Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Lord Nargogh

Olympus Actionus IV

Polecane posty

<Ziemia za kawiarenką zaczęła się trząść i rozstępować, zapachniało kiszoną kapustą i nektarem. Po kilku minutach głośnych wstrząsów z jej wnętrza zaczął wyłaniać się blizej niezidentyfikowany kształt. Z każdą chwilą rósł, by wreszcie dać się poznać jako obiekt wielkości i kształtu przeciętnego busa. Cały wykonany z najróżniejszych blach, rurek i resztek, na co wskazywała rdza i resztki farb z plakatów wyborczych. Tu i ówdzie wisiały stare ogłoszenia. Z przodu brakowało typowej szyby, była jedynie długa, acz wąska szpara, zza której jednak nie było nic widać. Uroku dodawały skrzydła po bokach oraz 3 dziwne otwory, z których leciał czarny, duszący dym. Całość dopełniał nabazgrany zgniłozieloną farbą napis "Latający Kurnik V2". Z wnętrza wyszedł upaćkany smarem Ravenos. Wbiegł do kawiarni>

-Ha, udało się wreszcie wskrzesić Kurnik! Nie pamiętam co się stało z pierwszym modelem, ale zostawiłem sobie plany. Wersja druga działa idealnie! Ba, dodałem ciut esencji z cylindra i w środku ma rozmiary przeciętnego zamku. I może zmieniać położenie w czasie! Casulonie, potrzebuję pomocy. Zrobimy tak, jak lubisz, nałapiemy dusz, pobawimy się czarną magią i przywrócimy do życie te stare, cieniste wersje bogów. Ktoś musi pedałować, napędu nie da rady zmienić, wszystko się rozpada. W zamian dam Ci jakąś złomagiczną, nekromancką ciekawostkę, co?

<Rozejrzał się. Dopiero teraz zobaczył Bimbrownikusa z nieco... niecodzienną miną. Włożył mu w rękę nieco zużyte kulki energii wykonane z procentów>

-A to chyba należy do Ciebie... Nie da się niestety zrobić silnika na nektar, a szkoda...

<Uśmiechnął się szeroko i nieco zakłopotanie>

-Chyba... nie będziesz miał za złe drobnego żartu, co? My tu tak... Zawsze witamy nowych! Serio! O popatrz, widzisz Tytokusa? *Dopiero w tym momencie zauważył pomarańczowego boga* - Zamieniliśmy mu cały pomarańczowy zapas na jabłkowy! Wyobrażasz sobie?

<zaśmiał się bez przekonania i lekko zasłonił twarz przed ewentualnym ciosem. W razie czego cofnie czas i zwieje>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Spogląda na 3-D>

Jak jednak umrze to zamawiam jej nerki i ogólnie całe ciało, może w końcu znajdę odpowiedniego nosiciela dla demona. A jak się uda to wystarczy na cmentarzu znaleźć więcej "ochotników" i moja demoniczna armia będzie gotowa.

<Do reszty>

Czyli co będziemy grali czy nie? Jak Ravenos wyrzucił swoje zabawki to i ja powinienem podpisać umowę o nieoszukiwanie.

<Z bólem serca podpisuje dokument>

Dalej nie wiem dlaczego to zrobiłem.

<Notuje informacje o Bimbrownikusie: osobnik niebezpieczny i nieprzewidywalny, Należy zachować szczególną ostrożność i w razie potrzeby nie wysyłać na niego sił piekielnych, z powodu jego umiejętności. Cóż może gdyby odłączyć go od rurki z alkoholem poza systemem to zmięknie, ciekawe co zrobi jeżeli nie będzie się mógł upić>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Co ja takiego zrobiłem, że chcesz mnie dorwac takimi marnymi staraniami? Zniszczyłem na razie jeden mały układ. Co w tym złego? - wybuchnął Casulono - Co ci nie pasuje w klątwach, nekromancji i innych odmianach czarnej magii? Ba! Wrogośc wobec czarnoksięskiej sztuki świadczy o niezrozumieniu podstaw świata i ignorancji. Wszystko bowiem ma swoje przeciwieństwo. Dobro i zło. Niebo i piekło. Zniszczenie jednego z czynników może doprowadzic do destabilizacji wymiaru. Dalej już raczej mówi nie muszę i sam się świetnie domyślasz, jaki jest ciąg dalszy. - bóg zamilkł na chwilę, by ochłonąc - To gdzie ty podziałeś Czarną Łyżkę? Nie masz jej aby w swoim cylindrze? Mogę ci da kilku niewolników zastępczych. O! Witaj, Tytokusie, stary druhu. To mamy... Ośmiu graczy?
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Adalbertus oglądał wszystko co się działo w kawiarni przez lunetę z M24. Lornetka mu się znudziła. Szczerze nie rozumiał czemu reszta tak krzywo patrzy na Bimbrownikusa. Swój chłop. No ale towarzystwo nie było do końca normalne, więc czemu się dziwić. Przez dłuższą chwilę przyglądał się atakowi 3-D, wejściu Ravenosa itd. Szczerze nudziło mu się już. Może poleciał by ich odwiedzić. Jak pomyślał tak zrobił. Poszedł po Pinkie.

