Skocz do zawartości
  • wpisy
    56
  • komentarzy
    355
  • wyświetleń
    34382

Mikropowieść: Przyjaciel - I


Knight Martius

1104 wyświetleń

Kiedyś zamieściłem w Sieci opowiadanie mojego autorstwa pt. "Smoczy rycerz" - pamięta je ktoś może? Co poniektórzy je czytali, więc być może kojarzą. ;] W każdym razie "Przyjaciel" jest drugim tekstem z czerwonym smokowcem w zbroi w roli głównej. smile_prosty.gif

Zamieszczam na razie tylko pierwszą część - wszystkich znajdzie się razem sześć. Tak naprawdę całość jest już od dawna napisana, tylko że ja chciałem jeszcze poddać ją gruntownej korekcie - a żeby ułatwić sobie pracę, robię ją właśnie fragmentarycznie. Poprawki po sprawdzeniu wersji "alfa", które przeprowadził mi Gofer (za co mu oczywiście dziękuję smile_prosty.gif), dokonane są "odautorsko", tzn. potem nikt tego opowiadania nie sprawdzał oprócz mnie. Nie dlatego, że nie chciało mi się szukać - nie udało mi się znaleźć. wink_prosty.gif Miałbym więc prośbę - może znalazłaby się jakaś dobra duszyczka, która brałaby ode mnie następne części do siebie i pisała mi, co o nich sądzi (i zrobiła przy tym ich korektę)?

Dobra, tyle słowem wstępu. Życzę miłego czytania. smile_prosty.gif Następna część powinna się pojawić w przyszłym tygodniu.

Aktualizacja - 10.02.14

Oprócz całej masy drobnych poprawek wyrzuciłem narratora konwersującego, ponieważ stanowił dla tego opowiadania zbędny balast. Ponadto dorzuciłem kilka informacji odnośnie do wyglądu oraz położenia głównego bohatera, żeby ułatwić lekturę czytelnikom, którzy nie czytali "Smoczego rycerza".

* * *

Przyjaciel

I

Był chłodny letni poranek, kiedy smoczy rycerz siedział na głazie przy szerokim, przypominającym niewielką rzeczkę strumieniu. Woda płynęła wartko przed wznoszącą się niedaleko górą, a przez powoli zbierające się chmury wciąż świeciło słońce. Idylliczność otoczenia podkreślały szum oddalonego wodospadu i śpiew ptaków dobiegający z gęstego lasu.

Smokowiec dał się ogarnąć spokojowi, obserwując to płynący potok, to drzewa, to zachmurzone niebo. Aż wstał i rozprostował kości, by w pełni rozkoszować się wszechobecnym pięknem. Rozłożył skrzydła, rozwinął ogon. Czuł się niesamowicie. Nie zwracał uwagi na chłód, nawet się z niego cieszył. Chciało mu się żyć.

Smoczy rycerz, w niektórych stronach zwany też półsmokiem, pogładził delikatnie dwa długie, zakrzywione ku górze rogi wyrastające z czaszki. Zszedł ręką do gadziej paszczy i reszty ciała, sprawdzając ciemnoczerwone łuski. Były tak ostre jak powinny. W końcu dotarł ręką do kirysu ? jedynej rzeczy, którą miał na sobie. Kiedy poczuł wyraźnie rysy oraz wgniecenia, momentalnie sposępniał. Nie mógł dosięgnąć pleców, ale doskonale pamiętał, że ma tam dziurę. Wszystko przez pewną eskapadę, tylko przyprawiającą smokowca o wściekłość. Był jednak zdziwiony, gdyż pancerz powinien odnowić się przy pomocy magii z zewnątrz; tym razem jednak, nie wiadomo dlaczego, pozostał uszkodzony. A ponieważ od dawna półsmok nie doznał takich obrażeń, nie potrafił naprawić go samodzielnie. Ktoś musiałby użyczyć mu talentu płatnerskiego, ale kto? To pytanie, ilekroć pojawiało się w głowie smoczego rycerza, nosiło ze sobą tylko przygnębienie. Dlatego postanowił na razie zostawić sprawy takie, jak wyglądały dotychczas, a nuż życie samo stworzy dobrą okazję.

Wciąż rozkoszując się pięknem chwili, smokowiec z czasem zgłodniał. Podszedł odprężony do strumienia, po czym nabrał do rąk trochę wody i napił się. Jednak nie mógł się oszukiwać ? coś takiego z pewnością by go nie nasyciło. Kiedy więc otarł paszczę, postanowił wybrać się na połów. Odczepił z pleców pochwę z mieczem, którą oparł o głaz, następnie zwinął skrzydła najciaśniej, jak tylko mógł, i zbliżył się do brzegu. Klęknąwszy, odczekał chwilę; w końcu zanurzył w potoku paszczę, próbując wyłowić coś zębami. Po kilku próbach zrezygnował ? wszedł do wody po kolana.

Smokowiec czuł się rozczarowany efektami: udało mu się złowić raptem dwie średnie i trzy małe ryby. Teraz czuł się syty, ale wiedział, że powinien złowić więcej, aby mieć co wziąć na zapas. A tego dnia w strumieniu najwyraźniej nie obrodziło. Wyszedł więc z wody, wrócił po miecz, po czym ruszył wzdłuż rzeczki.

Szum wodospadu był coraz cichszy. Smokowiec znów mu się przysłuchiwał. W końcu utonął w tym dźwięku i nie chciał wracać do rzeczywistości?

Nagle jednak się przebudził, gdyż usłyszał odgłosy końskich kopyt, dochodzące z biegnącej przez las ścieżki. Skrył się za drzewami; nie podchodził do niej bardziej, niż to było konieczne. Dostrzegł trzech jeźdźców ubranych w płaszcze z kapturami. Jechali ową drogą, ale w momencie gdy ta skręcała, pojechali prosto, przez zarośla, w stronę rzeczki. Wyraźnie im się nie śpieszyło. Po chwili smokowiec zauważył, że na jednym z koni siedział ktoś jeszcze. Ktoś zakneblowany, ze związanymi z tyłu rękami i skrępowanymi nogami.

Półsmok nie zamierzał interweniować. Miał na uwadze wydarzenia sprzed kilku tygodni, więc doszedł do wniosku, że to, co teraz się dzieje, nie powinno go obchodzić. Z drugiej strony był bardzo ciekaw, co jeźdźcy zamierzają zrobić ze spętanym.

Kiedy dotarli nad potok, jeden z nich zsiadł z konia. Chwycił związanego mężczyznę i postawił naprzeciwko wody.

? Widzisz pan tę wodę? ? zapytał szorstko. ? Tak kończą ci, którzy nie robią, co do nich należy. Rozumiesz pan?

Człowiek odezwał się, ale słowa, które próbowały przejść przez knebel, były kompletnie niezrozumiałe.

? Przestań go straszyć ? upomniał tamtego inny. ? Szef powiedział, że mamy go nie zabijać, tylko zostawić w lesie.

? A niby dlaczego mielibyśmy go nie wrzucić do wody? Nie zabijemy go przecież, bo on sam się utopi. Zresztą co ja wam będę tłumaczył! ? Jeździec zepchnął człowieka do wody. ? I co, sprzeciwiliśmy się szefowi? Nie. Jedziemy, nic tu po nas.

Znów dosiadł konia, po czym odjechali. Dopiero wtedy smoczy rycerz wyszedł zza drzew i pobiegł w stronę rzeczki. Przez chwilę miał dylemat. Przysiągł sobie, że będzie chronił tych, którzy znajdą się w potrzebie; innymi słowy, powinien pomóc człowiekowi. Kiedy jednak pomyślał o możliwych konsekwencjach, nabrał szczerej ochoty, żeby zrezygnować z tego zamiaru. Niemniej decyzję podjął bardzo szybko.

