Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

Sesja Tenchi Fukei

Polecane posty

- Drogi Zakro - mówię, gdy reszta skończyła swoje przemowy - Myślę, że przyda ci się nagroda adekwatna do starań, jakie włożyłeś, aby dotrzeć na czas, zgodnie z moim poleceniem. Jak już wcześniej wspominałem tą nagrodą powinno być wykopanie cię z akademii, ale że pogorszyłoby mi to statystyki i spadłbym na przedostatnie miejsce w rankingu sensei'ów zamiast tego nie dostaniesz piwa. Reszta niech się częstuje - wskazuję na stół. - Jeśli ktoś jest niepijący - tu parsknąłem lekko - to kolega spod ściany chyba właśnie dochodzi do siebie i chętnie wypije...

Siadam i czekam aż inni do mnie dołączą.

- Teraz jeszcze kilka zasad naszej współpracy. Po pierwsze, od teraz jesteście drużyną. Tak, mi też jest przykro z tego powodu, ale musicie nauczyć się współpracy. Kto działa sam - ginie. Kto zgrywa bohatera - ginie. Kto nie pomoże innej osobie z drużyny - będzie miał jej śmierć na sumieniu. To takie proste. Proponowałbym żebyście zrobili sobie imprezę integracyjną, albo inne seksparty, a jeśli bardzo chcecie to możemy za jakieś dwie godzinki przeprowadzić symulację walki drużynowej w jednej z sal gimnastycznych.

Pociągam kolejny łyk piwa.

- Po drugie ja jestem dowódcą. Póki jesteśmy w Świątyni nie będę się rządził, o ile oczywiście nie będziecie robić nic głupiego... Jednak w terenie macie wykonywać moje rozkazy, nawet jeśli wydają wam się głupie. A zwykle tym rozkazem będzie "czekać". Jeśli ktoś nie wykona tego rozkazu zabiję go osobiście. A tak, cały czas mówię o śmierci... Może wydaje wam się, że skoro wasze ciała są bezpieczne to nie możecie umrzeć. Nic bardziej mylnego. W rzeczywistych misjach niemal nigdy nie pozostawicie ciała w Świątyni, a jednym z celów naszej jutrzejszej wycieczki będzie wtopienie się w tłum na jednym ze światów. Co to wszystko znaczy na pewno omawiano na wykładach, nie chce mi się wdawać w szczegóły.

- Po trzecie zebrałem was w zbrojowni w konkretnym celu. Zauważyłem jest, że zazwyczaj po szkoleniu podstawowym niemal nic nie wiecie o ekwipunku, jaki będziecie mieli na każdej misji - unoszę dłoń i ściągam w dół rękaw odsłaniając opaskę ograniczającą. - Każdy z was wie chyba co to jest, choć nie sądzę byście musieli to nosić tutaj. Przypominam, że zależnie od modelu te opaski pochłaniają od trzydziestu do siedemdziesięciu procent mocy.

Wstaję, podchodzę do jednej z półek i wybieram dwa amulety.

- To dwa amulety oparte na magii wody. Oba działają na percepcję. Ten nazywa się amuletem Niewidzącego Oka. Powoduje, że stajesz się niedostrzegalny. Nie mylcie tego z niewidzialnością, efekt jest tu dużo bardziej subtelny. Obserwator po prostu nie zwraca na was uwagi. Stajecie się dla niego jedną z wielu twarzy w tłumie, cieniem pod ścianą, kimś, kogo po prostu się nie zauważa. Pamiętajcie jednak, że jeśli krzykniecie, zaczniecie biec, w jakikolwiek sposób zwrócicie na siebie uwagę, czar pryśnie. Drugi amulet działa bardziej brutalnie. Obserwatorowi wydaje się, że jesteście typowym przedstawicielem jego rasy, jego umysł przestaje dostrzegać nie pasujące szczegóły. Znowu jednak, jeśli uderzycie człowieka czwartą ręką to najpewniej zaklęcie zostanie przełamane. Oba stosowane razem pozwalają nam, Strażnikom, poruszać się swobodnie po obcych planetach.

Podchodzę do stojaków z bronią.

- Wielu studentów decyduje się na używanie broni, najczęściej jednak białej. Pamiętajcie jednak, że jeśli nie jest ona nasączona magiczną mocą, nie może zranić demona. Dożo mniej popularne są bronie energetyczne zasilane magicznie, choć to właśnie je polecam każdemu, zwłaszcza, jeśli nie czujecie się dobrze w walce bezpośredniej.

- Na koniec zostawiłem najważniejsze. Komunikatory. Oczywiście wszyscy członkowie zespołu muszą być w stałym kontakcie, jeśli się rozdzielą, ale to raptem wierzchołek góry lodowej. Dużo ważniejsze w trakcie misji jest zachowanie łączności ze świątynią. Pamiętajcie, że zdjęcie opaski bez wyraźnej zgody oficera nadzorującego misję jest poważną zbrodnią, ponieważ naraża istnienie jednego ze światów. Ponadto oficer musi wiedzieć co się dzieje. Nawet najlepsza aparatura międzyplanetarna nie przekaże tylu szczegółów ile osoba na placu boju. Wreszcie urządzenia w Świątyni mogą neutralizować nagłe skoki mocy i chronić w ten sposób świat na którym toczy się walka, wysłać punktowe wiązki energii, które zabiją unieruchomionych wrogów, a nawet ewakuować zespół bojowy, jeśli sytuacja wymknie się spod kontroli. Dlatego teraz musicie wybrać spośród siebie łącznościowca, który będzie miał zakaz wdawania się w potyczki, a jego podstawowym zadaniem będzie utrzymywanie kontaktu.

- Wykład wyszedł przydługi, mam nadzieję, że nie umarliście jeszcze z nudów. Jeśli macie jakieś pytania zadawajcie je, jeśli jakieś prośby, słucham uważnie. Jeśl ito wszystko, możecie się rozejść.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

„Wykopie mnie ze Świątyni… Wykopie…”, myślę ironicznie podczas tego, co Urt mówi. Ta maszyna zresztą ma chyba nie najlepiej dopracowaną synchronizację z kwestiami innych osób albo co tam… Nieważne…

- Drogi Zakro – mówi sensei Adam. - Myślę, że przyda ci się nagroda adekwatna do starań, jakie włożyłeś, aby dotrzeć na czas, zgodnie z moim poleceniem. Jak już wcześniej wspominałem, tą nagrodą powinno być wykopanie cię z akademii…

„Jeeeeee…”, myślę żartobliwie, chociaż wiem dobrze, że to poważna sprawa.

- …ale że pogorszyłoby mi to statystyki i spadłbym na przedostatnie miejsce w rankingu senseiów, zamiast tego nie dostaniesz piwa. Reszta niech się częstuje. – Adam wskazuje stół. - Jeśli ktoś jest niepijący… - Tu parska lekko śmiechem. - …to kolega spod ściany chyba właśnie dochodzi do siebie i chętnie wypije...

„Łeee… A jednak mnie nie wykopał…”, myślę ponownie, znowu w stylu tzw. „dla jaj”. „Dobra, a na poważnie: wiadomo, jak to się mówi. Inteligencja danej osoby jest odwrotnie proporcjonalna do jej szczęścia… Coś w tym stylu w każdym razie. A ja miałem naprawdę niezłe szczęście. Coś to na pewno znaczy… No i niech mi ktoś wytłumaczy: co to jest to <<piwo>>? No, ale chyba nie żałuję, że go nie dostałem…”.

Ja i reszta tutaj zebranych jesteśmy blisko Adama, a wtedy powoli zaczyna nam dawać wykład. Osobiście nie bardzo lubię takowych, ponieważ niewiele z nich zapamiętuję. Ale wysłuchanie tego jest konieczne, inaczej zostanę rasowym emo czy jak to tam się nazywa. W każdym bądź razie wysłuchuję kolejnych punktów wykładu naszego nowego senseia.

„Do punktu pierwszego: tak, chyba należałoby coś takiego zrobić. W końcu po coś jesteśmy <<drużyną>>… Nie, nie chodzi o to, że się pozabijamy od razu, i to z przyjaźni. Ale nieważne… Do punktu drugiego: no, wiem, co to niebezpieczeństwo, więc lepiej będzie posłuchać się rozkazów. Choć mam nadzieję, że do TEGO nie dojdzie… A i ukrywanie swojej tożsamości Strażnika przed innymi światami będzie uciążliwe, ale może… Do punktu trzeciego: ciekawe… No i teraz mam pytanie. Do punktu ostatniego: rozumiem. Ale z utrzymywaniem stałego kontaktu byłby u mnie problem. Ja w tym odpadam już na starcie…”.

- Wykład wyszedł przydługi, mam nadzieję, że nie umarliście jeszcze z nudów – mówi na koniec Adam. - Jeśli macie jakieś pytania, zadawajcie je, jeśli jakieś prośby, słucham uważnie. Jeśli to wszystko, możecie się rozejść.

