Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Knight Martius

Kill Bill 1 & 2 (2003, 2004), Quentin Tarantino

Polecane posty

Kill Bill
(1 & 2)


kill_bill.jpg

Kill_Bill__Vol._2.jpg


Oryginalne tytuły: Kill Bill Volume 1, Kill Bill Volume 2
Gatunek: akcja (wyczytałem w Wikipedii, że to też thriller i dramat?)
Kraje produkcji: USA, Japonia
Lata produkcji: 2003 (Vol. 1), 2004 (Vol. 2)
Czas trwania: 111 min (Vol. 1), 136 min (Vol. 2)
Scenariusz i reżyseria: Quentin Tarantino

Obsada
Uma Thurman ? panna młoda/Czarna Mamba
David Carradine ? Bill
Lucy Liu ? O-Ren Ishii
Vivica A. Fox ? Vernita Green
Michael Madsen ? Budd
Daryl Hannah ? Elle Driver
i inni

Opis
Czarna Mamba, zawodowa zabójczyni z Plutonu Śmiercionośnych Żmij, postanawia odejść z szajki i założyć rodzinę. Pomysł ten jednak wybitnie nie spodobał się szefowi, Billowi, który wraz z resztą składu urządza masakrę w miejscu ślubu, zabijając jego uczestników, w tym niedoszłego męża panny młodej i jej nienarodzone dziecko. Główna bohaterka zapada w śpiączkę, z której budzi się po czterech latach. Skonstatowawszy, co się stało, poprzysięga zemstę na sprawcach ? do której zresztą, zgodnie z powiedzeniem, iż zemsta najlepiej smakuje na zimno, w pierwszej kolejności chce się przygotować?

Opinia
Się zdziwiłem, gdy zobaczyłem, że tematu o tych dwóch filmach w ogóle nie było. o_O W każdym razie z tego, co czytałem w wątku o ?Pulp Fiction?, wynika, że nie są one tutaj najbardziej lubiane. Aczkolwiek wiem swoje ? jak obejrzałem je od początku do końca po raz pierwszy, to zrobiły na mnie spore wrażenie (choć część pierwsza bardziej). Wiem, nie ma toto wyszukanej fabuły ? w niektórych momentach wręcz jest ona nielogiczna. Ale ma coś, za co polubiłem twórczość Quentina Tarantino: reżyserię. Kiedy to oglądałem, to żadna scena ? ani nawet ujęcie ? nie wydawała mi się przypadkowa. Wszystko tu było dobrane w takich tonach, w jakich powinno być. Na dodatek dialogi bardzo mi się podobały ? nie żebym chciał wyjść na prymitywa, ale podejrzewam, że to przez wulgaryzmy. ;) (Na dodatek mam te filmy na DVD i w tamtejszym tłumaczeniu przekleństwa są wiernie odwzorowane, czego w telewizji prawie w ogóle się nie spotyka ? zresztą odpowiada za spolszczenie bardzo dobra pani tłumacz, więc nic dziwnego). Dopiero jak ostatnio sobie obejrzałem jeszcze raz, tak w ramach odświeżenia, to niektóre sceny mnie wręcz drażniły (nie wiem, czy to przez te moje ciągoty do realizmu, ale

masakra w Domu Błękitnych Liści

* wydawała mi się teraz strasznie naciągana) ? chociaż większość scen nadal oceniam pozytywnie. Nie wiem, może jestem dyletantem, ale mnie to się naprawdę podobało ? i polecam zobaczyć, jeśli się znajdzie trochę wolnego czasu (i skombinuje filmy ;]).

Z ciekawostek, choć pewnie co bardziej ogarnięci już od dawna wiedzą (:)): za choreografię walk odpowiada ten sam pan, co w ?Matriksie?. Teraz wiadomo, czemu takie dobre.

*A dałem w spoiler, żeby mi ktoś nie mówił, że mu fabułę (jaką fabułę?) psuję. :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ach, jeden z moich ulubionych filmów :happy:

Pora na opinię: Rozpocząłem poznawanie twórczości Quentina Tarantino od właśnie tego filmu (a konkretniej od pierwszej części). Dlaczego?

