Skocz do zawartości

Książki ogólnie


Cardinal

Polecane posty

Nieprawdaż... Znaczy się nie - Sapkowski.

Fakt, wybacz staremu sklerotykowi ;] Pokićkało mi się z "Listą Życzeń", którą napisał właśnie Colfer.

Ale książka tak czy tak fajna, to "Ostatnie życzenie".

Ja tak miałem z Cusslerem - w pewne wakacje przeczytałem kilka jego książek i nic, a nic mi się nie dłużyły ani nudziły. Do dziś zresztą Cusslera lubię.

Ja mam to szczęście że mam sporą kolekcję Cussler'ów po ś.p. dziadku, że tak powiem "w spadku". I to jeszcze jaka lokalizacja (Zakopane). Jeżdżę tam w każde wolne święta czy wakacje i jak jest brzydka pogoda to właśnie do Cusslerów zasiadam. Ostatnio przeze mnie przeczytana "Sahara" wybitnie mi się spodobała. Jak uciekali z tej pustyni ;]

A książeczka, która (choć dość stara trzyma klasę) też mi się spodobała to "Suma wszystkich strachów" Toma Clancy'ego. Ciekawie rozwijane wątki i akcja trzymająca w napięciu niemalże do końca. Polecam.

Z autorów, których odradzam - Jacek Piekara. Słabe, niedokończone, banalne opowiadania, przez które przebrnąłem w nadziei że wreszcie trafię na jakieś miłe zaskoczenie. Niestety.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Nieśmiertelny z Ox'a rączki Mirosława P. Jabłońskiego <ciekawe czy gdzieś dostaniecie, poszukajta w bilbiotekach> Pożarłem w dni 2, niedłygie aczkolwiek bardzo sympatyczne, ostatnio sam sobie wbrew próbuje się dobierać do SF <ze skutkami różnymi> ale ta książka bardzo symplastyczna, może dlatemu że mniej w niej sf a więcej bahetero-o-osobe myślenia :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tłumaczenie nazw własnych samo w sobie tragiczne nie jest - chodzi o to, żeby przy tym nie popaść w śmieszność. A tu tak się stało. Trzeba wiedzieć na czym można poprzestać i operować jako takim wyczuciem smaku. Są przykłady tłumaczeń ze sporą ilością przetłumaczonych nazw własnych, które dobrze się bronią (że Pratchetta i Pottera wspomnę).

Zgadzam się z Tobą w zupełności. Trzeba znaleźć jakis złoty środek (żeby Dumbledore'a na Trzmielińskiego nie przerobić)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miesiąc temu skończyłem czytac cała serie "Harry Potter" naprawde świetna seria! I dlatego właśnie dziś skończyłem czytac czare ognia:D Od nowa!!:D:D Ale teraz sie wziołem za coś nowego otóz za "Kod Leonarda Da Vinci", naprawde fajna książka, ze świata wręcz bajkowego, przeżuciłem sie do Paryża:) teraz w Luwrze jestem..:) Podoba mi sie tutaj to, że wszsytko oprócz głownego wątku jest prawdziwe, informacje o Francji i paryżu, o zakonach, budynkach i wogule. Wiecie że Da Vinci był homoseksualista, i był dużym żartowniisiem, na obrazie "Ostatnia wieczerza" namalował pogańskie symbole:D Tak gołym okiem w necie tego nie zobaczycie zapewne...albo niewiadomo czy Mona Lisa to baba czy chłop...wszytko można sie dowiedziec w tej książce, ale o tym teraz dosyć.......

Zna ktoś jakąs 2-wojenna książke? Typu film "Szeregowiec Ryan" Żeby nie było cos dokumentalnego tylko z fabuła, że np jest sobie jaka kompania i ma misje ! ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opowiedzailbys o książce która polecasz :D Ej no bo nawet nie powiesz czy warto czytac i wogule ...

