Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

Sesja Tenchi Fukei

Polecane posty

Nowa sesja, prowadzona przez Kagexa, szczegóły świata w temacie dyskusyjnym, jak zwykle przypominam o takich tam drobnostkach jak regulamin forum, Sesji i sesji (ten ostatni zapewne sie pojawi... wkrótce :D)

Na koniec tradycyjnie życzę wszystkim dobrej zabawy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich serdecznie na Sesji Tenchi Fukei. Jedziemy :)

Wkrótce rozpoczyna się przemówienie dyrektora w sali głównej. Wszyscy zostaliście przyjęci do Świątyni jako uczniowie w kolejnym roku, tylko że o wyższym stopniu wtajemniczenia. Wkrótce będziecie mogli zacząć swoje prawdziwe misje, dlatego zostaliście przeniesieni do pokojów z których możecie być szybko dostępni w razie potrzeby.

P_aul - PW

SR: Urt

Jesteś w magazynie. Widzisz jak wchodzi do pomieszczenia pewna osoba. To konserwator Mike. Nauczył cię wielu rzeczy, również dba o twój stan techniczny.

- Urt? Ah, tu jesteś. Dyrektor wkrótce zacznie przemówienie. Nie idziesz? Będziesz Strażnikiem, powinieneś tam być, jak zresztą każdy. No, szybciutko. Poczekam na ciebie, ja również pójdę. Na wszelki wypadek...

Powoli się ubierasz. Zakładasz na siebie codzienny strój, w końcu nie jest to jakaś wielka uroczystość. A przynajmniej nic zbyt ważnego. Po chwili jesteś gotowy, więc wychodzisz. Po chwili błąkania się po korytarzach Świątyni, docierasz do sali głównej. Dyrektor właśnie zaczynał przemówienie.

- A więc, jeśli spodziewacie się że to będzie kolejne długie i nudne przemówienie to się mylicie. Takiego dziś nie będzie. Jako że nie mam zbyt dużo do powiedzenia, rzeknę tylko słów kilka. Więc tak, zaczynacie następny etap nauczania. Wkrótce, większość z was, a właściwie to mam nadzieje że wszyscy zostaniecie Strażnikami. Dobrymi i uczciwymi. Życzę wam wielu sukcesów na tej drodze. A teraz, jesteście wolni. Na tablicy ogłoszeń znajdziecie swoje imiona i przydział do pokojów. Mam nadzieje że się nie pogubicie, a wasi współlokatorzy będą dla was mili. Być może zostaniecie przyjaciółmi. A teraz wybaczcie mi, idę wygłosić przemówienie dla młodszych uczniów. Jeśli ktoś ma jakieś pytania, to za kilka godzin może mnie znaleźć w moim gabinecie. To tyle, bawcie się dobrze, i równie dobrze uczcie się.

Po przemówieniu podchodzisz do tablicy ogłoszeń i szukasz swojego imienia. Znajdujesz je wkrótce.

„Urt – Pokój dotychczasowy.”

Cieszysz się, ponieważ nie musisz mieszkać z innymi istotami, i twój pokój jest tylko twój. Rozglądasz się za Mike'm, lecz nigdzie go nie widzisz. Po chwili postanawiasz wrócić samotnie do swojego pokoju. Masz czas wolny, możesz wybrać się gdzie chcesz.

POLIPOLIK: Washizashi

Siedzisz na łóżku w swoim pokoju. Rozglądasz się. W pokoju znajdują się dwa łóżka jednopiętrowe. Siedzisz na jednym z dolnych, górne i jedno parterowe pozostają puste. Wstajesz i przeciągasz się. Słyszysz że z korytarza dobiegają krzyki, coraz głośniejsze. Wiesz że wkrótce przyjdą nowi lokatorzy do tego pokoju. Krzyki ustają, a mimo to nikt nie przyszedł. Postanawiasz się zdrzemnąć, ot dla zabicia czasu.

Widzisz osobę przemawiającą z mównicy znajdującej się w sali głównej.

„To jest wasz nowy etap nauczania. Już nie jesteście małymi dziećmi, a w które staniecie się prawdziwymi Strażnikami!”

Widzisz jak osoba przemawiająca łapie się mównicy i opada na nią. Jednak nie widzisz tej osoby dokładnie, obraz jest rozmazany. Słyszysz krzyki uczniów obok ciebie.

- Dyrektorze!

A więc to dyrektor... Jacyś nauczyciele podbiegają do niego i wynoszą go na świeże powietrze.

- Co mu się stało?!

Słyszysz huk. Wielki huk. Mur za tobą został zburzony. Wszyscy uciekają. Sam jeden stoisz. Nie boisz się. Czujesz że ktoś cię szarpie za rękaw i ciągnie do wyjścia. Chciałeś się odwrócić, żeby zobaczyć kto to, ale w tym momencie usłyszałeś wielki huk.

- Aaarh! Chodźcie tu moje robaczki!!! - Przed tobą pojawia się ogromny demon. Spojrzał na ciebie. Zamierasz.

- Kultykarr... Tutaj? Jak...

Przed oczami zrobiło ci się biało. Poczułeś ogromny ból całego ciała. Wszystko przykryła biel...

Zrywasz się z łóżka. Uderzasz głową w drewniany szczebel od drabinki prowadzącej na wyższe łóżko. Jęczysz z bólu. Po chwili spoglądasz na zegarek. Dochodziła dziesiąta... W pokoju wciąż było pusto. Po chwili ktoś wszedł. Nie patrząc na tą osobę wstajesz, aby podjeść i się przywitać. W końcu spoglądasz na tę osobę i nie możesz ukryć zdziwienia.

Knight Martius: Zakra

Jesteś w sali głównej. Dyrektor właśnie przestał przemawiać. Ruszasz żwawym krokiem w stronę tablicy ogłoszeń. Wzrokiem szukasz swojego imienia i pokoju w którym od dziś zamieszkasz.

Zastanawiasz się, kim są osoby z którymi będziesz mieszkać. Jeszcze ich nie znasz, ale już za nimi nie przypadasz. Ale, jak możesz ich nie lubić, skoro nawet nie wiesz kim są? Prawdopodobnie nikogo z nich nie widziałeś na oczy. Szybko doszukujesz się swojego imienia. Obok niego widniała cyfra 665. Zauważasz że prawie wszyscy się już rozeszli. Ruszasz więc i ty. Mijasz wiele korytarzy, aż w końcu masz wrażenie że się zgubiłeś. Tabliczki z numerami były tutaj dwucyfrowe. Idziesz do końca korytarza. Po drodze słyszysz jęki dochodzące z jednego z pokoi. Spoglądasz na drzwi, oznaczone były numerem „69”. Przełykasz ślinę. Słyszysz że jęki są coraz głośniejsze. Po chwili jęki ustają, przez drzwi wychodzi inny młody uczeń Strażników. Na twarzy maluje mu uśmiech rozkoszy. Spojrzał na ciebie, uśmiechnął się i powiedział.

- Nikt nie zrobi tego lepiej niż ona... Wchodź, jest wolne - Uśmiechnął się szeroko i wesoło pobieżył przed siebie. Nie wiesz co on miał na myśli, ale postanawiasz kiedyś odwiedzić ten pokój. Docierasz do końca korytarza, i widzisz przed sobą mapkę akademii. Szybko odnajdujesz na niej miejsce w którym aktualnie się znajdujesz, i odszukujesz pokój numerem 665. Po chwili jesteś już w drodze. Mijasz sklepik, postanawiasz zakupić sobie Koke Light. Od tyłu zachodzi do ciebie kobieta i krzyczy:

Daj dwa złote!!! - Szybko się odwracasz i z przerażeniem w oczach spoglądasz na nią. Kobieta uśmiecha się krzywo. Przez uśmiech widać że ma spore ubytki w zębach.

- Jestem Ela! Miło mi cię poznać! To jak? Dasz dwa złote?

Obraz ten cię obrzydził. Postanawiasz przez resztę drogi biec, aby jak najszybciej znaleźć się już w pokoju. Po chwili jesteś, stajesz przed drzwiami. Oddychasz głęboko. Raz, drugi, trzeci... Starasz się uspokoić.

„Najważniejsze jest pierwsze wrażenie! A ja sprawię im je piorunujące!” Pociągasz za klamkę i wchodzisz.