Cóż, zapamiętałem go jako ten, który ojciec zakazał mi oglądać przed ukończeniem 17 lat :P.

Ukończyłem, obejrzałem i jestem zachwycony!

Sceny walki są po prostu mistrzowskie, fabuła ładnie wyeksponowana, wstawki klimatyczne i nietuzinkowe. Efekty specjalne wgniatają w fotel, a muzyka.....

ahhhhh...

Oczywiście to dotyczy wyłącznie pierwszej części, gdyż druga była dla mnie:

- nic nie warta

- idiotyczna

- nudna

- widocznie robiona na chybcika

- i ku pokrzepieniu portfeli

Vol. 2 jest dla mnie najlepszym przykładem, jak należy schrzanić dobrze zapowiadającą się serię :(

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Up - nie była robiona na "chybcika". Z tymi filmami było tak, że Tarantino nakręcił tyle materiału (mając pomysł na "Kill Bill"), że żal mu było ciąć i upychać wszystko do jednego długiego filmu, więc podzielił materiał na dwa filmy i wypuścił je z odstępem czasowym by zarobić na obu częściach. I wilk syty i owca cała. Kinomani dostali pełną historię, producenci i reżyser odpowiednio napełnili kiesy.

Poza tym, jaką serię ? :huh:

Co do muzyki, w filmach Tarantino była zawsze obłędna. Nie waham się tego powiedzieć, bo co by nie mówić o jego twórczości (jedni mogą nienawidzić, inni kochać, jeszcze inni bardzo lubić z małymi zastrzeżeniami) to muzykę dobierał w formie składanek, z zapomnianych czasem piosenek, dawnych szlagierów lub nieznanych wręcz szerszemu gronu odbiorców. Ten utwór który wspomniałeś autorstwa Nancy Sinatry, utwór Zamfira "

" czy inne kawałki, zapadają w pamięć. Długo by wymieniać, ale ta polityka Tarantino polegająca właśnie na "składaniu" soundtracków swoich filmów jest przeze mnie witana naprawdę gorąco.

Sam film, rzeczywiście dziwne, że nie miał swojego tematu, ale to kawał porządnej rozrywki. Fabularnie może nie powala na kolana, ale nie o to chodzi w tym wszystkim. Już nie zobaczymy w kinach Davida Carradine'a, nie dostaniemy od innego reżysera takiej wizji, czasami pokręconej, ale z pazurem. No, może od Roberta Rodrigueza, duchowego brata bliźniaka Quentina. Lubisz styl Tarantino lub nie i tyle. Przekleństwa, duże ilości sztucznej krwi, zakręcone fabuły i sam reżyser w pomniejszych rolach (jak np. "człowiek opowiadający dowcip barowy w barze" w "Desperados" Rodrigueza). Ale ma też bardziej stonowane, przynajmniej odrobinę, filmy jak 'Jackie Brown'. Kill Bill łączy w sobie akcję, odrobinę komedii i mistycyzmu Wschodu, reżyser żongluje kanonami i bawi się nimi. Choćby mistrz Pai Mei. Archetyp mistrza kung fu - totalnego wymiatacza. Takich smaczków jest więcej i widać, że reżyser miał ubaw kręcąc te filmy i liczy, że widzowie też będą się dobrze bawili. Jeśli zaakceptują "brud" jaki panuje w świecie jego filmów.

@down - widocznie nie zrozumiałeś przekazu. Po prostu "dwójka" miała być inna niż "jedynka" mimo iż to kontynuuacja tej samej historii. Technika

5 punktów rozrywających serce

? Musiała być zastosowana. Musiało zostać zrealizowane tak jak zostało ze względu na

dawne uczucia między Panną Młodą a Billem oraz ich córeczkę. Poza tym, mimo iż byli zabójcami, to honorowymi. Bill sam poddał się śmierci.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@UP

Jak dla mnie to byłaby seria filmów, gdyby na każdy film zabijała tylu dawnych przyjaciół ile w jedynce.

Ale nie wyszło, więc mówię "beee".

Na cały vol.2 zapamiętałem tylko jeden moment (!), a z "jedyneczki" pamiętam większość.

