Skocz do zawartości

Iselor

Forumowicze
  • Zawartość

    1293
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Wszystko napisane przez Iselor

  1. Grałem w Tajne Akta: Tunguska;) Ale tylko pierwszą część, choć obie mam. Ale nie skoczyłem. Gdzieś utknąłem, potem zrobiłem format i już nie wróciłem;)
  2. Jako Marcellus Faust bierzemy udział w rozgrywce pomiędzy Bogiem a Mefistofelesem. Stawką są dusze siedmiu mieszkańców pewnego wesołego miasteczka - czy trafią do Nieba czy do Piekła? Faust: The Seven Games of the Soul jest uznawana za jedną z najlepszych przygodówek tak przez graczy jak i recenzentów. Niestety, sam zagrałem w nią nie więcej jak kilkanaście minut. Gra bowiem należy do tego typu przygodówek, którego nie trawię: z widokiem FPP. Na palcach jednej ręki mogę policzyć takie przygodówki, które mnie nie odrzucają. W dodatku poruszanie nie jest płynne a skokowe (jak np. w A.D. 2044) co już kompletnie mnie blokuje. Jednak chcę zaznaczyć jedno: jeśli lubisz przygodówki i widok FPP ci nie przeszkadza: nie zwracaj uwagi na moje psioczenie, bo ludzie, którzy na przygodówkach znają się lepiej ode mnie zachwycają się fabułą, muzyką, klimatem, nawet grafiką. I daj grze szanse.
  3. O to widzę, że mamy podobne gusta. W zasadzie zdecydowana większość tzw. New Weird doprowadza mnie do wymiotów. Kiedy widzę te wszystkie dziwne rzeczy pokroju "Welinu" Duncana to szlag mnie trafia. Wychowałem się na klasycznym fantasy od Tolkiena i Le Guin i Vance'a, lubię Zelaznego i jego science fantasy (podobnie jak C.J. Cherryh czy Gene'a Wolfe'a), lubię militarystyczne fantasy od Cooka. I przy tego typu fantastyce zostaję. Sf? Niestety, próbowałem się przekonać, zwłaszcza że lubię sobie filozoficznie sam ze sobą pomarzyć i myśleć co też tam jest we wszechświecie i jaki on jest piękny, zwłaszcza gdy widzę kolejne zdjęcie Plutona czy innego Tytana. Tyle że od większości owych literackich przewidywań się odbijam. Ta literatura starzeje się znacznie szybciej niż fantasy a mnie nie bawi czytanie wróżenia z fusów pisarzy sf. Ok, lubię Clarke'a, van Vogt'a, Strugackich, Borunia, Bradburyego....I tyle w zasadzie. Nawet Lema w życiu nie czytałem nic i nie śpieszy mi się. Za to czytałem znakomite antologie z serii "Don Wollheim proponuje". Ale to tyle i ksupiam się na fantasy. Steampunka nie czytałem jeszcze nic, cyberpunku nie trawię tak jak klasycznego sf. Jedyne co z nurtów sf mnie ostatnio ciekawi to post-nuclear (polecam znakomitą "Kantyczkę dla Leibowitza"). Jednak 80% fantastyki jaką czytam to fantasy (właśnie robię powtórkę z Wiedźmina a potem wezmę się z atrzy ostatnie tomy Pottera, których za młodu z jakiegoś powodu nie przeczytałem). Mam gdzieś co tzw. fandom myśli o moich gustach. Inna sprawa że rzadko się pojawiam w klubach fantastyki itp. A jeśli mam ochotę na ambitną literaturę to cóż...Mam od tego domową biblioteczkę gdzie mam Dostojewskiego, Orwella, Bułhakowa, Fowlesa, Llosę, Reverte i całą resztę tuzów tzw. klasyki XIX i XX wieku.
  4. Arxa zrecenzuje jak przyjdzie czas;) mam w dvd boxie.
  5. Jak zdobywam? Normalnie, na alledrogo, kila wpadło na OLX, czasem się zdarza że akurat sprzedaje to któryś z łódzkich sklepów z grami więc oszczędzam na wysyłce xD Część gier kupiłem oczywiście normalnie w empikach czy media, kilka na łdzkiej giełdzie (giełda jest ze wszystkim - od samochodów po papier toaletowy więc czasem gry też są), parę dostałem od znajomych rodziny, tylko kilka sprowadzałem zza granicy. Nie ma tu żadnej filozofii Choć nie ukrywam, że w przypadku tytułów na których zależało mi cholernie mocno, potrafiłem wpisywać ich tytuły na allegro nawet po kilka razy dziennie i często przynosiło to pożądany efekt. Nie wszystkie gry znałem z czasów "dawnych", niektóre odkryłem gdzieś w necie (tzn. np. przeglądając mobygames albo gry-online) i postanowiłem je mieć A jak odpalam? Cóż, jeśli gra jest dosowska, to odpalam przez D-Fend Reloaded czyli graficznego dosboxa. W przypadku gdy gra pod "windę" nie chce się odpalić nawet w trybie zgodności staram się wyszukiwać w necie pacze dzięki którym gra ma się uruchomić - uzbierałem spory pakiet paczy dostosowujących stare gry windowsowe do nowych systemów. A jeśli poszukiwania zawiodą to trudno, nie odpalę to nie. Swoją drogą: Przeklęta ziemia jest teraz na allegro za pół darmo więc mozna kupić.
