Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Rankin

Olympus Actionus - temat główny, podejście trzecie

Polecane posty

Ciągnie za sobą Aksuki. Jest w sali z tymi kamieniami. Ogląda wszystkie dokładnie, schodzi do wyznaczonego pola i ogląda kamień na środku. Spod niego wystają kości ręki.

-Pułapka... Obeliks, chodź, robota dla ciebie. Masz zabrać ten kamień ze środka, a potem poustawiać resztę według tego planu.

Rysuje na ziemi taki oto obrazek:

Obeliks wykonuje rozkazy. Po paru minutach wszystko jest na swoim miejscu. W ścianie otwierają się drzwi, za którymi widać Osiedle. Casulono zarzuca sobie na ramię Aksuki i wraca do domu. Daje lekarzom heroskę i każe im przeczyścić truciznę w żyłach dziewczyny z niepożądanych substancji. Potem idzie do machiny-co-tworzy-planety.

-Cześć, machino. No to tak: Chcę żeby jedna planeta była prawdziwym rajem we wszystkich wymiarach. Rajem dla nekromantów. Będzie ona dla nich schronieniem przed wściekłym tłumem ludzi z widłami i pochodniami. Ma być na niej wszystko, co może być przydatne do eksperymentów. Będzie to... Hmm... Nekrum.

Maszyna pracuje.

-Druga ma być prawdziwym kurortem wypoczynkowym. Większość planety mają zajmować pustynie dla Lapidian. Reszta planety to inne tereny. Dżungle, tajgi i inne detale. Gdzieś jeszcze upchnij ocean albo morze. Na budowlach mają być łyżki, rzecz jasna. Nazwę ją... Kurort. Nie chce mi się wymyślać teraz ambitnej nazwy.

Maszyna pracuje.

-Teraz jeszcze odebrać spadek.

Znika i pojawia się w jakimś biurze.

-Czekaliśmy na pana. Proszę tylko podpisać ten mały stos papierów i może pan już rządzić planetą-rajem.

Przed Casulem jest stos dokumentów wysoki na dwa metry. Na każdym jest jakiś kruczek w stylu: "Jeśli podpisujący zje kotlet przeżuwając go jedynie 10 razy, cały spadek dostają: lista nazwisk napisana czcionką 4."

-W porządku. Tylko wezmę coś do pisania.

<brutalna scena, kończąca się spaleniem biura>

-Miło robi się z wami interesy.

Casul wraca na Osiedle z aktem własności w dłoni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Holzen otwiera oczy, widzi pobojowisko, stoi na równych nogach i mętnym wzrokiem patrzy przed siebie.

- Nigdy... więcej... krasnoluda...

Myśli poczynają krążyć po jego głowie. Widzi jakąś rozwałkę w morskim pałacu, przenosiny do Galii, a później... W zasadzie nie wiadomo, komuś najwyraźniej puściły nerwy i wszystko rozd**cył.

- No to ja... Ten... Idę...

Powstaje portal, który zawala się tuż po przejściu Holzena.

Ten pojawia się przed swoją Iglicą, patrząc w górę i widząc, że nowa budowla jest już prawie ukończona.

- Nie próżnowaliście, co?

- Skądże szefie! Forte...

- Ciiiiiii! Miałeś nie wymawiać tej nazwy!

- Przepraszam... W każdym razie, "sam szef wie o co chodzi" jest już prawie gotowe. Lada dzień skończymy pracę.

- Ta, ta... Jasne... Tylko spróbujcie się ślimaczyć, a wam połamię wszystkie kości!

- Ta, jasne...

- Coś mówiłeś, gnojku?!

- Nie, nic szefie! Budowla będzie ukończona w terminie.

- Mam nadzieję... Dla twojego własnego dobra...

I odchodzi do Iglicy. Wchodzi po schódkach do swojej komnaty elektronicznej. Włącza komputer, zasysający moc z kryształów, widzi ekran ładowania się systemu "Godows X-D SP 8" i po chwili widzi swój pulpit.

- Dobra, zobaczmy, co na poczcie...

Odpala "Ozon" i klika na przycisk "poczta".

- Co my tu mamy...

Mam 80 nowych wiadomości... Pisze do mnie Rossmann, Pizza the Hutt... Coś o "enlarge your pen is in coffee" i o pokerowych rozrywkach... Obelix zachęca mnie do wzięcia kredytu i założenia konta oraz ktoś mnie powiadamia, że wygrałem Porsche... Teraz już nawet bogowie muszą się zmagać ze spamem...

Dodaje większość adresów do czarnej listy, przy okazji włączając ten nowy program, który razi nadawców tych śmieci prądem tak skutecznie, że nie mogą oni używać rąk przez tydzień... Biedaczki :)

Czy jest ktoś niżej ode mnie na tym bożym świecie?

Wyłącza pocztę i odpala serwer w Quake'a VIII, grając na razie samemu z botami, może ktoś się dołączy...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Gaszenie Wielkiego Pożaru Sewastii (dalej zwanym WPS) zajęło Cygnusa do reszty. Bardzo żałował tego pojedynku na Lwiej Skale. Zapomniał o tym, że Moith aka Skaza aka Taka (i Itaka, he he he) patronuje ogniowi. Ogniowi? Właśnie! Namówi go do zaprzestania podsycania ognia! Cygnus poleciał na Lwią Skałę ile siły w skrzydłach. Już w powietrzu zaczął wołać oprawcę Sewastian. Wylądował u podnóża monolitu, gdzie ostatnio zostawił nieprzytomnego boga, ale go tam nie było. Wparował więc do jaskini>

- Skazaaa! Takaaa! Moooith! Gdzie jesteś!

<Odpowadała mu głucha cisza.

Tymczasem Sewastia przypominała już spalony kotlet. Nigdzie nie było żywej duszy, natomiast przed wejściem do sewastiańskiego raju stał sznureczek duszyczek. Nie wszyscy jednak zginęli. Ci którzy przeżyli, schronili się u Jambańczyków i Lapidian korzystając z ich gościnności. Zakładali tam prowizoryczne osady uchodźców. Jednakże w ogniu spłonęło około 98% wszystkich Sewastian. Stolica Sewastii - Sewastogród i mniejsze miasto - Cygnusogród spłonęły doszczętnie. Można pokusić się o stwierdzenie, że Sewastia przestała istnieć.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lwia Skała

<U jej stóp leży Moith, słońce zaczyna świecić mu w oczy, powoli odzyskuje przytomność>

Jednak Cygnus nie był taki słaby jak myślałem i był dostatecznie szalony aby poświęcić swoje miasta i ludzi.

<Wstaje i wchodzi na skalną półkę. Słyszy wołanie Cygnusa>

Jeszcze mu mało?

Czego chcesz?

Dom Johna

Teraz czas policzyć się z Moithem za zabicie mnie

<Pymp wraz z Niną idą w kierunku domu Moitha>*

-------------------------

Cygnus pisz swoje błagania w kierunku aktualnego pana ognia.

*Jak najdzie mnie fest wena napiszę coś w tej sprawie.

Pymp wróci na boga. Moith na herosa,a Nina chowańca **

**Matrix się zdenerwuje pewnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Selena starała się podążać za bratem, ale szedł na tyle szybko że musiała prawie biec>

-Posłuchaj. Mam do ciebie tylko jedno pytanie. Zastanawiam się nad tym od jakiegoś czasu. Jestem bez duszy, nie powinno mnie tu być. Dlaczego zatem...

-Cadzyca żyje i ma się świetnie. Obawiam się że stała się samodzielnym ciałem, a twa dusza mimo że jest u niej, nie była jej widocznie potrzebna. Ciężko mi to wytłumaczyć dzieciaku.

