Połączenie marek Activision i Blizzard nie doprowadziło do tego, że słynne powiedzenie ?When it?s done? straciło swą aktualność. Taki status wciąż przypada kolejnym tytułom Blizzarda: najpierw w ten sposób stawiano na nogi Starcrafta i tutaj zabieg udał się niemal stuprocentowo. Koreańczycy grają, są zadowoleni, a Europejczycy tylko na turniejach muszą znosić te klikające wielokrotnie na minutę maszyny. Zabieg powiększenia rodziny wykonano także w odniesieniu do Diablo, którego drugie wcielenie przez wielu uznawane jest za najlepszą grę w historii. Czy tytuł ten jest zasłużony to się nie wypowiem, natomiast sama obecność w rankingach nie podlega chyba dyskusji. Czy jednak Diablo III również ma prawo pojawić się na takich listach? Tutaj odpowiedź jest niejednoznaczna.
Siły piekielne świat opanowały
Demony przekonały się w poprzedniczce, że ich przeznaczeniem nie jest panowanie nad światem, jednak jak powszechnie wiadomo piekielne cholerstwo nie poddaje się i wciąż pozostają jeszcze kamienie dusz spoczywające w rękach ludzkości. Jak się okazuje, nie jest to jeszcze jednak ostateczny tryumf nad ciemnymi mocami. Wszystko znów wraca do Tristram, do Katedry, na którą pewnego dnia spada tajemnicza kometa i przebija się przez wszystkie poziomy tej z pozoru niewielkiej budowli. Okoliczności tego zdarzenia i nie tylko wyjaśnimy w akcie pierwszym. Od tego czasu zaczyna się ponowna wojna ze złem w postaci Beliala i Azmodana. To znaczy, wrażenie takie utrzymuje się przez całą podróż przez pustynne obszary i pałac książęcy aż do finału trzeciego aktu, rozgrywającego się w pobliżu znanego z dodatku do dwójki szczytu Arreat, gdy nagle na scenie pojawia się tytułowy antybohater, najwyższe zło pod postacią Diablo. Od pewnego momentu podróżuje z nami także sprzymierzeniec pod postacią Tyraela. Szczegóły czwartego aktu to coś, co należy już obejrzeć samemu, bo jest to największa niespodzianka przygotowana przez Blizzarda. No, może poza krowim poziomem odwołującym się do historii cyklu, ale na razie nie bawiłem się w jego odblokowywanie.
Sama fabuła wypada niestety dość miernie, ale nie oszukujmy się, człowiek zwraca na nią uwagę głównie przy pierwszym przejściu, później zaś najważniejsze jest już wyłącznie granie. Kiedy znamy z grubsza zawartość gry, odliczamy czas już tylko od bossa do bossa. Akty są cztery, a więc taka sama ilość napakowanych niemiluchów występuje. Walki finałowe na koniec aktu nie są jednak najtrudniejszym zadaniem, nieraz wersja mini z obstawą potrafi człowieka mocniej zgnębić. Najtrudniejszy pojedynek w grze zdarza się pod koniec aktu drugiego, gdy stajemy naprzeciwko Beliala. To zdecydowanie najcięższy do zaliczenia fragment, przy nim nawet ostatni na drodze do zwycięstwa Diablo to zaledwie płotka.
