Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

niziołka

Sesja The Elder Scrolls

Polecane posty

Odetchnąłem głęboko. Życzenie? Czego niby miałbym sobie życzyć - nie miałem pojęcia. Ponadto sprawa owego Redgarda była niezwykle alarmująca - życzył sobie nieśmiertelności, został kamieniem... Cóż, w tym stanie na pewno nie umrze, ani się nie postarzeje. Takie... przekręceanie... życzeń przypomniało mi o pewnej historii, przypadku nieszczęsnego młodego władcy którejś z prowincji Skyrim. Życzył sobie wiedzy... a całkiem oszalał.

A ja naprawdę nie miałem żadnych życzeń. Zacząłem się ostrożnie wycofywać.

- To barrdzo... intrrygujące, ale niczego nie potrzebuję. Dlatego też najlepiej będzie...

"Chwila, wiem już!"

Zatrzymałem się.

- Moim życzeniem jest, aby ten Rredgarrd został przywrrrócony do życia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zakończywszy krótką medytację, udało mi się przywołać z mroków pamięci starożytną opowieść. Zastanawiając się, czy dalsza eksploracja ruin poszerzy moją wiedzę i czy posiadam jeszcze jakieś warte uwagi informacje ukryte w dawno czytanych dziełach i zasłyszanych legendach, postanawiam podzielić się częścią tego, co mi się przypomniało. - Czekajcie, chyba mam pewne wskazówki co do tego, gdzie się znajdujemy. - po tych słowach, głośno opowiadam o tym, co znalazłem w czeluściach swej pamięci, umniejszając jednak nieco, fragment o potędze magii tubylczej rasy elfów. Chciałbym trochę pozwiedzać te ruiny, po to wyruszyłem w końcu w świat, i wolałbym, żeby reszta była przychylniej nastawiona do pomysłu eksploracji. - Proponuję, abyśmy z zachowaniem wszelkiej ostrożności, rozejrzeli się głębiej. I zgadzam się z Sedavesem, nie dotykajmy żadnego klejnotu, póki co. Po tych słowach zwróciłem się jeszcze z pytaniem do Ulfgara. - Czyli jeśli Wędruje-po-piaskach nie wróci w odpowiednim czasie do nas lub na statek, będziesz skłonny odpływać bez niego ?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hrrm, kolejne. Podchodzę do nich powoli i bardzo ostrożnie. Ładne, pewnie sporo warte. Moment, na pewno? Musiałbym znaleźć pasera, który kupi coś tak niepewnego pochodzenia, do tego ewidentnie śmierdzącego magią. Musiałbym go przekonywać, że nie są przeklęte. Nie są? Sam nie wiem. Sprawdzam, czy gdzieś znajdują się jakieś ostrzeżenia lub napisy, a jeśli tak, to czy potrafię je odczytać. Potem sprawdzam jeden z klejnotów. Nie dotykam go, wykrywanie i badanie magii to również nie moja specjalizacja, ale może coś wyczuję. Jeśli nie będę absolutnie pewien, że po podniesieniu klejnotu nie zostanie po mnie tylko sterta zwęglonych kości, to nie będę ich ruszał. Nie warto, zresztą pewnie w głębi ruin czekają jeszcze normalne błyskotki. Po rozejrzeniu się wyjdę na zewnątrz i powiem:

- Tam są kolejne takie świecidełka. Aha, co mówiłeś, o potężnych wojownikach zmuszonych do odwrrrotu z podobnej sytuacji? - Słowa opowieści usłyszeć mogłem i w korytarzu. - Świetnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słysząc pytanie zadane przez Khalidora, Ulfgar obejrzał się i rzucił mu zdziwione spojrzenie.

- Jeśli chodzi ci o to, czy będę skłonny wrócić na statek bez tego Khajiita, to owszem. Ale decyzja o tym, czy odpłyniemy z wyspy od razu po powrocie na statek, nie wysyłając wcześniej jakiejś wyprawy poszukiwawczej, należy do Astiusa. Chociaż... - zamilkł, przyglądając się wam uważnie przez krótką chwilę. - Zresztą - podjął po chwili - to na razie nie istotne. W tej chwili ważne jest tylko to - wskazał gestem na ruiny pałacu. - Natomiast tkwiąc tutaj nie znajdziemy nic, to równie pewne, jak to, że Astius będzie zwlekał z wypłatą przyszłego żołdu. Najrozsądniejszym wyjściem będzie, jeśli rozdzielimy się na trzy grupy. Pierwsza zostanie tutaj i będzie strzec bramy do tych ruin, druga spróbuje obejść je naokoło i znaleźć jakieś inne wejście, a trzecia uda się tym korytarzem w głąb kompleksu pałacowego. Moim zdaniem najlepiej byłoby, gdyby wasza drużyna skierowała się tamtym korytarzem. Coś mi podpowiada, że może tam być mnóstwo magicznych pułapek, zapadni i sam Ysmir wie czego jeszcze, a z takim kwestiami poradzicie sobie zapewne dużo lepiej od nas. Ale jeśli zechcecie wybrać inną drogę, to nie będę się specjalnie przy tym upierał. - zakończył.