A jest jakaś ksiązka o tej akcji na plazy Omaha czy cos takiego:) Albo cos takego jak szeregowiec ryan doslownie oparte na filmie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm, jest "D-Day" Stephena Ambrose'a, ale to raczej dokument (co wcale nie znaczy, że jest nudne, bo zawiera mnóstwo opisów "przygód" pojedynczych żołnierzy podczas dnia D). W każdym razie ja przeczytałem ją właśnie zafascynowany "Szeregowcem Ryanem" i nie nudziłem się przy niej ani chwili.

A trochę z innej mańki - "Kompania Braci" też Ambrose'a - na podstawie tej książki powstał serial o tym samym tytule (chyba każdy zna ;) ). Tu "pole manewru" jest zawężone głównie do jednej kompanii (a konkretniej kompanii E 506pps 101DPD). Przeczytałem tą książkę z 5 razy i wciąż da się do niej wrócić :rolleyes:

Ktoś wcześniej wspomniał o "Działach Nawarony" MacLeana. Tę z kolei "zaliczyłem" bodajże już 9 razy i wciąż mnie nie nudzi. Długa nie jest, ale za to naładowana akcją jak mało która :) Zdecydowanie polecam, podobnie jak "Tylko dla orłów" również MacLeana. Ta z kolei opowiada historię grupy komandosów, która ratuje z niemieckiego zamku w górach amerykańskiego generała, który niby zna plany otwarcia II frontu podczas II w. św. (a dlaczego niby to nie będę zdradzał, żeby nie zepsuć zabawy tym, co jeszcze nie czytali :)). Poza tym mają też inny cel, ale to już w ogóle super hiper tajne top secret itd. Dodam tylko, że książka ma parę ciekawych zwrotów akcji ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sorry że nie opisałem żadnej części o Nawaronie, ale po prostu brakło mi czasu (brata komunia w tle ;]).

Ogółem książki przepełnione akcją, jak również tejże zwrotami. Ale fabuły nie warto opowiadać bo cały fun stracisz z czytania. Tak w 2 słowach się nie da, niestety.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No, ja kupiłem nowego Ziemiańskiego i na razie, po jakichś 50 stronach, mogę powiedzieć - to dokładnie ten Ziemiański, którego znamy i kochamy. Szowinista, fan broni, o rozbuchano-prymitywnym stylu pisania, popędzający w szaleńczym tempie akcję. Spodziewałem się właśnie tego, więc jestem kontent i chyba mogę polecić każdemu, kto szuka czegoś naprawdę łatwego. Tym razem blurb z tyłu książki opisuje dokładnie zawartość. Jest spoko.

No zauważyłem toto dzisaj w Empiku, jak schylałem się po EDEN v15 ;). Słynne Toy, które Ziemiański zapowiadał od lat, tylko jakoś nie mógł skończyć ;p.

Skoro mówisz, że jako pop-lit się sprawdza, to podpuszczę kogoś żeby zakupił, albo poczekam, aż w Dolnośląskiej czy Mediatece na półkę wstawią ;). Bo kupować nie będę jednak raczej... O, albo lepiej, Cardi, pożyczysz mi na zjeździe ;p.

warto, choćby dla takich smaczków jak:

(...)

Ankh-Morpork people, said the [Confectioners] guild, were hearty, no-nonsense folk who did not want chocolate that was stuffed with cocoa liquor and were certainly not like effete la-di-dah foreigners who wanted cream in everything. In fact, they actually preferred chocolate made mostly from milk, sugar, suet, hooves, lips, miscellaneous squeezings, rat droppings, plaster, flies, tallow, bits of tree, hair, lint, spiders, and powdered cocoa husks. This meant that, according to the food standards of the great chocolate centers in Borogravia and Quirm, Ankh-Morpork chocolate was formally classed as "cheese" and only escaped, through being the wrong color, being defined as "tile grout."