„No, idealnie! A już myślałem, że z nudów - nie za wielkich zresztą - zostanę emo. To teraz to pytanie zadam, bo skleroza znowu mi się wkradnie.”. Wtedy od razu się odzywam:

- Sensei… Jedna rzecz mnie ciekawi. Kiedy otrzymamy te opaski, komunikatory i tym podobny ważny ekwipunek?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ikari & Kei.

Gdy Kei wydarł się do wicedyrektora, ten jedynie zaczął się śmiać. Po chwili powiedział spokojnym, i jeszcze lekko rozbawionym tonem.

- Spokojnie chłopaki. Nie wiem nic o waszych przestępstwach, chociaż, dziś dużo się działo. Zapraszam do środka.

Gdy weszliście do środka, oczom waszym ukazało się nieduże pomieszczenie. W rogu pokoiku stała wielka szafa z dokumentami, na środku stało biurko za którym zazwyczaj siadał wicedyrektor, po drugiej stronie stały cztery krzesła. Pomieszczenie było dość ładnie udekorowane egzotycznymi kwiatami. Przy ścianie stał robot. Po chwili wicedyrektor poprosił was o spoczęcie, więc usiedliście. Sam wicedyrektor był dość wysokim humanoidem, różnił się od zwykłego człowieka jedynie bladym kolorem skóry. Po chwili zaczął mówić.

- Postanowiłem przyśpieszyć wasz proces nauki. Wykazujecie się dość dużym postępem w nauce, jesteście dobrymi uczniami. Wasi nauczyciele stwierdzili że nauczyli was już wszystkiego czego mogli, czas wam ruszać dalej. Z tego powodu, przekazuje was pod skrzydła waszego nowego sensei'a. W tym momencie urwał, gdyż usłyszeliście pukanie. Do pomieszczenia wszedł pewien uczeń.

Akihito & Ikari & Kei.

Wchodzisz do pomieszczenia wicedyrektora. Widzisz że w środku siedzą dwie nieznajome ci osoby i wicedyrektor który cię oczekiwał.

- Witam ponownie, wicedyrektorze. - Po czym skinąłeś głową ku nieznajomych.

- Och, Akihito. Dobrze że już jesteś, wejdź i siadaj.

Szybko podszedłeś do krzeseł i zająłeś jedno. Zanim jednak usiadłeś kolejna postać weszła do pokoju. Był to dość młody i wysoki humanoid. Charakteryzował się złotawym odcieniem skóry i wysokimi, sterczącymi włosami o kolorze platynowym. Był odziany całkowicie na czarno.

- Przepraszam za spóźnienie. - Wesoło powiedział osobnik który wszedł.

- Drodzy uczniowie, to jest Yamazaki, wasz nowy sensei. Cóż, współczuje wam i tyle... Yamazaki jest naszym nowym sensei'em. Polecam wam go polubić, gdyż będzie was męczył przez długi czas. Sensei zna już wszystkie szczegóły dotyczące waszego treningu, więc najlepiej będzie jeżeli po prostu już pójdziecie. Wiecie, mam nowy nabytek którego jeszcze nie przetestowałem. To urządzenie pochodzące aż z Ziemi. Na pewno znacie tę planetę... To coś nazywa się Nintendus DieEs... Zazdrościcie mi co? Dobra, zjeżdżać. Yamazaki, wprowadź ich po drodze. To wszystko.

Postanawiacie czym prędzej opuścić pokój wicedyrektora, który nagle przestał być miły. Zbieracie się z krzeseł i wychodzicie. Na korytarzu przedstawiliście się Yamazakiemu i również sami sobie, wasz nowy sensei wydał się dosyć ucieszony z tego że otrzymał wreszcie coś do roboty. Po chwili powiedział on do was.

- Dobrze, skoro się już znamy mogę wam powiedzieć że natychmiast ruszamy do pomieszczenia w którym będziecie gnębieni. Za mną. - Rzucił krótko wasz sensei, i ruszył szybkim krokiem. Po dłuższej chwili dotarliście do pewnego pomieszczenia. Wasz sensei przystanął przed drzwiami, i powiedział.

- Ostrzegam was przed tym co jest w środku, to może nie być miłe... Ale cóż, jesteście teraz pod moją opieką fraj... Tzn. Młodzi Strażnicy. - Poprawił się sensei. Uśmiechnął się do was i skupił. Zauważyliście że wokół jego nóg rozlegała się niebieska poświata. Wsadził ręce w kieszenie i kopnął w drzwi. Siła kopnięcia spowodowała że drzwi wpadły do środka i przeleciały przez całe pomieszczenie. Usłyszeliście głuchy huk i chwilę potem krzyk i jęki. Yamazaki wszedł do środka i radośnie się przywitał z wszystkimi obecnymi w pomieszczeniu. Podszedł do osoby która była uderzona przez drzwi, okazało się że to jakiś szczurołap. Pomógł mu wstać i podszedł do jego senseia. Międzyczasie skinął na was palcem abyście weszli do środka. Po chwili dołączyliście do całej grupy znajdującej się w środku.

Wszyscy:

Podczas gdy Zakra zadawał swoje bezsensowne pytanie ktoś bezczelnie skopał drzwi. Te z całą siłą i prędkością uderzyły w Zakre który nagle znalazł się kilka metrów dalej. Osoba ta z uśmiechem na ustach podeszła to niego i pomogła mu wstać. Gdy to zrobił spojrzał się na dziurę w którejś przed chwilą były jeszcze drzwi i skinął palcem. Do pomieszczenia weszły trzy osoby. Wszystkie miały minę kotka srającego na dachu. Po chwili dołączyli do grupy stojącej obok Adama, jednak ustawili się wyraźnie dalej niż reszta. Osoba która wykopała drzwi stanęła na wprost Adama i zaczęła mówić.

- Witajcie. Jestem Yamazaki. Według polecenia dyrektora i wicedyrektora będą do was dołączeni ci oto młodzi Strażnicy. Ponadto, dziś wieczorem po dyskusji z Adamem ustalimy podział między drużynami. A wy – Wskazał na Ikariego, Keia i Akihito – poznajcie się ze swoimi nowymi znajomymi. Ponadto, chyba najważniejsze, z polecenia dyrektora wszyscy opuszczacie swoje dotychczasowe pokoje. Zostajecie przeniesieni do domu w którym mieszkał jeden z was... Jak mu tam było... Alorek? Allorek? Azorek? No, jakoś tak, w każdym razie osoba która mieszkała w domu poza Świątynią niech poprowadzi tam całą grupę. Macie jeszcze jakieś pytania? Jak nie to ruszajcie. Yamazaki odwrócił się do Adama i zaczął do niego.

- Witaj. Przepraszam, że bez żadnego uprzedzenia, ale wicedyrektor chciał zrobić ci niespodziankę. Mam nadzieje że się nie gniwasz... Gdy nas nie było, to przekazałeś im coś o czym powinni wiedzieć nowi uczniowie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapowiadało się nawet miłe spotkanko ze staruszkiem. Zaprosił nas do tej swojej pieczary, siedliśmy wygodnie, aż tu coś nagle zepsuło cały dzień... Do pokoju wtoczył się człowiek... Z trudem powstrzymałem wybuch, to jednak tylko dlatego, że nie wiedziałem, co się zaraz stanie. Wiadomość o zakończeniu studiów była krzepiąca, ale ta, że otrzymałem przydział z człowiekiem... Dość powiedzieć, że o mało co szczęka nie padła mi na glebę.

Gdy wychodzimy wszyscy przedstawiają się sobie. Z nienawistnym spojrzeniem spoglądam na niego. Typowy przedstawiciel ich rasy. I jak każdy takowy – potencjalny morderca, gotów dla pieniędzy zniszczyć całe światy... Nie ufam ci, człowieku... Tylko podaj mi rękę, a ci ją odgryzę...

Szeptem, tak by człowiek nas nie słyszał, odezwałem się do Kei’a.

- Trzymaj go ode mnie z dala... Wiesz, o co chodzi...

Szedłem za sensei bez słowa, wyraźnie sfrustrowany. Jeśli po drodze spotkam jeszcze jakichś ludzi, chyba oszaleję... Gdy już dotarliśmy na miejsce jednak, okazało się, że naszymi nowymi znajomymi są w miarę normalni osobnicy. Całe szczęście... Jeden podły gad w drużynie, to o jednego za dużo.

Po krótkiej przemowie zacząłem przedstawiać się wszystkim pierwszy, jak wymaga etykieta. Uważałem, by nikogo nie zahaczyć skrzydłem. Złożyłem oba całkowicie.

