Skocz do zawartości

O grach hardkorowo

  • wpisy
    19
  • komentarzy
    370
  • wyświetleń
    157435

Podsumowanie konkursu!


RamzesXIII

1077 wyświetleń

Ważne: dajcie wpisowi dwie chwilki na pełne załadowanie się - niektóre obrazki sporo ważą i nieźle rozszerzają układ bloga, nim je w końcu skrypt zeskaluje.

FanfictionVsCosplay-web-741872.jpg


Nooo, to mnie zaskoczyliście! Zostało na konkurs zgłoszonych 11 12 13 prac i wszystkiego trzymają odpowiednio niski poziom - gratulacje! Fanfiki mniej więcej na równi z opowiadaniami wolnymi - gites trapez. Szkoda że nie wszyscy pokusili się o zastosowanie rozmaitych środków stylistycznych, typu losowo stosowana ortografia i interpunkcja, następne pokolenia, rule 34 etc. - ale nie mam zamiaru narzekać.

Chciałbym z tego miejsca wszystkim podziękować za udział i pogratulować przełamania barier moralnych, związanych z pisaniem prozy niskiej. Już nigdy nie spojrzycie na dworcową wyprzedaż książek za 5zł tak samo. Zebrałem tu wszystkie zgłoszone prace + jedną z mego własnego doboru + dwie bonusowe, niezwiązane w żaden sposób z regułami, ale pięknie wpisujące się w tematykę.

I co dalej? Autorzy mogą odpocząć, a czytelników tego bloga uprasza się o zapoznanie z tymi pracami. We wtorek ogłoszę listę 3ech wybranych przeze mnie najlepszych prac (Wasze komentarze mogą mi w tym pomóc - hint hint ;)), z których potem w ramach głosowania wybierzecie tą najlepszą.

Już Was nie zatrzymuję! Włóżcie okulary 3D, będzie ostro!


Me
beztytuujnw.png


Nicość pustki ? opowiadanie sf

Wiedział, że dosięgnie go mroczna ręka przeznaczenia. Jego tułaczka okupiona nicością duszy zdawała się nie mieć końca. Ni początku. Śmierć towarzyszyła mu od urodzenia. Niczym wybrakowana wersja króla Midasa, czego kolwiek się nie dotknął, obracał w pełen łez płacz rozpaczy. Ninawidziała go cała ludzkość za to, co uczynił Ziemi i jej mieszkańcom. Reszta galaktyki pewnie też. A jeśli nie ? to była kwestia czasu. ?Żeby tylko znali prawdę! Wszystko by się odmieniło! Nawet moje żałosne życie!? ? pomyślał z goryczą. Ludzkośc zawsze była skłonna do pochopnych wniosków. I do wydawania wyroków, które nie były sprawiedliwe. A przynajmniej dla oskarżonych. Dla niego.
Jako niesłusznie oskarżony o zdradę komandos marine i przypadkową śmierć wielu milionów mieszkańców, postanowił uciec przed wymiarem sprawiedliwości. Na własną rękę wymierzyć sprawiedliwość. Udwodnić, że jest uczciwy i prawy. Bo zawsze tak było. Zawsze. I teraz wiedział jaki ma cel, dokąd sie udać, co zrobić by mu uwierzyli. Nawet matka się od niego odwróciła. ?NIE!? ? pomyślał z goryczą ? ?Trzeba walczyć, wiem jak zdobyć dowody?. Tak naprawdę to jego dowódca stał za wszystkim. Spisek z Gorghonarianami. ?Do diaska! Ten podlec nie może mu ujść na sucho? ? Kane (bo tak miał na imię nasz bohater) był zdeterminowany do białości. Zacisnął pięści, wziął do ręki swój ulubiony blaster (nigdy go nie zawiodł) i ruszył na poszukiwanie prawdy. Słońce wstawało, nadzieja była z nim. Wiedział to. ?Mamy XXII wiek? ? znów zatopił się w oceanie mysli ? ?chciałbym, żeby nadeszło kolejne stulecie. To zależy tylko ode mnie. Ta inwazja i zdrada mojego szefa, nie mogę do tego dopuścić!? Ponownie spojrzał na słońce. Oślepiło go. To zły znak. Ale nie ma już odwrotu. Trzeba ruszać.
Do sztabu dotarł szybko i bez problemów. Żadnych. Zdobył ubranie na strażnik, którego zabił, podcinając mu gardło i łamiąc kolana. W tej kolejności. ?Ból wzmacnia? ? jak uczył go jego mistrz. Po drodze do kwatery głównej już wiedział, że nitk go nie zatrzyma. Zabił jeszcze paru, ale nie stawiali oporu. Tylko by spróbowali. Do Jaretha, swego ex przełożonego, dotarł po 5 minutach od wyjścia. Stanął w nim twarzą w twarz. Chwila strachu i będzie po wszystkim. Ale między nimi jest teraz tylko nicość pustki. I Cisza. W końcu natarli na siebie z wielką siłą. Odrzucili broń, to miał być pijedynke na gołe pięści. Kane pierwszy zadał celny cios. Jareth zachwiał się i zaśmiał jednocześnie. ?To za mało by mnie pokonać, Kane!? ? zakrzyknął. ?Zobaczymny? ? mruknął nasz bohater. Kolejne zwarcie, kolejna runda. Tryskają iksry. Spoceni walczący wydawali z siebie głośne jęki. Pomieszczenie wypelniały głuche uderzenia ciosów. W końcu Jareth, wyczerpany, padł na kolana przed Kanem. ?Litości! Wszystko da się odkręcić, zobaczysz. Wszyscy ci wybaczą, razem zawładniemy galaktyką!? ? błagał Jareth. ?Litość umarła wraz ze mną? ? odparl Kane.
Słońce wstawało na Ziemi. ?Tak ? pomyślał Kane ? to wstaje nowe lepsze jutro. Gorghonarianie mocną się zdziwią, że ich sojusznik nie żyje a Ziemia stawi silny opór?. Jak zawsze.

