Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Chimaira

Szkoła II

Polecane posty

W koncu musialem pujsc do jednej z najgorszych bo prawda jest taka, ze nawet w tych lepszych szkolach angole "boja" sie polakow bo sa sporo madrzejsi od nich.
No proszę, a i tak, mimo bycia mądrzejszymi, robią błędy ;]

sie polakow bo sa sporo madrzejsi od nich.smile.gif Juz po pierwszym dniu w szkole okazalo sie, ze jesli powiem nauczycielce, ze jest dziwka bo sprawdza/zadaje prace domowa to ona nic nie zrobi tylko pojdzie sobie dalej.
A może raczej boją się z powodu braku kultury i niewytłumaczalnej agresji? Bo wyzywanie nauczycielki w ten sposób nie mieści się w ogólnie pojętych normach dobrego wychowania, a już zwłaszcza - za wykonywanie jej pracy :/

Dodam tez, ze matematyczka dawno sie zorientowala, ze zadania ktore nam daje sa za latwe. Tak wiec dawala nam ksiazke z wyzszego levelu. Wiec musielismy charowac na materiale na A*, ale na egzaminach moglismy dostac jedynie C!!!!!!
Czyli skoro jesteście tacy genialni z matematyki, to mimo, iż robicie zadania bezbłędnie(za co jest A, jak twierdzisz) dostajecie C?

Wolę się wypytać o wszystko dokładnie, ponieważ mój młodszy brat dalej ma szansę trafić do liceum w Wielkiej Brytanii i chcę wiedzieć, na co mam go przygotowywać ;]

po tym zdarzeniu szkola jest duuuzo lepsze bo slyszalem, ze jak kiedys np. ktos sie bil to uczniowie robili sciane zeby nauczyciele nie mogli sie dostac gosci rozdzielic.
A ja słyszałam o przypadku z Polski, gdzie uczniowie wsadzili nauczycielowi kosz na głowę albo symulowali gwałt na koleżance, a uczniowie milczeli jak mur, aby nie pomóc. Słyszałam również o tym, że kultura zachowania i wypowiedzi(w tym znajomości własnego języka) podupada i teraz widzę, że to prawda ;]
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O ortografii nie komentuj bo jestem niemal dyslektykiem (w polsce, az do I klasy gimnazjum zawsze mialem swiadectwo z czerwonym paskiem i jedna z najlepszych srednich w szkole). Maja nauczycielka z matmy jest z afryki i mowi po angielsku wlasciwie gorzej o de mnie. Po za tym nie tyle jest to zwykla szkola co Akademia - szkoly angielskie zostaja zmienione na akademie jezeli nauczyciele nie radza sobie z uczniami. A ta nauczycielka z matmy to robi bledy takie widoczne w swoich dzialaniach, ze nawet ci angole je widza (trudno nie zobaczyc zlego wyniku, gdy dostaje sie kalkulator do najzwyklejszego zadania). Jesli zrozumialas, ze ja tez wyzywam nauczycielki (twoja wypowiedz nie jest dla mnie jasna do konca) to sie mylisz. Nasz nauczyciel od matematyki zostal nie dawno zmieniony na kogos kto ma jakies pojecie o angielskim systemie nauczania. Mimo, ze rozmawialem z moja stara matematyczka to ona wciaz twierdzi, ze my dostaniemy A z egzaminow. Po wakacjach ide na wyzszy level z matmy i z innych przedmiotow, bo jak pisalismy egzaminy z angielskiego i mij brat napisal najlepiej w klasie (wiekszosc angolow wogole nie zdala) to nauczyciele uznali, iz jest co nie tak. Z reszta jesli trafi sie do jakiejs chocby przecietnej szkoly to nie powinno byc zadnych problemow z pojsciem do jakiegos angielskiego liceum. Narazie jestem w secondary school ale za rok mam zamiar isc do 6th form (trzeba miec bardzo dobre oceny zeby tam sie dostac), jesli sie tam nie dostane to pojde do collegu (pewnie zle napisalem bo nigdy nie pamietam nazwy):). Jak juz costo napisalem chyba wyraznie, ze egzamin dostalismy tylko na ocene mx. C nie na A. Napisalem jedynie, ze na lekcjach dostawalismy material na A. I jeszcze cos - nie chce byc niegrzeczny ale jesli chcesz cos od mojego jezyka polskiego to zachowaj to dla siebie bo nic nie pisze po polsku prawie od roku. Ty tez sprobuj to pogadamy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O ortografii nie komentuj bo jestem niemal dyslektykiem (w polsce, az do I klasy gimnazjum zawsze mialem swiadectwo z czerwonym paskiem i jedna z najlepszych srednich w szkole).
Co to znaczy "być niemal dyslektykiem"? To jak być niemal alergikiem albo coś w tym stylu? I czy tą niemal dysleksję stwierdzono ci w poradni, i nauczono cię, jakie zdania masz wykonywać, aby móc walczyć z ograniczeniami narzucanymi przez tą chorobę, czy tylko się zasłaniasz słówkiem dla wielu ludzi utożsamianym błędnie z 'usprawiedliwonym lenistwem'?

Poza tym - już sam szacunek do dyskutanta obowiązujący na forach dyskusyjnych powinien cię zachęcić do ponownego sprawdzenia swoich postów(jeśli nie samodzielnie, to za pomocą programu).

Maja nauczycielka z matmy jest z afryki i mowi po angielsku wlasciwie gorzej o de mnie.
Jesteś świetny z matematyki, jak sam twierdzisz, a oznacza to, że tak podstawowy temat, jak 'Logika', pewnie cię nie ominął. Powiedz mi więc: jaki związek ma twoim zdaniem marny poziom języka angielskiego u twojej nauczycielki z matematyki z twoim marnym językiem polskim?

Jesli zrozumialas, ze ja tez wyzywam nauczycielki (twoja wypowiedz nie jest dla mnie jasna do konca) to sie mylisz.
Wybacz. To zdanie: "Juz po pierwszym dniu w szkole okazalo sie, ze jesli powiem nauczycielce, ze jest dziwka bo sprawdza/zadaje prace domowa to ona nic nie zrobi tylko pojdzie sobie dalej" mnie zmyliło.