***

Przez dłuższą chwilę nie działo się nic, co świadczyłoby o tym, iż życzenie Wędruje-po-Piaskach K'radaa zostało wysłuchane - w jaskinie wciąż panował ten sam półmrok, a w niepokojącej rzeźbie nie zaszły żadne zauważalne zmiany. Jednak w pewnym momencie grotę niespodziewanie zalało oślepiające światło, a fala potężnej magii ponownie niemal rzuciła cię na kolana - gdy po chwili zniknęło, w miejscu, gdzie przed chwilą znajdował się kamienny posąg, leżał i zwijał się z bólu żywy człowiek. Z tego, co zdołałeś dostrzec w częściowej ciemności, był to postawny mężczyzna o ciemnej skórze i rysach twarzy zdradzających przynależność do starożytnej i szlachetnej rasy Redgardów.

- Wody... - zdołał wyszeptać, zanim wstrząsnęły nim kolejne paroksyzmy bólu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nieco się odprężyłem. Tu wiedziałem, co robić. Tu mogłem się przydać. Przyklękłem przy Redgardzie, dałem mu łyk wody z mojej manierki, a następnie przystąpiłem do dokładnego badania i leczenia znanymi mi zaklęciami. Kiedy mój pacjent będzie czuł się lepiej, poinformuję go, kim jestem i jak się tu znalazłem, a następnie przepytam go nieco o jego ostatnie wspomnienia. Nie będziemy tu jednak długo siedzieć, a jeśli nic nie wypadnie, odprowadzę go na łódź.

O ile będzie mógł chodzić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zastanowiłem się chwilę. Plan brzmi nieźle zakładając, że druga grupa nie wpadnie w kłopoty. Westchnąłem.

- Brzmi całkiem sensownie. - odparłem. - W krótszym czasie sprawdzimy więcej terenu, ale to rozwiązanie ma i drugą stronę medalu... jeżeli ktoś wpadnie w kłopoty, w dodatku o podłożu magicznym to o ile nie jest szybki w nogach może nie dotrwać pomocy. Róbcie jak chcecie, po prostu proponowałbym, żeby druga grupa w razie zagrożenia cofnęła się do czekających przy wejściu. Zawsze to jakaś dodatkowa siła... A co do mnie to jestem gotowy aby zanurzyć się w odmęty ruin.

Na dobry początek spróbuję rzucić jakieś zaklęcie wykrywające, chociaż nigdy nie byłem w nich specjalistą, albo chociaż wyczuć przepływ magii co pomogło by w ew. uniknięciu pułapek. Musiałem mieć napięte zmysły, ostrożność w tak nieznanym środowisku to podstawa. Zastanawiało mnie co też tutaj może się kryć...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mogę iść na dół. Przodem, wy chyba nie macie specjalnego pojęcia o pułapkach.

