Skocz do zawartości

Forumowicze o Sobie IX


Turambar

Polecane posty

A u nas ostatnią "kebabalnię" zamknęli 4 dni temu :/ Teraz na ten jakże doskonaly posilek trzeba zasuwać 10 km rowerem.

Chociaż może i lepiej że ten bar zamknęli, było strasznie drogo, i za 7 zeta kebab był cholernie maly, czasami nawet zdarzał się wegetariański, ale urok tego wszystkiego byl. Szkoda trochę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,9k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź
Święta prawda, oj prawda! A jak Wam się jeszcze jakieś potomstwo umnoży, to wtedy dopiero się hardkor zaczyna! Takiego poziomu trudności i krótkiego paska życia w żadnej, nawet najbardziej wymagającej grze nie znajdziecie... :)

No i nie ma save'a! Ale za to jest trochę treści +18 :wink:

Mnie właśnie chodziło o to, że dyskusja zaczęła zmierzać w kierunku podawania przepisów i sposóbów przyrządzania.

Takżem właśnie sobie koncypuował.

O preferencjach kulinarnych zawsze można było spokojnie gadać w FoS-ie, chociaż dla tych o batonikach założyłbym osobny topik ?Batoniki i inne zboczenia?.

Moderatorem koniecznie musiałby zostać WaFeL :wink: A batoniki... Cóż... Obawiam się, że samo wspomnienie tego słowa w tym temacie można podziałać jak płachta na (batonowego) byka.

Wszelkie Makdonaldy, Picahuty i Kejefsi omijam szerokim łukiem.

Ja w zasadzie też, ale z drobnymi wyjątkami. Największym wyjątkiem jest Pizza Hut - przyciąga mnie wręcz magicznie, a na dodatek kumpel kiedyś pracował w jednej filii, więc wiem 'co i z czego'. Na dodatek jakoś nie mam w okolicy nikogo, kto robiłbym choćby porównywalną domową pizzę. Domowa pizza jest OK, ale to jednak nie to samo. Innym wyjątkiem jest szybki 'snack' w trakcie wojaży po marketach.

I zacznij się przygotowywać na zdobywanie umiejętności kulinarnych. Karmienie kulinarnego ignoranta z czasem zaczyna denerwować.

Jestem przygotowany, a nawet i w trakcie. Pewnym umiejętności nabyłem studentem będąc w poznańskich rubieżach. Teraz lubię 'bawić się' w makarony i różne smażone placki. No i ciasta zawsze wspólnie.

A u nas ostatnią "kebabalnię" zamknęli 4 dni temu :/ Teraz na ten jakże doskonaly posilek trzeba zasuwać 10 km rowerem.

I dobrze - na zdrowie Ci wyjdzie. Nie będę tu wyrażał swego braku sympatii dla kebabów, bo narażę się forumowemu lobby kebabistów... Ale ostatnio rozbawiła mnie budka z kebabem (i innym burgero-śmieciami) na festynie z regionalnym jadłem i rękodziełem. Idzie sobie człowiek i tu: kowal, powidła, chleb ze smalcem, kebab, koroneczki...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie będę tu wyrażał swego braku sympatii dla kebabów, bo narażę się forumowemu lobby kebabistów...

Z mojej strony nic Ci nie grozi :) Może nie jestem zagorzałym fanem kebabów, ale jeśli jest okazja i troszkę grosza, to chętnie się potruję tym jadłem. Oczywiście od kebaba wolę chamburgera. Nie tylko jest tańszy, ale i często dużo lepszy. Mam swoją ulubioną budkę z tymże przysmakiem. Jadło u nich jest przepyszny :Dxandi moze potwierdzić :P

Teraz troszkę mniej przyjemna rzecz. Jak widzicie nie ma mnie w szkole, ale to nie ta rzecz :D Pierwszaczki mają wycieczkę i nie ma większości nauczycieli, więc wolę spożytkować ten czas w inny sposób. Odrobiłem już dwa prace domowe z polskiego, od pół godziny uczę się inwokacji i umiem już połowę :D Muszę poczytać jeszcze Kordiana i zrobię sobie przerwę. Pójdę na rowerek i może odwiedzę swoje byłe gimnazjum. Przydałoby się też ogarnąć pokoik, bo teraz mam strasznie mało czasu na utrzymanie jako-takiego porządku.

