Skocz do zawartości

Olympus Actionus - temat główny, podejście trzecie


Rankin

Polecane posty

Zastanawiałam się kiedyś, czym jest normalne życie.

Nigdy nie zaznałam czegoś takiego.

Od chwili, gdy się narodziłam, przetrzymują mnie tu.

Ale już niedługo...

Anioł walnął Bajcurusa skrzydłem.

-Spokój!

Anioł był wyraźnie zniesmaczony. Ifrit też.

-Zachowujesz się jak mój chowaniec po alkoholu. Ale nie warto tego nawet komentować.

Bogini wepchnęła Bajcurusa do krwi.

-A teraz sobie płyń. Ja mam inny sposób.

Wyjęła kartę, z której wyłonił się Gorejący Jednorożec.

Bogini wsiadła na niego, a Tytokusa i Bajcurusa obsypała dziwnym proszkiem.

-Możecie teraz biec po tej krwi.

I na Jednorożcu pojechała w stronę wyjścia(było jakieś?), a Anioł i Ifrit poleciały za nią.

Starzy znajomi uśmiechnęli się.

-------

Znajomych do wyboru, do koloru. Nie wiem, jakich wziąć...

Dla pewności-Konishi obsypała siebie i wierzchowca specjalnym proszkiem, który umożliwił im łażenie po krwi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1,7k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

- Ironia sytuacji rzeczywiście jest uderzająca. - przytaknąłem Casulowi, wyślizgując się z pułapki. Kilka drutów zdążyło uszkodzić moją zbroję, ale obyło się bez ran. - Ale to chyba nie jest miejsce na dyskusje. Musimy iść dalej.

Korzystając z zebranych dotąd wskazówek, podbiegam do drzwi, które powinny zaprowadzić nas bliżej celu i otwieram je.

To miasto mnie brzydzi. To właściwie cmentarzysko, którego mieszkańcy się ruszają. Nikt z nich nie jest nawet pewien, czy żyje czy już umarł. Jedyny powód, dla którego jeszcze istnieją, to cierpienie uwięzionych tutaj. Zetrę to miejsce proch, aż nawet jego wspomnienie się nie ostanie.

Następny pokój był... dziwny. Nie potrafiłem dokładnie wskazać dlaczego, ale z kątami i proporcjami ścian coś zdawało się być nie tak.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tylko jedne drzwi dzielą nas od celu.

Spogląda na przejście ponad nimi. Wydaje się, że jest ono tuż przy ich głowach. Casulono wyciąga rękę ku górze, lecz nie dotyka celu.

- Co jest?

Zaczyna podskakiwać. Bez skutku. Zauważa, że Abyssal zainteresował się ścianami. Bóg podchodzi do jednej i kładzie się przy niej. Zaczyna mruczeć coś o "prostopadłości ścian". Robi krwistą kulę i popycha ją. Skoro wszystkie ściany śa prostopadłe, więc kula powinna toczyć się poziomo i nie napotykać obniżeń. Dzieje się całkiem inaczej. Kula zaczyna stopniowo zwalniać i wraca do boga.

- Zakrzywienie wymiarów. Albo hipnoza.

Siada i przemyśla sytuację.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pojawił się kilka centymetrów przed ścianą.

-Twierdzisz, że mamy coś zebrać?

Chciał iść za Jane i Cieniem, ale doszedł do wniosku, że szybciej będzie jeśli się rozdzielą. "Może to i głupi pomysł, ale bez ryzyka nie ma zabawy."

-Będzie szybciej, jeśli się rozdzielimy.

Szedł kawałek za towarzyszami, ale w pewnym momencie oddzielił się. Doszedł do (2).

-Nic tu nie ma? O! Jakiś kawałek!

Ruszył w jego kierunku, gdy coś go uderzyło z taką się, że odleciał na 3 metry do tyłu.

-Co to było?!

Wstał i zobaczył materializującą się istotę.

-Żywiołak powietrza! Lepiej było się nie rozdzielać!

Przyjął pozycję bojową i chwycił broń.

-Przygotuj się do wal...

