Nadchodzi kolejna generacja konsol, a wraz z nią sporo tytułów, dwa z nich zaś już teraz budzą kontrowersje i zbierają cięgi. Jest bijatyka Killer Instinct, z której się wszyscy śmieją, bo niby jest F2P, ale dostępna jest tylko jedna postać, a resztę trzeba kupić, za 5 dolców jedną lub za 20 dolców wszystkie (nie wiem, nie interesuję się, zarobiony jestem, więc nie jest to info pewne).
Ale łeż to! Jest problem niejako bardziej palący, a mianowicie Ryse: Son of Rome od Cryteka. Nie to, że wraz z jego premierą nastąpi zagłada gamingu jako takiego, ale wiąże się z nim sporo kontrowersji i tutaj przejdziemy do sedna tegoż tekstu.
Zacznijmy od wpisu na Kotaku, gdzie autor nazwał Ryse ?najbardziej frustrującą grą na E3?. Frustrującą, bo... nie da się w niej sfrustrować! Chodzi o ten dziwny trend wśród developerów, którzy tworzą gry coraz prostsze. Ryse wygląda wyjątkowo zabawnie, gdy człowiek źle wykonuje kombinacje kombosów (czyli po prostu QTE nie wychodzą), ba, nic nie robi ? a i tak wygrywa! A dlaczego? Bo ,,gracz zmęczony po całym dniu pracy nie chce się frustrować?.
Nie wiem jak wy, ale ja gdybym był zmęczony, to pewnie bym siły na granie nie miał. A gdybym miał siłę i ochotę sobie pograć, to chciałbym spożytkować to na coś wartościowego, co mi tego czasu nie zmarnuje. A zamiast ?grać? w takiego Ryse równie dobrze można obejrzeć jakiegoś blockbustera. Bo w nim ci dobrzy i tak wygrywają (co śmieszniejsze, trudów przygody i kłód rzuconych pod nogi mają więcej niż syn Rzymu).
Ale pojawili się też obrońcy Ryse, którzy bronią produkcji Crytek przed obelgami dziennikarzy i graczy głosząc, iż nie powinniśmy jej skreślać, póki nie zagramy. Ale przecież zadaniem ?wideło gejm żurnalistów? jest być przyjacielem gracza, doradcą przy półce z zakupami, ?odsiewcą chwastów? i wykrywaczem chłamu! Jeżeli zaś Ryse zapowiada się na spektakularną klapę, to po co dawać niepotrzebnie nadzieję na jakiekolwiek zalety takiej wysokobudżetowej szmiry? Oto namiary na autora wpisu, jeśli kupicie grę, bo ?trzeba zagrać przed oceną? (demka pewnie wydawca nie przewidzi...) i się rozczarujecie, to wiecie kogo nagabywać o zwrot pieniędzy1.
Tak widzę
A Ryse w tej chwili zapowiada się na grę śmieszną i pocieszną. Jest bardzo ładne i ma klimacik skądinąd sympatyczny, ale nie jest niczym innym jak tylko pseudo-interaktywnym filmem kpiącym sobie z graczy w żywe oczy i sugerującym, żeśmy wszyscy zapracowani i nie powinniśmy się wysilać lub frustrować (poza tym przecież tatusiowie urobieni po pachy nie stanowią 100% pykającej w gierki braci) niepotrzebnie. QTE uważam za nie tyle niepotrzebne, co wręcz urągające graczom i psujące zabawę, a Ryse to przykład gry, w której dominacja tegoż ?elementu? psuje ją doszczętnie.
A kiedyś slashery* dobrze się ludziom kojarzyły i chyba nikt nie rymował ?slasher, czyli button masher?. Chciałbym, żeby to było takie Die by the Sword czy Severance: Blade of Darkness w klimatach starożytnego Rzymu. Nawet jeśli ja bym z tego dobrodziejstwa nie skorzystał, to na pewno byłoby wielu, których by taka produkcja wielce uradowała.
Ale bardzo chłodne przed-premierowe przyjęcie Ryse napawa mnie nadzieją, że może w końcu te dzisiejsze trendy wreszcie zostaną wyśmiane tak, jak na to zasługują, a może i bardziej, a my wszyscy dostaniemy to, co dostać powinniśmy.
I pomyśleć, że w latach 90. jakoś graczom ?frustracja? i ?ogromna złożoność? nie przeszkadzały.
Zapraszam do dyskusji.
* Chodzi mi o współczesne slashery ogólnie, a nie Ryse, które uważam raczej za interaktywny film. Ale slasherem też można nazwać - takim prymitywnym, maksymalnie odmóżdżonym przedstawicielem gier, które skupiają się na riezaniu żelastwem przeróżnym zastępów wrogów.
1 No chyba, że faktycznie cud się stanie i gra będzie fajna, ale na to się nadal nie zapowiada.
29 komentarzy
Rekomendowane komentarze