Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Cardinal

Książki ogólnie

Polecane posty

Smoki i dobra ksiażka? Nasuwa mi się od razu jedna z moich ulubionych książek, a mianowicie cykl "Jeźdźcy smoków z Pern" autorstwa Anne McCaffrey. Jak dla mnie cykl absolutnie genialny i stojacy bardzo wysoko na liście. Powtarzam go sobie od czasu do czasu, chociaż brakuje mi jeszcze kilku tomów żeby był kompletny. Ciekawe czy ktoś oprócz mnie takze go czytał...Nie wierzę że nie:)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aha, skoro już coś napisałem w tym temacie - mam w planach post o tym, co przeczytałem ostatnio, jak i jeszcze króciutki powrót do rozmowy z Qbusiem o Dukaju, ale to jeszcze wymaga pewnych przygotowań z mojej strony.

Czekam B)

A tymczasem, borem lasem... Jeffery Deaver The Stone Monkey (tytuł polski: Kamienna Małpa), czyli kolejna pozycja z biblioteczki w pracy. Tym razem mamy do czynienia z rasową pozycją z gatunku sensacyjnych czytadeł, a właściwie można to uściślić do thrillerów policyjnych CSI. Niektórym pewnie znany jest film Kolekcjoner Kości i postacie sparaliżowanego Lincolna Rhyma i jego partnerki Amelii Sachs. Tym razem duet ten, wspomagany przez grupkę innych agentów, musi złapać Ducha (The Ghost), czyli groźnego, niebezpiecznego, bezwględnego i w ogóle chińskiego szmuglera ludzkiego towaru. Akcja zaczyna się, gdy ten dopływa z towarem do wybrzeży USA, a nasza dzielna drużyna ma go na oku. I zaczyna się zabawa. I trzeba przyznać, że zabawa jest całkiem ciekawa i trzymająca w napięciu. Mamy sporo akcji, ciekawego przeciwnika, ciekawych przeciwników przeciwnika. I ogólnie jest ciekawie. Końcowe zwroty akcji mogą zaskoczyć (jeden czy dwa jednak przewidziałem) i chyba brak mi poważnych zastrzeżeń. Ogólnie polecam wszystkim miłośnikom dobrego czytadła sensacyjnego, gdyż jest to pozycja z wyższej półki tego gatunku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a jako że smoki to moje ulubione stworzenia fantasy to czy zna ktoś jakąś dobrą książkę z nimi w roli głównej?

Jeśli masz więcej czasu, to zdecydowanie polecam 4-tomowy cykl Kroniki Margaret Weis i Tracy'ego Hickmana. Całość osadzona w świecie znanym jako Dragonlance. Choć same smoki nie są tam głównymi postaciami i bohaterami, to z tomu na tom rozkręca się coraz bardziej, a jesli chcesz uświadczyć wielkich podniebnych bitew z owymi wielkimi gadami w roli głównej - czytaj. Do tego masz ciekawą drużynę, mnóstwo przygód, z których nie raz i nie dwa się uśmiejesz za sprawą jednego z kompanów, ale co najważniejsze - bardzo dobry styl autorów. A jesli na jednotomowcu Ci zależy, spróbuj "Legendę o Humie" Richarda A. Knaaka. Też osadzone w świecie Dragonlance, ale zdecydowanie nie trzeba ciągnąć nie wiadomo ile pozycji, aby dojść do zakończenia fabuły;] Jeden tom w zupełności wystarcza, a i tak uświadczysz dużo smoków i podniebnych batalii...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ogólnie polecam wszystkim miłośnikom dobrego czytadła sensacyjnego, gdyż jest to pozycja z wyższej półki tego gatunku.

Nie tylko sensacyjnego, seria o Rhymie to także świetne kryminały. A co do zwrotów akcji i nieprzewidywalnych zakończeń, to jest to swego rodzaju wizytówka Deavera(były chyba w każdej jego książce, którą czytałem) , przez co czytając kolejne jego książki przewidujesz, że zakończenie będzie inne niż by to sugerowała fabuła, przez co zakończenia nie są aż tak nieprzewidywalne jak mogłyby być(wiem, że brzmi to trochę dziwnie, ale mam nadzieję że da się załapać o co chodzi).

Przez brak internetu w domu nie relacjonowałem wrażeń z kolejnych książek, które przeczytałem przez wakacje, a nie chce mi się w tym momencie opisywać wszystkich na raz więc wypiszę te, które najbardziej się mi spodobały:

- Dużo książek Pratchetta zaliczyłem i najbardziej spodobały mi się - Kosiarz i Witches Abroad(polski tytuł to chyba Wyprawa Wiedźm)

- Świat Króla Artura Sapkowskiego

- Roland Kinga - Całkiem ciekawe fantasy, inne od wszystkich które do tej pory czytałem

- Demony Dobrego Dekstera i Dekalog Dobrego Dekstera - powieści kryminalne opisujące dzieje i twórczość niejakiego Dextera Morgana(tego z serialu Dexter). Książki napisane w bardzo luźny sposób, z bardzo specyficznym humorem i wyrazistym głównym bohaterem - pozbawionym uczuć socjopatą opętanym przez rządze zabijania, którą zaspokaja mordując innych morderców. Pomysł ciekawy, a wykonanie jeszcze lepsze. Zdecydowanie polecam obie książki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odłożyłem Prattcheta, a Sapka skończyłem , więc czas brać się za to za co w kocu powinienem się zabrać - Władca Pierścieni - Książka naprawdę wciąga, ale jeszcze się nie wypowiem do końca bo dopiero 100 stron.

Ale... W czasie wakacji udało mi się przeczytać dwie książki Christophera Moore'a, który pisze tak że w jednej chwili się śmiejesz a na samym końcu zamyślasz się nad życiowymi sprawami ;] Moore pisze, tak że czyta się jego twory szybko i łatwo, żarty są częste czasem ostrzejsze a czasem ukryte, tak było przynajmniej w Krwiopijcach i Brudnej robocie, które przeczytałem, polecam ;D

A, jak teraz targi książki w Krakowie i rozpoczyna się polowanko:

Demony Dobrego Dextera i Dekalog...

Ssij mała ssij (Boże ten tytuł jest okropny...perwersyjny)

Godne polecenia, bo widzę, że Dexter (świetny serial BTW) jak najbardziej, a czy kontynuacja godna Krwiopijców?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie tylko sensacyjnego, seria o Rhymie to także świetne kryminały. A co do zwrotów akcji i nieprzewidywalnych zakończeń, to jest to swego rodzaju wizytówka Deavera(były chyba w każdej jego książce, którą czytałem) , przez co czytając kolejne jego książki przewidujesz, że zakończenie będzie inne niż by to sugerowała fabuła, przez co zakończenia nie są aż tak nieprzewidywalne jak mogłyby być(wiem, że brzmi to trochę dziwnie, ale mam nadzieję że da się załapać o co chodzi).

