Skocz do zawartości

Olympus Actionus - temat główny, podejście trzecie


Rankin

Polecane posty

- Dziękuję za informację, ale muszę się zbierać!

Wstałem natychmiast od stołu i wybiegłem z sypiącego się kasyna. Taa, Lucker się postarał. O, tam stoi razem z Markosem. Podchodzę do nich transmutując swój strój z garnituru w codzienną szatę. Otrzepuję się z pyłu i w dkońcu odzywam.

- Panowie, proponuję się oddalić. Najlepiej do tamtego zacnego, oświetlonego czerwonymi latarniami przybytku, w kasynie usłyszałem, że mają "nowe okazy". Wypada sprawdzić o co chodzi, zresztą i tak musimy się czymś zająć.

Ruszam w stronę czerwonego budynku ciekaw, co konkretnego tam zastanę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1,7k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Markos wraz z Lunarionem i Luckerem udali się zgodnie do "czerwonego" budynku. Wszyscy trzej byli przekonani, że idąc tam działają dla dobra sprawy, że uda im się odnaleźć Holzena... Chociaż, bądźmy szczerzy: ważniejsze były "nowe okazy". Bard co prawda miał pewne wahania, wciąż był wierny Selenie, ale naprawdę wierzył, że znajdzie tam jakiś ślad przyjaciela.

W końcu trzej bogowie doszli do oświetlonego budynku. Przy wejściu stało dwóch dryblasów, a nad drzwiami była zamontowana kamerka, która wpatrywała się w właśnie przybyłych. Markos trochę nieśmiało wyszedł przed towarzyszy i podszedł do ochroniarzy. Ci zmierzyli go wzrokiem, podobnie jak Luckera i Lunariona, po czym kiwnęli głowami i otworzyli drzwi. Kamera przestała się gapić na bogów, którzy nieco zaniepokojeni weszli do środka, wzdychając z ulgą. W międzyczasie rzuciła im się w oczy tabliczka z przekreślonymi kobietą, psem i kotem. Bogowie zostali powitani przez kobietę o niebieskiej skórze, blond włosach i lekko świecących oczach.

- Ach! Witam serdecznie! Nie muszą panowie nic mówić, domyślam się, po co panowie przyszli. Zapraszam każdego z panów do osobnego pokoju. Proszę, proszę, tu się nie trzeba krępować.

Bogowie spojrzeli po sobie i wzruszając ramionami ulegli niezwykle pięknej - prawdopodobnie - Devie.

Lucker wszedł do ciemnego pokoju. Słyszy piękny, zmysłowy, przyjemny kobiecy głos, który grzecznie nakazuje bogu usiąść na sofie:

- Och, mięśniaku, proszę Cię, nie zapalaj światła, trochę razi mnie w oczy. Jeśli to zrobisz, zobaczysz jak niegrzeczną mogę być dziewczynką - wtedy przesuwa ona gładką rękę po jego twarzy. Mężczyzna widzi jedynie kontury kobiety, która prosi o nie zapalanie pod żadnym pozorem światła.

Lunarion wchodzi do pokoju w pełni umeblowanego, rozświetlonego i z tym, co najważniejsze - z kobietą. Normalną, ale urodziwą. Ta nie mówi nic, patrzy, wręcz obserwuje gościa. W końcu odzywa się do niego, nieco rozładowując napięcie:

- Dzień... dobry, panu. Pan... pan jest... bogiem? - trochę nieśmiało pyta. - Proszę mi pomóc! Ja już nie chcę rozweselać mężczyzn! Nie wszyscy są tak dobrzy jak pan. Och, muszę zadowalać przedstawicieli najróżniejszych ras i nie mogę zrezygnować! Proszę, dość mam tych diabłów, jaszczurów i innych brzydali! Proszę mi pomóc! W końcu jest pan chyba bogiem?! - zaczyna płakać, wycierając łzy o rękaw.

Markos wchodzi do pokoju, w którym nic nie ma: mebli, dywanu, niczego, a zwłaszcza kobiety. Drzwi zaraz po wejściu się zatrzaskują i same zabijają deskami, a podłoga się... otwiera i bóg spada w dół. Ląduje miękko na podłodze jaskini i wstaje, a początkowy mrok rozświetla płomień, przechodzący na kolejne umieszczone tu świece. Po chwili cała jaskinia jest bardzo oświetlona, a bóg zauważa, iż jego partnerką na najbliższe pół godziny jest... smoczyca! Markos chwycił się odruchowo jedną ręką rewolweru, spoczywającego w kaburze, a drugą - zdjęcia Seleny. W końcu jednak przypomina sobie o inteligencji tych stworzeń i zdejmuje rękę z broni, patrząc pytająco na gada.

- No proszę. Trafiłam na podobnego siebie w końcu. Tylu bywało tu rycerzy, co od razu zgrywali bohaterów i próbowali mnie zabić, nie dając mi dojść do słowa. Teraz... cóż, oni już nie złożą reklamacji. Ale dziś przybył do mnie bard, jak żywy. Chciałabym się przekonać, czy posiadasz inteligencję barda. Może miałbyś ochotę zagrać ze mną w szachy?

Markos, po chwili wahania uznał, że ma na to ochotę. W trakcie gry smoczyca często się rozglądała, jakby próbując dać szanse na oszukanie jej, bard jednak ich nie wykorzystywał. I pewnie dlatego przegrał z gadem.

- A więc udowodniłam swą mądrość! Ale nie martw się, uroczy bardzie! Ty również posiadasz dużą wiedzę, ale smoków nie dogonią pod tym względem nawet bogowie. A teraz, za twoją uczciwość, mam dla ciebie prezent.

Smoczyca dała całusa Markosowi (fuj...) i wsadziła rękę (łapę?) w górę błyskotek usypaną nieopodal. Wyjęła z niej bransoletę i położyła na dłoniach barda.

- Proszę, umożliwi ci ona latanie.

- Ale... ja potrafię latać. Wszak mam skrzydła.

- Och, racja. W takim razie daj ją komuś innemu.

- Dobrze.

Markos wyszedł przez drzwi, które wskazała mu smoczyca. A nie mogła mi dać czegoś, co by mi się przydało, nie mogła! Wrócił do pomieszczenia, w którym powitała go ostatnio Deva. Teraz go pożegnała, zapraszając ponownie. Markos kiwnął głową i usiadł na kanapie, czekając na przyjaciół.

Wtedy zmaterializowała się przed nim postać... Hyogi! Obaj byli zaskoczeni. Cygnus, bo coś nagle przerwało mu czynność, którą wykonywał, a Markos, bo właśnie ktoś się przed nim zjawił. Hyoga miał początkowo zawroty głowy i osłabiony siadł na kanapie. Po chwili jednak doszedł do siebie i zauważył pytające spojrzenie zdziwionego barda.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Eee... Gdzie ja jestem? - rzekł w końcu Cygnus, trzymając w łapie cudowną fiolkę z napojem zmieniającym postać z ludzkiej na zwierzęcą i odwrotnie. Tak przynajmniej mówił Anglia, robiący tenże płyn. Lwu trudno było siedzieć "po ludzku", więc wręczył Markosowi fiolkę z poleceniem "potrzymaj" a następnie usiadł "po lwiemu".