Akurat w tym fragmencie nie widzę żadnych English-only smaczków, w tłumaczeniu było identycznie zabawne ;).

Ale!

Ja przecież o czym innym miałem. Cardiemu ostatnio podkradłem "Królikarnię" Guzka. No cud po prostu. :) Ryczałem i wyłem ze śmiechu, jak to czytałem. Doskonała lektura zarówno do pociągu, jak i leżenia do góry brzuchem na wyrku. Nie zawaham się użyć tego sformułowania - to jest postmodernistyczna zabawa, gdzie słowo "postmodernizm" nie jest li i jedynie słowem- wytrychem. Co prawda widać lokalny patriotyzm autora, ale rozpierniczenie kościoła mariackiego szczerze mnie rozbawiło. Tak samo jak liczniki Sapkowskiego i Dębiec Pagan Squad. Warto czytać, zdecydowanie, acz warto mieć i choć trochę wiedzy z literatury polskiej, nie tylko fantasy.

Dwa ostatnie opowiadania to coś cudownego, aczkolwiek niestety autor wpadł nieco w syndrom Sapkowskiego. Myślę jednak, że gdyby się postarał i stworzył z tego coś większego, Twardowski zjadłby tego Rubika fantasy na śniadanie. Bez popitki. :) Jednym słowem - warto.

Hmm... trzeba się rozejrzeć za tym... O, albo lepiej, Cardi, pożyczysz mi na zje... [deja vu? :rolleyes: ]

W końcu Twardowski czy Guzek? bo albo plączesz się w zeznaniach, albo ja mam problemy ze zrozumieniem.

-----

No przeczytałem tego "Złodzieja czasu" i powiem, że rozpływać się nie bedę, choć 'momenty były'. Pratchett jak Pratchett, stany średnie jak na Discworld. Jak przedmówcy raczyli wspomnieć, trochę namotany zbyt. Ale marudzić specjalnie nie ma nad czym, więc nie będę. Wezmę sobie za to czekoladkę ;)

Heh na "Kompania Braci" sie skusze:) Tylko bóg wie czy w szkolnej bibliotece bedzie cos takiego:D(gimnazjum)

śmiem wątpić. ale w dobrej publicznej można poszukać. internetowe bazy danych ftw.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mam to szczęście że mam sporą kolekcję Cussler'ów po ś.p. dziadku, że tak powiem "w spadku". I to jeszcze jaka lokalizacja (Zakopane). Jeżdżę tam w każde wolne święta czy wakacje i jak jest brzydka pogoda to właśnie do Cusslerów zasiadam. Ostatnio przeze mnie przeczytana "Sahara" wybitnie mi się spodobała. Jak uciekali z tej pustyni ;]

Ja właściwie bliższe zainteresowanie czytaniem jako takim zawdzięczam właśnie panu Cusslerowi - w wakacje, małym brzdącem będąc chadzałem do ustrońskiej biblioteki, gdzie ciotek grom pracował, no i mi dały "coś przygodowego do poczytania". O tym, że tam strzelają, zabijają, klną i uprawiają miłość nikt nie wspominał, a mi się to naturalnie spodobało i wsiąkłem. :)

I dziś lubię sobie coś Cusslera wrzucić, facet pisze naprawdę wciągające, a jednocześnie lekkie książki, rozmachem przypominające najdroższe produkcje Hollywood, a Dirk Pitt rlz! Jak ktoś ma czas i nie ma co czytać, polecam.

Co do "Złodzieja czasu" - z ostatnio wydanych "Straż nocna" IMO lepsza, aczkolwiek jak wiadomo, Pratchett poniżej pewnego poziomu nigdy nie schodzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mocno już nie na czasie, ale czy któraś z osób zamieszkałych w Krakowie pofatygowała się może 18 kwietnia w piątek na panel dyskusyjny z Dukajem, Ziemkiewiczem i Huberathem? Jeśli tak, to, na litość, niechże napisze dwa słowa na ten temat. A może jest gdzieś dostępna relacja? :(

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W końcu Twardowski czy Guzek?
PAN Twardowski, to po pierwsze. Po drugie - to bohater niektórych opowiadań. Guzek to autor. Spoko wodza.

