Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Cardinal

Książki ogólnie

Polecane posty

Nie potrafila mnie do siebie przekonac, i nawet po przeczytaniu niektorych rozdzialow zerkalem do streszczenie zeby sobie utrwalic, gdyz niejednokrotnie w trakcie czytania myslami bylem gdzie indziej ;) Nie polecam raczej, no ale uczniacy nie sluchac mnie tylko czytac bo tak trzeba.

Ja nieco na przekór polecę jednak Inny Świat. Czytałem go co prawda jakieś 6 lat temu, ale wspominam dość miło. O ile można lektury o tego typu tematyce wspominać miło. Bardziej odpowiada mi może interpretacja widoczna u Borowskiego, ale myślę, że i po Grudzińskiego warto sięgnąć. Czytało mi się dobrze, a tematyce daleko do banału. Może lepiej przecztać z woli własnej, a nie nauczycielskiej.

Czytałem "Psa, który widział Boga" i jeśli pozostałe 59/60 książki jest równie dobre, to będziesz zachwycony.

Czytałem już wcześnie zbiór Polowanie na smoka z falkonetem, więc z Buzzatim nie jest to mój pierwszy kontakt. A że opowiadania z wyżej wymienionego zbioru pochodzą właśnie z 60 opowiadań (Sessanta racconti), więc niektóre będę czytał po raz drugi (choć wspomnianego przez Ciebie opowiadania w nim nie było). Będę to jednak robił z niekłamaną przyjemnością, gdyż krótkie formy Buzzetiego są świetne. Niebalne pomysły, ciekawa prezentacja i spora różnorodność. Na dodatek niektóre mają ten świetny, nieco nieokreślony, klimat, który potrafi nieco przestraszyć, a i zmusić do myślenia.

Na razie jednak Buzzati będzie musiał trochę poczekać, bo z biblioteczki zakładowej wziąłem sobie Kot Rafeala Abalosa. Na razie przeczytałem trochę powyżej 100 stron i mam bardzo mocne mieszane odczucia. Z jednej strony tajemnice wydają się być tajemnicze, a akcja pełna akcji (czyt. fabuła jest ciekawa i dość wciągająca), ale... No właśnie. Nie wiem, czy to wina tłumaczenia, czy oryginału, ale napisane to jest dość koślawo. Eufemistycznie. Niektóre zdania brzmią klockowato, inne prostacko, a jeszcze inne po prostu infantylnie. Stylistycznie w wielu miejscach jest katastroficznie, a i można natrafić na literówki (np. Nicków zamiast Nicksów). Intryga mnie wciąga, ale język odrzuca i zastanawiam się, czy dobrnę do końca. Czy ktoś może czytał już to dzieło? Ma ktoś może podobne odczucia, czy to ja jestem wybredny świntuch?

Ja natomiast ostatnio przeczytałem "Kronikę ptaka nakręcacza" i wystarczy powiedzieć, że zaliczam ją do grona moich ulubionych dzieł. Szczególnie urzekły mnie dwa elementy: postacie (chętnie poznałbym

May Kasaharę

:rolleyes: ) oraz coś, co nazywam roboczo słownikiem symboli - kto czytał, ten wie -

studnia, kij, ptak nakręcacz, znamię czy dzwonki telefonu

. Wspominany już w tym wątku niedosyt informacji jest z jednej strony zaletą - stworzyłem niejedną teorię co do przymkniętych wątków - a z drugiej wadą, bo prawdy nie poznamy.

Wszystko zależy od podejścia do takich zakończeń oraz do ich stylu. Jeśli ktoś nie lubi otwartych zakończeń, to mu się nie spodoba - nie ma rady. Ale czasem bywa tak, że otwarte zakończenie sprawia wrażenie pójścia na łatwiznę, gdy autor nie ma sam pomysłu na zakończenie. Ale akurat u Murakamiego nie miałem takiego odczucia nigdy. W jego przypadku otwarte zakończenia i niedomówienia sprawiają wrażenie przemyślanych i celowych. I takiej wersji mają one swój urok - każdy przecież inaczej może odczytać daną książkę/bohatera/zdarzenia, więc każdy może mieć własne zakończenie. Książka w dużej mierze żyje w czytelniku, a nie poza nim. Ale to już kwestie do poruszania na teorii literatury ;) A co do symboli - to znów kwestia stylu tego pisarza i chyba cecha charakterystyczna kultur azjatyckich. Filmy chińskie czy japońskie bardzo często bywają przepełnione różnego rodzaju symboliką. Nie inaczej jest u Murakamiego.

