Skocz do zawartości

Sycho14

Forumowicze
  • Zawartość

    234
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wpisy blogu napisane przez Sycho14

  1. Sycho14
    Siema!
    Pewnie mało kto pamięta, ale bardzo, bardzo dawno temu, podrzuciłem na bloga, takie tam opowiadanie, które miało mięć kontynuację. W tym czasie ludzie się zmienili, ludzie odeszli, ludzie zostali, ludzie dorośli i na forum są inni ludzie, ale jak obiecałem, tak powracam z drugą częścią.
    Opowiadanie jest w klimatach cyberpunkowych, nawiązuje do poprzedniej części (tutaj zareklamuję CZĘŚĆ PIERWSZĄ: http://forum.cdaction.pl/index.php?app=blog&module=display&section=blog&blogid=2952&showentry=40583), więc polecam najpierw zapoznać się z nią. Wszyscy inni, którzy prequel pamiętają mogą zasiąść wygodnie i rozkoszować się średniej jakości, dziełem. Zapraszam!
    David powoli otworzył zaspane oczy. Rozejrzał się po sypialni. Mama zawsze powtarzała, że zostanie kawalerem do końca życia, teraz, w jego 36 urodziny, ta wizja wydaje się jeszcze bardziej prawdopodobna. Ruszył w przechadzkę po mieszkaniu w poszukiwaniu swoich ubrań. Lokum nie różniło się zbytnio od innych w tym przedziale cenowym, typowe gołe ściany pomalowane zieloną farbą, mała sypialnia z jednym łóżkiem, kuchnia wyłożona szarymi kafelkami, przedpokój łączący wszystkie pomieszczenia i łazienka, właściwie, to wnyka w ścianie z sedesem? Cóż, zawsze był skąpcem. Po kilku minutach udało mu się znaleźć stare jeansy, czarną bluzę z kapturem, kilkudniowe skarpetki i szare adidasy. Wszedł do kuchni opłukać twarz wodą z kranu. Szybkim ruchem zaczesał czarne, kilkucentymetrowe włosy do tyłu i usiadł na metalowym łóżku w sypialni. ?Najważniejsze to nie działać pochopnie? zaczął sobie powtarzać. Problem w tym, że trudno nie działać pochopnie, gdy jego młodszy braciszek siedzi w pieprzonej komorze i gada do ścian! Wiedział, że Frank musiał przy tym być! Jak on mógł dopuścić do czegoś takiego? Pieprzona korporacyjna żmija! Powoli wstał, złapał za słuchawkę i identyfikator, po czym wyszedł. Czas wziąść się do roboty!
    Ruszył przez brudne uliczki San Francisco. GreenWorld Inc. ? kiedyś obiecywali nowy, lepszy świat, teraz siedzą w swoich fotelach wysoko nad nim i śmieją się z tego co pozostawili z tej pięknej metropolii. Miasto było pełne bezdomnych. Pałętali się po ulicach, prosili o kredyty, co odważniejsi byli nawet w stanie spojrzeć Davidowi w oczy? Bloki były szare i poobdzierane. Tynk odpadał, okna były pozabijane deskami, a wokół roztaczały się ogrodzone bramką kępy ziemi, pozostałości po pięknych trawnikach. Mężczyzna wydał komendę ?temperatura!?. Po chwili słuchawka odpowiedziała mu 45OC. Przez chwilę poczuł satysfakcję, że te grube ryby na górze muszą się teraz nieźle smalić. Zanim się obejrzał dotarł do ?Bram Edenu? windy zabierającej mieszkańców San Francisco ze schowanej w cieniu ruiny do Nowego San Francisco, pięknej metropolii leżącej na dachach upadającego miasta. Brama nie była zbyt wielka. To była zwykła perłowo-niebieska winda, kontrastująca ze smutnym, szarym otoczeniem. David przyłożył identyfikator do czytnika po prawej stronie wejścia do windy. Pierwszą zasadą dostania się do Nowego San Francisco było posiadanie identyfikatora, śmieci nie mogą podróżować między miastami, a jeżeli nie masz karty potwierdzającej twoją przynależność do społeczeństwa jesteś zwykłym śmieciem nie godnym nazywania człowiekiem. David jadąc windą w górę zastanawiał się nad paradoksem całej sytuacji. Androidy mają prawo przebywać wśród chmur, ale człowiek, który nie urodził się w odpowiedniej rodzinie, nie ma prawa być człowiekiem?
    Po dotarciu na miejsce stanął przed Nowym San Francisco. Miasto było piękne! Budynki miały kształt stożków, w większości pokrytych szybami, które uzupełniały przestrzeń między metalowymi fundamentami. Budynki stały na wysokich metalowych kolumnach, które wznosiły się ze starych, zniszczonych, betonowych bloków na kilkadziesiąt metrów wzwyż. Poszczególne stożki były jednolicie niebieskie, ale różniły się wielkością. Każdy budynek miał swoje podwórko w postaci płyty, która łączyła podstawę miasta zbudowaną z kolumn, oraz budynek. Wszystkie okręgi były połączone przebiegającą między nimi siecią autostrad, po których śmigały różne pojazdy, których jasne barwy odbijały światło słońca, będącego niebezpiecznie blisko. David wyruszył z windy w stronę jasno-zielonej taksówki. Samochód, jak przystało na standardy 23 wieku był całkowicie wyprofilowany. Wyglądał, jak oliwkowa kapsuła, lekko unosząca się nad ziemią. Drzwi uniosły się ku górze, a David wszedł do pojazdu i wpisał numer budynku do którego się wybrał: 255.
    Podróż trwała ponad 2 godziny. Taksówka sprytnie manewrowała po sieci autostrad, które wspólnie się łączyły, dzieliły, przeplatały, niczym pajęczyna. Samochód zatrzymał się przed wysokim, stożkowatym budynku, który na tle innych wyglądał dużo bardziej bogato. Stalowe podstawy były zdobione kamieniami szlachetnymi. Dysk, na którym stał budynek był w większości wypełniony wodą, która otaczała mieszkanie niczym fosa. Jedyna cecha wspólna z pozostałymi budowlami, to szyby, które skrywały mieszkającego tam człowieka. David przyłożył identyfikator, do skanera w taksówce, koszt podróży wyniósł go 200 kredytów, trzy obiady w Starym San Francisco.Wyszedł z pojazdu i ruszył w kierunku stożkowej budowli. Przeszedł przez metalowy most, stylizowany na wczesny 22 wiek, wiek prostoty i podszedł do złotych drzwi, czekając, aż ktoś mu otworzy.
    Cały proces identyfikacji trwał trzy sekundy. Drzwi powoli uchyliły się do wewnątrz. Pierwszą rzecz, którą zobaczył David była skórzana sofa. Oprócz niej w głównym holu znajdował się projektor SH-500, jeden z najnowszych, pasujące do sofy, brązowe fotele, wielki szklany żyrandol, w kształcie jajka, oraz fauna w rogu pomieszczenia. Podłogę zdobiła turkusowa wygładzina, ściany były w większości pokryte szkłem weneckim, pokazującym co dzieje się na zewnątrz, ale nie wewnątrz. Sufit był w kolorze ścian, czyli niebieski.
    - Proszę się rozgościć panie Tears! ? odezwał się starszy mężczyzna schodzący po metalowych schodach.
    Ben usiadł na skórzanej sofie. Mężczyzna miał na oko 80 lat, twarz miał pomarszczoną, wyraźnie doświadczoną przez życie, głowę pokrywały srebrne implanty włosów, które spiął w koński ogon. Mężczyzna szedł powoli, prawie nie odrywając od ziemi metalowych nóg. Ubrany był w rubinowy szlafrok, spod którego wystawały metalowe wszczepy, zamiast kończyn. Staruszek powoli usiadł na fotelu.
    - Więc potrzebuje pan najemników, tak? ? spytał mężczyzna.
    - Tak, potrzebuję armii najemników. ? odpowiedział David.
    - Przecież to jest oczywiste. Nikt mnie już nie odwiedza bezinteresownie. Widzi pan? Tak kończą królowie podziemia. Samotni. Andrew Stevens potężny producent androidów, dziś dogorywający staruszek. Smutne? Wracając do tematu, czyli plotki nie były tylko plotkami, rzeczywiście planuje pan odbić brata?
    - Dobrze pan wie, panie Stevens, że nie jestem w stanie pozwolić mu gnić w pustce? Nasz ojciec zwykł powtarzać ?Tears to przede wszystkim rodzina??
    - Pański brat chyba myśli inaczej?
    - Frank? To nie mój brat, on już udowodnił, że nie jest Tearsem. To zwykła zabawka GreenWorld Inc.
    - Rodzina. Cóż za względne pojęcie. Jesteś z nami, jesteś rodziną, nie jesteś z nami, już nie jesteś rodziną? Moją rodziną są maszyny. One mnie nie zostawią, są na dobre i na złe, nie chcą moich pieniędzy. To jest prawdziwa rodzina.
    - Cóż mamy trochę inny światopogląd, więc jak z tą pańską ?rodziną?? Jest na sprzedaż.
    - Ależ oczywiście, oni tylko po to są, by służyć ludziom. Wie pan, co to bóg?
    - Nie?
    - Kiedyś ludzie czcili stworzycieli świata, nazywali ich bogami. Było ich wielu, każdy miał swoje własne świątynie, święta, wyznawców i tak dalej?
    - Co to ma do tematu? ? spytał David.
    - To, że teraz my jesteśmy bogami. Wie pan co to ewolucja. Nigdy się pan nie zastanawiał, dlaczego maszyny nam służą? Skrypty, tak, ale czy tylko? Ja wierzę, że bogowie, to była pradawna potężna rasa. Stworzyli ludzi, by im służyli, a w zamian, długo, długo po ich przeminięciu dostaliśmy nagrodę w postaci wolności. Teraz przyszła kolei na nas. Stworzyliśmy maszyny, które nam służą, ale nastanie czas, że przeminiemy, a to właśnie nasze dzieci, kiedyś dostaną tą samą nagrodę. Wolność. Potem stworzą nową rasę, która będzie wykonywała ich polecenia, aż w końcu przeminął i ta rasa, stworzy nową rasę do usługiwania. Tak wygląda pierścień egzystencji, musimy swoje wysłużyć, by być wolni. Więc panie Tears, widzi pan różnicę, między moją rodziną, a pańską? Moja rodzina jest wieczna, a twoja przeminie, jak tylko przestanie pan być potrzebny swoim bliskim?
    - Nie! Rodzina, to osoby, które są ważne dla nas, a my jesteśmy ważni dla nich. Wolę cieszyć się przez krótki czas z posiadania bliskich mi osób, niż cierpieć przez całe życie, bo nigdy takich nie miałem. Przykro mi, ale postanowiłem uratować mojego brata i nic już nie zmieni mojej decyzji!
    - Proszę bardzo, ale kiedyś zrozumie pan o czym mówię. Więc ile moich dzieci pan potrzebuje?
    - Myślę, że 100 mi wystarczy, ale proszę o najnowsze modele.
    - Więc, mam dla pana RGK-199 najnowocześniejsze modele na rynku, androidy posiadają zaawansowany czas reakcji w postaci 0,001 milisekundy, jeden jest w stanie pozbyć się 10 policyjnych modeli, zanim przeciwnik wyciągnie broń. Pasuje?
    - Myślę, że tak ? David wyciągnął identyfikator i przyłożył go do terminalu,który był wbudowany w blat stołu, 1 000 000 kredytów popłynęło bezpośrednio na konto Andrew Stevensa.
    - Na kiedy potrzebuje pan najemników?
    - Proszę przygotować je na pojutrze, będę czekał przy wejściu do Under City ? powiedział David, po czym podał rękę i wyszedł.
    Wsiadając do taksówki i wybierając kolejny cel podróży David rozmyślał nad wydatkiem. Pomyśleć, że on ?największy skąpiec w biznesie? będzie w stanie wydać, ot tak, milion kredytów? Dla swojego młodszego braciszka jest w stanie zrobić jeszcze więcej!
    Pojazd pędził po pajęczynie dróg mijając inne, różnokolorowe, modele. Z lotu ptaka miasto musiało wyglądać naprawdę cudownie, nowoczesne budowle, a wokół nich zaplątane autostrady po których mijały się pojazdy w kolorach tęczy, a wszystko to nad Starym San Francisco, gdzie ludzie tęsknią za odrobiną słońca? Typowe, ludzie zawsze stawiają siebie na pierwszym miejscu, zapominając o tym, że ktoś może z ich powodu cierpieć. Rozważania przerwała zatrzymująca się taksówka. David wyszedł z pojazdu i staną przed kolejnym stożkowym budynkiem. Ten dla odmiany od rezydencji Stevensa był niski, otoczony pustą, metalową płytą. Ściany budowli były dużo starsze niż w reszcie budowli dookoła, szkło powoli nadpękało, a metalowy szkielet powoli pochłaniała rdza. Mężczyzna wcisnął srebrny przycisk, przymocowany do metalowych drzwi. Po chwili się uchyliły, zapraszając do środka. David staną w ogromnym pomieszczeniu. W środku budowla różniła się od poprzedniej tylko szczegółami. Lustro weneckie nadal pokrywało większość ścian, z tą różnicą, że w nieketórych miejscach puste szyby zostały ozdobione czarno-białymi obrazami. Na malowidłach widniały różne stworzenia z końcówki XXI wieku, większość już dawno wymarłych. David rozpoznał lwy, żółwie, konie, króliki, nosorożce i orły. Zwierzęta powoli mierzyły gościa wzrokiem. Podłoga była pusta, mieniła się srebrnym kolorem stali. Mebli w pokoju nie było zbyt wiele, pięć metalowych krzeseł, stół, projektor i mały, metalowy bar przy ścianie. Do pokoju wszedł niski mężczyzna, ubrany w czerwoną koszulkę, brązowe spodenki i czarne klapki na nogach. Włosy miał zielone, sięgające barków. Mężczyzna był wieku około 25 lat, skórę miał gładką, wyraz na jego twarzy był poważny, miał świński nos, małe oczy, żółte od narkotyków spoglądały na Davida.
    - Śmiało! Siadaj! ? mężczyzna wskazał na metalowe krzesła przy stole.
    Tears usiadł przy stole, a na przeciw niego gospodarz.
    - No, kto by się spodziewał, że wielki łowca głów ?Czarny kieł? odwiedzi Nowe San Francisco! Nie boisz się, że ktoś cie tu znajdzie?
    - Nie bardzo. Korporacyjne maszyny nie są zbyt inteligentne, już miały tyle okazji by mnie dorwać, dlaczego miałyby wykorzystać tą?
    - Bo zaostrzyły czujność. Mówi się, że całe GreenWorld jest na nogach, po tym, jak twój brat, prawie dorwał się do ich skarbów. Wiedzą, że po niego przyjdziesz?
    - Ale nie wiedzą kiedy.
    - Więc kiedy?
    - Podczas transportu. Za dwa dni wywożą go z Under City do głównego posterunku. Jest jeden moment, w którym nie mogą mnie dostrzec, oraz będą mieli osłabioną czujność?
    - Tunel.
    - Tak jest. W tunelu nie będą mieli czasu, by dosłać posiłki i odpowiednio zareagować, potrzebuję tylko odpowiedniego pojazdu?
    - Mojego Kreta. Zanim przejdziemy do interesów, może się czegoś napijesz?
    - Whisky.
    Mężczyzna klasnął. Po chwili pojawił się przy nich android. Maszyna była ubrana w białą tunikę, oraz białe buty. Skórę miał bardzo gładką, krótkie czarne włosy i oczywiście te wiecznie otwarte oczy?
    - Coś panu podać, panie Ribbon?
    - Tak, dwa razy whisky.
    Maszyna podeszła do baru i nalała dwie szklanki. Następnie postawiła je na stole i stanęła za właścicielem. Carlos Ribbon, wziął łyka, po czym z obrzydzeniem wypluł trunek.
    - Ona jest bez lodu durna maszyno! ? Rzucił w niewolnika szklanką ? Nic nie warty złom, powinienem cię wyrzucić! ? mężczyzna spojrzał na Davida ? Po co produkować niewolników, skoro oni nic nie potrafią zrobić dobrze?
