Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Turambar

Forumowicze o Sobie VIII

Polecane posty

Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni...

Kiedyś usłyszałem od mojego wujka zdanie, którego trzymam się po dziś dzień: Największym zwycięstwem jest umieć przegrać.

Cieszę się ze zwycięstw, porażki jedynie motywują mnie do dalszej walki. Problemy zostawiam za sobą. Nie oglądam się. Poza tym i tak ciągle powtarzam sobie, ze jestem najlepszy, a jak na razie ludzie, których spotykam i mogę lepiej poznać (np. koledzy z klasy) zazwyczaj utwierdzają mnie w tym przekonaniu.

Dążę do zwycięstwa, ale nigdy za wszelką cenę. Kiedyś dostałem szóstkę z wf, bo kiedy biegliśmy na 1000m kolega źle stąpnął i się przewrócił, efekt - skręcona kostka. Wszyscy pobiegliśmy dalej, ale gdy zauważyłem jego brak, to cofnąłem się i pomogłem mu zejść na trawę. Zostałem za wszystkimi jakieś 200-300m, ale nie dałem się i dobiegłem do mety z dość dobrym czasem (jako drugi). Nie żebym się chwalił, ale biegi długodystansowe to zawsze był mój konik. Szóstak oczywiście za zachowanie fair play.

Zresztą, wygrywać też trzeba umieć.

Świetnie opisał to Diacon, bo chamsko jest cieszyć się dołując tym samym innych. Zwycięstwo należy przyjmować w sercu. Skromnie.

A od siebie zapodam taki mniejszy temacik - jak znosicie ból, zastrzyki, wizyty u dentysty? Macie takiego pietra, ze wszystkie wlosy staja Wam deba, jestescie obojetni, a moze sprawia to Wam... przyjemnosc?

Mam dość dużą tolerancję na ból. Wszelkiego rodzaju szczepionki, zastrzyki, skręcenia, rozcięcia, upadki... Poza - ciągnięciem za włosy i dentystą, właśnie. Nie wiem, ale jakoś strasznie nie cierpię, gdy ktoś grzebie mi w zębach. Jestem w stanie znieść ból zęba przez pół dnia niż wyrywanie przez 30s - i to nie z powodu strachu. Po prostu nie lubię... ^^'

To samo z ciągnięciem za włosy... O ile lubię, gdy dziewczyna głaszcze mnie po włosach (Mmm... ^^), o tyle ciągnięcia mnie za moje długi kłaczki nie toleruję! :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do dentysty - ostatnio miałem trutego zęba, a dentysta trafił igłą ze znieczuleniem w któryś z nerwów :D Podskoczyłem lekko i przez kilka godzin miałem lekki paraliż mięśni twarzy i języka (swoją drogą fajne uczucie). Zatruty ząb nie bolał prawie wcale (a powinien). Poza tym wyrywana ósemka - straszliwe uczucie, ale ból żaden.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, ciekawy temat, Diaconie zarzuciłeś. Na który nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć, bo moją osobowość chyba najlepiej określić mianem chimerycznej. Porażki potrafię tłumić w sobie, nie śpiąc po nocach, albo męczyć nimi przyjaciół :). Myślę, że zależy to głównie od formy danej porażki. Jeśli jest to coś bardzo osobistego, to wychodzę z założenia, że żadna osoba trzecia nie ma prawa włazić mi z butami w moją "strefę". W takim wypadku tłamszę dany problem w sobie i szukam rozwiązania. A że jestem człowiekiem upartym, to zawsze szukam jakiegoś rozwiązania, czy kompromisu. Jak sobie z tym radzę? Różnie - czasami czytam sobie (czy to książkę, czy jakiś magazyn), czasami oglądam telewizję, jednakże na ogół puszczam muzykę. Nie wiem jak to jest, ale im brutalniejsza muzyka, tym szybciej się uspokajam. Nigdy w takiej sytuacji nie gram, bo po pierwsze, nie idzie mi wtedy, po drugie, jakoś mnie do grania nie ciągnie.