Najwidoczniej żywiołak nie lubił przemówień, bo zaatakował błyskawicznie. Bóg znów odleciał, ale tym razem prawie przebił się przez ścianę. Zderzenie było trochę przyjemniejsze, bo zdążył przemienić się we wilkołaka.

-Jak zajdzie taka potrzeba to zabiję Cię samym oddechem!

Nie mając pomysłu jak pokonać wroga zaczął powoli wycofywać się i szukać drogi ucieczki.

----------

Barto jest w (2)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Miło, że się do mnie przyłączyłeś - rzekła do Shadowa. - Cokolwiek znajdziemy, nie ma z nami sza... O kurczę!

Przez korytarz wtoczył się wielki żywiołak ziemi. Zauważył Jane, i ruszył w jej stronę. Dziewczyna odwróciła się, i zaczęła wiać, ale żywiołak porwał ją w swe silne łapy. Jane zdążyła strzelić ze snajperki, ale nic to nie dało. Skupiła się, i obszarowo uderzyła Force Repulse. Odskoczyła od żywiołaka, i wytworzyła tarczę z Mocy. Tarcza jednak prędko słabła pod naporem silnego żywiołaka.

- Shadow! Moje ataki są na to coś nieskuteczne, więc mam nadzieję, że wiesz, jak go rozwalić!

Tarcza puściła, a żywiołak wtoczył się wgłąb korytarza.

----

Bajcurus, który odmówił korzystania z mocy proszku Konishi, wypłynął na brzeg (ten od strony wyjścia).

- Ekhu, ekhu! ZAMORDUJĘ ICH, SŁOWO DAJĘ :rage: Gdzie ten anioł?!

Wstał, krztusząc się, a jego ciuchy błyskawicznie wyschły (bo są pr0, a pr0 ciuchy nie mogą być ubrudzone krwią, prawda?). Ruszył w stronę jednorożca.

- Ej, aniołku? Chodź tutaj...

Zbliżył się do niego.

- Chodź, to WYRWĘ CI SKRZYDŁA, NADZIEJĘ NA RÓG JEDNOROŻCA I KAŻĘ CI JE ZJEŚĆ

__________

Jane jest w (3).

BlackMoon, nie manipuluj moją postacią. Uderzenie skrzydłem może jeszcze być, ale wrzucenie mnie do krwi już nie. Jakbyś napisała, że popychasz Bajcurusa w krew, to co innego - miałbym możliwość uniknięcia kąpieli.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ok, ok. Więcej nie zmanipuluję.

-------

Ifrit zachichotał, a to spowodowało wrogie spojrzenie Anioła.I tym razem role się odwróciły: Anioł był zachwycony, a Ifrit smętny, Jednorożec patrzył dumnym wzrokiem, a Konishi... jej mina wyrażała więcej niż 1000 słów.

-Raczej dobraną parą nie będziecie...

Zeskoczyła z Jednorożca, odwołała go i podeszła do Anioła.

-Jeśli go choćby walniesz, to zostanie z ciebie krwawa plama. Spytaj się jego, on ci potwierdzi.

Wskazała na Ifrita.

--------

Dla pewności: Konishi nie patrzyła w ogóle dumnym wzrokiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wspaniale! Dałem mu głupią broszkę,a on nas zesłał do labiryntu.Lepsze to niż ta kraina radości

To wy się bawcie,a ja pójdę do 4

<Co jakiś czas z labiryntu dobiegały jego przekleństwa i narzekania>

Ile można błądzić po tym labiryncie?Są tu jakieś znaki?

<Zdenerwowany przepala dziurę w najbliższej ścianie i wypada ma placyk wolnej przestrzeni>

Łał mogłem od razu tak zrobić.

<Ziemia zaczyna się trząść i zapadać,trawa i krzaki spłonęły. Na środku polanki pojawia się żywiołak ognia>

Wspaniale! Teraz oddaj mi potrzebny mi fragment układanki.

Śmiertelniku! Błędem było naruszanie mojego spokoju! Teraz szykuj się na śmierć w moich płomieniach!