Towarzystwo nieżywe
Tytuł oferuje nam cztery poziomy trudności: Normalny, Koszmar, Piekło i Inferno. Początkowo odblokowany jest zaledwie pierwszy i rozpoczęcie piekielnej podróży przez wyższe wymaga ukończenia gry. Przejście całości na Normal należy potraktować jako samouczek, bo też daje on jedynie okazję do bezbolesnego zapoznania się z zawartością gry i powolnego nauczenia się różnych taktyk dla każdej z klas. Tutaj gra w kooperacji jest praktycznie nieopłacalna, bo i tak przedmioty są mniej wartościowe, niż te z wyższych poziomów. Przejście całości to wyzwanie na zaledwie około 15 godzin (mi zeszło 24, ale to dlatego, że wściubiałem nos w każdy kąt, żeby wystartować na Koszmarze z lepszym poziomem). Osiągnięcie maksymalnego 60 levelu jest niewykonalne, zarówno mój Łowca Demonów jak i druga trochę dłużej ogrywana postać Mnich po pierwszym spuszczeniu juchy z samego Diaboła nie przekroczyły 34 poziomu. Dlatego też jeżeli zamierzacie przejść całość tylko raz, żeby odstawić na półkę, powiem od razu, że tytuł został zaprojektowany właśnie w stronę przechodzenia po kilka razy. Inna jest też specyfika gry każdą z klas.
Wspólnym mianownikiem dla wszystkich klas są jedynie obsługiwani przez AI towarzysze, który również z postępem gry zdobywają poziomy. Tutaj jednak levelowanie zostało przygotowane na skróty i mamy jedynie cztery progi (5,10,15 i 20 poziom), na których możemy wybrać jedną z dwóch nowych zdolności. Jednak nie jest to kres możliwości naszych towarzyszy, im dłużej gramy z nimi, tym mocniejsze stają się ich zdolności. Jest to dobry pomysł, bo z biegiem czasu pozostają oni tak samo użyteczni. Mamy tu do wyboru trzy postacie. Najlepszy ze wszystkich to moim zdaniem templariusz, ogólnie tank, ale posiada też zdolności leczące, co przydaje się w długich pojedynkach. Dostępne poza tym zaklinaczka (postać operująca magią) i szelma (coś a? la łotrzyk) nie są aż tak wszechstronne, co uważam za poważne niedopatrzenie Blizzarda.
Czasami razem, a czasami samemu
Im dalej w las, tym mniej sami zdziałamy i nawet towarzysz zbytnio nie poprawi naszej sytuacji. Pozostaje tryb współpracy. Jako, że gra jest obdarzona zabezpieczeniem DRM, które wymaga stałego połączenia z Internetem, tak też samotność i wspólna zabawa są ze sobą ściśle powiązane i wystarczy jedno kliknięcie w menu, by odblokować naszą grę i każdy mógł do niej dołączyć. Oczywiście to wariant dobry dla ludzi nie mających towarzystwa do zabawy, ale opcja ta też nie wypada źle. Wygląda to miło dlatego, że każda postać ma swoje określone miejsce na polu bitwy i nie trzeba być mistrzem, żeby zorientować się, iż strzelając z kuszy warto używać talentów ogłuszających, by wspomóc postaci pełniące funkcje tanków. Diablo to nie MMO i system ten nie funkcjonuje tu tak samo, ale też z ogarniętą populacją, która umie używać talentów wspomagających innych gra się naprawdę dobrze. Warto też dodać, że gracze otrzymują lot niezależnie od siebie, co jest pomysłem uniemożliwiającym jego podkradanie, ale przy przedmiotach musimy się na chwilę zatrzymać.
Niestety tutaj jestem nastawiony sceptycznie, gdyż system losowego przydzielania atrybutów nie funkcjonuje wcale tak dobrze, jak można by tego oczekiwać. Zaczynamy oczywiście od białych przedmiotów, ale szybko też dochodzą magiczne, czyli niebieskie oraz żółte. Najcenniejsze, zielone, otrzymujemy dopiero po osiągnięciu 60 poziomu doświadczenia, to też główny powód, dla którego przechodzenie całości tylko raz nie ma sensu: zwyczajnie nie damy rady pobawić się najcenniejszymi znaleziskami. Trochę boli w tym wszystkim, że zabrakło balansu i często punkty są ładowane w atrybuty danemu przedmiotowi zbędne. W efekcie zdarza się, iż czasami przedmioty z lepszej kategorii są słabsze od tych teoretycznie cenniejszych. W przypadku legend sprawa upraszcza się trochę, bowiem część cech jest przydzielona fabrycznie, ale kłamstwem byłoby napisanie, że jest idealnie. O to akurat mam do Zamieciowców wielki żal. Na szczęście sprawę ratuje trochę crafting, ale też chyba nie o to chodzi w tej grze, czasami brak tej radości ze zdobycia broni po heroicznej walce. Dodatkowo ekwipunek możemy wzmocnić klejnotami polepszającymi różne cechy, a same błyskotki możemy wzmacniać przez łączenie ich ze sobą w mocniejsze wersje.