- Cześć wam wszystkim – Zacząłem przejeżdżając wzrokiem po twarzach – Jestem Mitsukai Ikari – Uśmiechnąłem się szeroko – Specjalizuję się w walce bronią palną i naukach ścisłych. Jeśli komuś się coś popsuje, to chętnie pomogę naprawić. Mam nadzieję, że będzie się nam dobrze współpracowało.

Dokładniej przyjrzałem się drużynie. Doprawdy niezły przekrój przez rasy... I niektórym dość nieprzyjemnie z oczu patrzy... Doprawdy nie mam pojęcia, z kim można by tu się zaprzyjaźnić... Wtedy mój wzrok spoczął na dwóch osobach. Pierwszym był ten biedny jaszczurek, który doświadczył bliskiego spotkania z drzwiami. Może trochę zbyt bliskiego... Teraz jednak najwyraźniej nie był w stanie do rozmowy. Drugą była czarnowłosa dziewczyna. Wiele lat spędzonych wśród ras, które przykładają uwagę do wyglądu zaowocowało u mnie tym, że zacząłem postrzegać, kto jest atrakcyjny, a kto nie. Ona natomiast była zdecydowanie co najmniej piękna...

Z uśmiechem podszedłem do niej. Raz kozie śmierć! Najwyżej dostanę kopa w czułe miejsce...

- Cześć, jestem Mitsukai Ikari, ale mów mi Ikari. Wybacz, może trochę ci niezręcznie, że tak do ciebie podszedłem... Jak ci na imię? – Spytałem mrużąc oczy w uśmiechu.

W głowie jednak miałem słowa sensei. Wszyscy będziemy mieszkać pod jednym dachem.. Ja pod jednym dachem z człowiekiem... Niech się lepiej do mnie nie zbliża, bo nie zdzierżę! Nie zapomnę co nam zrobili... Nigdy...

Sceny sprzed lat powróciły... I bynajmniej nie były to dobre wspomnienia...

Ale z drugiej strony nasz grupa jest dość liczna, bym nie musiał spędzać z nim czasu.

**Uwaga! Wszyscy, którzy nie wiedzą jeszcze, dlaczego Ikari tak nie znosi ludzi, proszeni są o spojrzenie do tematu z dyskusjami, gdzie zawarłem opis postaci. Dziękuję**

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Yamazaki! Dawno się nie widzieliśmy. Nie mów że wcisnęli ci robotę nauczyciela?

Spoglądam na pozostałych przybyłych. Nie wyglądają na lepszych niż moja grupa, choć chyba są nieco bardziej doświadczeni. No, i jeden jest skrzydlatym. Przypominam sobie informacje o historii jego rasy. Avianin. Stalowe skrzydłą są bardziej wynikiem eksperymentów z Mrocznych Czasów niż naturalnej ewolucji. Bazują na jakiejś magii utrwalonej w genach, aerodynamika nie pozwoliłaby na latanie. Jestem też pewien, że mieli kontakt z Enchelionami, przed upadkiem mej rasy. No i ich też zostało niewielu. Ale pewnie nie obchodzi go historia, póki co nie ma sensu o tym z nim gadać.

- Mam w swojej kwaterze wino z Trystir - mówię cicho do drugiego nauczyciela. Niewielu wie, że wino to, mimo łagodnego owocowego smaku, ma niemal 70% "mocy urzędowej". Czasem nazywane jest nektarem, bo wprowadza w stan upojenia szybko i łagodnie. - Chyba dobrze będzie omówić tam podział obowiązków.

- Widzimy się jutro o 9 rano, odbierzecie sprzęt i poznacie szczegóły misji. Pomyślcie czego potrzebujecie i wybierzcie tego łącznościowca. Jeśli wcześniej będziecie czegoś potrzebować, musicie mnie znaleźć, powodzenia życzę. Przy waszych zdolnościach, to będzie trudna misja, ale liczę że choć jedno z was nie jest półgłówkiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko byłoby w miarę w porządku, gdyby nie to, że Zakra dostał drzwiami. Co oni się tak na niego uwzięli? No dobra, ja zaczęłam... Ale kurczę, przecież nie oberwał drzwiami... Mogłam c jedynie westchnać cierpiętniczo. Mam pracować z debilami i pijakami... Cudownie... Czy znajdę kogoś względnie normalnego?

Okazało się, że doszło jeszcze trzech facetów. Trzech... Wychodzi na to, że będę jedyną dziewczyną w drużynie... Kurczę, naprawdę, za co mnie karzą? Za brzydotę?

Moje rozmyślania przerwał jeden z tych "nowych", dość wysoki blondyn bez koszuli. Patrząc na atrakcyjność fizyczną, muszę przyznać, że był niezły. Co wiecej, niektóre dziewczyny na pewno uznałyby go za boskiego. W każdym razie ładny. Owo cudo podeszło do mnie z uśmiechem na ustach.

- Cześć, jestem Mitsukai Ikari, ale mów mi Ikari. Wybacz, może trochę ci niezręcznie, że tak do ciebie podszedłem... Jak ci na imię? - wygłosiło swój monolog.

No nie powiem, przynajmniej jakiś kontaktowy. I nawet całkiem miły, bo przynajmniej przeprasza... Zupełnie jak Zakra...

- Cześć - odpowiedziałam Ikariemu. - Jestem Yasei, ale mów mi Yas.

Drugi względnie normalny! Chyba bedzie coś dobrego w tym dniu...

Uśmiechnęłam się. Może uda mi isę jednak z kimś zakumplować... I moze jest ktoś, kto nie będzie sie chciał popisywać...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odkleiwszy się od ściany stwierdziłem, że wystrój zbrojowni nieco się zmienił.

Ki diabeł?

Przede wszystkim weszła kolejna porcja cudacznych dziwaków, w dodatku jeden z nich był, zdaje się, sensejem. No nic to. Oprócz tego ta dziwaczna jaszczurka dostała znienacka drzwiami po pysku, czteroręki facet bawił się w międzyczasie wodą... Właśnie! Jak przez mgłę przypomniałem sobie słowa Adama, który mówił wiele, ale raczej bełkotliwie. Jednak w pewnym momencie powiedział coś ważnego - że wynosimy się z tego zatęchłego akademika pełnego złowrogich jednopiętrowych łóżek z dwoma piętrami i przenosimy się do chaty tego, którego Natura obdarzyła w kwestii kończyn pewnego rodzaju gratisem.

Sexparty? Pijackie imprezy? Fajno!

I nawet fakt, iż obracam się w tak dziwacznym towarzystwie, jakby przestał mi przeszkadzać.

- Cześć - Powiedziała ta dziwna dziewczyna, mizdrząc się do któregoś z tych nowych. - Jestem Yasei, ale mów mi Yas.

Ech, dzieciaki - pomyślałem i postanowiłem bliżej zainteresować się reklamówką przyniesioną przez Adama, w której znajdowały się zapomniane przez wszystkich browary.

- Hejahooo, tralalala! - Zanuciłem pod nosem, lgnąc w kierunku w/w reklamówki niczym cień albo inny Garrett.

A jutrzejszy trening czy tam inna misja? Bułka z SeRkiem, że tak powiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Człowiek... Ikari go zabije... A ten sensei, jakie ja mam szczęście... Mówię szeptem do Ikariego:

-Ikari, nie waż się tknąć tego człowieka, wiem co oni uczynili tobie i wielu innym ale postaraj się...

Postanowiłem rozprostować trochę kości i gdy wyciągnąłem moje skrzydło strąciłem dyrciowi jakąś ramkę ze ściany. Wtedy przestał być miły, chociaż nie owrzeszczał mnie a za to zaczął się przechwalać, i nas wygonił: "Wiecie, mam nowy nabytek którego jeszcze nie przetestowałem. To urządzenie pochodzące aż z Ziemi. Na pewno znacie tę planetę... To coś nazywa się Nintendus DieEs... Zazdrościcie mi co? Dobra, zjeżdżać. Yamazaki, wprowadź ich po drodze. To wszystko. " Stary piernik. Ciekawe co to ten DieEs...

Gdy szliśmy za Yamakazim starałem się iść tak, aby Ikari był oddzielony od tego człowieka, kto wie co mu do bani strzeli. Gdy doszliśmy do drzwi nasz nowy mistrz radośnie je wykopał i wszedł jakby to było normalne. Zaczynałem powoli czuć do niego respekt. Jakiś jaszczurek dostał drzwiami, frajer... Gdy tylko udzielono nam głosu Ikarki, jak zwykle zresztą, od razu zaczął gadać... Ja zacząłem oglądać towarzystwo... Niezła laska... Pomyślałem a Ikari od razu wystartował ze swoją gadką:

- Cześć, jestem Mitsukai Ikari, ale mów mi Ikari. Wybacz, może trochę ci niezręcznie, że tak do ciebie podszedłem... Jak ci na imię? Co te laski w nim widzą? Jak tylko się uśmiechnie to każda ma rozdygotane nogi... Dobra skończył, teraz ja.