<Bardzo lubił tak do niej mówić, ze względu na to że była młodsza. O kilka lat, ale zawsze>

-Jeśli wrócę do życia, to czy dusza zostanie przy mnie?

-Nie wiem czy wrócisz, rozumiesz?

<Spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem. Wyglądał na przygnębionego, bynajmniej wydawał się również głęboko zamyślony. Widoczne było to, że naprawdę nie wie jak potoczą się losy zmarłych bogów>

-Na przyszłość dobieraj sobie ostrożnie znajomych, dobrze? Nie chce mi się ciągle wydostawać cię z Zaświatów. To robi się po prostu nudne.

<Uśmiechnął się miło i objął ją ramieniem ignorując obecność medyka, następnie złośliwie potargał jej włosy, jak za starych dobrych czasów, gdy byli jeszcze dziećmi. Zawsze lubił dręczyć siostrę bo wiedział, że mimo wszystko odpowiada mu uśmiechem. Jednak tylko w obecności rodziny jest ciepłym i miłym facetem>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Casulono siedzi w Fortecy. W sali z mapami wszelkiej maści. Od wyblakłych zwojów do nowoczesnych hologramów. Bóg ogląda projekcję palnety-raj. Wspomina atak na jedengo z braci Bajcurusa i przejęcie samolotu zmieniającego się w robota. Casulono wziął jednego, a, o ile dobrze pamięta, po powrocie na Osiedle rozbił się w nim podczas akrobacji. Teraz może wznowić produkcję i będzie mieć nowy egzemplarz. W kącie Spooni oraz EVE oglądają model Osiedla. Do komnaty wpada szkielet-posłaniec.

- Lekarze mówią, że szanowna Aksuki jest już w pełni zdrów. Zaznaczają również, że potrzebują nowego urządzenia do oczyszczania płynów ustrojowych, bo stare zostało poważnie uszkodzone po czyszczeniu trutki z żył heroski.

- Jak będę miał czas, to zdobędę nowe.

Kościej wychodzi. Casul bierze do rąk pokreśloną mapę PWB. Jest kompletnie nieczytelna.

- Chyba trzeba ponownie przejąć Ziemię. Jak za starych, dobrych czasów.

Wygląda przez okno i obserwuje pustawe Osiedle. Do sali wpada kolejny posłaniec.

- Lapis Metalli informuje, że Sewastia została zniszczona przez ogromny pożar. Większość zginęła w płomieniach. Lapidianie przyjęli uchodźców.

- Wyślijcie kilka grup do poszukiwania ocalałych. To jest niemożliwe, aby tylko znikomy procent ludności przetrwał katastrofę.

Szkielet wychodzi i przekazuje instrukcje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Plan odwiedzenia rodziny się jednak nie powiódł. W czasie, kiedy Abyssal był niedysponowany nagromadziło się sporo zaległych obowiązków, które teraz musiał nadrobić. Właśnie skończył i usiadł na ławce w pałacowym parku.

-Tiarchus został pokonany. Nie zdziwiło mnie to ani trochę. Przeznaczeniem Wszechświata jest cierpieć dopóki Moderatus nie powie inaczej i żaden przepakowany, rzekomy UberBóg tego nie zmieni. Ech... - wzdycha - Ciekawe, co robią moi słudzy? Vanasayo pewnie kręci się gdzieś po Osiedlu i ogląda siedziby innych bogów, a Jal... cóż, nie chcę wiedzieć, czym on się zajmuje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Ksento zauważył, że chyba już wszyscy bogowie wrócili na Osiedle>

- Czas żebym i ja wyszedł i rozprostował nogi.

<Jak postanowił tak uczynił. Wyszedł i zrobił spacerek wokół Osiedla. Po chwili wrócił do pod swoją siedzibę. Usiadł na ławeczce, która pojawiła się jakby z podziemia. Po chwili dosiadł się do niego Haveser i Antico>

- No to co panowie? Czekamy, aż coś się wydarzy?

<Pozostali pokiwali głowami>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obudziłem się. Leżałem z zamkniętymi oczami, i zastanawiałem się... Co się stało? A, tak. Umarłem. I potem ktoś mnie wskrzesił.

... Lunarion!

Zerwałem się jak rażony prądem. Rozejrzałem się po okolicy... Byłem u Tyt0kusa, tylko że on nie żyje. Leżałem tuż przed szpitalem. Zauważyłem też Lunariona, który miał tyle szczęścia, że został ułożony na szpitalnym łóżku stojącym przed szpitalem. Zbliżyłem się do boga księżyca, i przeskanowałem komputerkiem. Był w dobrym stanie, tylko zemdlał, prawdopodobnie ze zmęczenia. Ocalił mi życie... Nie, nie mogę go tak zostawić. Nie chciałem go ruszać, więc delikatnie uniosłem mocą łóżko szpitalne, i ruszyłem w kierunku mojego domu. Tam przeniosłem go na główne łoże w sypialni na piętrze. Łóżko cisnąłem w kierunku szpitala; Trafiło prosto w szybę na trzecim piętrze. Zszedłem na chwilę na dół, i kazałem FNG przygotować coś do jedzenia dla gościa. Do domu weszła Jane.

- Witaj, siostro - pomachałem jej na przywitanie. - Na piętrze mamy wykończonego i zemdlałego Lunariona. tak tylko mówię.

- Co żeś mu zrobił? - rzekła lekko podejrzliwie, i oparła się o ścianę. Tuż koło niej był duży obraz morza; wyglądało to, jakby stała na plaży.

- A, nic takiego - rzekłem, śmiejąc się. - Ocaliliśmy wszechświat, wykończyliśmy kogoś dorównującemu Moderatusowi mocą, ocaliliśmy sobie nawzajem życie... Mam mówić dalej?

- Ech, ty zawsze musisz się w coś wpakować - rzekła już pogodniej. - a nie umiesz nawet strzelić prosto z broni. - żeby zaakcentować wypowiedź, wpakowała kulę w sam środek czaszki jelenia, wiszącej nad progiem kuchni. Czaszka spadła strącona kulą, i trafiła prosto na.. głowę FNG, który akurat szedł tą drogą.

- Och! Pragnę zauważyć, że na mej głowie znajduje się jeleń - oznajmił. - Usunięcie go pomogłoby mi wrócić do pracy z optymalną wydajnością.

- Heh, już go zdejmuję - rzekłem, i powiesiłem czaszkę z powrotem na ścianie. - Co z tego, że nie umiem strzelać? Mam moc, której ty nie posiadasz. - powiedziałem dumnie.

- Ach tak? No to oboje mamy coś, czego druga osoba chce... - na jej twarzy pojawił się lisi uśmiech.

- Kto powiedział, że chcę umieć strzelać? - odparłem nieco oskarżycielsko.

- Kobieca intuicja mi podpowiedziała - "odkleiła się" od ściany, i wyjrzała przez okno. - To chcesz się nauczyć, czy nie?

- Właściwie, czemu nie? - podrapałem się po głowie. - Niestety, nie teraz. Muszę zająć się Lunarionem, nie mogę go tak zostawić. W obcym mieszkaniu, w obcym łóżku... Poza tym, mam coś do załatwienia. Na razie, siostro - machnąłem reką na pożegnanie, i ruszyłem na górę po schodach. Wszedłem do swego pokoju, i usiadłem na krześle koło Lunariona. Oddech spokojny i miarowy... W takim razie mogę spokojnie połączyć się z Bractwem. Włączyłem TV, i pojawiła się projekcja Jacoba, jednego z moich lepszych żołnierzy.

- Blade. To ty wysłałeś informację o moim ojcu na statek? - powiedział. Na hologramie pojawił się też Shepard.

- Gdybym podał owe informacje, uśmiechałbym się, patrząc, jak rozwiązałeś sprawę swego ojca. Teraz się NIE uśmiecham. - powiedziałem groźnie. Wiedziałem o co chodzi.

