Skocz do zawartości
Mariusz Saint

Manga & anime - ogólnie!

Anime!  

296 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Kiedy zacząłeś oglądać anime?

    • 1-3 lata temu
      122
    • 4-6 lat temu
      69
    • 7-9 lat temu
      40
    • 10 i więcej lat temu
      67


Polecane posty

Ktoś to ogląda oprócz mnie?

Ja się zbieram do oglądania :cheesy:. A że chwilowo nie mam nic (poza może Trigunem) konkretnego na celowniku, niewykluczone, że faktycznie teraz wezmę za ejdża. Co prawda większość rzeczy mam już zaspojelrowanych, ale dotąd mi to nigdy nie przeszkadzało.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Biorąc pod uwagę, ile razy miałem już tu napisać coś konkretnego, trochę wstyd pojawiać się tylko z ogłoszeniem. Trudno:p W każdym razie, niedawno, w dziale muzycznym, powstał temat o Vocaloidach i leży sobie tam odłogiem, póki co *sugestia*. Jakieś pół roku temu pojawił się również temat o muzyce japońskiej w ogóle, a wspominm o tym, bo sam zauważyłem go dopiero teraz^^"

Coby tak pusto nie było, rzucę może jeszcze kilkoma odpowiedziami chociaż:

tsundere w stosunku do Kodaki

i siebie nawzajem

To bardzo ciekawy temat jest, biorąc pod uwagę w jakim kierunku rozwijają się relacje Seny i Yozory, zwłaszcza ze strony tej pierwszej:> Innymi słowy, polecam zapoznać się z wersją oryginalną. Słowo pisane zawsze ma więcej swobody niż serial, emitowany w publicznej telewizji, w biały dzień, to i momenty bywają jeszcze weselsze. Na zachętę dodam, że w szóstym tomie w końcu udało się ustalić jakiej płci jest Yukimura, a harem głównego bohatera zasiliła nowa postać.

(jej VA naprawdę dała czadu ;D)

Przyznam, nigdy nie rozumiałem fenomenu Aki Toyosaki, słysząc głos dość charakterystyczny, ale i mocno jednostajny. Wprawdzie moeblob to w Japonii siła potężna, ale jakieś granice, mimo wszystko są. I dopiero ostatnie dwa sezony zaprezentowały mi ją w bardziej zróżnicowanych rolach, gdzie z każdą poradziła sobie świetnie; z kreacją Riki na czele. Zdanie zmieniłem i dobrze mi z tym :cool:

Power Rangers (nie wiem czy to całkowicie dobry przykład, ale co tam...)

A dobry, czemu nie. Przecież Super Sentai (jak i wszystko co było u nas fajne w latach 90) wymyślili włanie Japończycy. A siłą Star Drivera było trzymanie się tej konwencji w całości. Pamiętam choćby Kurokami (którego, swoją drogą, do dziś nie skończyłem), gdzie powtarzanie tej samej scenki co odcinek, działało mi na nerwy niesamowicie, bo do niczego nie pasowało. A SD od początku do końca idzie śladem starego dobrego FABULOUS i tak jest dobrze <ok>

chciałem zobaczyć

kogo wybierze Wako i nie, nie przyjmuję odpowiedzi, że zachowała sobie obu

.

A tam, harem to najlepsze rozwiązanie, prawdopodobnie w obie strony. A poważnie, mnie w zakończeniu nie pasowało... w sumie nic. Jasne było totalnie epickie i w ogóle, ale takie od czapy - jakby pierwsze 24 odcinki były trochę o czymś innym.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ktoś to ogląda oprócz mnie?

Podobno.

Osobiście nie byłem jakoś negatywnie/pozytywnie nastawiony i 1st gen Ejdża raczej w gundamową markę się dobrze wpisuje. Imo raczej na tak No pomijając pierwszą połowę Fardain arcu. "Te potyczki" między Don Boyage i tym drugim były dla mnie nudne jak flaki z olejem i imo był to chyba najgorszy z gundamowych konfliktów lokalnych jakie dotąd widziałem. Później się to szczęśliwie rozkręciło, z całkiem zacnym finałem. Imo duża w tym zasługa Grodeka - mimo dość standardowych motywów działania, jego akcje i postać zasługują na sporego plusa.

I (o dziwo!) ostateczne zwycięstwo, nie odsunęło od niego kary ze strony Federacji.

Do tego dochodzi jeszcze gościu, który za pierwszym razem przypominał mi wyrośniętego Lorana vide Woolf. Niestety

nie było Laury z jego strony

, ale okazał się całkiem fajną ejdżową wersją cool guya. Wygląd postaci mi jakoś nie przeszkadzał jak Sefnirowi, ale z kwestii technicznych brakuje mi ewidentnie czegoś charakterystycznego w muzyce.

tych dodatkowych nie trawię jakoś (szczególnie Titus, bo Spallow jeszcze jakoś ujdzie)

gendum2.th.jpg

U mnie odwrotnie. O wiele bardziej mi się podobał/pasował taki wygląd Genduma przy ejdżowym stylu kreski, a i akcje z nim były zacne. Zresztą i MadoTitus jest zacny, tak nawiasem mówiąc. :eyes:

---------

Krótko z rzeczy innych, które względnie niedawno zakończyłem: Nadesico. Rzecz świetna i którą powinienem dużo wcześniej zaliczyć. Świetny miks komedii, romansu i mecha genre, podobnie jak w przypadku FMP wywołał u mnie banana na twarzy. Nadesico sprawdza się dobrze w wielu dziedzinach: świetne walki Aestivalisów (

i Gekigangerów

), przygody raczej dziwacznej ekipy (baka bakka), no i ok romans. Rzeczy na minus?

Na pewno śmierć Gaia

(dobrze, że jest SRW J od tego) i inne niektóre "zbyt poważne" momenty w animu. Na czym trochę cierpi i kinówka, która straciła coś

przez zostawienie Yuriki na boku

i względnie krótki czas filmu temu nie pomaga. Niecałe półtorej godziny było stanowczo za krótkim czasem i historia w końcówce wydała mi się trochę "poprzycinana". Chociaż nawet przy tym, finałowa krótka walka ze swoim soundtrackiem była epicka. Oprawa zresztą w przypadku serii i filmu jest na wysokim poziomie, co widać i słychać. Polecam.

Kolejny tytuł: Princess Princess. Animu z bliższą przyjaźnią młodych chłopaków, dzielącymi robotę bycia tytułowymi "księżniczkami". Tak z przebierankami, więc jeśli ktoś lubi takie elementy to jest to raczej pozycja na very good. Dla innych: historia (z dozą humoru) opowiadająca o codziennym życiu "księżniczek" jest całkiem ok i nawet (nieliczne) rzeczy wskazujące na shounen-ai/yaoi/jakzwałtakzwał, nie rzucają się na widza z siekierą. Bo op i ed zawsze można pominąć, prawda? Oprawa jest na dzisiejsza standardy raczej taka sobie, co widać i słychać, ale da się przeżyć. Ogólnie pozytywny średniak.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A teraz coś z innej beczki

W telewizji znalazłem stację AXN Spin HD i wiecie co? Stacja pokazuje sporo anime (dokładnie 6 po dwa odcinki od pon. do pt.)