A więc - see u :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też za bardzo nie przepadam ze kebabami. Może Was to zdziwi, ale w swoim życiu zjadłem może z 3 sztuki tej potrawy. Pewnie bierze to się z mojej niechęci do wszelkiej maści surówek. W zasadzie z kebaba to smakowała mi tylko bułka, mięso, sos i surówka z kapusty. Innych surówek na czele tej z selera nie mogę przełknąć przez gardło. Jak znajdę się w barze z tego typu jedzeniem, wolę zamówić pizzę, ewentualnie hamburgera.

BTW mamy już kalendarzową jesień, a za oknem bardzo przyjemna pogoda. Przed chwilą byłem na świeżym powietrzu. Świeci słoneczko, niebo bezchmurne, wieje lekki, ciepły i przyjemny wiaterek. Taką jesień przyjmę z otwartymi ramionami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kebab? Hmm.. W sumie to jest mi obojętny.. Nie lubię wydawać pieniędzy na wszelkiego rodzaje fast foody, w związku z czym są mi obojętne.. Oczywiście, jeśli znajdzie się jakiś sponsor, który zaproponuje wizytę w budce z fast foodem - to nie mówię nie :biggrin: Ja wolę posiłkować się w domku, gdzie mam okazję własnoręcznie przyrządzić jakieś jedzonko :cool: Wiem, powiecie, że jestem sknerą.. Ale ja się za takiego nie uważam :tongue: Po prostu jestem oszczędny. Według niektórych moich znajomych i członków rodziny jestem sknerą, ale ich opinie tego typu na mój temat mnie nie ruszają :sleep:

Tak, jesień ruszyła pełną parą, ale mi bardziej przypomina piękne letnie dni.. Słoneczko świeci, wieje lekki wiaterek - tak może wyglądać cała jesień :wink:

A ja może zmienię lekko temat słodyczy i fast foodów na temat owoców. Jakie owoce lubicie jeść najbardziej? Czy te polskie, nasze zdrowe owocki, czy może bardziej egzotyczne :rolleyes:

Ja lubię prawie wszystkie owoce, jakie w życiu miałem okazję spróbować (jabłka, gruszki, agrest, śliwki, wiśnie, arbuzy, kiwi itp itd...)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jabłka i śliwki (zdobyte w jakichś sadach ;P) wymiatają. Te ze sklepu już takie dobre nie są, może dlatego że przy zbieraniu wlasnoręcznie adrenalinka trochę skacze (na sad zawsze ktoś tam patrzy, dobrze że psów nie spuszczają). Najlepsza jest zawsze ucieczka i magiczne słowo przez duże "S" które sprawia że dostajemy +100% do prędkości ;P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jabłka i śliwki zdobyte w cudzych sadach? No wiesz co :tongue: Dobrze że ja nie mam takiego problemu jak Ty.. Na całe szczęście w celu zjedzenia jakiegoś owocu nie muszę iść do czyjegoś sadu.. Wystarczy, że mam własny sad pełen jabłoni, śliw, wiśni, orzechów oraz gruszek :cool: Niestety w tym roku u mnie był bardzo słaby urodzaj w sadzie :dry: Śliwki owszem, były, ale wszystkie popękane (nawet te na drzewach) a to wszystko przez pogodę - długotrwałe deszcze i mocny wiatr zrobiły swoje :down: Ale nie ma to jak zapasy ^^ W spiżarni stoi całe mnóstwo wszelkiego rodzaju przetworów z lat ubiegłych :biggrin:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

fast-food, slow-foot:

