Skocz do zawartości
Mariusz Saint

Manga & anime - ogólnie!

Anime!  

296 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Kiedy zacząłeś oglądać anime?

    • 1-3 lata temu
      122
    • 4-6 lat temu
      69
    • 7-9 lat temu
      40
    • 10 i więcej lat temu
      67


Polecane posty

Wtrącę się do dyskusji i powiem, że zgadzam się z tym iż warto czasami przytoczyć jakąś kontrowersyjną opinię. Oczywiście nie po to, żeby trollować, ale rozruszać poklepujące się po plecach towarzystwo i pobudzić do jakiejś dyskusji. Zresztą ten temat leżał od bardzo dawna i dopiero teraz ktoś zadał sobie jakiś trud, aby go podnieść. Co do subów zrobionych przez CR, to te do Letter Bee są jak najbardziej ok, a negatywne opinie spotkałem dopiero na "pewnym popularnym imageboardzie" (z drugiej strony ja ogólnie bardzo średnio się obracam w okołoanimcowych sprawach, starczy mi samo oglądanie :P). Zbagatelizowałem to jednak, jako że tam spotkać się można ze stwierdzeniami najróżniejszymi, a faktami wyolbrzymionymi i zmodyfikowanymi tak, żeby lepiej się nimi trollowało.

bardzo niewiele osób w ogóle mających kontakt z takimi opiniami jest w stanie je zweryfikować.

Czasami wystarczy pomyśleć, poszperać trochę. Zamiast słuchać się większości i uznawać że "miliony much nie mogą się mylić", to wystarczy zachować trochę powściągliwości oraz sceptycyzmu. Pośród krzyków opluwaczy zazwyczaj znajdzie się ktoś chwalący, a jeśli przeżył do tego momentu, to raczej ma niezłe argumenty albo jest fanbojem, ale takich łatwo poznać ;] Sam zresztą mówiłeś, że warto zapoznawać się również z kontrowersyjnymi opiniami, a "suby CR są ok" chyba się do takich zalicza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewien Imageboard na pewno nie jest dobrym źródłem opinii - a już na pewno gdy chodzi o sposób ich przedstawiania. Natomiast potrafi być świetnym źródłem jeśli chodzi o polecanie tytułów (o ile nie spyta się bezpośrednio, bo dostaniesz tylko Boku no Pico i Bible Black), zresztą tam w ogóle dowiedziałem się o mandze JoJo (przedtem wiedziałem tylko, że jest taka gra) czy po raz pierwszy zobaczyłem tytuł Legend of the Galactic Heroes, czy mnóstwo innych rzeczy, które jednak najlepiej samemu sprawdzić i przekonać się, czy nam to przypadnie do gustu.

Co do oceny jakości tłumaczenia - zgadza się, bardzo trudno to zrobić, bo z japońskiego kojarzę tylko pojedyncze słowa. Raz zacząłem się wgryzać i próbowałem tłumaczyć samodzielnie, ale odpadłem, bo ten sam znak może mieć drastycznie różne znaczenia - standardowe gagi w anime z różnym odczytywaniem znaków i "śmiesznymi" sytuacjami z tego wynikającymi (Ichigo z Bleacha...) nie biorą się znikąd. W dodatku japoński tłumaczony bezmyślnie na angielski brzmi dla anglojęzycznego odbiorcy naiwnie i drętwo - wymagane od tłumacza jest, żeby użył własnej inwencji, by uczynić tekst dla swojego odbiorcy tym, czym jest w oryginale dla native speakera. Gdzieś na HG 101 jest wywiad (albo link do niego) z tłumaczem pracującym w branży gier (Final Fantasy X, Vagrant Story), z którego można się dowiedzieć trochę istotnych rzeczy dotyczących tłumaczenia z japońskiego na angielski.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krótka informacja parafialna dla tych co mają wolny czas w zimowe wieczory i wolny odbiornik tv z dostępem do TVP Kultury: w okresie od 7 lutego do 2 marca, będą co parę dni pokazywane filmy studia Ghibli. Pora: po godzinie 20. Jako pierwsza leci dzisiaj Nausicaa, o kolejności pozostałych tytułów tutaj. Dziękuje, dobranoc.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to świetnie, będzie okazja jeszcze raz zobaczyć Nausicę, a po raz pierwszy choćby Totora. Miłą niespodziankę robi TVP, bo zawsze chciałem sobie trochę tych pozycji obejrzeć, a niekoniecznie miałem czas czy sposobność :] No i jeszcze tak nawiązując do poprzedniej dyskusji...

Pewien Imageboard na pewno nie jest dobrym źródłem opinii

To akurat racja i nawet moje niewielkie doświadczenie w poruszaniu się tam potrafi to stwierdzić :P Ale jak sam piszesz, czasami można tam znaleźć tematy o jakichś ciekawych pozycjach, no, jak się je wygrzebie spod tych traktujących o tym dlaczego Naruto jest do niczego, kto ma lepszą waifu, o co chodzi w NGE itd.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

będą co parę dni pokazywane filmy studia Ghibli. Pora: po godzinie 20

Po raz drugi żałuję, że na swoim tv nie mam TVP Kultura - pierwszy był po zobaczeniu na joemonster fragmentu programu "interaktywnego", gdzie dwie panie-artystki przyjmowały instrukcje telefoniczne od widzów i każdy kazał im się rozbierać.

Bardziej na temat: bardzo cieszy dogodna pora emisji, nie o trzeciej w nocy, a prime-time. Ojciec ma u siebie TVP Kultura i nie stroni od anime (bardzo lubił Samurai Champloo, Berserka, nie krzywił się przy Claymore), to mu dam znać (update: "dzięki że mi przypomniałeś, bo właśnie miałem oglądać" :ok: ).

Dziękuje, dobranoc.

niema takiego bicia

czasami można tam znaleźć tematy o jakichś ciekawych pozycjach, no, jak się je wygrzebie spod tych traktujących o tym dlaczego Naruto jest do niczego, kto ma lepszą waifu, o co chodzi w NGE itd.

Kwintesencja internetu - z morza śmieci da się wyłonić coś ciekawego. Szczególnie jakąś starą OVA można wyłapać, czy generalnie jakieś ciekawe mangi, których nazw wcześniej człowiek nigdy nie słyszał ("ITT the most screwed up manga you've ever read").

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odpowiadam na część tego posta.

Kampfer. Całkiem ciekawy... hm... twór do kontrastu. IMHO Kampfera położyło to, co w moich oczach strasznie zaniża poziom Sora no Otoshimono - unikanie fabuły kosztem żartów. Oczywiście, mamy całkiem spory rozdźwięk między tymi seriami, ale zjawisko chyba dokładnie to samo. O ile w SnO pozwolono zabłysnąć fabule nie raz i nie trzy, mieliśmy zapierające dech w piersiach walki z udziałem Ikaros, Astrei, naprawdę fascynujące miejsce jakim jest Synapse, to o fabularnym tle Kampfera wiemy tyle, co nic. Gdzieś tam, hen daleko w czeluściach kosmosu, ścierają się dwie siły. Postanowiły to rozstrzygnąć za pomocą ziemskich dziewcząt (i nie tylko) przy pośrednictwie Moderatorów dając wszystkim do ręki broń. Ot, i wszystko. Niewiele się dzieje, mamy kolejno: krótką walkę, stagnację, kolejną walkę, status quo, nowy wróg, stagnacja, zakończenie (żeby było śmieszniej, podobnie wygląda 'romantyczna' część fabuły). Tak jak wspomniałem, SnO nadrabiało backstory, uczuciami Ikaros i Angeloidów, pewnikiem w dużej mierze bezpruderyjnością Sakurakiego, a także jego tak naprawdę *khem* dobrym sercem wobec anielic, podczas gdy Kampfer miał do dyspozycji jedynie trzy haremetki w wiecznym impasie, yuri-klasę, kilka żartów i protagonistę beznadziejnie wzdychającego w jedną stronę. Teoretycznie typowe, wyglądające na zwyczajny harem comedy, jednak czegoś tu brakło. No i oczywiście nieszczęsne dwa ostatnie odcinki, które strasznie zepsuły moją (i pewnie nie tylko) opinię o serii (nie licząc manipulacji ze strony

Kaede

, która mogłaby się pojawiać nieco częściej - zmusza niczego nieświadomego Natsuru do walki z innymi etc. etc.). Prawdopodobnie gdybym wtedy oglądał Kampfera na bieżąco i dysponował taką wiedzą o anime jak teraz, byłbym w stanie pisać podobnie rozbudowane ranty. Albo i nie, bo w zasadzie problem Kampfera leży w zupełnie innym miejscu, niż w IS.

EDIT: Odniosę się jeszcze do kilku argumentów podnoszonych w kontekście IS, ale o wydźwięku ogólnym. Mam tu na myśli 'poświęcanie zbytniej uwagi przeciętnej haremówce' czy 'kopanie leżącego'. Na początek odniosę się do samego IS: to nie jest przeciętna haremówka. Koncept fabuły, sama fabuła zresztą, to wszystko ma naprawdę potężny potencjał. Problemem jest oczywiście, jak on został spożytkowany i tu też prawdopodobnie leży przyczyna mojej krytyki (oczywiście, nie tylko tu). Złego też określenia używam, określając swoje opinie 'pastwieniem' czy rantowaniem. Staram się, aby krytyka była konstruktywna, próbując poprzeć argumenty jakimiś przykładami czy względnie logicznymi uzasadnieniami. Dlatego też nie jest to kopanie leżącego - raz, że seria zbiera względnie niezłe oceny (zbyt dobre IMHO) a dwa, że nie jest to tylko wyśmiewanie czy właśnie pastwienie się. Wkrótce być może edytuję posta otwierającego zresztą.

Jeśli zaś chodzi o analizę 'tytułów, które na to zasługują' - w sporej części przypadków nie jest to dobry pomysł. Spójrzmy chociaż na temat o Madoce: z całym szacunkiem dla rozmówców, powstało tam niewielkie kółko wzajemnej adoracji, którego sam jestem zresztą uczestnikiem, do którego Aiden dorzuca teorie powstałe na śmietniskach internetu i okazjonalnie pojawią się arty w jakimś stopniu deprecjonujące powagę całej serii. Nie można tu mówić o jakiejś poważniejszej analizie (z nielicznymi wyjątkami, jak rozpoznanie fragmentów Fausta bez posługiwania się zewnętrznymi źródłami - brawa, ja nie byłbym w stanie), a co dopiero o dyskusji. Spora część tematów o co najwyżej porządnych seriach kręci się tylko i wyłącznie na wymianie doświadczeń po kolejnym odcinku i ew. wskazaniu najciekawszej sceny. W temacie o FT tylko ja, Black Shadow i BananowyJE snujemy jakieś ambitniejsze teorie na podstawie aktualnych wydarzeń z mangi, nie wybiegając jednak zanadto w przyszłość, bo to się może skończyć bardzo różnie.

