Witajcie ponownie, przyjaciele!
W moim drugim wpisie postanowiłem podjąć się tematyki bardzo niebagatelnej, a mianowicie obrony STAR WARS: THE CLONE WARS. Będzie trząść.
Serial Star Wars: The Clone Wars od momentu swojej premiery jako kinowy odcinek pilotażowy zbiera nieustannie cięgi od twardordzennych fanów Gwiezdnych wojen za... właściwie wszystko. Za Ahsokę (jedną z głównych bohaterek), za niszczenie kanonu, za kapelusznika, za drewniane włosy tych postaci, które owłosienie na głowie posiadają, wreszcie ? za rzekomą ?dziecinadę?.
Ale czy słusznie? Czy nie jest to po prostu efekt sparzenia się kilkoma odcinkami i na ich podstawie wyrobienie sobie opinii na temat obszernej już całości, której poziom wzrósł niepomiernie? Czy jest sens być lojalnym kanonowi Star Wars i podrzędnym źródłom gdy kanonem Star Wars jest George Lucas? Sprawdźmy.
Zacznijmy od ?dziecinady?, bo to jeden z najczęściej przewijających się w krytyce argumentów przeciwko produkcji pod kierownictwem Dave?a Filoniego. Nie wiem skąd się wziął pogląd, że George Lucas zamienił SW w markę dla dziecarni i skąd te głosy nawołujące do ?powrotu do dorosłości i mroku?, skoro Gwiezdne wojny od zawsze były baśnią dla malucha jak i starca? Podczas seansu doskonale bawić się mogły zarówno brzdące jak i ich rodzice z eskapistycznymi tendencjami, uciekający od szarej, nudnej rzeczywistości w świat, gdzie rycerze mają miecze, których klingi są snopami plazmy miast odpowiednio wykutym żelazem, a wierzchowce to nie zwykłe koniki a pięknie zmajstrowane kosmiczne myśliwce tudzież różne wymyślne stworzenia. Owszem, mrok zawsze był obecny, ale raczej taki baśniowy, czy to w ?Imperium kontratakuje? czy też w ?Powrocie Jedi? (kapitalne sceny w Sali tronowej), nie wspominając już o ?Zemście Sithów?. Elementy znajdzie się w każdym epizodzie, lecz to taki baśniowy mrok, a nie zabawa w pełnoprawne dark fantasy.
Poza tym dopiero ?Zemsta Sithów? otrzymała ograniczenia wiekowe 13+. Takie ograniczenie ma również opisywany serial. Jak się tym zasugerować to filmowa Saga jest bardziej dziecinna od TCW...
Warto też wspomnieć o dość sadystycznych zapędach twórców serialu, bo od drugiego sezonu wzwyż mieliśmy coraz bardziej wymyślne sceny śmierci i egzekucje, poczynając od (uwaga, spojlery)
płonących ogniem żywym Geonozjan przez rozrywanych na strzępy rekinów-generałów na modłę ?Szczęk? Spielberga po przecinane na pół grodziami klony. Mroku nie da się odmówić także scenom z Matką Talzin, a trzeba im przyznać, że są dość hipnotyzujące i psychodeliczne. Czy to są przymioty serialu dla dzieci?
Koronnym argumentem za taką oceną serialu jest Ahsoka Tano, którą fani darzą nienawiścią żywą i o potężnej sile. Pojawia się ona w 60 ze 100 odcinków (pomijając kilka, gdzie pojawia się we flashbackach lub wyłącznie na momencik), w sporej części z tych odcinków pewnie odgrywa epizodyczną rolę, więc zostaje 40 odcinków czystej, aryjskiej krwi. Na początku ta postać faktycznie była głównym źródłem pewnej infantylności, ale wraz z upływem kolejnych odcinków to się zmieniło. Postać wydoroślała, zaczęła brać udział w poważnych sprawach i wątkach i przypadł jej zaszczyt uczestniczenia w wydarzeniach kluczowych dla Wojen klonów. Ja jej nie nienawidziłem, a wraz z kolejnymi odcinkami polubiłem.
