Skocz do zawartości

Olympus Actionus - temat główny, podejście trzecie


Rankin

Polecane posty

Ledwo coś naprawiłem i znowu zepsute. Na ekranach pojawiły się informacje o uszkodzeniach, już nigdzie nie polecimy, trzeba sobie też poradzić z jedną ręką. W dodatku Lucker i Cygnus wyglądają jak po napaści umysłowej.

- Ej, wszystko w porządku? Skupcie się, trzeba kończyć tę walkę. Słyszysz, Mrokasie? Zaraz wrócisz do piekła, z którego się wygrzebałeś - krzyknął Lunarion, a zestaw zewnętrznych głośników wyemitował jego słowa na zewnątrz. - Jedynym głupcem tutaj jesteś ty, jeśli myślisz, że swoimi żałosnymi próbami skłócisz nasz, zasiejesz wątpliwość i skłonisz do porzucenia Holzena. Nie wycofamy się! Prawda? - bóg zwrócił się w stronę niepewnie wyglądających towarzyszy.

Starczy bezczynnego czekania. Bogozord wskazał aktywną ręką Jeźdźca i zebrał w niej energię. Zaczęła lśnić, a sam blask zdawał się parzyć skórę wroga.

- This hand of mine glows with an AWESOME POWER!

Robot rzucił się na wroga i zadał cios z potężnego zamachu. Jeździec zasłonił się swoim mieczem i przez moment dwie potęgi ścierały się walcząc o pierwszeństwo. Wszystko błyszczało i wirowało, gruzy został zmiecione podmuchem mocy, ziemia pękała, chmury odparowały. Gdyby to był film animowany, to producent musiałby wyłożyć połowę budżetu na tą jedną scenę. W końcu Bogozord i Jeździec zostali odepchnięci od siebie, a pojedynek mocy zakończył się remisem. Nie był to jednak koniec. Dopiero teraz walka zaczęła się na dobre.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1,7k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

- Berło? Ależ ja nie chcę żadnego berła!

Kot stanął przed boginią.

- Jedyne, czego chcę, to twoja śmierć. Irytowałaś mnie już wystarczająco!

Ziemia pod nogami Konishi nagrzała się do czerwoności. Bajcurus wyskoczył na przeciwniczkę, i nieustannie teleportując się, zadawał cięcia - po głowie, brzuchu, nogach, plecach. Odbił się od niej, i wylądował.

- Nie myśl, że uda ci się uciec.

Zrzucił pelerynę krępującą ruchy. Był teraz w stroju do walki, do którego poprzyczepiane były najróżniejsze bronie, ładunki wybuchowe itd.

- Nie myśl też, że uda ci się zwyciężyć.

Wyskoczył prosto na Konishi, a gdy już miał uderzyć w nią sztyletem, pojawił się za jej plecami i przyczepił do jej pleców minę klejącą. Odskoczył do tyłu, i wyjął magnuma - broń na tyle potężną, żeby móc przestrzelić głowę dużemu orkowi.

Lub przynajmniej przestrzelić się przez zbroję Konishi.

Kot wycelował, i wypalił w przeciwniczkę tak, żeby kula przeszła przez zbroję i trafiła w minę klejącą przyczepioną do pleców.

__________________

Tu też możesz przerwać akcję w każdej chwili.

Jednak uważam, że poprzednio zrobiłaś to zbyt szybko... Wiesz, Konishi nie powinna się tego spodziewać po długiej współpracy z Kotem. Teraz kot ma Rage Mode, więc znowu jak walniesz go jak tylko wyskoczy to się wkurzę.

Poza tym, w twoim poście mnie - jak zwykle - zmanipulowałaś, podczas gdy ja dałem ci swobodę obrony.

Nieładnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- JAKIE WIEKI?! - ryknął Cień odrywając się od ściany i wdając w ultraszybką wymianę ciosów z Utopcem. - NO ONE HAVE NO SENSE OF SCALE! MOJA ŚMIERCIONOŚNA KULA ENERGII POMKNĘŁA DO NIEGO W KILKA SEKUND NA RANY GOŚCIA! PAL TO LICHO! WIEDZIAŁEM, ŻE TEN DZIAD TAK ŁATWO SIĘ NIE PODDA!

Spojrzał wzrokiem nienawiści na Utopca.

- Jeżeli sądzisz, że twoje patetyczne wysiłki nas powstrzymają to się grubo mylisz #$%^$^@$^!!! Jam jest Shadow! NIEPOWSTRZYMANY BÓG METALU I ZOBACZYSZ TY MARNY DZIADZIE CO TO ZNACZY MIEĆ PRZEROST EGO! TWOJA PEWNOŚĆ STANIE SIĘ TWOIM GROBEM! RRAAAAAAAAAAAAAAAGHHHHHHHHHHHH! - Cień w totalnej furii ruszył do symfonii destrukcji i annihilacji, ku tańcowi śmierci, ku spotkaniu z przeznaczeniem i niech diabli wszystko porwą jeżeli nie zrobi tego w mega metalowym stylu.

Wyskoczył w powietrze... wielki (choć bez przesady), czarny demon, który jeszcze o wiele więcej ma do powiedzenia niż mogli by sobie wyobrażać. Czując, że przemienia się jeszcze dalej Cień pomyślał, że skoro gość chce walczyć na ataki przesadzonej mocy z "chińskich pornobajek" to bardzo chętnie stanie i pokona go na jego własnym polu.

Naszykował ultraszybkie combo, które może przy okazji zrani dziada, ale na pewno go trochę zajmie.

Nagle wkoło Cienia pojawiła się masa ciemnych chmur burzowych, których każda waliła piorunami o mocy ponad miliona wolt każdy. Huknął:

- NINE DRAGON EXPLODING THUNDER! - prawdziwa nawałnica zwaliła się prosto na Utopca, bo nic nie jest szybsze od światła matki natury. Nawet kurz nie opadł do końca gdy Shadow zaczął odpalać jeden atak za drugim ładując w to coraz więcej energii, która nieprzerwanym strumieniem płynęła z otwartego serca nieskończoności jakim było "The Power of Metal", które wcześniej wyewoluowało z "The Power of Hate". Jego ciało zmieniło się ponownie. Co prawda nie aż tak bardzo, ale nowy mieczyk z cienia w prawej łapie i trzymany w gębie to coś. - THREE SWORDSMEN STYLE! DEMON SLASH! - jednocześnie trzy ostrza spadły prosto na topielca, przy którym raz jeszcze znalazł się Cień korzystając z "Sonido", ultradźwiękowej teleportacji. - Jeszcze ci mało?! Three Swords Style Secret Technique: Crossing of Six Paths!!! - efekt jaki powinien być choć to tylko odwrócenie uwagi. Zadawania masy cięć, ran tylko po to aby naładować jeden wyczesany atak. - THREE THOUSAND WORLD!

Na chwilę Cień odskoczył tylko po to aby odłożyć trzy miecze - właściwie wchłonąć je do cienistego ciała demona - i zaśmiał się.

- Jeszcze jedna niespodzianka.

Tego ataku nie widziałeś!!! Hahahah!

Jak trzeba to walczył dalej idąc na prostą wymianę ciosów i zabawę "kto walnie mocniej".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystkie ataki Bajcurusa zostały zatrzymane.

-Powiadasz, że pragniesz mojej śmierci? Muszę cię rozczarować. Nie mam w planach zgonu, mam jeszcze sporo spraw do załatwienia, nim będę mogła spokojnie udać się do Zaświatów.

Uśmiechnęła się.

-A już na pewno nie mam w planach śmierci z twoich łap.

Białe Słońce, amulet, który do tej pory spokojnie był zawieszony na szyi Konishi, nagle zaczął się gwałtownie trząść i świecić.

W końcu "wybuchł" światłem...

Jednocześnie zmieniając Konishi. Jej ubranie zmieniło się w Zbroję Białego Smoka, a w jej ręce pojawił się miecz. Ale nie byle jaki miecz! Ten nie dość, że był wielki i oślepiająco oślepiający, to jeszcze posiadał w sobie z kilkadziesiąt różnych trucizn! A oprócz miecza Konishi miała jeszcze kuszę, mnóstwo noży do rzucania, bomby... wszystko oczywiście oślepiająco oślepiające.

-Chcesz walczyć, to walcz.

I bogini rzuciła bombę dymną, co spowodowało pojawienie się wielkiej mgły... A w stronę kota zaczęły lecieć noże.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Cygnus czuł kiedyś ten ból. Ból tak potworny, że nawet nieprzytomność, chwilowe wyłączenie wszystkich zmysłów nie daje rezultatu. To było tak dawno... Poza tym świat narodził się od nowa... A mimo to uczucie najprawdopodobniej nigdy nie zniknie z pamięci Cygnusa. Ale na biadolenie nie było czasu.>

Holzen jest ważniejszy.

Ból i zapomnienie...

Nie mogę ich opuścić, ani Holzena.

Ból i zapomnienie...

Oni sobie nie poradzą...

Ból i zapomnienie...

Jestem dla nich jak starszy brat.

Zapomnienie...

Brat.