Smokowiec zauważył spętanego mężczyznę, jeszcze zanim wszedł do potoku. Człowiek leżał prawie nieruchomo i bardzo mrużył oczy. Smoczy rycerz chwycił jego ciało, by jednym silnym ruchem wyrzucić je na brzeg.

Kiedy obaj znaleźli się na ziemi, półsmok zauważył, że mężczyzna zemdlał. Nagle sam poczuł się dość dziwnie, jakby bardziej zmęczony niż powinien. Dłużej nie zaprzątając sobie tym głowy, odpoczął przez chwilę, po czym zabrał ciało niedoszłego topielca w gęstwinę. Wszedł w nią tak głęboko, że nie widział nawet ścieżki, którą pojechali jeźdźcy. Mimo to zlustrował okolicę, chcąc upewnić się, czy nie ma nikogo w pobliżu. Odetchnął z ulgą ? zauważył tylko ptaki. Uklęknął na jednym kolanie, zerwał pazurami wszystkie pęta i wyjął knebel.

Wysoki, umięśniony mężczyzna był delikatnie poznaczony zmarszczkami. Miał krótkie, szare włosy i wąsy. Nosił brązowe, skórzane spodnie z szelkami oraz nieco podartą, białą koszulę. Poza tym odzienie człowieka nie różniło się niczym od tego, jakie zwykle zakładali ludzcy mieszczanie.

Półsmok nie mógł bezczynnie patrzeć na to, co jeźdźcy chcieli uczynić z ofiarą, ale nie potrafił pozbyć się wątpliwości, czy robi dobrze. Po chwili miał okazję, żeby to sprawdzić ? mężczyzna zaczął otwierać oczy. Na początku jakby nie od razu rozumiał, co się stało i kto go właśnie ogląda.

? Gdzie jestem?? A ty to kto??

Kiedy prawie całkiem oprzytomniał, oczy omal nie wyszły mu z orbit. Zaczął nieudolnie zasłaniać się ręką, wciąż patrząc w twarz smokowcowi. Stękał z przerażenia, choć wyraźnie próbował to tłumić.

? Cholera, c? co to za??!

Smoczy rycerz opuścił powoli głowę i westchnął cicho. Właśnie takiej reakcji się obawiał.

Mężczyzna odsunął się nieco, po czym wstał gwałtownie.

? Słuchaj, nie wiem, czego ode mnie chcesz, ale nie mam teraz czasu ? powiedział szybko, strzepując ziemię. ? Daj mi spokój! ? Biegiem oddalił się najszybciej, jak tylko potrafił.

Zaczęła padać mżawka. Powoli, acz zauważalnie przeradzała się w coraz zacieklejszy deszcz. W sam raz na nastrój smoczego rycerza, który mimowolnie padł na drugie kolano i ryknął głucho.

26 komentarzy


Rekomendowane komentarze



Choć sameś nawet młodszy. :] W sumie zdawałem sobie sprawę, że pewnych porównań do smokowców z DragonLance'a się nie uniknie... ale mi to wisiało. ^_^ Ten półsmok, co w tym opowiadaniu "bohateruje", jest "mój", a książek osadzonych w świecie DL nie czytałem - więc jakiekolwiek inspiracje (co poniektórzy przyrównywali trochę moje pierwsze opowiadanie o smoczym rycerzu do "Wiedźmina"...) są przypadkowe. :) Piszę to, żeby uniknąć niespodzianek. ;]

Link do komentarza

No bo to slogan był. Opowiadanie ... no, na Pogawędcasta raczej się nie nadaje ;)

Czepię się tylko małej pierdołki...

tylko ci, co nie umieją cieszyć się chwilą, stękaliby na chmury zamiast podziwiać piękno natury.

Rymów w prozie się nie stosuje. Wiem że drobnostka, ale mnie zakuło :P

Link do komentarza

@Tenebrae - dzięki za polecenie, ale chyba jest jakiś powód, dla którego publikuję to tutaj, prawda? ;) Poza tym jak zamieszczałem "Smoczego rycerza" m. in. na tym forum, to właśnie na FA udało mi się zebrać najwięcej opinii, więc mam nadzieję, że i tym razem coś wyjdzie (choć "Przyjaciela" chwilowo umieszczam tylko tutaj...).

@Drangir - Pogawędcasta kojarzę jak przez mgłę, więc nie mam jak skomentować, niestety. ;] A co do kwiatka - argh, masz rację, nie zwróciłem uwagi. Poprawiłem.

Link do komentarza

Ha - styl gawędziarski, jak mniemam? Tyle że widzę tu jakąś niekonsekwencję, bo z jednej strony w roli narratora osadzasz kogoś, kto relacjonuje swoją znajomość z owym smoczym rycerzem (on ma w ogóle jakieś imię?), a z drugiej przedstawiasz zdarzenia, o których wiedzieć nie powinien (nie było go przy nich), oraz osobiste odczucia owego półsmoka, o których wiedzieć już po prostu nie ma prawa.

Półsmok ? jeśli mogę go tak nazwać ? wciąż rozkoszując się pięknem chwili, nagle poczuł lekki głód.

No, nie wiem, czy da się głód poczuć nagle. On raczej stopniowo przychodzi.

Po kilku próbach zdecydował się popłynąć wpław.

W zbroi nie byłoby to możliwe - nawet jeśli smoczy rycerz ma pływanie opanowane do perfekcji. Zależy też co prawda, jaką on właściwie zbroję nosi (bo tego z tekstu nie wiadomo), ale chyba każda poza skórzaną błyskawicznie ściągnęłaby delikwenta na dno.

Po chwili półsmok spostrzegł, że ta trójka nie jedzie sama ? ktoś został posadzony na jednym z koni. Ktoś ze związanymi rękami od tyłu i nogami oraz zakneblowany.

Nie za bardzo mi się podoba to określenie "trójka nie jedzie sama". Bycie samym jak najbardziej pasuje do pojedynczej jednostki, do kilku już niekoniecznie. Również - powinno być "ze związanymi z tyłu rękami" a nie odwrotnie (a nogi to już w ogóle nie wiem, jak można z tyłu związać...). To drugie zdanie w ogóle zresztą nadaje się do reedycji.

Był to mężczyzna w średnim wieku, co wyraźnie wskazywały jego stanowcze i lekko pomarszczone rysy twarzy.

Stanowczy to może być wyraz twarzy, nie rysy.

Kiedy otworzył oczy do końca, natychmiast stanęły mu dęba.

Oczy stanęły mu dęba?

W sam raz na nastrój smoczego rycerza, który padł mimowolnie na drugie kolano i ryknął głucho.

Jeśli smoczemu rycerzowi się nie podoba, że się tak go boją, to czemu się chociaż nie odezwie, nie powie czegoś w stylu "nie obawiaj się"? Zamiast tego siedzi i gapi się. Wypowiedź uratowanego też jest taka trochę nie tego - spodziewałbym się raczej czegoś w typie "ratunku, potwór!", niż "słuchaj, nie mam czasu".

Nie mogę nic na razie powiedzieć, bo, niestety, króciutki bardzo ten fragment. No i niestety jestem tu obcy i nie znam tej postaci, ani jej przeżyć (przez co nie wiem na przykład, skąd się te jego rany wzięły).

Kwiatków, jak widzisz, zdołałem parę wyłapać, ale to nie są jakieś koszmarne stylistyczne wtopy. No i poza tym wciąż za mało przeczytałem z twojej prozy.

Link do komentarza

@Drangir - w wolnej chwili zajrzę.

@Bazil - OK, dzięki za odzew. :) Biorę się za odpowiedź.

Ha - styl gawędziarski, jak mniemam? Tyle że widzę tu jakąś niekonsekwencję, bo z jednej strony w roli narratora osadzasz kogoś, kto relacjonuje swoją znajomość z owym smoczym rycerzem (on ma w ogóle jakieś imię?), a z drugiej przedstawiasz zdarzenia, o których wiedzieć nie powinien (nie było go przy nich), oraz osobiste odczucia owego półsmoka, o których wiedzieć już po prostu nie ma prawa.