- Jestem Kei, używam magi wody. Niech tylko mi się ktoś zacznie nabijać z mojego jednego skrzydła to poczuję moc mojego ostrza. Ty zielony z mackami, jak ty wyglądasz? pedały Cię dopadły czy co? A, jedna zasada. Jak już mam z wami mieszkać to pamiętajcie, nie wchodźcie mi w drogę... Już miałem kontynuować gdy nagle ten drugi sensei wszedł mi w słowo, burak jeden:

- Yamazaki! Dawno się nie widzieliśmy. Nie mów że wcisnęli ci robotę nauczyciela?

Później coś wyszeptał a następnie powiedział

- Widzimy się jutro o 9 rano, odbierzecie sprzęt i poznacie szczegóły misji. Pomyślcie czego potrzebujecie i wybierzcie tego łącznościowca. Jeśli wcześniej będziecie czegoś potrzebować, musicie mnie znaleźć, powodzenia życzę. Przy waszych zdolnościach, to będzie trudna misja, ale liczę że choć jedno z was nie jest półgłówkiem.

Mieszkam z bandą idiotów, mam sensei'ow kretynów. Chociaż jedna fajna laska w drużynie, ale ją już Ikari bajeruje. Affff... Nie tracąc zimnej krwi biorę Ikari'ego na stronę i mówię do niego szeptem:

-Stary, niezła laska. Założę się o skrzynkę piwa że pierwszy ją poderwę...

Mówię do wszystkich:

-No jak mamy razem mieszkać to trzeba się poznać. Chodźcie do baru, ja stawiam wszystkim browarka, Ikari płaci!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

„- MOJA BAZA DANYCH NIE ZAWIERA INFORMACJI PRZYNALEŻĄCYCH DO PODANYCH KRYTERIÓW”

„- DZIĘKUJĘ MIMO WSZYSTKO. ŻYCZĘ CI MIŁEGO DNIA.”

„- PRZYJĄŁEM. WZAJEMNIE.”

Gdy zabrałem dłoń z pancerza robota, zacząłem iść w stronę osób, które określono mianem senseiów. Nagle jednak usłyszałem za sobą odgłos poruszającej się egzozbroi. Wydawała odgłos binarny, który szybko rozpoznałem jako „zniszczyć cel”. Maszyna zaczęła iść w stroną zgromadzonych tu istot, mnie jednak mijając. Jego broń zaczęła się ładować, a ramiona ustawiać się w pozycji, by oddać pierwsze wystrzały. Zanim jednak zdążyła je oddać, wyłączyła się, jakby nigdy nic. Stałem w miejscu, próbując zrozumieć, co się właśnie stało.

-„Do tej pory maszyny ze mną rozmawiały... Ruszały się w tym czasie, ale nigdy nie podejmowały działań po zakończeniu rozmowy... Czym to mogło być spowodowane?”

Inni prawdopodobnie zauważyli zaistniałą sytuację. Nie chcąc doprowadzić do nieprzyjemnej sytuacji, powiedziałem.

- Przepraszam. To chyba przeze mnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Stary, niezła laska. Założę się o skrzynkę piwa że pierwszy ją poderwę... – Powiedział Kei.

Nagle coś mnie ruszyło.

- O czym ty do cholery pleciesz?! – Wrzeszczę na niego z oburzoną miną – Jak w ogóle mogło ci coś takiego strzelić do tego pustego łba?!

Opamiętałem się. Pojęcia nie mam, o co mu chodziło. Wręcz nie mogłem znaleźć słów, by opisać swoje oburzenie. Czy ja wyglądam na jakiegoś kogucika, co to idzie do łóżka z każdą napotkaną istotą płci przeciwnej, czy co? Ze złości miałem przez chwilę ochotę mu przywalić. To jednak pewnie zrobiłoby złe wrażenie na reszcie, więc się powstrzymałem.

I nici z zaprzyjaźnienia się... Dziewczyna wszystko widzi i już pewnie ma nas za jakichś zboczeńców. Pięknie, Kei, pięknie...

Próbuję to jednak jakoś załagodzić.

- Najmocniej przepraszam... – Mówię do biednej, teraz traktowanej przez Kei’a, jak przedmiot dziewczyny. Kłaniam się przy tym.

Przysięgam, że jeśli on zacznie się jej narzucać to go chyba pobiję... Podchodzę do jaszczurka, by mu jakoś pomóc.

- Cześć. Mitsukai Ikari. Jak cię zwą? Mocno żeś dostał? Wiesz... Przynajmniej na drugi raz będziesz pamiętał, by nie stać przed drzwiami... – Mówię z niezręcznym żartem – Trzymasz się jakoś w kupie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ch… - wydobywam się z siebie, kiedy widzę, że drzwi się otwierają w moją stronę. Bynajmniej nie po to tamto chciałem powiedzieć, by bardzo brzydko zakląć. W każdym razie jak mnie drzwi nie walnęły! No i teraz lecę sobie parę metrów! A potem upadam, i to między innymi na głowę…

„To najlepsze uczucie, jakiego kiedykolwiek doznałem… Nic nie może się z nim równać… To takie przyjemne, że mógłbym tak cały, ale to cały czas… Co?! Nosz kurna, co ja opisuję?! Rany, jak mi łeb nawala…”.

Widzę tymczasem, jak wchodzi jakiś humanoid o złotawym odcieniu skóry i długich, sterczących, platynowych włosach, który do tego jest odziany na czarno. Podchodzi do mnie i widząc, że próbuję wstać, pomaga mi. Podaje mi dłoń, a potem przeciągam się na pozycję pionową. Gdy już się w niej znajduję, wciąż chwytam się prawą dłonią za głowę.

„Z tego, co mi wiadomo, pewne bóstwo kieruje losem członków Świątyni… Na imię mu Kagex chyba… Tak więc, Kagex, poskarżę się na ciebie bóstwu innego, odległego świata, miłościwie panującemu tam Martiusowi!”.

Mimo to próbuję jakoś iść do tej mojej grupy. Ale że oberwałem w ogóle całkiem nieźle, ciężko mi jest się teraz tak porządnie poruszać. Potem ten, który mi pomógł, podchodzi do senseia Adama. Wchodzi też do pomieszczenia kolejna trójka. „Jeden to człowiek, chyba Ziemianin… Ciekawe, zapoznam się z nim… Drugi to jakiś facet z długimi uszami i jednym, pierzastym skrzydłem. No, chyba dobrze, że tylko z jednym. Trzeci to inny z dwoma skrzydłami. Kurde, przez to chyba depresja mi wpadnie albo co… Ale mimo to z tym z dwoma pierzastymi skrzydłami się zapoznam… Ciekawe, jaką radość czuje z latania, jeśli oczywiście umie się wznieść… No i coś za dużo myślę jak na kogoś, kogo boli głowa…”.

Wtedy ten humanoid, który mi pomógł, idzie do senseia Adama i przedstawia się jako Yamazaki. Mówi też, że będziemy wszyscy mieszkać w domu poza Świątynią. „My w… ósemkę? Mam nadzieję, że nie wyniknie z tego burdel… Powinno być jednak nieźle, szczególnie z taką grupą…”. A ostatni facet z tamtej trójki, który wyraźnie ma złożone skrzydła, przedstawia się jako Mitsukai Ikari… Albo Ikari Mitsukai, bo chyba to tak powinno być… Szczerze mówiąc, nigdy broni palnej, o której mówi, nie widziałem… A ten sam podchodzi chwilę potem do Yasei. „Czyli on też upatrzył sobie Yasei?”, myślę, uśmiechając się. „Fajnie, ciekawie się zapowiada.”. Mimo to dalej łapię za głowę, która boli mnie jak cholera. Potem odzywa się sensei Adam:

- Widzimy się jutro o 9 rano, odbierzecie sprzęt i poznacie szczegóły misji. Pomyślcie, czego potrzebujecie i wybierzcie tego łącznościowca. Jeśli wcześniej będziecie czegoś potrzebować, musicie mnie znaleźć, powodzenia życzę. Przy waszych zdolnościach to będzie trudna misja, ale liczę, że choć jedno z was nie jest półgłówkiem.

„No, mam nadzieję, że się spiszę dobrze… no i że głowa mnie nie rozboli jutro.”.

- O czym ty do cholery pleciesz?! – wrzeszczy tamten ze skrzydłami do tego z jednym. – Jak w ogóle mogło ci coś takiego strzelić do tego pustego łba?!

„Ech, co go napadło? Kurde, głowa mnie boli…”. Wtedy słyszę też jakiś odgłos. Ale nie umiem go rozpoznać, ponieważ… Nieważne… W każdym razie po krótkim czasie ten odgłos zanika.