PS Czy tylko mi "Kroniki..." kojarzą się trochę z 'Lost'?

Mi się kojarzą z "post-" :P I Lost, i spora część dzieł Murakamiego ma sporo elementów, które można określić jako postmodernistyczne (choć może być to określenie nieco naciągane), ale chodzi w tym przypadku o tą aurę niedomówień, tajemnic i splatania wielu wątków.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sam tez zamierzam w najbliższym czasie "Reke mistrza" kupić (...)

Chciałem od kogoś pożyczyć, a ostatecznie wypożyczyłem - z biblioteki. Jakie mnie zdziwko trzasnęło, kiedy przeglądając półkę z Kingiem zauważyłem dwie błyszczące, nowiutkie, nieśmigane "Ręce mistrza" wręcz błagające o sięgnięcie po nie! Nie ma to jak zaopatrywanie biblioteki w nowości - niby powinna to być norma, ale w takiej mieścinie jak Ustroń? Duży plus za to!

Oprócz "Ręki", zaopatrzyłem się w słynny "Paragraf 22" Josepha Hellera, z którym nigdy nie miałem do czynienia, a słyszałem wiele dobrego. I rzeczywiście, wciąga od pierwszej strony, a stężenie cynizmu i ironii sprawia, że człowiek co chwilę parska śmiechem. A Yossarian rządzi, szczególnie w dialogach! :D Więcej skrobnę, jak tylko przeczytam całość.

Jak może zobaczyć, że ma muszki w oczach, skoro ma muszki w oczach?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytałem już wcześnie zbiór Polowanie na smoka z falkonetem (...)

>>Czytałem, że przekład "Polowania..." był mocno "zułańszczony", co musiało wpłynąć na klimat - nie bez powodu tłumaczenie LotR Łozińskiego nie cieszy się zbyt wielkim powodzeniem...

Wszystko zależy od podejścia do takich zakończeń oraz do ich stylu. Jeśli ktoś nie lubi otwartych zakończeń, to mu się nie spodoba - nie ma rady. Ale czasem bywa tak, że otwarte zakończenie sprawia wrażenie pójścia na łatwiznę, gdy autor nie ma sam pomysłu na zakończenie. Ale akurat u Murakamiego nie miałem takiego odczucia nigdy. W jego przypadku otwarte zakończenia i niedomówienia sprawiają wrażenie przemyślanych i celowych.

>>Mam podobne odczucia, aczkolwiek nieco dziwi mnie, że niektóre wątki poboczne zostały domknięte

(np. Cynamon)

, a inne nie

(mężczyzna z gitarą - chyba nie był tylko po to, żeby główny bohater wziął kij? Może niedomówienie to wynika z narracji pierwszoosobowej?, Malta Kano - smutna mina kobiety zwanej dawniej Kretą Kano w śnie Toru mogła wskazywać na jakieś nieszczęście... itd.)

. Ciekawe, jakim kryterium się kierował w tym przypadku Murakami.

A co do symboli - to znów kwestia stylu tego pisarza i chyba cecha charakterystyczna kultur azjatyckich. Filmy chińskie czy japońskie bardzo często bywają przepełnione różnego rodzaju symboliką.

>>Tyle, że przeciętny Japończyk zgoła inaczej odczytuje symbole - kultury europejska i azjatycka są dość odległe. Często na przykład spotykam się z twierdzeniem, że "Japończycy są dziwni".

Mi się kojarzą z "post-" :P I Lost, i spora część dzieł Murakamiego ma sporo elementów, które można określić jako postmodernistyczne (choć może być to określenie nieco naciągane), ale chodzi w tym przypadku o tą aurę niedomówień, tajemnic i splatania wielu wątków.

Dla mnie postmodernizm (a raczej jego pierwiastek) objawiał się w "Kronikach..." tym, że nieraz miałem wrażenie, iż skądś to znam

(przykład - scena, którą Cynamon zobaczył w środku nocy)

. Jak widać motywy były na tyle przetworzone, że próby przywołania konkretnego dzieła spełzły na niczym. Coś jak niektóre piosenki - jest w nich "echo" innego utworu, ale nie wiadomo, jakiego.

