Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

Sesja Tenchi Fukei

Polecane posty

- Kto ma ten domek, w którym mamy mieszkać? Zaniósłbym swoje rzeczy teraz. A i przy okazji, sorka za zły start. Jestem Kei.

Poczułem się jakbym mówił do ściany. Ten burak z mackami nie raczył mi odpowiedzieć. Po chwili dołączyła do nas reszta ekipy i szliśmy w milczeniu do szkolnej knajpki. Nawet Ikari się do mnie nie odezwał. Może rzeczywiście jestem gburem i powinienem się zmienić? Pomyślałem. Nie... Mogę co najwyżej poudawać miłego chłopca pokroju Ikariego. Myślałem o tym i o innych pierdołach gdy wreszcie doszliśmy do knajpki. Piwko smakowało gorzej niż ścieki... Wtedy macuś zarzucił pomysłem udania się do karczmy poza świątynią. Nie miałem nic lepszego do roboty a skoro Ikari stawia kolejkę to... Trzeba iść. Gdy dotarliśmy na miejsce ujrzałem szyld "#sesja_rpg" Brzmi jak nazwa jakiejś speluny Weszliśmy i niestety miałem rację. Speluna, kilka głośniczków i z każdego leciała inna muzyka, barman spojrzał na mnie zalotnie i powiedział jakiś głupi tekst. Mam nadzieję że chociaż piwko będzie dobre. Poleciała pierwsze kolejeczka, Ikari zażyczył sobie kole... Już wiem czemu się tak obraził o ten zakład... Po wypiciu koli mój skrzydlaty przyjaciel wyszedł z karczmy, chciałem iść za nim ale w końcu piwko jest ważniejsze.

-Stawiam kolejkę moi państwo! - Powiedziałem z radosnym uśmiechem - Postawię następną jeśli ktoś wypije browar szybciej niż ja

Może stawiając im piwko przekonam ich do siebie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po przejściu kilkuset metrów dotarłem do głównej biblioteki. Klucząc wśród regałów z do tej pory przeczytanymi woluminami, doszedłem prawie do celu. W międzyczasie rozglądałem się by sprawdzić, czy aby czasem jakiegoś regału nie przeoczyłem. Mniej więcej w tym czasie spotkałem bibliotekarkę i ta próbując mi pomóc, spytała się, czy może mi w czymś służyć. Nie zdołałem jednak odpowiedzieć, gdyż nagle odezwał się komunikator.

- Urt? – usłyszałem głos Mike’a - Przyszedł do ciebie list. Pozwoliłem sobie go otworzyć. W każdym razie, od dziś będziesz mieszkał wraz ze swoją nową drużyną. Masz się tam stawić do wieczora. Dom znajduje się poza Świątynią. Ma on numer 66. Zanim tam jednak pójdziesz, staw się do mnie. To wszystko.

Patrzyłem jeszcze przez chwilę na zgaszone kontrolki komunikatora, po czym zwróciłem się do bibliotekarki.

- Nie, dziękuję. Muszę już wracać. Życzę miłego dnia.

Odwróciłem się i zacząłem iść normalnym tempem w stronę hangaru 13. W pewnej chwili wydawało mi się, że widziałem kogoś ze skrzydłami idącego wzdłuż równoległego korytarza. Gdy dotarłem wreszcie do swojego już nieaktualnego domu, poszedłem w stronę swojego sektora i po wyciągnięciu swojej starej skrzyni na różne znalezione rzeczy, przechyliłem ją i po wysypaniu jej zawartości na podłogę, zacząłem segregację. Do pudła wrzucałem tylko potrzebne rzeczy, które miałem prawo wynieść z hangaru, jako że należały do mnie. Były to zasadniczo tylko zapasowe moduły energetyczne, średnich rozmiarów urządzenie do ładowania tychże oraz moje ubrania i buty na różne okazje. Pozostałe rzeczy, takie jak resztki mojej maszyny do wytwarzania zastępczych źródeł energii, laser pozytrnowy, separatory elektronowe i części do różnych innych maszyn wrzuciłem do uprzednim zdemontowaniu do kontenera na złom do recyklingu, z którego je powyciągałem wcześniej. Po przerobieniu skrzyni na coś w formie plecaka, przeniosłem się w stronę biura Mike’a i po odstawieniu pakunku, zacząłem czekać na niego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak tylko weszliśmy, to było coraz gorzej. Większosć facetów wyraźnie chciała sie spić, co zaowocowało tylko moim zniesmaczeniem. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że Ikari zwalił na mnie płacenie. Taaak, jak zawsze jest ktos winny to tylko któraś z kobiet, w tym i ja. Albo kola mu uderzyła do głowy. Nie wiem, co oni tam dają...

Niewiele myśląc położyłam owe diamenty koło Ivissa. Niech sie bawią, ale ja potem nie płacę...

Wyszłam z karczmy. Jako kobieta, nie miałam zbyt wielkiej orientacji w terenie, co poskutkowało staniem przez kilka minut i rozglądaniem sie w prawo w lewo, dół i górę. Dopiero mój życzliwy mózg, a raczej ta jego inteligentniejsza połowa podsunęła mi pomysł zapytania o drogę. Natomiast ta z kobiecą dumą stanowczo sie sprzeciwiła. Cholera, już wolę być obleganą przez stado zboczeńców... JA NAPRAWDĘ TO POMYŚLAŁAM?!

Ale najpierw poszłam do Światyni, chociaż trudno było trafić. Musiałam wziąć i spakować rzeczy, żeby się przenieść. Ale nie wiem czemu, te sobie spokojnie stały spakowane w pokoju nr 665. Jakieś czary? Nie mam pytań...

Wzięłam te rzeczy i wyszłam z akademika. Ruszyłam w stronę domu nr 66, uprzednio jeszcze sprawdzajac na jakiejś mapie, gdzie to mniej wiecej jest. Niech szlag trafi te wielkie braki w orientacji... Ale co ja poradzę, że kobietą jestem? Mam tylko nadzieję, że nic mnie nie spotka po drodze, bo ta torba jest cholernie cieżka...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedząc w świetnej melinie o dość intrygującej nazwie Sesja_rpg i popijając dziewiętnaste piwo doszedłem do wniosku, że ten rok wcale nie musi być taki zły. Musimy tylko często wpadać do tej knajpy, chociaż dzieciaki szybko wymiękły i gdzieś się porozłaziły, tylko czteroręki Aloran popijał browar i wyglądał na zadowolonego.

- Idę się odlać, nie? - Oznajmiłem światu jako takiemu i skierowałem się do wyjścia z karczmy. Po drodze machinalnie zgarnąłem jakieś przedmioty, które zostawiła na stoliku ta dziwna dziewczyna, na którą lecą te wszystkie małolaty, a schowawszy je do kieszeni udałem się za winkiel, aby ulżyć pęcherzowi.