nie pogardzę, ba - lubię :D ale staram się ograniczać, i tak już jestem duży :P pizza domowej roboty rządzi, na grubym cieście of kors. ale i tak częściej jem w jakiejś "restauracji" - bardzo popularny w moim mieście jest "Egipt" (Egipcjanka właściwie), chociaż lepszą IMO podawali w La Romie. ale tą drugą niedawno zamknęli (tudzież przenieśli tam, gdzie me oczy nie sięgają). fryteczki tylko na mieście - mamy w domu frytkownicę, ale nie używamy jakoś :D a na mieście jest fajna miejscówka z bardzo dobrymi frytkami i aż kilkoma sosami do wyboru. w "Egipcie" też są niczego sobie, a z sosem cygańskim - pychota. ale kiedyś dawali większe porcje :sleep: a sam sos cygański można wcinać ile wlezie, taki jest smaczny :) jednakże nic nie przebije "kanapek" - dokładnie nie wiem jak to nazwać, ale w cenniku widniała nazwa "kanapka". w sumie to był kebab, ale nie w bułce tylko w jakimś cieście, do dziś nie mam pojęcia co to właściwie było. ale smakowało wprost GENIALNIE! zajadałem się tym co tydzień w Bełchatowie, gdy jeszcze pracowałem dorywczo. te kanapki nadawały sens tamtej pracy (i radio BIS, ale to całkiem inna historia) :)

jak się uda to zajrzy się do Maca po szejka i Big Maca, ewentualnie McFlurry, ale raczej od święta

łowoce

ostatnio co dzień jadam brzoskwinie, śliwki też często są w domu (choć bardzo nie lubię, gdy miąższ nie chce się odczepić od pestki. połowa owoca zmarnowana :mad:), z jabłek co parę dni robimy szarlotkę. właściwie to lubię prawie wszystkie owoce, prócz czarnej porzeczki :down: poziomek, grejpfrutów i niektórych gatunków jabłek. aha, muszę zaznaczyć, że lubię SAME owoce. gdy są dodane do jakiegoś ciasta, zaczynam mieć spore wątpliwości, szczególnie w przypadku truskawek i jagód. jedyne co mogę ze smakiem zjeść do knedle, w ostateczności naleśniki z jabłkami i taki placek, też z jabłkami (ale nie jabłecznik, coś trochę innego) :) suszone owoce w ogóle nie przejdą mi przez gardło, suszone owoce to zuo prosto z piekua!

pogoda dla rogaczy:

ciepło, słonecznie i wietrznie, można przebywać na dworze bez bólu, a nawet z przyjemnością. znając życie, na sobotę i niedzielę się pogorszy, ale cóż - bywa :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Treser Ja też tam w okolicach domu mam jakieś jabłka itd. ale zdobyczne bardziej smakuje ;P

@poor_leno ciasto z jagodami (w galaretce) - obrzydlistwo. Ale jagodziankę już lubię. Też wolę same owoce, ewentualnie jakiś kompocik, ale to rzadko i tylko truskawkowy lub jablkowy. Zresztą truskawek mamy mało, szpaki nacieraly na ogródek przy domu, ale wiatróweczką 3 zdjąłem. Więcej się nie pokazaly ;P

A pogoda? Świetna, tylko wyjść nie mogę ;/

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja lubię prawie wszystkie owoce, jakie w życiu miałem okazję spróbować (jabłka, gruszki, agrest, śliwki, wiśnie, arbuzy, kiwi itp itd...)
Jabłka absolutnie i nie przejednanie FTW! :D Zaraz za nimi winogrona, które jestem w stanie zjadać w ilościach ogromnych i mam coś jakby zespół chipsów... masz je pod ręką to mimowolnie sięgasz co jakiś czas po jednego. Tak samo z winogronem ;P

Jabłka i śliwki (zdobyte w jakichś sadach ;P) wymiatają
Buuuuuu! Złodziej! >.< Lepiej mieć własny ogród nawet, kilka drzewek i w odpowiednim okresie zbierać stuprocentowo naturalne owoce, które nie były niczym psikane ani doprawiane chemią. BTW. to nie rozumiem takich zachowań. To znaczy, że dla adrenaliny na teren posesji wparuje mi jakiś złodziej zastanawiając się czy mój pies go nie pogryzie? ;P
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z owoców najbardziej lubię śliwki i brzoskwinie :) Dobrze, że mam koło domu kilka drzewek, to zawsze coś można sobie urwać po długiej sesji przy kompie :) Taki urok życia na wsi :)

Zaraz za nimi winogrona

Mam dwa rodzaje tegoż jadła, ale jakoś zbytnio za nim nie przepadam. Widocznie urok tych odmian, ale ciemne ze sklepu jak najbardziej mi smakują :P