JI jeszcze cos - nie chce byc niegrzeczny ale jesli chcesz cos od mojego jezyka polskiego to zachowaj to dla siebie bo nic nie pisze po polsku prawie od roku.
Ja natomiast od pięciu lat czytam mnóstwo postów osób, które nie są na tyle dojrzałe, aby postarać się pisać choć odrobinę poprawnie w jednym języku, za to chwalą się rzekomą znajomością wielu innych. A jednak, mimo ilości błędów, które codziennie ranią mi oczy, z szacunku do języka polskiego, siebie i dyskutantów jednak ciągle staram się pisać poprawnie.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z szacunku do dyskutantow to Ci wytlumacze, ze nie powinnas pisac postow, ktore nic nie wnosza do tematu. A jedynie czemu sluza to krytyka tych dyskutantow. To dopiero okazywanie szacunku. Wybacz, ale nie rozumiem co masz na mysli mowiac cos o moim marnym polskim w porownaniu do angielskiego mojej nauczycielki. Nie uzywalem tej wypowiedzi po to aby uzasadnic moj polski a jedynie aby wyjasnic, ze caly czas bylem przez nia wprowadzany w blad i, ze dzialo sie to najprawdopodobniej przez jej niska bieglosc w jezyku ktory powinna znac. Ja sie naprawde nie popisuje swoim angielskim (wogole skad ten pomysl?!). Aby stwierdzic czy mam dyslekcje czy tez nie bylem w pewnym instytucie ktory mial to ocenic. Powiedziano mi, ze mam spore problemy z ortografia jednak nie jest to pelna dyslekcja (dysleksja?) i ortografia jako jedyna w jezyku polskim sprawia mi problemy. Nie stwierdzo takze zadnych problemow z koncentracja, a ja moge dodac od siebie, ze nie mialem zadnych problemow z lenistwem bo ortografia to byla jedyna rzecz z jaka kiedykolwiek mialem problemy i staralem sie bardzo udoskonalic maja pisownie. Nic to nie dalo:(. Czytalem takze mnostwo ksiazek bo wszystkim sie wydawalo, ze to pomoze. I co? To tez nic nie pomoglo. Od IV klasy podstawowki w zwysz mialem same kosy z dyktand. Jak napiszesz kolejny post to daruj sobie tylko krytyke pod oslona tak sztucznej uprzejmosci, ze az zeby bola bo sie zyc odechciewa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Professor - Jeśli masz problemy z pisaniem poprawnie, to zawsze można skorzystać z Worda lub przeglądarki FireFox, która ponoć pozwala poprawić tego typu błędy. Z tobą akurat jeszcze aż tak źle nie jest, bo widziałem na tym forum posty takich nieuków, którzy nie umieją postawić spacji po znaku interpunkcyjnym. A odnośnie twojej szkoły to tragedia jest. Jak czytam takie rzeczy, to widzę kilkanaście możliwych sposobów na nauczenie bezmyślnych bachorów porządnego zachowywania się w stosunku do drugiego człowieka. Od zawieszenia w prawach ucznia (ja bym dawał możliwość wywalenia, niewykształceni robotnicy też są potrzebni społeczeństwu), przenoszenia go do innych szkół aż do metody siłowej. Może to się dla kogoś okazać gorszące, ale w przypadku tego typu ludzi najlepiej sprawdza się metoda siłowa, której nie popieram. Jestem osobą spokojną i preferującą pokojowe rozwiązania, lecz widocznie logika do niektórych nie dochodzi. Uczniaki się nauczyły od rodziców i ze szkoły, że są nietykalne i robią co chcą. Zwłaszcza irytują mnie ci młodsi bandyci, ale nawet u nas nie jest aż tak tragicznie, bo nie mamy hooded people, którzy mogą chcieć zabić człowieka dla rozrywki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No coz moge powiedziec - worda nie mam firefox tez. Ale dzieki za sugestie. Tak nawiasem mowiac to zawsze bylo tak, ze im dluzej mysle nad jakims tekstem to wiecej w nim bledow robie. Problem mlodych ludzi w angli lezy w ich wychowaniu (czesto kompletnym brakie takowego). Jest tutaj taka kobieta z polski ktora ma salon fryzjerski i czesto ma pewne zajecia z mlodzieza z tych "gorszych szkol." Niektore z uczennic na samym poczatku olewaja nauke bo nauki ktore wynosza z domu brzmia czesto tak: co sie tam bedziesz nauczycieli debili sluchac. Ale za to inne uczennice (zajecia sa organizowane chyba tylko dla dziewczyn chlopy robia cos innego w tym czasie) zauwazaja, ze mozna zyc inaczej niz przekazali im to rodzice. A tak wogole to nauczyciele w szkolach dosc czesto kaza stawic sie z rodzicem. Wtedy z tego co niektorzy nauczyciele mowili, rodzice po prostu mowia nauczycielowi w oczy (przy swoim dziecku co tez ma pewien wplyw na jego zachowanie), ze klamie i nie poznal sie na kochanych i milym dziecku. W polsce takie zachowanie jest nie do pomyslenia. Co do rozwiazan silowych jestem calkowicie za, ale nauczyciele nie maja nawet prawa podniesc glosu na dziecko. Mieszkam w Sheffield to miasto kiedys slynelo z bardzo wysokiego poziomu edukacji (sa tu 2 uniwersytety wyzszej klasy) i starsi ludzie nie moga zrozumiec jak to sie stalo, ze mlodzi maja wszystko w dupie. Wszyscy, "ktozy pamietaja jak bylo kiedys" chcieliby aby zrobic jakas reforme systemu nauczania, ale w Angli wladza nalezy do mlodych ludzi i kazdy kto wyszedlby z taka inicjatywa bylby skreslony

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W ramach offtopicu:

imo dysgrafia to w zdecyowanej większości jest lenistwo. Ja mam dysgrafie, a jakoś stawiam przecinki tam, gdzie powinny sie znaleźć, nie używam końcówek "uw", nie szukam ludzi, kturych nie znajde (xD). Rodzimej pisowni nauczył mnie, uwaga, internet, bo to aż wstyyyyyd trzaskać orty pod widok publiki. Zawsze używałem firefoxa, wcześniej worda, teraz wydaje mi się, ze już nie musze, a przeglądarke zmienilem na Opere.

Btw. u mnie w szkole (technikum elektroniczne :P) nauczycielka od przedmiotu, ktory chemia się zowie, tak wypruła się na swoje dziecko (mlode, 8 lat) w dniu jego urodzin, ze sie chłopak popłakał i to jeszcze w szkole, ale przynajmniej lekcja zleciala, bo caly czas na telefonie siedziala i gnała z pokoju nauczycielskiego do pracowni. Ach, jak ja nie cierpie tego przedmiotu^^ I nauczycielki~~