- Hyh, ulga - rozradowałem się i już miałem wrócić tam, skąd wyszedłem, gdy do głowy wpadła mi myśl.

Zajdę teraz obadać to nasze nowe lokum, żebym potem - po pijaku - nie musiał go szukać. Czyż nie jestem genialny?

Bez problemu odnalazłem dom numer 66 i stwierdziwszy, że jest wporzo, postanowiłem powrócić do speluny Sesja_rpg.

- Jeszcze tylko jedna rzecz - rzekłem sam do siebie i wydobyłem z kieszeni gruby flamaster. Dorysowałem na tabliczce z numerem domu jeszcze jedną szóstkę, toteż widniały tam teraz trzy - numer szatana!

- Hejaho! - Zakrzyknąłem radośnie i szczęśliwy z tak zabawnego żartu, skierowałem swe kroki na powrót do karczmy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy tylko zaaplikowałem sobie „Czopy 666”, od razu poczułem się nieco lepiej. „Ach, w końcu ból mi minął! Teraz czuję się dobrze!”. Po chwili ból w ogóle ustał. Mało tego, przypomniało mi się wszystko to, co powiedzieli senseiowie. „No, teraz jest mi świetnie! Kagex, dziękuję za taki hojny dar! W nagrodę – mam nadzieję – Martius nic Ci nie zrobi! Chyba, bo ja tam nie wiem, co On sobie myśli…”.

Po pewnym czasie dochodzimy do karczmy zwanej „#Sesja RPG”. „Dziwne… Czy ja kiedyś tutaj byłem? Ech, nie mogę sobie przypomnieć…”. W końcu wchodzimy do środka. Tam panuje jakiś półmrok. Wita nas osoba, zwana ponoć Barmanem, która rzuca jakimś żenującym tekstem do każdego z nas. Pamiętam tylko to, co mi powiedział:

- Słyszałeś, Zakra? Podobno widziano smoka! Jeśli tak dalej pójdzie, to jeszcze Eyrie wykopią!

„Nie rozumiem go… Kim jest ta Eyrie? Bo to chyba kobieta jest… A z tym smokiem to ma rację. Widziano go.”. Gdy tylko o tym myślę, w duchu zanoszę się śmiechem. Ale tylko w duchu.

Mało mnie obchodzi to, czy mi postawią to piwo, czy nie. Bardziej się interesuję tym, co mam postawić Yasei. Tak więc podchodzę do kolejki. Myślę tymczasem, czym dokładnie mogłaby być ta cola i ile powinienem jej kupić. „Yhym… Aha… Coś chyba mam… Nie, a może inaczej? Nie… Dobra.”. Gdy jest już moja kolej, mówię do osoby zwanej tutaj Karczmarzem:

- Poproszę dwie półlitrowe butelki coli.

„Jedna dla Yasei, druga dla mnie na spróbowanie. Chociaż mam tam chyba w pokoju colę, to jednak będę miał więcej do degustacji”, myślę. Wyciągam z łuski z zewnętrznej strony lewej dłoni jakieś oszczędności. „Ech, nie jestem najlepszy w zarabianiu…”. Gdy tylko Karczmarz stawia mi obie butelki, podaje jakąś cenę. Na szczęście pieniądze starczą mi tu w zupełności, albowiem przy sobie nie mam wiele. W końcu dokonuję zapłaty i dziękuję. Potem idę z kolejki. Rozglądam się po karczmie, ale nigdzie nie widzę Yasei. „Co tam, i tak jest harmider, więc nikt nie usłyszy mego krzyku. Zupełnie jak w kosmosie…”.

- Yasei? Yasei! Gdzie jesteś?! – wołam. Po chwili zrezygnowany wychodzę z karczmy. „Pewnie i ona wyszła”, myślę. „Niektórzy też opuścili to pomieszczenie… Na pewno Ikari, bo nigdzie go nie widzę…”. W każdym razie po wyjściu kieruję się do Świątyni. Wchodzę do pokoju numer 665… „666? A skąd ta szóstka się wzięła na miejscu piątki? Dosyć idiotyczne kawały albo co… Ale, nie wiedzieć czemu, coś z deka bardziej mi się podoba… Nie pytać.”. Wchodzę do naszego byłego pokoju, a potem zabieram ze sobą wszelkie rzeczy. Zarówno butelki coli, jak i Kolę Light, którą postawiłem na widoku, pakuję, a potem wychodzę z ekwipunkiem z pokoju.

Potem, razem z tym wszystkim, co taszczę ze sobą, idę po korytarzu, aby wyjść z akademika. „Zaraz, gdzie ja mam właściwie iść? Ta moja orientacja w terenie… No, może na swojej planecie orientuję się świetnie, ale w Świątyni to gubię się nawet na progu drzwi. A to już coś oznacza.”. Po pewnym czasie przechadzania się korytarzem zauważam powieszony na ścianie jakiś plakat. Przystaję na chwilę i go czytam:

- „Żyj wolny albo szklana pułapka”… Tja, ciekawy tytuł filmu.

To dlatego, że na plakacie jest reklama tego filmu. Czytam jego opis, a potem adres strony internetowej, którą warto by było odwiedzić.

„Tja… Byłem w bibliotece nieraz, ale z komputera nie umiem w ogóle korzystać, a co dopiero z Internetu. Zadrapałbym monitor na śmierdź! Albo coś w tym stylu… W każdym razie muszę kiedyś nauczyć się obsługi…”.

Po chwili jednak przypomina mi się, czego ja miałem poszukać. Dopiero potem zauważam obok tego plakatu mapę pobliskiego terenu Świątyni. „Tu jestem… Tu mam być… Zaraz, gdzie <<tu>>? Kurna, nie wiem nawet, jaki numer ma ten dom, w którym od teraz mamy mieszkać!”. Teraz jednak przypomina się, że to był budynek o numerze 66 albo podobnym… Hm… „Dobra, sprawdzę na mapie, gdzie się znajduje to zabudowanie, a potem pójdę za głosem intuicji. Wiele razy się na nią zdawałem. W końcu musi mi się udać…”. Tak więc postanowione: idę do domu numer 66.