- Lepsze by było pytanie *skąd* tu się wziąłeś. W każdym razie jesteśmy w... Naggythan, po naszemu brzmi to chyba Klepsydra Zatracenia. Konkretniej zaś to jesteśmy w... - chwila zastanowienia - domu uciech? Coś w ten deseń.

- Czyli tak zwany "Objazdowy Dom Rozpusty"? Nie przepadam za takimi rozrywkami. A tak w ogóle czemu mnie tu sprowadziłeś? Wystarczająco dużo kłopotów mam u siebie. Brat, oblężenie mojego domu, bunty... Oczywiście zaraz odstawisz mnie z powrotem do Pałacu, bo nie chcę (znowu) stracić korony Sewastii! - obruszył się Cygnus patrząc na Markosa z wielką pretensją w oczach.

- Ale co ja mogę?! Nawet nie wiem skąd tu się wziąłeś! Myślisz, że to ja cię tu sprowadziłem? Nie, mój drogi, nie posiadam takiej mocy! Jak chcesz, mogę ci dać długopis, ale wiedz, że nie mam nic wspólnego z twoim pojawieniem się tu. Zresztą... To ty powinieneś się tłumaczyć, a nie ja! Ale dobrze, powstrzymajmy nerwy. Skoro już tu jesteś, może pomożesz nam odszukać Holzena? I może powiedziałbyś dlaczego nie przybyłeś wcześniej, jak wszystkich pocztą informowałem o jego zniknięciu? Czy nie domyślasz się, co może mu zrobić Mrokas?! No, - wstał - tłumacz się, do jasnej cholery!

- Być może dlatego, że MÓJ DOM JEST OBLĘŻONY PRZEZ PUPILA PYMPOLA! Żaden ptaszek do mnie nie dotarł, może dlatego że ktoś go zestrzelił? Rany, tak trudno to zrozumieć? Biedny Simba został sam... Tak w ogóle oddaj mi fiolkę, kurczę blade. Może to szansa na powrót do normalności? - rzekł Cygnus i wystawił łapę po płyn.

- Pomogę. Raczej nie angażowałem się w sprawy "wielkiej wagi", chyba że chodziło o równowagę we Wszechświecie. Wolę wieść życie z dala od przygód, uprawiać ogródek, opiekować się Sewastią, wiesz o co chodzi. Ale skoro mówisz że to aż takie ważne... to OK! - rzekł Cygnus i wyrywa z rąk Mrokasa fiolkę z napojem. Wypija duszkiem całą zawartość.

- Smakuje dość... ciekawie. Połączenie soku wiśniowego, malinowego, różanego i agrestowego. Grzane. Ciekawie smakuje, taka multiwitamina, ale... jak wyglądam?

<Chwila ciszy>

- Nie masz co robić, tylko zmieniać swoją postać? Miałem poczekać na Lunariona i Luckera, bo wiesz, oni też tu ze mną są, a innych gdzieś wcięło. Ale jak chcesz możemy zwiedzić tę dzielnicę sami, może potem wpadniemy na tych dwóch. Co ty na to?

<Przegląda się jeszcze przed lustrem, ale nie widząc żadnej zmiany poddaje się>

- Ech... Niech ci będzie. Nadal wyglądam jak godło Republiki Weneckiej - rzekł lew - Co najpierw?

- Nie wiem. Może przejdźmy się na północ, tam placyk jakiś chyba widziałem po drodze.

- Dobra. Prowadź, bom jeszcze nieobyty w tym świecie - rzekł Cygnus i jeszcze raz oglądnął się w lustrze. Bez zmian.

- A czy Lunarion i Shaker na pewno będą wiedzieć gdzie jesteśmy?

- Nie, ale zawsze możemy się mentalnie z nimi porozumieć. No dobra, chodźmy. - wyszli obaj mijając strażników. Skierowali się do 3.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fire in the hole!

Krzyknął Glatryd rzucając odłamkową kostką w sam środek wrogich oddziałów, które zanim zdążyły się zorientować, zostały zasypane gradem przypominających igły odłamków bez problemu przebijających metaliczne powłoki i dostając się do żywotnych arterii. Ku uldze boga część diabłów pogrążonych w kompletnej panice rzuciła sie do ucieczki, a część przyłączyła do Władcy Szkła i dzielnie wspierała jego ataki dymiącymi kulami ognia, działającymi podobnie do petard.

- Nie pozwólcie im wystrzelić!

Ale laser był już naładowany. Zanim wóz na którym został zamontowany eksplodował zasypany pociskami cywili, strzelił swą pomarańczową wiązką wprost w Glatryda, który w ostatniej chwili stworzył tuż przed sobą taflę lustra. Promień odbił się i rykoszetował wprost w kolejny nadjeżdżający wóz, który wybuchł zasypując okolicę rozgrzanymi iskrami, jednak rozbił też zwierciadło odrzucając boga kilka metrów w tył. Chwila nieuwagi drogo kosztowała. Oddziały ZUOMO przegrupowały się i nacierały z nową mocą, formując się w podobne do rzymskich "żółwie".

- Is cooooming!

W powietrzu świsnęły granaty EMP, powalając znaczną część sojuszników Pana Kostek, wprawiając go tylko w większy zapał. Przyłożył swoją ogromną dłoń do ziemi i wysłał kilka impulsów, wynurzając z samego środka wrogich formacji wielkie, szklane słupy i roztrącając atakujących, przy okazji ostatecznie miażdżąc ich morale.

- Attack!

Wrzasnął rozpoczynając szarżę na rozbite niedobitki ZUOMO, które teraz rzucały się do ucieczki. Za bogiem ruszyły te diabły, które nie zostały porażone przez EMP i wkrótce cały plac został oczyszczony z wszystkich funkcjonariuszy. Zamiast tego, wokół walało się pełno złomu...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Markos & Cygnus

Doszliście do spacerniaka (3)...

Ujrzeliście tę samą małą istotę, którą wcześniej napotkał Markos. Rozpoznała go, więc spuściła głowę. Po chwili jednak dostrzegła też Cygnusa i uśmiecha się... Uśmiecha się do lwa, a smuci się na widok dwunogów? Dziwne...

Chwilę potem znowu zaczyna cicho (lecz ostro) szeptać, ukazując jakiś dziwny kształt... Coś jakoby... kulę? Elipsę? Coś co przypomina kształtem jajo... Potem wskazuje na kierunek, w którym stoją jeszcze ruiny kasyna i znowu smutnieje, zaczynając patrzeć w ziemię...

@Glatryd

Plac przypominał złomowisko... Część budynków była w gruzach, a ofiary zginęły pod zawaliskiem.