Rolplej (???) Roku
Obruszenie wywołała również decyzja Blizzarda o znacznym uproszczeniu rozwoju postaci. Miało ono również miejsce w gronie ludzi, którzy nawet do piekielnego uniwersum nie zaglądali, a jedynie sieją przeświadczenie, że to bezmyślne klikanie w potworki. Tak też w istocie jest, bo Diablo III nie jest tytułem RPG, ale czystą formą hack`n`slash. Fabuła jest liniowa, wszystkie lokacje oglądamy w z góry określonej kolejności, a wyborów moralnych czy opcjonalnych dialogów ze świecą tu szukać. Rozwój bohatera tylko podkreśla taki stan rzeczy i myślę, że to krok w dobrą stronę. Przede wszystkim nie istnieją już praktycznie postaci nieprzystosowane do zabawy, co niestety poprzednio się zdarzało. W przypadku naszego bohatera mamy sześć grup umiejętności, dla których odblokowujemy z biegiem czasu nowe umiejętności (w sumie 3-4 na grupę).
Warto podkreślić, iż umiejętności w grupach nie układają się do końca w taki sposób, że najpóźniej odblokowana jest najlepsza. Przydają się one w zależności od tego czy gramy sami, czy z towarzystwem i można je swobodnie zmieniać podczas zabawy. O sile zdolności świadczą na dobrą sprawę tylko runy modyfikujące ich działanie i tak na przykład ostrzał przeciwników kuszą dookoła Łowcy Demonów może zamienić się w piękny taniec śmierci, w trakcie którego nasza postać podpala podłoże. Na każdy talent przypadają po trzy runy, a działanie ?Liczba klas postaci (5) razy Grupy talentów każdej postaci (6) razy liczba talentów w grupie (3 lub 4) razy liczba run (4)? daje całkiem niezły wynik. Zaś narzekającym na uproszczenia polecam przetestować Inferno postacią Hardkorową. No co? Takie Call of Duty na najniższym poziomie trudności też jest proste!
Walczymy przy użyciu klawiszy numerycznych od 1 do 4 oraz dwóch przycisków myszy. Warto dodać, że dobór tego, który przycisk co czyni jest kwestią naszego gustu, jednak do odpowiedzialnego za bieganie lewego myszy i tak najlepiej podpiąć atak podstawowy. Jeżeli ktoś nas zrani to mamy mikstury, a także fontanny lecznicze. Żeby nie było za prosto, mikstur możemy używać jedynie w określonych odstępach czasowych. Tu widzę jednak pewien bezsens, bo limit ten nie obejmuje fontann i z nich możemy leczyć się ile dusza zapragnie, nawet jeżeli sekundę wcześniej łyknęliśmy miksturę. Szkoda też, że nasz czempion od początku do końca wygląda tak samo i na tle tysięcy innych Mnichów, Mnich takiego Kowalskiego będzie różnić się jedynie posiadaną bronią. Twórcy poszli na łatwiznę, w zamian oferując nam sztandary, do których odblokowujemy różne dodatki podczas gry, ale to nie to samo, co radość ze zrobienia bohaterowi zielonych włosów.
