenie na piechote przez pół Warszawy. Ja, który kupuję co miesiąc bilet na pociąg do szkoły (a które co jakiś czas są podwyższane i tak). Ja wiem, że o PKP mówi się tylko źle, ale bądźmy ludźmi - w cenę biletu jest wliczona pensja konduktorów, od których jednak jakość usług nie należy, a mimo to wykonują swoją pracę. Więc teraz dałeś niezły popis, mówiąc, ze w ogóle nie płacisz za bilety :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zdarzyło mi się jeszcze nigdy jechać na gapę, nawet mimo tego, że i autobusami, i pociągami jeżdżę po trasach, gdzie często nie sprawdza się biletów. Bo tu chodzi o zwykłą, ludzką uczciwość.
Raz czy dwa zdarzyło mi się jechać na gapę, ale nie jest to ani fajne (świadomość, że gdzieś tam czai się kanar) ani podbudowujące mniemanie o sobie dlatego też bilety niemal zawsze mam i z nich korzystam... nawet kiedy po skasowaniu zorientowałem się, że jestem jedynym pasażerem autobusu (pyt.: czy kiedykolwiek byliście świadkiem sytuacji, że kierowca zatrzymał pojazd i sam poprosił o bilet? Z tego co pamiętam jest do tego uprawniony, ale mam wrażenie, że w praktyce jedynie kanary dokonują inspekcji ;))

Niestety, to częsty widok - albo rodzice całkowicie obojętni na zachowanie dziecka, albo wydzierający się, rzucający wulgaryzmami i tak dalej.
Kwestia podejścia i wychowania od najmłodszych lat ;) Jak miałem 5-6 lat to podobno, sam akcji nie pamiętam, za to matka i owszem (;p), bardzo chciałem pewną rzecz, tak, że na "nie" zareagowałem rzutem na podłogę i rykiem... rodzicielka ze spokojem podniosła mnie, wyprowadziła ze sklepu, strzeliła klapsa i był spokój. Nie, nie jestem fanem "przymusu bezpośredniego", ale uważam, że każda sytuacja ma do zastosowania adekwatną metodę.

No cóż, dziękuję. Na gapę będę jeździł tak długo, aż nie dostanę mandatu.
Czyli co... nie będzie zamykał na klucz swojego mieszkania tak długo jak cię nie okradną? Nie będziesz rozglądał się przechodząc przez ulicę tak długo jak cię ktoś nie przejedzie (nie mówię tu o pasach chociaż NIGDY nie zakładam, że kierowca mnie widzi i ma zamiar się zatrzymać dopóki odległość między mną a samochodem jest odpowiednia albo widzę, że hamuje)? Nie będziesz płacił rachunków dopóki komornik nie zapuka do twoich drzwi? Panie, daj pan spokój i naprawdę popracuj nad mentalnością, bo deklarowanie czegoś takiego nie wpływa dobrze na ocenę danego człowieka ;)
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

przez gapowiczów nie mają dość pieniędzy, żeby zatrudnić więcej pracowników (którzy np. mogliby kontrolować bilety)?
Co do kontrolerów biletów, to dla nich najlepiej by było, gdyby ludzie jeździli bez biletów. :happy: Z tego co wiem, to poza odgórnie ustaloną, stałą pensja, kontrolerzy mają dodatkowe zyski od każdego mandatu za brak biletu.

pyt.: czy kiedykolwiek byliście świadkiem sytuacji, że kierowca zatrzymał pojazd i sam poprosił o bilet?
Nie i mam nadzieję, że nigdy nie będę świadkiem takiej sytuacji. Ja od kierowcy wymagam tego, aby dowiózł mnie na czas, a nie sprawdzał bilety pasażerów. Do tego w zupełności wystarczają kontrolerzy. :happy:

nawet mimo faktu, iż z domu wychodzę raz na 1-2 tygodnie
Jejku. Ja przynajmniej raz na parę dni, muszę pójść na jakiś spacer, inaczej zacznie mnie bolec głowa i ogólnie będę w nie najlepszej formie. No chyba, że jest to spowodowane złym stanem zdrowia, wtedy to co innego.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie i mam nadzieję, że nigdy nie będę świadkiem takiej sytuacji. Ja od kierowcy wymagam tego, aby dowiózł mnie na czas, a nie sprawdzał bilety pasażerów. Do tego w zupełności wystarczają kontrolerzy. :happy:

Ale to wbrew pozorom nie jest taki głupi pomysł i mógłby zwiększyć przychód z jednego klienta prawie do ceny biletu - parę razy miałem okazję być w Londynie i za każdym razem jadąc tamtejszym autobusem pasażerowie musieli 'pyknąć' biletem przy wejściu kierowcy (tam co prawda są, a przynajmniej były, innego typu bilety - na zasadzie impulsów) - kilka razy byłem świadkiem sytuacji, w której kierowca po prostu nie ruszał dopóki dana osoba nie zapłaciła za przejazd lub wysiadła z autobusu.