Na ziemi pojawiły się pentagramy... Zaczęły świecić biało-czerwonym światłem i na ich miejscu pojawiły się wysokie mechaniczne diabły z dużymi kijami zakończonymi jakimiś urządzeniami. Kilku z nich zaczęło badać miejsce i pisać coś na kształt raportu na średniej wielkości kartkach.

Wśród ogólnego krzyku tłumu jeden z nich krzyknął.

- SPOKÓJ!!!

I wnet do jego ręki podleciał jeden z diabłów z manifestacji. Gdy jego głowa dotknęła dłoni nowo przybyłego, reszta ciała upadła z łoskotem na ziemię.

- Odczytywanie danych...

Wszyscy nowo przybyli na chwilę zastygają, by po chwili jednocześnie odwrócić swoje głowy w kierunku Glatryda.

- Rozpocząć przechwytywanie podejrzanego!

Natychmiast chwycili swoje bronie w obie ręce i skoczyli ku Tobie.

@Abyssal & Casulono

Osoba niewyraźnie otworzyła oczy i spojrzała na was...

- Nowi... Nieszczęśni...

Kaszle.

- Wy... też byliście niepotrzebni w systemie... Zakłócaliście go... Dlatego... tutaj... jesteście...

Nie zostało mu wiele życia, więc sięga po coś do kieszeni i wyjmuje kartkę...

- Jest... mała nadzieja... Nie dla mnie, nie dla ludzi... Nie dla tych, którzy tkwią tu od... Zawsze? Czy już wieczność... minęła?

Podaje wam kartkę i kaszle, przez co krew ląduje na niej. Nadal jest czytelna.

- Był... Jest... Matematyk... Świetny, on to wykreował... Koniec bez końca...

Wskazuje drżącym palcem na jedną ze ścian, na której znajduje się sylwetka człowieka pracującego przy maszynie, która zaczęła projektować kolejne maszyny.

Odwraca dłoń i wskazuje na przeciwległą ścianę. Ukazane jest, jak grupa humanoidów przyjmuje inne formy... Formy mechaniczne... Początkowo prymitywne...

- Wy... możecie... wyjść... Jeśli... się wam uda... Zniszczcie to...

Zaśmiał się cicho.

- Chyba, że... chcecie tu zostać... do końca kosmosów... i ginąć wieki...

Zaśmiał się jeszcze raz w ostatnim tchnieniu i umarł...

Na kartce widniały jakieś wzory... Cóż, może gdybyście byli bogami matematyki, to ich zrozumienie poszło by wam łatwiej...

Podkreślane były wyraźne jednak jakieś koordynaty... x=0; y=2; z=2; "t" (w)= 13' 36'' 1''' 04'''' (wymiary przestrzeni z podejrzeniem czterowymiarowości w formie postrzegalności czasu). Niby wystarczyło przejść do sześcianu o współrzędnych (0; 2; 2), ale co tu zrobić z ostatnim wymiarem...? Czy to w ogóle czas, czy nowa przestrzeń?

Nagle nad waszymi głowami pojawiły się symbole. Pierwszy był kropką (współrzędna "x"). Drugi pokazał na pomieszczenie nad wami (współrzędna "y"). Trzeci wskazał w pomieszczenie wgłąb (powiedzmy, że po waszej lewicy - współrzędna "z"). Czwarta strzałka wygięła się dziwacznie i zaczęła chwilami znikać.

Zza waszych pleców dobiegł jakiś dźwięk... Dziwnie wyglądająca... rzecz zaczęła się poruszać.

@Shadow

Otwierasz drzwi mające być wyjściem... Mur... Co to dla boga?

Pewnie byś go rozwalił w pył samą myślą, gdyby nie to, że obok Ciebie właśnie poleciał wielki pręt. Chyba pielęgniarki zmieniły postać... Prócz tego staruszkowie zamienili się w dziwne istoty, też chyba niezbyt przyjazne. Lepiej coś wymyślić, bo nagle pociemniało, a zamiast wyjścia pojawiła się ściana, na której wisiał na łańcuchach jakiś nieszczęśnik, wydzierając się wniebogłosy. Ciężko będzie się przez to przebić.

@Bajcurus

Ogień padł prosto na orka, ale poza tym, że zaczął się palić skwiercząc przy okazji, nie odniósł obrażeń. Wprost przeciwnie - zdawał się nabrać po nim sił! Co jest grane?

Nie zdążyłeś się zastanowić, gdy poleciała w Ciebie kolejna wiązka czarnej mgły. Ważne, że ciągle mogłeś robić uniki i stosować teleportację. Cóż z tego jednak, jak dalsze przejście było przezeń zablokowane?

@Tytokus

Twój umysł płonie, tysiące sprzecznych myśli uderzają w siebie robiąc z Twojego mózgu sieczkę... Albo chociaż starając się zrobić. Nagle jedna myśl pojawia się wbrew przeciwnościom: Miecz... kamień... wybraniec.

@Bajcurus & Tytokus

Zostajecie odepchnięci i wylatujecie poza skałę, na której się znajdujecie. Wydaje się, jakbyście lecieli w otchłań... Lecz tylko przez chwilę. Z wielkim łoskotem przebiliście się przez kamienną ścianę, kryjącą niewielką kryptę.

- Co wy tu robicie, kim jesteście?

Mały fioletowy ognik zaczyna krążyć wokół was.

- Och, potężne istoty... Tutaj? Hihi! I też nie mogli pokonać strażnika? Ech... Liczę, że jednak nie dołączycie do mnie, mimo, że miałabym mnóstwo zabawy.

Zatrzymuje się w miejscu.

- Uprzedzę pytanie - jestem małą duszą. Nie jestem tu uwięziona - latam tu i tam, gdzie chcę. Lubię wracać do tego miejsca, bo tutaj właśnie trafiłam, gdy moi rodzice... A zresztą... Teraz jest już lepiej, wszystko sobie wyjaśniliśmy...

Coś jakoby niewidzialne ręce pomagają wam wstać.

- No i wiem, że będziecie chcieli iść dalej... Że szukacie Tego, który raz już odszedł, ale nie zginął... Był blisko was, a jednocześnie tak daleko... Nic nie widać pod oświetlającą latarnią. Zabawne zrządzenie losu, co nie?

Nagle w krypcie zrobiło się jasno.

- Chcielibyście się wydostać z tego kompleksu i dojść do końca - odnaleźć Tego, który może ściągnąć na wszechświaty niewolę i zagładę? Cóż - nie wy jedni. Ten tam - wskazuje na miejsce, gdzie stoi strażnik - jest tylko jednym z wielu, którzy działają ku jego uciesze. Taka cholerna pułapka dla niechcianych. Dość łatwo go pokonać, ale z zadziwiających powodów jeszcze nikomu się to nie udało... A wystarczy przecież tylko miecz, który nie krzywdzi...

Leci do sąsiedniego krańca pomieszczenia, gdzie znajdują się dwa słoje z jakimiś niewidocznymi sylwetkami oraz piedestał.

- No, podejdźcie, nie stójcie tak!

Gdy podchodzicie, nagle twarze postaci w słojach się zmieniają i widzicie... samych siebie? Znowu?

