Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Cardinal

Książki ogólnie

Polecane posty

Nie odkrycie, ani nic: 'Okręt' L.G. Buchheim'a

Gruba kniga nie powinna zniechęcić, naturalistyczne tak zwane opisy są nie do przebicia. Takie książki i podobne kształtują nieco obraz na podobne rzeczy w rzeczywistości 'nieokrętowej' ale w życiu normalnym.

Acha i bardzo dobra 'reklama' orzechów laskowych, jeśli wicie, rozumicie, o czym mówię. Taki fragment w tej książce, no.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ugh.. Chyba "Sługę Bożego"? Wiem, czepiam się, ale aż oczy bolą.

Aye, bolą;]

Saga oczywiście godna uwagi, czytałem ją bardzo niechronologicznie, a najlepsza moim zdaniem jest część czwarta - "Łowcy Dusz".

Krótki czepialski post mi z tego wyszedł. Muszę dzisiaj coś przeczytać, bo więcej czasu niż w tym tygodniu mieć już chyba nie będę. Coś mi się wydaję, że sięgnę po coś Vonneguta, nikt tutaj chyba o nim nie pisał.

He he he, tu się mylisz;] Vonnegut to, chyba mogę tak powiedzieć, mój ulubiony pisarz;] Nie przeczytałem wszystkich jego książek, ale te, które przeczytałem, to minimum po dwa razy.

Pytanie: Kto i gdzie napisał na bombie 'żegnaj, czarny poniedziałku'? XD

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ugh.. Chyba "Sługę Bożego"? Wiem, czepiam się, ale aż oczy bolą. Saga oczywiście godna uwagi, czytałem ją bardzo niechronologicznie, a najlepsza moim zdaniem jest część czwarta - "Łowcy Dusz".

utaj chyba o nim nie pisał.

I ja tego nie zauważyłem 0_0. Zrzucę to na zmęczenie xD. Już poprawiam :P.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam pytanko:

Czy ktoś z użytkowników czytał "Generała" Patricka Davisa? (wyd. Adamski i Bieliński) i czy ktoś miał zastrzeżenia do wydania. Chodzi mi o na przykład coś takiego:

Dwaj bohaterowie jadą samochodem i konwersacja jest napisana tak:

" - Potrzebujesz pomocy, Tip. Może AA, są nieźli.

Tip pochylił się nad kierownicą. Pojechaliśmy dalej.

- Pójdę z tobą, Tip. Pomogę ci, jak tylko będę mógł.

Tippet patrzył przed siebie (...)" str. 100

albo jeden z głównych bohaterów się przedstawia:

" - Tippet - odpowiedział Tippet. "

Takiego masła maślanego jest sporo, jednak nie przeszkadza w czytaniu, jeśli sami poprawiamy tekst:D

PS. Książka mimo kilku błędów jest dość ciekawa. W skali dziesięciopunktowej dałbym 8:)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ursula LeGuin - "Lewa ręka ciemności" - czytana po raz drugi, dalej wciąga i pobudza myślenie. Tak być powinno.

Zdecydowanie być tak powinno i zdecydowanie tak jest. Kiedyś przeczytałem o tej książce i bardzo długo wypatrywałem jej po różnych księgarniach i innych sklepach - aż w końcu dorwałem w księgarni osiedlowej. Czasem warto szukać i w takich miejscach.

To chyba wszystko. Wydaje się mało jak na ponadmiesięczny urobek, ale zaczęła się nauka, a w autobusach czytać nie mogę :angry:

Mało? To zależy od ilości dostępnego czasu. Ale nawet ze sporą ilością czasu jest to lista całkiem, całkiem. U mnie miesięczna liczba przeczytanych książek zdecydowanie spada przez "przyzerową" ilość wolnego czasu. Ale całe szczeście w autobusach czytać mogę.

Coś mi się wydaję, że sięgnę po coś Vonneguta, nikt tutaj chyba o nim nie pisał.