<Cygnus zerwał się na równe nogi ze stanu letargu. Epicko chwycił za stery.>

- Gnido babilońska! IMMA FIRIN MAH LAZOR!!!

<Równie epicko poprzełączał następne gałki>

- AWESOMEOMGLOLWTFKAMEHAMEHA POWER!!!

<Niemniej epicko pokręcił trochę kołowrotkiem>

- BIG FISH!!! BIG FISH!!! BIG FISH!!! BIG FISH!!! BIG FISH LITTLE FISH!!! BIG FISH LITTLE FISH!!!

<Epicko powiedział w tempie podkładu do aerobicu. Następnie zaczął równie epicko ważyć eliksiry>

- GUMISMERFOJAGODOWY MAGICZNY NAPÓJ DZIECIŃSTWA!!! NIECH MOC GALIJSKIEGO NAPOJU ORAZ GUMIJAGÓD I SMERFOJAGÓD DA CI SIŁĘ!

<Rzekł Cygnus i epicko wlał to do baku na Godpaliwo>

- Teraz... ŻRYJ TOOO!!!

<Epicko walnął w przycisk "Fire!" na konsoli kolorowej niczym witraż we francuskim kościele. Lunarion spojrzał na Cygnusa. Nie przypominał zupełnie tego normalnego Cygnusa. Obłęd w oczach, wyszczerzone kły, zjeżona sierść, porwane ubranie... Strach się bać. Na deser Cygnus zaśmiał się złowieszczo...>

----------------------------------

LINKI:

BIG FISH

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-No!!!- krzyknął jeszcze we śnie- This is Madness!!!

Wycofanie się w takiej chwili byłoby hańbą, plamą na honorze. To tak jakbyś upił się przed sylwestrem i nie doczekał pokazu fajerwerków. Jakbyś biegnąc w maratonie tuż przed metą skręcił kostkę i dał sobie spokój z doczołganiem się do mety. Jakbyś... nie ma na to czasu!!!

Bogozord rozbłysł zyskując dodatkową dawkę mocy od przebudzonego Luckera.

-This is S...Cake!

Bogozord dzięki przypływowi mocy zamienił swoją prawą rękę w wielki świder(alternatywa).

Jeździec został odrzucony przez wybuch od pocisku posłanego przez Bogozorda, jednak od razu się z tego otrząsnął i szczerząc kły ruszył w kierunku bogów. Za biegnącym avatarem Mrokasa ciągnęło się istne piekło. Sam też zamknął Bogozorda i siebie w pierścieniu piekielnego ognia, by nie mieli szansy przed nim uciec.

Lucker popatrzył na Lunariona i Cygnusa oraz Markosa.

- Teraz razem! Przekręćmy kluczyki i dodajmy mu mocy! ROW ROW FIGHT THE POWA!!!- zrobili to wszyscy razem tak, że Bogozord zalśnił i nawet Jeździec zatrzymał się w biegu.

On też nie próżnował. Zebrał całą swoją moc. Otoczył swoje platynowe miecze najlepszym piekielnym ogniem.

Stali oto na przeciwko siebie. Promieniejący ognistą i złą aurą Jeździeć oraz jasny, jak gwiazda i prowadzony przez czterech walecznych bogów Bogozord. To była ta chwila, gdy wszystkie głosy cichną, popcorn przestaje latać wszędzie wokoło i słychać tylko bicie własnego serca i szum wiatru. Wszystko to by zobaczyć kto zwycięży i odejdzie w chwale, a kto zginie i zapadnie się pod ziemię w wiecznej hańbie. Zamilkło wszystko...

Nagle przerywając tą wieczną ciszę obaj natarli na siebie z wojowniczymi okrzykami.

- Super Giga Drill Breaker!!!- krzyknął Lucker, jak i wszyscy inni bogowie, którzy patrzyli atakującemu wrogowi prosto w twarz.

Starcie tytanów, nieśmiertelnych, które mogło zmieść każdego widza z fotela, jeśli by się nazbyt długo zapatrzył. Śmierć czy życie, wolność czy przeznaczenie, aż wreszcie dobro czy zło... EPIC!

Jak tylko ich bronie się starły nastąpił błysk przyćmiewający każdy inny. Nawet wybuch Supernowej nie mógłby tego przewyższyć, a każdy widz bez okularów przeciwsłonecznych straciłby swój wzrok na zawsze.

-----------

Przepraszam za manipulację :cat2: Dodatkowo przepraszam za wykorzystanie akcji TTGL, lecz to jest: In memory of Kamina!!! :eyes:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bajcurus nie mógł dojrzeć noży przez mgłę.

Jeden wbił mu się w ramię, a drugi centralnie w brzuch. Reszta nie trafiła, bo Kot teleportował się w bok.

- Ile można żyć?! Dlaczego nikt nie może się po prostu poddać.... - warknął, i wyszarpał sobie nóż z ramienia oraz brzucha. - Dość patyczkowania się! Jakieś smocze zbroje i średnioweczne zabawki cię nie ocalą!

Wyjął fiolkę z wirusem, i wstrzyknął go sobie w ramię.

- Nic....Cię.....Nie....Obroni....!

Zaaplikował sobie kolejną dawkę wirusa. Zatoczył się, i wyrzucił przeciwsłoneczne okulary, odsłaniając wściekle czerwone oczy.

- GRRRAAARRRHHH!!!

Cała jego sylwetka jakby rozpływała się w ciemność, gdyż jego komórki dzieliły się tak prędko, że inne dosłownie wypadały. Rany po nożach wygoiły się.

Bajcurus wyskoczył, i grzmotnął pięścią o ziemię. Taki cios wyrzuciłby pociąg z torów. Fala uderzeniowa doszła do Konishi, lekko wybijając ją z równowagi, i rzuciła nią o nowopowstałą ścianę ognia. Temperatura powietrza osiągnęła taki próg, że kilkaset stopni więcej i podpaliłaby się atmosfera. Gorąco było niemalże materialne - powietrze było niemal tak gęste, jak woda. Bajcurus wyjął topiącego się magnuma, i dosłownie scalił go z drugim, tworząc ręczną, dwulufową armatę. Wycelował tym w wstającą Konishi, i wypalił. Odrzut urwał mu rękę, na jej miejscu jednak wyrosła druga. Kot złapał swój Otchłaniowy sztylet, i ręką rozciągnął go tak, że krótki przedtem sztylecik był teraz bardziej dwumetrowym sierpem. Kot zaczął chlastać tym przecwiniczkę, a gdy ta atakowała mieczem, on pojawiał się za jej plecami. W końcu odskoczył.

- Ten twój miecz jest bezużyteczny! Wymachiwanie tym czymś przypomina atakowanie muchy młotem bojowym - wydrwił przeciwniczkę Bajcurus. - Bardzo kąśliwą i upartą muchę.

Kot postanowił to zakończyć. Wyskoczył prosto na Konishi, złapał ją i upadli razem na kapliczkę.

- Widzisz to? - spytał Bajcurus, wskazując z dwadzieścia min klejących i granatów poprzyczepianych do jego kostiumu. - To ostatnia rzecz, jaką kiedykolwiek zobaczysz.

Wytężył moc do 100%. Atmosfera zapaliła się, a miny i granaty eksplodowały w jednej gigantycznej i szalenie efektownej kuli ognia.

Biedna kapliczka została totalnie unicestwiona, a na jej miejscu powstał niemalże atomowy krater.

- To ją nauczy - rzekł Kot, i usiadł w kraterze. Jeżeli Konishi dalej żyła, to nie miał siły dalej walczyć. Przedawkował wirus, stracił życie oraz wyczerpał moc - ale co mogłoby uciec od TAKIEGO ataku?

____________

Tak, to jest manipulacja. Sorry batory, ale jak ja się staram a ty niweczysz wszystko jednym 'żaden atak nie działa', to teraz zadziałał.

Period.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro tak gadasz.

Teraz Konishi nie jest "jestem odporna na wszystko, i co?".

(Buba?-WM)

------------

Żyła.

To, że żyła, było tak pewne jak to, że wkurzenie Lorda to zadanie epicko trudne.

Konishi powoli wstała.

O dziwo-na jej zbroi i na broniach nie było żadnego śladu.

Ale w rzeczywistości ciało bogini było strasznie poranione.

Spojrzała na Bajcurusa.

-Sądzisz, że tak łatwo można się mnie pozbyć?...

Uśmiechnęła się smutno, chociaż z powodu hełmu na jej twarzy nie było tego uśmiechu widać.

Usiadła i zdjęła hełm. Jej lewe oko było zasłonięte białą "mgłą". Wyjęła nóż i...wydłubała je, po czym włożyła nowe. Nowe szybko się wpasowało.

-Lata spędzone w Zakonach, na morzu... To wszystko zrobiło ze mnie kogoś prawie niezniszczalnego.

Z powrotem założyła hełm i pomogła Bajcurusowi wstać.

-Pewnie zechcesz mnie teraz dobić, ale co mnie to obchodzi. Widzę, że chyba każdego traktujesz jak durnia...

W tym momencie Konishi zobaczyła mgłę. I znikła.