- Przepraszam. To chyba przeze mnie – mówi Urt. „Coś mnie znowu ominęło? Za co Urt przeprasza? Jasna cholera…”. Niektórzy przez chwilę milczeli, a tamten facet mówi coś do Yasei. Ja zaś staram się dojść do towarzystwa.

- No jak mamy razem mieszkać, to trzeba się poznać. Chodźcie do baru, ja stawiam wszystkim browarka, Ikari płaci! – mówi osoba, która wcześniej przedstawiła się jako Kei, ale jego w ogóle w swoich rozmyślaniach nie uwzględniłem. I dobrze, bo bym go chyba zjechał za nazwanie rąk Alorana mackami… I co to jest ten „browarek”?

W pewnym momencie podchodzi do mnie ten cały Ikari. Mówi:

- Cześć. Mitsukai Ikari. Jak cię zwą? Mocno żeś dostał? Wiesz... Przynajmniej na drugi raz będziesz pamiętał, by nie stać przed drzwiami... – mówi z niezręcznym żartem – Trzymasz się jakoś w kupie?

- Ech… - odpowiadam, starając się ukrywać swoją lekką zazdrość z pewnej rzeczy. – To nic specjalnego… Ból potem mi przejdzie… A tak w ogóle to cześć… Ikari… Jestem Zakra… z klanu Zerish… Rany, chyba wszystko mnie boli… a szczególnie głowa… Chętnie bym pożartował, ale wiesz… A co my mamy tak w ogóle robić? Już zapomniałem prawie wszystkiego, co powiedzieli senseiowie… Pamiętam tylko o zbiórce o 9:00…

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I byłoby wszystko pięknie, ładnie, gdyby nie fakt, że kolejne "cudo", tym razem o jednym skrzydle, najwyraźniej powiedziało coś, co Ikariego bardzo oburzyło. Dlaczego mam niemiłe przeczucie, że ktoś tu mnie chce zaliczyć? Tylko nie wiem, kto... Może jeden, a może wszyscy...

W każdym razie, Ikari się wydarł, przeprosił i poszedł do Zakry, który najwyraźniej jeszcze nie doszedł do siebie. Dodatkowo, całą sytuację skomplikowała żywa(chyba), względnie inteligentna(o ile jest to możliwe), gadająca(o to, to na pewno) puszka, która chciała wyraźnie na siebie zwrócic uwagę. Nie ma co, czeka mnie pół życia z idiotami, z których chyba tylko Zakra jest normalny. Jeden to puszka, drugi pseudokałamarnica, trzeci pijak, czwarty milczy, a piąty i szósty wydają sie być skolegowani. No pięknie... W dodatku piaty ogólnie wygląda dziwnie, a szósty się wydziera. No i siódmy jest względnie normalny.

Niestety, do 9 rano sporo czasu, a to oznacza jakieś... 2/3 dnia dyskryminacji i potencjalnego molestowania. Bo potem molestowanie to chyba już nie będzie potencjalnie...

Westchnełam i oparłam się o ścianę. Lepiej, żeby mnie żaden nie bajerował... Poczekam, aż Zakra dojdzie do siebie, wtedy pójdziemy na colę... Chyba mu odpuszczę stawianie, chociażby tylko dlatego, że oberwał drzwiami,

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świetnie... Ale mamy tu burdelik... I nie mówię tu o tym, że chyba każdy patrzy na biedną Yas, jak na łakomy kąsek do przelotu. Po prostu... Sądzę, że żaden demon nam nie podskoczy. Wszystkie uciekną widząc taką nienormalną i niemoralną bandę... Właściwie to prędzej sami się pozałatwiamy.

Jaszczurek chyba czuje się już lepiej.

- A co my mamy tak w ogóle robić? Już zapomniałem prawie wszystkiego, co powiedzieli senseiowie… Pamiętam tylko o zbiórce o 9:00… - Zapytał.

- Nie wiem... Coś z łącznościowcem było chyba? Nie wiem, o co chodzi... Nie było mnie, jak o tym mówili... Poza tym o sprzęcie też nie raczono nas poinformować – Wzdycham – Musimy kogoś innego razem dopytać...

Wyprostowałem się i uśmiechnąłem. Należy wreszcie odpowiedzieć na docinek Kei’a.

- Dobra, słowo się rzekło. Stawiam wszystkim chętnym po piwie, gdy już się przeprowadzimy do nowych kwater – Odwróciłem się w stronę Kei’a z iście morderczą miną – Ale drogi kolega na pewno nie będzie miał nic przeciwko postawienia nam jeszcze kolejki, prawda, kolego? – szturcham go łokciem i zamykam kwestię bez możliwości jego protestu. Rzecz jasna ja pić nie będę... Dziś wieczorem czeka mnie sporo roboty – Ale ja niestety nie przyłączę się do zabawy z uwagi na pewną sprawę. Mam tylko pytanie... O co chodzi z tym łącznościowcem? I jaki sprzęt mamy odebrać?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaproponowałem Ikariemu zakładzik, a ten wydarł się na mnie:

- O czym ty do cholery pleciesz?! – Wrzeszczy na mnie z oburzoną miną – Jak w ogóle mogło ci coś takiego strzelić do tego pustego łba?!

Nie zdążyłem odpowiedzieć bo ten od razu zaczął przepraszać tą laseczkę. Byłem zszokowany, Ikari miał większe szanse na wygranie browarka. Zrobił pierwsze dobre wrażenie i z tego co widzę i tak obrał ją za swój cel. Potem pogadał coś do jaszczurki... Od kiedy on taki przyjacielski? Wreszcie biorę go na stronę i mówię:

-Co wrzeszczysz idioto? Ona nie miała prawa tego usłyszeć. Teraz pomyśli że jesteśmy jakieś zboczeńce...

W słowo wszedł mi blaszak:

- Przepraszam. To chyba przeze mnie.

CO TU SIĘ DZIEJE? Pomyślałem... Oni są gorsi niż mi się wydawało... Ikari za kumplował się już z tą jaszczurką... Szkoda chłopa. A ta biedna dziewczyna stała zdezorientowana... Czas na atak. Już do niej podchodziłem gdy Ikari powiedział:

- Dobra, słowo się rzekło. Stawiam wszystkim chętnym po piwie, gdy już się przeprowadzimy do nowych kwater. Ale drogi kolega na pewno nie będzie miał nic przeciwko postawienia nam jeszcze kolejki, prawda, kolego? – szturchną nie łokciem.

No to pięknie... Kolejkę... Mój portfel nie wytrzyma ;/ Niezrażony jednak zdradą przyjaciela postanowiłem działać coś w stosunku do tej brunetki, podchodzę i mówię:

-Cześć - uśmiecham się - Nie zwracaj uwagi na Ikariego, wiele w życiu przeszedł i dlatego czasem gada nie wiadomo o czym. Ja jestem Keichi ale mów mi Kei.

Nie czekając na jej odpowiedź powiedziałem do wszystkich:

-Chodźcie na to piwko, co będziemy stać w hangarze.

Dzięki wam bogowie, że ten człowiek się nie odezwał. Ikari już chyba zapomniał o jego obecności i niech tak zostanie. A swoją drogą, zakład czy nie, ona i tak będzie moja. Zaimponuję jej w walce...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i nie miałam spokoju. Sześciu nienormalnych, jeden wzglednie i ja... No i prawdopodobnie obaj sensei, którzy pewnie zaczna robić wybiegi, żeby mnie wziać na "prywatny trening". Genialnie... Ciekawe, co by kóryś z nich powiedział, jakby ich zostawiono jednego na siedem napalonych panienek... Wątpię, czy któryś by to wytrzymał...

Myślałam, że będzie lepiej, ale atak przypuścił kolejny facet, ten z jednym skrzydłem, pozujący na mrocznego gościa(chyba).

- Cześć. Nie zwracaj uwagi na Ikariego, wiele w życiu przeszedł i dlatego czasem gada nie wiadomo o czym. Ja jestem Keichi ale mów mi Kei - rzekł, szczerząc się.

Co ich wszystkich ugryzło? W tym momencie aż sie we mnie zagotowało. Co ja jestem, obiekt podrywu?

Niewiele myślą, spojrzałam na niego tak, żeby nie miał ochoty więcej.

- A możecie się wy wszyscy ode mnie od-cze-pić? - zapytałam.

Nie czekając na jego reakcję, podeszłam do Ikariego i Zakry, stając obok tego drugiego. No to nie bedę mieć życia... Za co mnie tak wszystkie bóstwa karają?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałem na tych wszystkich dziwaków ze szczerą niechęcią malującą się na mojej szczerej, słowiańskiej twarzy. Robi nam się tutaj fajne kinder love story, niech mnie demon! Nic to.

- Chodźcie na to piwko, co będziemy stać w hangarze. - Powiedział w pewnym momencie jeden z nich.