Tak słabo walka w części drugiej została zrobiona.

3/4 filmu to czcze gadanie :dry:

A walka z Billem.....

serio? kilka dotknięć? To wszystko? Tylko na tyle mistrza katany stać? Śmiać się czy płakać?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Serię KB oglądałem dość dawno, ale tak jak wspomniał poprzednik, to samo miałem odczucie, że o ilę pierwszy Kill Bill był takim idealnym przykładem kina akcji z typową "Tarantinowską" sznytą, to już dwójka była nużącym, i zbyt przegadanym filmem które nie zachowało zbyt wiele z części pierwszej.

A najlepsze jest to że już za 2 lata trzecia odsłona przygód Panny Młodej. Przynajmniej z tego co widzę na FW pewne udziału są Uma Thurman i Daryl Hannah.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po piątej nieudanej próbie reinstalacji Windowsa Quentin Tarantino napisał scenariusz do filmu "Kill Bill".

W zasadzie to nic nie powiedziałem od siebie o drugiej części. O ile pierwsza była moim zdaniem bardzo dobra, o tyle druga już "tylko" dobra. Zawierała w sobie fajne sceny (perypetie z Pai Meiem czy to, jak

Beatrix załatwiła Elle

), ale miejscami sprawiała wrażenie nudnej - bo mało akcji, dużo gadania. Ale to na marginesie.

Co do trzeciej części - kiedy przeczytałem informację, że ma powstać, to na początku pomyślałem: "Jak reżyser chce zrobić kontynuację filmów, które stanowiły zamkniętą całość?". Ale potem poczytałem, jak ma mniej więcej przedstawiać się fabuła (wraz z mocnymi spoilerami, jasny gwint :/), i jakoś jestem już bardziej przekonany.

Dla jasności powiem, o co ponoć ma chodzić w trzeciej części (dam w spoiler, bo może ktoś wolałby nie wiedzieć):

akcja toczyłaby się 15 lat po wydarzeniach z poprzednich filmów. Główną bohaterką miałaby być córka Vernity Green (tej, którą Beatrix zabiła na początku pierwszej części), która chce pomścić swoją matkę. Jej mistrzynią miałaby być Elle Driver (już kompletnie niewidoma

:P). Schedę po Billu przejęłaby natomiast Sophie Fatale (ta, którą Beatrix pod koniec pierwszej części pozbawiła ręki).

W ogóle to przeczytałem jeszcze, że Tarantino planuje trylogię (ale na tej zasadzie, że pierwsze dwie części jako całość stanowią pierwszą w ogóle), ale z następną częścią postanowił tyle zaczekać, bo chciał, żeby Uma Thurman i Daryl Hannah się postarzały.

Myślę, że jak ukaże się w kinach, to pójdę na to - Tarantino ma u mnie spory kredyt zaufania. No i pomimo prawdopodobnych spoilerów, jakie przeczytałem, a których nie podam z czystej przyzwoitości - takie coś ogląda się dla rozrywki, a nie dla fabuły.

No i przypomnieliście mi o muzyce. Szczerze mówiąc, nie domyślałem się wcześniej, że ścieżka muzyczna "Kill Billa" to składanka starych utworów (chociaż odnoszę wrażenie, że przynajmniej jeden utwór słyszałem gdzieś już wcześniej...). Ale teraz posłuchałem ich sobie i muszę powiedzieć, że podobają mi się BARDZO. A najbardziej m. in.

.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajny ten film pierwszy raz jak obejrzałem i naprawde mi się spodobał, niebęde wymieniał dlaczego bo film ten oglądałem tyle razy że wręcz przez jakiś czas oglądałem go co chwile naprzykład dokładnie obczajając scene walki z jedynki, normalnie gały wylazły mi na nos, majsterszczyk skoki, cięcia, uniki, fontanny krwi, każdy element przemyślany niebęde sie wybebeszał ale film dlamnie warty oglądniencia. Sorrrry za błęędy ortmagajaficzne ale pisze szbko i tak same wyskakują. ;-)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akurat ja drugą część uważam za lepszą. Dlaczego? Ponieważ jest w niej więcej fabuły, więcej głębi postaci (relacje Beatrix z Billem), tudzież są w niej moje ulubione sceny - trening u Pai Meia oraz najlepsza bodaj walka w obydwu częściach, czyli

pojedynek Beatrix z Elle Driver

, który mogę oglądać na okrągło.