A pewno, że się da. Zwłaszcza, że jest to przypadłość wielu pisarzy. Są oni mianowicie schematyczni. Pierwsza przeczytana jest bardzo zaskakująca i wszystkie te zwroty potrafią nieźle zmylić. Lecz im więcej dzieł się czyta, tym mniej zaskakujące stają się zwroty. Pół biedy jeśli czyta się książki jednego autora w większych odstępach czasu, ale wystarczy przeczytać parę pod rząd, a już nie jest tak kolorowo. Jak tak miałem na przykład z Cobenem. Tylko dochodzi tu jeszcze pewna kwestia - schemat nie może być męczący. Nawet jeśli książka stanie się dość przewidywalna, to i tak powinno się ją czytać OK. Tak na przykład jest z Cusslerem - we wszystkich książkach mamy w zasadzie to samo, ale czyta się świetnie. Natomiast w powieściach kryminalnych typu Cobenowowskiego czy Deaverowskiego zaskoczenie jest jednym z głównych elementów, więc jego brak potrafi zabrać nieco radości. Deavera na razie czytałem jedną książkę, więc się nie wypowiadam, ale wystarczyły mi dwie książki Coben pod rząd, żebym miał dość na jakiś czas.

Prawdziwą sztuką jest zaskakiwanie za każdym razem...

Odłożyłem Prattcheta, a Sapka skończyłem , więc czas brać się za to za co w kocu powinienem się zabrać - Władca Pierścieni - Książka naprawdę wciąga, ale jeszcze się nie wypowiem do końca bo dopiero 100 stron.

Już te pierwsze 100 stron tak wciągnęło? Aż dziwne, bo wiele osób narzeka, że początek dla nich za wolny i przynudzający. Mnie też od początku wciągnęło... Może czas na trzecie czytanie? ;)

U mnie był kolega, 4 książki przyniósł, więc teraz na tapecie Uczeń Czarnoksiężnika Witolda Jabłońskiego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie był kolega, 4 książki przyniósł, więc teraz na tapecie Uczeń Czarnoksiężnika Witolda Jabłońskiego.

Skoro już się zabrałeś do Jabłońskiego, mą szer, to polecam ci tę lekturę, ale jednocześnie doradzam cierpliwość. Pierwszy tom jest trochę nużący i niemal kompletnie pozbawiony dialogów, co wynika z pewnego założenia autora - czytamy wspomnienia 80=cio letniego starca, który oczywiście nie może pamiętać rozmów z lat dzieciństwa. Ale w sumie książka naprawdę warta rekomendacji...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już te pierwsze 100 stron tak wciągnęło? Aż dziwne, bo wiele osób narzeka, że początek dla nich za wolny i przynudzający. Mnie też od początku wciągnęło...

Mówią tak tylko ci, co czytają książki dla radosnych rowałek. Tacy to aż nóżkami przebierają kiedy to bohaterowie dojdą do tego "Mordechaju" i zrobią kuku Sauronowi. Mnie tam się początek podobał. Bo do rozkręcenia całej sagi trochę stron potrzeba... Poza tym te wszystkie genealogie, opisy życia hobbitów i inne takie zwyczajnie mnie interesowały.

A żeby wydłużyć posta to złożę raport ;)

Janusz A. Zajdel "Wyższe racje" - pośmiertny wybór opowiadań.

Chylę czoła. Bardzo bardzo bardzo dobre to wszystko. Każde opowiadanie wyposażone w dość zaskakujące zakończenie. Jednak najważniejsze jest to, że dają sporo do myślenia, choćby o tych ludziach któży się teraz zamrażają z powodu nieuleczalnej choroby z nadzieją że jak nauka pójdzie do przodu to ich uleczą. No i było tu opowiadanko o czymś takim dosyć miażdżące w swojej treści ;) Więcej pisał nie będę dodtam tylo że Zajdla trzeba czytać. No.

Szkoda że odszedł tak wcześnie. W zanadrzu mam jeszcze jeden tom opowiadań, a biblioteka ma jeszcze kilka. Bardzo dobrze, będzie co robić w najbliższym czasie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Owszem może opis drzewa genealogicznego był nieco nużący to mimo to reszta trzymała jak najwyższy poziom. Opisy wiosek czy hobbitonów, czy opisy samych hobbitów. A to dopiero początek ;)

Lubie książki i nie tak jak niektórzy, że przeczytałem Harry'ego Pottera czy I część Wiedźmina\Pratchetta żeby być na opie xD (mam takich w klasie), ale jak już za coś się zabieram to czytam od deski do deski czy mi się podoba czy nie. Poza tym nie mogę, nie potrafię czytać wypożyczonych książek (wyjątkiem lektury), bo mam świadomość tego że muszę je oddać, czuje się lepiej gdy posiadam własny egzemplarz

Więc ponowię pytanie, czy książki o Dexterze są godne polecenia?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thx za podanie mi książki ale do matury potrzebuje przynajmniej dwuch ;/ Mój temat to Historia i rozwuj gier komputerowych w polsce. Omów temat na podstawie wybranych utworów literackich. Pleas pomuszcie mi szukać innej książki nawiązującej do tego tematu

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro już się zabrałeś do Jabłońskiego, mą szer, to polecam ci tę lekturę, ale jednocześnie doradzam cierpliwość. Pierwszy tom jest trochę nużący i niemal kompletnie pozbawiony dialogów, co wynika z pewnego założenia autora - czytamy wspomnienia 80=cio letniego starca, który oczywiście nie może pamiętać rozmów z lat dzieciństwa. Ale w sumie książka naprawdę warta rekomendacji...

Dziękuję za radę - w drodze do pracy 22 strony wchłonąłem, więc wiem czego more or less się spodziewać. Lecz nie straszne mi Joyce'y i Ulissesy, przed postmodernistami nie drżę z trwogi, więc niepotrzebne mi do szczęścia dialogi ;)

Poza tym nie mogę, nie potrafię czytać wypożyczonych książek (wyjątkiem lektury), bo mam świadomość tego że muszę je oddać, czuje się lepiej gdy posiadam własny egzemplarz

Wiadomo, że lepiej mieć swoje - zawsze można czytać i wracać kiedy się chce, ale dla mnie najważniejsze jest samo dzieło. I pożyczone czy nie - ważne, żeby było dobre. Cała reszta nie tak ważna. Gorzej jeśli w ogóle nie ma czasu na czytanie...

Thx za podanie mi książki ale do matury potrzebuje przynajmniej dwuch ;/ Mój temat to Historia i rozwuj gier komputerowych w polsce. Omów temat na podstawie wybranych utworów literackich. Pleas pomuszcie mi szukać innej książki nawiązującej do tego tematu

Wybacz, że się nieco wyzłośliwię - nie bierz tego do siebie, ale jeśli będzie pisał maturę/przygotowywał prezentację w taki sposób jak piszesz na tym forum, to nie wróżę Ci powodzenia. I nie chodzi mi tu tylko o podkreślone błędy ortograficzne (choć są tragiczne), ale o ogół wypowiedzi. Formułujesz czasem swoje myśli bez ładu i składu (patrz poprzedni swój post). Rada praktyczna - wybierz się do jakiejś większej biblioteki w mieście swoim czy jakimś większym i popytaj. Na temat polskich gier komputerowych raczej wiele tam nie będzie. Trzeba było się orientować zanim zdecydowało się na temat. I co do samego tematu - zapoznaj się z rozróżnieniem na utwór literacki i utwór użytkowy/dzieło naukowe. Wątpie, że w literaturze pięknej znajdziesz jakieś informacje na temat historii i rozwoju gier w Polsce. Bardzo mocno wątpię. A jak już, to będą to szczątkowe informacje.