Wychodzę z akademika, a potem idę w stronę tego domu. Po drodze nic specjalnego się nie dzieje. Tyle tylko, że mnie lekko suszy w gardle. „Dobra, co tam, zdegustuję się tą colą jeszcze teraz. Albo coś w ten deseń… Nie, inaczej. Teraz się napiję coli. Ale po tym, jak ona wygląda… Litości, jak można coś takiego pić? Ale w końcu musi być ten pierwszy raz…”. Idąc dalej, wyciągam butelkę coli, którą zarezerwowałem dla siebie. Otwieram ją dosyć szybko. Akurat chyba przez natężenie gazu parę(dziesiąt?) kropel mi leci na wszystkie strony świata, w szczególności na mnie. „Kurde! No nic, jeszcze raz…”. Po tym od razu zakręciłem korek. Potem odkręcałem jeszcze raz, ale dosyć powoli. Tym razem na mnie nic nie leci. Przykładam butelkę do paszczy… Otwór od niej jest skierowany w moją stronę… Cola leci do środka… Zaczynam pić… Łyk… Dwa… Trzy… W końcu twierdzę w myślach: „Ta cola jest świetna! Kurde, powinienem kupować ją częściej…”. Wiedząc jednak, że co za dużo, to niezdrowo, zakręcam butelkę z colą, chowam ją z powrotem, a potem tak dalej idę w stronę tamtego domu.

W końcu już docieram do domu numer… 666. Ale widzę, że ta trzecia szóstka jest dorysowana flamastrem albo czymś podobnym… Czyli jestem już na miejscu… „Czyli wreszcie mam swój pierwszy raz! A nie, to było jeszcze kiedyś… No, w każdym razie wreszcie dotarłem na miejsce.”. Wchodzę do środka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aaah, nie ma to jak siedzieć w melinie #sesja_rpg i popijać piwko. Można pośmiać się z barmana, który co rusz wyskakuje zza szafy i krzyczy "Ha-ha, nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji!", można pogadać z Karczmarzem o życiu. Tylko niestety trzeba jeszcze przytachać swoje rzeczy do pokoju 66...No cóż, w drogę. Wyszedłem z meliny i poszedłem do mojego starego pokoju. Jednak ten chód szybko przemienił się w bieg, kiedy sobie coś przypomniałem- te potwory na pewno dowiedziały się już o mojej zemście!! Nie wiadomo co oni teraz tam robią... Szybko dobiegłem do pokoju, kopniakiem otwarłem drzwi i zamarłem. Potwory teraz dopiero odkryły, że ziółka są z prądem! Mam jeszcze szanse uciec!! Szybko wrzucam rzeczy z szafy do torby, zamaszystym ruchem ręki zrzucam z łóżka rzeczy osobiste, po czym wybiegam z pokoju i kieruje się dalej biegiem do pokoju 66.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mając na uwadze wczorajsze doświadczenia powoli sączyłem piwo i obserwowałem, jak Iviss przechyla kufle. Barman od czasu do czasu rzucał jakimś głupawym tekstem. Ktoś powinien mu zmienić repertuar - pomyślałem. Naszych towarzyszy ubywało, widziałem wychodzących Ikariego, Yas i Zakrę. Iakriemu nawet podałem numer mojego domu, bo chciał jak najszybciej zająć się pracą. Nagle Iviss powiedział:

- Idę się odlać, nie? - jak powiedział, tak zrobił. Patrząc na jego plecy pomyślałem, że ma pojemny pęcherz.

Nagle barman rzucił we mnie nożem i zawołał "Oddaj mi mój ulubiony kufel, bandyto". Przecież niczego mu nie zabrałem. Tego było już za wiele. Wypiłem resztkę piwa i opuściłem tą wątpliwej reputacji knajpę. Kierując się cały czas w prawo po chwili doszedłem przed mój przytulny cichy i spokojny domek. Teraz już na pewno nie będzie tu tak przytulnie, a tym bardziej cicho i spokojnie. HJuż teraz z pierwszego piętra dobiegały jakieś walenia i hałasy - znak, że Ikari rozpoczął pracę. Wszedłem do środka, zajrzałem do kuchni i przywitałem się z Mai. Potem poszedłem na poddasze, gdzie znajdował się pokój, w którym chciałem zakwaterować Yas. Z zadowoleniem stwierdziłem, że Ikari nie próżnował i sporządził dla niej solidny zamek. Zszedłem z powrotem na parter. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnąłem klucz od mojego pokoju, otworzyłem drzwi, zajrzałem. Stwierdziłem że nikt tutaj na szczęście nie wchodził. Starannie przekręciłem klucz w zamku, schowałem go i udałem się na pierwsze piętro, do pracowni którą zajął Ikari. Zastanawiam się skąd on wiedział, że ten pokój będzie jego pracownią. I nad ważniejszym pytaniem: Skąd ja wiedziałrm, że on będzie tam pracował i po co taką pracownię w moim domu zrobiłem? Szybko zarzuciłem próby odpowiedzi na to pytanie. Wszedłem do pracowni i zwróciłem się do Ikariego:

- Mógłbyś dać mi klucz od pokoju na górze? Dzięki, że zrobiłeś ten zamek. Ja w sprawach technicznych jestem do niczego - rozłożyłem moje czworo rąk.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- HD4 do tego... Tu przyspawać... Teraz opornik... Cholera, nie... Opornik tutaj... Projektor pod kątem 45 stopni... Lampa holograficzna... – mówiłem do siebie, jak zawsze podczas pracy.

Teraz, gdy przede mną leżał układ scalony, serce DTS, nic nie mogło wyrwać mnie z transu. Ale ktoś musiał sobie przyjść do MOJEGO pokoju.... Odwróciłem się gwałtownie, gdy drzwi zostały uchylone. Zdjąłem gogle z oczu i przyjrzałem się osobnikowi.

- O, cześć, Aloran. Mówiłeś coś? Przepraszam ale nie słyszałem... O, masz tutaj klucz do drzwi na poddasze. Oddaj go Yas, dobrze? Ja jakoś nie mam odwagi do niej podejść po dzisiejszym dniu - wyjąłem niewielki kluczyk z kieszeni i wręczyłem współlokatorowi - A i nie martw się, to jedyny egzemplarz. Nie pozwól nikomu położyć na nim łap, zanim Yasei go nie dostanie, ok? A teraz wrócę do pracy...

Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Wkrótce jednak zaczęły boleć mnie kości. Musiałem się rozprostować. Poza tym w warsztacie zrobiło się dość duszno... Otworzyłem okno i wyjrzałem na zewnątrz. Odetchnąłem pełną piersią, wdychając świeże, wieczorne powietrze. Po chwili namysłu postanowiłem przy okazji potrenować. Wyskoczyłem na zewnątrz i rozprostowałem skrzydła. Złapałem siłę nośną i poszybowałem lotem koszącym ponad domami. Silnymi uderzeniami skrzydeł wzbiłem się wyżej i zatoczyłem koło. Zawróciłem w stronę pokoju. Stanąłem stopami na parapecie i składając skrzydła wśliznąłem się do środka. Lot trwał niecałą minutę. Dyszałem. W tym wieku jest to wysiłek porównywalny z długim, wyczerpującym biegiem...