Co by tu jeszcze... Malinki i truskawki też mam. Poziomki też się znajdą :P Witamin u mnie dostatek. Najwięcej jest jabłek i niedługo będzie trzeba zacząć je rwać, więc można się spodziewać pysznego, mamcinego jabłecznika :wub:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hehe, harenda rządzi! Nie wiem czy to wyrażenie jest wam znane, (to chyba jakaś gwara, ale w sumie kto wie) więc tłumaczę, iż jest to wyżej wspomniany wypad do cudzego sadu w celu jego złupienia. Za dzieciaka takie rajdy organizowaliśmy dość często. Wiadomo, nie dość, że można było najeść się różnymi dobrami, to na dodatek zabawa była z tego przednia - nigdy nie było wiadomo, czy aby na pewno dana działka jest 'czysta', przez co nie raz zmuszeni byliśmy uciekać przed różnymi psami i dziadygami z motykami (nie czuję, jak rymuję). To były czasy! Ostatni raz na harendzie byliśmy jakoś w gimnazjum; pamiętam, że gonił nas wtedy dziadek z psem na smyczy. Na szczęście go z niej nie spuścił, także uszliśmy z życiem i innymi winogronami. Teraz studentom raczej nie wypada, ale z drugiej strony... :P

Ktoś tu wspominał o czarnej porzeczce... Sok jest w miarę dobry, ale sam owoc smakuje beznadziejnie. :/

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zbierać stuprocentowo naturalne owoce, które nie były niczym psikane ani doprawiane chemią.
Tak, to zapraszam na Górny Śląsk na zbieranie owoców - metali ciężkich w jabłkach, gruszkach i innych owockach Ci u nas pod dostatek! :D

Kiedyś w ogródku miałam dużo owoców: śliwki, agresty, czerwone, czarne i białe porzeczki, jabłka, wiśnie i gruszki. Ostały się tylko te trzy ostatnie.

Ale od czego ma się sąsiadów? Prawie każdego roku możemy liczyć na rabarbary, śliwki czy orzechy.

I jeśli chodzi o owoce - uwielbiam wszystkie. No, z małymi wyjątkami, ale to dotyczy jedynie tych wyjątkowo egzotycznych owoców, których nazwy nawet nie pamiętam. ;]

Nareszcie mogę w miarę normalnie się wysławiać, kaszel już prawie przeszedł do historii, katar jakby zelżał - żyć, nie umierać! I cieszyć się pogodą! :3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U nas mówią na to pachta ;P Porzeczki próbować nie miałem okazji, soku nie lubię, po nim czuję taki dziwny osad jakby na zębach. Brrrr... My mamy jedno miejsce na pachtę, u babci naszej kolezanki (ona mieszka 20 km. od nas), niekiedy jak jest na wakacjach itp. to sama nam coś zerwie ^^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja na podwórku też mam parę drzew owocowych ale to nie ta ilość jaka była tu zanim mój tata zaczął budować dom. Na miejscu mojego podwórka 17lat temu mój pradziadek miał ogromny sad. Rosło tu wszytko, lecz teraz zostały tylko 2 śliwki, jabłoń, 2 grusze i wiśnia. Mam też kilka krzewów agrestu ale jakoś za nimi nie przepadam - wolę porzeczki ale niestety zostały wykopane. :( A tak z owoców to lubuję się w: jabłkach (ale to chyba każdy), okazyjnie śliwki i brzoskwinie a z takich bardziej egzotycznych to na pierwszym miejscu ananas :cool:, potem arbuz i kiwi. :laugh:.