- Nadal się nami bawisz? - rzekł Shepard.

- Dobra. Jeśli to nie ty podałes to info, to kto?! - dodał oskarżycielsko Jacob.

- Ja - powiedział Altair, pojawiając się na hologramie.

Zaskoczyło mnie to. Odsunąłem papierosa od ust, i spojrzałem na Altaira. Shepard wyprostował się, i wydusił z siebie:

- Chciałeś mu pomóc, czy po prostu ujrzeć, jak piszczy?!

Wkurzyłem się.

- Altair, przedyskutujemy twoją liberalną interpretację protokołu defensywnego w prywatności. Shepard, Jacob

Wyrzuciłem wszystkich z hologramu, i usiadłem na krześle przy łóżku.

______

Aiden, jak chcesz, to mogłeś 'widzieć wszystko'. Taka mroczna strona Asasyna ;]

Będzie o czym gadać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Raczej nie przyjdą. Ale co na to poradzę? No właśnie. Nic."

Wiesz, że na Osiedlu zjawiło się kilka herosów?

Hmm?

No... Po prostu są tu jacyś herosi. Skoro mogą być, to może byś swojego przyzwała?

Zwariowałaś?! A może w twojej głowie jest tak ciemno, że nawet Canis Mayoris by nic nie oświetliła?!

Ale co ja zrobiłam?!

Chcesz wiedzieć? Hisa od jakiegoś czasu zaniedbuje swoje obowiązki. Podobno w ciągu roku tylko 4 razy wyszła z domu. Wątpię, by z chęcią przybyła tu...

A nie możesz jej po prostu przyzwać?

Wtedy rozpęta się taki wrzask, że nie tylko ja, ale i ty, Nami, Hisa i Neko zostaniemy wyrzucone z Wszechświata. Chcesz tak skończyć?

Nie!

Więc łaskawie zamknij się i...

<Wtedy otworzył się czarny portal i z niego wyleciała sama Hisa. Wstała, klnąc pod nosem, i rozejrzała się.>

Na moją matkę, która nawet nie wiem, gdzie jest, czy jestem w Piekle?

<Wtedy dostrzegła Heaven i Nao.>

To wy też w Piekle?

Nie. To jest Osiedle. Dom bogów.

Co?! Jak tu trafiłam?!

Nie wiem, ale nie wracaj do tej rudery, którą nazywasz swoim domem. Po prostu tu zostań, bo chyba coś się szykuje.

Ok... Oby tylko nie wypędzili mnie inni.

<I heros wybrał się na mały spacer.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heros Dantego Arron przechadzał się po Osiedlu, a że nie znalazł nic ciekawego do roboty, położył się pod drzewem w pobliżu jakiegoś gaju i zapadł w sen.

Gdzieś indziej na Osiedlu Dante odpoczywa i słucha muzyki. Nagle jego całe ciało sztywnieje i czuje, że traci nad nim kontrolę.

Teraz poznasz prawdziwego siebie i zrozumiesz kim tak naprawdę jesteś- powiedział w myślach zły Dante.

Nie licz na to, że odpuszczę... Obiecuję ci, że długo nie będziesz miał nademną kontroli.

Chciałbyś...

Mięśnie się rozluźniły i zły Dante otworzył oczy oraz zaciągnął się powietrzem Osiedla. Jego źrenice mieniły się czarnym kolorem i uśmiechnął się szaleńczo.

- Wreszcie wolny! To czekanie mnie zmęczyło...- zaśmiał się szaleńczo.

( Tu zaczynamy)

LAST HOPE

Wprowadzenie...

Dante stanął w jednym miejscu na osiedlu. Położył ręce na ziemi i zastygł tak bez ruchu, a tylko jego usta się poruszały wypowiadając nikomu nieznane słowa. Wreszcie wyprostował się i popatrzył przed siebie, a pod jego nogami pojawił się portal w którym powoli się zapadł, aż w końcu zniknął.

BOGOWIE

Poczuliście to(tylko ci co uczestniczą w queście), ten chwilowy impuls ostrzegający przed zagrożeniem, jednak nie zdążyliści go dobrze zanalizować. Przy czym pod wami pojawił się wielki portal z, którego wystrzeliła ogromna szara duchowa ręka i zacisnęła się wokół waszego ciała. Następnie wciągnęła was tam skąd się pojawiła i portal zniknął, a trwało, to nie więcej niż mrugnięcie boskiego oka, tak że nikt w waszym otoczeniu nie zdąrzyłby zareagować. W chwili zamknięcia się portalu straciliście przytomność.

HEROSI, CHOWAŃCE*

Z bogami łączy was niezwykła więź, dzięki czemu zawsze wiecie czy bóg czuwa nad wami i czy jest obecny. Jednak teraz ta linia została tak nagle urwana, że poczuliście, to w sobie iż stało się coś niedobrego**. Jeśli nie widzieliście tego, co się stało z waszym bogiem, to próbujecie się szybko dostać na Osiedle, by się dowiedzieć dlaczego więź została przerwana. Na Osiedlu zauważacie pustkę, bo nie tylko wasz opiekun zniknął, lecz też wszyscy inni.

Początek...***

Bogowie

Wszyscy (poza Selene) budzicie się i czujecie dość silny ból głowy. Po krótkiej chwili dostrzegacie, że jesteście zamknięci w małej celi 2x2 i wasze ręce są skute kajdankami. Macie na sobie tylko strój więzienny, w kolorze, który kiedyś mógłby uchodzić za biały, lecz teraz są prawie czarne od wszystkich brudów, które się na nich nagromadziły. Bez większego namysłu chcąc się wydostań, próbujecie użyć mocy, lecz w tej samej chwili poraża was okropny ból, przez który upadacie na ziemię. Związaną ręką natrafiacie na kolczyk, który lekko połyskuje i to on blokuje wasz przepływ mocy. Nie da się go też zdjąć w żaden sposób. Po chwili zdziwienia podchodzicie do kraty. Dochodzi tu mało światła, jednak udaje się wam dojrzeć, że znajdujecie się w większej okrągłej sali, gdzie wokół rozmieszczone są inne małe cele. Nie macie pojęcia, czy inni bogowie też zostali porwani, jednak przeczuwacie, że znajdują się w celach obok. Na środku pomieszczenia znajduje się coś, na kształt łoża tortur, jednak półmrok, jaki tu panuje nie pozwala się niczemu przyjrzeć dokładniej. Wszędzie czuć stęchliznę i woń rozpadających się szczątków. Panuje tu nastrój, jak z najgorszego horroru i słychać jakby coś przemykało nieopodal po korytarzu, czujecie niepokój.

Chcecie się odezwać, czy może nadal milczeć i wsłuchiwać się w niepokojące dźwięki?

Selene

Przebudzasz się, jak z jakiegoś straszliwego snu. Otwierasz oczy i widzisz ciemność, pod sobą czujesz miękki materac, jednak czujesz, że coś jest nie tak. Siadasz i rozglądasz się dokoła, lecz nie możesz zbyt dużo zobaczyć, bo panuje tu ciemność. Wstajesz i powoli obchodzisz pomieszczenie szukając włącznika światła. Znajdujesz go niedaleko na ścianie. Po naciśnięciu przycisku zapala się mała lampka i zdajesz sobie sprawę, że znajdujesz się w jakimś nie zbyt dużym, lecz jednak przytulnym pokoju. Przypadkowo też trafiasz ręką na kolczyk w uchu i dopiero teraz uświadamiasz sobie sprawę z tego, że nie możesz użyć swoich mocy. Podchodzisz do drzwi i próbujesz je otworzyć, lecz odpowiada ci cichy odgłos zakluczonego zamka i nie jesteś wstanie otworzyć ich od wewnątrz. Zrezygnowana siadasz na łóżku i starasz się sobie przypomnieć, co się stało wcześniej.