Zmęczony na ciele, ale wypoczęty mentalnie zabieram się z powrotem za DTS.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Urt:

Siedzisz w pracowni Mike'a i czekasz na niego. Po chwili on wchodzi i siada na swoim fotelu.

- Widzisz Urt. Wszystko doszło do takiego momentu że musimy się rozstać. Jednak, wierze że sobie poradzisz na swoich prawdziwych misjach. Musisz się dużo uczyć i kształtować swój charakter. - Widzisz że Mike'owi pojawiają się łzy w kącikach oczu. Jednak on kontynuuje.

- Idź już Urt. Nie mogę się rozkleić. - Powiedział i wymusił na sobie uśmiech.

- Zawsze kiedy jesteś w pobliżu wpadaj do mnie. I pamiętaj o konserwacji części mechanicznych... Powodzenia.

Po tych słowach podchodzi do ciebie i ściska cię w geście przyjaźni. Odprowadza cię do drzwi i wypuszcza na zewnątrz.

Kierujesz swoje kroki ku domowi numer 66. Jako że w swojej bazie danych masz zapisane współrzędne tego miejsca, ruszasz tam szybkim krokiem.

Akihito:

Wybiegasz z pokoju i słyszysz krzyk. Potem drugi i chwilę potem trzeci. To twoi poprzedni współlokatorzy. Domyślasz się że wszyscy spróbowali wywaru z twojego moczu. Zaczynasz uciekać. Słyszysz że za tobą z hukiem otwierają się drzwi. Przez nie wypadają uczniowie którym zrobiłeś kawał. Słyszysz że coś krzyczą, ty jednak przyśpieszasz. Po chwili któryś u uczniów widzący pościg podstawił ci nogę. Efektownie się wywracasz. Widzisz że są już dosłownie kilka kroków za tobą, już prawie cię mają. Nie myśląc ani trochę wybierasz drogę ucieczki, jest nim otwarte okno. Podrywasz się i wyskakujesz przez nie. Za oknem rosło drzewo. Fartem udało ci się złapać gałęzi. Potwory krzyczą coś do ciebie i po chwili odbiegają od okna. Domyślasz się że chcą cię złapać. Jednak jesteś sprytniejszy, przecież jesteś człowiekiem. Bujasz się na gałęzi i efektownie się wybijasz w powietrze, jednak twoja noga zawadza o gałąź i efektownie spadasz na mordę.

Podnosisz się jednak szybko i biegniesz w stronę miasteczka. Na miejscu zauważasz że plejada potworów wchodzi do jakiegoś domu. Zgadujesz że to właśnie twoi nowi znajomi, więc podchodzisz do domu i spoglądasz na numer.

66 i 6 – To tu. Wchodzisz do środka.

Yasei

Po drodze nie widzisz żadnych przeszkód. Po kilku minutach jesteś na miejscu. Wciągasz się wraz ze swoją torbą do środka. Zostałaś mile powitana przez osoby które już są w środku. Aloran wręczył ci klucz do twego pokoju i objaśnił poszczególne części budynku. Postanowiłaś chwilę odpocząć więc usiadałaś na swojej torbie w głównym pokoju.

Kei & Iviss.

Po powrocie Ivissa do #sesji_rpg jesteście tam tylko we dwoje. Kei rzuca genialnym pomysłem kupienia kilkuset browców i wypicie ich na łóżkach w pokoju. Karczmarz nie chce wam sprzedać piwa, więc odchodzicie od lady się naradzić. W międzyczasie do karczmy przybywa anioł ze znakiem „@” nad głową. Mieliście wrażenie że bardzo dobrze go znacie, więc powiedzieliście mu o wszystkim. Osobnik ten uśmiechnął się, wszedł za ladę wziął rozmach i kopnął w tyłek Karczmarza, i ten zniknął. Anioł dał wam kilkanaście krat z piwem i odebrał zapłatę. Po tym incydencie wyszliście obładowani kilkoma setkami litrów piwa. Zadowoleni zmierzacie w stronę domu. Po chwili jesteście na miejscu, kopniakiem otwieracie drzwi i wchodzicie do środka.

Wszyscy

Kei i Iviss taszczą browary i stawiają je w pokoju głównym. Ikari w końcu zszedł na dół, twierdził że przeszkadza mu hałas. Po chwili wchodzą do środka Akihito i Urt. W tym samym momencie do pokoju wkracza Mai.

- Witajcie... Jestem... Mai. - Powiedziała trochę stremowana dziewczyna. Wszyscy na nią spoglądacie z ciekawością.

- Z polecenia dyrektora... Mam dołączyć do waszej drużyny... Również będę z wami mieszkać... Proszę, bądźcie dla mnie mili... Jestem całkiem nowa... - Głos dziewczyny zaczął drżeć. Nerwowo poruszała palcami u rąk. Spojrzała na Ivissa który stał oparty o klatki z piwem. Otworzyła szeroko oczy, dopadła do piwa i zarządziła imprezę integracyjną. Po chwili dziewczyna się rozkręciła i postanowiła się zapoznać ze wszystkimi. Mai podeszła do Ivissa i uśmiechnęła się szeroko, mrugnęła również okiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po wysłuchaniu słów Mike’a skinąłem lekko głową i chwyciłem za swój improwizowany plecak. Podniosłem go i założyłem na plecy. Ładunek nie był duży, ale mimo wszystko wyglądałem trochę tak, jak wyglądali ludzie z obrazków traktujących o wycieczkach. Aktywowałem schematy Świątyni i po chwili zacząłem iść według współrzędnych do budynku nr 66. Idąc w stronę schodów, przeszedłem obok grupki istot, które z wyraźną złością odchodziły od okna. Po przejściu kilku krętych korytarzy i zejściu schodami kilka pięter w dół, zacząłem iść w stronę wyjścia. Nagle usłyszałem znajomy głos, który wydobywał się gdzieś niedaleko.

- Błagam... może wie pani, gdzie znajdę pomieszczenia sektora V?

- Niestety nie wiem. Przykro mi... sama szukam sal w sektorze N... już prawie dziesięć godzin ich szukam...

Podszedłem do rozmawiających. Ten z rybią łuską odwrócił się w moją stronę i zaczął patrzeć mi w twarz. Z kącików jego oczu wydobywały się krople wody... łzy. Uniosłem lekko rękę i wskazałem na windę, po czym powiedziałem.

- Sektor V. Windą na siódme piętro, do końca środkowego korytarza i w lewo. Sektor N. Windą na szóste piętro, do końca prawego korytarza, na rozstaju w lewo i po trzecim rozstaju w prawo.