------

Konishi została wciągnięta "Gdzieś". Bez obaw, szybko wróci.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy głowa Żelaznego eksplodowała, szklany golem tylko uśmiechnął się smutno i spojrzał na działo

- Mocno się zdziwi, kiedy po tym swoim wielkim powrocie będziemy już na niego czekać, no nie? - wycharczał i przez chwilę zamilkł wysłuchując odpowiedzi docierającej wprost do jego umysłu - Tak, też tak sądzę. A teraz już lepiej weź się za tego dużego. Za chwilę nie będzie już co ze mnie zbierać...

Delikatny błękitny poblask jaki jarzył się w głowie konstrukta błysnął i zniknął, jakby ulegając implozji. Wraz z tym nagłym zniknięciem resztki podtrzymującej go przy życiu mocy, golem ostatecznie znieruchomiał. Na jego zastygłej twarzy pozostał jednak uśmiech...

A zaraz potem uderzyło działo, wstrząsając resztkami dzielnicy. Oczy diabelskiej maszyny nabrały złowrogiego blasku.

Glatryd był już gotowy. Zeskoczył ostrożnie z resztek budynku z którego obserwował przebieg walki i wylądował tuż przed gromadką szklanych golemów. Wszystkie 15 wyglądało zupełnie jak Glatryd, jednak nie rozświetlała ich nawet cząstka błękitnej mocy Władcy Luster.

- Powtórzmy plan i możemy wchodzić. Co prawda wyglądacie zupełnie jak ja, jednak jesteście tylko szklanymi kopiami. Jesteście na tyle silni, żeby rzucać mniejszymi fragmentami budynków, ale jeden cios tej maszyny i już po was. Na dodatek nie mogłem umieścić w was ani krztyny mojej mocy, bo na chwilę obecną to zbyt wyczerpujące. To oznacza też, że musicie cały czas się ruszać, inaczej z łatwością dostrzeże że jesteście tylko podróbkami. I to wszystko - macie biegać, skakać, rzucać gruzem, robić ogólne zamieszanie. A w tym czasie ja z Casulem i Abyssalem oflankujemy go lub uderzymy z tyłu. Gotowi? Teraz!

Szesnastka Glatrydów wyskoczyła zza zawalonego budynku i niemal natychmiast rozbiegła się we wszystkie możliwe kierunki, skacząc i rzucając szczątkami budynków. Sam Glatryd na razie starał się nie odstawać od reszty i czekał na właściwy moment by uderzyć, a potem znów wymieszać się ze swoimi kopiami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pośpiesz się! - krzyczy do Abyssala.

Łączenia zbroi zajęczały przeciągle. Casul wie już, że wiele czasu już nie wytrzyma, na dodatek szkielet nie zdążył nic zrobić. Jak pech to na całego. Z krwistej masy wychodzą kolejne macki, które wbijają się w podłoże i łapią za ruiny, byle tylko kupić jeszcze trochę czasu. Bóg utworzył w ten sposób misterną sieć połączeń, która nadal się rozrasta. Z hełmu wysuwa się drobna niteczka posoki, która powoli zmierza do prawego ramienia, by połączyć kostkę z działem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napierałem na ramię machiny już dłuższą chwilę. Była to wyrównana walka, co zniszczyłem, oni odbudowywali. Teraz w napierany przeze mnie rejon dopływały nowe rezerwy energii. Remis za chwilę przełamany na moją niekorzyść. Muszę coś z tym zrobić.

Oderwałem się od machiny. Używając swej mocy i wiedzy o fundamentalnej budowie rzeczywistości wytworzyłem wokół siebie horyzont zdarzeń. Prędkość ucieczki przekroczyła prędkość światła, otaczając mnie kulą ciemności, z której nawet światło nie mogło uciec. Moja gęstość przekroczyła nieskończoność. Stałem się Osobliwością, centrum czarnej dziury. Machina może pochłonąć czarną dziurę, ale nie może pochłonąć boga. Byłem poza granicami czasu i przestrzeni, w Pustce. Bezpieczny. Potrzebuję chwili spokoju, by się przygotować. Jak mi wyjdzie, to rozwalę Machinę i całe to miejsce naraz.

Rozszerzyłem swoją świadomość na cały Wszechświat i wchłonąłem masę miliardów umierających gwiazd.

Masa czarnej dziury, którą stanowiłem, zaczęła dramatycznie wzrastać, przekształcając ją w supermasywną czarną dziurę ze mną za centrum.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybuch supernowej to przy tym była drobnostka. Bronie Jeźdźca starły się z lutnią i pięściami Bogozorda. Obydwa giganty lały się po pyskach kilkanaście sekund, a to stosując sierpowy, a to podbródkowy, a to serwując mocnego kopniaka między nogi. Mogło to trwać zdecydowanie dłużej, ale nikt nie zyskałby przewagi, toteż awatar Mrokasa schylił się unikając uderzenia lutnią, po czym oskoczył do tyłu i zaczął biegać wokół robota. Gdy megazord całkowicie się zdezorientował Jeździec skoczył za jego plecy i pchnął platynowy miecz w tylną jego część. Na twarzy Jeźdzca pojawił się uśmiech, gdy w środku robota coś chrupnęło, bowiem myślał, że właśnie któryś z bogów został przebity ostrzem. Mylił się. Wszyscy przeżyli, tylko główny procesor zorda został zniszczony, w efekcie czego robot nadawał się już tylko do oddania do serwisu. Awatar Mrokasa stanął po raz kolejny na tylnych kopytach i krzycząc triumfalnie przednimi nogami uderzył w plecy Bogozorda, który bezwładnie przewrócił się na ziemię. Jeździec powrócił do normalnych rozmiarów i teraz był dużo mniejszy od tej kupy złomu, która z robota została. Domyślał się, że ktoś mógł przeżyć, więc mieczem wyciął dziurę gdzieś w okolicach śledziony megazorda i wskoczył do środka. Dziwnie było się przemieszczać po obróconym o 90o wnętrzu robota - również bogom, którzy wstawali na nogi. Jako że elektryka siadła, w środku zrobiło się ciemno i zaczęło się polowanie.

Cztery małe istotki (bogowie) ścigane przez inną małą istotkę (Jeździec) w ogromnym i przestronnym wnętrzu Bogozorda...

Jeździec wskoczył na ścianę i o dziwo nie spadł z niej, potem wszedł na sufit i wisząc na nim do góry nogami szukał po wnętrzu bogów.

Było ciemno. Markos, gdy wyciągnął rękę w stronę ciemności, był w stanie dostrzec maksymalnie swój łokieć. Wsadził ręce do kieszeni stroju zielonego rangersa i pogrzebał w nich chwilę. Gdy dotknął małego, metalowego przedmiotu uśmiechnął się i wyjął go.

*pstryk*

Zapalniczka była słabym źródłem światła, ale oświetlała najbliższe ciemności. Do uszu barda dobiegła muzyka jak z filmu Obcy. Trochę się przestraszył, zwłaszcza, gdy zauważył, że w pobliżu nie ma jego towarzyszy. Idąc przed siebie doszedł w końcu do serca robota i oświetlając sobie główny komputer wcisnął czerwony przycisk z napisem "zasilanie awaryjne". Robot nie mógł walczyć, ani nawet wstać czy się poruszyć, ale ciemności ustępowały pojawiającym się co sekundę czerwonym blaskom świateł awaryjnych. Markos zadowolony, że teraz łatwiej będzie mu znaleźć towarzyszy odwrócił się i...

Jeździec zeskoczył z sufitu zaraz za bardem i gdy ten się odwrócił pchnął go kopytem, przewracając na ziemię. Już miał pchnąć go platynowym mieczem, ale Markos przeturlał się po podłodze, unikając strasznego losu. Gdy awatar Mrokasa próbował wyciągnąć zaplatany w kaplach pod podłogą miecz, Markos sieknął go sztyletem, potem kopnął i uciekł w jeden z korytarzy. Biegł tak, aż w końcu odnalazł Luckera, Lunariona i Cygnusa. Ucieszył się, ale nie miał czasu tego okazać, bo trzeba było przekazać wieści:

- Bogozord jest zepsuty! Nawet się nie ruszy! Na szczęście udało mi się uruchomić zasilanie awaryjne, więc mamy światło, ale w każdej chwili i z każdej strony może nas zaatakować Mrokas! Wewnątrz robota nie mamy szans go pokonać, chyba, że coś wymyślimy! Macie jakiś pomysł, czy próbujemy wyjść na powierzchnię?

Mrokas przywołał z Piekła kilkadziesiąt diabłów, podobnie jak on potrafiących chodzić po ścianach i sufitach, przeciskać się szybami wentylacyjnymi itp. Wnet rozeszły się po całym statku, gotowe zaatakować bogów, gdy tylko ich zauważą i przekazać ich pozycje Jeźdźcowi.