Któż Ci zaakceptował taki temat?!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Natomiast w powieściach kryminalnych typu Cobenowowskiego czy Deaverowskiego zaskoczenie jest jednym z głównych elementów, więc jego brak potrafi zabrać nieco radości. Deavera na razie czytałem jedną książkę, więc się nie wypowiadam, ale wystarczyły mi dwie książki Coben pod rząd, żebym miał dość na jakiś czas.

Ja przeczytałem pierwsze pięć książek o Rhymie i Sachs praktycznie jedna po drugiej(z krótką przerwą na Panieński Grób - też autorstwa Deavera i też godna polecenia) i wszystkie tak samo mnie wciągły i zachwyciły(oprócz, oczywiście Kolekcjonera, który jest moim faworytem w tej serii i zawsze będzie lepszy od reszty). Jedynym co wynikło z faktu, że Deaver lubi zaskakiwać jest to, że czytelnik po prostu czeka kiedy nastąpi nagły zwrot akcji, co mi wcale przyjemności nie popsuło bo Deaver na prawdę potrafi zaskakiwać i czytelnik raczej nie ma szans domyślić się w jaki sposób zadziwi go w kolejnej książce.

Już te pierwsze 100 stron tak wciągnęło? Aż dziwne, bo wiele osób narzeka, że początek dla nich za wolny i przynudzający.

Załeży w jakim tłumaczeni się czyta. Ja przy cudownej interpretacji Władcy, autorstwa pana Łozińskiego dotrwałem do fragmentu z Tomem Bombadilem i więcej po prostu nie dałem rady. A ostatnio przeszła mi koło nosa cała trylogia wydana w jednym tomie, w języku angielskim za 40zł. Do dzisiaj nie mogę tego przeboleć.

ale jak już za coś się zabieram to czytam od deski do deski czy mi się podoba czy nie.

Mam dokładnie tak samo - jak już zacząłem czytać to powinienem skończyć, dzięki temu nauczyłem się szybkiego czytania, gdyż wpadła mi w ręce cudowna powieść kryminalna Splinter Cell - Operacja Barrakuda, która jest zdecydowanie na pierwszym miejscu jeśli chodzi o najżałośniejsze książki jakie w życiu przeczytałem. Ostatnie sto stron przeczytałem w około godzinę(przeciętnie w godzinę czytam do 40 stron) by po prostu wreszcie do cholerstwo mieć za sobą

Poza tym nie mogę, nie potrafię czytać wypożyczonych książek

Też tak miałem, ale gdy zacząłem mieć poważne braki w budżecie przemogłem się i zapisałem do biblioteki, teraz kupuję tylko książki o których jestem jak najbardziej pewny, że są warte wydanych na nie pieniędzy.

Więc ponowię pytanie, czy książki o Dexterze są godne polecenia?

Jak dla mnie zdecydowanie godne polecenia. Na pewno są inne od wszystkiego co, przynajmniej ja, do tej pory przeczytałem. Na prawdę chwytliwy i specyficzny humor. No i oczywiście Dexter, który patrz na nasz świat z dystansu i dziwi się zachowaniom ludzi, którzy w przeciwieństwie do niego odczuwają emocje i uczucia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za radę - w drodze do pracy 22 strony wchłonąłem, więc wiem czego more or less się spodziewać. Lecz nie straszne mi Joyce'y i Ulissesy, przed postmodernistami nie drżę z trwogi, więc niepotrzebne mi do szczęścia dialogi ;)

No to udzielę Ci, Szlachetny Wędrowcze, jeszcze jednego ostrzeżenia. Jabłoński lubi skandalizować i niektore z jego opisów scen miłosnych mogą wywołać pianę na "uściech" rozmaitych moralistów.

Jego bohater, Witelon, to taki nasz śląski Makiawel, Leonardo i Benvenuto Cellini w jednym. A że znane nam są seksualne preferencje np. Leonarda, o których raczej się nie mówi w szkołach...

A książka jest świetna (osobiście uważam ją za ciekawszą od "Trylogii Husyckiej" Sapkowskiego, ale to już moja VHO)...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Irrehaare)

Niby się przebudził, ale dlaczego? Zniszczył świat? Uratował? On czy nie on? Świadomie czy nie? Kto na niego czekał po przebudzeniu?

Tak czy inaczej - na pewno muszę przeczytać opowiadanie raz jeszcze - z naciskiem na samą końcówkę.

Są poziomy zamieszania w książkach, które mnie ciekawią i zmuszają do zadania sobie trudu odgadnięcia "co autor ma na myśli". Przy tym tekście jednak miałem wrażenie, że autor dał bardzo małe szanse czytelnikowi. A napisać coś, co rozumie tylko autor, można bardzo łatwo. Na szczęście Późniejsze dzieła tego pana uniknęły według mnie tego - a powiedzmy to! - błędu. (mam wrażenie, że piszę drugi raz to samo)

(Ziemia Chrystusa) Ale w jakim sensie nieludzko? W sensie, że nie rozwinął się technologicznie? Że nie było wojen czy też typo ludzkiej zawiści i tak dalej? Że ten ludek, które spotkali żył sobie tam tak, a nie inaczej?

Według mnie częścią istoty człowieka jest dążenie do czegoś, "jest mi źle i chcę, żeby było lepiej". Często pociąga to za sobą wyzysk oraz mordowanie tych na kursie kolizyjnym, panuje ogólna rywalizacja na wielu poziomach (od jednostek ludzkich po kontynenty). Tych elementów u cywilizacji odkrytej przez naszych dzielnych "stalinowców" mi zabrakło, przez to uważam, że chrystusowcy mocno odskoczyli ewolucyjnie od obecnej cywilizacji (w górę czy w dół? raczej gdzieś na bok drogi). Przypomina mi to trochę Jaghutów z Wiadomego Cyklu, którzy też żyli odmiennie od ludzi.

Nie znamy dokładnie historii ani też ogólniejszej organizacji społeczności - mamy tylko lekkie zręby stanu faktycznego. Ale rzeczywiście - taka fragmentaryczność może prowadzić do małej wiarygodności.

Badacze mogli np. natknąć się na jakąś enklawę, a reszta świata morduje się tak, jak należy, choć to byłoby już niepoważne. Chętnie poznałbym historię Ziemi Chrystusa, czy przemiana (trzymam się swojego poglądu na naturę człowieka) nastąpiła stopniowo, a jeśli tak, to pod wpływem jakich konkretnie czynników? Czy też "Jezus = pokój" i cześć? Czy dostali takie ułatwienia technologiczne, które stworzyły utopię, pozbawiającą znaczenia dążenie do polepszenia swojego życia? Nie wiadomo.