- Cześć, mała. Mam pomysł. Polecimy do Ravenosa. Tak polecimy. Co ty na to?

- Tak!!!! Z miłą chęcią. Chętnie znów pobawię się z Derpy. A czym polecimy? Kiedy? Jak?

- Polecimy już niedługo. A czym. Hłehłe. Polecimy AC-130. Wolę być zabezpieczony. Zresztą Bimbrownikus może potrzebować pomocy, gdyż towarzystwo jakoś dziwnie na niego patrzy.- rzekł Adalbertus i poszedł z swoją towarzyszką znaleźć maszynę. Adalbertus zapomniał jednak o dziale Ravenosa i o tym jak bóg kawy zareaguje na stalowego potwora.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym momencie Bimbrownikus się ocknął (nalezy tu wyjaśnić, że zbyt długie bujanie i picie sprawiło, że bóg wpadł w alkoholową śpiączkę, podczas której był całkowicie świadomy, ale nie mógł się ruszyć, w czasie tym zdołał nieco złagodnieć) i spojrzał krzywo na Ravenosa, po czym się odezwał:

- Humor mój jest przedni i naprawdę doceniam żart, aczkolwiek zatrułeś moją planetę, i moi ludzie musieli cierpieć na niedobór procentów, niestety cierpi teraz na to cały wszechświat. Jezeli nie chcesz poczuć mojego buta, musisz użyć tej twojej zabawki i wystrzelić te kulki z powrotem, ale będą zmodyfikowane przeze mnie, więc zanim wszystko znormalnieje, większość cywilizacji i bogów będzie lekko w "stanie", to powinno być zabawne. I nie próbuj tego ponownie, bo ci łeb szpadlem upitolę!

W tym momencie pojawił się burek z kuflem.

- Ach, śliwowica! Najlepsza!

Wrzucił do kufla kulki, przybrały śliwkową barwę.

- Masz, strzelaj. Byle szybko!

Po tych słowach wychylił kufel. Upadł. Wstał.

Zwrócił się Casulono:

- Doskonale rozumiem czarną magię, bo opanowałem jej arkana (w końcu przyzwałem diabła!), ale nie mam zamiaru jej znosić w mojej cywilizacji. Jeżeli jakiekolwiek nieumarłe ścierwo znajdzie się na mojej ziemi to ci kiszki wybebeszę srebrnym bagnetem i tyle! Już dość mój lud się wycierpiał przez te dziadowskie umarlaki. One nie przyjmują bimbru! To niedopuszczalne, więc nie chcę ich widzieć, paniemaju?

Tymi słowyma zakończył tyradę i uderzył Casulono minimalnym egzorcyzmem pchnięcia, aby ten zatoczył się do tyłu. Zwrócił się do Moitha:

- Nie myśl, że nie czytałem przed chwilą twoich zamiarów, niestety muszę cię zmartwić - już dawno temu byłem w tamtym świecie i przyspawałem się do rurek używając radzieckiego sprzętu, więc nawet moce boga ci nie pomogą. Masz!

Wręczył bogu butelkę z napisem "nektar ciemności, pychy i oszustwa" - to prezent - dodał.

- Żeby brać udział w tej zabawie potrzebuję rozeznania się w zasadach, ale i czasu, na rozwinięcie cywilizacji do tego stopnia, aby mogli sobie radzić sami. No i ten Diabolo - jak zacznie kozaczyć to go załatwię, ale poczekam na reakcję Mohuna. I zabierzcie ode mnie te przeklęte kuce!

Zaczął przeganiać natrętne stworzenia, które zaczęły się zbliżać.

- Miło było, ale ja muszę wracać, mam mały burdel w domu.....

Wsiadł na komarka, rzucił na pożegnanie " Daswidania" i poleciał w przestrzeń.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Adalbertus siedział w swoim ogromnym hangarze. Jako że dawno nie używał AC-130 to stwierdził że mały przegląd by mu się przydał. Pinkie skakała po hangarze, bawiła się narzędziami, rozmawiała z Adalbertusem i cały czas się z niego śmiała ponieważ bóg był cały w smarze, pyle i ogólnym brudzie. Oprócz tego na dachu samolotu stało radio z którego leciał o ten kawałek. Bóg sprawdził już działka i wszystkie silniki. No oprócz jednego w którym coś się zaklinowało i musiał go rozbierać na czynniki pierwsze. Z środka maszyny można było słychać duuużo różnych przekleństw, stękań, jeszcze raz przekleństw itd. Oprócz tego Adalbertus żałował że nie poczekał z tym aż spotka Moitha i nie poprosi go o pomoc. Ten jako patron technologii zrobiłby to raz dwa. Z drugiej strony Adalbertus był patronem wszystkich pojazdów wojskowych. No trudno. Na dobre wejście trzeba sobie zasłużyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Wypraszam sobie! Nikt nie będzie korzystać z mojego ciała bez mojej zgody!