Zresztą, jak można ocenić, jaki tytuł zasługuje na w ogóle analizę? W moich oczach wato zwrócić uwagę na To LOVE-Ru - w jaki sposób mangace udało się stworzyć niby typowy harem, który mimo tego oferuje naprawdę fajną historię, ciekawe dziewczyny (szczególnie Lala, wyjątkowo sympatyczna również i z charakteru, niebędąca tylko i wyłącznie fanseriwsową Genki Girl)? Zresztą, podłoże fabularne bardziej rozbudowane w sequelu daje doskonały przykład tego, jak świetna jest to manga. Bardzo chętnie na ten temat podyskutowałbym. Szkoda tylko, że nikt się nie kwapi. Podobnie jest też z Shukufuku no Campanella. Speciale specialami, harem haremem, ale historia też niczego sobie, zaś imiona postaci są aluzjami do różnych postaci z RL. Choćby parę postów wymienić na temat tej całkiem fajnej serii, ale też rozmówców brak.

Żeby nie wyjść na egocentryka, nie lepszy los spotyka tematy zaczynane przez Black Shadowa. Mahou Sensei Negima to całkiem ciekawy mix powstały ze starcia aspiracji Akamatsu-sensei z wydawcą. Aktualnie jestem na 89 chapie, więc do dyskusji nie chciałem się włączać bez dogonienia do aktualnych (co troszkę mi zajmie, ze względu na napięty grafik anime), ale widzę, że jest martwa cisza. Baccano. Vagabond. Bloody Monday. xxxHolic. Tegami Bachi.

Wystarczyło jednak zacząć wytykać błędy w jednej z aktualnych serii, żeby pobudzić poważną i rzeczową dyskusję, przynajmniej jak na ten dział. Dlaczego? Bo gdy wszyscy się zgadzają, że seria jest dobra/zła, nie ma szans na poważniejszą analizę. Najlepsza dyskusja wynika ze starcia opinii. Ja uważam IS za marnowanie potencjału, wy za przeciętną haremówkę. Czuję się też nieco w tej dyskusji nie fair - o ile jeśli chodzi o technikalia wymiana zdań jest wyrównana, to jednak argumentacja dotycząca 'haremowości' pozostawia wiele do życzenia ze strony moich rozmówców (a w zasadzie rozmówcy). Ja się produkuję, odgrzebuję z pamięci (choć zbyt często wystarczy mi przejrzeć listę tytułów, żeby pokojarzyć sytuacje) i pokazuję konkretne argumenty tylko po to, żeby z drugiej strony barykady usłyszeć ogólniki. Fajnie się rozmawia mając za argumenty tylko ogólnikowy obraz i opinię, jednak to konkrety nadają wymianie zdań rzeczowości.

Jak już jesteśmy przy argumentacji w stronę Mariusza: wspomniałeś, że pojawiają się tylko streszczenia odcinków i nic poza tym. Ja zazwyczaj (nie zawsze mi się to udaje, fakt) staram się dorzucić co najmniej własne wrażenia. W przypadku IS piszę również o wypatrzonych błędach i bzdurach, a także przemyśleniach po odcinku (zazwyczaj dotyczących owych błędów i bzdur).

No cóż, powinienem być z siebie dumny. Jednym editem potroiłem objętość posta, w dodatku w ostatniej chwili wypadł mi z głowy ostatni argument.

Edytowano przez piotrekn
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybaczcie, że wpadnę i przerwę jakże zajmujący temat za mocno przekraczający moje dosyć wąskie bądź co bądź horyzonty animcowe (choć staram się to nadrabiać również i w mandze, bo po świetnym Vagabondzie zabrałem się za równie nie gorsze Blade of the Immortal... które też swojego tematu nie ma ;] a także obejrzałem pierwszy sezon Code Geass, którego - można o nim mówić wiele - finał [właściwie od momentu

masakry jaką urządziła Euphie

] sprawił mi opad kopary ;D). Cóż, równie dobrze mógłbym rzucić temat do dyskusji co obecnie czytamy/oglądamy (nie mój pomysł ;]), ale wpadłem na coś innego... Jak wiadomo, na dobre anime składa się wiele czynników (tak samo w przypadku filmu bądź jakiejkolwiek innej formy rozrywki) jednakże czasami niektóre z nich podźwigają - co by nie rzec - średni tytuł do rejonów gdzie można strawnie go obejrzeć. Pierwszy przykład z brzegu - walka na pewno wiele zyska w ocenie jeśli w tle będzie rozsadzał sufit dynamiczny kawałek niż jakieś smęty. I odwrotnie - owóż "smęty" najlepiej działają w scenach gdy odchodzi jakaś ważna postać. Moi drodzy, muzyka - element, który może zarówno podbić serca fanów jak i pociągnąć anime na samo dno. Oczywiście zamierzam zająć się tym pierwszym zapodając na inaugurację dyskusji dwa przykłady :)

1) Tengen Toppa Gurren Lagann

Tytuł będący uosobieniem epickości nie mógł obejść się bez chwytającego za serca i rozsadzającego kosmos (wiertłem! ;p) tła muzycznego. Korowód oczywiście otwiera "

(to mnie niszczy za każdym razem gdy słucham) a także "Nikopol". Oczywiście na tym się nie zatrzymuje, bo jest jeszcze chociażby "Gattai Nante Kuso Kurae".

2) Bleach

Ok, anime po SS Arc co najwyżej średnie rozjechane fillerami, brakiem jakieś cudownej animacji oraz niesamowitą powolnością akcji co też wynika z mangi gdzie dzieje się po prostu nie wiele, a przedłużanie arcu z

Aizenem

przeszło już chyba do legendy ;P Niemniej jeden element tutaj naprawdę mi się podoba - muzyka. Można znaleźć tutaj całkiem niezły miks gatunkowy a zdecydowanie IMO ulubionymi kawałkami są "

", "
" oraz "Nothing Can be Explained" (początek sprawia, że ciary idą). Niezły jest jeszcze theme Shinjiego czyli "Can't Back Down" :)

Tyle ode mnie ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie było mnie 6 dni. 6 dni, a niektórym tyle chce się pisać. Cóż, post Piotrka już trochę ma, ale nie mogę się powstrzymać, żeby jakoś się do niego nie odnieść :D Potem trzeba jakoś nadrobić resztę serii i zajrzeć do tematów ogólnych...

Aiden dorzuca teorie powstałe na śmietniskach internetu

Teorie wrzucam, bo to zawsze jakiś impuls do dyskusji. Zgadzam się z Mariuszem, że spora część postów to zwykłe streszczenia fabuły. Sam takie pisałem i piszę, ostatnio staram się mniej (szczególnie kiedy ktoś wrzucił już takiego posta wcześniej), albo chociaż przeplatam takie sprawozdanie jakimiś uwagami, spostrzeżeniami itd. W zasadzie dyskutować o dobrych seriach jest nieco trudniej niż o słabych. W słabych wystarczy powiedzieć co się nie podoba, z czym zazwyczaj problemów nie ma, powiedzieć dlaczego tak jest, zastanowić się jak mogłoby być lepiej, porantować może trochę o branży anime upadającej pod ciężarem masowo produkowanych haremów, adaptacji eroge, szonenów i moeszajsu. W dobrych zazwyczaj wystarczy powiedzieć "jest OK/bardzo dobrze/świetnie/genialnie, postacie mi się podobały, humor mnie rozśmieszył, moce bohatera były czadowe, cycki bohaterki odpowiednio duże". Chcąc rozwinąć temat trzeba wdać się w głębsze analizy, zastanowić trochę, może porównać do innych produkcji. Jest ciężej, dobrze (choć nie ma takiego wymogu) jest posiadać jakieś obycie w świadku anime i nie tylko. Prościej streścić odcinek dodając krótkie podsumowanie "zacny ep". Z tego jednak nie wywiązuje się dyskusja, do czego forum jest w końcu przeznaczone, a tylko pisanie postów. Sam zazwyczaj post mam podzielony na "część właściwą" i odpowiedzi na cytaty z przedmówców, nawet jeśli to pojedyncza emotikona lub w zamierzeniu dowcipny tekst (o tym, czy rzeczywiście jest dowcipny decydują już inni). Nawet jeśli cytatów nie ma, to staram się jakoś nawiązać do innych wypowiedzi, aby nie tworzyć wrażenia, że każdy pisze dla siebie.

okazjonalnie pojawią się arty w jakimś stopniu deprecjonujące powagę całej serii

Dobry, humorystyczny fanart nie jest zły. Nie ma co tworzyć otoczki śmiertelnej powagi i (zazwyczaj towarzyszącej jej) elitarności dookoła nawet tych bardziej ambitnych serii, tak samo jak warto czasami warto pośmiać się z siebie.

Najlepsza dyskusja wynika ze starcia opinii.

Święta prawda. Sam pisałem w którymś temacie (może nawet o IS, nie pamiętam dokładnie), że nic tak nie potrafi rozruszać pogrążonego w stagnacji tematu, gdzie panuje błoga atmosfera powszechnej zgody i klepania się po plecach, jak konstruktywna krytyka z którejś strony. Nie bezmyślne wyskoczenie z tekstami typu "to anime jest do niczego, nie wiem czym się tak zachwycacie, 1/10", bo takie przypadki się tutaj zdarzały, ale coś uargumentowanego, z podstawami do polemiki. Może nawet inteligenty, nienachalny trolling :trollface: Dobre dyskusje mogą też wyniknąć, kiedy oglądający biorą się za tworzenie teorii "co będzie dalej" albo "o co w tym chodzi", ale tutaj już trzeba uważać. Tutaj nadmienię, że może i te przytaczane przeze mnie w temacie o Madoce były z Popularnego Imageboardu i jego okolic, ale to raczej nie ma znaczenia i nie skazuje je na niewiarygodność. W każdym razie nie bardziej niż wszystkie inne tworzone przez fanów.

rozpoznanie fragmentów Fausta bez posługiwania się zewnętrznymi źródłami

Szczerze, to ja nie czytałem Fausta, choć mniej więcej wiem o czym to jest. W każdym razie jak najbardziej posługiwałem się zewnętrznymi źródłami, a nie pamiętam, żeby Dracia gdzieś zaznaczała, że tego nie robiła.

PS. Ciekawe, czy ktokolwiek poświęci to cenne kilka albo kilkanaście minut swojego życia na przeczytanie tego postu :cheesy:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I w ten sposób dyskusja zamiera :) Tym niemniej, dziękuję za przyznanie mi racji (w kluczowych punktach).

6 dni, a niektórym tyle chce się pisać.

Jestem nie mniej zdziwiony niż ty. Przynajmniej w odniesieniu do własnego posta.

adaptacji eroge

Tu bym jednak uważał. O ile nie spotkałem jeszcze świetnie zekranizowanego haremu (choć produkcje dobre były), to nie można zapominać, że choćby Kanon, AIR czy Princess Lover! to eroge. Happiness! złe nie było, nie mówiąc nawet o Yosuga no Sora (doskonały przykład na Plot With Porn), pewnie jeszcze kilka fajnych tytułów by się znalazło. Czepiam się szczegółów, to prawda, ale akurat eroge aż tak masowo przetwarzane nie są i zazwyczaj wychodzi z nich coś fajnego.

Dobry, humorystyczny fanart nie jest zły. Nie ma co tworzyć otoczki śmiertelnej powagi i (zazwyczaj towarzyszącej jej) elitarności dookoła nawet tych bardziej ambitnych serii, tak samo jak warto czasami warto pośmiać się z siebie.