- Ech, ta próba klonów. Ciekawe, że nikomu jeszcze nie udało się uzyskać kopii o sile przynajmniej takiej samej jak oryginał. Co więcej, nawet nie potrafią wiernie oddać charakteru pierwowzorów... Zawsze odpadali na niej Ci, którzy nie umieli razem... W każdym razie - podlatują do was dwa urządzenia z dwoma guzikami - oto próba:

Macie po dwa przyciski do wyboru. Zielony otwiera klatkę z klonem, który wraca do swojego wszechświata, by kontynuować swoją podróż. Czerwony zabija klona. Jeżeli obaj wciśniecie zielone lub obaj czerwone - miecz się nie pojawi, klony zginą. Łatwo wydedukować, że jeden ma zginąć, a jeden ma przeżyć.

Dusza cały czas jarzy się purpurowym światłem.

- No, a jeżeli to schrzanicie, to nie wróżę wam nic dobrego... Zapewne tamten nie pokazał wam nawet ułamka swoich mocy.

Ja tam lecę do rodzinki, mamy mieć piknik na Polach Marsowych, także arrivederci!

Drobne pyknięcie i dusza znika.

@Jane

Wilkołaki zdawały się rozumieć, co mówisz. Nawet powstały i zaczęły powoli odchodzić, ale nagle nad waszymi głowami zagrzmiało i w oczach wilkołaków pojawiły się czerwone iskierki w oczach. Z pianą na ustach, głośnymi sapaniami, wysuniętymi pazurami, pod którymi drzewa się uginają. Lecą masą prosto na Ciebie.

@Syskol (+Barto)

Nie odchodzisz daleko, gdy niebo się zachmurza i zewsząd pojawiają się błyskawice. Nagle rozlega się huk - woda z jeziora wylatuje w powietrze w wielkim słupie. Gdy wody zaczyna trochę ubywać, z głębin wyłania się jakaś istota... To utopiec. Sporo większy od przeciętnych przedstawicieli swojego gatunku.

- MOJA BROSZA!!!

Podnosi wielki krzyk, od którego wiatr mocno dmie.

- Nasłała was!? Ta wiedźma?! A wy daliście się tak nabrać?! *bul*

Wyciąga trójząb i uderza nim o ziemie, po czym z jej wnętrz wybucha strumień wrzącej wody, wyrzucający was w powietrze. Spadacie jednak bez szwanku na ziemię, lecz utopiec nie wygląda na zrezygnowanego.

- Powiedzcie, o naiwni! Powiedzcie czym prędzej, czy ta wiedźma ciągle próbuje mnie dręczyć, tym razem przez was?!

__________________________________________________________

*Tavish & Tyt0k - boss niemal żywcem wzięty z Gothica I. You should know what to do.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Przyszedłem tu, jednak nie w tym celu. Mam już ukochaną, więc takie zabawy to nie ze mną. Szukam tylko informacji o Holzenie. Przy okazji dlaczego ma być ciemno? Jesteś nietoperzem czy co?- powiedział Lucker.

Bóg przywołał owcę i włożył rękę w wełnę. Po czym wyciągnął dwie baterie paluszki i włożył do wielkiej latarki, którą wyciągnął znikąd.

- Flash bang!- włączył latarkę i skierował w stronę kobiety.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bajcurus tępym spojrzeniem gapił się na przyciski.

Miecz, który nie krzywdzi? Mam go zatłuc balonem?

- Tytokusie, wciśnij ten, który chcesz, a ja wcisnę odwrotny. Mnie te klony nie obchodzą.

Ruszył w stronę orka-strażnika.

- Witaj, orku. Widzę, że stoisz tu na posterunku całymi dniami. Widzisz, że my nie jesteśmy żadnym zagrożeniem - dwa cherlaki, szczególnie ten medyk od siedmiu boleści. Nie ma po co nas atakować. Zresztą, ilu masz kumpli? Bo z taką twarzą to chyba zero, mueheheh. Czas to zmienić! I nie chodzi mi tu o skorygowanie ci szczęki pięścią, a o... przyjaźń! Tak! Jeśli nie wiesz co to znaczy, to zaraz się przekonasz. Macie tu jakąś orkową knajpę? Jeśli tak, to pierwsza rundka jest na mnie!

Bajcurus miał nadzieję, że orki są w miarę tępe. I że rozumieją, co się do nich mówi.

---

Jane stanęła w miejscu, i zawyła. Wilkołaki struchlały.

Uderzyła prawą łapą o ziemię, i machnęła lewym pazurem, obnażając kły, co znaczyło mniej więcej "Krok... Dalej... Rozerwę... Na strzępy!", po czym wyrwała z ziemi drzewo, i rzuciła nim gdzieś daleko poza las.

"Jeśli... Atak... To... Śmierć" - dodała, i ruszyła w stronę, z której dochodził najsilniejszy zapach ludzki, czyli wioski w (6). Jeśli wilkołaki zaatakują, Jane się z nimi policzy. Jeśli ułagodzą się, to zmieni się w człowieka jak tylko wyjdzie z lasu.

____________

Beh...

1. Nie grałem w Gothica.

2. Ork w każdej chwili może maczugą przerwać monolog Kota, nie że stoi i czeka w miejscu aż ten skończy gadać ofc ;q

3. Jane idzie do (6).

4. Dzięki za półpochwałę w Biurokracji ;q. Przynajmniej ktoś docenia starania ;]

5. I CANT GET THESE #%@%#! NUMBERS OUTTA MY HEAD

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tytokus nie słuchał początku wykładu duszka. Otrząsał się przez ten czas, ze straszliwej wizji, która go nawiedziła. Takiego bólu nie czuł od... dawna. Zrozumiał jednak w końcu o co chodzi. Chwycił pilota i kliknął zielony przycisk. Jego klon sobie odleciał, chociaż Tytokus w głębi serca wiedział, że to zły pomysł.

- Kocie! Chodź tu, wciśnij swój przycisk, bo nie wiem czy ja mogę!

Po krzyknięciu do kota, siadł pod ścianą i zaczął zmieniać swoje opatrunki, które już delikatnie przesiąkały krwią. Robił to szybko i sprawnie, gwiżdżąc przy tym.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzę przez chwilę na kartkę. Potem na symbole nad nami. Wreszcie zwracam się do Casulona.

- Masz jakiś pomysł? Bo ja, mówiąc szczerze, nie mam pojęcia, co teraz.

Tyle dobrego, że dowiedzieliśmy się trochę o tym miejscu. Ktoś postanowił stworzyć system idealny, utopię bez bólu, chaosu i niesprawiedliwości. Bez życia.

Próżny wysiłek. Wszystkiemu, co żyje jest przeznaczone cierpieć. Jedynie Pustka przynosi ostateczny pokój. Próby jej naśladowania kończą się źle. Najlepiej byłoby po prostu zrównać to miejsce z ziemią.

Odwracam się i sprawdzam, co się poruszyło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shadow powoli obrócił się w stronę maszkar z najbardziej wrednym uśmiechem na jaki było go stać.