Podam wam tytuły:

"Dragonball GT", "Naruto 1st series", "GITS S.A.C Season I", "Deltora Quest", "Nana" i jeszcze jeden (tylko nazwy nie pamiętam :dry: )

Chyba warto oglądać, bo to jedyna stacja w Polsce pokazująca tyle anime :happy:

Musicie zajrzeć :wink:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnia seria to D.Gray Man, całkiem sympatyczny shounen, którego fankami są głównie pokręcone yaoistki... ^^''

Bardzo cieszy mnie obecność na liście Nany, bo to jedno z moich ukochanych anime. Całkiem inteligentne, ładne i wzruszające - w sam raz dla mnie. Panom też polecam, główne bohaterki są śliczne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakby ktoś nie wpadł na pomysł, pełną ramówkę znajdziemy na stronie. I okazuje się, że anime na antenie jest jeszcze więcej - trochę klasyki, owoce (pozostawiającej wiele do życzenia) współpracy Madhouse z Marvelem i solidna porcja dziewcząt przeżywających wzloty i upadki, na płaszczyznach różnych :ok: Pora zmienić dostawcę kablówki.

główne bohaterki są śliczne.

Charakterystyczny styl Ai Yazawy to coś, do czego trzeba się przyzwyczaić. Po czołowym (wybaczcie marny dowcip) zderzeniu z tą kreską, nieco mnie odrzuciło, a 47 odcinków później, nie wiadomo kiedy, doszedłem do wniosku, że projekty postaci są po prostu świetne. Inna sprawa, że ekranizacja wygładziła nieco kreskę oryginału, choć tylko nieznacznie, nie tak jak w Paradise Kiss.

I na koniec przemyślenie luźne. Dużo shoujo pojawia się ostatnio w naszym kraju. Poza propozycjami nowego AXN, tylko na przełomie roku pojawiły się choćby Dengeki Daisy, Special A (adaptacja była też jedną z ostatnich zapowiedzi Anime Gate), czy większość pozycji Studia JG. Jako wieloletni fan gatunku, nie mam nic przeciwko takiemu obrotowi spraw, zastanawiam się tylko, czy spowodowały go wyniki jakichś badań demograficznych, czy może powstaje ogólny trend (wtedy początków dopatrywałbym się w pogadankach na TVP Kultura, o twórczości Miyazakiego), czy jedno i drugie, albo jeszcze coś innego. Abstrahując od tego, zjawisko zaliczam na plus, tym bardziej że przyczyniło się wielce do ożywienia rodzimego poletka M&A, niemal do tego stopnia, jak to miało miejsce w połowie lat 90. Miejmy nadzieję, że sytuacja będzie się rozwijać pomyślnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Biorąc pod uwagę, ile razy miałem już tu napisać coś konkretnego, trochę wstyd pojawiać się tylko z ogłoszeniem.
Heh, ostatnimi czasy coraz częściej spotykam się z tym problemem, że wchodzę do tematu, mam coś napisać, ale po prostu nie mogę, bo blok pisarski mnie złapał :P A opinie na temat obejrzanych filmów, seriali, nie wspominając o przeczytanych mangach albo sesjach RPG się nie napiszą... gorzej, że istnieje tyle odwracaczy uwagi albo po prostu zwykła niemoc ^_^

To bardzo ciekawy temat jest, biorąc pod uwagę w jakim kierunku rozwijają się relacje Seny i Yozory, zwłaszcza ze strony tej pierwszej:>
Poniższym akapitem przekonałeś mnie całkowicie abym odrzucił swoją awersje do LNek i spróbował czegoś innego poza anime oraz mangą aczkolwiek nadal zostają głównym punktem zainteresowań :D W każdym razie nie zacząłem poważnie wgryzać się w lekturę, ale chyba znalazłem oba potencjalnie ciekawe fragmenty i powiem... tego się nie spodziewałem a w każdym razie nie aż tak =)

Przyznam, nigdy nie rozumiałem fenomenu Aki Toyosaki, słysząc głos dość charakterystyczny, ale i mocno jednostajny.
Szczerze to nie chodziło mi o osobę VA jako taką, ale to jak Rika brzmi (np. Konnichi-WOOAH!) a tutaj naprawdę jeżeli załączy się jej faza daje z siebie wszystko ;)

Jasne było totalnie epickie i w ogóle, ale takie od czapy - jakby pierwsze 24 odcinki były trochę o czymś innym.
Jak dla mnie, byłoby o wiele lepiej gdyby zrobili dwadzieścia pięć odcinków a ostatni z nich poświęcili całkowicie na zamknięciu wątków, pokazaniu co i jak, kto z kim skończył (:P), bo w sumie - choć wiedziałem, że to końcówka serii - koniec był IMO wstawiony na szybko i zostawił spory niesmak ekspresowym załatwieniem sprawy gdy parę rzeczy można było domówić...

Ostatnia seria to D.Gray Man, całkiem sympatyczny shounen, którego fankami są głównie pokręcone yaoistki... ^^''
Natomiast większość, jeśli nie wszyscy, fanów skupia się na a) fajnych walkach oraz b) bardzo dobrej fabule, która nie odsłoniła jeszcze paru ważnych kart z talii ;) Zresztą jest temat na forum gdzie niewielka grupka ludzi zwraca uwagę na to, że jest to jeden z niewielu shouenów, który ma dosyć zawiłą i ciekawą fabułę =)

Z innej beczki niedawno całkiem przypadkowo natrafiłem na opis 'kinówki' i postanowiłem sprawdzić z czym ją się je :D

Redline.jpg

REDLINE. Tytuł anime odnoszący się do jednego z najbardziej znanych, prestiżowych, ale też niebezpiecznych wyścigów w całej Galaktyce zbierający zgraję profesjonalnych kierowców z różnych światów, którzy z kolei suną w ekstremalnie odpicowanych maszynach, przy okazji uzbrojonych w rakiety albo inne działka. Pośród tego wszystkiego poznajemy głównego bohatera - Sweet JP, człowiek w stylu retro nie obciążający swojej bryki (będącej jednym z normalniejszym i mniejszych egzemplarzy na wyścigu) zbędnymi gnatami. Właśnie ściga się w 'Yellowline' a zwycięstwo zapewni mu uczestnictwo w Redline. Coś idzie nie tak (for the record:

jego przyjaciel i mechanik, Frisbee, sabotował mu auto na zlecenie mafii

), ale nie byłoby filmu gdyby nie znalazła się inna furtka i tak zaczyna się dziać :D

Ogółem rzecz ujmując jest to anime o wyścigach - albo jednym konkretnym - w konwencji sci-fi a cała fabuła sprowadza się do tego aby wygrać rajd a przy okazji nie dać się zabić. Ciekawym patentem, który dodaje pikanterii oraz akcji anime jest pomysł umieszczenia trasy wyścigu na ciężko zmilitaryzowanej planecie rządzonej przez roboty, które - jak można się domyślić - nie są zbyt zachwyceni samą ideą rajdu a tym samym aktywnie próbują dorwać jego uczestników ;] IMO dzięki armii Robotworld dzieje się dużo na ekranie od samego

lądowania kierowców pod ostrzałem działek przeciwlotniczych

poprzez zażarty pościg aż do grande finale czyli

przebudzenie broni biologicznej oraz użycie orbitalnego lasera

... cała rozpierducha jaką urządza wygląda po prostu fenomenalnie a te wszystkie momenty 'imma firin mah lazer!' mają w sobie odpowiednią dawkę mocy. Zresztą nawet klip można na YouTubie znaleźć, wystarczy dopisać Funky Boy ;] Graficznie do anime przyczepić się nie mogę, animacja nie zawodzi, styl odrobinę przywiódł mi na myśl TTGL acz różnice są dosyć znaczne, muzyka daje radę i ogólnie to całkiem przyjemny wyścigowy film akcji na zimowy wieczór albo coś w tym stylu :happy:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

REDLINE

Obligatory:

.