"Najzabawniejsze" jest dla mnie to, że choć dużo osób psioczy na drugą część, to jakoś nie zauważyłem sensownych argumentów na poparcie takiej tezy (chyba że za sensowny argument uznać to, że film jest "przegadany" - zaiste, podziwiam ludzi, którzy chcą po prostu, aby się postacie bez refleksji zarżnęły, jak w prymitywnej siekance klasy C). A już na pewno nie słyszałem żadnych argumentów na wyższość pierwszej części - i nic dziwnego, bo ciężko dowodzić wyższość jedynki, gdzie przez połowę filmu mamy zwyczajną krwawą łaźnię. Rzeczywiście, "lepsza" ta jedynka jest, jak wszyscy diabli...

Rozśmieszył mnie również do rozpuku zarzut o "idiotyczności" drugiej części. Tak, bo przecież "jedynka", z

Beatrix szlachtującą kilkudziesięciu ludzi (oraz przezwyciężającą atrofię mięśniową samą siłą woli)

, "mądra" jest, jak świat i naród...

Istne kuriozum - zazwyczaj wyżej się ocenia filmy z fabułą, a nie takie, gdzie przez większość fabuły ktoś kogoś zarzyna. A tutaj - no proszę, odwrotnie. Słyszę, że dwójka jest gorsza, bo... bo tam nie było kolejnych wiader krwi i zabijania przez pół filmu kilkudziesięciu ludzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hm, obie części oglądałem już tak dawno, że pamiętam tylko ogólny zarys fabuły oraz co lepsze sceny (w sensie, że wbiły mi się do głowy na tyle, że mogę je sobie przypomnieć ;p) jak np.

cała rozpierducha z Crazy 88 oraz późniejsza jatka z 17-letnią ochroniarką, pierwsza sekwencja drugiej części wraz z zakopaniem w grobie, wyłupanie oczu w dwójce, sekwencja treningowa z Pai Mei'em i sam finał z ostatecznym załatwieniem Billa

. Całość przeplatana jakimiś dialogami, których w ogóle nie kojarzę ;p Całość miała ten "dziwny", typowy dla Tarantino posmak, ale i tak zawsze Pulp Fiction będę uważał za jego największe dzieło, które gdzieś tutaj ma swój temat. Mimo wszystko obie części uważam za nawet niezłe, każda na swój sposób i wysuwająca na pierwszy plan jednak inny element z filmu :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Der_SpeeDer

Tak jakoś odniosłem wrażenie, że to też pośrednio do mnie było. ;) Wydaje mi się, że problem tkwi w oczekiwaniach względem "dwójki" - w pierwszej części dominowała akcja, więc pewnie mało kto nastawiał się, że druga skupi się na dialogach i fabule (która, umówmy się, sama z siebie nie jest najmocniejszą stroną cyklu). Walka zaś w owej "dwójce" jest o tyle rozczarowująca, że zabrakło jej widowiskowości - pobiją się ze sobą chwilę i to wszystko (aczkolwiek przyznam, że walka głównej bohaterki z

całym tabunem w Domu Błękitnych Liści

w "jedynce" przez swoje naciąganie ostatnio bardziej mnie irytowała, niż zachwycała). I te "kolejne wiadra krwi i zabijanie przez pół filmu kilkudziesięciu ludzi" nie mają tu raczej większego znaczenia, chyba że ktoś ma... bardzo specyficzny gust.

