Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

Sesja Tenchi Fukei

Polecane posty

Adam

Przez cały tydzień myślałem. W przerwach między jedną operacją a drugą starałem się medytować, a ciągle obmyślić jakiś plan działania na przyszłość. Ale przede wszystkim dwa imiona odbijały mi się w pamięci. Bleur i Hiroshi? Nie rozumiem? Myślałem, że Hiroshi nie żyje, a Bleur utraciła swoje moce. Ale nie. Medytacje? Bleur i Hiroshi? Plan działania? Dawne lata?

- Ja tu jeszcze wrócę, dyrektorze? z wódką i Bleur!

- No ba! Takich trzech jak nas dwoje to ani jednego!

- Zdecydowanie. Za wynagrodzenie po misji postawicie największą imprezę, jaką widziała Świątynia.

?

- Zaraz, gdzie moje browary? Bleur?

- Hiroshi zapieprzył!

- Ja je niosę? I nie wydzieraj się tak, śliczna.

?

- Idziemy! Nawet nie myśl mi przyłożyć.

- Ja nie myślę, zapomniałeś?!

- Wytrzeźwiej, bo ci strzelę w ten pijany łeb?

?

- Proszę zignorować Yamazakiego i Bleur, są dosyć? nieokrzesani.

?

- I wy jesteście najlepszymi, jakimi dysponuje Świątynia? Wszyscy jesteśmy zgubieni.

Kolejne wspomnienia? Nie, trzeba myśleć nad planem działania? Bleur i Hiroshi? Plan, trzeba obmyślić, co dalej! Nie, Bleur i Hiroshi. Tylko oni się liczą? Nie. Plan albo nic?

Bleur i Hiroshi.

Minął już tydzień. Czuję, że odzyskałem już w całości kontrolę nad swoim ciałem. A do tego nogi zostały mi zastąpione przez implanty. Bardzo mnie to zresztą ciekawi? W jaki sposób dusza może kierować także sztucznymi przecież implantami, które mają zastąpić te prawdziwe części ciała? No ale cóż, kwestia przyzwyczajenia. Należy znieść te implanty. Zajęty myśleniem o tym, ubieram się w ten swój niezbyt wygodny strój Strażnika i idę razem z uczniami na śniadanie. Gdy spoglądam, kto tam jest, coś mnie ściska trochę w żołądku. Okazuje się, że tam przy stole siedzą ci dwoje. Ale? Muszę się ich o coś spytać.

Przysiadam się do śniadania, starając się usiąść jak najbliżej Hiroshiego i Bleur, a najlepiej naprzeciw ich. Wysłuchuję potem tego, co mają wszyscy do powiedzenia, a także rozglądam się bardziej, kto tu siedzi. Iviss, Yasei, Ikari, Aloran, ja, Hiroshi, Bleur oraz ten białowłosy Asheńczyk, Angeal. Kiedy przychodzi czas na pytania, okazuje się, że? nie mam żadnych. Do niego. Mam pytania do innych.

- Bleur, Hiroshi? - zaczynam, starając się mówić w miarę cicho, ale tak, aby mnie oboje usłyszeli. ? Myślałem, że ty, Hiroshi? A ty, Bleur? Jak wam się udało?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedzę skulony w rogu szpitalnej sali rehabilitacyjnej. W dłoni bezmyślnie obracam lodowym kryształem w kształcie dzwonka Nieninque. Śledząc załamania światła wśród płatków lodowego kwiatu rozpatruję ponownie swoją sytuację. Zniszczona skóra została zregenerowana, podobnie przywrócone zostało prawidłowe działanie wszystkich zmysłów. Według zdawkowych słów osób przeprowadzających zabiegi odtwarzające rozszarpane mięśnie zabezpieczono sieciami z elastycznej sztucznej substancji. Ma ona ulec całkowitemu rozkładowi na podstawowe enzymy organiczne w przeciągu trzech znormalizowanych biocykli. Do tego czasu mięśnie winny ulec regeneracji w stopniu wystarczającym do prawidłowej pracy bez dodatkowych zabezpieczeń. Strzaskane kości zostały złączone klamrami lekkiego metalu nie wchodzącego w reakcje z enzymami organicznymi. Przewidywany czas usunięcia zabezpieczenia nie został określony. W powietrzu rozbrzmiewa wysokie brzmienie gdy lodowy kryształ rozbija się na posadzce.

- chcą z tobą porozmawiać - niepewnie uśmiechająca się opiekunka drżąc z niepokoju wskazuje na dwie wysokie postacie czekające przy drzwiach - są zdenerwowani, więc nie opieraj się im... i uważaj na siebie - dodaje po chwili, po czym szybko się wycofuje.

Kryształowe kwiaty pękają z trzaskiem pod mymi stopami, gdy biorę kulę i utykając niezgrabnie kieruję się w stronę wyjścia. Wyższa z postaci gestem daje mi do zrozumienia bym szedł za nią, po czym bez słowa odwraca się i rusza przed siebie. Nie mając większego wyboru podążam za nią, jedynie kątem oka dostrzegam dwie kolejne postacie pilnujące mnie z tyłu. Przez całą drogę do okazałego budynku stojącego w centrum kompleksu postacie z eskorty milczą. Przy wejściu do budynku jedna z nich się odłącza by pojawić się kilka kondygnacji niżej z masywnymi obręczami w dłoniach. Nie czekając na mą reakcję dwaj idący obok mnie strażnicy łapią moje ręce, a trzeci zakłada na nie ciężkie bransolety. Po przebyciu kolejnych kilku kondygnacji stajemy przed masywnymi drzwiami pilnowanymi przez dwóch strażników. Gwałtowny ucisk i chłód metalu informują mnie, że na mej szyi zapięto trzecią obręcz. Cichy głos docierający zza mnie informuje mnie krótkimi zdaniami:

- ograniczają moc. Jeżeli spróbujesz użyć sparaliżują i unieruchomią. Bransolety pozbawią władzy w rękach. Jeżeli używasz dalej - na szyi uśmierci natychmiast. Można uruchomić zdalnie. W pomieszczeniu przed nami każdy ma możliwość. Nie możemy pozwolić sobie na pomyłki.

Słysząc te słowa tężeję szybko próbując znaleźć wyjście z tej sytuacji. Masywne drzwi otwierają się, stojący po mych bokach konwojenci chwytają mnie za ręce, wprowadzają do jasnej, pozbawionej zbędnego umeblowania sali i sadzają na metalowym krześle. Chwilę później obręcze i klamry wszczepione w me ciało wpadają w silne pole magnetyczne skutecznie mnie unieruchamiając.

- otóż więc i demon Yamazakiego - postać siedząca za biurkiem prostuje się znad stosu dokumentów, by chwilę później zwrócić się już bezpośrednio do mnie:

- co prawda wolałbym przyjąć cię w mym gabinecie, lecz biorąć pod uwagę okoliczności jedyną uprzejmość na jaką możemy sobie pozwolić jest omówienie spraw dotyczących bezpośrednio ciebie, w twej obecności.

W jakiś sposób instynktownie wyczuwam, że spokojne słowa są tylko fasadą, a mężczyzna siedzący za biurkiem mężczyzna wrze wręcz ze zdenerwowania.

- według jednego z raportów - postać wskazuje liczne dokumenty rozłożone na biurku - zwiesz się Naryel Algeor, przyjęte miejsce twego urodzenia to planeta Metris, twierdzisz iż nie posiadasz wspomnień - przesłuchujący sprawdza coś w jednym dokumencie - pobieżne badania potwierdziły, że twoja pamięć została zmodyfikowana, skany komórek... doktorze - mężczyzna zwraca się do jednej z postaci przebywających w pomieszczeniu - czy mogę prosić o uzupełnienie?

Jedna z osób zgromadzonych w sali kaszle występując naprzód i zabiera głos:

- co prawda nie mieliśmy dość czasu przeprowadzić bardziej szczegółowych badań i dokładnie zanalizować wyniki pierwszej fazy testów, ale zdołaliśmy wyprowadzić kilka dosyć interesujących tez - mężczyzna spogląda do swych notatek - po pierwsze podmiot jest praktycznie na pewno człowiekiem...

- raport...