  6. Gatunek: strzelanka Producent: LK Avalon Dystrybucja w Polsce: LK Avalon Rok produkcji: 1998 Z Przeklętą Ziemią niestety mam problem. Nie dało rady odpalić jej na ?windzie? (gra każe włożyć płytę mimo że ta jest w napędzie), zaś odpalając za pomocą D-Fend Reloaded uruchamia się, ale...nie można zapisać stanu gry! No dobra, ale po kolei. O tej grze pewnie mało kto z was słyszał. To jeden z ostatnich tytułów stworzonych przez LK Avalon. I z tego powodu trzeba o niej pamiętać. Ze względu jednak na to, że dwuwymiarowe strzelanki ? a tym jest Przeklęta Ziemia ? zakończyły żywot przy ekspansji FPSów, gra w zasadzie przeszła bez echa i szybko wylądowała w reedycji (trudno o jakiekolwiek komentarze na temat tej gry w sieci). Z jakiego powodu więc i czy warto sięgać po nią? Czy tylko dlatego że jest to produkt polski od zasłużonej firmy? Jak już wyżej pisałem to dwuwymiarowa strzelanka z widokiem z góry, w której sterujemy od jednego do trzech najemników na jakiejś planecie pełnej wrogów (nie będę tutaj wspominał o fabule, bo ta jest napisana na kolanie i służy tylko pretekstowi do strzelania;)). Nasi fajterzy niby specjalizują się w broni maszynowej bądź innego typu, szkoda tylko że żadnych statystyk ukazujących ich skuteczność nie ma. Nie za bardzo też dostrzegam specjalną różnicę pomiędzy grą poszczególnymi najemnikami;) W dodatku nie można atakować trzema naraz, strzela tylko jeden (następnym strzelamy gdy go wybierzemy lub gdy główny atakujący zginie). No cóż, to ma pewnie służyć utrudnieniu rozgrywki:) Niestety, gra jest masakrycznie brzydka nawet jak na końcówkę lat 90-tych. Trzeba jednak oddać sprawiedliwość: lokacje, mimo że brzydkie mają swój klimat, dosyć mroczny i sprawiający że chce się grać dalej. To także zasługa niezłej, klimatycznej, industrialnej (chyba, nie znam się) muzyki, która jest najmocniejszym punktem gry. Więc? Grac czy nie? Cóż, mierna grafika i prostota rozgrywki są rekompensowane przez dobry klimat i muzykę. Lubisz strzelanki dwuwymiarowe? Lubisz stare gry? Lubisz stare polskie gry? Jeśli tak, to graj! Bo ta gra, mimo swojego...prymitywizmu, zasługuje na to, by o niej nie zapomnieć (w sumie, jak ktoś się uprze, to te dwadzieścia poziomów skończy w jeden dzień) Gatunek: platformówka Producent: Crossroads Dystrybucja: LK Avalon Rok produkcji: 1997 Kolejny już trochę zapomniany tytuł, a szkoda. Wyspa 7 skarbów pojawiła się w dobrym dla siebie momencie, kiedy platformówki 2D wciąż miały się mocno. Zachwycała wtedy, a dziś budzi wciąż uznanie. Wprowadzające intro, z naszym bohaterem, którego statek się rozbija i ląduje na bezldunej wyspie jest naprawdę ładnie wykonane, sama zaś gra prezentuje się, mimo niskiej rozdzielczości, naprawdę ładnie. To chyba najładniejsza dwuwymiarowa przygodówka w jaką grałem! Oczywiście, nie ukrywam, że grałem w niewiele, ale...Lokacje są dopracowane, z mnóstwem szczegółów. A przjdzie nam odwiedzić zamczysko, dżunglę a nawet popływać w głębinach. Także oprawa audio, zwłaszcza muzyka stoi na znakomitym poziomie. Byłem pod wrażeniem muzyki już w pierwszym etapie rozgrywki. Szkoda, że nie umiem tego opisać, ale muzyka dodaje grze znakomitego klimatu. A sama rozgrywka? Nasz bohater ma do przejścia trzynaście poziomów, na których znajdzie skarby, przełączniki, wszelkiej maści platformy i to co tygrysy lubią najbardziej: pułapki i ?przeszkadzajki? - czyli wszelkiej maści piraci, rycerze, szczury itp. a styczność z nimi kończy się dla naszego bohatera utratą punktów życia. W pewnym momencie (dosyć szybko) dostajemy na szczęście bumerang, dzięki któremu większość niemilców możemy wykończyć zanim do nas podejdą. Jeśli się nie da, cóż, trzeba ich po prostu przeskoczyć Gra, pomimo konwencji bajki o ukrytym skarbie i kolorowej grafiki nie jest dla dzieci. Nie dlatego, że jest brutalna czy coś w ten deseń, nie. Po prostu jest bardzo trudna. Naprawdę. Już dawno tak przy grze nie bluźniłem xD Polecam. Maniakom platformówek, starych gier i polskich gier. I tym co lubią w grach prawdziwe wyzwania.
  7. Tytuł wpisu nie jest mylny, gdyż tak się nazywają składanki. Nazwałem więc tak jak nazwał je sam LK Avalon:)
  8. Avalon Classic LK Avalon jest firmą ważną dla polskiej branży growej. Dali nam w swojej historii mnóstwo gier na Amigę i na PC, w tym tak zasłużone tytuły jak A.D. 2044, Schizm czy REAH. Jednak przez długi czas firma stawiała bardziej na ilość niż na jakość gier, więc spod ich skrzydeł i twórców, którzy wydali poprzez nich swoje gry, wyszło sporo tzw. crapu. LK Avalon oprócz produkcji gier zajmowała się także dystrybucją tytułów zagranicznych. W 1996 roku firma wydała dwa pakiety: Avalon Classic 1 oraz Avalon Classic 2. Łącznie kilkanaście tytułów będących zarówno autorskimi projektami ludzi z Avalonu (czasem PeCetowymi konwersjami gier z Amigi) oraz gier przez nich dystrybuowanych (głównie na dyskietkach). Po kilku latach poszukiwań udało mi się znaleźć płytę z Avalon Classic 1; Avalon Classic 2 niestety już nie. Pomimo ?poruszenia Nieba i Ziemi? (giełdy, stare sklepy komputerowe, wszelkie aukcje, a nawet kontakt z ludźmi z LK Avalon) nie udało mi się znaleźć drugiej części składanki i obawiam się, że po prostu płyty z obiema częściami Avalon Classic pokonał czas (zostały wyrzucone, zutylizowane, być może jakieś ostatnie egzemplarze leżą w zapomnianych przez bogów miejscu). Możliwe też, że mój egzemplarz Avalon Classic 1 jest ostatnim istniejącym, ale mam nadzieję że nie. Miałem w tym odcinku Pereł z lamusa pisać o czymś kompletnie innym, ale po lekturze Nie tylko Wiedźmin... naszło mnie na polskie gry a ten odcinek przybliży Wam zapomniane przez ludzi tytuły, które walają się gdzieś w otchłani serwisów abandonware (uważam że zasadne jest archiwizowanie starych gier nawet w ten sposób, jeśli alternatywą ma być zniknięcie gry ze świata; tyczy się to wg mnie zwłaszcza polskich gier, z których dystrybucją zawsze było gorzej niż z zagranicznymi tytułami). Przy każdej grze spodziewajcie się raczej krótszego lub dłuższego opisu, nie szczegółowej recenzji. Avalon Classic 1 Niestety, miałem problem z uruchomieniem gier International Soccer (piłka nożna), Karzeł (platformówka), Funny Fruits (logiczna) oraz The Machines (wyścigi). Cóż, D-Fend Reloaded nie jest widać doskonały. Pierwszy tytuł stworzył Zeppelin Games, dwa kolejne tytuły są dziełami LK Avalon, ostatni zaś jest tworem Merit Studios. W takim wypadku nie pozostaje mi nic innego jak po