Osobiście jednak nigdy nie twierdziłem, że druga część jest zła. Uważam wręcz, że jest dobra, bo pewne sceny (Pai Mei! Walka z

Elle Driver

!) bardzo mi się podobały, a i pewne niedokończone wątki zostały całkiem zgrabnie wyjaśnione. Nie czułem jednak tego klimatu tak wyraźnie jak w "jedynce", gdzie to sprawiał, że tę część wręcz chłonąłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że problem tkwi w oczekiwaniach względem "dwójki" - w pierwszej części dominowała akcja, więc pewnie mało kto nastawiał się, że druga skupi się na dialogach i fabule

Oczekiwania, pomijając jakieś szczególne przypadki, są jak dla mnie naprawdę marnym argumentem. Szczególnie kiedy mamy do czynienia z takimi spektaklami, jak ten, który miał miejsce przy okazji nakręconego nie tak dawno Avatara - mimo że widać było po trailerach i kampanii reklamowej, że podstawowym atutem tego filmu ma być strona wizualna, po jego premierze rozmaici ludzie psioczyli, że chcieli od tego filmu oryginalnej fabuły.

Nie uważam, żeby reżyser tudzież jego film mieli ponosić jakąkolwiek odpowiedzialność za wytwory czyjejś wyobraźni - rzekłbym, że jest to wręcz irracjonalne. To, że ktoś myślał o niebieskich migdałach, nie jest dla mnie żadnym argumentem na to, aby film miał takie oczekiwania spełniać. Bo ktoś TAK SOBIE UMYŚLIŁ...

No, naprawdę...

(która, umówmy się, sama z siebie nie jest najmocniejszą stroną cyklu)

Nie, ale dwójka jakoś tę stronę filmu rozwija, przez co postacie nagle wydają się bardziej ludzkie i bardziej charyzmatyczne, a ich relacje bardziej wiarygodne i zrozumiałe, a ponadto nie mamy już do czynienia ze szlachtowaniem dla samego szlachtowania.

Walka zaś w owej "dwójce" jest o tyle rozczarowująca, że zabrakło jej widowiskowości

Jak się taką "widowiskowość" ogląda przez pół godziny, to szybko się to zaczyna brzydnąć (mnie się o niebo przyjemniej ogląda zdecydowanie krótszą walkę

Beatrix z Elle

- ją mogę oglądać na okrągło, natomiast po jednokrotnym obejrzeniu tej siekaniny w Domu Błękitnych Liści mam dość na dłuższy czas). Nawet efekt 3D pod koniec każdego z dwóch obejrzanych przeze mnie w tej technice filmów (Avatar oraz Avengers) przestawał na mnie robić wrażenie. Zresztą - cytując Bonharta, stawiam diamenty przeciwko orzechom (nawet pustym orzechom), że gdybyśmy mieli w KB2 kolejną rzeź, ludzie narzekaliby z kolei na powtarzalność.

I te "kolejne wiadra krwi i zabijanie przez pół filmu kilkudziesięciu ludzi" nie mają tu raczej większego znaczenia, chyba że ktoś ma... bardzo specyficzny gust.

A jak mam inaczej interpretować argumentację, na widok której zawsze przewracam oczami - taką, że KB2 był "przegadany" i powinno było więcej krwi tryskać po ścianach?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przychylam się do opinii iż Kill Bill vol. 2 to było spore rozczarowanie. Szczególnie finał. Ot jedynka była całkiem zgrabnym filmikiem. Intrygujący koncept, zgrabna fabuła, niezłe sceny akcji. Dwójka miała to wszystko spuentować i niestety miałem wrażenie, że Tarantino był znudzony tematem i się nie przyłożył. Siłą jedynki było chyba jasne oddzielenie wątków. Poszczególne etapy zemsty i flashbacki były same w sobie ciekawe. Mimo, że łączyły się, to wyraźnie wyrysowana była granica pomiędzy każdym wątkiem. Dwójka wydawała się mocno chaotyczna, dodatkowo nie wszystkie wątki były tutaj wystarczająco ciekawe. A szkoda. Z drugiej strony wedle słów imć reżysera za jakiś czas miałby powstać sequel (bodajże chciał wydać dziesięć lat po dwójce) więc być może druga część zyska, jako składowa trylogii?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Część druga wypada bardziej blado przy vol.1, lecz ma przebłyski geniuszu, którymi mnie kupiła (scena pogrzebania żywcem, jest wstrząsająca) Nie zapominajmy też, że Kill Bill miałbyć jednym długim filmem, lecz ze względów dystrybucyjnych został podzielony na 2 części z tąd może wynikać chaotyczność (częste retrospekcje) i inny mniej frywolny sposób montażu. Osobiście patrzę na obie części pod kątem całej historii, ale jeśli miałbym wskazać która jest lepsza, powiedziałbym, że 1, zwłaszcza dzięki lepszej oprawie dźwiękowej jak i bardziej brutalnej/kiczowatej akcji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczekiwania' date=' pomijając jakieś szczególne przypadki, są jak dla mnie naprawdę marnym argumentem. (...)[/quote']