Jaki jest związek pomiędzy końcówką a resztą tego zdania? ;) Poza tym czepię się czepialskiego posta - do tej końcówki powinien być jeszcze dopisek "w ostatnim czasie". Ja sam swego czasu pisałem tu o paru książkach Vonneguta i chyba nawet jakieś dyskusje były.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja natomiast przebijam się konsekwentnie przez twórczość Maria Puzo. I nie mogę zrozumieć, jakim cudem, ja - człowiek uwielbiający fantasy, a mający ogromną niechęć do innych rzeczy - dałem się wciągnąć w jego pisarstwo. Dla mnie - fenomen. Polecam wszystkim, chociaż wiem, że Ojciec Chrzestny to klasyka i każdy przynajmniej o nim słyszał. Przynajmniej :P Chociaż mi bardziej podpasował Sycylijczyk. Omerta oraz Głupcy Umierają - są równie dobre co Godfather.

Aha - istnieje coś takiego, jak wykaz 100 książek, które fan fantasy powinien znać, sporządzony przez AS-a. Gdzie mogę znaleźć te cholerstwo?? :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakiś czas temu odkryłem Siergieja Łukianienke. Świetny rosyjski pisarz sf. Wszystko co czytałem mnie pochłonęło, a nie zdarza mi się to od tak. Jeśli ktoś czyta tego autora to mogę podyskutować=)

Łukianienko to w tej chwili rosyjski pisarz fantasta number łan. Wystarczy wymienić serię "Patroli", "Genom", dylogię "Głębia", "Brudnopis" i "Czystopis"... co tam zresztą wymieniać. Ani jedna jego książka mnie nie zawiodła. Co prawda niekiedy zdradza "wielkoruskie" zacięcie, ale i tak jest diablo smakowity. Dla miłośników fantastyki - autor, którego nie wypada nie znać...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ Vonnegut: hasłem rzucajcie, chętny do dyskusji jestem zawsze(Yoda zdanie składał to, yo!)

@ Wiesiek: Ja też głównie czytam książki mniej lub bardziej 'fantastyczne', ale Godfathera przeczytałem kilka razy, zawsze z błogim uśmiechem na twarzy(może poza sceną, w której

ginie Sonny

-zawsze mam nadzieję, że mu się uda^^'). Intryga, persony, jakie poznajemy, historia-wszystkiego w idealnych proporcjach;]

@ Łukanienka: Czytałem którąś jego książkę, ale bardzo mi się nie podobała, teraz nawet nie wiem, która to^^'

Może, jak zabiorę się za inną, to się spodoba?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytało się już trochę książek w życiu... aktualnie jestem na etapie szkolnych pozycji. Na tapecie mam obecnie Mistrza i Małgorzatę, a dopiero co przeczytałem Proces Kafki. Początkowo myślałem, że ten drugi tytuł będzie nudny, ale okazał się jedną z ciekawszych pozycji maturalnej. A MiM powinien mi się spodobać, słyszałem, że podszyte jest fantastyką, a to gatunek, w którym czuję się, jak ryba w wodzie. :)

Przed tzw. lekturami czytałem cykl Endera, a potem Groszka (tego ostatniego nie dokończyłem jeszcze, zrobiłem przerwę ze względu na szkołę, został mi ostatni tom). Bardzo przyjemna książka, pozwala wczuć się w bohatera dzięki narracji pierwszoosobowej. Podobny zabieg zastosowany został przy Trylogiach Skrytobójcy i Złotoskórego - bardzo świetne cykle, dawno żaden mnie tak nie wciągnął. Gdy skończyłem ostatni tom Złotoskórego to poczułem pewną pustkę, zdałem sobie bowiem sprawę, że to już koniec. Tak, w tym cyklu naprawdę można się było poczuć Bastardem. Nigdy nie czułem czegoś takiego przy czytaniu jakiejkolwiek książki. ;)

Z Łukjanienki mam całą serię Patroli (kupiłem na zeszłoroczne święta Bożonarodzeniowe), lecz jestem w trakcie czytania Nocnego Patrolu. Jak zwykle powodem przerwy jest szkoła. Mam jeszcze na półce Brudnopis tego samego autora (także jeszcze nie czytany, a jak się dowiedziałem, ostatnio pojawiła się jej kontynuacja...).