prostu wspomnieć o istnieniu takich produkcji. Może ktoś z Was kiedyś je uruchomi i opisze ? Arnie II Pierwsza część gry Arnie nigdy nie pojawiła się na PC. W obu główny bohater (i sam tytuł gier) wzorowany jest na Arnoldzie Schwzeneggerze. Nawet sam ludek, którym kierujemy nieco rzeczywistego Arniego przypomina:) Niestety, ta dwuwymiarowa strzelanka z widokiem z góry jest dziś kompletnie niegrywalna. Koszmarna grafika z 1992 i równie paskudny dźwięk mogą być zrozumiałe nawet dla młodszych graczy, jednak prymitywizm rozgrywki: już nie. Nasi wrogowie bowiem nie posiadają nawet krztyny SI. Stoją jak kołki i strzelają w jeden punkt nawet gdy stoimy obok nich lub biegają bez ładu i składu i strzelają gdzie popadnie. Po kilkunastu minutach ?walki? z takimi przeciwnikami człowiekowi się odechciewa grać. Grę należy traktować jako ciekawostkę archeologiczną i tylko tyle. Być może na początku lat 90-tych granie w to sprawiało frajdę, dzisiaj zaś jest pozbawione jakiegokolwiek sensu. Operation Combat II Operation Combat II to złożona strategia turowa, która jak na swój wiek oferuje dużo opcji i wysoki poziom trudności. Na sześciu mapach zmierzymy ze sobą dwie armie składające się z piechoty, czołgów, artylerii i statków (jeśli na planszy jest woda). Mamy do dyspozycji także wozy z zaopatrzeniem. Tak, żeby nie było za łatwo każda jednostka ma określoną ilość amunicji i paliwa. Jeśli się skończy nie będzie mogła się poruszać czy strzelać. Wtedy trzeba zbliżyć samochód z zaopatrzeniem i uzupełnić to co brakuje. Na samochodziki trzeba więc uważać, jeśli zostaną zniszczone, kaplica! Nie damy rady uzupełnić paliwa ani amunicji. Na każdej mapie mamy do wyboru, którą stroną konfliktu chcemy grać. Teoretycznie obie są wyrównane, jednak wydaje mi się, że na każdej mapie ukształtowanie terenu (woda czy budynki) jednak zawsze którejś ze stron delikatnie ułatwia bądź utrudnia walkę. A budynki są niestety przeszkodą i nie można przez nie strzelać; w dodatku każda jednostka ma określony zasięg strzału, a także zasięg poruszania się na turę więc trzeba po prostu nauczyć się odpowiednio nimi manewrować. Jak na 1993 rok grafika i dźwięki dają radę (muzyki brak). Ciekawe jest to, że można grać we dwójkę na jednym kompie:) Gra dawała możliwość gry przez neta, ale ponad 20 latach od premiery wspominam o tym ze względów formalnych:) Jedna z ciekawszych rzeczy w składance. Stalowe nerwy Pamiętam jak dawno temu, kiedy giełdy miały się dobrze a dyskietki były powszechnie używane ojciec wrócił właśnie z giełdy z gierą właśnie na dyskietkach:) Owa gra to były właśnie Stalowe Nerwy. Miało to miejsce lata temu i tak naprawdę jedyne co pamiętałem z tej gry to to że...ojciec strasznie na nią bluźniłxD Kiedy więc zobaczyłem grę na składance Avalonu przypomniały mi się stare lepsze czasy. Nie spodziewałem się po grze niczego dobrego, ot zwykłego FPSa z początku lat 90-tych. Jakże się myliłem. Stalowe nerwy są najbrzydszym FPSem jakiego widziałem. Czarno ? szare niczym się od siebie nie różniące korytarze w które ktoś co jakiś czas powpychał głupich jak but przeciwników w postaci mutantów lub kolesi z pistoletami w garniakach. Wykańczamy ich za pomocą jednej z sześciu giwer i granatów. Na ten temat nie ma sensu się bardziej rozpisywać bo to sztampowe FPSowe wyposażenie. Co jakiś czas natrafiamy po drodze na drzwi, które teoretycznie otwiera się spacją, praktycznie to nie działa a postać niczym duch przez nie przechodzi. W dodatku porusza się wolno jak żółw. Na szczęście jest mapa bo bym chyba dostał nerwicy. Czy oprócz paskudnej grafiki (przy której Doom to graficzne dzieło sztuki), sztampowych broni i idiotycznych przeciwników są jeszcze jakieś minusy? Są, np. napisana na kolanie fabuła, w którą nie wprowadza nas żadne intro ? chyba że intrem nazwiemy parę linijek tekstu o tym, że armie południowochińskie się zjednoczyły a ich żołnierze zażywają jakiś dziwny narkotyk i jako dzielny amerykański chłopak musimy zrobić porządek. Poza tym nie ma możliwości zmiany ustawienia klawiszy. Niby muzyka nie doprowadza do furii, ale z arcydziełami do czynienia nie mamy, więc sprawy to nie ratuje. Żeby grać w Stalowe Nerwy trzeba mieć faktycznie...stalowe nerwy! Tytuł zobowiązuje! Trzymajcie się od tego z daleka bo grać się w to to nie da. Sink or Swim Pochodząca z 1993 roku platformówka, której akcja rozgrywa się na łodzi podwodnej. Na każdym poziomie musimy pomóc w ewakuacji towarzyszących nam ludków przy pomocy urządzeń na planszy oraz...bomb (te nie czynią krzywdy ani nam ani ludkom).Platformówki nie są gatunkiem który specjalnie lubię ? tzn. muszą mieć one specyficzny klimat żebym w nie grał, zaś Sink or Swim mi nie podpasował. Utknąłem na którymś poziomie i odechciało mi się grać bez jakichś dalszych prób przejścia dalej. Ot, archeologiczna ciekawostka. Dla fanatyków tego rodzaju gier. Sołtys Przygodówka od LK Avalon, przez wielu uznawana za jeden z największych polskich klasyków. Z Sołtysem miałem styczność wcześniej bo jako pełniak był w Gamblerze, później także na płycie Tipsomaniaka (razem z inną przygodówką: Sfinx). Mnie osobiście Sołtys nigdy nie wciągnął, może ze względu na toporne sterowanie, paskudny dźwięk, byle jaką grafikę i z kosmosu wzięte zagadki? Ja wiem że owe zagadki wzorowane na absurdach dowcipów o Porażu i Wąchocku, ale trzeba lubić takie klimaty. Zdecydowanie wolę jednak Skaut Kwatermastera. Jednak pewnie nie jestem zbyt obiektywny, więc jak ktoś lubi przygodówki to niech po Sołtysa sięgnie, a nuż mu się spodoba. Mega Blast Według mnie najlepsza gra na płycie. Klon Bombermana, ale z piekielną grywalnością. Reckę macie tutaj: Avalon Classic 2 Od razu zaznaczam że w przypadku Avalon Classic 2 zrobiłem głównie coś w rodzaju ?rzutu okiem?. Balltris Wariacja na temat Tetrisa, w której zamiast klocków dopasowujemy kolorowe kulki. Ot, można chwilę pograć jak się lubi tego typu gry. Nic nadzwyczajnego. Body Slam Wrestling Przykro mi, ale tego nie dałem rady uruchomić. Nie wiem czemu. Frankenstein Ta delikatnie nawiązująca do książkowego Frankensteina platformówkapoczątkowozapowiada się nieźle ? fajna muzyka i ciekawe lokacje (zamek, cmentarz, etc.). Niestety, prymitywizm rozgrywki i powtarzalność sprawiają że tytuł ten nie jest warty grania, a zapoznać się z nim mogą tylko najwięksi fanatycy tego typu gier. Isle of Dead Podobny (poziomem graficznego wykonania) do Wolfa 3D FPS z 1993 roku. Szkoda tylko że ze skopanym