    - Ciekawe, godzinę temu słyszałem teorię, że maszyny to następny krok w ewolucji ? uśmiechnął się David.
    - Ewolucji? Te śmiecie nigdy nas nie zastąpią, one nadają się tylko do usługiwania. ? Ribbon spojrzał na androida ? Idź do kuchni i przynieś nóż.
    Maszyna bez słowa ruszyła, by po chwili wrócić, z nożem.
    - Przynajmniej tyle potrafisz, teraz proszę, utnij sobie rękę.
    Maszyna spojrzała na właściciela:
    - Bez ręki nie będę mógł panu dobrze służyć.
    -Tnij!
    Android włączył nóż. Ostrza zaczęły powoli wibrować, po czym maszyna przyłożyła je do dłoni, powoli naciskając. Zaczęło się od sztucznej skóry, która rozdarła się szybko, potem zaczęły pękać przewody, aż na koniec z wielkim trudem maszyna przetnęła metalową kość. Ribbon uśmiechnął się pod nosem.
    - Teraz drugą.
    Niestety nie mogę spełnić tego rozkazu, nie jestem w stanie uciąć sobie ręki, nie posiadając jednej. ? odpowiedziała maszyna ze stoickim spokojem.
    - Tnij jesteś przecież następnym krokiem w ewolucji! ? śmiał się gospodarz.
    David słuchał całej rozmowy pijąc whisky i wpatrując się w obrazy. Nagle poczuł, że ktoś przy nim stoi. Odwrócił wzrok, a przed nim stał android z wyciągniętą dłonią. Maszyna wystawiła nóż w jego kierunku, a wielkie puste oczy sprawiały wrażenie, jakby prosiły go o pomoc.
    - Może już wystarczy tego pastwienia się Carlos? Przejdźmy do interesów.
    - Skoro tego chcesz. ? spojrzał w kierunku niewolnika ? Idź się wyłącz, jutro lecisz na złom.
    Maszyna wyszła z pokoju, a Ribbon odwrócił twarz do Davida.
    - No to czego ci potrzeba?
    - Jak wspominałeś, twojego kreta. Zaatakuję ich w tunelu, gdy Winda będzie go wieźć na powierzchnię.
    - Ciekawie, myślę, że mogę ci pomóc, tylko pozostaje jedno, najważniejsze pytanie, ile?
    - 50 000 kredytów, pasuje?
    - 80 000!
    - 65 000.
    - Dobra. Gdzie i kiedy?
    - Pojutrze, przy wejściu do tunelu, jutro ci wpłacę pieniądze.
    - Okej, wierze ci. To do zobaczenia pojutrze?
    - Na to wygląda. ? powiedział David, po czym wstał, podał rękę i wyszedł. Stojąc przed blokiem, spojrzał jeszcze raz znad metalowej płyty spoglądając w dół. Patrząc na pustkowia, które pozostały po cudownej planecie wyszeptał: ?Jeszcze dwa dni Ben, wytrzymaj!?
    Dzisiejszy dzień zapowiadał się bardzo ładnie. Wiał lekki wiatr, a temperatura była w miarę wysoka, pomimo metalowych płyt odcinających stare San Francisco od słońca. Mężczyzna wyciągnął z garażu swojego starego ścigacza. Maszyna miała opływowy kształt, niczym rekin, koloru była niebieskiego i stała na dwóch zmodyfikowanych oponach, które nadawały jej przyczepności w terenie. Odpalając maszynę David wrzucił na plecy wszystkie swoje graty i ruszył przez brudne miasto. Szybko mijał zabrudzone ulice i zniszczone bloki, a po kilku minutach opuścił miasto. Stare budowle zmieniły się w puste i opuszczone pustkowia. Mężczyzna pędził przez pustynie rozmyślając o swoim celu. Zadanie było w miarę proste, wszystko co musiał zrobić, to przeprowadzić akcję w miarę szybko, a wtedy miną godziny, nim ?zieloni? zauważą co się właśnie stało. Rozmyślenia przerwał widok celu podróży. Właz do tunelu był stalowy i miał na oko kilometr średnicy. Wokół niego ustawiły się już maszyny bojowe dostarczone przez ludzi Stevensa. Wszystkie były w standardowym czerwonym kolorze. Miały posturę szczupłego mężczyzny, obudowa była jednolita, choć w kilku miejscach było widać kable łączące kończyny z tułowiem. Zamiast twarzy maszyny miały puste maski, z żółtym okiem ? celownikiem laserowym. Obok maszyn stał Kret. Długa na 50 metrów ciężarówka z gigantycznym wiertłem z przodu. Maszyna była koloru zielonego i składała się z dwóch części: przedniej - kwadratowej, do której przymocowane było wiertło i w środku pracował silnik, oraz tylnej ? ogromnej komory, która niegdyś służyła do przewożenia surowców w Under City. David postawił swój motor przy włazie. Podszedł do Carlosa i podał mu rękę.
    - Widzę, że się przygotowałeś! Ciekawe tylko, czy mój kret zmieści tyle złomu?
    - Musi!
    - Rozejrzałem się trochę, gdy cię nie było i proponuję zacząć kopanie tam ?wskazał na lej oddalony o pół kilometra od nich ? powiedz mi tylko, o której mam być w środku.
    - Jeżeli ich plan się nie zmieni winda rusza o 13, więc pół godziny później powinni być w połowie drogi.
    - Okej, 13.30 mam być w środku? Da się. Twój plan jest szalony, ale nie takie rzeczy robiłem!
    - Wiem, dlatego przyszedłem do ciebie?
    Po tej rozmowie Carlos ruszył do Kreta, co oznaczało, że czas ruszać. David pokazał ręką androidom, by ruszyły do środka i 100 maszyn dumnie weszło do tylnej części pojazdu. On w tym czasie zajął miejsce w kabinie, obok Carlosa. Od środka Kret wydawał się jeszcze większy. W środku oprócz siedzenia kierowcy i gigantycznej przedniej szyby mieściły się jeszcze dwa fotele i kanapa. Tears rzucił swój plecak na środek i zaczął się przygotowywać.
    Najważniejszy był srebrny jetpack, który założył na plecy. Następnie ubrał srebrne buty z przyssawkami i oczywiście maska dostarczająca tlen. Po przygotowaniu wyglądał jak jakaś maszyna, wielki wydech na plecach, masywne buty na nogach i srebrna maska zasłaniająca nos i usta. Wziął w dłoń wyrzutnię rakiet i przymocował do pasa strzelbę. Plan był prosty, wpaść do środka, zabrać Bena i wypaść, musi się udać. Po chwili rozmyślania usłyszał krzyk kierowcy stwierdzający, że za kilka sekund będą w środku. Moment i ogromna maszyna wyleciała z ziemi wprost do gigantycznej przestrzeni. Tunel był gigantyczną próżnią. Przemieszczanie się w nim polegało na windzie, która była czymś w rodzaju rakiety. Podzielona na cztery podłużne segmenty, metalowa, u góry i dołu miała gigantyczne silniki służące do startowania i kilka malutkich, które nadawały jej prędkości, pomimo braku grawitacji.
    W tym momencie Kret wbił się w windę i cała scenografia zamarła w pustce. Gigantyczne wiertło zatrzymało się w metalowym kadłubie drugiego segmentu, transportowiec ruszył powoli w stronę ściany tunelu w całości podatny na najmniejsze uderzenie. Tylna część Kreta się otworzyła i androidy ruszyły do szturmu. David wyskoczył przez boczne drzwi i ruszył tuż za nimi. Strzelił w trzeci segment windy z wyrzutni, tworząc gigantyczną wyrwę, która zaczęła wypuszczać sztuczny tlen. Wszyscy wpadli do środka, gdzie czekała na nich armia niebieskich policyjnych maszyn. Strzelanina nie była zbyt długa, udowadniała różnicę między RGK-199, a standardowymi maszynami GreenWorld. Segment w środku wyglądał, jak odwrócone mieszkanie. Mężczyzna wpadł przez boczną ścianę, podczas, gdy na prawo miał srebrny sufit, a na lewo podłogę. Szybko jednak przestrzeń wypełniła się częściami maszyn unoszącymi się bezwładnie w próżni. Ruszył w kierunku przejścia, strzelając do policji ze strzelby. Kilkanaście sekund i już był przed drzwiami. Szybkim strzałem z wyrzutni wyważył ogromne, stalowe drzwi i wpadł do środka. Ostatni segment miał tylko dwóch strażników, którzy padli po chwili. Oprócz nich w środku znajdowały się komunikatory, jakaś szafka i najważniejsze, czarny, okrągły kokon, w którym siedział jego brat. Ruszył w kierunku konsoli umieszczonej na kokonie.
    Lewą ręką wpisywał komendę otwierającą kokon, podczas, gdy prawą wyciągnął maskę produkującą tlen. Odbił się nogami od ściany pomieszczenia i ruszył w kierunku otwierających się drzwi. W środku spał jego młodszy brat. Był spokojny, oczy miał zamknięte, ubrany w pomarańczowy kombinezon skazańca, choć nadal wyglądał młodo, zmienił się od ich ostatniego spotkania. Miał więcej zmarszczek, co upodabniało go do Franka. Szybkim ruchem przyłożył maskę, zakrywając usta i nos Bena, po czym gwałtownym ruchem oderwał go od maszyny. Podobno, nie wolno tak wybudzać ?graczy?, ale nie miał innego wyjścia. Baza pewnie już wie, o napadzie. Lewą ręką złapał młodszego brata w tali i ruszył w kierunku Kreta. Podróż między kawałkami metalu, dryfującymi w próżni trwała chwilę, nim zdążył się rozejrzeć już był w środku.
    -Jedziemy! ? krzyknął do Carlosa.
    Wspólnik szybkim ruchem przycisnął pedał gazu i maszyna nabrała jeszcze większych obrotów. Gigantyczne wiertło osiągnęło maksymalną prędkość, przebijając się przez metalowy segment windy. Po minucie kręcenia się w miejscu, druga ściana wagonu puściła i Kret złapał kawałek ziemi. Po tym reszta była formalnością i ruszyli w kierunku powierzchni.
    To by było na tyle, cześć trzecia pewnie kiedyś powstanie, ale nie oczekiwałbym jej za szybko Słowem zakończenia poproszę tylko o komentarze, pamiętajcie: Jakakolwiek krytyka jest lepsza niż żadna. Komentujcie!
  2. Sycho14
    Witam!
    Dawno mnie nie było, dlatego dzisiaj na szybko tylko wpis informacyjny. Nie rozumiem, czemu cały polski internet o tym milczy, ale dostaniemy nową część Naruto Shippuuden Ultimate NInja Storm!

    Namco Bandai oficjalnie zapowiedziało, ze w grudniu tego roku wychodzi ulepszona wersja Naruto Shippuuden Ultimate Ninja Storm 3, o podtytule Full Burst. Posiadacze poprzedniej wersji będą mogli ulepszyć swoją cześć za pomocą darmowego DLC, ale nie to jest najważniejsze... Bo wśród zapowiedzianych konsol są PS3, X360 i PC! Tak, pecetowcy dostaną nową cześć Naruto! Gra ma trafić na Steam, więc rejestry o których dawno temu pisałem znowu miały rację, oraz w pudełku, na razie nie wiadomo, jak z wersją PL, ale obstawiam, że dystrybutorem będzie Cenega. Byle do zimy:)
  3. Sycho14
    Witam!
    Nareszcie, po kilku miesiącach ukończyłem moje najświeższe opowiadanie! Dzisiaj dla odmiany od poprzednich wskoczymy w klimaty Cyberpunku. Przygotujcie sobie jakąś ciepłą herbatkę, przekąski (bo lektura trochę zajmie) i czytajcie!
    Ben
    Ben biegł najszybciej jak mógł. W głowie siedziała mu zasada: ?Kto stoi, ten jest martwy.? Wiedział, że jeśli zacznie myśleć o czymś innym zdekoncentruje się, a wtedy zwolni, ograniczy czujność i spostrzegawczość. Biegł przez labirynt betonowych ścian, wszystkich takich samych, ubrany w swój szary kombinezon, dzięki temu kolorowi trudniej go było zauważyć. Nie po to dał za niego 150 kredytów, by teraz paść... W dłoni trzymał dwuręczny plazmowy karabin za 450 kredytów. Drogę mu wskazywał wizjer, który kosztował 80 kredytów i oczywiście pole siłowe ? 200 kredytów. Tyle pieniędzy wydane, na bezwartościowe gadżety... DEKONCENTRACJA! Musi biec, myśleć o bieganiu, być czujnym. Rozgląda się uważnie, wszędzie widzi tylko szary beton. Biegnie. Nagle wizjer ruszył celownikiem w lewą stronę. To była kobieta, głupia, ubrana w różowy kombinezon, który podkreślał jej ładną talię. Na głowie miała różowy kask, z którego wychodziły długie blond włosy, a oczy zasłaniały jej zielone gogle, zajmujące pół twarzy. Ben rozejrzał się dookoła. Wszędzie pusto, to znaczy, że będzie miał czas na odrobinę przyjemności... Wycelował w nogę kobiety. Przycisnął spust i w mgnieniu oka uderzyła ją struga plazmy, przepalająca się przez kombinezon, skórę i mięso ofiary. Padła na ziemię. Nim zdążyła się obejrzeć, kto ją trafił, dostała w biceps. Bezwładna ręka upuściła pistolet laserowy i uderzyła o ziemię. Joker staną nad ofiarą z uśmiechem wynurzającym się spod niebieskich gogli.
    - I co teraz?
    - Dorwę cię i załatwię! Będziesz cierpiał, tak jak ja teraz!
    -Chyba nie... ? Ben przyłożył karabin do jej czoła.- Poproś ładnie, to skończę szybko...
    -Pieprz się!!!
    Chłopak zdjął jej kask karabinem. Ładna. Szkoda, że w tych okolicznościach nie ma co liczyć na jej numer... DEKONCENTRACJA!!!! Kończ to i uciekaj!!!! Strzelił. Strumień plazmy wypalił jej w twarzy dziurę, która teraz zastępowała czoło. Joker ruszył w dalszą drogę. W głowie siedziała mu blond włosa dziewczyna. Może gdyby poprosił? Chociaż, nie było w jej oczach zauroczenia... Nagle poczuł potężny zastrzyk bólu w plecy. Padł na ziemię. Zdekoncentrował się. Betonowy labirynt zaczął powoli rozpadać się na małe piksele, które unosiły się w powietrze i pękały. Po chwili otoczyła go ciemność. Przegrał. Poraził go ostry promień z światła idący od żarówki gazowej. Za długo grał. Gdy oczy przyzwyczaiły się do światła zobaczył uśmiechniętego Keya. Cały był w smarze. Po zniszczonych ogrodniczkach i czerwonej koszuli widać było, że grzebał w swoim ścigaczu. Ben spojrzał na szczerbate zęby Keya.
    - Zapłacę ci, tylko wstaw sobie te dwójki!!!
    - Nigdy, dzięki temu wyglądam, jak prawdziwy mechanik. ? Key uśmiechnął się jeszcze bardziej ? Frajer!
    - W plecy dostałem!
    - Bo nie byłeś czujny... Noob!
    - Spadaj!
    Ben rozejrzał się po pokoju. Większość miejsca zajmowały 3 kokony, do gry. Wszystkie wyłączone. Oprócz nich w pokoju stał jeszcze kokon do wypoczynku i małe żelazne biurko. Dziewiętnastolatek podszedł do niego i sięgnął po słuchawkę. Wsadził ją sobie do ucha i wydał komendę: ?Poczta!?. Trzy wiadomości od Iris, jedna od Davida i jedna od nieznanego kontaktu. Ben usunął wcześniejsze i włączył skanowanie nieznanej. Gdy dowiedział się o telefonicznych mordercach, wysyłających sygnały zdolne ugotować mózg, zaczął zwracać większą uwagę na bezpieczeństwo. Słuchawka pyknęła i szybką komendą włączył zapis.
    ?Witamy panie Joker. Doszły do nas słuchy o pana niezwykłym kunszcie hackerskim i postanowiliśmy wystąpić do pana ze specjalną ofertą. Obiecujemy duży zysk. Jeżeli jest pan zainteresowany, proszę przyjść do pokoju 15A w hotelu Casanova o godzinie 19. Pozdrawiamy i liczymy na spotkanie!?