_______________________

Akcja insporowana filmami o Obcym. Załoga bogów jest gdzieś w środku zepsutego robota (acz z działającymi światłami awaryjnymi) i osaczona przez gotowe w każdej chwili zaatakować diabły. Możecie zabić je, gdy się na takowe natkniecie (możecie pisać jak was atakują i jak je pokonujecie) i zdecydować, czy próbujecie pokonać Mrokasa w środku, czy na zewnątrz robota. Mrokasa na razie nie widzicie i nie wiecie gdzie jest, a on was szuka. Czekam na Waszą decyzję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jak widać...- odpowiedział stwierdzając fakt uziemienia Zorda.

Wyjął miecz zza pleców i przejechał ręką po jego gładkiej powierzchni.

- Oglądałem taki film, gdzie było podobnie, tylko zamiast być ściganymi to my musimy przejąć inicjatywę. Gdzie w Zordzie jest najwięcej miejsca, a jednocześnie możnaby wykorzystać jego potencjał?- powiedział.

Nie czekał na odpowiedź tylko...

- Generatory energii wszechświata...- powiedział Lucker- One napędzały Bogozorda i przy wybuchu stworzą coś w rodzaju próżni, która najprawdopodobniej wciągnie do siebie i zgniecie całego Bogozorda i jeszcze więcej. Jest też tam( w pomieszczeniu z generatorami) wystarczająco dużo miejsca, by urządzić zasadzkę, tylko wpierw musimy się tam dostać. Potem wystarczy, że jeden z nas zwabi tam Mrokasa i spróbujemy go jakoś unieruchomić, a generatory dokończą resztę. Co wy na to? Aha no i Markosie proponuję, żebyś to ty był przynętą, jak już zrobimy zasadzkę. No wiesz... on ciebie najbardziej nienawidzi- uśmiechnął się niemrawo podpierając się na mieczu.

- Idziemy czy może macie inny pomysł?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Markos pomyślał chwilę, rozważył wszystkie możliwości i rzekł:

- Twój plan Shakerze ma jedną. poważną... dziurę. To prawda, że Mrokas mnie najbardziej nienawidzi i właśnie dlatego boję się, że gdy dojdzie do naszego spotkania nie da mi odejść siebie na krok. Poza tym, jak już zacznie się to całe zasysanie, to trzeba będzie bardzo szybko uciekać, żeby nie wciągnęło i nas, a żeby unieruchomić "jakoś", jak to określiłeś, Mrokasa, trzeba będzie go jakoś przytrzymać czy coś. Wątpię, byśmy zdążyli wszyscy uciec, a nawet jeśli nam to się uda, to w takim razie zapewne Mrokasowi też. Chyba, że masz jakiś super plan, jak go tam zostawić, żebym ja zdążył uciec, a on nie. Jeśli nie wiesz jak to zrobić, to ja się nie zgadzam i czekam na inne propozycje. Wybacz, ale sam mi uświadamiałeś, że bezsensowne poświęcenie nie wchodzi w grę, bo gdzieś tam czeka na mnie Selena, którą również muszę uratować. Pamiętacie jak ją uniosło w powietrze, a potem zniknęła? No właśnie...

Ledwo skończył mówić, a prosto w twarz skoczył mu jeden z diabłów. Odepchnął go szybko i spowolnił, by się z nim rozprawić, ale wtedy w wszelkich otworów wyszło, tak na oko, pięćdziesięciu jego braci. Bard zdołał spowolnić ruchy tylko dziesięciu z nim. Wyjął rewolwer i zaczął strzelać w ich stronę, pozbawiając ich życia. Niestety jeden z obcych diabłów wskoczył mu na plecy. Markos się przewrócił na podłogę i walnął głową w jakąś dźwignię, tracąc przytomność.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jednym zwinnym ruchem przepołowił diabła, który zaatakował Markosa, a samego nieprzytomnego Boga podniósł z podłogi i przewiesił przez ramię.

Cholera... Chciałem mu zaproponować użycie Kafki panowania nad czasem w chwili unieruchomienia Mrokasa, co dałoby nam czas na ucieczkę, a avatarowi Mrokasa nie. Chodziło o wabik jedynie. Jednak teraz...

- No to teraz nie mamy zbytniego wyjścia- popatrzył na plan Bogozorda wiszący na ścianie i jedną nogę kopnął atakującego diabła.

- W tą stronę- powiedział i pociągnął bogów za sobą w jeden z bocznych korytarzy, w którym nie było diabłów.

Jeden nie wiadomo skąd pojawił się przed Luckerem i próbował mu podciąć nogi, jednak z marnym skutkiem, bo na jego twarzy wylądował jeden z butów Luckera, a następnie przygniótł go do ziemi. Jeden diabeł złapał Cygnusa za ubranie, jednak dość szybko zamienił się w lodową rzeźbę i tym samym stracił dalszą chęć do pogoni za bogami.

Ich oczom ukazała się śluza przez którą szybko przebiegli i zatrzasnęli przed biegnącymi krok w krok za nimi diabłami. Zdało się słyszeć potężne uderzenie, kiedy zwaliły się nie mogąc wychamować na zamknięte wrota.(część z nich po prostu skoczyła w ich kierunku w tym samym czasie, kiedy zamykali śluzę)

- Tam nie mogliśmy z nimi walczyć. Mogli nas z łatwością okrążyć i do tego jeden z nas jest nieprzytomny...- zobaczył, że jakimś cudem trafili do centrum ochrony ,,wewnętrznej" Bogozorda, a druga śluza zapewne prowadziła dalej ku generatorom.

Lucker lekko spoliczkował barda próbując go postawić spowrotem na nogi.

------

Cygnus się nie obrazi... Mam nadzieję xD

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tytokus

- No tak, jak zwykle kolejny głupiec odmawia dołączenia do mnie... Myślisz, że swoją pozą coś osiągniesz? Każdy, nawet najmniejszy świat Ciebie zniknie, gdy powrócę do świata prawdziwego! Zdychaj, nie mogę na Ciebie patrzeć!

Skoczył prosto na Tytokusa, zmieniając formę w metaliczną, a nią w niewidoczne gołym okiem ostrza. Przeleciał przez boga, który przecięty jednocześnie w kilkuset miejscach padł jak worek z kartoflami i wydał ostatnie tchnienie...

...

A następnie otworzył oczy, patrząc na ciemny i popękany sufit schronu Holzena, do którego wszedł z innymi jeszcze nie tak dawno temu...

@Konishi & Bajcurus

- Czy pozwoliłem komuś opuścić widowisko?! Kim ona jest, że ma moc, przeciwstawić się prawom i mocom tego miejsca?

Zaczął się kręcić wokół, zastanawiać się i spróbować zlokalizować boginię.

-Kim ona jest...

- Brak... m-mocy...? Khe...he...

- Spokojnie... Poruszę niebo i ziemię, a ją znajdę. Nawet bóstwo nie będzie miało dość mocy, by wyrwać się stąd. Sam to doskonale wiesz.

Wzniósł się ku niebu i poleciał z wielką szybkością w dół... Po chwili był już kilka tysięcy kroków z dala od fortecy i wylądował na idealnie gładkiej skalnej powierzchni, po czym usiadł i skupił w ciszy swe myśli i wolę. Trwało to dłuższą chwilę, ale ujrzał w myślach poszarzałą wersję zrujnowanej kaplicy, w której znajdowali się Konishi i Bajcurus.

Ujrzał mgłę, która pojawiła się wbrew wszystkiemu. Wyjątkowo tajemnicza, mimo że do tego miejsca pasowała jak ulał. A Konishi nie było - rozpłynęła się jak nadzieje niedzielnego studenta na zaliczenie sesji.

Holkas potrzebował trochę więcej skupienia. Wiedział, że każde wydarzenie, które wydarzy bądź już się wydarzyło nie może zaistnieć lub być trwałe, jeśli jest wbrew pewnym zasadom... Nawet manewrowanie współczynnikiem prawdopodobieństwa nic tu nie da.

Gdzie ona jest...

Nagle błysnęło. Holkas ujrzał ją, jak zbliżała się do krańcu sfer zawartych w mieście. Poruszała się, jakoby jej własna dusza w sieć schwytana została.

- Tak łatwo się stąd nie wyrwiesz! Pocierpisz trochę za to, żeś w me władztwo wcinać się próbowała!

Teraz złapana została przez piekielną rękę potęgi połączonych bóstw, co siłować się poczęła z ratunkiem osiągniętym niemalże przez boginię.

- Nieśmiertelna? Może w swoim świecie.

Zwykły obserwator mógłby dostrzec jedynie niewyraźną sylwetkę bogini, zawieszoną w pustce, która zaczęła się wykrzywiać i tworzyć jakoby pęknięcia w swojej strukturze. Cała boska moc, która mogła wyciągnąć stąd kogokolwiek, nie pochodziła z woli Holkasa, a przerwała strukturę, została nagle zerwana, a bogini leciała w nieokreślonym wśród ciemności kierunku... Zdawać się mogło, że przekroczy granicę swojej dzielnicy, gdyż Holkas cały czas siedząc wysunął dłoń, coby zdobycz pochwycić miała, a kark jej skręciwszy, na dworze zostałaby, coby mięso skruszało...

NIE... POZWOLĘ NA TO!

I Konishi zatrzymała się... gdzieś.

Nic nie możesz! Władam Twoją częścią mocy, nie masz nic do gadania, psie! Gdy tylko tu doleci, to skręcę jej kark!