Ewentualnie: UNC UNC UNC UNC UNC. :)

Ciekawym patentem, który dodaje pikanterii oraz akcji anime jest pomysł umieszczenia trasy wyścigu na ciężko zmilitaryzowanej planecie

Nie nazwałbym to ciekawym patentem, bo bądź co bądź, to raczej przeskalowaniem istniejących motywów - vide armia Roboworld - tutejsza odmiana policji ze złym szeryfem na czele, czy wrogiego gangu. Redline to kinówka, która imo czerpie tonami z klasycznych filmów wyścigowych. Ale robi to w sposób odpowiedni, przetwarzając standardową gamę zagrywek (love,

friendship>money

, wyścig poza prawem,

nudity

:trollface: ) na kosmiczny meczgrunt, tworząc jak to napisałem przyjemny i fajny film. Chociaż z perspektywy czasu, trochę mi brakuje większego backstory co do kilku ciekawych postaci (

MACHINEHEAAAAAAAD

), co by było idealnym gruntem na jakąś ovkę, czy cuś w tym stylu.

animacja nie zawodzi

Siedem lat w produkcji i 100k ręcznie stworzonych rysunków nie poszło na marne! :cheesy:

Chociaż takie podejście do animacji może się opłacić w przyszłości. Mam na myśli stare filmy animu, tworzone w klasyczny sposób (vide Ghibli, czy kinówki Genduma), które po odpowiednim przerobieniu na HD wyglądają przepięknie. Chociaż to problem raczej (mocno) przyszłościowy.

---------

Z rzeczy co ostatnio Księżniczka Nue i zero rozbójników oglądało. O Code Geass nie chce mi się pisać (bo i w internetach pełno o tej serii), więc stwierdzę tylko, że było całkiem fajnie. No i czekam na jakieś większe info o tym movie project.

Za to coś poprodukuję o Saint Seiya Lost Canvas i to nie tylko ze względu na zbliżającą się Saint Seiya

Cashern Heartcatch

Omegę.

saintseiyaw.th.jpg

Saint Seiya/Rycerze Zodiaku. Oglądałem oryginalną serię wieki temu na (czym to leciało...o mam) RTL7, jak kilka innych klasyków które tam leciały. Bardziej szczegółowo przygód oryginalnego Pegaza+ekipy pamiętam raczej słabo, poza fajnymi walkami i ciągłym się przebijaniem przez świątynie w imię Ateny/żeby ratować Atenę. I było to całkiem przyjemne wspomnienie o tym show.

Więc i informacja o Omedze mnie trochę nakręciła na obejrzenie czegoś z SS w tytule. Wybór padł na Lost Canvas (vide lepiej nie psuć sobie wspomnień co do oryginału), adaptację jednego z mangowych prequelów oryginalnej serii. Akcja kręci się wokół trójki przyjaciół z dzieciństwa, ich losu oraz walki po różnych stronach barykady. Nie chcąc jednak oszukiwać, tylko połowa show (a może i mniej) kręci się wokół Tenmy (tutejszy Pegazus) i jego problemów. Lost Canvas skupia dużą uwagę bowiem na Gold Saintach, którzy są tutaj przedstawieni jako jedyni którzy potrafią walczyć po stronie Sanktuarium. Brązy i sreberka, oprócz czterech wyjątków w animu, padają jak muchy przy walkach z najsłabszymi przeciwnikami, pozostawiając całą robotę dla złotek. Co na złe nie wychodzi, bo sekwencje walki z ich udziałem są coraz lepsze i w drugim sezoniedrugiej połowie serii są całkiem epickie (

przeciwko Thanatosowi, Dream Gods, czy Hypnosowi

), co podkreśla świetna animacja. W kwestii dzwiękowej też jest dobrze - muzycznie jest ok, acz bez fajerwerków, ale z kolei ilość znanych va na sekundę jest tu dość spora. Do szczęścia (w wersji animu) brakuje tak naprawdę zakończenia, bo ewidentnie akcja zostaje ucięta w trakcie. Pozostaje mieć nadzieję na trzecią partię odcinków - może przy Omedze? Lub ewentualnie zabrać się za mangę (

jak zwykle

).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardziej szczegółowo przygód oryginalnego Pegaza+ekipy pamiętam raczej słabo, poza fajnymi walkami i ciągłym się przebijaniem przez świątynie w imię Ateny/żeby ratować Atenę. I było to całkiem przyjemne wspomnienie o tym show.

He he, mniej więcej tyle pamiętam i ja, z dwoma dodatkowymi rzeczami - jeden z bohaterów

sobie oczy wyłupał

, no i KOSMOS, KOSMOS EVERYWHERE. Czasem mam ochotę sobie odświeżyć, ale kompletnie nie chce mi się brać za tasiemca.

REDLINE

Hm... Niezła fryzura Vee.gif

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy obecne towarzystwo często wybiera się na masowe imprezy zwane potocznie konwentami? Jak wiadomo od jakiegoś przeszło roku jest ich ogromny wysyp w naszym kraju. Dodatkowo konwenty pojawiają się w mniejszych miejscowościach zrzeszając okolicznych fanów. Na co się wybieracie w tym roku? Co sądzicie o obecnym poziomie imprez?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę że to dobre miejsce na to skoro temat jest ogólny.

Konwenty w szkołach

I tak o to konwent w Rzeszowie na który miałem się wybrać stoi pod olbrzymim znakiem zapytania. Dlaczego zawsze ludzie muszą cierpieć przez niedouczonych i niedoinformowanych "specjalistów i znawców"?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Coś jest na rzeczy. Sam bym wielu popularnych pozycji nie puścił do szkoły, nawet w charakterze pomocy na biologię (pałka z anatomii) czy wychowanie seksualne (patrz poprzedni nawias) i nie dziwię się, że podnoszą się tego typu głosy. Kwestia wpływu na psychikę jest jak zwykle przesadzona, ale naprawdę pchanie się z m&a do szkół i podobnych szczególnie uważnie obserwowanych przez wszelakich strażników moralności miejsc to zwyczajny przejaw głupoty. Chyba że z Miyazakim czy innymi w miarę bezpiecznymi pozycjami typu Muminki.