    Ben szedł przez ciemne ulice Undercity. Dawno zapomnianego centrum górnictwa. Kiedyś podobno to miasto było pełne wesołych ludzi. Ale nastał czas kryzysu, minerały zaczęły się kończyć i w końcu korporacje porzuciły mieszkających tu pracowników, zostawiając po sobie tylko siedziby, świadczące o dawnej potędze. Gdyby nie te banki i ambasady zniknęłaby nawet policja. Po lewej przy rozpadającym się betonowym wieżowcu zobaczył grupkę biegających dzieci. Wszystkie były brudne, ubrane w stare i podarte ubrania, jednak śmiejące się. Tak nie wiele trzeba by uszczęśliwić dziecko. Pamięta jak sam cieszył się, gdy pierwszy raz zobaczył słońce. Ciekawe, czy te dzieciaki wierzą, że kiedyś zobaczą prawdziwe niebo? Wątpię. Zauważył hotel. ?Casanova? jak reszta wieżowców był bez okien, ze ścian zdrapywała się warstwa betonu odkrywająca szkielet budynku. Jedyne, co go wyróżniało, to przechylony szyld, w którym świeciło się tylko obramowanie i litera ?n?. Joker wszedł do środka. Od wewnątrz hotel wyglądał jeszcze gorzej. Żółta farba łuszczyła się ze ścian, po prawej stronie wejścia stały dwie żelazne kanapy, po lewej również żelazna lada ze śpiącym przy niej chińczykiem, z na przeciwka witały przybyszy drzwi do windy. Ben podszedł do chińczyka. Wyglądał na 23 lata, miał krótkie czarne włosy i czerwony garnitur na sobie, wyraźnie starszy od niego. Ben dotknął touchpada i po holu rozniósł się dźwięk dzwonka, zawsze chciał takie coś zobaczyć, ale w ostateczności przepadły one wraz ze instrumentami. Chińczyk podskoczył, prawie spadając z krzesła. Spojrzał na Jokera zaspanymi oczyma.
    - Pan...
    - Na piętnaste piętro.
    Chińczyk wpatrywał się w gościa dwie sekundy, po czym przypomniał sobie o obowiązkach i szybko wezwał windę. Ben wszedł do środka i pojechał w górę. Pokój A był tuż przy wyjściu z windy. Korytarz był brudny i wyraźnie w nim śmierdziało, idealne miejsce na kryjówkę. Młodzieniec otworzył pordzewiałe drzwi i powoli wszedł do środka. Pomieszczenie, jak reszta hotelu, było od dawna niesprzątane. Ze ścian powoli odpadała oliwkowa farba, odsłaniając szary beton. Z prawej strony wejścia stał, a właściwie leżał stary stół, w którym rdza zeżarła już dwie nóżki i powoli dobierała się do trzeciej. Nad stołem wisiało lustro, czarne od zebranego brudu, wyglądało jak portal do innego, wypełnionego ciemnością wymiaru. Najważniejszy był jednak wielki okrągły stół, zasłany krwisto czerwonym materiałem, otoczony krzesłami, na których siedziało czterech mężczyzn. Pierwszy był niski i chudy, budową przypominał szczura, miał długi szpiczasty nos, długie zaczesane do tyłu, brązowe włosy, żółte zęby i metalowy implant oka, czerwone szkiełko, które co jakiś czas wysuwało się z twarzy, niczym matryca w starych aparatach. Ubrany był w długi biały fartuch lekarski, pod którym skrywały się stare wytarte dżinsy, brązowy sweter i kilku letnie czarne pantofle. Drugi mężczyzna... Nie to był android, Joker poznał go po braku powiek. Widać, maszyna była zwykłym niewolnikiem, wnioskując po kablu wychodzącym z tyłu głowy, mającym przekazywać czyjeś polecenia. Android ubrany był z tego grona najlepiej, czarny garnitur, krawat i biała koszula ? ktoś lubi wydawać pieniądze, skoro postarał się o takie wdzianko dla maszyny. Włosy miał krótkie i czarne, twarz gładką, pękającą od botoksu i sztuczne niebieskie oczy. Trzeci był przeciwieństwem pierwszego. Młody, wyglądający na lekko ponad 20 lat, łysy azjata. Oczy miał zielone, implanty, delikatne rysy twarzy i tatuaż ze smokiem, wychodzącym spod obcisłego czarnego kombinezonu, wspinającym się wzdłuż szyi i osiadającym na szczycie łysej czaszki, kładącym powoli łeb na czole. Smok wlepiał iskrzące się ślepia w Bena, lecz gdy ten odwzajemnił spojrzenie, bestia schowała się za ucho azjaty. Na pierwszy rzut oka było widać, że mężczyzna nie lubi rozstawać się ze swoim kombinezonem. Czwarty, był wysoki z krótką blond grzywką, schowaną pod przezroczystymi goglami, o grubych policzkach i gęstym zaroście pokrywającym prawie połowę jego twarzy. Ubrany był w niebieski kombinezon mechanika samochodowego i grube skórzane rękawice.
    - Witamy pana! ? odezwał się android. ? Nie ładnie jest się, spóźniać panie Joker!
    - Powiedzmy, że wypadła mi bardzo ważna sprawa ? odpowiedział Ben.
    - Oczywiście. Proszę zająć miejsce. Panowie, oto Joker, największy haker w Undercity. Panie Joker, przedstawiam panu Doktora, Szkarłatnego Smoka i pana Crisa Westfielda. Na pewno pan o nich słyszał...
    - Coś mogło mi się obić o uszy.
    - Tak, więc, skoro mamy komplet zaczynamy prezentację. ? Android spojrzał na pustą ścianę za nim i zaczął wyświetlać obraz z projektora w oku. ? Oto nasz cel. Główny bank GreenWorld Inc. Przepełniony kosztownościami. Oferta jest prosta: pan Doktor daje nam swoją wiedzę, pan Smok swoją dyskrecję, pan Cris maszyny, pan Joker swoje umiejętności, a ja najważniejszą rzecz w naszym biznesie, swoje pieniądze.
    - Wpadamy do środka bierzemy kasę i wychodzimy?- zwrócił się do maszyny Cris.
    - Oczywiście, że nie, plan powstał na długo, przed tym spotkaniem. Brakowało mi tylko odpowiednich ludzi... Wracając do tematu, w tym banku GreenWorld trzyma wszystko, co ma dla nich jakąkolwiek wartość: plany budowlane, pieniądze, prototypy, najnowsze wirusy i wszystkie swoje sekrety... Każdy z tu zebranych będzie mógł się obłowić w pasujących dla niego materiałach.
    Joker rozejrzał się po pomieszczeniu. Każdy z zebranych rozważał propozycję. Ben zwrócił się do maszyny.
    - Jakieś szczegóły na temat planu?
    - Szczegóły, tylko dla zainteresowanych. To jak wchodzą panowie w to?
    - Ja wchodzę. ? Wyszeptał Doktor, półgłosem przypominającym syczenie węża.
    - Ja też! ? Prawie, że krzyknął Cris.
    - Z chęcią poznam szczegóły planu... ? Dodał Smok.
    - Cóż... Nie pozostaje mi nic innego, niż dołączyć do tego ciekawego grona. ? Uśmiechnął się Joker.
    - A więc mamy drużynę! ? Odpowiedział radosnym tonem android. ?Plan jest następujący...
    Zdjęcie banku zmieniło się w wirtualną mapę, pokazującą przekrój wszystkich pomieszczeń.
    - Na początek wprowadzimy pana Jokera do środka i pozwolimy mu połączyć się z siecią banku. Tam, mam nadzieję, że nie sprawi mu to problemu, nasz haker ściągnie wszystkie potrzebne hasła, zmiany stróżów i zajmie się kamerami. Następnie o dogodnej porze wprowadzimy naszych ludzi do środka, oczywiście tak by nikt nie zauważył ich obecności, zabieramy, co się da i przy wyjściu czeka pan Cris, który mam nadzieję przygotuje nam odpowiedni transport.
    Plan nie był zły, widać było, że sponsor uwzględnił talenty grupy i każdego dokładnie dopasował do jego roli. Wszyscy zebrani, oprócz androida, mieli zamyślone miny, analizując swoją rolę. Ben spojrzał jeszcze raz na zebranych, potem na plan banku. ?To może się udać...? - pomyślał.
    Piąta rano. Gdzieś wysoko, nad tą masą skał powoli wstaje słońce. Chłopakowi bardzo go brakowało. Spojrzał na swoje odbicie w szybie, był blady jak śnieg. Kiedyś wróci na powierzchnię! Jak tylko zarobi na tym napadzie, wybierze się w rodzinne strony do San Francisco. Powoli wrócił myślami do teraźniejszości. Jechał ze Smokiem, Doktorem i Crisem w jego srebrnym Audi X13c. Właśnie zatrzymywali się na parkingu, kilkadziesiąt metrów od banku. Budowla była niezwykła. Gigantyczna na kilkaset metrów, w całości z marmuru, ozdobiona malowidłami zielonych koniczyn. Stanowiła piękne przeciwieństwo szarych bloków, które ją otaczały. Ben spojrzał na Doktora. Staruszek dokładnie obserwował przechodniów czekając na swój cel.
    - To ona! ? nagle krzyknął.
    Smok nałożył kaptur na głowę. Zapiął zamek idący wzdłuż twarzy. Kombinezon pokrył prawie całą jego sylwetkę, jedynie oczy zakryte były przez czerwone szkła, wszyte w kombinezon. Szybkim ruchem otworzył drzwi, wypłynął na zewnątrz i rozpłynął się w powietrzu. Ich cel został wybrany przez sponsora. Panna Kate Stone, dwudziestoletnia dziewczyna, pracująca jako sekretarka w banku GreenWorld. Ubrana była w czarny żakiet, pod którym miała białą koszulę, brązową marynarkę, spódnicę w tym samym kolorze i białe pięciocentymetrowe obcasy. Twarz miała ładną, piwne oczy, długie rzęsy, kościste policzki i grube czerwone usta. Na głowie miała biały kapelusz, pasujący do jej siwych, długich włosów. Dziewczyna szła powoli, krokiem modelki. Nagle potknęła się i upadła na chodnik. Leżała 2 sekundy, po czym wstała powoli i ruszyła w kierunku srebrnego Audi. Wokół było pusto, a całe zdarzenie wyglądało tak naturalnie, że gdyby Ben nie znał planu, nie uwierzyłby, że w tym momencie dziewczyna straciła przytomność i wszystkie jej ruchy są dziełem Smoka. Dziewczyna usiadła powoli na tylnie siedzenie samochodu, obok Jokera, a po chwili obok niej zmaterializował się Chińczyk. Zamknął drzwi i samochód ruszył w kierunku hotelu ?Casanova?.
    Ben wszedł do pokoju, w którym była dziewczyna. Doktor przywiązał ją do zimnego stalowego krzesła, na oczach miała czarną opaskę przyklejoną do twarzy przy skroniach. Kate powoli uniosła głowę do góry, po czym zaczęła się rozglądać panicznie i krzyczeć.
    - Gdzie ja jestem!
    - Spokojnie, panno Kate! ? Odparł Doktor.
    - Kim jesteś? Kto tu jest? ? Krzyczała przestraszona dziewczyna.
    - Cisza! Ja mówię, a pani słucha! Nie na odwrót! ? Podniósł głos Doktor.
    - Czego ode mnie chcesz!
    - Cisza!
    Krzyknął staruszek, po czym wbił w kark dziewczyny strzykawkę z zielonym płynem. Dziewczyna zaczęła krzyczeć. Spod opaski wyciekły łzy.
    - To, panno Stone, jest ?Martyr?. Straszna trucizna, która wywołuje w organizmie, jak mogła pani się przekonać, uczucie przeraźliwego bólu. Straszna metoda. Nasza sytuacja wygląda tak. Ja mam w zanadrzu multum tego środka i jeśli pani odezwie się nieproszona, lub nie usłucha mojego rozkazu, będę zmuszony go użyć. Rozumiemy się?
    Dziewczyna kiwnęła głową.
    - Tak, więc teraz zadzwoni pani do domu ? Doktor wsadził w jej ucho słuchawkę ? i powie, że robi sobie miesiąc wakacji na powierzchni.
    Kate bezdyskusyjnie wykręciła numer i powtórzyła słowa staruszka matce, po czym zadzwoniła do pracy i powtórzyła to samo szefowi.
    - Dobra dziewczynka. ? Uśmiechnął się Doktor, po czym wbił jej w szyję środek usypiający.
    Budowanie trwało miesiąc, ale majstersztyk Doktora był naprawdę zadziwiający. Joker stał jak wryty na środku Sali operacyjnej. Pomieszczenie było pełne krwi, na stoliku przy ścianie leżały narzędzia lekarskie, o których istnieniu Ben nie miał nawet pojęcia, ale nie to było najważniejsze. Na środku Sali stały dwa łóżka, na obu leżała naga Kate Stone. Chłopak nie był w stanie odróżnić, która Kate była prawdziwa, a która nie. Tak podobnego pierwowzorowi klona w życiu nie widział. Doktor uśmiechnął się widząc podziw w oczach Jokera.
    - Ta po lewej to pani Kate. Po prawej to klon. ? Pokazał Doktor, dumny ze swojego dzieła.
    - A co z głową?
    - Gotowa. Klon ma zakodowany zestaw wspomnień. Począwszy od tych skopiowanych od pani Kate, skończywszy na tych wspólnie spędzonych z tobą...
    - Co? Rozkochałeś to coś we mnie?
    - Tylko tak nasz plan się powiedzie... Te kilka dni wytrzymasz... ? Uśmiechnął się staruszek, po czym złapał za wózek i wyciągnął klona z sali operacyjnej. W pokoju Doktor powoli ubrał klona w kupione na rynku czarne jeansy, pomarańczową, obcisłą bluzkę i żółte szpilki. Android powoli otworzył oczy, po czym rozejrzał się po pokoju.
    - Ben? Co się stało?
    - Zemdlałaś. Doktor Rose pomógł mi cię tu przynieść.
    - Naprawdę? ? Maszyna spojrzała na Doktora. ? Dziękuję.
    - Och to nic takiego ? uśmiechnął się Doktor.
    - Wszytko już w porządku? ? Spytał androida Ben.
    - Myślę, że tak. Możemy wracać do domu - odpowiedział klon.
    - Do widzenia panie doktorze ? dodał Joker, po czym wyszli.
    Bena obudził zapach pomarańczy. ?Ukochana? przyrządziła mu grzane skórki. Chłopak uśmiechnął się na tą myśl. Przez całą noc durna maszyna zawracała mu głowę. Brzydził się całowaniem jej, a ona miała ochotę na seks... Pewnie Doktor myślał, że im bardziej android zauroczy się w Benie, tym bardziej przyłoży się do zadania... Joker wszedł do kuchni, z wszystkich pomieszczeń, w swoim domu, w tym bywał najrzadziej. Kuchnia była biedna jak całe mieszkanie, miała zielone ściany, wyłożone kafelkami, stalowy stół, dwa krzesła i jedną małą szafkę, na której stał odgrzewacz. Kiedyś mieszkanie Bena było lepiej umeblowane, ale coś trzeba było sprzedać, gdy młodzieńcowi zabrakło kredytów. Przy kuchence stał ubrany w czerwoną spódnicę, długie srebrne szpilki i niebieską bluzkę klon.
    - Hej piękna! ? Powiedział, udając uśmiech.
    - Dzień dobry! Już wstałeś?
    ? Nie, śpię dalej durna maszyno!? pomyślał Ben, ale odpowiedział po prostu ?Tak?.
    - Dzisiaj ciężki dzień, co?
    - Nie przesadzasz? Wszystko, co masz zrobić, to wprowadzić mnie do środka i udawać, że nic się nie stało. Chyba dasz radę tyle zrobić?
    - Oczywiście, że tak, po prostu? Mam złe przeczucia?
    - Nie martw się, ze mną jesteś bezpieczna ? zasymulował uśmiech.