Rozdzielamy się, więc jeśli coś nas zaatakuje to będziemy mieli większe problemy, ale przynajmniej szybciej zwiedzimy cała okolicę i się stąd zabierzemy. Jeśli coś znajdziemy, to łatwiej też będzie to ukryć dla siebie... Oby tylko kapitan chciał zaczekać. Mam nadzieję, że nasz pracodawca i jego pieniądze znaczą dla niego dość wiele. W każdym razie jak już się wszyscy zbiorą, to ruszę w głąb ruin czujnie wypatrując wszelakich niebezpieczeństw. W moim zawodzie trzeba sobie radzić z wszelakimi zabezpieczeniami i raczej nic mnie nie zaskoczy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Hmm, ciągle rozdzielanie się i rozdzielanie. Jeżeli będzie więcej rozwidleń dróg, dojdzie do tego, że tylko jedna osoba znajdzie się w centralnej komnacie, skarbcu, czy jakimkolwiek innym miejscu jakie jest ważne dla tego kompleksu. - Mimo tych głośnych narzekań, jestem gotów by wraz z resztą drużyny udać się wskazanym korytarzem. Na odpowiedź kapitana, kiwam głową na znak iż usłyszałem. - Od teraz trzymajmy się razem, jako drużyna. Mamy zestaw różnorodnych umiejętności i kto wie, może to nam uratuje skórę. - Po tych słowach sprawdzam cały swój ekwipunek i zastygam w oczekiwaniu aż mag i łotrzyk pójdą przodem w poszukiwaniu niebezpieczeństw. Sam też będę wyczulał swój wzrok na wszelkie rzeczy które mogą coś mi powiedzieć. - Aha, byłbym zapomniał, ustalmy może jakiś kod sygnałowy na wypadek potrzeby pomocy, i ustalmy kiedy i gdzie się spotkamy ponownie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No to powodzenia, panowie... - rzekł Ulfgar, po czym skinął na swoich ludzi, dwóm tylko polecając pozostać na dziedzińcu i pilnować bramy. - I bądźcie ostrożni! - krzyknął schodząc już po stopniach prowadzących w stronę dżungli. - Niedługo zapadnie mrok...

Istotnie, słońce chyliło się już ku zachodowi, zapadając się za odległe pokryte równikowym lasem góry i rzucając pomarańczowy blask na porozsadzane potężnymi korzeniami mury dawnego pałacu. Ostrożnie ruszyliście w głąb ciemnego korytarza, odprowadzani spojrzeniami pozostałych na zewnątrz marynarzy... Przywołane zaklęciami kule światła rozpraszały panujące wokół was ciemności, rzucając na ściany niesamowite cienie. Zwieszające się w poprzek tunelu pajęczyny i pokrywająca podłogę gruba warstwa kurzu sugerowały, że nikt nie chodził tędy od bardzo dawna. Po jakimś czasie dostrzegliście przed sobą niewyraźne światło, zwiastujące bliskość wyjścia. Idący przodem Qanaro pierwszy tam dotarł i ostrożnie wyjrzał na zewnątrz. Korytarz wychodził na szeroką galerię, położoną nad bardzo dużą i stosunkowo jasno oświetloną salą, połączoną z galerią za pomocą marmurowych schodów. Wyszliście na galerię, skąd mogliście dokładniej przyjrzeć się wnętrzu komnaty. Ściany zdobione były pięknymi misternie wykonanymi reliefami oraz inskrypcjami podobnymi do tych, które widzieliście już na dziedzińcu. Waszą uwagę zwróciło jednak coś innego - na środku sali znajdowało się coś, co nie wyglądało na element dekoracyjny lub architektoniczny. Ostrożnie zeszliście po schodach, przyglądając się temu uważnie. Pomimo, iż wciąż dzieliła was od tego spora odległość, mogliście dostrzec istotę o niebieskich łuskach, smukłym pysku o charakterystycznym kształcie i dziwnej aurze, która ją otaczała. Wyglądało na to, że była ona pogrążona w bardzo głębokim śnie. Stworzenie leżało mniej więcej na środku sali, której rozmiary pozwalały obejść je z bezpiecznej odległości i dotrzeć do położonego na drugim końcu komnaty wyjścia, prowadzącego prawdopodobnie do innej części pałacu.

***

Woda i zaklęcia Wędruje-po-Piaskach K'radaa przyniosły widoczną ulgę Regardowi - przestał zwijać się z bólu i powoli zaczął się uspokajać.

- Nazywam się... nazywam się Torlin... - Mówienie wyraźnie go męczyło i sprawiało ból. Jego stan nie pozwalał mieć tym bardziej nadziei na to, że będzie zdolny chodzić o własnych siłach. Na domiar złego słońce chyliło się już za horyzont, rzucając na dżunglę ostatnie promienie światła...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W ciszy spoglądałem na przestronną salę w niemal naturalny sposób skupiając się na tej dziwnej istocie pośrodku. Czyżby właśnie teraz te dziwne, podziemne, niemal pałacowe ruiny odsłaniały przed nami swoją największą tajemnicę? A może to po prostu magiczne źródło, które stało za nagłym pojawieniem się wyspy w tej części świata?... Ile jeszcze podobnych atrakcji czeka nas w głębi ruin? Obchodząc z bezpiecznej odległości aurę - nie chcąc zakłócić jej przepływu swoją magią - przyglądałem się istocie z rosnącym zaciekawieniem próbując rozwikłać czy to Aragorianin czy też jakaś inna, nieznana dla mnie rasa. Potem zerknąłem przez wyjście chcąc pobieżnie sprawdzić co czeka nas dalej. Zaczynało mnie zastanawiać, że w takim miejscu nie natknęliśmy się jeszcze na jakiś ożywieńce bądź inne golemy powstałe z panoszącej się tutaj magii. Tak jakby trwała cisza przed burzą...