Acha, względnie niedawno obejrzałem Tetsujina. Nadal mam ciężki zgryz z oceną, bo to jednak najsłabszy Imagawa, jakiego widziałem. Za pierwsze kilka(naście) odcinków byłoby 9-10, ale im dalej w las tym gorzej - finał był kompletnie niesatysfakcjonujący poza

"samobójczą" szarzą

Kenjiego. Zresztą chyba po raz pierwszy miałem wrażenie, że Imagawa przekombinował z twistami i niespodziewajkami (Chloroform, Black Oxy)

Bardzo podobny Giant Robo (OVA, nie GR) jest jednak pod każdym względem lepszy, od postaci, przez tematykę (w Tetsujinie niestety jest bardzo specyficzna), po sceny akcji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Było. Akurat nie to, ale temat powraca jak bumerang.

alarmują pedagodzy i katolickie media

I właśnie dlatego jestem przeciwny katolickim mediom. Nie dość że mają łatwiej (koncesje i te sprawy) to jeszcze pchają się tam gdzie nie trzeba.

Jakiś czas temu pojawił się też artykulik na jakimś katolickim portalu. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to że piszące to osoby popełniają podstawowy błąd sztuki dziennikarskiej. Kierują się tylko jedną stroną, nie zadając sobie nawet najmniejszego trudu aby poznać dogłębnie omawiany temat. Co się jednak dziwić. Przecież to jest łatwiejsze niż zrobić dokładny research. Taka tania sensacja szybciej się sprzeda.

Drgon Ball, Wojownicy Zodiaku

Chcę to. Ja chcę zobaczyć te tytuły.

pchanie się z m&a do szkół i podobnych szczególnie uważnie obserwowanych przez wszelakich strażników moralności miejsc to zwyczajny przejaw głupoty.

Tu nie chodzi o pchanie się do szkół tylko o zwyczajne konwenty. Jasne, lepiej zawczasu sprawdzić program pod kątem elementów +18, ale nie można uogólniać, co właśnie jest robione. Jakoś nikt nie robi aż takich problemów choćby z robionych LARPów czy innych konwentowych atrakcji.

Swoją drogą ostatnio była u mnie pewna znajoma. Jako że słyszała że zdarza mi się opublikować gdzieś reckę chciała ją zobaczyć. Podsunąłem jej tekst o Lain. Stwierdziła: O, to dla dzieci. Wolałem nie wyprowadzać z błędu.

Cóż takie jest podejście w tym kraju i raczej szybko to się nie zmieni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moment moment, z tego artykułu można z w miarę czystym sumieniem wyśmiać jedynie fragment o New Age i demonologii (a i tu trzeba uważać). Jasne, pisany jest przez kogoś zdecydowanie przeciwnemu mandze, ale tak samo wy piszecie jako fani (fanatycy miejscami?). Zdecydowana większość tytułów M&A jest przesiąknięta podtekstami, brutalnością i masą fanserwisu. Wyjątkiem jest kilka gatunków (głównie slice of life i tego typu serie), a i wśród nich czasem ciężko o wyszukanie czegoś, gdzie jakichkolwiek podtekstów/pantyshotów nie ma. Nie twierdzę tu od razu, że cały gatunek jest taki, ale spokojnie obstawiłbym 70-80% i pewnie wiele bym się z prawdą nie rozminął.Trochę krytyki i trzeźwego spojrzenia panowie, bo jeśli ktoś mangi nie lubi, to rzeczywiście wiele rzeczy zupełnie niewinnych tam nie znajdzie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ależ ja mam dużo trzeźwego spojrzenia. Czepiam się przede wszystkim błędów popełnianych przez osoby piszące te artykuły. Błędów, które powinny być eliminowane na poziomie szkolnym. Żeby nie było że piszę bezpodstawnie. Na studiach przeszedłem przez teorię dziennikarstwa więc co nieco wiem.

Jasne że większość tytułów jest zdecydowanie nie dla dzieci, są jednak rzeczy i nadające się do oglądania rodzinnego. Czemu nikt o tym nie wspomina?

Nie jestem przeciwny krytykowaniu m&a, jestem przeciwny robieniu tego przez osoby, które nic o temacie nie wiedzą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i o to właśnie chodzi.

Po za tym konwent niby miał być ogólnie o M&A ale i innych komiksach jak np. Batman. Nikt mi też nie wmówi, że amerykański komiks jest pozbawiony brutalności. Tak jak w wypadku tego pierwszego zdarzają się "czyste" tytuły, a reszta? Przecież przemoc i sex najlepiej się sprzedaje.

Z tym pchaniem się do szkół - a dlaczego by nie? Czy szkoła jest gorsza / mniej odpowiednia od np. MDK czy czegoś podobnego? Lepsze wrażenie konwent by zrobił gdyby był spotkaniem dla wtajemniczonych? W jakimś sekretnym miejscu?

Mówią o przemocy ale np Pasja była puszczana w szkołach? Nikt mi nie powie że nie było tam przemocy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Sefnir - wspomina się o tym, z czym konwent ma wyjechać. Znając aktualne trendy mogę zagwarantować, że poza może losowym slice of life jak najbardziej celnie wypalony artykuł, zresztą o czym jest napisane - sprzeciw był dopiero PO zapoznaniu się z tytułami.

@CriX - uspokuj się trochę, czy ty w ogóle czytałeś artykuł, który sam zalinkowałeś? Bo wspomniane są tam kreskówki amerykańskie i są nazwane, zgodnie zresztą z prawdą, brutalnymi, ale mniej brutalnymi od m&a. I TO TEŻ PRAWDA. Ten twój Batman w gruncie rzeczy jest całkiem potulny w porównaniu z dowolnym wiodącym szonenem, o klasykach pokroju przygód Kenshiro czy Gutsa nie wspominając.

I nawet nie zaczynaj z Pasją, pokaż mi dowolną pozycję z M czy A, gdzie przemoc jest pokazana w takim samym, a nawet zbliżonym kontekście. Nawet nie trzeba dotykać kwestii religii, żeby obalić takie porównanie.

[tekst odrobinę wyedytowany - sorry za głupoty tam zawarte]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sprzeciw był dopiero po informacji o możliwości pojawienia się elementów +18. Chyba że coś nie doczytałem. Do akurat tego artykułu przyczepić się nie mogę, ba, nawet jestem w stanie się zgodzić. Chodzi mi raczej o częste branie się za pisanie takich rzeczy osób nie mających najmniejszego pojęcia o danym temacie. Piłem do ogółu, nie tego konkretnego przypadku.

W tekście zalinkowanym przez CriX pojawia się jedno bardzo fajne zdanie. Pokazuje ono że jednak niektórzy "specjaliści" odrabiają pracę domową zanim za coś się wezmą.

Nie cała manga jest zła. Nie mam nic przeciwko niej, jeżeli jest skierowana do właściwego odbiorcy i właściwie oznakowana [...]

Początek w czwartej kolumnie a koniec w piątej.