-----------------------

*- Tak dopuściłem chowańce, by było ciekawiej, choć nie mogą się równać z herosami, to mogą służyć, jako mili towarzysze, lub pomóc wymyślę jak.

**- Jeśli jakiś heros/chowaniec to widział, to jeśli można niech w czasie rozmowy z innymi herosami/chowańcami, podkreśli iż ta ręka co porwała boga, była bardzo podobna do tej którą używa Dante. Przy okazji Arron śpi, więc jak już się zbierzecie, to do niego po dalsze informacje xD

***- Odsyłam do Niebańskiej Biurokracji...

****- Tak nie ma tego odnośnika, lecz macie teraz dwie wypowiedzi do napisania, więc jeśli możecie określcie jasno, który tekst to herosa/chowanieca, a który boga.

PS. Mam nadzieję, że kłest będzie się wam podobał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cisza. Jedna wielka cisza. Ale zaraz... Co to są za dźwięki?

Gdyby wtedy ktoś wszedł do celi i próbował dojrzeć Heaven, by musiał mieć sokole oko. W tym ciemnym, małym, a na dodatek ciasnym pomieszczeniu, ona siedziała w kącie i nie dawała znaku życia... Czy się poruszyła?

Ręce okute w kajdany zaczynają się lekko, prawie niewidocznie poruszać. Ona powoli podnosi głowę. Nie rusza się. Jednak jej blada skóra i czarne oko lekko połyskują w ciemności. Nie po raz pierwszy czuje się tak jak teraz... Wracają wspomnienia. Ciemny pokój, w którym jest tylko łóżko i stolik. Próba ucieczki. Tajemniczy chłopak w masce...

Poruszyła się tak gwałtownie, że omal nie uderzyła w ścianę. Wyczuła brak praktycznie wszystkiego. Zbroi. Maski. Broni. Mocy. Naszyjnika od Holzena. Płomienia Niebios. Nao.

"Gdzie... Gdzie ja jestem?"

Wstała i powoli, prawie niesłyszalnie, podeszła do krat. To miejsce... Przywoływało coraz więcej wspomnień. Szczepionka. Plan zakładników chłopaka. Walki.

To zimno, emanujące od krat, przepełniało jej całe ciało. Wspomnienia powracały...

Wodziła wzrokiem po tym miejscu. Gdyby była zwykłą dziewczynką, człowiekiem, by się bała i krzyczała. Ale nie była człowiekiem. Była boginią. Jej rodzice byli bogami. Jej brat jest bogiem. Jej kuzyn jest bogiem.

Nie bała się. Wcale. Dotknęła kolczyka. Blokował jej moc. Więc trzeba sobie poradzić w inny sposób.

-Witajcie.

Małe powitanie, manewr grzecznościowy. To on zazwyczaj skłania innych do rozmowy, a odpowiedni kierunek w rozmowie pozwala na dowiedzenie się czegoś więcej. W tym przypadku wyciągnięcie jakichś informacji było bardzo ważne. Ale jeśli to nie pomoże?

Cóż... Są inne sposoby. A jeśli one nie pomogą... To pozostanie manewr specjalny.

Heaven spokojnie stała przy kratach, ale jej twarz była tak zimna jak nigdy. Dopiero gdy się na jej twarz wtedy spojrzało, można było się skapnąć, że nigdy się nie uśmiechnęła.

W każdym razie czekała na odpowiedź. Zachowując spokój.

-------

Nowy styl pisania na twój quest, Shaker.

Zdania w cudzysłowach to myśli.

@behemort

Wybaczam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Casulono

- Na cały panteon!

Dramatyczna cisza.

- Kto to widział, żeby na zbroję zakładać ubrania?! Skończeni idioci! I co to ma być za materiał?! Blacha! Zwykła blacha! Za kogo oni mnie mają?

Podchodzi do wyjątkowo brudnego lustra. Przeciera je, ale jedyny efekt to zarysowanie powierzchni. Z trudem przegląda się w nim.

- Co to za paskudny wzór hełmu? Co ja jestem? Człowiek w żelaznej masce?

Uderza głową w zwierciadło. Rozbija je, a na dodatek nieznacznie wgniata hełm.

- Co to za fuszerka? Nawet nie umieją zrobić porządnego pancerza.

Spogląda na skute ręce.

- Nawet uwolnić się nie mogę, bo od razu doszczętnie zniszczę te przeklęte rękawice. Ale zaraz, zaraz... Jestem duszą.

Spostrzega za kratami rozkładające się zwłoki. Casul próbuje przenieść się do nich. Bezskutecznie.

- Mogłem się tego spodziewać... Jest tu ktoś, który nie jest z personelu tego... Wspaniałego przybytku, bo trzeba przyznać, że wystrój to mają kapitalny.

Aksuki

Zrywa się z łóżka po skończonym zabiegu.

Co się tutaj dzieje? Gdzie on jest?

Wyskakuje z fortecy i z gracją ląduje. Zauważa śpiącego Arrona. Kopniakiem budzi go.

- Jak ty możesz spać w takiej chwili? Bogowie zniknęli!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Holzenowi nudziła się już masakra na botach, toteż od komputera odszedł, wyszedł na balkon i przeciągnąwszy się, uczuł zaraz, że na Karelirii coś się dzieje.

Takoż więc tam się przeniósł i ujrzał obraz nędzy i rozpaczy - fortecy rozwalone w drobny mak, wszędzie walające się ciała Saatów i Olbrzymów oraz resztki sprzętu wojskowego. W oddali słychać krzyki walczących i odgłosy wystrzałów i szczęków oręża.

Bóg w niedługim czasie dociera biegusiem do koncentracji wojsk. Wskakując prosto w środek namiotu generałów, dostrzega, że około cztery tuziny lodowych karabinów skierowano ku niemu. Na szczęście te zostały szybko opuszczone.

- Wybacz Panie, myśleliśmy, że to...

- Dobra, to może nie myślcie, bo wam to licho wychodzi... Kto was atakuje? Czyżby jakieś roboty od...

- Skąd! Jesteśmy atakowani przez jakąś nieznaną siłę, którą odkryliśmy na tym globie. Zwiadowcy szukali nowych złóż, gdy nagle natrafili na przepastną jaskinię... Ostatni komunikat od grupy brzmiał tak:

Saat wyjmuje komunikator i odtwarza kilkunastosekundowe nagranie, w którym słychać okropne wrzaski, skowyty bólu i cierpienie nieszczęśników, jakoby cięto ich ciała stopniowo, centymetr po centymetrze, trafiając prosto w zakończenia najczulszych nerwów... Potem słychać tylko coś jakoby świst i odgłos niszczonego urządzenia.

- Dooobra... Ale czemu tu strzelacie? Przecież tamta jaskinia jest dobre dwieście kilometrów stąd! Nie chcesz chyba powiedzieć, że weszli już...

- Nie weszli... Wszedł... To tylko jedna istota, jednakże dość ogromna, no może nie tak jak ty, mój boże, ale i tak ma gdzieś trzy metry wysokości. No i jest, jak na razie, nieczuła na naszą broń... Zabiła już około czterystu pięćdziesięciu naszych... Maj gat... Wraca! To dział!

Holzen zrywa z szyi generała jakąś lornetkę i widzi przez nią doprawdy wspaniałą istotę, która jest jakoby jednostką połączoną z wielu purpurowych i błękitnych kryształów. Porusza się z niesamowitą prędkością, tnąc szarżujące nań oddziały. Wszelkie pociski po prostu wybuchają na jej powierzchni, ledwie ją zarysowując.