Pozdrawiam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrze... Tak się składa, że 11 listopada urodziny obchodziłby Kurt Vonnegut. Gdyby żył miałby... zresztą kogo to obchodzi. Powiedziałem, że sięgnę po coś Vonneguta i tak też uczyniłem. Póki co odświeżyłem sobie dwie pozycje, pierwsza z nich to znana "Rzeźnia numer pięć". Na początku zauważyłem jedną rzecz - książki Vonneguta nie zapadają w pamięć. Przynajmniej mi. W miarę czytania uświadamiałem sobie, jak niewiele z tej powieści pamiętam. Teraz, dwa dni po jej przeczytaniu czuję, że niedługo znowu zapomnę większość wątków. Drugie spostrzeżenie: Vonnegut wciąż śmieszy tak jak kiedyś. Jego humor nie zestarzał się ani trochę, nadal jest dla mnie satyrykiem numer jeden. Może i "Paragraf 22" jest zabawniejszy, ale Heller niestety później nie napisał już nic godnego uwagi. Kiedyś z nadzieją zabrałem się za "Ostatni rozdział, czyli paragraf 22 bis" i rozczarowałem się na tyle, że książki nigdy nie dokończyłem. A Vonnegut trzyma równy, świetny poziom. Ale to nie czarny humor jest tu najważniejszy, tylko ta rozbrajająca szczerość. W dodatku ta książka to niemal reportaż i opis przeżyć autora, który był świadkiem bombardowania Drezna. Przeraża fakt, że niemal wszystko to zdarzyło się naprawdę. Dużo mówi sam tytuł "Rzeźnia numer pięć, czyli krucjata dziecięca, czyli obowiązkowy taniec ze śmiercią". Tak jak powiedział Vonnegut - "książka krótka i popaprana, bo o masakrze nie sposób powiedzieć nic inteligentnego".

Pytanie: Kto i gdzie napisał na bombie 'żegnaj, czarny poniedziałku'? XD

"Śniadanie Mistrzów, czyli żegnaj, czarny poniedziałku" to druga książka Vonneguta, którą przeczytałem po raz drugi. Ale o niej następnym razem. ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrze... Tak się składa, że 11 listopada urodziny obchodziłby Kurt Vonnegut. Gdyby żył miałby... zresztą kogo to obchodzi.

Mnie brakuje jednego z najlepszych pisarzy tego XX wieku. Jak udawało mi się znaleźć jakiś jego wywiad(np. ten ostatni, w którym jego rozmówcą był ... Kilgore TroutXD), byłem zawsze pod wrażeniem jego oszczędnej elokwencji(wiem, że zalatuje to oksymoronem, ale taki właśnie był Kurt^^').

Powiedziałem, że sięgnę po coś Vonneguta i tak też uczyniłem. Póki co odświeżyłem sobie dwie pozycje, pierwsza z nich to znana "Rzeźnia numer pięć". Na początku zauważyłem jedną rzecz - książki Vonneguta nie zapadają w pamięć. Przynajmniej mi. W miarę czytania uświadamiałem sobie, jak niewiele z tej powieści pamiętam. Teraz, dwa dni po jej przeczytaniu czuję, że niedługo znowu zapomnę większość wątków.

One zapadają w pamięć, ale nie jako chronologiczne opowieści, które możesz streścić kumplom przy piwie. Zostawiają na tobie swoje piętno, ale wątków tam tyle, że nie ma bata, żeby je wszystkie popamiętać. Po prostu tego za dużo. Pamiętasz tego obcego, który przybył na Ziemię z lekami na całe ludzkie zło i choroby, ale miał jakieś dwa cale wzrostu i zginął, kiedy jakiś człowiek próbował odpalić nim papierosa?XDDD

Drugie spostrzeżenie: Vonnegut wciąż śmieszy tak jak kiedyś. Jego humor nie zestarzał się ani trochę, nadal jest dla mnie satyrykiem numer jeden. Może i "Paragraf 22" jest zabawniejszy, ale Heller niestety później nie napisał już nic godnego uwagi. Kiedyś z nadzieją zabrałem się za "Ostatni rozdział, czyli paragraf 22 bis" i rozczarowałem się na tyle, że książki nigdy nie dokończyłem. A Vonnegut trzyma równy, świetny poziom. Ale to nie czarny humor jest tu najważniejszy, tylko ta rozbrajająca szczerość.