Edytowano przez Sefnir
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla rozruszania dosyć zakurzonego tematu a przy okazji działu jaki znowu ma poważny kryzys w aktywności kilka pozycji z jakimi się zaznajomiłem przez ostatnie tygodnie :D

4bdb57c31df92eb1d2a51d9.th.jpg

Na pierwszy ogień leci Brave 10 czyli bardzo przyjemna oraz porządna historia z samurajami i ninja w roli głównej =)

Sanada Yukimura? Date Masamune? Jako, że oglądałem swego czasu Sengoku Basara zwłaszcza te dwa nazwiska mi nie umknęły, ale to chyba najpoważniejsze podobieństwo jakie znalazłem, bo już sama specyfika walk wyglądała zupełnie inaczej, lecz o tym za moment. Historia przedstawia się całkiem standardowo - na dzień dobry mamy scenkę płonącej świątyni, na chwilę pojawiająca się sylwetka jednego albo nawet głównego antagonisty a chwilę potem przeskakujemy do gościa zwącym się Saizo, który nie zwykł kłaniać się różnym władcom albo lordom. Gość najchętniej żyłby w świętym spokoju, ale pojawienie się Isanami i zaraz za nią ścigającym ją ludzi zmienia postać rzeczy (nie mówiąc o tym, że dziewczyna bardzo klei się do bohatera ;p). Dalej mamy standard dla gatunku - nowe znajomości, kolejne dodatki do ekipy składanej przez Sanadę a w międzyczasie kilka ładnych pojedynków gdzie - jak trzeba (np. podczas finałowego pojedynku między

Hanzo a Saizo

) - autorzy nie szczędzą krwi oraz wykorzystywanych technik. Fabuła nie stosuje jakiś niesamowitych twistów, jest nieskomplikowana aczkolwiek a) nie miałem momentu, w którym dostałbym zgagi na głupoty jakie dzieją się na ekranie oraz b) patent z

kushi-mitamą

jednak lekko mnie zaskoczył choć od opadnięcia kopary było daleko... dodam, że nawet

zdrada Any

również tego nie dostarczyła. Mimo wszystko serię nie ogląda się za historię a dla walorów rozrywkowych - w tym aspekcie autorzy nie wspięli się na szczyty geniuszu co nie zmienia faktu, że nie łapała mnie nuda i nie przerywałem odcinka co kilka minut, żeby się zastanowić czy dalej oglądać to cholerstwo. Są niezłe walki, nawet ciekawe postacie, trochę humoru (...zahaczający m.in o coś w rodzaju byciem tsundere w stosunku do

Saizo przez Kamanosuke

;]) - dodać do tego niezłą animację, zacny opening i brak oczekiwań (tak naprawdę zawiodła mnie tylko finałowa walka, w której

Hanzo zwyczajnie został pochłonięty przez moc Isanami

) wychodzi anime na tyle dobre, żeby nie zostać nazwane jeszcze jednym zapychaczem antenowym, ale nie na tyle IMO aby być pamiętanym za parę sezonów gdyż to po prostu albo aż porządny, rzemieślniczy produkt :D

senkizesshousymphogear0d.th.jpg

Kolejne w kolejce to Senki Zesshou Symphogear, którego fabuła z jakiegoś powodu sprawiła mi totalne meh, zwłaszcza podczas finału :|

Głównym założeniem settingu, wcale nie nowym, jest obecność Noise jako głównego zagrożenia dla istnienia ludzkiej cywilizacji wobec których konwencjonalne środki zniszczenia nie na wiele się zdają i w tym momencie potrzeba Symphogearów - urządzeń aktywowanych/wzmacnianych muzyką. I to dosłownie, bo każdej walce towarzyszy jakiś kawałek z asortymentu bohaterek aczkolwiek nie powiem, żebym jakoś specjalnie wsłuchiwał się w treści, bardziej obserwowałem to co dzieje się na ekranie ^_^ Może fabuła nie była jakaś specjalnie oryginalna, ale miała dobry początek - koncert, pokazanie dwóch bohaterek,

nagłe pojawienie się Noise oraz śmierć jednej z nich

, dosyć niespodziewana zwłaszcza, że to ledwie pierwszych kilka minut serii jest ;p Dalej jednak gdybym miał określić o co chodzi w historii to miałbym pewien problem, bo wyjawienia, że główny przeciwnik serii to

Ryoko a właściwie Fine w jej skórze

ciężko mi dojrzeć jakiś ciąg przyczynowo-skutkowy. Mamy liczne sekwencje tłuczenia się z Noise, jest character developing Tsubasy głównie po użyciu jej

swan song

, trochę sekwencji z szarego życia Hibiki plus w pewnym momencie sama postać

Chris

(która IMO w finale miała najwięcej epickich akcji) i jej dosyć spodziewany nawrót na stronę dobra - taki standard dopóki nie wszedł antagonista na scenę a IMO autorzy próbowali nawiązaniem do

biblijnej legendy Babilonu

dać trochę głębi dla historii co mnie niezbyt przekonało. Poza tym mam pewien żal, że wszystko zakończono

standardowym

Power of Friendship, bo w połowie dwunastego odcinka czekałem co stanie się dalej mając w pamięci, że Chris przyjęła na siebie całą siłę działa laserowego (czy jak to cholerstwo się zwało) a Tsubasa dorzuciła swoje Heroic Sacriface owe niszcząc powodując totalne BSOD dla Hibiki

. Po jego skończeniu wyrzuciłem z siebie jedno wielkie 'MEH'. Gdzieś w podświadomości czułem, że szansa na takie rozwiązanie jest wysoka, ale... zawiodłem się. Nie chodzi o to, żeby zabijać każdego kto się rusza, ale śmierć jednej z ważniejszych postaci może mieć pozytywny odbiór na całość - a tak w ostatnim odcinku nie byłem za nic zaskoczony tym, że

cała trójka ma się dobrze choć patrząc na animację to IMO moc jaką wytworzyli, żeby rozwalić spadający kawałek Księżyca była prawie jak bomba atomowa

. Generalnie wiedziałem jednak, że jak

nikt w 12epie nie kopnął w kalendarz

to sytuacja nie zmieni się do finału... ofc mowa tu o tej dobrej stronie choć zaraz podniesie się opinia, że

Fine

nie była zła per se. Może i nie była, nie zmienia to faktu, że nie było mi jej szkoda :P

inuxbokuss00063thumb.th.jpg

Następne w kolejce Inu x Boku SS, bardzo ciekawy i przyjemny koktajl odrobiny supernatural, shouenu, komedii a dodałbym jeszcze, że romansu ^_^

Tak naprawdę ogromna część akcji dzieje się w jednym miejscu - rezydencji Ayakashi Kan, która jak się szybko okazuje została zbudowana aby chronić mieszkańców przed pełnokrwistymi demonami. Cóż, z jakiej racji im się narazili? Jakby to rzec, nikt nie mówił, że bycie half-youkaiem nie ma wad a jednocześnie jest to pierwszy element wpływający na to, że spektrum postaci jakie poznajemy jest zwyczajnie charakterystyczna. W tym wypadku to kilka par rezydentów wraz z przydzielonymi im agentami Secret Service, po jednym na łebka, na czele z główną, tsundere bohaterką Shirakiin Ririchiyo i jej ochroniarzem Miketsukamim. Nie mogę jednak nie wspomnieć o moich dwóch ulubieńcach czyli Nobara Yukinokouji za wszystko (a zwłaszcza jej reakcje na widok bohaterki oraz sugestie drugiego pana, które wywołują u niech przemożną chęć mrożenia ;]) oraz Shoukiin Kagerou - człek totalnie niewyjęty charakteryzujący każdy element świata w ramach jednej z dwóch kategorii: sadysta albo masochista; chyba jeden z najmocniejszych elementów humorystycznych całej serii. Zdecydowanie nie jest to seria akcji a sceny gdzie dzieje się coś szybszego mógłbym policzyć na palcach jednej ręki (

włamywacze z początku? Niemiły, wodny demon w szkole? Wymiana między Soushim a Kagerou?

