Skocz do zawartości

lupucupu

Forumowicze
  • Zawartość

    80
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wpisy blogu napisane przez lupucupu

  1. lupucupu
    Na początek zachęta:
     
     
    Właśnie ruszyła przedsprzedaż na cudeńko widoczne w powyższym materiale wideo. Twórcy cyfrowej wersji Tomcata dla DCS to studio Heatblur, prosto ze Świnoujścia. Jak większość dodatków do symulatora, tak i ten niestety będzie kosztował niemało (w przedsprzedaży prawie siedemdziesiąt dolców). Na dzień dobry będzie to F-14B, z jedną czy też dwoma kolejnymi wersjami dostępnymi w miarę zbliżania się projektu do opuszczenia stadium wczesnego dostępu. Moduł będzie można pobrać w zimie (21 grudnia 1970 r. miał miejsce pierwszy lot F-14 - ciekawe, ciekawe).
    Zaskórniaków można pozbyć się w sklepie twórców lub wydawcy.
    Obecnie lista statków powietrznych, za sterami których możemy zasiąść w DCS wygląda następująco:
    A-10A Thunderbolt II - uproszczona awionika, dostępny w ramach pakietu Flaming Cliffs 3 lub jako osobny model
    A-10C Thunderbolt II - pełna awionika, osobny model
    MiG-29A, MiG-29S - w pakiecie FC3, przy czym od 10.10.2018 z dedykowanym modelem lotu (jako ostatni wyposażony był w uproszczoną fizykę, awionika bez klikalnego kokpitu)
    Su-27, Su-33 - w pakiecie FC3, lub jako osobne modele. Każda maszyna ma profesjonalny model lotu ale uproszczoną awionikę
    Su-25 - kolejny egzemplarz z Flaming Cliffs 3 (de facto bezpośredniego następcy Lock On), dostępny również jako osobny zakup
    F-15C - uproszczone systemy, profesjonalny model lotu - w pakiecie FC3, lub dostępny osobno
    Su-25T - samolot, którym polatamy za darmo, zaawansowany model lotu, ale uproszczona awionika
    TF-51D - cywilna wersja Mustanga, również bezpłatna - klikalny kokpit, i duże wyzwanie jak ktoś nie ma dżojstika
    P-51D - pełnowartościowa (również pełnopłatna), uzbrojona wersja Mustanga. Model bazuje na egzemplarzu z końcówki wojny, front dalekowschodni
    F-86F - moduł klikalny
    MiG-15BIS - jak ktoś lubi strzelać do szabel
    MiG-21BIS - dodatek napisany przez Magnitute 3 LLC (dawne Leatherneck), co ciekawe następnym modelem ich produkcji będzie Christen Eagle II - cywilny dwupłatowiec akrobacyjny (na takim zginął nieodżałowany Marek Szufa)
    C-101 AvioJet - hiszpański samolot szkolno-bojowy, ma być dostępny w dwóch wersjach wyposażenia
    Fw-190D9 - kolejny klasyk produkcji Eagle Dynamics, wkrótce doczeka się towarzystwa w postaci Fw-190A8
    Bf-109 K4 - jak ktoś ma potrzebę posłuchać rzędowego Deimler-Benza
    Spitfire Mk IXc - dostępny również w wersji z przyciętymi końcówkami skrzydeł - piękny klasyk
    Hawk T.1A - brytyjski samolot szkolno bojowy, model produkcji VEAO, śmiem twierdzić, że obecnie najgorzej wykonany samolot w DCS
    Mirage 2000C - właściwie M.2000C ze względów licencyjnych
    AV-8B Harrier - maszyna twórców Mirage
    AJS-37 Viggen - samolot z biegiem wstecznym, model studia Heatblur
    F-5E Tiger II - MiG-28 ;), moim zdaniem jeden z fajniejszych samolotów do nauki, nie przytłacza ilością systemów, i do tego jest łagodny dla początkujących
    L-39 (C i ZA) - czeska maszyna szkolno szkolno bojowa w dwóch wersjach
    F/A-18C - obecnie w fazie wczesnego dostępu, ale zmierza do detronizacji A-10C jak chodzi o zaawansowanie odwzorowanych systemów
    Jak-52 - cywilny akrobata, wprawdzie nie ma żadnego uzbrojenia, i nie nadaje się nawet do latania bez widoczności, ale daje mnóstwo frajdy
    Ka-50 - oczywiście nie zapominajmy o pierwszym modelu, który rozpoczął to wszystko
    UH-1H - helikopter wielozadaniowy, prosta konstrukcja, wymagający model lotu, ale w sam raz do nauki wiropłatów
    Mi-8MTv2 - transportowa maszyna używana również przez nasze lotnictwo
    Ufff, dużo tego. Można tym wszystkim latać nad nową, piękną i darmową mapą Kaukazu i okolic, oraz już nie za darmo ale równie pięknie nad Nevadą, Normandią (z roku 1944) i Zatoką Perską. Szykuje się zaś Syria i Falklandy.
    (grafika ze strony Wydawcy DCS)
  2. lupucupu
    Ale kupa!
    Wybaczcie, właśnie na takie podsumowanie zasługuje, moim zdaniem, najnowsza ekranizacja przygód bohatera naszej ulubionej (prawda?) serii gier.
    Naturalnie szedłem do kina bez wielkich nadziei, od początku nie nastawiałem się na filmową ucztę, ale nie sądziłem, że przyjdzie mi obejrzeć gorsze badziewie, niż film z T. Olyphantem z 2007 roku. Dialogi są tak drętwe, że można pójść na seans ze stoperami w uszach. Muzyka w ogóle nie zapada w pamięć... Jedynie cover kawałka Jimmiego Hendriksa z trailera zasługuje na odrobinę uwagi. Zaś same sceny akcji... no właśnie - akcji. Napięcia żadnego, losy bohaterów były mi całkowicie obojętne, a główna intryga to taki szajs, że szkoda pisać.
    Podobało mi się właściwie tylko kilka ujęć, ale co rusz uderzało mnie w tył głowy, że już gdzieś to widziałem (Matrix, Transporter, dowolny film o J. Bondzie(!)). Naprawdę, mimo szczerych chęci nie znajduję prawie nic, co by pozwoliło na spojrzenie na ten film (?) łaskawszym okiem.
    Uff... Wystarczy. Oglądajcie na własne ryzyko
    Zdrówko!
  3. lupucupu
    Miałem cichą nadzieję, że będzie mi dane podzielić się wrażeniami z DCS 2, na który wszyscy grający w powyższe czekają od zarania dziejów. Niestety poczekamy jeszcze trochę, albo i dłużej. Za to od ostatniego mojego wpisu pojawiły się 4 (słownie: cztery) nowe samoloty, za sterami których możemy zająć miejsce aby dzielnie stawić czoła przeciwnościom, na początek systemom i aerodynamice, a z nabywaniem doświadczenia - również przeciwnikom. Nawet żywym, w multiplayerze.
    Nie będzie przesadnie chronologicznie, ale na początku grudnia usłyszeliśmy ryk Daimlera 605 pod "maską" Bf 109 K-4 (ostatniej seryjnej edycji tego samolotu produkowanej w hitlerowskich Niemczech). Powstało niewiele sztuk, w dodatku gdy były względnie gotowe do walki, niebo nad Rzeszą i tak pełne było alianckich bombowców eskortowanych przez chmary Mustangów czy Thunderboltów. Jakkolwiek, to właśnie tę wersję Eagle Dynamics postanowiło oddać w ręce wirtualnych pilotów.




    Maszyna jest szybka, potężnie uzbrojona - działko 30 mm może zrobić kuku nawet współczesnym konstrukcjom - i piekielnie trudna w pilotażu, zwłaszcza dla niedoświadczonych pilotów. Szczególnie w fazie startu i lądowania charakterystyczne zachowanie samolotu doprowadzało do licznych wypadków, w których zresztą Niemcy stracili więcej maszyn i pilotów niż podczas walki z przeciwnikami. Do tego wąski rozstaw kół podwozia głównego, ciasna kabina, i marna widoczność powodują, że nawet kołowanie Kurfürstem jest doświadczeniem na długo pozostającym w pamięci.

    Następne dwie maszyny to szkolno-bojowe samoloty NATOwskie. BAE Hawk T1A - napisany przez VEAO Simulations, oraz Casa C-101 Aviojet, którego autorami są panowie (i panie?) z AvioDev, prosto ze słonecznej Hiszpanii. O ile Hawka z pewnością mnóstwo ludzi kojarzy choćby z pokazów lotniczych, gdzie występują Brytyjskie Czerwone Strzały, lub Fińskie Nocne Jastrzębie, to Casa jest dosyć "niszową" maszyną. Właściwie zetknąłem się z tym samolotem dopiero dzięki jego zapowiedzi na forum DCS (i jak się okazało, na pokazach w Radomiu, gdzie występowała hiszpańska grupa Patrulla Águila). Póki co oba moduły dostępne są jako płatne bety, do tego pozbawione zaawansowanego modelu lotu. Oczywiście nie oznacza to, że "prowadzą się" tak samo, ale brakuje im jeszcze trochę indywidualnego charakteru, i smaczków, które tak dobrze czuć gdy siedzi się za wirtualnymi sterami np. F-86.

    Kokpit C-101

    Hawk T1A
    Mała ciekawostka - o ile Hawk ma możliwość działania jako maszyna bojowa, tak aktualnie dostępna Casa jest samolotem tylko i wyłącznie szkolnym. Gdy twórcy uporają się z tą wersją, wszyscy posiadacze licencji otrzymają również C-101CC, czyli samolot bojowy, z innym silnikiem i awioniką, przeznaczony do atakowania celów naziemnych. Będziemy więc mieli dwa w cenie jednego.