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie wina leży po obu (a nawet po trzech) stronach. Po stronie uczniów bo mają wszystko i wszystkich gdzieś bo to oni są prawdziwe "paniska", rodziców, bo jak sam powiedziałeś czasami albo nakłaniają gówniarzy do takiego zachowania albo jeszcze ich popierają i po części nauczycieli bo niektórzy nie mają jaj do tej roboty. W moim gimnazjum były 3 typy nauczycieli, największa grupa to byli nauczyciele, którzy zaczęli już wszystko olewać i jak klasa dawała prowadzić lekcje to dobrze jak nie to miała to gdzieś, drugą grupą byli tacy, którzy kompletnie nie potrafili opanować klasy i robiono z nimi co chciano (najbardziej żal mi jednego nauczyciela bo facet ma naprawdę sporą wiedzę tylko nie ma bladego pojęcia jak ją przekazać większej grupie) i ostatnia malutka grupa (w sumie może z 3 nauczycieli) którzy potrafili ścisnąć tą "ciężką młodzież". Dla przykładu moja nauczycielka chemii, jak klasa była spoko to i ona była spoko, dało się z nią pogadać, pożartować, a naucza tak dobrze, że 3/4 Liceum chodzi do niej na korepetycje bo te "nauczycielki" z LO mają siano w głowie. Ale jak jej jakiś zaczynał podskakiwać to potrafiła mu pojechać nie gorzej (acz bardziej wyrafinowanie) niż niejeden z tych "ważniaków" i to przy całej klasie i każdy wiedział, że jej się nie podskakuje i na jej lekcjach zawsze był spokój. Tak samo moja wychowawczyni, też potrafiła utrzymać porządek jeżeli trzeba było. Niestety nastały czasy gdy samo powiedzenie "cicho bo ci wstawię uwagę" nie wystarcza już nawet w 6 klasie podstawówki (wiem bo moja mama tam uczy i słyszę co się dzieje) ale skoro żadnych kar cielesnych stosować nie można (i nikt tu nie mówi o biciu, dawniej nauczyciel wystarczało, że strzelił takiego w tył głowy, co boli mniej więcej tak jak uszczypnięcie, i już był spokój i jakoś mniej takich młodocianych kryminalistów było) to najlepszym sposobem jest po prostu ryknięcie na ucznia/klasę bo za to przynajmniej w Polsce jeszcze ze szkoły nie wyrzucają a uczeń jeżeli ma chociaż odrobinę godności nie będzie się skarżył o coś takiego rodzicom i dyrektor z minimalną dawką rozsądku skwitował by takie zażalenia prychnięciem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mnie się wydaje, że wina leży po stronie systemu. Przez lata w doborze nauczycieli panowała tzw. selekcja negatywna. Kto nie dawał sobie rady gdzie indziej, szedł na nauczyciela. Nie mówię, że w każdym przypadku, ale w większości. Do tego dochodził państwowy i "bezpłatny" system oświaty, w którym króluje do dziś Karta Nauczyciela. Sam teraz patrzę się z pozycji rodzica i to widzę. Do podstawówki moi synowie chodzili publicznej (młodszy jeszcze chodzi), i jest to tak zwana "szkoła z klasą", ma na to nawet jakiś certyfikat. Chyba z jedną klasą, resztę ma korytarza. Jak usłyszałem, będąc opiekunem na klasowej wycieczce, że "do polskich żubrów przyjeżdżają botanicy z całego świata", to nie upadłem tylko dlatego, że siedziałem, chociaż wody mi odeszły. Drugiego zonka zaliczyłem jak Pani Wychowawczyni zapytała się, czy protestanci obchodzą święto Bożego Narodzenia. Miałem ochotę się spytać, czy nauczyciele wf-u świętują Dzień Nauczyciela. To takie małe przykłady fachowości nauczycieli w publicznych szkołach.

Odnośnie dyscypliny, mimo iż faktycznie starają się ją trzymać, to na pewne rzeczy nie poradzą. W szkołach podstawowych i gimnazjach dalej obowiązuje rejonizacja w tym sensie, że jeśli jakieś dziecko mieszka w danym rejonie, to musi zostać przyjęte do danej szkoły. I choćby rozwalało cały budynek, nic się na to nie poradzi. U mojego syna w trzeciej klasie podstawówki był taki "dzieciak", który zaciągał dziewczyny do kibla i ściągał im tam majtki. Bił i okradał innych, nawet własnej siostrze, która była dwa lata młodsza, nie przepuścił. Ale oczywiście pomysł "giertychówek" był passe. Gnoja należało integrować ze społeczeństwem. Dopiero jak większość rodziców zapowiedziała, że zabierze dzieci ze szkoły (a to wiązałoby się ze zlikwidowaniem klasy, jeśli nie całej szkoły), to przekonali rodziców, żeby go gdzieś przenieśli. I to też nie jest rozwiązanie, bo gdzieś tam inne dzieci cierpią. Ja tam za publiczne szkoły serdecznie już dziękuję. Starszy poszedł do prywatnego gimnazjum. I czuje się tam o wiele lepiej, mimo dużo wyższego poziomu nauczania. Nie dość, że atmosfera lepsza, to jeszcze się dzieckiem interesują. Matołek ma bardzo zaawansowaną dysleksję, dysgrafię i dysortografię. W podstawówce trwało to trzy lata, żeby w ogóle to stwierdzić, bo pani psycholog nie ma czasu, bo pani pedagog nie ma itp. Potem się tym nie interesowano, przyjmowano zaświadczenie i tyle. Na zajęcia terapeutyczne musieliśmy go wysyłać sami. W gimnazjum od razu zajęła się nim nauczycielka. Wprawdzie wyleczyć go z tego nie wyleczy, ale ja przynajmniej jestem w stanie odczytać wiadomość, którą mi syn zostawi zapisaną na kartce. A z bandytami nie ma żadnego problemu. Swego czasu wyrzucili syna nauczycielki uczącej w tej szkole. Pobił innego ucznia. Nie było zlituj się i układów. I nauczyciele tam nie odwalają 18-tu godzin pensum i do domciu. Ba, do każdego nauczyciela, który uczy moje dziecko mam nr telefonu komórkowego. I zawsze mogę zadzwonić. I przesyłają mi mailem oceny syna. Da się? Da, i to przy obopólnej satysfakcji. Ja mam to, czego wymagam, nauczyciele godziwe pensje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, ja to mialem taka ciekawa nauczycielke od chemii, byla troche rygorystyczna ale w sumie tez rowna babka. W dodatku byla moja wychowawczynia. Dla ciekawostki moge powiedziec, ze gdy zaczynala uczyc to jej pierwsza klasa byla klasa mojej matki. W ostatnim roku swojego nauczania uczula mnie:).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...

W sumie w całym poście masz rację ale na szczęście nie każda szkoła publiczna i nie każdy nauczyciel taki jest. Wiem sam na przykładzie mojej rodziny (nauczycielskiej) gdzie moja matka i ciotka na prawdę przejmują się tymi dzieciakami ale z drugiej strony też zgadzają się, że niektórzy nauczyciele są w tym zawodzie chyba przez przypadek xD. I tak samo nie każde prywatne gimnazjum jest takie idealne, czasami trafiają się takie gdzie wszystko jest tak jak piszesz dopięte na ostatni guzik a czasami trafi się na gimnazjum bufonów żyjących w przekonaniu, że rodzicie mają kasę to oni są wielkie paniska. My mamy takie prywatne gimnazjum i liceum (żeby było śmieszniej katolickie) i jakiś czas temu grupa dziewczyn z tamtej szkoły (z Gimnazjum) pokazała jaką "klasę" prezentują. Na wycieczce do jakiegoś muzeum naćpały się w łazience nie wiedząc o tym, że są tam kamery... oczywiście ze szkoły nie zostały wyrzucone mimo iż dla tego muzeum (a o ile mi wiadomo było to jedno z bardziej znanych Polskich muzeów) ta szkoła jest spalona i obawiam się, że tutaj jednak zadziałały właśnie kontakty i forsa ich tatusiów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pzkw....

