Skocz do zawartości

P_aul

Hall of FAme
  • Zawartość

    4990
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    6

Wpisy blogu napisane przez P_aul

  1. P_aul
    Po górach, konkretniej Tatrach, chodzę już od wielu lat. W zasadzie to lepiej powiedzieć, że niemal życie. Nic więc dziwnego, że widziałem już różne rzeczy każące mi zwątpić w ludzką inteligencję. Zacznijmy może od małego opisu. Wyobraźcie sobie, szanowni czytelnicy, górski szlak. Nie idzie specjalnie po górę, raczej trawersuje (czyli idzie wzdłuż) zbocze. Z jednej strony ściana, z drugiej przepaść. Czasem ścieżka robi się tak wąska, że dwie osoby mają problem z minięciem się. Spore odcinki to skalne rumowisko - paro(nasto) tonowe kamulce poruszają się pod Waszymi stopami. Do tego są wyślizgane przez miliony stóp, które szły przed wami. Dla tych, którzy po Tatrach chodzą, a jeszcze się nie zorientowali, to opis szlaku z Murowańca w Dolinie Gąsienicowej do oddalonego o raptem pół godzinki spaceru Czarnego Stawu Gąsienicowego. Z wielu powodów szlak ten jest niesamowicie popularny, nad stawem w sezonie, jak i poza nim, siedzą tłumy ludzi (i karmią kaczki mimo, że są w parku narodowym, ale to osobny temat). Nic więc dziwnego, że na tej mrożącej krew w żyłach ścieżce można zobaczyć następujące widoki:
    - Pani, ubrana modnie, idzie w szpilkach.
    - Inna pani idzie na bosaka. W ręku trzyma japonki.
    - Zaraz za powyższą idzie jej mąż (w klapkach) PCHAJĄC WÓZEK DZIECIĘCY. Dziecko jest w środku.
    Niby dziecko niewinne, ale jeśli po rodzicach odziedziczyło intelekt, to może lepiej, że próbują oni usunąć z puli swoje geny.
    Nie wierzycie? Zapraszam, przejdźcie się tam. Albo pod Giewont (jak już go otworzą po remoncie), tam też różne fajne rzeczy można zobaczyć.
    Postanowiłem przygotować krótki poradnik (z obrazkami!) na temat obuwia. Jeśli ktoś z was wybiera się w tym roku w góry radzę przyswoić.
    1.


    Nie żebym miał coś do modeli widocznych na zdjęciach. Po prostu jeśli planujecie iść w góry w klapach to lepiej weźcie przykład z pani z powyżej i noście je w ręku. Goła stopa ma większą przyczepność niż plastik czy tania guma i nic wam nie będzie uciekało ze stopy na nierównościach. Następny slajd proszę.
    2.

    To nie wymaga chyba żadnego dodatkowego komentarza. Jak chcecie iść w szpilkach kupcie sobie takie bardzo cieniutkie. I wbijcie je sobie w łeb zwiększając tym samym średnie IQ na Ziemi. Następny debilizm proszę...
    3.

    Moi drodzy. Trampki to się nosi na WF, ewentualnie do klubu jeśli taki macie styl, ewentualnie do McDonalda jak za młodzi jesteście na klub. I tak, wiem. Właśnie zniszczyłem nadzieje setek emo. Idźcie się pociąć. Następny slajd...
    4.

    A to już może niektórych zdziwić. Niestety but sportowy "do biegania" czy "do chodzenia" jest przystosowany do warunków miejskich, nie górskich. Zresztą spójrzcie niżej... Slaaajd.
    5.