Odezwał się bardzo mocno zachrypnięty głos. Zgadza się- to była 3-D.

Bogini wstała, zabrała swoją gitarę i usiadła przy stole. Nie zwróciła uwagi na Tytokusa.

-To przypomnijcie mi: kto jest chętny do gry?

Czekając na odpowiedź, zaczęła językiem podrzucać kapsel od Frugo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tymczasem Mohun otrzymał wiadomość, że jakiś duży, czerwony gość atakuje Cytryniaków. Natychmiast przeniósł się do ich świata i zobaczył bandę kościeji atakującą falami Cytryniaków, którymi dowodzi niejaki czerwony typek. Mohun podszedł do niego i zaczął rozmowę:

-Ej jej jej, gościu, co ty tu robisz ? To jest moja mała cywilizacja, więc proszę ją zostawić.

-Niestety nie mogę, pewien Bóg mnie przysłał - rzekł Czerwony (bo Mohun ciągle nie znał jego imienia)

-Bóg powiadasz ? Który?

-Nie mogę ci powiedzieć, to tajemnica.

-Ach tak - pomyślał Mohun. Któremu bogowi już podpadłem. Czy to przez to, że nie chciałem grać w Bogopoly ??

-No dobra Czerwony, co chcesz byś się odwalił od Cytryniaków ? Forsę, auta, dziewczyny, nowego kompa ?

-Mam imię tak po pierwsze. A po drugie - nie chcę nic z tych rzeczy, to mogę sam sobie załatwić. Ale wiem, że nienawidzisz soku limonkowego, a więc musisz wypić jedną szklankę tego napoju

-Ty diable, skoro nalegasz to się odważę. Za Cytryniaków - krzyknął Mohun i wypił szklankę. Miotło nim o ścianę, ale przetrwał to. Po tym, odezwał się do Czerwonego:

-Wypiłem, wystarczająco mnie upokorzyłeś. Teraz pójdziesz ?

-Spoko, Bóg, który dał mi to zadanie, zapewne będzie szczęśliwy.

I po tych słowach Czerwony zniknął. Mohun powrócił do Cytryniaków i dał im wesołe wieści. Po tym wrócił na Boskie Osiedle i biegiem poleciał w stronę kawiarni Ravenosa. Z hukiem otworzył drzwi i krzyknął:

-No dobra, który to nasłał na moją cywilizację takiego czerwonego typka ?

I Mohun czekał na odpowiedzi od zgromadzonych tam Bogów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bimbrownikus właśnie zamiatał kamienie w kuchni. Poukładał wszystkie butelki, powiesił z powrotem obrazy "Dama z flaszką", "wieczorna zabawa" oraz "Flaszka na tle morza flaszek" na ścianach. Kończył już porządkować bałagan. który powstał po ostatnim żarciku, gdy w powietrzu zmaterializował się paskudnie gruby imp. Miał skrzydełka nietoperza, ogromne brzuszysko i tłusty ogon ze szpicem.

- Przysłał mnie mój pan z wiadomością, że Diabolo wykonał zadanie, ale musiał go trzepnąć po łbie, bo zachował się jak ciota - zamilkł i czekał na reakcję boga.

Bimbrownikus się zamyślił: "No proszę, stary wyjadacz zmiękł, co się dzieje z tym wszechświatem?". Skrzywił się i odpowiedział:

- Kapuje, a teraz spadaj.

- A napiwek? - warknął diabełek

Bimbrownikus trzepnął go egzorcyzmem tak mocno, że słyszał wrzaski jeszcze po zamknięciu się portalu do piekła. "Przynajmniej to jakoś wyszło, aczkolwiek mogło być lepiej" - pomyślał. Wrócił do zamiatania.

**************************************

Po robocie udał się do pracowni i zasiadł przy aparaturze. Miał czas. Zanim tamten dowie się prawdy on przygotuje miłe powitanie w razie odwiedzin. Wrzucił kawałek kiełbasy do kotła, wyjął dość czerstwy chleb i zaczął kolacjo-śniadanie rozmyślając przy tym.

- Coś mi umknęło, oni tam jakieś gry chcą rozgrywać, a gra bez napitków to nie gra. Może powinienem się dołączyć? Choć po tej aferze mogę spodziewać się brzydkich i szczwanych forteli. No i pojazd latający! - walnął się w czoło, ale zaraz otrzeźwiał (to niemożliwe)

- Przecież mój komarek lata, bo podwędziłem go temu wielkiemu, brodatemu - uspokoił się.

" Pora na wieczorną uroczystość" - przypomniał sobie bimbrownikus, bowiem usłyszał w głowie modły wyznawców. Ruszył do pokoju modlitewnego.