Po tych słowach opuściłem rękę i zwróciłem się w kierunku wyjścia. Po kilkunastu minutach miarowego chodu trafiłem przed budynek z napisem 66. Wszedłem do środka. Budynek ten zawierał wiele pomieszczeń. Moja pamięć odtworzyła schemat budynku w celu znalezienia optymalnego miejsca. Schemat uwzględniał pomieszczenia żywieniowe, sanitarne, mieszkalne... i pomieszczenie warsztatowe. Skierowałem swoje kroki do warsztatu. Po kilku chwilach byłem na miejscu. Otworzyłem drzwi i stanąłem w progu. Na miejscu był ten, który zwał się Ikarim. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Było tam sporo wolnego miejsca. Nie było łóżka. Poszedłem w pusty narożnik i odstawiłem tam swój drewniany „plecak”, po czym zacząłem wyjmować z niego moje rzeczy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hejaho, pomyślałem, a szeroki banan wystąpił na moją szczerą, słowiańską twarz.

Nie dość, że mamy mnóstwo browaru, to jeszcze jest gdzie mieszkać, a i jakiś fajny lachon coś do mnie mrugał i ten teges.

- Hejo, bejbe - rzuciłem, przybierając minę Antonio Banderasa albo innego Lovelasa z Lasa. - Jestem Iviss i tak możesz się do mnie zwracać, nie pytaj dlaczego.

Złapałem za browca i opróżniłem go trzema szybkimi łykami, wyrzucając puszkę przez ramię.

- To co, dzieciaki, trza was chyba zdeka rozruszać! - Oznajmiłem. - Macie tu jakąś muzę?

Rzuciłem okiem na sprzęty, którymi dysponowała chata czterorękiego i znalazłszy odtwarzacz audio, zapuściłem coś z repertuaru "Najtłysza". Wspaniałe dźwięki już po chwili przepełniły cały dom.

Wysączyłem następnego browca.

- Jutro misja, ludzie! - Zakrzyknąłem radośnie i spontanicznie. - Nie można iść na misję nie bawiąc się przed nią, bo - kto wie? - może któreś z nas tam zginie i już nigdy się nie zabawi!

Złapałem lachona i ruszyliśmy w tany.

Może ten rok nie będzie wcale aż taki zły?

- Hejahooo!!!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No świetnie... Teraz będą sobie balować?! I jak ja ma pracować w takim hałasie?

Zszedłem na dół, by zobaczyć, co się dzieje. No tak... Wszyscy wrócili. I na dodatek planują jakąś wyuzdaną zabawę z piwkiem i tą dziewczyną. O nieeee... Ja wracam na górę. Muszę udźwiękoszczelnić drzwi, bo nie wytrzymam z tą bandą po nocach...

Szybko zasuwam do góry i powoli składam DTS. W takiej sytuacji lepiej zajmę się czymś lżejszym, bo mogę coś spieprzyć. Postanowiłem przeczyścić broń, skoro mam jutro iść na misję.

Po kilku chwilach mój spokój znów został zburzony brutalnie. Do warsztatu wszedł... Weszła ta maszyna. To ona też tu będzie mieszkać? Hej... Ona się tu rozgaszacza, jak u siebie?! Co jest?!

- Eee... Przepraszam bardzo ale ten pokój jest już zarezerwowany... Niestety ja tu będę spał. Jestem pewien, że inni pozwolą ci spać we wspólnym. A tak przy okazji, jestem Ikari. A ty? O, ma do ciebie pytania. Czym jesteś? Cyborgiem, czy androidem? Dla uproszczenia: posiadasz organiczny umysł, czy procesor, który pełni jego funkcję? Druga rzecz: dlaczego dałeś mi te diamenty, skoro nawet mnie nie znałeś? Trzecia: o co chodzi z tym łącznościowcem? Mam wrażenie, że nikt mi nie powie... Ach i jeśli mogę o coś prosić, pomożesz mi przenieść tutaj łóżko?

Dziwnie było prosić go o przysługę, mimo iż prze chwilą wyrzucałem go stąd... Ech...

- No dobra, za to będziesz mógł tu mieszkać ale, jak będziesz się ruszał, gdy ja w nocy będę pracował, to się pogniewam – śmieję się cicho.

W ten sposób chciałem też sprawdzić, czy jego programowanie obejmowało poczucie humoru... Ale tego oznak muszę szukać gdzie indziej niż na twarzy, bo ta najwyraźniej nie jest wyposażona w mięśnie mimiczne. Albo są nieaktywne... Lub nieużywane.

Hmmm...

- Jak będziesz potrzebował pomocy w naprawach, czy konserwacji, zgłoś się do mnie. I tak pewnie będę naprawiał wszystko w tym cyrku na kółkach, więc równie dobrze mogę zająć się twoimi trybami. Wystarczy słowo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stoję nieruchomo słuchając kolejnych słów Ikariego. Niektóre z nich nie pasują do tonu głosu, jakim posługuje się ów istota. Pierwsze co zrobiłem po wyjęciu rzeczy z „plecaka” podszedłem do łóżka i przez chwilę czekałem na Ikariego. Po chwili przenieśliśmy łóżko. Gdy skończyliśmy przenoszenie łóżka, wróciłem do swojego kąta. Dopiero po podłączeniu generatora elementarnego, załadowania do niego zapasowych modułów i przełożeniu zapasowych ubrań odezwałem się.

- Jestem Urt i jestem maszyną. Specjaliści ze Świątyni uznali, że jestem „nieznaną formą androida”. Nie wiem, czym dokładnie jest mój umysł. W zbrojowni usłyszałem, że idziecie się napić, więc zgodnie z zasadami właściwego zachowania i zacieśniania więzi postanowiłem okazać coś, co wy zwiecie „dobrą wolą”. Z tego powodu dałem ci te kryształy abyś mógł zapłacić nimi za przyjaciół. Wybór był chyba przypadkowy. Nie wiem. Może... nie wiem. – po krótkiej chwili ciszy zacząłem dalej odpowiadać – Kazano nam wybrać jedną osobę, która zajmowałaby się przekazywaniem informacji pomiędzy bazą i członkami grupy, oraz pomiędzy samymi jej członkami... I dziękuję za propozycję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dzięki, Urt – powiedziałem, gdy już wnieśliśmy łóżko do pokoju.

Zacząłem wysłuchiwać jego odpowiedzi z zainteresowaniem. W umyśle sporządzałem notatki. Intrygujący osobnik... Więc nie stworzono go tutaj... Możliwe, że sam tego nie wie, gdzie dokładnie. Albo oprogramowanie blokuje te elementy jego pamięci...

Cały stan zamyślenia przerwała informacja o łącznościowcu.

- Więc to o to chodzi... - zacząłem - I ta osoba zapewne będzie całkowicie odcięta od walki... Teraz rozumiem, dlaczego nikt się też nie zgłosił.