Wspomniany przez Ciebie przypadek rzeczywiście jest absurdalny, ale mnie chodziło o oczekiwania oparte na uzasadnionych przesłankach. Wiem, że film lub cokolwiek innego powinno się oceniać bardziej przez pryzmat tego, jaki jest, niż na podstawie oczekiwań, ale to tak naprawdę jest niemożliwe. Sam się mocno rozczarowałem na tej zasadzie, jak obejrzałem "Od zmierzchu od świtu" (scenariusz do tego pisał Quentin Tarantino? No wierzyć mi się nie chce...). Poza tym za zasadne uważałbym narzekania kinomanów, którzy po danym filmie oczekiwaliby, dajmy na to, sporo akcji (bo na przykład tak na zwiastunach został przedstawiony), a dostaliby samą fabułę z jakimiś filozoficznymi rozważaniami. Nawet gdyby zostało to zrealizowane koncertowo, to właśnie nie zdziwiłbym się, gdyby widzowie po seansie się wściekli - bo przecież nie za to zapłacili...

Nie' date=' ale dwójka jakoś tę stronę filmu rozwija, przez co postacie nagle wydają się bardziej ludzkie i bardziej charyzmatyczne, a ich relacje bardziej wiarygodne i zrozumiałe, a ponadto nie mamy już do czynienia ze szlachtowaniem dla samego szlachtowania.[/quote']

Pytanie na marginesie: gdzie oprócz jatki w Domu Błękitnych Liści masz w pierwszej części to "szlachtowanie dla samego szlachtowania"? Owszem, przemoc jest tu przesadzona - ale poza tym wszelkie pojedynki mające tutaj miejsce są w jakiś sposób uzasadnione.

Nawet efekt 3D pod koniec każdego z dwóch obejrzanych przeze mnie w tej technice filmów (Avatar oraz Avengers) przestawał na mnie robić wrażenie.

A to 3D to nie wiem' date=' skąd Ci się tu wzięło - w obecnych filmach jest ono zazwyczaj do bani (podane przez Ciebie filmy akurat mają je lepiej zrealizowane, choć i w nich szału nie ma).

Zresztą - cytując Bonharta, stawiam diamenty przeciwko orzechom (nawet pustym orzechom), że gdybyśmy mieli w KB2 kolejną rzeź, ludzie narzekaliby z kolei na powtarzalność.

Jeszcze się taki nie narodził, który by wszystkim dogodził. Pomijam już to, że w naszym narodzie ludzie bardzo lubią szukać dziury w całym. wink_prosty.gif

A jak mam inaczej interpretować argumentację' date=' na widok której zawsze przewracam oczami - taką, że KB2 był "przegadany" i powinno było więcej krwi tryskać po ścianach?[/quote']

Jeśli chodzi o krew, to, jak już wspomniałem, nawet ja uważam, że jej ilość jest przesadzona (chociaż nie poczytuję tego też za wadę - obojętna mi była po prostu i tyle). Mogę wypowiedzieć się tylko za siebie - a widzę to tak, że w pierwszej części miałem do czynienia ze świetnym połączeniem akcji z fabułą (co prawda oklepaną, ale IMO pięknie przedstawioną, takim modelowym przykładem, jak "w niebanalny sposób pokazać banał"). Druga zaś, owszem, kończyła wątki zaczęte przez "jedynkę" - ale wyglądała dla mnie trochę tak, jakby reżyser nie miał za bardzo pomysłu, jak to dokończenie przedstawić. Lubię dialogi w filmach Tarantino (ostatnio odświeżam sobie "Pulp Fiction" :]), więc nie miałem prawa być odtrącony od filmu - no ale halo, dlaczego tam potrafił połączyć ze sobą te elementy w harmonijny sposób, a tu po prostu wziął resztę fabuły i podał ją osobno, nie dbając specjalnie o tę harmonię? Konsekwencja IMO powinna być.