A jak jest ze zwycięstwami? Cóż, tu się potrafię zachować bardzo po chamsku i przegranemu śmiać się w twarz :). Oczywiście, też nie jest to regułą, bo to zależy od skali tego zwycięstwa. Takie drobne, na skali prywatnej, to wiedzą o nich tylko najbliżsi przyjaciele (choć i tak tylko po naciskaniu mnie, bo co mnie samego dziwi, czasami nielubię się chwalić czymkolwiek. I nie wiem, dlaczego tak jest, czasami tak mam i już). Reszta nie powinna się tym interesować. Natomiast te duże... o, panie :). Im więcej osób wie, tym lepiej :). Niech zazdroszczą :D.

@Sedinus

A od siebie zapodam taki mniejszy temacik - jak znosicie ból, zastrzyki, wizyty u dentysty? Macie takiego pietra, ze wszystkie wlosy staja Wam deba, jestescie obojetni, a moze sprawia to Wam... przyjemnosc?

Khehe, mam prawie ćwiartkę na karku i nie musiałem jeszcze ani razu być u dentysty. Nie wiem jak to jest, ale zęby mi się nie psują. Owszem, dbam o nie. Nie noszą żadnych śladów, nie bolą etc. to nie widzę potrzeby iść do dentysty-sadysty :). Choć z drugiej strony, to dojrzewa we mnie decyzja, by wybrać się na kontrolę uzębienia, tak dla świętego spokoju.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja 5 lat temu miałem problem z zębem jeszcze mlecznym. Bolał niemiłosiernie tak, że musiałem iść do dentysty. Ten zauważył, że po prostu już jest do odpadnięcia,ale ciągle się trzyma. Wciął swoje obcęgi i bez pytania wyrwał. Trochę bolało.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nic nie robić, niczym się nie przejmować - to jest moje lekarstwo na stres... Oczywiście coś czuję, że takie podejście zakończy się tragicznie, ale... życie będzie toczyć dalej, prawda? ^^ Choć nie ukrywam, że gdyby mi się chciało, tak jak mi się nie chce to... aż nie mogę tego ogarnąć wyobraźnią. Byłbym chyba bogiem. o.O

Jeśli chodzi o porażki/zwycięstwa... Ze mną jest taki problem, że praktycznie przez cały czas mam wrażenie, iż to co się wokół mnie dzieje nie ma żadnego znaczenia. Dlatego nie okazuję jakichś większych emocji na przykład w przypadku zdania/oblania egzaminu. Zdałem - no fajnie, nie będę się musiał uczyć. Oblałem - no trudno, poprawkę się zda, a jak się nie zda to nie, lajf is brutal.

Zresztą i tak wszyscy skończymy tak samo, więc co za różnica. ;] Dlatego wolę się po prostu nie przejmować - ewentualne porażki czy zwycięstwa nie będą miały znaczenia w dniu mojej śmierci.

the same here :)

studia nie idą mi najgorzej, bo na trudnym kierunku dziekanka na odrobienie raptem 21 punktów z 155 możliwych do tej pory do zdobycia, to nie jakaś haniebna rzecz, chociaż wiem, że gdybym wykazał więcej determinacji byłoby znaacznie lepiej (może nawet bezdebetowo). Ale choruję troszkę i stres mi nie służy, więc jeśli wypada mi jakieś zaliczenie, na zaliczenie (:) )którego potrzebowałbym tak ze czterech zarwanych nocek- odpuszczam, nie przejmując się rezultatem, współczując jednocześnie kolegom którzy w czasie sesji prawie nie śpią. Potem gdy słyszę te narzekania o jednym wykładziku w plecy mogę się tylko cieszyć, że sam się tak tym nie przejmuję. Zaliczenia podobnie jak pisał 47 też za bardzo mnie nie cieszą, jakaś satysfakcja jest, ale bez euforii. Często koleżanki dziwią się, jak można do wszystkiego tak spokojnie podchodzić, ale ja wiem że dla mnie lepiej będzie jeśli skończę całą sprawę rok później, niż gdybym teraz miał robić za kłębek niewyspanych nerwów.