- Cześć!!!

Spoglądasz tępym wzrokiem na osobę leżącą na łóżku.

Siri: Yasei

Dyrektor przemawia. Domyślasz się że zanudza pozostałych Strażników, więc idziesz przed siebie przez korytarze. Po chwili docierasz do sali treningowej. Wita cię w niej robot.

- Oł, Heloł! Maj nejm is C2-PÓ! Najz tu si ju!

Spoglądasz na niego z zażenowaniem. Widzisz że robot trzyma w jednej ręce „Rozmówki Polsko- Angielskie dla początkujących” Autorstwa Mistrzunia „KGX'a” Gry. Słyszałaś że to dobra lektura, a i przydatna. Ponoć, była nawet bogata w błonnik...

- Robot? I z książki się uczysz?

- Nie jestem robotem tylko małym chłopcem, ale dobrze płacą więc zgarnąłem tę fuchę. No, ale powiedz mi w czym mogę ci pomóc.

Zdziwiona zaistniałym faktem wykonujesz obrót na pięcie i zmieszasz w przeciwnym kierunku. Idąc korytarzem widujesz jak chłopaki oglądają się za tobą a dziewczyny rzucają na ciebie wyimaginowane uroki. Szczególnie w pamięci zapadło ci zdanie „A niech jej wargi się o ziemie ocierają!”. Postanawiasz że po powrocie do pokoju dokładnie zbadasz swoje usta. Chwilę dreptania później, spotykasz kolejnego robota. Stajesz przed nim, spoglądasz na niego i pytasz.

- Też jesteś małym chłopcem?

- Och! Proszę ja ciebie, nie wspominaj o tamtym nikomu. Po prostu nie stać nas na ciągłe ładowanie baterii. Świątynia też ma ograniczony budżet! Ale ja jestem prawdziwym robotem! Mogę z dumą o tym mówić. - Robot wykonuje skomplikowany manewr, mianowicie porusza ręką. Widzisz że przy tym geście wypada mu śrubka. Tak, to musi być prawdziwy robot.

Powiedz mi gdzie jest moja kwatera mieszkalna. Mam na imię Yasei.

Och, jesteś blisko. Skręć na najbliższym zakręcie w prawo. I to będą trzecie drzwi po prawej stronie. Jeśli nie jesteś pewna, to powiem ci że naprzeciwko tych drzwi jest plakietka z napisem „Nie palić”. Miłego dnia.

Jesteś zła za to że robot nie mógł łaskawie podać ci numeru. Chwilę potem stoisz przed drzwiami i je otwierasz. Wchodzisz do środka. Widzisz jedną osobę stojącą przy łóżku, pół-smoka stojącego metr przed tobą i wszyscy jesteście ogromnie zdziwieni.

„Jestem w pokoju z... facetami? Co tu się kurde dzieje?!”

Tur: Aloran

Budzisz się we własnym domu. Spoglądasz na zegarek, stojący na szafce obok biurka. Wyświetla godzinę ósmą. Siadasz na łóżku i masujesz sobie głowę.

Ostatni raz tak baluje... - Mówisz sam do siebie.

Pamiętając urywki z imprezy, nawet nie chcesz sobie przypominać reszty wydarzeń. Podnosisz się z łóżka, i włączasz muzykę. Z głośników sączy się delikatna melodia. Nie zastanawiasz się co to za piosenka, tylko dajesz głośniej.

„To Najtłysh?” Dziwisz się. Spoglądasz na wyświetlacz wieży. Możesz z nich wyczytać nazwę radia, jest to radio: „Ziemskie Hity”. Uśmiechasz się pod nosem. Ziemia leży tak daleko stąd, że nawet przejście poziomem astralnym zajęło by kilkanaście godzin. Uśmiechasz się do siebie, i obiecujesz sobie że kiedyś się tam wybierzesz. Przechodzisz do łazienki, tam odkręcasz kurek z gorącą wodą i pozwalasz aby spłynęła do wanny. Wychodzisz, i idziesz do kuchni aby zrobić sobie śniadanie. Jednak na miejscu, gdy widzisz co się stało z kuchnią postanawiasz wypić tylko kawę. Chwilę potem włączasz telewizor i oglądasz popularną stacje „YouBube”, która nadaje bardzo krótkie filmy. O tej porze akurat można zobaczyć świeży zbiór bardzo zabawnych filmów. Wypijasz kawę i przypominasz sobie o wannie pełnej gorącej wody do której zaraz wejdziesz, więc dopijasz szybko kawę, rozbierasz się już po drodze i wskakujesz do wanny. Sądzisz że musiałeś naprawdę dużo wypić, bo masz wrażenie że ta woda jest trochę inna, niż powinna być. Jest taka... Zimna!!! Wyskakujesz szybko z niej i przeklinasz cały świat. Głównie hydraulików i administracje.

Wycierasz się do sucha, przebierasz się w świeże ubrania i wychodzisz z domu.

Światło słoneczne cię oślepia, lecz po chwili twój wzrok przyzwyczaja się do niego. Jesteś właśnie w wiosce nieopodal Świątyni, mieszkają tu wieśniacy, jak i osoby dla których nie było miejsca w akademiku połączonym ze Świątynią. Ruszasz szybkim krokiem w stronę Świątyni, witając się z pozostałymi studentami Świątyni, mijasz ich i zaczynasz biec. Po chwili jednak, daje o sobie znać alkohol spożyty kilka godzin temu, więc przestajesz biec, i po prostu idziesz. Po chwili jesteś na miejscu, lecz sala główna jest już pusta. Doświadczony życiem podchodzisz do tablicy ogłoszeń i zamierasz.

„Aloran – Pokój 665. Zgłosić się wieczorem do dyrektora.”

Co... Co?! Jak to możliwe?! Nie, to musi być jakaś pomyłka! Tak, to pomyłka. Wieczorem...

- Och, Aloranie, witaj. - Rzekła osoba przechodząca obok. To sensei Zetsobou.

Byłeś jego wychowankiem, jeszcze tydzień temu.

- Widzę że zdziwił cię fakt przeniesienia cię do akademika, prawda? Rzeczywiście, jest czego współczuć... Maszyny tej generacji nie popełniają błędów. Tymczasem idź do swojego nowego pokoju i przywitaj się z nowymi znajomymi, a wieczorem idź do dyrektora. Może to jakoś odkręcisz... No, czas na mnie. Jacyś maniacy chcą bym sędziował ich walkę... Trzymaj się.

Sensei odszedł, a ty zbaraniałeś. Kompletnie zadziwił cię fakt zmiany lokum. Szczególnie że zdążyłeś się przyzwyczaić do swobodnego życia. Powoli zmierzasz w stronę pokoju 665. Masz wrażenie że sama Śmierć dała ci tam zaproszenie. Gdy idziesz przez korytarz, wydaje ci się że pod nogami biegają ci małe czarne postacie z kosami, które złowieszczo się śmieją. Tymczasem dochodzisz do owego pokoju i pociągasz za klamkę. Wchodzisz szybko do środka.

Witajcie, jestem waszym nowym wspołlokatorem! Miło mi was poznać, jednakże nie musicie znać mnie, chociaż powinniście. Nie zostaje tu na długo, ponieważ mam wspaniały dom nieopodal Świątyni, i wieczorem po rozmowie z dyrektorem tam zamierzam wrócić!!! Haha! - Wypowiadasz szybko te zdania jednym tchem. Otwierasz oczy, i nie możesz ukryć zdziwienia. Widzisz jedną dziewczynę, i dwóch chłopaków, z czego jeden jest jakby połsmokiem, a drugi wygląda jak poważny dentysta... Wszyscy wyglądają na zamurowanych.

- Przeszkadzam?

W pokoju panuje grobowa atmosfera...

Wszyscy prócz Urta.