Kaaawa, herbata, napoooje
Na uwagę zasługuje także największa ingerencja w stary porządek tej mega szatańskiej serii, czyli wprowadzenie domu aukcyjnego. Najciekawszy jest fakt, że można inwestować w siebie zarówno za żywą gotówkę jak i growe złoto. Potencjalnie więc można się tu uposażyć również bez wydawania pieniędzy, jeżeli jednak zdecydujemy się na uszczuplenie pensji\kieszonkowego, panowie twórcy pobierają procent od transakcji. Pod kątem tego elementu przygotowano w nowej grze Blizzarda również system itemów. Nie oszukujmy się, większość przedmiotów to bezużyteczne śmieci i nawet nie warto ich podnosić. U kupców dostaniemy bowiem niewiele pieniędzy, a w domu aukcyjnym nawet laik zbędzie je śmiechem.
Do tego wielu przedmiotów nie możemy użyć sami, gdyż nie są przeznaczone dla naszej klasy i to o dziwo miażdżący procent wszystkich broni. Na szczęście można wciąż wymieniać się przedmiotami w gronie znajomych, ale nie każdy będzie miał ten komfort. Rozumiem społeczne zapędy Blizzarda, chociaż takie działanie zabija główny sens gry, czyli dążenie do jak najlepszego uzbrojenia. Teraz ważna jest tylko wirtualna bądź prawdziwa kabza. Wycięcie PVP na pewno nie ratuje sytuacji i tak szczytny cel rozruszania społeczności wychodzi ostatecznie bokiem.
Technicznie jest ?
Tutaj kończymy już wywód na temat samej treści gry, warto byłoby dopisać do tego również parę słów na temat technicznego przygotowania tytułu. Audio w grze to element średni, głównie ze względu na kiepski dubbing. Nie rozumiem po co było spolszczać tytuł raczej nie oferujący zbyt dobrej fabuły. Mamy bezpłciowo przemawiających bohaterów i trzy odzywki towarzyszy na krzyż, które powtarzają się co chwila i doprowadzają do furii. Na jedno przejście jeszcze ok, ale pamiętajcie, że nie po to Diablo III zostało zrobione. Ostatecznie nie pomogła dla odmiany bardzo solidna muzyka, reprezentowana między innymi przez dobrą nutę z menu głównego i po pierwszym zniszczeniu Diablo z głośników popłynęły dźwięki puszczonej w tle muzyki metalowej, która radośnie zagrzewała do boju.
Dla odmiany o oprawie graficznej mogę powiedzieć wiele ciepłych słów. Mimo, że paleta kolorów stała się od ostatniego razu bogatsza, to jednak wciąż czuć ten mroczny, magiczny klimat poprzedniczek. Owszem nie jest to ta sama gra co dwójka, ale też ma własny charakter. Jest w grafice trochę komiksowości typowej choćby dla Darksiders II, skojarzenia z tym tytułem budziły się same. Trochę doskwiera jedynie fakt, że całość nie jest przesadnie zaawansowana technicznie, a cutscenki na silniku z gry zamiast porządnych przerywników to ponury żart. Nawet te nieliczne, które są zawodzą: choćby walka Diablo z odwiecznym wrogiem ? tak krótka i wydumana. Nie to kojarzy mi się z grami Blizzarda.
Zstępować czy nie?
Po liczbie potknięć wyrzuconych grze może wydawać się dziwnym, że dalej uważam ją za jedną z gier roku. Świadczy to troszkę źle o ostatnich dwunastu miesiącach, ale jest też druga strona medalu. Diablo III to wciąż jedna z najlepszych pozycji w tym roku, jednak obarczona wielkim, jak się okazało, piętnem. Jako następca legendy miała być wielka, znakomita, bezbłędna. Okazało się jednak, że filozofia Blizzarda ulega pewnym przekształceniom i to słynne ?When it?s done? oznacza dopiero datę tajnego dodatku do tej produkcji. Znając producenta wiem jednak, że na nowym mieczu się nie skończy. Oby jednak udało się skończyć samą grę, bo choć i tak całość wciąga jak odkurzacz (główny powód mojego zachwytu nad Diablo) to jednak chciałoby się trochę więcej tego starego Diabła. Nowy jest fajny, ale w porównaniach wypada niestety blado.
23 komentarzy
Rekomendowane komentarze