Jednak nie mógł już ciągnąć bogini, jakby trzymała ją kolejna siła.

A jednak możesz... Jakim cudem?

Lekceważysz to, co czyniłem przez te kilkanaście miesięcy, które spędziłem na Osiedlu. Nie osiągnąłem potęgi, siły czy bogactw wielkich zbrukanych krwią milionów, ale... uwolniłem Ją.

Kogo? ... JĄ?! Jak śmiałeś?!

Konishi została pochwycona przez wyraźnie kobiece dłonie tak wielkie, że przypominała okruszek. W ciszy zaczęła opadać na ziemię cmentarną, z której wystartowała.

Nawet jeśli teraz tam wróci, zginie z rąk kociątka. Nie wyrwiesz jej stąd.

Jeden element, co do którego nawet podejrzewać nie mogę... Miał moją duszę, a raczej jej fragment, w ręku, a mi ją oddał... Mam nadzieję, że nie zrobi jakiegoś głupstwa, jak to on, z nią.

NIE PRZYPOMINAJ MI O TYM! Poza tym wiesz, że Ona bierze coś za pomoc...

Bajcurusowi ucho zadrżało, gdy zaczęło się coś zbliżać. Gwizdnęło, zawiało i ze świstem w ziemię trafiła... Konishi. Stała na obu nogach, a po głowie ciekła jej strużka krwi, tak samo jak po obu jej rękach.

Tymczasem staruszek i mnisi udali się do sali, zostawiając wrota otwarte.

- Możemy to wykorzystać?

- Tak, panie. Skupili co prawda swoje myśli i wysiłki na sobie, ale możemy zorganizować kontakt.

- Świetnie... Do roboty!

Mnisi i ludzie ubrani tylko w przepaski i nędzne tuniki padli na kolana. Część z nich zaczęła krążyć dookoła zielonkawego i wielkiego kryształu stojącego w centrum jaskini.

Bajcurus rzucił się z kulą ognia w ręce/łapie prosto na Konishi...

Wokół starca zaczęły krążyć niewielkie zielone obiekty, ale w wielkiej ilości... Coś jak świetliki, które zaczęły otaczać tutaj zebranych.

- Wróć do życia, o ty, który zostałeś wyrwany z ciągu.

I Bajcurus leci...

Cała góra zatrzęsła się, a niedaleko rozległ się wielki harmider, jakoby ziemia zaczęła pękać, wchłaniając wszystko, co leżało w zasięgu pęknięcia.

- On żyje, on ży...! ARGH!

Staruszka przebiło coś, co wyglądało na owadzią kończynę, jednak na tyle wielką, ze przebiła się przez całe jego ciało, nadziewając go jak szaszłyk. Pozostali zaczęli uciekać, ale i oni skończyli rozszarpani na strzępy przez nowo powstałe zagrożenie. Nawet niematerialni kapłani zniknęli w dźwiękach krzyku.

Na odległej arenie z ziemi wyłoniły się następne podobne odnóża, który pochwyciły się trybun. Wielka organiczna "rurka" poleciała w stronę budynku, w którym wcześniej bogowie płynęli przez krew i przyssała się do niej, żywiąc się nią. Potem jedna z nich skierowała się w kierunku zrujnowanej kaplicy i kumulując mentalną energię, przeteleportowała bogów bezpośrednio na arenę, która teraz przypominała Infested Command Center, tyle że w stylu rzymskim.

Bajcurus w nowej sytuacji zupełnie zdezorientowany przeleciał obok i odskoczył od powierzchni, lądując bezpiecznie w miarę bezpiecznej odległości od bogini.

Na drugim końcu areny widniała jakaś sylwetka... Człowiek ten opierał się na łopacie... Grabarz! Uniósł dłonie do ust, a w waszą stronę poleciała fala dźwiękowa tak potężna, że leciała aż z wiatrem.

- CZY NIE MOGŁEŚ SIĘ POSPIESZYĆ, DO CHOLERY JASNEJ?! ZDOBĄDŹ BERŁO I RZUĆ JE DO MNIE, BO WSZYSCY ZGINIEMY!

Zaczął biec w waszą stronę...

@Pympol & Shadow

Cięcia poszły prosto w Utopca, który nie stał bezczynnie. Kontrował często, nie dając Cieniowi okazji do wytchnienia po nieostrożnych lukach w obronie, więc sam też nieraz oberwał. Jednak gdy przyszły cięcia, jego pięści odpuściły i przeszedł do defensywy. Kilka ataków odbił w stronę Cienia, ale przeleciały tuż obok. Ciosy zwykłego miecza, czy nawet +7 nie robiły na nim większego wrażenia, gdyż chitynowe ciało potrafiło wchłonąć sporą część energii cięcia.

Ostatni atak był jednak inny. Mógł wydawać się komiczny, zwłaszcza, że zasłaniając usta można było się pozbawić wielu możliwości ataku, ale był nad wyraz szybki i ciął nawet ciało Utopca, przez co poleciał dalej prosto w ścianę w kawałkach - większych bo większych, ale wciąż w kawałkach. Głowa z połową tułowia przeciętego na pół byłą wbija najgłębiej, ale gniew z niej bił tak wielki, że eksplozja zdruzgotała najbliższą okolicą i wzniosła tony pyłu. Nie zapominając o odrobinie krzyku i lejącej się tu i ówdzie zielonej posoki i Utopiec stał cały, chociaż zdyszany z powrotem przed bogami.

- Jeszcze się nie nauczyłeś, że tylko marnujesz swoje i moje siły?! Dość tego, dość już czasu zmarnowałem na waszą dwójkę - tak nie zapomniałem o tobie, smoczku, co chcesz mnie załatwić taką banalną techniką. Ja rosłem i żyłem w wodzie, zobaczymy, jak poradzicie sobie wy!

W ręku miał już błękitny płomień potężnej energii, która poleciała w cienką szybę dzielącą dno oceaniczne od wnętrza. Gdy dotknęła jej powierzchni, a ona sama wyparowała, wielkie ciśnienie i masa zamieniły wnętrze w gruzowisko i czysty chaos, podczas gdy utopiec dalej krzycząc (bo przecież w chińskich pornobajkach zawsze to działa) najbliższy gruz, który go przysypał, zdezintegrował i płynął dookoła w wodzie niczym ptak w powietrzu.

- To was nie zabiło, wiem o tym - jego głos był nadal słyszalny - Jesteście zbyt potężni, by was ten żywioł ot tak zniszczył... Przynajmniej do czasu, do którego ja nie pozwolę, bo tutaj, jest on mnie bezwzględnie posłuszny. Wniknie w was i rozsadzi was od środka, jeśli będzie tak potrzeba. A teraz...

Do jego ręki lgnęło szare światło, które przybierało kształtów dysku.

- ...czas kończyć.

Dysk poleciał prosto w gruzowisko, w którym prawdopodobnie ciągle się znajdujecie.

@Abyssal & Glatryd & Casulono

Bycie czarną dziurą może być fajne, ale trzeba pamiętać, że nawet obiekty, które wchłaniają wszystko, coś emitują. Wchłanianie, zwłaszcza w tak krótkim czasie takiej energii i masy powoduje tylko, że traci się własną masę i energię w stopniu odwrotnie proporcjonalnym do promienia czarnej dziury. Przekładając na polszczyznę: Im więcej Abyssal chłonął energii i materii z gwiazd umierających we wszechświecie, tym więcej tracił własnej boskiej energii i własnego ciała. Ogół masy i energii rósł, ale samo jądro czarnej dziury słabło. Przypominało to powolne rozpuszczanie się w kwasie, podczas gdy w ręku tworzyła się wielka armata.

Taka technika tak niebezpieczna mogła jednak okazać się skuteczna... Ale czy tylko przeciwko jednej ze stron czy przeciwko obu?

Gdy machinę zaczęły otaczać kolejne wersje kopii Glatryda, zaryczała ona wściekle* i wypluła z siebie kolejne fale pyłu, sadzy i ognia, które teraz leciały jak krąg - we wszystkich kierunkach. Wystarczyło, by stopić zwykłe szkło, a nawet skały, ale nie na tyle, by zniszczyć kopie.

Czując, że młot, który był teraz wciągany do nowego źródła grawitacji, którym był Abyssal, machina machnęła nim prosto w największą grupkę kopii, którą uznała za największą. Gdy młot leciał, jedna z kopii złapała wielki kawał gruzu i rzuciła nim w... towarzyszy. Młot upadł, niszcząc ją bez większych problemów. Kopie zwalone z nóg przez blok gruzu wstały i ujrzały, że towarzysz się najzwyczajniej w świecie poświęcił i teraz jego resztki był przybite do młota jak pechowy owad do glana.

Wtem kolejne macki z krwi łapały wielką machinę, która tym razem skupiła całą energię na drugiej dłoni-toporze, która wyrwała się z uścisku i poleciała prosto na Casulona, który w ostatniej chwili uskoczył, nie przestając utrzymywać połączeń zarówno tych z krwi jak i z kostki, które w miarę szybko leciały ku głowie machiny.