Zmarszczyłem brwi. Podszedłem do okna, przez które jeszcze niedawno wyleciałem na zewnątrz.

- Jestem jedynym technikiem w drużynie... - kontynuowałem - Nikt oprócz mnie chyba nie zna się na tych sprawach... Jeśli sprzęt się popsuje trzeba będzie w warunkach polowych, czasem nawet pod ostrzałem dokonać szybkich napraw... Niech to szlag! Wszystko wskazuje na mnie... Ale ja nie chcę nim być...

Zacisnąłem dłoń w pięść. Zamknąłem oczy. Nie chcę... Ale jeśli ja tego nie zrobię, to kto?

- Urt – moje oczy zapłonęły nadzieją – Posiadasz kwalifikacje do tego zadania? Mógłbyś się go podjąć? Chciałbyś to zrobić? – zapytałem.

Zakra i Yasei prawdopodobnie nie znają się na tych sprawach. To samo chyba dotyczy też Alorana... Kei nie umie odróżnić obcęgów od kombinerek... Zostaje Iviss... Wątpię, żeby ten się na czymś takim znał.

A człowiekowi nie zaufam z taką sprawą za nic w świecie.

Dlatego zostaliśmy tylko my. Ja i Urt. Jedno z nas pewnie będzie musiało przyjąć to na siebie. Raaaanyyyy... Co ja bym dał, żeby ktoś się zgłosił! Ale z drugiej strony... Jeśli będzie to nieodpowiednia osoba, to cała drużyna jest narażona...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Analizując informacje z podręczników i słowa Ikariego przez chwilę stałem w milczeniu. W tej sytuacji wymagane było, aby jednak odpowiedział. Nie mając pełnych informacji o reszcie zespołu, nie mogłem określić najlepszego kandydata. Jedyne informacje na tyle pełne, na ile to możliwe, miałem tylko na swój temat. Prawdopodobnie byłbym dobrym kandydatem, gdyby nie mój nowo odkryty problem. Jego wystąpienie w czasie misji i niemożność zaradzenia mu mogłaby zabić cały zaspół... Ikari czekał na moją odpowiedź. Musiałem mu odpowiedzieć.

- Przykro mi, ale nie mogę podjąć się tej funkcji. Przynajmniej nie teraz. Muszę... coś wyjaśnić... coś zrozumieć. Nie mogę, pomimo tego, że to nawet bardziej by mi odpowiadało... Osobnik odpowiedzialny za łączność często musi trzymać się poza polem bitwy. Nie musi stosować siły aby zapewnić zwycięstwo swoim sprzymierzeńcom. To stanowisko byłoby dla mnie idealne, ale... nie mogę...

Na chwilę zamilkłem. Przez cały ten czas od kiedy wyszedłem ze zbrojowni, nawet podczas mówienia, starałem się wychwycić algorytm który mógłby być powodem tamtego zachowania egzozbroi, ale wciąż niczego nie wychwyciłem.

- Do pełnienia roli łącznościowca najlepiej nadają się osobnicy, którzy nie wdają się bezpośrednio w walkę, tacy jak dowódcy taktyczni, albo też osobnicy, którzy preferują walkę na odległość, tacy jak artylerzyści, czy też snajperzy.

Po tych słowach podszedłem do skrzyni z ubraniami, po czym usiadłem na niej zaraz po jej zamknięciu. Muszę zrozumieć. Muszę wiedzieć, czy to, że rozmawiam z maszynami może stanowić zagrożenie dla życia innych istot. Czy ja sam mogę stać się niebezpieczny, jeśli wtedy nie wystąpił żaden błąd? Muszę się tego dowiedzieć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzę jak wszyscy wychodzą. Yasei, Ikari, Smoczek, wychodzili aż w końcu zostałem sam z Ivssem.

-Sta... Sta... Staarryyy... Co <czka>... - Pokiwałem głową - Stary, co będziemy <czka>... Sami jak te łosie pić. Ku <czka>uuuupmy na - Strzeliłem sobie płaskiego na twarz, nigdy tak szybko nie odpadałem. Chwilka skupienia i już znów mogłem mówić - Kupmy na wynos i zrobimy imprezę w domu.

Po tych trudnych słowach poszliśmy do Karczmarza.

-Panie kapitanie! Dawaj pan ile się tylko piwa za to da!

Wybraliśmy z Ivissem całą kasę z naszych kieszeni i położyliśmy na ladzie. Karczmarz przytoczył słynny we wszechświecie tekst "Nietrzeźwym browaku nie sprzedajemy!" Wraz z Ivissem zaczęliśmy knuć plany rodem z Miszyn Impasibul o tym jak wykraść płynne słoto zwane browarem. Gdy już ustaliliśmy kto zajmie Karczmarza a kto spuści się z sufitu i wykradnie piwko, drzwi sesji otworzyły się. Wszedł przez nie skrzydlaty jegomość z wielkim kapslem od browara nad głową. Miałem wrażenie jakbym znał go całe życie. To pewnie ten legendarny mistrz stworzyciel wszechświata, Kagex... pomyślałem. Opowiedziałem mu o złym Karczmarzu i o tym jak to mieliśmy go w kosmicznym stylu wykiwać. On jednak bez słowa przeszedł przez ladę, wykopał tego... Tego kogoś zza lady i wydał nam piwa tyle, ile można było za tę kwotę dostać. Obładowani hektolitrami browara i bez grosza przy duszy ruszyliśmy radośnie do do domu 66. Gdy dotarliśmy w miejsce gdzie miał znajdować się nasz dom stało się coś dziwnego. Nie było go! Zamiast niego stał tam dom 666.

-IVISS! STARY! PODPROWADZILI NAM CHAŁUPĘ! - krzyczałem jak oszalały - CO MY TERAZ ZROBIMY?!?

Iviss jednak niezrażony wykopał drzwi i wszedł, ja za nim. Wnieśliśmy piwo i wzięliśmy się do picia. Jakaś lasencja zaczęła coś do nas gadać. Zrozumiałem tylko, że to Mai, że jest niezłą laską i leci na mnie. Nieśmiała sexbomba podeszła do piwa i zarządziła imprezkę integracyjną. Iviss zapuścił muzę i wspólnie zaczęliśmy wywijać akrobacje. Brakowało mi tu jednak Ikariego, w końcu to mój najlepszy przyjaciel... Wdrapałem się na wieeeeelkie schody i wszedłem do otwartego pokoju, z którego dobiegała rozmowa. Wszedłem i nie zważając na to, że przerywam konwersacje rzekłem:

-Ikari... - powiedziałem podchmielony, ledwie trzymający się na nogach i z butelką browara, która właśnie wypadła mi z ręki - wiesz stary, że cię kocham. Skończ te smęty i chodź się z nami bawić. Laseczki są gorące, browar zimny i gra muzyka. - powiedziałem i zacząłem spijać piwko z idealnie czystej białej podłogi - co się ma nam browar marnować, nie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko byłoby nawet pięknie, gdyby nie to, że na terenie pojawiła się konkurencja... W dodatku ładniejsza ode mnie, w co raczej nie wątpiłam i lubiąca pić. Czyli jestem pierwsza do wykopania mnie z domu, bo nie baluję... Ech, czekać tylko, aż ta się puści nachlana...