Rejonizacja gimnazjow to juz historia. Chyba, ze miales AZ takiego pecha. A jesli chodzi o podstawowki, to jak inaczej sobie to wyobrazasz? Kolejny 'test sprawdzajacy umiejetnosci' tym razem dla siedmiolatkow? Sie nie da sie. Gimnazja funkcjonuja jak funkcjonuja tylko dlatgo, ze w 6. kalsie dzieciaki pisza test.

Bij zabij, w podstawowkach tego nie przeskoczysz. W dodatku sam bys chyba nie chcial wozic jednego dziecka na drugi koniec miasta do podstawowki, bo 'nie dostal sie do wymarzonej szkoly', a drugiego do zupelnie innej szkoly po przeciwnej stronie metropolii.

W dodatku o kategorii powszechnosci mozna mowic od 70%. A ty zawsze sie opierasz na swoich przykrych doswiadczeniach. I traktujesz to jaka prawde oswiecona. Nie wiem czy specjalnie, czy tylko ja tak to interpretuje. Wiesz: "to co dobre w szkole moich dzieci jest dobre na calym globie, a to co mnie uwiera, uwiera wszystkich i ktos musi za to zaplacic" :rolleyes:

Z tego co wiem, wysylanie ocen mailami, kontakt telefoniczn z nauczycielem (nie tylko z wychowawca) to norma, we Wroclawskich szkolach.

I mowisz, ze w prywatnej szkole twoje dziecko ma wysoki poziom nauczania? Serio, chyba 1. raz slysze cos takiego, Ale to dobrze, ze istnieja porzadne szkoly. I pewnie Liceum tez wybierzesz prywatne, nie?

Na samym poczatku winisz system, czyli 'standardowy tekst numer 1'. Wina systemu? Czyli tak naprawde niewiadomo kogo, ale trzeba cos napisac. Selekcja negatywna, jak sam napisales, panowala. Oo jakiegos (dosc dlugiego) czasu tak nie jest. Po prostu trzeba byc w tym dobrym i tego chciec, a zostanie nauczycielem nie jest takie latwe (z tego co wiem, nie da sie tego zrobic majac choc 1 egzamin w plecy na studiach matematycznych)

A przegladajac to forum odnosze wrazenie, ze zawsze ciebie spotykaja zli nauczyciele, zli sprzedawcy drobiu, zli szefowie. Troszke wspolczuje ;] Ale to nie znaczy, ze caly swiat jest zly i trzeba biadolic nad tym, co bedzie z twoimi dzieciakami. ;)

Broniac sie przed interwencja edytorska tudziez dopiskami moda, chce zaznaczyc, iz ten post nie jest atakiem na osobe Pzkw. I mam nadzieje, ze juz wam sie znudzilo naskakiwanie na tych, ktorzy maja inne zdanie i dosadnie je wyrazaja ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A propos prywatnych - publicznych szkół.

Zgadzam się w stu procentach, że prywatna szkoła a publiczna to jak niebo a ziemia. Wiem, bo i w takiej i takiej dane mi było (i jest) przebywać. Chodziłem do publicznej podstawówki. Szkoła przygotowana na 800 ludzi. Zapisanych było średnio 1800, także chodziło się na dwie i pół zmiany. Podstawówka była połączona z gimnazjum ale już na początku wiedziałem że nie zostanę w tej szkole. Tam sprawy sądowe dla gimnazjalistów to nie było nic nowego. Bałem się chodzić środkiem korytarza bo by mnie zgarnęli, do łazienki (to tylko umownie nazywam łazienką, ile postawili nowy sedes, starsi wyrąbywali go dnia następnego, za potrzebą trzeba było biegać do domu), głowa w kibel i spłuczka. Miałem też jedną przygodę, że jakiś osiłek rozbił moją głową szybę, wezwano rodziców, i dyrekcja zarządziła że opłaty poniosą moi rodzice, gdyż na pewno sprowokowałem i to moja wina.

Do gimnazjum przeniosłem się do prywatnego. Stać nas na czesne, więc mamy za to świetne wyposażenie, wysoki standard, dobrych nauczycieli, brak chuligaństwa. Wszystko ładnie. Jedyne co wadzi mi teraz w liceum (ta sama szkoła) to rodzice. Oddają dziecko do szkoły, płacą i myślą, że im szkoła dziecko wychowa i że oni nie muszą nic robić. Moi starzy przestali chodzić na zebrania, bo ich krew zalewała odzażaleń rodziców "czemu moje dziecko dostało tylko czwórkę, jak ja je gonię non stop do nauki". Takie "ja płacę ja wymagam" się z tego robi.

Jednak nie ma co porównywać, wolę się irytować rodzicami i niektórymi rozpieszczonymi bachorami niż bać się o swoje zdrowie/mienie. Jednak słyszałem że publiczne licea są całkiem dobre, tzn te z wyższym progiem. W Gdańsku najlepsze szkoły licealne to właśnie publiczne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rejonizacja gimnazjow to juz historia
Nieprawda. Owszem, możesz posłać dziecko do dowolnego gimnazjum, ale gimnazjum ma obowiązek przyjąć dziecko, jeśli ono mieszka w danym rejonie.

A jesli chodzi o podstawowki, to jak inaczej sobie to wyobrazasz? Kolejny 'test sprawdzajacy umiejetnosci' tym razem dla siedmiolatkow?
Chyba mnie nie zrozumiałeś. Miałem na myśli utworzenie takich szkól, do których relegowałoby się młodocianych bandytów. Bo gadanie o tym, że w grupie normalnych dzieci się zresocjalizują, to bzdura. Tylko zatruwają życie innym dzieciom.

A ty zawsze sie opierasz na swoich przykrych doswiadczeniach. I traktujesz to jaka prawde oswiecona. Nie wiem czy specjalnie, czy tylko ja tak to interpretuje. Wiesz: "to co dobre w szkole moich dzieci jest dobre na calym globie, a to co mnie uwiera, uwiera wszystkich i ktos musi za to zaplacic" :rolleyes:
W poprzednim poście podałem przykłady niekompetencji nauczycieli. Jeśli uważasz, iż taka sytuacja jest korzystna dla kogokolwiek, to gratuluję. Jak dla mnie taki nauczyciel powinien być od razu wyrzucony z pracy za brak podstawowej wiedzy o świecie. Niech sobie buraki sadzi, a nie uczy dzieci, bo żeby uczyć trzeba mieć wiedzę większą od uczniów. Ale co się dziwić, jakiś czas temu przeprowadzono sondę wśród nauczycieli, okazało się, że dla ponad 50% z nich jedynym pisanym źródłem wiadomości o wydarzeniach na świecie są pisemka w stylu ?Pani Domu?.