<Żywiołak posyła w kierunku Pympa kilka kul ognia, Pymp robi unika jak w matrix-sie Tym razem żywiołak tworzy tornado z ognia które to otacza Pympa>

Widzisz tak kończą frajerzy

<Ogniste tornado znika>

Tylko na tyle cię stać? Teraz moja kolej.

<Żywiołak ognia przygasa i maleje do rozmiaru krasnoludka>

Jak to zrobiłeś?

Zanim mnie zaatakowałeś trzeba było się zastanowić. Jestem Pymp bóg ognia czyli twój pan.

<Żywiołak pada na kolana i błaga o litość>

Panie,przepraszam za mój czyn. Oto potrzebny ci fragment

<Ściana labiryntu się rozstępuje się ukazując poszukiwany element. Pymp bierze go z sobą>

Teraz będziesz na moje wezwanie albo cię zniszczę. Chodź ze mną.

Tak panie.

<Wracają do punktu startu>

---------

Pymp jest w 1.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tytokus już miał gwizdać po swojego Pomarańczowego Ptaka, ale uznał, że to niepotrzebne, skoro Konishi tak bardzo chcę mu pomóc. Wszedł na krew i przeszedł powoli. Gdy dotarł na drugi brzeg oparł się tylko o ścianę i zaczął sprawdzać swój ekwipunek.

- Nudny się już robisz kocie.

Zerwał bandaże, które miał na sobie, gdyż rany się już wygoiły. Zobaczył, że mimo proszku bogini ma całe buty upaprane krwią. Usiadł więc, wyciągnął jakąś szmatkę z torby zdjął buty i zaczął je czyścić.

- Powiedzcie, jak skończycie.

I czyścił swoje buty, gwiżdżąc.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyrzucił kilka min. Lepiej było nie uciekać, bo to w końcu labirynt.

-Nie pożyjesz długo!

-Nie stać cię na nic bardziej oryginalnego?!

-Dobra. Dosłownie rozerwę cię na strzępy!

-Ciekawe jak?

Barto zaczął wirować z dużą prędkością. Powstał wir, który wessał żywiołaka. Ostatnimi rzeczami jakie poczuł stwór był nieświeży oddech boga, który zabarwił wir na zgniłą zieleń oraz wybuch wywołany przez iskry powstałe w wyniku zderzenia ostrzy ze ścianą. Siłę wybuchu wzmocniły miny. Dwie z czterech ścian tworzących ten korytarz labiryntu zawaliły się. Gdy płomienie zniknęły pojawił się bóg z kawałkiem czegoś, który miał zdobyć.

-Po powrocie muszę kupić tic taci. Czy ja mówię do siebie?

Wrócił do środka labiryntu, gdzie zauważył Pympa i... żywiołaka!

-Uważaj! Za tobą!

------------

Barto jest w 1.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak zostało ustalone tak Lunarion zrobił. Zamienił dziewczynę w mysz i wyszedł z przybytku. Następnie wypuścił ją (oczywiście przywrócił też do właściwej postaci) i podszedł do rzeźby którą stał się Lucker. Stuknął w nią knykciami kilka razy.

- Żeś się wpakował... Uważaj, to będzie trochę dziwne.

Dotknął czoła rzeźby i skupił się. Jej powierzchnia lekko zafalowała, a Lucker poczuł, że coś się z nim dzieje. Wnętrzności skręciły się jak kłębowisko węży, skóra stopiła jak wosk i porosła czymś, zaczął się też kurczyć. W końcu wszystko ustało i zorientował się, że siedzi teraz na miejscu swojej dawnej lewej stopy w kamiennej formie jako mała, szara mysz. Lunarion stuknął następnie rzeźbę i rozkruszył ją. Mysz-Lucker wybiegł piszcząc i szybko wrócił do swojej ludzkiej postaci.