- z całym szacunkiem dyrektorze, znaczne nieścisłości w raporcie dostarczonym przez grupę rozpoznawczę wynikają z faktu, że pacjent w momencie odnalezienia znajdował się w stanie ciężkim - liczne obrażenia, począwszy od znacznego odwodnienia po otwarte złamania, a także liczne zewnętrzne krwotoki uczyniły rasę pacjenta zupełnie niemożliwą do rozpoznania, szczerze mówiąc członkowie grupy ratunkowej byli zszokowani faktem, że ktokolwiek mógł przeżyć tak długo znajdując się w tak poważnym stanie. Sprawę dodatkowo utrudnił fakt, że badany przez znaczny okres czasu przebywał w

obecności demonów, jest mało prawdopodobnym aby w najbliższym czasie udało się oczyścić jego aurę. Zupełnia inną kwestią - doktor przerzucił kilka kartek podając część z nich mężczyźnie nazwanym dyrektorem - jest struktura jego komórek. Proszę zwrócić uwagę na skany, które panu przekazałem. Na pierwszym widoczne są komórki typowego przedstawiciela rasy ludzkiej. Drugi zaś przedstawia powiększenie struktury komórek analogicznego organu co prezentowany na pierwszym skanie.

- komórki na drugim zdjęciu są ułożone znacznie bardziej regularnie, bez odchyleń i mają niezmienny kształt - dyrektor przeglada otrzymane papiery - pod względem struktury wyglądają jak te przedstawione na zdjęciu trzecim.

- otóż to, większość substancji posiada zaburzenia w swej strukturze, pewne anomalie w układzie czy kształcie komórek. Jednak komórki badanego podmiotu mają strukturę idealną, tak w obrębie własnej konstrukcji jak i ułożenia względem innych komórek. W zasadzie tak dalece jak możemy zbadać układ jego tkanek jest idealnym fraktalem, dokładnie takim jak na trzecim skanie.

Mężczyzna na chwilę przerywa swój wykład i spogląda na zgromadzonych w sali.

- trzeci skan przedstawia strukturę krystaliczną lodu.

Rozmówcy chwilę przypatrują się sobie uważnie, po czym ten zwany dyrektorem stwierdza cicho:

- Marked by Element...

- jest to dość prawdopodobne dyrektorze. Kontynuując: Badany nie zna żadnego z popularnych alfabetów czy systemów liczbowych

- analfabeta?

- niezupełnie, w istocie to przypadkowo ujawniliśmy, że potrafi intuicyjnie rozumieć wiadomości zapisane w co najmniej czterech językach i podać prawidłowe rozwiązania średnio skomplikowanych równań, zbadanie poziomu ewentualnych zdolności bojowych nie jest możliwe w obecnej fazie rehabilitacji, której poddawany jest pacjent. Nie mieliśmy wystarczająco wiele czasu by przeprowadzić bardziej skomplikowane badania, ale uważamy, że podczas usuwania wspomnień posiadane umiejętności zostały przeniesione do podświadomości podmiotu. Kompletna analiza zostanie panu dostarczona możliwie najszybciej po jej szczegółowym zinterpretowaniu.

Doktor kłania się lekko i wraca na swoje miejsce. Pryncypał odkłada przeglądany raport na bok i bierze kolejny.

- tak więc skoro już ów wstęp mamy za sobą możemy przejść do bardziej istotnych kwestii. Członkowie grupy zwiadowczej, która cię odnalazła zostali ciężko ranni w czasie tej misji - być może ich kojarzysz, przebywaliście w tej samej sali oczekując na operację. Kilku członków tego oddziału nie odnaleziono. Sytuacja zupełnie wymknęła się spod kontroli - nikt nie spodziewał się obecności potężnego demona. Biorąc pod uwagę, że znalazł się on tam z twojego powodu liczę, iż udzielisz wyjaśnień odnośnie okoliczności tego zdarzenia.

- nie możecie obwiniać mnie, za własny brak przygotowania.

- nie, jednak jako zwierznik tego oddziału i osoba, która zatwierdziła zlecenie, które im zadano odpowiadam za ich stan. Rodziny rannych i zaginionych, a także ich koledzy oczekują przeprowadzenia wnikliwego dochodzenia i podjęcia odpowiednich kroków. Dlatego wolałbym byś szczegółowo opisał okoliczności tego zajścia.

Mężczyzna mówiąc ledwie tłumi złość, wstaje i pochyla się nade mną.

- analiza zajścia związanego z masakrą grupy zwiadowczej - rozpoczynam zimnym głosem - przywoływanie wspomnień w kolejności od najwcześniejszych: chwila obecna - przesłuchanie, dwa ostatnie cykle dobowe związane są z operacją, udziałem w badaniach i zajęciami rehabilitacyjnymi. Odzyskanie świadomości nastąpiło około 36 jednostek godzinnych temu. Aktualne miejsce pobytu - nieznane. W okresie odpowiadającym incydentowi z grupą zwiadowczą doznane obrażenia uniemożliwiły świadome i prawidłowe postrzeganie wydarzeń. Sugestia przeniesienia i udzielenia podstawowej opieki. Intensywny ból fizyczny powodujący utratę przytomności - prawdopodobna przyczyna: atak, który zmasakrował grupę zwiadowczą. Wydarzenia bezpośrednio przed odnalezieniem przez grupę zwiadowczą niemożliwe do szczegółowego odtworzenia. Wysoki poziom stresu negatywnie wpłynął na rejestrowanie wspomnień związanych z wydarzeniem. Miejsce pobytu - nieznane. Okres pobytu - nieznany. Gwałtowne ataki nieznanych stworzeń określanych jako "demony" wywołały liczne obrażenia finalnie skutkujące stanem zagrożenia życia i utratą przytomności. Wspomnienia poprzedzające - mój głos zaczyna drżeć na samo wspomnienie tego zajścia - atak wymienionych wcześniej... bestii, na wioskę, której mieszkańcy się mną zaopiekowali, miejsce pob... nie wiem gdzie się ona znajdowała, mieszkańcy zginęli w pożarze lub zostali rozszarpani przez te istoty - jednego chyba udało mi się pokonać...

Dyrektor opada z powrotem na krzesło wyraźnie rozczarowany.

- Świątynia traktuje cię jako poważne zagrożenie - wskazuje na obręcz na mej szyi - nie wiemy kim jesteś, skąd pochodzisz, jakie posiadasz umiejętności, jesteś bezpośrednio powiązany z atakiem na nasz oddział.

Wzdycha ciężko po czym wyciąga z szuflady biurka pojedynczy dokument kontynuując:

- pewne grupy naciskały na mnie, bym wydał polecenie wykonania egzekucji. Trzymany przeze mnie dokument to mówiąc krótko nakaz natychamiastowego uśmiercenie. Brakuje na nim mojego podpisu. Przed tym spotkaniem jednak członkowie zespołu badającego twe możliwości, a także osoby opiekujące się tobą w placówce rehabilitacyjnej przekonały mnie, że wykonywana przez nich ekspertyza może udowodnić, że nie jesteś niebezpieczny dla osób z którymi masz tutaj kontakt. Środki zabezpieczające zastosowane przed tym spotkaniem nie zostaną zdjęte. Do nieustannej obserwacji ciebie przydzieleni zostaną członkowie sekcji specjalnej, z którymi zresztą miałeś już kontakt - wskazuje na cztery postacie stojące za mną i po moich bokach - będziesz miał obowiązek poddawaniu się wszelkim badaniom jak i wykonywania poleceń opiekunów placówki rehabilitacyjnej. Jakikolwiek akt agresji bądź próba użycia mocy skutkować będzie aktywacją obroży i twoją śmiercią. Przydzielam ci także prawa dostępu do podstawowych placówek obecnych na terenie Świątynii. Szczegółowych informacji możesz zasięgnąć u swych opiekunów. Dodatkowo na zajęcia rehabilitacyjne będziesz w miarę możliwości uczęszczał z członkami grupy zwiadowczej - jedynie jej dowódca zna szczegóły zdarzenia, więc nie powinni być nastawieni względem ciebie zbyt negatywnie, a może dzięki kontaktom z nimi uda się lepiej wyjaśnić tą sytuację. Proszę przesatwić obręcze by lepiej tłumiły zdolności Naznaczonego - dyrektor zwraca się do jednego ze strażników - doświadczenie nauczyło nas, że potrafią sprawić wiele zamieszania.

Stojący za mną strażnik przystawia coś do obroży, po czym unieruchamiające mnie pole magnetyczne zostaje wyłączone. Wychodząc z pomieszczenia słyszę jak dyrektor zwraca się do jednego ze swych asystentów:

- proszę zlokalizować wioskę, o jakiej wspominał obiekt i przekazać zgromadzone do tej pory materiały odnośnie włamania do naszego systemu i usunięcia informacji dotyczących...