KONIEC


Sierżant Mamrot i zagadka wędkarza - opowiadanie kryminalne

Była ciemna noc. Sierżant Mamrot z policji kryminalnej szedłza podejżanym. śledził go jak kot, który widzi w ciemności. Skradał się za nim choć był za nim 50 metrów. Nagle zauważył że podejżany grzebie w kieszeni, pewnie szuka broni. Zauważył że wyciągnoł z kieszeni Colta1911 i szedł dalej ale wolniej. Sierżant Mamrot zauważył po swojej lewej stronie płot. Przeskoczył przez niego i szedł dalej wzdłuż niego ale po jego drugiej stronie.
Podejżany stanął na rogu i poszedł w strone jeziora. Wyciągnoł pistolet i szczelił do jednego z wędkarzy i uciekał. Sierżant Mamrot jak tylko to zauważył to wyjoł zswojego rewolwera i zaczoł szczelać. Oddał kilka szczałów ale żaden nie trafił bo podejrzany dalej uciekał i nie krzyknoł ani nie upadł tylko dalej uciekał. Sierżant Mamrot pomyślał, szczał przez płot to nie jest dobry pomysł, więc przeskoczył przez płot i biegł za podejrzanym i dalej szczelał. Niestety podejżany uciekł. Więc wrócił do poszczelonego wędkarza. Zapytał się go czy wie kto to mu zrobił. Wędkarz już tylko bredził, zdołał tylko powiedzieć "to Andrz..." i nagle zmarł.
W ten sposób sierżant Mamrot upewnił się że podejżanym był Andrzej K. podejżewany o napady rabunkowe. Sierżant Mamrot zadzwonił do bazy i powiedział że mam trupa wędkarza i kazał szukać Andrzeja K. na mieście. Policjant z bazy powiedział mu że Andrzej K. popełnił chwilę temu samobójstwo bo wiedział że śledzi go policja a nie chciał iść do więzienia.
Także to kolejna sprawa rozwionzana przez sierżanta Mamrota którgo przedstawiono do odznaczenia.


"W celu spokoju" - fan-fiction na (luźnej) podstawie AC 2:

Ezio wzioł ukryte ostrze i wysunął je z tego schowka, a potem wsunął między kręgi szyjne strażnika, któy pilnował tego żeby królewnie dobrze się spało i nikt jej nie przeszkadzał i nie zachodził w nocy, ani tym bardziej nie budził w różnych celach, które nie musiał, ale mogły być bardzo niedobre. Potem Ezio podniósł straznika i otworzył okno i wyrzucił. Ten z pluskiem wylonował w gnoju który był wyrzycane z podzamokowych stajni w których pasły się konie. Więc posprzątawszy poszedł i zabrał ją (wcześniej zakneblował i związał) do rezydencji Pazzich. Na ulicy nikt go nie widział, ponieważ przeskakiwał nad domami i po dachach. Co prawda jakaś banda rzezimieszków tam byla ale on wziął petarde dymnął i wrzucił im pod nogi i uciekł. Kiedy zostawił księżniczkę w sypialnie syna Pazziego (który teraz był w tawernie i rzłopał tanie wino, bo chciał znaleźć kumpli, bo nikt go nie lubił i wiadomo było, że do rana nie wróci), wyszedł żeby zawiadomić straż o możliwości uczynienia przestępstwa. Ale jak doszedł do nich to oni zaczeli go gonić i on uciekał i spotkał znajome panie i powiedził im żeby odwróciły ich uwagę i on ucieknie. Panie stanęły na drodze i odwróciły ich uwage i on uciekł. Ezio napisał list, ale, że nie miał atramentu ani pióra, napisął go własnął krwią ukrytym ostrzem i wsunął go pod drzwi budynku w którym byli strażnicy. Potem wszedł na dach i obserwował ich, i jeden wyszedł i znalazł list i dał innemu który umiał czytać i ten odczytał, że księżniczka jest w domu Pazzich. I Ezio podązał za nimi aż doszedł do domu Pazzich i oni weszli. Ezio też chciał, ale wiedział, że nie może, więc został. Oni znaleźli księżniczkę i poszli po syna Pazziego który usnął w tawernie. Onchciał im zapłacić, ale sakiewkę ukradli mu jego koledzy, więc oni go wzięli i on poszedł. Ezio obserwował ich i powiedział:
- Teraz mam spokuj na jakiś czas
I się uśmiechnął.


Harry-Ginny-Fanart-harry-ginny-134085_64


Dramat ten zawiera pełny proces myślowy, jaki zachodzi w głowie autora podczas pisania tekstu.

Scena I
Postaci: Autor

Autor: Tak więc, nasz bohater... Hm... Johny Maxwell siedział w swoim krześle w ciemnym gabinecie powitym mrokiem. Myślał o... tej dziewczynie... blondynce z długimi... kruczoczarnymi włosami. Potem myślał o tym, jak w dzieciństwie chciał... zostać prywatnym detektywem. Ale... jego rodzice umarli zabici w wypadku drogowym, a on trafił do poprawczaka, gdzie opiekunowie byli źli... I nie chcieli mu udzielić nauki, więc nie mógł zostać prywatnym detektywem. Ale Johny uciekł z poprawczaka i został prywatnym detektywem.
Wspominając tak obserwował drzwi... przez które... Um... Wdarła się nagle sylwetka człowieka ubranego w czarny płaszcz! Wyjęła ona rewolwer, wycelowała w Johna i powiedziała... Hm... "Zabiję Cię"! Tak, to będzie świetne, dramatyczne. Hm... Co zrobi Johny w tej sytuacji? Czego użyje Um... <Autor kurczowo rozgląda się po pokoju, jego wzrok ląduje na portfelu> Wiem! Johny wyjmuje z kieszeni płaszcza portfel, wyjmuje sto złoty i mówi... Hm... "Nie zabijaj mnie!". Przekupiona sylwetka podchodzi do Johnego i bierze sto złoty. W tym momencie Johny sprytnym ruchem... Rzuca w złego człowieka biurkiem! Zły człowiek wypuszcza pistolet i pada pod ciężarem biurka. Johny podchodzi do ofiary i... Um... Wiem, to będzie zaskakujące! Kiedy przygląda się sylwetce z bliska i krzyczy "O rany! To Ty, blondynko z kruczoczarnymi włosami!". Dziewczyna odpowiada mu "Tak, to ja." A potem się całują. Um... Tak. Teraz wystarczy rozesłać to wszystkim znajomym i czekać na propozycje od agenta...