Niemniej jak będę sobie jeszcze raz odświeżał "Kill Billa", to odpalę obydwie części - tak dla ponownego porównania i sprawdzenia, czy rzeczywiście mam rację (a może coś z tej "dwójki" faktycznie pominąłem?...).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam w domu oba filmy na dvd z jakieś gazety, więc nie wypadałoby nie obejrzeć.wink_prosty2.gif Jakoś mnie nie poruszył czy wciągnął ale jako całość daje radę. Nad fabułą za wiele to nie ma tutaj co rozmyślać ( wczoraj nie oglądałem więc super dokładnie nie pamiętam ). To taka nawalanka z kobietą w roli głównej, która mi się podobała. Jeśli miałbym osądzać to lepsza była jedynka, ale dwójka też niczego sobie.

Oceny 1- 7+/10.

2- 7/10.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio miałem możliwość obejrzenia obu części Kill Billa i powiem tak, 1 była genialna, ten film oczarował mnie bardziej niż Pulp Fiction, które jest filmem świetnym ale w Kill Billu podobał mi się ten klimat, świetny film w stylu Quentina, natomiast po tym jak świetnie oglądało mi się 1 miałem spore oczekiwania co do 2 i spotkał mnie duży zawód, film bardzo średni, sporo gadania o niczym... w totalnym szoku byłem gdy wyczytałem na FW, że będzie część 3...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszą część filmu obejrzałam wczoraj. Muszę przyznać, nie jestem wielką fanką kinematografii. Zapewne nie oglądałam wielu filmów uznawanych za kultowe. I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, czy Kill Bill na takie miano zasługuje. Nie ma to jednak dla mnie najmniejszego znaczenia.

Pierwszy raz zaobserwowałam u siebie, że dłużej rozpamiętuję obejrzany przeze mnie film. Zwykle po prostu od razu po obejrzeniu o nim zapominałam. Może jeszcze tylko z Ostatnim samurajem było inaczej. Tym razem dalej mam w pamięci konkretne sceny z filmu. Wspaniałe, choć mocno przesadzone pojedynki, cieszące oko krajobrazy, kilka zabawnych momentów, które doskonale rozładowywały napięcie.

Muzyka to coś wspaniałego. Dziś przez kilkadziesiąt minut przesłuchiwałam soundtrack. Nie pamiętam filmu, który dorównywałby pod tym względem Kill Billowi.

Zła fabuła? Kiepskie dialogi? Nie wiem, nie znam się. Mnie historia odpowiadała, z napięciem śledziłam losy bohaterki. Brak chronologii również zaliczam na plus. Dzięki temu widz bardziej skupia się na pojęciu świata wykreowanego przez reżysera.

Film ma jednak wady. Osobiście nie jestem wielkim zwolennikiem japońskiej kreski. Praktycznie cały rozdział trzeci przypominał dzieło Azjatów. Niestety, ten pomysł nie przypadł mi do gustu.

Ogólnie film mogę polecić Kill Billa każdemu (oczywiście w odpowiednim wieku, krew leje się strumieniami), jest to dzieło, z którym warto się zapoznać. Ja żałuję, że zrobiłam to tak późno.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Udało mi się pożyczyć od znajomej drugą część. Nie zawiodłam się. Faktycznie, akcji jest znacznie mniej, tym razem przyjdzie nam wysłuchiwać masy dialogów. Jednak nie uważam tego za wadę. Kilka scen mocno zapada w pamięci, w dodatku wypowiedzi bohaterów zapadają w pamięci. Może tylko finał nieco mnie zawiódł. Bądźmy szczerzy, w zasadzie dwie ostatnie sceny były wielce nietypowe. O ile

sam sposób zabicia Billa mogę uznać za w miarę pomysłowy (kto się tego spodziewał - ręka w górę), to jednak zachowanie Czarnej Mamby podczas pierwszego kontaktu z córką uważam za niezbyt realne.