"kontakt" i wchodzenie ludzkości w świat bogactwa kosmicznych ras był rozpatrywany pod wieloma względami, ale nad konsekwencjami dla KK za bardzo się nie rozwodzono

Istotnie, nie przypominam sobie czegoś takiego. Jakoś niedawno Kościół ogłosił, że nie widzi przeszkód w tym, że może sobie istnieć życie rozumne na innych planetach - czyżby władze Kościoła zostały dopuszczone do tego światowego spisku ukrywającego kosmitów? :)

Ciekawie jest się pozastanawiać nad tym, jakie by to miało konsekwencje dla własnego światopoglądu - za kogo/co uważać takiego cosia? Zresztą jest to temat na setki stron wielu tematów....

Zgadza się, gdybać sobie można. Ja jestem dziwnie sceptyczny wobec poglądu, że w całym wszechświecie tylko na Ziemi rozwinęło się życie; to, że gdzieś w kosmosie coś/ktoś może żyć, przyjmuję ze spokojem. Większy problem stanowią istoty rozumne, które mają własny światopogląd: jak odnieść ich pojmowanie świata do naszego? Wesoło by było, gdyby oni również mieli swoje religie, a któreś z nich byłyby podobne do naszych. A może to Däniken ma rację i kosmici powiedzą "wasi bogowie to tak naprawdę my lol XD sorki".

Martin jest też perfekcjonistom. Lubi męczyć, cyzelować, poprawiać i tak w kółko - dla jakości serii wychodzi to na plus, ale dla czasu tworzenia zdecydowanie nie. Poza tym chyba wspominał parę razy, że nie jest do końca pewien jak niektóre wątki pozamykać, a czasem pomysły mu się zmieniają.

Martin kiedyś zażartował, że superbohatery z Wild Cards przylecą do świata powieści i uratują wszystkich. Nie zauważyłem, że ten post na blogu pochodził z pierwszego kwietnia i się rozgniewałem. Zresztą prawie wszystkie nowe posty na jego bLoGaSiU też mnie irytują (oprócz tego pozytywnego ruchu HBO), bo pisze tylko o futbolu amerykańskim, ewentualnie o przemówieniu Obamy, a nic o książce. To martwi, bo Martin może "wykręcić Jordana" (umrzeć przed zakończeniem cyklu).

Brednie mi się podobały, przyznam bez bicia.

Próbujesz mnie połechtać w próżność sugerując możliwym do zinterpretowania na różne sposoby zdaniem, że nie dość, że czytałeś, to jeszcze to pamiętasz? <_<

Jeśli tak, to się udało.

Nawet parę lat temu posyłałem coś do magazynów, ale od jednego nie dostałem nawet "spieprzaj dziadu", od drugiego - po miesiącu oczekiwania i wykonaniu telefonu z pytaniem kontrolnym - "niestety nic z tego nie bedzie". Wiem, że nie powinienem się poddawać etc., ale się poddałem i brak mi zapału do pisania. Zająłem się czymś, co zajmuje mniej czasu i przyjemność z tego większa (czytaj: komuś się to przydaje i jestem za to chwalony).

Po Eriksonie wiadomo czego się spodziewać, a Murakami to nieco melancholii, magicznego realizmu, postmodernizmu, a na dokładkę dużo Japonii i dużo emocji.

Twórczość Murakamiego (mura-kami, hm... no dobra, wiem, że chodzi o coś innego) nadal pozostaje dla mnie tajemnicą, bo jednak chwyciłem za "Dom Łańcuchów" Eriksona. Potem zamierzam przeczytać dwie książki, które mam pożyczone z biblioteki ("Płacz narodzonych" Barclaya oraz "Retrospektywa" tom 2 Martina) i sięgam po ?????? Murakamiego.

Tylko, że gigantomania TZ oznacza też gigantomanię TD (czyt. Tych Dobrych). Bo żeby pokonać super-złych potrzeba super-dobrych. Jak jedni są wypasieni, to drudzy muszą im jakoś dorównać. Ale może panteon niedobrych i dobrych nieco się ustabilizuje, a nie będziemy dalej szli w górę.

Jestem po połowie czwartego tomu i patrząc wstecz, jakichś gigantycznych skoków w powerlevelach chyba nie było. Okaleczony jest potężny, ale jest też, hm, okaleczony, więc strasznie nie jest. Choć pojawiły się sygnały rozwalania planet w czwartym tomie:

wizja Heborica o ranie we wszechświecie, przez którą przelatują gigantyczne nefrytowe posągi

. Ale kupię sobie następne tomy, poczytam i będę wiedział.

Zakupiłem dziś "Grę o tron" i "Starcie królów" Martina i mam nadzieję, że się nie zawiodę.

Nie słyszałem jeszcze negatywnej opinii od osoby, która przeczytała pierwszy tom w całości. Masz już plany co czytać w oczekiwaniu na kolejny tom? 8)

Lubie tez książkę "Lesio" (zna ktoś ?) Chmielewskiej.

Ja znam. Czytałem to i bardzo mi się podobało, ale trzeba wziąć poprawkę na fakt, że było to kilkanaście lat temu (na szczęście nie kilkadziesiąt!). Pamiętam to jako książkę bardzo lekką i bardzo wesołą, z odrobiną kryminału (choć oczywiście żadnych trupów nie ma - ale jest próba morderstwa bronchitem...).

Nic może nie, ale na pewno niewiele. "Uczta dla wron" nie zachwyciła mnie tak bardzo jak poprzednie części, ale też nie można powiedzieć, że się zawiodłem.

Pewnie dlatego, że ten tom koncentruje się na postaciach, które do tej pory nie grały pierwszych skrzypiec - nie ma Tyriona, Daenerys itd., a których POV z "piszącego się" tomu można przeczytać na stronie Martina.

@Felessan - jakie fajne anime by mogło powstać z tego cyklu, tyle jest tam wesołych deprawacji seksualnych i innych ciekawych zagrań (

"jadł sam siebie!"

).

***

Dobra, co ja to czytałem ostatnio...

Pierwsza książka, o której chcę napisać, ma tytuł nieco obciachowy: "Bez wyrzeczenia. Dziedzictwo Girda - księga 1". Jest to dość proste czytadło, zawierające zarówno nawet ciekawe fragmenty, jak i koszmarnie złe elementy. O co chodzi - prostych wieśniaków uciskają przybyli zza wielkiej wody panowie, którzy swoją dominującą pozycję osiągnęli tym, że potrafią władać magią. Pewien chłopak, Gird, został wychwycony przez dowódcę lokalnej straży i wzięty do koszar na ćwiczenia, jednak gdy przyszło wymierzyć karę niewspółmiernie wielką co do popełnionego czynu na dzieciaku z wioski, Gird zdezerterował. Na szczęście dowódca straży wstawił się za nim i Gird uratował głowę, lecz jego rodzina sporo na tym straciła. Nie było to jednak nic, czego nie dałoby się odzyskać i Gird wrócił do życia wieśniaka. Jednak pogarda, jaką okazywało mu otoczenie, oraz poczucie winy sprawiało, że powoli, aż z morderczą systematycznością zaczął się staczać. Stanąć na nogi pomogła mu poznana na tańcach dziewczyna... Ech, to właśnie ten najgorszy element książki, wyciągnięta znikąd silna, utalentowana dziewoja, która "usłyszała o Girdzie" i "postanowiła się z nim spotkać". Dziewczę ma wady, takie jak pyskatość, wyższa niż zazwyczaj u płci przeciwnej upartość, muskularna budowa ciała (wiem, kwestia gustu) i szrama na twarzy, choć to wszystko wygląda mi na próbę "uczłowieczenia" wyjętej z kapelusza Mary Sue. No ale dobra, Gird zakłada rodzinę, płodzi dzieci i jest znacznie szczęśliwszy, niż był, ale znienacka mamy time skip do sytuacji, gdzie Gird stracił (prawie) wszystko i przyłącza się do buntowników próbujących walczyć z panami. I wreszcie książka staje się ciekawsza; Gird, wykorzystując swoje doświadczenie ze straży, organizuje obóz z prawdziwego zdarzenia (praca od podstaw, bez żadnych przeskoków typu "Robin Hood ucieka do lasu" -> "mamy rozwinięte zaplecze!"), tworzy grupy szkoleniowe w poszczególnych wsiach, ale też planuje nową organizację państwa, uczy się prawa od goblinów (to dość śmieszny i naciągany fragment, ale daje radę), w końcu toczy potyczki i wypowiada otwartą wojnę szlachcicom.