To w sumie takie zamierzenie - narrator przyznaje, że zna smoczego rycerza osobiście i zdarza mu się powiedzieć coś "od siebie", więc jest jakąś konkretną postacią. Z drugiej jednak strony robię z niego osobę wszechwiedzącą - znającą wydarzenia, odczucia bohaterów itp. W następnych częściach tego opowiadania jest podobnie. Przy którejś tam historii o smoczym rycerzu mogę spróbować wyjaśnić, jak to wszystko możliwe.

Aha, a smokowiec ma imię, tylko jeszcze nieujawnione. ;)

No, nie wiem, czy da się głód poczuć nagle. On raczej stopniowo przychodzi.

Hm, racja. Aczkolwiek czasami można być na tyle zajętym, że na głód zwraca się uwagę nie od razu.

W zbroi nie byłoby to możliwe - nawet jeśli smoczy rycerz ma pływanie opanowane do perfekcji. Zależy też co prawda, jaką on właściwie zbroję nosi (bo tego z tekstu nie wiadomo), ale chyba każda poza skórzaną błyskawicznie ściągnęłaby delikwenta na dno.

Nosi napierśnik. Piszę to, bo już w poprzednim opowiadaniu to opisywałem (jakbyś był ciekawy, to w moim profilu ono się znajduje :)). Ogólnie to wymyśliłem sobie w ten sposób, że półsmok nosi tę zbroję już bardzo długo, dlatego latanie, pływanie itp. w pancerzu przychodzą mu już w miarę swobodnie. Można się spierać, czy to przeczy logice, chociaż już wcześniej umieściłem coś, co trudno wyjaśnić normalnie, przynajmniej mnie (to w sumie pytanie podstawowe: jak on w ogóle może nosić taką zbroję, mając skrzydła? :)).

Nie za bardzo mi się podoba to określenie "trójka nie jedzie sama". Bycie samym jak najbardziej pasuje do pojedynczej jednostki, do kilku już niekoniecznie. Również - powinno być "ze związanymi z tyłu rękami" a nie odwrotnie (a nogi to już w ogóle nie wiem, jak można z tyłu związać...). To drugie zdanie w ogóle zresztą nadaje się do reedycji.

Hm, "ci trzej jeźdźcy nie jadą sami"? Sam nie wiem, mnie to określenie wydaje się być w porządku (albo muszę się dokształcić ;)). Co do nawiasu - ja właśnie starałem się to tak napisać, żeby było wiadomo, że to tylko ręce mu od tyłu związali, a nogi już nie (bo ja też nie wiem, jak można je tak zawiązać ;]). W sumie bym to zdanie poprawił, tylko nie wiem, jak brzmiałoby lepiej...

Stanowczy to może być wyraz twarzy, nie rysy.

Na pewno? Jak szukałem teraz w Google o "stanowczych rysach twarzy", to wyskoczyły mi jakieś propozycje, w tym zacytowany fragment "Lalki", że "Wokulski ma twarz niepospolitą. Rysy wyraziste i stanowcze". Albo tak się pisało kiedyś, nie wiem. Może dla bezpieczeństwa rzeczywiście będę tego unikał.

Oczy stanęły mu dęba?

To też wygoogle'ałem... Masz rację, pomyłka. ;]

Jeśli smoczemu rycerzowi się nie podoba, że się tak go boją, to czemu się chociaż nie odezwie, nie powie czegoś w stylu "nie obawiaj się"? Zamiast tego siedzi i gapi się.

Taka postać. Dość powiedzieć, że w poprzednim opowiadaniu nie wypowiedział ani słowa - jak miał coś do powiedzenia, to załatwiał to mową niewerbalną albo warknięciami; to drugie głównie wtedy, gdy ktoś go irytował (smoczy rodowód zobowiązuje...). Chciałbym napisać w związku z tym coś jeszcze, ale boję się, że popsułbym w ten sposób pewną niespodziankę (albo i teraz "spodziankę").

Wypowiedź uratowanego też jest taka trochę nie tego - spodziewałbym się raczej czegoś w typie "ratunku, potwór!", niż "słuchaj, nie mam czasu".

Jedna z uwag Gofra odnośnie wersji "alfa" - "drewniane dialogi". Chyba tego jednak do końca nie wyeliminowałem... :/ Mogę tylko powiedzieć, że ten człowiek w opowiadaniu odegra pewną rolę i że nie jest takim rasistą jak większość, z którymi półsmok miał do czynienia.

Nie mogę nic na razie powiedzieć, bo, niestety, króciutki bardzo ten fragment. No i niestety jestem tu obcy i nie znam tej postaci, ani jej przeżyć (przez co nie wiem na przykład, skąd się te jego rany wzięły).

To mówię - jakbyś chciał, mógłbyś kiedyś zajrzeć do mojego profilu i obadać "Smoczego rycerza". Chociaż sam teraz się zastanawiam - niby niektóre fragmenty, jak czytałem to długo po zamieszczeniu, wyszły mi chyba fajnie, ale znalazły się pewne rzeczy, za które jednak nieco się wstydzę i które przy jakiejś okazji z chęcią bym poprawił. Niemniej miło by było. ;]

Kwiatków, jak widzisz, zdołałem parę wyłapać, ale to nie są jakieś koszmarne stylistyczne wtopy. No i poza tym wciąż za mało przeczytałem z twojej prozy.

W tym tygodniu zamieszczę następną część, więc jeśli ta pierwsza Cię nie zraziła, to również zapraszam. Niemniej naprawdę powinienem znaleźć jakiegoś korektora...

Link do komentarza
To w sumie takie zamierzenie - narrator przyznaje, że zna smoczego rycerza osobiście i zdarza mu się powiedzieć coś "od siebie", więc jest jakąś konkretną postacią.

Zamierzenie, nie zamierzenie - logika jakaś musi być. A skoro narrator jest również uczestnikiem wydarzeń, powinien się ujawnić w miarę wcześnie.

Hm, racja. Aczkolwiek czasami można być na tyle zajętym, że na głód zwraca się uwagę nie od razu.

No to przydałoby się tak właśnie napisać, a nie że po prostu nagle poczuł.

(to w sumie pytanie podstawowe: jak on w ogóle może nosić taką zbroję, mając skrzydła? :)).

Smokowcy z Dragonlance też noszą zbroje i skrzydła im jakoś nie przeszkadzają.

W sumie bym to zdanie poprawił, tylko nie wiem, jak brzmiałoby lepiej...

Wymyślona na szybko alternatywa to: "Ktoś zakneblowany, ze związanymi z tyłu rękami i skrępowanymi nogami".

Taka postać. Dość powiedzieć, że w poprzednim opowiadaniu nie wypowiedział ani słowa - jak miał coś do powiedzenia, to załatwiał to mową niewerbalną albo warknięciami; to drugie głównie wtedy, gdy ktoś go irytował (smoczy rodowód zobowiązuje...). Chciałbym napisać w związku z tym coś jeszcze, ale boję się, że popsułbym w ten sposób pewną niespodziankę (albo i teraz "spodziankę").

Ujmę to tak - jeśli ta postać po prostu nie umie mówić (nie wszystkie jaszczury potrafią), to jest to zrozumiałe. Jeśli umie, a mimo to się nie odzywa, to przysłowiowa d*pa wołowa z niego - skoro nie chce, żeby go ludzie traktowali, jak traktują, to czemu przynajmniej nie spróbuje zaprotestować? W ogóle się nie stara, żeby sobie wyrobić wśród homo sapiens renomę, zamiast tego gra właśnie bezrozumnego dzikusa, za jakiego go uważają :P.