Na środku stał podest, na którym leżała ciężka księga - to w niej bożek zapisywał wszelkie przepisy na przeróżne nektary. Stanął przed księgą i skoncentrował się.

" O panie, spraw nam szczęśliwe zbiory z chmielu, bo my tu już musimy pędzić z trawy" - zabrzmiało w jego głowie. Bóg podniósł ręce, w tym samym momencie na jego ziemi rozstąpiły się chmury i promienie światła padły na plantacje. "W TYM ROKU ZBIORY BĘDĄ PIĘCIOKROTNE!!!" - zabrzmiał tubalny głos Bimbrownikusa, na te słowa mieszkańcy rozpłakali się ze szczęścia i poszli religijnie ucztować. Bimbrownikus wyszedł z pokoju i ruszył w stronę bramy. "Nie ominie mnie ta zabawa" - zamruczał, po czym przybrał ludzką postać i ruszył do swoich protegowanych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Hmm, tylko jak mam zbombardować jego cywilizację tymi kulkami, skoro nie wiem nawet zbytnio, gdzie ona jest? No nic, spróbujemy w inny sposób...

<Bóg przeprosił na chwilę wszystkich i wyszedł do kryjówki. Ze starej szafy wyciągnął kamienny piedestał z miską, zarośnięty mchem. Jedno z niewielu ocalałych Okienek na Planetę Wojen Boskich. Co się z nią stało - nie wiadomo. Ważne, że podczas kataklizmu poprzedniego uniwersum, Ravenos zbierał wszystko, co nie było przytwierdzone do ziemi, choć czasem i to się trafiało, stąd wielka, marmurowa kolumna w jego cylindrze. Wyszedł na górę z Oknem i postawił przy ścianie kawiarni>

-Pamiętacie te cudeńka? Zrobiło się sztuk kilka, działają nadal. Prawdopodobnie. Zawsze to jakiś sposób, by rzucić okiem na cywilizację, prawda? Nie trzeba latać w te i wewte. Tylko wystarczy nastroić...

<Zabrał Derpy, która myła podłogę wiadro z brudną wodą, którą wypełnił kamienną miskę. Popukał laską, coś pokręcił i w cieczy pojawił się nieco zamazany, śnieżący, ale jednak rzeczywisty widok na cywilizację Bimrownikusa z góry.>

-Ha, jak się coś zrobi dobrze, to przetrwa następne tysiąclecia! Teraz tylko dostarczyć im kulki... Chyba się nie obrazi, gdy po prostu je tam wrzucę, hmm?

<Wypatrzył Bimborwnikusa w ludzkim ciele (Okienko miało magiczną właściwość podświetlania bogów. Przydatne przy rekreacyjnym rzucaniu piorunami) i spuścił mu na głowę kulkę z procentami. Najbliższe parę kilometrów znikło w śliwkowej chmurze nektaru, "skażając" okolicę wywarem. Następne obiekty poleciały do rzek, gór, w chmury. Wszystko wróciło do względnej normy>

-A to w prezencie. Jeśli się uda z tego zrobić nektar, może nawet przyjadę.

<Wyciągnął zza pazuchy woreczek najlepszej kawy, otworzył i sypnął obficie ponad ziemie ludu boga nektaru. W tym samym momencie do kawiarenki wpadł wściekły Mohun. Ravenos uśmiechnął się>

-Cóż, proponuję zająć miejsce przy Okienku, na pewno znajdziesz to, czego szukasz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Adalbertus był zadowolony ze swojej roboty. Raz, że naprawił swoje AC-130 to jeszcze całe je umył. I byłby już dawno w drodze do kawiarni Ravenosa gdyby Pinkie nie urządziła bitwy na babeczki oraz karabiny na wodę. Obecnie biegał pośród swoich czołgów i szukał swojej towarzyszki. Nigdzie jej nie widział. Swój karabin na wodę miał cały czas w pogotowiu. Niestety był na straconej pozycji bo nie miał jak jego towarzyszka zmysłu Pinkie. Szukał jej i szukał i nie mógł znaleźć. W końcu jednak poczuł, że dostaje zimną wodą w głowę. Dopadła go. Skoro już była z siebie zadowolona to mogli już lecieć. Adalbertus pobiegł tylko ostatni raz zbadać sytuację w kawiarni. Widział wszystko co się dzieje.

- O co oni się kłócą? Nie ważne, lecz zaraz to się przerodzi w otwarty konflikt. A tego byśmy chyba na razie nie chcieli. No cóż. Polecę tam. A w razie czego dostaną z M102 kaliber 105mm. Może to ich ostudzi. Jak ja kocham moje AC-130.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<przez telefon z tajemniczym rozmówcą>

-Tak jak się umawialiśmy, ty go zgarniasz, a ja wypłacam ci 10k$ i załatwiam posadę jako komendant policji w wielkim mieście.