W ostatecznym rozrachunku, mimo żenująco słabych fragmentów, takich jak pojawienie się przyszłej żony Girda czy wejście do gry jego córki (właściwie najbardziej zawodzą postacie kobiece w tej książce, co dziwi, w końcu Elizabeth Moon to kobieta - jestem prawie pewien tego, widziałem zdjęcie na Wikipedii), można się skusić. Szczególnie, jeśli ktoś przeczytał "Czyny Paksenarrion", której to trylogii dylogia "Dziedzictwo Girda" jest prequelem (uch...). Ja "Czynów..." nie czytałem (jeszcze), ale podobno tam Gird jest przedstawiany jako niemal boska postać...

***

Druga książka to "Droga" Cormaca McCarthy'ego. Świat po jakimś kataklizmie, nieważne jakim. Ojciec i chłopiec podróżują przez zniszczone Stany. Jedzenia nie ma. Popiół, wszędzie popiół. Nie ma ptaków, psów, kotów. Jedyni ludzie to źli ludzie, oprócz nas. My nie jesteśmy złymi ludźmi. Nie zjadamy innych ludzi. Idziemy na południe.

Ech, trudno pisać. "Drogę" trzeba przeczytać. Oszczędność opisu potęguje postapokaliptyczny klimat. Siłą tej książki nie jest oryginalność. Jest nią atmosfera. Obraz kompletnej zagłady. Przejmujesz się losem bohaterów. Będziesz ich pamiętał. Warto.

***

Trzecia książka, którą czytam obecnie, to "Dom Łańcuchów", czyli czwarty tom Malazańskiej Księgi Poległych autorstwa Stevena Eriksona. Pierwsze 250 stron to opis przygód wszelakich Karsy Orlonga z plemienia Teblorów, który razem z dwoma towarzyszami wyrusza na wyprawę wojenną, poleconą mu przez siedmiu bogów teblorskich, by palić, gwałcić i mordować. Te 250 stron to chyba najbardziej przystępny fragment do tej pory w cyklu, akcja koncentruje się wyłącznie na Karsie, zamiast skakać po siedmiu innych wątkach. Karsa oczywiście pojawił się już w tomie "Bramy Domu Umarłych", ale zapomniałem o nim w potopie innych postaci i dopiero na samym końcu przypomniałem sobie, kto to jest i czym się w tamtej książce zajmował.

Nie napiszę wiele więcej, bo przeczytałem dopiero jakieś 65% książki, ale mam takie pytanie: w drugim tomie w tym czasie mieliśmy za sobą już kilka ładnych bitew i przyczynek do Czegoś Epickiego. W trzecim tomie też już było oblężenie Miasta o Śmiesznej Nazwie. Tutaj na razie nic. Owszem, dzieje się ciekawie i chce się czytać, ale nie jest to nic Epickiego. Może ktoś <_< wyda swoją opinię o "Domu Łańcuchów"? A najlepiej o wszystkich tomach, które się do tej pory w Polsce ukazały? Bo o ile dla mnie "Ogrody Księżyca" były mocno średnie, tak "Bramy Domu Umarłych", a konkretnie wątek Sznura Psów, to jedna z najbardziej epickich rzeczy, jakie czytałem. "Wspomnienie Lodu" również jest epickie, ale jednak nie aż tak, jak poprzednia książka. A "Dom Łańcuchów"? Hm, na razie jest dobrze-bardzo dobrze, ale bliżej "dobrze".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Planów co do tego, co czytać dalej mam kilka. Najpierw jednak muszę doczytać do końca pierwszy tom "Nawałnicy mieczy" i zacząć drugi, oczekujący na półeczce. Potem przyjdzie czas na "Ucztę dla wron". Liczę, że na te 3,5-4 ksiażki zejdzie mi z miesiąc albo i dłużej, ponieważ zaczynają się niedługo studia, a i M&A zżera mi sporo wolnego czasu. Także lekko licząc koło początków listopada będę mógł się zastanowić "co dalej".

Na oku mam kilka typów. Na pierwszym miejscu dalsze zapoznanie się z siedmioksiągiem Kinga. Kiedyś zakupiłem i przeczytałem 1 tom i nawet mi sie spodobało. A jako iż słyszałem, że pierwszy jest najsłabszy a drugi jednym z najlepszych, więc zawodu być nie powinno.

Na drugim miejscu potrzeb jest trylogia Gemmela o Troi. Ogólnie mówiąc podobno świetna ksiażka, bardzo interesująca tematyka no i świetne wydanie.

Planowałem też zabrać się za "Malazańską księgę poległych" jednak nie kręci mnie za razie zamawianie kolejnych tomów, jako że w Empiku i Kolporterze ich nie ma.

W praniu wyjdzie na co wydam kasę, jako że planuję jeszcze zakup pierwszego sezonu "Rzymu" i kilku kolejnych sezonów "Przyjaciół, no i kilka mang na dokładkę (ale to taki Off:P).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

M&A zżera mi sporo wolnego czasu

Manga i anime? Te chińskie bajki są takie infantylne, no wiesz >=/

Na pierwszym miejscu dalsze zapoznanie się z siedmioksiągiem Kinga. Kiedyś zakupiłem i przeczytałem 1 tom i nawet mi sie spodobało. A jako iż słyszałem, że pierwszy jest najsłabszy a drugi jednym z najlepszych, więc zawodu być nie powinno.