Wszyscy stoicie jakbyście wrośli w ziemię. Powoli uświadamiacie sobie swoje położenie. Arktah(dwie pary oczy i rąk, zielonkawy odcień skóry), Kultykarr (mężczyzna, z grubsza humanoid), Selune (niezwykle urodziwa niewiasta), Hanryū-Himakai (czerwony półsmok). I to w jednym pomieszczeniu! Sądzicie że to pomyłka, że zaraz ktoś wypatrzy błąd i przyjdzie tu, pozmienia kwatery... Nikt nie przychodzi, a wy dalej stoicie. Zaczynacie rozmowę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sytuacja walnęła mnie po raz drugi czymś ciężkim. Ja, jakiś macek, coś, co wygląda na skrzyżowanie człowieka i przerośniętej jaszczurki i jedyne coś, co wygląda w miarę normalnie... Jak na siebie. I my niby mamy mieszkać w jednym pokoju? Co prawda Macek coś mówił, że niedługo sie stąd wyniesie, ale ja mu coś nie wierzę...

Przy jednym piętrowym stał ten najnormalniejszy z facetów, z wyglądu, oczywiście. Musiałam dopiero się otrząsnąć, żeby podejść do tego drugiego i wskoczyć na górne łóżko.

- Ja tutaj śpię - oznajmiłam spokojnie. Żeby tylko się nie załamało. Chociaż nie... Wygląda na nowe. A ja znowu taka ciężka nie jestem.

Rany... Zapowiada się nieciekawie. Ja i trzech facetów, a to dopiero... Ciekawe tylko, który jest bałaganiarzem, który będzie sprowadzał panienki, który będzie pedant albo, co gorsza, kujon... A propos panienek... Co ja im takiego zrobiłam? Raaany... Zresztą, ich problem, już nie moja wina.

Rozejrzałam się po współlokatorach. Chyba ich nadal oszołomiło. Chyba się muszę przedstawić...

- Ach, żeby nie było, jestem Yasei - powiedziałam.

No cóż, będę musiała liczyć na to, że wykażą podobną uprzejmość...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedziałem na podłodze, oparty o ścianę. Obok mnie pracował dyspozytor energetyczny, do którego były podłączone moje źródła zasilania. Z moich obliczeń wynikało, że bez nich wytrzymam dłużej niż najbliższe dwie godziny. Szum urządzenia z niejasnych powodów wyzwalał we mnie uczucie spokoju. Po chwili jednak maszyna przestała pracować, co oznacza, że moje moduły zasilające są całkowicie naładowane. Wyjąłem je z komór załadowczych, odłączyłem kable zasilające i zwoje stabilizujące, by po chwili całkowicie wyłączyć urządzenie i zainstalować moduły. Przystawiłem je w te miejsca, gdzie ludzie mają narządy zwane nerkami i po przystawieniu ich do ciała, podłączyłem się. Chwilę potem usłyszałem za sobą głos konserwatora Mike’a, który w swój lekko nielogiczny sposób przypomniał mi o uroczystości.

Poszedłem do mojego sektora magazynu i wziąłem swoje ubranie. Ciekawił mnie zwyczaj ludzi do zakładania ubrań, a poza tym, odkąd zaczynałem się do nich upodabniać, ci jakoś dziwnie patrzyli na mnie, kiedy byłem bez ubrania. Założyłem na siebie zwyczajowy strój w kolorze, który ludzie nazywają „moro”. Buty z czarnej materii organicznej, oraz spodnie i bluza ze sztucznych włókien. Po chwili byłem już gotowy do wyjścia.

Uroczystość przeszła normalnie. Mowa do zgromadzonych i oddelegowanie do tablicy z przydziałami. Gdy nadeszła moja kolej na rozpoznanie przydziału, okazał się że w moim przypadku nic się nie zmieniło. Po uzyskaniu tej informacji skierowałem się w stronę biblioteki. Pozostało mi tylko 14% dostępnych informacji do zebrania. Około 7400 pozycji literackich i mniej więcej tyle samo pozycji multimedialnych do poznania, skatalogowania i sklasyfikowania. To będzie dobry dzień.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Potoczyłem wzrokiem po moich przymusowych sublokatorach. Dziewczyna zajęła miejsce na górnej pryczy, pozostali dalej stali. Zogniskowałem wzrok na łóżku po lewej, podszedłem do niego i położyłem się na dole. Miałem zamiar zdrzemnąć się trochę, bo moja głowa odmawiała współpracy. Czułem, jakby miała już za chwilkę, już za momencik rozlecieć się na co najmniej 100 kawałków. Ból jednak przeszkadzał w zaśnięciu. Lóżko było strasznie twarde, nie to, co moje wygodne łoże w moim domu za murami świątyni. Muszę wyjaśnić tą sprawę z dyrektorem, na pewno wrócę tam... Zresztą mogło być gorzej - mogłem dosać miejsce w pokoju obok, pod numerem 666. A tutaj nawet nie jest w sumie tak źle - myślałem dalej czując jak kac powoli maleje - towarzystwo może okazać się przecież rozrywkowe... Spojrzałem na drugą stronę. Zaraz... Co tu robi ta dziewczyna? Dopiero teraz zarejestrowałem dokładnie jej obecność. Jednak nie jest tak źle, uśmiechnąłem się.

- Ma ktoś może aspirynę? Strasznie mi głowa pęka, a chciałbym się trochę zdrzemnąć, wieczorem czeka mnie spotkanie z dyrektorem może uda mi się wyrwać z tego akademika...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

„Jakaś dziewczyna, coś z czterema rękoma i tyloma oczyma oraz jeszcze jakiś facet…”, myślę. „Normalnie nie wierzę, żebym dobrze trafił! Ale to na pewno pokój 665, to nie może być pomyłka… No, ale to chyba ja tutaj jestem największym odmieńcem, więc nie powinienem narzekać… Się przyzwyczaję na pewno.”. Jeden z nich siedzi na… no… „Jak to się nazywało w Przewodniku po Świątyni? A, no tak.”. Jeden z nich siedzi na łóżku piętrowym. Z kolei tamta dziewczyna o srebrzystej skórze, czarnych włosach z grzywką zakrywającą jedno oko oraz o drugim o barwie… górskiego jeziora? Coś w tym stylu w każdym razie… Tak czy inaczej podchodzi ona do tego drugiego łóżka piętrowego i wskakuje na górne.

- Ja tutaj śpię – mówi spokojnie. „Heh, już widzę pierwszą osobę, z którą można by było się zakolegować. Ale najpierw może poznajmy się lepiej… Nie wiem dlaczego, ale ta dziewczyna już mi się trochę podoba.”. Rozglądam się po pomieszczeniu. „Chyba będzie dobrze…”.

- Ach, żeby nie było, jestem Yasei – oznajmia tamta dziewczyna.

„Yasei?…”, zastanawiam się.

- Ładne imię – oznajmiam chwilę później, spokojnie i szczerze. „Dobrze by było, gdybym to już zrobił…”. Wtedy jednak ten z czterema rękoma, który usadowił się na innym łóżku piętrowym niż Yasei, się odzywa:

- Ma ktoś może aspirynę? Strasznie mi głowa pęka, a chciałbym się trochę zdrzemnąć, wieczorem czeka mnie spotkanie z dyrektorem, może uda mi się wyrwać z tego akademika...

- Wybacz, nie mam nic takiego… - odpowiadam spokojnie, jednak lekko zawiedziony tym, że nie mogę pomóc. Po tym od razu siadam na łóżku znajdującym się pod Yasei.

- To ja śpię tutaj – mówię. – A, no i jestem Zakra. Miło mi was poznać.

„Cóż, pierwsze wrażenie najważniejsze. Zastanawiam się, jak tamten ostatni się zaprezentuje… A z Yasei chyba potem pogadam…”.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jajć, chyba mnie zamuliło przez moment, myślę sobie i potrząsam głową, bo jakieś strzępy snu mi się w niej telepały, ale już ich nie ma. Demony? Nic to.

- Cześć - mówię w kierunku towarzystwa, które zdążyło się już zadomowić w niewielkim pokoju, wykorzystując przede wszystkim jednopiętrowe łóżka z dwoma piętrami. - Nazywam się Washizashi Stratocoaster, ale możecie do mnie mówić Iviss, nie pytajcie dlaczego.

Spojrzałem na nich. Oni spojrzeli na mnie.

Nastąpiła niezręczna chwila ciszy.

- Na kaca dobre jest to - rzucam gościowi o czterech rękach niewielkie pudełko TurboAspiryny. - Tylko nie przesadź z dawką, ziom! Wyglądasz, jakbyś zeżarł dywan.