- Soo... you're gonna do it hard way don't ya?! - zagadał do bestyjek szykujących się na atak udając typowo amerykański akcent.

Zwinnymi ruchami i swoją mocą przerobił gitarę na dwie najostrzejsze katany jakie widział ten świat i ryknął wściekle bojowym głosem.

- ZAPRASZAM DO TAŃCA DIABELSKIE ZDZIRY! - chwilę potem dwie pielęgniarki skoczyły na niego z zębami, ale wystarczyło, że Cień machnął kilka razy w powietrzu szybciej niż światło i przerobił te najbardziej paskudne okazy płci przeciwnej na najbardziej paskudne krwiste befsztyki. Załatwił tak jeszcze z kilka pielęgniarek nim rzuciły się na niego dwa grubasy, które może kiedyś były miłymi staruszkami. - Oho, przeciwnik wagi ciężkiej...

Mruknął Cień wskakując na sufit i wykorzystując katany jako podtrzymanie się wbrew grawitacji ominął parę spóźnionych ataków potworków.

- HEJ PASKUDO! - odwróciły się w jego stronę. - ŁAP RADIO NA RYJA!

Nie wiadomo skąd w mocarnej łapie Cienia znalazło się przenośne radio z lat 80., ale jedno było pewne - rzuciłbym nim niesamowicie potężnie i celnie. Siła uderzenia była tak niesamowita, że nie tyle pokracznemu nieszczęśnikowi urwało łeb, ale przy okazji wyrwało cały zniekształcony kręg szyjny w eksplozji krwi. Drugi tylko poleciał na ścianę po drodze taranując jeszcze inne bestie.

- FALCON PUNCH SHADOW STYLE! YEEEEEEEEAH! - Cień na chwilę założył okulary Horejszo, ale w tej ciemności stwierdził, że to cienki pomysł jest.

Zabrał się do kontynuacji tańca śmierci tnąc, siekąc i mordując z najbardziej szaleńczym śmiechem jaki mógł przywdziać do tej okazji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bogini powoli, ostrożnie, wzięła berło.

-Dziękuję. I... żegnajcie.

Ukłoniła się i poszła dalej, a z nią ruszył Gnoll.

Posiadanie tych rogów to przekleństwo.

Były na mojej głowie tuż od moich narodzin i wciąż, z każdym dniem, z każdą godziną rosną.

Chcę się ich pozbyć, ale to więzienie mi to uniemożliwia.

Pani, czemu nie mogłam urodzić się normalnym dzieckiem, bez rogów?

Ach, tak. Przecież to moje przeznaczenie...

------

Przepraszam za długą nieobecność, ale miałam zakaz i teraz wreszcie wróciłam...

Dodam, że nie wiem, czy w następnym tygodniu będę mogła pisać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Hmm... Biorąc pod uwagę te symbole oraz trzy pierwsze współrzędne, łatwo dojść do wniosku, że "coś" tam jest. Wyjście, newralgiczny punkt konstrukcji, cokolwiek. Czwarty wymiar - czas... Liczby przy nim oznaczają 13 minutę, 36 sekundę i tak dalej. Być może to pomieszczenie, którego mamy koordynaty pojawia się dokładnie 13 i tyle sekund po pełnej godzinie. - przerywa na chwilę, żeby się zastanowić. - Albo wyłania się dokładnie co 13 minut itd. W obu przypadkach może to sprawić trudności, gdyż nie jesteśmy bogami czasu i nie mamy, chyba że ty masz, zegarka. Słuchasz ty mnie w ogóle?

Zauważa rzecz, na którą gapi się Abyssal. Nad środkiem pokoju unoszą się sześciany. Najmniejsza, wewnętrzna bryła szybko "rośnie", wypierając tym samym inne figury przestrzenne, a najbardziej zewnętrzny rozpływa się w powietrzu. Na miejscu wewnętrznego pojawia się znikąd nowy. Cykl się powtarza.

- Czyżby to było to, o czym myślę? To chyba czterowymiarowy sześcian.

Obiekt zainteresowania bogów zaczyna zbliżać się do nich i przybiera nieregularny kształt. Zewnętrzne krawędzie zaczynają ciąć powietrze. Casul zobi krok do tyłu.

- Jak to się stało, że wcześniej tego nie zauważyliśmy?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Bajcurus

Ork chwilę pomruczał i odwrócił się do Ciebie.

- NIEWIERNY? W DOMU PANA?! BĄDŹ PRZEKLĘTY!

Tym razem twój umysł został obięty przez ogień. Dobrze, że tylko na chwilę. Niedobrze, że zarobiłeś kopniaka i uderzenie laską, przez co leciałeś jak krzywo odbita, futrzasta piłka do baseballa.

Wiedziałem, że nie ma co zwracać uwagi na tego pchlarza. Chuchro jak nic...

Ciągle jednak, dzięki niemu przeżyłem... Duszę Blade'a uratowałem, a...

A co z tego? Gdyby nie tamto, to bym i tak wyszedł na wolność z Twego nędznego truchła i rozwalił tamten zakład w proch. Ilu to już silnych próbowało naszą moc ograniczać...?

Nie naszą, ścierwo!

Tak, tak... Przecież to nie ty zabiłeś swoją siostrę, spaliłeś doszczętnie dziesiątki planet, rujnując wszelkie pokładane w Tobie nadzieje, co to to nie.

JA ZMIENIŁEM SIĘ! Poza tym... ona... ja... ona chciała...

Jak długo jeszcze będziesz sam siebie okłamywał?! Przecież sam chciałeś ją zabić!

ZAMILCZ PRZEKLĘTY!

Osobowość Holzena znowu zniknęła w mętnej mieszaninie nowej postaci.

- Że też muszę nosić teraz połowę imienia tego słabeusza...

Krew popłynęła z jego uśmiechniętych ust.

- Muszę się rozgrzać przed walką z tymi konusami... O ile tu dotrą...

Spojrzał przez diabelskie oko.

Emo zagłady i zbroja zamknięte w puszce... Szklarz dostaje w zad od służb... Zielarz i smoczek zaraz pewno niemile się zdziwią... Nie widzę, co się dzieje w domu u... u-hu-hu... Takie dobre chłopaki, a oporów nie mają... Typowe...

Oko diabła zamknęło się.

- Dobra, zabawmy się!

Z ciemności wyłoniły się uśmiechające i posiadające długie (i ostre) dłonie, zjawy.

- Wiecie, co z nimi zrobić.

Pyk i już go nie było...

Za to na pewnej planecie wybuchło naraz wiele wulkanów, a w ziemi pojawiły się szczeliny, z których wypełzły diabły wszelkich rzędów. Pajęczaki, które zamieszkiwały tę planetę, stawiały dzielny opór, kryjąc się po jaskiniach i podziemiach, ale wówczas zstąpił na nią Holkas, przez co ziemia posłusznie ulegała pod jego wolą. Co dzielniejszy wojownik rzucał się na niego, ale ginął rozerwany przez jego korbacz, nadziany na kryształ lub metaliczny kolec albo jego ciało ginęło pod stopami boga. Nie była to po prostu wojna, jaką znamy z ksiąg, gdzie nie ma wspomnianych ofiar, ziemi czerwonej od krwi, ściąganych do Piekieł dzieci, gdzie jeden bóg wiedział, co ich czekało.