sterowaniem. W każdym bądź razie gra jak na swoje lata niezła i naprawdę oryginalna. Oprócz typowej strzelanki mamy tu też bowiem do czynienia z przygodówką FPP;) Ot, mamy tu przedsmak tego co czekało nas później (w o wieeeeele rozwiniętej formie) w serii Hexen. Kosmos Strategia ekonomiczna z akcją w kosmosie. Sęk w tym, że to jeden z tych gatunków, w które niezbyt dobrze mi się gra jeśli nie mam grafiki przynajmniej na poziomie Command & Conquer. Z tego powodu od gry się kompletnie odbiłem. Spy Master Platformówki są gatunkiem, w którym lubię nieliczne, wyjątkowe tytuły. Albo trafiam na złe. Spy Master jest kolejną grą z tego gatunku, która całkowicie mnie od siebie odrzuciła. Grafika i dźwięk ujdą, zwłaszcza biorąc pod uwagę rok produkcji jednak prymitywizm rozgrywki sprawia że oceniam ją bardzo nisko. No ale może ja się nie znam. Split Screen Soccer Manager Niestety, to kolejna gra, której z jakiegoś powodu nie dałem rady uruchomić. Aczkolwiek chyba nic nie straciłem, bo managery z pierwszej połowy lat 90 kompletnie mnie odrzucają. Command Adventures: Starship Kosmiczna strzelanka z wątkiem ekonomicznym. Nie ukrywam, że niezbyt lubuję się w tego typu grach. Gracze oceniają wysoko, więc sami sprawdźcie. International Tenis Byłoby fajnie gdybym mógł grę uruchomić Tyrian Dla tego klasyka szykuję osobny wpis, chyba że ktoś mnie uprzedzi:)
  9. Fafryd i Szary Kocur jako całość to nuda, wystarczy zapoznać się z kilkoma opowiadaniami w "Miecze i ciemne siły" wydawnictwa Alfa. "Szlak chwały" to pomyłka, do usunięcia. "Świat czarownic" uwielbiam (lubię kobiece fantasy), ale myślę że obowiązkowo pierwsze 5, może 6 tomów, reszta opcjonalnie, dla fanatyków serii. Co do "Ziemiomorza". Od Tehanu w górę to są rzeczy "tylko" dobre, warte przeczytania (wliczając w to "Opowieści z Ziemiomorza"). Natomiast co do pierwszych trzech: tom 1 czy Czarnoksiężnik jest świetny, ale...Osobiście za najwybitniejsze dzieło z cyklu uważam "Grobowce Atuanu". Niesamowity klimat. "Najdalszy brzeg" to poziom porównywalny z "Czarnoksiężnikiem" ale ciut słabiej. Dla mnie pierwsza trylogia Ziemiomorza to rzecz lepsza od Władcy Tolkiena i na drugim (może 1) miejscu wśród top fantasy. Co do McKillip to o ile Mistrz Zagadek jest "tylko" dobry o tyle Zapomniane bestie z Eldu kocham. "Morgaine" C.J. Cherryh to znakomite science - fantasy. Nieco feminizujące, ale trudno. Kronik Thomasa Niedowiarka niecierpię i uważam za rzecz niewartą kanonu. "Księga Nowego Słońca" to znakomite science-fantasy. Może i bardziej science, ale nie szkodzi, rzecz wybitna i u mnie zawsze w top 10. Trylogię "Lyonesse" Jacka vance'a uważam za rzecz najlepszą w fantasy ever obok Ziemiomorza. "Kroniki Czarnej Kompanii" kocham. Xanth przeczytałem dwa tomy i wystarczy. Nie trawię humorystycznego fantasy. Z tego powodu zarówno Magiczne królestwa jak i Shannarę uważam za rzeczy niewarte tykania. Żołnierz z Mgły i Żołnierz Arete czyli starożytna Grecja + magia. Genialne. Czytałem Pieśń Karczmarza, nie Oberżysty. Czytało się znakomicie, jedna z moich ulubionych ksiażek fantasy. Nie wiemu czemu nie podoba ci się Sarantyńska Mozaika, ja uwielbiam. Znakomity klimat Europy starożytnej/początków średniowiecza. Świata dysku nie czytałem i nie zamierzam bo na widok humorystycznego fantasy dostaję skrzywienia. "Welin" Duncana...Nie rozumiem zafascynowania tą książką u sporej części fantastów. Gniot i kupa jakich mało. A i jeszcze: Conana lubię, zaś Przygody harolda Shea niedługo przeczytam i dam reckę. Jeżeli o czyms u góry nie napisałem to znaczy że albo nie zdążyłem przeczytać albo mamy takie samo zdanie (Np. też uwielbiam książki Poula Andersona z tego kanonu).
  10. Polacy robili erpegie dobre i lepsze od Wiedźmina. Wiedźmin to zabawka dla casuali nad którą wspaniale usypiam.
  11. Tytuł: Nie tylko Wiedźmin. Historia polskich gier komputerowych Autor: Marcin Kosman Wydawnictwo: Open Beta Ilość stron: 400 Oprawa: miękka Cena: ok. 39zł 90gr Wychowałem się na grach komputerowych z lat 90-tych. Wśród nich znalazło się kilka polskich produkcji takich jak Teenagent, Książę i Tchórz czy seria Earth. Niejako jednak ?od zawsze? człowiek traktował polskie gry jako te gorsze ? bez super grafiki, bez miodnej grywalności. ?Brzydkie kaczątka? elektronicznej rozgrywki. Oczywiście to wszystko było czymś spowodowane, w pewnym momencie zaczęło się to zmieniać i zawsze były jakieś ?wyjątki od reguły?. I chwała Marcinowi Kosmanowi za to, że poruszył w końcu ów temat ? polskich gier komputerowych. To co wzbudza szacunek i podziw wobec autora podczas czytania książki to ogrom zebranego materiału, rozmów jakie przeprowadził ze znanymi i tymi mniej znanymi twórcami gier video z naszego pięknym kraju. O tym jak wyglądało tworzenie gier (i samo ich zdobywanie a także sprzętu, na którym można by grać) w czasach panowania w Polsce ustroju szczęśliwie minionego, z czym borykali się ówcześni twórcy, jak często dokonywali w pojedynkę tego czego nie podejmowały się wielkie firmy (na zasadzie: jeśli czegoś nie można zrobić to powiedz Polakowi ? on to zrobi) i jak ? czasem przez przypadek ? powstawały firmy legendy polskiego gamedevu. Znakomita lekcja historii dla młodszych graczy, którzy mogą już nie znać innych polskich gier niż Dead Island i Wiedźmin, jak i dla starszych, którzy z racji (bardzo) młodego wieku w latach 80 czy 90 nie o wszystkim pamiętają, nie wszystko poznali, a wiele rzeczy mogą sobie przypomnieć. To także znakomita podróż sentymentalna:) Do czego się przyczepię? Mnóstwo błędów językowych, stylistycznych, czasem wydawało mi się, że książki nikt po wydruku nie czytał, korekta chyba nie istniała, w dodatku jedną stronę chyba mi ?zjadło? podczas wydruku. Szkoda też, że tak mało jest screenów z gier czy innych zdjęć, zaś bibliografia to dowcip (wymienienie kilku czasopism i stron internetowych, plus dwóch książek ? bez wydawnictw, roku wydania, etc. to nie jest bibliografia). Mimo tych błędów nie żałuję i Wam też radzę przymknąć na nie oko bo ta książka to skarbnica wiedzy o polskich grach. Co prawda nie zostały wspomniane wszystkie gry jakie przez Polaków zostały stworzone i wydane, ale to chyba niemożliwe. Jednak to co najważniejsze jest. Do sklepu i kupować!
  12. Uważam że wszystko zależy od buildu. Pallegina radzi sobie sensownie. Ma obok Edera, mnie (kapłana), a za plecami Sagani, jeszcze jedną łowczynię i Hisvariana, czy jak mu tam, tego druida. Jako wsparcie jest świetna.