Widząc, że sytuacja jest poważna i to, że w zastraszającym tempie traci swych wiernych wyznawców, Holzen biegnie prosto na obracającą się istotę. Mimo, że jest wyjątkowo szybka, to kurs asasyna był o wiele bardziej wydajny, co skutkuje tym, że po dwóch sekundach znajduje się w uścisku Holzena, który jest niemalże nieczuły na ostrza nowego oponenta. Ten, po około minucie wyrywania się, w końcu zastyga i robi się miększy, jakoby chcąc ułatwić swoje zejście.

- Jak się zowiesz, zbóju! Chcę wiedzieć, co na twym grobie wyryć, nim zrobię z Ciebie pokarm dla Kurdli!

Istota kieruje swoje oczy w stronę boga, i powoli ukazuje swoje usta ukryte pośród kryształowego ciała.

- Viser... Tyś jeden mnie pokonał, prócz tych tam...

Wskazuje na Saatów

- ...co mnie uwięzili przed wiekiem... A więc to ty jesteś sprawcą moich udręk, a teraz i mej śmierci... Kończ waść, nie chcę na Ciebie nawet patrzeć, nędzniku!

Holzen zaciska uścisk mocniej, tak, że istota wrzeszczy z... bólu, o ile można to tak nazwać.

- Zabić? O nie... Nie po tym, coś tu uczynił! Każdemu zabitemu wybudujesz ze swojego własnego ciała grobowiec kryształowy, bo inaczej... Nie umrzesz, lecz poznasz taki ból, że będziesz nazywać mnie Panem Wszechświata i błagać mnie będziesz o śmierć... Rozumiesz?!

- Tak...

Bóg puszcza Visera, mając go na oku. W ciągu dwóch i pół godziny, może bez pięciu minut, każde ciało, które należało do ofiary nowej istoty, znajduje się w pięknym kryształowym grobowcu, mieniącym się setkami barw i odcieni.

- Teraz... Zabij mnie...

- Jeszcze nie... Najpierw odpowiesz, dlaczego niesłusznie oskarżasz mnie, boga, i moją rasę o cierpienia, które otrzymałeś!

- B...Boga? Myślałem, że tyś... Tyś jest wodzem, który na mą rasę ściągnął zagładę, a mnie samego pochował w asteroidzie, gdzie miałem cierpieć przez resztę czasów... Ale skoro to nie ty, to czemu twoi ludzie mnie zaatakowali?!

- Nie krzycz, zbóju! Zaatakowali Cię, boś zabił grupę zwiadowców, którzy cię odhibernowali!

- Prawdę powiadam Ci - Jakbyś ty się czuł, gdyby Ciebie duchy przeszłości prześladowały przez wiek cały? I jakoby słyszał eksplozje nad sobą, myśląc, że na gorsze tortury Ciebie wiodą? Instynkt... To jedyne, co mi pozostało po tym bólu... Aż do teraz... Gdym boga ujrzał...

- Ty mnie nie bajeruj pięknymi słówkami! Czas umrzeć! Spróbuj przeto wrócić do pozycji bojowej, to swą groźbę spełnię!

Ponownie chwyta Visera, rzucając go w tłum rozwścieczonych Saatów.

- Wiecie co z nim zrobić!

I odchodzi...

Idąc bez celu przez niecały kwadrans zorientował się, że nowa istota wcale, a to wcale nie kłamała... Że w jej słowach nie było krztyny chęci oszukania boga... A tylko to, co miał na swe usprawiedliwienie. Pobiegł więc Holzen czym prędzej, widząc, że jego rasa nadal maltretuje Visera... Używając więc nabytych zdolności, w ciągu ułamków sekund pojawił się w samym środku kręgu, porwał nieprzytomnego i pokopanego Visera i czym prędzej zniknął za pobliskim pagórkiem tak, że żadne z Saatów nie zorientował się, co się stało i poczęli się rozglądać naokoło.

Wówczas Holzen teleportował się do swojej iglicy, z nowym "nabytkiem". Usadowił go na krześle, wlewając w jego "gardło" jakaś klarowną ciecz. Ten zaczął się krztusić i powoli odzyskał świadomość. Począł więc rozglądać się po ciemnym pomieszczeniu.

- Cóż uczyniłem... Że chcesz mnie dalej torturować...?

Potrząsa kryształowymi "odrostami" w sposób niezwykle dźwięczny, aż miły dla ucha.

- Słuchaj no, bryjo jedna! Ocaliłem Cię, ja, władca serów, bóg skał, minerałów, kamieni szlachetnych i run, pan ciszy, lord bród...

<mijają trzy minuty>

- ... i tak dalej, i te pe, ponieważ poznałem, żeś nie kłamał... Żeś doświadczył bólu wielkiego, ponad swą istotę. Powiedz mi, kim jesteś.

- Jestem... Byłem królem Silikoidów... Podstępny wódz nieznanej rasy zniszczył cały mój lud w ciągu piętnastu minut, a mnie skazał na wieczne tortury... Nic więcej nie musisz wiedzieć.

Holzen trochę się zdenerwował.

- Jak uważasz. Mam nadzieję, że wiesz, że twój los leży w mej gestii?

- Tak...

- Więc teraz daję Ci szansę służby u mnie. Moje moce już znasz - mógłbym sprawić, że cierpiałbyś o wiele gorsze męki do końca wszechświata i o jeden dzień dłużej, ale zarazem sprawić mogę, że... dostaniesz to, czego chcesz... Zemsty...

- Bardziej zależy mi na powrocie mojego ludu...

- I to leży w mej mocy. Nagrodą za całkowitą lojalność w czasie służby u mnie jako heros będzie nowa planeta dla Ciebie, na której uformujesz swoją familię i odnajdziesz tego, czego naprawdę pragniesz... Jeśli Ci nie pasuję, to zamknę Cię w izolatce z kolcami i odwiedzę za sto lat...

Viser zastanawia się niemalże kwadrans... Już nawet Holzen począł lekko przysypiać...

- Dobra... Zgoda.

- Jaka zgoda?! Pamiętaj, przed kim siedzisz! A właśnie, powinieneś przyklęknąć, niech będzie jakiś ceremoniał, no!

Viser przyklęka, myśli przez chwilę i wypowiada dźwięcznym głosem.

- Od tego dnia i od tej chwili, ja, Viser, były król Silikoidów, przysięgam tobie, mój... Panie... że ze służby swej nie odstąpię ani na krok, a rozkaz wykonam co do joty, a ma służba skończy się albo mą śmiercią w boju, albo z woli Twej, mój... Panie!

Wstaje.

Holzen obejmuje go i szepcze:

- I ja za to Cię wynagrodzę. A twe czyny przeciw mnie i memu ludowi wybaczam, mimo że o wybaczenie nie prosiłeś, to czuję, że tego pragniesz. Krocz ze mną w pokoju... Aha musisz się przyzwyczaić do nazywania mnie Panem... Wiem, to trudne, ale w końcu się przyzwyczaisz... Nie jestem aż taki zły! Witamy na Boskim Osiedlu! Jako jeden z niewielu śmiertelnych masz zaszczyt tu przebywać!

I wychodzą razem przed iglicę. W sercu Visera pojawia się iskierka więzi z bogiem.

<Tutaj wszelkie czynności jakie opisał Shaker>

Viser biegnie, rozglądając się po całym Osiedlu. Myśląc, że to jakiś głupi żart Holzena, przebiega całe jego ziemie... jednakże nigdzie go nie znajduje. Wówczas jeszcze nieprzyzwyczajony do nowego uczucia, uświadamia sobie, że odczuwa pewien znaczący brak w swej istocie. Wówczas zrozumiał - dzieje się coś naprawdę niedobrego... Wrócił więc do iglicy swojego pana, jednakże pomylił drzwi i wszedł prosto do zagrody Andrzeja.