I mowisz, ze w prywatnej szkole twoje dziecko ma wysoki poziom nauczania? Serio, chyba 1. raz slysze cos takiego
Oczywiście, że są takie. Jeśli chodzi o szkoły prywatne, to też są różne. Zależy na co się właściciel nastawia. W jednych się płaci za to, żeby dziecko dostało papierek ukończenia i tak naprawdę są to ?przechowalnie? z miernym poziomem nauczania. W drugich się płaci za to, że trzyma wysoki poziom. I do tych drugich nie wystarczy mieć wystarczającej ilości gotówki, dziecko musi mieć też odpowiednią średnią i odpowiednią ilość punktów z testu.

I pewnie Liceum tez wybierzesz prywatne, nie?
Akurat z liceami jest lepsza sytuacja, bo nie ma obowiązku ich kończenia, nie ma rejonizacji, więc tutaj jest sporo dobrych, państwowych liceów. A młody pójdzie do takiego, do którego się dostanie. Przecież ja za niego testu nie napiszę.

Na samym poczatku winisz system, czyli 'standardowy tekst numer 1'. Wina systemu? Czyli tak naprawde niewiadomo kogo, ale trzeba cos napisac
Za mało rozwinąłem w poprzednim poście? Trąbi się o tym, że nauczyciele za mało zarabiają. Oczywiście, tak niskie pensje nie są raczej dobrą motywacją do zaangażowania w swoją pracę. Ale ZNP broni Karty Nauczyciela jak niepodległości. A jakby się popatrzyć na pensum, to stawka godzinowa już tak mała nie wychodzi. Tak, wiem, sprawdzanie klasówek, przygotowanie do lekcji itp. Tylko, że nie wszyscy to robią. Znam przykład (akurat z własnej rodziny), że nauczycielka oddawała klasówki do poprawy córce, która była w klasie maturalnej. Podnoszenie kwalifikacji? Tylko do momentu gdy nie zostanie się nauczycielem mianowanym, potem to już takiemu można w rzyć nadmuchać. Słyszałeś kiedyś o nauczycielu z państwowej szkoły, którego zwolnili za brak samokształcenia, albo brak postępów w nauczaniu dzieci? Ja nie. To jest właśnie ten system, który zniechęca do porządnej pracy. Tak naprawdę dobrzy nauczyciele w państwowych szkołach to zapaleńcy. I dobrze, gdy takiemu zapału wystarczy na całą karierę, a nie zniechęci się po kilku latach. Reszta odbębnia tylko to, co mają zapisane w obowiązkach i tyle. Podam Ci przykład: w przedszkolu mój syn miał lekcje szachów. Ponieważ duża grupa dzieci z tego przedszkola poszła do jednej szkoły, trener poszedł do dyrektora i zaproponował, że będzie ich dalej uczyć. Ich i innych chętnych, po prostu założy kółko szachowe. Nieodpłatnie, wystarczy tylko, żeby udostępnić jakąś salę. Dyrektor ?nie był zainteresowany, bo nie ma takiego obowiązku?. A w prywatnym gimnazjum, do którego chodzi starszy, wystarczy trójka chętnych, żeby założyć kółko zainteresowań. Tam nauczyciele zarabiają o wiele więcej niż w państwowych szkołach, ale nie podlegają pod KN, nie mają 18-to godzinnego pensum, też sprawdzają klasówki, przygotowują się do lekcji (i to podejrzewam, iż dużo staranniej), a jak zaczną olewać swoje obowiązki, to się ich zwalnia. Teraz widzisz o jaki system mi chodziło?
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja opowiem dosc ciekawa historie z mojego gimnazjum, gdy jeszcze uczylem sie w polsce. Szkola byla publiczna co w wiekszosci przypadkow oznacza: stara, dobita przez uczniow. Pewnego dnia w jednej z lazienek ktos wyrwal z drzwi klamke. Zrobil to tylko z jednej strony (tej od srodka). Jak ktos wchodzil to nie mogl sam wyjsc. Kiedy mielismy lekcje obok toalety moj kumpel Wojtus tam wszedl i nie wychodzil. Wojtus byl lekko uposledzony (nie nasmiewam sie z takich osob, zeby bylo jasne) wiec kiedy nie wrocil po 10min. to pomyslalem, ze zabladzilxD. Puzniej ktos przyszedl i powiedzial zeby nie wchodzic do toalety bo jak nas ktos zamknie to juz nie wyjdziemy (my o tym jeszcze nie wiedzielismy). Uwolnilismy Wojtusia, ale zaraz potem przyszla taka grupa szkolnych kozakow. Goscie chcieli "wejsc do kibla na papierosa." Z miejsca jeden z nich powiedzial, ze jak ich zamkniemy w kiblu to nam zaj*****, po czym wchodzac odruchowo pociagna za drzwi. Z tego co slyszelismy kiedy byli tam w srodku (siedzieli do konca dnia chyba) to jego koledzy nie byli z niego zadowoleni.:)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szlachetny Pzkw VIb!

Przez dwadzieścia lat byłem zawodowym oficerem, przez pięć lat byłem nauczycielem (zapytajcie Yasia, jakim) - i mogę stwierdzić z całą odpowiedzialnością za swoje słowa, że środowisko pogardzanych przez wielu "trepów" jest grupą zawodową skupiającą osobników znacznie zdrowszych psychicznie, niż nauczycielskie. Tylu niespełnionych Einsteinów, Tuwimów, czy Łukasiewiczów nie znajdziesz nigdzie indziej. Składa się na to kilka przyczyn, ale najważniejszą jest ta, że nauczycielami zostają ludzie, którzy nigdzie - najczęściej - nie mogli sobie znaleźć miejsca. Ja też zostałem nauczycielem z przypadku.

Jest takie stare powiedzenie, które mówi, że jak coś umiesz, to po prostu bierz się do roboty, jak nic nie umiesz, to weź się za nauczanie innych, a jak i to ci nie wychodzi, zostań metodykiem nauczania.

I to jest druga z przyczyn, dla jakich środowisko nauczycielskie jest, jakie jest. Stanowiska administracyjne w szkolnictwie (dyrekcja szkół, kuratoria, Ministerstwo Edupiacji) zajmują ludzie, którzy nawet do nauczania się nie nadają, i dlatego robią kariery w pionie urzędniczym.

Oczywiście są nauczyciele utalentowani i zaangażowani, którzy po prostu lubią uczyć i chcą to robić jak najlepiej. - ale tym po jakimś czasie opadają ręce. Kiepska płaca potrafi każdego odstraszyć od zawodu. A kanclerz Zamoyski powiadał: "Taka będzie Rzeczpospolita, jakie młodzieży chowanie".

