De Volaile
... Pierwsza dobra wiadomość jest taka, że nadal żyję. Druga dobra wiadomość jest taka, że wyrobiłem się ze wszystkimi raportami które miałem do oddania na dziś/jutro. Kosztowało to jedną noc, ale spędzoną w doborowym towarzystwie grupy polaków i drugiej chińczyków. Trzeba przyznać, że w tym towarzystwie ja i compadre Maciek byliśmy jednak najsłabszymi graczami, bo wyszliśmy z databaru jakoś po czwartej (a położyłem się ostatecznie o piątej bo mnie wena naszła ), żeby wrócić o dziewiątej rano i akurat zastać polaków zbierających się do wyjścia. Chińczycy byli jeszcze twardsi, i mimo że jeden spał na biurku pozostali dwaj twardo pracowali gdy wychodziłem po raz drugi o trzeciej po południu. Życie studenckie ma w sobie pewien niezaprzeczalny urok...
Ale nie o tym chciałem... W nagrodę za dobrze wykonaną pracę postanowiłem się nieco wykosztować i zrobić obiad nie do końca studencki ale za to wysokiej jakości. Padło na de Volaile'a czyli z francuska "z kurczaka". Oryginalna nazwa nie?
Potrzebujemy:
- pierś z kurczaka przeciętą na pół (kupne paczkowane często są już podzielone)
- ser żółty
- masło
- jajko (z tego miejsca muszę podziękować Simone, który co prawda nigdy tego nie przeczyta, ale warto odnotować że jako dobry sąsiad poratował )
- trochę mleka
- bułka tarta
- sól, pieprz
- czosnek
- olej do smażenia
Pierś rozbijamy na ładnego płaskiego kotlecika (lub dwa jeśli mieliśmy całą) nacieramy solą i czosnkiem pieprzymy i zostawiamy na chwilę by przeszło przyprawami. W tym czasie można przygotować sobie dodatki, które opisuję poniżej... Mniej więcej w połowie przygotowywania przygotowujemy w głębokim talerzu lub misce mieszankę z jajka i mleka (w stosunku ok. jeden do jednego). Bierzemy kotleta kładziemy na środek kawałek masła i trochę żółtego sera (plasterek mniejszy niż kotlet) i wszystko razem zawijamy. Mięso samo w sobie jest dość lepkie by się zbiło w jedną masę, ale w razie czego można spiąć wykałaczkami. Wrzucamy całość do mazi mleczno-jajkowej i kontynuujemy przygotowania dodatków. Wreszcie po paru(nastu? im dłużej tym lepiej w sumie) minutach można naszą roladkę obtoczyć w bułce tartej i rzucić na wcześniej rozgrzany olej. Smażymy pod przykryciem. Należy smażyć dość długo pilnując by się nie przypaliły. Jeśli będzie się smażyło zbyt krótko mięso w środku będzie półsurowe. Ot i cała filozofia.
Dodatki:
- ziemniaki w ulubionej postaci
- ...oraz sałatka.
Co do tej ostatniej to dziś, nadal w nagrodę, zrobiłem sobie mój ulubiony dressing. Nie będę twierdził, że ten przepic jest mój, wygrzebałem go jakiś czas temu w necie, strony nie pomnę Całość wyglądała tak:
- sałata lodowa
- pomidorki koktajlowe
Pierwsze myjemy i rwiemy w miarę drobno, drugie wrzucamy w całości lub połówkach zależnie od rozmiaru.
Sos:
- ocet
- oliwa z oliwek
- miód
- musztarda
- oregano
- inne przyprawy do smaku
Dajemy trochę ostu i trochę oliwy, mieszamy z łyżką miodu (trzeba uważać co by za słodkie nie było w razie czego można się ratować wyrównując proporcje) sypiemy szczyptę oregano i dajemy musztardę aż będzie ją czuć w mieszance (tzn. ile kto lubi). Ew. doprawiamy solą i pieprzem jeśli nie chcemy mieszanki bardzo musztardowej. Zalewamy mieszaniną sałatkę i wcinamy =)
Alternatywy:
De Volaile z masłem i serem jest pyszny, ale w sumie do środka można wcisnąć co tylko się lubi - ja sam jadłem kiedyś z ogórkiem kiszonym (niezłe) oraz mocno pieprzny z ananasem (pełen wypas =) ).
I na koniec - jak już wspomniałem de Volaile znaczy "z kurczaka", więc "kurczak de Volaile" jest co najmniej... zabawne... Choć jak wszyscy wiemy w pewnych knajpach kurczaka robi się z gołębia (najlepsze w "zjazdowo-dworcowym" wrocławskim KFC ) więc może ma to jakiś sens...
Pewnie z jedna czy dwie osoby zastanawiają się o co do diabła mi chodziło z tą sondą w ostatnim wpisie. Wyjaśnię, jak będę miał więcej sił intelektualnych bo temat nie jest prosty
2 komentarze
Rekomendowane komentarze