Ten, widząc nowego przybysza rzucił się na niego i już miał go potraktować jak zbędny odpadek do fagocytozy, jednakże zawczasu wyczuł, że nowa istota ma w sobie taką samą iskierkę, jaką ma w sobie. Iskierkę kontaktu z Holzenem.

- Kim jesteś? Zapewne herosem? - Powiedział telepatycznie Andrzej.

- A tyś zapewne chowańcem mojego nowego P...Pana?

- Tak, ale nie odpowiada się pytaniem na pytanie! To niegrzeczne!

- Wybacz... Tak, jestem herosem... Jestem Viser...

Tworzy sobie trzecią rękę, którą wyciąga prosto ku przyjaznemu już słoniowi.

Ten wyciąga trąbę i ściska rękę przybysza.

- A ja Andrzej! Miło.

Chwila uścisku mija, trąba wraca na pierwotna pozycję, a niepotrzebna ręka Visera zostaje przez niego wchłonięta.

- Coś się stało z naszym Panem... Przebiegłem już spory kawałek tego... Eee... Osiedla i nigdzie nie wyczułem jego obecności... Musimy się dowiedzieć, co było przyczyną katastrofy...

- Ok, wsiadaj na grzbieta...

Chwila zwątpienia.

- Wiesz... Nie chcę, byś czuł się jak muł...

- Nonsens! Sam to zaproponowałem! Wskakuj!

Więc Viser wskoczył i pojechał na grzbiecie Andrzeja w poszukiwaniu jakichkolwiek żywych istot... Wszędzie była tylko i wyłącznie pustka...

- Wyczuwam chyba heroskę Naoko na południu!

- No to skręcaj zawczasu!

Po niecałej minucie lądują tuż przed nosem Hisy.

- Tooot! Tooot! Tooooooot!

Zwraca się do Visera:

- Typowe... Zapominam ciągle, że tylko Holzen... No i ty, od teraz, mnie rozumiecie... To ty gadaj...

Viser schodzi z grzbietu Andrzeja, wywijając przy okazji susła i lądując na plecach. Wstaje, trochę złorzecząc.

- Witaj... Nie poznałaś mnie, gdyż nie było mnie tu w ciągu poprzednich mileniów... Jestem Viser i szu... szukam zapewne i tego, co ty utraciłaś?

Czeka na odpowiedź.

Holzen otwiera oczy po tym, jak nagle zniknął. Widzi i czuje, że nie może się ruszyć, bo nędzna cela 2x2 Ledwo co zmiesciła Holzena.

- Ech... Mogli się chociaż postarać tym razem... Poza tym chyba to już gdzieś widziałem...

Zaczyna głośno myśleć.

- Ach tak, w "Piłce XXI"! Tylko, że tam wszyscy zginęli. Na szczęście mnie brody nie zgolili. Uff...

Posmutniał.

- No i mocy nie mam... A to miejsce przypomina moje koszmary z tunelu... Obym nie musiał słuchać wrzasków...

Wtem słyszy głosy Casulona i Heaven...

- Witam, witam, i ja, i o zdrowie pytam, bo przy takim wystroju chyba niewiele go nam zostało...

_________________________________________

Siostry boginie i bracia bogowie wybaczą, że się tak znowu rozpisałem... dobzie? :)

Aha, i jakby co, to na razie Holzen nie wie, że Heaven\Naoko zmieniła nazewnictwo własnej osoby.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czarnoksiężnik, Król Nazguli, Upirny Wódz i etc.(był w karcie chowańca, ale dlatego, że nie było opcji herosów) właśnie spacerował po Osiedlu. Poczuwszy zniknięcie Wybuchassa usiadł na najbliższym kamieniu i zaczął rozmyślać. "On jest bezbronny...Bez mocy...Na Gwieździe Śmierci ma magazyn platynowej broni, cholernie mocno strzeżony...Ale jestem jego prawą ręką, więc się tam wedrę...Potem znajdę go. Zabiję. Zdobędę jego moc. I potem zniszczę Śródziemie. Doskonały plan." Heros pojawił się na Gwieździe Śmierci, sforsował drzwi do Arsenału Platyny i zabrał stamtąd mały, ale zawsze trafiający do celu pistolet Sigsauer, załadowany platyną. Przeteleportował się potem do Aksuki, z którą się spotykałw sprawach służobwych, będąc niekiedy posłańcem między Wybuchassem a Casulonem.

- Witaj, Pierwsza Nieżywa. Wiesz może, co się stało ze "starymi"?

Wybuchass obudził się w celi 2x2. Rozejrzał się po pomieszczeniu, pobolał trochę nad blokada mocy, po czym zdał sobie sprawę, że niebieski płomienie, imitujące jego włosy, zgasły.

- Ja &*^$. Eh. CO tam u reszty? Jak się czujecie? Też nie macie mocy? Przykre...Ale znając życie, herosi nas odbiją. Dlatego ich stworzyliśmy, nie? Wiecie co, ja chyba pomedytuję, bo ani chybi będą nas torturować.

Zaczyna medytację.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<ocknął się w jakimś ciemnym pomieszczeniu, po chwili zauważył kraty>

-Gdzie ja jestem??

<zadał sobie pytanie, w ciemnym lochu widać było tylko jego zęby, gdyż uśmiech prawie nigdy nie znikał z jego twarzy. Siedząc tak sobie i rozmyślając, wymacał kolczyk, który zapewne blokował jego moc, zauważył także, że nie ma swoich rzeczy. Gdy nagle usłyszał pytanie swojej kuzynki. Nasłuchiwał w bezruchu odpowiedzi rozmyślając zarazem>

-Kto ich porwał, co zamierza z nimi zrobić i najważniejsze co się z nimi stanie??

<takie myśli chodziły mu po głowie, gdy cały czas wyczekiwał odpowiedzi>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Abyssal budzi się w celi. Podchodzi do krat.

-W moich bibliotekach jest kilka wzmianek o tym miejscu. Więzienie zbudowane dla bogów tak złych, że sam Wszechświat się ich wyrzekł. Forteca zbudowana ze złej woli, gdzie nawet kamienie są przesycone nienawiścią do wszystkiego, co żywe i martwe. Jedynie coś tak plugawego może pomieścić tak zdeprawowanych zbrodniarzy. Ciekawe, dlaczego tu jesteśmy? O ile mi wiadomo, więzienie zostało porzucone.

Rozgląda się przez chwilę, jakby próbował coś wyczuć.

-Na pierwszy rzut oka aura tego miejsca jest podobna do mojego pałacu. Rozkład, śmierć, nieuchronna zagłada... ale mój pałac nie jest przesiąknięty złą wolą. Mogę niemal wyczuć, jak ściany chcą, abym cierpiał. To miejsce powinno być wymazane na zawsze, a nie zamiecione pod dywan Uniwersum. Niestety, wygląda na to, że jesteśmy zdani na łaskę naszych herosów.

Vanasayo wałęsała się po Osiedlu, korzystając z odrobiny wolnego czasu, kiedy jej Pan nie miał dla niej żadnego zadania i nie było żadnych obowiązków do wypełnienia w państwie Otchłańców. Zachwyciła się dostojną, błogą ciszą iglicy Holzena i przeszła się do lasu Seleny, teraz śpiącego pod powierzchnią śniegu z powodu nieobecności bogini. Jednakże nagle zaczęło ją dręczyć uczucie niepokoju. Dotąd zawsze czuła obecność Abyssala w pobliżu. Kiedy się wysilała, na granicy słyszalności słyszała jego kroki, a na plecach wyczuwała surowe, ponure spojrzenie. Teraz to wszystko nagle zniknęło. Wreszcie zorientowała się, że stało się coś złego.

Akurat przechodziła obok Hisy i Visera, którzy o czymś rozmawiali. Usłyszała pytanie tego drugiego.

