Mogę pokazać Ci (_!_)
Ale tego nie zrobię. Czemu? Bo nie uważam się za dyslektyka. Zacznę więc od samiuśkiego początku...
dysleksja - specyficzne trudności w czytaniu;
dysortografia ? specyficzne trudności w pisaniu;
dysgrafia ? zniekształcenia strony graficznej pisma;
Pic na wodę, fotomontaż. 'Kupa byka' jakby to Hamerykanin ujął. Skąd taka pewność z mojej strony? To proste. Ja osobiście 'choruję' na te trzy mądre słowa. Zaczęły przejawiać się od samego początku historii mojej edukacji. To, że piszę brzydko, zauważyła moja babcia i nauczycielka. Obydwie cały czas mnie prześladowały na tym punkcie. Nic nie mogłem poradzić - jestem leworęczny, a kaligrafią nigdy parać się nie będę. Pismo mojego 'kurzego pazura' wyglądało czasem wręcz makabrycznie. Na stan rzeczy miał wpływ jeden wpis czerwonego długopisu w moim zeszycie języka polskiego (chyba w drugiej klasie podstawówki) - "Niestaranne pismo". Pamiętam, że wkurzyłem się nie na żarty. Niestaranne?! Żeby napisać coś pismem zrozumiałym dla normalnego czytelnika muszę poświęcić dwa razy więcej czasu - nie jestem w stanie notować w tym tempie. Zeszyt jest dla mnie! Nie będę go przepisywał na potrzeby jednej oceny! No nic - zagryzłem zęby i starałem się jak mogłem. Prace domowe przepisywałem tyle razy, aż nie widać było ani jednego maźnięcia korektorem. Zeszyty prowadziłem podwójnie - w klasie swoim tempem, potem uzupełniałem po lekcjach. Z biegiem czasu pismo poprawiło się po tych setkach przepisywanych na nowo stron. Problemy z dysgrafią skończyły się mniej więcej w drugiej klasie gimnazjum. Wcześniej nie ubiegałem się o żaden papierek.
Jednak teraz piszę głównie na klawiaturze, więc zapewne bez praktyki znów będę sadził niezrozumiałe hieroglify. Dam radę, spoko. Nie takie rzeczy się przemogło. Czytać na szczęście umiałem dosyć dobrze od pierwszej klasy podstawówki, jednak problem pojawił się później. Czytam wolno. Bardzo wolno trawię każde słowo tekstu. Czasem przeskakuję podczas czytania do niewłaściwej linijki. Problem miałem z czytaniem na głos. Byłem w stanie mówić wyraźnie, płynnie i szybko, jednak mózg nie nadążał z odczytywaniem tekstu. Efektem było częste zacinanie się. Podczas tej kilkusekundowej przerwy musiałem prześledzić tekst dalej, po czym z powrotem znaleźć miejsce, na którym urwałem i kontynuować, tylko po to, żeby po paru linijkach znów się zaciąć. Znalazłem na to kilka sposobów. Pierwszy polegał na kontrolowanym zacinaniu - kończyłem zdanie pauzą i analizowałem następne. Na dłuższą metę nie podziałało. Kto normalny robi 5 sekund przerwy po każdym zdaniu? Drugi sposób to metoda szybkiego czytania - trening mózgu w celu przyswojenia jak największego fragmentu tekstu w jak najmniejszym czasie. Ćwiczyłem czytając Harrego Pottera. Każdą część coraz szybciej. Problem zażegnany z końcem pierwszej klasy gimnazjum. O papierek się nie ubiegałem.