- Nie wiem jak wy, ale ja sugerowałem nie ruszanie tego stworzenia tak długo jak to możliwe. Jedna Azura wie co może się stać... Postarajmy się zachować stan względnego spokoju jeszcze w trochę w tych ruinach, co wy na to? - zerknąłem na resztę towarzystwa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystkiego mogliśmy się spodziewać, ale tego? Dziwne, łuskowate stworzenie, najwyraźniej magiczne. Na szczęście spało, ale kto wie, czy nie rzuci się na nas jak tylko odwrócimy się do niego plecami. Szaroskóry mówi, żeby je minąć, ale ja wiem swoje. Podchodzę bardzo powoli i ostrożnie, starając się trzymać poza zasięgiem aury i przyglądam się dokładnie stworowi. Obchodzę go też dookoła. Może słyszałem kiedyś o czymś takim, nie wiem, choćby w jakichś bajkach. Może uda mi się zauważyć coś ciekawego, jakiś szczegół. Jeśli nie, to odchodzę powoli i przyglądam się inskrypcjom oraz płaskorzeźbom, możliwe, że coś mi powiedzą o tym stworzeniu lub miejscu. Nie odzywam się do reszty, nie przywykłem do tego, że w takich sytuacjach jest ze mną ktokolwiek, kto ma do powiedzenia więcej niż "Zatrzymaj się, złodziejska szumowino".

-----------------------

Mam nadzieję, że wszyscy kojarzą tutaj strażników miejskich z Obliviona ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jestem za. To znaczy przeciw. Przeciw zakłócaniu spokoju tego stworzenia. I nie dlatego, że popieram jakąś sektę czczącą naturę, ani nie dlatego, że boję się walki. Po prostu nic nam to nie da, jak na razie, żadnych informacji, cennych artefaktów lub przejścia do dalszej części kompleksu, a może skończyć się śmiercią paru z nas, jak nie wszystkich. Lub kalectwem. - Skończywszy ten przydługi i dość ponury monolog, podchodzę ostrożnie do kreatury. Idąc śladem towarzyszy i nie wchodząc w zasięg jej aury, badam ją dokładnie wzrokiem, jeśli nie by sobie przypomnieć jakąś wiedzę z przeszłości, to przynajmniej by wybadać słabsze punkty na ewentualną walkę w przyszłości. Wolałbym być po tej stronie która zabija, a nie ginie pomyślałem. Zwracam też uwagę na reliefy i płaskorzeźby w sali, po czym dodaję:

- Chodźmy dalej, tu chyba nic nie zdziałamy

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powstałem i przeszedłem się po jaskinii, zastanawiając się nad moim następnym ruchem. Choćbym chciał, nie przeniósłbym samodzielnie Redgarda, a pieszej wędrówki nawet z moim wsparciem mógłby nie przetrzymać. Z drugiej strony, nie powinienem go zostawiać samego na zbyt długo. Cóż, wyszło na to, że będę musiał wykorzystać moje wyjście awaryjne...

Zostawiłem rannemu mój bukłak z wodą, tak na wszelki wypadek i powiedziałem mu, że idę po pomoc. Z doświadczenia wiem, że mistycyzm jest bardzo wymagającą sztuką, więc najpierw wyszedłem z jaskinii - nie miałem pojęcia, jak to, co w niej jest mogłoby wpłynąć na moje zaklęcie.

Gdy już odszedłem od jaskinii na kilkadziesiąt kroków, rzuciłem zaklęcie Przywołania do kotwicy, którą umieściłem kilka godzin temu na pokładzie statku.

Oby zadziałało.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Qanaro ostrożnie zbliżył się do istoty. Gruba warstwa otaczającego ją kurzu wskazywała na to, że sen, w którym była pogrążona, trwał całe wieki, a może nawet więcej czasu. Emanująca od niej aura wskazywała na magiczną naturę stworzenia, chociaż jednocześnie nie było w niej nic, co powodowałoby wasz niepokój czy budziło poczucie niebezpieczeństwa. W żadnej księdze czy opowieści, z którymi mieliście dotąd styczność, taki stwór nie figurował.