-Masz na myśli swego Pana? Myślę, że z moim również stało się coś złego...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bogowie

Nagle w wielkiej sali pojawia się oślepiające światło, które chwilę potem gaśnie, zostaje jednak przyciemniona lampa, która oświetla salę na tyle, że można zobaczyć ustawione na środku łóżko do tortur oraz nieduże krzesełko obok niego, na którym siedzi teraz jakaś postać w kaputrze. Po chwili zdejmuje nakrycie głowy i przed oczami pojawia wam się Dante, tylko teraz ma całe czarne ciało i jakiś błysk w oku, do tego ironicznie się uśmiecha.

- Ekhm... Jak też widzicie nie muszę chyba mówić, tego co oczywiste... Nie sądziłem, że Dante tak mi pomoże zaszywając się wokół takich specialnych bogów... Najlepsi z najlepszych, ci którzy pokonali Pana Ciemności razem z Moderatusem oraz Tichariusa i wielu innych, przy czym normalni bogowie nie potrafili, by temu podołać. A teraz jesteście tu bez mocy, bez artefaktów, bez nadzieji na jaką kolwiek pomoc. Chciałbym powiedzieć, że nie dobrze mi sie robi, jak na was patrzę, lecz nie obrażam ofiar przed torturami. Ciekawi was też zapewne, po co was tu ,,zebrałem".- wstał z krzesła i przechadzał się wokół cel.

- Zapewne wiecie, że to iż jesteście bogami, to nie jest przypadek, po prostu tak miało być. Jednak czy wiecie, co tak naprawdę czyni was nimi? Zapewne nie*, a więc wytłumaczę, to pokrótce... Boska dusza jest czym innym, niż na przykład jakiejś przeciętnej istoty, jesteście po prostu wyjątkowi, bo macie coś co się zwie ,, Iskrą". To ona przyczynia się do waszej boskości. Nie jest, to jednak rzecz materialna czy widzialna, bo jest po prostu z wami połączona. Zaś nasz kochany Moderatus składa się z tysięcy, jeśli nie milionów ,, Iskier". Jednak żadna z jego nie jest tak świetlista, jak wasze... Czyli zbierając je wszystkie i pochłaniając mógłbym się stać nie tylko potężnym, jak Moderatus, lecz wreszcie zająłbym należne mi miejsce na tronie Śmierci. Aha, jeszcze jedno... w czasie wyodrębniania iskry, ginie dusza boga.- zaśmiał się szaleńczo.

To nie był ten dawny Dante, bo nie tylko miał inne zachowanie, lecz można było wyczuć ogromną moc, którą teraz posiada.

- Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy... A do tej planety nikt nie dotrze, bo jest to nieznane nikomu więzienie, więc nie liczcie na ratunek.- wyjął coś z kieszeni.

- Oto klucz do waszej wolności, a przynajmniej mógłby być, jakbyście mieli jakiekolwiek szanse na przeżycie- uśmiech znowu pojawił się na jego twarzy.

Zaczął iść w stronę schodów, by wyjść z tej sali, jednak zatrzymał się przy nich.

- Miłego wypoczynku...

Herosi/ Chowańce

Arron powoli wstał i ziewnął.

- Nie musiałaś mnie od razu kopać- powiedział- Następnym razem możesz tego pożałować.

Popatrzył na innych.

- Że niby bogowie zniknęli? No Dantego też nie wyczuwam.

Nie mówcie mi, że to ten dzień, o którym wspominał, kiedy to coś czarnego zaczęło obejmować jego skórę- pomyślał

- Widział, ktoś może, jak to się stało, że zniknęli?

---------------

Będę pisał na biało, by było przejrzyście.

Jutro będzie kontynuacja xD

*- wprowadzam ,, Iskrę", jako przyczynę bycia bogiem. Mam nadzieję, że się nie gniewacie xD Z czym wam się to kojarzy?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ta, nie obraża ofiar przed torturami... Już samo to, że w tej klatce nie mogę się nawet szeroko uśmiechnąć jest dla mnie obrazą... Ale skoro i tak mamy przepaść w nicości, a nasze dusze rozwalone być mają, to przynajmniej porobię coś, co mi uprzyjemni ostatnie chwile... No chyba, że szykuje nam coś w stylu "I have no mouth and I must scream"... Ogólnie jest dość przerypanie...

Próbuje się ruszyć... Bezskutecznie...

No jo, to sobie nie zaszaleję z tymi ostatnimi chwilami... Jakbym chociaż mógł powiedzieć... Ale nie... Najwyżej przed samym końcem...

Zamyśla się głębiej...

No to cóż... Chyba puszczę wodze wyobraźni i chwilę zabaluje w nierealnym świecie. Chociaż... Skoro temu... czemuś zależy na naszych "Iskrach" czy jak on tam je nazwał, to może w jakiś sposób je... ja wiem... zdegenerujemy tak, by planów swych ziścić nie mógł? W końcu Moderatus jakoś znalazłby sposób, by coś dla nas "byłych" wynaleźć... Trudny wybór...

________________

Jakby co, to to są myśli...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shepard wpadł na pokład w CIC.

- Joker, podnieś Normandię do lotu i ustaw kurs na Przekaźnik Masy Alfa 2. Cel: Boskie Osiedle. Mordin, potrzebuję te przeciwśrodki. Teraz. EDI, połącz mnie z bazą Bractwa. Czuję... czuję...

Zachwiał się, i upadł.

Wizja.

Bogowie rozrywani przez coś na strzępy. Śmierć, krew, dzikie przebłyski, dźwięki, planety, mroczna aura...

...więzienie. Śmierć. Przebłyski, iskry, kowale, wielki młot, zbroja, śmierć, rozrywane ciało.

Shepard zerwał się, i rozejrzał.

- Dr. Chakwas, budzi się! - rzekła Jack. - on będzie sobie spał, kiedy mamy ważne misje.

Komandor popatrzył na zebranych.

- Stan stabilny, zdrowie dobre, drgawkowy ruch powiek sygnalizujący intensywne śnienie - wyrecytował Mordin. - Dobrze się czujesz? Możesz mówić? Co się śniło?

- Ugh... Widziałem... Nie do końca wiem co widziałem. Śmierć. Zniszczenie. I... mojego... naszego szefa. Rozrywanego.

- Szykuje się bitwa! - wrzasnął Grunt. - To będzie dobra walka.

- Bez takich! Chcesz zawalić całą misję?! - uciszył go Shepard.

- Powinniśmy uratować Szefa - wyrwał się Altair.

- Ciągle nie rozumiesz tego, prawda?! to JA tu dowodzę. NIE TY. Przydaj się do czegoś i powiedz Jokerowi żeby grzał silniki.

Altair zasalutował i wyszedł.

- Rozejść się! Na stanowiska, nie ma czasu tu sterczeć. - Shepard wstał, odepchnął Thane'a i wyszedł. Chciał połączyć się z Bladem, ale nikt nie odbierał. Poleciał więc na Osiedle.

- Zadokować Normandię przy domu Blade'a. Samara i Mordin, ruszać się. Idziecie ze mną.

Wskoczył w pancerz, i wysiadł ze statku. Po chwili łażenia odnaleźli Aarona.

- Ty! Masz 10 sekund na podanie dokładnej lokacji bogów, albo leżysz w plamie krwi - rzekł groźnie.

Blade rozejrzał się.

- Ej ty! Dante-cośtam! Jak chcesz potężnej iskry, weź mnie. Torturuj mnie ile chcesz, weź iskrę, możesz mnie zabić... Ale zostaw ich. Zostaw resztę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Leżałem długo w łóżku odzyskując siły po tym, jak uratowałem życie Blade'owi. Nieprzytomny, ale w pewnym momencie, kiedy już znajdowałem się na skraju świadomości, wydawało mi się, że słyszę rozmowę Blade'a z kilkoma osobami. Zanim jednak zdążyłem cokolwiek o tym pomyśleć, coś mnie chwyciło i wciągnęło w ciemność. Jeszcze nie zdążyłem się na dobre obudzić, a tu znów tracę przytomność.