- Jak było? W sumie nie miałem zbyt wiele okazji na przemianę innych bogów, mogłem coś zepsuć. Przy najbliższej okazji sprawdź, czy masz wszystko na swoim miejscu, np. serce po lewej stronie i jedną wątrobę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dzięki, bo myślałem, że zostanę w tej niewdzięcznej pozie na wieczność... Gdyby był to normalny świat to bym sobie poradził, jednak ten wymiar jest jakiś dziwny... Tak mam wszystko na swoim miejscu, tylko płuca są odwrotnie, jednak to się zaraz załatwi- powiedział Lucker i odwrócił sobie płuca.

Lucker spojrzał w kierunku dziewczyny.

- Witaj! Kim jesteś?- nie czekając na odpowiedź zwrócił się do boga- A ty Lunarionie i Markosie...- przysnął mówiąc-... dowiedzialiście się czegoś?- powiedział po chwili.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jestem bogiem diamentów, więc możesz liczyć na sporą gratyfikację, oczywiście jeśli powiesz coś przydatnego. Wyjaśnij mi też czemu ten drugi tak się zachowuje i kogo to posąg, tam, o.

<Pokazuje posąg, a następnie rozsiada się wygodnie (!) i prostuje łapy. Najprawdopodobniej eliksir zmiany w człowieka zadziałał, ale był trochę za słaby.>

- Sekundkę...

<Cygnus pobiegł do łazienki by się w coś ubrać, gdyż nagle uświadomił sobie że jest goły. Wrócił ubrany w jeansy i białą bluzę z kapturem, ot tak wyczarowane.>

- Dobra, już. Zaczynaj.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lunarion zamienił dziewczynę w mysz i wyniósł ją z przybytku. Gdy doszedł do Markosa i Luckera (u którego odwrócił efekt petryfikacji) owa mysz zmieniła się w kobietę, która to zmieniła się ducha Mrokasa.

- Haha! Naiwnyś! Tak właśnie kończycie wy, którzy ufacie wszystkim, co udają bezbronnych i niewinnych. Teraz, za twą glupotę, zostaniesz piekielnie ukarany!!!

Lunarion - uzyskany efekt: podatność na ogień 100%

Pojawił się czerwony dym i Mrokas zniknął. Przez kilka sekund bylo slychać jeszcze jego diabelski śmiech. Po chwili pojawił się błękitny dym, z którego wyłonił się duch Holzena.

- Udało mi się z tobą skontaktować! Słuchaj, nie mam czasu na wyjaśnienia, ale powiem tylko, że mogę usunąć ten efekt, który nałożył...

Lunarion - zniwelowany efekt: podatność na ogień 100%

- ...na ciebie Mrokas.

I łączność się urwała, a duch Holzena zniknął w niebieskim dymie.

Lunarion czuł, że mimo wszystko opłacalo się zrobić dobry uczynek i miał czyste sumienie. Wydarzenia, które zaszły przed chwilą były niewidoczne dla pozostałych.

Markos rzekł do pozostałych (Lunariona i Luckera).

- No panowie, do was wybór. Gdzie teraz szukamy Holzena? Czy może idziemy śladem Cygnusa?

Tymczasem w barze mlecznym z ust przyozdobionych żółtymi, krzywymi zębami z wcale nie tak rzadkimi przerwami, taką słychać było historię.