    ?Prawie? Kate szła pewnie ulicą do wejścia GreenWorld Inc. Za nią najciszej, jak tylko potrafił podążał Ben w kombinezonie maskującym. Przy wejściu android przyłożył kartę do czytnika i wszedł do środka. Ben ledwo zdążył wpaść za maszyną nim drzwi się zamknęły. Wnętrze banku było, jak złoty pierścień wśród nakrętek od śrub. Idealny kontrast z szarymi brudnymi ulicami Undercity. podłogę głównego holu, większego niż cały blok Bena, wyścielał turkusowy dywan. Ściany budynku były czerwone, ozdobione przeróżnymi obrazami ruszających się w nich prezesów firmy, a sufit zdobił gigantyczny malunek prezesa GreenWorld Inc. Odzianego w złoty płaszcz, spoglądającego na swoich pracowników, niczym bóg na swoich wyznawców. Ben się delikatnie uśmiechnął widząc ten malunek: ?Ludzie ? tak dążą do boskości, aby zapomnieć, że są ludźmi?? Sobowtór skręcił w lewo. Zaczął iść w stronę swojego stanowiska pracy. Była to nie wielka skrytka z olbrzymim oknem dającym wgląd na całą zawartość pomieszczenia. Nie będzie łatwo. Ben ruszył po woli za maszyną i po chwili byli już w środku. Budka, tak jak hol, ściany miała czerwone. Przy szybie stał prosty projektor, który po usłyszeniu komendy ?Start? rozbłysną feerią barw, prezentując kilkadziesiąt okien. Wszystko, co miał robić klon, to pracować. Ben miał o wiele gorsze zadanie, bo musiał delikatnie włamać się do projektora, manipulując wszystkimi zabezpieczeniami, pobierać odpowiednie dane na temat budynku, w międzyczasie usuwając wszystkie ślady swojej obecności, pilnując by nikt jego nie zauważył. ?Nareszcie będę mógł opuścić tą norę! Wszystko, co muszę zrobić to tylko umożliwić wejście do skarbca Smokowi?? DEKONCENTRACJA! Ben od dziecka miał problemy z uwagą. Dla tego właśnie został hakerem. Hakerzy muszą być zawsze czujni, operując kilkoma czynnościami na raz? To pozwalało mu się czuć lepszym od maszyn. Taki klon panny Kate mógł operować tylko konkretnym zadaniem, wyślij, przekaż dalej, odbierz, zadzwoń ? z perspektywy Bena to wszystko działo się strasznie wolno. Zamyślił się?
    Zbliżała się dziewiętnasta. Idealna rozpiska, którą wysłał Fredowi mówiła, że o tej godzinie mają być pod bankiem. Ben powoli analizował plan, by o niczym nie zapomnieć. Osiemnasta pięćdziesiąt dziewięć. Jeszcze tylko minuta, i? Siódma wieczorem! Jak to śmiesznie brzmi w mieście bez słońca, wieczór? DEKONCENTRACJA! Właśnie następowała zmiana strażników. Kilka kliknięć i brzdęk. Pokój ochrony szczelnie zamknięty i nikt go dzisiaj nie opuści. Serią po kamerach: korytarze czyste. Smok już pewnie jest w środku. Ben podniósł z podłogi zesztywniałe ciało i rozpiął kaptur od skafandra. Maszyna widząc, że wstaje podniosła się z fotela i ruszyła za nim. Po chwili już byli na zewnątrz. Ben stanął obok Smoka, który podał mu słuchawkę.
    - Jak tam sytuacja na zewnątrz? Nikt jeszcze nas nie zauważył?
    - Czysto, bank funkcjonuje, jakby nigdy nic. Bardzo dobra robota, panie Joker. ? Ben usłyszał w słuchawce głos Doktora.
    - Bardzo dobrze. ?Chłopak korzystając ze swojego projektora wygenerował mapę pomieszczenia. ? Tak, więc plan jest prosty, tu znajduje się sejf z całym dorobkiem GreenWorld Inc. ? Wskazał na ogromne pomieszczenie trzy piętra niżej. ? Za chwilę wyłączę zasilanie w całym budynku, będziemy mieli dwadzieścia minut, by zabrać wszystko, co będziemy tylko chcieli.
    - A co ja mam robić?
    Ben obrócił głowę w lewą stronę. Zupełnie zapomniał o tej maszynie.
    - Nic. Ty zostaniesz za chwilę usunięty?
    - Usunięty? C-c-c-czemu tak dziwnie mówisz?
    - Dobra, nie mam czasu! Już cię nie potrzebuję, od teraz jesteś tylko dowodem! Musimy się ciebie pozbyć, bo policja mogłaby pobrać wszystkie dowody z twojego rdzenia!
    - Rdzenia? A-a-a-ale, ja jestem człowiekiem?
    - Przestań, jesteś tylko klonem! Narzędziem! Spełniłeś swoje zadanie i zostajesz dezaktywowany?
    -P-p-p-przecież, ja cię k-k-k-kocham!
    Ben się wyraźnie zdenerwował.
    -Skąd ty masz wiedzieć, czym jest miłość? Myślisz, że te twoje cyferki w rdzeniu, to miłość? To są tylko proste dane, ułuda, byś lepiej wypełnił swoje zadanie!
    - A-a-ale, ja nie chcę być maszyną! Ja jestem człowiekiem?
    -Dajcie mi broń! ?Smok rzucił do Bena shotgun.
    - Proszę, bądźmy razem, bądźmy ludź..
    Joker strzelił maszynie w twarz. Tysiące podzespołów rozpadło się, wraz z wybuchającym rdzeniem. Jeden problem z głowy, czas przejść do dalszej części planu. Spojrzał w kierunku Smoka, jego twarz była pusta, pozbawiona emocji, skupiał się całkowicie na zadaniu. Całkowitym przeciwieństwem była bestia biegająca po jego głowie, widząc brutalność Bena zaczęła dziwnie krzywić głowę, gdyby mogła mówić, pewnie by syczała. Joker przyłożył palec do wirtualnego przycisku znajdującego się obok mapy.
    - Za chwilę wyłączam zasilanie! Każdy zna swoje zadanie? ? Smok kiwnął głową, a Doktor i Fred odpowiedzieli twierdząco ? no to idziemy.
    Młodzieniec odsunął dłoń od projektora i wokół nich zapadła ciemność. Pusta i zimna. Po chwili Ben i Smok włączyli okulary noktowizyjne i ruszyli w kierunku schodów.
    Ruszyli. Wszystkie kolory zlepiły się w zieleń: czerwone ściany, blade ?marmurowe schody, wygładziny i malowidła na suficie. Nagle cały ?kościół prezydenta? zmienił się w kolejny slums, taki jak te zamieszkiwane przez tysiące bezrobotnych. Biegli przed siebie korytarzami. Skrytobójca co jakiś czas oblewał podłogę kwasami nawilżającymi beton, by Doktor i Fred mieli łatwą drogę do środka. Po dziesięciu minutach biegu doszli do ogromnych metalowych drzwi. Zatrzymali się w oczekiwaniu na resztę, ale nie musieli długo czekać, bo po chwili już słyszeli zbliżających się towarzyszy. Hałas powoli robił się coraz głośniejszy, aż w końcu sufit, dosłownie kilka metrów od nich się zawalił. Do środka wpadł ogromny, czarny Ford Bullhead. Maszyna była opancerzona kuloodporną zbroją, co jeszcze bardziej dodawało jej grozy. Z przodu w Bena wlepiały się, niczym ślepia, dwa okrągłe światła świecące białym kolorem. Pod nimi znajdował się gigantyczny zderzak, z końcówkami zawiniętymi obok kół, przez co naprawdę wyglądały jak rogi byka. Maszyna była imponująca. Ze środka wyszli Doktor w swoim białym, zaplamionym krwią fartuchu i Fred w typowych dla mechanika ogrodniczkach. Jego wielkie gogle zakrywały połowę twarzy. Uśmiechnął się, po czym otworzył ogromny stalowy bagażnik wyjmując z niego słoik Szarańczy ? małych Nano botów żrących wszystko, nad czym unosi się woń Maelcytu? Doktor wyciągnął buteleczkę i popryskał ogromne wrota sejfu. Mechanik otworzył słój i cała chmara ruszyła w kierunku znacznika, wcinając kilogramy metalu, niczym papier. Po chwili wejście ugięło się pod ogromem zniszczeń i padło przed nimi. Benowi odjęło mowę? Ujrzał największe skarby GreenWorld Inc. Miliony kredytów; mechaniczne prototypy samochodów, motorów, maszyn wydobywczych; zahibernowanych ludzi, zapewne mieli w sobie wirusy, o których, nawet nie miał pojęcia. Obok cudów przyszłości stało wiele zabytków, instrumenty prawdziwe instrumenty! Każdy złapał się, za swoje ?skarby?. Doktor pobierał próbki z zahibernowanych ciał, Fred cieszył się jak dziecko ze skanowanych modeli maszyn, o istnieniu których, mało kto miał pojęcie. Smok ruszył w głąb pomieszczenia, za pewne po przedmiot zlecony im przez klienta? Nazywał się ?Malaria?, czy jakoś tak? Nie interesowało go to, był zafascynowany prawdziwymi instrumentami! Ruszył w kierunku kilku różnej wielkości pudeł. Każde miało czytnik ruchu, Ben przeciągnął ręką nad czujnikiem i w pomieszczeniu rozległ się niespotykany dotąd dźwięk. Odgłos w ogóle nie przypominał znanej przez chłopaka muzyki. Był delikatny, subtelny, powoli wlatywał do ucha, uspokajał, po czym wylatywał przez drugie. Jak mogło mu nigdy nie brakować czegoś takiego? Chciałby żyć w czasach wolności, kiedy ludzie czerpali przyjemność z muzyki, nie musieli podlegać tyranii korporacji i byli wolni, nie musieli pracować by żyć? Całą przyjemność popsuł mu inny, doniosły dźwięk, który nagle zakuł go w uszy. Dźwięk wył, powoli doprowadzając go do szału? DEKONCENTRACJA!!!! To był alarm! W tym samym momencie cała czwórka, ruszyła w kierunku samochodu. Zapewne policja była już w środku. Fred odpalił samochód, przyciskając z całej siły gaz ruszył po gruzach w górę. Ben nie spodziewał się, że tak wielka maszyna, może osiągnąć taką prędkość. Niestety jazda nie trwała długo i po chwili poczuł, że w coś uderzyli. Blokada spotkała ich na drugim piętrze. Wyskoczyli z pojazdu. Każdy zaczął biec w swoją stronę. Joker subtelnie rozejrzał się dookoła, Smok rozpłynął się w powietrzu trzymając swoją katanę. Fred wyciągnął dwa karabiny i zaczął strzelać pociskami w niebieskie, człekokształtne maszyny. To koniec! Ben padł na ziemię. Wiedział, że nie mają szans. Doktor zniknął z zasięgu wzroku, pewnie go już mają. Po lewej miał Freda, do którego roboty policyjne całą siłę ognia zwracały podwójnie. Olbrzym walczył przez trzydzieści sekund, po czym padł na miękki szafirowy dywan. Po prawej haker miał rozpadające się na kawałki maszyny. Tysiące części unosiło się w powietrzu, a wśród nich tańczył kurz i pociski elektryczne. Nagle jeden z nich się ustabilizował, trafił cel. Przed maszynami pojawił się tańczący Smok, który mimo ładunku elektrycznego nadal ciął wrogów. Dostał w nogę. Zachwiał się, ale walczył dalej. Po drugim uderzeniu nadal walczył, ale trzecie powaliło go na wygładzinę. Padł na ziemię z nadal otwartymi oczyma, a za nim lawina pocisków. Joker wiedział, że nie ma szans. Uklęknął na kolana, zakładając ręce za głowę. Poczuł się strasznie śpiący?
    Gdy się obudził strasznie bolała go głowa. Właściwie, to obudzono go. Był w ogromnej, okrągłej Sali. Ściany i sufit miała puste, pokryte brązową farbą symulującą drewno. Stał na unoszącej się metalowej płycie, a obok niego stało dwóch strażników, niebieskich, przypominających metalowych ludzi bez twarzy. Wokół niego wisiały ławy przymocowane do ścian. Na nich zasiadała setka mężczyzn w czarnych płaszczach z kapturami naciągniętymi na twarz, pozostawiającymi odkryte tylko usta. Joker wiedział, że gdzieś tam siedzi jego brat. Spojrzał przed siebie. Jego wzrok skupił się na sędzi najwyższym GreenWorld Inc. Mężczyzna wyglądał na ponad 150 lat, był łysy, na twarzy miał srebrno ? siwa brodę, długą na metr. Skórę miał starą, pomarszczoną. Odziany był w długą białą szatę, zdobioną niebieskimi plamami i fioletowymi rękawami. Staruszek uniósł wzrok i spojrzał Benowi w oczy.
    - Benjaminie Tear! Za twoje zbrodnie wobec korporacji GreenWorld Inc. W skład, których wlicza się: zniszczenie mienia, wprowadzenie osób trzecich do siedziby korporacji, kradzież, porwanie i sklonowanie Kate Stone. Czy masz coś na swoją obronę?
    - Nie? - Ben spojrzał jeszcze raz w tłum szukając brata.
    - Tak, więc zostajesz skazany na wygnanie!
    Chłopak otworzył szeroko oczy, wpatrując się w sędziego. Zaczął znów rozglądać się panicznie po Sali, licząc, że zaraz jego brat krzyknie i przerwie tą straszną ceremonię. Nie krzyknął, siedział ukryty pod kapturem ?Ciekawe, co teraz czuje?? Pomyślał Ben. ?Może już te przeklęte korporacje tak mu wyprały mózg, że nie jest w stanie im się postawić?? Jego rozważania przerwał odgłos jadącej windy. Już czas. Jego kara jest coraz bliżej i nikt go nie uratuje.
    Winda przybyła. Wielki metalowy sześcian. Otworzyła się przednia ściana pokazując stojący wewnątrz kokon. Kokon inny, niż te, w których lubił sobie pogrywać u Keya. Komora, była okrągła, nowocześniejsza, metaliczna czerń mieniła się w świetle gazówek. Przód okręgu zaczął się powoli rozstępować i Ben ujrzał swoją karę. Zwykły, metalowy fotel. Strażnicy złapali go za ramiona prowadząc w stronę kokonu. Ostatni raz odwrócił wzrok rozglądając się po Sali. Mimo starań jego wielkie, przestraszone oczy nie ujrzały jakiejkolwiek reakcji w tłumie. Więc został sam. Strażnicy zatrzymali się przy kokonie puszczając jego ręce i wskazując fotel. Wiedział, że opór nie ma sensu. Usiadł na fotelu i poczuł ukłucie z tyłu głowy. Podłączył się. Po chwili otworzył oczy. Widział biel. Wszechobecną biel. Nie było głosów, cieni, świateł, ludzi, nic. Pustka. Usiadł na środku i zaczął nudzić dźwięk instrumentu.
    Podobało się? Komentujcie!
  4. Sycho14
    Kingdom Hearts 3D to już siódma odsłona japońskiej serii gier idealnie łączącej bohaterów gier Square Soft/Enix, oraz bohaterów animacji Disneya. Gra miała premierę w Europie 27 lipca z okazji dziesięciolecia serii. Każdy, kto miał jakikolwiek kontakt z serią, wie, że jest to dzieło specyficzne i łatwo jest się od niego odbić, lecz ci, co nie grali w którąkolwiek część wiele tracą i pod tym względem Dream Drop Distance nie różni się od poprzedników.
    Japońsko-amerykańska telenowela, czyli kto, z kim i dlaczego?
    Fabularnie jest to najpóźniejszy odcinek serii, co nowi gracze z pewnością odczują. Historia zaczyna się prosto, Sora i Riku podchodzą do egzaminu na Mistrza Keyblade i aby go zdać muszą obudzić siedem śpiących światów. Niestety im dalej w las, tym więcej drzew. Po czasie historia szybko się komplikuje, pojawiają się stare i nowe postacie, motyw podróży w czasie, a nawet zwrot akcji pod koniec historii. Niestety nie polecam tej części nowym graczom. W historii spotkamy wiele postaci z poprzednich części, przez co wiele rozmów nowym graczom może być trudna do zrozumienia, nie mówiąc o typowo japońskim zagmatwaniu historii, z którą nawet ja (osoba mająca za sobą wszystkie części serii) miałem problem. W grze zawarte są dokładne streszczenia, ale polecam osobiście sprawdzić poprzednie części, gdyż tekst często nie odda towarzyszącym tym grom emocji.