Z drugiej zaś strony, cholernie trudno jest przygwoździć złego nauczyciela i udowodnić mu, że źle postępuje. W szkole, w której uczyłem, była taka matematyczka, która budziła autentyczny strach w uczniach. Gdy wchodziła do klasy, prawie każdy pochylał głowę i wyłączał myślenie, skupiając się na jednym - żeby mnie tylko, małpa jedna, nie wyrwała do tablicy. I nie było sposobu na to, żeby babie wytłumaczyć, że budzenie strachu jest najgorszym z możliwych sposobów nauczania... A dyrekcja ją chwaliła!

Był we Wrocku taki przypadek, że uczeń zaatakował nauczycielkę bodajże siekierą. Wszyscy nauczyciele w czambuł go potępili, domagając się dla niego niemal stosu. Oczywiście, był to czyn godny potępienia - ale jakoś nikt się nie zastanowił, co skłoniło młodego człowieka, nastolatka, do tak desperackiego aktu? Przecież nie było tak, że obudził się rano szczęśliwy i radosny, a potem pomyślał: "A może by tak kogoś siekierką?" Coś, czy ktoś, doprowadził go do takiej desperacji, że uznał, iż inaczej się nie da. Był winien, oczywiście - ale czy tylko on?

Inna rzecz, że żadna władza nie lubi zbyt wykształconego społeczeństwa, więc wykształcenie obywateli wisi jej i powiewa... Durniom się wciśnie kiełbasę wyborczą, postraszy Układem i można rządzić... Z inteligentnymi, myślącymi ludźmi ta sztuka się nie uda.

Kontynuując - ale mi się rozwinął temat! - to ten system szkół, prywatnych też nie jest doskonały. Opowiadano mi o szkołach, do których posyłali swoje dzieci nowobogaccy, którzy mówili nauczycielom wprost: "Płacę (czesne), znaczy mój synuś ma skończyć szkołę i basta!"

A te renomowane angielskie czy amerykańskie Public Schools kończą uczniowie nie po to, żeby zdobywać wiedzę i umiejętności, tylko żeby zawierać w nich znajomości przydatne później.

Jak się nie obrócisz, rzyć z tyłu zostaje. :(

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pzkw, faktycznie, tym sytuacją mozna nadac podpinke "systemu", ale jakos mnie irytuje to okreslenie.

Wiem, wiem co oznacza "rejonizacja". Chodzilo mi o to, ze sie z tego rezygnuje (znow mam na mysli raczej Wroclaw, gdzie wiekszosc gimnazjow sie wypisala z tego - tez mieli dosc tych "indywidualnosci z ADHD"). Jak sie nie chce, zeby dziecko do takiego trafilo, to po prostu wysyla sie je do szkoly, gdzie rejonizacji nie ma, wiec bedzie jakis minimalny poziom wyznaczony przez wyniki testu.

Jesli chodzi o izolacje typow aspolecznych, wydaje mi sie, ze fachowcy bedacy za umieszczaniem ich z 'normalnymi' sa wciaz gora. :rolleyes: I na chlopski rozum to ma sens. Tylko, ze rodzice i dzieciaki cierpia. Ale robienie im kolonii kranych, gdzie zbierze sie takich 30 to tez kiepski pomysl.

I wlasnie, tak czesto wygladaja szkoly prywatne, zwlaszcza ogolniaki, jak to trafnie okresliles "przechowalnie". Rodzic placi, dzieciak czasem chodzi, czasem nie, a oceny pozytywne sie pojawiaja. Rodzice placa, wiec nauczyciel drastycznie obniza wymagania.

Historie z nauczycielami, ktorzy nie odrozniaja kozy od owcy zasmucaja, to fakt, ale w zadnym zawodzie nie ma musu ciaglego doksztalcania sie (chyba, ze prawnicy, lekarze i inne dosc specyficzne zawody), wiec czemu krzywo patrzec akurat na nauczycieli? W dodatku w kazdym zawodzie zdarzaja sie lepsi i gorsi, inaczej sie nie da. i wydaje mi sie, ze poziom nauczania spada. W podtawowokach i liceach jest tragicznie niski, a w ogolniakach sie utrzymuje, wiec duuuzo ludzi ma problem z "utrzymaniem sie na powierzchni" :)

Nauczyciel moze oczywiscie starac sie o stopien dyplomowanego (co sie oplaca), ale wymagania sa tragicznie niskie. Moja rodzicielka wlasnie takim zostala; trzeba napisac prace, w ktorej sie opisuje swoje dokonania (organizacja konkursow, sprawozdania z wyjsc, dyplomy, a nawet zdjecia z wycieczek) i ew. przedstawia sie jakis ciekawy, 'oswiecony' pomysl. W zaden sposob nie podnosi to... niczego wlasciwie. Potem 15 minut rozmowy z komisja, ktora odpytuje z tego. I tyle - i to jest faktycznie iglupie, choc sam nie wiem czemu akurat na to narzekam ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytałem wasze posty, i z każdym kolejnym chęć polemiki była większa.

Więc tak... Na początku napiszę, że jestem synem nauczycielki państwowego gimnazjum, więc sprawę znam dogłębnie i "od środka". Dlatego aż mi się krew w żyłach gotuje, gdy słysze psioczenie na nauczycieli. Ot, takie czasy. Rodzic posyła dziecko do szkoły, i wymaga by to szkoła tego dzieciaka za niego wychowywala. 'Szkoła uczy i wychowuje'? Bzdura! Od wychowywania są rdzice. Szkoła nie ma nawet uczyć. Szkoła przekazuje wiedze. A dzieciak, jeżeli wykaze odrobinę dobrej woli, to tą wiedze przyswoi. Wtedy możemy mówić o nauce. Trudno uczyć, gdy druga strona starania tej pierwszej ma głęboko w rzyci.

Kwestia nauczycieli- nierobów- idiotów. Matka moja ma przepracowane w zawodzie już ponad dwadzieścia lat (gdzieś już pewnie pod 25 rok podchodzi, ale nie chcę skłamać). Nauczycielem została z własnego wyboru, wcale nie dlatego, że "do niczego innego się nie nadawała". Wręcz przeciwnie. Z tego co mi wiadomo, miała nawet propozycję pozostania po studiach na uczelni. Ale ona chciała przekazywac wiedzę mlodszym. Ot, człowiek młody, to głupi. W chwili obecnej pluje sobie w twarz, bo bachorów ma po prostu dosyć. Podczas gdy kiedyś zdarzało się, że jeden, dwóch uczniów w szkole było... dewiantami, tak teraz powoli staje się to normą. A utworzenie gimnazjów jeszcze tą kwestię pogorszyło (zamknięcie trzech, sprawiających najorsze problemy roczników w jednej szkole raczej nie było dobrym pomyslem). Cięzko więc się dziwić, że nauczyciel po spedzeniu X godzin z taką chołotą ma dosyć. Uwierzcie mi, że nie przesadzam.