Lynch wraz z Kanem byli już w samolocie, który właśnie porwali by uciec z Szanghaju, ponieważ chcieli ich zabić bardzo źli ludzie. Zmęczony biegiem w stronę samolotu Lynch popatrzył na Kane?a? Po czym zaklął głośno. Kane próbował go uspokoić, ale ten zaklął jeszcze soczyściej. Uspokoił go dopiero tzw. ?liść z wiotkiej ręki? od towarzysza.
- I co teraz? ? spytał.
Twarz Kane?a nie była już pokerowa. Można było nawet pomyśleć, że zdradza oznaki myślenia. Czas upływał w milczeniu? 10 sekund? 20? 30? W końcu puścił wiązankę, wśród której dodatkowo można było usłyszeć słowa ?tego nie przemyślałem?.
Lynch cudem powstrzymał się od mówienia. Ale łatwo można było się domyślić, że chciał wypowiedzieć słowo, które pojawia się w Pulp Fiction 265 razy. Kane popatrzył na pasażerów. Już wiedział co musiał zrobić na początek.
- [CENZURA] jak się [CENZURA] któryś się [CENZURA] [CENZURA] to mu [CEEEEEEEEEEENZUUUUUUUUUUUUURAAAA]!!!!!!!!!! Zrozumiano????????
Nikt nie odpowiedział, co doprowadziło do tego, że Lynch zaczął świrować i zabił stjułardessę. Rozległ się paniczny krzyk.
- Teraz piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii jasne??
Ludzie pokiwali głową.
- To dobrze, nie ruszać się a nic wam się nie stanie ? powiedział Kane, po czym zwrócił się do Lyncha. - Teraz musimy zając się kabiną pilotów. Ale to jest ta prostsza część. Później mamy 2 warianty... Albo skaczemy ze spadochronu, albo lądujemy i próbujemy uciec z lotniska.
Lynch popatrzył na Kane?a jak na głupiego, po czym powiedział parę zdań opisujących matkę Kane?a. oraz dobitnie powiedział co sądzi o skoku z samolotu. Zaczął iść w kierunku kabiny pilotów.

W tym miejscu następuje przeskok akcji o parę godzin (*1)

Lynch właśnie po raz kolejny obrzucał inwektywami pilota. Dolatywali już w kierunku lotniska, na którym mieli wylądować. Tak jak spodziewał się Kane samolot został namierzony na radarach przez co przewidzieli gdzie będzie lądował. Antyterroryści obsadzili już lotnisko. Poza jego terenem było widać także reporterów, którzy nadawali na żywo relacje. ?Rekin Młot? (*2), który właśnie oglądał specjalnie wydanie wiadomości podziwiał piękne lądowanie samolotu i był pod wrażeniem umiejętności pilota, który mimo stresu wylądował bez najmniejszego kłopotu.
- Gotowy?? ? spytał Kane.
Lynch rzucił parę obelg po czym zaczął otwierać drzwi.

KONIEC (*3)

*1 - podobnie jak w przedostatnim poziomie drugiej części
*2 - mam nadzieję, że wszyscy załapali aluzję biggrin_prosty.gif
*3 ? podobnie jak się urwała druga część


Zew Łowców

Późny wieczór, godzina ??? epoki Jar'thar, okresu Mar'gh, kwartału Aroarwv.
Ciemna noc zatoczyła już swoje kręgi nad miastem Nigriv. Wszyscy mieszkańcy z uwagą sprawdzają, czy wszyscy wrócili już do domów. Są bardziej ostrożni niż zazwyczaj, bo po mieście krążyły plotki. Dziwne, niepokojące plotki.
W samym centrum mieściny, nieopodal ratusza, stała karczma "Pod Zarzyganym Prezydentem", miejsce spotkań wszystkich alkoholików, rzezimieszków, krasnoludów, czy po prostu ludzi z problemami w życiu. Wielu normalnych ludzi z kolei trzymało się od karczmy z daleka, gdyż była ona w dzielnicy "Avatar", o której słyszało się tylko złe rzeczy..... Wracając do karczmy. Atmosfera była tego wieczoru taka, jak zawsze. Wino lub piwo płynęły potokami , wesołe śmiechy dobiegały nawet pobliskich ulic. Wtedy do karczmy wszedł dziwny osobnik. Ubrany był w biały płaszcz, który spowiewał całe jego ciało, za to reszta jego ubrania była w kolorze czarnym. Przysiadł się do lady, po czym podszedł do niego barman:
- Co podać drogi panie? Mamy wszystkie alkohole, od piwka do spirytusu Babuni, haha! - Zaśmiał się barman z własnego dowcipu.
- Hmph. Obejdzie się bez twoich trunków, pijany włościu. Wystarczy mi woda z trzema kostkami lodu i ogonem jaszczura, migiem.
-Eee, tak jest, prosze pana! - krzyknął speszony barman, po czym zaczął nalewać wodę do szklanki.
W czasie, kiedy nasz bohater pił swoją wodę, do karczmy po cichu weszła zakapturzona postać, która usiadła obok naszego bohatera. Z bliska można było zobaczyć, iż był to młody osobnik o niesympatycznym nastawieniu.
- A co tobie podać, kulego? - Krzyknął mu nad uchem barman.
Zakapturzona postać wyjęła portmonetkę i zajrzała do niej.
????! - zaklął szpetnie zakapturzony młodzieniec, po czym odwrócił się do naszego bohatera, rzecząc:
- Ej ty, czarnuch w białej płachcie, dołóż się na piwo.
- Hmph, jedyne, do czego ci się mogę dołożyć, to duży guz na czole, jeśli się nie odczepisz, młodzieńcze.
-Hej! - młodzieniec się zdenerwował - Chyba się nie zrozumieliśmy, łajzo! Dokładasz się do piwa, w tej chwili!
- Po moim trupie smyku.... a raczej, po twoim.
- Osz ty! - krzyknął młody, po czym wyjął sztylet trzymany w kieszeni płaszcza, po czym zaatakował bohatera.
Ten, w ułamku sekundy wykręcił mu ręke na tyle, że nóz przebił jego plecy.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAARGH!
Krzyknął młody, po czym upadł na ziemię. Cała karczma ucichła na chwilę. Nasz bohater podszedł do umierającego młodego, który ostatkami sił powiedział:
-Zapłacisz...za to.... - Po czym odsłonił rękaw, dzięki czemu całej karczmie ukazał się znak Łowców, nekromantów grasujących po mieście od zarania dziejów. Znani byli z tego, iż każdy z nich posiadał charakterystyczny znak na ręce, a mianowicie czaszkę zjadającą strzałę.
Nagle, kiedy młody wypuścił swój ostatni oddech, stało się coś dziwnego. Nad jego ciałem uniósł się dziwny, fioletowy dym, który nagle wleciał do ust naszego bohatera, który przygnieciony siłą tej dziwnej siły upadł na kolana.
- Co...to jest.... się ze mną dzieje - Wymamrotał, zwijając się z bólu.
Podszedł do niego barman, otrzeźwiały sytuacją, po czym zaczął:
-Wstąpił w Ciebie Zew Łowców, przyjacielu, czyli najgorsza choroba, o jaką mogłeś prosić szatana. Wstąpiła w Ciebie dusza jednego z nich, co znaczy, że umrzesz w momencie wstania z podłogi. Ech, parszywi nekromanci.