    I wreszcie ostatni bohater dnia dzisiejszego. MiG-15bis, produkowany również u nas jako Lim-2, w Mielcu na licencji przekazanej przez naszych ówczesnych opiekunów. Przyznam, że nie mogłem się doczekać. Jest teraz czym walczyć z F-86. Brakuje jeszcze tylko odpowiedniego teatru działań, i można by toczyć wojnę w Korei.
    Aby tradycji stało się zadość MiG jest betą, szczęśliwie właściwie wszystkie systemy działają jak należy, i pewnie wymaga tylko niewielkich szlifów, dodania standardowych misji treningowych, czy chociaż skromnej kampanii - jak to u Belsimteka. W kokpicie jest ciasno, przełączniki są trudno dostępne, a do tego łatwo się pogubić, i np. tak poprzekręcać sobie kurki odpowiedzialne za instalację tlenową, że się poddusimy w trakcie wykonywania zadania W to mi graj! W celach eksterminacyjnych inżynierowie Mikojana-Gurewicza oddali do dyspozycji dwa działka 23mm i jedno 37mm. Jedno celne trafienie i mamy wroga z głowy, niestety amunicji jest zatrważająco mało - po 80 nabojów 23mm i tylko 40 nabojów 37mm. Trzeba się bardzo pilnować, i spust wciskać gdy mamy 100% pewności, że trafimy. Pod skrzydła można wziąć bomby, ale ze względu na brak specjalistycznej awioniki, nie jest to przesadnie skuteczna forma walki w tym samolocie. Z MiGaczem warto się bliżej zapoznać, choćby ze względu na jego miejsce w historii polskiego lotnictwa.

    Świetny bajer - kamera przy celowniku, z filmem 16mm, w dodatku kiepskiej jakości


    Z pozostałych ogłoszeń parafialnych:
    Następny samolot, który wytoczy z hangaru Eagle Dynamics to będzie L-39 Albatros, w dwóch wersjach. W związku z tym projekt grupy Virtual Patriots został zamknięty - mieli w planach tą samą maszynę - niestety się rypło.
    Do wirtualnych Latających Legend dołączy wkrótce P-47D. Będziemy mięli więc dwóch na dwóch, i być może Rzesza straci trochę przewagę
    ED pracuje też nad mamapmi - Cieśniny Ormuz, oraz Newadą, nad którą prace ciągną się od wydania A-10.
    Nius wieczoru zaś to oficjalna zapowiedź twórców MiG-21bis, mówiąca o pracach nad F-14 (wersje A/A+ i B). Biorąc pod uwagę jakość Ołówka, myślę, że czekać warto. Jakkolwiek podejrzewam, że polatać Kocurem będzie można dopiero w przyszłym roku. A jak wiemy, jeszcze wszystko może się zdarzyć
    Zdrówko!
  4. lupucupu
    W końcu jest. Zrodził się w bólach, w bardzo krótkim czasie, i w dodatku przez chwilę istniało niebezpieczeństwo, że nie pojawi się w ogóle. MiG-21bis od Leatherneck Simulations, pierwszy prawdziwie niezależny dodatek do Digital Combat Simulator. Bo nie oszukujmy się, Belsimtek jest takim samym third party jak Dacia u Renault.
    Historia tego modułu jest dosyć zawiła i zaczyna się dobrych kilka lat temu, kiedy to jeden z twórców modów do Flaming Cliffs 2 postanowił swój produkt rozwinąć i zacząć na swoim hobby zarabiać. Swoją drogą, jeśli ktoś chce sprawdzić jak działa, i wygląda protoplasta DCS: MiG-21bis, to może sobie pobrać stosowny plik stąd. Potrzeba jedynie licencji na LockOn oraz Flaming Cliffs 2.
    Udana kampania na jednym z crowdfundingowych portali pozwoliła na ?uruchomienie produkcji? pełnoklikalnego (ale potworek mi wyszedł) dodatku. W 2012 r. pojawiły się pierwsze oficjalne zapowiedzi, i już wszyscy zacierali ręce, że wkrótce będzie można pofrunąć w doskonale odwzorowanym naddźwiękowcu.

    Los okazał się niezbyt łaskawy, i przed samą premierą pomysłodawca projektu ogłosił jego zamknięcie. Na szczęście pozostali członkowie drużyny dogadali się z nim, przejęli licencję i praktycznie w ciągu roku niemal od zera napisali to czym możemy dzisiaj pomykać nad Kaukazem. A muszę przyznać, że oczęta nieco mi z orbit wylazły gdy pierwszy raz zasiadłem w wirtualnym kokpicie Bałałajki (tak w kraju pochodzenia piloci nazwali MiGa).
    Wygląda na to, że chłopcy z Leatherneck wycisnęli z silnika DCS wszystkie soki, bo w tym momencie ich samolot to najładniej wyglądający moduł. Zarówno z zewnątrz, jak i w środku nie ma się po prostu do czego przyczepić. Policzyli chyba wszystkie nity, jakimi były zszywane poszczególne panele poszycia maszyny. Każde wybrzuszenie i klapka zostały dokładnie wymodelowane. Miód dla oczu.

    Numery seryjne na szybach! To się nazywa dbałość o szczegóły.
    W kabinie również można siedzieć i podziwiać kunszt grafików godzinami. Widać, że samolot przeszedł nie jedno, i swoje odsłużył. Oczywiście cała ta graficzna uczta nie pozostała bez konsekwencji. DCS sam w sobie nie należy do najlepiej zoptymalizowanych programów, a wrzućmy do tego jeszcze tak szczegółowy model i nawet najmocniejsze komputery dostawały potężnej czkawki. Szczęśliwie dwie łatki później twórcy istotnie ograniczyli wagę niektórych tekstur czy też skomplikowanie brył tworzących samolot, wreszcie nasze kalkulatory odetchnęły. Co ciekawe udało się tę operację przeprowadzić bez dostrzegalnego ubytku w jakości graficznej dwudzieskijedynki.
    Z modułem dostajemy instrukcję, trening, kilka szybkich misji, trochę misji pojedynczych i kampanię. Przyznam, że z braku czasu nie zagłębiłem się w rozgrywanie tychże, póki co uczę się obsługi samolotu. A tu akurat jest co robić. Prawdziwy wzorzec bohatera tego wpisu został opracowany w ZSRR w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku, zaś wersja którą odwzorowali panowie z Leatherneck pochodzi bodajże z 1971 i jest to czwarta generacja ołówka. Nie uświadczymy tu wspomagających pilota komputerów. Większość systemów ułatwiających prowadzenie walki została wykonana za pomocą młotka i kowadła Stąd milion przełączników w kabinie, które w dodatku nie są przesadnie logicznie rozmieszczone. Sprawy nie ułatwia fakt, że nie znam rosyjskiego, a tipsy wyświetlają się właśnie w tym języku (chyba nie obejdzie się bez reinstalacji całego DCSa). Niby można ustawić angielski kokpit, ale? takie rozwiązania nie są dla twardzieli. Szczęśliwie procedura uruchomienia silnika nie jest aż tak skomplikowana i po uważnej lekturze instrukcji można ją od biedy zapamiętać.

    Warto pamiętać, że zadaniem MiGa-21 było przechwytywanie nadlatujących natowskich samolotów, więc od momentu dostrzeżenia zagrożenia do oderwania się eskadry tych niemalże rakiet od ziemi powinno upłynąć jak najmniej czasu. Podstawowe uruchomienie i przygotowanie maszyny do startu odbywa się błyskawicznie. Resztę systemów można włączyć sobie już w powietrzu.

    Zwłaszcza, że np. tak istotne urządzenie jak radar do pracy potrzebuje chłodzenia. Alkoholem, który się w związku z tym zużywa, więc najbezpieczniej jest przełączyć sprzęt w tryb czuwania, dać mu jakieś pięć minut na rozgrzanie i kalibrację, a następnie włączać dopiero gdy mamy pewność, że uda się nam namierzyć jakiś cel. Chłodziwa starcza na ok. 20 minut ciągłej pracy, dlatego trzeba korzystać z niego z rozmysłem. Ponieważ jest to radar starego typu, to walka z współczesnymi samolotami często jest skazana na porażkę, bo już z daleka przeciwnicy wiedzą, że ich namierzamy, a do tego mają do dyspozycji naprawdę skuteczne urządzenia zakłócające sygnał. Jak pisałem wcześniej, rozwaga! Choć z przykrością muszę stwierdzić, że nie udało mi się wygrać jeszcze ani jednego pojedynku powietrznego Za atakowanie celów naziemnych się nawet nie zabieram. Oczywiście samolot ma taką możliwość, i środki, ale jego własności lotne wymagają sporego doświadczenia i obycia z maszyną.
    Właśnie? specyfika lotu tym cudem to bardzo interesujące zagadnienie. Nie jest to samolot przeznaczony do walki w zwarciu. Jako jego pilot mamy za zadanie czym prędzej wznieść się na stosowny pułap, namierzyć wroga, posłać mu prezenty, i wrócić do bazy. W związku z tym nie mamy do dyspozycji zbyt wiele paliwa, silnik nie jest mistrzem ecodrivingu, a do tego mała powierzchnia nośna narzuca wysokie prędkości nawet w tak newralgicznych momentach jak start i lądowanie. O ile jeszcze do odrywania się od ziemi z wysoką prędkością się jakoś przyzwyczaiłem, to już przyziemienie z 360 km/h na liczniku zawsze powoduje wyjątkowe doznania. Z takimi prędkościami całkiem szeroki pas startowy wydaje się być wąski jak most linowy w Andach. Oczywiście piszę o samolocie bez podwieszeń. Gdy zaopatrzymy się w jakieś uzbrojenie, to często może się okazać, że nie starczy nam drogi rozbiegowej. Dlatego przewidziano rakietowe wspomagacze, które w stosownym momencie załączają się automatycznie i dają nam dodatkowego kopa.


    Swoją drogą, nasi piloci lądowali z takimi prędkościami na DOLach (Drogowych Odcinkach Lotniskowych), to dopiero jest frajda.