Po czym wychodzę z pokoju, kierując się na zewnątrz. Po chwili namysłu wracam do drzwi naszego pokoju, zrywam piątkę z numeru, a w jej miejsce kreślę markerem cyfrę sześć.

- 666. To brzmi dumnie! - Uśmiecham się do siebie i wychodzę z akademika.

Dziewczyna, czteroręki mutant i jaszczurka ze skrzydłami - to będzie udany rok, nie ma bata.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wchodzę do pokoju lekko zaniepokojony. Szybko lustruję wnętrze i przemawiam do zgromadzonych:

- Witajcie. Od dziś jestem waszym nowym senseiem, mam na imię Adam. Przedstawcie się proszę, i powiedzcie mi gdzie jest czwarty z was? Zresztą nieważne, załatwię to szybciej.

Przymykam oczy i koncentruje sie na aurach Obecnych w pokoju. Był tu niedawno i wciąż jest niedaleko. Uśmiecham się lekko i przy użyciu flashstep przemieszczam się dokładnie przed niego. Bez słowa łapię go wpół i sprowadzam do pokoju, znów kilkoma superszybkimi "krokami". Ustawiam go na środku i cofam się dwa kroki.

- No to jak już jesteśmy wszyscy... - spoglądam na jedną z osób. Wyraźnie jest to samica. - A ty co? Jesteś z nimi niekompatybilna płciowo, czy znów ktoś się pomylił w administracji?

Czekam chwilę na odpowiedź i obserwuję ich reakcje. Wreszcie wybieram taktykę postępowania.

- Wszyscy macie natychmiast pojawić się w zbrojowni numer 37. Od momentu gdy tam dotrę macie pięć minut. Kto nie zdąży wraca na szkolenie początkowe. Kto spóźni się o więcej niż siedem i pół minuty wylatuje ze Świątyni na dobre.

Po tych słowach raz jeszcze używam flashstep by dotrzeć na miejsce i uruchamiam stoper. Następnie wystawiam na stolik zawartość siatki. Nie sądzę by wszyscy dali radę dotrzeć na czas, ale ciekawym testem będzie sprawdzenie na ile będą się starać.

OFF

Krótki opis wyglądu w momencie gdy wchodzę do pokoju:

Niemal nie do odróżnienia od Ziemianina. Jego skóra ma złotawy odcień. Jest dość wysoki i szczupły. Długie kasztanowe włosy wiąże z tyłu w kucyk. Ubrany w strój służbowy. Wyraz twarzy łagodny, lekko znużony. Głos spokojny o ciepłej tonacji. W ręku siatka z nieznaną, acz lekko pobrzękującą, zawartością :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko było dobrze, póki w pokoju nie zjawił sie ktoś, kto później się przedstawił jako sensei. Byłoby nawet w porządku, gdyby się tak nie popisywał, nie wymagał od razu imion i nie zwrócił uwagi na płeć. Myślałby kto, że ja tu jedyna winna... Na prośbę o przedstawienie mruknęłam tylko "Yas". Chyba się nie wścieknie. Raczej.

Zanotowałam jeszcze uwagę o zbrojowni nr 37 i 5 minutach czasu. Zeszkoczyłam z łóżka, a on akurat w tym momencie wyszedł.

- Hej, Zakra - powiedziałam do skyżowania człowieka i jaszczurki siedzącego akurat na łóżku pode mną. - Ścigamy się? Kto ostatni, stawia colę.

I po tych słowach wyszłam spokojnie z pokoju. Dopiero potem puściłam się biegiem w stronę zbrojowni. No cóż, za szybka to ja nie byłam, ale chyba mogę mu colę postawić... Byleby nie pił pięciu na raz, bo tego chyba moje oszczędności nie wytrzymają... Ale tego mu tam Adama to chyba zamorduję za tą pomyłkę w administracji... I za niekompatybilnosć również. Milutki, nie ma co. Nie sądzę, żebym się wyrobiła w 5 minut, ale spróbować zawsze można.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szedłem w stronę biblioteki. Nie spieszyłem się. Miałem czas.

- Przepraszam. – powiedziała nagle ktoś za mną, odwróciłem się i zobaczyłem niskiego humanoida pokrytego rybią łuską i kolcami – Czy wie pan, gdzie znajduje się sektor V w tym budynku?

Popatrzyłem na niego przez chwilę, po czym odpowiedziałem:

- Do końca tym korytarzem, skręcasz w lewo, idziesz prosto, przy drugim zakręcie skręcasz ponownie w lewo, idziesz prosto, pierwszy zakręt w prawo, idziesz prosto, skręcasz w lewo przy trzecim zakręcie i dalej idziesz do końca korytarza, do Sektora V.

Humanoid po wysłuchaniu tego odpowiedział tylko

- Dziękuję panu... chyba... – i poszedł.

Już miałem iść dalej, kiedy nagle usłyszałem głos Mike’a.

- Urt... wreszcie jesteś... już myślałem... że cię nie znajdę... – mówił z wyraźną trudnością, co chwila łapiąc oddech - ... masz stawić się w zbrojowni 37... szybko.

Podziękowałem mu i zacząłem iść szybkim krokiem w stronę zbrojowni 37. Po dwóch minutach dotarłem na miejsce. Zobaczyłem tam tylko jedną osobę ze stoperem w dłoni.

- Przepraszam. – odezwałem się do tej osoby – Czy spóźniłem się? Jestem Urt. Powiedziano mi, że mam się tutaj stawić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chwilę po tym, jak wychodzi mój kolejny współlokator… Washizashi, jeśli dobrze zapamiętałem… do naszego pokoju wchodzi jakiś mężczyzna. „Co teraz?”, spytałem się w myślach.

- Witajcie – zaczyna. - Od dziś jestem waszym nowym senseiem, mam na imię Adam. Przedstawcie się, proszę, i powiedzcie mi, gdzie jest czwarty z was. Zresztą nieważne, załatwię to szybciej.

Już chcę powiedzieć, jak się nazywam, kiedy nagle ten nasz… sensei… przymyka oczy i zdaje się nad czymś koncentrować. „Lepiej odpowiedzieć na tamto pytanie dopiero w odpowiedniej chwili… Ech…”, myślę z lekkim zażenowaniem. Potem ten Adam szybko znika. Po chwili zjawia się znowu, ale tym razem trzymając Washizashiego… Dobra, Ivissa… „Nie wiedzieć czemu, <<Washizashi>> brzmi dla mnie lekko komicznie. Ale się przyzwyczaję.”. Mężczyzna ten stawia naszego kolegę na środku pokoju i cofa się o dwa kroki.

- No to jak już jesteśmy wszyscy... – Nie dokańcza, ponieważ wyraźnie patrzy na Yasei. - A ty co? Jesteś z nimi niekompatybilna płciowo czy znów ktoś się pomylił w administracji?

„Rany, coś chyba strasznie nietolerancyjny jak na naszego rzekomego senseia”, myślę zniesmaczony. „Z jednej strony samice nie sprawdzają się w boju, z drugiej jednak nawet lubię Yasei – z widzenia, ale lubię – więc tamten niech lepiej przy mnie jej nie obraża…”.

Po chwili sensei (?) Adam kontynuuje:

- Wszyscy macie natychmiast pojawić się w zbrojowni numer 37. Od momentu gdy tam dotrę, macie pięć minut. Kto nie zdąży, wraca na szkolenie początkowe. Kto spóźni się o więcej niż siedem i pół minuty, wylatuje ze Świątyni na dobre.

Po tym od razu idzie stąd równie szybko co wtedy. „Pięć minut?! Nie zdążę!”. Mimo to, zamiast marudzić, chcę już wstać i wyjść z pokoju. Jednakże wtedy Yasei, która już zeskoczyła z łóżka, pyta mnie:

- Hej, Zakra. Ścigamy się? Kto ostatni, stawia colę.

Wstaję. Widząc, że ona spokojnie wychodzi, odpowiadam:

- Co tam, raz mogę – odpowiadam równie spokojnie. Wychodzę z pomieszczenia, a potem czym prędzej biegnę jak najkrótszą i najszybszą możliwą drogą do zbrojowni. Przy okazji rozmyślam nad paroma sprawami.