Swoją drogą - dlaczego go nazwałeś rycerzem właśnie? Rycerze to szlachta - samo noszenie miecza i zbroi bycia rycerzem nie implikuje. Smokowcy z wcześniej wspomnianego Dragonlance co do jednego noszą zbroje i broń - a mimo to żaden nie jest rycerzem (ludzie - między innymi z zakonu Czarnych Rycerzy Takhisis - uważali smokowców za gorszą rasę i traktowali ich niewiele lepiej niż niewolników, często powierzając najgorsze zadania (a i samym smokowcom wpajano przekonanie, że ludzie niewiele ustępują bogom - ta wiara oczywiście po pewnym czasie legła w gruzach) - do głowy by im więc nie przyszło nadawać któremukolwiek tytuł szlachecki).

Jedna z uwag Gofra odnośnie wersji "alfa" - "drewniane dialogi".

Ja wiem, czy drewniane od razu? Ja bym powiedział "stylizowane" - odnosiłem wrażenie, że dialogi w tamtym opowiadaniu takie po prostu miały być.

Mogę tylko powiedzieć, że ten człowiek w opowiadaniu odegra pewną rolę i że nie jest takim rasistą jak większość, z którymi półsmok miał do czynienia.

Też taką miałem nadzieję.

To mówię - jakbyś chciał, mógłbyś kiedyś zajrzeć do mojego profilu i obadać "Smoczego rycerza".

Trochę poczytałem, ale tak dość pobieżnie. Narracja drugoosobowa trochę przeszkadza (a nie jest niczym uzasadniona), poza tym jakieś takie... przygnębiające mi się to wydało. Ot, gość wędruje po prostu przed siebie (czasem lata), a ci nienawistni ludzie albo go wyzywają, albo dybają na jego życie, niezależnie od tego, co robi. Ta ich nienawiść jest zresztą mocno przesadzona - wydaje mi się mało wiarygodne, że on przed chwilą ocalił wioskę, a mimo to nie znalazł się NIKT (żeby to chociaż paru kolesi trzeźwiej myślących było - to nie), kto stanąłby w jego obronie (przypomina mi się sytuacja z Hancocka, gdzie ów wyidealizowany prawnik, ujrzawszy, jak ludzie lżą głównego bohatera, wrzasnął "HEJ, LUDZIE! Co z wami?!? On URATOWAŁ MI ŻYCIE!"). Również mało wiarygodne są rozmaite zachowania postaci, a już zwłaszcza tego chłopa, który podchodzi do smokowca, kiedy ten sobie drzemie, i zaczyna go kopać i wyzywać. Zupełnie jakby był jakiś niedorozwinięty i nie zdawał sobie sprawę, że taki stwór może go bardzo łatwo i szybko zabić.

I tak - jakiegokolwiek podobieństwa do Wiedźmina nie odczułem wcale (a argumentację tych paru osób, że "bo ci ludzie odmieńca lżą i przepędzają" uważam za naciąganą jak baranie jaja). Do Dragonlance zresztą też nie, bo podobieństw twojego smokowca do tamtych na razie nie widzę (czytałem obydwie książki z serii "Brygada Kanga", więc wiem, o czym mówię). Nie jestem tylko pewien, czy to faktycznie plus, bo tamci smokowcy byli mimo wszystko o wiele bardziej wygadani i z pewnością mieli większe poczucie humoru (fantazję zresztą też niemałą - bo w końcu trzeba sporo fantazji, żeby strzelać z katapulty pijanym w trupa minotaurem w smoka). A twój milczy i od czasu do czasu warczy. Też, raz to zbiera mu się na altruizm, raz to od razu zabija tego właśnie chłopa, który mu ubliżał.

Ogólnie opowiadanko jak opowiadanko, amatorskie bo amatorskie. Rozmaite zachowania postaci czasem mało zrozumiałe, ta narracja też może trochę przeszkadzać (zresztą widzę, że wszyscy na nią narzekają). Ciężko to czytać także dlatego, że główny bohater tak naprawdę nie ma żadnego konkretnego celu. Ot, idzie przed siebie i tyle. Opowieść snuje się więc leniwie i nie wiadomo, do czego właściwie zmierza. Ale przynajmniej oddziałuje na emocje, a to już coś (chociaż nie wiem, czy na moje wrażenie nie wpływało moje uwielbienie do jaszczurów).

Przypomina mi się zresztą wygrzebane ongiś z zakamarków sieci opowiadanie "Więź", które też wywołało u mnie (i nie tylko u mnie - parę osób na forum Draconis deklarowało, że się poryczało) niemałego doła. Aczkolwiek to, że mocno na czytelnika działa, to jego jedyna zaleta - stylistycznie i językowo jest słabe, fabuła mało przemyślana i pełna niezbyt wiarygodnych wątków tudzież zachowań postaci.

Link do komentarza

Odpowiadam dopiero teraz, bo niby widziałem już wczoraj ten komentarz, ale nie miałem okazji usiąść przy komputerze na dłużej niż 5 minut. A poza tym chciałem zastanowić się nad odpowiedzią, bo przyznam, że w kilku miejscach zabiłeś mi ćwieka.

Zamierzenie, nie zamierzenie - logika jakaś musi być. A skoro narrator jest również uczestnikiem wydarzeń, powinien się ujawnić w miarę wcześnie.

W takim razie postaram się jeszcze w tym opowiadaniu go ujawnić. A jeśli w tym nie uda mi się tego wcisnąć (przypominam, że "Przyjaciel" jest teraz tylko poddawany korekcie...), to na pewno w następnym.

No to przydałoby się tak właśnie napisać, a nie że po prostu nagle poczuł.

Do zapamiętania.

Smokowcy z Dragonlance też noszą zbroje i skrzydła im jakoś nie przeszkadzają.

Eee... A ja w pewnym momencie myślałem, że te arty ze smokowcami w metalowych zbrojach miały nieść ze sobą tylko efekt artystyczny... o_O Zostałem właśnie kompletnie zbity z tropu, bo teraz nie wiem, czy pewna koncepcja odnośnie głównego bohatera, którą wprowadziłbym już w tym opowiadaniu, nie legła aby w gruzach (bo zostałaby uznana za głupią itd.). Ale nic to, pomyśli się nad tym jeszcze. (Już od II części będzie w miarę jasne, o czym piszę, spokojnie).

Wymyślona na szybko alternatywa to: "Ktoś zakneblowany, ze związanymi z tyłu rękami i skrępowanymi nogami".

To już brzmi lepiej. :)

Ujmę to tak - jeśli ta postać po prostu nie umie mówić (nie wszystkie jaszczury potrafią), to jest to zrozumiałe. Jeśli umie, a mimo to się nie odzywa, to przysłowiowa d*pa wołowa z niego - skoro nie chce, żeby go ludzie traktowali, jak traktują, to czemu przynajmniej nie spróbuje zaprotestować? W ogóle się nie stara, żeby sobie wyrobić wśród homo sapiens renomę, zamiast tego gra właśnie bezrozumnego dzikusa, za jakiego go uważają :P.

Hm. A co mi tam, zepsuję niespodziankę (dam to jednak w spoiler, bo nie chcę odtrącać od swojego opowiadania czytelników, których zresztą w chwili obecnej i tak mam mało :P):

on potrafi mówić. Odzywa się jednak tylko wtedy, gdy uzna to za naprawdę konieczne. Uważa, że jego czyny powinny przemawiać za niego. Jest introwertykiem. Wydarzenia z jego przeszłości i fakt, że ludzie nie mogą go zaakceptować chociażby ze względu skrajnie inne pochodzenie rasowe, zrobiły z niego samotnika. Oszczędza na słowach też dlatego, że skoro tym, co robi, nie może przemówić ludziom do rozsądku, to tym bardziej to, co by powiedział, nic by nie dało. A mimo to pcha się tam, gdzie go nie chcą - ma po prostu pewne zasady, którym hołduje bez względu na to, w jakiej sytuacji się znajduje.