    Youtube Video -> Oryginalne wideo Wyjątek z filmu "Na niebie i na ziemi" (1973)
    Tumański R-25, czyli serce naszego pupila, to silnik turboodrzutowy z dwustopniowym dopalaczem. Tak szybkiej maszyny w standardzie DCS (wszystko klikane, i takie tam) jeszcze nie było. Lot na 10000 m to dosłownie mgnienie oka, a prędkość dźwięku osiąga przerażająco szybko. Po prostu potwór! Przy okazji warto uważać na zbyt gwałtowne manewry. Przekroczenie pewnych wartości przeciążeń lub wprowadzenie samolotu w korkociąg może skutkować zdławieniem silnika i potrzebą jego awaryjnego uruchomienia. Jest to oczywiście do zrobienia, ale warto mieć wtedy zapas wysokości W przeciwnym razie zostaje katapulta i smutny widok rozbijającego się klasyka.
    Ogólnie jestem zachwycony tym modułem. Wymaga dużo nauki, nie jest tani (prawie 50$), ale wreszcie można zobaczyć z bliska i sprawdzić na czym latali nasi piloci przez ponad 40 lat. W końcu ostatni MiG-21 polskiego lotnictwa został odesłany na emeryturę dopiero w 2003 roku.

    Trochę lektury:
    MiG-21 oczami polskich pilotów tego samolotu:
    http://www.flyshark....liki/merlin.htm
    http://www.unicat.webd.pl/opis_bis.htm
    Raport z oceny przydatności bojowej uprowadzonego przez MOSAD w 1967 r. irackiego MiGa-21
    http://www2.gwu.edu/...s/area51_50.PDF
  5. lupucupu
    ...ale portfel może dosyć istotnie opustoszeć. Był spokój, były wakacje, było cicho. A tu nagle okazało się, że można sobie kupić do DCSa (tak, tak, o niczym innym nie mam zamiaru tutaj truć) dwa nowe samolociki od ręki, a także trzeci z nieco późniejszym dostępem. Oczywiście wszystkie z serii Fruwające Legendy, czyli znów mamy do czynienia z klasykami nad Gruzją. Tym razem już polatać możemy F-86F-35, czyli wersją z poprawionymi osiągami dzięki zmienionej konstrukcji skrzydła oraz zainstalowaniu mocniejszego silnika. Razem z nim dostajemy przeciwnika w postaci MiG-15bis, do którego możemy pruć z sześciu pokładowych karabinów lub wczesnych AIMów [GAR-8]. Wprawdzie "Fagot" póki co cierpi na kompleks boga i trochę trudno go zestrzelić, ale wygląda imponująco i prawdopodobnie wkrótce będzie można zasiąść za jego sterami. Koreańskiego weterana przygotowało studio Belsimtek. Myślę więc, że nie ma powodów do niepokoju co do jakości tego dodatku. Oczywiście wzorem poprzednich wypustów - Sabre jest aktualnie w stadium beta, i jeśli ktoś nie chce się irytować małymi błędami lub nie wszystkimi systemami działającymi - proponuję wstrzymać się z kupnem.


    Kolejną maszyną do oblatania jest Fw-190 D-9, wreszcie godny konkurent dla Mustanga. Długonosa Dora to końcowe stadium rozwojowe drugowojennych myśliwców Focke-Wulf (pomijając modele Ta), które w celu ulepszenia osiągów na dużych wysokościach zostały wyposażone w silniki rzędowe - w przeciwieństwie do gwiazdowych, będących sercem poprzednich wersji. Swoją drogą, myślałem, że opanowawszy start i lądowanie w Mustangu, przesiadka do kokpitu Dory będzie formalnością. Och, w jakim byłem błędzie. O ile obsługa systemów i dostęp do poszczególnych manipulatorów jest wzorem ergonomii, to operowanie maszyną na stojance czy wreszcie oderwanie się od ziemi wymaga praktycznie nauki od zera. A do tego potężny nos, który jeszcze bardziej zasłania widok do przodu niż w P-51. Trzeba natomiast przyznać, że przejrzystość wskaźników i ogólne rozplanowanie kokpitu to coś pięknego. Nie znam języka niemieckiego zbyt dobrze, ale nie mam najmniejszych problemów z odczytem potrzebnych w danym momencie wartości parametrów lotu, stanu amunicji czy stanu silnika. Szacunek dla projektantów.


    Trzecią maszyną spod szyldu Flying Legends jest Bf 109 K-4. Akurat tego się nie spodziewałem zupełnie. Właśnie dzisiaj ruszyła przedsprzedaż z możliwością pobrania bety (a jakże!) w okolicach listopada. Czyli jeszcze dziś nie polatamy, ale w perspektywie jakichś trzech miesięcy jak najbardziej. Fw i Bf są produkcji Eagle Dynamics, czyli głównych twórców DCS.

    Nawiązując do Messerschmitta warto wspomnieć losy planowanego DCS: WW II 1944, otóż główny pomysłodawca nie wywiązywał się za bardzo ze składanych obietnic i został odsunięty od projektu. Zaś prace nad nim w całości przejęło studio Eagle Dynamics. Większość programistów przeszła pod ich skrzydła, i teraz ten dodatek powstaje jako moduł do DCS: World. Pojawią się więc najpewniej obiecane wcześniej samoloty (zapowiedziany właśnie Bf, później P-47, Spitfire i Me.262), a następnie mapa Normanii oraz jakieś kampanie. Nie przypuszczam, by to wszystko miało się pojawić tuż tuż, ale hangary będą się sukcesywnie wypełniać interesującymi maszynami.
    Ciekawe jak w obliczu tego rysuje się przyszłość współczesnych maszyn? Mam tu na myśli głównie F/A-18C, nad którym ED pracuje już zapewne od kilku dobrych lat, a tu przejęcie zobowiązań zewnętrznego twórcy sprawiło, że pewnie prace opóźnią się jeszcze bardziej.
    Coraz większymi krokami zbliża się oficjalna premiera MiG-21bis, dodatku, którego historia o mały włos nie zakończyła by się spektakularną kraksą, gdy z powodów nieporozumień na tle finansowym inicjator projektu zapowiedział jego zamknięcie. Szczęśliwie pozostała część ekipy przejęła prace nad samolotem i niedawno pierwsze kopie promocyjne zostały przekazane recenzentom. Pierwsze opinie są bardzo pozytywne, więc myślę, że można czekać z rozpalonem licem. Ponadto już teraz można sobie pooglądać model zewnętrzny, który został zaimportowany do symulatora (wersja 1.2.10). Zdaje się, że na początku paźdzniernika my, zwykli cywile, będziemy mogli zasiąść w przepięknej kabinie używanego przecież również w naszym lotnictwie samolotu. Mała ciekawostka związana z Fishbedem. Leatherneck Simulations, czyli studio produkujące wspomnianego MiGa jest zarejestrowane w Polsce...
    Oprócz wymienionych wyżej modułów na horyzoncie majączą dodatki kilku innych producentów, z czego najbliżej premiery wydaje się być BAE Hawk, maszyna używana między innymi przez brytyjskie Czerwone Strzały. Akurat tym dodatkiem zajmuje się VEAO. Ponadto dosyć zaawansowany postęp prezentują twórcy hiszpańskiego C-101 Aviojeta i grupa zajmująca się L-39 Albatrosem. Akurat te trzy samoloty to sprzęt szkolno-bojowy, więc adrenalina raczej nie skoczy, ale tak czy siak, zapowiada się wysyp interesujących dodatków.
  6. lupucupu
    Pomimo kryzysu w wiadomej części świata gospodarka jeszcze jakoś się trzyma, w tym również moje ulubione studio Eagle Dynamics. Ponieważ chłopcy nie chcą żeby ludzie przestali kupować ich produkty, to od czasu do czasu je uaktualniają. Z różnym skutkiem. Tym razem zmiany są dosyć istotne, a niektóre z nich nawet zauważalne.
    W związku z tym, że ED to dosyć małe studio i nie mają zasobów (w tym finansowych), które można przeznaczyć na szczegółowe beta testy postanowili, że testerami mogą zostać wszyscy chętni. Ja, Ty, On, Ona, Ono, My, Wy, Oni. Wystarczy zarejestrować się na stronie DCS, pobrać wersję stabilną, zainstalować, następnie dociągnąć instalator bety, zainstalować (a jakże - na szczęście instalka kopiuje większość plików z wersji stabilnej z dysku lokalnego, a dociąga tylko pliki uaktualniające do wyższego numeru). Tym oto sposobem poświęcamy nasz cenny disk spejs oraz czas na ulepszenie i tak już niemal doskonałego produktu . Jakie ciekawostki programiści zafundowali nam tym razem?
    Zacznę od ficzerów dostępnych w ramach licencji darmowej:
    Pojawił się drugi samolot dostępny za darmo, oto TF-51D - Mustang pozbawiony cech bojowych, z wywalonym uzbrojeniem i kadłubowym zbiornikiem paliwa (w jego miejsce wstawiono dodatkowy fotel, niestety nie można zabrać pasażera). Z trójwymiarowym kokpitem, w pełni interaktywnymi systemami oraz zaawansowanym modelem lotu. Jak chcecie się przekonać co to znaczy siedzieć za dwunastoma cylindrami Merlina, lepszego rozwiązania nie znajdziecie. Jako że jest to beta (słowo klucz do wszystkich współcześnie wydawanych programów, których nie chciało się twórcom kończyć o czasie ), kilka rzeczy jest do poprawki. Mianowicie nie działa oświetlenie zewnętrzne i nie można zainstalować smugaczy - podstawowego akcesorium w akrobacji lotniczej, a zapewne do tego właśnie będzie wykorzystywany ten moduł. Innych grzeszków nie znalazłem, ogólnie - warto.


    Kolejna istotna zmiana - Su-25T doczekał się aktualizacji kabiny. W końcu można się porozglądać po pięknie wymodelowanym 3D. Strasznie tam ciasno, ale wrażenia wizualne pierwszorzędne.