- Ano, razu pewnego, może z kilkadziesiąt zim temu, tam, hen daleko, był człek co mu się dobrze wiodło. Siiooorrb! - żebrak pociągnął z kubka, mlasnął i kontynuował. - No i se wyobraź, że była wyjątkowa tej wiosny noc, bo było zimno jak na jesień przynajmniej. Wieczór był, to i ludzie siedzieli w domach. Ale pracownik banku, co w robocie po godzinach siedział, miał właśnie robotę do zrobienia. Po jej skończeniu, *hep* - czknięcie - przeliczył pieniądze, co owego dnia zarobił był owy bank. No i se wyobraź, idzie ten facet odłożyć pieniądze do sejfu, ale poślizgł się był na kawie, co ją sam wylał, bo stuknął był ją łokciem, jak w papierach siedział. O mało co, a by orła wywinął że łohohoho! Ae równowagę był utrzymał i się nie przewrócił był. No ale se kurde, *hep*, wyobraź, czego chwycił, coby się nie przewrócić? Ano drzwiów od sejfu. Szyfru do niego nie znał był, no to wziął te pieniędze, zawinął w gazetę, gazetę w kieszeń i poszedł był z nią do domu. Jednakże! Cały czas obserwował go był człowiek, a jak? Ano przez szybę. Taki był mniej-więcej mojego wzrostu, włosy podobne, ale czystsze, ino ubrany był bogato dosyć. Wiem, bo odbijał się on był w owej szybie. No i poszedł był za tym pracownikiem banku. O dziwo, zaczął padać deszcz. Koleś wyjął był pieniądze z gazety i włożył był do kieszeni spodni. Ten, co za nim szedł był, przyuważył, jak chowa forsę i przybliżył się był. A gdy wszedł był za nim do wąskiego przejścia między domostwami, cap go w łeb butelką, co była leżała opodal. Gość się zachwiał był, aż gazetę wypuścił i odwrócił się zobaczyć aby, kto go tak grzmotnął. Ostatnie co był widział, to sztylet w oku. Potem nie widział już nic. Jaki z tego morał? Taki, żebyś dał mi dwieście baksów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ghrah - mruknął by poprawić sobie nieco humor. W sumie nie powinien tak ściskać tego robota...

Pierwszy raz mnie poniosło...

Nagle dał się słyszeć tupot. Tupot? Coś żywego? Glatryd rozejrzał się uważnie po uliczce w oczekiwaniu, że nagle z najbliższych drzwi wyskoczy ekipa z kamerą krzycząca "NIE NO DŻOŁK"... jednak nic takiego się nie stało. Nie czekając aż wpadnie na kolejne roboty, Glatryd pomknął za oddalającym się dźwiękiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Żywiołak?! Co to dla mnie?! - ryknął growlem Shadow rozgrzewając do czerwoności paluchy na gitarze zapodając kilka klasycznych nut. - Co może być lepszym przeciwieństwem dla ziemi jak nie powietrze a konkretniej: fale dźwiękowe! HELL YEAH! - Cień znów zaczął szaleć ustawiwszy cieniste głośniki - właściwie kolumny wysokie na trzy metry - i gdy nabrał odpowiednią ilość powietrza w płuca wydarł się na cały głos najbardziej niszczącą kakafonią dźwięków jaka kiedykolwiek opuściła struny głosowe. Król Metalu miał odrobinę nadziei, że Jane albo jest fanką tego gatunku albo stała daleko za kolumnami... Jeśli wszystko dobrze poszło z żywiołaka nie powinno zostać nic, nawet kamień na kamieniu <demoniczny śmiech>
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Pympol & Barto & Jane & Shadow

(Jane & Shadow ruchy! Barto i Pympol macie zagwozdkę z powodu lecących min na żywiołaka)

Zaczyna... padać? Z pustej (jak się wydaje) przestrzeni nad waszymi głowami lecą pierwsze krople deszczu...

Na czoła spadają pojedyncze krople. Zaczyna się robić deszcz.

Krople są jednak słone... Coś tu nie gra...

Z oddali słychać płacz...

Te krople to łzy...

Tymczasem w dzielnicy szaleje ulewa tysiąclecia... Tych samych kropel... Nigdzie nie ma już dzieci, nie ma staruszek, nie ma zwierząt... Zewsząd leją się łzy... Ziemia zanika pod nimi, tak samo jak stopniowo wzniesienia, domy i drzewa...

(wam nic ogólnie nie grozi z powodu tych kropel, ale dalej posunie się akcja, jak odnajdziecie pozostałe dwa kawałki - na jeden idą Jane i Shadow)

@Tytokus & Konishi & Bajcurus - jesteście przed 5.

- Czeeeść!

Zza winkla wyszła trójka liczy. Zabawne było widać wesołego licza królewny, który nie chciał wydrzeć z was resztek energii...