-Ale to nie jest pułapka?

-Skąd, będzie osłabiony, o to zadbali inni, jego przyjaciele już są zamknięci.

-Czyli to pewniak?

-Tak, nie marudź tylko idź.

<Pod drzwiami Bimbrownikusa zjawił się tajemniczy rozmówca, okazało się, że to Posterunkowy Birski wraz z Bardakami>

Wędrowycz tym razem nam się nie wywiniecie. Wiemy co tam robicie, rozumiem pijackie wizje ale zabawa w boga? wiecie co władza mówi na ten temat.

Teraz z rączkami w górze wyjdź na zewnątrz, a my zarekwirujemy bimber i aparaturę, a ciebie do celi, twoi kumple już tam siedzą.

<Moith z uśmiechem>

Czyli antyfana czarnej magii mamy z głowy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bimbrownikus nie czuł się najlepiej - religijna uczta przerodziła się w balangę, której nawet bóg nie wytrzymał. W chwili kiedy napastnicy zapukali do drzwi bóg leżał pod łóżkiem i chrapał. Obok łóżka pojawił się burek i zaczął lizać pana po ręce.

- Uhuhu, daj spokój baśka......co?co? co jest grane? - rozbudził się bóg. Podniósł głowę i walnął w żelazny spód łóżka, gwiazdy znów się pojawiły. Wyczołgał się spod materaca i zatoczył się do okna, oparł się o parapet i wyjrzał na zewnątrz. Zdziwił się wyjątkowo, bo przed bramą stali jego starzy znajomi.

- Swołocz....... - wymruczał i ruszył na strych. Z zewnątrz nadal rozbrzmiewały wrzaski Birskiego. A tymczasem bóg zrzucił słomę ze starej skrzyni i wyciągnął z niej dorodny RKM, przeładowany, oraz ładny wianek granatów. Otworzył małe okienko, zamontował karabin i wrzasnął:

- Żywcem mnie nie weźmiecie, kacze syny!!!!

I otworzył ogień, wrogowie skoczyli w krzaki. W ruch poszły granaty, huk usłyszano nawet na boskim osiedlu. Bimbrownikus od niechcenia strzelił z RPG do radiowozu i ruszył popatrzeć na pobojowisko. Z bardaków zostały marne ochłapy, Birski był w całości, ale wisiał na jabłoni. Bimbrownikus wyciągnął kałasza i kopnął w drzewo. Birski zwalił się niczym dorodna gruszka. Bóg strzelił kilka kopniaków w żebra leżącego i złapał go za fraki.

- Kto cię nasłał? GADAJ!! Pókim dobry, bo burek zaczyna robić się głodny! - wrzasnął Birskiemu w twarz.

- Jezus maria puść mnie! Wariat! Pójdziesz za to do paki! - skowyczał policjant.

- Nie chcesz po dobroci? Dobra. - Bimbrownikus wyciągnął resztkę śliwowicy i wlał nieszczęśnikowi do gardła (" Tak napój marnować" - zmartwił się bożek). Ciało momentalnie sflaczało i znieruchomiało. Bimbrownikus przeszukał kieszenie i zabrał buty. W kieszeniach znalazł komórkę, pistolet, portfel i odznakę. Komórkę i pistolet zachował, resztę wyrzucił.

- Nu, ten sprzęt mówiący mi powie kto dał ci zlecenie, ale to potem. - powiedział bóg i kopnął jeszcze kilka razy. Wyjechał na zewnątrz komarkiem, do którego podczepił przyczepkę, wrzucił do niej ciała Bardaków i Birskiego. Ruszył w stronę czarnej dziury.

- Pa pa - zawołał za oddalającymi się ciałami, zmierzającymi do epicentrum kosmicznej anomalii.

- Znowu mam bajzel na podwórku - zmartwił się bożek - co to wczoraj się działo? A tak, dostałem świecącą kulką w czoło i rozpoczęła się libacja....chyba....potem były sporej wielkości czarne pestki kawowe....robiłem z nich bimber....spróbowałem....a dalej nie pamiętam. - podsumował bóg - no nieważne, następne modły dopiero w przyszłym sezonie, więc zdołam wytrzeźwieć na tyle, żeby przypadkiem kogoś nie zabić.

Po tych wywodach wrócił do domu i zaczął porządkować dom (ponownie), wrak radiowozu wrzucił do gnojówki, a komórkę położył na stole w pracowni. Zabrał się za grabieniem liści i wyrównywanie terenu poznaczonego lejami po granatach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Powodzenia w szukaniu moich wnętrzności. - rzucił za wychodzącym Bimbrownikusem - Gbur... Na dodatek z idiotycznym systemem wartości. Zły, bo nie pije alkoholu. Bzdura i niedorzecznośc!

Rozsiadł się przy stole do gry i podpisał kontrakt o nieoszukiwaniu.