    Prawie jRPG, czyli, z czym się to je?
    Kingdom Hearts, pomimo, że zalicza się do gatunku jRPG lekko odstaje od innych gier tegi typu. Po pierwsze: walka dzieje się w czasie rzeczywistym, co znacznie wpływa na dynamikę i emocje podczas starć. Po drugie: motyw zarządzania ekwipunkiem i statystykami został ograniczony do zmiany Keyblade ?a, oraz dodania nowych ataków do ogólnej puli zwanej w grze ?deck?. Jeżeli chodzi o różnorodność, to nie jest źle. Podczas gry odwiedzimy między innymi: The Grid (Tron: Dziedzictwo), Fantazję z animacji ?Uczeń Czarnoksiężnika?, Prankster?s Paradise z Pinokia i wizytówkę serii ? Traverse Town, w którym spotkamy Neku, Rikki, Beat, Rhyme i Joshue z ?The World Ends With You?. Tym razem naszymi przeciwnikami są Dream Eaters, które różnią się od Heartless i Nobody, tym, że są strasznie kolorowe, co nie każdemu może przypaść do gustu. Dream Eaters dzielą się na dwie kategorie: Nightmares, ? z których oczyszczamy śpiące światy i Spirits, ? które pomagają nam w walce. Spirits tworzymy zbierając różne mikstury i składniki i aby stworzyć rzadkie okazy trzeba się nieźle nabiegać. Po naładowaniu odpowiedniego wskaźnika Sora może skorzystać z umiejętności swoich Spirits, a Riku dostaje porządnego buffa do ataku. Oprócz ?duszków? w stosunku do poprzedników Kingdom Hearts 3D wprowadza dwie wielkie zmiany do gameplay?u. Pierwsza to tzw.?Reality Shift? dzięki której możemy korzystać z otoczenia np.: odbijając się od ścian. Ataki wspomagane przez RS są znacznie potężniejsze, a po za tym, dzięki odpowiedniej budowie plansz, możemy o wiele szybciej się poruszać. Drugą ważną zmianą jest Drop, czyli aktywne przełączanie się między Sorą, a Riku (głównymi bohaterami). Dzięki temu w grze pojawia się trochę różnorodności, choć muszę przyznać, że przy walce z przed-ostatnim bossem, gdy zostały mi dwa uderzenia Drop nieźle mnie zdenerwował.
    Bo życie to nie tylko walka, czyli co robić wolnym czasie?
    Jak każda część Kingdom Hearts Dream Drop Distance oferuje dużo ciekawych mini gier, pozwalających odpocząć od walki. Najważniejszą z nich jest tytułowy ?Dream Drop Distance?, czyli tytułowe spadanie do światów. Podczas jej trwania lecimy w dół, wykonując pomniejsze cele, np. Pokonanie bosa, lub zebranie odpowiedniej ilości gwiazdek. Oprócz tego możemy sprawdzić swoje Spirits w różnych turniejach, lub walcząc przez wi-fi. Same walki są przedstawione w postaci turówki, w której podejmujemy decyzje w czasie rzeczywistym, choć niezbyt wciąga, jako odstresowywacz po dwudziestym podejściu do bosa pasuje idealnie. Warto również wspomnieć o funkcji Link, dzięki której możemy wykończyć przeciwnika w efektowny sposób. Linki są różne w każdym świecie np.: w Fantazji musimy wciskać nuty na dolnym ekranie, a W The Grid hakujemy przeciwnika wybierając odpowiednie komendy (np.: Self Destruct, Change Target). Ostatnim z przerywników, moim ulubionym są wyścigi Lightcycle?i ? jeździmy po okrągłej planszy eliminując wrogie programy.
    Tu jest pięknie, czyli o grafice słów kilka.
    Pod względem graficznym odważę się nazwać KH3D jedną z najładniejszych gier na 3DSa, a na pewno najładniejszą częścią serii. Grafika jest kolorowa, szczegółowa i przez całą grę zaledwie dwa razy zauważyłem gorszej jakości tekstury. Jeżeli chodzi o efekt 3D, to tu niestety muszę się przyczepić do dalszych elementów. Przy bardzo dobrze oddanym pierwszym planie i tłem udającym wrażenie ?świata za oknem? przeszkadzały mi w kilku scenach lekko rozchodzące się przedmioty w oddali.
    Muzyka dla uszu, czyli o audio słów kilka.
    W przypadku oprawy dźwiękowej, to samo umieszczenie w grze Fantazji zobowiązuje do zwrócenia szczególnej uwagi na audio i muszę przyznać, że jest bardzo dobrze. Muzyka idealnie wpasowuje się w klimat odwiedzanych światów i jeżeli mam się przyczepić to w The Grid brakowało mi mocniejszej elektroniki. Tą drobną wadę, na którą mało kto zwróci uwagę rekompensują grający w tle motyw z ?The World Ends With You? podczas pożegnania z Neku i oczywiście ?Sanctuary? na końcu, piosenka, która nigdy mi się nie znudzi, a nawet brakowało mi jej w trakcie przygody. Oczywiście warto wspomnieć o Fantazji, gdzie klimat animacji został bardzo dobrze oddany grającą w tle orkiestrą i instrumentami dętymi podczas uderzeń.
    Jest bardzo dobrze, czyli słówko podsumowania.
    Jak wcześniej napisałem Kingdom Hearts jest produkcją bardzo udaną. Przed konsolą spędziłem 30 godzin bawiąc się świetnie i z zainteresowaniem śledząc meandry fabuły. Choć można wytknąć kilka mniejszych wad wciąga ona nie miłosiernie i gwarantuję, że jeżeli wychowałeś się na bajkach Disney?a nie pożałujesz zakupu. Niestety jest jedno ale, nie polecam zaczynać przygody z serią od tej części. Pojawiają się w niej wątki ze wszystkich poprzednich części, a zamieszczone w grze streszczenia są strasznie ogólnikowe. Jeżeli jesteś fanem ? ta gra jest dla ciebie. Jeżeli nim nie jesteś ?najpierw zostań fanem, potem zagraj.
    Plusy:
    -Fabuła ? historia wciąga, motywuje, poucza, trzyma w napięciu i zaskakuje,
    -Grafika ? pomimo kilku malutkich wad gra jest bardzo ładna,
    -Muzyka ? genialna muzyka w tle i voice acting nagrany przez Disney?owskich aktorów,
    -Mini gierki ? bardzo miłe urozmaicenie, dzięki któremu się nie nudzimy,
    - Neku i inni bohaterowie TWEWY!
    Minusy:
    -Nie dla nowych graczy,
    -Za krótko ? po spędzeniu 30 godzin w grze nadal odczuwam niedosyt!
    Ocena: 90/100
    PS Sorki, za screeny, ale nie wiecie jak ciężko na 3DS złapać gameplay, więc pomogłem sobie internetem
    PS 2 Dostałem się do bety Marvel Heroes, macie ochotę na jakieś wrażenia?
    PS 3 Komentujcie! Graliście w KH3D, zagralibyście, gdybyście mieli konsolę? Gracie w ogóle na 3DSie?
  5. Sycho14
    Miała tu być recenzja, ale nagłe wydarzenia wymusiły wpis informacyjny. Taką nagłą zmianę planów wywołały u mnie plotki mówiące o tym, że kolejna bijatyka(!) z serii Naruto (!!) ukaże się na PC (!!!). Jednak po kolei. Wszystko zaczęło się tam, gdzie wszystko ma swój początek, czyli w rejestrze aplikacji Steam. W wyżej wymienionym pojawiło się takie coś:

    Wyraźnie widać, że grafika przedstawia klucz do przed-sprzedaży NSUNS3. Co ciekawe niedawno, a mianowicie 15 marca, na facebookowym koncie Namco Bandai pojawił się taki o to wpis (tłumaczenie moje):
    Impreza o której mowa powyżej to Wondercon i odbędzie się 29 marca, więc pewnie wtedy dowiemy się, czy wspomniane plotki odnoszą się do pecetowej wersji gry.
    NSUNS 3 oficjalnie miało premierę 5 marca na X360, oraz PS3.
  6. Sycho14
    Dobranoc wszystkim!
    Dzisiaj, jako że znowu walczę z insomnią, postanowiłem, jak zawsze w środku nocy coś naskrobać. Pomijając wstęp, przejdźmy od razu do meritum wpisu, czyli depresji. Czym jest to uczucie? Według wikipedii depresja "duża" (ta najgorsza) objawia się:
    1.obniżeniem nastroju
    2.brakiem odczuwania przyjemności z wykonywania pewnych czynności
    3.spadek, lub wzrost masy ciała
    4.spowolnienie, lub podniecenie ruchowe
    5.uczucie zmęczenia
    6.poczucie nieuzasadnionej winy
    7.zaburzenia koncentracji
    8.nawracające myśli o śmierci.
    Wracamy do mnie.... Często spotykamy się z komentarzami w stylu "Stary, ale mam deprechę!" i w tym momencie trafia mnie szlag! Bardzo nie lubię, gdy ktoś wypowiada się o sprawach, o których przysłowiowe g***o wie i mam po dziurki w nosie dziewczynek płaczących bo "ten jedyny" je zostawił i chłopców załamanych tym, że nie układa im się w szkole! Teraz wchodzi strasznie nudna część o mnie więc, jeżeli chcecie to czytajcie.



    Bla, bla, bla. Wiem nuda, ale czasami trzeba coś z siebie wyrzucić, a internet daje tą potęgę, że o wiele łatwiej jest otworzyć się przed nieznajomymi, niż przed kolegami
    Idąc dalej, depresja ma kilka odmian (sam do nie dawna trwałem w Dystymii, ale o tym za chwilę), od poważnych, popychających ludzi do śmierci, po takie pierdółki typu "nie chce mi się wstać z łóżka" - pytanie czy takie coś warte jest nazywania depresją?
    Dochodzimy do drugiej części wpisu, czyli o "Depression Quest", którą zobaczyłem na blogu Abyssa: http://forum.cdaction.pl/index.php?app=blog&blogid=2126
    Dzięki ci wielkie za pokazanie mi tej gry !!!!!!
    O moich decyzjach i reakcji w trakcie grania nie będę się rozpisywał, ale napiszę o końcówce.
    Wyłączając "Depression Quest" zacząłem się śmiać (wiem, jestem nie normalny;)). Po chwili otworzyłem notatnik i ustawiając największą czcionkę napisałem dziesięć razy: "Moje życie ma sens!". Później wypisałem imiona osób na których mi zależy, potem tekst powyżej, potem co chciałbym zrobić, ale boję się/ szkoda mi pieniędzy/ jestem za leniwy i znów: "Moje życie ma sens!". Wiecie co? Te pół godziny spędzone z grą kopnęło mnie w twarz, jak Chuck Norris. Problem depresji nie leży w trudności z panowaniem nad sobą. Jej największe zło objawia się w tłumieniu bólu w sobie! Tak długo to w nas tkwi, że nadchodzi taki moment, że te emocje wybuchają i kończy się to w mniej, lub bardziej tragiczny sposób... Grając w DQ zamknąłem się w sobie, ale dzięki temu wiem, że drugi raz tego nie zrobię. Jeżeli (wypluć, by nie zapeszyć) złe emocje zbytnio się we mnie nagromadzą porozmawiam o tym z rodziną/ z kolegami/ napiszę nawet tutaj, wszystko byle tego nie dusić, bo wiem jak to się może skończyć. Teraz lekko odwołam się do wpisu "Piterk95" (Piterka95?) o sensie życia. Sens życia, to nie istnieć. Sens życia to współistnieć! Być częścią społeczeństwa! Życie ma sens, gdy spędzamy wigilię z rodziną, gdy upijamy się do nieprzytomności z kolegami, gdy rozmawiamy z bliską nam osobą. Mama mi kiedyś powiedziała, że przetrwała ten trudny okres o którym wspomniałem wcześniej dzięki mojej siostrze, bez niej nie miała by po co żyć, ja i brat jesteśmy pełnoletni, ale wiedziała, że musi wychować jeszcze jedno dziecko i to ten uśmiech pomógł jej ustabilizować życie i pokonać depresję. Żyjemy dla innych i to sprawia, że chcemy żyć.
    Słowo na niedzielę: "Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą."
  7. Sycho14
    Dzisiaj weźmiemy sobie pod lupę popularne ostatnio w naszej branży trylogie. Na czym polega ich fenomen? Nadają się idealnie do opowiadania historii. Trylogia składa się z trzech części: pierwszej - wprowadzającej do świata, zakończenie zamknięte, drugiej - tzw. mrocznej, wprowadzającej do wielkiego finału, powoli budującej napięcie, zakończenie otwarte, trzeciej - epickiej, kończącej efektownie wątki z poprzednika, zamykającej historię. Problem pojawia się, gdy za trylogie bierze się branża gier. Korporacje mają tendencję do manipulowania wypowiedziami, tak by zyskać graczy. Z tego powodu pojawia się coraz więcej "trylogii", czyli trylogii, które tymi tak na prawdę nie są. Poniżej omówimy powody tego stanu, wraz z przykładami.
    1.Zbyt długa generacja.
    W tym roku mają w końcu pojawić się wymarzone next-geny, ale to nie zmienia tego, że obecna generacja trwa już 8 lat. Powodem tego jest pojawienie się kontrolerów ruchowych, które też muszą na siebie zarobić. Problem pojawia się, co zrobić z seriami rozpisanymi na trylogię, gdy generacja się przedłuża? Prequele! God of War (mówimy o głównej serii) został rozpisany na trylogię. Jeżeli chodzi o Gears of War Cliffy długo milczał, po czym przy okazji trzeciej części przyznał się, że GoW również było planowane, jako trylogia. Niestety generacja się przedłużyła, a wprowadzenie nowej marki pod koniec żywotu konsoli to strzał w stopę, tak więc w tym roku czekają nas dwa ekskluzywne dla obu konsol prequele, do wielkich "trylogii".
    2. Zmiana planów, czyli co zrobić gdy trylogie na siebie zarabiają.
    Drugim rodzajem "trylogii" są tzw. kury znoszące złote jaja. Z tej generacji warto wymienić Mass Effect, które miało być trylogią, ale producenci zauważyli potencjał serii i nagle EA zmieniło stanowisko nazywając ME sagą. Inny przykład Assassin's Creed, czyli "trylogia" która zbyt dobrze się sprzedaje by ją ubić.
    3.Neverending story, czyli te które powstają...
    W tej kategorii warto wyróżnić Valve i ich trifobię (fobia mojego autorstwa ). Half-life miał być trylogią. Pojawiła się zmiana planów, zamiast trójki mają być "epizody", tak! Trzy. Niestety Valve nie radzi sobie z tą liczbą i według oficjalnego stanowiska Half-Life 3/Episode Three powstaje. szkoda, że trochę za długo...
    Nie tylko Valve bawi się graczami. Square Enix, też przeciąga produkcję swojej "trylogii Sory", czyli stacjonarnej serii Kingdom Hearts (tu sytuacja wygląda podobnie do God of War, pomimo wielu spin-offów, główna konsolowa seria miała być trylogią), niestety produkcja trzeciej części tej "trylogii" jest tak długo odkładana, że wątpię czy powstanie.
    4. ... i te które już nie powstaną.
    Tu lista znacznie się powiększa. Pojawiło się wiele "trylogii" które z powodu bankructwa twórców/zmiany planów/jedynka nie zarobiła/przerwa dla twórców nigdy nie zostanie ukończonych. Too Human miało być trylogią, lecz patrząc na sprzeczkę z Epic i ogromną karę, dwójki już raczej nie zobaczymy. Niestety mój faworyt, czyli "nowa trylogia Prince of Persia" - też miała być trylogią, niestety pierwsza część pomimo dobrych ocen nie zarobiła, może twórcy kiedyś wrócą do tego świata... Z poprzedniej generacji warto dorzucić Advent Rising, bardzo ładnie zapowiadającą się trylogię, którą zabiła sprzedaż.