Zdobiące ściany inskrypcje, runy i inkrustowane złotem reliefy były w lepszym stanie niż na zewnątrz, i to właśnie one zwróciły waszą uwagę. Reliefy układały się bowiem w rodzaj historii o wyraźnie kosmogonicznym charakterze. Płaskorzeźba śpiącego błękitnego stworzenia znajdowała się na jej początku, jak i na końcu - zbudzonej, co mogło oznaczać, iż istniała już od zarania dziejów, a jej przebudzenie przypadnie na koniec świata.

Zaabsorbowani niezwykłością tego miejsca nie zauważyliście początkowo dziwnego zachowania Farena. Już jakiś czas po wejściu do pałacu działo się z nim coś niedobrego; zrobił się blady, co chwilę rozglądał się nerwowo wokół siebie, a napotkanie dziwnego stworzenia nie polepszyło bynajmniej jego stanu. Gdy Qanaro przyglądał się z bliska istocie, obchodząc ją dookoła, stało się coś niewytłumaczalnego. Faren z furią w oczach wyciągnął miecz, a następnie rzucił się na Khajiita.

***

Zaklęcie podziałało. Wędruje-po-Piaskach K'radaa poczuł nieprzyjemne i charakterystyczne uczucie towarzyszące zaklęciu teleportacji, jakby ktoś podrywał cię gwałtownie do góry. Kilka chwil później wylądował w morzu, tuż obok dziobu ?Iluane?. Słysząc plusk zaskoczeni marynarze wyjrzeli za burtę okrętu i wkrótce potem wciągnęli mokrego Khajiita na pokład statku. Pośpiesznie streściłeś skonfundowanemu Astiusowi twoją przygodę, ograniczając się jedynie do kwestii rozdzielenia z grupą i oczekującego na pomoc Regarda. Po wysłuchaniu relacji kapitan spojrzał w niebo, oceniając najwyraźniej, ile czasu pozostało zanim zachodzące słońce zniknie za oceanem.

- Mrok zapadnie najpóźniej za pół godziny - rzekł. - Nie jestem pewien, czy przemierzanie dżungli w ciemności to dobry pomysł. Tym bardziej, że w obecnej sytuacji mogę tam wysłać tylko kilku ludzi. Poza tym, czy będziesz potrafił odnaleźć tę jaskinię?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na wszystkich bogów, na co my najlepszego natrafiliśmy?, myślałem wpatrując się w inskrypcje, które mogły sugerować iż znajdujemy się w pobliżu istoty zdolnej zakończyć wszystkie nasze życie jak i istnienie otaczającego nas świata. Być w pobliżu takiej potęgi w stanie uśpienia i w ogóle ujrzeć na oczy coś co jest nieznane niemal wszystkich... niesamowite. Odezwała się we mnie natura kogoś innego jak wytrenowanego najemnika i umknął mi fakt wielce dziwnego zachowania Farena. Co popchnęło go do tak wrogiego zachowania?

- Uwaga! - krzyknąłem właściwie nie widząc czy kieruję te słowa do agresora czy Qanaro. Byłem za daleko, żeby w porę zablokować cios swoim ostrzem, ale dla magii odległość nie ma znaczenia. Przynajmniej nie w tym wypadku, pomyślałem nim skierowałem dłonie celując w Farena i wypowiedziałem zaklęcie: - Spojrzenie Meduzy!