Zabójcza. mordercza szczerość. Motywy z mózgiem('O, teraz idzie...'), czy facetem rozstrzelanym za kradzież czajnika(bodaj) po prostu masakrują. Podane to wszystko w taki sposób, że człowiek śmieje się, bo już nic innego nie zostało, a śmiechem można zamaskować rozpacz. Rozpacz, kiedy uświadamiamy sobie, że takie rzeczy działy się naprawdę. Ludzie naprawdę zabijali się dla takich głupot i traktowali się w ten sposób.

A Heller napisał jeszcze jedną kapitalną książkę: 'Bóg wie'. Niewiele ustępuje przygodom Yo-Yo, a tematykę ma równie 'ostrą';]

W dodatku ta książka to niemal reportaż i opis przeżyć autora, który był świadkiem bombardowania Drezna. Przeraża fakt, że niemal wszystko to zdarzyło się naprawdę. Dużo mówi sam tytuł "Rzeźnia numer pięć, czyli krucjata dziecięca, czyli obowiązkowy taniec ze śmiercią". Tak jak powiedział Vonnegut - "książka krótka i popaprana, bo o masakrze nie sposób powiedzieć nic inteligentnego".

Tylko ptaki mówią 'It-It?';]

Pytanie: Kto i gdzie napisał na bombie 'żegnaj, czarny poniedziałku'? XD

"Śniadanie Mistrzów, czyli żegnaj, czarny poniedziałku" to druga książka Vonneguta, którą przeczytałem po raz drugi. Ale o niej następnym razem. ;)

Ale był motyw z(o ile pamiętam) Dwaynem Hooverem piszącym to zdanie na bombie w 'Śniadaniu Mistrzów', o ile pamiętam(ale mógł być to równie dobrze Eliot Rosewater, bo dawno Kurta nie czytałem).

Z książek Vonneguta poleciłbym 'Recydywistę', 'Galapagos', 'Kocią kołyskę' i 'Trzęsienie czasu'(tak na początekXD). I zdecydowanie 'Matkę Noc', która jest jedną z bardziej jednorodnych(ergo: łatwiejszych do zrozumienia dla Vonnegutowego neofity), ale i bardziej poruszających książek Kurta. 'Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater' i 'Slapstick' to radzę przeczytać już później.

A tu znajduje się fragment twórczości Vonneguta, który warto przeczytać, bo tylko troszkę się zdezaktualizował.

@ Wiesiek: Sycylijczyk przyjemny jest, nawet porównywalny do 'Ojca Chrzestnego', ale lepszy-zdecydowanie nie. 'Sycylijczyka' przeczytałem trzy razy, zaś pierwsza część przygód Il Padrino zawładnęła mną już około sześciu razy(w całości, a często wracałem do jakichś ulubionych fragmentów), więc książka już jest w dość kiepskim stanie^^'

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim i nade wszystko! Cieszcie się radujcie, o miłośnicy Staków, Lannisterów, smoków, zdrady, zimy i pieśni. "Winter is coming to HBO" - i wszystko jasne. George R.R. Martin TU ogłosił, że HBO zamówiło produkcję odcinka pilotowego serialu na podstawie Pieśni Lodu i Ognia. Będzie gorąco...

Spoken like a true fanboy :P

Początkowo myślałem, że ten drugi tytuł będzie nudny, ale okazał się jedną z ciekawszych pozycji maturalnej.

Pojawia się jednak pytanie - ile osób z Twojej klasy też tak sądzi? Według mnie Proces to książka bardzo ciekawa i dająca do myślenia, ale w odbiorze nie jest raczej zbyt prosta.

A MiM powinien mi się spodobać, słyszałem, że podszyte jest fantastyką, a to gatunek, w którym czuję się, jak ryba w wodzie.

Użycie słowa fantastyka w kontekście MiM jest o tyle mylące, że wtedy jeszcze nie było fantastyki jako takiej ;) Po prostu występują elementy nadprzyrodzony, taki lekki powiem realizmu magicznego. Bo tak można pisać, że i Shakespear jest podszyty fantastyką (patrz Sen Nocy Letniej). Takie tam semantyczne czepialstwo.

Na początku zauważyłem jedną rzecz - książki Vonneguta nie zapadają w pamięć. Przynajmniej mi. W miarę czytania uświadamiałem sobie, jak niewiele z tej powieści pamiętam.