Może odrobinę brak mi dystansu, ale taka grafika specjalnie do gustu mi nie przypadła i, powiem szczerze, to ją głównie mam na myśli. No, ale to moja skrajnie subiektywna opinia i pozwolę sobie kurczowo się jej trzymać.

Edytowano przez piotrekn
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

walka na pewno wiele zyska w ocenie jeśli w tle będzie rozsadzał sufit dynamiczny kawałek niż jakieś smęty

No jasne, pierwszy przykład, który przychodzi mi do głowy, to Fairy Tail. Od samego main theme jest już świetnie, a później są nie gorsze kawałki, które słucham regularnie. FT to szołnen raczej przeciętny, anime czasem słabuje, ale muzyka czasem robi ponad połowę klimatu z oglądania. Tak sądzę, że gdyby nie ona, to prawdopodobnie znudziłbym się już FT do tego czasu, a tak moja opinia nadal jest bardzo dobra (i jeszcze jeden utwór).

Jurom teraz ogląda też Kaijiego (temat forumowy by się przydał, szczególnie w perspektywie kwietniowej drugiej serii - to dla mnie jedna z tych serii na "prawie 10/10", podobnie jak SZS), a tam muzyka też daje radę niesamowicie. Wprawdzie historia jest świetna i bez tego, ale tam muzyka po pierwsze przekazuje słynną już onomatopeję "zawa zawa", która jest niepomijalną częścią mangi :) Po drugie niektóre motywy muzyczne bardzo podbijają atmosferę tego raczej psychologicznego anime, np. "Wish" podczas zabaw z przechodzeniem po belce.

Korowód oczywiście otwiera "
(to mnie niszczy za każdym razem gdy słucham)

Muzyka w GL była w porządku, ale jakoś nie poniewierała mną, przynajmniej do czasu epizodu 25, gdy po raz pierwszy zagrali "Libera me from hell". Znany wcześniej motyw dostał takiego spinu i dołożyli do niego takie sceny (Kittan, Chouginga Gurren Lagann), że mną pozamiatało. To jest moja ulubiona scena z tego anime, a muzyka grała tutaj niebagatelną rolę.

nic tak nie potrafi rozruszać pogrążonego w stagnacji tematu, gdzie panuje błoga atmosfera powszechnej zgody i klepania się po plecach, jak konstruktywna krytyka z którejś strony

Niestety w przypadku IS piotrekn zapodał argumenty groteskowo wyolbrzymione, punktowanie dla samego punktowania. A przecież pierwsze, co wali w IS po oczach, to powtarzanie gagów i schematów, widzę co roku co najmniej kilkanaście tego typu pozycji (wcześniej miałem jeszcze cierpliwość oglądać niektóre, ale ile można).

Jasne, warto przedstawić przeciwną, dobrze uargumentowaną opinię i może to być odświeżające, ale w tym przypadku to już była przesada. Gdy kilka różnych osób wyraża opinię na forum (nie wspominając o marudzeniu mi na gg), że nastąpiło zwykłe, nieprzyjemne narzekactwo, to coś musi być na rzeczy. Zresztą gdyby piotrekn się nie uspokoił, to zamierzałem zarządzić koniec imprezy, szczęśliwie obeszło się bez tego.

Może odrobinę brak mi dystansu

Nie tylko tego tobie brakuje, jeśli chodzi o m&a. Brakuje ci przede wszystkim szerszego spojrzenia, o czym wcześniej wspominałem - i w przypadku nieszczęsnego IS widać to było bardzo wyraźnie. Rzucanie różnymi tytułami naprawdę nic tu nie zmienia, jeśli pochodzą one wszystkie z tej samej szuflady. Poza tym są problemy z komunikowaniem się, bo masz silne zapędy do mędrkowania. Dołóż do tego ten zadeklarowany "brak dystansu", przemnóż przez ilość postów, którymi zalewasz dział i już powinieneś zrozumieć, dlaczego uważam twoją aktywność w tej części forum za problem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po pierwsze, mam prawo do własnej opinii, z tego co mi wiadomo, żaden z moich poglądów przedstawionych w wiadomym temacie nie uraził uczuć tudzież poglądów Aidena, Kondzia, Sedinusa, Sefnira czy BananowegoJE (chyba, że jest inaczej - niniejszym za taką sytuację przepraszam, jeśli zaszła). Twoich mam nadzieję też nie.

Te 'groteskowe', jak je określiłeś, argumenty, po pierwsze są moją osobistą i rzeczywistą opinią. Mam nadzieję, że nie było to w pełni celowe, ale chyba mam prawo czuć się nieco urażony, jeśli deprecjonuje się w taki sposób moje poglądy.

Zastanawia mnie też, jak Ty sobie wyobrażasz dyskusję, rozbudowaną i rzeczową? 'Uważam, że...' 'Tak, masz rację' i koniec? Dla mnie dyskusja to wymiana poglądów, opinii, zdań. Ja przedstawiłem swoje. Pojawiły się kontrargumenty. Odpowiadałem na nie i sam odpowiedzi uzyskiwałem. Prosiłbym jednak, żeby nie odwoływać się do żadnych 'wyższych instancji' celem przerwania dyskusji, bo komuś się nie podoba, że tak zjeżdżam tytuł, tylko spróbować mnie przekonać do tego, że jestem w błędzie. Wbrew pozorom, jestem w stanie to przyznać.

Dlaczego sięgałem akurat po tytuły 'z jednej szuflady'? Ponieważ nie chciałem wykazać wyższości jednego gatunku nad drugim, bo to jest niemożliwe (i niewłaściwe). Próbowałem wykazać niższość w ramach tego samego rodzaju. Dlaczego miałbym sięgać po Kanon, żeby pokazać, jak miernym haremowo i jak bzdurnym sci-fi jest Infinite Stratos? Na jakiej podstawie miałbym użyć w argumentacji Ah! My Goddess? Na czym musiałbym bazować, aby w dyskusji pojawiła się Azumanga Daioh? Zresztą, po raz kolejny uderzył mnie fakt, że przynajmniej na część argumentów nikt nie odpowiadał. Szczególnie, gdy te argumenty odnosiły się do innych serii.

I uwaga zamykająca: jeśli ktoś, oprócz Mariusza, uważa, że stanowię problem w tym dziale, niech powie mi to prosto w twarz. Dobrowolnie przestanę zwracać uwagę na tą część forum, i może nawet prewencyjnie poproszę o jakiś sposób na zablokowanie pisania tutaj, ale pod jednym warunkiem - znajdzie się co najmniej kilka osób, które dzielą opinię mojego przedmówcy. Nie lubię fasady, jestem w stanie przyjąć do wiadomości, że gdzieś mnie nie chcą. Niech mają tylko odwagę powiedzieć to wprost.

W kwestii tematu o HotD - przyznaję, mój błąd. Najzwyczajniej w świecie zapomniałem o funkcji raportowania. Przepraszam i postaram się, żeby taka sytuacja się już nie powtórzyła.

Edytowano przez piotrekn
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może odrobinę brak mi dystansu, ale taka grafika

No odrobinkę tak, przynajmniej według mnie i odnośnie tego tematu. Nie mogę ci niczego zabronić czy nakazać dopóki wyraźnie nie łamiesz regulaminu działu lub forum, zresztą to i tak nie jest mój "rewir". Radziłbym jednak nieco otworzyć się, brak dystansu może prowadzić do butthurtu i innych nieprzyjemności, ogółem lepiej go mieć, niż nie. Co do grafik, to pewnie znalazłyby się jeszcze zabawniejsze, bo ta akurat mnie rozbawiła :D

FT to szołnen raczej przeciętny

Ja bym powiedział, że w górnych stanach średnich, a muzyka dodatkowo winduje pozytywne wrażenia. Jasne, nie jest to żadne objawienie, są słabsze momenty i jakieś głupotki, całość jest w zasadzie dość standardowa, ale wykonana na tyle sprawnie, że obejrzałem te 66 odcinków i czekam na następne. No i póki co fillerów nie było w ilościach większych, niż to niezbędne ;]

Kittan, Chouginga Gurren Lagann

To było zwyczajnie piękne. Muzyka idealnie skomponowała się z wydarzeniami i nadała całości takiego wirującego rozpędu, że pewnie będę to pamiętał jeszcze bardzo, bardzo długo. Aż samemu chciałoby się

przed śmiercią pocałować Yoko, przynajmniej miałbym pewność, że odejdę z tego świata z hukiem.

Niestety w przypadku IS piotrekn zapodał argumenty groteskowo wyolbrzymione, punktowanie dla samego punktowania.

Akurat w tamtym przypadku nie miałem na myśli konkretnie tematu o IS, ale ok. Zgadzam się, że wyglądało to trochę jak zwyczajne czepianie się, szukanie dziury w całym, czy, jak to Kondzio ujął, nagły atak odcisków. Można na to patrzeć jak na trolling, jak chcesz. Tzn. odniosłem wrażenie, że tak na to patrzysz.

żaden z moich poglądów przedstawionych w wiadomym temacie nie uraził uczuć tudzież poglądów Aidena

W żadnym razie. Tak jak pisałem, w pewnym momencie wydawało mi się, że w trochę nieuzasadniony sposób bawisz się w hejtera, może nawet sam dałem się temu odrobinę ponieść. O żadnym obrażaniu nie ma jednak mowy. Nie będę wnikał, czy to było twoje rzeczywiste zdanie, czy tylko poza mająca osiągnąć jakiś cel. Nie chciałbym, żebyś sobie poszedł. Mi tam twoja obecność nie przeszkadza, bo przynajmniej jest z kim pogadać, a rozmowa może rozwijać, o ile tylko obie strony są na siebie otwarte. Rozumiem, że masz swoje subiektywne zdanie, ale zamiast "kurczowo się go trzymać" i zamieniać się w oblężoną twierdzę czasami lepiej zmienić poglądy, choć przez forum to raczej trudne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem, że masz swoje subiektywne zdanie, ale zamiast "kurczowo się go trzymać" i zamieniać się w oblężoną twierdzę czasami lepiej zmienić poglądy, choć przez forum to raczej trudne.

Jeśli chodzi choćby o ten arcik, po prostu nie przypadł mi do gustu, bo są rzeczy (IMO), których wyśmiewanie nie jest aż tak fajne. Zresztą, wyjątkowo niewybredny humor mnie nie śmieszy (Mitsudomoe, które mnie odrzuciło po trzecim odcinku), więc nie jest to raczej kwestia poglądu co odczuć. Pewnie użyłem złego słowa, wprowadzając Was w błąd.

Na opinie jestem otwarty - tylko krowa nie zmienia poglądów. Bajka zamyka się w kwestii takiej, że jeden Sefnir był w stanie mnie przekonać do swoich racji - prawdopodobnie głównie przez rzeczowość argumentów i wytrwałość w dyskusji ( :) ). Uznałem, że w zasadzie ma rację, a w kontekście tej konkretnej sceny protagonista zachowywał się jak ostatni idiota i to to jest głównym powodem jego okrutnej porażki (nie wspominając nawet o kwestii polskich naukowców - choć akurat pewnie owi wynalazcy w swoim czasie znani byli; nieistotne jest to tutaj jednak, bo to nie temat ani czas na odkopywanie zaległych postów).