Zdaję sobie sprawę, że nie powinienem był tego pisać - dążę bowiem do tego, żeby to wszystko wynikało z opowiadań. Nie mogłem jednak wytrzymać, bo chciałem wybronić postać, nad którą w zasadzie głowię się najbardziej. To w końcu główny bohater, nie ukrywam tego - chociaż to może też ze względu na pewne przywiązanie emocjonalne, którego powinienem unikać...

Swoją drogą - dlaczego go nazwałeś rycerzem właśnie? Rycerze to szlachta - samo noszenie miecza i zbroi bycia rycerzem nie implikuje. Smokowcy z wcześniej wspomnianego Dragonlance co do jednego noszą zbroje i broń - a mimo to żaden nie jest rycerzem (...).

Wierz mi, "mój" półsmok nie paraduje z tytułem smoczego rycerza dla szpanu. Nosi zbroję i miecz, w sumie tak jak każdy by mógł - ale to wszystko jest poparte czymś więcej. W tym opowiadaniu chciałem dać zalążek tego, o czym mówię, więc na tym może skończę wyjaśnienia.

Ja wiem, czy drewniane od razu? Ja bym powiedział "stylizowane" - odnosiłem wrażenie, że dialogi w tamtym opowiadaniu takie po prostu miały być.

Tylko że stylizacja jest jak najbardziej na miejscu - mnie chodziło o sztuczność, małe prawdopodobieństwo wystąpienia. Jak czytałem wersję "alfa" "Przyjaciela" po pewnym czasie, to w paru miejscach odniosłem właśnie takie wrażenie - dlatego staram się to poprawiać. Chociaż ta kwestia, do której w tym momencie odniosłeś się na początku, w sumie specjalnie zabrzmiała inaczej, niż powinna normalnie...

Aha, i dzięki za opinię o "Smoczym rycerzu" - do komentowania tego również się zabieram. :)

Ta ich nienawiść jest zresztą mocno przesadzona - wydaje mi się mało wiarygodne, że on przed chwilą ocalił wioskę, a mimo to nie znalazł się NIKT (żeby to chociaż paru kolesi trzeźwiej myślących było - to nie), kto stanąłby w jego obronie

Rasizm jest tutaj przerysowany i zbyt wyszczególniony. To byłaby jedna z rzeczy do poprawki.

Również mało wiarygodne są rozmaite zachowania postaci, a już zwłaszcza tego chłopa, który podchodzi do smokowca, kiedy ten sobie drzemie, i zaczyna go kopać i wyzywać. Zupełnie jakby był jakiś niedorozwinięty i nie zdawał sobie sprawę, że taki stwór może go bardzo łatwo i szybko zabić.

Ta zresztą też. Albo moment z tym narzekającym chłopem w ogóle bym wywalił, bo obecnie wydaje mi się taki upchany na siłę.

podobieństw twojego smokowca do tamtych [z Dragonlance] na razie nie widzę (czytałem obydwie książki z serii "Brygada Kanga", więc wiem, o czym mówię). Nie jestem tylko pewien, czy to faktycznie plus, bo tamci smokowcy byli mimo wszystko o wiele bardziej wygadani i z pewnością mieli większe poczucie humoru (fantazję zresztą też niemałą - bo w końcu trzeba sporo fantazji, żeby strzelać z katapulty pijanym w trupa minotaurem w smoka). A twój milczy i od czasu do czasu warczy.

Cóż. Pomijając już argumentację typu "to taka postać jest" - ogólnie staram się nie wprowadzać humoru w swoje opowiadania, ponieważ zwyczajnie... nie umiem. Cierpię nieco na "paradoks Karola Strasburgera", bo tylko od czasu do czasu zdarza mi się powiedzieć coś, co niektórzy mogliby uznać za zabawne. Bo ogólnie moje poczucie humoru jest... drewniane. I nie wplatam go bez potrzeby, żeby inni nie czuli się zażenowani.

W ogóle to przypomniałem sobie, że żadnej książki z serii Dragonlance nie czytałem - trzeba będzie prędzej czy później to nadrobić.

ta narracja też może trochę przeszkadzać (zresztą widzę, że wszyscy na nią narzekają)

Dlatego z niej zrezygnowałem... Albo zastosuję się do rady Kathai_Nanjiki (jeśli to czyta - pozdrawiam :)), że mógłbym jedynie raz na jakiś czas wplatać jakieś wtręty 2-osobowe (robiłbym to jednak tylko w uzasadnionych przypadkach).

Ciężko to czytać także dlatego, że główny bohater tak naprawdę nie ma żadnego konkretnego celu. Ot, idzie przed siebie i tyle. Opowieść snuje się więc leniwie i nie wiadomo, do czego właściwie zmierza.

Mogę powiedzieć jedynie o własnych odczuciach po przeczytaniu tego długo po zamieszczeniu - na początku rzeczywiście nic szczególnie ciekawego się nie dzieje i trudno przez to przebrnąć (także przez to, że stylistyka jednak pozostawia trochę do życzenia...). Później jednak, w miarę jak fabuła się krystalizuje, jest już lepiej. I na tym może skończę, bo nie powinienem własnego dziełka oceniać...

Ale przynajmniej oddziałuje na emocje, a to już coś (chociaż nie wiem, czy na moje wrażenie nie wpływało moje uwielbienie do jaszczurów).

Tak mnie ciekawi jedno - dlaczego gdy myślę nad jakąś historią, to staram się pokombinować nad nią tak, żeby zadziałała jakoś na emocje, żeby czytelnik miał popaść przynajmniej na chwilę w refleksję? W sumie jednak nie powinienem się o to pytać, bo właśnie do tego staram się dążyć - choć wychodzi na to, że nadal brakuje mi warsztatu, by realizować to skutecznie. ;)

Aha, i nie bierz do siebie, że na temat pewnych poprawek, opinii itp. tak zawzięcie dyskutuję (wykłócam się? ;]) - zazwyczaj większość propozycji do poprawy przyjmuję, a i sam zestawiam to, co przeczytam, z własną wiedzą. Piszę to, żeby potem mi nikt nie mówił, że ktoś mi dobrze radzi, a ja tylko bezczelnie pyszczę. ;]

Link do komentarza
Eee... A ja w pewnym momencie myślałem, że te arty ze smokowcami w metalowych zbrojach miały nieść ze sobą tylko efekt artystyczny...

A z jakiej racji? Co to za wojsko w fantasy, które nie nosi zbroi?

Nie myl smokowców z jaszczuroludźmi, do licha. Oni nie żyją w dziczy, nie są prymitywami ze wstrętem do cywilizacji (która to niby jest źródłem słabości), a na wojnie stanowią karne, w pełni zdyscyplinowane wojsko (cała ich kultura jest zresztą w ogóle czysto militarystyczna). Do tego, choć nie zieją ogniem, mają dużą magiczną moc, toteż smokowcy są potężnymi czarodziejami (zwłaszcza auracy).

on potrafi mówić. Odzywa się jednak tylko wtedy, gdy uzna to za naprawdę konieczne. Uważa, że jego czyny powinny przemawiać za niego.

Yay, filozoficzna gadka z kapelusza dobra na każdą okazję!

No, mnie - choćbym się nie wiem, jak starał - niepowiedzenie tym ludziom w twarz przynajmniej "jesteście nienormalni - właśnie ocaliłem waszą wioskę" wygląda mi na strzelanie sobie w stopę.

W ogóle to przypomniałem sobie, że żadnej książki z serii Dragonlance nie czytałem - trzeba będzie prędzej czy później to nadrobić.

Nie ma sensu. Książki z serii Dragonlance to pisane pod publiczkę śmiecie, adresowane przede wszystkim do mało wymagających, amerykańskich nastolatków. To jest też zresztą główny rynek zbytu tych książczyn. Gorsze od Dragonlance są chyba tylko Eragony i inne Brisingry.

Co prawda są w tej serii książki dobre, ale niewiele ich (pewien recenzent na Esensji stwierdził, że Drakońskie Metody - tj. drugi tom Brygady Kanga - to książka aż dobra, bo cała reszta produkcji z cyklu DL to śmiecie, i tylko dobra, bo niczym się wśród tego typu książek nie wyróżnia).