O pamięci ludzka, czemuż skończoną być musisz? Ja to tak ogólnie mam, że niewiele książek szczegółowo zapada mi w pamięć. Jakieś sceny, obrazy, własne przemyślenia to tak, ale szczegóły raczej rzadko. Może to być i kwestia tego, że czytam szbko... Czasem aż chciałoby się mieć możliwość poświęcenia książce odpowiedniej ilości czasu i uwagi. Niektóre książki wymuszają to przez styl czy skomplikowanie fabuły, ale są to raczej wyjątki.

Ale to nie czarny humor jest tu najważniejszy, tylko ta rozbrajająca szczerość.

Ten pierwszy w zasadzie wynika z drugiego, w tym przypadku.

One zapadają w pamięć, ale nie jako chronologiczne opowieści, które możesz streścić kumplom przy piwie.

Czasem nawet i chronologicznych książek nie da się streścić. A czasem są i takie, które można streścić w jednym zdaniu, lecz w ogólnie nie odda to sensu książki... Czasem trzeba by było w zasadzie opowiadać całość od początku do końca, bo inaczej się nie da.

Rozpacz, kiedy uświadamiamy sobie, że takie rzeczy działy się naprawdę. Ludzie naprawdę zabijali się dla takich głupot i traktowali się w ten sposób.

Nieuzasadnione użycie czasu przeszłego, pała ;) Ciągle to robią i pewnie bardzo długo będą to robić. Głupota jest nieodrodnym towarzyszem człowieka, podobnie jak okrucieństwo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pojawia się jednak pytanie - ile osób z Twojej klasy też tak sądzi? Według mnie Proces to książka bardzo ciekawa i dająca do myślenia, ale w odbiorze nie jest raczej zbyt prosta.

Mnie spodobało się to, że w przeciwieństwie do większości pozycji maturalnych, powieść przedstawiła losy zwykłego, normalnego człowieka (nie jakiegoś bojownika o wolność, czy mającego jakieś wielkie i wzniosłe ideały). Postać jest ciekawie skonstruowana - naprawdę można się do niej przywiązać. Było mi żal, kiedy okazało się, że mimo wszystko skończył, jak skończył. Rzadko odczuwa się coś takiego.

Użycie słowa fantastyka w kontekście MiM jest o tyle mylące, że wtedy jeszcze nie było fantastyki jako takiej ;) Po prostu występują elementy nadprzyrodzony, taki lekki powiem realizmu magicznego. Bo tak można pisać, że i Shakespear jest podszyty fantastyką (patrz Sen Nocy Letniej). Takie tam semantyczne czepialstwo.

Fakt, może troszeczkę nadużyłem określenia "fantastyka". Nie wyklucza to jednak tego, że książka zapowiada się nader ciekawie. Przeczytałem już sześć rozdziałów i mam wrażenie, że będzie jedną z ciekawszych tytułów maturalnych. Może to nie jest to, co znamy ze współczesnej fantastyki, ale na bezrybiu i rak rybą. ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie brakuje jednego z najlepszych pisarzy tego XX wieku. Jak udawało mi się znaleźć jakiś jego wywiad(np. ten ostatni, w którym jego rozmówcą był ... Kilgore TroutXD)

Głowy uciąć sobie nie dam, ale chyba czytałem ten wywiad.

One zapadają w pamięć, ale nie jako chronologiczne opowieści, które możesz streścić kumplom przy piwie. Zostawiają na tobie swoje piętno, ale wątków tam tyle, że nie ma bata, żeby je wszystkie popamiętać. Po prostu tego za dużo. Pamiętasz tego obcego, który przybył na Ziemię z lekami na całe ludzkie zło i choroby, ale miał jakieś dwa cale wzrostu i zginął, kiedy jakiś człowiek próbował odpalić nim papierosa?XDDD

Pamiętam. :D Ten Trout miał takie pomysły na książki, że pewnie gdyby istniał naprawdę, byłby moim ulubionym pisarzem. A pamiętasz opowiadanie "Tańczący błazen"? Jego bohaterem był Zog z planety Margo. Pamiętasz jak porozumiewali się mieszkańcy tej planety? xD Podpowiem, że oberwało mu się za to kijem golfowym.