Swego czasu byłem olbrzymim fanbojem Mrocznej Wieży, mój pierwszy "stały" avatar to był Roland :) Żeby było weselej, zacząłem czytać od czwartego tomu, którego początek po prostu mnie rozwalił. Zakończenie zresztą też. Szybko przeczytałem pierwsze trzy tomy, a drugi i trzeci mają moim zdaniem najlepszy klimat ("klimaty") z całego cyklu. "Wilki z Calla" są super, choć przyznać też muszę, że ojciec Callahan z "Miasteczka Salem" był tam moją ulubioną postacią i sporo w "Wilkach z Calla" jest właśnie o nim. Dobra książka. Tom szósty też jest bardzo dobry, najbardziej podobał mi się fragment, gdy bohaterowie spotykają Stephena Kinga :) Ale po co to piszę - bo siódmy tom mnie rozczarował, a przede wszystkim jego końcowe fragmenty. Zakończenie, na które człowiek tak czekał... hm. Gdy autor sam ostrzega przed końcowymi rozdziałami, że może lepiej tego nie czytać, to coś musi być nie tak. W dodatku próbował połączyć wątek, który zaczął w "Bezsenności", i moim zdaniem wyszło to dosyć sztucznie, ale niech będzie. W każdym razie przyznać muszę, że to zakończenie wyleczyło mnie z fanbojstwa wobec Mrocznej Wieży, co niestety było nieco bolesne. Ale ogólnie i tak trzeba przeczytać całość :)

Na drugim miejscu potrzeb jest trylogia Gemmela o Troi. Ogólnie mówiąc podobno świetna ksiażka, bardzo interesująca tematyka no i świetne wydanie.

Czytałem pierwszy tom (w bibliotece był!), wspominam jako dobry tytuł, chyba nawet pisałem o tym tutaj, choć nie pamiętam kiedy. Poluję obecnie na drugi, ale złośliwie jest cały czas wypożyczony.

Planowałem też zabrać się za "Malazańską księgę poległych" jednak nie kręci mnie za razie zamawianie kolejnych tomów, jako że w Empiku i Kolporterze ich nie ma.

Jak to, empik nie sprowadzi? Zazwyczaj to zadanie zajmuje im zaledwie kilka dni, szczególnie, że ten cykl jest popularny i obecny na półkach. Podejmij ten wysiłek, choćby dla drugiego tomu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jedynym co wynikło z faktu, że Deaver lubi zaskakiwać jest to, że czytelnik po prostu czeka kiedy nastąpi nagły zwrot akcji, co mi wcale przyjemności nie popsuło bo Deaver na prawdę potrafi zaskakiwać i czytelnik raczej nie ma szans domyślić się w jaki sposób zadziwi go w kolejnej książce.

Ja co prawda głównego przekrętu nie rozpracowałem (może w sumie i dobrze), ale parę pomniejszych już tak. Ale tak jak pisałem - przeczytam więcej Deaverów, to dam znać. Co nie zmienia jednak faktu, że gdy czyta się dużo książek z takimi zwrotami akcji, to w pewnym momencie zaczyna się dostrzegać schematy i pewne rzeczy można odgadywać. Daje to nieco satysfakcji, ale jednak wolę zaskoczenie. O tym dokładnie jakie zaskoczenie lubię, to napiszę w odpowiedzi Świętemu Mariuszowi parę akapitów niżej.

No to udzielę Ci, Szlachetny Wędrowcze, jeszcze jednego ostrzeżenia. Jabłoński lubi skandalizować i niektore z jego opisów scen miłosnych mogą wywołać pianę na "uściech" rozmaitych moralistów.

Do miana moralisty mi daleko, więc bać scen gorszących się muszę. Już zresztą na początku bardzo mocno rozbawiła mnie scena, w której

urodziwa, lecz nieprzyjaźnie do bohatera nastawiona, dziewoja ze wsi pokazała protagoniście całą swą podspódnicową krasę, co skłoniło bohatera do tego, by nigdy nie obcować cieleśnie z niewiastami.

Można wszakże też powiedzieć, że odmiana bywa miła - może nawet i w preferencjach cielesnych głównego bohatera...

Są poziomy zamieszania w książkach, które mnie ciekawią i zmuszają do zadania sobie trudu odgadnięcia "co autor ma na myśli". Przy tym tekście jednak miałem wrażenie, że autor dał bardzo małe szanse czytelnikowi. A napisać coś, co rozumie tylko autor, można bardzo łatwo. Na szczęście Późniejsze dzieła tego pana uniknęły według mnie tego - a powiedzmy to! - błędu. (mam wrażenie, że piszę drugi raz to samo)

Tylko, że nawet bardzo małe szanse, to nie żadne szanse ;) Jaka oczywistość by to nie była, ja odniosłem wrażenie, że jednak rozwiązanie gdzieś tam siedzi. Bo w tych bardzo małych szansach można pójść dwoma drogami: przesytu i niedosytu. Dukaj wybrał pierwszą drogę i chyba przez to czytelnik się gubi. Informacji jest tak wiele, że w trakcie jednego czy dwóch czytań nie da się ich efektywnie przefiltrować. Murakami z kolei (wiem, że to zupełnie inna broszka, ale podaję dla przykładu) często niedosyca czytelnika. Tam jest mało informacji, ale też ma się wrażenie, że gdzieś tam ten diabeł siedzi między słowami.

I tu małe odwołanie do tego, co pisałem wyżej - najgorszym rozwiązaniem jest wyciąganie rozwiązań z kapelusza. Tak przy skomplikowanych/niejasnych fabułach, jak i przy wspomnianych powieściach detektywistyczno/sensacyjnych. Czasem autor ukrywa jakiś szczegół do ostatnich chwil i nagle wyskakuje z nim i zmienia całość książki. Jest to ciekawe rozwiązanie, gdy wymusza inne spojrzenie na resztę książki, lecz w powieściach detektywistycznych jest denerwujące. Wolę, gdy czytelnik jest postawiony na równi z śledczymi i ma podane wszystko, co potrzebne do odgadnięcia tożsamości sprawcy.

Według mnie częścią istoty człowieka jest dążenie do czegoś, "jest mi źle i chcę, żeby było lepiej". Często pociąga to za sobą wyzysk oraz mordowanie tych na kursie kolizyjnym, panuje ogólna rywalizacja na wielu poziomach (od jednostek ludzkich po kontynenty). Tych elementów u cywilizacji odkrytej przez naszych dzielnych "stalinowców" mi zabrakło, przez to uważam, że chrystusowcy mocno odskoczyli ewolucyjnie od obecnej cywilizacji (w górę czy w dół? raczej gdzieś na bok drogi). Przypomina mi to trochę Jaghutów z Wiadomego Cyklu, którzy też żyli odmiennie od ludzi.

Badacze mogli np. natknąć się na jakąś enklawę, a reszta świata morduje się tak, jak należy, choć to byłoby już niepoważne. Chętnie poznałbym historię Ziemi Chrystusa, czy przemiana (trzymam się swojego poglądu na naturę człowieka) nastąpiła stopniowo, a jeśli tak, to pod wpływem jakich konkretnie czynników? Czy też "Jezus = pokój" i cześć? Czy dostali takie ułatwienia technologiczne, które stworzyły utopię, pozbawiającą znaczenia dążenie do polepszenia swojego życia? Nie wiadomo.