A pogoda - widzę, że u mnie podobnie jak u przedmówców. Ciepło, lekki wiaterek i bezchmurne niebo. Aż szkoda iść w taki dzień do szkoły - dlatego zrobiłem sobie z kolegą małe wagary. :happy: Pogapiliśmy się na pociągi, zwiedziliśmy niedawno zalane pola i przerwany wał. Poszlajaliśmy się po Piotrkowie i tak zleciało te 7h. Na szczęście w piątek mam luźne lekcje, więc nic takiego się nie stało, że nie poszliśmy do szkoły. Ogólnie dzień fajny ale trzeba go zwieńczyć sesyjką w ArmA 2. :laugh:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o owoce to wszystkie za wyjątkiem czarnej porzeczki. Najbardziej lubię truskawki. Jabłka zależy jakie, do gustu przypadły mi twarde i kwaśne. Wiśnie, czereśnie, śliwki, gruszki, winogrona. Te owoce mogę pochłaniać kilogramami. Zimą najlepsze są mandarynki i pomarańcze. Uwielbiam, kiedy wchodzę do ciepłego mieszkania i czuję ten piękny aromat.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

BTW. to nie rozumiem takich zachowań. To znaczy, że dla adrenaliny na teren posesji wparuje mi jakiś złodziej zastanawiając się czy mój pies go nie pogryzie? ;P

U mnie adekwatnym określeniem było "iść na chaby" (pisowni pewny nie jestem, jakoś rzadko się w gwarze pisze). Przy czym nie doszukiwałbym się tutaj jakiejś przestępczej natury tego typu występków. Po prostu się za gówniarza z kolegami różne głupoty robiło, a że smak na słodkie i dojrzałę owoce był zawsze to czasem się wpadało na chaby do któregoś z sąsiadów, ryzykując co najwyżej opieprz od samego zainteresowanego, ew. skargę u rodziców.

Tak, to zapraszam na Górny Śląsk na zbieranie owoców - metali ciężkich w jabłkach, gruszkach i innych owockach Ci u nas pod dostatek! :D

Co Ty tutaj za czarny PR względem naszego małego hajmatu urządzasz? Wbrew pozorom na Śląsku to nie tylko gruby i wyngiel:) Chyba, że gdzieś na jakiejś czynnej hałdzie mieszkasz, no to możesz mieć nieciekawe gruszki :P

Nareszcie mogę w miarę normalnie się wysławiać, kaszel już prawie przeszedł do historii, katar jakby zelżał - żyć, nie umierać! I cieszyć się pogodą! :3

Krew mnie zaleje, siedzę ostatnimi dniami cały czas w domu i chyba od czytania tego Waszego ciągłego marudzenia, też mnie w końcu jakieś grypsko dopadło. Jedyny pozytyw to, że teraz a nie w semestrze :) Niemniej czuję się jak zużyta jednorazowa chusteczka chigieniczna...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@up Niby tak, ale jak z kumplami jeździmy ~50 km dziennie, w dodatku na BMX (ale ja już nie, zresztą leżałem 5 dni w szpitalu confused_prosty.gif) to nawet 3 km ciężko przychodzą.

Ach, jak chciałbym sobie rowerem pojeżdzić! Jednak mój plan dnia jest zapełniony(wracam dopiero o 15.30 ze szkoły). Zostają ew. soboty. W wakację w długą wycieczkę pojechałem tylko raz (30 km.) z powodu pogody. Raz bardzo ciepło, innym razem deszcz.

Ja też za bardzo nie przepadam ze kebabami. Może Was to zdziwi, ale w swoim życiu zjadłem może z 3 sztuki tej potrawy.

Oczywiście od kebaba wolę chamburgera.

Nie będę tu wyrażał swego braku sympatii dla kebabów, bo narażę się forumowemu lobby kebabistów...

Nie mart się, nie narazisz mi się ;).Osobiście nienawidziłem kebabów. Obecnie jest tak, że wolę zjeść surówkę w kebabie niż w domu ;). Ave Kebab!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

CYTAT

@up Niby tak, ale jak z kumplami jeździmy ~50 km dziennie, w dodatku na BMX (ale ja już nie, zresztą leżałem 5 dni w szpitalu confused_prosty.gif) to nawet 3 km ciężko przychodzą.

Ach, jak chciałbym sobie rowerem pojeżdzić! Jednak mój plan dnia jest zapełniony(wracam dopiero o 15.30 ze szkoły). Zostają ew. soboty. W wakację w długą wycieczkę pojechałem tylko raz (30 km.) z powodu pogody. Raz bardzo ciepło, innym razem deszcz.