Później jednak, w miarę jak fabuła się krystalizuje, jest już lepiej.

Jakoś tego nie zauważyłem - no bo, postawił przed sobą cel rozgromienia bandy zbójów, po czym opowiadanko się od razu skończyło.

Aha, i nie bierz do siebie, że na temat pewnych poprawek, opinii itp. tak zawzięcie dyskutuję (wykłócam się? ;]) - zazwyczaj większość propozycji do poprawy przyjmuję, a i sam zestawiam to, co przeczytam, z własną wiedzą. Piszę to, żeby potem mi nikt nie mówił, że ktoś mi dobrze radzi, a ja tylko bezczelnie pyszczę. ;]

Wykłócasz się? Na razie nawet się nie zbliżyłeś do poziomu zawziętości, z jaką ja bronię się niekiedy przed zarzutami Kefki (on ocenia moje teksty na forum Ogame).

Link do komentarza
A z jakiej racji? Co to za wojsko w fantasy, które nie nosi zbroi?

Nie myl smokowców z jaszczuroludźmi, do licha. Oni nie żyją w dziczy, nie są prymitywami ze wstrętem do cywilizacji (która to niby jest źródłem słabości), a na wojnie stanowią karne, w pełni zdyscyplinowane wojsko (cała ich kultura jest zresztą w ogóle czysto militarystyczna).

No słuchaj, ja to dobrze rozumiem - niby zależy to wszystko indywidualnie od pisarza, ale jednak między smokowcami a jaszczuroludźmi nie stawiam znaku równości. Sądziłem zwyczajnie, że jeśli już jakieś zbroje mieliby nosić, to prędzej skórzane albo inne, które łatwo by było im założyć. Po prostu tego, jak to by wyglądało z metalowymi, nie umiem sobie wyobrazić (choć tu chyba też zależy od rodzaju takiego pancerza; a, i ja cały czas piszę o skrzydlatych smokowcach, bo w przypadku tych pozbawionych skrzydeł, a bez wątpienia są i tacy, nawet nie ma tematu). Musiałbym poszukać czegoś więcej na ten temat.

Do tego, choć nie zieją ogniem, mają dużą magiczną moc, toteż smokowcy są potężnymi czarodziejami (zwłaszcza auracy).

To akurat jest dla mnie zrozumiałe bez żadnych "ale". Smoczy rodowód zobowiązuje.

No, mnie - choćbym się nie wiem, jak starał - niepowiedzenie tym ludziom w twarz przynajmniej "jesteście nienormalni - właśnie ocaliłem waszą wioskę" wygląda mi na strzelanie sobie w stopę.

Dla Ciebie to strzał w stopę, a dla niego niepotrzebne strzępienie języka (miałby jednak rację, to prawda - ale co z tego, skoro ludzie tak czy siak widzą w nim potwora? ;)).

Nie ma sensu. Książki z serii Dragonlance to pisane pod publiczkę śmiecie, adresowane przede wszystkim do mało wymagających, amerykańskich nastolatków. To jest też zresztą główny rynek zbytu tych książczyn. Gorsze od Dragonlance są chyba tylko Eragony i inne Brisingry.

Co prawda są w tej serii książki dobre, ale niewiele ich (pewien recenzent na Esensji stwierdził, że Drakońskie Metody - tj. drugi tom Brygady Kanga - to książka aż dobra, bo cała reszta produkcji z cyklu DL to śmiecie, i tylko dobra, bo niczym się wśród tego typu książek nie wyróżnia).

Hm, niemniej zastanawiam się, czy by nie poszukać sobie w jakiejś bibliotece przynajmniej niektórych książek z tego świata, przynajmniej z serii "Brygada Kanga" (bo widzę, że smokowcy tam dominują) i ew. kilku innych, gdyby mi się nudziło. Rozumiem, co chciałeś mi przekazać, ale temat smoków i smokowców jednak interesuje mnie nadal - a nuż nawet w takiej masówce znajdę coś inspirującego. ;)

Jakoś tego nie zauważyłem - no bo, postawił przed sobą cel rozgromienia bandy zbójów, po czym opowiadanko się od razu skończyło.

Nie od razu, jeszcze była

próba wykonania na nim egzekucji

. :)

Wykłócasz się? Na razie nawet się nie zbliżyłeś do poziomu zawziętości, z jaką ja bronię się niekiedy przed zarzutami Kefki (on ocenia moje teksty na forum Ogame).

A, to dobrze. Upewniam się, bo trzy lata temu tak miałem, że jak wypuszczałem na innym forum jedną powieść w rozdziałach (w Sieci już się jej nie znajdzie, bo temat z nią został skasowany - i bardzo dobrze), to była ona mocno krytykowana, głównie ze względu na stylistykę - a ja oczywiście do każdego wytkniętego szczegółu miałem, nazwijmy to eufemistycznie, własne zdanie. Sam już nie jestem pewien, czy to właśnie przez to, czy przez ogólną "bylejakość" powieści, ale dziwiłem się, że z czasem prawie w ogóle nie miałem czytelników... No i od tego czasu staram się unikać takiego "pyskowania", jak to tylko możliwe.

Link do komentarza
Sądziłem zwyczajnie, że jeśli już jakieś zbroje mieliby nosić, to prędzej skórzane albo inne, które łatwo by było im założyć. Po prostu tego, jak to by wyglądało z metalowymi, nie umiem sobie wyobrazić (choć tu chyba też zależy od rodzaju takiego pancerza; a, i ja cały czas piszę o skrzydlatych smokowcach, bo w przypadku tych pozbawionych skrzydeł, a bez wątpienia są i tacy, nawet nie ma tematu).

Jeśli tylko zbroje mają w plecach jakieś otwory na te skrzydła, to nie widzę żadnego problemu - szczególnie jeśli takie zbroje są zapinane, a nie po prostu wkładane od góry (a zbroje smokowców są zakładane m.in. na szelki). Skrzydlaci są wszyscy smokowcy (baazowie, bozacy, kapacy i sivacy - przy czym tylko ci ostatni mogą używać tych skrzydeł faktycznie do latania) z wyjątkiem auraków.

Dla Ciebie to strzał w stopę, a dla niego niepotrzebne strzępienie języka (miałby jednak rację, to prawda - ale co z tego, skoro ludzie tak czy siak widzą w nim potwora? ;)).

Eee, tam. Ja zauważyłem z tego tylko tyle, że oni jakby zapomnieli, co on właśnie dla nich zrobił. Powiedzenie im tego w twarz byłoby dla nich jak obuchem w łeb.

Hm, niemniej zastanawiam się, czy by nie poszukać sobie w jakiejś bibliotece przynajmniej niektórych książek z tego świata, przynajmniej z serii "Brygada Kanga" (bo widzę, że smokowcy tam dominują)

Seria, składająca się zaledwie z dwóch książek (Brygada Śmierci i Drakońskie Metody - przy czym o ile DM są raczej dobre, o tyle BŚ już dość słaba), opowiada o losach pułku smokowców-saperów (nie, nie rozbrajają żadnych min - po prostu budują: mosty, umocnienia, machiny oblężnicze - w tym wcześniej wspomnianą katapultę, tak wielką, że wystrzelili z niej minotaura), dowodzonego przez tytułowego Kanga (bozaka), raz to nazywanego pułkownikiem (BŚ), raz to komendantem (DM). No i może jeszcze przez jego przyjaciela Slitha (sivaka), który jest odpowiednio podpułkownikiem lub podkomendantem. Którzy to smokowcy brali kiedyś udział w Wojnie Lancy, ale teraz bardzo chcieliby się gdzieś osiedlić i żyć w pokoju. Nadarza im się na to zresztą okazja, gdyż odnajdują dwadzieścia smokowców-samic (kolesie z Sił Ciemności nie pozwolili im się wykluć - bali się, że jeśli smokowcy będą się rozmnażać i decydować o własnym przeznaczeniu, wymkną się spod kontroli) i od tamtej pory wędrują do opuszczonego miasta Teyr, chcąc tam założyć swoją ojczyznę.