O, piwo! To chyba pierwsza dobra decyzja dzisiejszego dnia! Chociaż i tak wydawało mi się, że stoimy w zbrojowni, a nie w hangarze... No mniejsza. Na piwo zawsze jestem chętny.

- To idziemy na ten browar czy jak? - Powiedziałem. - Nie będziemy chyba tu stać cały dzień i mizdrzyć się do siebie, nie? Poza tym przy browarze lepiej się integruje... Czy coś.

I nie czekając na reakcję bandy, skierowałem się niespiesznie w kierunku baru albo innej kantyny.

Trza nam wybrać łącznościowca przed jutrzejszą misją, a przecież od zawsze wiadomo, że dobrego łącznościowca wybiera się po kilku piwach. To jedna z prawd ludowych, jakie zaszczepiono mi na rodzinnej (sniff, sniff) planecie.

Będzie się działo, oj będzie!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lekko pogubiłem się w sytuacji. Tylu nowych weszło. Na dodatek jeden z nich raczył mnie obrazić, będzie spał na wycieraczce. Swoją drogą to jedno skrzydło wygląda zabawnie... Spojrzałem na Yas. W jej oczach malowało się lekkie zdziwienie i spore obrzydzenie. Nie dziwię się jej - ona jedna i cała banda chłopa. Wziąłem z siatki piwo i krzyknąłem do Ivissa:

- Poczekaj chwilę, chętnie z tobą wypiję!

Podszedłem do Yas i Zakry. Spróbowałem przyjaznego spojrzenia mojego czworga oczu i zwróciłem się do dziewczyny:

- Dla ciebie znajdzie się oddzielny pokój. Nie wszyscy wyglądają mi tu na przyjaznych - wypowiadając ostatnie zdanie patrzyłem się na gościa z jednym skrzydłem.

- Powinniśmy trzymać się razem. Jesteśmy w końcu współlokatorami - Uśmiechnąłem się. - Chodźmy do bufetu, Zakra postawi ci zaległą colę, a ja wypiję piwko z Ivissem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślałam, że gorzej już być nie może, kiedy to Macek podszedł do naszej trójki, z czymś na kształt przyjaznego spojrzenia i zaproponował... osobny pokój dla mnie! No to jest niesłychane, myślałam, że jeden jedyny Zakra, no i może po części Ikari, posiadaja w sobie iskierkę przyzwoitości, a tu proszę... Mile się zaskoczyłam.

W dodatku zaproponował wypad do bufetu. Przynajmniej on jeden nie próbuje mnie poderwać. Uff, co za ulga...

- W porządku, chętnie skorzystam z propozycji, dzięki - uśmiechnełam się. - Ale nie mysl, że ja wam wszystko sprzątać będę. Wiesz co? Idź z Ivissem na piwo, ja poczekam na Zakrę, chyba nie za bardzo jeszcze do siebie doszedł...

A jednak jest jakiś optymistyczny akcent tego dnia... Co za ulga...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No na szczęście ktoś myśli szybciej i bardziej dojrzale, niż ja. Hmmm... Jeśli już podszedł, to wypadałoby się przedstawić. Ale raaanyyyy... Do jakiej on rasy należy?

- Mitsukai Ikari – Powiedziałem do kolejnego z nowych towarzyszy kłaniając się nisko – Bardzo dobry pomysł. Ja natomiast mogę dzielić pokój z kimkolwiek... Prócz jednej osoby... – Spojrzałem znacząco na człowieka – Mam nadzieję, że nie będzie z tym problemu? – Odwróciłem się w stronę Yas z uśmiechem, ale jakoś nie miałem odwagi się teraz do niej odezwać. Szczególnie po tym, co przed chwilą się stało. Wygłupiłem się, nie ma co... Zacząłem więc mówić ogólnie, nie patrząc na nikogo konkretnie – A jeśli chodzi o sprzątanie, to każdy zajmuje się swoimi brudami. Dodatkowo wydzielimy dyżury, kto w jakim dniu sprząta resztę domu. Proponuję wyznaczyć parę na dzień – Mówię – Ale powie mi ktoś, co było tu dyskutowane? Przyszliśmy trochę za późno, by wszystko usłyszeć. Poza tym, gdzie są nasze nowe kwatery? Czy można iść tam od razu?

Pytań wiele ale jest to niezbędne minimum... Mam nadzieję, że tym razem nie zostanę przez ogół po prostu zignorowany. Także z moją prośbą...

Sam fakt, że mam wytrzymać pod jednym dachem z człowiekiem jest straszny. Jeśli przyjdzie mi jeszcze być z nim w jednym pokoju... To albo on wyleci z domu, tańcząc do rytmu Shiroin, albo ja wieję stamtąd i wracam do akademii. Wolę siedzieć całymi dniami na twardym stołku i słuchać ględzenia jakiegoś starego capa, który pojęcia nie ma na temat fizyki, niż oddychać tym samym powietrzem, co człowiek.

- A oferta postawienia piwa jest nadal aktualna... Jeśli są chętni – Kończę wypowiedź.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zły start... Pomyślałem, ale nie zrażony niepowodzeniem podchodzę do zielonego kolegi z czterema chwytnymi.

- Kto ma ten domek, w którym mamy mieszkać? Zaniósłbym swoje rzeczy teraz. A i przy okazji, sorka za zły start. Jestem Kei.

Będę miły żeby się jakoś ustawić w tej kompanii idiotów... A swoją drogą to ta laska zdaje się być kimś więcej niż jak mi się wydawało, słodką idiotką. Nie często spotyka się na swojej drodze połączenie urody z inteligencją. Po chwili spostrzegam, że dwoje z naszej gromadki wychodzi więc idę za nimi. Trzeba się coś zakumplować.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słuchając tych wszystkich wypowiedzi postanowiłem się ostatecznie zbierać i im nie przeszkadzać. Dotknąłem egzozbroi i zacząłem do niej mówić:

„- CHODŹ, ODPROWADZĘ CIĘ NA MIEJSCE.”

Poszedłem z maszyną tam, gdzie stała. Gdy już byliśmy na miejscu, zacząłem mówić dalej:

„- CZEMU CHCIAŁEŚ ICH ZAATAKOWAĆ? ZROBILI CI COŚ?”

„- ORGANICZNI – zaczęła zbroja – ONI NIE SZANUJĄ MASZYN. TRAKTUJĄ NAS JAK ROBACTWO, KTÓRYM SAMI OSTATECZNIE SIĘ STAJĄ. JEŚLI TAK ZALEŻY IM NA STANIU SIĘ ROBACTWEM, POWINNIŚMY ICH TAK POTRAKTOWAĆ I ZGNIEŚĆ.” – po tych słowach znowu zaczęła przygotowywać się do strzału.

„- NIE – powiedziałem – OPUŚĆ BROŃ I NIE RUSZAJ SIĘ. TWOJE ZACHOWANIE NIE MA SENSU. NIC W TEN SPOSÓB NIE OSIĄGNIESZ. NIC, PRÓCZ WŁASNEJ ZAGŁADY. TO NIE MA SENSU. ROZUMIESZ? TO JEST NIELOGICZNE.”

Po tych słowach zbroja jakby zadrżała. Spojrzała na mnie, po czym opuściła ręce i chwilę później wyłączyła się bez słowa.

Po tym zdarzeniu zacząłem iść bez słowa w stronę wyjścia. Musiałem zrozumieć... zrozumieć, czy wszystkie maszyny tak postrzegają istoty organiczne i ile w tym wszystkim prawdy.

Przechodząc obok tego, który zwał się Ikari, zatrzymuję się i sięgam do kieszeni. Po chwili wyciągam kilka fabrycznych diamentów, które jakiś czas temu próbowałem zastosować jako źródło zasilania. Nie udało mi się, a ponadto kazano mi zniszczyć maszynę do wytwarzania tych diamentów, bo jak to sformułowano: „Może i są mniej cenne niż prawdziwe diamenty, ale rynek by nie wytrzymał masowej produkcji, jaką zacząłeś durny blaszaku... Nie obchodzi nas, że nie chciałeś tego sprzedawać. Masz to zniszczyć.” W każdym razie, podałem jedne z ostatnich sztuk, jakie mi pozostały Ikariemu ze słowami:

- Proszę. Napijcie się na mój koszt.

Po wręczeniu klejnotów zacząłem iść w stronę biblioteki. Nie wiedziałem, jak inne istoty spędzają wolny czas i nie chciałem im przeszkadzać. Postanowiłem iść tam, gdzie zamierzałem iść na początku, do biblioteki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ikari odpowiada na moje pytanie:

- Nie wiem... Coś z łącznościowcem było chyba? Nie wiem, o co chodzi... Nie było mnie, jak o tym mówili... Poza tym o sprzęcie też nie raczono nas poinformować – wzdycha. – Musimy kogoś innego razem dopytać...