    Wreszcie ostatni z zauważalnych ficzerów, za które nie trzeba dopłacać - obsługa Oculus Rift. Nie posiadam tego wynalazku (jeszcze), ale słuszną linię obrali wydawcy. Myślę, że jeśli chodzi o symulatory, to kolejnym krokiem by wirtualne latanie stało się bliższe rzeczywistości jest zdobycie licencji pilota. Szkoda, że z tym zbiegła się zmiana właściciela OR, trochę przeraża mnie perspektywa otrzymania powiadomienia, że koleżanka zmieniła status gdy będę robił uniki przed zbliżającym się pociskiem ziemia powietrze.
    W płatnych elementach pojawiły się równie interesujące aktualizacje. Su-33 podobnie jak dwudzieska piątka dostał trójwymiarowy kokpit. Wygląda obłędnie. Aż szkoda zmieniać maszynę, jak już się "posiedzi" trochę w środku.


    UH-1H w końcu może przenosić ładunki podwieszane. Nie udało mi się jeszcze zgłębić tematu, ale rzekomo jest i działa. Tym samym po krótkiej bytności w grupie produktów ukończonych Huey znowu otrzymał dopisek beta
    Na koniec dająca najwięcej wrażeń zmiana - F-15 wreszcie zachowuje się jak samolot. Zaawansowany Model Lotu napisany przez Belsimtek (tak, tak to ci od helikopterów - aktualnie mają w przygotowaniu F-86 Sabre(!) i AH-1G) diametralnie zmienia wrażenia płynące z operowaniem tą maszyną. Oczywiście trzeba teraz poświęcić znacznie więcej uwagi, żeby utrzymać się na kursie, tankowanie w powietrzu zapewne stanie się wyczynem godnym najlepszych asów, a samo lądowanie to nie lada wyzwanie, ze względu na wąski rozstaw goleni i sporą prędkość przy przyziemieniu. Adrenalinka skacze wyraźine nawet przy podstawowych manewrach. Przy okazji - kto by pomyślał, że taka kupa żelastwa może być tak zwrotna. Ciekawe jak o obecnym modelu lotu wypowiedzieliby się ludzie, którzy latają eFami w rzeczywistości.
    Naturalnie oprócz tych wizualno-namacalnych zmian poawiło się mnóstwo innych, których listę twórcy zamieścili na forum DCS. Warto się z nimi zapoznać i zasiąść za sterami "Żaby" albo Mustanga.
  7. lupucupu
    Cześć, jakiś czas minął od ostatniego wpisu, ale informuję, że żyję i nie zapomniałem.
    Dzisiaj polatamy za darmo. Prawie.



    Weźmy na tapetę DCS: World, ?system operacyjny? dla poszczególnych modułów Digital Combat Simulator, z których kilka już opisałem.



    W roli głównej Su-25T, samolot bliskiego wsparcia przeznaczony do zwalczania celów opancerzonych, czyli głównie czołgów (stąd T w nazwie). Jest to zmodyfikowana, szkolna wersja samolotu Su-25, będącego praprawnukiem Szturmowika. W miejscu zajmowanym przez instruktora znalazła się dodatkowa awionika niezbędna do operowania bardziej wyrafinowanymi systemami uzbrojenia, stąd charakterystyczny garb i zwiększona masa płatowca. Samolot otrzymał wprawdzie mocniejsze silniki, ale i tak maszyna nie należy do najżwawszych, a dodatkowo obciążona uzbrojeniem stanowi jeszcze większe wyzwanie dla pilota. Nawet wirtualnego.



    Żeby na dzień dobry nie odrzucić potencjalnych fanów symulacji, którzy nie mieli wcześniej do czynienia z bardziej zaawansowanymi produkcjami tego typu, twórcy udostępnili Suchoja w wersji? powiedzmy LockOnowskiej, czyli z uproszczoną awioniką. Nie trzeba spędzać godzin na nauce uruchomienia silników, wystarczy pobieżna lektura instrukcji lub rzut okiem na filmy szkoleniowe, czy to w grze (swoją drogą pochodzące jeszcze z czasów pierwszych Flaming Cliffs), czy na znanym portalu z materiałami wideo. Dzięki temu możemy skupić się na operowaniu uzbrojeniem, wykonywaniu zadań i samym locie, zamiast zastanawiać się, który guzik wcisnąć, żeby uruchomić HUD.
    Jeśli chodzi o poziom wykonania maszyny, właściwie nie ma powodów do narzekań. Zewnętrzny model jest bardzo ładny, wnętrze jeszcze nie doczekało się trójwymiaru, ale porządny kokpit jest już w drodze, o czym od czasu do czasu przypominają wydawcy publikując obrazki z postępu prac. Jak na porządny symulator przystało, samolot podlega prawom fizyki, więc nie poszalejemy w powietrzu, a nawet na lądzie, ponieważ wąski rozstaw goleni powoduje, że zbyt szybkie branie zakrętów w drodze na pas startowy może skończyć się urwanym skrzydłem lub zupełną kraksą. A przecież chcemy jeszcze wystartować. Biorąc pod uwagę, że mamy to wszystko za darmo ? moim zdaniem twórcom należą się brawa.
    Może teraz zwróćmy się ku pozostałym elementom gry. Tu już tak miło nie będzie. O ile większość żelastwa jest wykonana na całkiem fajnym poziomie, a ponadto jako modele 3D pooglądać możemy i wykorzystać jako sprzęt sterowany przez AI wszystkie maszyny, które można kupić w postaci modułów DCS, o tyle jeszcze sporo sprzętu pamięta czasy pierwszego LockOna, a może nawet Flankera. Serio, aż gryzie w oczy, gdy lecą obok siebie piękny i błyszczący KC-135 oraz kanciasty C-17, którego koła, to zbitek brył podobny do tych, jakie rysowałem na zadaniach z matematyki będąc w liceum. Eagle Dynamics robi co może, bo oprócz wydawania kolejnych modułów poprawiają modele 3D dostępnych w grze maszyn, niestety jest to małe studio, więc jeszcze długo będziemy oglądać takie kontrasty.



    Obok takich piękności...



    ...trafiają się (często) takie kwiatki chwasty.
    Kolejna sprawa to wygląd terenu i obiektów statycznych, jak elementy zabudowy lotniska, miast, wreszcie drogi czy infrastruktura. Wszystkie te składniki gry pochodzą z czasów symulatora łupanego, i trzeba mieć sporo samozaparcia i dużą tolerancję na, co tu kryć, brzydotę, by wygląd roztaczający się poza kabinę pilota uważać za ładny. Marudzę trochę, bo właściwie z daleka teren w DCS tak bardzo nie gryzie, sęk w tym, że pierwsza maszyna, z którą się stykamy, to niezbyt szybki szturmowiec, którym lata się raczej nisko, więc doskonale widać jakość grafiki, serwowaną nam przez projektantów. Tutaj gra wymaga gwałtownych działań, które przynajmniej przybliżą jej wygląd do współczesnych produkcji. Wiecie, że DCS cały czas hula na DirectX 9? Wprawdzie pojawiły się poprawiające wygląd filtry, typu HDR, zaawansowane wygładzanie krawędzi, czy wreszcie doczekaliśmy się fajnych strug na końcówkach skrzydeł i rosyjskie samoloty kopcą jak należy (widzieliście kiedyś MiGa-29 na jakichś pokazach lotniczych? ), ale nie zmienia to ogólnego wrażenia, że z grafiką najlepiej nie jest.



    Kopciuch. Subtelny, ale zauważalny efekt.



    Szkwał w akcji.



    Proponuję nie latać zbyt nisko.
    Kolejna rzecz ? optymalizacja. A raczej jej brak. Jeśli chcecie śmigać w Full HD, z wszystkimi detalami i bajerami włączonymi, to obawiam się, że jeszcze nie powstał komputer, który to płynnie uciągnie. Dopiero niedawno gra ?nauczyła? się korzystać z więcej niż jednego rdzenia procesora, a i tak nie robi tego zgodnie ze sztuką (jeden rdzeń ?ciągnie? dźwięk, drugi męczy się z całą resztą). O ile na mocnych kompach można polatać zwiedzając teren jeszcze w miarę płynnie, to gdy zaczyna się jakaś większa akcja pokaz slajdów mamy gwarantowany. Mam nadzieję, że wraz z (ciągle opóźnianą) migracją na nowy silnik graficzny wspomniane problemy znikną, albo przynajmniej zostaną istotnie ograniczone.



    Okolice.
    Teren działań to wschodnie wybrzeże Morza Czarnego i spory kawałek Kaukazu. Możemy więc sklecić sobie misję ochrony Igrzysk w Soczi. Fani LockOna pamiętają te mapy z czasów Flaming Cliffs, więc praktycznie od 10 lat zwiedzamy Gruzję. Zatem nazwa DCS: World jest nieco przesadzona.



    Edytor z bliska.