Z grubsza rzecz biorąc - Brygada Śmierci opowiada o ich życiu w odosobnieniu, w założonej przez nich w górach osadzie, w trakcie którego regularnie urządzali najazdy na okoliczną społeczność krasnoludów, a krasnoludy na nich samych (najazdy były bezkrwawe - używali broni zdecydowanie "niekonfesjonalnej", a Kang na przykład, w trakcie jednego z krasnoludzkich najazdów, dostał w łeb rzuconym przez krasnoluda zgniłym jajkiem). Potem dochodzi do nich wieść najpierw o szykowanej przez Czarnych Rycerzy nowej wojnie, a potem właśnie o tych samicach, które ostatecznie odnajdują (ich jaja, z których się wykluwają), a potem zbierają graty i ruszają do Teyr.

Drakońskie Metody dzieją się jakiś czas po tych wydarzeniach. Samice są już dorosłe, ale samce wciąż traktują je jak dzieci, przez co nie pozwalają im nawet nosić broni, ani nie uczą ich walczyć (przeciwko czemu samice oczywiście się buntują - ten konflikt jest jednym z podstawowych wątków powieści). No i wciąż wędrują do Teyr, ale są w trakcie tej wędrówki nieustannie napastowani przez gobliny. Zdziesiątkowani, znajdują ostatecznie schronienie w napotkanym forcie, zamieszkałym przez kilka tysięcy innych smokowców. Hordy goblinów (i hobgoblinów) szykują się tymczasem do oblężenia, bunt samic narasta, a niektórzy żołnierze Kanga, nie wiedzieć czemu, zaczynają w niewyjaśniony sposób znikać.

Nie od razu, jeszcze była

próba wykonania na nim egzekucji

. :)

Tak, ale to było tylko takie "drobne opóźnienie".

Link do komentarza
Jeśli tylko zbroje mają w plecach jakieś otwory na te skrzydła, to nie widzę żadnego problemu - szczególnie jeśli takie zbroje są zapinane, a nie po prostu wkładane od góry (a zbroje smokowców są zakładane m.in. na szelki).

*kiwa głową* Aczkolwiek ja i tak nad tą kwestią muszę się jeszcze zastanowić, bo jest bardzo prawdopodobne, że kilka rzeczy ze względu na tę zbroję zrobiłem nielogicznych. Dla mnie to jednak jest pewien problem, ponieważ zależy mi, żeby niektóre sprawy dopiąć na ostatni guzik, a wcześniej nie zawracałem sobie tym głowy tak, jak powinienem. Powiem tyle, że jak rozmawiałem z kumplem, to zaproponował mi całkiem ciekawe rozwiązanie (musiałbym tylko przerobić trochę obecne opowiadanie, a także to poprzednie, które zresztą i tak tego wymaga) - sam jednak też poszukam jeszcze czegoś, co pasowałoby mi do koncepcji. Zresztą jak pisałem, moja twórczość (tfurczość?) to nie Dragonlance. ;) Jeśli następna część "Przyjaciela" miałaby się przez to opóźnić, to mówi się trudno - dam odpowiednią informację, jak coś.

Eee, tam. Ja zauważyłem z tego tylko tyle, że oni jakby zapomnieli, co on właśnie dla nich zrobił. Powiedzenie im tego w twarz byłoby dla nich jak obuchem w łeb.

Bo ja wiem? Jak lud się rozjuszy, to IMO raczej żadne słowo go nie pogoni. Chociaż jak przez chwilę się zastanowiłem, to może rzeczywiście zrobiłem go zbyt "cichociemnego" - niemniej to wiele by chyba nie zmieniło. :)

Tak, ale to było tylko takie "drobne opóźnienie".

Niby tak, ale potem półsmok

padł nieprzytomny i wyrwano go z dala od problemów

, więc siłą rzeczy opowiadanie musiało się zakończyć.

A za opis "Brygady Kanga" dziękuję. Nie łudziłem się, że to jest coś więcej ponad lekkie fantasy - no ale jak mi się nudzi, to lubię sobie takie poczytać mimo wszystko. Zobaczę - jeśli kiedyś uda mi się natrafić, to spojrzę z ciekawości.

Link do komentarza
Zresztą jak pisałem, moja twórczość (tfurczość?) to nie Dragonlance. ;)

Nie ma sprawy, może być Mage Knight i kolesie z rasy Draconum. Też nie mają problemów z zakładaniem ani porządnych zbroi, ani eleganckich szat.

Bo ja wiem? Jak lud się rozjuszy, to IMO raczej żadne słowo go nie pogoni. Chociaż jak przez chwilę się zastanowiłem, to może rzeczywiście zrobiłem go zbyt "cichociemnego" - niemniej to wiele by chyba nie zmieniło. :)

A ja od początku miałem wrażenie, że bardzo dużo by zmieniło.

Zobaczę - jeśli kiedyś uda mi się natrafić, to spojrzę z ciekawości.

Na pewno można obydwie książki znaleźć w BUŁ (tam je wypożyczyłem)...

Link do komentarza
Nie ma sprawy, może być Mage Knight i kolesie z rasy Draconum. Też nie mają problemów z zakładaniem ani porządnych zbroi, ani eleganckich szat.

Grałem, przeszedłem, wiem, o co chodzi. :) Choć mam dziurawą pamięć i nie pamiętam teraz, czy te zbroje, które na siebie zakładali, to były wyłącznie takie, nazwijmy to, tuniki (jak Sarus), czy również takie "lepsze", w sensie płytowe, kolczugi itp. W każdym razie - przemyślę sprawę.

Na pewno można obydwie książki znaleźć w BUŁ (tam je wypożyczyłem)...

Tylko że ja mam "trochę" daleko od Łodzi. ;) Zobaczę w BUW.

Link do komentarza

W porównaniu z moim mistrzostwo xD

W skali od 1-10 dałbym 8 , może 8+. Ze wszystkich komentarzy jakie znajdują się na moim blogu spróbuje wyciągnąć konsekwencje .

Dzięki za rady .

Link do komentarza

No cóż, dzięki za ocenę - chociaż zawsze może być lepiej. ;) A jeśli chodzi o rady, to nie ma za co - skoro zajmuję się pisaniem, to wypadałoby jednak pomóc tym, którzy też coś tam próbują. ;] (Właściwie to piszę opinie głównie dlatego, że zgrywam sobie opowiadania na MP4 i czytam w podróży, bo nie mam ochoty robić tego na komputerze, a wypada przy tym napisać autorom, jak im idzie - ale tamto też brzmi nieźle :P).

Link do komentarza

To tak ja sobie głośno pomyśle, iż jest jeszcze co czytać. Kiedy mam na to czas i po raz kolejny udaję się do księgarni by wśród kolorowych okładek wyłowić równie przykuwającą wzrok treść. Gubię się i zaraz wracam do sprawdzonych autorów. Nie mam w życiu tyle czasu (co np pod koniec roku kiedy zamykam na chwilę firmę) ile bym chciał, więc każda chwila skupionej uwagi na czymś, co kusi tylko okładką owocuje pudłem z książkami których już więcej nie dotknę. Te parę chwil które poświęciłem na przeczytanie pierwszej części, nie uważam za stracone. A z ciekawością przeczytam, co dalej pisane, bowiem mój wzrok nie zatrzymał się ani razu w grymasie niezrozumienia. ;)

Link do komentarza

Cóż... Dziękuję za opinię i za, koniec końców, ciekawie napisany komentarz. ;) Oczywiście jeśli dasz radę znaleźć trochę czasu, żeby przeczytać i skomentować także następne części, to zapraszam. :)

Link do komentarza

Nie lubię opowiadań o rycerzach. I nie lubię opowiadań o smokach. Zwykle jednak bywa, że w tychże opowiadaniach rzeczony rycerz dąży do unicestwienia wspomnianego smoka. Jednak hybryda w postaci smoczego rycerza brzmi już ciekawiej. Nie czytałem Twojego tekstu, o którym wspominasz na początku postu, ale z czasem przeczytam chociaż to, które zamieszczasz w kawałkach na blogu.