Wychodząc zaciskam pięści...

Następne dni spędzam dzieląc czas pomiędzy rozwiązywanie dziwnych testów przydzielanych mi przez opiekunów, zajęcia rehabilitacyjne i czytanie książek poświęconych temu miejscu. Okazyjnie zamieniam kilka słów z jedną z pielęgniarek. Powoli wracam do sprawności, chociaż wciąż utykam i czuję kłujący ból przy gwałtowniejszych ruchach. Staram się jak najmniej czasu przebywać wraz z istotami z oddziału zwiadowczego, być może wielu osobom zależy na wyjaśnieniu tej sprawy, ale ja najchętniej bym o niej zapomniał. Koszmary nie pozwalają mi spać więc spędzam czas zdobywając informacje na temat tego miejsca. Nie wolno mi przebywać w pomieszczeniach o obniżonej temperaturze, więc próbuję zwalczyć przegrzanie siedząc na posadzce i opierając się o chłodną ścianę. Staram się nie myśleć o całej sytuacji w jakiej się znalazłem, o nałożonych na mnie ograniczenia, o obserwujących mnie gdzieś z ukrycia strażnikach. Któregoś z kolei dnia w przerwie pomiędzy zajęciami rehabilitacyjnymi "czytam" pracę na temat poznanych inteligentnych rasach, jakie żyją we wszechświecie. Nie zwracam uwagi na pozostałe osoby znajdujące się w pomiesczeniu i toczone przez nich rozmowy. Cała ta sytuacja zaczyna mnie frustrować. Wbrew usilnym próbom cała logika i racjonalność buntuje się we mnie na myśl o tym, że rozumiem artykuł zapisany w nieznanym mi języku nieznanymi mi znakami. Zirytowany odrzucam książkę na łóżko...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Adam, Alloran, Iviss, Yasei, Ikari:

- Cóż, naprawdę nie macie żadnych pytań? - Zapytał dość drwiącym tonem Angeal.

- Aż dziwne... - Dodał po chwili, gdy zauważył że każdy z obecnych zajął się czymś innym, i nikt nie ma zamiaru o nic pytać.

Yasei w trakcie rozmowy ziewnęła. Chwilę później znów, co zauważył Białowłosy.

- Panienka niewyspana? Macie dużo czasu. Po śniadaniu możecie iść się wyspać, chociaż to też jest dziwne, dopiero przespaliście tyle czasu.

Yasei znów ziewnęła, Angeal znów to zauważył.

- Johnny, jesteś tu? - Zapytał białowłosy, po czym doszedł do niego dość wysoki, szczupły humanoid. Miał krótko obcięte włosy, oraz kilkudniowy zarost.

Angeal szepnął mu kilka słów, po czym Johnny wyszedł.

- Zaraz wróci, wyszedł tylko sprawdzić czy pokój panienki jest już gotowy. - Powiedział z uśmiechem.

Międzyczasie Bleur i Hiroshi rozmawiali z Adamem.

- Zwyczajnie. Po naszej ?śmierci? Angeal był nas łaskaw przygarnąć i trochę podreperować. My też myśleliśmy że nie żyjecie, więc uznaliśmy że nie mamy po co wracać do Świątyni... A właśnie, jak tam żyje Yazz? Ostatnio widzieliśmy go podczas tamtego... ?Wydarzenia?, prawda Hiroshi? - Ten skinał głową ku Bleur i Adamowi.

Do sali wszedł Johnny i głośno oznajmił że wszystko jest gotowe. Yasei robiła się coraz bardziej senna. Nie chcąc jej wybudzać, podszedł do niej, wziął ją na ręce i uważając na nią, wyszedł.

- Jeśli wy też jesteście senni, to wiecie gdzie jest wasza sypialnia, jeżeli nie, możecie wyjść na dwór, lub po przebywać w bibliotece. Jeżeli nie jesteście pewni działania implantów, możecie zejść do podziemi i trochę je wypróbować. Mamy tam małą salkę treningową. Tam możecie mnie znaleźć. - Angeal wstał od stołu i wyszedł. Po chwili było słychać jak schodzi po schodach.

Bleur chrząknęła. Jej powieka zaczęła drgać w zawrotnym tempie, jej prawa ręka zaczęła bez ładu uderzać w stół. Chciała coś powiedzieć, lecz barwa jej głosu zrobiła się niższa o kilka tonów, kaszlnęła tylko i wybiegła z sali trzymając się za usta. Gdy przebiegała przez drzwi, zdawało się wam że z jej ręki wyleciało niebieskie światło. Hiroshi wstał.

- Nie martwcie się o nią, musi odpocząć, ja zresztą też. Do zobaczenia później.

Wszyscy wymieniliście się dziwnymi spojrzeniami. Ikari zwymiotował na stół to co zjadł. Adam miał wrażenie że coś niedobrego się dzieje.

Yasei była niesiona. Przez jej senne powieki przebiegały dziwne obrazy. Zdawało jej się że śni na jawie. Ściany zamku wyglądały na stare i obdrapane, zamiast nowych mebli zdawało się że wszystko jest stare i rozpadające się. Straciła czucie w kończynach. Johnny nareszcie doszedł, otworzył drzwi i wniósł Yasei do środka i położył na łóżku. Yasei zdawało się że koło łóżka stoi demon, ale nie miała siły zareagować. Nic nie robił, tylko stał i się na nią patrzył. Zapach zgnilizny ją dosięgnął. O dziwo nie zrobiło się jej słabo, ani nie dobrze.

- Gotowe, tak jak sobie życzyłeś, panie. Wychodzę.

Gdy Johnny wyszedł zdążył jeszcze zobaczyć jak demon zdziera ubrania ze śpiącej już Yasei.

?Obrzydliwe.? Pomyślał Johnny i zamknął drzwi.

Kei, Urt, Zakra, Akihito, Naryel

Wszyscy prócz Kei'a i Naryela zmierzacie w okolice domu, z którego wychodził Yamazaki. Widząc zbliżającego się Zakre, przystanął. Po chwili doszli inni. Yazz obrzucony gradem pytań, gestem wszystkich uciszył i powiedział że rozmowa odbędzie się w pobliskiej karczmie. Po chwili byliście na miejscu, gdzie był już Kei, i wyglądał na zmieszanego waszym przyjściem. Yamazaki zamówił u barmana jakieś jedzenie, wrócił do stolika i zaczął mówić.

- Z Mai jest już lepiej, a na pewno lepiej od tego co było wcześniej. Powoli zaczyna kontaktować co się z nią dzieje, jednakże, nie pamięta nic z tego co zaszło na tamtej planecie. Jest w stanie mówić, i powoli wychodzi jej to coraz lepiej. Tak czy siak, może się wydawać że uczy się wszystkiego na nowo, choć wątpię w to, aby wróciła kiedyś do niej magia. Zresztą, to cud że ona sama żyje. Jak coś zjem to wrócimy tam, możecie się z nią przywitać. Choć, części z was może nie pamiętać... No, a co u was?

Barman przyniósł obiad dla Yamazakiego i napoje dla reszty.

- Słyszałem o tym co się działo na tamtej planecie, jestem pełen podziwu. Dlatego to wszystko na koszt karczmy, nie krępujcie się. - Barman uśmiechnął się i wrócił za ladę.

Jakiś czas później, wszyscy wrócili do domku.

Mai siedziała na łóżku i patrzyła się nieprzytomnym wzrokiem przed siebie. Słychać było że coś sobie nuci, dźwięki układały się w słowo: ?Koi?. Gdy wszyscy weszli do pokoju w którym ona siedziała, przestała nucić. Odwróciła się do was powoli i nie zwracając na was uwagi podbiegła do Yamazakiego i przytuliła go. Po chwili wciąż się do niego tuląc zaczęła się wam przyglądać. To było pewne, nie pamięta was. Podeszła do każdego z was i wyciągnęła do was rękę, chciała się przywitać i poznać.

- Jestem Mai! Miło mi cię poznać! - Powiedziała do Kei'a.

- Ja jestem Kei...

Mai się wzdrygnęła. Stanęła chwilę i popatrzyła w jego oczy.

- Zboczeniec! - Krzyknęła i uderzyła cię w twarz.

Yamazaki tylko uśmiechnął się pod nosem.

- Więc jednak coś pamięta, mam nadzieje że będzie tego więcej.

Komunikator Urta piknął ogłaszając rozpoczęcie nowej rozmowy.