Edytowano przez piotrekn
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ech, coś mnie naszła ochota napisać kilka zdań o paru anime, jakie dane mi było obejrzeć w zeszłym (i obecnym) roku...

Przede wszystkim ciśnie się na język Ys, ściślej Ancient Books of Ys 1 & 2. Są to egranizacje pierwszych dwóch pozycji jednej z moich najbardziej ulubionych serii gier, traktujące o przygodach rudego czerwonowłosego chłopaka o olbrzymim talencie do miecza i jeszcze większym talencie do pakowania się w sam środek kolejnych Niezwykle Ważnych Wydarzeń.

Ys 1 zostało rozbite na siedem odcinków; Ys 2 zmieszczone zostało w czterech. Ys 1 wręcz czuć latami osiemdziesiątymi - są fryzury o wielkich objętościach, niestety jest też słaba jakość animacji i dźwięku. Najbardziej jednak szkoda samego Adola, który stracił lwią część kompetencji i kolejne starcia zdaje się wygrywać za pomocą przypadku pomieszanego z fuksem i ingerencją sił trzecich. Tylko na parę chwil błysnął, i to kasując po drodze mięso armatnie, a nie przy starciu z Końcowym Bossem. Anime starało się w miarę wiernie trzymać wydarzeń gry - nie żeby było wiele materiału źródłowego - ale przez słabą oprawę i niezbyt porywające starcia nie mogłem przy najlepszych chęciach dać oceny wyższej jak 6; ponadto ludziom chcącym dopiero zapoznać się z Ys całkowicie odradzam tykanie tej pozycji. ABoYs zresztą na tyle mnie zniechęciło, że odłożyłem część drugą na ładne parę miesięcy.

Tak jak Ys 1 czuć latami osiemdziesiątymi, tak - w mojej opinii - Ys 2 jest bardzo mocno zakotwiczone w latach dziewięćdziesiątych. Pierwsze, co rzuca się w oczy to dużo lepsza jakość oprawy, postacie nie mają już dzikich fryzur, animacja nie kłuje, zaś niejeden kawałek muzyki wpada w ucho. Od strony fabularnej też jest w porządku - po pierwszych dwóch odcinkach byłem nieomal wniebowzięty... Niestety potem nadeszły pozostałe dwa odcinki, które można by podsumować trzema słowami

Adol goes emo

. To, co zostało zaserwowane, zapewne jako wysiłek urozmaicenia przygód Czerwonego, było tak bardzo wbrew jego zaprezentowanemu charakterowi, zarówno jak w grach, jak i w obu częściach anime, że człowiek nagle czuje się jakby przeniesiony do zupełnie innej produkcji, niezdrowo przesyconej angstem i melodramatyzmem i nie mającej zupełnie nic wspólnego z Ys.

A było tak pięknie...

Trzecia opisywana dziś pozycja to Red Photon Zillion. Po MAL-u można zobaczyć, że nie ukończyłem i chyba tak już zostanie (dopóki nie nauczę się japońskiego Vee.gif), bo ludzie tłumaczący tę miodną pozycję jakoś wyparowali. Oglądanie RPZ było dla mnie pierwotnie wycieczką nostalgiczną do czasów, gdy w lokalnej wypożyczalni znajdowało się parę odcinków tego anime. Po paru owych odcinkach jednak okazało się, że Zillion - dość może zaskakująco, biorąc pod uwagę jego pochodzenie - trzyma poziom. Graficznie nie bije po oczach, bohaterowie nie są płascy (ba, każdemu w swoim czasie poświęcono odcinek o całkiem odminnym klimacie), zaś akcji jest całe mnóstwo. Mimo, że za uzbrojenie służą zaledwie "proste" pistolety i nie ma żadnych supa ultimate final nindżutsu hitów, walki są urozmaicone, rozegrane całkiem pomysłowo i fajnie się je ogląda. Potem zresztą są i transformujące mecha (no dobra, pancerze wspomagane), eksplodujące motherships i inne niespodziewajki. Co chyba również ciekawe, autorom udało się przedstawić planetę, na jakiej rozgrywa się akcja, jako miejsce naprawdę obce, a nie po prostu Ziemię z innymi kontynentami. Also, świetnie zrealizowany OP.

Czwarte anime, o którym chcę coś skrobnąć, to Blue Comet SPT Layzner, którego również jeszcze nie ukończyłem, ale pilnie oglądam i bardzo polecam. Sunrise, lata osiemdziesiąte, Real Robot... Myślicie, że wiecie, czego się spodziewać?

Błąd.

Layzner podchodzi do sprawy w zupełnie inny sposób, żeby zbytnio nie spoilerować - główny bohater wcale nie wpada przypadkiem do kokpitu, nie ma wsparcia żadnej armii czy super statku matki i wielkiej załogi, a jego killcount po dwudziestu odcinkach wynosi zaledwie

2, i to oba zupełnie niezamierzone

. Eiji zresztą jest o tyle niezwykły, że z jednej strony ma bardzo głęboką awersję do zabijania (i to nie taką dla picu, jak np. Amuro, który w pierwszej chwili niby to panikował, a parę odcinków potem kosił całe statki), a z drugiej strony przeciwności jakie musi pokonać, są doprawdy olbrzymie, a kłody, jakie los mu rzuca pod nogi, są... druzgocące. Innym dość unikatowym elementem Layznera jest bardzo dosadnie zarysowany motyw zimnej wojny i przesłanie antywojenne.

Od strony technicznej też jest świetnie - choć wygląd postaci jest, delikatnie mówiąc, przestarzały (TE CZOOOŁAAA), to design maszyn (które nota bene faktycznie są maszynami - uszkodzenia mają na nie wpływ, energii jest zawsze za mało...) i sceny walki są na bardzo wysokim poziomie: taki pościg SPT kanionami marsa, czy walki w korytarzach kolonii naprawdę zapadają w pamięć. Opening jest również świetny.

Na sam koniec coś, co obejrzałem już w tym roku, i to całkiem niedawno - Mazinkaiser (+ dodatkowy OVA). Mazinkaiser jest pozycją powstałą dzięki Super Robot Wars - otóż ekipa SRW zwróciła się do ojca Mazingera, Go Nagai, aby na potrzeby Final stworzył upgrade Mazingera Z. Ten się zgodził - i tak powstał potężny Mazinkaiser; maszyna okazała się być na tyle dużym hitem, że po jakimś czasie powstało OVA, manga i aktualnie lecący spinoff Mazinkaiser SKL, a sama maszyna jest częstym gościem w grach serii SRW.

Co do OAV, IMO najlepiej je podsumowuje to i sam

, śpiewany przez legendarny JAM Project. Jeśli się spodobały, OAV na pewno też się spodoba. Ja powiem tylko, że ów leciwy dziadek i praszczur, jakim w gatunku Super Robot jest Kouji Kabuto (komu, jak nie jemu, zawdzięczamy gorącokrwistość, wykrzykiwanie ataków, eye beams, chest blasters, rocket punch i całą masę innych rzeczy), ów pokopiowany setki razy archetyp... nadal mocno się trzyma i kopie tyłki!

Nie ma ponoć róży bez kolców; tak jest niestety i w tym przypadku. Seria OAV ma ten nieszczęsny odcinek czwarty (18+?), no i w moim odczuciu mogła by być nieco dłuższa. Finalna animka natomiast, choć ma nieco lepszą choreografię walk, mocno przesadziła z gore i Anyone Can Die, tak że w połowie filmu czekałem jedynie na kolejną śmierć, no a finalne starcie - w przeciwieństie do tego z serii - nie było zbyt porywające.

Acha, zacząłem i po siedmiu odcinkach rzuciłem oryginalnego Mobile Suit Gundam. Jakoś nie wciągnął mnie specjalnie, Layzner jest znacznie lepszy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No, będzie druga edycja ^^

anime500_500.jpg

26 ? 27 marca 2011 w Multikinie

Sieć Multikino i Silver Screen Łódź zapraszają fanów i wielbicieli japońskiego kina na drugą edycję Przeglądu Filmów Anime.

Repertuar:

26 marca (sobota):

11:00 - 12:40 Evangelion: 1.11 You Are (Not) Alone

12:55 - 14:30 Szkarłatny pilot

14:45 - 16:00 Ghost in the Shell

16:15 - 17:55 Ghost in the Shell 2: Innocence

18:10 - 19:00 Blood the Last Vampire

27 marca (niedziela):

11:00 - 12:40 Ponyo

12:55 - 15:00 Laputa ? Podniebny zamek

15:15 - 16:40 Sky Blue

16:55 - 18:15 Perfect Blue

Wszystkie te filmy świetnie charakteryzuje stwierdzenie - MAGIA W CZYSTEJ POSTACI, bo anime to coś więcej niż filmy, to "niepohamowane obrazy" (Man-Ga w wolnym tłumaczeniu), które tworzą świat dziwnej piękności i tajemnicy, która czyha na widza w każdym kadrze. Każdy z filmów, oprócz walorów artystycznych, posiada niezwykłe wartości wychowawcze

i płynie z nich życiowa nauka zarówno dla młodych, jak i dorosłych widzów.

Bilety i karnety do nabycia w kinach organizujących Przegląd.

12 zł - Bilet na pojedynczy seans

60 zł - Karnet 2-dniowy

Przegląd Filmów Anime 2 ? odbywa się w 8 kinach sieci Multikino: Bydgoszcz, Gdańsk, Kraków, Wrocław Pasaż Grunwaldzki, Poznań Stary Browar, Szczecin, Warszawa Złote Tarasy oraz Silver Screen Łódź.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Te 'groteskowe', jak je określiłeś, argumenty, po pierwsze są moją osobistą i rzeczywistą opinią.

Mówiłem ci już dwa albo trzy razy, że twoja opinia ma braki, pierwszy raz w samym temacie. Ty tego nie przyjąłeś do wiadomości i dalej domagałeś się uwagi. Gdy w końcu Sefnir ci ją dał, ty spuściłeś z tonu. Dla mnie ten obraz jest jasny.

całość jest w zasadzie dość standardowa

W sumie gdyby mnie zapytać, co sprawia, że Fairy Tail mnie nie nudzi, to odpowiedź nie jest oczywista. Na pewno prucie z akcją przez pierwszy rok wyświetlania, nawet pisałem, że akcja idzie tam czasem za szybko. Naruto odpuściłem sobie po kilkunastu odcinkach, gdy ta walka na moście zaczęła się dłuuużyć. Bleacha miałem dosyć jakoś później, bo pierwsze odcinki zrobiły na mnie pewne wrażenie, ale obserwowanie ganiania po labiryntach Soul Society było już ponad moje siły. W FT wszystko idzie jakoś sprawnie, nawet ten niby wolniejszy arc z Nirvaną, gdzie występowały pewne przestoje, nie nudził mnie, a walki i tak załatwiano relatywnie szybko. Dodatkowo o miejscami obecnych niedoborach w animacji pomaga zapomnieć awesome-tier muzyka, dodatkowo w anime podrasowano projekty postaci i są przyjemne dla oka, a regularna obecność Lucy i Erzy też wpływa pozytywnie na moje serce (

dla tych, którzy nie skojarzyli cytatu), choć "momentów" nie ma nawet na tyle, żeby można było mówić o dodawaniu taga "ecchi" do FT. Oczywiście po pewnej OVA może się to zmienić (mam nadzieję :trollface: ).