Z tym, że ten pomysł wydaje mi się najlepszy przy bardzo dużej liczbie linii obsługiwanych przez małe autobusy - nie wyobrażam sobie tego przy wielkich solarisach, albo w nowych tramwajach pesa ('czarnych mambach' ;) )

Pozdrawiam,

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pyt.: czy kiedykolwiek byliście świadkiem sytuacji, że kierowca zatrzymał pojazd i sam poprosił o bilet?
No niestety takie sytuacje zdarzają się w Katowicach... Kilka dni temu chciałam pojechać do centrum, ogólnie było sporo ludzi w autobusie i na przystankach. I co się okazało, kierowca żądał od każdego z wsiadających, na każdym przystanku, by okazali mu bilet. Nie ruszał z miejsca, dopóki nie przekonał się, że nie ma wśród pasażerów gapowiczów. Już nie wspomnę, ile czasu zajęło to całe sprawdzanie... Więc ja się pytam, od czego w takim razie są kontrolerzy? Na sprawdzenie biletów przez kanara trafiłam zaledwie kilka razy, a przez 3 lata dojeżdżania do liceum, tylko raz (!) zdarzyła się taka kontrola...

Była jeszcze jedna, nieprzyjemna sytuacja w innym autobusie, kiedy to strasznie mi się spieszyło, więc siedziałam na miejscu i w myślach poganiałam autobus. Jednak szanowny pan kierowca, postanawiając skontrolować wszystkich wsiadających, kiedy zobaczył, że jakiś młodzieniec wszedł do autobusu tylnymi drzwiami, kazał mu natychmiast podejść do okienka i pokazać bilet. Nastąpiła wymiana zdań, czas leciał, a kierowca nie ruszał. W końcu chłopak się poddał, od razu powiedział, że nie ma biletu i wysiadł. No ja rozumiem, że ludzie wsiadający tylnymi drzwiami mogą być podejrzewani o nieposiadanie biletu, kradzieże i gwałty, ale to też nie powód, żeby na każdym przystanku marnować po 5-10 minut na kłótnie i sprawdzanie biletów pozostałych. Autobusy już i tak są zwykle spóźnione, szczególnie w godzinach popołudniowych, więc po co je jeszcze bardziej opóźniać? :x

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

i za każdym razem jadąc tamtejszym autobusem pasażerowie musieli 'pyknąć' biletem przy wejściu kierowcy
Taki system ma dla mnie sens, ale zatrzymywanie przez kierowcę autobusu, aby skontrolować każdego pasażera, już niekoniecznie :wink: Ewentualnie, dobrym pomysłem było by kupowanie biletów bezpośrednio u kierowcy. Z doświadczenia wiem, że przebiega to w miarę sprawnie, nawet przy sporej ilości wsiadających osób, a i jazda na gapę wtedy jest praktycznie niemożliwa.

No ja rozumiem, że ludzie wsiadający tylnymi drzwiami mogą być podejrzewani o nieposiadanie biletu, kradzieże i gwałty,
Ale to do autobusów w Katowicach, można wsiadać tylko przez przednie drzwi? Troszkę to musi być niewygodne w godzinach szczytu, gdy ludzi jest multum, a wejście tylko jedno.