- Urt, zbierz wszystkich i wracajcie pędem do Świątyni, mamy coś ciekawego dla was... - Rzucił jakiś nieznany głos. Yamazaki nie chciał zostawiać długo Mai w samotności, dlatego podrzucił ją do biblioteki.

- Witam moją ulubioną bibliotekarkę. - Rzucił zalotnie Yazz będąc już w pomieszczeniu.

- Mam malutką prośbę, zaopiekujesz się przez jakiś czas tą niewiastą? Naucz ją czegoś, dobrze? Dziękuje, odpłacę się jak wrócę. - Uwodzicielskim głosem wypowiedział Yazz, przytulił Mai, ucałował ją w policzek i kazał być grzeczną i miłą, obiecał że wkrótce wróci. Chwilę potem pobiegł do sali spotkań. Po latach doświadczeń, wiedział że jak Świątynia ma coś ciekawego, to będzie o tym mowa w sali spotkań, naprzeciwko gabinetu dyrektora. Domyślał się również co to za sprawa. Wparował do środka i stanął na samym środku sali, obok reszty uczniów. Naryel będący w pobliżu rozpoznał pędzącego Yamazakiego, więc przyczaił się i słuchał co tam się dzieje.

- Yazz, gotowy? Pakuj się. Zlokalizowaliśmy Adama i resztę, macie dwie minuty na przygotowanie się. Innymi słowy, ruszacie natychmiast. Jakieś pytania? Nie? To do portalu #3. Adam oraz reszta są przetrzymywani w jakimś zamku. Są naćpani oraz żyją w iluzji, ich moce magiczne są baaardzo mocno ograniczone. Macie ich odbić. Ruszajcie.

Naryel, słysząc koniec ?narady?, szybko odsunął się od drzwi, i odskoczył. Postanowił popędzić do portalu trzeciego, podczas gdy reszta pobiegła gdzie indziej.

Po odwiedzeniu zbrojowni, wygarnięciu najlepszego osprzętu, zgarnięciu kilku broni dla Adama i reszty, wszyscy stawili się przy portalu trzecim.

- Witamy w portalu trzecim! Portal ten jest znany z tego że potrafi się rozgrzać w 30 sek i jest używany tylko do naprawdę szybkich akcji.

Yamazaki spojrzał z zażenowaniem na dziewczynę która objaśniała czym jest portal i czemu on służy.

- To moi uczniowie, najlepsi w Świątyni i myślisz że nie wiedzą co to jest? Nie zdziwił bym się jakby wiedzieli więcej od ciebie...

Dziewczyna zamilkła, ale uśmiechnęła się.

- Powodzenia. - Rzuciła z uśmiechem i wyszła z pomieszczenia.

Gdy tylko wyszła w pokoju wytworzył się portal. Błysnęło światło. Po chwili, do ściany przyklejona była niebieskoczarna dziura.

- Za mną! - Rzucił Yamazaki i wszedł do środka.

Gdy wszyscy weszli, Naryel niewiele myśląc, oraz właściwie nie mając wyboru, przeszedł przez portal.

Koniec części pierwszej.

Tenchi Fukei ? Strażnicy Wszechświata. Edycja II

Adam, Alloran, Iviss, Ikari:

Podchodzicie do mapy zamku.

- Pokój gier

- Siłownia

- Pokój treningowy

...

Ikari ma mdłości.

Postanawiacie odprowadzić go do sypialni, z powodu jego złego samopoczucia. Potem postanawiacie razem odwiedzić Pokój treningowy i Siłownie. Przez głowę przebiega wam możliwość odwiedzenia Yasei, ale postanawiacie jej nie budzić.

Kei, Urt, Zakra, Akihito, Naryel

Wyskakujecie z portalu. Po chwili Yazz rzuca krótkie: ?Już jesteśmy? do komunikatora. Portal już się zamykał, ale nagle buchnął i zniknął. Na ziemi leżał Naryel. Yamazaki wyłączył komunikator.

- To ty! Ciebie uratowaliśmy! Czego tu jeszcze chcesz? Wracaj do swoich!

- Nie mam gdzie wracać. Zostałem przydzielony do was, i z wami będę ich odbijał.

Yazz westchnął głęboko.

- Plan jest taki. Wbiegamy tam, rozwalamy tego chama co ich porwał, przekonywujemy ich że żyją w iluzji, prosimy o portal i wracamy. Możecie najpierw siekać, a potem pytać.

Nieopodal widzicie stary i rozpadający się zamek. Po chwili wchodzicie do środka. W zamku jest pusto. Obok wejścia jest mapa.

- Jadalnia

-Sypialnie

- Pokój Narad

...

- Rozdzielmy się. - Powiedział Yazz. - Kei i Naryel ze mną, reszta do przodu. Jak nic nie znajdziecie to idziecie na góre i wszystko przeczesujecie. Urt ma komunikator, ja mam więc jakby coś się działo to komunikować.

Kei, Naryel

Idziecie z Yamazakim na górę. Po drodze spotykacie stojącego ze stoickim spokojem białowłosego mężczyzne oraz kilku osiłków.

W czymś mogę wam pomóc? - Zapytał Białowłosy.

Jego czterech osiłków zmierzało ku was, Yazz stał przed nim sam.

Urt, Zakra, Akihito

Wchodzicie to pierwszego pokoju i widzicie jakąś maszynę. Na panelu widnieje wielki czerwony przycisk, oraz dwa zielone. Patrząc na ścianę widzicie inny pokój, domyślacie się że to lustro weneckie, a ten pokój to pokój przesłuchań. Na krześle, oraz na ścianach są plamy krwi. Ktoś, a raczej coś siedzi na owym krześle i chyba próbuje oddychać. Wygląda na zmaltretowanego, ale prawdopodobnie powinien być żywy.

Johnny

Angeal powiedział że mamy nieproszonych gości. Kazał ci iść i pilnować Strażników, i doglądać tej dziewczyny. Zmierzasz ku pokoju z demonem, i wchodzisz do środka. Widzisz że kobieta leży nago, a demon z nią kopuluje.

- Mamy nieproszonych gości, to pewnie Strażnicy. - Rzucasz do demona i wychodzisz.

Podchodzisz do schodów i słyszysz mówiącego coś Angeala. Postanawiasz samotnie się iść rozejrzeć, i schodzisz tylnym wyjściem na sam dół. Wbrew rozkazowi dawnego przyjaciela, zamierzasz wypuścić byłego więźnia. Dość już bycia złym.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, co się działo... wydawało mi się, że nic nie jadłem, ale... nagle zaczęło mi się robić niedobrze. Ale przecież ja tylko rozmawiałem z Yas, prawda? Coś się działo... niedobrze mi... Poczułem, jak coś oddziela mnie od rzeczywistości grubym murem nie do spenetrowania. Byłem słaby... czułem się, jakbym się upił. Tylko, że... to było gorsze. Nagle poczułem ból w żołądku, potem w drapanie w gardle. Nie czułem nic. Tylko dziwną, obrzydliwą lekkość. Nie miałem żadnego kontaktu ze światem poza tą ścianą. Dotyk, słuch, węch, wzrok, smak... nie czułem niczego. Tylko to uczucie lekkości i świadomość, że to nie mogło się dziać samo z siebie. To była pułapka. ?Oni coś nam robią!? Krzyczałem ?Yas! Sensei!Hej, słyszycie?! To jakiś podstęp!? Wrzeszczałem. Ale z mojego gardła nie wydobywał się żaden dźwięk. Było tylko uczucie... że coś złego się działo. Coś bardzo, bardzo złego.