  13. O Jezus, a ja niecierpię AD&D, ten system wydaje mi się taki...prymitywny. Zdecydowanie lepiej gra mi się właśnie na D&D 3.0/3.5, z tego też powodu ubóstwiam Icewind Dale 2 czy ŚPZ. A w Pillarsach właśnie zmieniłem Alotha na tego Druida a Kane na tą Paladynkę. Co prawda póki co nie mam kim rozbrajać pułapek (robił to Kana) ale trudno, może gdzieś zajdę (trzeci akt, więc...). Paladyn wg mnie jest bardzo dobrą klasą. Druid faktycznie zaklęciami zjada maga. Mag ma zaklęcia DOBRE ale Druid ZARĄBISTE.
  14. No ja się nie nduzę Wg mnie nawet te dziewicze lokacje w PoE mają więcej życia. Mnie chyba Baldur po prostu nudzi i żadna lokacja mnie nie przekona. Towarzysze? Wszyscy nudni, chodziłem tylko z Imoen bo reszta kompletnie mi się nie podobała. Co do lokacji BG to się tak do końca nie mogę wypowiedzieć bo pomimo kilku prób nie skończyłem go ani razu i wszystkiego nie odkryłem, a PoE to dla mnie taki misz masz Tormenta z Icewind dale'em.
  15. Cóż, ja Twierdzy w NWN 2 w zasadzie nie pamiętam:) Drakensang: RoT to wspaniały cRPG ale obok PoE to co najwyżej stał. Nie rozumiem też porównywania PoE do BG 1. Baldurs gate 1 zawsze uważałem za jeden najbardziej nudnych, sztampowych cRPG jakie powstały, próby czasu kompletnie nie przetrwał. Ba! Nawet BG 2 po zapoznaniu się z PoE nie wydaje mi się już taki fajny. Może dlatego że rzygam już epickim cRPG a la Bioware (naprawdę bierze mnie na wymioty gdy widzę Hordes of Underdark) i oczekuję od tego gatunku czegoś innego i Pillars of Eternity pod względem klimatu, fabuły i typu rozgrywki spełnił moje oczekiwania.
  16. Nie oglądam męskiego tenisa. Nie jestem gejem
  17. Celdur ----> czemu skreśliłeś Diablo? Jak już pisałem na 100 stronach hack and slashe zaliczam do cRPG z wielu powodów logicznych, zaś pierwsze Diablo jest najwybitniejszym przedstawicielem owych hns. Nie wziąłem go do ekipy bo sam jestem kapłanem. Może za drugim razem. Eder jest niezły, Kana też, uwielbiam Sagani (może dlatego że jest zbliżona do eskimosów i syberyjskich ludów, a ja uwielbiam takie klimaty), podobał mi sie motyw z Alothem. rumbur: Ciekawe, bo Aloth nie raz dupsko mi ratował. Moja główna postać to kapłan. Niezły z niego tank, ale zanim wejdzie do walki rzuca kilka wspomagaczy które skórę ratują. Nie wiem jaki? Mam wersję 1.04. Co zabawne, łowców mam w ekipie dwóch: Sagani i jednego z karczmy. Więc pruje wrogów głównie na odległość a lis i wilk dobrze wspomagają dwóch moich tanków (ja-kapłan i Eder) Proszę, pierwszy Baldur jest jednym z najlepszych usypiaczy ever. Symulator łażenia po rzeczce i łące, ale jeśli mam ochotę na łażenie odpalam Morka. Mi się podobała. Może dlatego że epicka nie była. Swoją drogą np. w Tormencie fabuła mnie zaczynała irytować, tzn. za dużo tekstu i czytania tam było. Lubię książki, ale jak mam ochotę na książki to czytam książkę. W PoE jest akurat, sensownie to wyważone. Twierdza jest zrobiona i tak lepiej niż w NWN 2, BG 2 czy czym tam jeszcze. Bez ideału, mogłoby być lepiej ale mi wielką frajdę sprawiało jej rozbudowywanie. No a Bezkresne Ścieżki to klasa sama w sobie. [beeep]iaszczy klimat. Ja swojego zdania nie zmienię o grze, bo widzę jej wady, ale ostatni raz tak dobrze bawiłem się przy Drakensang: River of Time i Vampire the Masquarade Bloodlines. Dobra, przy pierwszym Mass Effect też się świetnie bawiłem, ale potem już było gorzej i gorzej.
  18. Tytuł: Pillars of Eternity Gatunek: cRPG Platformy: Windows|Linux|Macintosh Twórcy: Obsidian Rok wydania: 2015 Dwa miesiące minęły od premiery Pillars of Eternity. Przez ten czas zdążyliśmy ochłonąć, przeczytać pierwsze recenzje i opinie graczy. W międzyczasie pojawiły się łatki niwelujące horrendalną ilość bugów. Co ciekawe, udało mi się odpalić i grać (tak na oko skończyłem ¾ gry) na systemie Windows XP z 3,25 GBRam. Co prawda gra czasem ?wykrzacza? do windy ,ale mówi się trudno; nauczyłem się przez to cierpliwości do tej gry i zapisuję stan gry co kilka minut. To co przeczytacie tutaj to bardziej wrażenia, opinia może nie do końca szczegółowa, recenzją radzę tego nie nazywać Zacznijmy od początku. System tworzenia i rozwoju postaci czyli mechanika. W zasadzie amy do czynienia z kalką D&D, trochę zmian kosmetycznych, trochę inne nazwy, czasem inne właściwości, ale nieznacznie. Ukłon w stronę graczy wychowanych na klasykach Black Isle i Bioware. Tak więc ci którzy grali w te gry nie mają problemu e stworzeniem swojego bohatera, zwłaszcza że sporo klas i ras w zasadzie jest ta sama, ew. pod innymi nazwami:) Dla mnie to zaleta, bo czuję że wróciłem na stare śmieci. I to pomimo tego że świat stworzono od zera. Początkowo wydaje się że to klasyczne fantasy, ale realia świata przedstawionego (choćby występowanie prochu i broni palnej czy specyficzna architektura budowli) sugerują że mamy bardziej do czynienia z XVI wiekiem w konwencji fantasy niż ze starożytnością czy wczesnym średniowieczem. Skopiowano niejako mechanikę, skopiowano interfejs. I po raz kolejny jestem zadowolony. Wszelkie ikonki w czasie gry, ekran ekwipunku czy karty postaci są także zbliżone do tego co dostawaliśmy w Baldurach czy Icewindach. Cóż, człowiek lubi to co zna:) Zaskoczeniem było jednak coś innego. Opisy sytuacji rodem z Tormenta i równie zaawansowane dialogi. To co mi się tu spodobało to fakt, że bardzo często opcje dialogowe zależne są od naszej klasy, rasy, pochodzenia, intelektu, stanowoczości, reputacji i innych czynników. Narazie piszę o plusach i o plusach pisać dalej będę. To co jeszcze podoba mi się w PoE to fabuła. Dosyć skomplikowana, porusza kwestię natury filozoficznej czym jest życie, kwestię duszy (zwłaszcza że w tym świecie dusze to element bardzo istotny, bowiem wprowadzono tu koncepcję dalekowschodniej reinkarnacji), tego czy istota żyjąca może żyć bez niej, w zaowalowany sposób mamy tu ?przemycony? problem aborcji. Całość nie jest tak ?ciężka? jak w Tormencie czy Falloutach (ok, Fallouty nie miały ?ciężkiej? fabuły, ale klimat tak), ale nie jest to też wesołe hasanie po łące jak w Baldurach czy Drakensangach. I mi takie coś pasuje bo to jest ?złoty środek? jakiego oczekiwałem od cRPG (?lekkość? Baldura jest irytująca, zaś ?ciężkość? Tormenta sprawia.