Ja tam nie podzielam aż takiego hurraoptymizmu Chimka co do tej książki, ale muszę przyznać, że całkiem przyjemne czytadło. Zabawa w wyłapywanie nawiązań kulturowo-społeczno-historyczno-literackich jest przednia, a i same opowiadanka niczego sobie. Widać jeszcze nie do końca wyrobiony warsztat (lekki brak panowania nad tempem toczącej się fabuły, kwestia tego, że wszyscy bohaterowie - prócz PANA Twardowskiego - mówią podobnie), ale na to się da przymknąć oko. Ogólnie rzecz biorąc ja również polecam, chociaż spodziewajcie się po prostu kawałka porządnego fantasy spod znaku 'elfy w central parku' (a to już zrozumie ten, co czytał "Rękopis..." Sapkowskiego).

Co do "Toy Wars" Ziemiańskiego to BACK TO THE LINE YOU MISERABLE BASTARD! Ekhem. Zaczyna się średnio. Potem jest gorzej. A jak myśli się, że ten średnio-zły poziom się utrzyma, to gdzieś w połowie fortepian sięga bruku. Pod koniec robi się znowu fajnie, ale zamknięcie zrobione totalnie na kolanie, bez pomysłu i bez fajerwerków. Ostateczna ocena: 30% (bo się łatwo czyta). Jest dokładnie tak jak z III tomem Achai albo graniem w Obliviona: póki trwa jest okej, ale potem się wstaje i czuje odrazę do samego siebie, że się podobało. Tak jest i tu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja na szybko polecam making of an atomic bomb i dark sun: making of a hydrogen bomb, obie piora richarda rhodesa - obie rewelacyjne, historia zachacza o wiele pozornie nieistotnych watkow ale w szystko ma swoj cel,

a na deser doomsday man: dr strangelove and dream of a superweapon - spojrzenie na historie broni masowej zaglady oraz jej zwiazki z literatura;]

a wiecie ze leo szilard gdy wpadl na pomysl bomby atom. to pod wplywem ksiazki Wellesa?;];]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

GRRM sam się nieco wkopał, podając przypuszczalny termin ukończenia, z którym minął się chyba o prawie dwa lata (trochę przesadzam, ale wiecie). King potrzebował groźnego wypadku, żeby skończyć "Mroczną Wieżę", bo obawiał się, że umrze, nim to napisze. GRRM na blogu daje znać, że jest chory, ale to chyba tylko zwykłe przeziębienie. Najbardziej pocieszający z newsów, jakie zapodawał to ten, że w końcu uporał się po latach walki z rozdziałami Brana, z którymi "zmagał się od sześciu lat". Czyżby najtrudniejsze już za nim?

Sam zresztą się do tego przyznał (znaczy się wkopania się). Zresztą z poprzednią częścią było tak samo, więc można (lecz czy powinno się?) przyzwyczaić. Ufam jednak w niego, że czas darowany mu przez czytelników nie pójdzie na marne, a Kostucha odwlecze wszelkie swe wyroki, aby sama mogła przeczytać co trzeba. Lecz gdy pisanie nie idzie, zawsze się znajdzie jakaś przeszkoda - to konwent, to Super Bowl, to coś tam.

O, może to podziała na GRRM mobilizująco?

Może ktoś z czytelników powinien przebrać się z Panią z Kosą (i wcale nie chodzi mi o kosynierkę) i zastukać sugestywnie mu w okienko.