Bałem się. Tak bardzo się bałem...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnie wydarzenia działy się wyjątkowo szybko, nawet jak na ludzi. Najpierw spotkaliśmy się wszyscy i zaraz potem spotkaliśmy się z tymi, którzy najbardziej ucierpieli podczas ostatniej, a zarazem naszej pierwszej misji. Dziewczyna o imieniu Mai została ranna najbardziej. Została odarta z magicznych mocy, co jeszcze można było przeżyć. Utraciła jednak coś o wiele ważniejszego, czyli swoją pamięć. Na szczęście, powoli ją odzyskiwała. Nagle jednak stało się coś nieoczekiwanego. Zostaliśmy wezwani. Ktoś miał dla nas ?coś ciekawego?. Była to prawda. Na miejscu okazało się, że odnaleźli resztę zaginionych. Byli w ?jakimś zamku?. Dziwne? nie miałem takiej lokalizacji w bazie danych. Dano nam czas tylko na zebranie ekwipunku i uzbrojenia. Pobrałem broń taką, jaką widziałem u Ikariego, tyle że ta nie była zmodyfikowana. Pociski udało mi się zdobyć takie same. Powinien się ucieszyć. Broń założyłem na plecy, a pociski w pojemniku przypiąłem do boku. Po chwili przyglądania się, wybrałem swoją broń. Ta sytuacja wymagała zastosowania siły. Nie miałem wyboru. Dyplomacja z demonami jest niemożliwa. Tego uczono nas na wykładach o sposobach walki z różnymi wrogami. Chwyciłem broń, która sama w sobie oznaczała dla mnie ostateczność. Działko impaktowe*. Było ciężkie. Miałem zamiar wziąć jeszcze dwie baterie do niego, ale ciężar całego noszonego ekwipunku z ledwością pozwalał mi na zabranie tylko jednej zapasowej. Nim minęło pół godziny, wszyscy byliśmy na miejscu. Planeta, na której są nasi towarzysze. Był jeszcze jeden. Nie znałem go. Mówił, że jest członkiem naszej drużyny, ale jak mógłby nim być, skoro go nie znałem. Rozdzieliliśmy się. Ja, Zakra i Akihito poszliśmy w jedną stronę, a pozostali w inną. Trafiliśmy do pokoju z urządzeniem i widokiem na jakąś postać. Skierowałem się do urządzenia. Szukałem w nim portów, przez które mógłbym porozmawiać z maszyną i dowiedzieć się, gdzie są nasi towarzysze.

*Działko impaktowe ? broń działająca na dobrze na średni i bliski dystans. Pozwala na wystrzelenie dużej dawki energii magicznej skumulowanej w jeden pocisk o małej średnicy. Standardowa bateria stosowana w takim modelu pozwala na wystrzelenie do czterech pocisków przed koniecznością wymiany. Pomimo sporej mocy obalającej, urządzenie to jest rzadko stosowane, a to ze względu na sporą masę uniemożliwiającą swobodne obchodzenie się z nim.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od wyjścia ze szpitala, wszystko działo się bardzo szybko. Spotkanie w karczmie, potem w domu... Strzał w twarz od Mai... Należało mi się. Potem, wezwano nas do szkoły, a tam powiedziano nam, ze reszta żyje! Mamy ich odbić, z jakiegoś zamku demonów. Nie czekając na nic, pobiegłem do zbrojowni, tam czekała kolejna niespodzianka, moj miecz. Chwyciłem go i przymocowałem do paska. Zauważyłem, ze Urt wziął na plecy broń Ikariego, zabrałem mu ją.

- Nie obraź się, ale to broń mojego najlepszego kolegi.

Założyłem broń na plecy i czym prędzej ruszyłem do portalu trzeciego, by po chwili znaleźć się przed jakimś zamkiem. Sensei powiedzial, żebyśmy najpierw bili, potem pytali. I to mi się podoba. Ruszyłem z Yazem sensei i tym nowym do zamku, juz po chwili, spotkaliśmy jakiegoś białowłosego idiotę i kilku osiłków. Ten z białymi włosami zapytał

- W czym mogę pomóc?

- Po prostu zdychaj! - krzyknąłem w odpowiedzi.

Wbiłem mój miecz w ziemię, i spróbowałem wbić w tamtych kilka kolców z ziemii, prosto spod ich nóg, jednocześnie umagiczmiłem broń i rzuciłem się, na białowłosego, w dzikim szale.

- On jest mój! - rzuciłem.

Chciałem go zabić, ale nie od razu, chcialem żeby cierpiał. Zeby poczuł jak to jest, gdy traci się ręce i oczy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak mi serce podskoczyło, gdy się dowiedziałem, że sensei Adam i reszta żyją! Po tygodniu nieustającej ciszy wreszcie jakieś informacje na ten temat. Odzyskałem w pełni spokój ducha. A gdy dowiedziałem się, że mamy wyruszyć do jakiegoś zamku w celu odratowania towarzyszy, poczułem się jeszcze lepiej. A już najbardziej chciałem podskoczyć z radości w zbrojowni, kiedy to okazało się, że był tam mój miecz. Mój własny miecz! Aż łezka się w oku kręci? No, ale teraz nie ma czasu na sentymenty, trzeba spoważnieć. Zabrałem swoją broń razem z pochwą, którą zawiesiłem przez szyję, a potem weszliśmy przez portal nr 3. Dopiero za nim miało się zacząć dziać?

Sensei Yamazaki przedstawił nam bardzo pokrótce plan działania. To znaczy: ruszyć, zabić, uratować, uciekać. Tak oczywistych rzeczy powtarzać mi nie trzeba. A najbardziej podobało mi się ostatnie zdanie. No to ruszyliśmy dalej. W pewnym momencie rozdzieliliśmy się: ja trafiłem do maszyny oraz człowieka. Jakie są różnice, z kim będę? Żadne. Liczy się tylko cel, a tym razem cel uświęca środki.

Docieramy w końcu do pomieszczenia, w którym dostrzegam przez jakieś zwierciadło widok napawający mnie? czym? Z jednej strony obrzydzeniem, z drugiej przez widok krwi? tak jakoś błogo mi się robi. No, ale to nic. Maszyna podchodzi do urządzenia i próbuje coś robić. Ja idę wtedy ostrożnie w stronę zwierciadła i przyglądam się bliżej humanoidowi i całemu widokowi. Bezradny cofam się w stronę człowieka i nie mając w obecnej chwili co robić, zagajam do niego:

- Niby jesteśmy ze sobą w drużynie od pewnego czasu, ale dotychczas nie mieliśmy okazji się poznać? Jestem Zakra. A ciebie jak zwą?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Osławiony portal 3... Zawsze chciałem się nim przelecieć. W 30 sekund przenosi nas do miejsca akcji. Niebywałe. Wskoczyłem w portal za resztą drużyny. Delektowałem się tak dziwnym zjawiskiem jakim jest lot w portalu. Szybko jednak ta przyjemność została mi odebrana, ponieważ dotarliśmy na miejsce i sensei Yamazaki zarządził podzielenie się na dwie drużyny.

Zostałem przydzielony do ekipy z Urtem i półsmokiem. Ciekawie... Jednak to nie czas na marudzenie na towarzyszy. Razem docieramy do pomieszczenia, w którym znajduje się ostro zmasakrowany człowiek. Ten widok napawa mnie dość dziwnym rodzajem wściekłości, dokładnie takim, jaki podpowiada żeby zabić wszystkich bez zadawania pytań. Ale żeby to zrobić, trzeba jeszcze wrogów znaleźć... Nagle podchodzi do mnie ten półsmok, i mówi:

- Niby jesteśmy ze sobą w drużynie od pewnego czasu, ale dotychczas nie mieliśmy okazji się poznać? Jestem Zakra. A ciebie jak zwą?

- Jestem Akihito, miło cię poznać. Jednak może zostawmy naszą konwersację na później, a teraz nie dekoncetrujmy się...

Szukam sposobu aby przedostać się do zmasakrowanego człowieka, jeśli w pobliżu są drzwi to przechodzę przez nie, jeśli jest tylko to lustro to staram się je rozbić

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sprawy przybrały obrót jakiego nie oczekiwałem i prawdę mówiąc zaczęło mnie to nawet trochę przerażać. Trzeba było wcześniej załatwić się z tymi demonami, a nie dodatkowo z nimi sprzymierzać. Takie zachowanie nie było w stylu Angeala, ale zdaje się, że już od jakiegoś czasu coś pomieszało mu zmysły. Najpierw te demony, teraz to szopka z więźniami. Niech ten stary drań nie myśli, że będę za nim podążać jak jego pozostałe bezmyślne pachołki. Najpierw dowiem się co nieco, a później wrócę zaszlachtować tą bestię zanim zdoła skrzywdzić tę dziewczynę. Przypomniałem sobie o tym i skrzywiłem na samą myśl. Prawdę mówiąc obawiałem się, że nie będzie do czego wracać. Obym się mylił, bo będzie mnie to prześladować do końca życia. Przyspieszyłem kroku chcąc jak najszybciej dostać się do lochów. Oby ten więźień był jeszcze w stanie coś powiedzieć.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziwnie się czułem... Mimo braku ogranicznika mocy nie wyczuwałem obecności tej mojej przedziwnej energii. Powoli myślami poszukiwałem drzemiących zapasów mocy, trafiałem jedynie na marne resztki. I to dziwne samopoczucie Yas, mdłości Ikariego, nerwowo drgająca dłoń Bleur. Coś było nie tak. Przystałem na propozycję odwiedzenia siłowni, jednak zanim ruszyliśmy powiedziałem do Ivissa i Adama:

- Wydaje mi się, że nie wszystko jest w porządku. To złe samopoczucie naszych towarzyszy, dziwne tiki jakie widziałem u Blaeur... Poza tym, może to wyda się wam śmieszne, czuję się tak jakbym miał założony ogranicznik mocy. Wiem że to niedorzeczność ale wydaje mi się że straciłem większość mojej energii. - zrobiłem małą pauzę, po czym zwróciłem się do Adama - Sensei. Jest taka możliwość, żeby zdrowy Strażnik bez ogranicznika nie wyczuwał pokładów mocy, która normalnie przecież niemal nas rozsadza?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Idę przez korytarze zamku podążając za swymi uczniami. Całkowicie zatopiłem się w myślach. Przeciwnicy popełnili prosty błąd - nie wiedzieli, że niedawno widziałem się z Bleur, że odwiedzam ją co najmniej raz w miesiącu. Nawet gdyby nie to, i tak nie uwierzyłbym ani przez moment w tą historyjkę. Nawet gdybym uwierzył, smród demonów unoszący się w całym zamku powiadomiłby mnie o kłopotach. Niestety chwilowo zupełnie nie nadajemy się do walki, należy więc spokojnie odgrywać swoją rolę. Jednak najwyraźniej nawet nie doświadczeni uczniowie wyczuwają, że coś jest nie tak...

Lekko potrząsam głową i wsłuchuję się w słowa Allorana.

- Wsłuchaj się w swoje astarlne ciało. Nasi gospodarze zadbali, by nas wyleczyć fizycznie, ale inne rany pozostały i nim się wyleczą nie osiągniemy pełni mocy - mówię głośno i pewnie. - Oczywiście jest też coś co działa na nas równie skutecznie jak ograniczniki - mruczę pod nosem, tak, aby tylko stojący tuż obok uczniowie mogli zrozumieć. - Póki co powinniśmy iść za przykładem mistrza Tupitana i pożądnie potrenować. Pełna sprawność może się przydać, lepiej też sprawdzić, czy czasem te implanty nie mają jakichś ograniczeń, o których nie chcielibyśmy się dowiedzieć w trakcie prawdziwej walki - dodaję znów pełnym głosem.

Mistrz Tupitan jest znany w cąłej Świątyni i kilku światach zaprzyjaźnionych ze swej paranoi. Jego dewizą jest totalny brak zaufania, wietrzenie podstępu w każdym miejscu i ostrożność daleko przekraczająca zdrowy rozsądek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wysłuchałem dokładnie Adama i czterorękiego... Allorana? Jakoś tak. Wyszło na to, że nasi gospodarze jakoś nas ograniczyli - świetnie. Ale czy tylko z ostrożności?

- Nie wiem, jak wy, ale ja potrenuję. - mówię w kierunku wspomnianej dwójki. - Jak który nabierze ochoty do sparingu, wystarczy powiedzieć. I przydałoby się potem jakieś zimne piwo - dodaję z krzywym uśmieszkiem człowieka, który dawno nie wypił porządnego zimnego piwa z pianką .

Oddalam się wgłąb siłowni, po drodze zaciskając i prostując palce prawej ręki. Ta, mimo że zastąpiona implantem, zdaje się pracować całkowicie sprawnie i praktycznie nie widać różnicy - po za tym "uczuciem", iż jest obca. Ale to mentalne bzdety. Usiłuję przywołać niewielką błyskawicę tańczącą na dłoni i do niej też nie mam zastrzeżeń. Chyba trza porwać się na coś ambitniejszego, Iv.

Częstuję się ze stojaka na broń i z mieczem w ręce przystępuję do wykonania Ostrza Huraganu. A nuż się uda i 3/4 siłowni pójdzie się paść?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wpatruję się przez otwarte okno w sunące po niebie chmury. Wszyscy pozostali wyszli, zostawiając mnie w pomieszczeniu samego. Wdycham głęboko świeże powietrze i postanawiam lepiej zapoznać się z placówką.

Spacerując po terenie kompleksu staram się zapamiętać rozmieszczenie najważniejszych budowli i układ ścieżek. Nie zwracam uwagi na mijające mnie istoty, chociaż kątem oka spostrzegam, że niektóre z nich z mieszaniną zaskoczenia i obawy wpatrują się w me bransolety. Staram się opracować plan umożliwiający wydostanie się stąd. Z zamyślenia wyrywa mnie wyłaniający się z cieni gwardzista. Gestem nakazuje mi bym podążał za nim.

- Jakiekolwiek nieposłuszeństwo będzie skutkowało natychmiastową egzekucją - bardziej stwierdzam zgryźliwie niż pytam.

Postać wprowadza mnie do dużego budynku i kieruje krętymi korytarzami w sobie tylko znanym celu. Rozglądam się uważnie starając zapamiętać drogę, jednak idziemy zbyt szybko i wnet tracę orientację. Zastanawia mnie tylko, dlaczego te wszystkie korytarze są takie kręte. Zbytna komplikacja rozmieszczenia pomieszczeń jest obusieczna bronią - nie tylko utrudnia atak przeciwnikowi, ale także komplikuje sprawne przesyłanie informacji i jest kosztowniejsza w utrzymaniu. Staram się wyciszyć i przypomnieć sobie drogę, wielokrotne skręty, kilkakrotnie przechodziliśmy schodami, tylko że... zarówno w górę jak i w dół. No tak, wygląda na to, że mój strażnik prowadzi mnie okrężną drogą. Wychodząc zza kolejnego załomu korytarza zatrzymuję się nagle. Mój opiekun gdzieś zniknął, a ja stoję w pobliżu masywnych drzwi, kryję się ponownie za załomem na dźwięk szybkich kroków. Gdy dźwięki się uspokajają podchodzę ostrożnie do drzwi i przysłuchuję rozmowie.

Nagłe ukłucie w kark sprawia, że gwałtownie się odwracam. Wysoki "opiekun" daje mi do zrozumienia bym ponownie się ukrył. Obecni na spotkaniu sprawnie opuszczają pomieszczenie.

- Nic wam nie jestem winien. Nie zmusicie mnie bym tam się udał.

Członek Sekcji Specjalnej bez słowa podaje mi ekran z napisana wiadomością:

"urządzenie, które uruchomił ci jeden z naszych agentów w przypadku próby usunięcia lub zdalnie uruchomione generuje pole magnetyczne, które sprawi że wszystkie znajdujące się w twym posiadaniu metalowe przedmioty zaczną się od siebie odpychać. Możesz bezpiecznie zdjąć zainstalowane uprzednio ograniczniki. Nasi agenci wskażą ci drogę.

Miłej podróży."

Z frustracji zaciskam pięści przypominając sobie o metalowych wzmocnieniach wszczepionych do mych kości.

- Nic wam nie jestem winien - zwracam się do gwardzisty i udaję we wskazywanym przez niego kierunku zdejmując po drodze niewygodne bransolety i obrożę.

Tym razem jestem prowadzony najkrótszą możliwą drogą. Na krótko przed dotarciem do celu miejsce ponurego strażnika zajmuje uśmiechnięta dziewczyna z placówki rehabilitacyjnej. Bez słowa wręcza mi mój miecz i kładzie rękę na ramieniu jakby chciała dodać mi otuchy. Zimne ukłucie metalu uświadamia, że w dłoni trzyma jakąś niewielką broń. Gwardziści broniący grodzi na jej widok ustępują nam miejsca i przepuszczają do wnętrza. Natychmiast też podbiega jakaś rozświergotana dziewczyna

- Witamy w portalu trzecim! - nim ma szansę kontynuować moja towarzyszka jej przerywa

- Czy grupa Yamazakiego już wyruszyła?

- dosłownie przed chwilą

- uruchomcie portal jeszcze raz, jeden z ich członków nie zdążył się zameldować na czas

- jak to, według procedur...

- to nasza wina - wyjaśnia opiekunka - został naprawdę poważnie ranny, rozkaz przyszedł akurat gdy go badaliśmy i nie zdążyliśmy zakończyć wszystkich procedur na czas.

- jednak...

- możesz sprawdzić akta grupy - przerywa zdenerwowana opiekunka - jest z nimi od samego początku i zdał ze znakomitymi wynikami, zresztą - przestaje nasłuchując w skupieniu narastającego wibrowania - obsługa najwyraźniej otrzymała już oficjalny rozkaz.