Ale ale, nie o tym miał być poprzedni akapit. Tym razem, postaram się trzyać tematu;] Piszecie o 18-to godzinnym tygodniu pracy. Bzdura. Nauczyciel pracuje 18 godzin (teoretycznie, w praktyce więcej, o czym za chwile) w szkole z dziećmi. Jakoś nie przychodzi wam do głowy, drodzy rodzice, drodzy uczniowie, że taki nauczyciel, po powrocie do domu nie rzuca teczki w kąt, tylko np. siedzi, i sprawdza zadania domowe, sprawdziany czy testy. Albo te testy przygotowuje, whatever. Ten, teoretycznie, osiemnasto godzinny tydzień pracy został wprowadzony właśnie dlatego, że nauczyciele "dobijają" do tej średniej krajowej pracując w domu. Tylko, że to o czym władza PRL-u pamietała, władza III RP jakos nie pamięta... Zresztą, 18 godzin to teoria. W praktyce wygląda to tak, że nauczyciej jest zmuszony, by prowadzić zajęcia pozalekcyjne. Kółka, przedstawienia, konkursy, drużyny sportowe. W chwili obecnej, gdy boom demograficzny mamy juz dawno za sobą, dzieciaków jest coraz mniej. Co za tym idzie, jest coraz mniej klas, coraz mniej szkół i coraz mniejsze zapotrzebowanie na pracę nauczycieli. A żeby pracy nie stracić, trzeba kombinować z "zajęciami pozalekcyjnymi". Jeżeli komuś się nie chce, nie musi. Jednak wiadomo, kto jest wtedy pierwszy do odstrzału.

Sytuacja w tym kraju jest chora. Wytłumaczcie mi jedno. Dlaczego, podczas gdy i lekarz, i nauczyciel maja za sobą jednakowe studia (chodzi mi o to, że obaj mają tytuł magistra), ten pierwszy ma wśród ludzi poważanie, podczas gdy drugiego traktuje się jak... źle się traktuje. Dlaczego, gdy zarabiający po 5- 10 tyś miesięcznie lekarze, po raz któryś już w tym roku domagają się podwyżek, pacjenci się z nimi "solidaryzują" (wg mnie to wymysł mediów, ale niech będzie...), a gdy podwyżki, po raz pierwszy od kilku lat, głośno domagają się zarabiający od tysiąca do dwóch i pół (więcej zwykły nauczycel nie zarabia, uwierzcie bo wiem) nauczyciele, wszyscy psioczą, że się im nienależy. Przecież to śmieszne!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hm, no mialbym na te sytuacje remedium: sprywatyzowac szkolnictwo. Niech rodzic posyla dziecko do takiej szkoly, jakiej chce, niech kazda skola ma swoj program nauczania, zeby rodzic mogl sobie wybrac. No i oczywiscie musze tutaj sie podpisac rekami i nogami pod teza jaka przedstawil A.L. : to rodzic ma wychowywac nie szkola. Amen.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlatego aż mi się krew w żyłach gotuje, gdy słysze psioczenie na nauczycieli.

Same here, moja rodzicielka też uczyła spory kawał czasu w szkole, z tym że w liceum, i była dobrą nauczycielką. I nie uczyła z braku innych zawodów czy coś. Jak to się mówi, nauczycielem się zostaje z powołania lbo z zemsty. powodem było któres z tych dwóch ;]

Ot, takie czasy. Rodzic posyła dziecko do szkoły, i wymaga by to szkoła tego dzieciaka za niego wychowywala.

Mam to w swojej szkole, tylko tu chodzi o to, że rodzice płacą i myślą że w programie ofert jest hasło "niańka"

Sytuacja w tym kraju jest chora. Wytłumaczcie mi jedno. Dlaczego, podczas gdy i lekarz, i nauczyciel maja za sobą jednakowe studia (chodzi mi o to, że obaj mają tytuł magistra), ten pierwszy ma wśród ludzi poważanie, podczas gdy drugiego traktuje się jak... źle się traktuje.

Nie mają za sobą jednakowych studiów. Medycyna to dużo cięższe studia niż dajmy na to polonistyka. Zresztą... kto powiedział że polscy lekarze mają wśród narodu poważanie. Historyjka sprzed lat na najlepszym dla mnie przykładzie, na mnie. Dostałem bólów pięty, poszedłem do lekarza państwowego, który zwalniał mnie z zajęć sportowych WSZYSTKICH, a uprawiałem wtedy kilka sportów. Trwało to trzy lata. W końcu poszedłem do innego lekarza, który zapisał mi maść, powiedział że nie widzi problemu z ćwiczeniem i pięta przestała boleć. Także wszystkie sporty jakie uprawiałem poszły się gonić bo było już za późno żeby dostać się do drużyny, dostałem mega urazu do lekarskiej społeczności.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sytuacja w tym kraju jest chora. Wytłumaczcie mi jedno. Dlaczego, podczas gdy i lekarz, i nauczyciel maja za sobą jednakowe studia (chodzi mi o to, że obaj mają tytuł magistra), ten pierwszy ma wśród ludzi poważanie, podczas gdy drugiego traktuje się jak... źle się traktuje. Dlaczego, gdy zarabiający po 5- 10 tyś miesięcznie lekarze, po raz któryś już w tym roku domagają się podwyżek, pacjenci się z nimi "solidaryzują" (wg mnie to wymysł mediów, ale niech będzie...), a gdy podwyżki, po raz pierwszy od kilku lat, głośno domagają się zarabiający od tysiąca do dwóch i pół (więcej zwykły nauczycel nie zarabia, uwierzcie bo wiem) nauczyciele, wszyscy psioczą, że się im nienależy. Przecież to śmieszne!

Ogólnie z większością postu się zgadzam ale jednak tutaj niezbyt. Lekarze przechodzą o wiele cięższe studia niż nauczyciele a zarabiają podobnie (ci państwowi na pewno nie zarabiają 5 tysięcy, gdyby tyle zarabiali, nie wyjeżdżali by z kraju). Mnie irytuje jak wielu psioczy, że nauczyciele nie powinni walczyć o kartę nauczyciela... a czy połowa z tych osób chociaż zdaje sobie sprawę co takowa karta daje? Wątpię, powiem tylko, że bez tej karty byle [beeep] z kontaktami na górze może wywalić 20 letniego nauczyciela na zbity pysk bo ten mu podpadnie. Dobrzy i źli pracownicy zdarzają się wszędzie i to, że któraś nauczycielka ma siano w głowie, inna jest wredną s**ą która poszła na nauczyciela, żeby się mścić a jeszcze inna ma wszystko w dupie nie oznacza, że każdym nauczycielem należy pomiatać i zwalać na niego wszelkie błędy w edukacji bo to bzdura jest.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie da się tego jednostronnie i jednoznacznie określić. W każdym zawodzie występują ludzie nieprofesjonalni czy niedokształceni oraz ludzie z powołaniem. Niektórzy trafiają na prawdziwych nauczycieli, gdy inni mają mniej szczęścia i zmuszeni są użerać z ludźmi, którzy w żadnym wypadku nie powinni pracować w zawodzie nauczyciela (pozostaje jeszcze zmiana szkoły tudzież - raczej w przypadku szkół prywatnych - bardziej zdecydowana interwencja). A później takie zupełnie różne doświadczenia i opinie konfrontowane są na internetowych forach... ;)