Gdy tylko Holkas zaczął się oddalać się statkiem, planeta zniknęła w wielkiej eksplozji jądra. Większość diabłów zdążyła wrócić do swojego wymiaru. Wkrótce cienista przestrzeń pochłonęła jego statek i wrócił on do swojej fortecy.

- No! Dzienna rozgrzewka za mną. Co na obiad?

Przecież nikogo nie zorganizowałeś do gotowania!

- D'oh!

- Ale nie martw się, kogoś zorganizujemy.

Przed jego oczami pojawiła się niezwykle interesująca Erynia.

- Hej, ślicznotko, zapraszam do mojego samolotu.

Nie wiadomo skąd wziął się obok samolot. Wsiedli i usiedli na kanapie.

- Czego pragniesz, o panie zagłady?

- A co mogę, mrr...?

Nagle obok Erynii pojawiły się jej kopie. Zarzuciła swój szal na Holkasa...

- Masz samolot pełen pięknych, gotowych na wszystko diablic... Możesz robić, co tylko chcesz, kotku. Spełnić swoje najgłębsze fantazje...

Holkas nie musiał się długo zastanawiać...

- To ja chcę...

Wstał.

- ...być pilotem!

Pobiegł do kabiny, założył czapkę lotniczą i zaczął sterować maszyną.

W tej chwili chyba całe Piekło zaliczyło facepalma... W głowę Erynii uderzyła wielka chochla.

- Ruszać się! Żądam potraw godnych boga!

@Jane

Wydawało Ci się, że już wybiegasz z lasu, już widać obszar niezalesiony, ale znowu - to tylko mała przerwa na strumyczek. Nerwica może człowieka wziąć, a co dopiero półboginię.

Znowu dawało się wyczuć zapach wilkołaków, ale tym razem już raczej nie działały ze swoją wolą - ich oczy były czarne jak noc.

(retrospekcja)

Cienie zleciały z kierunku granic dzielnicy i poleciały prosto do lasu. Tam natrafiły na sporą grupę wilkołaków, która ich zaatakowała... Bezskutecznie, chyba, że chwilowe rozwianie cienia coś by pomogło...

Niczym Banshee, zjawy wtargnęły do umysłów swoich ofiar i nakierowały do źródła, które wyczuły - do Jane.

(koniec retroakcji)

Tym razem chyba nie dadzą się zastraszyć...

@Casulono & Abyssal

Figura była doprawdy zastanawiająca... Przynajmniej do czasu, gdy zaczęła się rozszerzać i przecinać ściany sześcianu, w którym się znajdowaliście. Zwłaszcza, że już lekko zahaczyło o Abyssala i kawałek jego zbroi właśnie wleciał do jego środka.

Zastanawiający widok - kawałek ten zaczął wykrzywiać się, jakby był zrobiony z najzwyklejszej blachy i tworzyć geometrycznie zaawansowane wzory. Niby nic strasznego, ale do czasu, gdy został rozerwany na strzępy i... zniknął? Przynajmniej nie było go już widać.

Nawet to, że po tym zaczęły rdzewieć niewiele znaczyło, gdyż była to struktura czterowymiarowa. Któż mógł wiedzieć, ile jest sześcianów w nim?

@Tytokus

Bajcurus w słoju (klon) zaczął się miotać, szamotać, próbować zarysować powierzchnię pazurami i zębiskami, co wyglądało całkiem zabawnie... Gdy już zdał sobie sprawę, że jego los leży w mocy Tytokusa zaczął ściągać jego uwagę.

- Ej, ty! Proszęęę... Uwolnij mnie... Nawet nie wiem, gdzie jestem, czym jestem... No weź, nie daj się prosić!

Wyszczerzył zębiska i oczy z pionowymi źrenicami.

@Konishi

Twoje wyjście z grobowca nie pozostało niezauważone. Tabun zombie podążał w Twoją stronę, ale był na tyle daleko i tak wolno się poruszał, że zapewne mogłabyś jeszcze zdrzemnąć się dłuższą chwilę, zanim pierwszy spróbowałby Cię chapnąć.

Przynajmniej tak możnaby przypuszczać, bo gdy tylko wyszłaś z grobowca, nad twoją głową pojawiły się dziwne linie... Zielone i dość grube... Utworzyły nad Tobą graniastosłup. Niby nic strasznego, gdyby nie to, że po chwili pojawił się ściany z jakiejś szarej i stałej materii. Wówczas zaczęłaś się unosić... Byłaś albo w strefie zerowej grawitacji wygenerowanej przez zaawansowane komputery zdolne obrócić w pył cały ruch elektryczny...

...albo po prostu spadałaś wraz z nowym obiektem, w którym się znalazłaś. Nie leciałaś jednak długo, bo już po chwili winda zatrzymała się, a teraz leżałaś na jakiejś posadce, a nad Tobą nie było nawet widać śladu szybu, po którym winda mogła jechać - po prostu lita skała.

Byłaś w pomieszczeniu, zbudowanym na wzór willi rzymskich - kolumny, biała posadzka, tylko teraz wszystko było... brudne, zaśniedziałe i szarawe... Nawet posągi gladiatorów nie wyglądały na takie, które miały świetną formę. Pomiędzy nimi znajdowały się wielkie wrota. Jakieś niebieskie pole czy bariera je obejmowały.

Na samym środku znajdowała się całkiem duży basenik z jakąś czerwoną cieczą... Z zapachem krwi...

Zdawać by się mogło, że spod tafli można usłyszeć głosy Tytokusa i Bajurusa.

@Shadow

Niewiele ostało się z atakujących istot z koszmarów... Trochę flaków i kości...

Ale czy to cokolwiek pocieszało, gdy całość budynku przypominała szpital dla wariatów, gdzie zamieszkał Szatan i Śmierć?

No, to i tak lepsze od tego, że właśnie za nogę złapała Cię wielka morda i wciągnęła do pomieszczenia obok.

Szybki rzut okiem na pomieszczenie - właśnie dobierała się do Ciebie istota, której wygląd powodował u co wrażliwszych (lub po prostu normalnych) osób odruchy wymiotne, a dwie stały niedaleko. W oddali było widać dwójkę innych istot... bardziej ludzkich istot.

_____________________________________________

Shakerze, Markos powinien się Tobą zająć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Spogląda na utopca>

W końcu jakaś normalna istota. Naprawdę cieszę się,że cię widzę, jesteś dużo lepszy od zidiociałych opętanych dzieci,wściekłych królików,motyli. Do tego mówisz,że ta podejrzana staruszka która ewidentnie jest wiedźmą/nekromantką/dziełem diabła jest zła i cię dręczy.