Jednak resztka skumulowanej w ramieniu energii wystarczyła by obrócić topór i uderzyć nim Casulona, który nadal był w powietrzu, gdy wykonywał skok, który teraz poleciał w wystającą skałę, w której utkwił. Był teraz łatwym celem, ale zdarzyło się coś, czego nikt poza nim nie widział - połączenie między kością a ręką zostało nawiązane, jednak był w nielichej pozycji.

- Nawet jakby was było czterdziestu, to byście mnie nie pokonali. Zginiecie jak wszyscy Ci, którzy się nam sprzeciwili! Nawet ten tam, który jest teraz M.I.B., skupiwszy taką moc, bez problemu zniszczy nią i siebie i was.

Kolejne fale ognia poleciały na zebranych wszędzie Glatrydów, które miotały kolejne kawałki gruzu prosto w głowę machiny, która przekrzywiała i wyginała się od tych ataków, ale większych szkód to one nie robiły. Ot taka lepsza wersja katapulty Ewoków.

Zdenerwowanie sięgnęło zenitu i machina w szale nakierowała działo na przybitego Casulona.

_______________________________________

*Niczym Infernus w intrze WoWa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bajcurus, nadal oszołomiony ostatnimi wydarzeniami, podniósł się i rozejrzał po arenie.

Gdy wydarł się na niego grabarz, Kot wyjął pistolet.

- Ach, tak?! Takie ścierwo jak ty nie będzie mi rozkazywać - warknął, i strzelił grabarzowi w kolano. - A teraz zamknij się i patrz, jak wypruwam jej flaki. Zupełnie jakby Holkas odesłał mi ją na arenę, bo podobało mu się widowisko.

Wyjął zastygłego już, 'zlepionego' magnuma oraz Otchłaniowy sztylet.

- Postaram się zadowolić widownię.

Temperatura powietrza zaczęła się podnosić. Bajcurus złamał sztylet o kolano, i wbił jeden koniec w ziemię, po czym gwałtownie wyskoczył w stronę Konishi. Ta z pewnością była na to przygotowana, toteż próba powalenia jej nie powiodła się, a Kot odbił się od niej i opadł na ziemię za plecami przeciwniczki, po czym wbił drugi koniec sztyletu w ziemię.

- Showtime!

Między wbitymi kawałkami sztyletu pojawiła się prosta linia, która gwałtownie eksplodowała mocą i rozryła ziemię, ujawniając pod spodem rzekę lawy ciągnąca się przez całą arenę. Temperatura powietrza podskoczyła o kilkaset tysięcy stopni w górę. Kot wypadł na Konishi próbując ją podciąć, ale został złapany i wyrzucony o ziemię. Teleportował się więc za jej plecy i wypalił z Magnuma. Tego pocisku (ani odrzutu broni) nic nie zatrzyma, toteż Kota i jego przeciwniczkę odrzuciło do tyłu.

Holkasowe macki już szalały, bo pojawienie się na arenie rzeki lawy było dla nich dość... niespodziewane.

Ale to nie wszystko.

- Muahaha! Czujesz ekscytację w powietrzu? Nie? To pewnie ten grabarz. Tak czy siak, przywitajmy gwoździa programu! Buechecheche!

Powietrze drżało od gorąca, bo temperatura była już prawie maksymalna. Bajcurus wysilił Moc, i gorąco przekroczyło limity. Atmosfera zapaliła się, a zupełnie niekontrolowany ogień zaczął tańczyć po całej arenie, spalając ją niemal na węgiel. To powietrze, które się jeszcze nie paliło, było tak gęste, że niemal nic się przez nie nie widziało, a kumulujące się wszędzie czarne opary potęgowały wrażenie totalnego chaosu. Bajcurus wyskakiwał na Konishi ze wszystkich stron, atakując szybko i niespodziewanie, po czym znikając w oparach gorąca.

W końcu Kot postanowił JESZCZE bardziej zdewastować to miejsce. Wskoczył prosto do lawy, i eksplodował mocą, rozrzucając magmę po całej arenie.

Kotu zostało z 10% mocy, postanowił więc "przyimbić na maksa" naśladując Shadowa.

Skupił się, i ogarnął cały ten chaos swoją mocą. Wirujące powietrze znalazło punkt oparcia na mocy Kota, i zaczęło pochłaniać wszystko w zasięgu, tworząc tornado ognia, magmy, niemal płynnego powietrza, kawałków macek i areny.... A Konishi była w samym środku, szargana na wszystkie strony.

- Czas to zakończyć!

Kot podszedł do tornada, i wyciągnął rękę. Trąba ogniowo-powietrzno-magmowa zaczęła powoli zmniejszać się i jakby kondensować. W końcu Bajcurus złapał tornado i ścisnął je w ręku, kondensując je do rozmiaru naboju do magnuma.

Kot podszedł do Konishi, i zaatakował sztyletem. Cios został odparty, Bajcurus ponowił więc cios. Ten także został zablokowany, Kot pojawił się więc za plecami przeciwniczki i zaatakował ponownie. Konishi była szybka, ale nie wystarczająco. Bajcurus pojawiał się za jej plecami, nad nią, pod nią i przed nią, ciągle ponawiając atak i w końcu udało się - sztylet przebił zbroję i lekko ukłuł Konishi w brzuch. Moc Otchłaniowa zaczęła osłabiać przeciwniczkę. Kot odrzucił sztylet, wsadził skondensowane tornado do magnuma, wycelował i wypalił. Kula utkwiła w zbroi Konishi.

- Bum!

Całe tornado nagle wyzwoliło się, w sekundę powiększając swoją objętość z niewielkiego naboju na całą arenę.

Kto przetrwałby... to?

Bajcurus wziął berło, i popatrzył na nie.

- Holkasku! - krzyknął nagle. - Widzisz, co potrafię! Popatrz, jaką mam moc! Tak zacząłem się zastanawiać, czy nie jestem dla ciebie przydatniejszy jako wspólnik niż jako wróg? Pracowałem już z Holzenem i Mrokasem, i obu wyszło to na dobre. Co powiesz na Mroczny Sojusz v2?

Po czym złamał berło na kolanie i rzucił kawałki grabarzowi.

___

Wiem, że przyimbiłem, ale nie miałem szansy na odpis tak długo, że wyobraźnia zaczęła mi eksplodować podczas pisania >_>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- NIE Z TAKICH OPRESJI SIĘ WYCHODZIŁO!

Cień przybierał dobrą minę do złej gry oraz również kontynuował jednostajny wrzask, który zawsze w chińskich pornobajkach się sprawdzał, który świadczył o ciągle zbieranej energii na potężne uderzenia. Choć tak różowo nie było, wymiana ciosów z Utopcem kosztowała go trochę energii i otwartych ran, którymi nawet teraz się nie zajmował plus nie chciał marnować sił na ich regenerację, ale zamierzał pokazać temu cholernemu dziadowi, że nic nie może powstrzymać boga metalu przed osiągnięciem jego wspaniałego snu!

- Z POTĘGĄ MUZYKI WSZYSTKO JEST MOŻLIWE! TRZYMAJ SIĘ SYSKOL, WYCIĄGNĘ NAS Z TEGO!

Nagle zamiast ostrzy w łapach Cienia pojawiła się podwójna gitara elektryczno-basowa, dzięki której mógł zagrać ten cały genialny kawałek bez przyzywania kapeli w tle.

- Aaaaaa, Aaaaaaa, Aaaaaaaa, Aaaaaaaaa,

Aaaaa, Aaaaa, Aaaaaa, Aaaaaa,

Aa, Aa, Aa, Aa, Aa, Aa, Aa,

AAAAAAAAAAAAAAAA-AAAAA YEAH !

I do not need, (He does not need)

a microphone (a microphone)

My voice is &**#$&*, (^&$%*(#)

powerful.

Od nadmiaru wrzasku gruzowisko wokół nich zaczęło się trząść a woda gotować od namiaru energii. Łapy Shadowa grzały po gitarach z prędkością światła zagrywając ten sam kawałek kilkaset razy naraz nie dając ani chwili wytchnienia sile po drugiej stronie

- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA YEAH !

Pierwsze solidne uderzenie. I zatrzęsły się niebiosa!

- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaah!

Gruz rozerwał się na strzępy i odleciał we wszystkie strony a Cień wraz z Syskolem byli uwolnieni. Teraz jednak, w chwilę, ruszyła na nich fala wody. I na to jednak Shadow był przygotowany zapodając już łapami na swoich odjechanych gitarach gorący kawałek, który sprawił, że aż woda wokół nich zaczęła parować.

- po skończeniu Cień ryknął. - TERAZ TO SIĘ ROZGRZAŁEM! - ponownie chwycił w swe mocarne, demonie łapska dwa, sporej wielkości miecze gotując się do następnej serii ciosów. - SĄDZISZ, ŻE TO KONIEC?!!! A I OWSZEM, ALE TWÓJ! HAHAHAHAHAHA!

Cień rozpostarł ramiona niczym potępiony anioł kierując ostrze ku sobie i czując jak cała moc aż w nim bulgocze huknął z całej siły.