Miałem przyjemność uczęszczać do niepublicznych szkół podstawowej i gimnazjalnej. Znakomitą większość nauczycieli z tamtej szkoły zawsze będę ciepło wspominał, bowiem potrafili oni nie tylko w przystępny i należyty sposób przekazać odpowiednią wiedzą - starali się wykształtować w uczniach pewne wartości i zasady, potrafili słuchać, a także pomóc w sprawach poza szkolnych. Z moją wychowawczynią, dla przykładu, staram się utrzymywać kontakt w dalszym ciągu, po zakończeniu edukacji w tamtej szkole, na zasadzie koleżeństwa (jak mnóstwo innych jej wychowanków zresztą). Szkoła (podstawówka oraz gimnazjum łącznie) liczyła sobie zaledwie około dwustu uczniów, gdzie każdy znał każdego, gdzie nie było się jedynie numerkiem z dziennika - co stwarzało doskonałe warunki do wychowywanie (wespół z rodzicami) uczniów. Mam poczucie, że właśnie dzięki takiej szkole stałem się kimś z określonymi wartościami oraz własnymi pasjami.

Do liceum trafiłem publicznego. Moim odczuciom po pierwszym roku daleko do pozytywnych. Problemem nie jest poziom nauczania. Problemem wydaje mi się stosunek nauczyciela do ucznia (w przypadku części nauczycieli, którzy nauczają moją klasę). Podstawowym założeniem jest to, że uczeń nie ma racji. Ba, najlepiej byłoby, gdyby uczeń nie miał swojego zdania i bezwzględnie słuchał tego, co mu się mówi - opinie odmienne od nauczycielskiej zdają się nie być tolerowane. Uczeń traktowany jest z góry, nauczyciel odnosi się do niego z wyższością. Nie rzadkie były też mocno nieczyste zagrania typu albo macie klasówkę (czwartą danego tygodnia, nauczyciel za późno obudził się z terminem) w przyszłym tygodniu, albo jutro kartkówkę z tego materiału (tygodniowo klasie można przeprowadzić jedynie trzy klasówki, kartkówki nie podlegają żadnej limitacji - niekiedy różnica sprowadza się tylko do nazewnictwa). Być może był to pewien szok tylko dla mnie, ze względu na podstawówkę i gimnazjum, w których atmosfera miała być przyjazna uczniowi, a nauczyciel był osobą pozytywną. Naturalnie, liceum to próg dorosłości (w teorii), nie oczekuję więc by traktowano mnie jak dziecko, z wieczną taryfą ulgową. Ale na miłość Boską, odrobina zrozumienia i uczciwości - odnoszę wrażenie - należy się każdemu. Miast tego mamy wyścig szczurów, nerwy i stres, częste poczucie bezsilności oraz ciągłe cwaniactwo...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hah, kurcze, to masz prawie jak ja ;) Ja tez podstawowke i gimnazjum do prywatnej, liceum juz publiczne. Tylko ze moja podstawowka w momencie jak bylem w pierwszej klasie, to cala szkola to bylo 15 uczniow ;P W klasie przez cala podstawowke mialem najwyzej 9 osob, w gimnazjum 14. I naprawde to jest fajne. Choc i liceum ma swoje uroki. Ale po doswiadczeniach zwaizanych z obiema szkolami stwierdzam, ze szkolnictwo powinno sie sprywatyzowac jak najszybciej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja po swoich szkołach (wszystkie niestety publiczne) wiem tyle, że trzymanie wszystkich delikwentów i chuliganów może co prędzej zepsuć tych "normalnych" niż "nawrócić" tamtch. Po prostu oni tą próbę unormalnienia mają głeboko gdzieś, w życiu nie spotkałem takiego, który próbował upodobnić się (że tak to nazwę) do reszty klasy. W większosci wypadków to zwykli uczniowie, zafascynowani kolegą, który od 3 podstawówki chleje, ćpa i pali zniżali sie do jego poziomu, bo to jest "cool" i ogólnie "zajefajne". A cierpiała na tym cała klasa, bo w pewnym momencie tworzył się swoisty gang, który robił co chciał, a nauczyciele oprócz nagan nie mogli im nic zrobić. A rodzice, w większości totalna patologia, w ogóle się nie przejmowali. Z drugiej strony byli rodzice, którzy uważali swoje dziecko za ideał, który muchy by nie skrzywdził, a nauczyciele i klasa oczywiscie kłamie. Najgorzej jest, jak już wspomnieliscie, w gimnazjach, gdzie panuje już totalne rozwydrzenie i olewanie szkoły. U mnie była tylko jedna nauczycielka, która swą osobą wzbudzała swego rodzaju szacunek i na jej lekcjach byłą cisza. U innych działy się cyrki, łacznie z pluciem na nauczyciela kiedy ten nie patrzył. I jak dla mnie nie ma wyjścia z tej sytuacji. Po prostu stworzenie oddzielnych klas czy szkól dla "elementu" nie ma możliwości realizacji. Dlatego jak jest tak będzie dalej, dopóki rodzice czegoś z tym nie zrobią. Ja osobiście nie mam pomysłu. Wiem tylko jedno, nigdy nie wyślę swoich przyszłych dzieci do szkoły państwowej, nie mam zamiaru fundować im traumy.

W liceach i technikach jest już inna sytuacja ponieważ idą tam ludzie ciut inteligentniejsi (co jednak nie znaczy, że czasami nie są "elementem" bo i tacy się zdarzają). Zaobserwowałem jednak śmieszną dla mnie sytuację. Niby liceum i technikum obowiązkowe nie jest, uczęszczać nie trzeba. Ale zauważcie, że ci "nieodpowiedni" nie są najczęściej takich szkół usuwani "bo to może mu zaszkodzić". Ale to, że on szkodzi całej szkolnej społeczności, w której być NIE musi, to juz uchodzi uwadze naszych wspaniałych pedagogów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja w ogóle ograniczyłbym przymus szkolny do 13 lat. Państwom przymusza do nauczenia się pisania, czytania, tabliczki mnożenia a potem sam decyduj(albo twoi rodzice) czy ci potrzebna dalsza edukacja. Jak ktoś chce zostać np. piłkarzem to gimnazjum do niczego nie jest mu potrzebne. Wtedy nie byłoby cackania się z gimnazjalistami.Raz złapali cię na piciu alkoholu- zawieszenie w prawach ucznia, drugi raz- wypad ze szkoły i sam się martw żeby inna cię przyjęła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...