Nawet jeśli zaklęcie nie spełni swojego przeznaczenia, bo będzie za słabe to szansa iż spowolni to atak na Khajita była znaczna. Najbezpieczniej jednak było sądzić, że nasz towarzysz sam potrafi wiele aby poradzić sobie w pojedynku jeden na jednego, bo szkoła iluzji zdecydowanie nie była moją najmocniejsza stroną.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zjeżyłem się widząc biegnącego na mnie Farena. Co mu się stało? Reakcja była właściwie odruchowa, sztylet natychmiast znalazł się w ręce. Szybko jednak zreflektowałem się i zamiast uszkadzać napastnika postaram się tylko wytrącić mu broń z rąk. Wpadł w furię i raczej łatwo będzie go wymanewrować, już niejednego nabuzowanego osiłka sprowadziłem do parteru. Jeśli jednak sytuacja zrobić się naprawdę nieprzyjemna, to użyję magii iluzji, aby go sparaliżować. Chyba jeszcze pamiętam jak to się robi... Potem można będzie sprawdzić, co mu odbiło. Może to te stworzenie wpłynęła na jego umysł i stara się obronić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jestem Khajiitem - prychnąłem. - Oczywiście, że znajdę drrogę do jaskinii, nawet w nocy o bezksiężycowej północy. Znalazłem prrawdopodobnie jedyną osobę, która może powiedzieć cokolwiek o tej niezmierrnie pustej wyspie. Osoba ta nadal potrzebuje lekarza, więc i tak pójdę do tej jaskinii, sam czy z pomocą, a wam zostawię tłumaczenie Telindilowi, dlaczego odmówiliście pomocy gdy żadnego niebezpieczeństwa tu nie ma.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W chwili gdy Faren wybuchnął szałem o niezidentyfikowanych przyczynach, stałem zwrócony plecami, obserwując kreaturę i reliefy. Jednak jego krzyk i harmider jaki zapanował, w jednej chwili poderwał me mieśnie do działania. Ręka sama chwyciła miecz i po sekundzie byłem twarzą w twarz ze sceną zajścia, gotów do uwolnienia Adrenaliny jeśli zajdzie taka potrzeba. Widząc jednak co się dzieje, ruszyłem w kierunku Farena by w sprzyjającym momencie ogłuszyć go ciosem rękojeścią miecza, lub ostrzem schowanym w pochwie. Myślę jednak, że Qanaro sobie poradzi

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaklęcie rzucone przez Sedavesa nie sparaliżowało atakującego Farena, ale siła uderzenia odrzuciła Dunmera na bok. Faren potoczył dookoła nieobecnym wzrokiem, po czym rzucił się biegiem w stronę drzwi, wybuchając przy tym szaleńczym śmiechem. Całe to wydarzenie trwało raptem parę chwil; błękitna istota nie poruszyła się, nadal pogrążona w głębokim śnie, i jedyne, co zakłócało doskonałą do niedawna ciszę, to oddalający się opętańczy śmiech Farena. Ruszyliście w stronę wejścia prowadzącego do dalszych części kompleksu, podążając śladem oszalałego towarzysza.

Korytarz prowadzący w głąb pałacu nie przypominał tunelu, którym szliście wcześniej; znajdował się w dużo lepszym stanie, chociaż im głębiej się w niego zapuszczaliście, tym bardziej wzrastał wasz niepokój. W komnacie z reliefami, pomimo napotkania tam tej zagadkowej istoty, panowała dojmująca atmosfera spokoju; można było odnieść wrażenie, że czas stanął w miejscu. Tymczasem teraz ? czy to na skutek epizodu z Farenem, czy też czegoś innego ? coś nagliło was do szybszego marszu. Po jakimś czasie ujrzeliście na końcu korytarza szerokie wejście, prowadzące do kolejnej dużej sali, różniącej się znacznie od poprzednio mijanej; misterne reliefy i inskrypcje ustąpiły miejsca dziwnym, niepokojącym ideogramom, rozciągającym się po ścianach na podobieństwo złowrogich pajęczyn. Na końcu komnaty znajdował się rodzaj wysokiego kamiennego ołtarza, jednak poza wszechobecnymi ideogramami nie można było tutaj dostrzec nic innego. Przed ołtarzem stał odwrócony do was plecami Faren, z opuszczoną głową i chwiejąc się lekko. Później, po opuszczeniu wyspy, można było zastanawiać się, czy była możliwość zapobiegnięcia temu co nastąpiło potem. Prawda jest jednak taka, iż wszystko wydarzyło się zbyt szybko i zbyt niespodziewanie, aby można było zrobić cokolwiek...

Gdy zbliżaliście się w stronę ołtarza Faren chwycił za leżący tam sztylet i z rozmachem wbił go sobie w brzuch, następnie wyszarpując puginał i powtarzając tę czynność kilkakrotnie. Krew zaczęła spływać szerokim strumieniem ze stopni ołtarza. Ciało Dunmera upadło bezwładnie na stół ofiarny, po którym chwilę później popłynęła krew. Cała to makabryczna scena rozegrała się błyskawicznie, a to, co miało dopiero nastąpić, było jeszcze bardziej przerażające...