Obudziłem się w jakimś zimnym, ciemnym miejscu. Atmosfera naprawdę była przytłaczająca. Wszystko zdawało się być przesiąknięte nienawiścią, absolutną rządzą cierpienia, tak jakby cały budynek nie mógł się doczekać, aż zacznę wyć z bólu torturowany za pomocą sprzętu na środku komnaty. Cela była ciasna, w innych chyba siedziała reszta, bo słyszałem jak coś mówią. Nie zdążyłem tego skomentować, bo Dante dał wtedy swoją przemowę. Wyszedł, a ja stanąłem chwytając rękami kraty. Nawet nie próbowałem zbytnio korzystać z mocy. Czułem, że coś zakłóca jej przebieg, nie pozwala mi jej zebrać i wykorzystać. Widać zadbał o wszytko.

- Się wpakowaliśmy... Naprawdę nie możemy mieć choć chwili wytchnienia? Naprawdę wszystkie dranie we Wszechświecie chcą nas dorwać i zabić? W dodatku Dante jest w końcu z naszego panteonu. Widzieliście jak wyglądał. Pewnie kolejny z jakąś mroczną stroną, rozszczepieniem osobowości, dziwną chorobą, czy duszą opętaną przez demona.

Allimir szedł właśnie odwiedzić Lunariona. Już zdążył uchylić drzwi, kiedy wielka, widmo dłoń wciągnęła go do jakiegoś czarnego portalu. Natychmiast stracił podświadomy kontakt ze swoim bogiem, czuł też, że nie on jeden. Wybiegł przed budynek nie bardzo wiedząc co robić. Zauważył, że grupa herosów zebrała się pod jakimś drzewem. Podszedł do nich akurat wtedy, kiedy Arron zadał swoje pytanie.

- Ja widziałem. Lunariona do portalu wciągnęła jakaś widmowa łapa, można chyba założyć, że z resztą też tak było. Co ciekawe ta ręką wyglądała jak ta, której używał Dante. Działo się z nim coś ostatnio, Arron?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Światło. Oślepiające, białe światło. Heaven większą część życia spędziła w ciemności, a światło słoneczne, jakie od czasu do czasu widywała, zawsze było dość słabe, a czasami w ogóle go nie było. Dlatego odruchowo zamknęła oczy, gdy światło tylko się zjawiło. Kiedy znikło, otworzyła je.

Ten Dante wcale nie wyglądał jak zwykły Dante. Czarna skóra, błysk w oku, ironiczny uśmiech.

"To na pewno nie jest on. Na pewno."

Nawet nieszczególnie wysłuchała przemowy "Niby Dantego". Gdy wyszedł, rozejrzała się, szukając innych bogów. Dostrzegła niektórych. W tym Damirastusa. Ten uśmiech na jego twarzy... Jak można się uśmiechać?

Uśmiech jest dziwną rzeczą. Wiele osób, w tym bogowie, stosuje go, by ukryć zażenowanie lub by pocieszyć nim jakąś osobę. Rzeczą tak dziwną jak uśmiech jest śmiech. Jest tyle dowcipów, które powodują śmiech. Są też momenty, w których, gdy komuś się zdarzy jakaś wpadka, większość osób przy tej wpadce obecnych się śmieje. Ale uśmiech i śmiech są bezużyteczne. Całkowicie.

Odwróciła wzrok od Damirastusa i skierowała go w stronę rzeczy, którą "Niby Dante" wyrzucił z kieszeni i określił jako "Klucz do wolności". Na pewno każdy bóg chce się stąd wydostać, ale nie może użyć mocy, by wziąść ten "klucz". Ona zresztą też nie może. Ale... Przecież są inne sposoby.

Obok "klucza" biegały małe, czarne, prawie niewidoczne myszki. Jedna przybliżyła się na tyle blisko do celi Heaven, że ta ją z łatwością wzięła.

"Widzisz ten 'klucz'? Jeśli możesz, to postaraj się z innymi myszkami przynieść go do celi jednego z bogów. Obojętnie jakiego, sama wybierz"

Telepatia nie była jej mocą, więc nie poczuła bólu z powodu kolczyka. Wypuściła myszkę, a ta natychmiast podbiegła do klucza i z innymi myszkami próbowała go wziąść. Heaven była świadoma, że plan jest skazany bardziej na niepowodzenie niż sukces, więc przygotowała się na drastyczny krok.

-Jeśli chcesz, to ze mnie jako pierwszą wydrzyj Iskrę. Torturuj mnie ile tylko chcesz, mi to i tak nie zrobi różnicy. W zamian zostaw innych.

Spojrzała w stronę Blade'a.

-Lepiej, żebym ja zginęła niż ty.

Spacer. Spokojny spacer. Hisa po raz pierwszy od jakiegoś czasu była na świeżym powietrzu. Właśnie oglądała swoje odbicie w fontannie, gdy tuż przed nią zatrzymał się słoń z serową głową i jakiś potwór. Wysłuchała, co mówił potwór, i dopiero wtedy poczuła w sobie brak więzi z Heaven.

-Wyczuwam to. Naoko* oraz inni bogowie zostali porwani, a my, herosi, oraz chowańce, zostaliśmy tu zupełnie sami.

Usłyszała Vanasayo.

-To teraz jest już dowód. Bogowie zniknęli...

Pobiegła w stronę, gdzie zgromadziła się większość herosów. Akurat odezwał się Allimir.

-Wielka widmowa łapa? Chyba o czymś takim już słyszałam... Ale to nieważne. Co teraz robimy?

-------

*Hisa, Nami, Nao i Neko nie wiedzą, że prawdziwe imię bogini to Heaven. Zresztą inni też nie wiedzą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<słyszy słowa Dantego a raczej jego złego wcielenia>

-Hahaha czcza gadanina, nawet jeśli wydrzesz nam te "iskry" o których mówisz to i tak nie obalisz Śmierci i wielkiego Moderatusa.

<po tych słowach zaśmiał się jeszcze bardziej szyderczo a gdy skończył szyderczy uśmiech pojawił się na jego twarzy>

-Widzę, że nie tylko ja mam tu problemy z osobowością...

<dodał tym razem poważnie wiedział, że nie można tego tak zostawić, jednak w jego głowie kreował się plan>

(tymczasem na osiedlu)

<Vafel chodził i wszędzie szukał Damirastusa czuł jednak, że coś się stało i więź między nim a bogiem została naruszona, wtedy spotkał herosów i dowiedział się co się stało>

-No to co robimy trzeba im pomóc!?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Casulono

Krzyczy za Dantem.

- A mi robi się niedobrze, gdy widzę takie bezwolne marionetki! Za słaba wola...

Kopie kraty i "zarabia" kolejne wgniecenie.

- Nędzna powłoka. Gdybym miał swoją zbroję... Gdzie ona jest. I gdzie jest reszta rzeczy?

Wskazuje palcem to na Blade'a, to na Naoko.

- Nikt nie będzie nadstawiał za mnie karku. Wolę sam poddać się torurom niż pozwolić komuś innemu.

Aksuki

- Przepraszam cię, Arronie. Zdenerwowanie.

<Do Nazgula.>

- Witaj, Czarnoksiężniku. Oni po prostu zniknęli, a wygląda na to, że on <wskazuje Arrona> wie więcej na ten temat.

Akcja Sheparda. Aksuki częstuje go mocnym "liściem".

- Nikt nie będzie leżał w plamie krwi. Nie tu i nie teraz. Poczekaj na spotkanie z porywaczem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...