    Przyjrzyjcie się uważnie, tak wygląda but do chodzenia po górach. Ma trzy podstawowe zalety:
    - Przeciwpoślizgowa podeszwa.
    - Wodoszczelność.
    - Ochrona kostki.
    Podeszwa jest absolutnie kluczowa. Nie dość, że gruba, oddzielająca stopę od nierówności podłoża (czego o bucie sportowym powiedzieć nie można) to jeszcze zmniejszająca szansę poślizgu. A ślizgać w górach jest się na czym - zaczynając od kamieni zwyczajnie wyślizganych tak, że można się w nich przeglądać, poprzez kamienie mokre, a na drewnie kończąc. Jeśli będziecie kupowali buty zwróćcie uwagę na to, by na podeszwie (z boku lub pod spodem) był napis Vibram. Takie buty są co prawda droższe, ale warto zainwestować, bo to najlepsze podeszwy jakie wymyślono.
    Wodoszczelność może nie wydawać się tak ważna, dopóki nie złapie was ulewa. Albo nie będziecie musieli przez pół godziny iść szlakiem, którym płynie sobie strumyk... mimo że od tygodnia nie padało. Wtedy będziecie szczęśliwi, że nie musicie wykręcać skarpetek z wody. Poza tm gruba skóra takiego buta chroni stopę przed ostrymi kamieniami i innymi podobnymi atrakcjami.
    Wreszcie ochrona kostki. Będziecie poruszali się po zdradliwym, nierównym i piekielnie śliskim terenie. Wystarczy jeden fałszywy krok i kostka skręcona. Wysoki but może was przed tym ochronić.
    Dodatkowa rada. Zakładajcie też grube skarpety, a najlepiej dwie pary, zwłaszcza jeśli to nowy but. Niewielkie obtarcia są nieuniknione, w końcu wycieczki w Tatry to kilka godzin marszu
    Alternatywy:
    - Glany, zależnie od modelu mają większość lub wszystkie zalety powyższego buta, więc czemu nie.
    - But sportowy - no dobra, nie każdego stać na porządne buki trekkingowe. Pamiętajcie jednak, że rezygnujecie wtedy z ochrony.
    - Sandały. To może was zdziwić. Nie każde oczywiście i nie na każdą trasę, ale firmy produkujące obuwie górskie robią też sandały z dobrą (widziałem nawet Vibramową) podeszwą i trzema lub czterema paskami utrzymującymi stopę w jednej pozycji. W upalny dzień i na łatwe szlaki jak znalazł
    Ostatnia sprawa - większość z was rodzicami jeszcze nie jest, ale wielu zapewne czeka to w przyszłości. Nie ma powodu, by nie brać małego dziecka w góry, zwłaszcza jeśli sami lubicie chodzić. Ale do wszystkich diabłów zainwestujcie w nosidełko. Mamusie/tatusiowie żyją w przeświadczeniu, że z wózkiem da się wjechać wszędzie, ale te poglądy są szybko weryfikowane, gdy musi wciągać draństwo po kamiennych schodach. Jeśli z sobie tylko znanych powodów nosidełko was przerasta to choć jeździjcie tym wózkiem w rozsądne miejsca. Tip - Dolina Gąsienicowa, wbrew nazwie (że to niby tylko dolina), nie jest rozsądnym miejscem dla wózka.
    To w sumie tyle, jeszcze jedna mała prośba. Zostawcie w komentarzach info, czy takie poradniki się komuś do czegoś przydadzą i czy choć minimalnie was zainteresowałem. Jeśli tak, mogę od czasu do czasu wrzucać takie podpowiedzi, jak i opisy co ciekawszych tras w Tatrach.
  2. P_aul
    Intensywne testy i jeszcze intensywniejsze poprawki zostały zakończone. Naprawdę wiele godzin ciężkiej pracy przyniosło efekt w postaci gry, którą mam przyjemność dziś wam zaprezentować. Najpierw jednak chciałbym podziękować grupie betatesterów, bez których nie udałoby się wyłapać błędów ani zrównoważyć rozgrywki.
    Do rzeczy jednak. Clash of the Summoners to gra bazująca na Tower Defensach, ale wprowadzająca wiele nowych elementów. Nastawiona jest na pojedynki 1v1. Poza budowaniem wież aby bronić własne terytorium tworzy się również jednostki (miniony) i wysyła na linie do walki z potworami wroga. Jeśli minion dojdzie do portalu wroga zdobywasz punkt. Gra trwa do limitu punktów lub czasu. Tyle teorii, wy jednak pewnie wolicie praktykę, więc:
    http://www.kongregate.com/games/jedi8/clash-of-the-summoners
    Nie będę zagłębiał się w szczegóły rozgrywki, od tego jest tutorial w grze. Grać można z komputerem, jak i z żywymi przeciwnikami. Ponadto z innymi graczami można grać w trybie rankingowym, o ile posiada się konto na Kongregate. W sumie konto warto założyć, bo wtedy można też grę ocenić. Oczywiście proszę o uczciwe oceny - nie obrażę się za jedną gwiazdkę, jeśli ktoś uważa, że gra jest kiepska
    To chyba tyle, własnej produkcji recenzować nie zamierzam... no i nie chcę was dużej trzymać, skoro moglibyście w tym czasie grać. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić
  3. P_aul
    ...Czyli tak to jest jak nie ma kiedy zrobić porządnych beta testów. Spędziliśmy kawał ostatniej nocy i dzisiejszy dzień na poważnych przeróbkach i poprawkach i moim skromnym zdaniem wreszcie gameplay jest taki jak miał być. Może najpierw krótka lista zmian:
    - Produkowanie minionów powoduje wzmocnienie wszystkich jednostek w określonych dziedzinach (np. Skauci przyspieszają wszystkich). Dzięki temu spamowanie jednym typem jest bez sensu i nie daje szans na zwycięstwo.
    - Single player! Można grać na trzech poziomach trudności i nabijać high score
    - Ułatwiliśmy wysyłanie jednostek na linie (tak, Shaker może teraz jeszcze szybciej spamować...)
    - i na koniec zrobiliśmy mnóstwo drobnych poprawek
    W CotS można zagrać (nadal) tu:
    http://www.kongregate.com/games/jedi8/clash-of-the-summoners
    Bardzo proszę abyście weszli, zagrali i ocenili grę (trzeba się zarejestrować na kongregate, ale trwa to kilka sekund). Naprawdę potrzebujemy gwiazdek aby odnieść międzynarodowy sukces =)
    Aha i napiszcie w komentarzach (na kongregate lub tu na blogu) wszelkie przemyślenia, uwagi i pochwały. Mamy jeszcze kupę pomysłów jak rozbudować tą grę i od pojutrza zaczniemy prace nad kolejną wersją, a nic tak nie motywuje do pracy jak zainteresowanie graczy
  4. P_aul
    ... Pierwsza dobra wiadomość jest taka, że nadal żyję. Druga dobra wiadomość jest taka, że wyrobiłem się ze wszystkimi raportami które miałem do oddania na dziś/jutro. Kosztowało to jedną noc, ale spędzoną w doborowym towarzystwie grupy polaków i drugiej chińczyków. Trzeba przyznać, że w tym towarzystwie ja i compadre Maciek byliśmy jednak najsłabszymi graczami, bo wyszliśmy z databaru jakoś po czwartej (a położyłem się ostatecznie o piątej bo mnie wena naszła ), żeby wrócić o dziewiątej rano i akurat zastać polaków zbierających się do wyjścia. Chińczycy byli jeszcze twardsi, i mimo że jeden spał na biurku pozostali dwaj twardo pracowali gdy wychodziłem po raz drugi o trzeciej po południu. Życie studenckie ma w sobie pewien niezaprzeczalny urok...
    Ale nie o tym chciałem... W nagrodę za dobrze wykonaną pracę postanowiłem się nieco wykosztować i zrobić obiad nie do końca studencki ale za to wysokiej jakości. Padło na de Volaile'a czyli z francuska "z kurczaka". Oryginalna nazwa nie?
    Potrzebujemy:
    - pierś z kurczaka przeciętą na pół (kupne paczkowane często są już podzielone)
    - ser żółty
    - masło
    - jajko (z tego miejsca muszę podziękować Simone, który co prawda nigdy tego nie przeczyta, ale warto odnotować że jako dobry sąsiad poratował )
    - trochę mleka
    - bułka tarta
    - sól, pieprz
    - czosnek
    - olej do smażenia
    Pierś rozbijamy na ładnego płaskiego kotlecika (lub dwa jeśli mieliśmy całą) nacieramy solą i czosnkiem pieprzymy i zostawiamy na chwilę by przeszło przyprawami. W tym czasie można przygotować sobie dodatki, które opisuję poniżej... Mniej więcej w połowie przygotowywania przygotowujemy w głębokim talerzu lub misce mieszankę z jajka i mleka (w stosunku ok. jeden do jednego). Bierzemy kotleta kładziemy na środek kawałek masła i trochę żółtego sera (plasterek mniejszy niż kotlet) i wszystko razem zawijamy. Mięso samo w sobie jest dość lepkie by się zbiło w jedną masę, ale w razie czego można spiąć wykałaczkami. Wrzucamy całość do mazi mleczno-jajkowej i kontynuujemy przygotowania dodatków. Wreszcie po paru(nastu? im dłużej tym lepiej w sumie) minutach można naszą roladkę obtoczyć w bułce tartej i rzucić na wcześniej rozgrzany olej. Smażymy pod przykryciem. Należy smażyć dość długo pilnując by się nie przypaliły. Jeśli będzie się smażyło zbyt krótko mięso w środku będzie półsurowe. Ot i cała filozofia.
    Dodatki:
    - ziemniaki w ulubionej postaci
    - ...oraz sałatka.
    Co do tej ostatniej to dziś, nadal w nagrodę, zrobiłem sobie mój ulubiony dressing. Nie będę twierdził, że ten przepic jest mój, wygrzebałem go jakiś czas temu w necie, strony nie pomnę Całość wyglądała tak:
    - sałata lodowa
    - pomidorki koktajlowe
    Pierwsze myjemy i rwiemy w miarę drobno, drugie wrzucamy w całości lub połówkach zależnie od rozmiaru.
    Sos:
    - ocet
    - oliwa z oliwek
    - miód
    - musztarda
    - oregano
    - inne przyprawy do smaku
    Dajemy trochę ostu i trochę oliwy, mieszamy z łyżką miodu (trzeba uważać co by za słodkie nie było w razie czego można się ratować wyrównując proporcje) sypiemy szczyptę oregano i dajemy musztardę aż będzie ją czuć w mieszance (tzn. ile kto lubi). Ew. doprawiamy solą i pieprzem jeśli nie chcemy mieszanki bardzo musztardowej. Zalewamy mieszaniną sałatkę i wcinamy =)
    Alternatywy:
    De Volaile z masłem i serem jest pyszny, ale w sumie do środka można wcisnąć co tylko się lubi - ja sam jadłem kiedyś z ogórkiem kiszonym (niezłe) oraz mocno pieprzny z ananasem (pełen wypas =) ).
    I na koniec - jak już wspomniałem de Volaile znaczy "z kurczaka", więc "kurczak de Volaile" jest co najmniej... zabawne... Choć jak wszyscy wiemy w pewnych knajpach kurczaka robi się z gołębia (najlepsze w "zjazdowo-dworcowym" wrocławskim KFC ) więc może ma to jakiś sens...
    Pewnie z jedna czy dwie osoby zastanawiają się o co do diabła mi chodziło z tą sondą w ostatnim wpisie. Wyjaśnię, jak będę miał więcej sił intelektualnych bo temat nie jest prosty
  5. P_aul
    Ok, na blogu bardzo rzadko piszę, ostatnio na forum też, ale coś mi leży na sercu i postanowiłem wypluć to z siebie i mieć spokój. Chciałem wam opowiedzieć krótką historię o niejakim Karolu Bieleckim. Jeśli nie lubisz sportu, TYM BARDZIEJ doczytaj ten wpis do końca. Nasz bohater jest szczypiornistą, czyli zawodnikiem grającym w piłkę ręczną. Otóż zdarzyło się tak, roku pańskiego 2010, że w czasie jednego z meczów towarzyskich Karol otrzymał potężny cios w oko. Od początku prognozy lekarskie były kiepskie, seria skomplikowanych operacji nie powiodła się i kluczowy w swoim klubie zawodnik, a także ważna postać w reprezentacji Polski oko stracił. To było smutne, ale pojedynczą, męską łzę uroniłem gdy czytałem jego wypowiedzi, cytując z pamięci "To jeszcze nie koniec świata, to tylko oko, trzeba żyć dalej." Mówił też, że chociaż o dalszym graniu mowy być nie może chce zostać w dyscyplinie, może jako trener, może jako komentator.
    Wczoraj oficjalnie rozpoczęły się Mistrzostwa Świata w piłce ręcznej. O tytuł najlepszego na globie będą walczyły 24 drużyny. Polska jest w gronie faworytów, pierwszy mecz zagra dziś o 20. W sumie w gronie faworytów to mało powiedziane, miejsce poza podium będzie porażką (i tak, wiem, że to samo mówiono przed ostatnimi MŚ w siatkówce, a wyszło jak wyszło...) Jedna osoba jednak już te mistrzostwa wygrała. Dziś bowiem na boisko, w koszulce z orzełkiem wybiegnie Karol Bielecki, któremu nikt, ani trenerzy, ani lekarze nie dawali szans na powrót do aktywnego uprawiania sportu. Ten facet już dokonał niemożliwego i ze sztucznym okiem nadal jest liderem w swoim klubie, nadal jest ważną postacią reprezentacji, być może jest nawet lepszy niż przed kontuzją. Ten facet ma jaja tak wielkie, że wytwarzają one własne pole grawitacyjne. Parafrazując moje ulubione anime - he kicked the reason in a curb and did the imposible.
    A wiecie co jest najlepsze? Taką niesamowitą determinacją, wolą walki i ciężką pracą wykazuje się KAŻDY zawodnik reprezentacji. Dlatego można nie lubić szczypiorniaka, ba, można nie lubić sportu, ale tą jedną reprezentację trzeba kochać, podziwiać i kibicować jej do upadłego. Bo nie ważne jakie miejsce zajmą, ja wiem, że oni do upadłego będą walczyć, a nawet jak upadną to wciąż będą gryźć rywali w kostki!
  6. P_aul
    Sam jestem pełen podziwu. Aż sześć wpisów i ani słowa o najlepszym serialu, evah. Nie wiem jak tyle wytrzymałem, ale teraz już nie dam rady i muszę napisać o panu, który codziennie wita was na blogu. I jego dziwnej niebieskiej budce. To jedyny serial, który oglądam co parę miesięcy w całości od początku i wciąż potrafi mnie bawić. Nie zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia, raczej od drugiego. Dziś nie wyobrażam sobie jak można go nie lubić. Mam cichą nadzieję, że uda mi się powstrzymać fanbojowskie peany w dalszej części tekstu, ale niczego nie obiecuję. Panie, panowie, przywitajcie oklaskami - Doctor Who.
    Najpierw nieco historii. Doctor Who powstał dla BBC One w roku 1963 co czyni go najstarszym wciąż emitowanym serialem na świecie. Wśród seriali sci-fi ma najwięcej odcinków. W indywidualnych historiach przegania go Stargate, ponieważ "klasyczna seria" rozciągała jedną opowieść na cztery do ośmiu odcinków. No właśnie, klasyczna seria... w wyniku spadającej oglądalności w roku 1989 serial został zawieszony. W 1995 amerykańska telewizja dokonała próby wznowienia pod postacią znienawidzonego przez fanów filmu telewizyjnego, który miał stać się pilotem nowego serialu. W 2004 roku BBC One ogłosiła castingi do "nowego" serialu o roboczym tytule Torchwood (to słowo jest anagramem "Doctor Who"). W 2005 Doktor, będący niemal obiektem kultu w Welkiej Brytanii, USA i Australii powrócił w chwale. Jednocześnie wznowienie przygotowano w ten sposób, aby nowy widz szybko odnalazł się w serialu i nie musiał sięgać do klasycznych odcinków by zrozumieć o co właściwie chodzi.
    Właściwie ciężko jest napisać cokolwiek o fabule bez zdradzania kilku niespodzianek z pierwszych dwóch odcinków "nowej serii" (zwanej przez fanów NuWho). Początkowo serial powstał jako program dla dzieci, który wątki sci-fi miał łączyć z nauką historii i fizyki. Pierwszymi kompanami Doktora byli właśnie nauczyciele fizyki i historii. Część naukową szybko porzucono i pozostawiono serial, który w założeniach miał bawić i straszyć dzieci, a ich rodziców przyciągać drobnymi żartami z kultury oraz ciekawą fabułą. Tą tendencję widać nawet silniej w NuWho, którego każdy odcinek jest pełen zartów i mrugnięć okiem do starszego widza. O czym właściwie opowiada fabuła? Mamy tajemniczego mężczyznę, który nigdy nie podaje swego imienia, a jedynie "tytuł", czy "pseudonim" - "Doktor" (co zresztą wywołuje tytułowe pytanie - "Doctor? What Doctor? Doctor who?") wie bardzo dużo o dziwnych zjawiskach i jest jakoś powiązany z tajemniczą niebieską budką. Jest też podróżnikiem, zwykle lubi gdy towarzyszy mu jedna lub kilka osób ("kompanów"). Dalej będzie w spojlerze zawierającym tajemnice wyjaśnione w pierwszym odcinku.
    Dlaczego tak lubię ten serial? Za jego klimat. Każdy odcinek to wielka przygoda w odległym, magicznym miejscu. Przypomina książki przygodowe, którymi zaczytywałem się młodszym będąc. Nie sili się na mroczność, a jednak potrafi być przerażający (patrz "Empty Child", albo "Blink", że o "Midnight" nie wspomnę). Pod przykrywką prostej historii sprzedaje głębsze przemyślenia. Uwielbia ironizować i, jak już wspomniałem, żartować z kultury, wyśmiewać stereotypy, śmiać się ze współczesnej cywilizacji. Potrafi zwyczajnie wciągnąć. Jak mówią sami bohaterowie podróżujący z Doktorem - "Czasem jest strasznie, czasem zabawnie, czasem wspaniale i niesamowicie. Czasem to wszystko w tym samym momencie." Nigdy nie sili się na powagę, w najbardziej dramatycznym momencie rozładowuje sytuację prostym żartem, tylko po to, by za chwilę jeszcze bardziej podkręcić emocje. Oczywiście, są lepsze i gorsze odcinki, każdy pisany jest przez innego scenarzystę, ale te dobre i świetne, stanowczo biorą górę nad przeciętnymi.
    NuWho doczekał się dwóch spin-offów. Pierwszy o tytule... Torchwood (serio ) doczekał się dwóch zwykłych sezonów i jednego "specjalnego". Jest pomyślany jako Doctor Who dla dorosłych. Usunięto lekki infantylizm oryginału, dołączono dużo seksu i przemocy, fabuła jest dużo poważniejsza. Pierwszy sezon nie wbił mnie w fotel, drugi okazał się naprawdę niezły, specjalny absolutnie zmiażdżył. Drugi spin-off to Sara Jane Adventures, pomyślany z kolei jako Doctor who tylko dla dzieci. Czyli niemal to samo co w oryginale ale z prostszymi historiami i mniej straszne... co nie znaczy, że nudne
    Cóż dodać, stanowczo polecam Dodam jeszcze, że ja aby się w pełni przekonać potrzebowałem dwóch odcinków ("Rose" i "End of the world"). Oraz, że każdy kolejny sezon jest lepszy od poprzedniego, co nie zdarza się zbyt często Stanowczo nie przypomina seriali produkowanych w USA, wszystko, zaczynając na klimacie, poprzez brytyjski akcent aktorów (nie, serio? ), aż po humor i fabułę jest naprawdę... inne. Moim zdaniem lepsze. Przekonajcie się sami
  7. P_aul
    Dziś po raz pierwszy wykorzystam niecnie bloga do autopromocji. Wpis miał się pojawić wcześniej, ale sami widzieliście, że Gofer wywołał małą burzę. Przechodząc jednak do tematu głównego... Śmiejcie się, ale od wielu lat jestem wielkim fanem komiksów sieciowych. Za jakiś czas opiszę kilka moich ulubionych, dziś o jednym, który współtworzę. Dostępny pod tym adresem.
    Wszystko zaczęło się na zjeździe forumowym, kiedy to miałem niewątpliwą przyjemność poznać Osła. W czasie rozmów jakoś tak nam wyszło, że ja zawsze chciałem spróbować tworzyć webkomiks, ale nie mam talentu rysowniczego, on zaś komiks tworzy, ale szuka pomocy przy pisaniu scenariusza. Wkrótce później zakończyła się druga seria Donkey Comix i przejąłem posadę człowieka odpowiedzialnego za tekst.
    O czym jest Donkey Comix? Cóż, to mieszanka wybuchowa. Gwiezdne Wojny, Futrzaki (czyli antropomorficzne zwierzęta) w rolach głównych, polskie realia i wrzucanie wszystkiego, co akurat będzie zabawne. Głównym bohaterem jest osioł-rycerz Jedi o imieniu Rusga. Uparty jak osioł i choleryczny, do tego na pierwszy rzut oka niekompetentny, okazuje się niezwykle sprawny w rozwiązywaniu kłopotów. Towarzyszą mu: oślica Arjanna (mały spoiler:
    ), przyjaciel Jeż (erotoman) oraz Łysy (zawodowy zabójca na zlecenie, którego już gdzieś widzieliście), oraz ostatnio cała kupa postaci drugoplanowych. Jak już wspominałem elementy świata Star Wars przenikają się z szarą polską rzeczywistością, ostatnio z premedytacją setting wzorujemy nieco silniej na twórczości filmowej Staszka Mąderka (acz bez bezmyślnego zżynania )
    Pierwszą i drugą serię Osioł tworzył sam, więc o mierne dialogi proszę oskarżać jego . Pierwsza dodatkowo to czas, gdy jeszcze uczył się rysować, więc poziom graficzny jest dużo niższy niż obecnie. Ponadto obie są ciężko dostępne, ze względu na problemy z hostingiem, na którym umieszczone były obrazki. Na szczęście trzecia była pomyślana tak, aby nowi czytelnicy nie zgubili się kompletnie - ma nową fabułę, pierwsze plansze przedstawiają bohaterów, a kilka odwołań do przeszłości w dalszych nie powinna nazbyt przeszkadzać.
    Jako że to moje dzieło nie powiem "polecam". Zamiast tego wejdźcie na stronkę, poczytajcie i oceńcie. Słowa krytyki mile widziane
  8. P_aul
    Na początek mały apel. Blogów z wpisami kulinarnymi się namnożyło i boję się, że przez nieuwagę mógłbym ominąć jakiś świetny i godny wypróbowania przepis. Stąd po pierwsze proponuję założenie na forum odpowiedniego tematu (gdzie? a skąd niby mam wiedzieć ) oraz założenie Forumowego Klubu Kucharzy lub Partii Niestroniących od Garnka (wersja z Patelnią mogłaby być opacznie zrozumiana przez niziołkę...) Choćby po to by zrobić konkurencję tajemniczemu PKP
    Teraz przejdźmy do rzeczy ważniejszych, czyli nowych przepisów. Pierwszy to rozpracowane danie z restauracji - zapiekane brokuły.
    Poziom trudności - łatwy z jednym bardzo trudnym momentem
    Potrzebujemy:
    - brokuły świeże (min. jeden cały )
    - małą paprykę czerwoną
    - pomidora
    - wasz ulubiony ser do zapiekania (np. żółta mozzarella)
    na sos:
    - masło
    - mleko
    - mąka
    - sól, pieprz, sok z cytryny
    - czosnek
    opcjonalnie:
    - w wersji dla mięsożernych szyneczka albo kiełbaska na złamanie smaku
    Przyrządzanie:
    Gotujemy brokuła - wrzucamy go na wrzącą osoloną wodę na nie dłużej niż pięć minut (trzy w zupełności wystarczą). Odlewamy, przelewamy zimną wodą, zostawiamy w spokoju.
    Teraz potrzebujemy garnuszka w którym zmieści się półtorej szklanki mleka, ew patelni. Polecam emaliowane bo trudniej przypalić. Przygotowujemy sos beszamelowy. Ostrzegam to trudna sprawa jeśli czujecie się niepewnie zlećcie to zadanie żonie/mamie/innej pomocy domowej. Jeśli jesteśmy ambitni to na małym ogniu rozpuszczamy kawałek masła (tak na oko centymetrowej szerokości plasterek odkrojony od kostki ), sypiemy do tego dwie łyżki mąki i zaczynamy wściekle mieszać trzepaczką, żeby się nie zgrudziło i nie przypaliło. Gdy mamy jednolitą konsystencję zalewamy to wyżej wymienionym mlekiem (półtorej szklanki) i kontynuujemy intensywne mieszanie. Musimy uzbroić się w cierpliwość bo początkowo nie będzie się działo nic ciekawego, ale po paru minutach sos zacznie gęstnieć, aż do konsystencji śmietany. Zdejmujemy na chwilę z ognia, wyciskamy duży ząbek czosnku (lub dwa mniejsze), wyciskamy trochę soku z cytryny, solimy, pieprzymy, wrzucamy z powrotem na ogień, żeby czosnek złapał trochę temperatury.
    Wracamy do brokuła. Kroimy go na kawałki (pojedyncze... główki? no te zielone kulki z kawałkiem nóżki ) wywalając niepotrzebne fragmenty (jasnozielony trzon ). Robimy z tego warstwę w naczyniu żaroodpornym (lub w żaroodpornych miseczkach, tą opcję polecam). Paprykę oczyszczamy kroimy w paseczki rzucamy na wierzch, podobnie plasterki pomidora i kawałki szynki lub kiełbasy. wreszcie całość zalewamy sosem (to za dużo powiedziane, łatwiej będzie go nakładać łyżką =) ) i zasypujemy grubą warstwą sera. Wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni i czekamy aż nam się ser rozpuści i trochę przyrumieni. I tyle.
    Swoją drogą klasyczny beszamel jest w wersji bez czosnku, więc jak ktoś nie lubi, nie musi dodawać. Ponadto wszelkie inne jarzyny można zapiekać pod beszamelem dokładnie w ten sam sposób
    Przepis drugi jest dużo prostszy (bo nie trzeba robić cholernego beszamelu ) - pieczarki z serem pleśniowym.
    Potrzebujemy:
    - pieczarki
    - cebula
    - ser pleśniowy lazur
    - wasz ulubiony ser do zapiekania (np. żółta mozzarella)
    Pieczarki oczyszczamy (myjemy lub obieramy), wykrajamy trzonki (ALE NIE WYRZUCAMY!!). Trzonki kroimy drobno i podsmażamy na oleju/oliwie razem z cebulką pokrojoną w kostkę. Kapelusze można podsmażyć lub wrzucić do rozgrzanego piekarnika, żeby puściły wodę. Pozbywamy się jej, a kapelusze układamy w miseczce lub naczyniu żaroodpornym wypełniamy farszem (trzonki i cebula) kładziemy na to gruby plasterek sera pleśniowego, całość posypujemy serem żółtym i wrzucamy do rozgrzanego do 180 stopni piekarnika do czasu aż ser się rozpuści i lekko przyrumieni. Cieszymy się smakiem
    Alternatywy:
    można pokusić się o jeszcze jeden rodzaj sera (np. jakiś słodki, kontrastujący ze słonym pleśniakiem i ostrym zapiekankowym).
    Swoją drogą muszę pamiętać, by zacząć robić zdjęcia temu co gotuję i uzupełnić o nie wpisy No i dajcie znać jeśli wypróbujecie któryś z przepisów, jak wam wyszedł i ew. czy jakoś modyfikowaliście To tyle na dziś, smacznego
  9. P_aul
    Cześć wszystkim,
    Dziś o 20 (tj. bardzo niedługo ) streamujemy finałowy mecz turnieju Allplay.pl. W akcji zobaczymy srebrnego medalistę WCG - exGBT. Ich przeciwnikami będzie mocna polska drużyna, CHRUST. Mecz komentowany będzie przeze mnie oraz mojego współkomentatora - MaintEventa. Zapraszam na Perfectreign.net oraz kanał Quakenet #perfectreignpl.
  10. P_aul
    Witam wszystkich fanów League of Legends oraz moich miernych komentarzy. Jak już ogłosiłem w innym miejscu od teraz tu, na blogu, będą pojawiały się informacje o streamach. Przejdźmy więc do rzeczy:
    1. Mimo wcześniejszych zapowiedzi wczoraj zamiast Chaustera w Beyond the Rift pojawił się Xspecial z TSM. CLG zdecydowało, że zanim ktokolwiek z ich teamu pojawi się na streamie muszą uzgodnić konkretną "wersję". I tak odcinek był całkiem niezły, polecam obejrzeć: http://www.own3d.tv/PerfectReign#/watch/309995
    2. Dziś wieczorem (od 20:00) rozgrywany będzie finał miesiąca polskiego Go4LoL. Już w pierwszej rundzie spotka się dwóch faworytów turnieju CDA - Crit Happens i Out-Gaming.com (wcześniej KFC). Postaram się streamować ten mecz, jak i kolejne w turnieju. Niestety nie mam dziś sprzętu więc wyłącznie niska jakość. Ponadto nie mogę obiecać że te mecze dojdą do skutku (CH może mieć problemy ze składem).
    3. Jutro i pojutrze kolejne mecze turnieju CDA. Być może uda nam się przygotować stream acz będzie to bardziej skomplikowane niż zwykle. Szczegóły wkrótce
    Jak zwykle wszystko streamuję na http://www.own3d.tv/PerfectReign
  11. P_aul
    Chyba wszyscy już wiedzą, że dziś od 18 będzie można oglądać ostatnie mecze turnieju CD-Action League of Legends. Wszyscy też wiedzą już, że na stanowisku komentatorskim poza mną i moimi tradycyjnymi pomocnikami - Felessanem i Wojtkiem - zasiądzie również Mistrz Sezonu Pierwszego - Shushei.
    To jednak nie koniec dzisiejszych atrakcji. Na forum powstały dwa tematy:
    Głosowanie na MVP Turnieju
    oraz
    Typowanie Zwycięzcy Turnieju
    Każdy kto poprawnie wytypuje zwycięzcę w tym ostatnim temacie ma szansę wygrać skin Nasus K9. Serdecznie zapraszam do obstawiania.
    Finały obejrzycie, jak zawsze, na kanale Perfect Reign
    Ponadto przygotowałem krótki filmik promujący dzisiejsze wydarzenie:

    Youtube Video -> Oryginalne wideo
  12. P_aul
    EDIT: Dziś o 15 (tj. za chwilę) zaczniemy streamować i komentować mecze Go4LoL na serwerze EU Nordic&East. Odpaliliśmy nowy kanał - http://www.own3d.tv/Skryba . Śledzić będziemy potyczki zwycięzcy turnieju CDA - Crit Happens oraz drużyny CHRUST. Życzymy im powodzenia i zapraszamy wszystkich do oglądania naszego streamu.
  13. P_aul
    Witam, dziś krótko i do rzeczy - streamujemy i komentujemy zmagania na Go4LoL, serwer EUNE na Perefect Reign PL. Zapraszamy wszystkich do oglądania i rozmawiania na chatcie
  14. P_aul
    Na stronie EDIT: www.ifonline.tk dostępna jest kolejna wersja Insane Football Online. Część zmian widoczna będzie gołym okiem, ale większość to sprawy czysto techniczne. Ostatnie kilka dni spędziliśmy na poprawianiu różnych elementów gry i optymalizacji kodu. Bramkarze zachowują się realistyczniej (i mają wszystkie przewidziane animacje ), stamina odnawia się dużo wolniej (siekanie super strzałami nie jest już takie proste), strzał główką powinien dużo częściej wpadać.
    Nowa wersja waży dużo więcej - postanowiliśmy zmniejszyć kompresję muzyki, dzięki czemu w mniejszym stopniu obciążamy zasoby systemowe... kosztem rozmiaru plików Zoptymalizowaliśmy też kod w kilku miejscach i zmieniliśmy ustawienia projektu. Long story short - gra powinna działać nieco płynniej i na pewno w dużo mniejszym stopniu zapycha procesor. Popracowaliśmy też trochę nad kodem sieciowym, acz nadal mecze 3v3 są mało prawdopodobne na przeciętnym polskim łączu. Tym problemem nie będziemy się jednak zajmowali... hmmm zapewne nie w tym roku, bo mamy kilka przedmiotów do zaliczenia.
    Dziś (24 listopada) planujemy o 19 przetestować nową wersję. Jest ona już bardzo bliska "finalnej", potem dodamy jeszcze jedno zagranie (shift+A jako "superwślizg") oraz być może dodatkowy klawisz do kiwek i blokowania piłki. I tu nadchodzi mała prośba do was - aktualną wersję moglibyśmy już oddać jako gotowy projekt i dostać dobre oceny. Od teraz jedyne co będzie nas motywowało do dalszej pracy to wasze zainteresowanie. W wolnej chwili popracujemy pewnie trochę nad samą stronką (może postawię jakieś forum?), póki co komentujcie tutaj. Jeśli zainteresowanie będzie duże, to mogę też dogadać się z moderatorami Dyskusji o Grach lub Gramy w Sieci, aby założyć odpowiednie tematy... Ale jak mówię, wszystko zależy od was, bo nie będziemy pracować nad grą, w którą nikt nie będzie grał
  15. P_aul
    Po pierwsze - chciałbym podziękować wszystkim, którzy się zgłosili do testów, wszystkim, którzy pomogli (i pomagają) mimo, że się nie zgłaszali i przeprosić tych, którym nie odpisałem, z powodów wszelkich...
    Po drugie - Chcę podziękować Iskrowi za świetną muzyczkę przygrywającą w tle
    Po trzecie, i pewnie najważniejsze, zaczynamy kolejną fazę testów, mianowicie testy otwarte. Od kilku już dni działa stronka www.ifo.site90.net. Można z niej ściągnąć najnowszą wersję bezpośrednio lub z serwisu hotfile. Polecam to drugie rozwiązanie, jest szybciej. Ponadto ostrzegam, że aktualna wersja (z wczoraj), ma kilka znanych bugów, z których większość rozwiązaliśmy dzisiaj w ciągu dnia. Nowa wersja pojawi się gdzieś wieczorem jak dokończymy wślizgi
    Aby zagrać potrzebne jest niestety dość mocne łącze. Mimo, że siedzimy nad tym już dość długo, w obecnej wersji kodu sieciowego nie jesteśmy w stanie zoptymalizować gry na "polskie warunki". Mecze 2v2 da się grać bez laga gdy serwerem jest posiadacz neostrady 1 lub 2 mega, ale 3v3 wymaga już szybszego łącza (1 mega upload konkretniej). Ponadto czasem inne osoby nie będą mogły się podłączyć do utworzonego serwera co jest spowodowane znanym chyba wszystkim graczom problemem blokowania portów. Aby sprawdzić, czy możesz stawiać serwer kliknij guziczek "show connection test info". Najlepiej jeśli powie "public IP", w innych przypadkach lepiej nie stawiać serwera. Rozwiązaniem może być oczywiście otwarcie portów lub całkowite wyłączenie firewalla Teoretycznie rozwiązaniem powinno być też hamachi, ale jak dotąd nie udało nam się zmusić tego draństwa do współpracy, jeśli komuś się uda niech pisze.
    Ponadto w dolnej części ekranu możecie zobaczyć zestaw statystyk. Póki co jakikolwiek wpływ na grę ma tylko "strzał" i "podanie". Są one również dobierane całkowicie losowo. To jedna rzeczy nad którymi pracujemy i w ciągu kilku dni pojawi się nowy system przydzielania (prawdopodobnie będzie można wybrać pozycję na boisku i od niej będą zależały statsy) oraz wszystkie będą miały znaczenie. Stay tuned, będę informował o zmianach
    Wszelkie bugi, komentarze, rady, a nawet pomysły ślijcie do mnie dowolnymi drogami (komentarze na blogu, PW, GG) nawet jeśli nie każdemu odpowiem, to na pewno wszystko przeczytam i wezmę do serca Oficjalne testy odbywają się zwykle wieczorami (20-21), jeśli chcecie brać w nich udział dajcie mi znać wcześniej na GG (numer podałem w profilu )
    To chyba tyle
  16. P_aul
    Do tego wpisu przymierzałem się od dawna, czas wreszcie go napisać. Zacznę od żartu:
    Statystycznie rzecz biorąc w Watykanie przypada dwóch Papieży na kilometr kwadratowy.
    Jak się już domyślacie chcę poruszyć temat statystyki, która jest przez ludzi, którzy jej nie rozumieją, nazywana największym kłamstwem.
    Należy zauważyć, że statystyka jest poważną dziedziną matematyki, zajmującą się analizowaniem dużej liczby danych. Podobnie jak i inne dziedziny matematyki wyniki są zawsze jasne i jednoznaczne, statystyka nie kłamie. Niestety wyniki te są następnie interpretowane przez ludzi. O ile przy równaniu 3-1=2 nie można o niczym podyskutować - jeśli miałeś trzy jabłka, jedno zjadłeś, to zostały ci dwa - o tyle wynik średniej arytmetycznej jest nieustannie ustawiany w kontekście - "Masz średnią z ocen 2,71, więc wstawię ci dwóję na semestr" "Ale to już prawie 3, to nie sprawiedliwe".
    No właśnie, kontekst. Ten już jest zawsze ustalany przez człowieka. Co oznacza, że można nim manipulować. Najpierw przykład tak oczywisty i tak wyraźnie perfidny, że aż dziw jak łatwo się na niego nabrać:

    Którą kartę byście wybrali? Wykres został wygenerowany w Excelu, być może nawet sam twórca by się nie zorientował jak bardzo oszukuje ludzi. Nie łudźcie się jednak, zwykle robią to z premedytacją i jeszcze się tłumaczą, że to dla przejrzystości. Co, nie wiecie o co chodzi? To spójrzcie na poziomą oś...
    Ten wykres powinien wyglądać raczej tak:

    Różnica w wynikach jest niemal niezauważalna. To zwykłe oszustwo, ale ludzie są wzrokowcami, więc dadzą się złapać.
    Teraz rozprawmy się z dowcipem. Ludzie mają tendencję do używania słowa "statystycznie", gdy myślą "średnio". Średnia arytmetyczna jest najpopularniejszym narzędziem statystycznym, z którym człowiek spotyka się właściwie całe życie. Wynik jest łatwy w zrozumieniu i wydaje się logiczny, więc mu wierzymy. Co ciekawe w powyższym dowcipie jest on "w zasadzie" poprawny, po prostu brakuje informacji dodatkowych. Po pierwsze mamy tylko jedną obserwację (tzn. jednego Papieża w Watykanie). Wszelkie narzędzia statystyczne fatalnie radzą sobie z niewielkimi ilościami danych, tak naprawdę dopiero setki, a czasem tysiące obserwacji dają wyniki nadające się do interpretacji. Tak, średnia arytmetyczna z pięciu ocen jest g... nic nie warta. Nie powiem wam, jak udowodnić to waszemu matematykowi poszukajcie sami Po drugie średnia jest bardzo czuła na obserwacje odstające, nawet jedna wyraźnie różna on innych może całkowicie zmienić jej wartość. Stąd w skład absolutnie minimalnego zestawu zabawek statystyka wchodzą też:
    - liczba obserwacji (co wyjaśniłem powyżej)
    - odchylenie standardowe - to taki współczynnik, który (w duuużym skrócie) pokazuje o ile średnio obserwacje odstają od średniej arytmetycznej. Na przykład liczby 2, 3, 4 mają taką samą średnią jak 1, 3, 5, ale w drugim przypadku odchylenie jest dużo większe.
    - mediana - chyba wszyscy wiedzą co to jest, a choć daje teoretycznie "gorszą" informację od średniej (tak przynajmniej ludzie ją odczuwają), to przydaje się, choćby po to żeby sprawdzić średnią, ponieważ jest zupełnie niewrażliwa na obserwacje odstające. Innymi słowy, jeśli średnia bardzo różni się od mediany to najprawdopodobniej coś nam zakłóciło wyniki.
    Na koniec chyba najtrudniejsza rzecz i przy tym prawdopodobnie najważniejsza. Korelacja danych. Zwykle bierzemy ją na wyczucie i zdrowy chłopski rozum, lub zapominamy o niej zupełnie. A to woda na młyn dla mediów, które mogą nas straszyć danymi, pokazywać kolorowe wykresy i wmawiać globalne ocieplenie. Spójrzmy na poniższy wykres:

    Został stworzony przez Bobbiego Hendersona, twórcę Latającego Potwora Spaghetti i przedstawia liczbę piratów i średnią temperaturę na świecie. Jak widać, wraz ze spadkiem tych pierwszych temperatura rośnie. Należałoby więc uznać, że podstawową przyczyną globalnego ocieplenia jest zanikanie piratów. Wy podziękujcie Somalijczykom, ja w tym czasie poszukam swojej przepaski na oko i wypchanej papugi.
    Oczywiście każdy choć trochę myślący zrozumie błąd tego rozumowania. Te dane "nie mają ze sobą nic wspólnego", czyli w języku statystyki są "nieskorelowane". Co zabawne jest coś takiego jak współczynnik korelacji, który pozwala obliczać na ile rzeczywiście dane są ze sobą powiązane, nie trzeba brać tego na logikę. Bylibyście zaskoczeni jak wiele danych prezentowanych na podobnych wykresach niemal jako prawdy objawione ma współczynnik korelacji śmiesznie niski. Nie wierzcie we wszystko co mówią w telewizji
    Podsumowując, jeśli mój sąsiad codziennie bije swoją żonę codziennie, a ja nie biję mojej nigdy (pewnie tylko dlatego, że nie mam żony, bo wszyscy wiemy że jestem potworem, brutalem i okrutnikiem, czyli po prostu mężczyzną (tu pozdrowienia dla feministek :* )) to znaczy, że średnio bijemy je co drugi dzień. Czyli pół raza dziennie. Z odchyleniem standardowym równym 0,5. Statystyka nie kłamie, kłamią ludzie. Wszyscy, jeśli wierzyć Housowi
  17. P_aul
    Jako, że w sumie do niczego innego bloga od dawna nie używam, to postanowiłem dzielić się z wami od czasu do czasu informacjami o postępach w rozwoju IFO, czyli Insane Football Online. Co nowego? Po pierwsze dostałem od Iskra paczkę nagrań, więc jedna muzyczka, która choć fajna, na dłuższą metę robiła się irytująca teraz ma trzy koleżanki. Czy równie fajne? Oceńcie sami Niektóre w przyszłości pewnie zostaną zastąpione lepszymi nagraniami, również w wykonaniu Iskra, który obiecał nagrać coś specjalnie do gry, jak tylko zdobędzie nową gitarę Od siebie mogę powiedzieć tylko - WIELKIE DZIĘKI. Poza muzyką w grze powoli pojawiają się dźwięki, jak gwizdek sędziego ogłaszającego wznowienie gry, czy kopnięcie piłki.
    Druga duża zmiana to pozycje i statystyki. Od dawna mieliśmy zestaw numerków, które... nic nie robiły. W aktualnie dostępnej wersji shot i pass (strzał i podanie) wpływają już na dokładność tych zagrań. Od jutra natomiast wszystkie statsy będą wpływały na skuteczność różnych zagrań. Przy okazji wprowadziliśmy 9 pozycji, każda z mocnymi i słabymi stronami. W tej chwili na pewno nie są jeszcze dobrze wyważone i tu bardzo liczymy na pomoc samych graczy. Pograjcie kilka meczy 2v2 (lub 3v3) różnymi zawodnikami. Bardzo przyda nam się info kim gra się dobrze a kim źle.
    W lobby przedmeczowym (hmm czy w ostatniej wersji było już lobby?) pojawiły się nowe opcje - poza wyborem pozycji można też zmieniać drużynę. To robił Jedi, ja w tym czasie bawiłem się poprawianiem strzałów i systemem staminy. W sumie rozważam w tej chwili dwie opcje - tak jak jest teraz, czyli stamina szybko spada i szybko się regeneruje, lub stamina odnawiająca się bardzo powoli, co zmusi graczy do oszczędnego gospodarowania zasobami. Poza tym postaci poruszają się po boisku nieco szybciej (a przy dużej szybkości zawodnika nawet wyraźnie szybciej) i nie ma już wrażenia, że spacerują po boisku
    To chyba wszystkie duże zmiany, jutro będziemy pracowali nad poprawkami i dopieszczeniem nowych elementów. Uploadu nowej wersji spodziewać się możecie jak zwykle po południu, wieczorem. Chciałbym też zachęcić was do... grania w tą grę. Jeśli nie możecie zorganizować czterech osób to grajcie choć 1v1. Bez tego nie uda się wyłapać błędów i co ważniejsze, nie będziecie w stanie naprawdę wypowiedzieć się na temat samej rozgrywki.
    A, zapomniałem jeszcze, nigdy dotąd nie podałem klawiszologii. Oto i ona (domyślna, można modyfikować):
    strzałki - ruch
    A - lob/wślizg
    S - podanie/dragon punch
    D - strzał
    E - sprint
    shift + D - super strzał
    I kilka porad "jak grać":
    - strzały w krótki róg wchodzą bardzo rzadko, lepiej ściągnąć bramkarza w jeden róg a potem walić w drugi. A w ogóle najlepiej na pustą po podaniu kumpla z drużyny
    - jeśli nie masz shot w okolicy 8-9 nie nabijaj całej siły. Im słabsze umiejętności strzeleckie tym słabiej powinno się uderzać... co oczywiście utrudnia zdobycie gola nawet z "pewnych" pozycji
    - od jutrzejszej wersji będą dwie metody odbioru piłki - wślizg i (dragon ) punch. Pierwszy ma dwa działania, jeśli trafisz bezpośrednio w piłkę to najpewniej ją wybijesz, ale nawet jeśli nie to jest szansa, zależna od statystyki tackle, że zetniesz przeciwnika równo z trawą.
    - alternatywą jest wystrzelenie przeciwnika na orbitę za pomocą puncha. To zawsze działa, ale pożera sporo staminy, więc po pogoni za szybkim napastnikiem może zabraknąć sił na wykonanie tego zagrania
    - obie powyższe rady nie odnoszą się do aktualnej wersji, w której wślizgi mają stuprocentową skuteczność
    No, to chyba tyle, i tak rozpisałem się bardziej niż planowałem. Liczę jak zwykle na komentarze, propozycje, pomysły i krytykę
  18. P_aul
    Dziś kolejny wpis z cyklu "Wujek P_aul poleca". Jak już chyba wspominałem, jestem wielkim fanem komiksów sieciowych. Postanowiłem zaprezentować kilka, które czytam regularnie. Gdybym chciał podać wszystkie wpis byłby za długi, dlatego ograniczę się do komiksów z szeroko pojętego gatunku fantasy. Zacznę jednak od wyjątku od tej reguły, aby dokarmić swoją manię...