Jedyne czym na poważnie się przejmuje jest oczywiście zdrowie. I tu nie ma żadnego sposobu na zmartwienia. Kiedy 3 lata temu zacząłem chorować i lekarze wywalali mi procentowe (cholernie wysokie) szanse na nowotwór, zachowywałem się tak samo jak zachowuje się człowiek z zaawansowanym alzheimerem. Ot warzywo, które nie za bardzo pojmuje co robią ci wszyscy ludzie wokół i czego tak właściwie od niego chcą. Na szczęście wszystko wyjaśniło się po kilku tygodniach i teraz wiem, że niektórymi rzeczami naprawdę nie można się za bardzo przejmować... :wink:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trudno mi powiedzieć o porażkach, bo to one uczą mnie jak mam powstać (parafrazując słowa Cain'a :D). Może to mało, może to dużo ... porażka mnie motywuje, choć jak na studenta przystało opieprzam się równo ;)

Wytrzymałość na ból? Muszę przyznać, że posiadam. Wiadomo oczywiście, że nikt nie ma takiej 100% bo każdy z nas odczuwa ból fizyczny na inne sposoby, ale umiem wytrzymać. Szczepień jak i kłucia nigdy nie lubiłem, więc one mnie bolały ... ale co dzień muszę znosić ból stawu kolanowego - potworny istotnie, ale nogi sobie jeszcze nie odrąbałem więc ... ;)

Dentysta ... nienawidzę! Okropieństwo! Po dziadkach od strony taty mam potwornie mocne zęby (pradziadek zjadał daktyle razem z pestką!) a od mamy ich wspaniałą krzywiznę. Skutkowało to tym, że przez 8 lat ponad odwiedzałem ortodontów i dentystów. Przez to, że odziedziczyłem moc zębów musiałem wyrywać mleczne zęby - wg. dentystki trzeba było. Oczywiście szedłem na żywca bo boję się igieł ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja jestem Kuba. Mam prawie 16 lat. Moje glowne zainteresowanie to muzyka(glownie crust/hc, last.fm w sygnie). Troche tez czytam, aktualnie czytana ksiazka to "Bóg Urojony" R. Dawkinsa. Moje foto gdzies tam jest w profilu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dentysty się nie boję, może dlatego, że dbam o zęby i nigdy nie musieli mi ich borować, usuwać ani nic.

A co do bólu... Zależy jaki. Jest ból chciany i niechciany. Chciany może być nawet przyjemny. Ten drugi boli. Wszystko zależy od nastawienia ^^.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Juz sam fakt, ze ktos zbliza cos ostrego do mojej skory przyprawia mnie o dreszcze. I nikt mi nie wmowi, ze odwracanie wzroku czy zaciskanie zebow pomaga, bo to guzik prawda i tyle :(
U dentysty dosyć się nacierpiałam i strasznie bałam się chodzić na kontrole (mimo że na poprawę samopoczucia dostawałam przeróżne fanty), na szczęście było to dawno, więc niewiele z tych koszmarków pamiętam. Teraz chętnie chodzę do dentysty, choć nie robię tego zbyt często. ;P zresztą wiele też zależy od samego dentysty/ki. Trafiłam na całkiem miłego pana, tak na oko wygląda na 35 lat i odkąd powiedział mi, że jestem dzielniejsza od mojego brata, nie mogłam go nie polubić. ;] Ale jeśli chodzi o szczepie... Aj, nie. Nie napiszę tego słowa, brrr... Trauma, trauma i jeszcze raz trauma. Jak tylko słyszę o jakiejś obowiązkowej wizycie u lekarza, w celu wbicia mi igły w skórę, to jestem w stanie wiele zrobić, by do owej wizyty nie doszło. ;]

Smutki. Cóż, wszystko zależy od przyczyny owych smutków. Niekiedy potrafię w środku nocy zadzwonić do znajomej, żeby się jej wyżalić. A czasem po prostu wszystko tłumię w sobie i zaczynam z kimś rozmawiać na różne tematy lub zajmuję się innymi sprawami, żeby choć na chwilę oderwać się od "złych myśli".