A co z kanonem? Fani rzucają gromami w Dave?a Filoniego za to, że miesza w kanonie. Czasami są to rzeczy drobne, ot, pojawia się postać, która teoretycznie powinna już nie żyć, ale oto jest. Czemu nie? Czyż nie lepiej jest zretconować coś, dać danej postaci szansę wykazania się na ekranie i ciekawszą śmierć miast trzymać się kurczowo kanonu, w którym taka postać zginęła gdzieś w jakimś podrzędnym źródle za kulisami? Są też poważniejsze sprawy, jak Mandalorianie i powrót Maula. Sprawy zdecydowanie kontrowersyjne, ale (uwaga, kolejne spojlery)
nie jest wcale tak, że Mandalorianie stali się pacyfistami. Pacyfiści to u nich jedna z frakcji, poza tym motywem przewodnim jest chęć powrotu do starych wartości. Choć pomysł powrotu Maula do świata żywych jest karkołomny, tak uważam, że został świetnie zrealizowany ? Sam Witwer użyczający mu głosu spisał się fenomenalnie, odcinki z czerwonym diabłem mają odpowiedni pierwiastek mroku w sobie, o jaki wołają fani, a i sama postać wreszcie pokazała na co ją stać.
Znacznie szkodliwszy dla kanonu jest Chris Metzen z radością niszczący to, co StarCraft stanowił przez lata i zmieniający kultowy tytuł w zidiociałą papkę dla dwunastolatków. Nie podzielam tej nienawiści.
Star Wars: The Clone Wars szybko stało się moim ulubionym serialem ostatnich lat, który polubiłem tak jak moje ukochane seriale animowane z lat 90., a żaden inny obecny serial czegoś takiego nie dokonał. Jest świetna obsada aktorska (pozdrawiam Matta Lantera, który jest takim Anakinem, jakim Anakin powinien być ? a gra fenomenalnie), jest masa świetnych odcinków, jest bardzo ładna, stylowa animacja (ważna sprawa, bo oglądałem parę innych seriali wykonanych w CGI i były tylko przyzwoitą rzemieślniczą robotą, tutaj natomiast niejednokrotnie piękne plenery zrobiły na mnie wrażenie), naprawdę świetnie się bawiłem. Nie wiem czy w tej chwili powinienem nazywać się fanem Star Wars ? pewnie nie. Ale pozwoliło mi to wyzbyć się jakiegokolwiek zacietrzewienia. Owszem, początek jest może i przeciętny, ale szybko się to zmienia. Jedyną jego słabą stroną jest muzyka Kevina Kinera, którego zatrudniono z nie wiadomo jakiego powodu. Czemu nie mógł to być Joel McNeely, Mark Griskey czy też Lennie Moore? Są niesamowitymi kompozytorami z ogromnym talentem, ale mało znani. Dziwna sprawa, ale jak w trailerach wykorzystywano oryginalne kompozycje Mistrza Williamsa to klimat rósł niepomiernie.
Nienawidzącym tego serialu, którzy obejrzeli kilka pierwszych odcinków i ocenili serial jako g***o polecam wyzbyć się uprzedzeń i spróbować oglądać dalej. Np. taki Deus Ex: Invisible War, odsądzany od czci przez fanów jedynki po latach podobno okazał się być zaskakująco dobrym tytułem, jeśli podejść do niego uprzejmie (nie wiem, nie grałem, a fanem Deusa nie jestem). Nie mówię, że od razu TCW stanie się waszym serialem nr 1, ale może okazać się bardzo dobrym produktem, któremu jednak warto było poświęcić nieco czasu.
A jeśli nie, to trudno się mówi.
19 komentarzy
Rekomendowane komentarze