„Czemu ja jestem taki spokojny, skoro ja i moi współlokatorzy mamy zaledwie pięć minut na dojście? Nie chcę wracać na szkolenie początkowe… Tym bardziej nie marzy mi się wywalenie ze Świątyni na zbity pysk. Rany, w tym momencie bardzo, ale to BARDZO marzę o tym, by mi te skrzydła wreszcie wyrosły, bo chyba szału dostanę… W dodatku gdybym był zwinniejszy… Ech, ale nie mogę teraz o tym myśleć, tylko koncentrować się na jak najszybszym dobiegnięciu do zbrojowni. Mam tę cichą nadzieję, że mi się uda wyrobić… No i potem będę musiał się przedstawić, bo tak to przecież nie wypada…”.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szedłem sobie z wolna korytarzem Akademii podziwiając widoki, niespecjalne zresztą, gdy coś (ktoś) mnie porwał, świat zawirował i nagle znalazłem się z powrotem w pokoju 665. A raczej 666 - w końcu dokonałem niezbędnej modyfikacji. Niestety, wszystkie dziwadła nadal były obecne, a jako dodatkowy gratis pojawiło się kolejne - chyba to, które mnie porwało.

- No to jak już jesteśmy wszyscy... - Powiedziało. - A ty co? Jesteś z nimi niekompatybilna płciowo, czy znów ktoś się pomylił w administracji?

Nikt się nie odezwał. Osobnika zachęciło to najwyraźniej do kontynuowania niemrawego monologu.

- Wszyscy macie natychmiast pojawić się w zbrojowni numer 37. Od momentu gdy tam dotrę macie pięć minut. Kto nie zdąży wraca na szkolenie początkowe. Kto spóźni się o więcej niż siedem i pół minuty wylatuje ze Świątyni na dobre.

I zniknął, pobrzękując zawartością siatki.

Browary? Pomyślałem sobie. Git!

Potem ta dziwna dziewczyna wymieniła kilka słów z tym czymś przypominającym skrzyżowanie latawca i kurczaka, Sakra się toto chyba nazywa, albo coś takiego i oboje wyszli z pokoju 665. A raczej 666 - w końcu dokonałem niezbędnej modyfikacji.

Po chwili namysłu poszedłem w ich ślady, kierując się do zbrojowni numer 37, a prowadziła mnie cudowna nadzieja otrzymania browara.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pigułka przyniosła ulgę. Nie dane mi było jednak nacieszyć się drzemką, bo zaraz po tym, jak zamknąłem oczy pojawił się w naszym pokoju jakiś osobnik. Powiedział, że jest naszym sensejem i że za pięć minut mamy być w zbrojowni numer 37, bo inaczej zostaniemy wywaleni ze świątyni. Świetnie, będę mógł wrócić do mojego wygodnego domku - pomyślałem.

Adam wyszedł, a za nim prawie biegiem polecieli moi, pożal się Boże, sublokatorzy. Spokojnym krokiem udałem się ich śladem, korzystając z poznanego już dosyć dawno skrótu.

Po drodze zastanawiałem się, dlaczego wszyscy tak zawsze panikują. Pędząc pełnym gazem mogą przecież zrobić całą masę głupich rzeczy, a zadania nie wykonać na czas...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yasei:

Biegniesz najszybciej jak tylko możesz w stronę zbrojowni. Po chwili łapie cię kolka, więc zwalniasz tempo. Zastanawiasz się dlaczego masz taką słabą kondycję. Przecież przez cały wolny czas pomiędzy powrotem do Świątyni ostro w nocy baraszkowałaś z różnymi chłopcami. Stan twojej kondycji nie powinien tak znacząco się pogorszyć, ba, powinien nawet się polepszyć! W końcu przystajesz na chwilę. Widzisz jak korytarzem przebiega Zakra, który rozpaczliwie próbuje machać imitacją skrzydeł. Nie możesz powstrzymać się od złośliwego komentarza, więc zaczynasz bieg i doganiasz go.

-Zakra, skrzydełka ci odpadły! - Zaczynasz się żałośnie śmiać. Po chwili robisz poważną minę i krzyczysz. - Za tobą!!!

Półsmok się przez chwilę ogląda za siebie cały czas biegnąc i przez nie uwagę wypada przez okno. Słyszysz tylko niezwykle piskliwy krzyk Zakry, i po chwili słyszysz głuche poof. Znaczy że upadł. Przekonana że nic mu się nie stało, mobilizujesz się i biegniesz jeszcze szybciej. Po chwili jesteś przed zbrojownią numer 37. Łapiesz za klamkę, otwierasz drzwi i wbiegasz na środek.

-Senseei! Gdzie jesteś?

Po sali rozchodzi się echo. Nikogo tu nie ma. Już zmierzasz ku drzwiom kiedy ktoś przez nie wpada. To jakiś człowiek w płaczu, kapeluszu i okularach. Podbiega do ciebie.

- Ej! Patrz! - Po czym rozpina szybkim ruchem płaszcz. Twoim oczom ukazuje się jego nagie ciało. Krzyczysz i uciekasz. Zastanawiasz się dlaczego zbrojownia numer 37 to nie zbrojownia. Postanawiasz szybko odnaleźć jakiegoś robota który wskaże ci właściwą drogę. Jednak chwilę potem widzisz wychodzącego z ukrytego przejścia twojego współlokatora. Poznajesz jego strój, to Pan Macka. Wchodzi do pewnego pomieszczenia. Postanawiasz wbiec tam za nim.

Zakra:

Biegniesz najszybciej jak możesz, lecz to nie wystarcza żeby dogonić Yasei która jest kawałek przed tobą. Pragniesz aby twoje skrzydełka zamieniły się w wielkie skrzydła. Po chwili widzisz że ona przystaje. I to jest twoja szansa. Zaczynasz rytmicznie poruszać skrzydełkami aby zwiększyć swoją prędkość. A może i nawet unieść się. Słyszysz Yasei się śmieje ze swoje żartu, którego nie dosłyszałeś. Biegniecie obok siebie, i nagle widzisz że zrobiła przerażoną minę i coś krzyknęła. Instynktownie się odwróciłeś, ciągle biegniesz, lecz nie zauważasz niczego niepokojącego. Jesteś na nią zły, że odwróciła twoją uwagę. Odwracasz głowę do właściwej pozycji i widzisz sytuację bez wyjścia. jakieś 20 centymetrów od ciebie znajduje się otwarte okno. Widzisz że nie masz już żadnych szans na wyhamowanie. Wypadasz przez okno i wydajesz z siebie przy tym piskliwy odgłos, po chwili padasz na ziemię.

Iviss:

Niemal fruniesz przez kolejne korytarze, tak działa na ciebie możliwość wypicia browara, albo pięciu. Zgadujesz, że jeśli pojawisz się tam pierwszy to będziesz mógł wypić je wszystkie, więc mkniesz niczym burza przez korytarz. Przypominasz sobie, że ostatni raz delektowałeś się browarem jakieś... 2 dni temu. Dodatkowo ta myśl sprawiła że poruszałeś się niemal jak burza. Z gracją i elegancją, i jednocześnie bardzo szybko. Po chwili sprintu znajdujesz się w zbrojowni. Wbiegasz do tego pomieszczenia szybko i bez namysłu. Widzisz Sensei'a Adama, który stoi wraz ze stoperem i odlicza czas. Obok niego stoi jakieś coś, fakt ten postanawiasz zignorować

- Browary!!! Wszystkie moje!!! - Biegniesz radośnie do stolika, łapiesz za jedną puszkę, patrzysz na etykiete na której pisze: „Dżynks/Mandżur/Kakao”, przypominasz sobie że tak brzmią nazwy kodowe poszczególnych alkoholi. Szybko otwierasz jedną puszkę i zaczynasz sączyć. Widzisz że sensei, jak i ten przybysz obok niego patrzą na ciebie martwym wzrokiem.