- Żałosne... - mruknęłam do siebie, wstając.

Wzięłam torbę i zaczęłam ją tachać na górę. Gdzieś koło mnie przeleciał ten tam Kei, znaczy ten z jednym skrzydłem. Szczęściem, że Aloran dał mi klucz do zamka... Teraz to go trzeba pilnować. A niech no tylko spróbują mi wcisnąć tą pannę, to od razu sięstamtąd wynoszę i wracam do akademika...

Tachanie dość mnie zmęczyło, więc na piętrze postanowiłam chwilkę odpocząć. I w tej chwili usłyszała tekst podchmielonego jednoskrzydłowego:

- Ikari... Wiesz stary, że cię kocham.

W tym momencie nawet nie słyszałam dalej. Ten tekst spowodował u mnie głupawkę smiechową przez jakieś kilka chwil. Zaraz zajrzałam do tamtego pokoju, z usmiechem i zaraz znowu mi sie chciało dostać głupawki. Kei zlizywał piwo z podłogi, a Ikari i ta puszka nie mieli miłych min. Żeby w ogóle puszka miała jakąś mine, a Ikary był dość skonsternowany. Może mu pomogę?

- Przepraszam panów - zaczęłam. - Moja torba jest bardzo ciężka, a ja potrzebuję ją zanieść na górę... Pomoże mi ktoś?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cudnie... Więc jednak ja będę musiał się tym zająć. Co ja takiego zrobiłem? Jedno zabójstwo, w dodatku w samoobronie chyba nie usprawiedliwia tego wszystkiego? Ręce mi opadły.

- No dobra... Jutro ja się zgłoszę...

Powiedziałem zrezygnowany i już miałem sobie usiąść, by przystąpić do czyszczenia Shiroin, gdy do pokoju wszedł... Nie... Wpadł... Nie, to też złe słowo... WTOCZYŁ się Kei.

- Ikari... – butelka wyśliznęła mu się z dłoni spadając na podłogę. Potłukła się w drobne kawałki. Na podłodze utworzyła się kałuża piwa... Na podłodze... Na podłodze w MOIM pokoju! - Wiesz stary, że cię kocham. Skończ te smęty i chodź się z nami bawić. Laseczki są gorące, browar zimny i gra muzyka – padł na kolana i począ... ZLIZYWAĆ PIWO Z PODŁOGI?!

Zagotowało się we mnie. Postąpiłem krok w jego kierunku... Zaraz! On jest pijany przecież! Co ja chcę od biedaka? Uff... blisko było, Kei. Ale pozostał problem ‘zaproszenia’ na dół...

Sytuację niespodziewanie uratowała Yasei.

- Przepraszam panów. Moja torba jest bardzo ciężka, a ja potrzebuję ją zanieść na górę... Pomoże mi ktoś?

Jej słowa były wybawieniem.

- Już idę, Yasei! – powiedziałem bez namysłu i ominąłem zlizującego alkohol z podłogi Kei’a...

Szybko ale kulturalnie chwyciłem jej torbę... Nie była aż tak ciężka. Choć dla niej mogła być, w końcu Avianie są z natury silni.

- Emmm... Tak... Eee... – zacząłem dukać... Co ja wyprawiam!? Jeszcze niedawno bałem się jej w oczy spojrzeć! Ale teraz nie ma już odwrotu. Jedyna reakcja, na jaką byłem mogłem się zdobyć, to krótkie słowa połączone z silnym rumieńcem na twarzy – Idź... Przodem, proszę... – wypowiedziałem i uśmiechnąłem się.

Rany, ale musiałem durnie wyglądać...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krótki czas po wejściu do domu Alorana zauważam, że Kei i Iviss też wchodzą, również taszcząc ze sobą masę piwa. Stawiają je w pokoju głównym. „Heh, pewnie i tak to gorszy napój niż cola…”, myślę. Potem do środka wchodzą jeszcze tamten Ziemianin oraz Urt. A potem, co jest dla mnie niezłym zaskoczeniem, wchodzi kolejna przedstawicielka płci żeńskiej. „Te jej dosyć długie, niebieskie włosy, błękitne oczy i w ogóle wygląd… Kolejna ładna dziewczyna, jak na rasę inną niż moja. No, ale w końcu Yasei też mi się nieco podoba… A może i bardziej? Nie wiem, będę musiał między nimi dwoma wybrać… albo nie wybierać w ogóle.”. W każdym bądź razie ta dziewczyna przedstawia się jako Mai i mówi, że dołącza do nas i będzie z nami mieszkać. No i jakąś imprezę integracyjną zarządza albo co… „Cóż, wypadałoby nie odstawać od innych. Przynajmniej za bardzo.”. Jak widać, Iviss jako pierwszy bez żadnego trudu „zaczaił” to wszystko, i to do końca – co mnie się nie udaje zbytnio – więc zapuścił muzykę. Gdy tylko jej głośność ogarnia cały dom, zakrywam… no… to, czym słyszę. „Kurde, głośno jak cholera! Zaraz mu powiem, by ściszył albo co, bo chyba nie wytrzymam! Ciekawe swoją drogą, że potrafi takie coś znieść bez żadnych problemów… Ba, nawet bawić się! A, no i muzyka całkiem niezła…”.

Słyszę w tym hałasie słowa Ivissa. „Właśnie… Ma w całości rację… Jutro misja, możemy zginąć, więc dzisiaj należy się zabawić… Ale z tak głośną muzyką chyba długo nie zabawię na tej imprezie. Ale… No tak, cola. Tylko co da się z nią coś zrobić… Piwo, zabawa… Mam plan! Najpierw…”. Czym prędzej wraz ze swoim ekwipunkiem biegnę po domu, by znaleźć Alorana.

- ALORAN!!! – krzyczę, starając się… jak to powiedzieć… przekrzyczeć muzykę, tak głośno jest puszczana. „Wiem z <<Przewodnika po Świątyni>>, że aby dostać się do któregoś z pokoi, potrzeba klucza. Nie mam go, a Aloran jest – a raczej chyba był – panem tego domu, więc…". W końcu udaje mi się go jakimś cudem znaleźć. Pytam się wtedy:

- Aloran, dobrze, że jesteś. Mógłbyś mi podać klucz do jakiegoś pokoju, najlepiej jednoosobowego?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sytuacja robiła sie coraz bardziej miła. Ikari od razu zaoferował się z pomocą, jak na kulturalnego mężczyznę przystało. A Zakra, zamiast mi pomóc, to jeszcze się tam gdzieś szlajał... Oj, ja to sobie zapamiętam...