    Uzbrojenie możemy wybrać w edytorze,



    ...oraz na lotnisku, w trakcie misji.
    Wraz z Su-25T dostajemy jedną kampanię, filmy szkoleniowe, które możemy sobie pobrać z serwerów gry dzięki odpowiedniej opcji w menu, i potężny edytor misji (jego opis zajmuje chyba z 80% manuala DCS: World). Już z poziomu samego edytora można ?działać cuda?, a jak ktoś ma zacięcie programistyczne, to i dzięki wbudowanemu językowi można ręcznie klecić skrypty uatrakcyjniające samodzielnie wykonane misje. Jeśli macie (jak ja) dwie lewe ręce do programowania, a nie chcecie rozpoczynać kampanii, to można na szybko wykorzystać przygotowane przez twórców misje pojedyncze, trochę zabawy jest w sekcji ?Instant Action? oraz z pomocą Tworzenia Szybkich Misji, gdzie możemy ustawić sobie pogodę, sytuację na froncie a potem jeszcze to wszystko dopicować w edytorze. Możliwości jest całkiem sporo.
    Dla maniaków sprzętu wojskowego jest obszerna encyklopedia, której studiowanie może być miłym przerywnikiem pomiędzy polowaniami na partyzantów w górach, albo zwalczaniem instalacji przeciwlotniczych.
    A dlaczego napisałem, że prawie za darmo? Otóż można próbować latać Frogfootem z pomocą klawiatury, jest nawet opcja to ułatwiająca ? Game mode, która może pomóc nam zarówno w locie, jak i operowaniu awioniką, ale co to za frajda bawić się symulatorem bez porządnej wajchy? Niezły dżojstik z przepustnicą i skrętną rączką bardzo istotnie poprawia wrażenia płynące z zabawy. A taki kontroler niestety kosztuje. Po jakimś czasie najdzie nas ochota na dodatkowe ułatwienie w postaci osobnego regulatora gazu, orczyka (swoją drogą, jeden z naszych rodaków na forum poświęconym symulacjom lotniczym zareklamował się jako producent fajnej repliki orczyka z ME109, piękna zabawka, niestety kosztowna, ale wykonanie pierwszorzędne), czy wreszcie sprzętu umożliwiającego rozglądanie się za pomocą głowy, a nie nędznego grzybka. Jak się podliczy koszty, to okazuje się, że do czerpania satysfakcji z zabawy darmową grą, trzeba się nieźle szarpnąć na różne utensylia. Wspominałem już, że potrzebny jest naprawdę mocny komputer?
    Z powyższego wynikałoby, że DCS: World to taki se wypust, przyprawiający bardziej o frustrację, niż radość z zabawy. Oczywiście ma sporo wad, ale do głowy nie przyszło mi, by go skreślać. Dopracowane modele lotu poszczególnych maszyn i wierne ich odwzorowanie to bardzo duża gratka dla fanów lotnictwa. Zwłaszcza, że na rynku porządnych symulatorów jest jak na lekarstwo. Do tego fajny dźwięk, multiplayer i to zarówno dla mających zacięcie bojowe, jak i dla bardziej pokojowych oblatywaczy pozwalają na długotrwałą i przyjemną zabawę.
    W związku z tym serdecznie polecam zapoznanie się z DCSem, raptem 7 GB instalatora, to prawie nic, a ile frajdy z wspólnego lotu w formacji z Batumi do Senaki. A jak już będzie działać wsparcie dla Oculus Rift, dopiero się zacznie jazda.
  8. lupucupu
    Nadleciał Mi-8MTv2! Kto by pomyślał, że białoruskie studio, wyrosłe niczym Filip z konopi, nie wiadomo skąd, będzie w stanie w krótkim czasie dostarczyć dwa bardzo zaawansowane i chyba jedne z najlepszych na rynku dostępnym dla przeciętnego cywila symulatory śmigłowców. Wprawdzie oba znajdują się jeszcze w fazie beta, ale Hueyowi naprawdę niewiele brakuje do pełnoprawnej edycji, a Hip jak na tak wczesne stadium rozwojowe prezentuje się nad wyraz solidnie. A to wszystko na przestrzeni nieco ponad roku od pojawienia się informacji, że takie studio jak Belsimtek w ogóle istnieje. W porównaniu do butnych zapowiedzi innych developerów, pokazujących jedynie zrzuty ekranowe z różnych 3Ds Maksów wynik Białorusinów jest zaiste imponujący.



    Trudno mi, biorąc pod uwagę fakt, że jest Mi-8 dopiero w fazie ?beta1? dostępnej publicznie, ferować wyroki na temat jakości samego modułu. Zwłaszcza, że jestem zwykłym zjadaczem chleba, nie mającym na co dzień do czynienia z jakimikolwiek statkami powietrznymi inaczej niż na komputerze. W obecnym miejscu wiele systemów nie zostało jeszcze ?uruchomionych?, sporo przycisków w kabinie nie działa, a instrukcja obsługi jest dostępna jedynie w języku naszych wschodnich sąsiadów, którego niestety nie miałem szansy bliżej poznać (trzeba to będzie zmienić). Zważając na to, twórcom należy się wdzięczność, że dorzucili chociaż interaktywny trening pokazujący jak uruchomić tę ślicznotę.
    A muszę przyznać, że pierwsza wizyta w kabinie Mi-8* jest cokolwiek przytłaczająca. Nic dziwnego, że jest potrzebna trzyosobowa załoga.

    Deska rozdzielcza, okej tu jeszcze dajemy radę.

    Z innej perspektywy.

    A mówią, że od przybytku głowa nie boli... panel sufitowy.
    Oczywiście nie ma się co zrażać. Po bliższym zapoznaniu okazuje się, że sporo z tych przełączników to bezpieczniki, które włączamy raz przed uruchomieniem maszyny, i jeśli wszystko przebiega bez problemu, to zapominamy o nich na resztę zabawy. Kolejność klikania w pozostałe można od biedy zapamiętać, i po kilku próbach uruchomienie silników Hipa nie jest aż takim wyzwaniem. Niestety optymalizacja cokolwiek kuleje. Przy takich samych ustawieniach grafiki w UH-1 wszystko działa płynnie i bez zaciachów, a Mi-8 z widokiem z kabiny jest praktycznie niegrywalny. Trzeba wyłączać wygładzanie krawędzi, co dosyć istotnie wpływa na przyjemność wizualną podczas latania. Mam nadzieję, że wkrótce twórcy to poprawią.

    Tak brzydki, że aż ładny.
    Lot tym cudem dzięki wbudowanemu kilkukanałowemu autopilotowi jest znacznie mniej absorbujący niż Hueyem, wystarczy jeden przycisk i ewentualne błędy pilota są niwelowane przez maszynę. Oczywiście ze względu na masę i wielkość helikoptera trzeba nieco inaczej zabierać się za wykonywanie pewnych kluczowych manewrów, jak podejście do lądowania czy nawroty. Należy je planować z większym wyprzedzeniem i przy wykonywaniu mieć na względzie znacznie większą bezwładność Mi-8. Ale i tak ?funu? jest mnóstwo. Kto by pomyślał, że bujanie się w ciężkiej transportowej maszynie może dać tyle radości. Przyzwyczajonym do Uh-1 muszę przypomnieć, że wirnik obraca się w przeciwnym kierunku, więc pewne odruchy trzeba wykonywać ?odwrotnie?. Mam tu na myśli głównie zwis, gdzie charakterystyczne ustawienie drążka sterowania okresowego i pedałów sterujących śmigłem ogonowym może doprowadzić do niekontrolowanego bączka zakończonego dziurą w ziemi, jeśli nie uwzględnimy tej ?małej? różnicy. Czuć to zwłaszcza podczas lotu z wyłączonym autopilotem.

    Udźwiękowienie stoi na bardzo wysokim poziomie. Zresztą? najlepiej posłuchajcie sami. :]

    Youtube Video -> Oryginalne wideo Jak to u Eagle Dynamics cena modułu niska nie jest. Pięćdziesiąt dolców to kupa forsy, ale trzeba przyznać, że jeśli weźmiemy pod uwagę szczegółowość symulacji i jej jakość ? kwota jest do przełknięcia. Żeby było ciekawiej twórcy z okazji udostępnienia swoich produktów na Steam, a także na okoliczność rozpoczynającej się jesieni zrobili dwie promocje. W każdej z nich znacząco obniżyli ceny swoich produktów, w tym dwa tygodnie wcześniej wydanego Mi-8. Nagle ludzie którzy wydali nie małą kasę w dniu premiery poczuli się ?nieco? oszukani. W dodatku jest to beta? Zresztą Huey jest już po trzech takich promocjach. Wychodzi więc na to, że doczekaliśmy się obniżki cen produktów, które oficjalnie nawet nie zostały wydane. Dziwna polityka marketingowa?
    Oczywiście na forum ED z tej okazji użytkownicy podnieśli raban i po kilku dniach pojawił się wpis jednego z przedstawicieli wydawcy, że nabywcy Hipa, którzy kupili go w pełnej cenie dostaną rabat na jeden z przyszłych (dowolny wybrany) modułów DCS. Ufff? Bo już czułem się cokolwiek niezręcznie. Myślę, że wybrnęli z sytuacji z twarzą.
    *)albo Mi-17, będącego w istocie eksportową wersją ósemki i używaną między innymi przez nasze siły zbrojne ? wyjeżdżające z fabryki egzemplarze w zależności od klienta, do którego mają trafić otrzymują stosowne oznaczenie, więc jest całkiem prawdopodobne, że taki układ przyrządów możemy znaleźć w maszynach używanych w naszym wojsku
    Dodatek A
    Ruszył i osiągnął podstawowy cel Kickstarter na DCS World War II: Europe 1944! Przyznam, że się tego nie spodziewałem. Co ciekawe jego twórcy to ludzie odpowiedzialni po części za klapę Cliffs of Dover więc teraz obiecują prawie tyle co nasi politycy przed wyborami. O dziwo znaleźli się chętni by ich wspomóc. A trzeba przyznać, że cele mają ambitne. Do tego model biznesowy zostanie przejęty z standardowego DCSa, czyli darmowa podstawka i płatne samoloty tudzież mapy w przyszłości. Żeby było jeszcze ciekawiej, to RRG Studios (twórcy w/w tytułu) obiecuje, że owa podstawowa, darmowa, wersja będzie miała 3 (słownie: trzy) latalne samoloty odwzorowane na poziomie Mustanga z DCS: World. Będą to, uwaga, uwaga: P-47D-28, Spitfire Mk IX, Bf-109K-4. Naturalnie będzie możliwość zaimportowania posiadanej licencji na Mustanga i w przyszłości Fw-190 jak już się ukaże w wersji do DSC: World.
    Latać będziemy nad Normandią i południową Anglią podczas inwazji Aliantów. D-Day i takie tam. Oczekujemy więc eskortowania B-17 nad terytorium Niemiec, ataków na cele naziemne z P-47 czy też dramatycznych potyczek z Me-262.
    Jestem cokolwiek zszokowany, ale niech tam. Trzymam wszystkie kciuki. Tytuł ma się ukazać pod koniec przyszłego roku i będzie hulać na aktualnie opracowywanym silniku EDGE. Docelowo zresztą wszystkie tytuły Eagle Dynamics mają się o tenże opierać, więc należy oczekiwać aktualizacji w przyszłości (niedalekiej?).
    Dodatek B
    Kilka fotek z tegorocznego Radomia. Niestety nie starczyło mi sił na całe dwa dni. Ba nawet całego pierwszego nie przestałem. Ale trochę materiału udało się zgromadzić. Zaś za numer z wodą, której nie można było wnosić na lotnisko, a jedyna jaką można było kupić kosztowała 5 zeta za butelkę organizatorami powinny się jakieś trzyliterowe służby zainteresować.
    Ale i tak było fajnie







