Postanowiłem ściągnąć od Lorda Nargogha formułę tych wpisów. Nie będą one jednak traktowały o Falloucie, ale o Gothicu, czyli najlepszej grze, w jaką kiedykolwiek grałem.
Swoją przygodę z tą serią zacząłem bardzo późno, bo ok. 2007 roku. Wszedłem do Media Markta z chęcią kupna jakiejkolwiek gry na nowy komputer, bo na poprzednim ledwo uruchamiał się notatnik. Nie znałem się wtedy na grach ani trochę, dlatego też miałem do wyboru: a) zagadanie do gościa odpowiedzialnego za dział gier, b) wybranie gry po okładce i opisie z tyłu. Rozpocząłem zatem konwersację z facetem, no i mówię mu, że chętnie zagrałbym w jakąś przygodówkę. Moją uwagę przykuła wtedy gra LOST: Zagubieni, a ja, jako wielki fan serialu od razu chciałem ją zakupić. Sprzedawca, który w tym samym czasie ruszył w poszukiwaniu jakiejś ciekawej gry dla casuala wrócił właśnie z Gothikiem, w poniższym wydaniu.
Zaczął mówić, że to RPG, że rozwój postaci, że dialogi, że walka. Odradzał mi natomiast Zagubionych. W sumie nie wiem, po co ja Wam to opowiadam - i tak wiadomo jak się to skończyło - zostałem posiadaczem Sagi Gothic w wydaniu Extra Klasyki.
Po pomyślnej instalacji pierwszej części Gothica byłem mile zaskoczony. Jako nowicjusz w świecie gier zostałem olśniony grafiką, która nawet w tamtych czasach była przeciętna. Nie ogarniałem jednak sterowania, zatem po czterech śmierciach "z rąk" pierwszego napotkanego ścierwojada zacząłem grzebać w opcjach.
Powoli wciągałem się w grę. Starannie czytałem wszystkie dialogi, słuchałem postaci, powoli odkrywałem świat gry. Radziłem sobie coraz lepiej, a gra sprawiała mi ogromną przyjemność. Próbowałem grać bez poradnika, ale w niektórych momentach nie dawałem sobie rady.
Chciałem dołączyć do Starego Obozu. dlatego gdy otrzymałem list od Diega od razu pomaszerowałem do Starej Kopalni. Była to dla mnie dość długa droga, i ledwo tam dotarłem - potwory omijałem szerokim łukiem. Niestety, gdy chciałem wręczyć list Janowi, ten powiedział, że chce jakiegoś potwierdzenia, czy ten list jest prawdziwy. Musiałem znowu wracać do Obozu i zagadać do Diega. Dialog brzmiał mniej więcej tak:
- A jeśli Jan nie uwierzy, że ten list jest od Ciebie?
- Powiedz mu, że Diego Cię przysłał.
Z czasem gra stawała się coraz trudniejsza, a ja zacząłem rozważać najgorszą z możliwych opcji - kody. Kiedy dotarłem do piątego rozdziału, użyłem ich. Doszło do tego, że latałem po tych podziemiach, cały czas blokując się w ścianach. Jak ostatni idiota grałem na jednym sejwie, a gdy przez przypadek zapisałem grę, będąc zablokowany w ścianie, w ścianę głową począłem walić.
Wtedy właśnie odinstalowałem grę i wziąłem się za drugą część Gothica, ale to już temat na następny wpis.
Pomimo ogromnej ilości bugów gra wciąż jest mega grywalna i każdemu polecam do niej wrócić - a tym, którzy do tej pory nie mieli z nią do czynienia - zapoznać się z nią. Ilość questów pobocznych jest bardzo mała, ale sam wątek główny i tak zapewnia wiele zabawy. Możemy także wykonać zadania dla wszystkich gildii naraz tylko po to, by dostać więcej punktów doświadczenia, a później dołączyć do jednej, wybranej. Mimo wszystko gra, jeśli chodzi o zawartość, nie świeci pustkami.
W tamtym roku postanowiłem powrócić do pierwszej części serii i... nadal byłem nią oczarowany. Wszystkie dialogi przeżywałem tak samo, a w świat gry ponownie wsiąkłem. Zaliczyłem grę bez skazy kodów, z czego jestem dumny, bowiem poziom trudności jest w miarę wysoki. Przeszedłem całą z zapartym tchem i wiem, że jeszcze nie raz do niej wrócę. Nie wiem od czego zależy ponadczasowość gry - takiego Batmana: Arkham City, czy Dragon Age'a (chociaż to dobre gry) już nigdy nie odpalę. Gothica owszem.
17 komentarzy
Rekomendowane komentarze