Aloran:

Śmiejąc się z frajerstwa współlokatorów, którzy jak ostatni debile rzucili się do biegu, podziwiasz to jaki jesteś mądry, sprytny i po prostu fajny. Ty sobie będziesz elegancko szedł, powoli i spokojnie, a oni będą biegać. Idąc w ciemności postanawiasz rzucić trochę światła na tunel, czyli po prostu mega tajny skrót. Wyjmujesz zapalniczkę, i podpalasz papierosa. Pełen zachwytu przemierzasz korytarz dalej. Jednak uświadamiasz sobie że wciąż jest ciemno, więc wyjmujesz zapalniczkę z latareczką, i przyświecasz sobie drogę. Po chwili drogi kończysz palić, więc rzucasz resztki na ziemię i przydeptujesz. Słyszysz jakiś szmer za tobą, myślisz że ktoś również korzysta z mega tajnego skrótu, więc się tym nie przejmujesz. Wydaje ci się że osobą idąca jest coraz bliżej ciebie. Cóż, nie przejmujesz się tym, pewnie jej się śpieszy. Ktoś zaczyna biec, postanawiasz nie blokować przejścia, więc przytulasz się do brzuchem do twarzy. Ktoś kto biegnie, mógłby nawet nie zwrócić uwagi na to że przechodzisz, i mógłby cię po prostu staranować. Słyszysz okrzyk zdziwienia, wypowiedziany przez bardzo niski głos.

-Ej chłopaki! Jest chętny! - Krzyknął niski głos. Sądzisz że musi on należeć do bardzo dużej osoby.

Widzisz jak z przejść obok których przechodziłeś wychodzą różne postaci.

-Jestem Jurgingunterszlafellachentahen! Zapamiętaj to imię. A tymczasem, chłopaki, do roboty! Widzisz że wszyscy pochodzą do ciebie, jeden z nich łapię cię za ręce, drugi zdejmuje ci spodnie.

*** Jako że to jest dość niecenzuralna scena, zastąpimy ją reklamą Partii „KagPol”, w której to walczy się z edukacją w świecie Illinoris: „Nie dajmy się! Nie poddajmy się! Wakacje nie mogą trwać tylko kilka dni! To skandal!” Dziękujemy za uwagę.***

Chwilę później wychodzisz z przejścia. Boli cię dolna, tylna część ciała. Świadom tego że straciłeś kilka minut, strasz się czym prędzej wyjść ze skrótu. Po chwili widzisz światło dnia. Wychodzisz szybko z tunelu i zmierzasz prosto do zbrojowni 37. Wchodzisz do środka.

Adam & Urt

Urt zaczyna rozmowę.

-Czy spóźniłem się? Jestem Urt. Powiedziano mi, że mam się tutaj stawić.

-Urt? Jesteś w mojej drużynie? Kto kazał ci się tu stawić?

W tym momencie ktoś wpada do pomieszczenia. Rozgląda się chwile, dostrzegł was i podbiegł. Niezmiernie ucieszony złapał za jedną z puszek na stole, spojrzał na etykietę i uradowany otworzył ją i zaczął pić.

Sensei dostrzegł kim jest osoba wpadająca i od razu łapiąca się za puszkę. Spojrzał na stoper, wskazywał czas nieco ponad półtora minuty. Notuje on jego czas na kartce. Powoli i spokojnie odkłada stoper i kartkę na stół. Podchodzi do Ivissa i pyta go:

-Smakuje?

Ten w odpowiedzi kiwa głową. Po chwili skończył pić i złapał się za drugą puszkę. Sensei w tym momencie kopie go w twarz, dzięki czemu pijący upuszcza puszkę i odlatuje na koniec sali.

Słyszycie tylko jąkania kopniętego. Adam podchodzi do Urta i pyta jeszcze raz o to samo. Gdy Urt już miał odpowiadać, do pomieszczenia wpadły kolejne dwie osoby. Był to Aloran i Yasei.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Urt? Jesteś w mojej drużynie? Kto kazał ci się tu stawić?

Zanim jednak zdołałem odpowiedzieć, tajemniczy osobnik podszedł do przybyłego dosłownie przed sekundą, który obecnie pił napój alkoholowy o nazwie „Kakao”. Gdy tylko wypił pierwszą puszkę, został spytany, czy mu smakowało. Zamiast odpowiedzieć, sięgnął po kolejne kakao, co sprawiło, że chwilę potem leżał na ścianie kilkanaście metrów dalej. Po chwili drugi dziwny humanoid podszedł do mnie i ponownie zapytał:

- Kto kazał ci się tu stawić?

Ponownie, zanim zdążyłem odpowiedzieć, pojawiły się dwie kolejne osoby. Jedna z nich wyglądała na humanoidalnego bezkręgowca z rodziny ośmiornicowatych, a druga na humanoidalną samicę nieznanego mi gatunku. Mając wreszcie szansę by odpowiedzieć, mówię:

- Konserwator Mike z hangaru 13 przekazał mi dyspozycję, że mam się tutaj stawić... Przepraszam, że zwracam panu uwagę, ale z tego co mi wiadomo, to lekcji latania nie przeprowadza się w ten sposób.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piwooooooo!!!

Piwooo!!!

Piwo!

Wpadłem do zbrojowni numer 37 niczym wicher, minąłem jakichś dwóch gości, którzy absolutnie mnie w tej chwili nie obchodzili, dorwałem się do puszek, błyskawicznie otworzyłem jedną... I mogłem się napić. Ach, ależ to cudowne uczucie...

- Smakuje? - Jeden z gości wyraził troskę, nie wiedzieć czemu.

Kiwnąłem tylko głową i zabrałem się za drugą puszkę.

Wtem poczułem ostry ból w okolicach twarzowych, gdyż ten sam gość kopnął mnie dokładnie w twarz, w efekcie czego zafurkotało, wzbiłem się w przestworza (metaforycznie) i zderzyłem się - całkiem niespodziewanie - z przeciwległą ścianą pomieszczenia.

- Aaargh! - Rzekłem, usiłując pochwycić gwiazdki, które zaczęły latać mi przed oczami.

Jak można się było spodziewać, nie był to koniec przykrych i dziwacznych niespodzianek, w myśl przysłowia, że nieszczęścia chodzą stadami. Ni stąd, ni zowąd pojawiła się ta dziwna pyskata dziewczyna i jeszcze dziwniejszy osobnik z kilkoma gratisowymi kończynami, który wyglądał - ale mogło mi się to tylko wydawać - jakby dorwało go stado wygłodniałych pedałów. Takie miałem przynajmniej wrażenie.

Spojrzałem mętnie w ich kierunku.

- Jeszcze.... - udało mi się wybełkotać. - Jeszcze tu, kurna, tej jaszczurki brakuje, to by był cały komplet naszego... Tego, naszego odlotowego pokoika... kuźwa.

Po czym malowniczo zemdlałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Bo i nie mamy teraz zajęć z latania tylko godzinę wychowawczą - wyjaśniam przybyłemu. - Skoro mam się zajmować tym stadem dziwaków, to równie dobrze mogę dopisać i ciebie.

Podchodzę najpierw do leżącego pod ścianą. Kilkoma celnymi plaskaczami przywracam mu świadomość.

- Gratulacje, jako jedyny zdałeś test. Dodam, że nic do ciebie nie mam, wiesz, siła wyższa... Ale na drugi raz pamiętaj, żeby zostawić browarki dla innych. Pamiętaj, że gdy dzielisz się z innymi istnieje szansa, że w przyszłości oni podziela się z tobą, a to oznacza darmowe piwko.

Długa przemowa nieco mnie zmęczyła, więc otwieram sobie jedną puszkę i pociągam długi orzeźwiający łyk. Następnie podchodzę do duetu. Czteroręki wygląda nieco nieszczęśliwie i chyba nie chcę wiedzieć czemu.

- Co do was, to naprawdę powinniście wrócić na podstawowe szkolenie. Słaba kondycja, niewielka szybkość, brak orientacji w terenie. Gdybyście dzisiaj wyruszyli na misję to najsłabszy psi demon zrobiłby wam z zakończeń pleców jesień średniowiecza. Macie szczęście, że pierwsze szkolenie terenowe odbędzie się dopiero jutro. Co prawda braków nie nadrobicie, ale może choć zdążę wpoić wam parę rzeczy.

Patrzę na ich zdębiałe miny.

- Tak, jutro koło południa przejdziemy do innego świata i będziemy walczyć na śmierć i życie z nienawistnymi istotami. Gdybyście się nie zorientowali, po to jesteście szkoleni. Waszym fartem jest, że jeśli wszyscy zginiecie, to mnie wyleją z ciepłej posadki, więc w najgorszym razie uratuję jednemu tyłek.