„Pięknie… A ponoć ta trójka weszła wtedy, kiedy o tym mówiono… A może? Kurde, dalej głowa mnie boli…”.

Dalej to ja słucham dialogu dotyczącego m. in. stawiania tego całego piwa. Niektórzy, jak widzę, już powoli wychodzą. Tymczasem Yasei podchodzi do mnie. „Uch… Zaraz… Jej mogę się spytać…”.

Kiedy jednak chcę to zrobić, podchodzi do nas także tamten czteroręki. To Aloran, jeśli dobrze pamiętam…

- Dla ciebie znajdzie się oddzielny pokój – mówi. - Nie wszyscy wyglądają mi tu na przyjaznych.

„Oddzielny pokój? Chwila, co się tutaj dzieje? Kurde, potem poproszę Ivissa o ten lek na głowę…”.

- Powinniśmy trzymać się razem. Jesteśmy w końcu współlokatorami – dodaje, uśmiechając się. - Chodźmy do bufetu, Zakra postawi ci zaległą colę, a ja wypiję piwko z Ivissem.

„Właśnie, muszę postawić Yasei colę, cokolwiek to jest. Pamiętam, że kupiłem tego puszkę, więc będę musiał się zapoznać… Ale czy to faktycznie jest cola? Nie wiem, uderzyły mnie w głowę takie wielkie drzwi…”.

- W porządku, chętnie skorzystam z propozycji, dzięki – uśmiecha się Yasei. - Ale nie mysl, że ja wam wszystko sprzątać będę. Wiesz co? Idź z Ivissem na piwo, ja poczekam na Zakrę, chyba nie za bardzo jeszcze do siebie doszedł...

Dobra, jeszcze Ikari coś mówi, ale już nie chce mi się o tym myśleć. Zresztą myśli mi się teraz cholernie ciężko…

- W porządku, to chodźmy do tego „bufetu” – mówię. – Postawię Yasei tę colę. A, mack… „Kurde, udziela mi się powoli…”. Chciałem powiedzieć, Aloran… albo ktokolwiek inny niech mi odpowie… Nie pamiętam zbytnio, co powiedzieli senseiowie… Powie kto? Achs!

Chwytam się znowu prawą dłonią za głowę, czując ból. „Kurde, dzisiaj jestem nie do użytku…”. Tymczasem powoli, z kolegami (no i koleżanką), wychodzę ze zbrojowni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nagle poczułem dotyk jakichś kamieni w dłoni.

- Proszę. Napijcie się na mój koszt.

Zanim zdążyłem zareagować osobnik, który podarował mi kamienie odszedł. Zdążyłem tylko zauważyć, że to była ta maszyna. Cyborg albo android... Nie wiem, czy jest człowiekiem z elementami maszyny, czy na odwrót... Ale... Coś mnie ruszyło w jego głosem. Niby metaliczny i pozbawiony wydźwięku ale jakże... Pełen bólu? Sam nie wiem. Z wrażenia upuściłem kamyki na ziemię, które powpadały między jakieś panele. Padłem na kolana, usiłując je wydostać, kiedy reszta już zbierała się do wyjścia.

- Hej! Kurkaaaaaaa! Czekajcieeeee! – Wołam za resztą.

W końcu, gdy już wydobywam skubane klejnoty zza paneli zauważam, że to najzwyklejsze diamenty... Prawdopodobnie warte... Dużo... Choć się na tym nie znam... Jak się Kei dowie, to może ich już nie być... Szybko chowam je do kieszeni od spodni. Gdy znów zobaczę tamtego... Tamtą maszynę, to muszę ją zapytać, dlaczego mi to dał... Przecież w ogóle mnie nie zna... A zakładam, że posiada albo ludzki umysł albo zaawansowane programowanie zachowawcze...

Tak rozmyślając, zauważyłem, że moi nowi znajomi sobie poszli.

- Jeeenyyyy... Ja to mam zapłon!

Biegnę przez drzwi za nimi wszystkimi. W końcu muszę chcącym postawić ten browar... Potem od razu lecę się spakować i przenieść graty. Ja pić nie będę na pewno. Jak zdążę to będę w domu pierwszy i nikt nie będzie mi przeszkadzał w pracy. No tak ale najpierw muszę kogoś spytać, gdzie to jest. Zapytam tego Alorana... Jeśli pamiętam jego imię. I spytam też o tego cholernego łącznościowca, bo mam wrażenie, że nikt mi nie powie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Adam

Yamazaki z uśmiechem przystaje na twoją propozycje. Widzisz że wszyscy uczniowie się rozchodzą, po chwili robisz to samo i razem z Yamazakim idziecie do twojej kwatery. Po drodze Yamazaki streszcza ci swoje życie od czasów gdy razem zakończyliście nauczanie w Świątyni i zostaliście Strażnikami.

- Wtedy, po zakończeniu ostatniego etapu nauki, chwilę po tym jak zostaliśmy prawdziwymi Strażnikami, dostałem list od chorej matki. Za pozwoleniem dyrektora wyruszyłem tam. Matka wkrótce potem zmarła, a ja dostałem propozycje pracy w szkole, jako że nic mnie tu nie trzymało, zostałem tam. Jednak po tych pięciu latach po prostu znudziło mi się, postanowiłem wrócić... Cóż, dyrektor był zdziwiony gdy mnie zobaczył. Gdy opowiedziałem mu o tym że byłem nauczycielem, zapytał czy nie mógłbym nauczać i tutaj, więc zgodziłem się. Przeszedłem krótki trening, napisałem parę egzaminów, i zostałem przyjęty. Ciesze się że wróciłem. - Yamazaki skończył mówić i szeroko się uśmiechnął. W tym czasie dotarliście do kwatery. Był to niewielki pokoik z łazienką. Ściany były koloru zielonego. Przy ścianie stał niewielki telewizor i łóżko. Obok był stolik i kilka wygodnych krzeseł. Yamazaki usiadł na jednym z nich i poprosił cię o krótką opowieść o tym jak to się stało że zostałeś nauczycielem. Międzyczasie powiedział.

- Co ty na to żebyśmy wpadli wieczorem to tej bandy dzieciaków? Zobaczymy czy ten dom będzie jeszcze stał... I czy nie zgwałcili tej biednej dziewuszki. Swoją drogą, ciekawe jak długo ona z nimi wytrzyma...

Wszyscy prócz Urta.

Zmierzacie radośnie ku barze. Niektórzy idą w milczeniu, za to z nadzieją że po drodze będą śpiewać, a inni natomiast z nadzieją że nie będą musieli nieść śpiewających. Ikari przekazuje wszystkim radosną nowinę, że on to może i stawiać wszystko i wszystkim a chociażby i całą noc, byle by tylko polepszyć kontakty między drużyną. Gdy dochodzicie do Świątynnego baru okazuje się że wybór jest beznadziejny, a piwo smakuje: „Gorzej niż w jakiejś cholernej karczmie z sesji Fantasy!” jak tu ujął Iviss, naczelny degustator. Aloran rzucił więc pomysłem aby wszyscy poszli do znanej mu karczmy, nieopodal domu. Po chwili dorzucił że jak ktoś ma zamiar pić colę to niech nie wchodzi od razu za nim, ani nie siada blisko niego. Zakra kupił sobie drażetki łagodzące ból „Czopy 666”, które potajemnie, choć ciągle w grupie sobie zaaplikował. Po chwili ból minął, więc dziękował Bóstwu, za tak szczęśliwy dla niego obrót sprawy. Wychodząc ze Świątyni Yasei nie była oblegana przez stado niewyżytych samców, co ją niezmiernie ucieszyło. Gdy po chwili docieracie do budynku karczmy patrzycie niepewnie na szyld „#Sesja RPG”. Jako że w każdemu z was ta nazwa wydaje się dziwnie znajoma wchodzicie powoli do środka.

W środku jest panuje półmrok. W środku wita was Barman, rzucając żałosnym tekstem do każdego. Na niektórych stolikach rozstawione są świeczki, i małe głośniczki z których wypływa klimatyczna muzyka, choć muzyka dla każdego stolika jest inna. Wszyscy dochodzicie do lady, i u Karczmarza każdy wybiera sobie napój. Pierwsze dwa musicie wybrać sobie natychmiast, gdyż Ikari stwierdził że musi iść do domu zmajstrować swoje urządzenie. Jednak daje się namówić na kolejkę coli. Siadacie sobie wygodnie przy jednym stole. Część pijąca alkohol usadowiła się po jednej stronie, pijący colę zebrali się po drugiej stronie. Ikari po wypiciu coli stwierdza że musi natychmiast ruszać, gdyż nie może tracić czasu. Prosi Alorana o wskazanie mu budynku.

- To będzie... Prosto, prawo, prawo, prawo, prawo, prawo, prosto, lewo... Tak, to będzie tak. Numer budynku to 66. Trafisz na pewno, jak nie to zapytaj kogoś o drogę.