Zabójcza. mordercza szczerość. Motywy z mózgiem('O, teraz idzie...'), czy facetem rozstrzelanym za kradzież czajnika(bodaj) po prostu masakrują. Podane to wszystko w taki sposób, że człowiek śmieje się, bo już nic innego nie zostało, a śmiechem można zamaskować rozpacz. Rozpacz, kiedy uświadamiamy sobie, że takie rzeczy działy się naprawdę. Ludzie naprawdę zabijali się dla takich głupot i traktowali się w ten sposób.

Zdarza się... Mam trochę dziwne skojarzenie z tą szczerością Vonneguta, bo przypomina mi się Charles Chaplin. "Życie jest tragedią, gdy widziane z bliska, a komedią gdy, widziane z daleka." Oglądając jego filmy ludzie także śmiali się jakby w samoobronie. Dobrze chyba czasem wyśmiać nawet te najpoważniejsze problemy, żeby nie zwariować. Mi się podoba także hasło Monty Pythona - "Życie jest do d..., to tylko wygłupy". :D

A Heller napisał jeszcze jedną kapitalną książkę: 'Bóg wie'. Niewiele ustępuje przygodom Yo-Yo, a tematykę ma równie 'ostrą';]

Heh, aż mam ochotę znów przeczytać "Paragraf 22". W końcu przeczytałem go tylko dwa razy, pierwszy raz mając jeszcze jakieś czternaście lat i to właśnie wtedy nauczyłem się szybko czytać, bo z pewnego bardzo ważnego dla mnie powodu miałem na to tylko jeden(oczywiście nie cały) dzień. ^^ Żeby było śmieszniej dwa dni później moja ówczesna szkoła zrobiła poprawkę w regulaminie, dodano właśnie paragraf 22, który był równie absurdalny co ten w książce :D A moimi ulubionymi postaciami byli Kapelan i Major Major Major. :) "Bóg wie" nie czytałem. Może kiedyś, jak będę miał więcej czasu...

Ale był motyw z(o ile pamiętam) Dwaynem Hooverem piszącym to zdanie na bombie w 'Śniadaniu Mistrzów', o ile pamiętam(ale mógł być to równie dobrze Eliot Rosewater, bo dawno Kurta nie czytałem).

Fakt, był taki motyw, zrobił Hoover, ale nie chciałem jeszcze mówić o "Śniadaniu...". Ale skoro już zacząłem, to polecam także tą książkę! W środku dużo zbliżeń bobrów i dziur w zadkach! xD

Z książek Vonneguta poleciłbym 'Recydywistę', 'Galapagos', 'Kocią kołyskę' i 'Trzęsienie czasu'(tak na początekXD). I zdecydowanie 'Matkę Noc', która jest jedną z bardziej jednorodnych(ergo: łatwiejszych do zrozumienia dla Vonnegutowego neofity), ale i bardziej poruszających książek Kurta. 'Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater' i 'Slapstick' to radzę przeczytać już później.

Większość tych powieści już czytałem. Nie czytałem za to "Pianoli", "Syreny z Tytana" i "Rysia snajpera". Polecasz?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stanisław Lem Solaris - Czyli część trzecia gazetowo wyborczej serii wydawniczej za mną. Udało mi się nawet kupić część piątą z pewnym wyprzedzniem - bieganie za czwartą dzień przed "deadlinem" nieco mnie rozstroiło, więc postanowiłem działać z zaskoczenia. Lecz nie o tym miałem. Solaris to ponoć najbardziej znana powieść Lema (ciekawostka - spójrzcie sobie w ilu jeszcze językach jest w Wikipedii o niej artykuł), ale w sumie dla mnie wiele to nie zmienia. Nie zmienia przede wszystkim faktu, że bardzo mi się podobało. Gdyby chcieć uderzyć w tony patetyczne to można uznać Solaris za przykład literatury z półki wyższej. Mnogość interpretacji i poruszanych problemów, a także powaga tych problemów, sprawia, że czytelnik może odczytać to dzieło na wiele, wiele sposobów. Można skoncentrować się na wątku miłosnym (co ponoć zrobić Soderbergh w swojej ekranizacji), można rozmyślać nad spotkanie człowika z prawdziwym Nieznanym, o jego bezsilności, o granicach poznania (nie mylić z granicami Poznania, które leżą w Swarzędzu) et caetera. Na dodatek każdy z tych wątków/motywów nie dominuje jakościowo nad innymi. Zawiły romans Krisa z jego byłą/obecną potrafi naprawdę poruszyć - zresztą według mnie to Rheya jest tu najbardziej tragiczną z postaci. Jej stopniowe zyskiwanie świadomości i próba umiejscowienia siebie w rzeczywistości to temat na osobną rozprawę. No i klasyczny problem kontaktu z obcą cywilizacją - czy nie okaże się po prostu, że ta cywilizacja rzeczywiście będzie obca w pełnym tego słowa znaczeniu i po prostu rozbijemy głowy o mur domysłów i zgadywanek. Podoba mi się to, że Lem nie daje jednoznacznych odpowiedzi na te pytania, czytelnik musi sam wszystko przetrawić i zastanowić się nad własnymi odpowiedziami...