Gdy staliście sparaliżowani zgrozą i niedowierzaniem, ciało Farena otoczyła nagle mroczna mgła, skrywając przed waszym wzrokiem cały ołtarz. Kilka chwil później ? o litościwa Dziewiątko! ? z mgły wynurzyła się przerażająca istota, niepodobna do niczego, co kiedykolwiek widzieliście. Jej kształty zdawały się w jakiś sposób rozpływać w powietrzu, przez co trudno było nawet opisać jej wygląd; mroczna mgła, z której wyszła, postępowała w ślad za nią ogarniając salę całunem nieprzeniknionej ciemności. Równocześnie ogarnęło was dziwne uczucie; istota przyzywała ku sobie, nakazując iść w stronę rozszerzającej się bezustannie mgły, i tylko zebranie całej siły woli pozwalało przeciwstawić się jej wpływowi. Coś jednak podpowiadało wam, iż z tym czymś nie sposób walczyć, ani opierać się w nieskończoność jej mentalnemu oddziaływaniu...

***

Słysząc zdecydowane słowa Wędruje-po-Piaskach K'radaa Astius pokiwał głową.

? Oczywiście. Mogę przydzielić ci pięciu ludzi ? rzekł. Zaraz każę przyszykować szalupę i... powodzenia ? spojrzał na Khajiita znacząco.

Kilkanaście minut później kroczyłeś już po piasku plaży, wpatrując się w mroczną dżunglę. Towarzyszący ci marynarze porozpalali pochodnie.

? Mam nadzieję, że ten Khajiit wie co robi ? usłyszałeś szept jednego marynarzy.

Chwilę później ruszyliście w drogę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nasza wizyta tutaj mogła skończyć się na dwa sposoby: znalezieniem dawno zapomniane skarbca pełnego złota i artefaktów, albo tym, co właśnie idzie w naszą stronę. Tym razem los mi nie sprzyjał. Całą scenę oglądałem nieco zszokowany. Sporo okrucieństw i dziwactw już widziałem, ale żeby ktoś sam złożył się w ofierze? I w dodatku przywołał tym to... coś. Nie, nie ma czasu na myślenie. Czuję, jak to coś wdziera mi się do głowy, jeszcze trochę i nie będę mógł się opanować. Walka twarzą w twarz to ostatnie na co mam ochotę, więc błyskawicznie miotam nożem do rzucania w potwora (bardziej odruchowo niż w nadziei, że to cokolwiek zdziała), a następnie odwracam się i zaczynam uciekać. Nie oglądam się nawet na resztę, jeśli mają trochę oleju w głowie, to zrobią to samo. Akurat w uciekaniu jestem dobry, więc może nawet przeżyję. Oby Rajhin się do mnie uśmiechnął...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wy...wy...wynocha z mojej głowy!, niemal zakrzyknąłem w myślach próbując odpędzić się od tego... czegoś. Jak długo żyję tak nie widziałem nigdy podobnej magii... czy to nekromancja? Nie, chyba nie, oni robili to inaczej choć mamy ofiarę, ale... szlag by to! Zamiast się zastanawiać co to trzeba uciekać! Wykrzesując z siebie irytację rzuciłem pierwsze zaklęcie jakie przyszło mi do głowy.

- Fire Bite...

Zakładając, że cała otaczająca nas ciemność w jakiś sposób żyje i odczuwa powinna również doznać co to znaczy ogień. Jeśli się uda a moje przypuszczenia będą słuszne mrok powinien zrobić mi trochę miejsca co zdecydowanie ułatwi ucieczkę. Wiedziałem, czułem, że z wyspą jest coś nie tak, ale... najpierw ta dziwna istota, która jest zwiastunem końca świata a potem szaleńca magia przyzywające próbujące nas kontrolować monstrum... Szczęśliwie chyba zostało mi jeszcze trochę many i jeśli będzie trzeba będę gotowy na rzucenie paru kul ognia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widok czynu Farena i tego, co się potem stało był naprawdę przerażający. Głównie dzięki temu, że nic nie dało się zrobić by zapobiec rozwojowi wypadków. Nagle poczułem jak tajemniczy byt nawołuje w mym umyśle...Ooo, nie. Wpływ mentalny to ostatnia rzecz jaka może mnie przyprowadzić do zguby. Nie po to ćwiczyłem siłę woli i medytując zgłębiałem swoją duszę. Przodkowie z Yokugan i Hammerfell, dajcie mi siłę pomyślałem. Mgła... Chciałem walki, a dostałem coś co nie może poczuć ostrza miecza przecinającego nić życia. U..cie..kajmy ! - zdążyłem jeszcze wycharczeć, tocząc bitwę o nie poddanie się zewowi tego Mroku. Po czym w szybkim tempie zacząłem biec w kierunku wyjścia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poprowadziłem zatem marynarzy drogą przez dżunglę tak, jak ją zapamiętałem. Od czasu do czasu zbierało się im na marudzenie, a mi na prychanie na to ich marudzenie. Nie moja wina, że są półślepi i w taką ładną noc muszą zaraz się pochodniami wspierać. Od czasu do czasu przecierałem szlak przed nami, szukając w spokoju moich własnych śladów i zaznaczając wyraźnie drogę, którą będziemy musieli wracać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rzucony przez Khajiita nóż nie wyrządził istocie większych szkód, przechodząc przez mgłę na wylot i momentalnie znikając w ciemności. Lepiej poszło Sedavesowi, chociaż Dunmer nie takiego efektu zapewne sobie życzył, bo magiczna kula po zetknięciu z celem eksplodowała, przyspieszając rozprzestrzenianie się ciemności.