Aż samemu chciałoby się

przed śmiercią pocałować Yoko, przynajmniej miałbym pewność, że odejdę z tego świata z hukiem.

Po pocałowaniu Yoko miałbyś pewność, że odejdziesz z tego świata, i to niebawem, bo takie już ona ma właściwości

:trollface: Najpierw Kamina, potem Kittan. Yoko zresztą zapewne została starą panną :lol2:

egranizacje

Z podobnych rzeczy na myśl przychodzi mi OVA Wizardry (wiem, że taka jest i nic ponadto) oraz produkcje powiązane z SMT. Fragment opisu jednej z nich:

there's also a pink haired lolita who has a teddy bear and later gets naked for reasons that don't really make sense other than to justify selling this video

Czemu ja jeszcze tego nie obejrzałem? :trollface: O samym Ys wiem tylko tyle, co napisali tutaj, a raczej wiedziałem, bo już nic z tego nie pamiętam.

dopóki nie nauczę się japońskiego

93122221.png

w lokalnej wypożyczalni znajdowało się parę odcinków tego anime

Tradycyjna u mnie, prawie w ogóle nie związana z cytowanym fragmentem dygresja: ja z czasów dzieciństwa pamiętam pożyczanie i namiętne oglądanie cyklu o A.J. Kwaku (po części zalicza się to do anime). Jak sobie teraz to przypominam, to podobnej "kreskówki" nie ma, a przynajmniej poruszającej równie ciężkie zagadnienia jak ustrój totalitarny czy apartheid. Trochę dziwnie się poczułem, gdy sobie to przypomniałem - właściciel wypożyczalni dawno nie żyje, a budynek niszczeje :wacko:

najlepiej je podsumowuje to i sam
, śpiewany przez legendarny JAM Project

Dlaczego nie obejrzałeś jeszcze Shin Mazingera? Zaczęło się wolno i miało jeden z najdziwniejszych pierwszych odcinków, jakie widziałem, ale rozkręciło się do poziomów bardzo wysokich. A zakończenie to już naprawdę " :trollface: "

Seria OAV ma ten nieszczęsny odcinek czwarty (18+?)

To znaczy co, jest za dużo gore, o którym wspominałeś, czy też golizna? Obydwie możliwości powodują wzrost mojego zainteresowania. ImpulseM kiedyś mówił mi, że Gamie są dużo "bardziej", ale nie pamiętam, czy to akurat w tej OVA.

po siedmiu odcinkach rzuciłem oryginalnego Mobile Suit Gundam

Jeśli mimo wszystko będziesz miał ochotę zapoznać się z tym prequelem Zety :trollface: to porwij się na oglądanie filmów - są dobrą kompilacją wydarzeń z serii tv, niestety Amuro nadal jest taki, jaki jest.

Evangelion: 1.11 You Are (Not) Alone

Choć pierwszy film nie był specjalnie ciekawy jak dla mnie, to pewnie bym się wybrał, gdyby oczywiście Multikino było w moim mieście. Ale może do czasu trzeciej edycji już powstanie, bo na Eva 2.22 wybrałbym się z dziką rozkoszą :cheesy:

***

Chciałem też wspomnieć o bardzo ciekawej mandze, którą ostatnio czytałem, czyli Shingeki no Kyojin. Widziałem ją często w zestawieniach najlepiej sprzedających się mang w Japonii, a ostatnio ktoś na Pewnym Imageboardzie ostro spamował polecał czytanie. Zmobilizowany w ten niezbyt subtelny sposób przeczytałem pierwsze cztery rozdziały, składające się na pierwszy tom. Wrażenia - to jest świetne, przynajmniej to, co przeczytałem do tej pory. Ludzkość w tej mandze nie jest specjalnie zaawansowana technologicznie, w związku z czym nie może poradzić sobie z inwazją gigantów, którzy pojawiają się znikąd i są odporni na większość broni, którymi ludzkość dysponuje. Dodatkowo giganci gustują w pożeraniu ludzi - nie żywią się nimi, po prostu ich to najwyraźniej cieszy. Ludzkość schroniła się w ostatnim mieście, które zdolne było opierać się inwazji - posiadającym mury na tyle wysokie i mocne, że giganci nie byli w stanie się przez nie przebić.

Aż do czasu, gdy znienacka pojawił się naprawdę olbrzymi egzemplarz, równie wysoki co mury, i spowodował zniszczenie pierwszego pierścienia murów, otaczającego miasto.

Główny bohater, Elen, mieszka z matką, ojcem-doktorem (który ma jakieś tajemnice) oraz przybraną siostrą Mikasą, która generalnie nie dość, że myśli za siebie i za niego, to jeszcze całkiem nieźle potrafi naklepać.

Podczas ataku gigantów na miasto matka Elena zostaje pożarta

, a bohater przysięga zemstę. Jasne, jest to shounenowa klisza, ale w tym przypadku chęć zemsty autentycznie napędza bohatera i czyni go niesamowicie zdeterminowanym. Dosyć niespodziewanie, po dramatycznych wydarzeniach i

ewakuacji z pierwszego pierścienia następuje timeskip - Elen, Mikasa i jakiś loleq który pętał się przy nich (tchórz i mięczak, ale ze sporym talentem strategicznym) zgłosili się do wojska i przebyli trening, lokując się w czołowej dziesiątce rekrutów, co daje im prawo wyboru, gdzie mogą służyć: na zewnętrznym pierścieniu (już odbudowanym, bo giganty znikły - dosłownie, nigdzie nie idą, tylko znikają), w samym centrum utrzymując porządek, czy w oddziale zwiadowczym. To ostatnie jest uważane za nieco bardziej wyrafinowaną formą samobójstwa, a przede wszystkim za marnowanie zasobów ludzkich. Tam gdzie pójdzie Elen (czyli do zwiadu), tam pójdzie Mikasa, która zresztą była najlepszą rekrutką. Jednak szybko po zakończeniu egzaminów następuje kolejny atak gigantów, a rekruci ze zwiadu zostali wysłani z misją opóźnienia ich na tyle, aby zdążyło się ewakuować jak najwięcej cywilów. Elen wdał się w walkę za pomocą specjalnej broni, stworzonej na podstawie obserwacji gigantów - zestawu specjalnych linek z hakami, które można wbijać w ciało giganta i wspiąć się na jego kark. Giganci potrafią odtworzyć nawet zniszczoną głowę, ale giną po uszkodzeniu obszaru znajdującego się na ich karkach. Niestety podczas pierwszej walki Elen się przeliczył i najpierw gigant odgryzł mu nogę, a potem po prostu pożarł.

Tak skończył się tom pierwszy :lol2: Teraz możliwości są takie: albo

loleq, który obserwował walkę, zostanie głównym bohaterem, albo Elen - któremu ojciec coś wstrzyknął - jakoś uniknie pożarcia i nie zostanie kaleką z jedną nogą

. Generalnie w mandze zaskakuje to, jak bardzo ludzkość jest tam osaczona. Po prostu zostało ostatnie miasto, w którym ludzie wolą się gnieździć i nie wychodzić w ogóle. Nie istnieje pomysł na skuteczną kontrofensywę przeciwko gigantom, o których zresztą wiadomo bardzo niewiele. Styl rysowania w pierwszej chwili mnie nie zachwycił, delikatnie mówiąc, ale przyzwyczaiłem się do niego - na pewno nie jest to "flashy" stylistyka shounenowa, z gigantycznymi mieczami, wielkimi cyckami i kolorowymi strojami. Giganci są naprawdę obrzydliwi - wyglądają jak celowo źle narysowani ludzie, mają zbyt dużo zębów, twarze i ciała nieproporcjonalne, albo pokryte tylko mięśniami, bez skóry. W sumie ten pierwszy tom dosyć mnie zaskoczył bardzo ciężką atmosferą i dosyć nieprzewidywalnym rozwojem wydarzeń, w wielu przypadkach odbiegającym od shounenowych klisz. W sumie jedyne, co mi jakoś przeszkadzało, to brak wyjaśnienia problemu wyżywienia takiej społeczności (bardzo delikatnie/naiwnie zarysowano problem niedoboru żywności, bo w sumie za pomocą gagu). Na pewno będę zwracał baczną uwagę na ten tytuł (i czekał, czy zmieni się w standardowego fightan shounena, gdy autorowi skończą się pomysły :trollface: ).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No, będzie druga edycja ^^

Wybornie. Co prawda z pierwszej widziałem tylko Nausicę, ale teraz GitS sobie nie odpuszczę. Poza tym zwyczajnie dawno w kinie nie byłem :D Coś ostatnio często widzę anime w polskich mediach, najpierw ta inicjatywa TVP Kultura, teraz druga edycja przeglądu... Ale to pewnie tylko przypadek ;]

Po pocałowaniu Yoko miałbyś pewność, że odejdziesz z tego świata, i to niebawem, bo takie już ona ma właściwości

Właśnie o to mi chodziło. Jak umierać, to tylko w mechu z gigantycznym świdrem w dłoni, rozwalając obcą machinę więżącą twoich przyjaciół i z odpowiednim soundtrackiem. Tańsze to niż pogrzeb, a i bardziej widowiskowe, ludzie pisaliby o mnie na forach.

Choć pierwszy film nie był specjalnie ciekawy jak dla mnie

Mi się podobało, akurat mogłem sobie nieco przypomnieć pierwszą połówkę. Poza tym fajerwerki graficzne też odpowiednio podrasowano i walka z Ramielem to była dla mnie sama słodycz. Ciekawie wypadła jego odnowiona wersja z tymi wywołującymi oczopląs zmianami geometrii. Szkoda tylko, że na drugą część pewnie jeszcze sobie poczekamy (polskie wydanie znaczy się).

Aha, ludzie piszą co ostatnio oglądali lub czytali i tak sobie myślę, że też się na to porwę. W końcu jutro na TVP Kultura leci Ponyo, ostatnia z zaplanowanych pozycji przeglądu produkcji Ghibli. Potem pewnie przetrawię to wszystko i postaram się wysmażyć jakieś opisy wrażeń z poszczególnych filmów (dwa niestety przegapiłem). To w końcu naprawdę zacna inicjatywa od strony Telewizji Polskiej i wypadałoby jakoś się do niej odnieść. Oby mi tylko starczyło chęci :cheesy:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Evangelion: 1.11 You Are (Not) Alone

Choć pierwszy film nie był specjalnie ciekawy jak dla mnie, to pewnie bym się wybrał, gdyby oczywiście Multikino było w moim mieście. Ale może do czasu trzeciej edycji już powstanie, bo na Eva 2.22 wybrałbym się z dziką rozkoszą :cheesy:

No właśnie, ja się wybieram i w związku z tym mam pytanie: jak z tym filmem? Da się oglądać bez znajomości reszty?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jasna sprawa. 1.11 to nic innego jak pierwsze 6 odcinkow NGE z porzadnym, graficznym boostem i bez pipczenia Shinjiego "I'm so worthless my dad hates me lololol why don't I just kill myself" zmieszczone w 90 minutach. Sam sie raczej nie wybiore, bo bylem na tyle glupi i naiwny chetny wspomoc polski rynek anime, ze kupilem DVD. W sumie, gdyby sie znalazlo troche czasu, to mozna sie zgadac i bym ci plytke pozyczyl :cheesy:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O samym Ys wiem tylko tyle

IMO warto zapoznać się chociażby z Napishitm (VI), które dostało oficjalną angielską wersję na PS2 i fanowską na PC. Może nie jest to Felghana (wyszła angielska na PSP!), ale świetne wprowadzenie IMO.