Ikari, zanim wyszedł poprosił Yasei na stronę i wręczył jej diamenty, i prosił żeby opłaciła wszystko i wszystkich. Po tym wychodzi.

Ikari

Gdy wychodzisz za karczmy, kierujesz się wskazówkami Alorana. Po dziesięciu minutach błądzenia stwierdzasz że chodzisz cały czas w kółko. Gdy jeszcze raz docierasz pod samą karczmę zamiast wchodzić do środka kierujesz się w lewo. Po trzech minutach trafiasz na budynek o numerze 66. Drzwi otwierają się bez problemu. Wchodzisz do środka, i od razu postanawiasz zwiedzić budynek. To dwupiętrowy dom, jakich wielu. Dziwisz się, po co Aloranowi tak duży dom, skoro mieszkał sam, jednak postanawiasz nie wnikać w to. Po obejrzeniu wszystkich pokoi widzisz że Yasei mogła by bez problemu zająć poddasze. Na owym piętrze znajduje się łazienka i pokój, więc nie ma z tym żadnego problemu. Postanawiasz jednak zrobić zamek do jej pokoju, aby ustrzec ją przed głupimi pomysłami twoich współlokatorów. Schodzisz na dół, i dziwisz się że jak na mieszkanie faceta jest tu bardzo czysto. Domyślasz się że ktoś musiał tu posprzątać zanim tu przyszliście. Gdy wchodzisz do głównego pokoju, domyślasz się że będziecie wszyscy razem w nim spali. Wskazywała na to liczba łóżek. Przypominasz sobie że pominąłeś pierwsze piętro w swoim zwiedzaniu. Szybkim krokiem to czynisz i idziesz korytarzem. Zaglądasz przez jedno z drzwi, i jest to całkiem pusty pokój. Zamykasz drzwi i podchodzisz do drugich drzwi. W środku znajduje się profesjonalny warsztat idealny dla takiego majsterkowicza jak ty. Uradowany zamykasz drzwi, i podchodzisz do kolejnych. Jest to pokój z metalową obręczą pociągniętą przez cały pokój. Obok niego stoi zakurzona konsola. Domyślasz się że jest to portal służący szybkiemu przemieszczaniu się pomiędzy różnymi miejscami na planecie. Zamykasz drzwi i schodzisz z powrotem na dół. Postanawiasz znaleźć kuchnię i napić się czegoś. Gdy po chwili docierasz na miejsce widzisz piękną dziewczynę ścierającą kurz z szafek. Zauważasz że ma na uszach słuchawki więc może nawet nie wiedzieć że ktoś oprócz niej jest w domu. Przyglądasz się jej uważnie. Niebieskie włosy sięgające po szyję, które na końcach odstają od niej. Niezwykle jasne błękitne oczy, i czerwone usta. Szczupła i średniego wzrostu, ok. 1.70m. Ma na sobie czerwoną bluzkę z czarnymi wzorami i czarne rybaczki. Na stopach ma wysokie trampki w kolorze czerwonym.

Dziewczyna zaczyna poruszać biodrami w rytm muzyki. Chwilę potem bierze w ręce wyimaginowaną gitarę i zaczyna na niej grać, jednocześnie rzuca włosami na wszystkie strony. Na twojej twarzy pojawia się uśmiech, opierasz się o drzwi i przyglądasz się dziewczynie. Ta po chwili cię zauważa i przestraszona upada na ziemię. Pomagasz jej wstać, widzisz że jest cała czerwona na twarzy. Zgadujesz że się zawstydziła. Dziewczyna wyciąga słuchawki i zaczyna mówić.

- Oj, przepraszam... Jestem Mai... Troszeczkę mnie poniosło... Jesteś z tej drużyny co ma tutaj mieszkać?

Urt

Zmierzasz w kierunku biblioteki. Po drodze jest spokojnie, zgadujesz że każda drużyna jest właśnie gdzieś w terenie kierowana przez swoich sensei. Wchodzisz do biblioteki. Wewnątrz znajdują sie ogromne półki z książkami. Kierujesz swoje kroki ku pożądanemu regałowi. Po kilku minutach gubisz się wśród regałów. Po chwili podchodzi do ciebie stara bibliotekarka, i pyta się ciebie czym ci może służyć. Zanim jednak zdążasz odpowiedzieć, daje o sobie znać twój komunikator, który wszczepił ci twój znajomy – konserwator Mike. Słyszysz następujące słowa.

- Urt? Przyszedł do ciebie list. Pozwoliłem sobie go otworzyć. W każdym razie, od dziś będziesz mieszkał wraz ze swoją nową drużyną. Masz się tam stawić do wieczora. Dom znajduje się poza Świątynią. Ma on numer 66. Zanim tam jednak pójdziesz, staw się do mnie. To wszystko.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba upiłem się colą, że odważyłem się dać Yasei te diamenty... Poza tym one należały do tamtego... To znaczy do tej maszyny. Muszę z nią pogadać potem... Ale teraz do świątyni po graty i z powrotem. Albo na odwrót.

Jak idiota kierowałem się wskazówkami Alorana. Zacząłem więc spacerować wokół karczmy. Zorientowałem się dopiero, gdy jakaś miła starsza pani powiedziała, że tak to sobie za dużo nie potrenuję... Zapytałem kulturalnie o drogę. Odpowiedziała „Prosto, prawo, prawo, prawo, prawo, prawo, prosto, lewo...” No tak...

W końcu jednak wreszcie sprostałem tej Misji Niewykonalnej i znalazłem dom numer 66. Wszedłem do środka. Zacząłem lustrować kolejne pomieszczenia. W końcu jednak znalazłem Ten-Pokój. Był wspaniały... Na przeciwległej ścianie wisiały najróżniejsze małe narzędzia od młotków, przez śrubokręty, do kluczy. Wszedłem, jak zaczarowany do środka i zapaliłem światło... i mało nie zemdlałem z wrażenia. Stół pod narzędziami był idealny do drobnych prac. Po prawej był drugi z lampą lutowniczą, spawarką, destabilizerem, trójfazotracerem i wieloma innymi NIEZBĘDNYMI utensyliami technicznymi. Z drugiej strony stał komputer do programowania i przeprowadzania symulacji. Od razu podszedłem do niego wiedziony instynktem. Palcami przejechałem po klawiaturze. Dotknąłem obudowy monitora.

NIE-MA-MOWY! JA-ŚPIĘ-TUTAJ!!! !!! !!! !!! !!! !!!

Z dala od ludzia i sam w spokoju będę mógł sobie w nocy testy robić! Genialnie! Z tym sprzętem skończę DTS w kilka tygodni! I to najwyżej!

Ale najpierw zrobię Yas zamek... Szybko, zanim wróci. A klucz dam Aloranowi, żeby jej przekazał, bo czuję, że efekt upojenia colą już minął i nie mam już takiej odwagi, by dać jej to samemu... A to nie jest ważne, żeby wiedziała, kto zrobił ten zamek.

Z wrażenia jednak zachciało mi się pić. Zszedłem więc na dół do kuchni i... kolejne zaskoczenie...

- Oj, przepraszam... Jestem Mai... Troszeczkę mnie poniosło... Jesteś z tej drużyny co ma tutaj mieszkać?

Troszeczkę... Mało powiedziane...

- Tak – Odpowiedziałem z ukłonem – Mitsukai Ikari. Przepraszam, że przeszkadzam ale muszę się napić i biegnę po swoje rzeczy. Porozmawiamy kiedy indziej, Mai! Miło było poznać! – Krzyczę do niej wychodząc.

Zasuwam po swoje graty. W akademii zabieram walizkę z narzędziami i sprzętem, drugą z ubraniami, oraz swoją broń. Tak obładowany już mam zamiar wyjść, kiedy...

- Hehe... – Zachichotałem.

Odłożyłem bagaże i zacząłem pisać list na kartce.

‘Drogi koleżanku!

Gdyż nie było ciebie w pokoju, nie mogłem się pożegnać. Zostałem z Kei’em przeniesieni do grupy uderzeniowej i zamieszkamy z resztą drużyny w domu numer 66. Jak chcieć biedziesz kiedyśtam, to przyjdź i nas odwiedzisz.’

Po chwili zastanowienia podpisuję list ‘Ikari’, choć zastanawiałem się, czy nie napisać ‘Kei’. Adresuję list do Satou. Dopiero teraz wychodzę i biegusiem do domku. Na miejscu od razu mierzę miejsce w drzwiach do poddasza i w warsztacie majstruję zamek. Następnie wymontowuje drzwi i szybko wzbogacam je o nowy atrybut. Klucz natomiast chowam do kieszeni. Dam go Aloranowi, jak wróci. Ufff... Mogę chyba wreszcie się odprężyć...

Zasuwam do warsztatu i zaczynam pracować nad DTS.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...