Przyglądam się, jakie wrażenie zrobiłem na moich nowych uczniach. Po chwili postanawiam kontynuować.

- Dobrze, zacznijmy od podstaw. Gdzie zgubiliście jaszczurkowatego? On też powinien tego wszystkiego wysłuchać... Póki czekamy, może powiecie parę słów o sobie, lubię znać silne strony tych, z którymi współpracuję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bogowie, jesteście idiotami, przecież ja nie palę - pomyślałem. Swoją drogą ciekawe, dlaczeg nie podtopiłem trochę tego wielkiego i jego koleżków...

- Póki co czekamy, może powiecie parę słów o sobie, lubię znać silne strony tych, z którymi współpracuję. - tymi słowy Adam zakończył swoje przynudne i głupawe przemówienie. Spojrzałem po moich współtowarzyszach nieszczęścia. Zadne nie paliło się, aby zacząć.

- Jestem Aloran. Moją specjalnością jest woda - powiedziałem. - Mogę zademonstrować moje zdolności - Arimitsu - krzyknąłem i zatoczyłem ręką krąg. Dookoła obecnych pojawił się krąg wody. Po chwili opuściłem rękę, a woda chlupnęła na podłogę.

Nie zazdroszczę temu, komu przyjdzie to sprzątać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Więcej się nie włóczę, tylko chodzę z mapą. Ten cały akademik jest okropnie szurniety... O tyle dobrze, że Zakra mi wisi colę. Ciekawe, jak się mu podobało wylatywanie przez okno. Chociaż... Mogło się mu cos stać... Jego strata.

Byłoby jeszcze lepiej, gdyby nasz zwący-się-sensei nie kazał się przedstawić. Ten tam... Normalny... Chyba miał u niego przerąbane... ale zaraz... Że my niby na szkolenie podstawowe? Cholera, a ja nawet nie mogę kondycji poprawić... I po cholerę sie zabawiałam z hologramami? Głupia technika...

- Miało byc 5 minut... - mruknęłam. Nie sądziłam, że sie wyrobię, no ale coś mi tu nie grało...

Chrzanione ograniczenia rasowe...

- Yasei, sepcjalizacja w magii wody - burnknęłam niechętnie. Teraz naprawdę byłam w złym humorze. - Nie zaprezentuję, bo nie mam czego.

Tylko debil i skończony idiota się przechwala zdolnościami... W dodatku pan Wyglądam-Jak-Kałamarnica-Której-Zbiera-Się-Na-Pawia mnie przemoczył, bo tak się złożyło, że stałam obok.

- A ty może najpierw sprawdź, czy kogoś nie ma, Macek... - warknęłam, wyciskajac wodę z włosów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- O kur…! – krzyczę chwilę przed tym, jak wypadam przez okno. A gdy już to robię, wydaję z siebie dosyć piskliwy odgłos, taki typowo gadzi. Wtedy też upadam na ziemię, na brzuch. Wiem jedno – ziemia nie ma ze mną łatwego życia, jeśli moje ciało będzie na nią spadać. To chyba norma!

„Cholera, chyba tylko ja potrafię się tak wywalić!”, myślę zdenerwowany. Mimo to wiedząc, że czasu zostało coraz mniej, szybko wstaję i ponownie rzucam się pędem w stronę zbrojowni nr 37. „Yasei, chyba cię zabiję!”.

Po dość krótkim czasie docieram w końcu do zbrojowni nr 37.

- Jestem! – mówię głośno, gdy tylko wchodzę do środka. Widać po głosie, że jestem zdyszany. Tymczasem zauważam już całą gromadę: Yasei, Ivissa, który chyba się nieco urżnął albo co, czterorękiego, kogoś jeszcze oraz „senseia” Adama. „Kurde, mam nadzieję, że zdałem, bo inaczej chyba rozszarpię senseia!”, myślę. Po spojrzeniach na mnie prawie wszystkich tutaj zebranych rozpoznaję, że nie jestem tutaj zbyt mile widziany. W końcu mówię do senseia:

- Nie przedstawiłem się panu… Jestem Zakra z klanu Zerish… Jak beznadziejny miałem czas?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ikari (boromir_blitz) & Kei (Gofer)

Śpicie. Ikari: Nie długo potem budzi cię blask słońca który wpada przez okno prosto na twoją głowę. Pomimo zamkniętych powiek blask razi cię coraz bardziej. Postanawiasz zacząć już dzień. Spoglądasz na zegarek, wskazuje on godzinę 12. Podnosisz się i idziesz wziąć orzeźwiający prysznic. Po dłuższej chwili wracasz. Siadasz na łóżku i rozglądasz się po pokoju. Wygląda tak samo jak wszystkie inne, pokój w którym znajdują się cztery łóżka połączony z łazienką. Prawie wszystkie łóżka są puste, stwierdzasz że wszyscy gdzieś poszli a was nikt ani nic nie obudziło. Postanawiasz zrobić pobudkę swojemu współlokatorowi. Dziwi cię fakt że jeszcze się nie obudził. Chcesz to zrobić głośno. Stawiasz dużą kolumnę na jego łóżku. Kolumna stoi koło głowy, więc prawdopodobnie głośniejszy dźwięk obudzi Kei'a. Spoglądasz na biurko, leży na nim koperta która postanawiasz zając się później. Podchodzisz do wieży wybierasz piosnkę która szybko podniesie go na nogi, jest to Ramsztajn i ich hit „Tu Chaust”. Ustawiasz głośność na maks i wkładasz sobie woskowe zatyczki do uszu. Wciskasz przycisk „Play”. W kolumn wydobywa się dźwięk. Kei natychmiast zrywa się z łóżka przy okazji uderzając głową w kolumnę i biegnie ku wyłącznikowi. Pobudka Kei'a to jedna z tych rzeczy które kochasz robić. Siadasz na łóżku i patrzysz na kopertę. Kątem oka widzisz że Kei na ciebie krzyczy, jednak nic nie słyszysz. Łapiesz kopertę szybkim ruchem i widzisz że jest adresowana do ciebie i Kei'a. Zdziwiony otwierasz ją szybko i zaczynasz czytać.

Drogie Kolegi! - Po tym wstępie domyślasz się że list pisał najgłupszy z twoich znajomych. Satou.

- Gdy spaliście był tu wicedyrektorka. Nie chciała was budzić, bo powiedział że nie ma takiej gorącej potrzeby. Kazał się wam jednak stawić się w jego kabinecie, około godziny 14, a najlepiej jeszcze wcześniej. Trzymajcie się. Najmroczniejsze pozdrowienia. Satou.

Po przeczytaniu listu masz wrażenie że się rozpływasz. Listy pisane ręką Satou'a, to najlepsza rozrywka jaką możesz sobie obecnie wyobrazić. Wyjmujesz zatyczki z uszu i informujesz o liście Kei'a, i po chwili mu go czytasz. Ten idzie wziąć gorący prysznic. Gdy Kei jest gotowy wychodzicie z pokoju. Kierujecie się ku stołówce z nadzieją na otrzymanie czegoś do jedzenia. Na miejscu zaprzyjaźniona ze wszystkimi śpiochami kucharka uśmiecha się serdecznie i przynosi wam po kubku herbaty i kilka kanapek. Gdy kończycie jeść postanawiacie czym prędzej wybrać się do wicedyrektora.

Akihito (Entman)

Jest dzień. Godzina około 13. Podnosisz się wesoło z łóżka i przy okazji budzisz wszystkich swoich współlokatorów głośnym krzykiem

- HEJAHO! Czas powitać nowy dzień moi państwo! - Krzyczysz, jak co dzień.

Reszta lokatorów która już od dawna nie spała, a jedynie leżała w łóżkach tajemniczo wymieniła między sobą kilka zdań w niezrozumiałym dla ciebie języku. Zastanawiasz się o co im chodzi. Co prawda nigdy nie przypadali za tobą, ani za twoim charakterem, ani nawet za poczuciem humoru, ale nigdy nie mówili niczego w sekrecie przed tobą.

- No, ale co się stało? Nie śpicie? To dobrze!

Słyszysz jak u ust jednego z współlokatorów dobywa się kolejne kilka słów nieznanym tobie języku. Wstajesz szybko, i podchodzisz do owego osobnika i prosto do ucha mu szepczesz.