A zakończenie to już naprawdę " :trollface: "

Koji Kabuto dies in magma!

To znaczy co, jest za dużo gore, o którym wspominałeś, czy też golizna? Obydwie możliwości powodują wzrost mojego zainteresowania.

Odcinek czwarty zaczyna się typowo plażowym fanserwisem, ale potem... Cóż, w tym odcinku bohaterów uratowało wielokrotne eksponowanie pewnych walorów Sayaki Vee.gif. Gore to domena Ankoku Dai Shogun, co było o tyle osobliwe, że w głównej OVA krwi nie było ani kropli (były za to galony tryskającego oleju i

tentacle rape

Venus A). Shin Mazingerem zaś zajmę się nieco później, najpierw spróbuję złapać Giant Robo i/lub Tekkaman Blade. Zresztą dopiero co ukończyłem jednak Zilliona :D

Jeśli mimo wszystko będziesz miał ochotę zapoznać się z tym prequelem Zety

ZZ Gundam is best

Gundam!

ostatnia z zaplanowanych pozycji przeglądu produkcji Ghibli.

O, nie obejrzałem wszystkich, które leciały, ale pośród tych, które widziałem, wygrał bezapelacyjnie Totoro, Podniebna Poczta i Laputa też były świetne, Nausicaa zaś rozczarowała pośpiesznym rozwiązaniem akcji. Zupełnie zapomniałem o Ruchomym Zamku, mogę sobie tylko w brodę pluć :S

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę czasu już minęło, odkąd zakończyła się emisja dżiblowych animców w TVP Kultura, a nikomu nie zechciało się trzasnąć żandego podsumowania? :C this.

Więc po kolei:

Nausicaä z Doliny Wiatru

Ledwo się załapałem na emisję - przeczytałem post juroma bodaj 5 minut przed rozpoczęciem. Dotąd w ogóle nie miałem styczności z twórczością Miyazakiego, więc kompletnie nie wiedziałem, czego mam się spodziewać. Początek wcale nie wróżył dobrze - był powolny, nudny i trochę bylejaki, a że byłem zmęczony, to co chwilę opadały mi powieki. Później jednak akcja się rozkręciła - mniej więcej od momentu, gdy Nausicaa ocaliła Lorda Yupę przed Omem (nie mam pojęcia, jak poprawnie zapisać nazwę tych gigantycznych pcheł). Dalej było już tylko coraz lepiej, poza zakończeniem -

szczerze miałem nadzieję, że dziewczyna umrze - wtedy film otrzymałby dychę. Niestety, jako że to produkcja fer kiddies, to mały Omek musiał ją wskrzesić >:C

. Film ogólnie świetny, ale gdyby nie byłby wyemitowany jako pierwszy, to pewnie by nie zrobił na mnie takiego wrażenia :trollface:

Laputa - podniebny zamek

W mojej klasyfikacji dżiblowych filmów ten załapał się na "pudło", zajmując zaszczytne drugie miejsce. Opowieść wciągnęła mnie bez reszty - miała wszystko, co potrzeba. Był romansik, pranie po pysku, strzelaniny, pościgi (

Tego brakowało mi w Nausicyy

:eyes:

) przesympatyczni bohaterowie (Jedyny przypadek, gdy drugoplanowców, tj. piratów i ich mamuśkę, polubiłem bardziej od mejn hiroł), ta miyazakowa "epickość" i fajfusowaty antagonista (Tylko mi skojarzył się ze Smithem?) stworzyły arcydzieło. Dycha w pełni zasłużona, tym bardziej, że to jedyny film, do którego obejrzenia namówiłem matkę :cheesy:

Mój sąsiad Totoro, aka

spasiony królik w niegdysiejszym avatarze Qbusia

Ach, sławetny Totoro, obsypywany laurami, wychwalany pod niebiosa, blah, blah, blah... Bijcie mnie, przypalajcie, straszcie Urzędem Skarbowym... ale żadne z tego filmu arcydzieło. Nie za bardzo mam się nad czym rozpisywać - ot, po prostu przepiękna, ładnie opowiedziana, słodziutka bajeczka. I nic ponad to. Są ludzie, którzy się tym zachwycają i nie dopuszczają myśli, że komuś może się cokolwiek w tej animacji nie podobać. Nie zrozumcie mnie źle, to jest dobre, nawet bardzo, ale... czegoś tu zabrakło. Przyznam, że zasnąłem podczas pierwszej emisji Totoro - gdzieś w połowie poszedłem w jego ślady, tj. ziewnąłem potężnie, przewróciłem się na drugi bok i odpadłem. Musiałem obejrzeć reemisję następnego dnia...

Podniebna poczta Kiki

Niezbyt lubię się powtarzać, ale sytuacja jest w zasadzie identyczna jak w przypadku Totoro - łącznie z faktem przyśnięcia podczas emisji i konieczności oglądania jeszcze raz. No, Kiki (film, nie dziewczyna lol) była w sumie trochę bardziej interesująca - w końcu na zakończenie zaserwowano nam jakąś katastrofę i czyjeś życie wisiało na włosku, ale to też "tylko" piękna opowiastka.

aaaaand, ladies and mentlegen, here comes:

Szkarłatny pilot, aka Porco Rosso

Nnno, w końcu dorwałem się do świni :trollface: PR było jedyną produkcją, na temat której poczytałem nieco w Internecie. Co dziwne, nie były to oceny przychylne, ba, znaleźli się ludzie twierdzący, że to gniot. Nawet Nieomylna Opinia Publiczna na MAL dała produkji średnią "tylko" 8.02, co jak na produkcję Miyazakiego było raczej miernym wynikiem. Może ludziom przeszkadzało, że główny bohater to wieprz? Nie wiem, ja w każdym razie nie uznałem tego za wadę. Wrrróć, w ogóle nie znalazłem w tym filmie wad. PR urzekł mnie absolutnie wszystkim - genialną muzyką, bohaterami (Porco wskoczył do ulubionych postaci - należało mu się), fabułą, akcją, dialogami,

praniem po pysku

(:trollface:)... Nie była to już taka typowa, poprawna do bólu bajka o przyjaźni, bohaterstwie, poświęceniu, ratowaniu świata - tutaj każdy miał swoje wady. Pił, palił, prał po mordzie, był szują, kanciarzem, złodziejem albo wszysto to naraz - chyba dlatego nie znalazłem żadnego bohatera, do którego czułbym niechęć, bo był zbyt idealny (Vide Kiki czy Nausicaa). PR jest moim faworytem wśród filmów Miyazakiego - wśród wszystkiego co wyemitowała TVP Kultura zajmuje pierwsze miejsce z wielce zasłużoną dychą.

Szopy w natarciu

Niezbyt lubię oczerniać i narzekać, ale... ten film to moim zdaniem czarna owca wśród dżiblowych produkcji. Musiałem do niego podchodzić trzy razy - przy pierwszej emisji nim się obejrzałem, to spałem. Następnego dnia, mimo wczesnej pory, to samo. Szczęśliwie, na wszelki wypadek ustawiłem dekoder na nagrywanie, więc mogłem się odpowiednio przygotować - po wypiciu mocnej kawy usiadłem na kanapie i rozpocząłem oglądanie. Było warto? Niespecjalnie, mówiąc szczerze. Film był w porząsiu, podpadał pod kategorię "pięknej bajeczki" (no, było więcej mistycyzmu i takich tam), ale... było w nim czuć brak ręki Miyazakiego. Po prostu brakowało polotu, tej epickości, tego "czegoś" co przykuwało widza do ekranu aż do pojawienia się napisów końcowych...

Rodzinka Yamadów

Tutaj miałem mieszane uczucia - kromka życia od Ghibli? To nie mogło się udać - studio specjalizujące się w epickich opowiastkach nie stworzy czegoś tak nieambtnego. Jak się okazało, moja logika była w stu procentach... błędna. Film był zaskakująco dobry i przyjemny w odbiorze, jednak z uwagi na gatunek brakowało mu akcji, wskutek czego... tak, zgadliście, zasnąłem podczas pierwszej emisji. Obejrzałem Yamadów następnego dnia i tym razem siedziałem od początku do końca, przy okazji głośno się śmiejąc od czasu do czasu. Arcydziełem to to może nie jest, ale jako odstreowywacz - idealne.

Narzeczona dla kota

Lubię koty, nawet bardzo (

YET FURRIES RUIN EVERYTHING

), więc nie mogłem sobie odpuścić tego filmu. Niestety... zasnąłem, tzn. zostałem zmuszony do przerwania seansu przez kogoś z zewnątrz - myślałem wtedy, że uduszę tę osobę, całe szczęście, że miałem jeszcze następny dzień. W końcu udało mi się obejrzeć do końca... i poczułem niedosyt. Produkcja przyjemna, z miłą muzyką i fabułą, jednak gdy się zakończyła, pomyślałem 'Łee, i co, to już koniec?"... Tak jakby czegoś brakowało, jakby można było to jeszcze rozwinąć - przedłużyć poszukiwania dziewczyny, dodać parę przeszkód, czy zrobić z księcia kawał sukin...kota.

Ruchomy zamek Hauru

Pierwsza produkcja, o której cokolwiek słyszałem, tj. widziałem na plakatach w kinach i na półkach z DVD. Niewiele, ale jednak było to wrażenie, że "jo to skuntś znom". No. Słyszałem wiele pochlebnych opinii na temat Zamku - ktoś tam gdzieś bąknął, że to najlepsza z produkcji Miyazakiego. Nie no, owszem - to arcydzieło, ale żeby zaraz najlepsze...? Nope. Anyway, miałem sporo problemów ze spokojnym oglądaniem, bo ze względu na kiepską pogodę TVP Kultura co chwilę przerywało - albo miałem sam "pierdzący" dźwięk, abo skakał obraz, albo w ogóle zapadała cisza. Skutek był taki, że moje oglądanie przypominało układanie puzzli - "wycięte" fragmenty z pierwszej emisji dooglądałęm w drugiej i vice versa. Ale warto było, bo Zamek jest naprawdę przepiękną opowieścią, z doskonałą muzyką i bardzo nietypowymi bohaterami (

Książę-strach FTW!