    5. Genialne pomysły Ubisoftu, czyli zróbmy trylogię w trylogii...
    Kategoria ta skupia się na serii Assassin's Creed, która bardzo ładnie pokazuje różnicę między EA, a Ubisoftem. EA - kłamie, Ubi - manipuluje fanami. Assassin's Creed miał być trylogią, ale za dobrze zarabiał. Więc twórcy stworzyli trylogię w "trylogii", czyli tzw. "trylogię Ezia", która buduje drugą część serii. Pytanie, czy jeżeli "trylogia" ma prequel i sequel, to czy nadal jest trylogią?
    Warto do tej kategorii wrzucić również twór Square Enix o nazwie "Nova Fabula Crystalis". Twórcy nie nazwali, tego wprost, ale jeżeli słyszymy, że nowa fabuła o kryształach ma składać się z trzech części, to zakładamy, że to trylogia. Co miało ją tworzyć? FF XIII, FF Agito XII, FF Versus XIII. Jak się skończyło? FF XIII ma własną trylogię, a Versus do dziś nie wyszedł.
    6. ...i wykopmy trupa.
    Znowu Ubi, oni naprawdę lubią trylogie;) Kolejna pochodzi zarówno z poprzedniej, jak z obecnej generacji. Jak się zwie? Otóż prawidłowa nazwa, to "trylogia Piasków Czasu". Bardzo ceniona przeze mnie, oraz innych graczy, odkopana przy premierze filmu Prince of Persia, gdzie twórcy rozbudowali "trylogię", o czwartą część. Niestety ta okazała się średniakiem i już na zawsze będzie brudzić genialny wizerunek bardzo dobrej trylogii.
    Chciałem stworzyć siódmą kategorię, czyli trylogie, które są trylogiami, ale po prostu nic nie przychodzi mi do głowy. Może na tym polega definicja trylogii w naszej branże, że nie może składać się z trzech części? Ale czy wtedy trylogia nie jest paradoksem? CD-Projekt Red przy niedawnym teaserze powiedziało, że trzecia część Wiedźmina będzie ostatnią. Nie nazwali swojej serii trylogią, po prostu ją zamknęli. Może dla tego, że w tych czasach trudno o trylogię? A może, ponieważ w naszej ulubionej branży trylogia nie składa się z trzech części?
    PS Zapraszam do komentowania! Piszcie o trylogiach, które was rozczarowały, na które czekacie i o których zapomniałem wspomnieć
    PS2 Co do cudzysłowia: trylogie - to te składające się z trzech części, a "trylogie" - to te które, pomimo zapowiedzi tworzy inna liczba niż trzy.
  8. Sycho14
    1:24, drugą noc już nie mogę zasnąć, więc postanowiłem napisać coś, w modzie popularnych ostatnio na cd-a wpisów typu "jem zupę"na swoim blogu. Czyli trochę o mnie i grach;)
    Jestem ze wsi. Kiedyś bym się wstydził o tym komukolwiek powiedzieć, dzisiaj dumnie wpisuję swoją wiochę w miejsce zamieszkania. Niby nic niezwykłego, większość podlasia to wioski, ale chodzi o kontakt z grami i komputerem. W pobliskiej mieścinie mamy kafejkę internetową, prosperuje kawał czasu i to właśnie tam zaczęła się moja historia z grami. Z okazji komunii ciocia kupiła mi tam składaka. Po kilku dniach od zamówienia, najradośniejsza chwila w moim życiu, wracam ze szkoły, a tam brat gra w Tarzana na moim komputerze. Zaczęło się katowanie zainstalowanych, przez gościa z kafejki gierek. Potem zaczął się Click, kupowałem go od 2002 do transformacji w pismo dla konsolowców. Pierwsze gry, recenzje itp. Pamiętam, jak zobaczyłem w pewnym numerze reklamę Warcraft 3. Cena 80 złotych. Poprosiłem mamę, a ona powiedziała, że jak będę miał czwórkę na koniec roku, to mi kupi. Jedyne moje świadectwo z czerwonym paskiem, pochodzi właśnie z tamtego rocznika. Radośni poszliśmy do kafejki internetowej w pobliskiej mieścinie i proszę o Warcraft 3. Dostałem za 10 złotym. Mama z radości powiedziała, że za tyle, to może mi kupić jeszcze jedną grę Gra była na białej płycie, ale wtedy myślałem, że to tak ma być, więc nie wińcie mnie jeszcze;) Nie chciało się zainstalować. Kolega siedział w tym dłużej, więc wpadł do mnie pomóc. Dowiedziałem się, co to "Crack". Pykałem w Warcraft na kodach, od czasu do czasu kupując w kafejce nową grę na białym CD, albo w coś z Clicka. Poszedłem do gimnazjum. Zaczęło się wymienianie grami, zaczynałem pojmować co to piractwo, kolega polecił mi CD-Action, które wiernie kupowałem do niedawna. Idziemy dalej, ciotka, co kupiła mi komputer, jest z Niemiec, a nawet ze stolicy, wyszła za fajnego faceta, gracza. Zawsze jak przyjeżdżała przywoziła mi nowe gry, czasem wujek oddawał mi coś ze swoich gier (raz dostałem od niego pack 24 Classic Games, długo w to nie grałem, bo starocie, a w packu były takie perełki, jak Rayman, Fallout 1 & 2 i Larry 7, którego nigdy nie udało mi się zainstalować). Pamiętam, jak miałem fazę na Gwiezdne Wojny, dostałem od ciotki kolekcję tych starych Jedi Knight'ów, Battlefronta, a w Polsce kupiła mi Kotora (best RPG 'fever). W liceum dostałem internet i zaczęło się ściąganie gier, mieszane z zakupem, co tańszych i grami z CD-Action oczywiście;) Niestety gry zaczęły robić się coraz większe, więc ściągałem coraz mniej... Potem brat kupił PSP. Przerobione. Zamienił je na xboxa360 (wiem, interes życia) miałem przypływ gotówki, bo osiemnasta i trochę w niego zainwestowałem. Kupiłem dysk, drugiego pada, i kilka gier. Mama była oczywiście zła, bo miałem za te pieniądze zrobić prawo jazdy, ale taka już dziurawa moja kieszeń Dokupiłem, potem jeszcze parę gier. W końcu sprzedałem je wszystkie i przerobiliśmy klocka. Jechałem na kopiach zapasowych, aż w końcu brat sprzedał konsolę. Dochodzimy do końca. Niedawno kupiłem sobie 3DSa. Ograłem większość klasyków ze zwykłego DSa. I zaczął się kurzyć. Więc kupiłem SSF4. Genialna bijatyka, a 3d w niej miażdży. Ostatnio Nintendo za aktywację 3DSa XL dawało klucz na jedną z kilku gier z eshopu. Wychaczyłem Super Mario 3D Land za 60 złotych. Teraz odkładam na słuchawki, ale potem zaoszczędzę parę złotych i kupię Ghost Recon 3D i pewnie do niego Sonic & Mario by mieć na darmową wysyłkę na amazonie (jak tylko spadnie funt warto tam zajrzeć). I wiecie co? Podoba mi się! Przyznaję, niedawno ściągnełem sobie DeathSpanka, ciężko, ale przeszedłem i ściągnełem Thongs of Virtue. Próbowałem, ale wolę grać na 3DSie w oryginały. Kiedyś może kupię sobie PS3, ale w kopie zapasowe grać na nim nie zamierzam! Po pierwsze za dużo ważą, po drugie, przez te durne smartphony z nośnikami fizycznymi jest coraz gorzej! Tak, jestem piratem! Tak, jestem fanbojem Nintendo! I wszyscy jesteście mi świadkami! Nie złoże preordera, ale w miesiąc po premierze, gdy spadnie cena, kupię nowe Pokemony, bo wiem, że wchłoną mnie na kilkadziesiąt godzin, a jeśli dystrybutor nie ma zamiaru mnie okradać, ja nie mam zamiaru okradać jego! Więc podsumowując mój przykład. Piractwo to nie rak. Piractwo to mutacja z której się wyrasta. jak spotkacie pirata, nie wyzywajcie go. Wyślijcie mu link do okazyjnej aukcji, do amazona,wyprzedaży, albo promocji. Niech zobaczy, że warto poczekać, bo cena spada szybko, na naszym rynku i nie musi kupować premierowych wydań, jak go nie stać.
    PS Na pewnym forum spotkałem się z sytuacją. użytkownik znalazł u siostry pirackie poki. Usunął jej grę i zapisy. Co na to inni użytkownicy, tępiący na wspomnianym forum piractwo? Zaproponowali rozmowę. Edukujmy społeczeństwo.
    PS2 Już jest preorder nowych poków w USA! Cena? 40 dolarów ( Damn u! Blokada regionalna!), u nas pewnie będzie z 200 złotych, dlatego poczekam miesiąc i kupię na amazonie za 30 funtów.
    PS3 W słuchawkach: Bloodhound Gang - Uhn Tiss Uhn Tiss Uhn Tiss. Całą noc tego słucham i nie może mi się znudzić
  9. Sycho14
    Witam!
    Jako, że cda użytkowników 3DSów lekko olewa i pewnie nikt tu o tym nie napisze z inicjatywą wyjdę ja! Dzisiaj o godzinie 12:00 podczas Nintendo Direct Satoru Iwata przedstawił światu nowe poki o nazwach Pokemon X i Pokemon Y. Ujawnionych informacji jest nie wiele, pokazano kawałek gameplayu, nowe startery, legendy i datę premiery czyli październik (pierwsza część która premierę w USA i Europie będzie miała równo z Japońską). Najważniejsze i tak jest to, że poki w końcu są w pełnym 3d! Piszcie, co myślicie o nowych pokemonach, bo według mnie są jakieś takie dziecinne, ale to pierwsze formy, a te zawsze są najgorsze;)
    PS Sorki, ale BB code mi nie działa, więc dam link do trailera.

    (zaczyna się 7:30)





  10. Sycho14
    Dobry wieczór;)
    Jako, że długo nie aktualizowałem bloga, a moje najnowsze opowiadanie jeszcze powstaje i długa droga przed nim, chcę zaproponować wam zabawę. Akcja wygląda tak: ja zapodam początek, a autor każdego kolejnego komentarza podaje dalszy ciąg. Wiem, że blog nie jest zbyt odwiedzany, ale gorąco zapraszam wszystkich i nawet jeśli, drogi użytkowniku wpadłeś na chwilę, rozwiń tę opowieść, a może powstanie coś niezwykłego;)
    "Tęcza"
    Staś obudził się w nieznanym mu pokoju. Miał na sobie wczorajszą, białą koszulę, stare jeansy i mocno wychodzone, białe Pumy. Rozejrzał się w około. Pomieszczenie ściany pewnie miało kiedyś żółte, ale teraz były one pomarańczowe i tęskniły za wodą. Z szarego sufitu ściekały kropelki wody. Pyk. Pyk. Pyk. Leżącego na starym materacu Stanisława ten dźwięk powoli doprowadzał do szaleństwa. Powoli wstał i podszedł, do znajdującej się niedaleko drewnianej szafki. Była pusta. Zajrzał do drugiej, stojącej obok. Również pusta. Nie pozostało mu nic innego jak opuścić pomieszczenie. Złapał za starą metalową gałkę od drzwi z dykty, przekręcił ją i zobaczył...
  11. Sycho14
    Witam!
    Zaczyna się nowy dzień, więc ja wpadam z nowym opowiadaniem;) Od razu zaznaczam, że opowiadanie bazuje na historii, dla tego pod tekstem przygotowałem mini encyklopedię, by pomóc w zrozumieniu niektórych pojęć.
    "Upadek"
    Metzli wstał dzisiaj przed słońcem. Obrócił głowę w lewą stronę - Papan nadal spała. Młody Mexica* nigdy nie miał dość jej piękna. Miała długie czarne włosy, wielkie niebieskie oczy, skryte aktualnie pod powiekami, smukły nosek i delikatne, różowe usta. Papan była dosyć wysoka, jak na 18 lat, chociaż nadal niższa od niego. Leżała naga skąpana w promieniach wstającego słońca. Metzli ucałował ją w policzek, po czym wstał i ubrał przepaskę. Wychodząc z domu włożył sandały i złapał za dwie korby kukurydzy. Po wyjściu przysiadł na ziemi i zaczął łuszczyć kukurydzę. Większość mieszkańców Tenochtitlanu* również już wstała. Nagle zbliżyła się do niego grupa uczniów Quetzalcoatla*. Ubrani byli w typowe dla nich kolorowe koszule, wymyślne szerokie spodnie i dziwne skórzane buty, zakrywające nogi prawie do kolan. Jeden z nich spojrzał na niego z pogardą, uderzył w twarz i odszedł śmiejąc się szyderczo. Metzli nie przejął się tym i wrócił do zgniatania kukurydzy. Poczuł na sobie rękę Papan.
    -Nie przejmuj się nimi.
    -Wcale się nie przejąłem po prostu się zastanawiam, dlaczego Quetzalcoatl ich wziął ze sobą. Przecież oni są zupełnie odmienni od naszego dobrego boga...
    -Nie zawracaj sobie tym głowy, siły wyższe muszą mieć w tym jakiś cel, zbyt skomplikowany dla na nas - zwykłych śmiertelników.
    Jego ukochana ubrana była w białą cieniutką koszulę i długą sięgającą za kolana czerwoną spódnicę. Nie lubił, gdy ubierała się zbyt wyzywająco, chciał mieć świadomość, że jest jego i tylko jego. W czasie rozmowy skończył rozcierać kukurydzę i oboje ruszyli nad staw, umyć ręce i twarz. Większość dnia zleciała mu powoli i przyjemnie: zjedli placki kukurydziane, w dżungli udało mu się złapać węża, po czym wrócił podzielić się zwierzyną z narzeczoną. W mieszkaniu zastał Papan rozmawiającą z kapłanem. Duchowy ubrany był tylko w długą przepaskę, resztę ciała miał pomalowaną różnymi liniami tworzącymi wzory, przypominającymi zwierzęta: węża na klatce piersiowej i kolibra na plecach. Na twarzy miał tatuaż przedstawiający dodatkową parę oczu na czole, z których szły dwie linie, tworząc spirale na policzkach. Głowę miał łysą, jedyne jego włosy to siwa bródka świadcząca o jego wieku.
    -Co się stało, że raczyłeś nas odwiedzić mój panie? - rzucił Metzli wchodząc do mieszkania.
    -Twoja żona została wybrana na służkę. - odpowiedział spokojnie kapłan.
    -Ale dlaczego ona? - młodzieniec wyraźnie robił się zdenerwowany.
    -Proste. Bo jest piękna.
    -Proszę! Nie chcę się z nią rozstawać! Wokoło jest tyle pięknych kobiet...
    -Metzli! Wiesz dobrze, że z moją wolą nie możesz dyskutować, a poza tym to tylko miesiąc, wytrzymasz.
    Po tych słowach szaman wstał z podłogi, spojrzał w kierunku Papan, a ona w pośpiechu ruszyła za nim. Przy wejściu uśmiechnęła się do niego, ale on nie był w stanie odwzajemnić uśmiechu. Metzli nie przykładał takiej wiary do religii, szczególnie teraz po powrocie Quetzalcoatla. Szczególnie nie lubił święta Tezcatlipoca*, które według niego było zbyt pompatyczne. Polegało ono na tym, że z jeńców wojennych wybierano się mężczyznę, który przez rok był kształcony, a w miesiąc przed ofiarowaniem go w świątyni wybierano 4 najpiękniejsze kobiety w mieście, by mu usługiwały w ostatnie dni życia. Metzli nie miał innego wyboru, musiał wiernie czekać na powrót ukochanej.