- No... Powiedz mi o co ci chodzi...

Osobnik ten zaczyna się śmiać. Również zaczynasz się uśmiechać, domyślasz się że ów osobnik wypowiedział jakiś żart który wszyscy dopiero teraz zrozumieli, ponieważ również wszyscy wybuchają głośnym śmiechem. Zaczynasz się śmiać, z czegoś czego nie rozumiesz. W tym momencie upadasz na ziemie. Zemdlałeś.

Budzi cię chichot i śmiech. Czujesz przeraźliwy ból głowy, widzisz że jesteś na świeżym powietrzu. Prawdopodobnie któryś z twoich kolegów wyniósł cię na dwór żebyś pooddychał. Otwierasz oczy i widzisz tłum osób które się na ciebie patrzą i śmieją się z ciebie. Po chwili uświadamiasz się co się stało. Gdy zacząłeś się śmiać ktoś zaszedł cię od tyłu i uderzył w głowę. Stąd ból. Również ktoś musiał cię wynieść na dwór... Ale dlaczego wszyscy się śmieją? Spuszczasz głowę w dół i widzisz swoje nagie ciało. Na brzuchu masz napis: „Pozdrowienia od Śpiących.” Uświadamiasz sobie swoją tragiczną sytuacje i zaczynasz krzyczeć. Szarpiesz rękoma. Nadaremnie, gdyż jesteś przywiązany do murów. Tłum przestał się śmiać. Otwierasz oczy i widzisz że ktoś zakrył cię peleryną. Słyszysz ostry krzyk i nagle tłum zaczął uciekać. Chwilę potem ktoś odwiązuje ci ręce od murów. Upadasz na ziemię. Osoba zdejmuje pelerynę i okrywa cię nią. Spoglądasz na twarz tej osoby. To wicedyrektor.

- Jak sie czujesz?

W odpowiedzi mówisz że niezbyt dobrze.

- Wróć do pokoju, umyj się i ubierz. Potem przyjdź do mojego gabinetu. Tylko nie ociągaj się.

Wicedyrektor oddala się powoli.

- Aha, zastanów się kto mógł ci to zrobić, jeżeli chcesz to mi powiedz. - Powiedział odchodzący wicedyrektor.

Wstajesz i ruszasz szybkim krokiem do swojego pokoju.

Reszta: Czekacie na słowa senseia Adama.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Chodźmy zobaczyć co ten dziad znów chce...

Trzeba się będzie jakoś odegrać za tą pobudkę... Zobaczymy co stary od nas chce, może da to okazję do rewanżu

Przed drzwiami gabinetu derektora mówię do mojego kolegi:

-Pamiętaj, musimy trzymać się razem. Nie wiem o co mu znów chodzi bo ostatnio byłem grzeczny, nie licząc kilku mniejszych bójek...

Gdy tylko wicedyrektorek otwiera nam drzwi krzyczę:

-TO WSZYSTKO ON PROSZĘ PANA! PRUBOWAŁEM GO ZATRZYAĆ ALE MNIE OBEZWŁADNIŁ! TO NIE MOJA WINA!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeciągam się na krześle, gdy kończę opychać się śniadaniem. Nie ma to, jak porządne jedzonko po długim, przyjemnym śnie. Rozleniwionym wzrokiem rozglądam się po stołówce. Przejeżdżam spojrzeniem po wszystkich osobach. Na szczęście nie ma nikogo, kogo bym specjalnie nie lubił.

- Muszę chyba przestać tak majstrować po nocach... – Mówię do siebie z zamkniętymi oczami.

Podkładam sobie dłonie pod kark i bujam się chwilę na krześle.

- Hej, Kei... Trzeba by się wreszcie ruszyć do tego gabinetu... – Mówię wciąż zamkniętymi oczami.

Wstaję i rozprostowuję skrzydła zahaczając o czapkę jakiegoś gościa obok. Ten jednak najwyraźniej był na to przygotowany, bo uchylił się przyciskając ważne nakrycie głowy do czaszki. Po rozprostowaniu kości składam skrzydła. Uśmiecham się.

- To się nazywa dobre rozpoczęcie dnia. No dobra, ja idę. A ty? – Pytam Kei’a już normalnie.

Chyba niedługo zaczniemy wreszcie na akcje chodzić... Może nawet mnie przydzielą z siostrą, lub bratem? Hehe... To by była heca... Ja i Ever w jednej drużynie... Ale przynajmniej śmiesznie by było.

Sprawdzam godzinę.

- Kurka... Mamy jakieś... pół godziny, jeśli mój zegarek chodzi dobrze... Lepiej się kopnąć, bo nas jeszcze wywalą za niesubordynację.

Ruszam szybkim krokiem w kierunku gabinetu. Oglądam się za Kei’em, by sprawdzić, czy idzie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łiiiii!! Jestem batman!! Łiiiiiii!!- Krzyczę w czasie biegu do mojego pokoju, podczas którego peleryna łopocze za moimi plecami. Jednak po dziwnych spojrzeniach posyłanych co rusz w moją stronę zorientowałem się, że pewne części mojego ciała są za bardzo widoczne. Zwolniłem więc nieco krok, żeby nie wyjść na ekshibicjonistę. Co jakiś czas jednak gdy co ładniejsza białogłowa przechodziła koło mnie, podwijałem pelerynę co by moje wdzięczne geny pooglądała. Większość z dziewczyn nie była z tego zadowolona, przez co już po krótkim czasie uciekałem przed dużą liczbą żądnych mordu kobiet. Podczas ucieczki moja peleryna znowu dumnie powiewała z tyłu prezentując dolne partie mojego ciała, lecz teraz nie miałem czasu żeby się nad tym zastanawiać. Cudem dobiegłem do mojego pokoju, szybko wbiegłem doń i zamknąłem drzwi tuż przed nosem dzikiego tłumu.

uff- Odetchnąłem na głos. Nagle przypomniało mi się jednak jak zostałem dzisiaj rano poniżony. Nie mogę tego tak zostawić, ta zniewaga krwi wymaga... Ale najpierw pójdę do toalety, strasznie chce mi się lać... Doznałem olśnienia. Te biedne dwa neurony pracujące za dwudziestu w moim mózgu zaiskrzyły i od jakże niepamiętnych czasów w mojej świadomości pojawiła się myśl!! Moimi oczami szybko przeskanowałem pokój w poszukiwaniu jakiejś rzeczy należącej do tego obcego gada z rana. Udało mi się znaleźć jego termos, w którym trzyma napary z ziółek łagodzące jego zapalenie opon mózgowych. Odkręciłem więc nakrętkę i kulturalnie wysikałem się do środka. Przypomniałem sobie jednak, że dyro mnie prosił na dywanik, więc trzeba by jak najszybciej do niego przyjść. Wziąłem więc szybki prysznic podśpiewując przy tym sobie moją ulubioną piosenkę "Apoloszajs", ubrałem się w moje ulubione rzeczy i wyszedłem na korytarz. Widząc mnie ubranego ludzie zdawali się jakby oddychać z ulgą, co dodało mi otuchy. Szybko wbiegłem więc po schodach i zapukałem do gabinetu Dyra.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ludzie mówią, że gdy osoba, która uniknęła zdarzenia, które można uznać za niesprzyjające, ma szczęście. To, że ominęła mnie woda „przywołana” przez tę mackowatą istotę, można więc chyba nazwać szczęściem. Chwilę po komentarzu tej, która określa się imieniem Yasei, do zbrojowni przybył humanoidalny jaszczur, który przedstawił się jako Zakra. Nie chcąc by czekano na moją odpowiedź, odezwałem się:

- Jestem Urt i jestem maszyną. Moja budowa nie pozwala mi na stosowanie magii. Nie jestem jeszcze zdolny stwierdzić dokładnie, co umiem. Obecnie wiem, że potrafię rozmawiać z innymi maszynami. To wszystko. Przepraszam, jeśli komuś przeszkodziłem w wypowiedzi.

Po tej wypowiedzi odszedłem na bok i ukradkiem stanąłem obok bitewnego egzoszkieletu. Dotknąłem go dłonią i „spytałem” go, czy wie, gdzie dokładnie się wybieramy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...