. Fabuła jest trochę pogmatwana, ale idzie się połapać. Trzeba poruszyć pewną kwestię, a mianowicie - dubbing. Zdążyłem się już przyzwyczaić do kulturowego lektora (Szczerze, to z początku liczyłem na napisy), a kiedy usłyszałem, że postacie mówią po naszemu, złapałem za pilota i chciałem wyłączyć - dość się nasłuchałęm tych samych aktorów przez ostatnie 14-15 lat i niemal wymiotowałem, słysząc te głosy. Jednak... postanowiłem dać im szansę. Ze znajomych głosów usłyszałem Beatę Wyrąbkiewicz, Joannę Jędrykę, Kopczyńskiego i obowiązkowego Boberka (kurna, ten facet jest wszędzie) i muszę powiedzieć, że... nie było tak źle, jak myślałem. Mimo to nadal chciałbym zobaczyć wersję z napisami lub lektorem - być może wtedy Hauru (jako postać) byłby mniej denerwujący :trollface:

Opowieści z Ziemiomorza, aka Gedo Senki

Tutaj bardzo miło mnie TVP zaskoczyło - eony temu przeczytałem cały cykl Ziemiomorza (Sankyu Ursula-sama) i bardzo dobrze go wspominam, więc obejrzenie tego filmu było niejako moim obowiązkiem. No i... nieco się zawiodłem. Świat pokazano świetnie, muzyka była obłędna, jednak... stało się niemożliwe - film był znacznie mniej dynamiczny od książek, na których bazował. Do samej walki z Cobem wszystko toczyło się strasznie powoli, wręcz ślamazarnie - mimo tego dzielnie wytrwałem i ograniczyłem się tylko do ziewnięć podczas większych dłużyzn. Ponownie było czuć brak ręki Miyazakigo seniora - nie, żebym był jakimś prorokiem zagłady, ale synkowi brakuje tego... czegoś. Z drugiej strony, to jego pierwszy film, więc należałoby dać mu szansę... Choć książkom pani Le Guin nie dorówna. I kropka.

Ponyo

Mało brakowało, a bym ten film przegapił - po Gedo Senki byłem pewien, że TVPK zakończyło emisję filmów z Ghibli, więc nie sprawdzałem programu TV na następne dni. Błąd. Ocknąłem się dopiero, gdy do mojego pokoju wparował ojciec z tekstem "Ej, synek, a ty tej swojej mangi nie oglądasz?" Zrobiłem oczy jak pięć złoty i natychmiast przełączyłem na Kulturę - akurat na napisy początkowe (thanks dad). Chyba plułbym sobie w brodę, gdybym to przegapił - spośród dżiblowych bajeczek dla dzieci Ponyo było najprzyjemniejszą produkcją, nawet pomimo dziwacznego dwuosobowego dubbingu (Wyrąbkiewicz i Kopczyński, jeśli mnie słuch i pamięć nie mylą). Akcja specjalnie wartka nie była, ale to i dobrze - dzięki temu było spokojnie, milusio, epicko (na trochę mniejszą skalę) i przyjemnie... choć gdybym był mniejszy, to wizja na w przeobrażonej Ponyo śniła by mi się po nocach :pokerface:

Whew, pisałem to prawie... dwie godziny, a nadal nie mogę zebrać słów (i się), żeby opisać wrażenia z Madoki. What tha hell

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sed, zdajesz sobie sprawę, że tylko z powodu twojego posta zacząłem teraz pisać swojego? Tak, to pewnie bym się nie zebrał. Cóż, to do roboty. Czasu trochę minęło i kto wie, może o czymś zapomniałem, ale trudno. Swoją drogą to w ogóle miałem szczęście, że udało się obejrzeć zdecydowaną większość pozycji, ponieważ w czasie emisji kilku z nich siedziałem w górach. Na szczęście telewizor w okupowanej siedzibie po delikatnych kombinacjach zaczął odbierać również TVP Kultura. Dobrze, że ojciec też chciał oglądać, bo nie wiem czy inaczej bym go do tego namówił :D Ale starczy już dygresji, jedziemy:

Nausicaä z Doliny Wiatru

Pierwsze dzieło Ghibli jakie miałem okazję poznać i to już wcześniej, na ostatnim przeglądzie w Szczecinie. Było to więc również pierwsze anime, które obejrzałem więcej niż raz (nie liczę sytuacji, kiedy coś leciało dawno temu na RTL7, bo to naprawdę było dawno i większości nie pamiętam). Przerwa była akurat taka, żebym pamiętał o co chodzi, ale zapomniał kilku mniejszych szczegółów, więc oglądało się miło. Za pierwszym razem zresztą również, bo to w ogóle dobra rzecz jest. Jasne, ma wyraźnie zarysowany przekaz proekologiczny (jak się głębiej zastanowić, to może również antyjądrowy), co może kogoś zirytować, ale lepiej się przyzwyczaić, że większość filmów Ghibli ma w sobie jakieś przesłanie czy inny morał. Poza tym całość jest już nieco starszawa, w końcu pochodzi z 1984 roku. Animacja jednak kopie tyłek, tła są dobre, postaci również (tylko dlaczego większość facetów ma wąsy jak rozrośnięty mors? ochrona przed zarodnikami lasu?). Jako ciekawostkę przytoczę fakt, że Nausicaa podczas niektórych ujęć na lotni wyglądała, jakby nie nosiła spodni :wacko: Strona dźwiękowa była poprawna, nie pamiętam żadnego konkretnego utworu poza tą dziecięcą melodyjką, ale nie przeszkadzała mi w oglądaniu. Całość bardzo, bardzo mi się spodobała za klimat lasu i jego mieszkańców, ogromne samoloty, bohaterkę i takie bliżej niesprecyzowane coś, co po prostu sprawiło, że chciało się oglądać. 10 może dałem nieco na wyrost, ale co z tego, Nausicaa świetna jest i basta ;]

Laputa - podniebny zamek

To oglądałem jeszcze w domu, ale niestety, nieco przegapiliśmy z bratem i ojcem godzinę emisji, przez co zaczęliśmy gdzieś tak od 20 minuty, jak Sheeta i Pazu uciekali po torach przed powietrznymi piratami. Nie wiedzieliśmy tez wtedy, że następnego dnia jest reemisja, ale trudno, nie straciliśmy wiele. To kolejna pozycja, która mnie urzekła. Technicznie świetna (cała akcja na Lapucie to najlepszy przykład), nie spodziewałem się, że będzie tak dobrze. Postacie również bardzo sympatyczne, szczególnie Dola i jej piraci, nawet mimo początkowego kreowania na czarne charaktery. Nie zabrakło również akcji i wybuchów, nawet dużej ich ilości podanej w zaskakująco epicki sposób. Oczywiście statki i walki powietrzne powietrzne też były, za co plus. Tutaj nie mam już żadnej wątpliwości, że dycha należała się jak nic. Swoją drogą Laputa ponoć znaczy coś bardzo zbereźnego po hiszpańsku, o czym Miyazaki pojęcia nie miał :D

Mój sąsiad Totoro

Bajeczne. Takie jest chyba najlepsze słowo. Najlepszy sposób na odprężenie się i poprawę humoru. Zresztą kto nie słyszał o Totoro, flagowym dziele Ghibli i Miyazakiego? Sęk jednak w tym, że to tylko tyle, świetna bajka o dzieciach na wsi i duchach lasu. Rozwesela i poprawia nastrój, ale wiele więcej nie robi. Nie wiem, może to ja coś źle zrobiłem, ale najwyższej noty Totoro nie dostał. Nie ma morału jako takiego (gadanie o patrzeniu na świat oczami dziecka to chyba coś troszkę innego), czy nawet konkretnej historii. Nie zmienia to jednak faktu, że to ciągle jedna z lepszych rzeczy, jakie widziałem, taka na prawie 10 (dlaczego, no dlaczego na MAL nie ma ocen cząstkowych?), a sam Totoro jest niezwykle sympatycznym stworem, którego mój ojciec natychmiast zechciał cosplayować :lol2: Kotobus również by się człowiekowi przydał.

Porco Rosso

Szczerze, to absolutnie nie wiedziałem, czego się po tym spodziewać. Widziałem w jakimś AMV króciutki fragment i wtedy wydało mi się to dziwne, człowiek-świnia latający hydroplanem o_O Nie wiedziałem nawet, że to Ghibli. Obejrzałem jednak i dałem się oczarować. Całość jest bardzo klimatyczna i taka... nie wiem, włoska? Oddająca ducha tamtych czasów, kiedy hydroplany pojawiały się w każdym kształcie i rozmiarze? Bohater też jest świnią bardzo ciekawy, nie będący kolejną dziewczynką ratującą świat, a facetem z klasą, którego nie da się nie lubić. Ma jakiś ten klimat bohaterów w prochowcach i kapeluszach, złączonych nieszczęśliwym romansem z piękną kobietą. Ponadto racją jest, że tutaj bohaterowie są jakby mniej nieskazitelni, choć nawet piratom da się przemówić do ich poczucia honoru. O walkach powietrznych nie wspominam, bo to właściwie standard w dziełach Ghibli ;] Tutaj do tego doszło do walki bokserskiej, też dobrze zrealizowanej. Ogółem mówiąc Porco Rosso to świetna rzecz, którą mogę polecić każdemu.

Podniebna poczta Kiki

Hmm, tutaj do napisania nie mam zbyt wiele. Nie, żeby to było coś złego, bo jednak Ghibli poniżej pewnego poziomu nie schodzi. Zwyczajnie jednak zabrakło tego czegoś. Nie było epickości jak z Laputy, czarującej bajkowości Totora, klimatu Porco Rosso, uroku pierwszego razu Nausicci (jakkolwiek by to nie brzmiało). Było solidnie i tyle. Mała wiedźma była sympatyczna, jej kotek takoż, wszystko dobrze pokazane i udźwiękowione. Jedna scena była nawet bardziej zabawna niż miała być, bo w momencie kiedy Kiki zachorowała, zaczęliśmy żartować, jako to nie umrze niczym dziewczynka z zapałkami czy bohaterka innej wesołej i optymistycznej bajki dla dzieci, a ona akurat wtedy wyskakuje z pytaniem do swojej gospodyni "Czy ja umrę?" :cheesy: Pod koniec zaczęła się też akcja ze sterowcem, ale nie zmienia to faktu, że więcej jak 8 (może z małym plusem) nie postawię.

Narzeczona dla kota

Z tym jest ciekawa rzecz, bo spodobało mi się chyba bardziej niż powinno :] Lubię koty nawet pomimo swojej alergii, co pewnie jest jakimś czynnikiem, bo, jak wskazuje tytuł, nie brakuje tutaj rzeczonych czworonogów we wszelkich rodzajach. Cała opowieść nie była skomplikowana, ale sympatyczna, zwyczajnie mnie wciągnęła. Humor też był dobry, główna bohaterka również i nawet miała swój moment jako catgirl :D Zgodziłbym się jednak, że dałoby się całość jeszcze trochę rozwinąć, "dosycić". To ciągle jednak dobra pozycja, nawet jeśli mogła być lepsza. Poza tym piosenka grająca przy napisach spodobała mi się tak, że słuchałem jej jeszcze jakiś czas po obejrzeniu i robię to pisząc te słowa.