<Utopiec lekko zdziwiony>

W dużym skrócie tak

Mi ten skrót wystarczy. Ta staruszka powiedziała,że broszka jest jej więc oczywiście jej uwierzyliśmy(taa pewnie) i dla świętego spokoju chcieliśmy ją jej oddać.Lecz potem zrobiło się tu troszkę bardziej swojsko i sporo rzeczy próbuje nas zabić.

To wina jej magi ona rzuciła czar na to miejsce i wszystkie żywe istoty zmieniając je w słodkie dzieci,króliczki i inne obrzydliwe rzeczy.

Czyli to co widzę nie jest prawdą?

Fakt,nic nie jest tym czym się wydaje.

Czyli mam uwierzyć potworowi z dna jeziora albo staruszce? Prosta sprawa. Co zrobisz z tą broszką? Zabijesz nas?

Jest moja to ci wystarczy, nie mam w planach was zabić,to moje miejsce i chcę się z niego pozbyć wiedźmy.

Jak kłamiesz znajdę cię i pożałujesz tego! Wiedźma przy tym co ci zrobię będzie jak kochająca babcia.

<Rzuca utopcowi broszkę>

Spróbuj mi coś zrobić,a pożałujesz.

=====

Mam nadzieję behemort,że nic ci nie zepsułem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I zajmuję się. Syskol - nic złego nie zrobiłeś.

_______________________________________

Kobieta prosiła cię spokojnie, łagodnie, uprzejmie, byś NIE ZAPALAŁ światła. Cóż... Nie usłuchałeś i poświeciłeś jej prosto w oczy. Mimo to nawet nie mrugnęła powiekami, gdy w jej ślepia uderzyła strużka mocnego, białego światła. W każdym razie Luckerze, dziś nie miałeś najwyraźniej szczęścia, albowiem owa kobieta okazała się być... meduzą.

72392555.jpg

Spojrzała ci w ślepia i zamieniła w kamień. Jakaś nienależąca już do niej moc sprawiła, że twoja kamienna postać zniknęła z pokoju i pojawiła się przed owym czerwonym budynkiem.

Jesteś teraz posągiem z kamienia i żadna moc kakao cię z tego stanu nie uratuje. Próba rozbicia kamienia również, bo gdy posąg rozpadnie się na kawałki - ty również. Dopóki nie znajdziesz jakiegoś sposobu na wydostanie się, będziesz... uziemiony.

Powodzenia.

--------------------------

Markos spojrzał na Hyogę pod postacią zwierzęcia.

- Ty, o co chodzi? Znasz tę istotę, że się tak do ciebie uśmiecha? I co ona pokazuje? Weź idź może z nią zagadaj, tylko tak delikatnie, bo się płochliwa wydaje. Ja się rozejrzę po okolicy.

Markos powiedział Cygnusowi dokąd zamierza iść, jakby co przypomniał o mentalnej sieci komórkowej, i ruszył w stronę 4. Mijając po drodze jakiś pomnik i dwóch żebraków, postanowił się zatrzymać przy jednym z nich (9) i rzucić mu coś do koszyczka, w którym leżało kilka drobniaków. Wychudzony mężczyzna uśmiechnął się, gdy w koszyczku wylądował plik banknotów. Były to co prawda jednodolarówki, ale sprawiały wrażenie, jakby było tam dużo, dużo więcej.

___________________________

Markos jest w 9.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gnoll, nieco zdziwiony, podszedł do posągu gladiatora. Postukał w niego delikatnie łapą, ale z powodu braku odpowiedzi postukał mocniej. W końcu walnął i posąg runął na ziemię, roztrzaskując się na małe kawałeczki.

-Uspokój się.

Konishi podeszła do śmierdzącego krwią basenu.

-Cuchnie jak krew. Ale czy to jest krew?

Zanurzyła rękę i wyciągnęła ją.

-Tak, to na 99,9% krew.

Odsunęła się trochę.

-Pora cię odesłać.

Gnoll ukłonił się i znikł. W torbie Konishi zjawiła się jego karta.

-Teraz...

Bogini odsunęła się trochę.

-Teraz!

I wskoczyła do basenu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bajcurus w ludzkiej postaci wstał i otrzepał się.

- Kto w ogóle powiedział, że jestem niewierny?!

Zbliżył się do swojego klona.

- Giń.

I nacisnął czerwony przycisk, po czym odwrócił się w stronę Strażnika.

- Nie jestem niewierny. Wręcz przeciwnie, uważam, że Holkas odwalił jak dotąd kawał dobrej roboty. Tylko wiesz, dlaczego zaraz cię rozwalę i wpadnę do środka, wyłamując wrota?

Wyskoczył w powietrze, uderzył strażnika ogniem w głowę, i opadł na ziemię.

- Ja nie pukam.

Wyjął sztylet, i rzucił we wroga. Ostrze wydało jakby sygnał płomieniom, które niemalże eksplodowały gorącem, szalejąc i rwąc wszystko na swej drodze. Taka temperatura prawie roztopiła metal. Bajcurus wskoczył strażnikowi na grzbiet, wbił mu sztylet w szyję, i trzymając się go jak kierownicy, wrzasnął do Tytokusa:

- Nie stój tak, strzelaj!

--------

Jane wystarczył jeden rzut oka na wilkołaki, i wiedziała, że coś z nimi nie tak.

Dlaczego wszyscy uwzięli się na mnie?! Ten las się nie kończy, a gdy tylko ułagodziłam te kundle, to zaraz ich coś opętuje i znów się na mnie rzucają. Jakby ktoś próbował mnie strollować.

Było ich za dużo, walka z wygłodniałymi i do tego opętanymi wilkołakami nie jest dobrym pomysłem, a zamiana w ludzką postać zajęłaby za dużo czasu. Wystartowała z kopyta, chcąc jak najprędzej wydostać się z tego lasu. Wilkołaki jednak doganiały ją. Stanęła więc w miejscu, i wytworzyła wokół siebie barierę z Mocy. Wilki wyrżnęły centralnie w barierę, a gdy stały oszołomione, Jane spokojnie zmieniła postać na ludzką.

- To teraz się zabawimy.

Wypaliła ze snajperki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Meduza? Ile ona ma sióstr do cho...- nie zdążył powiedzieć.

Ekhm... Jestem posągiem? Trochę niewdzięczna poza z latarką, jak na mój gust. Tylko teraz, jak się odmienić. Aiden może pomoże. Mógłbym się rozpaść na kawałki i poszukać zastępczego ciała, jednak Edori by mnie za to zabiła powtórnie. A może spróbować się poruszać, by warstwa odpadła? W God Of War to działało xD Spróbuję...Jednak wpierw muszę pogadać z Lunarionem.

Lunarionie... masz za pasem jakieś sztuczki? Bo właśnie zostałem zmieniony w kamień przez setną już siostrę meduzy. Tak wiem... niby bóg szczęścia, a same nieszczęścia mu się trafiają... Jestem przed czerwonym budynkiem. Teraz wyglądam, jak posąg z latarką.

Stał... stał... stał...