Lumpeksowych wojażdy część kolejna; zdobycz: Next Michael Crichton. 3 PLN.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dotarłem do końca drugiego tomu "Historii Polski". Lektura zaskakująco przyjemna i wciągająca, ciąg intryg, bitw, dyplomacji i ciekawostek to to co lubię bardzo w literaturze, a na dodatek autorzy obu tomów piszą (lub czasem starają się pisać) w sposób przystępny, językiem będącym znośną hybrydą gawędy z artykułem naukowym (tylko czym u licha jest "preponderacja"?). Ponadto zaliczyłem "Milion nowych dni" Shawa, która to książka okazała się być raczej płytką, ze słabo odgrywanymi bohaterami i traktującą temat - nieśmiertelność - prymitywnie i po macoszemu. W sumie najgorsza pozycja starego cyklu "Fantastyka - Przygoda" Iskier.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A jest jakaś ksiązka o tej akcji na plazy Omaha czy cos takiego:) Albo cos takego jak szeregowiec ryan doslownie oparte na filmie?

Wymieniona już "Kompania Braci" (to na podstawie losów jednego z jej żołnierzy powstał "Szeregowiec...") i wszystkie inne książki tego autora, jest także "Najdłuższy dzień" Cornelius'a Ryan'a (nazwiska jestem pewien, ale imienia już nie) opowiadający dni przed D-Day, zarówna po stronie alianckiej jak i niemieckiej, dzień inwazji, a także szczegółowe losy niektórych żołnierzy (także z obydwu stron konfliktu). Powstał na podstawie tej książki film (czterogodzinny) o tym samym tytule (Sean Connery w nim grał). Książka zawiera też zdjęcia z tamtego okresu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

R.A. Salvatore "Kryształowy Relikt" - chyba najbardziej znana książka o Drizzcie, Wulfgarze, Bruenorze i reszcie wesołej kompanii, pewnie dlatego, że powstała jako pierwsza - o ile się nie mylę, "Ojczyzna", "Wygnanie" i "Nowy Dom" zostały dopisane znacznie później, ale to już szczegóły. Anyway, bez owijania w bawełnę, nie jest to, tak jak i poprzednie części, fantasy wybitne, jest klasycznie do bólu, gobliny są złe, a krasnoludy dobre, a pewien szalony i jednocześnie popaprany mag pragnie zrównać z ziemią całe Dekapolis, wykorzystując do tego moc prastarego kryształu, et cetera, et cetera. Bohaterowie też nie rzucają na kolana oryginalnością, wybija się tutaj Drizzt ze swoimi poglądami i stylem bycia, ale ogólnie dobrzy piorą po pyskach złych, na końcu mamy happy end i jest fajnie. Zatem czytelnik powinien wywalić taką sztampę przez ramię po 10 pierwszych stronach, ale o dziwo, mimo wszystko, czyta się toto szybko, łatwo oraz przyjemnie i warto się z Drizztem i spółką zapoznać, choćby dla samych scen batalistycznych, do których imć Salvatore ma talent. I, jakby nie było, wciąż jest to jedna z lepszych serii z powieści o Forgotten Realms, co raczej nie świadczy pozytywnie o literaturze tego uniwersum. Jak ktoś ma ochotę na klasyczne (wręcz do bólu) fantasy, to tylko brać i czytać. Reszta ma pewnie coś innego do poczytania. Howgh!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro już przy klasycznych do bólu powieściach fantasy jesteśmy... Poczytałem sobie ostatnio "Legendę o Humie" Richarda A.Knaaka. Sztampowa, klaszyczna heroic fantasy. Ale jak i u poprzednika, który o Mrocznym Elfie prawił, tak i u mnie wystąpiły podobne odczucia. Czyta się ją od początku do końca z zainteresowaniem, choć fabuła nakreśla najzwyklej w świecie tego złego i tego lepszego, który na dodatek na początku jest zwykłym chuchrem. Ale jak to bywa w tego typu książkach, są zdrady, nagłe zwroty akcji i sceny balistyczne. Te ostatnie są na tyle innowacyjne, że wprowadzają do boju dużą ilość smoków wraz z jeźdźcami,

dodatkowo wzbogaconych o Smocze Lance, które dość ciekawie urozmaicają pole bitwy i wprowadzają dramatyzm...