    Młodzieniec wiernie odliczał dni do powrotu Papan. Tego poranka zaznaczył 20 dzień jej nieobecności. Jak co dzień szybko się ubrał, zjadł placek z kukurydzy i wyruszył na łowy. Dzisiaj nie miał szczęścia i nic nie udało mu się upolować, zrezygnowany wrócił w stronę domu. idąc powoli podziwiał co się dzieje wokół niego. Dzieci ganiały się nawzajem, kobiety przygotowywały posiłek mężom, a ci, niektórzy szczęśliwi, inni nie, wracali z polowań. Przechodząc między kamiennymi chatami usłyszał krzyki. Pobiegł w ich kierunku w uliczkę między 2 budynkami. Na miejscu zobaczył 3 uczniów Quetzalcoatla otoczonych przez mężczyzn trzymających im włócznie przy szyjach, a parę metrów dalej leżało zmaltretowane ciało 16 letniej dziewczyny. Metzli stał, jak wryty. Wiedział, że uczniowie Qetzalcoatla nie dażyli ich zbyt dużą sympatią ale czy naprawdę mogli się posunąć do tak wstrętnego czynu. Po czasie zaczęło przybywać coraz więcej gapiów. Po chwili Metzli usłyszał krzyki:
    -Rozejść się, rozejść nadchodzi wielmożny Cuauhpopoca.
    Cuahpopoca nie był osobistością tak ważną, jak kapłan, ale wśród mieszkańców Tenochtitlanu* był dażony równie wielkim szacunkiem. Szedł wśród tłumu opierając się o swoją laskę, ubrany w długi płaszcz z zielonych piór, odgarniając długie siwe włosy, które cały czas mu spadały na twarz. Zatrzymał się powoli i rozejrzał:
    -Co tu się stało?
    -To słudzy Quetzalcoatla! Złapali biedną Tlalli w uliczce, wykorzystali i zabili.-odpowiedział jeden z obserwatorów.
    -Karą za zabójstwo jest śmierć!-Cuauhpopoc zacisnął prawą rękę na swojej lasce, po czym spojrzał z nienawiścią na uczniów Quetzalcoatla-Czy macie coś na swoją obronę?
    Ci wyrywali się krzycząc coś w swoim języku, jeden z nich złapał za włócznię i zaczął się siłować, ale po chwili został odepchnięty i upadł. Cuauhpopoc spojrzał na niego-Tak myślałem!-po czym przyłożył lewą rękę do szyi odwrócił się i ruszył w drogę powrotną. Każdy mieszkaniec Tenochtitlanu wiedział co to oznacza, a uczniowie dowiedzieli się padając bezsilnie na ziemię. Metzli ruszył w kierunku domu. Nic nie rozumiał:"To tak to wygląda? Quetzalcoatl wraca do ludzi, zabrania nam składania ofiar, a jego uczniowie zabijają jedną z jego wyznawczyń? To tak ma wyglądać nasz upragniony raj?" spojrzał w niebo, miał ochotę krzyczeć prosić, wszystko, byle by mógł tylko poznać dziwny plan bogów, ale wiedział, że nikt mu nie odpowie, jedynym bogiem, jaki przy nich został jest Quetzalcoatl i to on teraz nad nimi czuwa.
    Dzisiaj Mezli znowu miał koszmar, obrócił głowę w lewą stronę, ale Papan nie leżała obok niego. Chłopak denerwował się, bo to był już drugi dzień, od zakończenia ceremonii, a ukochana nadal nie wracała. Przeczuwał, że stało się coś złego, ale nie chciał o tym myśleć. Wychodząc na zewnątrz zobaczył ogromny ruch. Wszyscy mieszkańcy biegli w to samo miejsce. Metzli ruszył powoli zobaczyć co się dzieje. Po paru krokach zobaczył prawie wszystkich Tenochtitlańczyków, zebranych wokół młodego Cacamy. Chłopak ubrany był, jak typowy obywatel w przepaskę i sandały, włosy miał czarne, spięte w kucyk, a na twarzy miał idącą od czoła, przez oko, do policzka bliznę pozostawioną przez Jaguara. Krzyczał coś do ludu, lecz Metzli nic nie rozumiał, więc zaczął podchodzić bliżej.
    -Teraz widzicie! Quetzlcoatl nie da nam raju, on da nam piekło! Nasz król siedzi w zamku i ucztuje z nim, a my tu siedzimy opłakując bliskich! Pomścijmy naszych bliskich zabitych w świątyni!
    Metzliemu przyśpieszyło serce, spytał mężczyznę stojącego obok niego:
    -A co się stało w świątyni?
    -Nie słyszałeś o tym? Rzeź! Quetzalcoatl zabił wszystkich świętujących święto Tezcatlipoca! Kapłan, ofiara, służki, widzowie, wszyscy, podobno kilka tysięcy osób!
    Poczuł ukłucie w sercu. Już nic go nie obchodziło. Opuścił tłum i ruszył przed siebie. Zrobił kilka kroków i zobaczył sylwetkę przechodzącego ucznia Quetzalcoatla. Nie zastanawiając się złapał za kamień i powalił go na ziemię. Zaczął uderzać mu w twarz kamieniem. Bił, bił, bił, nie obchodziło go, czy chłopak jeszcze żyje, musiał dać upust złości. Cacama zaczął nawoływać zebranych i nie minęła minuta, a wszyscy rozbiegli się po mieście. Ściany zalała krew, to nie była bitwa, wróg się niczego nie spodziewał, to była zwykła rzeź. Każdy dawał upust swojej złości, ciała były masakrowane, torturowane, ucinano kończyny, pluto na zwłoki, wypruwano oczy. A Metzli dalej tłukł kamieniem w tę maź, która kiedyś była twarzą.
    Od powstania minęły trzy dni. Każdy mężczyzna szykował się do walki. Wiadomo było, że Quetzalcoatl jak się tylko dowie co się stało, ruszy na miasto. Meztli był gotowy na wszytko. Nie chodziło mu już o zemstę, chciał po prostu umrzeć w walce i w końcu spotkać Papan. Wychodząc z domu trafił na straszne poruszenie. Wiedział co się dzieje. Quetzalcoatl wrócił! Pobiegł na obrzeża miasta, gdzie stali wszyscy wojownicy Tenochtitlanu gotowi do walki na ich czele stał Cuitlahuaca, brat Motecuhzomy*. Na przeciw niego stał Quetzalcoatl z setkami uczniów u swego boku i tysiącami mieszkańców innych miast i krajów. Niektórzy byli jeszcze do niedawna podlegli, martwemu teraz Motecuhzomie. Quetzalcoatl siedział dumnie na swojej białej czteronożnej bestii. Ubrany był w srebrne metalowe odzienie, które podobno zapewniało mu dodatką obronę, na twarzy miał długą siwą brodę i metalową czapkę, która zakrywała wszystkie jego włosy. Przy jego boku stała kobieta, która wypowiadała się za niego.
    -Jeśli zaprzestaniecie buntu, mój pan daruje wam życie!-krzyknęła.
    -Nigdy! Nie obchodzi nas czy jest on prawdziwym bogiem, czy tylko uzurpatorem, ale nikt nie ma prawa mordować niewinnych! W świątyni były kobiety i dzieci, a on nie zważając na to zabił wszystkich! Prędzej zginiemy, niż klękniemy!-krzyknął Cuitlahuaca.
    -Rzeź w świątyni była karą za atak na naszych ludzi...
    -Naszych? Posłuchaj siebie kobieto! Czy ty naprawdę myślisz, że będziesz jedną z nich? Dla nich zawsze będziesz głupim dzikusem! Niewolnikiem! Sługą! Oni zawsze będą patrzeć na nas z góry! Nie mam zamiaru klękać przed kimś takim!
    -Opamiętaj się!
    -Jesteśmy wolnymi wojownikami! I takimi chcemy pozostać! Nawet jeżeli to oznacza koniec naszego świata!
    Quetzalcoatl spoglądał pewny siebie na Cuitlahuaca i czekał aż skończy mówić. Kiedy ten skończył wyciągnął swoją broń, uniósł ją ku górze i ruszył w tłum Mexica. Jego armia ruszyła za nim wrzeszcząc coś w swoim języku. Przeciwnicy również ruszyli wykrzykując imiona poległych bliskich. Metzli również ruszył. Po chwili wpadł na młodego sługę Quetzalcoatla, zrobił unik przed ciosem i dźgnął go w brzuch. Po czym następnego, i następnego i następnego, aż poczuł uderzenie z tyłu głowy. Padł na ziemię. Nie dał rady wstać. Chciał przynajmniej unieść broń, ale nie potrafił ruszyć ręką. Zbliżył się do niego wojownik walczący po stronie Quetzalcoatla. Uniósł włócznię:
    - I co? Warto było?
    -Tak, ale zanim mnie dobijesz, odpowiedz na jedno moje pytanie...
    -Jakie?-Zaciekawił się oprawca.
    -Czy to naprawdę jest Quetzalcoatl, bóg, który obiecał nam raj?
    -Nie-po czym wbił włócznię w serce Mezliego.
    Wokół toczyła się wojna. Ludzie umierali. Było słychać jęki kobiet, płacz dzieci, okrzyki wojenne i modlitwę. Modlitwę ludzi, których czekała zagłada. Tysiące ludzi umarło, bo uwierzyli uzurpatorowi. Ale Mezliego to nie obchodziło. Umierał z uśmiechem na ustach. uśmiechem bo liczył, na to, że znowu spotka Papan...
    Pojęcia:
    Mexicas - tak nazywali siebie Aztekowie.
    Tenochtitlan - stolica państwa Azteków.
    Quetzalcoatl - Aztecki bóg w dzień zapowiadany na jego powrót z wygnania pojawił się Hernan Cortes i został wzięty za niego.
    Tezcatlipoca - bóg zła, przeciwnik Quetzalcoatla.
    Motecuhzoma - Montezuma II ostatni władca Azteków, przyjął Cortesa do swojego państwa, uważając go za boga, został przez niego zabity, chociaż Cortes ogłosił, że umarł od uderzenia kamieniem.
  12. Sycho14
    * tytuł nie ma nic wspólnego z biblijną bestią, jest raczej nawiązaniem do traktatu filozoficznego Hobbesa o tym samym tytule.
    Witam!
    Zainspirowany niedawnym konkursem z myszką postanowiłem wypocić mini powieść. Ostrzegam tylko, że nie jestem jakimś wybitnym pisarzem, nie zajmuję się tym komercyjnie, to jest moja pierwsza powieść i skończyłem tylko ogólniak, dlatego nie oczekujcie, że moje opowiadanie będzie na miarę "Nakręcanej Dziewczynki" Mimo to liczę, że wam się spodoba, a jeżeli ktoś przebrnie przez całe, to nie obrażę się za trochę uzasadnionej krytyki.
    PS Opowiadanie zawiera opis brutalnych scen, dlatego nie zaleca się czytania go przez nieletnich użytkowników o słabych nerwach;)
    "Lewiatan"
    Jack otworzył oczy. Znów śniła mu się żona. Usiadł na materacu i zaczął się rozglądać. Większość mieszkańców jeszcze spała, ale kilka było już pustych. Znowu wróciło do niego te głupie pytanie: "Po co mi to?".Wiele razy myślał nad samobójstwem, ale bał się, że opuszczając te piekło wpadnie w jeszcze gorsze.
    -Już wstałeś?-spytał go Paul, który siadał na krawędzi materaca.
    -Śnił mi się koszmar...-odpowiedział zaspany Jack.
    -To nie sen, to rzeczywistość.-Przerwał mu Paul próbując się uśmiechnąć.
    Jack nie miał ochoty na debilne pogaduszki. Odwrócił wzrok i zaczął ubierać stare jeansy.
    -Podobno dzisiaj wybierasz się do miasta...-kontynuował rozmowę Paul.
    -Ach, nie przypominaj mi.-odpowiedział Jack ubierając podarte skarpety.
    -A kogo tam jeszcze masz w grupie?
    -Chrisa, Franka i jakichś dwóch młodzików.
    -No to ciekawie będziesz miał...-zaczął Paul, ale widząc że Jack już stoi do niego plecami przerwał.
    Jack nienawidził atmosfery panującej na dworcu. Płaczące dzieci, umierający starcy i młodzież czekająca tylko na okazję by coś ukraść. Przypomniało mu się hasło prezydenta Stone'a:"Oswajamy naturę!". Cóż, może taka jest kolej rzeczy, kiedyś były dinozaury, potem ludzie, a teraz nadeszła era maszyn...Przechodząc przez peron 4 usłyszał rozmowę kobiety z dzieckiem:
    -Mamo, ale ja nie lubię ryby!
    -Wiem kochanie, ale musisz jeść...
    -Nie dam rady, ona jest obrzydliwa!
    -Proszę jedz!
    -Jedz inaczej złapią cię maszyny!-Wtrącił Paul, który widocznie podążał za Jackiem.
    -A co maszyny robią z ludźmi, gdy już ich złapią?
    -To zależy od twojej inteligencji, jeżeli jesteś wystarczająco inteligentny zostajesz przebudowany na androida, a jeżeli nie...
    -To co?
    -To jesteś niepotrzebny i idziesz na nawóz.
    Po tych słowach obaj ruszyli wzdłuż peronu. Jack ruszył do stołówki, a Paul za nim:
    -A ty wolałbyś zostać zmielony, czy przebudowany.
    -Oczywiście, że wolę być kupą g***a, niż maszyną.
    -Ja chyba też. Podobno przebudowa jest straszna... Zabierają ci oczy, serce, mózg i pakują do puszki. Najgorsze jest wydłubywanie oczu, wiesz jeśli masz szczęście to przy mózgu już będziesz martwy...
    -Nie martw się tobie to nie grozi...-uśmiechnął się Jack.
    Paul już się od niego nie odczepił do końca śniadania. Opowiadał o swoim ostatnim wypadzie i o tym jak znalazł czekoladę. Po śniadaniu podał Jackowi rękę i obaj ruszyli w swoje strony. Jack szedł w stronę wyjścia z niechęcią. Nie lubił wychodzić po zaopatrzenie, cóż kto to lubił. Po dwóch minutach już był przy głównym wyjściu, gdzie czekała na niego grupa. Młodzi ubrani byli w czarne znoszone bluzy, Chris w swoją ulubioną skórzaną kurtkę, a Frank, jak zawsze, w strój wojskowy z shotgunem wiszącym przy pasie. Przy wyjściu Frank zebrał wszystkich w kupę i opowiedział młodym podstawy wypadu do miasta. Po przemowie Odźwierny otworzył drzwi i z miejsca Jacka uderzył blask słońca. Nim wzrok przyzwyczaił się do promieni, usłyszał krzyk Franka:
    -Szybciej panowie! Musimy zdążyć na obiad!
    Ruszyli przez ruiny. Jack rozglądając się po zniszczonych domach próbował przypomnieć sobie, jak kiedyś wyglądał Londyn. Znowu poczuł smutek: "Dlaczego ludzie są tacy? Mieliśmy wszystko, odnawialne źródła prądu, implanty przedłużające życie i oczywiście służące nam roboty... Wszystko było utopijne... Do czasu, aż człowiek postanowił zostać bogiem: uczące się maszyny, programowanie uczuć - to musiało się tak skończyć. Teraz biegamy między ruinami naszej świetności i walczymy z naszym własnym tworem." Nim się obejrzał już byli na terenie hipermarketu.
    -Dobra panowie jesteśmy! Ładujcie co tylko jest świeże i zmywamy się stąd!
    Jack pozbierał wszystkie konserwy, jakie tylko zobaczył, parę oranżad i nawet znalazł coca-colę... Chowając butelkę biegł już w kierunku wyjścia. po minucie wszyscy już czekali na rozkaz Franka.
    -Idziemy?-spytał George, jeden z nowych.
    -Cicho, zwiadowca!-uciszył go Frank.
    Maszyna od razu ruszyła w ich kierunku. Wszyscy rozbiegli się po hiper-markecie, chowając się za półkami. Zwiadowcy byli tworzeni z myślą o polowaniu na mięso, z wyglądu przypominały samolociki z kamerką z przodu i małą armatką wystrzeliwującą siatkę. Wielkością przypominały motor. Kwestią czasu było przybycie następnych, więc Jack zaczął skradać się do wyjścia. Ruszał się powoli. Najmniejszy szmer i maszyna wiedziała o jego obecności. Przy obuwiu zauważył Franka czołgającego się do wyjścia. Jack szedł powoli od półki do półki rozglądając się wokoło. Był 20 metrów od wyjścia. I nagle usłyszał strzał. Łowca złowił swoją ofiarę, ktoś wpadł w sieć. Wszyscy wstali i zaczęli biec przed siebie. Jack zauważył Franka i ruszył za nim. Usłyszał jeszcze więcej kroków. Czuł że reszta biegnie za nim. Po 3 minutach biegu Frank wpadł do opuszczonego bloku, a reszta za nim. Jack rozejrzał się. Brakowało Chrisa...