Twilight-Fanart-twilight-series-1471860-

Larry Laffer i Zagadkowa Randka

Lary! Słyszał za głowom. Lary, muwił głos. Czeggo? Włóż od tyłu? Żółw, kurńa.

Lary lerzał na materacu. Materac śmierdział moczem i piwem co było w dwuch puszkach na stole. Obok lerzała ONA. Jeny, bo tak jej było była prawie goła i miała pomarszczonom twarz. I od wczoraj zadawała zagadaki. Aon kurńa nie był na dysce rzeby mulaska zagadki zadawała, nie? Poszedł, wypił ona mu ze chodź pokarze ci jak jest w niebie. On zgoda i poszli. I ona go ciongnie i ciongnie na tom ulice co tam kosciol stoi i mowi: nawruć się! I onwtedy zobaczyl ze na jej bujnych piersiach wisi kszysz. Plasknął siem w twarz i mówi O jezu.

Uciiekal szybko do domu, a tam kolejna dziefczyna mu mowi ze go widziala na dysce i jest taki fajny i ma garnitur i ona sie do niego fprasza na kawe. On mowi dobra i weszli. I zadala zagadke: co ma trzy nogi jak jest stare? Czlowiek odpowiedzial Lary, i usmiechnol sie od ucha do ucha. Ona sie usmiechla i usiedli. I juz było rano i ona znowu aon chcial spac.

Byl zmeczony rano a musial issc do pracy i ona mu mowi usmaze ci jajka, a on cycki se usmasz! I poszed do rpacy i jak wrócił to jej nie było i siem ucieszyl bo nie chcial juz zgadywac zagadek.

I poszed do domu. A nie, bobyl w domu, to poszedl na spacer do parku. I tam byla dziewczyna, ale nie ta Jeny wiec on sie ucieszyl, ona tesz i poszli razem.

KONIEC

Na końec chce powiedziec ze kocham Lare'go i to taki chołd jest.


BATMAN: ARKAM ASYLUM

...Niestety, Nietoperz nie przewidział ich posunięcia tak jak by chciał. Knowania niczym Szerlok Holmss (do tego typu przemyśleń sprawił sobie nawet fajkę i kapelusz) nie dały oczekiwanego efektu i elokwęcja Księcia Ciemności I Mordu nio okazała się równie błyskotliwa, przebiegła, zgrabna, zmyślna, sprytna, szczwana, zadziorna, przenikliwa, i, co najważniejsze, działająca. Wisząc i myśląć że jako wielki cień zostanie nie-zauważony-w-żaden-sposób Batman kontemplował. To, co zamierzał zrobić miało być jego największym wyczynem. Pokonywanie miliardów poprzednich psycholi w Gotam nie umywało soiędo tego, o niee!! To, co miał zrobić napawało go lękiem. Ale on musiał. On musiał ratować świat. A przynajmniej tą jego część. Z rąk podstępnego Jokkerra. Chuśtnąwszy się na przymocowanej do szkaradnej, gargulczej mordy linie Batman, Człowiek Pół Nietoperz Pół Cień wpadł z niekłamanym rozgardiaszem wprost pod metalowe pałki stojących po 2giej stronie szyby osiłków. Jednym susem znalazł się za plecami. Pięcioro ich było, więc nie mieli żadnych szans. Brus Łejn zamachnął się niczym kowal i zamaszystym ruchem swej muskularnej dłoni pacnął oponenta. Drugi z gburów obróciłsię powoli lecz w jego stronę leciał już Każący Kop Sprawiedliwości. Nietoperz zawirował pod sufitem, ugiął nogi i głośno runął na przeciwnika. Ten nie zdążył odskoczyć. Batman uchylił się przed metalową rurą, chwycił ją błyskawicznie, zrobił pieska, i trzepnął siarczyście w czaszkę zbira. Cała piątka w jednej chwili padła ze szczętem na podłogę. Batman ruszył w stronę ciemnego korytarza. Zauważył tam drzwi, po których otworzeniu w pracowni chemicznej ujżeć miał swego arcy wroga. podszedł, chwycił delikatnie klamkę, pełen obaw delikatnie otworzył drzwi. Skrzypnęły. Wiatr owinął go peleryną. Batman wyciągnął Batarang i ruszył z wolna.
-Occcch, Nietoperz się booooi, ooojj, zaraz na to zaradzimy. Pan J zajmie się naszym śliczniusim bobaskiem. Muehhahhahhahhahhhahhhahahhahah!!
Harlej Quin z szyderczym śmiechem wylądowała prosto przed Batmanem. Wyciągnęła szybko rękę i przejechała lekko palcem po policzku.
-Harlej....
Burknął Batman.
-ARRRgh, mogłem się spodziewać...MRRHGGHHH...Gdzie jest Jokkerr??!! MRAAARRGGHH...Zabiłmi rodziców...ARRGHHHH....Dopadnę go MRRRAAARRHHGGGGHHH!!!!
Ubrana w jedynie zielony bjustonosz Harlej odskoczyła z niekłamaną gracją pod akumulator radia zakładu.
-Good Ivning Lejdis And Żętelmen, dzisiejsze przedstawienie sponsoruje firma produkująca żarcie z nietoperzy Mhhahhahhahhahhahaaaaa! Co jest Batku, przywitaj się ładnie.
Jokkerr skłonił się nisko tak, że spadł mu kapelusz odkrywając bujne, zielone włosy, starannie ulokowane.
-Zaraz zmażę Ci ten uśmieszek drabie! ARRRRGHHHHH!!!!!
Następna scena przypomniała Batmanowi popularną u niewyżytych dziecków grę Painkiller. Szybkim ruchem Nietoperz i jego cień wyciągneli Bat Blastera, karabin strzelający Batarangami. Jokkerr byłna to przygotowany. Chwycił drewnianą belkę i poszarżował w stronę wroga. Batman, niczym w chordę Zombieechh z okrzykiem na ustach zaczął strzelać na oślep biegnąc przed siebie. Skakał, latał i strzelał. Painkillerr na całego. Przeprowadziwszy już niezłe trzęsienie ziemi i prawdziwy Armaggeddon Batman przydusił Jokkerra do ziemi.
-It's all..a part...of a plan.......Let's put a smile on that face HHYHHYHHYHAHAHAHAHAH!!!
Jokker spod fioletowaj marynarki błyskawicznie wyciągnął spawarkę. Batman był szybszy. Udżył w reńkę Jokkerra, przytłoczył do ziemi a ten wypuścił broń.
-Wrócisz z powrotem tam, gdzie twoje miejsce ARRGHH!
W tej chwili drzwi zakładu Arkham wypadły z zawiasów a za tłukącymi się panami stał już orszak Policji z karabinami.
Jokkerr mimo oporów został dostarczony do więzienia, klnąc na Batmana ile sił w płucach i domagając się klaunów i cygar. Batman zaś poszedł na spotkanie z komisarzem i strażnikami oraz zarządcami Arkham. Wszystko skończyło się sczęśliwie a dobro ponownie zatrjumfowało nad złem i Jokkerrem. Na swoje urodziny Jokkerr dostał od Batmana pączka i laurkę. Co było dalej, to już inna historja.
Kuniec.