(...) zaopatrzyłem się w słynny "Paragraf 22" Josepha Hellera (...)

Moja ulubiona książka. Powinni na niej umieszczać znaczek "UWAGA: Stężenie humoru na stronę kilkunastokrotnie przekracza normy WHO.". ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak może zobaczyć, że ma muszki w oczach, skoro ma muszki w oczach?

Teksańczyk był człowiekiem miłym, sympatycznym i koleżeńskim. Po trzech dniach wszyscy mieli go po dziurki w nosie.

Ech. Jedna z tych książek, których się nie zapomina, z której obrazy zawsze w głowie pozostaną. No i do tego kopalnia nieśmiertelnych cytatów, absurdów i humoru.

>>Czytałem, że przekład "Polowania..." był mocno "zułańszczony", co musiało wpłynąć na klimat - nie bez powodu tłumaczenie LotR Łozińskiego nie cieszy się zbyt wielkim powodzeniem...

Nie mam za bardzo jak porównywać, bo tamten egzemplarz był pożyczony, ale cieszę się, że teraz mam ten lepszy. Niektóre opowiadania pamiętam jeszcze całkiem, całkiem, więc może jakieś różnice mnie uderzą. Nie zmienia to faktu, że tłumaczenie może znacznie skiepścić radość z czytania. Zwłaszcza, że tłumaczenia na polski są przeważnie robione z angielskiego, nawet jeśli oryginał był w innym języku. Tak jest na przykład z Murakamim - polskie tłumaczenie jest tłumaczeniem angielskiego tłumaczenia (przepraszam za maślenie masła). Oddalamy się więc od oryginału...

>>Mam podobne odczucia, aczkolwiek nieco dziwi mnie, że niektóre wątki poboczne zostały domknięte

(np. Cynamon)

, a inne nie

(mężczyzna z gitarą - chyba nie był tylko po to, żeby główny bohater wziął kij? Może niedomówienie to wynika z narracji pierwszoosobowej?, Malta Kano - smutna mina kobiety zwanej dawniej Kretą Kano w śnie Toru mogła wskazywać na jakieś nieszczęście... itd.)

. Ciekawe, jakim kryterium się kierował w tym przypadku Murakami.

Tak na początek dwa cytaty z Wikipedii angielskiej (całość TU):

Two chapters from the third volume of the original three-volume Japanese paperback edition were not included in the English translation. In addition, one of the chapters near the excluded two was moved ahead of another chapter, taking it out of the context of the original order.The two missing chapters elaborate on the relationship between Toru Okada and Creta Kano, and a "hearing" of the wind-up bird as Toru burns a box of Kumiko's belongings.
It must also be noted that in addition to very notable differences between the Japanese and English versions, there are also differences between the original Japanese hardcover and paperback editions.

Wychodzi więc na to, że wesja angielska (a co za tym idzie, pewnie i polska) zostały pozbawione dwóch rodziałów z końcówki książki. Jeden mówiący więcej o związu Crety/Malty Kano z Toru, a drugi o tym, że Toru słyszy ptaka przy paleniu pudła z pamiątkami po Kumiko. Na dodatek wychodzi też na to, że japońskie wersje twardo- i miękkookładkowe czymś się różniły. Pewnie gdzieś tam w sieci można się dowiedzieć czym, a może i gdzieś Murkami wyjaśnia, co, jak i dlaczego... Poza tym czasem bywa tak, że pewne fragmenty są wycinane już po oddaniu książki wydawcy, po konsultacjach z nim. Coś mi się kojarzy, że z którąś książką Murakamiego tak było, ale nie jestem pewien, z którą.

>>Tyle, że przeciętny Japończyk zgoła inaczej odczytuje symbole - kultury europejska i azjatycka są dość odległe. Często na przykład spotykam się z twierdzeniem, że "Japończycy są dziwni".

No bo są :blink: Znaczy dla nas są... Wystarczy sobie pooglądać trochę japońskich filmów, żeby dostać porządnego skrzywienia podczaszkowego. Ja sam tak mam... Zwłaszcza po seansie z Tetsuo. Japońską literaturę znam natomiast jeszcze za słabo. Może jak znów znajdę czas na odwiedzanie biblioteki, to zawitam w alejce z prozą japońską, co mi się parę razy zdarzyło.