Problem jednak wynikał z zachowania Ikariego. Otóż, biedak zrobił się czerwony i poprosił, żebym poszła przodem... Co mu sie stało, nieśmiały, czy jak? Inna sprawa, że rumieniec mu nie pasuje...

- No dobra... Chodź, Ikari...

Jeszcze mi będzie dziękował za wybawienie z trudnej sytuacji... Poszłam na górę, patrząc, czy on też idzie i dopiero zatrzymałam sie przed pokojem z zamkiem. Ale jeszcze nie weszłam. Stanęłam tylko obok drzwi i uśmiechnęłam się.

- Ikari... Co się dzieje? Boisz sie mnie? - zapytałam.

Zaraz miałam ochotę spalic się ze wstydu... Czy ja naprawdę coś takiego powiedziałam?! Rany... Uśmiechnęłam się niepewnie.

- Eee... Znaczy sie... Nie musisz mówic, jak nie chcesz...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miotałem się bezsilnie po domu. Za jakie grzechy, pytam? Za jakie grzechy zwaliła mi się na głowę ta hałastra? W moim pięknym domku panoszy się jakaś banda - myślałem rozgorączkowany. I jeszcze ten cholerny Najtłysz. Co mnie podkusiło żeby go zarzucać na wieżę rano? Przecież serdecznie go nie znoszę! Przechodząc obok pracowni Ikariego zobaczyłem paskudzącego na moją podłogę tego kalekę z jednym skrzydłem. Tego było za wiele - zbiegłem na dół. Niespodziewanie wpadł na mnie Zakra. Zatoczyłem się do tyłu, a przed oczami zobaczyłem tysiące gwiazd. Smokowaty ruszał ustami, ale przez ten piekielny hałas nie słyszałem słów. Nagle do głowy wpadła mi genialna myśl. Szybko skierowałem się w stronę drzwi wejściowych, lekko stanąłem na palcach i... wykręciłem korki. Zapanowała cisza jak makiem zasiał. W uszach aż dzwoniło. Wróciłem do Zakry i nie zważając na jego rozdziawioną gębę i lekko zszokowany wzrok spytałem:

- Co mówiłeś? W tym hałasie niczego nie słyszałem.

Swoją drogą muszę pomyśleć nad regulaminem korzystania z MOJEGO domu. Nigdy imprez nie urządzam u siebie, tylko wpraszam się do innych. To dużo wygodniejsze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaprosiłem Ikariego na imprezkę a tu ZONK. Przyszła ta laseczka Yasei i mi go gdzieś zabrała... Zlizałem piwko do końca i powiedziałem do blaszaka:

-Ej, koleś. Fajne masz dredy... Chodź ze mną na dół, walniemy po piwku. Może nawet ktoś ma trawę dla Ciebie.

Po tych słowach wytoczyłem się z warsztatu i stoczyłem się po schodach. Wziąłem kolejne piwko podszedłem do Mei i Ivissa, odepchnąłem go z radosnym okrzykiem "ODBIJAMY!" złapałem Mei i ruszyłem w plons.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No tak... WYGLĄDAŁEM durnie. Próbowałem się opanować po drodze ale jakoś ciężko mi szło.

I wtedy padło pytanie. TO pytanie.

- Ikari... Co się dzieje? Boisz sie mnie?

Zamarłem. Wytrzeszczyłem oczy.

- Nie, to nie tak! Po prostu głupio mi przez tamtą sytuację i... no... – zacząłem paplać bez sensu.

Zdawało mi się, że powiedziałem to wystarczająco głośno... Ale chyba muzyka to zagłuszyła.

- Eee... Znaczy sie... Nie musisz mówic, jak nie chcesz... – dorzuciła po chwili.

- Ale... Nie, no ja się nie boję, tylko po prostu się wstydzę po tamtym wydarzeniu w zbrojowni... Rozumiesz chyba... – mówię już wyraźniej.

Powoli zaczynam panować nad sobą. Czuję, jak rumieniec znika z mojej twarzy. Ufff...

Oddychając spokojniej podszedłem pod jej drzwi.

- Sprawdź, czy zamek dobrze chodzi... To znaczy... – kurka, przecież ona nie wie, kto go zrobił! – Jakby coś było z nim nie tak, to ktoś może ci się wczołgać do pokoju i zwymiotować na podłogę... – krzywię się – Czeka mnie sprzątanie, bo Mai nie będzie w stanie tego zrobić... Czy oni przestaną dzisiaj? Uszy więdną... Echhhh...

Dopiero zauważyłem, że gadam za dużo...

- Eeee... Tak... – dorzucam żałośnie na koniec.

I wtedy nastała cisza. Przyjemna dla ucha cisza. Co prawda zrobiło się też trochę ciemno ale nie aż tak, by to przeszkadzało za bardzo. No ciekawe tylko, czy Yas trafi kluczem w zamek, bo ja go właściwie... Nie widzę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tamtą kwestię wypowiadam bez większego przekonania, ponieważ, jak widzę, Aloran jest nieco oszołomiony. Gdy ten się już „budzi”, a to następuje bardzo szybko, idzie do drzwi wejściowych, staje lekko na palcach i coś tam robi. „Gdybym tylko wiedział, co on takiego robi dokładnie…”, myślę. W każdym razie po tym panuje cisza. „Kurde, niezłe! Ale mógł chociaż sprawić, by muzyka się ściszyła, ta była niczego sobie…”. Stoję odrobinę zszokowany tym zdarzeniem i spoglądam na wracającego Alorana. Tym niemniej zachowuję jako taki spokój.

- Co mówiłeś? W tym hałasie niczego nie słyszałem - mówi czteroręki.

„No tak…”.

- Po prostu chciałem się wprowadzić do jednego z pokoi w twoim domu – odpowiadam trochę szybko. – Mógłbyś mi podać klucz do jakiegokolwiek, najlepiej jednoosobowego? Albo chociaż wskaż drogę… czy coś w tym rodzaju…

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ledwie zacząłem tańczyć i zdobywać parkiet a tu takie coś. Brakło prądu... Już miałem się wydrzeć gdy przypomniałem sobie o tym, że pląsałem z ekstra laseczką. Moja ręka dotknęła jej włosów i delikatnie po plecach zjechała sami wiecie gdzie. Zacząłem dobierać się coraz bardziej i dla pewności złapałem ją drugą ręką, i zasłoniłem jej usta. Co ma mi się drzeć gdy będę pracował.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...