    The Ten Doctors
    Pozycja absolutnie obowiązkowa dla fanów Doktora. Jednocześnie ci, którzy nie znają zarówno nowej jak i choć w miarę klasycznej serii nie mają tu czego szukać, nie zrozumieją co się dzieje. Historia zaczyna się w Oku Oriona, gdzie Dziesiąty przybył po utracie Rose, aby odpocząć i pomyśleć... Tylko po to by spotkać Rose i Dziewiątego. A chwilę później również swoje wcześniejsze inkarnacje i tłum starych kompanów. To może oznaczać tylko jedno - poważne kłopoty. W tym samym czasie sprzymierzone siły setek planet z pomocą Mistrza i, co jeszcze bardziej zaskakujące, Sontaran, przygotowują się do ostatecznej bitwy z Dalekami, która przypadkiem rozegra się nad pewną błękitną planetą na uboczu. Sama Ziemia ma własne problemy... ale o tym przekonacie się już sami, o ile wszystko co napisałem powyżej nie jest dla was kompletnym bełkotem.
    Fabuła zapewnia zwroty akcji niemal co chwilę, każdy kolejny kompletnie niespodziewany. Charaktery Doktorów i pozostałych postaci są świetnie oddane. Komiks ma wreszcie tą samą magię, która przyciąga mnie do serialu - jest ciekawy, tajemniczy, zabawny i trzymający w napięciu.
    Komiks jest czarno-biały, i rysowany ołówkiem bez pogrubiania, czy nawet czyszczenia. W pierwszej chwili wydaje się więc nieco niechlujny, ale kreska mi przypadła do gustu, a wszystkich bohaterów można łatwo rozpoznać. Seria jest już ukończona, ale twórca nie spoczął na laurach i aktualnie tworzy dwa komiksy jednocześnie - osadzony w starożytnym Rzymie House of Paulus oraz Forever Janette - crossover między Doktorem (
    ), a Forever Knight, serialem o wampirach.
    Wszystko powyższe bardzo polecam

    Order of the Stick
    Klasyczny komiks wyśmiewający D&D. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Mamy grupę poszukiwaczy przygód przemierzających podziemia aby odnaleźć i pokonać złego licza. Przy okazji wszyscy zdają sobie doskonale sprawę, że są opisani poziomami i statsami, a trafienie zależy od tego ile wyrzucą oczek na kostce. Do tego przez większość czasu zdają sobie sprawę, że są w komiksie... Gdy jednak kolejne dowcipy na temat mechaniki się kończą nagle okazuje się, że komiks ma niezwykle skomplikowaną, wielowątkową i ciekawą fabułę.
    Największą siłą tego komiksu jest fakt, że kolejne strony jednocześnie są zabawne i utrzymują napięcie lub popychają do przodu akcję, a to bardzo ciężko osiągnąć (patrz Goblins niżej). Największą słabością... na początku można by uznać, że zgodnie z nazwą, jest w postaci "Stick figures", czyli kreskowych ludków. Jednak te proste ludki od początku wyglądały nieźle, a grafika znacznie rozwinęła się od tamtego czasu, ponadto niesamowicie pobudzają wyobraźnię (prosty test dla panów - jeśli Haley kompletnie was nie kręci, zwłaszcza po scenie poszukiwania pułapek, znaczy że jesteście gejami ). To moim zdaniem jeden z najlepszych komiksów jakie można znaleźć w sieci, choć niektóre żarty mogą być niezrozumiałe, jeśli nie znacie D&D, choćby z gier komputerowych.

    Erfworld
    Drugi komiks, początkowo był na tej samej stronie co OotS, ostatnio przeniósł się tutaj. Tym razem mamy typowego geeka, który ma stanowczo zbyt dużo wolnego czasu. Wymyśla on dla swoich znajomych arcytrudną grę strategiczną, po czym w wyniku zbiegu okoliczności i magii, lub halucynacji wywołanych przez śpiączkę trafia do świata do złudzenia przypominającego jego grę. Jego zadaniem jest wygrać bitwę, której zwyciężyć się nie da. Stosując się do zasad świata, którego nie do końca rozumie, i w którym wszystko jest przesłodzoną i wykrzywioną w krzywym zwierciadle parodią naszego uniwersum. Oraz znaleźć sposób, aby się wydostać.
    Jeśli chodzi o grafikę to jest ona naprawdę ładna. Jednocześnie twórca zastosował bardzo ciekawy zabieg z nią związany, który naprawdę daje do myślenia - im dłużej Parson znajduje się w Erfworldzie tym staje się ona realistyczna. To raczej nie przypadek... Styl komiksu to jak i powyżej mieszanka komedii (tym razem wyśmiewane są zasady turówek, choć w dużo mniejszym stopniu) i dramatu. Tu jednak dramat przeważa.
    Cóż więcej napisać, równie godne polecenia jak i powyższe. Aktualnie pierwszy tom zostałzakończony, drugi rozpocznie się za jakiś czas. Warto więc właśnie teraz zabrać się do czytania.