Dla mnie postmodernizm (a raczej jego pierwiastek) objawiał się w "Kronikach..." tym, że nieraz miałem wrażenie, iż skądś to znam

(przykład - scena, którą Cynamon zobaczył w środku nocy)

. Jak widać motywy były na tyle przetworzone, że próby przywołania konkretnego dzieła spełzły na niczym. Coś jak niektóre piosenki - jest w nich "echo" innego utworu, ale nie wiadomo, jakiego.

Jedna z teorii literatury mówi o tym, że każde nowe dzieło zmienia literaturę... Nie będę się rozwodził nad tym, ale odniosę to do pojedynczego czytelnika. Każda przeczytana książka, obejrzany film czy widziany obraz zwiększa nasz zasób 'kulturowy' i w pewien sposób zmienia odbiór następnego dzieła, z którym obcujemy. Przeczytawszy jedno dzieło Murakamiego, inaczej patrzymy na inne jego dzieła, a jeszcze inaczej na dzieła, z którym mógł czerpać. W literaturze w elementami postmodernistycznymi ma to zwłaszcza zastosowanie, bo bardzo dużo jest tam gier z odwołaniami kulturowymi czy literackimi. Im bardziej otwarta książka, tym prawdziwsze te stwierdzenia. Powieści dawnego typu były bardzo jednolite w interpretacji - autor przekazywał to, co chciał i tyle. Następne czytania wiele nie zmieniały w odbiorze książki... Ale nawet przy nich jest tak, że nigdy nie czyta się tej samej książki. Nawet czytanie tej samej książki dwa razy pod rząd zmienia jej odbiór. Mam nadzieję, że nie zakręciłem za bardzo swych wywodów pseudoliterackich.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zizou666

Z tym poświęceniem chodziło mi o to, że warto było zawalić weekend dla takiej książki odkładając granie oczywiście na drugi plan. ;) Ale mam pytanie, jeżeli dobrnę do końca sagi o Wiedźminie czyli do "Pani Jeziora" co potem od mistrza Sapkowskiego byście polecili?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od dzisiaj, co tydzień , Wyborcza publikuje ksiązki Lema. Moja dotychczasowa przygoda z autorem skończyła sie na fragmentach "Bajek robotów", omawianych w gimnazjum. Z ciekawości kupiłem pierwszy tom (jedynie 9,90 , więc warto^^). Póki co, przeczytałem dopiero pierwszy rozdział "Dzienników gwiazdowych", ale rzecz jest tak fantastycznie napisana, z takim humorem (nie czesto zdarza mi się śmiać przy ksiązkach, a tu pare razy porządnie sie usmiałem), że wprost nie moge sie odczekac następnych rozdziałów. Pierwsze wrażenie: połaczenie "Star Treka" z "Akademią pana Kleksa";] (przepraszam fanów twórczości Lema, możenie po mnie bluzdać;] ). Powaznie się zastanawiam, czy nie inwestowac w następne tomy...
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Coś się kończy, coś się zaczyna" to ostatni zbiór opowiadań Sapka. Są tam opowiadania o rożnej tematyce. Opowiadanie tytułowe wyjaśnia zakończenie sagi (tak jakby ;) ) Kiedy skończysz "Panią jeziora" zobaczysz, że nie jest ono (zakończenie) jednoznaczne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra to niech będzie to "Coś się kończy, coś zaczyna" tylko mam pytanie czy to również jak Wiedźmińska saga składa się z kilku tomów???

Mogłeś sobie w googlować szybciej by było. To jest zbiór opowiadań.

Po Wiedźminie przeczytaj Narrenturm bardzo dobra jak na polskie standardy powieść historyczna. Jest to trylogia osadzona w czasach wojen husyckich.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ Hellsing. Hah. Stary, wybacz, ale żeś palnął... Trylogia husycka dobrą powieścią historyczną? LOL. Po pierwsze to jest fantasy osadzone w czasach historycznych. Po drugie dobra jest, ale tylko pierwsza książka. Następne lecą po równi pochyłej, aż do osiągnięcia przez tom trzeci poziomu gdzieś tak Żuław Wiślanych.