- BAN-KAI! - ogromna kula energii wystrzeliła z wnętrza Shadowa oślepiając widzów, choć niewielu, na ten krótki moment gdy transformacja się dokonała. Shadow ewoluował jeszcze dalej czyniąc się straszniejszym, właściwie żyjącym mrokiem z potężnymi, kościastymi skrzydłami i wzbudzającą respekt maską Vasto Lorda.

Utopiec pewnie nie spał, ale Cień musiał w końcu znaleźć moment gdzie ten dziad będzie stał w miejscu. Cholera, przecież zbiera energię to raczej ruszać się nie może. Cień uśmiechnął się wrednie i skierował teraz oba ostrza złączone w jedno ku przeciwnikowi szepcząc tylko jedno słowo.

- Mugetsu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sytuacja nabierała tempa, walka z każdą chwilą robiła się coraz bardziej chaotyczna głównie dzięki szklanym sobowtórom Glatryda, który musiał z dumą przyznać, że wykonywały swoją robotę idealnie. Sam bóg krążył wciąż wśród nich, czekając na odpowiednią okazję, gdy nagle na jednego z golemów opadł śmiercionośny młot. Władca Luster natychmiast wykorzystał moment nieuwagi machiny i gdy była zajęta Casulonem wskoczył na gigantyczny obuch pod którym wciąż znajdowały się resztki jego kopii. Nabierając coraz większego rozpędu, przeskoczył na ramię i wytwarzając na spodzie stóp dla lepszej równowagi szklane pazury, ruszył ku głowie. Kątem oka dostrzegł kłopoty Casula.

- 1, 2, 4, 5 i 6 natychmiast pomagają Casulonowi. W razie gdyby nie udało się go wydostać, zasłonić gruzem i własnym ciałem. 7, 8, 9, 10, 11, 12, mają spróbować odepchnąć działo, wszelkimi możliwymi sposobami. Nawet za cenę unicestwienia! Reszta mnie osłania! - Ryknął wciąż nabierając prędkości i wytwarzając na powierzchni swej zaciśniętej pięści zaostrzone, szklane ćwieki, która wyglądała teraz niemal jak maczuga.

Diabelska machina słysząc krzyki Glatryda rozlegające się tuż przy swoim ramieniu próbowała się odwrócić, ale została zasypana gradem gruzów, które uniemożliwiły jej dokładne rozejrzenie się. Gdy w końcu machając na oślep młotem odpędziła szklane kopie i spojrzała dookoła, tuż przed swymi oczami ujrzała szrżującego boga kostek. Było za późno na jakikolwiek unik, jaki mogła zrobić głową.

Gdy jego pięść wbijała się w metalową czaszkę, w całej dzielnicy zabrzmiał głuchy trzask.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Źle, źle, źle, źle... - mruczał pod nosem Lunarion uciekając przed "opcymi". Na szczęście dotarli w końcu do pomieszczenia ochrony, gdzie byli stosunkowo bezpieczni, przynajmniej przez jakiś czas. - Dobra, odsuńcie się.

Lunarion dobrze wiedział, co teraz zrobić. Bogozord powstał częściowo z Luny, a to pomieszczenie nie zmieniło się zbytnio w trakcie transformacji. Podszedł do jednego z pulpitów i zaczął naciskać guziczki, przesuwać okna na holograficznych wyświetlaczach i wydawać komendy głosowe. Nagle zza drzwi, przez które niedawno przeszli, dobiegły ich nieziemskie wrzaski i odgłosy wystrzałów z broni maszynowej. Po chwili wszystko ucichło.

- Uruchomiłem automatyczne wieżyczki ochronne. Nie rozwaliły wszystkiego, ale lepsze to niż nic. - Spojrzał na nieprzytomnego Markosa i szturchnął go lekko na pobudzenie. - A teraz co do planu... pozwólcie mi to zrobić. Generatory przeciążone rzeczywiście wytworzą lokalne załamanie przestrzeni i potężne pole grawitacyjne, cały Bogozord imploduje, zamieni się w osobliwość, a następnie gwałtownie wypromieniuje całą energię zamiatając okolicę. Wiem, co zrobić, żeby je przeładować, uda mi się też zwabić tam Mrokasa i jakoś go zatrzymać. Niedaleko maszynowni znajduje się mały hangar z pojazdami ewakuacyjnymi, pobiegniecie tam i odlecicie jak najszybciej poza zasięg wybuchu. Nie martwcie się, uda mi się do was dobiec na czas. Znam ten statek jak własną kieszeń. Jak wszystkie swoje kieszenie.

Bóg księżyca odwrócił się z powrotem do ekranów czekając na opinię i odbezpieczył śluzę prowadzącą do maszynowni z generatorami. Korytarze przez które mieli iść były chronione przez wieżyczki, więc nie powinni mieć problemów. No, przynajmniej dopóki te się utrzymają.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zbliżają się do niego Glatrydowie. Casul łączy swój umysł ze świadomością prawdziwego boga

- Nie! Nawet jeśli kopiom przy armacie uda się choćby na trochę przemieścić ją i przekierować strzał, to nie uchronią mnie przed drugim wystrzałem. Maszyna wpadła w szał, gniew. On dodaje sił. Wierz mi, wiem coś o tym. Reszta odbić nie zdąży mnie w tych warunkach wyciągnąć. Zasłonięcie mnie też nie pomoże. Sam widziałeś możliwości tego działa. Prosty rachunek. Albo tylko ja odejdę, albo ja i wysłannicy. Poza tym przyrzekłem sobie, że nikt, nawet jeśli to tylko twoje odbicia, nie będzie za mnie umierał. I żeby nie było. Nie zamierzam się poddać i czekać na śmierć.

Kostka, w której nie tak dawno był uwięziony, w końcu podłączyła się do prawego ramienia boga. Z dusz scalonych z jego istotą formuje własne działo. Celuje prosto w lufę Machiny.

- Prometeuszu, nie zawiedź mnie!

Pocisk naładowany energią wymiarów zostaje wystrzelony. Za kulą ciągnie się wyrwa w rzeczywistości, a okolica wykrzywia się groteskowo. Z dziury w wymiarze rozlega się świergot ptaków i szum drzew, które dawniej były na tym świecie. Słychać również głosy istot z sąsiednich światów. Sam pocisk zdaje się łamać prawa fizyki. Z każdą chwilą przyspiesza, a grawitacja czarnej dziury nie ściąga go. Leci wprost do celu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czarna dziura rosła, podczas gdy ja słabłem.

Nie martwi mnie fakt, że najpewniej tego nie przeżyję. Moim celem jest zniszczenie całego tego przeklętego miejsca, postawienia monumentu ku czci nieistnienia. Jedyny sposób, w jaki mogę go dokończyć, to samemu przepaść w nicości. Problemem jest to, że Glatryd i Casulono też prawdopodobnie zginą. Mamy uratować Holzena, by ocalić Wszechświat przed potwornym losem. Jeśli choćby jeden z nas nie przeżyje, by do niego dotrzeć, to nasze zwycięstwo tutaj będzie bezsensowne.

Ale przecież jest jeszcze Vanasayo. Gdy ja tracę swoją moc, ona ją zyskuje. Gdy ja umrę, ona zajmie moje miejsce i zatryumfuje tam, gdzie poległem.* Czas to zakończyć.

Supermasywna czarna dziura była już prawie gotowa. Z mojego ciała już niewiele zostało. Rozkoszując się uczuciem pogrążania w Pustce, skupiłem resztki pozostałych mi sił. Na powierzchni czarnej dziury zabłysły blado magiczne znaki, a sam obiekt, przypominający teraz olbrzymią kulę atramentu zawieszoną w nieważkości, pomknął w stronę Machiny, pożerając rzeczywistość na swojej drodze.

------------------------------------

*Jak nie pamiętacie, o co chodzi, to zajrzyjcie tutaj.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Światło.

Widzę je.

Zawsze jest oślepiające i zawsze muszę wykorzystać całą siłę, by do niego dojść...

Ale gdy już jestem blisko... Co się dzieje? Światło znika, a ja wpadam w ciemność...

Tylko że to nie jest zwykła ciemność.

Ta ciemność zabiera uczucia, energię, siłę... Wszystko...

-Co do...

Konishi wreszcie otworzyła oczy... Widok, jaki jej się ukazał, był zdumiewający... a nawet przerażający.

Jeszcze przed chwilą znajdowała się z Bajcurusem koło kapliczki. A teraz!

Teraz... Znajdowała się w ciemnym, ale w wielkim pomieszczeniu. Było bardzo ciemna, ale Konishi i tak dostrzegła przerażające elementy. Nie dość, że było gorąco, to jeszcze na ścianach były wypisane napisy... krwią chowańcową.

W bogini od razu zjawił się niepokój. Zwłaszcza, gdy przed sobą zobaczyła wyrwane z jakiegoś notesu kartki. Niby nic specjalnego. Ale po dłuższym przyjrzeniu się można było dostrzec, że te kartki tworzą "dróżkę"... na koniec sali. A tam, na fotelu... siedział ktoś.

-Witaj.

Konishi niemal piorun strzelił. To była Heaven?