Ruchomy zamek Hauru

O tym trochę słyszałem już sporo wcześniej, głównie dobre rzeczy i pochwały. Nie wiedziałem jednak czego tak naprawdę się spodziewać poza postarzoną bohaterką i zamkiem na nogach. Na szczęście w żadnym razie się nie zawiodłem. Całość jest dość długa, a fabuła jest troszeczkę pokręcona, z "głównym" wrogiem, który bardzo traci na znaczeniu gdzieś w połowie i zamienia się w coś przypominające spleśniały budyń z brodawkami. Spodobał mi się taki magiczny klimat, naprawdę widać było, ze Hauru (Howl właściwie z tego co wiem, Japończycy to jednak wszystko przekręcą) to czarnoksiężnik, a jego siedziba i otoczenie są bardzo niecodzienne. Calcifer choćby, niby demon ognia, a jednak nie sposób nie polubić gościa, w czym pomaga chyba nieco dubbing Boberka :D Nie wiem jak było w oryginale, ale jak dla mnie spisał się na medal. Główna bohaterka większość czasu spędziła jako stara baba i co ciekawe wyszło jej to na zdrowie, bo właśnie na tym etapie miała chyba najwięcej pazura. Strach na wróble

będący naprawdę księciem

ciągle przewijał się gdzieś w tle skacząc z miejsca na miejsce i też zdobył sobie moją sympatię, choć jego wątek został rozwiązany bardzo szybko i jakoś tak nagle, na sam koniec, aż chciałoby się trochę wyjaśnień. Technicznie natomiast nie mam absolutnie nic do zarzucenia, no, może brak walk powietrznych :cat2: Aha, pisałem o dubbingu i szczerze, to na początku musiałem się do niego przyzwyczaić. Mam też wrażenie, że oryginalne głosy były sporo lepsze (nie wiem jak wcześniej wspomniany Calcifer), nawet pomimo tego, że ich nie słyszałem, ale co zrobić, zresztą nie było tak źle.

Opowieści z Ziemiomorza

Słyszałem, że to ponoć jedno ze słabszych dzieł Ghibli i niestety, muszę się z tym zgodzić. Daleko mi od nazywania tego crapem i profanacją książek, z których zresztą przeczytałem tylko pierwszą, ale jednak mogło być lepiej i powinno być. Mocne momenty były (projekty smoków, koszmary księcia, piosenka Therru), tła wgniatały w ziemię, ale jednak powolne do pewnego momentu tempo odrobinkę nudziło. Aż ojciec zauważył, że na tej wsi to wszyscy nic tylko spokojnie i dostojnie maszerują sobie z miejsca na miejsce przez pola... Ponownie jednak mówię, nie było tak źle i 8 jednak dałem na koniec. Mimo wszystko całość miała swój klimat i jakość, poza tym należy to potraktować bardziej jako pierwsze dzieło reżysera, do tego zainspirowane książkami, a nie będące ich dokładną adaptacją.

Ponyo

Prawdziwa orgia wesołych kolorów, normalnie jak w kolorowance. Tutaj nikt nie ma chyba wątpliwości, że Ponyo to najzwyczajniej w świecie bajka o prostej fabule i bardzo młodych bohaterach. Nie jest to jednak w żadnym razie wadą wręcz przeciwnie. Wspomniane żywe kolory, mocne osadzenie akcji w morzu i jego okolicach, swojego rodzaju wesołość bijąca z ekranu i żwawa Ponyo tworzą bardzo sympatyczną mieszankę. Do tego świetnie wyglądającą, że wspomnę choćby scenę sztormu z przygrywającym Wagnerem w tle. Ponyo stawiam na równi z Totoro jeśli chodzi o kategorię mniej lub bardziej wesołych baśni o dzieciach i magii. Muszę tylko zwrócić uwagę, że Ponyo w momentach przemiany wyglądała jak skrzyżowanie żaby z kurczakiem D: Dubbing również był nieco dziwny, ale szybko się przyzwyczaiłem, nawet szybciej niż w przypadku Hauru.

Końcowe podsumowanie jest takie, że TVP Kultura sprawiła nam wszystkich naprawdę genialny prezent, z którego żal było nie skorzystać, a kto przegapił ten trąba. Tyle dobrych rzeczy nie leci zazwyczaj w telewizji :P Co prawda napisów brak, wszędzie lektor lub dubbing, ale darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. Mam nadzieję, że TVP zanotowało wzrost oglądalności i częściej będzie wychodzić z tego typu inicjatywami.

nadal nie mogę zebrać słów (i się), żeby opisać wrażenia z Madoki.

Trza się wziąć w garść i coś wykrztusić, w końcu temat nie może stać w miejscu :nonono:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Sankyu Ursula-sama)

Akurat Ursula z tego co mi wiadomo nie przepada za animcową adaptacją Earthsea Vee.gif. A może to była mowa o filmowej (którą też widziałem). Hm...

A ja piszę tu, bo właśnie dziś ukończyłem OVA Giant Robo. Jak by pokrótce spisać wrażenia z tej produkcji, hm... Mam:

Duuuuude

Mam przed sobą jeszcze G Gundama, po którym spodziewam się wiele (...Sekiha Love Love Tenkyoken!), ale już GR wymusiło lekkie przemeblowanie skali ocen na MAL. Takiego natężenia epickości, gorącej krwi, manly tears, dramatu i wielu innych rzeczy nie sposób znaleźć w innych produkcjach. Tak, z TTGL włącznie. GR połączyło w niezwykły sposób kliszę złego naukowca (

i ją sprawnie powywracało na kilka różnych stron

) oraz robota zrobionego przez ojca dla syna z szalonymi walkami niczym z szonena czy filmów kung-fu (ALBERTO THE FRIKKEN IMPACT, zresztą Silent Chuujo jak już wszedł do akcji to...), postaciami urwanymi z Suikodena (nie, nie gry), bardzo dobrą oprawą audowizualną i wieloma innymi rzeczami - połączyło te wszystkie elementy utrzymując ton poważny i w tak świetny sposób, że przez całe sześć godzin GR ani razu nie skrzywiłem się ani nie uśmiechnąłem z politowaniem. Cudeńko, po prostu.

Jedyne, co mi psuło nieco obraz, to nagłe wprowadzanie postaci do akcji - rozumiem, że teoretycznie są one jedynie popożyczane z innych produkcji, ale gdyby na Giant Robo składało się jeszcze siedem odcinków, poświęconych na uważne i cierpliwe wprowadzanie postaci (tak jak to robił LoGH), nie wahałbym się ani chwili przed wystawieniem GR dziesiątki. A tak, dziewiątka, ale za to dziewiątka współdzielona z jedynie garstką innych tytułów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwa miesiące minęły, w trakcie których zaliczyłem kolejne trzy pozycje, dobra jest zatem okazja by rozruszać nieco zwłoki tematu.

Pierwszym tytułem, jaki pochłonąłem bez tchu był Shin Mazinger. Potężne uderzenie, nawet teraz jedynym minusem, jaki mogę znaleźć w tej pozycji, jest mocno zamotany pierwszy odcinek, który jest w zasadzie dwudziestominutowym trailerem serii. Poza tym jednym felerem wszystko jest wykręcone do poziomów, które można określić jedynie mocno wyświechtanym określeniem "epickie". Epickie bijatyki mecha, gdzie dziadek Mazinger Z został mocno podładowany i w tej wersji mógłby chyba nawet stawić czoła Mazinkaiserowi, zresztą MAZINGER ZMIENIA SIĘ W GIGANTYCZNĄ RAKIETOWĄ PIĘŚĆ, czegóż chcieć więcej?, epickie bijatyki poza mecha (Kurogane Five! Baron Ashura?), epickie zawirowania fabularne (ashuraface.jpg), nawet narrator jest niesamowicie epicki i doskonale wpasowany (

), a openingi jeden mocniejszy od
. Czyli, krótko mówiąc, Imagawa w szczytowej formie i pozostaje mieć nadzieję, że Great-hen (i Grendizer-hen?) też zostanie kiedyś przez niego zrealizowany.

Drugi został ukończony dawno zaczęty Macross 7. Wziąłem się za niego nieco przypadkowo - w MADzie z Time To Come, który dość długo siedział w moim profilu, był pokazany Fire Bomber i sam pomysł kapeli rockowej w mecha mnie dość zaciekawił. Pierwsze dziesięć odcinków jednak niemal całkiem mnie zniechęciło - były zbyt schematyczne i monotonne, a i Planet Dance niezbyt mnie porwało. Od

porwania City 7

jednak akcja dostała potężnego kopa, w fabule zaczęło się wreszcie dziać, a i Holy Lonely Night zdecydowanie poprawił jakość muzyki. I choć za większością utworów Fire Bomber i tak do końca nie przepadałem, przy ocenianiu mal-owym dałem bez bólu serca 9 i zdecydowanie polecam.

Trzecią, dopiero co ukończoną, pozycją jest G Gundam. Niestety mam co do niego mieszane uczucia - z jednej strony, G Gundam wyraźnie zdaje sobie sprawę - metafora taka - ze swoich słabości i śmiesznostek, a mimo to ma odwagę wykorzystywać je ze stuprocentową powagą i bez walenia widza po twarzy numerami typu "HA HA TO MA BYĆ ŚMIESZNE WŁAŚNIE ŻARTUJEMY MRUG MRUG", ponadto gdy dzieją się rzeczy wielkie, to po Imagawowemu są Naprawdę Wielkie i przykuwające uwagę. Z drugiej strony jednak, czterdzieści na czterdzieści dziewięć odcinków anime można streścić następująco: "1. Domon jest agresywny i/lub antyspołeczny 2. Domon spotyka przeciwnika 3. Domon używa Shining Finger/God Finger" - niestety liczba użyć God Finger (hiiito end!), po których atak robi się bardziej oklepany niż maska Fiata po wypadku, zostaje bardzo szybko osiągnięta. Ponadto bucowatość Domona może mocno działać na nerwy, człowiek zaczyna rozumieć frustrację Master SUPER Asii (Niepokonanego ze Wschodu, Zachodu, Pólnocy, Południa i ŚRODKA!).

Mimo wszystko jednak stężenie pamiętnych wyczynów w tym anime jest dostatecznie wysokie dla miłego wspominania pozycji (KYYYOUJI!!!, MY HAND IS GLOWING WITH AN AWESOME POWER, Look! The East Is Burning Red!, Choukyuu Haoh Den'eidan itp. itd.). Ponadto angielski dubbing jest nadspodziewanie dobry, Domon i Master Asia w szczególności.

A teraz pora na Full Metal Panic i Tekkaman Blade.

Also, opening z Nadesico jest świetny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tekkaman Blade. Eh, bring back memories :D

Pamiętam, że w jeszcze w czasie tematu zbiorowego rzuciłem postem od czego to moja przygoda z dziełami i kaszankami japońskiej animacji się zaczęła, ale nie wspomniałem o anime, które swego czasu chodziło w jakimś kanale polskiej TV, ba! Po tylu latach nadal pamiętam, że miał naprawdę całkiem w porządku dubbing a i animacja nie przyprawiała o ból oczu... najlepsze jest tylko to, że myślałem wtedy (a jestem niemal pewien, że puszczali anime przed 2000r) iż to kolejna kreskówka. Może po części miałem rację, ale w końcu wszyscy mówią 'anime' ;] Tak właściwie to mogę zarzucić tytułowi tylko jedno -

kompletny god mode wszystkich najważniejszych postaci. Już pominę to, że nikt z Kosmicznych Rycerzy nie kopnął w kalendarz, ale na rany gościa...to, że Balzac nie spalił się w atmosferze to zakrawa na chędożony cud. Co prawda na Wiki czytam, że w wersji dubbingowej tylko przeżywa

, ale... nie wiem, nie widziałem oryginału więc opieram swoją opinię tylko o widzianą wersję ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...