Radościami lubię się dzielić i lubię przesadnie się z nich cieszyć, choć oczywiście biorę pod uwagę okoliczności, co to za radość i czy naprawdę warto aż tak się cieszyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@UP:

Co do szczepień, to moja mama jest pielęgniarką i szczepi mnie i mojego brata najczęściej w domu. A że się kiedyś baliśmy, to został jej zwyczaj robienia zastrzyku z zaskoczenia. Ostatnim razem, jak mnie szczepiła przeciwko grypie, to miałem w rękach otwartą gazetę i nie zdążyłem oprzeć ramienia, co skończyło się prawie dwudniowym zdrętwieniem kończyny.

Jeśli chodzi o dentystę, to byłem u niego bardzo daaaawno, jeszcze jak byłem mały, a potem miałem zdrowe zęby i jakoś nikt mnie nie zmuszał do chodzenia do niego, ale teraz dojrzałem do tego, żeby się sam do niego wybrać, jak będę miał czas. Pewnie będzie jakieś borowanko, a ja się wcale nie boję :chytry:

Chociaż to może wina tego, że wracając do domu po lekcjach w podstawówce i gimnazjum praktycznie codziennie wstępowałem do ośrodka zdrowia, w którym pracuje moja mama, i widok białego fartucha mnie nie przeraża. Parę razy nawet pomagałem przy rejestrowaniu pacjentów :cool:

A co do odreagowania stresu, to zamykam wtedy drzwi do pokoju, i siedzę sam, ewentualnie zasypiam. Nikogo nie zarzucam moimi problemami, bo nie sądzę, że jest mi to w stanie pomóc, a powoduje jeszcze większe poczucie beznadziejności. Swoją drogą, jak odniosę sukces, to też nie odczuwam jakiejś euforii... Pamiętam, że po zdanym egzaminie na prawo jazdy wyszedłem z WORD-u bardziej "przybity" niż po tych wszystkich oblanych :rolleyes:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... kiedy biegliśmy na 1000m...

Ja tak tylko się czepiam, ale 1000 m to dystans co najwyżej średni :happy: Ale za postępowanie rzeczywiście dobra ocena się należała.

Khehe, mam prawie ćwiartkę na karku i nie musiałem jeszcze ani razu być u dentysty. Nie wiem jak to jest, ale zęby mi się nie psują.

Nie musiałeś, czy nie byłeś? :wink: Bo przeca nawet jak zęby nie bolą, to od czasu do czasu wypada się wybrać na kontrolę. Ja tam w szkole podstawowej i liceum trochę po dentystach się nachodziłem, ale że chodziłem regularnie to nic poważnego nie było. Raz czy dwa tylko miałem robione znieczulenie, a tak daję jakoś radę - a borowań miałem wiele. Za to moja żona z zębami ma podobnie jak Ty - zero problemów przez całe życie. Tak to bywa.

Strzykawki? Zero obaw. Parę razy oddawałem honorowo krew i nawet widok 450 ml własnej krwi nie robił na mnie wielkiego znaczenia. Inna sprawa, że nigdy nie miałem specjalnie bolesnych zastrzyków robionych. Nie przepadam za to za łykaniem tabletek - długo opieram się nawet, gdy porządnie łupie mnie głowa. Najlepszym lekarstwem zawsze jest przespana noc. Dobrze, że żona w odpowiednim momencie potrafi we mnie wmusić coś na wzmocnienie...

Stres? Różnie. Przeważnie duszę nieco w sobie, co odbija się na proces trawiennych (eufemizmy me kochane), ale tak w ogóle to ze mnie spokojna bestia jest. Przed egzaminami siadałem zawsze parę metrów od trajkocząco-powtarzających koleżanek i albo słuchałem czegoś albo gadałem sobie z kumplami. A w trakcie i po egzaminie stresu zero. Na studiach głównym źródłem stresu był tylko egzamin ustany z praktycznej nauki języka angielskiego - zawsze miałem problemy z RP pronounciation, a poza tym nieśmiały jestem :ninja:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie musiałeś, czy nie byłeś? :wink:

I jedno i drugie :). Ostatni raz byłem u dentysty w podstawówce. Jednak będę musiał się wreszcie wybrać, choćby i tylko dla świętego spokoju.

