No przecież cię nie ugryzie...
Ile razy ja to już słyszałem. "No daj spokój, nic ci nie zrobi, to tylko malutka pszczółka". A właśnie, że nie. Nawet jeśli wiem, że agresywne toto jest tylko w trakcie odwetu za atak ze strony człowieka, to zawsze, za każdym razem spotkanie z owadem, który potrafiłby boleśnie użądlić wywołuje u mnie stan paniki. Jedyną myślą jest "uciekaj", budzi się we mnie pierwotny instynkt ucieczki. I jak tu go nie słuchać...
Apifobia, czyli strach przed pszczołami objawił się u mnie już w przedszkolu. Wtedy to, chociaż za dobrze tego nie pamiętam, przy wychodzeniu na dwór ociągałem się, robiłem to bardzo niechętnie, czasem bardzo chciałem zostać w budynku, po prostu bałem się wyjść i bawić z innymi dziećmi na podwórku. Wszystko przez te owady. Często trzymałem się bardzo blisko przedszkolanki, nie podchodziłem do żadnych kwiatków, siedziałem sobie tylko w cieniu, w piaskownicy i robiłem tunele w piasku. Już wtedy gdy coś bzyknęło mi niedaleko ucha zaczynałem biec, byle dalej od tego czegoś, co mogło mnie przecież zabić. Myślałem tak dlatego, że jeden z moich rówieśników wmówił mi, że użądlenie osy czy innego owada tego typu może być bardzo groźne i mogę umrzeć. Gorsze jednak było to, że mogło to strasznie boleć, bo oczywiście jako dziecko nie miałem pojęcia o tym, czym jest śmierć i dlaczego jest taka, hm, niechciana przez ludzi.
W domu też było to samo. Nie chciałem wychodzić na zewnątrz, wolałem korzystać z komputera. Moja mama martwiła się, że tak wiele czasu spędzam przed komputerem i wyganiała mnie na dwór, żebym choć trochę się przewietrzył. A że byłem i nadal jestem dosyć zamknięty w sobie, to nie mówiłem jej o tym, że po prostu boję się tych wszystkich owadów... Nie mówiłem też o tym prawie nikomu, no bo jak to tak, bać się pszczół? Przecież one nic nie zrobią jeśli się je zostawi w spokoju. Tylko co z tego, że o tym wiedziałem, skoro fobia już osiągnęła swój stan, w którym panika była naprawdę kłopotliwa?
Co tam Ringi i Martwe Zła. To jest najgorszy horror świata.
A im starszy jestem, tym bardziej się ich boję. Do tego ostatnio w okolicy zagnieździły się szerszenie, więc nawet wracanie ze szkoły może być dużym wyzwaniem... Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze są przezabawne "żarty" znajomych, którzy wiedzą, że mam apifobię. Już przeboleję bzyczenie za uchem i teksty typu "masz pszczołę na ramieniu". Ale to, co ostatnio zrobił mi jeden z kolegów to była przesada. Nabił na długopis martwa pszczołę i podsunął mi ją zaraz przed oczy. Takiego krzyku to w życiu z siebie nie wydałem. Koszmarny strach, bardzo mocno przyspieszone bicie serca, trupia bladość i trzęsące sie ręce. Dosyć długo to trwało, ale po jakimś czasie ustało. I całe szczęście?
Dlaczego ktoś może być na tyle perfidny, że pomimo wiedzy o tym, że druga osoba panicznie się czegoś obawia, jest zdolny do takich chamskich rzeczy? dlaczego za każdym razem kiedy komuś powiem o moim lęku, od razu musi udawać bzyczenie i od razu próbuje mnie nastraszyć, niekiedy skutecznie? Jakoś ludziom, którzy boją się pająków nie zdarza się to tak często...
PS. Myślę, że już wykrystalizowała mi się wizja mojego bloga i już wiem, o czym tak właściwie będę tu pisał. Możliwe, że będą to jakieś sporadyczne recenzje, różne teksty o pierdołkach [jak ten] i wpisy o tematach okołotechnologicznych/internetowych. To tak tylko dla wiadomości, w sumie nie wiem po co to piszę
Mam też zamiar zrobić coś na wzór RPSowego Kickstarter Katchup, ale jeszcze nie wiem jak to z tym będzie...
40 komentarzy
Rekomendowane komentarze