Nie muszę chyba pisać, że polecam gorąco. Qbusiowy znak jakości. Podobny znak dla mojego znajomego, którego obłupiłem z od którego pożyczyłem sobie parę książek:

  • Terry Pratchett Straż Nocna
  • Terry Pratchett Thud!
  • Woody Allen Complete Prose
  • Isaac Asimov Gold
  • Marek Hłasko Piękni trzydziestoletni
A w zanadrzu czeka jeszcze Lód Dukaja, więc mam co czytać na czas najbliższy. Muahahaha. Na pierwsz ogień poszła Straż Nocna.

Mnie spodobało się to, że w przeciwieństwie do większości pozycji maturalnych, powieść przedstawiła losy zwykłego, normalnego człowieka (nie jakiegoś bojownika o wolność, czy mającego jakieś wielkie i wzniosłe ideały). Postać jest ciekawie skonstruowana - naprawdę można się do niej przywiązać.

Chyba to właśnie zasługa tej zwyczajności. Każdy z nas ma lub będzie miał kiedyś do czynienia z jakimś tam aparatem biurokratycznym, który może nie jest kafkowski, lecz czasem mocno się stara. Może i chętniej czytałoby się o jakimś tam sarkastycznym bojowniku nabijającym guza paniom zza okiena w Uwiędzie Skarbowym, lecz taki zwykły szaraczek jest nam chyba bliższy.

Przeczytałem już sześć rozdziałów i mam wrażenie, że będzie jedną z ciekawszych tytułów maturalnych.

Od siebie dodam, że nie tylko maturalnych.

Nie czytałem za to "Pianoli", "Syreny z Tytana" i "Rysia snajpera". Polecasz?

Pytanie może i nie skierowane do mnie, ale odpowiem: Tak ;) Lecz by się zbytnio nie rozwlekać powiem tylko tyle: Jest bardzo Vonnegutowsko. To chyba powinno starczyć za rekomendację.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pamiętam. :D Ten Trout miał takie pomysły na książki, że pewnie gdyby istniał naprawdę, byłby moim ulubionym pisarzem. A pamiętasz opowiadanie "Tańczący błazen"? Jego bohaterem był Zog z planety Margo. Pamiętasz jak porozumiewali się mieszkańcy tej planety? xD Podpowiem, że oberwało mu się za to kijem golfowym.

Nie pamiętam, ale Vonnegut miał cojones-do własnej książki wsadzać takie pomysły na książki i opowiadania, z których można zrobić samodzielne powieści, nieźleXD

Zdarza się... Mam trochę dziwne skojarzenie z tą szczerością Vonneguta, bo przypomina mi się Charles Chaplin. Dobrze chyba czasem wyśmiać nawet te najpoważniejsze problemy, żeby nie zwariować. Mi się podoba także hasło Monty Pythona - "Życie jest do d..., to tylko wygłupy". :D

Dokładnie. To jest takie, hm, trochę naturalistyczne, trochę masochistyczne, a trochę olewcze.

Zdarza się.

Doskonale pokazuje ludzkie podejście do śmierci i innych tragedii. Ktoś ginie-inni żyją.

I tak dalej.

Heh, aż mam ochotę znów przeczytać "Paragraf 22". [..] A moimi ulubionymi postaciami byli Kapelan i Major Major Major. :) "Bóg wie" nie czytałem. Może kiedyś, jak będę miał więcej czasu...