Nastąpiła wymiana zdań, czas leciał, a kierowca nie ruszał.
Dlatego właśnie uważam, że kontrolowanie pasażerów przez kierowcę to poroniony pomysł. Wystarczy mi to, że nieraz przez korki jadę kilkanaście minut dłużej, niż powinienem.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale to do autobusów w Katowicach, można wsiadać tylko przez przednie drzwi?
A i owszem, choć to nie zawsze się zdarza. Zależy od kierowcy. Czasem, mimo że wsiada tłum ludzi, kierowca otwiera tylko te przednie drzwi i zaraz robi się chaos. Ludzie się cisną z przodu, kiedy z tyłu jest dużo luźniej. Tymczasem ci, którzy chcą wysiąść, muszą, uwaga, zaczekać, aż wszyscy wsiadający pasażerowie znajdą się w autobusie. Dopiero wtedy pozostałe drzwi są otwierane i można wysiąść... Ale tak jak mówiłam, nie jest to przestrzegane we wszystkich autobusach. I całe szczęście, bo zwariować by można... :rolleyes:
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do kontrolerów biletów, to dla nich najlepiej by było, gdyby ludzie jeździli bez biletów. happy.gif Z tego co wiem, to poza odgórnie ustaloną, stałą pensja, kontrolerzy mają dodatkowe zyski od każdego mandatu za brak biletu.
Nie. Najlepiej by było, gdyby społeczeństwo było dość dojrzałe, aby wszyscy zawsze kupowali bilet, a sprawdzanie ich było zwykłą formalnością - bo wtedy byłoby potrzebne mniej kontrolerów- straszaków i mniejszą ilość można by było lepiej opłacić. A o tych zyskach od mandatów to nie słyszałam.

Jejku. Ja przynajmniej raz na parę dni, muszę pójść na jakiś spacer, inaczej zacznie mnie bolec głowa i ogólnie będę w nie najlepszej formie. No chyba, że jest to spowodowane złym stanem zdrowia, wtedy to co innego.
Idę na łatwiznę. Mam szeroko otworzone okno, wentylator... I moskitierę, więc jeszcze do tego nic mnie nie pogryzie ;)

Ogłoszenie specjalne: dzisiaj ruszyła zabawa Puzzle Hunt 2011 :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie. Najlepiej by było, gdyby społeczeństwo było dość dojrzałe, aby wszyscy zawsze kupowali bilet, a sprawdzanie ich było zwykłą formalnością - bo wtedy byłoby potrzebne mniej kontrolerów- straszaków i mniejszą ilość można by było lepiej opłacić. A o tych zyskach od mandatów to nie słyszałam.

Tutaj wkraczamy na gunt współzależności policjantów od złodziei ("Przez ciemne zwierciadło" P.K. Dicka się kłania), strażaków-podpalaczy itp. ;]

Procenty od wystawionych (skutecznie - czyli opłaconych) mandatów jak najbardziej funkcjonują, przynajmniej we Wrocławiu - w wypadku 'nieetatowych' kontrolerów (np. dorabiających sobie studentów) jest to wręcz jedyna forma wynagrodzenia. Prowizja wynosi bodaj 10%, podejrzewam, że wystarczy dobrze ułożyć sobie grafik (godziny i linie) by kilkaset plnów miesięcznie wyciągnąć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a przez 3 lata dojeżdżania do liceum, tylko raz (!) zdarzyła się taka kontrola...

No to w okręgu warszawskim jest nieco lepiej, bo średnio raz-dwa na tydzień w czasie mojego dojazdu/powrotu do/z szkoły zdarza się kontrola biletów. Ja tam bilet zawsze mam, więc problemów nie mam, ale rozśmieszyła mnie taka sytuacja:

Jadę sobie do domu ze szkoły, a obok mnie stoi taka mniej więcej w moim wieku "lalunia". Przychodzi pani od sprawdzania biletów - okazuje się, że ta dziewczyna jechała bez biletu oczywiście... I chciała kupić u tej babki - w końcu, po 5 minutach płaczu pani konduktor zgodziła się. Najlepsze jest to, że ta lalunia była tak szczera, że powiedziała, iż jedzie z Warszawy Wschodniej (początek jazdy pociągu) do Skierniewic (ostatnia stacja). Mandacik wyniósłby 56 złotych, a tak kupiła u niej bilet w jedną stronę za... 52 złote. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... ludzie wsiadający tylnymi drzwiami [...] i gwałty...

Ekhm... No... Ten... Przecież wsiadają 'od tyłu' :icon_redface:

Mi się za udało w weekend przeżyć wesele. Co więcej - udało się to także mojej małżonce szanownej, która pierwszy raz zostawiła Maksa na większość wieczora. Maks był z nami do ok. 20, potem odstawiliśmy go opiekunce i do 2 się bawiliśmy. Maks okazał się niezłym imprezowiczom - podrywał różne babeczki, od razu nauczył się tańczyć w kółku... Strach pomyśleć, co będzie wyczyniał na weselach za kilka lat :huh:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...