Trudno się przyczepić do czegokolwiek, co przedstawiasz. Ew. fakt, że ciężkie, jak sto diabłów smoczysko (bo w moim wyobrażeniu smoki są ciężkie, a półsmoki przynajmniej w połowie takoż), ubrane w dodatku w pancerz, który też swoje waży, pływa, jak gdyby nigdy nic. Inna sprawa, że można wykluczyć ciężar samego gada, bo to nie ma znaczenia, ale myślę, że właśnie ciężar zbroi, a nie wody, która się doń wlała utrudniałby mi pływanie. Nie mówiąc już o tym, że musiałbym pływa w szczelnej konserwie, żeby ta woda się w pancerzu zatrzymała i nie "uciekła". Śmiało można zignorować moje marudzenie, bo nie wpływa ono w żaden sposób na treść, ale krytyka to krytyka (a chyba tego oczekujesz od amatorów-recenzentów - krytyki, czyż nie?).

Nie przepadam również za tak oczywistym przedstawieniem wyglądu postaci. Mam na myśli niedoszłego topielca. Wiem, że w praktycznie wszystkich książkach ono występuje, ale jestem bardzo wymagającym czytelnikiem i mimo, że taka forma nie razi i nie uwiera, pozostawia do życzenia.

Trzecia sprawa: głuche ryknięcie smoczego wojownika. Czyżby on się popłakał, że nie udało mu się poznać nowego kolegi? Bo tak to odebrałem. Ponura pogoda, ponury nastrój smoczka i ponure miauknięcie na koniec. Uważam, że to jest zupełnie niepotrzebne, a nawet zaryzykuję - psuje obraz Twojego herosa. Chociaż znam go zaledwie z kilku linijek, które miałem okazje przeczytać i może on faktycznie on jest takim smutasem... Jednak muszę powiedzieć, że koło rycerzy i smoków, nie lubię opowiadań o smoczych rycerzach smutasach...

To tyle o treści, niedługo postaram się przeczytać kolejną część i spodziewaj się mojego komentarza ;) I pisz! Pisz, pisz, pisz! Bo pisanie to piękna sztuka. Sam piszę i jestem z tego dumny (bo podobno nieźle mi to wychodzi, choć ja zawsze jestem rapem w połowie usatysfakcjonowany). Ty też bądź dumny, że piszesz! Choć pewnie już to wiesz... :)

Link do komentarza
Ew. fakt, że ciężkie, jak sto diabłów smoczysko (bo w moim wyobrażeniu smoki są ciężkie, a półsmoki przynajmniej w połowie takoż), ubrane w dodatku w pancerz, który też swoje waży, pływa, jak gdyby nigdy nic. Inna sprawa, że można wykluczyć ciężar samego gada, bo to nie ma znaczenia, ale myślę, że właśnie ciężar zbroi, a nie wody, która się doń wlała utrudniałby mi pływanie. Nie mówiąc już o tym, że musiałbym pływa w szczelnej konserwie, żeby ta woda się w pancerzu zatrzymała i nie "uciekła". Śmiało można zignorować moje marudzenie, bo nie wpływa ono w żaden sposób na treść, ale krytyka to krytyka (a chyba tego oczekujesz od amatorów-recenzentów - krytyki, czyż nie?).

No faktycznie oczekuję opinii (czyli też krytyki), skoro to zamieszczam. :P Jeśli zaś chodzi o pływanie w zbroi, to zgadza się - może to przeczyć logice. Jednakże tłumaczę to sobie tym, że smoczy rycerz chodzi bardzo dużo w pancerzu (a w zasadzie to... albo dobra, bo przecież to czytasz ;]), więc przyzwyczaił się do jego ciężaru, a co za tym idzie - takie czynności przychodzą mu całkiem, całkiem. W taki sam sposób usprawiedliwiam również to, że on może normalnie latać.

W kwestii wagi smoka i smokowca - to absolutnie nie tak, niestety. Smok to rzeczywiście wyjątkowo ciężka sztuka, ale półsmok wbrew pozorom nie stanowi nawet połowy jego wagi - fakt, że w tym opowiadaniu wyglądu głównego bohatera już nie opisałem (nie widziałem potrzeby...), niemniej pamiętaj, że porównujesz tu ponaddwumetrowego humanoida do czworonożnego gada, który, ogólnie rzecz biorąc, jest bardziej umięśniony, wyższy i "pi razy oko" kilkanaście razy dłuższy.

Nie przepadam również za tak oczywistym przedstawieniem wyglądu postaci. Mam na myśli niedoszłego topielca. Wiem, że w praktycznie wszystkich książkach ono występuje, ale jestem bardzo wymagającym czytelnikiem i mimo, że taka forma nie razi i nie uwiera, pozostawia do życzenia.

Znaczy że wyraźnie opisałem jego wygląd? No nie wiem - to prawda, że pewnych rzeczy nie powinno się wręcz podtykać pod nos, ale czytelnik też musi mieć jakąś podstawę do wyobrażenia sobie tej czy innej postaci. Natomiast ta sytuacja, która teraz miała miejsce, wydaje mi się być idealnym momentem na taki opis.

Trzecia sprawa: głuche ryknięcie smoczego wojownika. Czyżby on się popłakał, że nie udało mu się poznać nowego kolegi? Bo tak to odebrałem. Ponura pogoda, ponury nastrój smoczka i ponure miauknięcie na koniec. Uważam, że to jest zupełnie niepotrzebne, a nawet zaryzykuję - psuje obraz Twojego herosa. Chociaż znam go zaledwie z kilku linijek, które miałem okazje przeczytać i może on faktycznie on jest takim smutasem... Jednak muszę powiedzieć, że koło rycerzy i smoków, nie lubię opowiadań o smoczych rycerzach smutasach...

Tu jest trochę bardziej skomplikowana sprawa. W poprzednim opowiadaniu (w moim profilu jest link, również zapraszam :D) - dość powiedzieć, by nie spoilerować za bardzo - ludzie dali się czerwonemu smokowcowi wyjątkowo we znaki, i to pomimo tego, co dla nich zrobił. To zresztą nie są jego jedyne rozczarowania z nimi związane... W "Przyjacielu" zresztą takie zachowanie jest/będzie wyjaśnione, a przynajmniej mam taką nadzieję. :)

To tyle o treści, niedługo postaram się przeczytać kolejną część i spodziewaj się mojego komentarza ;)

Będę czekał. :)

I pisz! Pisz, pisz, pisz! Bo pisanie to piękna sztuka. Sam piszę i jestem z tego dumny (bo podobno nieźle mi to wychodzi, choć ja zawsze jestem rapem w połowie usatysfakcjonowany). Ty też bądź dumny, że piszesz! Choć pewnie już to wiesz... :)

Dumny bym był, gdybym pisał naprawdę porządnie... chociaż się nie poddaję. ;) Dość powiedzieć, że już z rozpędu zacząłem pisać następne opowiadanie ze smoczym rycerzem w roli głównej...

Link do komentarza

A ja się zdziwiłem, że w ogóle ktoś mojego bloga wypromował. blink_prosty.gif Dziękuję za gratulacje, chociaż obecnie uważam obydwa opowiadania za niezbyt wartościowe. :]

"mój blog" tongue_prosty.gif Uwielbiam się czepiać nadmiernego korzystania z dopełniacza zamiast biernika. biggrin_prosty.gif

A jak uważasz za niezbyt wartościowe, to napisz wreszcie cóś, co będzie bardzo wartościowe. wink_prosty.gif

Link do komentarza

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...