Łącze obie wypowiedzi, bo moja odpowiedź będzie tyczyła się obu na raz. Mówisz o tej bardziej wesołej (mordy, wojny, rywalizacja) stronie ludzkiego charakteru. Tu mamy problem w tym, że napotykamy w opowiadniu drobny wycinek czasowy i miejscowy. Nie wiemy jak było na początku, nie wiem jaka była reakcja przedstawicieli innych religii... Też bym stawiał na to, że na początku było sporo kolizji, a tu mamy już świat załagodzony. Na 'Stalinowskiej' ziemi pewnie byłoby podobnie - większość osób na początku pewnie miałaby spore problemu z uwierzeniem, a i odpowiednia ilość cudów mogłaby cudów nie zdziałać (hochsztapler jakiś, na stos go!). Ale z czasem mogli dojść do wniosku, że polepszanie życia na ziemi wielkiego sensu nie ma, a właściwie ma tylko polepszanie życia duchowego, bo to za pewnia najbardziej komfortową posiadłość w dzielnicy Niebo ;) Ale co prawda to prawda - sam chętnie bym zapoznał się z rozwinięciem historii tej ziemi. A może sami napiszemy? :P

... czyżby władze Kościoła zostały dopuszczone do tego światowego spisku ukrywającego kosmitów? :)

A może po prostu dostali odpowiedniego newsa z góry? ;) W końcu mają najwyżej położone źródła, że się tak wyrażę.

Większy problem stanowią istoty rozumne, które mają własny światopogląd: jak odnieść ich pojmowanie świata do naszego? Wesoło by było, gdyby oni również mieli swoje religie, a któreś z nich byłyby podobne do naszych. A może to Däniken ma rację i kosmici powiedzą "wasi bogowie to tak naprawdę my lol XD sorki".

"A Kopernik była kobietą... Tylko, że naszą" Taki kontakt (poza oczywistym szaleństwem naukowym) mógłby odpowiedź na wiele kwestii związanych i z religią. Jaki wpływ na religię ma ukształtowanie ciała? Jaki ilość macek? A jaki skład gazowy planety, na której się mieszka? Chyba Douglas Adams (mogło to też być gdzieś u Pratchetta), w którejś ze swoich książek pisał o cywilizacji zarazków, która czeka apokalipsę, czyli chusteczkę higieniczną. Pewno coś przekręciłem kolosalnie, ale o to w zasadzie chodziło.

Martin kiedyś zażartował, że superbohatery z Wild Cards przylecą do świata powieści i uratują wszystkich. Nie zauważyłem, że ten post na blogu pochodził z pierwszego kwietnia i się rozgniewałem. Zresztą prawie wszystkie nowe posty na jego bLoGaSiU też mnie irytują (oprócz tego pozytywnego ruchu HBO), bo pisze tylko o futbolu amerykańskim, ewentualnie o przemówieniu Obamy, a nic o książce. To martwi, bo Martin może "wykręcić Jordana" (umrzeć przed zakończeniem cyklu).

O ile dobrze pamiętam ten Prima Aprilisowy post wynikał także z frustracji tym, że nie może połączyć pewnych wątków i sam sobie za wiele poplątał. Co w zasadzie też nie wróży za dobrze. Newsem o HBO też się ucieszyłem, ale zobaczymy, co z tego będzie w przyszłości. A tak w ogóle to wydawcy powinni na niego zakaz opuszczania własnego domu, a wierni fani powinni otoczyć teren/posiadłość szczelnym kordonem.

Zająłem się czymś, co zajmuje mniej czasu i przyjemność z tego większa (czytaj: komuś się to przydaje i jestem za to chwalony).

Z pamiętaniem może nie jest za dobrze, ale to w zasadzie żadna ujma, bo ilość książek i czas, od którego je czytam sprawia, że sporo rzeczy przeczytanych dawniej zaciera mi się gdzieś i miesza w odmętach (nie)pamięci. Co nie zmienia faktu, że mi się podobało. Całe szczęście sam nic nie wysyłałem, bo jeszcze miałbym negatywne odczucia z powodu odrzucenia mych wypocin. I cóż to za inne zajęcie?

... i sięgam po ?????? Murakamiego.

Czy wklejając tytuł w oryginale chciałeś mi dać do zrozumienia, że i czytał będzie w oryginale, czy też po prostu chciałeś mnie zmusić do wklejenia znaczków do Google'a? ;) Mam nadzieję, że Kafka się spodoba nabrzeżnie i bezbrzeżnie. Nie jest to mój top Murakamiego, ale jest i tak wysoko i bardzo dobrze.

Jestem po połowie czwartego tomu i patrząc wstecz, jakichś gigantycznych skoków w powerlevelach chyba nie było. Okaleczony jest potężny, ale jest też, hm, okaleczony, więc strasznie nie jest. Choć pojawiły się sygnały rozwalania planet w czwartym tomie:

wizja Heborica o ranie we wszechświecie, przez którą przelatują gigantyczne nefrytowe posągi

. Ale kupię sobie następne tomy, poczytam i będę wiedział.

Gigantycznych skoków może nie ma, ale jest trochę tego syndromu coraz większej ilość niemożliwych misji do pokonania, z czego każda następna zdaje się być jeszcze bardziej niemożliwa. Z czasem przecież siły słabną, a wrogowie zdają się być silniejsi. Ja czekam aż kolega skończy piąty tom, bo dopiero wtedy mi pożyczy, ale opowiadał mi, że pojawia się tam na początku informacja o jakimś wydarzeniu z przeszłości (

bodajże smok światła zabił smoka cienia

), które może doprowadzić do zniszczenia świata.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właściwie wypadałoby utworzyć tekst do wklejania przy każdej książce z cyklu "Świat Dysku" ("zabawna, z ciekawą historią, zadowalająca, z odpowiednią porcją inteligentnych żartów, satyry na współczesne realia, oryginalnych postaci" itd.), ale że wypada się czegoś czepić, to się czepię: running joke (

żołnierz = kobieta

) przegięty do granic możliwości [...]

Właściwie to mógłbym się jedynie podpisać pod tym postem, bo właśnie zakończyłem lekturę "Potwornego regimentu", ale że tak nie wypada, dodam parę słów od siebie. Przede wszystkim humor, którego jest tu jakby mniej, bo Terry skupił się na Poważnych Sprawach w bardziej poważny sposób. Jasne, żarciki i takie tam są obecne, ale jakby w mniejszym natężeniu - ale może to tylko moje wrażenie. Do tego tematyka wojenna ze straszliwie wyeksploatowanym motywem, o którym wspominał MSaint. Jeśli chodzi o wojnę i Świat Dysku, zdecydowanie bardziej do gustu przypadło mi "Bogowie, honor, Ankh-Morpork", pewnie dlatego, że niemal non stop występowali tam członkowie Straży. Jednak "Regiment" nie jest książką słabą, jak na standardy serii to takie IMO stany średnie, ale czytało się przyjemnie.

Ale jeszcze nie było takiej książki imć Pratchetta, którą bym czytał ze zgrzytem zębów (chyba, że ze śmiechu). :)

Teraz rozglądam się za jakimś ciekawym czytadełkiem na deszczowe wieczory (brr), więc zapewne trafi na Kinga - ale w jego twórczości mało już jest takich pozycji, z którymi się nie zapoznałem, więc trza to wreszcie zakończyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio wpadł mi w łapki "Najgłupszy Anioł" Christophera Moore. W związku z tym mam 2 (słownie: dwa) pytania.