theconverse przesłał mi od razu pięć swoich prac, więc korzystając ze swojej roli na tym blogu, wybrałem IMO najlepszą.

Kiełbasiany zamach(o) na pociętego nożem i skrytego w mroku gitarzystę.

Zielona herbata, której tak wielkim amatorem był całkowicie już wystygła. Strużka unoszącej się z chłodnego kubka pary niosącej ten niesamowity, a przy tym niepowtarzalny aromat przeszła już do historii zapisana na kartach dziejów jako niewielki przejaw minionych godzin. On siedział jednak spokojnie na swoim ulubionym taborecie, który większość z nas uznałaby za antyk, a przynajmniej za element inscenizacji w muzeum etnograficznym. Nie dawał po sobie poznać, że zimna i okrutnie gorzka ciecz ani trochę mu nie smakuje. Popijał ją małymi łykami błądząc myślami całe lata świetlne od swojego malutkiego, przytulnego domku gdzieś pośrodku nieistotnej dla tej opowieści wioseczki. Gdy jego dłoni nie zajmowało podniszczałe naczynie, mocny uścisk mężczyzny zamykał się na dorodnej lasce smakowitej kiełbasy. Nie jadł jej. Zwyczajnie trzymał między niemałymi wcale palcami spracowanego człowieka i rytmicznie, wtórując sobie przy tym obutą w gumiaka stopą, machał nią. Chwyt był pewny, nie było więc mowy o jakimkolwiek nieszczęściu, którym mogło się zakończyć opaczne wypuszczenie kiełbasy z dłoni. Niestety stało się. Edmund zamyślony tak bardzo, że jego powieki nie miały nawet siły wyżej się podnieść, wprawił kawałek mięsa w niezwykłą jak na możliwości aerodynamiczne kiełbasy prędkość. Poszybowała jak dziki ptak! Jak spragniony ludzkiej krwi komar i jak zaostrzony cyrkiel klasowego skrytobójcy.
- Na sandały Jezusa, kiełbasiana raketa! ? zakrzyknął w momencie wybudzenia z głębokiej zadumy mężczyzna.
A nietypowy pocisk zdołał w tym czasie pokonać dystans od kuchni do salonu, od salonu do toalety i od toalety na podwórze, wybijając przy tym z głośnym hukiem napotkane po drodze okno.
- Na kalosze Józefa, Zocha mnie wałkiem okiełzna! ? ponownie krzyknął Edmund, wyraźnie w tej chwili przerażony.
Zza okna dało się słyszeć tylko delikatne pisknięcie. Nieprzygotowany do swojej roli miotacza rakiety typu kuchnia-powietrze, mężczyzna podniósł się z ugrzanego już stołka i skierował swoje kroku w głąb domostwa. Gdy podszedł do okna o zmienionych właściwościach dekoracyjnych dowiedział się czym był ten cichy głosik sprzed kilkunastu sekund. W pierwszym momencie zauważył tylko pochyloną nad czymś małą dziewczynkę, pięcioletnią córeczkę sąsiadów. Kiedy odwróciła się w stronę Edmunda, jego oczom ukazał się prawdziwie przerażający obrazek. Na malutkich rączkach dziecka spoczywał prawie przepołowiony włochaty chomiczek. Wbita do połowy jego cherlawego ciałka kiełbasa wskazywała, że nieborak już więcej nie zazna przyjemności podgryzania surowej kapustki. Widząc mężczyznę w oknie, dziewczynka straszliwie się rozpłakała wołając przy tym swojego rąbiącego właśnie drwa ojca.
- Na lakierki Mojżesza, umoczyłem?


afterhumanity_smbz-fanart.jpg

Nowe rasy o głupich nazwach: Check.
Tragiczny wątek romantyczny: Check.
Elementy zaczerpnięte z innego uniwersum: Check.
Kompletnie zmieniony kanon i przeinaczanie wszystkiego, co możliwe: Check.
Nieudana próba popisania się wiedzą historyczną: Check.
Brak opisów: Check.
Zaniechanie zemsty i pomoc wrogowi: Check.
Alternatywna pisownia: Check, ale bez błędów ortograficznych.