Trzecią i najpoważniejszą przypadłością jest brak opanowania zasad ortografii. Z tym borykają się wszyscy, a raczej borykać się nie chcą. Do trzeciej klasy podstawówki sadziłem byk na byku. W sumie robię to do dziś. Mój mózg (a raczej ośrodek pisania i władania ręką dominującą) nie jest w stanie naprowadzać ręki na właściwe znaki. Problem nie objawia się nie tylko przy 'trudnych' znakach, typu 'ż/rz' czy 'h/ch', a głównie przy 'p/n', 't/ł', 'o/a', 'n/h', 'l/t' - najprostszych literach. Zamiast jednego znaku piszę odruchowo inny i mam na to niewielki wpływ. Ale zawsze jakiś. Jeśli wystarczająco mocno się skupię, jestem w stanie pisać poprawnie, jednak nie jestem w stanie oderwać wzroku od pisanych liter. Moment rozproszenia skutkuje skreślaniem i poprawianiem. Na najpopularniejsze błędy ortograficzne znalazłem prosty sposób. Po prostu jeśli chcę napisać 'ł' albo 't', to zaczynam od 'l' i zastanawiam się co dalej. Ryzyko pomyłki zmniejsza się do minimum. Tak samo z 'n' i 'h' i całą resztą literek. Wbrew pozorom to było najtrudniejsze. Do dziś zdarzają mi się takie błędy podczas pisania. Co do złego 'ż', 'h' i 'u', to z pomocą przyszła mi moja osobista rodzicielka. Na samym początku mojej edukacji, przerażona błędami, które piętrzą mi się w zeszytach, kupiła mi osobne ćwiczenia dla każdej literki (takie z obrazkami). Na początku nie chciało mi się ich wypełniać, ale doszedłem do wniosku, że lepiej mieć to już za sobą, przynajmniej się matka odczepi. Usiadłem i wykonałem wszystkie ćwiczenia za jednym zamachem. Od tamtej pory nie robię błędów
Żartuję oczywiście - błędy jak robiłem tak robię nadal, jednak na tyle dobrze zapamiętałem zasady pisowni, że poprawiam je natychmiastowo (backspace przyciskam częściej niż spację, a moje pismo odręczne jest pełne skreślonych wyrazów i poprawianych literek). Samą maturę pisałem dwukrotnie - przepisywałem 'na czysto' z brudnopisu. Jeżeli to czytacie, to zauważycie pewnie, że wystrzegam się błędów jak mogę (co i tak nie wyeliminuje ich nigdy), jednak popełniam przez to mnóstwo błędów składniowych i logiczno-językowych. Coś za coś. Jednak nigdy nie przeszło mi przez myśl, żeby ubiegać się o jakikolwiek papierek!
Tyle o mnie. Czas na resztę świata. Niemożebnie wkurza mnie, kiedy ktoś zasłania się papierkiem, bądź wyssanym z palca zapewnieniem, że jest dyslektykiem i dlatego robi błędy ortograficzne. Radziłbym się chociaż zapoznać z definicją słowa, którego się używa. Tekst w rodzaju "sory za błendy jestem dyslektykiem" widzę jako "nie chce mi się pisać poprawnie - pocałujcie mnie w pupsko!". I to już nie jest kwestia upośledzenia, umiejętności czy nawet lenistwa. O nie. To najzwyklejszy w świecie gówniarski brak szacunku dla czytelnika. To, że komuś nie chce się zerknąć na (domyślnie włączone) rady autokorekty, czy wcisnąć 'alt', żeby uzyskać polski znaczek, tudzież 'shift', aby napisać czyjeś imię lub rozpocząć zdanie, obnaża wszystkim czytelnikom owłosioną, niedomytą i gołą tylną część ciała nadawcy tekstu. Tak! Pokazuje on swoją dupę! Publicznie i z pełną premedytacją.
Problem sięga trzewi internetu. Palące wrzody rosną w wielu zakamarkach i rozsiewają swoje ziarna. Jeżeli brak Wam odwagi, to przywdziejcie biało-czerwony sztandar - niech chroni Was od dup nieprzyjaznych.
PS Żeby nie było, że tak bardzo Was szanuję to dodam tylko : YOU SUCK! (i jesteśmy kwita)
PS2 Co do pisma, to wszyscy się dziwią jakim cudem jestem w stanie dobrze rysować, skoro bazgrolę litery jak pięciolatek. Dodam taką małą ciekawostkę. W drugiej klasie gimnazjum złamałem lewą rękę* - 5 tygodni gipsu. A było to akurat pod koniec sierpnia, (czyli w czasie, kiedy miałem jechać na kolonie w góry - oczywiście pojechałem i radziłem sobie świetnie pomimo gipsu) więc na początek roku szkolnego nie byłem w stanie pisać. Uparłem się, że nie będę siedział na lekcjach bezczynnie. Zacząłem ćwiczyć pisanie prawą ręką. Oczywiście nie byłem w stanie pisać tak dokładnie jak właściwą, ale wystarczało, żeby można było to rozszyfrować. Co najciekawsze: nie robiłem ani jednego błędu! Nie wiem czy to przez to, że musiałem skupiać się na pisaniu czterokrotnie mocniej, czy przez to, że za prawą rękę odpowiada inna półkula mojego mózgu. Oczywiście biegłość wygasła, kiedy odzyskałem lewą i przestałem ćwiczyć prawą. Swoją drogą : łyżkę/widelec trzymam w lewej ręce, za to myszką potrafię operować tylko i wyłącznie za pomocą prawej. To już kwestia przyzwyczajenia, jednak gdybym miał możliwość sterowania lewą ręką od samego początku, to założę się, że celność w fps-ach wzrosłaby drastycznie.
__________
*to już zupełnie inna historia
17 komentarzy
Rekomendowane komentarze