    Goblins Comic
    Kolejny komiks wyśmiewający D&D. Tym razem głównymi bohaterami są gobliny, najbardziej popularne potworki do zabijania przez bohaterów. Podobnie jak OotS zaczyna się od serii żartów o mechanice i nie tylko, by przejść do opowiadania ciekawej historii. Początkowo jest ona bardzo prosta - nasi bohaterowie przygotowują obóz wojenny, który jacyś herosi muszą prędzej czy później zaatakować. Potem fabuła zaczyna nabierać tempa... szczegółów zdradzać nie będę.
    Autor bardzo przykłada się do strony graficznej komiksu. Niestety wpływa to na niezbyt częste aktualizacje, a co za tym idzie ślimacze tempo z jaką rozwija się akcja goblinków. Ponadto młodsi czytelnicy (raz ci o słabszych żołądkach) powinni przygotować się na dość częste sceny przemocy (krew, latające kończyny... jedynie flaki się nie zdarzają, bo autor zdecydował, że to by było przegięcie). Kolejnym problemem komiksu jest to, że nie zachowuje równowagi między elementami dramatycznymi, a komediowymi. Tych drugich jest zdecydowanie mniej, choć autor stosuje swoistą sinusoidę - po długiej serii akcji i dramatu daje serię lekkich i zabawnych komiksów na odsapnięcie.
    Również interesujące, i tym razem nie tylko dla fanów dedeków, bo choć również tutaj niektóre żarty mogą być niezrozumiałe, to jednak humor nie opiera się tylko na nich, a fabuła jest naprawdę warta poznania.
    I w tym miejscu zakończę ten wpis bo i tak zrobił się dość długi, a doszedłem raptem do połowy. Miłego przebijania się przez archiwa i do następnego
  19. P_aul
    Wiedziałem, wiedziałem, WIEDZIAŁEM!
    Sąsiedzi gratulujący zwycięstwa (Grecy na przykład wciąż nie mogą wyjść z podziwu że ich repra wyszła z grupy...)
    Nerwowe oczekiwanie na Mazurka.
    Chóralny śpiew na całe Campus Village "POLSKA BIAŁO-CZERWONI".
    A wcześniej okrzyki radości, gdy po ataku Gruszki Francuzi nie dali rady obronić. Te nerwy gdy piłka meczowa wisiała w powietrzu i czekała na skończenie. Czwarty set, w którym nasi zagrali fenomenalnie, ale przeciwnik stawia twarde warunki. Trzeci, o którym chcielibyśmy zapomnieć. Właściwie to on się nigdy nie zdarzył. Drugi, gładkie, pewne zwycięstwo naszych. Pierwszy, który pokazał, że scenariusz do tego meczu pisał chyba Hitchcock, bo zaczęło się od trzęsienia ziemi, prawdziwego horroru, by potem napięcie stopniowo rosło.
    Wcześniej seria wygranych meczów, przede wszystkim gładkie zwycięstwo z Bułgarią 3:0 w półfinale. Równie pewne zwycięstwo z Grecją, ale poprzedzone dwoma siatkarskimi dreszczowcami - pięciosetowe mecze, w których przeciwnicy mieli piłki meczowe. Nasi byli zawsze mocniejsi. Pokazali to już wcześniej w pierwszej rundzie, gdy łatwo pokonali wszystkich przeciwników.
    W drużynie brakowało trzech gwiazd. Do tego trafiliśmy na łatwą grupę, więc tak naprawdę jak jesteśmy silni miało się okazać dopiero w ostatnich meczach. Analitycy twierdzili, że te przegramy, że młodzi nie udźwigną odpowiedzialności, że brakuje nam prawdziwego atakującego.
    Czas znów płynie w przód, przyspiesza i po chwili siedzę przed laptopem, pisząc wpis na bloga. Polacy są najlepsi w Europie. Nie przegrali ani jednego spotkania. Nie mogło być inaczej, choć Francja zagrała również fenomenalne spotkanie. Trzeci set pokazał na co ich stać, gdy dać im grać swoje, pierwszy mógł się skończyć zupełnie inaczej, w czwartym nie dawali do samego końca zbudować Polakom bezpiecznej przewagi. To był fenomenalny mecz z pięknymi atakami po obu stronach, z blokami w kluczowych momentach, z asami serwisowymi, z nieprawdopodobnymi obronami. Z walką od pierwszego do ostatniego punktu. Naprzeciw siebie stanęły dwie najlepsze drużyny w Europie i pokazały na co ich stać. Na koniec, gdy opadł kurz, zwycięzcami okazali się nasi. Dla takich chwil oglądam sport, dla przyjemności zobaczenia takich widowisk.
    I na koniec o naszych indywidualnie:
    Piotr Gruszka - Na początku nie byłem przekonany. Zdobywał punkty, ale zwłaszcza w dalszych setach tracił na skuteczności. Niemniej z meczu na mecz się rozkręcał by w kluczowych momentach być tam gdzie powinien, by kończyć piłki, których nikt inny by nie skończył, by pokazać każdemu przeciwnikowi, że ich blok można obić na około 1200 sposobów. Wreszcie, by skończyć ostatnią piłkę i przypieczętować zwycięstwo drużyny. Zresztą co ja tu będę dużo gadał - MVP turnieju!
    Paweł Zagumny - drugi z indywidualnie nagrodzonych. Najlepszy rozgrywający mistrzostw świata, teraz również najlepszy rozgrywający w Europie. I tu w zasadzie nic więcej nie da się powiedzieć. To jak gubił blok, to w jakim tempie grał krótkie... I jeszcze dołożył punkty blokami i pokazał, że o bronieniu wie parę rzeczy.
    Bartek Kurek - a to mój prywatny typ na MVP turnieju. Co prawda zdarzyły mu się dwa słabsze mecze, ale we wszystkich pozostałych był ostoją polskiego ataku. Niemal nie do zatrzymania, wciskał piłkę w każdą szczelinę w bloku, a gdy tych brakowało skutecznie obijał. Wielu zawodnikom jego bomby ze skrzydła i z drugiej linii będą się śniły po nocach. A najlepsze, że ten dwudziestojedno letni chłopak ma przed sobą jeszcze wiele lat grania dla naszej reprezentacji =)
    Michał Bąkiewicz - w zasadzie drugi libero. Niesamowity procent w przyjęciu do tego potężne zagrywki i niezły atak. Mniej efektowny niż wyżej wymienieni, ale kluczowy w tej drużynie zawodnik.
    Piotr Gacek - prawdziwy libero Przede wszystkim również trzymał niesamowity procent przyjęcia. Do tego w kilku kluczowych momentach bronił i dał nam kontry.
    Marcin Możdżonek - ten pan podnosi w górę ręce i to wystarcza by zablokować każdego. Ale prawdziwą potęgę pokazuje dopiero w atakach ze środka na pułapie na którym zwykle latają samoloty...
    Daniel Pliński - drugi środkowy, równie dobry w bloku i w ataku, choć nieco niższy zasięg. Za to dwa asy dzisiaj wbił
    Paweł Woicki - drugi rozgrywający. Gdy wchodził na rozegranie właściwie nie było widać zmiany jakości, gra niemal równie dobrze jak "Guma". Najzabawniejsze jednak, że wchodził głównie na zagrywki... którymi zwykle nie sprawiał żadnych problemów. No chyba, że akurat nadchodziły kluczowe momenty i jakoś nikt nie potrafił wtedy przyjąć (dość przypomnieć końcówkę pierwszego seta dzisiaj).
    Pozostali zmiennicy - o każdym mógłbym napisać to samo. Są równie dobrzy jak pierwszy skład. Gdy nie szło Gruszce wchodził Jarosz, gdy problemy miał Kurek zmieniał go Ruciak. W odwodzie byli jeszcze Bartman i Gromadowski. No i Piotrek "Podwyższenie bloku" Nowakowski. Każdy wnosił do drużyny coś nowego, każdy coś zmieniał w stylu gry i wzmacniał zespół
    No właśnie. Zespół. Każdy robił co do niego należało i odrobinkę więcej. Każdy kto pojawiał się na boisku grał przez cały czas na 110%. A czasem więcej. Nie poddawali się gdy było ciężko, wygrywali i przegrywali razem. Ale przegrywali co najwyżej sety, bo ostatecznie zwycięstwo zawsze należało do nich. Cóż więcej mogę powiedzieć...
    DZIĘKUJĘ
    ...za medal, za dwa tygodnie emocji, za piękne mecze.
    (a jakby teraz "złotka" podtrzymały swoją ksywę, żeby pozbawić wszystkich wątpliwości kto najlepszy w siatę jest...)
  20. P_aul
    UWAGA, DODATKOWE INFO NA KOŃCU
    Dziś przedostatni stream z Turnieju League of Legends CD-Action! Pozostały nam do rozegrania dwa mecze w Drzewku Przegranych, które zadecydują o składzie Final Four. W rundzie H turnieju zagrają:
    Koala From China vs NoMoreLies
    oraz
    Outsiders vs Universal Soldiers
    Przegrani zajmą miejsca 5-6, zwycięzcy zmierzą się ze sobą o szansę zagrania w Wielkim Finale. Ostatnie cztery gry, które zadecydują o ostatecznych wynikach turnieju zostaną rozegrane w jeden dzień w najbliższy weekend. Dokładna data zostanie podana wkrótce zarówno tu jak i na stronie głównej CDA
    Koala From China są jednym z faworytów do zwycięstwa - zarówno oni jak i US przegrali z kolejnym faworytem - QQMoar. NoMoreLies to z kolei ostatni team reprezentujący Forum Actionum - weszli do rozgrywek z dziką kartą po zajęciu drugiego miejsca w Turnieju Smugglerkowym. W ich składzie gra też jeden z naszych ulubieńców i najbardziej chyba znana persona w tym turnieju - B4rt3s.
    O 20:00 zaczyna się mecz KFC vs NML i to ten na pewno będziemy pokazywać. Być może uda się również pokazać choć jeden mecz drugiej serii ale nie znamy konkretnych godzin rozgrywania tych meczów. Będę was informował na bieżąco
    Zapraszam do oglądania, jak zwykle na Perfect Reign
    EDIT:
    UWAGA!
    Stream najprawdopodobniej zacznie się o 19:00! Jeśli wszystko pójdzie dobrze to pokażemy przynejmniej jeden mecz drużyn Outsders vs Universal Soldiers
  21. P_aul
    A dziś coś zupełnie z innej beczki. Dawno obiecałem, że wrzucę na bloga przepis na pizzę, czas wreszcie obietnicy dotrzymać. Od razu mówię, że nie jest mój (choć niektóre udoskonalenia są ). Nauczył mnie mój kumpel ze studiów Daro (pozdrowienia) i być może już przepis znacie, bo i on wrzucał go w różne miejsca w necie. To jednak ostatnia wersja, prawdopodobnie najpyszniejsza
    1. Ciasto
    Potrzebujemy:
    - mąki (tak z pół kilo)
    - wody (jedna szklanka)
    - oliwy z oliwek (lub oleju)
    - drożdży (25-30 gram, czyli ok 1/4 lub 1/3 kostki - jeśli nie lubicie smaku drożdży dajecie mniej, jeśli chcecie na grubym cieście, więcej )
    - łyżeczkę soli, łyżeczkę cukru.
    Bierzemy michę wlewamy wodę (ciepłą, ale nie wrzątek), rozdrabniamy do niej drożdże wsypujemy sól i cukier, dodajemy łyżkę oliwy, mieszamy drewnianą łychą, zróbmy z tego przepis dla debila ;]), dodajemy trochę mąki, mieszamy, żeby pozbyć się grudek (spoko, do końca i tak nie wyjdzie...) i odstawiamy na ok. 10 minut w ciepłe miejsce.
    Po tym czasie dodajemy mąki i mieszamy aż uzyskamy odpowiadającą nam konsystencję. Ciasto powinno być sprężyste, ale jeszcze trochę lepiące się do palców. Im więcej mąki tym oczywiście będzie twardsze Zostawiamy na ok 20-30 minut do urośnięcia.
    2. Sos
    To chyba najlepsza część tego przepisu...
    Przygotowujemy:
    - pomidory pelati (do kupienia w każdym hipermarkecie), puszka 250 ml.
    - oliwa z oliwek (lub olej)
    - czosnek
    - papryczki piri-piri (lub inne ostre)
    - oregano, bazylia, ew. tymianek
    - sól i cukier
    Wrzucamy wszystko do miksera. Oliwy jedną łyżkę, czosnku 2-3 duże ząbki, piri-piri jedną, góra dwie (wtedy mamy wersję ostrą sosu ) oregano jedną łyżkę, bazylii i tymianku po pół. Do tego łyżeczkę soli i cukru. Miksujemy chwil kilka i w efekcie otrzymujemy pyszny aromatyczny sos pomidorowym nadający się zarówno do pizzy, jak i do spaghetti czy lasagne (w tym ostatnim przypadku można wymieszać w proporcji ok 3:1 z sosem beszamelowym, wtedy uzyskamy bardzo gładki i smaczny sos).
    3. Na wierzch
    Co kto lubi. Oto kilka moich pomysłów:
    Pieczarki
    Obieramy/myjemy, kroimy jak kto lubi wrzucamy na patelnię z odrobiną oliwy, solimy i czekamy cierpliwie aż woda, którą puszczą, odparuje.
    Cebula
    Pokrojona drobno lub w paski również na oliwę (więcej), i posypana Vegetą. Czekamy aż się zeszkli.
    Papryka
    Kroimy w kostkę lub paski i dość długo smażymy na oliwie, żeby zmiękła.
    Pierś z kurczaka
    Kroimy w kostkę, solimy, pieprzymy, podsmażamy.
    Poza tym:
    Salami Pepperoni
    Ser tarty (najlepiej żółta mozzarella)
    Boczek
    Oliwki
    Kukurydza
    Ananas
    Brokuły
    I co kto lubi
    Grande finale
    Rozgrzewamy piekarni do 250 stopni. Przygotowujemy blachę do pieczenia - kładziemy na niej papier (również do pieczenia ), polewamy nieco oliwą lub olejem (rozprowadzamy równo po całej powierzchni) kładziemy ciasto, je również podlewamy oliwą i rozwałkowujemy lub rozciągamy rękami równomiernie po całej blasze. Brzegi zawijamy, lub kładziemy pokrojony w słupki ser żółty i zawijamy go w brzegi. Polewamy sosem i wkładamy na 2-3 minuty do piekarnika. Po wyjęciu rzucamy wszystkie składniki (większość powinna znaleźć się na serze ) i wkładamy na kolejne 10-15 minut (aż ser i boki pizzy się zrumienią). Sam najbardziej lubię po ok. 8 minutach uruchomić tylko górną grzałkę i piec kolejne 5, dzięki czemu ciasto od spodu się nie przypala, a mięsko na wierzchu jest fajnie grillowane.
    Pizzę wyjmujemy, kroimy, cieszymy się smakiem =) Nadmiar sosu można wykorzystać do polewania
  22. P_aul
    Kolejny poradnik turystyczny, tym razem bez obrazków, bo nie mam czasu ich wyszukiwać Wbrew tematowi wpisu nie będę porównywał plecaków znanych firm i wykazywał ich zalety czy wady, zamiast tego opiszę co w plecaku znaleźć się powinno. Albo inaczej, co ja zawsze mam ze sobą, nawet jeśli idę na dwugodzinny spacerek, a nie poważną trasę.