    A tymczasem miłego wieczoru!
  9. lupucupu
    Na początek laurka. Chciałbym podziękować za dostrzeżenie mojego skromnego blogaska już po drugim wpisie. Niestety nie mam zbyt wiele czasu, więc nie śledzę na bieżąco strony głównej, ale któregoś dnia z ciekawości wpisałem w szukajkę skrót "dcs" i jakież było moje zaskoczenie, gdy pierwszy wynik kierował do mojej notki o Mustangu. <pride_mode>Micha cieszyła mi się cały dzień</pride_mode>
    Chciałbym zaznaczyć, że nie jestem aż takim hardkorem... wręcz przeciwnie, sam siebie zaliczyłbym do grona każuali. Mam normalną pracę i sporo rzeczy na głowie, nie wiem nawet połowy tego, co bym chciał, ale bardzo lubię lotnictwo i lubię dzielić się swoimi zainteresowaniami z innymi.
    Gierki o tematyce symulacyjnej są faktycznie dosyć wymagające, ale jeśli właściwie się do nich podejdzie, to nie nudzą już po kilku godzinach. Zazwyczaj nie mają fabuły, która może odrzucać, do tego nie trzeba znać pięciu poprzednich części, żeby wiedzieć o co chodzi w aktualnej. Przy czym myślę, że jest to jeden z niewielu gatunków cyfrowej rozrywki, z których faktycznie można się nauczyć czegoś co przyda się w życiu (w szkole, towarzystwie, a może nawet w przyszłej pracy?). A jeśli moje wypociny sprawią, że ktoś zainteresuje się tym dosyć niszowym gatunkiem gier, to tym bardziej cieszę się, że mogę tu je zamieszczać.
    Impreza
    Jako, że już za kilkanaście dni odbędzie się największa lotnicza impreza w Polsce chciałbym podzielić się kilkoma doświadczeniami, do których doszedłem po uczestnictwie w kilku takich wydarzeniach. Nie są to autorytarne nakazy. Po prostu moje własne obserwacje, które mogą się przydać.
    Nie będę się rozpisywał o dojeździe, ponieważ miałem ten komfort, że w Radomiu spędzałem cały weekend, od piątku włącznie i korki, czy szukanie parkingu nigdy nie były dla mnie zmorą. Natomiast skupię się na tym, o czym warto pamiętać wybierając się na lotnisko.
    Ponieważ mamy lato, i to dosyć gorące warto mieć przy sobie kremik z filtrem, okulary przeciwsłoneczne i okrycie głowy. Pas startowy w Sadkowie jest usytuowany niemalże na linii wschód-zachód, a publiczność stoi zwrócona twarzą na południe. Jeśli dopisze pogoda i będzie bezchmurne niebo, co bardziej wytrwałych kibiców czeka cały dzień, albo nawet i dwa intensywnego opalania. Podstawa do dobre zabezpieczenie przeciwsłoneczne i porządne nawadnianie organizmu. Moja sugestia, to przewiewne ciuchy (len?), w jasnych kolorach i jakiś fajny kapelutek albo czapka z daszkiem w stylu Legii Cudzoziemskiej, z kurtynką osłaniającą kark. Warto wziąć ze sobą koc albo krzesełko wędkarskie, jeśli chcemy zająć z góry upatrzone pozycje przy barierkach aby uchwycić na zdjęciach wyczyny pilotów biorących udział w pokazach. Ostrzegam, że opuszczenie miejsca obserwacji przy barierce, jeśli nie mamy towarzystwa, które mogłoby popilnować stanowiska jest praktycznie równoznaczne z utratą pozycji
    O ile dobrze pamiętam władze Radomia zapewniają na te dwa dni pokazów całkiem przyzwoity dojazd do lotniska za pośrednictwem komunikacji publicznej. Autobusy kursują całkiem często, jakkolwiek w sobotę mogą być mniejsze i nieco rzadziej (to na wypadek załamania pogody i nagłego odwrotu tysięcy oglądających - w pierwszy dzień pokazów w 2009 roku, gdy zaczęła się ulewa i pokaz dynamiczny odwołano, na przystankach działy się sceny jak w Indiach na dworcach kolejowych). Warto z tego między innymi względu zaopatrzyć się w płaszcz przeciwdeszczowy, ponieważ może być różnie...
    Na teren lotniska nie wnosimy żadnych niebezpiecznych przedmiotów, chyba nawet płyny w butelkach będą zabronione - napitek można nabyć na terenie pokazów. Lotnisko opuścić można co najmniej dwoma bramami i gwarantuję, że nie ma sensu pchać się za tłumem
    Fotky
    Jeśli macie zamiar robić zdjęcia samolotom innym niż stojące na wystawce, to proponuję zwrócić uwagę na to aby mieć aparat z możliwością co najmniej półautomatycznych ustawień, a nie tylko zielonego kwadracika. Oczywiście najlepsza byłaby lustrzanka z porządnym autofokusem, szybką serią i pojemnym buforem, do tego obiektyw o ogniskowej dajmy na to 400mm. Ale nie oszukujmy się, nie każdy ma ochotę czy potrzebę wydawania ciężkiej kasy na sprzęt, który przyda się raz na dwa lata A dziecku czy lubej/mu fajne fotki możemy robić też kompaktem za pińcet.
    Anyway, przyjmijmy, że jednak jesteśmy pasjonatem lotnictwa z zacięciem fotograficznym, ale na pokazy pojechaliśmy po raz pierwszy. Wykosztowaliśmy się na sprzęcior z dużym zumem (uogólnienie, ale na potrzeby tego wpisu zostawmy tak... tu niestety długość w pewnych wypadkach ma znaczenie) i chcemy jak najlepiej uchwycić popisy naszych Biało Czerwonych Iskier, które właśnie będą celebrować pół wieku TS-11 w polskim lotnictwie.
    Zwróćmy uwagę, aby aparat przestawić w tryb T(ime) lub S(hutter) - nazwa zależnie od producenta aparatu. Tryb ten to priorytet czasu (migawki). My mówimy aparatowi jak długo ma naświetlać detektor, a pozostałe parametry, czyli wartość przysłony i czułość aparat dobiera sam. Wartość czasu dobieramy w zależności od efektu jaki chcemy uzyskać i maszyn, które fotografujemy. Dajmy na to, współczesne odrzutowce, które nie mają praktycznie wyraźnie widocznych części ruchomych możemy śmiało trzaskać z czasami rzędu 1/1000 sek czy nawet krótszymi. Sam ich wygląd jest wystarczająco... "dynamiczny" by stosowanie krótkich czasów naświetlania nie stanowiło dużego problemu.
    1/1000 sek.

    1/1000 sek

    Poza tym odrzutowce latają z dużymi prędkościami, więc nawet w przypadku mijanek mamy szanse na uzyskanie atrakcyjnych wizualnie rozmyć samolotów przelatujących obok.
    Niestety stosowanie tak krótkich czasów migawki zupełnie nie sprawdza się przy zdjęciach samolotów śmigłowych. Za krótka ekspozycja matrycy (czy filmu) na światło kończy się niezbyt ciekawymi statycznymi obrazkami, na których samoloty wyglądają jak zawieszone na sznurkach pod sufitem modele:
    1/4000 sek

    Myślę, że takim granicznym czasem, na którym można uzyskać jeszcze w miarę fajne rozmycia śmigieł, a przy tym mieć nieporuszone zdjęcie jest 1/320 sek. A i to w przypadku, gdy samolot leci prawie na nas. Gdy robimy fotkę maszynie z profilu, może się zdarzyć, że łopaty śmigła będą wyglądać jak nieruchome piórka. Mało ciekawie.
    1/100 sek

    1/320 sek

    1/320 sek

    Robiąc mijanki obserwuję akcję oboma oczami. Jednym przez wizjer, drugim "ogarniam" plan ogólny. To w celu wyczucia momentu naciśnięcia spustu. Bufor w aparacie nie jest nieskończony, a jego opróżnianie trochę trwa, nie chcemy by się zapełnił w trakcie najciekawszego momentu. Szkoda by było też zacząć serię zbyt późno.
    Najbardziej optymalnym czasem, dającym nieźle rozmazane śmigiełka, a przy tym dużą szansę na nieporuszone zdjęcie jest 1/250 sek. Dłuższe otwarcie migawki grozi rozmazanym całym zdjęciem, a nie tylko śmigłem Warto mieć wtedy monopod, porządną stabilizację w obiektywie albo na prawdę solidny chwyt. Trzeba jednak przyznać, że udane zdjęcia wyglądają wtedy na prawdę atrakcyjnie.
    Najtrudniejszym chyba punktem programu jest fotografowanie śmigłowców w locie. Nie poruszają się szybko, ale ich rotory obracają się o wiele wolniej niż śmigła sportowych awionetek czy drugowojennych warbirdów. W wypadku helikopterów 1/60 sek może okazać się czasem zbyt długim krótkim na uzyskanie ładnego rozmycia łopat wirnika.
    1/80 sek

    1/60 sek



    W takim wypadku w sukurs może przyjść barierka albo kark współtowarzysza, o które możemy oprzeć się by zminimalizować drgania aparatu.
    Bardzo ważne jest dobre ustawienie światłomierza w aparacie, tak aby prawidłowo naświetlić fotografowany obiekt. Jest to szczególnie istotne w Radomiu, gdzie foty strzelamy pod słońce i warunki oświetleniowe są tam na prawdę wymagające. Niestety jedyne co mogę polecić to szczegółowe zapoznanie się z instrukcją obsługi aparatu i wstępne przestrzelanie sprzętu przed właściwymi pokazami, aby zapoznać się z kaprysami światłomierza w aparacie. Z autopsji znam jedynie sprzęt Canona, więc mogę zasugerować przestawienie pomiaru w tryb punktowy oraz ustawienie korekcji na +1 EV (instrukcja obsługi!). W miarę możliwości róbcie foty w RAWach, zawsze można wtedy próbować ratować nie całkiem dobrze naświetlone zdjęcie, które jednak jest dobrym kadrem.
    Oczywiście nie zapominamy o naładowaniu baterii i sformatowaniu kart pamięci. Warto też mieć ich zapas (większy), bo nie znamy dnia ani godziny kiedy nam zabraknie prądu albo disk space
    Na koniec... Nie bójmy się obróbki!