- Pomyślmy... Ja, ty, Juicus, Ravenos, Cygnus, Moith, Tytokus. - odpowiedział na pytanie 3-D - Spooni rozesłał wieśc, ale nikt więcej się nie stawił. Sądzicie, że można już zacząc grę? - do sali wpadł wkurzony Mohun - Duży, czerwony? Jestem przeciwny włączaniu demonicznej magii do podległej mi czarnej. - rzekł nagle na temat rzekomych umiejętności czarnoksięskich boga egzorcyzmów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A tymczasem Bimbrownikus był zły. Nie był wściekły na kogoś (choć to raczej normalne) lecz na siebie, bowiem komórka nie pomagała mu w znalezieniu żartownisia, a jego moc na nią nie działała (nie telepatyczna, gdyby chciał to mógłby nią jedynie cisnąć o ścianę). Denerwował się, bo wyczuwał czyiś spisek przeciwko swojej osobie.

- Hm, wielu z tych pajaców używa czarnej magii, a jak mówiłem, jestem na nią cięty. Czyżby aż tak im to przeszkadzało? - powiedział do pustych ścian - potrzebowałbym pomocy jakiegoś technologicznego boga, ale kogo? - zamyślił się.

- Ten Adalbertus sprawiał całkiem dobre wrażenie, a coś tam o technologii wspominał, może będzie mi w stanie pomóc? - westchnął - No nic, zobaczymy.

Jak powiedział tak zrobił, przygotował się do opuszczenia posiadłości, zapieczętował ją egzorcyzmami i wsiadł na motor, ruszył do posiadłości rówieśnika.

Po przybyciu na miejsce wielce się zdziwił - Chyba adresy pomyliłem? - zafrasował się bimbrownikus.

Jego oczom ukazała się wściekle różowa cukiernia pełna wszelkiej słodyczy. Sama także była zrobiona z cukru.

- Ech i tak zabrakło mi do bimbru - zamruczał i oderwał kilka cegiełek i dachówek z gmachu. Na drzwiach byłą kartka: "Boga nie ma, jest w kawiarni". To jeszcze bardziej zdenerwowało boga, ale postanowił zrobić dobrą minę do złej gry.

- Widocznie mają zamiar rozegrać tą dziwną grę, a ja, jak sam twierdzę, jestem bogiem, więc też mogę. Może przy okazji ktoś mi powie, jak się tym ustrojstwem posługiwać - z niechęcią zerknął na komórkę - Burek! - zawołał.

Obok jego nogi pojawił się wilk i radośnie zamerdał ogonem.

- Skocz do domu przynieś zapas nektaru i ambrozji - polecił Bimbrownikus, wilk zniknął. Czekając na niego bóg obgryzł trochę lukrowanego płotu. Burek wrócił, a bóg zabrał jego pakunek, wsiadł na motor i ruszył do kawiarni. Stanął przed wejściem i rzucił egzorcyzm obszarowo - dźwiękowy. W pomieszczeniu rozległa się pieśń:

. Bimbrownikus stanął obok pozostałych bogów, popatrzył na umowę i splunął na nią, podpisując przy tym dekret o nieoszukiwaniu.

- Możecie mnie dopisać - mruknął i postawił na stole pierwszą butlę, wnet pojawiły się kufle - tylko nie zabierajcie mnie w jakieś tęczowe światy, mam uczulenie na przesadne kolory.

- Wiem także, że ktoś w tym pomieszczeniu jest mi nieprzychylny, nie będę go teraz szukał, ale nauczka go nie minie! - powiedział lodowato. Spostrzegł zimne spojrzenie Mohuna i odpowiedział:

- Czerwony? Jaki czerwony? Ja Lucka tylko do picia przyzwałem, żeby lepiej się zaaklimatyzować w tym nowym wszechświecie. Szukaj winnych gdzie indziej - oznajmił i udał się w stronę Adalbertusa.

- Nu, towarzyszu, znasz się na takich ustrojstwach? Bo ja bym pomocy potrzebował - łagodnie oznajmił i pokazał drugiemu bogu komórkę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Adalbertus był zły. Co to ci bogowie wyrabiają. Tak się nie robi. Moith parszywy donosiciel. "Już ja mu pokażę. AC-130 pójdzie w ruch. Ale to nie teraz. Do kawiarni trzeba iść. A raczej lecieć." Jak postanowił tak uczynił. Wsiadł do swojej zabawki razem z Pinkie i ruszyli w drogę. Lot mijał spokojnie. Po drodze mijał posiadłość Moitha. Haubica M102 kaliber 105mm baaardzo kusiła. Ale Adalbertus powstrzymał się. Leciał tak i leciał. W tej chwili ludzie w kawiarni mogli usłyszeć " AC-130 is in the air." Jako że przelatywali nad kawiarnią Adalbertus oddał stery Pinkie, by ta gdzieś wylądowała, a sam wyskoczył na zewnątrz. Podczas spadania towarzyszył mu

. Gdy jakimś cudem dotarł bezpiecznie na ziemię wszedł do kawiarni. Otworzył drzwi z kopa. Nikt nie zwrócił na niego większej uwagi więc usiadł przy pierwszym lepszym stoliku. Po chwili wszedł Bimbrownikus. Gdy podszedł do niego z komórką ten rzekł.