), powiedziałbym, że bardziej anime chodziło o to, żeby pokazać zwykłe życia nie do końca zwykłych ludzi, którzy nie ratują świata przed obiadem. Ewentualnie jak zrobiono tutaj, dano bardzo fajne tło dla rozwoju relacji między

Ririchiyo a jej ochroniarzem

=) - oblanie znanego patentu/gatunku w nietypowym sosie wyszło tutaj na zdrowie autorom a serię oglądało się bardzo przyjemnie. Z aspektów technicznych animacja stoi na poziomie i może się podobać, opening podobnie. Nie nazwałbym serii konieczną do obejrzenia, ale również jej nie odradzam i w wolnym czasie warto ją obejrzeć :D

freezing630668.th.jpg

Na sam koniec - bo kilka serii jakie oglądam jeszcze się nie skończyło ;] - przedstawiam, nie wiem czy znane, Freezing, które pochłonąłem w dwa dni.

Można powiedzieć, że na mangę trafiłem przez przypadek szukając czegoś nowego, przebiegłem przez pierwsze chaptery i wciągnąłem się na dobre. Aby była jasność - to nie żadne objawienie albo coś rewolucyjnego, ma swoje błędy jednakże zwłaszcza sam setting, który sprawia, że czytelnik zastanawia się kto jest większym złym trzyma mnie dość mocno aby teraz wyczekiwać kolejnych chapterów. Historia kręci się w dosyć nieodległej, niezbyt futurystycznej przyszłości, w której rodzaj ludzki został zaatakowany przez Novy, dziwne istoty z innego świata nie robiące sobie nic z ówczesnej myśli wojskowej. Jak można się domyślić, człowiek odpowiedział tworząc Pandory - grupę wyselekcjonowanych dziewczyn posiadających Stigmatę i mające jakiekolwiek szanse na zniszczenie agresorów nim ci sprowadza zagładę na całą resztę. Ciekawe jest jednak to, że przez siedemdziesiąt chapterów z hakiem

pokazanych bitew z Novami były dwie

z czego jednak jako flashback dla historii pewnej oponentki Satellizer ;] Co dzieje się przez resztę? Na pewno nie uprawianie warzyw tyle wam powiem. Początek może niezbyt zachęcić, bo są głównie pojedynki między Pandorami (wynikające z jakiegoś kurczowego trzymania się zasad i braku respektu dla starszych ;p), oficjalne lub nie (spin-off pt. First Chronicle skupia się na postaci Chiffon i tego jak zyskała swój przydomek a przy okazji pokazuje Karnawał - zaczniecie się po tym zastanawiać kto tutaj zasługuje na miano

większego złego

). Trafiają się momenty lżejsze, ale IMO służą raczej jako wentyl bezpieczeństwa, zarówno przed jak i po dwudziestym piątym chapterze. Jakby to powiedzieć, bez ostrzeżenia nastrój zmienia się o 180 stopni a czytelnik trafia na głęboką wodę kiedy dookoła dzieje się FUBAR do sześcianu - pojawienie się jednocześnie

czterech Nova

znaczy punkt gdzie historia nabiera rozpędu i zaczyna się robić cholernie ciekawie. A co do samej walki... autorzy nie oszczędzają na krwi, odciętych kończynach, body councie albo ogólnym pokazywaniu cierpień postaci, które generalnie wobec oponentów mogą się czuć jak mięso armatnie - jest ostro, agresywnie i emocjonalnie a całkiem ładna kreska dosyć dobrze pokazuje reakcje postaci na to co dzieje się wokół nich. Dalej wchodzi akcja z projektem E-Pandora, pokazaniem jak wielkimi skurczybykami są goście z

Chevalier

i tak naprawdę wybór jest między Always Chaotic Evil (

bo na razie autor nie dał ani jednej wskazówki czym są Nova ani jakie są ich cele

) a Lawful Evil (

Chevalier nie cofnie się przed niczym, żeby zapewnić przetrwanie ludzkości

). Nie ma tutaj honorowych gentlemanów w lśniących zbrojach a w zależności od tego jaki punkt widzenia się obejmie obecna

rebelia Evolution Pandoras

może być postrzegana jako zła i skrajny wyraz nieodpowiedzialności skoro nagle pojawianie się Nova przestało być regularne, narażanie gatunku ludzkiego na zagładę itd. Podoba mi się, jestem w stanie nawet przeżyć ogromną ilość, czasami niepotrzebnych, pantyshotów dla dalszej rozpierduchy, historii i dramy :D

Może tym samym ktoś się obudzi...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

AHTvw.jpg
Ozuma

Miałem pewne wątpliwości czy dać to tu czy w temacie odpowiednim, ale jako że anime już się skończyło to ląduje w ogólnym. Bardzo miłe zaskoczenie obecnego sezonu. W momencie gdy jesteśmy bombardowani tonami fanserwisu (Uogólniam! Wiem o tym doskonale!) Ozuma jawi się jako powrót do klasycznej opowieści przygodowej. Mamy więc odważnego bohatera, zadurzoną w nim przyjaciółkę, tajemniczą piękną nieznajomą w potrzebie, dzielną panią kapitan i niemilca, który

ma własne plany względem niewiasty, niezależne od przełożonych

. Jasne, schemat na schemacie, ale za to tytuł całkiem dobrze zrobiony. Fabuła może i jest nieco naiwna, ale nie ma co się spodziewać nie wiadomo czego po scenariuszu, który oryginalnie powstał w 1980 roku, tym bardziej że seria liczy całe sześć odcinków. Graficznie jest całkiem nieźle. Dominuje krajobraz pustynny. Ogromne wrażenie zrobiło na mnie wnętrze statku Bardanos, przywodzące na myśl łódź podwodną. Świetnie zrealizowano także

pływanie w piasku

. Największą przeszkądą w oglądaniu tego anime będzie bez wątpienia projekt postaci, typowy dla dzieł związanych z Leijim Matsumoto. Inna bajka że jeśli ktoś już kiedyś oglądał dzieło tego pana niektóre osóbki mogą mu się wydać znajome (np Bainas, która przypomina Emeraldę z Harlocka czy 999).

vkZtN.jpg
Gundam AGE - druga generacja

No, no, jest lepiej niż się spodziewałem, i znacznie lepiej niż poprzednio. Druga generacje trzyma przede wszystkim stały poziom. Nie nudzi tak jak poprzednio gdzie ciekawie robiło się na dobre dopiero pod koniec. Jasne pierwsze odcinki w szkole mogły by być nieco skrócone, za to później jest już tylko lepiej. Dobrze wypada tu Flit. Dobrze widać jak wojna

i śmierć Yurin

na niego wpłynęła. Jego determinacja w walce z Vaganami rośnie z każdą chwilą,

aż do nieco fanatycznego poziomu

. Asemu to wręcz przeciwieństwo ojca. Walczy, ale bez wyraźnego powodu. Nie jest też tak skrzywiony psychicznie jak on. Tzn jest, ale w nieco inny sposób.