że niezbyt mam ochotę grać w niego drugi czy n-ty raz). Nie będę tu zdradzał wątku głównego, bo ci którzy nie grali muszą go odkryć samemu. Natomiast słowo o questach pobocznych. Świetnie zrobione. To nie są ?zapychacze? w rodzaju ?O dobry panie! Zgubiłem w krzakach mój zardzewiały miecz! Poszukaj go, a w nagrodę dam ci 300 sztuk złota i magiczną zbroję!?. Tutaj każdy quest poboczny jest starannie wykonany, zazwyczaj wiąże się z przynajmniej dwoma możliwościami jego wykonania, spora ich część ma także wpływ na naszą reputację w różnych miejsach zwiedzanego świata. No a ów świat zwiedzamy nie sami! Towarzyszy możemy mieć pięciu. I tu miła niespodzianka. Towarzysze dołączają do nas w trakcie gry, dyskutują z nami, wypełniamy też questy z nimi związane. To tacy towarzysze fabularni jak np. Viconia w Baldurze. Jednak jeśli stwierdzimy że bohaterowie dołączalni niezbyt nam pasują umiejętnościami czy charakterem wybieramy się do karczmy. A tam za drobną opłatą możemy wynająć Poszukiwacza Przygód. Owe wynajęcie polega na tym, że tworzymy nowego herosa do drużyny od podstaw, tak jak w np. Icewind Dale. Tak więc mamy trzy możliwości: a. gra z bohaterami stworzonymi przez twórców gry, którzy będą z nami dyskutować, pomagać nam w zadaniach itp. i którym my będziemy pomagać; b. gra z bohaterami stworzonymi przez nas, którzy jednak będą tylko z nami tylko podróżować i walczyć; c. wariant mieszany, czyli bohaterowie i tacy i tacy:) Sam wybrałem wariant trzeci, aczkolwiek u mnie czterech towarzyszy było już gotowych, fabularnych, zaś tylko jednego stworzyłem by towarzyszył mi do końca gry (ale to taka moja druga metapostać, którą gram w erpegi, tyle że kobieta); co prawda stworzyłem jeszcze jednego bohatera w karczmie, ale towarzyszył mi tylko przez chwilę, wkrótce go odesłałem. Jeszcze jeden plus związany z towarzyszami: w grze nie ma romansów! I całe szczęście, bo dzięki temu mogę skupić się na fabule a nie na tym kto i dlaczego chce ze mną iść do łóżka i czy aby przypadkiem to nie jest osoba tej samej płci;) No i teraz przechodzimy do walki, bo od tego są też towarzysze. Mamy do czynienia z systemem z aktywną pauzą, znanym nam z np. Baldura. To co jest tutaj na plus to to, że gra przy każdej walce automatycznie pauzuje. Ale też tu pojawia się zonk. Brak skryptów w wyniku czego po rozpoczęciu walki musimy naszym herosom wskazać wszystko co mają robić bo inaczej będą stać jak kołki. Ok, gdy już wroga ubiją, automatycznie pobiegną zaatakować najbliższego, ale uważam to za spory minus, zwłaszcza że nad kapłanem czy magiem trzeba mieć i tak ciągłą kontrolę. Przejdźmy dalej. Do technikaliów. Graficznie tej grze bliżej do Tormenta niż do Drakensanga. Mogą więc dziwić relatywnie wysokie wymagania sprzętowe, gdy spojrzymy na grafikę. Z drugiej strony tak wg mnie powinny wyglądać współczesne cRPG: z grafiką ładną, czytelna ale prostą, bez fajerwerków, by więcej czasu twórcy poświęcili na takie rzeczy jak świat, mechanika, fabuła, questy, bohaterowie, etc. Muzyka? Czasem wydawało mi się że słyszę mixy z Baldura czy Icewinda:) Utwory są fajne, klimatyczne (zapadł mi w pamięć głównie utwór z menu głównego), tylko szkoda że jest ich mało, często się powtarzają. Wad większych nie zauważyłem ? mógłby się co prawda doczepić bzdur typu brak możliwości zaznaczenia samemu czegoś na mapie, ale po co? To i tak nie przysłoniłoby wielkości gry. Jednak czasem czytałem opinie dziwnie negatywne. Że niby nic się nie dzieje. Cóż, chyba graliśmy w inne gry:) Że sprzęt się wala? Według mnie to zaletai wysoki realizm rozgrywki. Jakże często w cRPG zabijałem wroga i nie mogłem go ograbić z posiadanego przez niego sprzętu bo gra takiej możliwości po prostu nie dawała? Za dużo śmieci? Nie zbierasz i już, nie widzę problemu. Nie rozumiem także zarzutu że bohaterowie którzy do nas dołączają nie są dopracowani. Może trochę racja, ale biorąc pod uwagę rozmach gry...I tak uważam że poziom wykonania towarzyszy w PoE przewyższa w zasadzie wszystko co dostaliśmy w cRPG, będąc na równi z Baldurs Gate 2 i tylko minimalnie ustępując Tormentowi. Osobiście zaliczam Pillars of Eternity do grona erpegów wybitnych i najlepszych. Już bez top list, ale to jest gra którą stawiam obok takich tytułów jak Baldurs Gate 2, Diablo, Planescape Torment, Might and Magic VI: Mandate of Heaven, Might and Magic VII: Za Krew i Honor czy Vampire the Masquarade Bloodlines. Nie rozumiem jednak porównań do pierwszego Baldura (przereklamowanego), który próby czasu nie przetrwał, to jeszcze jest grą pod niemal każdym względem inną od i zdecydowanie gorszą od Pillars of Eternity. Zdaję sobie jednak sprawę że w świecie zdominowanym przez casuali i gry akcji, nie zdobędzie ona tylu fanów jak gry o charakterze zręcznościowym, każualowym jak Wiedźmin 3, Dragon Age Inkwizycja czy Skyrim. Jednak ci, którzy grali w gry Black Isle czy starego Bioware powinni powitać Pillars of Eternity jak starego dobrego znajomego. Z jednym zastrzeżeniem: wielu ludzi oczekiwało po tej grze że to będzie Baldurs Gate 3. Błąd. To zupełnie inna gra. Jednak ja dostałem to czego oczekiwałem.
  19. Sam zamierzam niedługo dać tu reckę. Pytanie: czemu nie porównywać z Baldurami? Osobiście uważam że pierwszy Baldur jest przereklamowany i nudny i PoE zjada go na śniadanie, zaś jakościowo PoE jest tak dobry jak BG 2 i minimalnie ciekawszy od Tormenta. Jakościowo to jest poziom Baldurs Gate 2, Might and Magic VI: Mandate of Heaven, Might and Magic VII: Za Krew i Honor czy Vampire the Masquarade Bloodlines czyli w top 5 mojego cRPG.