- Ależ co ty, Zenobio?
- Dobrze zrozumiałeś, Stefanie! To koniec z nami!
- Nie możesz mi tego zrobić! Któż w takim razie będzie woskował moje piękne macki, kto pogłaszcze z miłością moje czułki, kto zaspokoi mi moje prymitywne żądze?!
- Będziesz musiał zaspokoić je sam, bowiem ja mam już dość tego!
- Nie rób tego! Proszę! Nie! Dok... Gdzie idziesz?!
Niska, niebieska kobieta zatrzasnęła za sobą śluzę, po czym odleciała swym małym myśliwcem w kierunku Bety 7.
- Tak naprawdę... - powiedziała do siebie, z trudem wstrzymując łzy - to nie chodzi o ciebie. To moja wina. To wszystko moja wina...

---

Ranek zaczął się słonecznie, a właściwie to nie do końca, bo w kosmosie nie widać, jak jest ranek, bo jest ciemno. Młody i niedawno porzucony Czerturnianin o imieniu Stefan właśnie myśli o tym, jak odzyskać swoją Zenobię, a właściwie myślałby, gdyby nie to, że właśnie je śniadanie. Nawet widok płatków z mlekiem przypomina mu o niej. Gdy już zjadł, postanowił polecieć na Tatooshik, dość pustynną planetę, aby zakupić nowy karabin i jakieś ulepszenie do mocy silnika. Wziął ze sobą tylko trochę kredytów i odleciał ze swojego Tysiącletniego Kruka w stronę dość pustynnej planety Tatooshik. Gdy już doleciał zobaczył, że w porcie stoi słynny statek Komandosa Sheperda, Normandia, który prawdopodobnie został nazwany od nazwy plaży, na której wylądowali amerykanie podczas drugiej wojny światowej. Gdy już miał ruszać ku sklepowi zauważył Zenobię!! stała ona przy Normandy i rozmawiała z jakimś mężczyzną!! "O nie!" pomyślał. "To dla niego mnie opuściła!" pomyślał. "Muszę się do wiedzieć o co chodzi!" pomyślał, a potem poszedł i schował się w bagażowni statku. Gdy już do zrobił, usłyszał głos.
- Kapitanie możemy lecieć.
- Dobrze.
Domyślił się, że to głos Komandosa Sheperda. "To ten drań!" pomyślał. "To on odbił mi Zenobię!" pomyślał. Aż zatrzęsły mu się macki ze złości. Gdy już ruszyli strasznie zaczęło trząść, więc młody, niedawno porzucony Czertunianin postanowił wyjść na korytarz. Nie pomyślał tylko, że wygląda jak intruz, więc jak wyszedł, zauważył go jakiś członek załogi, który postanowił zabić intruza, więc Czertunianin szybko uderzył go w brzuch i wepchnął do najbliższego pokoju, gdzie go związał i ubrał jego ubranie.
- O to zbrojownia super! - krzyknął i wziął jakiś karabin z półki. - Zabije gnoja!! - powiedział i pobiegł tam gdzie znajduje się mostek normandi. Gdy już doszedł i wszedł zobaczył Sheperda i kilku ludzi którzy coś tam robili.
- Sheperd już po tobie!!
- Co jest kto ty jesteś? - wypytywał sie Komandos.
- Nie żyjesz!! - krzyknął, ale zauważył w kącie pomieszczenia Zenobię.
- Nie rób tego, Stefan! - krzykła, ale on już jej nie słuchał.
- Ty wziąłeś Zenobię, ja wezmę Sheperda!!!
- Stefan ty nic nie rozumiesz!!
- Kapitanie postrzelili nas to chyba statek kroganów!!!
- Przygotować się do walki!
Sheperd chwycił laser i zaczął strzelać do nadchodzących kroganów.
- Szarżuje! - krzyknął, po czym strzelił mu tak, że zniszczył tarcze.
- Aaa!!! Zaszarżował na mnie! - krzyknął, i zaczął walczyć na pięści z tym kosmitą. Czartunianin już zabił pięciu i spojrzał, widział że Sheperd walczy. Teraz mógłby strzelić i go zabić, ale zamiast tego strzelił w krogana!!
- Dzięki - powiedział Sheperd - uratowałeś mi życie!
- Nie ma o czym mówić - powiedział - ała!
Krogan wbił mu w brzuch nóż!
- Nie umieraj krzyknęła Zenobia, i walneła Krogana biologiką.
- Nieeeee Stefan!
Wypluł trochę krwi.
- Nie martw się, Zenobio. Na szczęście nosiłem ten pasek który od ciebie dostałem i on zatrzymał nóż!!
- Och, Stefanie! Ty wszystko źle zrozumiałeś! Ja i Sheperd nic do siebie nie mamy! Ja musiałam się zaciągnąć na Normandii bo gethy wracają!!
- Och Zenobio, czy kiedyś mi wybaczysz??
- Oczywiście! Ale teraz musimy zabić kroganów!!
Gdy już ich zabili i zniszczyli ich statek Sheperd podszedł do niego i powiedział - Dzięki, uratowałeś mi życie i mój statek nie chciał byś dołączyć do mojej załogi?
Jeszcze do końca nie przeszła moja nienawiść do tego człowieka, ale powiedziałem, że tak. Teraz będę mógł razem z Zenobią walczyć razem!