Runęliście w głąb korytarza, przyzywani natarczywie w przeciwnym kierunku, prosto w ramiona obłędu. Ciemność podążała za wami.

Tupot stóp, przyspieszone oddechy, nie wiedzieć kiedy i jak minęliście komnatę z reliefami, galerię i schody, potem kolejny korytarz... Panująca na zewnątrz ciemność sprawiła, że nie widzieliście wyjścia z korytarza; z mroku budynku wpadliście w ciemność nocy. Tylko po to, aby umknąwszy jednemu przeciwnikowi stanąć naprzeciw kolejnego.

Jeden z pozostawionych Ulfgara strażników jeszcze żył, kurczowo ściskając kuszę odczołgiwał się od fontanny w stronę muru. Tkwiący uprzednio w niszy klejnot, ten sam który zafascynował był Sedavesa, jaśniał delikatnym blaskiem nieopodal; światło pośród cieni. Głuche dudnienie zwróciło waszą uwagę w stronę ciemności zalegającej od strony schodów prowadzących z dżungli do kompleksu, z której chwilę później wynurzyła się wielka kamienna sylwetka, a tuż za nią postępował kolejny ożywiony posąg.

Na plecach poczuliście zimny powiew, wprost z opuszczonego przed momentem korytarza. Pozostało niewiele czasu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O nie, to się nazywa znaleźć między młotem a kowadłem. Sytuacja wyglądała na bardziej niż poważną a zewsząd czyhała na nas prawdopodobna i niezwykle bolesna śmierć albo nawet coś gorszego. Ciemność i obłęd jaki szerzyła nie zamierzała w spokoju czekać aż opuścimy wyspę a dwa żywiołaki ziemi - lub przynajmniej coś co mogło nimi być - miały chyba upewnić się, że nie dane nam będzie zaznać kolejnego poranka. Cokolwiek miało się dziać musieliśmy uciekać stąd jak najszybciej, tym samym walka ze statuami nie wchodziła w grę. Musieliśmy je jakoś wyminąć, wcześniej może nawet sparaliżować i dopiero wtedy gnać po ocalenie... zakładając, że w ciemności uda nam się znaleźć drogę powrotną. Dosyć rozmyślań, pora działać. Wpatrując się w nadchodzących przeciwników rzuciłem do pozostałych:

- Nie wiem czy tylko ja to czuję, ale absolutnie nie możemy się tutaj zatrzymać i wdać walkę z tymi dwoma. Jeżeli macie cokolwiek co wspomoże nas w ucieczce, da nam niewidzialność albo po prostu przywróci na statek to teraz pora aby tego użyć.

Wyciągnąłem ręce w stronę pierwszej statuy szykując kolejne zaklęcie paraliżujące. Ostatnim razem nie spełniło swojego zadania, ale może teraz...? Jeżeli to nie zadziała zostanie mi staromodna szkoła zniszczenia i ciskanie kulami ognia na lewo i prawo.

- Szykujcie się. Nie mam pojęcia czy zaklęcie zadziała, ale spróbuję ich sparaliżować choćby na kilka sekund... Jeśli się uda biegniemy, jeśli nie... - westchnąłem ciężko. - Torujemy sobie drogę ogniem i stalą. - to mówiąc cisnąłem Spojrzeniem Meduzy w najbliższego oponenta.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...