    Zacznijmy jednak od dwóch słów o samym plecaku. W przypadku wycieczek nie dłuższych niż jednodniowe (tj 8-10 godzin w górach) minimum to 20 litrów pojemności, a łatwiej zapakować się w 30-to litrowy. W przypadku gdy planujemy zahaczyć o schronisko poza rzeczami niezbędnymi będziemy mieli dodatkowe jak kolacja, ciuchy na zmianę, ręcznik, lekkie obuwie... Wtedy przyda się ok. 60 litrów. To właściwie jedyne ważne kryterium, miłymi dodatkami są kieszonki na butelkę napoju po bokach, oraz pas który można spiąć na piersi lub na wysokości pasa co pozwala lepiej rozłożyć ciężar i odciąża ramiona.
    Teraz czas nasz plecak zapakować. Po pierwsze ubranie. Informacja dnia - szlak turystyczny to nie wybieg w Paryżu. Nie ubieramy się modnie tylko praktycznie. W rzeczy wygodne, nawet jeśli zwykle leżące gdzieś na dnie szafy lub tylko do noszenia w domu... Nie ma nic zabawniejszego niż pustak (taki mój skrót opisujący tlenione blondynki wizytujące solarium częściej niż Lepper) ubrane jak na wiejską potańcówkę (i koniecznie w szpilkach, o czym pisałem ostatnio ).
    Z geografii wiemy, że z wysokością temperatura spada. Nawet jeśli u podnóża góry jest 30 stopni w cieniu na szczycie może być chłodno, zwłaszcza jeśli dodatkowo wiał będzie zimny wiatr. A zanim na szczyt dotrzecie porządnie się spocicie i o przeziębienie nie trudno. Dlatego koniecznie musicie mieć przynajmniej jedną sztukę cieplejszej odzieży. Sam zawsze mam polarową koszulę, do tego jeśli spodziewam się zimna biorę bluzę z suwakiem. Dzięki temu mam jedną cieplejszą rzecz na drogę i drugą (suchą) na postoje. Zwykle przyjemniej idzie się w krótkich spodniach, ale znowu warto mieć też ze sobą parę długich (dresy albo coś), które łatwo założyć na pierwsze. Innymi słowy - ubieramy się "na cebulkę". Wtedy ani gorąc ani chłód nam nie straszny.
    Druga nieodłączna rzecz to porządna kurtka przeciwdeszczowa. Porządna to rzeczywiście nieprzemakalna i z kapturem. Pogoda w górach potrafi zmienić się zupełnie w ciągu piętnastu minut i nawet jeśli potrafisz odpowiednio wcześniej zauważyć nadchodzącą zmianę i tak deszcz pewnie złapie Cię gdzieś na szlaku. W zasadzie to od tego punktu powinienem był zacząć, bo naprawdę nie ma sensu nigdzie się ruszać bez kurtki, chyba, że lubicie moknąć i resztę wyjazdu leżeć w łóżku.
    Buty omawiałem ostatnio, więc możemy skończyć z odzieniem i przejść do nie mniej ważnego tematu pożywienia. Jeśli chodzi o napoje to polecam zwykłą wodę mineralną. Co prawda niektórzy mogą twierdzić, że lepszy byłby jakiś napój energetyczny, ale ja jakoś nie mam zaufania do czegoś co sztucznie podkręca moją wydolność... Do tego na postoje-pikniki termos z gorącą herbatą. Nie bierzemy żadnych słodkich napojów typu Cola czy soki. Dużo słabiej gaszą one pragnienie.
    Druga sprawa to tabliczka czekolady mlecznej, przynajmniej jedna na cztery osoby. Czekolada ma kilka fajnych właściwości - po pierwsze zawiera sporo cukrów, czyli paliwa dla organizmu, po drugie ma kilka przydatnych związków i minerałów, które zużywają się przy długotrwałym wysiłku, po trzecie wreszcie wywołuje uwalnianie do mózgu specyficznych hormonów, które pozwalają zapomnieć o zmęczeniu.
    Wreszcie kanapki na dłuższe wycieczki. Sam preferuję z Nutellą - to połączenie pożywnego chleba z czekoladą, której zalety opisałem przed chwilą W przypadku nocowania w schronisku przydać się też może chleb i konserwa turystyczna na kolację
    Wyposażenie dodatkowe zacznę od apteczki. Oczywiście zapewne nic się nie stanie, ale lepiej mieć przy sobie opatrunek, bandaż, i plastry, może też przydać się środek przeciwbólowy. Ważna uwaga - nie każdy musi mieć przy sobie apteczkę, ale każdy musi wiedzieć KTO ją ma i GDZIE ją włożył. Tak na wszelki wypadek. Dodatkowo każdy w komórkę powinien mieć wbity numer do lokalnego GOPRu. W przypadku TOPRu to +48 601-100-300. Niby można wzywać pomoc przez uniwersalny (*112), ale lepiej łączyć się od razu z kimś kto może pomóc. W wielu miejscach w Tatrach jest sieć, jeśli nie polska to słowacka.
    Ważna jest też mapa oraz umiejętność jej czytania. Co prawda szlaki w Tatrach są świetnie oznaczone, ale i tak od czasu do czasu ktoś się gubi, czy to we mgle, czy ponieważ nie zdąży zejść przed nocą. Mapa przydaje się też do planowania wycieczek, oraz żeby poznać nazwy otaczających nas szczytów, lub ocenić "czy daleko jeszcze"
    Ponadto miłymi dodatkami są lornetka i aparat fotograficzny.
    Jeśli o czymś zapomniałem dorzućcie w komentarzach, ale mam wrażenie, że wspomniałem o wszystkich ważnych rzeczach. Być może niektórym z was wyda się, że nie ma sensu dźwigać na plecach tyle rzeczy, ale góry są nieprzewidywalne i zmienne jak kobiety. Lepiej być przygotowanym na każdą okazję i nie potrzebować żadnej z wyżej wymienionych rzeczy, niż jej nie mieć i znaleźć się w sytuacji gdy będzie potrzebna. Do zobaczenia na szlaku
  23. P_aul
    Pewnie większość czytelników tego bloga już wie, a ci co nie wiedzą zaraz się dowiedzą, że dostałem się na studia magisterskie na DTU - duńską uczelnię techniczną. Od wczoraj (właściwie to było już dzisiaj...) jestem w Kopenhadze. Kolejny nieregularny cykl o wdzięcznej nazwie "Podbój Danii" będzie opisywał moje przygody na obczyźnie. A trzeba przyznać, że od początku było wesoło
    Swój pobyt zacząłem niezbyt według prawideł dobrego kryminału, bo nie od trzęsienia ziemi, a od kilku godzin spędzonych na lotnisku w oczekiwaniu, aż wyląduje samolot z moimi compadres. Niezbyt dramatycznie, ale zgodnie z planem. Ba, drań nawet wylądował wcześniej i nie zdążyłem doczytać książki ("Chłopaki Anansiego" Neila Gaimana, polecam ). Podróż na kampus również nie była specjalnie emocjonująca (choć mieliśmy malutkie problemy z wejściem do właściwego pociągu, ponieważ akurat odbywa się wielki remont ), a za to piekielnie męcząca (Kuba uznał, że nie ma sensu czekać ponad godzinę na nocny autobus, więc ostatnie ponad dwa kilometry przebyliśmy piechotą ciągnąc bagaże na, w moim przypadku, odmawiających współpracy kółeczkach )
    Pokój. Cóż powiedzieć. Minie trochę czasu nim zacznę się w nim czuć jak u siebie (tzn. nim zacznie w nim panować bur... bałagan) jest skromnie urządzony, ale też ma wszystko czego potrzeba - biurko, szafę, kanapo-łóżko. Kibel i kuchnia współdzielona z ośmioosobową grupą z różnych stron świata. Czego chcieć więcej?
    Tu też dochodzimy do kluczowej sprawy - ludzi. W tym roku studia magisterskie rozpoczyna na DTU ponad 600 obcokrajowców. Nie powiem głupio, że poznałem dziś ich wszystkich, ale zobaczyłem ich w jednym miejscu, z wieloma miałem okazję choć kilka minut pogadać, z kilkoma dłużej. Sąsiedzi na pierwszy rzut oka zdają się wymarzeni - kontaktowi, schludni (no dobra, przerażający maniacy czystości, trzeba się będzie dostosować o.0 ) mili i zdający sobie doskonale sprawę z tego, że być może spędzimy razem kupę czasu. Trzeba przy tym przyznać, że DTU jako jedna z niewielu uczelni przykłada kupę wagi do integracji. Jeśli ktoś chce poznawać nowych ludzi i lubi przygody to chyba nie ma lepszego miejsca by wybrać się na magisterkę.
    Płynnie przechodzimy do atrakcji jakie trwały od rana, a które całkowicie mnie zniszczyły, tak fizycznie jak i psychicznie ( przy okazji przepraszam, że ten tekst jest nieśmieszny, ale nie mogę z siebie wykrzesać polotu a chcę go napisać w miarę "na gorąco" ). Tydzień inauguracyjny. Poznałem losowo dobraną grupę ludzi z całego świata i z różnych kierunków, z którymi spędzę do końca tygodnia kupę czasu. Towarzysze przy stole i w trakcie zwiedzania, a ponadto członkowie drużyny w różnych grach i zadaniach integracyjnych. Przykład? Z przedmiotów w torbie (5 balonów, taśma klejąca, trochę papieru, plastikowe kubeczki, rurki, flaga Danii, sznurek, gumki recepturki...) zbuduj wieżę. Ma być jak najwyższa, ale jednocześnie musi na szczycie utrzymać jak najwięcej piw w puszkach. Najwyższa miała ok. 1.45 metra, najwięcej piw wytrzymała nasza (niecały metr, zawaliła się przy szóstej puszcze).
    A na koniec wyjaśnienie, czemu było wesoło. Historię znam tylko z relacji naocznych świadków. Jeden z moich compadres otrzymał pokój w Kampsaxie (taki wypasiony akademik ). Razem z drugim compadre ruszyli do celu (jako że jest on nieco dalej niż nasze "kontenery"). Chwilę zajęło szukanie drzwi wejściowych, ale udało się je zidentyfikować i otworzyć (z klucza). Znalezienie pokoju poszło szybciej, jego otwarcie kluczem również nie stanowiło problemu. W tym momencie pojawiła się jednak pierwsza wątpliwość - damski szlafroczek... ale nie takie rzeczy ludzie zostawiają. Kuba (tak, na forum jedi7 :] ) wchodzi dalej, włącza światło... a na łóżku śpi jakaś laska. A raczej właśnie się budzi (przypominam, środek nocy). Po krótkiej konsternacji, wymianie zdań, wreszcie porównaniu kluczy i dokumentów okazało się, że dział zakwaterowania zdołał jakimś cudem przydzielić ten sam pokój dwóm osobom. Uczcijmy to minutą gromkiego śmiechu. Swoją drogą Kampsax naprawdę jest świetnym akademikiem. Ciekawe czy wszystkie pokoje są tak "wyposażone". I czy panie dostają przystojnych facetów. Dodam jeszcze tylko, że biedny jedi musiał spać na prowizorycznej karimacie (czyt. kołdra + ręczniki...) na podłodze Na szczęście dziś nieporozumienie się wyjaśniło i dostał nowy pokój.
    Teraz kończy się powoli pierwszy dzień moich zamorskich wojaży, kolejne zapowiadają się równie ekscytująco W sumie jest super, brakuje mi tylko jednego. Czego? A, ci co mają wiedzieć to i tak wiedzą, a reszta nie musi
  24. P_aul
    W tygodniu jakoś nie miałem weny do wpisów. Czas jednak przekazać wam kolejne wieści z obczyzny. Zwłaszcza, że wrażeń się zebrało. Po kolei zatem.
    Mam za sobą pierwszy tydzień zajęć - tu semestr zaczyna się pierwszego września i trwa do końca listopada. Potem sesja i... święta =) A po nich jak kto woli, albo miesiąc wolnego albo dodatkowe zajęcia trwające równo trzy tygodnie stycznia. Tak, cały przedmiot wart 5 ECTS można tu załatwić w trzy tygodnie intensywnej nauki. Semestr wiosenny trwa od początku lutego do końca kwietnia, sesja jest w maju i znowu jak kto woli - czerwiec wolny albo dodatkowe punkciki. Jak dla mnie genialne rozwiązanie.
    Co do samych przedmiotów. Z premedytacją wybrałem sobie dużo więcej niż potrzeba. A właśnie, tu przedmioty się wybiera. Nikt nic nie narzuca. Jest długa lista podzielona na trzy kategorie - General Competences, gdzie znajdują się przedmioty kluczowe dla danego kierunku, Specjalizacje, czyli wszystkie przedmioty kierunkowe (czyli również General), i Electives, przedmioty obieralne, czyli wszelkie nauczane na DTU. Z każdej kategorii trzeba nabić 30 punktów, jeden przedmiot ma 5, 7,5 lub 10. Samych GC jest ok. 15 na kierunek, z czego jak łatwo policzyć potrzebujesz co najwyżej 6. Czyli tu naprawdę można uczyć się tego, co interesuje. Electives są jeszcze lepsze, bo jeśli chcesz, możesz wziąć inne ciekawe przedmioty ze swojego kierunku, ale jeśli coś innego cię interesuje nikt nie będzie miał nic przeciw. Ja będąc na Software Engineering wezmę przedmioty o programowaniu gier z drugiego "komputerowego" kierunku magisterskiego, mój kumpel planuje iść na "Projektowanie wahadłowców".
    Wracając. Z premedytacją wybrałem więcej niż trzeba, bo choć zajęcia zaczynają się we wrześniu listę można układać do pierwszego października. Teraz po pierwszym tygodniu wiem już, które wybory były dobre, które niekoniecznie i mogę odrzucić nadmiar. I tak zostanie mi więcej punktów niż muszę zrobić. Duńczycy zazwyczaj biorą 25 ECTS w semestrze i uzupełniają 5 w styczniu/czerwcu. Mi wychodzi 35 więc nie tylko mam wolny styczeń, ale i zapas na przyszłość (np. żeby za rok mieć mniej pracy). Z wyboru jestem ogólnie zadowolony, choć w oczy rzuca się kolejna cecha studiów tutaj. Kupa roboty. W zasadzie już pierwszego dnia zacząłem pisać jeden projekt, żeby wyrobić się z nim do końca miesiąca. Inne przedmioty wyglądają równie ciężko, choć kolejne projekty są dopiero zapowiedziane.
    Kolejna sprawa to wykładowcy. Ciężko powiedzieć coś więcej po pierwszych wykładach, z których większość była tradycyjnie nudna. Przedstawienie przedmiotu, prześlizgnięcie się po najważniejszych zagadnieniach, zasady zaliczania. Na porannych przysypiałem. Były jednak pozytywne wyjątki. Początkowo chciałem wywalić z planu piątkowe zajęcia i zrobić sobie długi weekend (czwartek, piątek, sobota, niedziela), ale dziś rano niejako na rozgrzewkę poznałem architekturę marsjańskiego pojazdu Pathfinder. Tym samym wycinam z planu zajęcia we wtorek. Ciekawą rzeczą jest, że tu do wykładowców nie mówi się per doktorze/profesorze/docencie, ani nawet "Pan". Zwraca się do nich po imieniu. Są też bardzo pomocni i mają niesamowicie pozytywne podejście. Oni wiedzą, że są tu żeby czegoś nas nauczyć, a raczej pomóc nam w zdobyciu wiedzy oraz, że właśnie po to zatrudnili się na uczelni. Pokażcie mi szkołę w Polsce, w której nie panuje przekonanie, że pracowałaby lepiej gdyby nie ci uczniowie/studenci.
    Na koniec mały bonusik - Bałtyk z drugiej strony. Do plaży mam AŻ 15 minut rowerem. Mimo, że woda zimna a i na powietrzu nie za gorąco Duńczycy twardo się kąpią. Mi było zimno jak na nich patrzyłem, mimo że zwykle nie narzekam.