Bo przeca nawet jak zęby nie bolą, to od czasu do czasu wypada się wybrać na kontrolę.

Wiem wiem, wszyscy mi to powtarzają i chyba się wreszcie ugnę. Zrobię to choćby dla świętego spokoju, żeby mi nikt już nie truł, bo to wykończyć potrafi :P.

Ja tam w szkole podstawowej i liceum trochę po dentystach się nachodziłem, ale że chodziłem regularnie to nic poważnego nie było.

U mnie w tym czasie było podobnie, bo to były czasy, gdy szkoła sama z siebie wyganiała uczniów do dentysty. Pamiętam, że nawet jakąś plombę miałem na zębie. Ale jako, że to było w pierwszej połowie lat 90tych, to pewnie miałem ją na mleczaku :).

Nie przepadam za to za łykaniem tabletek - długo opieram się nawet, gdy porządnie łupie mnie głowa. Najlepszym lekarstwem zawsze jest przespana noc. Dobrze, że żona w odpowiednim momencie potrafi we mnie wmusić coś na wzmocnienie...

Tutaj możemy podać sobie rękę. Wolę się położyć spać, albo znaleźć jakieś absorbujące zajęcie, żeby tylko nie myśleć o bólu i nie łykać tabletek. Wystarczy, że napatrzyłem się jak moja mama i siora traktują Apap. Normalnie jak cukierki. Mam straszny uraz teraz do wszelkich farmaceutyków. Łykam jak już naprawdę muszę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też dentysty się nie boję :D

Nie tylko dlatego, bo dbam o ząbki, ale również dlatego, iż i tak bym nie poszedł. :P

Ale tak na poważnie. 3x dziennie szorowane ząbki i jakoś można dać radę.

W dzieciństwie miałem 2 razy zakładane plomby i jakoś nadal się trzymają, więc nie widzę żadnych problemów.

Wszyscy jesteśmy masochistami, tylko nie każdy o tym wie

Uwielbiam zapach wiertadła do zębów o poranku :cool:

Ja tak tylko się czepiam, ale 1000 m to dystans co najwyżej średni

Taka ciekawostka. Od 1 gimnazjum, gdy po raz pierwszy zmierzyłem się z tym dystansem, do teraz łącznie 6 razy poprawiałem rekord.

Różnica między 1 wynikiem, a ostatnim rekordem wynosi z...2 minuty 15 sekund :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uwielbiam zapach wiertadła do zębów o poranku

Zapach - ok, smak - ujdzie w tłumie, ale dźwięku nie zniosę. Jedyne co mnie motywuje do chodzenia do dentysty, to opowieść wujka z dzieciństwa jak sobie chorego zęba rozgrzanym drutem "dezynfekował". Szczegółów wam oszczędzę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapach wierconego zeba jest najgorszym.z tej trojki, zwlaszcza po znieczuleniu. Gdy niestety zaszla potrzeba zaplombowania jednego zeba, pan doktor musial go najpierw "uformowac", czy cos. Wiercenie bylo okropne. Ani na to patrzec, bo wszedzie lataja opilki, ani zamknac oczy, bo bardziej boli, ani to wachac, bo zwymiotowac idzie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio miałem zdejmowany kamień... Nie dość, że tą szlifierką mi się pod dziąsła wciskał, a ja jedyne co mogłem zrobić, to tłuc pięścią w fotel (wolałem zębów nie zaciskać :D), to jeszcze miałem ten ohydny posmak własnego spiłowanego szkliwa w ustach... Nic przyjemnego...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1000m? Mój koronny dystans to 100m ;) Pomimo "zniszczonego" kolana moje czasy z roku na rok się poprawiały. Ba! W pewnym momencie "trenera" w LO zadziwiłem. Gościu myślał, że jak olewam WF to znaczy że nie umiem biegać ... i sie przeliczył ;) Długie dystanse nie są moją domeną bo na tyle staw nie pozwala, ale parę razy setkę mogę polecieć. Co ciekawe zawsze 3 podejście mam najlepsze xD

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio miałem zdejmowany kamień...