Portal się zamyka pozostawiając mnie leżącego na ziemi. Wstaję niezgrabnie słysząc nad sobą:

- To ty! Ciebie uratowaliśmy! Czego tu jeszcze chcesz? Wracaj do swoich!

- Nie mam gdzie wracać. Zostałem przydzielony do was, i z wami będę ich odbijał. - odpowiadam sztucznie. Nie mam gdzie wracać, ale z pewnością znam kilka miejsc gdzie wracać bym nie chciał.

Wysłuchując planu, a potem idąc w stronę zamku zastanawiam się jak bardzo zdziwi się ów człowiek, gdy po powrocie dowie się iż wytrenował jedną osobę więcej niż do tej pory uważał.

Wchodząc do wnętrza niszczejącej budowli zwracam uwagę na mapę z planem budowli.

- po co ktoś miałby umieszczać rozkład pomieszczeń w takim miejscu - zastanawiam się głośno - domownicy i tak go znają, mile widziani goście zwykle dostają przewodników, gości niemile widzianych zwykle kieruje się w złą stronę...

Me dywagacje przerywa dowódca grupy.

- Rozdzielmy się - Kei i Naryel ze mną, reszta do przodu. Jak nic nie znajdziecie to idziecie na góre i wszystko przeczesujecie. Urt ma komunikator, ja mam więc jakby coś się działo to komunikować.

Wchodząc po zniszczonych schodach uważnie rozglądam się dookoła. Coś w tym miejscu, nie wiedzieć dlaczego nie pozwala mi się w pełni skupić. Napełnia jakimś dziwnym rodzajem... niepokoju.

Wchodzimy do obskurnego i skąpo umeblowanego pomieszczenia, gdzie drogę zastępuje nam stojący spokojnie mężczyzna wraz z czterema pomocnikami.

- W czymś mogę wam pomóc? - pyta, gdy jego sporych rozmiarów asystenci zmierzają w naszą stronę.

Niemal instynktownie ustawiam się tak, by mieć za plecami gładką ścianę, lecz nim mam szanse wykonać jakiekolwiek następne posunięcie dobiega mnie krzyk mego towarzysza.

- Po prostu zdychaj!

Skrzydlata postać przyzywa cztery metaliczne kolce rozrywające ciała dwóch stojących najbliżej osiłków i rzuca się bez namysłu na przywódcę grupy.

Obserwując jak głowa jednego z drągali rozpada się na kawałki, gdy przenika ją twarda włócznia, a krew ochlapuje białowłosego mężczyznę, czuję się jakby czas zwolnił swój bieg. Spoglądając na nieporuszonego mężczyznę uświadamiam sobie, że wrażenie owo ma swe źródło w tym, że udało mi się zachować spokój. Patrząc na krwawy spektakl uświadamiam sobie, że nasi przeciwnicy mają teraz możliwość zdobycia znakomitej broni. W tej samej chwili pozostali dryblasi dopadają swych martwych towarzyszy, a jeden z nich sięga ręką po włócznię chcąc najwyraźniej użyć jej jako broni. Natychmiast kopię stojące nieopodal mnie krzesło posyłając je w twarz wyłamującego włócznię osiłka.

- Flores Nivalia - wypowiadam cicho formując niewielki strumień kryształków lodu, po czym kieruję go w stronę oczu drugiego osiłka równocześnie rozpędzając się i wślizgując obok jego nogi, próbując przy tym przeciąć mieczem ścięgna pod jego kolanem. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie to uda mi się okaleczyć dryblasa, gdy zostanie oślepiony kryształami lodu, bądź też będzie zmuszony zamknąć oczy by się przed nimi uchronić, co da mi dość czasu by wstając przeciąć mięśnie jego ręki, a potem wykonując obrót rozłupać mieczem kręgosłup pierwszego osiłka i znaleźć się w pozycji skąd będę mógł wyprowadzić kolejny atak. Są raczej zbyt wolni by za mną nadążyć, problemem pozostaje ich przywódca, ale muszę zaryzykować...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

*** Słowo od autora: Zapraszam do Dyskusji O Sesjach z MG.***

Kei, Naryel

Z ziemi wyrosły kolce które przebiły jednego z osiłków, reszta z ochrony zdołała uskoczyć. Angeal spojrzał na szczątki swego sługi z wyraźnym obrzydzeniem. Ułamek sekundy Kei wzbił się w powietrze i korzystając z "nieprzytomności" przeciwnika usiłował mu zadać cios umagicznionym mieczem. Angeal nie zwracał uwagi na atakującego. Stał spokojnie i wciąż przyglądał się kupce mięsa która zdawała się kiedyś być jego sługą. Korzystając z okazji Kei próbował zadać cios w okolice barku, starając się przy tym przeciwnika nie zabijać, ale poważnie unieruchomić. Białowłosy nie odwracając wzroku od sałatki mięsnej, zasłonił ręką miejsce w którym Kei planował zaatakować. Po chwili ostrze zwyczajnie odbiło się od ręki. Angeal wykonał niedbały ruch drugą ręką, który okazał się na tym mocnym aby móc posłać atakującego na sam koniec korytarza, oraz pozwolić mu zemdleć od uderzenia głową w ścianę. W międzyczasie skomplikowane działania Naryela przyniosły zadowalający efekt. Dwóch osiłków zginęło, natomiast został ostatni.

- Zajmij się nim, a potem łap Kei'a. - Rzucił krótko Yamazaki.

Yazz spokojnie podszedł do Angeala i podał mu dłoń. Białowłosy wcale nie zdziwiony tym faktem uścisnął jego dłoń. Przedstawili się sobie.

- Przykro mi, ale muszę odzyskać moich ludzi. - Powiedział ze stoickim spokojem Yamazaki.

- Nie sądzę żeby to było takie proste. - Powiedział Angeal po czym przeszył Yazza spojrzeniem które zdawać by się mogło, miało w sobie moc zabicia niewielkiego zwierzęcia.

Nagle otoczyła ich ciemność. Przez chwilę można było zauważyć że patrzą sobie w oczy, po czym ciemność zupełnie ich spowiła.

***

Urt, Zakra, Akihito & Johnny

Urt podszedł do maszyny i próbował się z nią porozumieć. Był to marny wysiłek. Maszyna została wyprodukowana w nowej - jak na razie nie do złamania - technologii, której chwilo nawet Urt bez odpowiedniej wiedzy nie mógł złamać. Akihito przechodzi przez znajdujące się nieopodal drzwi. Humanoid będący na krześle nie dostrzega go. Jego mózg nie odbiera żadnych bodźców. Jego stan psychiczny oraz fizyczny wymagają kuracji. Bez odpowiedniego sprzętu oraz medykamentów, więzień umrze za kilka godzin.

Nagle do pokoju przesłuchań otwierają się. Do pomieszczenia wchodzi Johnny. Nikt z obecnych nie kryje zdumienia, zakłopotania i bezradności. Gdyby chciał walczyć, prawdopodobnie nie miał by żadnych szans. Kątem oka dostrzega żyjącego jeszcze więźnia, oraz człowieka który być może chce go dobić.

Zdaje się że jedyną drogą porozumienia będzie rozmowa.

***

Adam, Alloran, Iviss, Ikari

Iviss wykonuje swój atak - Ostrze Huraganu. Widać ogrom magii która dosłownie wylewa się z niego, rozchodzi się po całym pomieszczeniu i znika w zakamarkach ścian. Jednak prócz tego nic się nie dzieje, nie licząc ziarenka piasku które odczepiło się od ściany i upadło na posadzkę, przy tym dając głośny dźwięk, które echo odbijało przez jakiś czas. Gdy dźwięk zupełnie się wyciszył, pękła jeden kamień wmurowany w ścianę. Ułamek sekundy drugi, i nagle cała sala się zapadła. Magia zaklęta w pomieszczeniu nie pozwoliła wam zrobić krzywdy, osłaniając was przed rozpadającym się pomieszczeniem. Po chwili każda z cegieł powróciła na swoje miejsce. Pokój został odbudowany przez zaklętą w nim magię.

- Sala treningowa, ma tę własność że nie da się jej zniszczyć. Magia użyta w tym pomieszczeniu skutecznie opóźnia każdy wybrany czar jakiego użyjecie. - Zaczął mówić jakiś kobiecy głos zza nich.

- Jestem Amei, obsługuję tę salę. - Amei przestąpiła próg podziemnego pokoju, po czym padło na nią światło pochodni. Była to ruda, niska, blada, lecz wciąż piękna dziewczyna. Oceniając ją na oko, można było rzec że jest jeszcze młoda.