    Z wydawałoby się mało ciekawego zdjęcia można wyciągnąć całkiem interesujący obrazek.



    Udanych fotek i mnóstwa pozytywnych wrażeń!
    PS. Wszystkie fotki w tym wpisie są mojego autorstwa, proszę ich nie kopiować i nie używać bez mojej zgody. Z góry dziękuję.
  10. lupucupu
    Będzie krótko, gdyż za oknem tak pięknie, że szkoda siedzieć przed świecącym pudłem.
    1. Lock On umiera.
    Wraz z publikacją DCS: World 1.2.5 Eagle Dynamics powoli wygasza markę Lock On, której wykorzystanie zmusza użytkowników do posiadania oryginalnego LO:MACa, żeby można było pograć w Flaming Cliffs 3. A gdzie teraz można kupić tego starocia? Chyba tylko na znanym portalu aukcyjnym.
    Wszystko to ze względów licencyjnych i umowy z UBI, które posiada prawa do tego tytułu. Od teraz można kupić A-10A i Su-25A jako moduły DCS Flaming Cliffs. Czyli z awioniką na poziomie LockOna właśnie. Bez klikalnych kokpitów i potrzeby uczenia się "siebie na pamięć" za to pozwalających na w miarę szybkie ogarnięcie samolotów i wykonywanie skutecznych lotów bojowych już po kilku godzinach spędzonych za sterami tychże.

    Oba modele są wykonane starannie, posiadają AFM czyli Zaawansowany Model Lotu i przepiękne trójwymiarowe kokpity. Mówię wam, w Su-25 mogę siedzieć pół dnia i tylko oglądać zawartość kabiny pilota. Należy dodać, że dotychczasowi posiadacze Flaming Cliffs 3 nie muszą zaopatrywać się w nowe wersje A-10 i Su-25 jeśli zechcą mieć nowy model lotu i wnętrza. Twórcy dodają te "ficzery" do samolotów z FC3 za darmo. (Co za ulga )
    A-10A:


    Su-25A:



    Oczywiście są minusy. Pojedynczy moduł kosztuje piętnaście dolców, a całe FC3 pięćdziesiąt. Przy czym Flaming Cliffs, to oprócz dwóch wspomnianych wyżej samolotów, również Su-27, Su-33, Mig-29 w trzech wersjach i F-15C. Przy czym Su-27 i Eagle są wykonane wręcz obłędnie (patrz niżej). Gdy pojawią się jako osobne moduły w cenach podobnych do szturmowców to zakup parku maszynowego odpowiadającego Płonącym Klifom będzie sporym wydatkiem.

    2. Ił-2: Bitwa o Stalingrad
    Można składać wstępne zamówienia na nowe wcielenie Szturmowika. Produkcją zajmuje się część ekipy 1C Maddox oraz 777 czyli twórcy Rise of Flight. Zapowiada się co najmniej interesująco. Niestety tanio nie jest: 50$ wersja standardowa, 90$ wersja premium, za to z dostępem do gry przed oficjalną premierą i dwoma dodatkowymi samolotami. Model biznesowy zapewne zostanie przejęty od ROFa, więc miłośnicy tłokowców powinni szykować portfele na przyszłe wydatki. Dla smaczku,
    .Swoją drogą, inna część zespołu 1C przeszła do Eagle Dynamics i będą zajmować się produkcją klasyków takich jak P-51 do DCS: World. Seria Flying Legends ma się rozwinąć w pełnoprawny symulator z własnym teatrem działań. Zaś wkrótce pojawi się DCS: Fw-190D9, od którego jako samolotu AI możemy już teraz dostawać cięgi, próbując ustrzelić dziada mustangiem (poniżej dowód).

    To spotkanie nie zakończyło się dobrze dla żadnego z pilotów.
    3. Practice, practice, practice


    Frajda z latania UH-1 nie ma końca. Cztery godziny nalotu, i w pewnym momencie coś ?klikło?. Zupełnie jak przy nauce jazdy na rowerze. Nagle lądowanie na dachu wieżowca nie sprawa żadnych problemów, mogę dowozić sprzęt na platformy wiertnicze, a nawet posadzić śmigłowiec na pokładzie (i nie tylko) płynącej fregaty. Czad!
    Have fun boys and gals, and I?ll be seing you soon!
    PS. Belsimtek, czyli twórcy Hueya pracują nad Mi-8MTV2... Ja już odkładam forsę
  11. lupucupu
    Jeszcze kilka miesięcy temu seria wyrafinowanych symulatorów Digital Combat Simulator składała się z raptem dwóch odsłon: Ka-50 Black Shark i A-10C Warthog. Większość fanów tych gier miała nadzieję, że kolejny moduł będzie poświęcony jednej z szybkich maszyn, czy to rosyjskich czy może natowskich, w szczególności na forach przewijały się Su-27 i F/A-18. Studio Eagle Dynamics zrobiło jednak po swojemu i oto sprawili wszystkim niespodziankę. Nie całkiem oczekiwaną.
    Tu wkracza na scenę P-51D Mustang. Twórcy DCSa w ?wolnej chwili?, dla potrzeb marketingu na rynkach niekomercyjnych, stworzyli sobie model tego drugowojennego, medialnie wyeksploatowanego i opatrzonego myśliwca. Okazało się, że symulator był na tyle dobry, że po niewielkich poprawkach ED zdecydowało się na sprzedaż swojego nowego dzieła na rynku komercyjnym.

    Tak oto pojawił się DCS: P-51D Mustang ? staruszek odwzorowany z pietyzmem podobnym do tego jaki mamy w Czarnym Rekinie czy Guźcu.
    Wraz z pojawieniem się Kucyka seria DCS przybrała postać obecnie dostępnej ? czyli DCS: World, darmowej podstawki z latalnym Su-25T z możliwością doinstalowania płatnych modułów, w które ewoluowały dotychczas wydane Ka-50 i A-10C. Do tego zyskaliśmy też kompatybilność w sieci. Nie ma już problemów, by wspólne misje rozgrywali piloci Warthoga, Black Sharka czy Mustanga (a od niedawna nawet F-15, czy MiGa-29. Tak, tak. Lock On żyje, o czym wkrótce ).
    Czym zatem różni się Mustang od wcześniej wspomnianych modułów DCS? Stopniem skomplikowania. Jako że maszyna pochodzi z lat czterdziestych dwudziestego stulecia, nie znajdziemy w niej wyświetlaczy MFD, skomplikowanych radarów, czy systemów odpowiedzialnych za rakiety kierowane, bomby sterowane GPSem czy kilku trybów prowadzenia ostrzału z broni pokładowej. W dużym uogólnieniu można powiedzieć, że jest tylko drążek sterowy, orczyk i pilot z rękoma na spuście sześciu karabinów kal. 50 i przepustnicy . Do uruchomienia silnika (jednego) nie potrzeba siedmiuset stronicowej instrukcji, a wystarczy kilka powtórzeń filmu szkoleniowego.
    Wydawałoby się, że w środowisku jakie przedstawia seria DCS nie ma miejsca na takie wybryki jak staruszek Mustang. W końcu to współczesne pole walki, gdzie maszyna przeznaczona głównie do eskortowania bombowców na tereny wroga w czasie działań drugo wojennych wydaje się nie mieć najmniejszych szans w starciu z byle RPG-7, a co dopiero z nowoczesnymi systemami obrony przeciwlotniczej, czy wreszcie z wrogimi statkami powietrznymi.
    I faktycznie, chyba nawet twórcy nie wiedzieli jak zagospodarować nową maszynę w hangarze. Jedyna dostępna kampania to zestaw ponad dwudziestu misji-wyzwań o zwiększającym się z zadania na zadanie poziomem trudności. Pierwsza misja na ten przykład polega na uruchomieniu silnika i kołowaniu na pas startowy. Druga to start i lot do określonej wysokości, trzecia podobnie, ale z bocznym wiatrem? Itd. Wydawałoby się, że takie podejście nie zachęca do bliższego zapoznania się z P-51, ale nie dajmy się zwieść. Mało atrakcyjne opakowanie kryje wyjątkowo ciekawą zawartość.