Ma kompleksy na punkcje tatuśka i przyjaciela, którzy są lepszymi pilotami od niego

. Miło też że główny bohater

nie jest newtypem/x-rounderem

. Szkoda tylko że aby wziął się za siebie twórcy musieli

uśmiercić Woolfa

. Graficznie żadnych zmian nie uświadczyłem. Kreska nadal jest beznadziejna. Ani opening, ani ending jakoś do mnie nie dotarły. Walki wyglądają całkiem dobrze. Kolejne MSy też prezentują się całkiem nieźle.
Trzecia generacja zapowiada się całkiem całkiem. Flit nic się nie zmienił. Asemu

chwilowo nieobecny

. Kio może okazać się całkiem potężnym x-rounderem. Sam Gundam AGE-3 to wariacja na temat starej dobrej Double Zety. Nowa pani kapitan Divy może być ciekawą osóbką. Sama seria powoli zmierza w kierunku Crossbone. Mieszkańcy Jowisza Marsa, kosmiczni piraci itp. Zobaczymy jak to się dalej potoczy.
Teraz pytanie, ktoś przy tym wytrwał?

ZmYpI.jpg
Gundam ZZ, a przynajmniej kawałek, który dooglądałem.

Jestem srodze zawiedziony tym co zobaczyłem do tej pory w tym anime. Po depresyjnym, tragicznym wręcz klimacie Zety spodziewałem się czegoś podobnego przy kontynuacji. Dostałem jednak coś całkowicie innego. Błazeństwa Judau i jego koleżków są wręcz irytujące. Ciągłe próby

kradzieży Zety

na początku może i są zabawne, ale szybko zaczynają męczyć. Widok Brighta goniącego za kurczakiem był rozbrajający, a jego mina wspaniała, ale jednak to nadal błazenada w porównaniu z poprzedniczką. Całość trochę się zmienia gdy do akcji wkracza tytułowy ZZ. Nie powiem, jego pierwsze wystąpienie było mocne. Nawet bardzo. Hyper Beam Saber robi wrażenie, tak samo jak High Mega Cannon. Bardzo fajnie że jednak maszyna nie jest wszechmocna i po strzale z działa brakuje energi do HBS. Szkoda że niektóre rzeczy zbyt zostały rozciągnięte (Moon-Moon). Zobaczę jak dalej to będzie wyglądać. Pojawienie się Haman Karn i Elpeo Ple daje nadzieję na niezłe akcje. Szczególnie wyczekuję Qubeley masowej produkcji i

oddziału cyber-newtypeów

. Ciekawe czy ZZ wpisze się w pewną tendencję Gundamów osadzonych w UC,

chodzi mi tu o uśmiercanie żeńskich postaci, które zbytnio zbliżą się do

main hero

.

Teraz pora na kilka mang.

UvZTk.jpg
Crossbone Gundam

Gundam F91 to bardzo ciekawe zjawisko. Z jednej strony to nie taki zły film, któremu jednak trochę brakuje, a z drugiej rewelacyjne mangowe kontynuacje. Corssbone Gundam rozgrywa się dziesięć lat po poprzedniku i opowiada historię młodego chłopaka imieniem Tobia Arronax. Miał to nieszczęście że statek na którym podróżował został zaatakowany przez kosmicznych piratów nazywających siebie Crossbone Vanguard. Dziwnym zbiegiem okoliczności trafia na ich statek gdzie postanawia zostać jednym z nich. Oczywiście nie brakuje tajemniczej dziewczyny, która coś ukrywa i potrzebuje pomocy. Jak widać historia do odkrywczych nie należy, ale czego spodziewać się po kolejnym Gundamie. Fabuła dość szybko zaczyna się komplikować a bohaterowie raczej częściej mają pod górkę niż z górki, co dla mnie jest zdecydowanym plusem. Nie ukrywam że kreska w mandze do najpiękniejszych nie należy, choć brzydka tez nie jest, ale nie każdemu będzie się podobać. Bohaterowie są całkiem ciekawi. Oprócz znanej dwójki z F91 poznajemy także plejadę osóbek należących do Crossbone Vanguard. Na uwagę zasługuje także Karas,

będący po tej przeciwnej stronie

, a jednocześnie całkiem ciekawa postać.
Tytułowy Crossbone to chyba najlepiej wyglądający Gundam ze wszystkich. W moim prywatnym rankingu króluje wraz z Unicornem. "Pirat" to powrót do klasyki, MSów opartych na na systemie Core Fighterów. Ta maszyna prezentuje się po prostu rewelacyjnie.

JcSzj.jpg
Crossbone Gundam: Skull Heart

Tu będzie króciutko.
Po rewelacyjnej mange Crossbone postanowiłem zaraz sięgnąć po kontynuację. Nieco się przeliczyłem. Mówiąc wprost kontynuacja mnie zawiodła. Albo po prostu byłem zaspany i nie doceniłem walorów tej mangi. Historie niczym nie powalają, ostatni rozdział, z

małpami pilotującymi MSy

był nieco absurdalny. Całość ratuje jedynie rewelacyjnie wyglądający Crossbone.

P85zS.jpg
Bitter Virgin

Manga, którą kiedyś mi ktoś polecił i zabrać się przez dłuższy czas nie mogłem. Historia boleśnie dotkniętej przez życie Hinako Aikawy i Daisuke Suwy, chłopaka który przez przypadek poznał jej sekret. Zaczyna się jak typowy szkolny romans, i w zasadzie pierwszy rozdział to utrzymuje. Wszystko zmienia się pod jego koniec, ponieważ tajemnica skrywana przez dziewczynę wcale mała nie jest. Otóż

wcześnie była wykorzystywana seksualnie przez ojczyma. Z tego powodu dwukrotnie zaszła w ciążę, a teraz panicznie boi się najmniejszego kontaktu z mężczyznami