Tylko my nie jeździmy na długie wycieczki, zostajemy raczej w naszej malej wiosce (Lniano 4ever), czasami się zabierzemy na jakieś 3 km. od nas do Wętfia, też mała wioska, ale tam są 7-metrowe górki, świetnie się po nich zjeżdża, ale tam (od wstrząsów) nabawiłem się

podwójnego skrętu prawego jądra

, co wlaśnie mnie wyeliminowalo z jazdy na "bejce". Bolalo strasznie, ale udalo się uratować.

Co do wolnego czasu na jeżdżenie: Jeden z moich kolegów raz powtarzal klasę bo sobie zupelnie olal szkolę i jeździl BEZENDU :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co tu tak cicho? Martwię się o Was :D

A tak na serio. Dzisiejszy dzień można zaliczyć do udanych. Od rana pobiegałem z odkurzaczem i umyłem okna w pokoju. Po chwili relaksu przy kompie przyszedł czas na cięższą robotę. Z tatą przerzuciliśmy ponad 2 tony miału, więc prawie jak w kamieniołomie :P Wciąż szlifuję inwokację, ale coraz bardziej zaczynam się jąkać. Chyba coś ze mną nie tak :D Jeszcze jedna scena Kordiana do przeczytania i luz :)

Poniedziałek i wtorek będzie pracowity. Po szkole w poniedziałek muszę skoczyć z umową do miejsca, w którym będę odbywał praktyki, a potem biegiem na teorię na prawko. Na szczęście ostatni tydzień i jazda. Mam nadzieję, że dużo ofiar nie będzie.

Taki dżołk. Każdy wie, że jestem świetnym kierowcą

:D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uczyć się inwokacji na pamięć - dla mnie uczenie się wierszy na pamięć jest bezsensowne.. Nie mam pojęcia jaki to ma sens.. Ale taki tok nauki, więc ja nic na to nie poradzę..

Odnośnie prawa jazdy - ja zdałem prawko za 5 razem.. W większości przypadków natrafiałem na egzaminatora, który miał po prostu zły dzień.. Dwa razy miałem egzamin z tym samym gościem - na początku drugiego egzaminu z nim, skojarzył mnie - i już wiedziałem, że jestem pogrzebany :angry: Stwierdził, że wymusiłem pierwszeństwo, mimo iż kierowca, który miał pierwszeństwo był sporo od skrzyżowania. Na swoim pierwszym egzaminie przejechałem STOP.. Po prostu rozmarzyłem się i wystarczyło.. :sad: Ale za piątym razem to dopiero był hardcor.. Spóźniłem się na egzamin, ale na szczęście udało mi się egzaminatora okłamać, że samochód, którym jechałem na egzamin zepsuł się po drodze do WORDu :biggrin: Już myślałem, że to przekreśli moje szanse na zdanie egzaminu - ale udało się :happy: A egzamin teoretyczny zdałem za pierwszym razem :smile: Popełniłem jeden błąd, ale tylko dlatego, że nie byłem pewien jednej odpowiedzi i poprawiłem ją na błędną :sleep: Ale jak już zdałem - szczęście było ogromne :icon_mrgreen:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja zdałem za drugim. Za pierwszym razem wymusiłem niby pierwszeństwo... Well, i tak bym zdążył, bo krzyżówka była ogromna, a żaden normalny kierowca nie czekałby, żeby przepuścić ruszający sznur samochodów, oddalony o jakieś 500 kilometrów. No ale cóź, przepisy to przepisy, right? Drugi raz był boski. Na początku zupełnie zgłupiałem i nie wiedziałem, które to światła mijania. To znaczy zapomniałem, czy muszę przekręcić to coś raz, czy dwa. A wyglądało to tak:

Egzaminator: Proszę sprawdzić, czy światła mijania działają poprawnie.

Przekręcam raz. Czekam. Spoglądam na egzaminatora.

Egzaminator: <wzrok, którym można kruszyć skały>

Przekręcam drugi raz. :D Sprawdzam, działa, jedziemy.

Parkowanie prostopadłe. Parkuję, skończyłem manewr, samochód stoi maksymalnie krzywo. :P

Spoglądam ze strachem na egzaminatora.

Egzaminator: <facepalm> Ehh... no dobra, jedziemy dalej.