Zabrakło mi też walki mieczem. "Jedynka" pokazała, że walka bronią białą może wprowadzać widza w zachwyt. Tutaj na emocje działa co innego - pomysł i napięcie.

Spotkałam się z wieloma opiniami, iż Kill Bill zawiera duży przesyt przemocy. Nie zgadzam się. Ba, śmiem nawet twierdzić, iż ten film niepotrzebnego rozlewu krwi unika. Wiem, jesteśmy świadkami

zabójstwa kilkudziesięciu ludzi w części pierwszej

, jednak w części drugiej

zabójstwo niewinnych ludzi obecnych w kościele nie zostaje pokazane, słyszymy wyłącznie strzały.

Tak więc przemoc jest według mnie całkowicie uzasadniona.

I na koniec mój ulubiony monolog z filmu:

Zanim sobie maleństwo sprawiłam, poczytałam o nim w Internecie. Fascynujące stworzonko z tej czarnej mamby. Posłuchaj: ?W Afryce powiadają, że w buszu może cię zabić słoń, lampart i czarna mamba. Ale tylko mamba... i tak jest od zarania dziejów... gwarantuje pewną śmierć. Stąd jej przydomek: śmierć wcielona?. Ekstra, co? ?Zawarta w jej jadzie neurotoksyna to jedna z najskuteczniejszych trucizn. Działa na układ nerwowy, porażając mięśnie. Jad czarnej mamby zabija po czterech godzinach, jeśli ofiara została ukąszona w kostkę lub palec. Jednakże ukąszona w twarz lub tułów kona w ciągu 20 minut.? Słuchaj uważnie, bo to dotyczy ciebie. ?Ilość jadu wyzwalana w ukąszeniu może być gargantuiczna.? Uwielbiam słowo ?gargantuiczny?, a tak rzadko mam okazję je użyć. ?Jeśli nie mamy surowicy, wystarczy 10?15 mg jadu, by zabić. Jednakże czarna mamba w jednym ukąszeniu wstrzykuje od 100 do 400 mg jadu.?

- oczywiście te słowa wypowiada Elle Driver. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj film można było obejrzeć w TV, co postanowiłem uczynić. Kill Billa chciałem zobaczyć od dawna, aby wyrobić sobie zdanie o tym niemalże kultowym filmie. Oczekiwania miałem spore, ale szczerze powiedziawszy zawiodłem się. Zacznijmy jednak od tego, co było dobre. Na pewno gra aktorska, szczególnie Umy Thurman, która zrobiła na mnie naprawdę wielkie wrażenie. Walki oglądało się dosyć przyjemnie. Sposób kręcenia wraz z wyśmienitą muzyką tworzył niezwykły klimat. Gdyby nie ona, film byłby znacznie gorszy. Czasami trafiał do mnie ten kicz i humor, więc na twarzy pojawiał się uśmiech.

Animowana sekwencja jak najbardziej na plus. Świetna robota.

Dialogi trudno ocenić, gdyż nie było ich zbyt dużo. Fabuła, choć niezbyt skomplikowana, spełniała swoją rolę.

To teraz trochę ponarzekam. Rzeczą, która najbardziej psuła mi seans była przesadzona do granic możliwości przemoc i kicz. Rozumiem, że Tarantino, że konwencja itp., ale jeśli coś mi się nie podobało to nie będę starał na siłę uznać tego za plus tylko ze względu na nazwisko reżysera. Przemoc naprawdę mnie nie rusza, ale rzeź wymyślona przez reżysera wywoływała u mnie negatywne "aha", a raczej nie to było zamiarem. Choć powiedziałem, że walki oglądało się przyjemnie to wciąż nieraz bywały zbyt przesadzone i miałem ochotę je przewinąć.

Mimo wszystko oglądało się przyjemnie, a te ponad dwie godziny minęły błyskawicznie, chociaż obraz oglądałem dość późno. Specyficzny film, ale porządna rozrywka. Mnie się spodobał, tak na 7+/10.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...