Kratos i mordercza zemszcza
I KRatos przeciol go wpół i cierpial potwor wielce, albowiemże to go tak bardzo bolało że scierpieć nie mogl cierpienia. tak go bolalo ze zaryl z bolu, a potowor byl duzy i potezny i spyska mu smierdzialo starymi resztakmi herosow, co go chcieli zabic a im sie nie udalo. Ale Kratos jest duzy i silny. I wsciekly. Totez potwor nie mial szans z kratosmem, ktory po wciskaniu kulka i kwadrata skrocil mu nogi do glowy. Taki byl Kratos wsciekly. A potem przyszla tromba powietrza, zniszczyla potwora tak ze zostaly drobne kosteczki, a kretos sie wsciekl, bo chcial zniszczy potwora. Ale wsciekl sie bardziej, bo wiedzial ze teraz nie dostanie kuleczek czerwonyh z niego. to go tak bolalo. Zlapal jednom z kosci i rzucil w przepasci bezzebnom i skoczyl w tornado, bo chcial zabic tornado. ale tornado bylo sprytne i nie dalo sie zabic kratosowi. Ono wyslalo go dzie indziej. Wyslalo go do tam gdzie jest ksionze z persji. Ale nie ten nowy i nie ten stary, ten taki pastelowy z chusta na glowie. Kratos go zuawazyl i krzyknal - "dzie jestem suko szmato" (bo kratos byl sciekly ze nie zabil smoka, i chcial zuzyc swa zlosc). A ksiaze powiedzial "nie boj sie eliko ja cie ochronie pozatym nie moge zginac wtej gze". elika sie odsunela ale niepewnie i tak stala. A K(r/l)atos(haha, taki zart) skoczyl na niego i go ostrzem po lbie ale ksiaze bohatersko to sparowal i byl dumny. Odwrocil sie i powiedzial "widzisz? nic mi nie zrobi". Ale bylo za pozno, bo go kratos przecial w pol i w drugie pol. Tak ze byly cztery czesci ksienica. I kratos zaryczal. Taki byl wsciekly. I przydeszla do niego Elika i powiedziala "takis meski jestes, wyjdz za mnie" i go pocalowala (:O). Potem powiedziala ze ma duzo rzeczow do zabijania i kratosowi sie spodobalo. Bo kratos byl silny i duzy i silny, ale byl tesz wsciekly i chcial zabijac po czerwone kulki. I zabijal to co mu wskazywala elika. Potem zrobili to w nocy i mieli wscieklie kratosiatka i male eliczki. I zyli dlugo i sczensliwie, bo kratos zabil tez wezyra, co napsul krwi ksienciu co go kratos zabil. i wscieckle ale kratos zawsze jeszt wsciekly.


Tryby Wojny
Dominic i Marcus, przebiegliwszy ulicę skryli się za kamiennym murkiem.
-Dom, ile zostalo ci magazynków? - Zapytal Marcus
-2, a tobie? - Odpowiedzial zaintrygowany Dom
-5, oddam ci jeden. - Oznajmil Marcus
Nagle, bohaterowie uslyszeli nieprzyjemny gulgot. Byli to dwaj obcy rozmawiający ze sobą w rodzimym języku.
- To pewnie zwiadowcy hordy - Powiedzial zdenerwowanym glosem Marcus
-Zwęszyli nas po zapachu! - Dodal Dominic
Obcy byli coraz bliżej ale chlopcy z Delta Squad byli już przygotowani. Gdy tylko jeden z obcych pojawil się obok murku za którym się schowali, Marcus odpalil swoją pilę i zaatakowal. Flaki zabitych kosmitów wzlecialy wysoko w powietrze co zauważyl obóz wrogów na wschodzie. Gdy, zaciekawieni co się wydarzylo obcy dotarli na miejsce zastali jedynie rozszarpane zwloki swoich kompanów. -Gugugugugul Powiedzial kosmita. - Gagagrrrrr - odpowiedzial drugi.
Niespodziewanie zza kamiennego murku wyskoczyli Marcus i Dom i zaatakowali niczego nie spodziewających się wrogów. Strzal po strzale padali kolejni wrogowie. Widać bylo że chlopcy lubią to robić, i robią to dobrze. - Delta 4, tu dowództwo - odpowiedzial glos kobiety. - Delta 4, zglaszam się. - Na moim radarze nie widzę żadnych wrogów w waszym rejonie. Możecie się wycofać i wrócić do bazy. - Zrozumialem, Dom! Idziemy na sok marchwiowy? - Odpowiedzial rozentuzjazmowany zaistanialą sytuacją Marcus. - Z tobą zawsze Marcus. - Rzekl dom. I tak nasi bohaterowie podązyli w stronę bazy. Dzień 456 w Delta Squad dobiegl końca.


2hg5lk6.jpg



BONUS!


TheMe sklecił ten "battle hymn", który pomimo że nijak nie pasuje do reguł konkursu, postanowiłem go do niego włączyć, bo to ja tu rządzę, a pieśń sama w sobie jest przednia.

Już się zaczyna zbierać drużyna
Na stole stoi litr taniego wina
Księgi rozołożone, ktoś czyści obrzyna
Panie i panowie erpeg się zaczyna

I już podchodzę do questowego
I mówię możesz przestać szukać chętnego
Chętnie utłukę każdą zarazę
Może i nawet za pierwszym razem

Questowy mówi ?Więc załatw Jego?
Ja ze zdziwieniem ?Jakiego jego??
Chwila milczenia od prowadzącego
?Czyżbyś nie znał w ogóle JEGO???

Mjejsza o to wykonam zadanie
Lecz wcześniej odpowiedz na jedno pytanie
Jak tylko ON tragicznie zginie
Nagroda jakaś hyba mnie nie minie

A on na to

Skórznia szarości skradania się i śliskości
Nagrodą będzie więc ruszać już pora
Skórznia szarości skradania się i śliskości
Bo o wiele jest lepsza od mego armora
Skórznia szarości skradania się i śliskości
Za nią załatwię każdego potwora
Skórznia szarości skradania się i śliskości
To już ostatnia jest z jego stora

Więc szukam Jego po mieście całym
Bo Go bezwzględnie zaciukać chciałem
Już na kolejną rynnę się wspiołem
z dumnym okrzykiem "Jestem Hardkorem"

Po kilku chwilach stoje na dachu
bes absolutnie żadnego przestrachu
Z wysoka w oknie dostrzegam jego
z kuszy celuje do celu mego

Jeszcze do przodu jednego kroka
ale się wziołem potknołem o kota
A bełt jusz leci w stronę złego bossa
lecz go ominoł o długość włosa

bełt sie odbija od stalowej czegoś
i leci w kierunku losowym jakoś
z pełną prendkością do czoła jego
i naglę słyszę Nie dzisiaj kolego

Game master z uśmiechem patrzy na gracza
I w kilku łykach dopija winiacza
Naszego erpega zakończyć już pora
Albowiem JEGO taka jest wola


Bonus #2


Moja siostra, w sposób zupełnie niezwiązany z konkursem (nawet pozbawiona wiedzy na jego temat) ledwo parę minut temu skończyła pisać swoje epickie dzieło o mrożących krew w żyłach wydarzeniach ze swej klasy. Prawdziwie ciężki poemat. (praca pozakonkursowa)