  20. Dla mnie książka to papier, po prostu jestem tradycjonalistą.
  21. Gatunek: Symulator/Zręcznościowa Producent: Outrage Entertainment Dystrybucja: CD - Projekt Rok produkcji: 1999 Platformy: Windows, Linux, Macintosh Lata 90-te były dla symulatorów wszelkiej maści złotym okresem. Statki kosmiczne, czołgi, łodzie podowdne, a zwłaszcza samoloty były reprezentowane przez całkiem sporą liczbę tytułów, czasem kilku w miesiącu. Debiutujący w 1994 roku Descent był czymś naprawdę oryginalnym za sprawą częstej utraty przez gracza kontroli nad tym, czy to co widzi u góry to sufit, podłoga czy boczna ściana:) Penetrując m.in. kopalnie na planetach układu słonecznego małym statkiem kosmicznym zwalczaliśmy tabuny wrogów. I tak jest i tym razem.. W trzecim Descencie po raz kolejny wcielamy się w pilota małego statku kosmicznego, który został oszukany przez swych mocodawców z drugiej części gry. Teraz czas na zemstę, przy okazji dowiemy się o co chodzi z dziwnym wirusem zamieniającym zwykłe maszyny górnicze w narzędzia śmierci. Descent 3 nie jest typowym symulatorem, skomplikowanym, gdzie trzeba zapamiętać całą klawiaturę, by móc wystartować z pasa startowego;) Co prawda trochę przycisków trzeba zapamiętać, ale to nie jest liczba (około dziesięciu?) trudna do opanowania i zapamiętania. Gracz też od początku musi zdecydować: czy grać myszą i dżojstikiem czy też myszą i klawiaturą. Osobiście wybrałem to drugie, typowo FPSowe rozwiązanie. Naszym stateczkiem odwiedzimy kilkanaście planet, na których czekać nas będzie kilka zadań do wypełnienia, bez których etapu nie ukończymy. Pojawimy się więc na księżycach Marsa, metanowym Tytanie, lodowatym księżycu Jowicza - Europie, piekielnie gorącym Merkurym, ale też odwiedzimy....seulskie metro;) I skoro już przy lokacjach jesteśmy: widać że gra się zestarzała po tylu latach, ale na obecnych komputerach "wyciśniemy" z Descenta wszystko co się da, więc ostatecznie okazuje się, że gra jednak honorowo i godnie owe zestarzenie przetrwała i nie razi gracza pikselozą. Także muzycznie jest bardzo dobrze, muzyka to szybkie "kawałki" chyba w stylu electro (nie znam się na muzyce elektronicznej) i pasują do gry bardzo dobrze. Na naszej drodze stanie wiele rodzajów robotów, które zechcą nas z radością wysłać na złom. Roboty zazwyczaj latają, choć zdarzają się też maszyny kroczące. Wykazują się różną szybkością, zwinnością, inteligencją czy wytrzymałością. Większość strzela, ale są też takie, które przechodzą do walki wręcz. Drogę zagrodzą nam także działka i wieżyczki strażnicze, te na szczęście nie ruszają się No ale my także nie jesteśmy bezbronni. Dziesięć rodzajów broni, każda w dwóch wersjach, więc łącznie dwadzieścia narzędzi śmierci do dyspozycji gracza. Działka laserowe, plazmowe czy miotacze ognia. A, gra jest trudna, zwłaszcza jeśli wcześniej nie graliście w tego typu gry. Radzę więc wybrać któryś z pierwszych dwóch najłatwiejszych poziomów trudności. Ot, żeby nie zjeść zębów i nie bluźnić. To wszystko co chciałem napisać o Descent 3. Uważam że gra jest świetna i jakichś większych wad nie dostrzegłem (w zasadzie żadnych). Klasyka futurystycznych symulacji, która wybroniła się po latach. Grać!
  22. Iselor

    RetroBoat 2015

    Podczas Nocy Muzeów 16 maja br. w Muzeum Włókiennictwa w Łodzi odbędzie się interaktywna wystawa starych komputerów. Będzie można obejrzeć i pograć na: Komputery Commodore Amiga: 1. zestaw dla prawdziwych hard-core'owców - Amiga 500 z kompletem działających dyskietek 2. Amiga 600; 3. Amiga 1000; 4. Amiga 1200; 5. Amiga 2000; 6. Amiga 3000; 7. Amiga 4000; Komputery Apple Macintosh: 1. Macintosh Classic; 2. Macintosh Classic Color; 3. Macintosh LC2; 4. Macintosh LC475; 5. Macintosh LC630; 6. PowerMac G3 Beige; 7. PowerMac G3 Mini Tower; 8. PowerMac G4 Digital Audio; 9. PowerMac G4 MDD; 10. iMac G3; 11. iMac G4; 12. PowerBook 190C; 13. PowerBook G4; Komputery Atari: 1. Atari ST Komputery PC: 1. Cyrix 486DX (Commander Keen, Wolfenstein 3d!); 2. Pentium 166MMX (Doom, Quake); 3. dodatkowo około 5 zestawów z procesorami Pentium3, spiętych w sieć do organizacji turniejów multiplayer; Każdy zestaw jest oczywiście wypchany po brzegi najlepszymi grami i dedykowanym oprogramowaniem z lat 80' i 90' Konsole do gier: 1. Sega Master System; 2. Sony Playstation (PSOne); 3. Nintendo 64; 4. Nintendo Game Cube; 5. PONG!; Oprócz tego na evencie pojawię się także ja. Na wystawę zabieram część ze swojej kolekcji big boxów:) Tak więc jak ktoś jest z Łodzi to zapraszam, można się spotkać i pogadać
  23. Gatunek:Przygodowa/Hidden object Producent: Artifex Mundi Dystrybucja w Polsce: Artifex Mundi/cyfrowa Rok produkcji: 2012 Pełna wersja w: CD ? Action, nr 19/2013 (221) Dzieło polskiego studia Artifex Mundi jest pierwszą częścią trylogii, o czym jednak dowiedziałem się dopiero po skończeniu Wyspy Czaszki. Gry są normalnie w sprzedaży w dystrybucji cyfrowej, więc nigdy bym się pewnie o nich nie dowiedział, jednak The Cursed Heart pojawiło się razu pewnego jako pełniak w CDA. Nie wiedząc za bardzo z czym mam do czynienia postanowiłem kilka dni temu dać grze szansę i razem z narzeczoną zasiedliśmy do komputera i...wchłonęliśmy na kilka godzin:) Nightmares from the deep to przygodówka typu hidden ? object. Wcześniej nigdy nie grałem w gry tego typu i sądziłem, że to nie dla mnie, jednak się myliłem. Niewiele mamy tutaj rozmów, cała zabawa polega na znajdywaniu przedmiotów i ich odpowiednim użyciu, jak to w przygodówkach, rozwiązywaniu łamigłówek (całkiem sporo ich w tej produkcji) oraz, co jest specyficzne dla gier tego typu zabawach w ?znajdźki?. Na czym to polega? Mamy ekran z wieloma przedmiotami, ?na dole? mamy listę przedmiotów do znalezienia i trzeba je właśnie wszystkie znaleźć. Kiedy wszystkie znajdziemy w nagrodę dostaniemy przedmiot niezbędny do ?popchnięcia? gry naprzód (zazwyczaj jest to jeden z przedmiotów, które mieliśmy na liście). W NFTD łamigłówki stoją na łatwym bądź średnim poziomie trudności i raczej nikt włosów z głowy rwać sobie nie będzie (inna sprawa że w tym względzie moja ocena nie jest właściwa, gdyż całą grę ?przechodziłem? wraz z narzeczoną, a co dwie głowy to nie jedna). Na wielki plus zaliczam system pomocy. Gra ma zaimplementowaną solucję (nie trzeba więc szukać w necie), istnieje też specjalny przycisk pomocy, dzięki któremu, jeśli utkniemy, gra wskaże nam co robić dalej, jaki przedmiot przegapiliśmy, w skrajnych sytuacjach rozwiąże za nas łamigłówkę. To dobre rozwiązanie, dzięki temu gracz skończy grę i pozna całą fabułę bez bluzgania i zniechęcenia Właśnie. Fabuła. Nic o tym nie wspomniałem. W grze wcielamy się w postać właścicielki muzeum, która jest w trakcie przygotowań do wystawy o piratach. Sęk w tym, że najważniejszy eksponat, legendarny pirat, nie jest martwy. Jest nieumarły, a co najgorsze porywa córkę naszej bohaterki i chce ją wykorzystać w rytuale voodoo, by wskrzesić swoją bardzo dawno temu zmarłą ukochaną. Ruszamy więc za piratem by pokrzyżować mu jego niecne plany, przy okazji poznając losy naszego oponenta i jego damy serca. Choć sama fabuła garściami czerpie z opowieści o piratach, w tym z popkultury (patrz:seria filmów ?Piraci z Karaibów?) to jest całkiem fajna i z ciekawością się ją odkrywa. Także technikalia gry są w porządku. Grafika bardzo ładna, nie odstaje od współczesnych przygodówek (mamy widok FPP; poruszanie ?skokowe?, jak np. w Atlantis), bardzo dobrze zostały także podłożone głosy, no a muzyka jest bardzo dobra, znakomicie podkreśla wspaniałą atmosferę gry; szkoda tylko że mamy bodajże trzy utwory na krzyż, gdzie przez większość czasu gry słyszymy jeden utwór i z biegiem czasu się nudzi, ale to na tyle fajna melodia że nie irytuje. Nawet jeśli nigdy nie grałeś lub nie przepadasz za grami typu HO, daj tej grze szansę bo naprawdę warto. Ja (ani narzeczona) nie żałuję spędzonego nad nią czasu. Grać!