Też raz kiedyś miałem...Jejku jakie to straszne uczucie. To niby nie boli, ale to uczucie jak dentysta jeździ tą szlifierką po zębach. Brrr...

Nie przepadam za to za łykaniem tabletek - długo opieram się nawet, gdy porządnie łupie mnie głowa. Najlepszym lekarstwem zawsze jest przespana noc. Dobrze, że żona w odpowiednim momencie potrafi we mnie wmusić coś na wzmocnienie...

Ja również nie przepadam za łykaniem tabletek. Jestem wręcz przeciwnikiem jakiegokolwiek faszerowania się chemią. Co do snu. Zgadzam się w 100%. Nie raz coś mnie bolało, a rankiem po przebudzeniu ból ustawał.

a poza tym nieśmiały jestem ph34r.gif

Witaj w klubie. :) Moja nieśmiałość czasami mnie naprawdę denerwuje, ale co zrobić skoro nie mogę tego przezwyciężyć. :confused:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Każdy jest w jakimś sensie nieśmiały. Nawet aktor. Pamiętam jak na warsztatach mnie nauczono czegoś fajnego - Czerp siłę ze słabości - i tak naumiałem się czerpać siłę z tremy przed występami. To co czuje się po wejściu na scenę, gdy przed Tobą ludzie siedzą i myślą, patrzą ... nie zamieniłbym tego na nic innego. Żadna używka o jakich nie wolno na FA pisać nie da Ci NIGDY takiego kopa! ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się zgadzam z Sedinusem co do zapachu. Ciarki mnie przechodzą kiedy czuję tę woń. Chętnie bym ją omijał na kilometr, ale gabinet dentystyczny mam parę metrów od mojego domu, więc głupio by to wyglądało gdybym po kartofle szedł 3 razy dłuższą drogą.

Co do tabletek, jestem dość neutralny w tym temacie, gdyż zdarzają się straszne bóle migrenowe. Także jestem za przespaniem się z bólem, ale kiedy głowa pęka 10 minut po przebudzeniu to ciężko jest wytrzymać. W moim przypadku byłem z tymi bólami migrenowymi już 4 razy na wizycie w Łodzi, a oni nadal nie wiedzą czym one są spowodowane i ogólnie co mi jest, ale mniejsza z tym. Sen to najlepsze lekarstwo i żadna chemia tego nie zmieni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do biegania :) Kiedyś lubiłem, i to raczej na dłuższe dystanse bo na 1-1,5 km nie byłem nigdy zbyt dobry :) Teraz moge sobie tylko pomyśleć o bieganiu - śruby na stałe wbudowane w kolano niechęcają do tego typu aktywności.

A co do dentysty... oj przydał by się przydał. Ale na razie nic nie boli ;) Ostatnio też nic nie bolało, a jak zaczeło to skończyło się na kanałówce -_-. Co do painkillerów - ble paskudztwo, psuje wątrobe a ludzie łykają to jak lentilki -_-, szczególnie dziewczęta, aż mi dęba włosy stają jak widze panienki łykające naprzykład Ketonal bo mają silne bóle miesiączkowe -_-. Przeciwbólówki tylko w extremalnych sytuacjach np nieskończona kanałówka w górach ... na zmiane paracetamol z ibuprofenem, a na wieczór duże ilości herbatki z prądem by zasnąć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm

Dentysta: jak byłem mały to się bałem, teraz znam już moc zastrzyków znieczulających :).

Zastrzyki: Jak wyżej, jako dziecko śmiertelnie się bałem, dziś nie oddają zbyt często krwi tylko dlatego bo zbliża się matura a po krwiodawstwie jestem pół przytomny, ale myślę, że w przyszłości to nadrobię.

Stres/smutek - jak jest to mały problem, to staram się zapomnieć, w końcu się rozwiąże. Gorzej jak jest to problem długoterminowy w jakim choćby teraz tkwię. Nie żalę się nikomu bo wychodzę z założenia, że ludzie mają dość swoich problemów, żeby i o moich słuchać. Nie jest to zdrowe podejście ale aktualnie jedyne jakie mam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...