. Także jest dobrze, jak na zwykłe czytadło... Ileż to wcześniej pozycji przetrawiłem, z których nic ciekawego bym nie wymienił, o tej będę mógł powiedzieć jedno - inne spojrzenie na pole walki. A fakt, że Legenda o Humie jest wprowadzeniem(choć nieobowiązkowym) do całej Sagi Dragonlance tylko przemawia za tą pozycją... BTW, czy na tym forum znajdą się inni znawcy Dragonlance'a, bądź czytali jakieś książki z tej serii i chcą się wymienić poglądami?

To tyle o tym, co było, liczy się tylko to, co trwa obecnie. A obecnie na widelcu znów Sapkowski... Nie, panowie i panie, nie czytam po raz kolejny Wiedźmina... Nie będę także mówił, jaki to Sapkowski jest cool i ogólnie Rulezzz... Będę mówił o Narrenturm. Książka ASa, mniej znana niż siedmioksiąg, lecz również dobra... Dość nietypowy bohater, śmieszna sprawa, nawiązanie do wielkich dramatów poprzednich epok i wiele wiele innych czynników. Ale nie to jest najważniejsze w tej książce... Przyciąga ona swoim klimatem, który autor odtworzył znakomicie... Polska szlachta, hulanki, swawole, zacofanie wśród chłopów i mieszczaństwa, no co ja będę tutaj wymieniał, klimat emanuuje z każdej odwróconej stroniczki... Po przeczytaniu tych 200 stron jestem jak najbardziej na tak, zobaczymy jak bedzie dalej...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm "Narrenturm"? Świetna książka, wszystkim mogę polecić, do tego dziejąca się w bardzo ciekawym choć niezbyt znanym okresie. A najlepsze jest to, że jej główny bohater jest dla mnie taki sobie, ot zwykły ciura:P Ale postacie drugo- i trzecioplanowe, a zwłaszcza Szarlej i Samson Miodek to po prostu mistrzostwo świata. A podczas scen wypędzania diabła czy napadu pewnego hmmm... innego wilkołaka po prostu leżałem, płakałem i wyłem ze śmiechu:) Cóż więcej mogę powiedzieć? Jak najbardziej czytać. Kolejne dwa tomy, tzn. "Boży bojownicy" i "Lux perpetua" nie są już tak dobre. Moim zdaniem o ile tom drugi prawie dorównuje pierwszemu, to trzeci mimo iż również ciekawy to jednak wg mnie gdzieś tak o 1/4 gorszy niż "Narrenturm".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm "Narrenturm"? Świetna książka, wszystkim mogę polecić, do tego dziejąca się w bardzo ciekawym choć niezbyt znanym okresie. A najlepsze jest to, że jej główny bohater jest dla mnie taki sobie, ot zwykły ciura:P Ale postacie drugo- i trzecioplanowe, a zwłaszcza Szarlej i Samson Miodek to po prostu mistrzostwo świata. A podczas scen wypędzania diabła czy napadu pewnego hmmm... innego wilkołaka po prostu leżałem, płakałem i wyłem ze śmiechu:) Cóż więcej mogę powiedzieć? Jak najbardziej czytać. Kolejne dwa tomy, tzn. "Boży bojownicy" i "Lux perpetua" nie są już tak dobre. Moim zdaniem o ile tom drugi prawie dorównuje pierwszemu, to trzeci mimo iż również ciekawy to jednak wg mnie gdzieś tak o 1/4 gorszy niż "Narrenturm".

I tu się nie zgodzę niestety. Według mnie Sapkowski właśnie dopracowywał tą serię w kolejnych tomach i ostatni był najlepszy, a pierwszy najsłabszy.