- Każdy czar wykonany tutaj, jest analizowany przeze mnie. To ja jestem tym opóźnieniem. Sprawdzam jakie skutki może mieć czar wykonany tutaj. Szczerze mówiąc, nie wiemy dokładnie na co można sobie pozwolić w tych murach. - Powiedziała uśmiechając się. - Podoba się wam tu? - Dodała na koniec.

***

Yasei

Przeszywa się dziwne uczucie. Z jednej strony jest to dość przyjemne, a z drugiej odrażające. Nie masz siły otworzyć oczu. Wydaje ci się, że gdzieś z oddali słyszysz sapanie. Po chwili otwierasz oczy, jednak cała sala jest pusta. Leżysz na łóżku odziana w swoje rzeczy. Stwierdzasz że musiało ci się coś przyśnić. Wychodzisz z sypialni, na piętrze nikogo nie ma. Nagle przez cały zamek przechodzi pojedynczy wstrząs, oraz wielki huk. Przed sobą znajdują się schody prowadzące na dół.

***

Angel, Yazz

- Tego nie wygrasz. - Powiedział Yazz, gdy otoczyła ich ciemność. Jednak pomimo tego że nie było widać pomieszczenia, doskonale było widać ich postacie.

- Bitwa umysłów mój drogi, to moja dziedzina.

Iluzja sprawiła że stali na jałowej ziemi. Czerwień tej ziemi sięgała po horyzont. Wielkie słońce już zachodziło, jednak nad nim było jeszcze jedno, mniejsze. To właśnie ono dawało światło. Dwa słońca dawały ogromne ciepło. Yazz zauważył że spływa po nim kropla potu. Chwilę potem następna. Białowłosy wyjął z kieszeni mały, czarny kamyk który emanował filoetową poświatą i rzucił go pomiędzy nich. Kamyk upadł na ziemię, lecz po chwili rozpłynął się i rozciągnął się po cały horyzont. Zrobiło się dużo chłodniej. Ziemia przybrała kolor fioletu. Niebo spowiły chmury koloru krwi, które jednak sekundy później rozproszyły się poza ich pole widzenia. Nad nimi było już tylko błękitne niebo.

- Bitwę powoli czas zacząć. - Powiedział Białowłosy jednocześnie delektując się zapachem świerzego powietrza.

Yamazaki wyciągnął swoją katanę. Wiedział że nie wyjdzie z tego cało. Jego doświadczenie w bitwie umysłów było na poziomie przeciętnym. Nigdy nie walczył z prawdziwym przeciwnikiem w takiej bitwie. Zawsze były tylko treningi. Przypomniał sobie jednak że w takiej bitwie wydarzyć się może wszystko. Ogranicza ich tylko własna wyobraźnia. Co prawda Yamazaki miał ją wybujałą, jednak zawsze pozostawała jedna kwestia. Miał ją ograniczoną. Jeżeli jednak dobrze spamiętał nauki swojego senseia, oraz zajęcia praktyczne, wydarzy się tylko to o czym myśli. Nagle przeszył go dreszcz. "A co jeśli przeciwnik zażyczy sobie demona do pomocy?" Niebo się otworzyło. Tak, zostało wypowiedziane życzenie. Było już za późno na cofnięcie zmian.

Angeal jednak spojrzał na niebo rozmarzonym wzrokiem.

- Widzę że będzie ciekawie. Nie potrafisz kontrolować swoich myśli. To będzie prosta walka, jednak nie potrzebuje uciekać się do takich sztuczek. - Po chwili niebo się zamknęło. Żaden demon nie dostał się na powierzchnie. To było życzenie Angeala.

Yamazaki znów odwołał się do swojej pamięci. Tym razem przypomniał sobie o głównej zasadzie tej bitwy. Jest kolejka życzeń. Można wybrać ich kilka na raz, jednak nikt tego nie robi umyślnie. To dla tego że przeciwnik może wyprzedzić życzenie, a wtedy już nie będzie szans na obronę.

- Przypomnę ci nieco. Moje jedno życzenie, następne twoje. I tak w kółko. - Roześmiał się Angeal, właściwie pewien swojej wygranej.

Tak, to była zasada przetrwania w tej bitwie.

- Zaczynaj. - Powiedział Yazz.

Po chwili w powietrzu zawisła srebrzysta kula, która powoli zaczęła rozpadać się na setki tysięcy innych, mniejszych kul.

Yazz wiedział, że musi sobie zażyczyć tarczę, która wytrzyma uderzenie tylu kul. Jeżeli zażyczy sobie tarczę o mniejszej lub większej wytrzymałości, konsekwencją będzie śmierć. Musi wcelować idealnie, inaczej tarcza będzie zbyt słaba, lub zbyt dziurawa aby go całkowicie obronić. Rozpędzone kule nagle zaczęły sunąć w stronę Yamazakiego...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obserwuję, co się wokół mnie dzieje. Ta maszyna ? Urt chyba ? najwyraźniej nie daje sobie rady, a ten człowiek? Akihito? Tak, dobrze pamiętam? Akihito przechodzi przez znajdujące się niedaleko stąd drzwi. Nadal mnie ogarnia poczucie bezradności? Po chwili jednak, widząc swoją szansę, decyduję się iść za nim.

Nagle kolejne drzwi do tego? pokoju przesłuchań otwierają się. Akurat jestem niemal u progu tych, które chciałem przekroczyć. I od razu spoglądam gniewnie na istotę humanoidalną, która tu wchodzi. Buzują we mnie tak negatywne emocje, że mimowolnie warczę po cichu.

?On? będzie mój!?.

Po chwili pytam tego ?sługusa demonicznego? stanowczo i z nieukrywaną złością:

- Kim jesteś? Gdzie są nasi towarzysze? Mów!

Natychmiast trzymam dłoń na rękojeści miecza, ale go jeszcze nie wyciągam. Wbrew temu, co powiedział sensei, najpierw spróbuję tamtego przekonać perswazyjnie. I najlepiej by było, gdyby mi rzeczowo odpowiedział, inaczej nie ręczę za siebie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

?- CZEMU NIE ODPOWIADASZ? ROZUMIESZ MNIE??

Odpowiedziała mi tylko cisza. Ta maszyna albo nie rozumiała mnie, albo to ja nie potrafiłem zrozumieć jej.

Zwróciłem głowę w stronę organicznego, zamkniętego za taflą zwierciadła. Sensory dalekiego zasięgu z trudem przebijały się przez zakłócenia. Stan tej istoty zdawał się być ciężki.

Wtedy echo-sensory wykryły kolejnego organicznego, który właśnie wszedł do pomieszczenia. Zakra zaczął próby porozumienia się? wbrew wytycznym.

?- UŻYJ MNIE BRACIE. ? odezwał się miotacz ? ZNISZCZMY GO.?

Głos broni wydał mi się słuszny. Sięgnąłem do niej, ale jeszcze nie podniosłem do strzału.

?- TAK! UŻYJ MNIE! POZWÓL MI SPEŁNIĆ WYZNACZONĄ FUNKCJĘ!? ? krzyk maszyny wydawał się być pełen typowo ludzkich emocji. Pragnienie zniszczenia i śmierci. Czy maszyny też są zdolne do uczuć?

?- HMM? CHWILĘ POCZEKAJMY. OPERACJA WYMAGA WIĘCEJ ZMIENNYCH.? ? odpowiedziałem broni i zwróciłem się uważniej w stronę organicznego. Czekałem na jego reakcję.

Informacja dodatkowa ? Rozmowa Urta z maszynami jest raczej nie do zrozumienia dla istot organicznych. To przypomina trochę odgłosy, jakie wydawały swego czasu modemy, pomieszane z czymś na wzór zgrzytów i pikania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Byłem zdziwiony tym, że atak Ivissa miał takie opóźnienie. Potem cała sala treningowa jakby nigdy nic wróciła do swojego dawnego stanu. Zapatrzony, nie zauważyłem obecności dziewczyny, która przemówiła.

"- Podoba się wam tu?"

- Mnie się tutaj nie podoba. Dlaczego czyję się wciąż, jakbym miał ogromnego kaca i na dodatek założony ogranicznik mocy. Co to ma być? I kto lub co nas tutaj sprowadziło, potem zabawiało się w jakieś cholerne "żarciki"? Niby nas uleczono, ale nadal czują jakieś podskórne rany, których nie widać, ale nieźle dają się we znaki. Chciałbym wiedzieć, co się tu wyrabia. Póki mi tego nikt nie powie, nie będzie mi się tutaj podobać - zakończyłem z mocą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...