- Witaj kamracie! Wiem z jakim problemem do mnie przychodzisz. Znam też odpowiedź na gnębiące Cię pytanie. Satelity szpiegowskie robią swoje. Jednak porozmawiajmy o tym u mnie. Lecz pierw wypijmy za spotkanie!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Patrzy jak do kawiarni wchodzi Bimbrownikus>

*Czyli Birski zawalił, jakoś mnie to nie dziwi, tak kończy się zatrudnianie oferm*

<Dyskretnie podsłuchuje rozmowę Adalbertus z Bimbrownikusem>

*Staruch zabrał telefon Birskiemu!? Hiena cmentarna, najpierw ich pozabijał potem okradł muszę coś zrobić albo wpadnę*

<Z uśmiechem na twarzy podchodzi do dwójki bogów>

Przyjaciele! Widzę, że macie tutaj problem z telefonem, zaraz to naprawię i podam wam informację której szukacie.

<Bierze telefon do ręki i majstruje przy nim. Z telefonu wydobyła się smużka dymu,a chwilę potem telefon zamienił się w kupkę stopionego plastiku, a ta powoli dopala się>

Ojjj jakie to smutne, chyba coś zepsułem ale te modele tak mają, są znane z tego, że samoistnie stają w płomieniach i kasują całą pamięć bezpowrotnie. Mam nadzieję, że to nie było nic ważnego, słyszałem jak kolega Adalbertus mówił coś o satelitach szpiegowskich,

<Wyciąga z kieszeni małe pudełeczko i pokazuje>

Ta zabawka sprawia, że jestem niewidzialny dla radarów, podsłuchów, kamer i satelitów może jestem trochę paranoikiem ale nie lubię być śledzony to przeszkadza w interesach. Zamiast mnie i mojego głosu na ekranach wyświetla się napis "Trixie is the best pony"

<Odchodzi na swoje miejsce>

Ufff

====

*xxxx* - w myślach do siebie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bimbrownikus zbaraniał, bowiem zupełnie nie zrozumiał o co chodziło Moithowi, zawołał więc za nim:

- Hej ty! Nie wiesz kto to zrobił? Mam dla tego kolesia najlepszy nektar z młodych mgławic, ten koleś niesamowicie mnie ucieszył! Wytułkłem kolejnych Bardaków, a żadna impreza bez trupa Bardaka nie jest udana. Może wiesz kto to, bo chciałbym go poprosić, żeby mi bardaków sprowadzał co tydzień, gdyż ja nie mogę. Ten przeklęty ród uodpornił się na moje zaklęcia deportacji, inaczej już dawno by wszyscy siedzieli w piekle.

Patrzył za odchodzącym, czekając na jego reakcję, w międzyczasie zwrócił się do Adalbertusa:

- Jak widać nie możesz mi już pomóc, szkoda, ale i tak ci dam ten prezent - tu wyławia spod płaszcza wściekle różową butelkę - masz, ten jest pędzony z lukru. To zapłata, bo zaiwaniłem trochę twoich cegieł i dachówek, potrzebowałem na zacier - wyjaśnił.

Po tych słowach obrócił się w stronę Moitha, lecz on nadal się oddalał, jakby nie usłyszał pytania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Odwraca się do Bimbrownikusa>

Niestety nie mam pojęcia kto to zrobił, ale gdy się dowiem to cię poinformuję być mógł ucieszyć tą osobę.

*Mam pomysł który może się udać*

Ale wystarczy, ze podasz mi gdzie mogę znaleźć tych Berdaków to za niewielką opłatą w postaci bimbru będę ci ich wysyłał. Jak ich zabrskie mogę ich nawet klonować przy użyciu mojej maszyny - 100% brak czarnej magii.

wystarczy słowo, a na twoim podwórku znajdzie się kolejna dziesiątka tych degeneratów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na te słowa Bimbrownikus zbladł - Klonować te psie krwie!? Przenigdy! - zawołał, ale zrazu się opanował.

- W takim razie podziękuję, niedawno sprzątałem, a moje kości są już mocno używane, raz na sezon - może być, więc wiesz już jaki możesz mi prezent na urodziny sprawić. - uśmiechnął się - Ale jesteś swój chłop, masz butlę! - Wcisnął flaszkę bogu w ręce, skinął głową i usiadł przy stole do Bogopoly.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Witaj Casulono! Widzę, że z matematyką i percepcją nadal u Ciebie w porządku, co mnie niezwykle cieszy, bo martwiłem się, że ja jedyny nie bawiłem się dzisiaj. A patrząc po was...

Spojrzał tutaj wyłącznie na Bimbrownikusa...