I nie piszcie Sapka bo autor tego nie lubi... Pewnie i tego nie czyta, ale mnie takie odnazwiskowe ksywki trochę denerwują ;)

Raport będzie jak się zbiorę, bo mi się przeczytanych pozycji nagromadziło. Muszę mieś odpowiedni nastrój.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sorki za błąd może to ta późna pora, to jest fantasy z pewnymi wydarzeniami historycznymi w tle. Ze wstydu niewiem, co zrobię, ale to będzie bardzo drastyczne. Ale z tą równią pochyłą to się nie zgodzę. Cały cykl nie jest po prostu taki dobry jak Wiedźmin, ale nie jest też tragiczny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Coś się kończy, coś się zaczyna" to ostatni zbiór opowiadań Sapka. Są tam opowiadania o rożnej tematyce. Opowiadanie tytułowe wyjaśnia zakończenie sagi (tak jakby ;) ) Kiedy skończysz "Panią jeziora" zobaczysz, że nie jest ono (zakończenie) jednoznaczne.

Dobra ok, ale to jest jedna książka finalna sagi czy kilka tomów, zawierających różne opowieści nie dotyczące Wiedźmina???

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra ok, ale to jest jedna książka finalna sagi czy kilka tomów, zawierających różne opowieści nie dotyczące Wiedźmina???

Zbiór opowiadań... Jeden tom, żeby nie było niedomówień...

Hm... Jeszcze nie skończyłem Potwornego regimentu (bo ostatnio wybitnie rzadko sięgam po książki), a już musiałem zakupić Piekło pocztowe i Sennych łowców. Znaczy... Nie musiałem, ale oba dzieła patrzyły na mnie tak wymownie, że pieniądze z portfela same wyskakiwały. Dziś się jeszcze zaopatrzę w książkę Lema z nowej serii Wyborczej i jestem szczęśliwy. ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powaznie się zastanawiam, czy nie inwestowac w następne tomy...

No kurka wodna... Lema bym sobie chętnie poczytał, bo jestem z nim zdecydowanie na bakier (czytałem tylko Pamiętnik znaleziony w wannie i coś tam w podstawówce). Podobne serie zawsze mnie kuszą, ale poza pierwszą książką, i tak zawsze są sporym wydatkiem. Zwłaszcza jeśli chce się zebrać całość. Bo wydawać co tydzień czy dwa ładny kawałek kasy nie jest tak łatwo jak raz na jakiś czas, gdy jest. Pewnie i tak, gdy przyjdzie pora, to postawię na biblioteki...

@ Hellsing. Hah. Stary, wybacz, ale żeś palnął... Trylogia husycka dobrą powieścią historyczną? LOL. Po pierwsze to jest fantasy osadzone w czasach historycznych.

Aby pogodzić dwie zwaśnione strony - może lepiej to nazwać historyczną powieścią fantasy? Bo spełnia sporą część charakterystyk typowych powieści fantasy, lecz jest wzbogacona o elementy fantastyczne.

Rafael Ábalos KÔT - Jednak to nie przez tłumaczenie było tak średnio. A przynajmniej nie tylko przez tłumaczenie, bo ono też nie wypada za dobrze. Pomijam już styl i przyjemność czytania, bo to mogą być kwestie gustu, ale wpadki typu prywatny jet w tłumaczeniu nie powinny się zdarzać. Tłumaczki jednak nie można obwiniać za infantylność dialogów i niedorzeczności fabuły. Rozumiem, że 15-latki mogą prowadzić mało dorosłe dialogi, ale żeby doświadczona agentka FBI miała czasem odzwyki jak rozemocjonowana bohaterka kiepskiej telenoweli? Poza tym i z tymi dzieciakami nie jest tak dobrze, bo według fabuły są to genialne dzieciaki, więc można spodziewać się czegoś więcej. Gwoździem do trumny tego wątku jest tragiczne przedstawienie uczuć łączacych tę parę. Poważniejszym zarzutem jest natomiast kiepska fabuła. O ile początek wciąga i jest całkiem całkiem, to im dalej, tym gorzej. Zakończenie jest mało satysfakcjonujące - zamiast wielkiego finału łączącego trzy wątki mamy raczej mały ćwierćfinał. Jakby tego było mało, to jest też przewidywalnie. Na plus książce można zaliczyć parę ciekawych pomysłów i to, że się szybko kończy/czyta.

A teraz Buzzati :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Puk, puk... Jest tu kto? Jakieś ciche dni przechodzi chyba ten temat. Ale cóż - ja pozostaję na posterunku i zdaję najnowszy raport. Tym razem nic nie stanęło mi na przeszkodzie i zabrałem się za 60 opowiadań Dino Buzzatiego.