-Mogę wiedzieć, z kim rozmawiam?

Tajemnicza postać wstała z fotela i ruszyła ku Konishi. Rzeczywiście była to Heaven.

-Rozmawiasz ze mną...

-Wiem, wiem, rozmawiam z tobą, wiem. Ale nie mam czasu! Za późno. Czy wiesz, co właśnie się stało?! Nie? To ci...

-Kot poczeka. A i ja nie mam czasu. Ona dała mi tylko 15 minut...

No i Konishi zemdlała...

Tu się zaczyna odpowiednia część posta. Ta wyżej to tylko wprowadzenie. Miłego czytania(czy czegoś podobnego)życzę i żeby nie rzucano wam w głowy bananami. BM

Konishi powoli otworzyła oczy.

Zadziwiająco szybko zorientowała się, że jest pewna rzecz nie tak. Owszem, nadal była boginią, miała błękitne włosy i zmieniające kolor oczy. Ale... była dzieckiem! Nie wiadomo co spowodowało, że z 16-latki zmieniła się w... 6-latkę.

-Co, do... Gdzie jestem?! I co się ze mną stało?!!

-Jesteśmy w twoich wspomnieniach...

Konishi obejrzała się i zobaczyła Heaven. Ona również była 6-latką.

-W moich wspomnieniach?...

-Tak... Przeniesiemy się do kilku z nich. Musisz znaleźć w każdym z nich kilka fragmentów cech Szalonego Grabarza...

-Szalonego Grabarza?...

Heaven pokiwała głową.

-W każdym fragmencie kryje się cząstka mocy. Gdy znajdziesz i połączysz wszystkie fragmenty, uzyskasz możliwość zamiany w Szalonego Grabarza... Jednak nie na długo. Pamiętaj jedno: masz tylko 15 minut na znalezienie fragmentów, a może nawet krócej. Zaczynajmy...

Tu pomijamy wszystko, bo by wyszło za długie, i przechodzimy do rozmowy z Heaven. Idę banany(takie owoce)prostować^^ WM

-Pytaj się mnie o co chcesz. Ale możesz nie otrzymać odpowiedzi...

-No to się pytam. Po 1: dlaczego znikłaś? Po 2: jesteś odpowiedzialna chociaż trochę za ten chaos? I po 3: co się stało z twoimi wyznawcami?

-Na pierwsze ci nie odpowiem... Jeśli chodzi o chaos związany z Holzenem, nie mam z tym nic wspólnego... Tylko ONA by się zgodziła pomóc...

-A trzecie?

Heaven westchnęła.

-ONA jest odpowiedzialna za to, co się stało z moimi wyznawcami.... Prawdę mówiąc, ONA trzyma tajną broń w zanadrzu...

-Hę?!

-Wyznaczeni specjalni wyznawcy pilnują tej broni...

Zamknęło oko.

-Nie ma ona imienia. Od chwili swoich narodzin jest odizolowana od świata... Narodziła się z diabelskimi rogami zamiast kocich uszu. ONA wydała rozkaz, by ją uwięzić... Z każdym dniem odizolowana nabiera siły...

Otworzyła oko.

-Któregoś dnia się wydostanie. Bogowie nawet nie zauważą, jak wśród nich zjawi się niosąca ból...

Konishi znów otworzyła oczy... Znajdowała się koło... siebie martwej?!

Dostrzegła wtedy Bajcurusa, trzymającego berło.

-Ty s%^&*$#@!... Jeszcze ci się nie odechciało...

I wtedy zdała sobie sprawę, że posiada moc Szalonego Grabarza. Wyciągnęła więc ręce, które wydłużyły się i zabrały berło Kotu, gdy ten chciał je złamać.

Dostrzegła grabarza i zrobiła się cała niewidzialna, by po chwili do niego strzelać...

I do Kota jednocześnie.

-------

Sorry, że takie bez sensu, ale pomysły mam tylko z Arkisem i jego braciszkiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdyby Markos był przytomny i słyszał plan, z pewnością pochwaliłby Lunariona za jego wymyślenie. Pech jednak chciał, że było inaczej. Zgodnie z zasadą, że milczenie oznacza zgodę Lunarion przystąpił do realizowania swojego pomysłu. Wieżyczki osłaniały uciekających do hangaru bogów. Niestety - drzwi do niego były zamknięte. Shaker z Markosem na ramionach i Cygnus próbowali je przez chwilę otworzyć, gdy nagle upadła ostatnia wieżyczka. Diabły wychodziły ze ścian, sufitów i podłogi i pełzły po wszystkich powierzchniach w stronę bogów. Boski bard jednak - o dziwo - odzyskał przytomność, ale był chyba zbyt zamroczony, by zareagować w jakikolwiek sposób na obecną sytuację.

- Ranisz moje uczucia Amando. Ten żyrandol jest zbyt różowy... - znów zemdlał. Na szczęście po paru plaskaczach znów się otrząsnął.

- Dobrze się czujesz? Nic Ci nie jest?- zapytał Cygnus.

- To tylko małe wgniecenie na masce... Henio nie takie rzeczy wyklepywał. - odpowiedział bard, z nieprzytomnym wzrokiem i najwyraźniej jeszcze nie w pełni działającym umysłem. O ile stać już mógł, o tyle walczyć, używać mocy, czy nawet chodzić o własnych siłach - już nie.

Tymczasem w pomieszczeniu, w którym znajdował się Lunarion był... no właśnie nikt. Ten najwyraźniej nie wiedział jak dokładnie chce zatrzymać Mrokasa, który wciąż się nie pojawiał. Nagle przez drzwi, przez które niedawno wchodzili do "sterowni" bogowie wbiegła cała chmara diabłów - najwyraźniej uniknęły wieżyczek. Było ciemno, okresowo tylko migały czerwone światła awaryjne. Lunarion stał pod ścianą, a diabły podchodziły do niego ściśnięte, tworząc przed nim pusty półokrąg, który ciągle się zmniejszał za sprawą czarnej, żywej masy zbliżającej się do boga. Mrokasa wciąż nie było... Gdzież on mógł się podziać? Co robić? Czyżby się gdzieś przemknął, gdy pospolite diabły tylko odwracają uwagę? Czy może jest zaraz za nimi? Albo wśród nich? Gdzie on był?!

- Lunarion, mamy mały problem. Atakują nas diabły, a hangar jest zamknięty! Co robić?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Cholera... Nie powinniśmy się roździelać. Cygnus jeśli możesz biegnij pomóc Lunarionowi, tylko wpierw zrób tu lodowisko. W takiej grupie diabły po prostu się poprzewalają, a ja spróbuję coś wymyślić z tymi drzwiami- powiedział Lucker oglądając mechaniczne wrota.

Gdzie on jest... a tutaj! Ten kabel prowadzi prosto w tą stronę, czyli w prawy korytarz. Zatem jeśli znajdę źródło to może uda mi się otworzyć te wrota.

- Nie słyszysz, co mówię? Biegnij Cygnusie, bo zostawianie Lunariona samego to nie był dobry pomysł!!!

Lucker jeszcze wciągnął wszelkie szczęście diabłów i skumulował je obdarzając Cygnusa niesamowitym trafem i fuksem. Mógł teraz biec do Lunariona i nie baczyć na nic po drodze. Zaś diabły... no cóż większość pospadała ze ścian wpadając to na nierówność to nabijając się na jakiś wystający drąg. Po prostu czysty chaos.

- Was zaś zrodzono z ciemności, byście dla światła miały równowagę. Przybądźcie moi wierni...- powiedział wznosząc ręce do góry.

Tak oto z portalu wyszły Anioły Ciemności. Jeden z wielu najlepszych oddziałów bojowych tej ciemnej frakcji. Choć nie dorównywały liczebnie diabłom to jednak ich oręż w postaci przeklętych mieczy i tarcz oraz doświadczenie bojowe dawały im większą przewagę i moc niszczącą.

- Oto jesteśmy na twe rozkazy- przyklęknął jeden z nich.

Od razu ustawili się w pozycję bojową. Dosłownie, jak 300 Spartan(choć było ich o wiele mniej) broniących wąskiego przesmyku prowadzącego do Termopili. Swoimi długimi mieczami ciachały diabły nie pozwalając im się zbliżyć.

- Ciemności słudzy! Odciągnijcie uwagę diabłów i osłaniajcie oto to wejście do hangaru oraz nie pozwólcie diabłom podążać za mną. Pomóżcie też Cygnusowi utorować początkową drogę w kierunku Lunariona- powiedział.

Dowódca Aniołów kiwnął głową, powiedział coś w rodzaju ,, Choćbyśmy polegli zrobimy to..." i czekał na sygnał Cygnusa by wypuścić go przed szereg tarcz.

- Liczę na ciebie Cygnusie. Spotkamy się na zewnątrz. Dałem wam tyle szczęścia, że musi wam się udać.- powiedział i ruszył pustym korytarzem za wiszącym na scianie kablu od drzwi od hangaru(z Markosem).

- Idziesz panie?- powiedział dowódca do Cygnusa.

----------------

Markos... Miałem już odpisywać. Uprzedziłeś mnie :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...