. Daisuke dowiaduje się o tym przez przypadek w opuszczonym kościele, do którego przyszła Aikawa. W tym momencie pomyślałem że może w końcu trafiła mi się jakaś poważniejsza historia. Częściowo miałem rację. Chłopak zaczyna coraz więcej i coraz częściej myśleć o Hinako więc historia prędzej czy później zaczyna schodzić na tory romansu, tym bardziej że wokół niego krążą także dwie inne osóbki o wiadomej płci. sytuację komplikuje fakt że jedna z nich zdaje się mieć małe problemy ze sobą. Niestety nic więcej nie zostało o niej powiedziane, a szkoda. Manga jest dramatem, i co do tego nie mam żadnych wątpliwości, niestety autorka potrafi schrzanić nawet poważną sytuację przez zachowanie głównego bohatera. Z drugiej strony, dodaje to pewnego realizmu historii. Daisuke jest szesnastoletnim chłopakiem, który dowiedział się o tragicznej przeszłości Aikawy. Nie ma więc co się dziwić że potrafi spanikować w jej obecności, tym bardziej

że z czasem przestaje ona mu być obojętna

. Kreska w oczu mnie nie kuła (Elfen Lieda nic nie jest w stanie pobić pod względem brzydoty), teł jakoś nie pamiętam - ogólnie to rzadko występują. Postacie są całkiem dobrze narysowane, ale piać z zachwytu na technicznym wykonaniem nie będę. Manga jest całkiem niezła. Jak by ktoś chciał troszkę poważniejszą historię to polecam.

Znów się troszeńkę rozpisałem. Ciekawe czy ktoś to chociaż przeczyta :icon_biggrin:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Double Tomino Attack!

Like a gale!

Xabungle! Xabungle!

Tytułem wstępu - subnindża pokonani, Xabungle jest już w całości dostępny w ludzkim języku. Gwoli przypomnienia - Xabungle to sci-fi-western-mecha-komedia opowiadająca przygody Jirona Amosa, melonogłowego chłopaka bardziej upartego, bardziej zwinnego i bardziej twardego, niż dowolny inny protagonista (strach pomyśleć, co zrobiłby ze Spiral Power). I choć z początku jego upór przynosi mu same kłopoty, z byciem uważanym za wariata włącznie, to z biegiem czasu... Cechą szczególną Xabungle jest, obok specyficznego, często dość zabawnego poczucia humoru, dość wiarygodny rozwój postaci - choć wszyscy zaczynają na poziomie mizantropii gdzieś z okolic Zety, to z czasem załoga Iron Geara zgrywa się ze sobą, a Jiron staje się odpowiedzialnym (choć nadal niebotycznie upartym i zapalczywym) młodzieńcem. Odnośnie maszyn, Xabungle jest przeciętny, Walker Gallier bardzo fajny (ICBM TOSS), Iron Gear zaś jest jedną z moich ulubionych mobilnych baz - w ostatnim odcinku pokazał, na co go naprawdę stać.

Also, Hey You!

Kiiing! Kiiing! King Gainer!

Metal Overman King Gainer!

MOKG jest komedią anime ukazującą przygody i perypetie Gaina Bijou, specjalisty od exodusów, który zostaje wynajęty do przeprowadzenia ruchomego miasta z okolic Europy wschodniej aż do Japonii Yapanu. W zadaniu tym pomoże mu księżniczka Ana, oddział mecha prowadzony przez narutarda nindżę, oraz Gainer Sanga, zapalony gracz, który w wyniku splotu przypadków dostaje do kierowania tytułowego overmana King Gainera. Seria jest unikatowa, ponieważ reżyserem (oraz autorem piosenki OP) był nie kto inny, jak zły/dobry brat bliźniak sławnego Yoshiyuki Tomino, znany z robienia dokładnie na odwrót...

No dobra, żarty na bok - faktem jest jednak, że, podobnie jak Xabungle, King Gainer jest pozycją mocno odbiegającą od stylu Tomino w jego popularnym rozumieniu (Gundam, Ideon itd.). Gagi są naprawdę zabawne, postacie są sympatyczne, giną dokładnie dwie osoby, niemal brak jest QUALITY, brak również draaaamy - choć Gainer nieco na początku marudzi, względnie szybko mu przechodzi. Szczególnie zaskoczyli mnie Gain, który wcale nie jest taki cyniczny i bezwzględny, jak by mogło się na pierwszy rzut oka zdawać (wręcz przeciwnie - więcej takich postaci!), Jin Yasaba, który [tu parę spoilerów], oraz księżniczka Ana, która, choć wydaje się być standardowym tominowym analogiem gundamowego KKK (Katz, Kika... Retz), oraz pomimo swojego oficjalnego statusu "zakładnika", szybko okazuje się być bardzo sympatyczną i mądrą osobą. I choć w ostatecznym rozrachunku Gain wykopał Gainera ze stanowiska protagonisty, nikomu to chyba nie będzie przeszkadzać.

Jedyną rzeczą, która mi nie podeszła, były designy mecha. Choć choreografia walk była bardzo dobra, szczególnie finałowego starcia, to biologiczny wygląd i styl, szczególnie tych co dziwniejszych (overdebil), maszyn zupełnie mi nie podeszły. Szkoda.

Also, wyznanie miłości przez Gainera FTW.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja mam dla odmiany takie pytanko. Jako fani mangi i anime, oraz bywalcy szerokiego internetu zapewne nie raz zetknęliście się z przeróżnymi przejawami typowej mangofobii. Tekstami, że to chińskie pornobajki, że badziew, że atak klonów i ogólnie masą innych nieprzychylnych tekstów. Sam często tak mam przy okazji publikacji swoich mangowych rysunków, a już szczególnie tych prezentujących neko. To zadziwiające, ale ludzie z portali fantastycznych, zwracają mi uwagę, że kocie uszy i podczepione do tyłków ogony są nieanatomiczne i nierealistyczne. ;)

Pytam się zatem, czy zastanawialiście się kiedyś skąd takie podejście właśnie do japońskiego stylu? W sieci mogą się pojawić najrozmaitsze prace, komiksowe, bądź nie, prezentujące rozmaite postaci i potwory. Ale tylko do mangowego nekosia ktoś się przyczepi, że jest nieanatomiczny, że postać ma za wielkie oczy, i że nie ma nosa. Ogarniacie to?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@nerv0

Wiesz, osobiście spotkałem się z co najmniej dwoma osobami, które twierdziły i chyba twierdzą nadal, że m&a to zło i dzieło Szatana a samą Japonię najlepiej by zrównać z ziemią przez skoordynowany atak nuklearny ;p Może przesadzam, bo nie cytuję ich z pamięci, ale przekaz był całkiem jasny - totalna niechęć, łagodnie rzecz ujmując, do "chińskich pornobajek" (terminologia zapożyczona ;]). To tak ogólnie, ale jeśli chodzi o przyczepianie się do mangowych rysunków to może chodzi o to, że a) artyści z zewnątrz powinni pielęgnować zachodni styl a nie powtarzać za Krajem Kwitnącej Wiśni albo b) po prostu azjatycka kreska im przeszkadza tak samo jak fanowi ciężkiego rocka, który wchodząc do klubu słyszy jakieś techno i inne house'y (zakładając, że nie wie co tam grają :P). Ot, kwestia upodobań.

Na szczęście ze wspomnianą przez ciebie mangafobią nie zetknąłem się na szerszą skalą a nawet jeśli - przypadek z początku posta - to daleki byłbym od użycia podobnego stwierdzenia ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...