1. Warto się za to zabierać, fajna lektura? Ogólnie prosiłbym o wrażenia kogoś kto ma ją już za sobą...

2. Mój egzemplarz ma oznaczenie *Wersja 2.0* To jest jakiś drugi tom (choć nie znalazłem informacji by taki powstał) czy też po prostu jakieś 'spaczowane', usprawnione wydanie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Raczej Spaczowane" - Nie wiem nie czytałem ale na bank nie jest to żadna kontynuacja

Czytałem już dwie powieści Moore'a (Brudna Robota i Krwiopijcy)i bardzo mi się podobały, więc zabieraj się za czytanie ;D

Jeszcze tylko się zacytuję, to napisałem stronę wcześniej:

Ale... W czasie wakacji udało mi się przeczytać dwie książki Christophera Moore'a, który pisze tak że w jednej chwili się śmiejesz a na samym końcu zamyślasz się nad życiowymi sprawami ;] Moore pisze, tak że czyta się jego twory szybko i łatwo, żarty są częste czasem ostrzejsze a czasem ukryte, tak było przynajmniej w Krwiopijcach i Brudnej robocie, które przeczytałem, polecam ;D

Opisz wrażenia po zakończeniu lektury ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio wpadł mi w łapki "Najgłupszy Anioł" Christophera Moore. W związku z tym mam 2 (słownie: dwa) pytania.

1. Warto się za to zabierać, fajna lektura? Ogólnie prosiłbym o wrażenia kogoś kto ma ją już za sobą...

2. Mój egzemplarz ma oznaczenie *Wersja 2.0* To jest jakiś drugi tom (choć nie znalazłem informacji by taki powstał) czy też po prostu jakieś 'spaczowane', usprawnione wydanie?

1. W pewnym sensie ja mam ją za sobą. A "w pewnym sensie" to dlatego, że poddałem się po jakiejś połowie... Wynudziła mnie ta książka niesamowicie, niewiele już z niej pamiętam, więc żadnej szczegółowiej recenzji nie napiszę. Kupiłem ją w ciemno, miałem nadzieję, że poprawi mi humor, a okazała się po prostu kiepska. Chyba, że to tylko do mnie nie trafia ten rodzaj humoru. Owszem, znalazła się tam jedna świetna scenka, przy której śmiałem się do rozpuku, ale nie ratuje to moim zdaniem mizernej całości(a raczej połowy, którą przeczytałem). Ale nie zrażaj się moim zdaniem na temat tej książki, bo w swojej opinii jestem raczej odosobniony.

2. Sprawdziłem i mój egzemplarz także ma takie oznaczenie, choć kupiłem ją już dawno temu, zdaje się niedługo po polskiej premierze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam! Piszę tego posta już drugi raz. Za pierwszym razem pojawił się błąd i cały post trafił do nikąd. Więc teraz będę się streszczał :P Czytam dość dużo książek z "Fabryki słów" chociaż ostatnio czas na czytanie mam tylko w weekend'y, a powodem tegoż stanu jest oczywiście szkoła. Wiem, że jest to dla was pewnie śmieszne pytanie ale czy książki Stephen'a King'a są takie dobre jak o nich się mówi. Moja polonistka bardzo chwali jego pozycje ale wcześniej nie miałem okazji się z nimi bliżej zapoznać. Wg. was jakie tytuły jego autorstwa są warte uwagi? Słyszałem tylko o "Zielonej mili", a niestety na pomoc kolegów nie mam co liczyć jeśli chodzi o pomoc w wyborze dobrej lektury na weekend. Więc proszę was o waszym zdaniem dobre książki ww. S. King'a, chociaż nie obrażę się także na tytuły z "Fabryki słów" jeśli ktoś na FA takowe czyta. Z góry dzięki za odpowiedź. Pozdrawiam

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że jest to dla was pewnie śmieszne pytanie ale czy książki Stephen'a King'a są takie dobre jak o nich się mówi.

Tak. Co więcej mogę powiedzieć? Na tym forum co chwilę wraca się do dyskusji na temat jego twórczości. Już zaczyna mnie to trochę bawić. Czy tutaj można pogadać o innych pisarzach? Bo jeśli już się tutaj wywiązuje jakaś dyskusja, to jest albo o fantastyce, albo o Kingu(nie żebym dyskryminował, przeciwnie, bardzo lubię, ale ileż można?).

Na początek przygody z Kingiem polecam ci "Carrie", następnie może jakiś zbiór opowiadań, a jak poczujesz klimat to: "Smętarz dla zwierzaków", "Lśnienie", "Miasteczko Salem", później możesz już czytać jak leci.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy tutaj można pogadać o innych pisarzach? Bo jeśli już się tutaj wywiązuje jakaś dyskusja, to jest albo o fantastyce, albo o Kingu(nie żebym dyskryminował, przeciwnie, bardzo lubię, ale ileż można?).

Tyle można, ile można - że tak filozoficznie odpowiem. Jest popyt, jest podaż. King jest pisarzem popularnym, fantastyka jest bliska graczom, więc i dyskusji jest dużo. Ja tam za Kingiem nie przepadam, więc się nie udzielam w dyskusjach o nim, ale za to wiem, że wystarczy po prostu spróbować zmienić temat, a nie czekać aż sam przejdzie na przez nas lubiane tory. Nie podoba się dominacja fantastyczno-Kingowa? Do something about it!

Lecz teraz pora na reklamę... znaczy się relację. Z uwagi na małą ilość czasu i własny niepomyślunek z weekendową wyprawę do Poznania nie zabrałem ze sobą Ucznia Czarnoksiężnika, co wymusiło natychmiastową reakcję w postaci pożyczenia czegoś do czytania od zastanej na miejscu szwargi. Ofiarą stała się Zemsta Łazarza (ang. The Lazarus Vendetta), a sprawcami Robert Ludlum i Patrick Larkin. Wybirając ofiarę kierowałem się poprzednimi dokonaniami pana Ludluma i się nie zawiodłem, znaczy się zawiodłem... Zawiodłem się, bo książka nie była za bardzo ludlumowska, lecz i tak była bardzo dobra. A w czym różnica? Otóż tym razem mamy dużo większą kondensację akcji - dzieje się tyle samo, ale na mniejszej ilości stron. Sama fabuła dość standardowa - bohaterski lekarz/szpieg/wojskowy, wielki spisek i zagrożenie dla całego świata, ale za to ciekawa dość podstawa fabuły, czyli antyglobalizm i nanotechnologia. Pewna sztampowość nie zmienia jednak faktu, że czytało mi się bardzo dobrze i skończyłem w dwa dni - w pociągach, autobusach i takich tam. W swoim gatunku sprawdza się świetnie.

A ja wraca do sodomicko-czarnoksiężnych przygód młodego Witelona...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam takie pytanie: czy ktoś zna "Czas poza czasem" ("Time out of joint") Philipa K Dicka? Jak ma się miodność tej książki w zestawieniu z np. Ubikiem? Przeczytałem zdawkową informację z tyłu mojego wydania Ubika i - nie powiem, zapowiadałoby się ciekawie...

A z własnego czytania - seria zeszytów fantastyki Iskier. Tumitak, opowiadania guslarskie, Odyseja Marsjańska (polecam!)...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...