    Ani Ka-50, ani A-10, czy żaden z dostępnych w Flaming Cliffs 3 superszybkich potworów nie daje takiego ?czucia? maszyny jak właśnie Mustang. Chyba dopiero Huey zbliża się do tego co udało się osiągnąć w P-51. Tyle, że do względnie skutecznego opanowania Mustanga wystarczy raptem ?kilkanaście? godzin wirtualnego nalotu. Gdy już przyzwyczaimy się do potężnego momentu obrotowego, który ściąga samolot z pasa startowego podczas próby oderwania się od ziemi, frajda z samego latania Mustangiem jest niesamowita. Wprawdzie stery są bardzo czułe i do jako takiego opanowania maszyny potrzeba poświęcić trochę godzin, to jednak nie jest to nieosiągalne.
    Doskonale wymodelowano siły działające na płatowiec podczas lotu, zarówno z małą jak i dużą prędkością. Szczególny nacisk twórcy położyli na pracę silnika. Wydawałoby się, że jest to potężna (jak na swoje czasy) maszyna, ale jednak nonszalanckie traktowanie dźwigni przepustnicy i obrotów bardzo szybko daje o sobie znać, najpierw w postaci wskazówki temperatury wędrującej ku czerwonej kresce oznaczającej przegrzanie, potem nierównej pracy silnika, czy w końcu nagłemu zgonowi jednostki napędowej. Jedyne co możemy wtedy zrobić, to próbować lądowania awaryjnego. Między innymi tutaj widać jak bardzo twórcy przyłożyli się do swojej pracy. Szybowanie w Mustangu jest, że tak napiszę, bardzo intuicyjne. Można się łatwo nauczyć sygnałów jakie daje samolot gdy traci siłę nośną nawet nie mając dżoja z ForceFeedbackiem, bardzo mi się to podoba. Przy lądowaniu wręcz ?czuć? moment wchodzenia płatowca w efekt przypowierzchniowy (uczcie się fizyki, to będziecie wiedzieć o co cho ), dzięki temu ten jeden z najtrudniejszych elementów każdego lotu można całkiem skutecznie i względnie szybko opanować.
    A co mi sprawiło najwięcej trudności? Oderwanie się od ziemi!
    Grając w stareńkiego Iłka pamiętam, że zjawisko momentu obrotowego miało pewien wpływ na zachowanie się maszyn na ziemi, ale nie aż tak jak ma to miejsce w DCS. Wierząc twórcom i pilotom, którzy latają Mustangiem w prawdziwym życiu, a mieli okazję wypowiedzieć się na temat symulatora, jest to bardzo wiernie odwzorowane. Pamiętam, że pierwsze moje próby kończyły się driftem i w najlepszym razie połamanymi goleniami podwozia, ale najczęściej po prostu znajdowałem się poza pasem startowym jako płonący wrak. Okropne uczucie Jak się okazuje, aby skutecznie operować P-51 trzeba zwracać uwagę na mnóstwo czynników, które pojawiają się w każdej fazie lotu. I albo im przeciwdziałać stosownymi ruchami sterów albo wykorzystywać je na swoją korzyść. Jednakże nie trzeba się poddawać. Przede wszystkim, jest to do ogarnięcia, zaś pierwsze udane oderwanie samolotu od ziemi, a potem lądowanie dają bardzo dużo radochy.
    Silnik? potężna jednostka, która z jednej strony potrafi całkiem szybko wynieść kilka ton blachy na pułap 13 km, a z drugiej ? delikatna jak jajko. Wystarczy pięć minut lotu z pełną mocą, a serce mustanga przestanie bić bez żadnego ostrzeżenia. Temperatura to też zabójstwo dla silnika, dlatego ja na ten przykład staram się latać z otwartymi radiatorami i z raczej dużą prędkością, bo przy prędkościach bliskich przeciągnięciu można bardzo szybko ugotować motor. Jeden strzał z działka AA w chłodnicę też potrafi wyłączyć nas z jakichkolwiek działań. Cóż? amerykańska technika. Ale już procedura uruchomienia wygląda bardziej jak w ruskim traktorze (widział ktoś Białoruśkę? )
    Graficznie model jest wykonany bardzo starannie, wszystkie powierzchnie sterowe zmieniają swoje położenie tak jak powinny, golenie uginają się podczas lądowania, ba, nawet opony odkształcają się, gdy zbyt mocno przydzwonimy w pas startowy. Wnętrze kabiny naturalnie wykonane w pełnym trójwymiarze i z wysokorozdzielczymi teksturami. Miód dla oczu!


    Pytanie teraz, czy warto kupić ten moduł? Biorąc pod uwagę, że nie ma praktycznie z czym walczyć, a jeżeli chcemy mieć porządne misje czy kampanię, to trzeba będzie sobie je samemu zrobić, można by przypuszczać, że nie bardzo się opłaca. Pozostaje jedynie latanie akrobacyjne, albo na multiplayerze. Co swoją drogą daje mnóstwo frajdy, zwłaszcza fruwanie w formacjach. Ale ponieważ można trafić czasem bardzo atrakcyjną promocję, np. niedawno można było wyrwać kucyka za 10 dolców, a aktualnie, do końca czerwca 2013 kosztuje szesnaście zielonych, to można rozważyć ewentualny zakup. Obok Hueya to jeden z najfajniejszych samolotów do oblatania w DCSie. Do zobaczenia na wirtualnym niebie.
  12. lupucupu
    Pod wpływem chwili sięgnąłem w czeluście mych kieszeni i wysupłałem z nich ostatnie zaskórniaki, by stać się posiadaczem licencji niedawno wydanej ?bety? kolejnego modułu DCS (http://www.digitalcombatsimulator.com) , tj. śmigłowca Bell UH-1H. Model napisany przez białoruskie studio Belsimtek, jako pierwszy dodatek ?third party? ukazał się pod koniec kwietnia w sklepie Eagle Dynamics (wydawcy DCS).
    Kilka godzin spędzonych na pobieżnej obserwacji pasku postępu pobierania podstawki (DCS: World ? niemal 6GB) i dodatku (Huey ? trochę ponad 500 MB) poświęciłem na zapoznanie się z instrukcją, która wprawdzie jak sam moduł, jest w wersji beta, ale najpotrzebniejsze informacje zawiera.

    Szybka lektura dała mi do zrozumienia, że Huey został wymodelowany analogicznie jak wcześniejsze ?jednomaszynowe? elementy DCS, czyli Ka-50, A-10C czy ostatnio P-51D. Zatem mogłem się spodziewać zegarmistrzowskiej dokładności i mnóstwa klikanych przycisków.
    Kilka minut poświęconych instalacji, wstępnej konfiguracji kontrolerów i można zabrać się za treningi. Szczęśliwie samouczek dotyczący wstępnego uruchomienia maszyny jest jak najbardziej interaktywny, więc wspierany przez kojący głos instruktora oraz podświetlenie stosownych przycisków na konsolach helikoptera przystąpiłem do pierwszego zakręcenia wirnikiem.
    Sama procedura, w porównaniu do współczesnych maszyn jest stosunkowo prosta, więc kilka powtórzeń lekcji utrwaliło skutecznie całą listę wymaganych czynności w mej przemęczonej pracą mózgownicy.
    Pierwsze pozytywne wrażenie wywarł bardzo ładny model helikoptera, zarówno z zewnątrz jak i w środku. Szczegółowe tekstury, dokładne wymodelowanie wszystkich elementów, z których składa się maszyna zachęca do podziwiania klasycznej linii śmigłowca oraz logicznie rozplanowanej tablicy rozdzielczej . Kokpit oczywiście klikalny i w pełni trójwymiarowy.



    Kolejny plus to dźwięk. Powoli rozpędzające się łopaty wirnika przecinając powietrze wydają z siebie charakterystyczne furkotanie, doskonale znane z filmów o tematyce poświęconej wojnie w Wietnamie. Syk pracującego inwertera sugestywnie buduje atmosferę we wnętrzu kabiny, a wyjący alarm sygnalizujący niskie obroty skutecznie irytuje. Od strony dźwiękowej bardzo dobrze opracowany moduł.
    Okej, silnik pracuje, obroty ustawione na właściwym poziomie, zgodnie z zaleceniami instrukcji i instruktora. Startujemy!
    Kilka chaotycznych ruchów drążkiem i lot po 5 sekundach kończy się dymiącą dziurą w stojance. Z fizyką panie się nie wygra. Nawet wydawałoby się prosty zwis to w tym helikopterze ciężka praca wymagająca ciągłego skupienia. Huey w przeciwieństwie do Ka-50 to maszyna swoją historię zaczynająca w końcówce lat pięćdziesiątych XX wieku. Nie ma w niej systemów stabilizujących lot, komputerów pokładowych ani skomplikowanego autopilota, który niweluje błędy operatora. Tutaj liczy się doświadczenie i opanowanie. Żeby skutecznie latać Iroquis?em trzeba poświęcić sporo godzin na manualne opanowanie maszyny. Swego czasu w CDA pojawiła się recenzja BlackSharka. Autor w podsumowaniu wymienił skomplikowany model lotu jako potencjalną przeszkodę odrzucającą od tego symulatora ? w Huey?u pozbawionym elektronicznych wspomagaczy ta ściana jest jeszcze wyższa i grubsza Ale? mimo, że nie mam tyle czasu ile bym chciał i większość moich lotów kończy się podobnie do tego na poniższym obrazku, to i tak śmiganie UH-1 daje mi mnóstwo satysfakcji. Z godziny na godzinę czuję, że zaczynam panować nad maszyną i myślę, że jeszcze trochę, a będę latał tam, gdzie chcę ja, a nie helikopter.

    Hej, wyszliśmy z tego cało... lot można uznać za udany
    Czy warto kupić ten moduł? Jeśli jesteście gotowi na początkowe pasmo porażek i nie zrażacie się szybko, to myślę, że latanie tym cudem da sporo frajdy. Zwłaszcza w multiplayerze.
    Niestety jak większość wiernych rzeczywistości symulatorów także i ten ma dosyć poważne wymagania sprzętowe ? i nie myślę tu o gigahertzach procesora. Żeby w miarę sensownie latać tym śmiglakiem dobrze jest mieć porządny joystick, z przepustnicą (najlepiej osobną) oraz usilnie wskazane są pedały, ponieważ nawet skrętna rączka to zbyt mało, by skutecznie operować w powietrzu tą zabawką.
    W skrócie:
    +niezwykle dokładnie wymodelowany kultowy śmigłowiec
    +świetne udźwiękowienie i model graficzny
    +zaawansowany oraz uproszczony model lotu i awioniki (do wyboru)
    +fajna kampania i kilka pojedynczych misji z przyjemnym klimatem
    -wysokie wymagania sprzętowe (zarówno pod kątem parametrów komputera jak i dodatkowego potrzebnego wyposażenia)
    -wysoka cena
    -wymagający (bardzo) dużo treningu model lotu
    *) oczywiście wirtualnym
×
×
  • Utwórz nowe...