I bardzo dobrze, że to zrobiłem, gdyż znów przekonałem się, że Buzzati tworzy świetne opowiadania. Zacznę jednak od łyżki dziegciu, żeby potem było już słodko. Niektóre z opowiadań do mnie nie trafiły. Nie były ani zaskakujące, ani za bardzo zabawne, ani też poruszające, po prostu były. Lecz są to wyjątki naprawdę nieliczne w tym zbiorze. Jednak w ogólnym rozrachunku nie są one w stanie zepsuć świetnego odbioru reszty. Każde (poza tymi wspomnianymi, oczywiście) z opowiadań coś w sobie ma. Niektóre są satyryczne prześmiewcze, niektóre poruszające, niektóre straszne, a niektóre zaskakują ciekawym pomysłem. Wszystkie z nich pisane są raczej prostym i przystępnym językiem, co czasami, wbrew pozorom, potęguje doznania. Dlaczego? Ano dlatego, że prezentowane przez Buzzatiego sytuacje z początku wydają się najnormalniejsze w świecie i dopiero z czasem zaczyna się dostrzegać drugie dno lub zaczyna pojawiać się absurd. Niektóre z opowiadań mają koncepty niesamowite (kropla wspinająca się na schody, szczury kontrolujące ludzi), ale niektóre ze zwyczajnych sytuacji wyciągają elementy niezwyczajne. Czasem natomiast mamy po prostu ciekawe obserwacje dotyczące otaczającego nas świata, sztuki czy też natury ludzkiej. Spora część z opowiadań starczyłaby pewnie na sporą dyskusję, gdyż poruszają ważkie tematy... Lecz na razie zgłosiła się jedna osoba, która czytała Psa, który widział Boga. Jeśli więc jest chęc na dyskusję, jestem do dyspozycji. A wszystkim innym usilnie zalecam zapoznanie się z którymkolwiek z opowiadań pióra Buzattiego. Nie pożałujecie!

Następny w kolejności jest Szanowny Pan Lem, gdyż zakupiłem sobie Dzienniki gwiazdowe - nie mogłem się oprzeć pokusie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja odkąd zaczełem chodzić do Lo mam coraz mniej czasu na czytanie. A akurat coraz więcej fajnych książek jest w bibliotece. Mam juz 6 na półce i czekają, a ostatnio czytałem ,,77 Zegarów'' Christofera Fowlera. nawet ciekawy kryminał,

ale pomysł, że rzemieślnicy sprzed 100 lat zbudowali prymitywny komputer, który liczył, kto oszukuje w interesach, i wysyłał telefonicznie wiadomość do hinduskiego zabójcy uważam za bzdurny delikatnie mówiąc

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wpadł mi w ręce tom Dzienników (z Wyborczą sprzedany?). Opowiadania są ok, poza może tym że w moim wydaniu - Wydawnictwo Literackie, czerwona okładka z bliżej nieokreślonego materiału - zawartości było więcej (Ratujmy Kosmos, Dońda). W części z nielemowymi esejami jest dziwnie: encyklopedia jakoś tak bez celu, ładu i składu (wpis o "Przekroju" mógłby być spokojnie połowę krótszy nic nie tracąc na treści), na dodatek tylko kawałek, wypatrzyłem jeszcze kilka błędów merytorycznych co do listy wydań... Przynajmniej jest zdjęcie Lema z lat pięćdziesiątych oraz ów sławny list Dicka :]. Z całej listy tego, co wyda Wyborcza mam ponad połowę, a czytałem grubą większość, ale i tak trzeba wreszcie mieć wszystko w jednym formacie (a poza tym, NIEZWYCIĘŻONY!).

Mam cichą nadzieję że następny będzie Zajdel :)

[edit: Rankin nie powinien pisać po dziesięciu godzinach pracowni]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja postanowiłem, że wykorzystam okazję i jednak będę kupować serię Lema. Zwłaszcza że lektura pierwszego tomu przyolmniała mi, jak świetne są to książki (a mam tylko zbiór opowiadań "The Best of Lem", czy jakoś tak). I to mimo, żę większość z tego co będzie w tej serii już kiedyś czytałem w szkolnych bibliotekach, a nawet więcej - np. w przypadku "Dzienników gwiazdowych" wspomina się, że nie ma podróży 26, która okazała się "apokryfem" i nie ma jej w tym zbiorze. A ja ją czytałem, bo w szkole mieliśmy wydanie gdzieś z lat 60-tych/70-tych ;) (dodam, że usunięto ją z obecnego wydania, ponieważ Lem uznał ją za "błędy młodości" - była antyamerykańska, ściślej aluzyjnie wyśmiewała komisję McCarthy'ego).