    -Kogo złapał?-spytał Frank rozglądając się.
    -C-c-c-c-chyba C-c-c-chris...- odezwał się dygoczący Świeżak, chyba George...
    -K***a, tyle zasobów straciliśmy! Reszta ma swoje plecaki?
    Wszyscy przytaknęli i ruszyli w dalszą drogę. Liczył się czas. Jack wiedział, że maszyny są w pobliżu i jedyne co może ich uratować, to powrót zanim zastaną namierzeni. Bieg dłużył się w nieskończoność. Jack skupił wzrok na Franku i starał się dotrzymać mu kroku, nie zwracając uwagi na resztę. W końcu zaczęły pojawiać się znajome budynki. Wejście było tylko dwie ulice dalej. Jack był pewien, że już czuje smród siedzących tam ludzi... I nagle:"PAC!". Wszyscy stanęli jak wryci. Jack powoli się odwrócił, rozglądając się po towarzyszach. To był George. Stał trzymając rozpostartą dłoń na szyi. To była pszczoła, mały robocik wielkości palca wbijający w cel płyn pozwalający namierzyć ofiarę na radarach łowców. Wszystko było jak przemyślany plan: pszczoła oznacza ofiarę, ta wraca do kryjówki, a wtedy wpadają maszyny i wszystkich zabierają. Proste...
    -Użądliła cię!- wrzeszczał Frank trzymając swój shotgun przytulony do czoła George'a.
    -Nie proszę nie strzelaj!- George padł na kolana - Ja chcę tylko wrócić do domu!- i się rozpłakał.
    Wszystko trwało sekundy. Jack spoglądał w rozpryskujące się strugi krwi. Drugi chłopak - Edward spoglądał się z przerażeniem we Franka. Po chwili już miał shotguna przy czole.
    -Użądliła cię!
    -Nie! Nic nie poczułem!
    -To co? Może nas wszystkich użądliła i nic nie poczuliśmy?
    -Nie! Nie! NIE!!! To koniec wracajmy!
    -Wiesz, że nie możemy! Kłamiesz! Na pewno cię użądliła!
    -Nie! Proszę! Zamieszkam w ruinach! Nie wrócę!
    -Nie wierzę ci!
    -Proszę! Ja chcę tylko żyć! DAJ MI ŻY...
    Rozprysk był jeszcze większy niż u George'a. Wokół nich uniosły się resztki czaszki, a ciało powoli opadło na ziemię. Jack nie miał zamiaru popełnić błędu Edwarda. Zaczął biec. W ostatniej chwili uskoczył przed strzałem za ścianę zniszczonego budynku.
    Bał się. Wiedział, że to koniec. Frank oszalał. Czuł się osaczony. Nie słyszał kroków Franka. Zaczął biec prosto do pobliskiej ściany, pozostałości po stojącym niegdyś kiosku. Ruszył i po chwili upadł. Poczuł przeszywający ból w nodze. Była w opłakanym stanie. Tak długo uciekał od maszyn, a został upolowały przez człowieka, przez człowieka, przez człowieka...
    -...przez człowieka! Przez człowieka!-Jack zaczął śmiać się.
    Cóż za ironia losu! Przez człowieka! Śmiał się najgłośniej jak umiał. Frank spoglądał na niego z politowaniem.
    -Życie społeczeństwa, ponad życie jednostki!-krzyknął Frank i wystrzelił w pierś Jacka.-Życie społeczeństwa - przyłożył lufę do skroni - ponad życie Jednostki!
    Nacisnął spust.
  13. Sycho14
    "Brakowało mi tego!" Pomyślał Wukong, gdy blask słońca unoszącego się nad Summoner's Rift oślepił go przez kilka sekund. Rozejrzał się: Yi, Nunu, Ashe i Maokai. Uśmiechnął się:"To mój dzień" i ruszył dumnie przed siebie. Zaczął biec, słyszał, że inni zaczęli planowanie taktyki, "Ashe mid" krzyknął Yi, ale go to nie obchodziło, on kroczył dumnie krokiem rodzącej się legendy... I się zatrzymał. Poczuł spływający po nim wstyd. Zawrócił, tak by nikt nie zauważył i po chwili, już widział śmiejącego się z niego kupca. "To co zwykle" odpowiedział i już po chwili pędził, spoglądając tylko na mapę, gdzie czeka na niego partner. W górnej ścieżce już czekał na niego Nunu.
    - Kilka sekund i nie zdążyłbyś na pierwszą serię - uśmiechnął się Nunu.
    - Bo bez mojej pomocy nie dałbyś sobie rady, co? - odwzajemnił uśmiech, chcąc być miłym. Wiedział z doświadczenia, że dobry kontakt z partnerem to podstawa, ale na samą myśl o spędzeniu 40 minut z tą śmierdzącą małpą robiło mu się nie dobrze... Rozejrzał się i ruszył w trawę: "Czemu oni zawsze myślą, że nikt nie będzie ich tam szukał" pomyślał. Nunu biegł za nim. Oczywiście miał rację, bo w trawie czekała na niego Miss Fortune, zaatakował ją. Zaczęła uciekać, wybiegła Nidalee. Zaatakował ją, liczył na pierwszą krew, odwrócił się dla pewności, ale jego przeczucie okazało się prawdą, Nunu uciekł i zostawił go samego... "Szlag!" pomyślał Wukong i wrócił do wieży zbierając po drodze kilku minionów. Zaczęła się najnudniejsza część, czyli bieganie po dżungli i rzadka wymiana ciosów. W 30 minucie padła pierwsza wieża wroga, zniszczył ją Yi. Wukong wiedział, że zaczęła się zabawa, wyczuł po ciosach, że przeciwnicy zaczynają się denerwować. Lepiej dla niego, jak powtarzał mu Yi "Zdrowy umysł, to zdrowe ciało". Wiedział. że Nidalee nie zapewni mu wyzwania, więc ruszył do środka. Jaka była jego radość, gdy spotkał tam Jaxa. Był pewien, że ten idiota zaatakuje z wyskoku. Zawsze to samo. Jax zaskoczony, iluzją zaczął biec przed siebie, dostał kijem, odwrócił się, dostał drugi raz, zaatakował, dostał trzeci raz, zaczął uciekać, dostał czwarty raz, błysnął... Ruszył przed siebie, pewny ucieczki, "Nie uciekniesz mi" pomyślał Wukong i ruszył za nim: "to bydlę jest takie wolne..." Poczuł ukłucie w lewej nodze, to Nidalee zaczęła rzucać w niego swoimi włóczniami. Wiedział, że nie ma szans przeciw dwójce, więc zaczął uciekać. Stworzył iluzję, lecz Jax tym razem spodziewał się tego i nie przestawał biec. Czuł ich oddech na plecach, lecz biegł. Biegł, biegł, biegł i nagle BUM!!!! Padł na ziemię! Teemo i te jego śmierdzące grzyby! Przegrał te starcie, ale wiedział, że następne spotkanie będzie jego. Po chwili jego dusza powróciła i już biegł na poszukiwanie Jaxa, czując pulsującą w nim nienawiść."Dorwę Grubasa!!!!" Krzyczał do siebie. Cały szyk już był w rozsypce, w górnej drodze było tak tłoczno, że można było oślepnąć od wybuchów, ale Wukong wiedział, że Jax będzie czekał na niego na środku... Bieg! Wokół niego rozgorzała wojna. Wierze wybuchały, wszędzie pełno było ciał poległych wojowników, usłyszał wycie, to chyba baron, nie obchodziło go to, w głowie miał tylko zemstę.I nagle się spotkali. Jax był pewny siebie, ale Wukong wiedział co będzie dalej... Zatrzymał się. Oczywiście ten idiota pomyślał, że to iluzja, Wukong doskoczył, zatakował go w brzuch, stworzył iluzję, która zaczęła zbierać uderzenia, a sam tłukł grubasa po plecach, czuł zapach zwycięstwa... I nagle padł na ziemię. Cały zdrętwiał, nie mógł ruszyć ręką, ani nogą, poczuł się, jak pieprzona roślina... Leżał cały we łzach."Ja chcę walczyć! Pomóżcie mi! Niech ktoś mi pomoże!!" Niestety, pomoc nie nadeszła. Zrezygnował. Leżał w trawie patrząc na błękitne niebo, było takie spokojne... Jednak wokół nadal toczyła się wojna. Przegrywali. Poznał po wrzaskach. Zaczęły się rozpaczliwe wołania w jego kierunku:"Wukong noob! Wukong feeder! Report Wukong!" Chciał im odpowiedzieć, przeprosić, ale wiedział, że to nie ma sensu, wszystko co mógł zrobić to przyjąć tą złość... Nie wiedział, czego wstydzi się bardziej, porażki, bezradności, czy może po prostu łez... Zawiódł. Drużyna poległa. "GG"
    PS2 Fajna inicjatywa z tym konkursem, bo akurat padła mi myszka i korzystam z pożyczonej, od kolegi, którą znalazł gdzieś na strychu;)
    PS Sorki za przynudzanie, ale taka wena mnie złapała;)
  14. Sycho14
    Dawno udzielałem się na moim mega popularnym blogu i pewnie wszyscy już tęsknią za moimi genialnymi wpisami i w ogóle, więc postanowiłem napisać coś ciekawego i z sensem. Na głośniki ostatnio wpadła mi płyta na którą czekałem od grudnia poprzedniego roku, gdy pojawił się mini album Buki "Po drugiej stronie Lustra". W między czasie trochę posłuchałem kilku nielegali Buki i SumyStyli (zespołu w którym rapuje) dlatego ogólnie chcę ją ocenić pod kątem jego progresu. Do sedna. Płytę wita nas mówione intro w którym słuchacze znajdą cały przegląd nielegali rapera. Następnie tytułowy utwór, czyli "Pokój 003" i od razu bomba. Piosenka ładnie wprowadza w klimat płyty i pokazuje, czego możemy się po niej spodziewać. I tu wytknę Buce kilka wad, czyli za bardzo chciał on osiągnąć jak najlepszy progres i pochwalić się na siłę dykcją i tempem mowy, przez co niektóre wersy naprawdę ciężko zrozumieć i łatwo zgubić się podczas analizy tekstu. Po tytułowym kawałku pojawia się bardzo dyskusyjny utwór "Wracam Monster" który wielu, tak jak mi przypadnie do gustu, a inni go po prostu znienawidzą za gościnny występ Rahima. Ogólnie piosenka jest ciekawa chociaż za dużo w niej zmian tematu i skakania po wątkach, przez co jest trudna do załapania sensu. Dalej "Pierwsza Miłość", czyli coś o byłej Buki, która okazała się grubym i brzydkim babskiem. Fajna odmiana od innych poważnych utworów, a przy tym można nieraz się uśmiechnąć. Następny na płycie jest "Walkman", czyli historia Buki w hip-hopie początków, poważny i ciekawy tekst, ale ja zapamiętałem utwór za świetny gitarowy riff. Potem prawdziwa bomba - najlepszy track płyty, czyli "super ziom".Genialna tematyka, wersy, przesłanie i znakomici goście, warto sprawdzić przynajmniej ten utwór na youtubie. Po najlepszych utworach robi się trochę mniej ciekawie, bo płyta wpada w monotonię. "Wyjebane" i "Sprawdź Środkowy" - kawałki trzymają poziom ale są to typowe kawałki do hejterów, które przynajmniej mi się już dawno przejadły. "Limit", "Alcatraz" i "Achtung" wrzucam do jednego worka i napiszę o nich razem bo są do siebie bardzo podobne i po dokładniejszej interpretacji tematyka też jest podobna - o blokach i stylu Buki. Za to polecam "True Love" przedstawiający naprawdę ciekawą historię o tym, że nie zawsze jest tak jak chcemy i marzenia się nie spełniają, gdy bardzo tego chcemy, bo brakuje szczęścia.Następny jest "37" - track do bajki Buki o tej samej nazwie i ogólnie zabawny kawałek o tej właśnie bajce. Ostatnim z utworów (nie licząc outra) jest "Niepodległość" w składzie prawie całej SumyStyli i w klimatach ich poprzednich płyt, czyli poważny temat o rapie i równie poważny bit. Na koniec jeszcze polecam zabawne outro zamykające płytę i przechodzimy do podsumowania. Ja jako słuchacz Buki polecam ten track choć nie zaskoczył mnie tak bardzo, jak oczekiwałem. Dla tych co nie mieli jeszcze kontaktu z rapem Buki ten krążek będzie trudniejszy w odbiorze, ale pozytywnie zaskakujący. Flo Buki uzależnia i kiedy zaczniesz go słuchać na pewno cię nie odepchnie, tylko wciągnie jeszcze bardziej. Polecam!
    Ocena:9.5/10
    PS.: Chomik mi uciekł z akwarium i wpadł w łapkę na myszy - szkoda, polubiłem go.
  15. Sycho14
    Mój trzeci oficjalny wpis będzie trochę bardziej życiowy, niż te przeklęte obrazy stworzone przez Morfeusza. A więc tak, wszystko zaczęło się gdy mój brat kupił dwa chomiki i akwarium. Z braku miejsca postawił on je w moim pokoju. I to był błąd, bo chomiki to zwierzęta nocne i mają zwyczaj spać cały dzień, a potem dawaj do tego kółka i tak całą noc. Nie wiem czy tak zawsze jest czy tylko te kółko tak skrzypi, ale budzi wszystkich domowników, a co mam ja powiedzieć jak mi brzęczą całą noc. I w tym momencie mały skit ponieważ o godzinie 22:47 przestały biegać zapiszczały i wróciły do biegania i to nawet szybko coś biegają, dobra koniec skitu. WW ogóle dziwne to są zwierzęta wiecie co jedzą chomiki? Przedwczoraj mój brat nakarmił je parówkami, a wczoraj dostały trochę mięsa z udka kurczaka. Dziwne. Niech jedzą dwa tygodnie i już zrobiły się z nich piłeczki, grubasy po co oni w tym kółku nocami biegają skoro tylko tyją i tyją... Na koniec dodam, że to miał być dwu zdaniowy wpis czemu chomiki są złe ale znów się rozpisałem.

  16. Sycho14
    Zastanawiałem się co wpisać w drugim oficjalnym wpisie na moim oficjalnym blogu i wymyśliłem, że opowiem mój dzisiejszy sen.
    Więc tak siedzimy se z kolegami w namiocie i wpisujemy współrzędne do uderzenia jakiegoś pocisku atomowego czy czegoś. I nagle wychodzimy z namiotu i widzimy że ten pocisk leci w podwórka na którym stał namiot i ogólnie czeka dead. I wtedy na twarzy pojawiła się kamienna twarz (coś jak księżyc z oczyma, kamiennymi brwiami i kamiennymi ustami które jak otwierał ukazywały jego czerwone wnętrze - oj tego czegoś przez najbliższe kilka dni chyba nie zapomnę) i gada, że coś źle zrobiliśmy (nie pamiętam co) i zniszczy całą czasoprzestrzeń (chyba chodziło mu o świat) I zmieni plany jeśli zmienimy cel rakiety. To wracamy do namiotu, przeprogramowywać rakietę i... nie pamiętam jaki cel wprowadziliśmy, ale kamienna twarz powiedziała że wszystko w porządku i nie zniszczy czasoprzestrzeni. Pożegnał się i obudziłem się.
    PS Nie na widzę chomików, ale to winnym wpisie.

    Takie coś, tylko podbródek miał niższy i wnętrze rubinowe
  17. Sycho14
    Chciałbym serdecznie powitać wszystkich na moim pierwszym i oficjalnie oficjalnym blogu. Ten blog jest obrazem mojego świata i pojawiać się będą w nim informacje różnorodne, które mnie ciekawią, aktualnie interesują, lub o których chcę się dowiedzieć więcej. Liczę że ten blog będzie naprawdę interesujący i przyciągnie wielu użytkowników.
×
×
  • Utwórz nowe...