  24. Nigdy nie darzyłem CD-Action "miłością przedmiotową". Lubiłem, fakt, lubię wciąż w sumie, ale pismem życia pozostał dla mnie Gambler. CDA jednak pozostał na polu walki jako ostatni w zasadzie magazyn o grach video (podobno jest tam coś jeszcze typowo konsolowego, ale ja jestem głównie pecetowcem) więc cała moja uwaga jest skoncentrowana na nim. Inna sprawa że znam to pismo gdzieś od końcówki 1998 roku i obserwowałem zachodzące w nim zmiany. To co było zawsze najfajniejsze w CDA to pełniaki. Nigdy nie ukrywałem i nie ukrywam że CDA to dla mnie pełniaki, zaś pismo to dodatek. Dzięki CDA udało mi się zgromadzić pokaźny zbiór "pismowych" wydań gier, które albo są nie do zdobycia legalnie (bo za stare a ja jak wszyscy wiedzą nie uznaję dystrybucji cyfrowej), albo takich, które w wersji z pisma są ok, ale nigdy nie wydałbym na nie kasy w sklepie, albo takich, które mają dystrybucję tylko cyfrową a ja muszę mieć na płycie. Ok, przez te parę lat sporo gier z CDA (i innych pism) się pozbyłem bo wymieniłem na wersje sklepowe, ale sporo mi zostało (zwłaszcza że kiedyś płyta z pełniakiem wyglądała w zasadzie tak samo jak sklepowa premierówka, miała tylko mały znaczek CD-Action; a wydanie Hexen II z CDA jest ładniejsze od premierowego - sklepowego!). Teraz gdy dystrybucja cyfrowa w zasadzie zwyciężyła, ja mam w zbiorze ponad 600 gier i nie chce mi się apgrejdować kompa dla nowych produkcji (szybciej kupię coś na konsole, nie muszę chociaż zakładać idiotycznych kont w steamach i innych originach), CDA kupuję rzadko. Kiedy kupuję? Kiedy dają pełniaka pozbawionego DRM, a który normalnie jest tylko w e-dystrybucji. Albo, gdy dają staroć niedostępny lub strasznie trudno dostępny. Na moje obecne warunki (chwilowe bezrobocie, jakaś kasa się jeszcze ostała) zakup CDA za te 15 czy 16 zł z Freelancerem, klasykiem simów a jako bonus zręcznościówka z Wolverinem jest jak najbardziej opłacalny. Wydaje mi się, że CDA chyba powoli coś dostrzega: o licencję coraz trudniej, młodzi (nie chcę używać synonimu internetowego na g) albo ściąga z neta albo rodzice kupią, więc trzeba puścić oko do starszych, retro-graczy. I tego efektem jest Freelancer. Ja wiem, CDA nie jest polskim RetroGamerem, bo nim być nie może. Jednak taka dalsza polityka jest chyba słuszna. Na widok tytułu Freelancer jest jednak więcej pozytywnych komentarzy niż negatywnych. Tytuł stary, mało znany (dobra, ja znam, fani starych gier, zwłaszcza symulacji też, ale jednak to nie jest Diablo czy Need for Speed), a co najważniejsze: ciężko dostępny legalną drogą. Jeśli będzie tak dalej i np. na 3 tytuły chociaż jeden to będzie coś sprzed 2010 roku wielu ludzi będzie się cieszyć, bić brawo i kupować. Mam nadzieję że Freelancer to nie jest jednorazowy wybryk. I jeszcze trzy uwagi. Po pierwsze. Kiedyś gry nie były polonizowane, ludzie słabiej znali angielski, a jednak sobie radzili i grali. Teraz angielski w każdej szkole, w życiu codziennym częsty, a tutaj jęki i płacze bo gra X i Z po angielsku. Ludzie, opanujcie się, rozumiem że klasyka gier (w tym RPG, strategii, przygodówek) to syf bo po angielsku? Po drugie: kiedyś w CDA była jedna czy dwie płyty (CD, nie DVD) i jeden pełniak. jak były dwa albo więcej to święto narodowe. I się ludzie cieszyli z jednego pełniaka. Ba! Mało kto miał neta, więc nikt nie wiedział co będzie za miesiąc. Dowiedziałeś się jak wyszedł nowy numer. I się żyło. Po trzecie: jak jesteś cwaniak i piszesz że CDA ma zrezygnować z płyt, to proszę: wsadź sobie opinię w buty i kupuj sobie gry samemu na swoim steamie czy innym magicznym portalu. Są ludzie jeszcze, jak ja, którzy chcą instalować i grać w wersji klasycznej, jak było kiedyś: wkładam płytę, instaluję i gram, bez zakładania i aktywacji kont bo takie jest widzimisię producenta, bez żadnych "kajdan", bez względu na to jaki mam komputer i czy ów komputer do neta jest podłączony czy nie. Ciekawe, jak by dali pewne gry (choćby tego Freelancera) bez płyt? I ilu kupujących by stracili? W dniu w którym dystrybucja pudełkowa całkowicie zniknie, ja przestaję kupować gry (nowe). W dniu w którym CDA przestanie dodawać płyty z pełniakami, tylko jakieś klucze, ja nie kupię CDA, choćby nie wiem jakie pełniaki dawali, a w bonusie browar, chipsy i colę. To tyle. Pozdrawiam.
×
×
  • Utwórz nowe...