- Wyczuwam - odparł król - że jest wśród was ktoś, kto nie zawahałby się puścić tego miejsca z dymem po zgwałceniu wszystkich dziewic i zeżarciu noworodków... Pamiętaj Panienko - zwrócił się do Konishi - że tamto berło należy teraz do Ciebie... I tylko do Ciebie... Pomożemy... Tobie. Użyj go, gdy zajdzie taka konieczność, ale nigdy więcej! Tylko w ten sposób pokonamy tamtego drania i... uśpione zło. Tak... Jest coś, o czym nie mówiliśmy...

- Jest pewna istota... - odezwała się królowa - która myśleliśmy, że została uwięziona na wieki w pędach na tyle potężnych, że sami bogowie mieliby trudności by się z nich wydostać... Zresztą... To nawet było nazywane bogiem... Lepiej, żebyście przygotowali się najpierw do walki... Nasi poddani walczyli z nim dziesięciolecia, aż do czasu, aż pewien siłacz gargantuicznych rozmiarów... A miało być tak pięknie, gdy został uwięziony...

- Uważajcie - ponownie zwrócił się do nich król - bo to nie przelewki! Nawet nie wiem, czy można go pokonać... Czy znowu będzie trzeba zapieczętować go w jakimś podziemiu czy innej... sferze...? Nawet nie wiem, gdzie go znajdziecie... Zapewne nie tam, gdzie już byliście, albowiem próbowałby was przekabacić lub zabić... Adieu.

I licze poczęły się rozpływać w powietrzu jak pył.

@Glatryd

Tuż, tuż za żywą istotą... Prawie widać już jej twarz... gdy nagle wbiegacie na Wielki Plac Mechaniczny (4). Wszystko jest sporo jaśniejsze, ale istota wskakuje na dach i znika w zaułkach. Dookoła patrolują dziwaczne, zwierzowate diabły (trochę bardziej metaliczne niż na obrazku). To jednak nie jest tak interesujące, jak... ludzie i elfy! Tutaj? Tak! Na dodatek o miłych twarzach i uśmiechach. Handel rozkwita, wszędzie są stanowiska handlowe.

Nagle gdzieś pomiędzy nimi przemyka jakiś cień. Drow. Nawet trochę podobny do Mrokasa. Wpada prosto w zaułek przylegający do Placu, gdzie natrafia na samotnego człowieka i zatapia sztylet w jego ciele. Patrząc w ciemność głębiej widać, jak w ciemności leży mnóstwo ludzkich i elfickich ciał. Krew obryzgała przeciwległe budynki, z czego jeden o śnieżnobiałych ścianach, z zielonymi pnączami na nich. Miła odmiana dla zmechanizowanej dzielnicy.

Chwila zapatrzenia wystarczyła, by nagle mury się upłynniły i Cię pochwyciły. Trafiłeś do środka...

Tu jest już inaczej. Ściany są spękane, czarne. Panuje półmrok, jedyne światło pada przez zasłonięte częściowo okna. W powietrzu panuje dziwny odór.

Z ostatniego pomieszczenia dochodzą jakieś szepty, śmiechy i dźwięki brzęczenia. Drzwi się otwierają, a w nim siedzii tyłem do boga mroczny elf bawiący się złotymi monetami. Chwilę potem jednym ruchem zbiera porozrzucane monety i wrzuca je do kufra w rogu pomieszczenia. Odwraca się do Ciebie i wyciąga rękę w Twą stronę. Ogarnia Cię fala dekadencji, jakoby życie straciło cały sens i powód. Pustka jak cholera. Ciało drży w dreszczach, bynajmniej nie z zimna. Cóż to za moc, że obejmuje nawet boga? Inny bóg... Mrokas? Możliwe, jednak trochę się różni. Pada na kolana razem z Tobą...

Realistyczna "wizja" się kończy. Jesteś w tym samym miejscu na Placu, z którego zbliżyłeś się do zaułka, klęcząc na ziemi. Wzrok wraca do normalnego świata...

Stoi przed tobą duch Holzena... Nadal jesteś w dreszczach.

- Luke... Luke...! You'll go to the Dagobah sys...

Drapie się po brodzie.

- A nie, to nie moja kwestia...

Uśmiecha się smutno.