Potem popełniłem jeszcze trzy błędy. Raz: trzymałem się lewego pasa, mimo że powinienem jechać prawym. No ale kto by na to uwagę zwracał... Drugi: próbowałem ruszyć z trójki. Z marnym skutkiem. Niemniej, po dwóch nieudanych próbach, zorientowałem się w sytuacji i poszło. I teraz czas na trzeci błąd, moim zdaniem genialny. :D Choć w zasadzie to nie był błąd, bo zachowałem się normalnie, ale egzaminator solidnie mnie za to opierniczył. Otóż jadę sobie ulicą, patrzę, a na prawym pasie stoi sobie samochód z otwartym bagażnikiem, w którym grzebie jakiś człowiek. Nie mogłem go minąć, bo lewym pasem jechały z naprzeciwka inne samochody. Dlatego też zatrzymałem się i grzecznie czekam, aż pan skończy robić, to co robił. Czekam, czekam, czekam, ale facet uparcie czegoś szuka i nie chce przestać. Zniecierpliwiony, stwierdziłem, że na niego zatrąbie (a co!). Kiedy to uczyniłem, gość pospiesznie usunął się z drogi, ale mina egzaminatora była bezcenna. Wtedy właśnie dowiedziałem się, że w mieście nie można trąbić, chyba że będzie miała miejsce jakaś wyjątkowa sytuacja. Według egzaminatora ta sytuacja do takowych się nie zaliczała, a to co zrobiłem było poniżej krytyki. o_O Dziwny gość. Niemniej, zdałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mi się udało :) Jednego dnia (trzynasty piątek :) ) zaliczyłem teorię i obie kategorie (A i B). Choć i bez błędów się nie obeszło.

Jako egzaminator trafił mi się totalny buc. Ani dzień dobry, ani do widzenia, wszystko wyrażane w maksymalnie dwóch słowach...tylko zjechać potrafił używając większej ilości wyrazów...

Na początku miałem jazdę motorem, który różnił się od tego, na którym pobierałem nauki. Egzaminator nakazał mi przygotować siebie i motocykl do jazdy i odszedł pogadać z kolegą, co okazało się moim błogosławieństwem, bo z racji różnicy pomiędzy motocyklem egzaminacyjnym, a tym na którym się uczyłem, nie wiedziałem gdzie...włącza się światła...szczęśliwie w pobliżu był Pan technik, który ukradkiem wskazał mi odpowiedni przycisk :) Później Pan egzaminator dalej gadał, więc moje niezbyt perfekcyjne ruszenie pod górkę również uszło mi płazem. Sama jazda po mieście przebiegła już w miarę bezproblemowo. Raz tylko zdarzyło mi się uciec egzaminatorowi spod świateł i musiałem na niego czekać w umówionym miejscu :). Przed samym końcem natomiast przez słuchaweczkę usłyszałem komendę "....wo". Musiałem więc szybko zdecydować, o którą stronę Panu chodziło. Niestety nie trafiłem i potem to ja goniłem egzaminatora...ale uszło mi to płazem :)

Przy samochodzie natomiast Pan, gdyby się uparł, mógłby mnie uwalić już na początku przy sprawdzaniu świateł. Kiedy doszliśmy do wstecznych, stwierdziłem "jedno wsteczne nie działa", nie wiedząc, że w wielu samochodach, występuje tylko jedno takie światło,... :) Pan zjechał mnie za to zdrowo, ale nie oblał :). Potem jeszcze wredne Punto zgasło mi na ruszaniu z ręcznego, ale wg regulaminu miałem prawo do jednego takiego błędu - za drugim podejściem już się udało :) Sama jazda po mieście przebiegła, bez większych przygód. Zaliczyłem i już 4 latka rozbijam się po drogach :)

A z najwredniejszych przypadków oblania, jakie znam, przychodzi ma na myśl przypadek mojego lioealnego kolegi z klasy, który podczas wymieniania wszystkiego, co znajduje się pod maską, stwierdził: "tu jest chłodnica, a tu się wlewa płyn". Egzaminator zwrócił uwagę, że nie powiedział "płyn do chłodnicy" i gościa oblał...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...