BALLADA O RZUCANIU SREBERKIEM Z KANAPKI

Cisza zapadła na sali lekcyjej, a na raz klaskanie w ręce i śmiech gromki
To lotem sokolim przeleciał nagle, dziwny obiekt z srebrenj folii.
Pospólstwo się dziwi - skąd takie cuda?
'Na cuda srebrka się zwalić nie uda'
Szumi po cichu pobliska natura..
Sprawca czerwony ze wstydu jak burak
Skąd ten szmer, wśród radosnej gwary
Co to szepcze? Skąd w klasie szuwary?
Czy to paproć postawiona skrzeczy?
Czy to orzech za oknem trzeszczy?
Niezadowolenie z nagła opnowuje kogoś
'Zanim czymś rzucisz, wpierw ruszże głową!'
ktoś siny w gniewie rzuca gromami
a pospólstwo się bawi nie dostrzegając pani
nikt nie widzi a i ja tylko czuję
finał dla kogoś okrutny wnioskuję
gwar nie milknie, każdy radosny
a ja w wyobraźni widzę scenę chłosty
wtem zza okna szum - co za nieszczęście!
dźwięk złowrogi profesor zwiastuje nadejście
surowa mina, krok stanowczy, oczy zimne
a klasa rozhukana, chce wyglądać niewinniej
każdy po cichu siada na miejsce
Mina profesor - sądu nadejście
każdy drży, strach wszystkich trwoży
sprawca jej nieznany, komu karą przyłoży?
trzy dziewczynki, najgrzeczniejsze z klasy
stają się ofiarami, jakiejś błazenady
choć tak naprawdę, to do końca nikt nie wie
kto właściwie wymyślił takie badziewie
morał jednak z ballady którą tu piszemy
niech zapamięta każdy, bo my już wiemy
że nikomu nie przystoi rzucanie w nikogo
zwłaszcza gdy nauczyciel stoi tuż obok...


Zatem, do wtorku!

23 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Nie wiem czy powinienem (bo jakimś cudem też się tu znalazłem), ale najbardziej podoba mi się fanfik o Kratosie (liker)

A co do nierobienia błędów - początkowo miałem zacząć robić, ale jako osoba (która od czasów 2 klasy podstawówki starała się robić jak najmniej błędów) nie byłem w stanie się przezwyciężyć i... głupio to brzmi... nie umiałem ich śmiesznie wstawić. A wstawiać byle jak, żeby na ilość było nie było sensu

Link do komentarza

Ja nie dam rady tego wszystkiego przeczytać... A szkoda... Musze uważać na swój musk bo dziś na polskim zacząłem (niestety musiałem skończyć jak skończyło się pytanie) pisać opowiadanie o facecie który szedł w samym długim czarnym płaszczu przez miasto, bo grał w kuku na szczególnie chamskie kary... :icon_confused::blink: Ramzes ómysł mi się przez ciebie zrył :tongue::wacko:

Siebie nie rekomenduje bo napisałem w przeciągu może 7 min? Nieważne. :)

EDIT: Co do opowiadania pisanego dziś na polskim: nie jest to moje pierwsze, ale jest jedynym (nie licząc tego "fanfika" na ten konkurs) które tak zryte... Masakra "konkurs" zacząłem pisać przez "ó" :rozpacz: muszę zerwać z twoim blogasqiem :confused:

Link do komentarza
Siebie nie rekomenduje bo napisałem w przeciągu może 7 min?

I to jest najlepsza rekomendacja.

Haz napisał i odszedł z mysiloł rze nikt sie nie domysilj iego autoreklamy (było to naiiiitrudnieisze słowo kture znauł). Jednak pszebiekły Ramzes od rasu wpadł na trop jego pszebiegłei jntrygi j pszebjegle pokszyszował jego plany.

- A niech to - pomysilał Haz jak to zobaczył. - W iaki sposub on mosze być tak pszebiegły? Tszeba cuś zrobić.

Wyćąknoł telefon Słony Merikson Ka'osiemset'i i zacwonił

- Halo? Masz mosze bompe - zapytał

*

Nastempnego dnia zamiast do szkoły ódał się tam gcie mieszka Ramzes...

Link do komentarza
Siebie nie rekomenduje bo napisałem w przeciągu może 7 min?

I to jest najlepsza rekomendacja.

Haz napisał i odszedł z mysiloł rze nikt sie nie domysilj iego autoreklamy (było to naiiiitrudnieisze słowo kture znauł). Jednak pszebiekły Ramzes od rasu wpadł na trop jego pszebiegłei jntrygi j pszebjegle pokszyszował jego plany.

- A niech to - pomysilał Haz jak to zobaczył. - W iaki sposub on mosze być tak pszebiegły? Tszeba cuś zrobić.

Wyćąknoł telefon Słony Merikson Ka'osiemset'i i zacwonił

- Halo? Masz mosze bompe - zapytał

*

Nastempnego dnia zamiast do szkoły ódał się tam gcie mieszka Ramzes...

I było wielkie bum! A powietrze pachniało jóchą, bo pig w stodole granddziadka wybóchł i był fajny atomic gżyb. Podtime gdy Haz z Ramzesem snóli teorie spiskowe na subject fanfików stworzonych przez elves i hordem. :)

Link do komentarza
Siebie nie rekomenduje bo napisałem w przeciągu może 7 min?

I to jest najlepsza rekomendacja.

Haz napisał i odszedł z mysiloł rze nikt sie nie domysilj iego autoreklamy (było to naiiiitrudnieisze słowo kture znauł). Jednak pszebiekły Ramzes od rasu wpadł na trop jego pszebiegłei jntrygi j pszebjegle pokszyszował jego plany.

- A niech to - pomysilał Haz jak to zobaczył. - W iaki sposub on mosze być tak pszebiegły? Tszeba cuś zrobić.

Wyćąknoł telefon Słony Merikson Ka'osiemset'i i zacwonił

- Halo? Masz mosze bompe - zapytał

*

Nastempnego dnia zamiast do szkoły ódał się tam gcie mieszka Ramzes...

I było wielkie bum! A powietrze pachniało jóchą, bo pig w stodole granddziadka wybóchł i był fajny atomic gżyb. Podtime gdy Haz z Ramzesem snóli teorie spiskowe na subject fanfików stworzonych przez elves i hordem. :)

To ja zmjeniłem zdanie i idem do szkoły... Nie mogem naraźć sjem na pranje musku pszy tyh fanfikach...

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...