- Przykro mi, że nie zdążyłem was ostrzec... Nie miałem nawet czasu by dowiedzieć się, iż to wróci... Nie skłamię, jeśli powiem, że o tym zapomniałem... Przez to wszystko...

Chwilę popatrzył smutno przed siebie.

- I nie zdążę was ostrzec... Nie mam takiej siły... Już teraz czuję, że on... ja... Wierzę, że większość tego, co było w notatkach i na kartce wystarczy... A teraz wy wszyscy musicie się przeciwstawić temu... Czym... byłem? Również to co widzicie to po części moje... dzieło? Ciężko to stwierdzić... Mam jednak nadzieję, że więcej osób nie zginie z mojego powodu. Wystarczy, że... Ci z mojego ciała skończyli swoje żywoty z powodu tych rąk.

Opuścił żałośnie swoje ręce.

- Ta dzielnica byłą pierwszą, która padła... Ludzie tutaj myśleli, że wyzbycie się słabych ciał i emocji da im potęgę... Po części tak się stało... Ale nadal emocje i żądza władzy biorą górę, nie mówiąc już o uwielbieniu mamony... Zresztą sam widzisz... U władzy pewno są istoty jeszcze gorsze od Meklarów... Wykuto więc mechaniczne diabły jako tych, którzy wykonują wolę swego władcy. To miało przywrócić świetność tej dzielnicy, ale wyszło... jeszcze gorzej. Pomyśleć, że w głębi to jeszcze mogłyby być istoty czujące, gdyby nie potężny korupcyjny wpływ... Taka władza niszczy wiele społeczeństw na wielu planetach... Podejrzewam, że nawet te bliskie naszym sercom giną tak samo... A mogą zniknąć w płomieniach tego, co było przede mną...

Spojrzał prosto w Twoje oczy.

- Nie mogę prosić o wiele... Zapewne nawet o nic, po tym, czym byłem... Prosiłbym, byś nie patrzył na mnie, tylko na to, co może się stać w przyszłości... Teraz lepiej odnajdź innych... Mam nadzieję, że się kiedyś spotkamy...

@Casulono & Abyssal

Lokalne zakrzywienie czasoprzestrzeni... Czy może coś... gorszego?

Ściany lokalnej komory zaczęły chwilowo stawać się przeźroczyste. Nagle szarpnęło wami dość mocna zmiana kierunku grawitacyjnego. Teraz staliście na jednej z przeciwległych ścian. Akurat na tej, która miała doprowadzić was do wyjścia... Tyle, że drzwi się nie otwierały...

Gdybyście tylko mieli zegarek...

Nie wyjdziecie stąąąd... ąd...!

Głos zdaje się dochodzić z kilku różnych miejsc w odstępie sekund.

Będę z przyjemnością patrzył i słuchał waszych wrzasków agonii! Moglibyście się dwoić i troić, ale i tak nie przekroczycie w czwarty wymar, by stąd wyjść, a nie będziecie wiedzieć, kiedy jest odpowiedni moment!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Ktoś, kto nie zawahałby się puścić tego miejsca z dymem? Chyba nawet wiem, kto to jest...

Mruknęła Konishi, patrząc kątem oka na Bajcurusa.

Dostrzegając jednak psychopatyczne spojrzenie Anioła na Ifrita, przywołała się do rozsądku.

Spojrzała na Licze.

-Bez obaw, pamiętam o berle i o jego zasadach użycia.

Uśmiechnęła się.

-Na tą istotę "boga" też będziemy uważać. Adios!

Licze rozpłynęły się.

Bogini rozejrzała się.

-W którą stronę idziemy?

Spytała się towarzyszy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- :trollface: Zależy w którą ty idziesz - odparł do Konishi Bajcurus, i zmienił się w kocią formę, po czym podbiegł do czyszczącego buty Tytokusa, wskoczył do jego torby medycznej i zwinął się w kłębek. Miał dość.