- ...to zaprawdę, zabawa była przednia! Ale nie o tym raczej mieliśmy gadać, prawda?

Pstryknął palcami, a nad nim zmaterializowała się pomarańcza. Podleciała nad pustą szklankę i zaczęła się sama wyciskać. Po chwili podniósł do ust sok pomarańczowy i kulturalnie pociągnął kilka łyków.

- Chyba nie z wszystkimi się znamy, prawda? Co chwila nowi znajomi u nas, na Osiedlu... Panowie, jestem Tytokus, Bóg Zdrowia i Pomarańczy przy okazji też Boski Medyk lub Doktor, jak kto woli mnie zwać, jeżeli strzyka was w krzyżu, albo urwało wam nogę, to zapraszam do mnie! Ceny konkurencyjne!

Złapał oddech po tak długiej tyradzie. Dopił sok, szklankę odstawił na planszę do gry, na której ta gra nadal się nie rozpoczynała.

- Wytłumaczy mi ktoś może na czym polega to Bogopoly? Lubię zdrową konkurencję, no ale wypadałoby znać zasady, prawda?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A ja...

Z ciemności rogu zabrzmiał niski głos.

- ...jestem Holzen. Ostatnio okazało się, że w poprzednim życiu byłem ucieleśnieniem czystej zagłady i takim okropieństwem, że dopiero śmierć pewnego boga bardów i ledwie żywej reszty mnie... jego powstrzymała. Ale nie bójcie się, nowi i starsi, teraz jestem tym, czym byłem... nie do końca, ale nie zacznę teraz tworzyć więzień łamiących zasady fizyki i kwantów, gdzie spędzicie resztę życia - odrzekł wyłaniający się kamienny olbrzym. Nie był tak wielki jak kiedyś, był również chudszy, bardziej ludzki, ale nadal patrzył na nich z góry, lecz teraz był odziany w łachmaniasty kapelusz i znoszony surdut, opierał się o laskę, a zęby wyrosły mu niemalże w ostre kły.

- Nie radzę też zaglądać na szczyt góry otoczonej czarnymi chmurami. Koniec iglic, koniec lochów, koniec tajemnic. Mój lud zginął także. Pech. Wszystko pogrzebałem z tamtą wersją uni-versum. Teraz w twierdzy planuję zamontować nagie posągi białogłów, które będą spalały niezaproszonych na popiół, ale... to na razie plany. Co do mojego wyglądu, to... udało mi się niedawno dokończyć miksturę przemiany. Teraz nic złego nie przejmie nade mną kontroli.

Wyszczerzył się i naciągnął kapelusz na głowę.

- Zagram, w co macie. Właśnie wyczyściłem zelówki, po tym jak w coś... wdepnąłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bimbrownikus spojrzał na zwalistą postać Holzena i pomyślał - "Niezła zabawa musiała mnie ominąć, szkoda." - podniósł brwi i wyrzekł:

- Miło mi cię poznać przyjacielu, usiądź z nami. Napijesz się czegoś? Wyglądasz niczym troll z pewnego świata, który odwiedziłem. Ten świat był zabawny, bo płynął w przestrzeni na ogromnym żółwiu, na którego skorupie stały cztery słonie. Sam świat miał kształt dysku. Dobrze poznałem tamtą rasę, więc pozwól, że zapytam: Chcesz nektar ze zwykłych jabłek czy może z krzemu?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Troll? Nie zna mnie Pan najwyraźniej, ale to dość powszechne wśród takich istot. Nie pojmie Pan tego najpewniej jeszcze przez długi czas. Pan wybaczy, ale nie skorzystam. Nie, żebym nie chciał, ale ostatnio piję tylko swój ostatni... wynalazek... Nie poczęstuję nim Was. To dla naszego... waszego wspólnego... dobra, heh.

Wziął łyk z manierki, a oczy bardziej mu się ukrwiły.

- Chociaż... Możesz mi nalać Braehgu, jeśli masz.

Oparł się o ścianę na wielkim krześle i zaczął cicho nucić i mruczeć:

- Chcę zatańczyć żwawą polkę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Braehgu powiadasz? Masz ogromne szczęście, bowiem dotarł do mnie napitek tego typu, a jest najlepszym z możliwych! Zdobyłem go od rannego najemnika wracającego z Targos. Wspominał coś o Tawernie "Pod Słonym Psem" i starym Guthewulfie - wyzwał on go na pijacki pojedynek. Do wygrania był amulet, lecz on go nie zdobył, zabrał tylko resztę napitku - pstryknął palcami, na stole pojawiły się ciężkie, kamienne kufle, nalał do nich napoju (kropelka, która poleciała w złą stronę zdołała przepalić czyjąś stopę, podłogę i aktualnie leciała w stronę jądra wszechświata), podał jeden olbrzymowi, wstał i powiedział:

- Za najemników i Góry Lodowego Wichru!! - powoli wychylił kufel.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...