Ale oczywiście degustibus non et disputante ;]

A odbiegając w stronę fantasy: Seria przygód Kamyka, a mianowicie "Kroniki Drugiego Kręgu" Ewy Białołęckiej. O znakomitym młodym Tkaczu Iluzji(jak nazwa wskazuje potrafił tworzyć iluzje realne do bólu), któremu talent odebrał niestety jeden ze zmysłów - słuch. W swojej wędrówce poznaje innych magów i przygoda toczy się dość zwarcie choć nie brakuje niestety wątków melodramatycznych, wręcz brazylisko-serialowych ;] Mimo wszystko Polecam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

R.A. Salvatore "Kryształowy Relikt"

Bardzo polecam Salvatore, Kryształowy Relikt czytałem, bardzo mi sie podobał. Nie wiem czemu ludzi piszą o tych książkach i o Forgotten Realms, że jest to sztampowe, płytkie itp. No cóż jedni wolą to inni tamto.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale oczywiście degustibus non et disputante ;]

Ogustach nie i... co? ^^ De gustibus non est disputandum, poprawię z wrodzonej złośliwości.

Ale nie o łacinie miałem. Toru Watanabe, bohater jednej z moich najulubieńszych powieści "Norwegian Wood" był (jest?) fanem F.S. Fitzgeralda, jego najsławniejsze dzieło "Wielki Gatsby" przeczytał aż pięć razy. Po roku od drugiej z kolei lektury książki pana Murakamiego, gdzieś w obskurnym tunelu dworca w Krk... był Gatsby. Kupiłem.

Pierwsze strony zapowiadają raczej klasyczną powieść, bez fabularnych i kompozycyjnych fajerwerków. Z takim nastawieniem zresztą zasiadałem do lektury - to przecież klasyka, do tego amerykańska! ^^. Całość pochłonąłem w ekspresowym tempie i powiem jedno - Toru miał rację. Świetny rys charakteru - szczególnie bohaterów głównego i tytułowego. Nic więcej nie powiem, trzeba przekonać się samemu. Polecam ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I tu się nie zgodzę niestety. Według mnie Sapkowski właśnie dopracowywał tą serię w kolejnych tomach i ostatni był najlepszy, a pierwszy najsłabszy.

Ja mam drastycznie przeciwne zdanie o tej trylogii. O ile pierwszy tom był fajny, trzymał się kupy i sprawnie się to czytało, tak w drugim powtarzane porwania zaczynały już wkurzać, a trzeci tom to według mnie jakaś kpina z czytelnika - logika wydarzeń mocno kuleje (cudowne ratunki, porwania znikąd, spotkania na środku pustkowia), tandetna jest śmierć pewnej postaci (no spróbujcie to sobie wyobrazić! Operacja Samum była mniej niemądra), a zakończenie jest "sapkowskie". Żałowałem, że wydałem na "Lux Perpetua" pieniądze, nawet mimo tego, że nie swoje. Osiemnaście razy się zastanowię na następny raz przed zakupem czegokolwiek autorstwa pana Sapkowskiego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo polecam Salvatore, Kryształowy Relikt czytałem, bardzo mi sie podobał. Nie wiem czemu ludzi piszą o tych książkach i o Forgotten Realms, że jest to sztampowe, płytkie itp.

Może dlatego, że przygody mrocznego tylko z rasy Drizzta to taki większy hack & slash w wersji papierowej? ;)

No... Jednak dzięki jednej z tych książeczek zająłem 3-cie miejsce w konkursie o cRPGach na Polconie ostatnim, więc jakąś sympatię do Drizzta mam. ;)

tandetna jest śmierć pewnej postaci

Której?

Czyżby Samsona? No... Ale on musiał umrzeć, przez całą trylogię Sapek się na niego czaił...

;)

Inna sprawa, że dla mnie książka powinna się skończyć nieco wcześniej. Co więcej -> ten jeden raz happy end nie byłby zły. ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...