A ponieważ książki oprócz tego, że świetne, to ładnie wydane i niedrogie (20zeta to rozsądna cena, pewnie koło 30-35 byłoby takie wydanie normalnie), to się skuszę. "Kongres futurologiczny" już na półce (a za chwilę w łapach i będzie jego drugoe przeczytanie po ponad 10 latach), a w tym tygodniu "Solaris", które pamiętam dość dobrze, bo czytałem tuż przed filmem (film był średni, ale książka też mnie zawiodła po tym co o niej się nasłuchałem).

A zacząłem w ogóle przygodę z Lemem w wieku lat 8-9 (dokładnie nie pamiętam) od... "Obłoku Magellana". Co było dość karkołomnym posunięciem, ale że leżał u babci, u której byłem, a za oknem zła pogoda... :) No i spodobał mi się, chcoaiż DŁUUgo go czytałem ;).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

niedawno skończyłem czytac "powrót do przeszłości".Jak fan filmu książke czytałem jednym tchem.Ogólnie większość sytuacji przewidywałem więc srednio było.Ale okej.

Mógłby mi ktoś napisać jak wydają tego LEma w wyborczej bo chciałbym sobie kupić a na stronie nic nie ma oraz jakia częśc najbliższa i jakie wydano już.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zanudzę, niestety, dla większości bo kto wraca do staroci czy...? Z pewnością mniejsza połowa tej większości.

'Szpital Przemienienia' Stanisława Lema, jest on tomem pierwszym 'Czasu nieutraconego', to taka informacja jakby kto szukał po półkach 'Szpital...' i dziwił się 'gdzie to, motyla noga, jest? Końcówka tej książki zmusza do sięgnięcia po słownik niem-pol. Wbrew pozorom nie jest szczególnie jakaś trudna, choć z pewnością daje materiał do namysłu.

Z publicystki Jerzy Pilch 'Pociąg do życia wiecznego' to akurat dobra okazja do nadrobienia jego felietonów, tych których miało się niefart - przegapić. Niesamowity mistrz pióra i opisów nieprawdaż?

Ostatnio, co mnie cieszy, nawróciłem się na polską literaturę, głównie fantastyka bo..., no tak bo tak i już.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy ktoś z was mógłby mi polecić naprawdę bardzo dobry słownik do języka francuskiego tak żeby zawierał obszerną wiedzę na ten temat?.

Znaczy się co? Na ten temat, czyli na temat języka francuskiego? Czy może po prostu chodzi o dobry słownik języka francuskiego? Bo na tę chwilę zalecam zapoznanie się jeszcze ze jakimś słownikiem poprawnej polszczyzny i przypomnienie sobie zasad składni i interpunkcji. Think before you write.

Niesamowity mistrz pióra i opisów nieprawdaż?

Ja co do Pilcha mam nieco mieszane odczucia. Pamiętam i podobały mi się jego felietony z Polityki, ale do bardziej literackich form nie mam już tak jednoznacznie pozytywnego stosunku. Są ciekawe, ale bez peanów na ich cześć się obejdzie.

A co do Lema - też skusiłem się na zakupy. Właśnie czytam Dzienniki Gwiazdowe i jest genialnie! Więc napiszę do przeczytaniu całości. Teraz muszę kupić tom drugi, bo już w środę następny. Trzeba się śpieszyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znaczy się co? Na ten temat, czyli na temat języka francuskiego? Czy może po prostu chodzi o dobry słownik języka francuskiego?

Chodzi mi o dobry słownik języka francuskiego. :D

Bo na tę chwilę zalecam zapoznanie się jeszcze ze jakimś słownikiem poprawnej polszczyzny i przypomnienie sobie zasad składni i interpunkcji. Think before you write.

Sorry już go edytuję.

Z zalecenia jednak skorzystam i kupię sobie również słownik po prawnej polszczyzny i zapoznam się z zasadami składni i interpunkcji.;)-dzięki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...