    To chyba tyle, kolejny wpis o moich (pod)bojach jak zdarzy się coś wartego opisania
  25. P_aul
    Zanim rozpocznę kolejny wpis o życiu na obczyźnie muszę napisać kilka słów o wyczynach naszych reprezentacji. Mimo, że z Polski wyniosłem się by już nie wracać () wszystkie rozgrywki oglądam z zapartym tchem. I nasuwa mi się jedna refleksja - jak to jest, że siatkarze mogą od wielu lat prezentować równy wysoki poziom, jak to jest, że koszykarze przed własną publicznością wspięli się na niedostępne sobie wcześniej poziomy i grają jak równy z równym z mocnymi europejskimi drużynami, jak to jest, że piłkarze ręczni swojej waleczności mogli by pożyczyć wszystkim pozostałym reprom i jeszcze by im sporo zostało, a nasi piłkarze z miesiąca na miesiąc spadają na coraz niższe poziomy beznadziei. Zawsze powtarzamy sobie, że już gorzej być nie może, po czym "Orły" (ja wolę termin "Pingwiny") pokazują, że jednak może. Drżę przed kolejnymi meczami z San Marino w jakiejś bliższej lub dalszej przyszłości. To nieważne, że zdarzają im się zrywy, że pokonują Portugalię czy Czechów (ci ostatni to w sumie ostatnio żadne osiągnięcie, wyniki jasno pokazują, że ograliby ich nawet siedmiolatkowie z Burkina Faso). Ważne, że gdy dochodzi do meczów naprawdę ważnych - dotąd finałów, a w ostatnich dniach wystarczały kluczowe w eliminacjach - nasi piłkarze pokazują paraliżujący brak... no właśnie, czego? Jasne, możemy narzekać, że system szkoleniowy jest zły, więc brakuje im umiejętności. Na to nie da się wiele poradzić, nie z dnia na dzień ani nawet z roku na rok. Możemy mówić, że nie grają w klubach i stąd są bez formy. Tylko chwileczkę, czy tak trudno znaleźć jedenastkę może gorszych technicznie, ale przygotowanych fizycznie i grających tydzień w tydzień zawodników? Niby budowa reprezentacji to proces, ale zawsze można wprowadzić kilka nowych nazwisk. Można zwalić winę na Don Leo, który wyraźnie olał prowadzenie Polaków. Należy jednak pamiętać, jak był traktowany przez PZPNowych betonów niemal od początku. Nic dziwnego, że w końcu mu się znudziło wysłuchiwanie, że jest gorszy bo nie jest polskim szkoleniowcem i się wypiął. Co więcej z pustego i Salomon nie naleje... Moim zdaniem jednak zabrakło jednego - woli walki. Chęci pokazania, że mimo wszystko nasi piłkarze będą grali. Dla siebie, dla kibiców, dla złych i okrutnych szkoleniowców swoich klubów, którzy specjalnie niszczą polską potęgę nie dając grać prawdziwym geniuszom futbolu, z jakich składa się nasza drużyna. Moja teoria - nasi nie grają w klubach, bo pokazują dokładnie tyle samo zaangażowania i woli walki jak w meczach w reprezentacji. Ostatnie sto osiemdziesiąt minut przespacerowali po boisku. Nie da się pokazać jednego jasnego punktu, jednej osoby, która pokazałaby, że chce gdy inni mają to w (_!_). Tej drużynie brak charakteru, brak lidera, brak woli i chęci. I nie można tego zwalić na "bo my Polacy tak mamy" (choć często mamy...), jakoś inni gracze mogą, więc dlaczego piłkarze nie?
    Ufff, musiałem to z siebie wyrzucić, wyszło dwa razy dłuższe niż planowałem. Dodam tylko, że niesamowicie podziwiam koszykarzy. Może to i prawda, że mamy najmocniejszą drużynę w historii, ale i tak nie wierzyłem że ugrają cokolwiek. Tymczasem już odnieśli wielki sukces - nie skompromitowali się, w każdym meczu dawali z siebie wszystko. Co więcej osiągnęli drugą rundę i mogą być jeszcze czarnym koniem tych rozgrywek. Na koniec słowo o siatkarzach - z niecierpliwością czekam na mecze final four, bo ta drużyna jest znowu niesamowita. Nie perfekcyjna i bezbłędna ale już bardzo mocna i przede wszystkim składająca się z dwunastu zawodników, a nie tylko podstawowych sześciu. Każda zmiana wnosi coś nowego do gry i wzmacnia cały zespół, a wszyscy razem grają po prostu pięknie. Tak trzymać chłopaki, nic nie powiem o tym na co liczę, co by nie zapeszać.
    Kontynuując temat siatkarski wreszcie mam piłkę i dziś rozegraliśmy pierwszy mecz na Estadio de Kampsax, czyli trawiastym boisku przed jednym z tutejszych akademików Co prawda póki co zebrało się zaledwie sześciu chętnych, ale na kolejne mecze mamy już więcej zawodników, więc, o ile uda się jeszcze znaleźć jakąś tanią halę zima zapowiada się sportowo. Poziom gry? Tragiczny, wyszły moje trzy miechy bez kontaktu z piłką. Ściny jeszcze jako tako (tzn. na zwykłym kiepskim procencie), ale przyjęcie kompletnie leżało. Nie tylko u mnie zresztą, dopiero po ponad godzinie grania zaczęły się jakieś akcje dłuższe niż jedno-dwa odbicia Niemniej jestem bardzo zadowolony i z niecierpliwością czekam na kolejne mecze. No i na październik, kiedy to wpadnę do Polski (wcześniej z różnych powodów nie mogłem o tym pisać, ale teraz tajemnica i tak się wydała ^^) i wezmę swoje nakolanniki +2 do refleksu i buty +5 do skakania.
    Swoją drogą to okazuje się, że Duńczycy nie są w stanie studiować dłużej niż półtora miesiąca bez przerwy. Stąd w samym środku października (12-16) jest tydzień wolnego. Jeśli ktoś będzie miał ochotę się spotkać na kubusia, albo nawet jedno symboliczne piwko to może sobie w tym okresie rezerwować czas =)
    A na koniec obiecane "kulinarnie". Plotka głosi, że żywimy się tylko tym co przywieźliśmy z Polski i tym co znajdziemy w lesie. To prawie prawda, ale jak wiadomo prawie robi wielką różnicę. Oto przepis na studenckie żarcie po rozsądnej cenie (mimo, że jak już pisałem ceny niektórych rzeczy, zwłaszcza mięsa, stawiają włosy na głowie).
    Nóżki kurczaka.
    Obsypujemy czym lubimy (np. sól, pieprz, czerwona papryka). Rozgrzewamy piekarnik do 180*, blachę smarujemy masłem, wrzucamy na nią nóżki i wlewamy szklankę wody. Dzięki temu nie wyschną. Pieczemy ze 40 minut po drodze dolewając wody, jeśli stara wyparuje
    Puree ziemniaczane.
    Ziemniaki obieramy, myjemy, gotujemy. Cebulkę i czosnek kroimy drobno (ale tego ostatniego nie wyciskamy!) i podsmażamy na oleju. Można też dać jakieś mięsko, najlepsza jest oczywiście słonina (ach te skwarki ^^) ale można co tam mamy pod ręką i lubimy (np. niezłe jest z salami). Gdy ziemniaki się ugotują wrzucamy zawartość patelni, rozgniatamy wszystko razem, dolewamy szklankę mleka na każde pół kilo ziemniaków rozgniatamy wszystko razem (jak nie mamy profesjonalnego tłuczka można użyć widelca, lub pięści ? by jedi7 ).
    Sałatka
    Wrzucamy ulubione warzywa pokrojone w ulubiony sposób =) Dodajemy trochę oleju, sól, pieprz.
    Kotlet a'la jedi7
    Wyjmujemy wcześniej przygotowany kotlet z zamrażarki i na małym ogniu podgrzewamy (na małym bo czekał na resztę ) Tak, to nie było zbyt ambitne =)
    Całość wygląda tak:

    I na koniec polecam bloga "zupypomidorowej", czyli Compadre Maćka - dostępny pod tym adresem. Opisuje tam podbijanie Danii ze swej perspektywy, jak kogokolwiek to interesuje nabijcie mu wejścia
×
×
  • Utwórz nowe...