--------

- Dobra robota - rzekła Jane do grającego Shadowa. Zgaduję, że ten ziemiołak jest tu strażnikiem. Teraz trzeba po prostu zwinąć tą część talerza -klucza. I coś mi to mówi, że owa część znajduje się w tej skrzyni podpisanej "skrzynia z częścią talerza-klucza strzeżona przez żywiołaka ziemi".

Odstrzeliła kłódkę, i wyjęła część.

- To teraz trzeba wrócić. Wyczerpałam znaczną część mojej mocy, więc chwilowo Force Sense się nie przyda... Chyba pamiętasz drogę, Cień?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Hmm... To idę w prawą stronę...

No i poszła w prawo...

Niestety, Anioł wdał się z Ifritem w bójkę, która skończyła się epickim "J<piiiiii>!".

-Uspokójcie się w końcu...

I bogini ruszyła dalej, a za nią Anioł, ale Ifrit został, by se poczytać tajemniczą książeczkę(odłóż to!!!).

Ifrit niechętnie wyrzucił książeczkę i ruszył za boginią i Aniołem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tytokus nie zauważył kota, a samą rozmowę słyszał połowicznie. Wyczyścił w końcu buty, wstał i podniósł swoją torbę. Poczuł, że jest dziwnie ciężka.

- Hej, ktoś mi wrzucił jakieś śmieci to torby?

Medyk zaczął grzebać w torbie szukając źródła ciężaru, po czym poczuł jakąś... sierść? Chwycił za to i po chwili wyciągnął kota. Wyrzucił go na ziemię.

- Zjeżdżaj stąd, pchlarzu, jeszcze mi torbę ubrudzisz!

Zamknął na klamrę swoją torbę, by ta sytuacja się nie powtórzyła. Znając naturę kota, wezwał kilka bojowych pomarańczy.

- Przydadzą się, jak będziemy badać teren. Kto wie, co nas czeka.

Ruszył za Konishi. Zwrócił się do niej:

- Kto w ogóle do nas gadał? Kto to był? Jakoś ich nie kojarzę. Zresztą nigdy nie widziałem, żeby licz był tak... szczęśliwy? Co?

-----------------

Sorry za manipulacje, ale to moja torba i mam prawo Cię wyrzucić. :wink:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nic nowego się nie dowiedziałem. No, może tylko tyle, że jeśli następnym razem spotkamy Mrokasa, to dobrze będzie mieć przy sobie zapałki. Albo Pympusa. A jeśli chodzi o to, gdzie idziemy, to lepiej połączmy siły z Cygnusem. Nie widziałem go od dłuższego czasu, lepiej też, żeby nie kręcił się tu sam. To co, ruszamy?
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Spotkałam te Licze w grobowcu obok cmentarza. Z początku nie były przyjaźnie nastawione, ale wyjaśniłam im, po co przyszłam do grobowca... I, na szczęście, uspokoiły się. Opowiedziały mi pewną historię i dały to berło...

Pokazała berło.

-Tylko nie wiem, czemu były wesołe. W grobowcu płakały. Ale... kto wie? Może Lucky przyszła i zaśpiewała im Pieśń Śmiechu.

Uśmiechnęła się na myśl o chowańcu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Czy pamiętam? Jasne, że... eeeee - mina Cieniowi zrzedła, bo tak naprawdę ciągle podążał za Jane. Próbując zgrywać dobrą minę do złej gry i ciągle przygrywając jakieś dziwne tony ze swej gitarki jak do przyśpiewki przywalił w ścianę raz. Potem drugi i trzeci. - NO ŻESZ TY W MORDĘ JEGO KOPANY! ALAKAZM, ALAHAMORA CZY ^%&$ WI CO! SEZAMIE OTWÓRZ SIĘ!!! - po dziwnych krzykach Shadowa nic się nie działo.

Wkurzony wydał z siebie growl bojowy, który brzmiał jak silnik rosyjskiego T80 podjeżdżającego na afgańskie wzgórze na pełnych obrotach.

- WAAAAAAAAAAL OF DEEEEEEEEEEEEATH! - Cień z impetem przywalił swoją makówą przebijając się do drugiego korytarza i brnąc dalej przed siebie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...