Ja sobie raz na rok muszę przeczytać 'Paragraf 22', inaczej źle się czuję. Do wielu fragmentów wracam bardzo często, a Milo(jak tłumaczył, jakie będzie wykonywać transakcjeXDDD), kapelan i oczywiście jabłuszka;]

Fakt, był taki motyw, zrobił Hoover, ale nie chciałem jeszcze mówić o "Śniadaniu...". Ale skoro już zacząłem, to polecam także tą książkę! W środku dużo zbliżeń bobrów i dziur w zadkach! xD

Nie bądź taki, rozwińXD

Mnie rozbił Kicia Hoover(jak Dwayne 'zagrał' na fortepianie), a 'wewnątrz zbliżenia bobrów' spowodowało u mnie zakwasy przeponyXD

Większość tych powieści już czytałem. Nie czytałem za to "Pianoli", "Syreny z Tytana" i "Rysia snajpera". Polecasz?

Owych książek również nie czytałem, ale są na mojej liście. I skoro Q je poleca, to przesuwają się o kilka miejsc do góry^^

@ Q: masz rację z tym czasem przeszłym, my bad^^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mało? To zależy od ilości dostępnego czasu. Ale nawet ze sporą ilością czasu jest to lista całkiem, całkiem.

Heh tak sobie narzekam. Miałem końcówkę wakacji, zajęcia zaczynałem dopiero w połowie paździerznika i tak dalehj. Były czasy kiedy czytałem w wolnym czasie jeszcze więcej :P Choć z drugiej strony był taki cdzas, kiedy czytałem głównie to co miałem. Owocowało to piętnastokrotnym przeczytaniem serii Nienackiego o Tomaszu-Samochodziku :) Nie chadzałem do biblioteki, so takie czytanie na serio zacząłem gdzieś w wieku lat 18 od przemiodnego Władającego Pierścionkami :) Tak BTW znowu mnie nachodzi ochota przeczytać WP... Muszę wytrzymać bo to już będzie piąty raz...

Z Vonneguta czytałem jeno "Syreny z Tytana". Wspaniałe, ale nie słuchajcie mnie bom neofita.

Z innych dropsów. Janusz A. Zajdel "Limes inferior". Po przeczytaniu sporą chwilę siedziałem i wpatrywałem się w przestrzeń. Znakomity pomysł, znakomite wykonanie... I też daje spoooro do myślenia. Można spokojnie polecić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tutaj od razu nasuwa mi się postać Severusa Snape'a. Podwójny agent, którego prawdziwa "twarz" ukazuje się tuż przed śmiercią - "zdjęcie maski". Czyli cały cykl "Harry Potter"do przeczytania ;).

EDIT: Jeszcze O'Brien z "Roku 1984". Ukazał się głównemu bohaterowi jako człowiek z ruchu oporu, a tak naprawdę był jednym z najważniejszych zwolenników Wielkiego Brata.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stephen King - Ręka mistrza

Kolejne bestsellerowe dzieło Króla tym razem przybliża nam postać Edgara Freemantle'a, właściciela dużej firmy budowlanej, który w wyniku groźnego wypadku traci rękę, uszkadza sobie częściowo mózg i aby dojść do siebie, wyrusza na odludną wyspę Duma Key, gdzie niespodziewanie odkrywa u siebie talent malarski. Żeby było ciekawiej, jego surrealistyczne dzieła zaczynają się cieszyć ogromną popularnością, jednak okazują się bardzo groźne dla osób, które je kupiły. Oprócz tego Freemantle zdaje sobie sprawę, że za pomocą pędzla potrafi w pewnym stopniu kształtować rzeczywistość, ale stoją za tym potężne i złowrogie siły, które - cóż za niespodzianka - trzeba w ostatecznym rozrachunku powstrzymać. Ręka mistrza to powieść o talencie, przyjaźni, relacjach syna i córki, sztuce. To studium psychiki człowieka zbierającego siły po ciężkim wypadku, okraszone - jak to u Kinga - porządną szczyptą nierealności. Nie trzeba chyba wspominać, że czyta się to doskonale, błyskawicznie (bo wciąga), a strony umykają niczym wicher, prawda?

Polecam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...