A może zabić tą meduzę? O ile wiem jeśli chodzi o zamianę w kamień to jest coś w rodzaju uroku. Zabijesz tego, kto to sprawił i wracasz do dawnej postaci. Czy tak? Sam nie wiem...

----------------

1. Zmanipulowałeś mego boga(Możesz bo jesteś MG, jednak nie przesadzajmy :D)... Wcale nie musiał patrzeć jej w oczy. Wpierw by ją oślepił latarką, a następnie zorientował się kto to jest i zamknął na powrót oczy, zanim by ona swe otwarła.

2. Trochę naciągane z tym zmienieniem w kamień ,,boga". Nawet w God Of War Kratos miał łatwą szansę się uwolnić!...

3. That's not fair!

4. Coś jeszcze?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Syskol & Barto

Sami nie wiecie skąd, ale obok was pojawia się znachorka i przelatuje nad wami, rzucając się na utopca.

- Oddawaj, to moje!

- WAŁAAA WIEDŹMOOO!

Zaczęli się nawzajem okładać rękami. Niebo już nie przypominało sielankowego i wiosennego klimatu, lecz jesienny koniec świata.

W szamotaninie brosza upadła tuż obok was, a oboje zastygli w bezruchu.

- Oddaj mi ją, należy do mnie!

- NIE KŁAM, WIEDŹMO! ONA JEST MOJA!

- Ona jest moja! Poprosiłem was, byście ją dla mnie znaleźli. Nigdy nikogo nie skrzywdziłam! Żadnej bestii nie uczyniłam, żadnego bólu nie zadałam! Nie mam takiej władzy! To jego sprawka! Spójrzcie na niego! W jeziorze siedział i knuł, jestem tego pewna! Musiał tworzyć tam to, na co natrafiliście!

- FAŁSZYWE ŚWIADECTWO! - splunął - WIDZIELIŚCIE, CO UCZYNIŁA?

- Nic nie czyniłam, nie widzieliście nic, bo nic nie robiłam! Patrzcie!

Utopiec wyciągnął dłoń w jej kierunku, ale nie zdążył jej powstrzymać. Przed oczami obu bogów pojawiła się wizja...

Wszystko jest szare i bure, ale sylwetki są w miarę ostre. Kraina ta właściwie jest złym odbiciem dzielnicy. Wszystko wygląda tu tak samo, tylko że dużo mroczniej. Trawa jest wysuszona, łamiąca się pod stopami.

Wlatujecie przed dom znachorki i możecie patrzeć przez ściany. Widać kłótnię młodej kobiety i mężczyzny łudząco podobnego do utopca.

Mężczyzna bije znachorkę, w tamtym czasie piękną, młodą i bardzo atrakcyjną. Widać ruch ust, ale nic nie słychać.

Cios za ciosem, uderzenie za uderzeniem. Na ciele kobiety pojawiają się nowe ślady i blizny. Po chwili mężczyzna przestaje bić kobietę i grozi jej palcem. Wychodzi... Mija wasze miejsce, jakby was w ogóle nie było.

Kobieta wstaje i krwawiąc podchodzi do koszyka. Jest blada... ale ma jeszcze dość sił, by do niego sięgnąć. Wkłada do ust zioło i wyjmuje korek z jakiejś buteleczki, wcierając olej na ślady po uderzeniach. Wyraźnie dodaje jej to sił.

Po chwili wychodzi z domu.

Kolejny kadr i widzicie, jak kobieta podchodzi do tej samej persony, od której doznała bólu.

Zaczyna go od tyłu dusić. Mężczyzna próbuje się bronić, ale pada na kolana. Młoda kobieta wrzuca go do wody i wraca do domu.

Wizja się kończy...

- Widzisz? To ja. Zabiłam go. Udusiłam go i wrzuciłam do tego cholernego jeziora! Znudziłam mu się... W takim świecie nie mógł mieć nic lepszego i... to go tak denerwowało... Miał cholerne ambicje, a ja mu nie wystarczałam...

- ZAMILCZ, PRZEKLĘTA!

- W dłoni trzymał jedyną pamiątkę po mojej matce, broszę, o której zwrócenie Cię prosiłam. Zabrał mi ją, zabrał ze sobą, nawet po śmierci nie chciał mi jej zwrócić. Powiedz, czy jestem złą kobietą, jeśli chciałam tylko spokoju i pamiątki po matuli?

- KŁAMLIWA! ZABIŁA MNIE ZNIENACKA! ZABIŁA MNIE! NIC NIE UCZYNIŁEM Z TYM, COŚCIE NAPOTKALI! TA WIZJA TO KŁAM! WIDZIELIŚCIE, CO ONA ZROBIŁA!

Czas decydować...

@Bajcurus

Twój klon zginął w kwasie. Jeszcze przez chwilę jego twarz byłą przylepiona do ściany, ale i ona po chwili została... Rozkwaszona...

Twój atak na strażnika wzmógł wiele sadzy, prochu i dymu. Nawet sztylet wleciał w jego szyję i wystawał, a z rany płynęła czarna krew.

Wtem jego głowa zaczęła się obracać wokół kręgosłupa... Kawałek mięśnia ze sztyletem wyleciał razem z Tobą. Ślad po nim zarósł ponownie.

- NIEWIERNY!!! PRÓBOWAĆ MNIE ZABIĆ?!

@Tytokus

Na podium pojawił się miecz w smugach niebieskiego światła. Zaraz potem przylgnął do twojej dłoni, która się na nim zacisnęła...

@Konishi

Zanurzyłaś się we krwi. Niewiele było widać, ale płynęłaś cały czas w dół. Tunel zaczął się unosić i zaczęłaś wypływać... Aż wynurzyłaś się w jakiejś jaskini... Z wielkimi wrotami. Zza nich słychać było odgłosy walki i krzyki bogów.

@Jane

Strzał ze snajperki rozerwał na pół (w poprzek) dwójkę stojących obok siebie wilkołaków, którzy padli ze skowytem na ziemię. Reszta zaczęła pędzić prosto na Ciebie i odbijać się od bariery, która jednak powoli słabła... zwłaszcza wtedy, gdy zaczęły na nią wchodzić i się pod nią przekopywać. Nie były one po prostu opętanymi przez czarownika istotami czy tępymi zombiakami - miały prędkość, wolę i siłę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najbliższe z diabłów wykorzystując zaskoczenie niewielką zręczność szklanego golema natychmiast na niego wskoczyła i uczepiła się rąk i nóg, by dać szansę pozostałym na zadanie ciosów. Glatryd jednak się zupełnie tym nie przejął i z ulgą stwierdzając, że wśród napastników nie ma nikogo uzbrojonego w szlifierkę kątową, stworzył wokół siebie szklane płyty, a następnie w jednej chwili odepchnął wszystkie rozrzucając roboty na wszystkie strony.

- For the Empeeeerooooor... Znaczy Holzen!

Wrzasnął tworząc pod sobą szklaną kolumnę, która energicznie wyrzuciła go w powietrze. Zanim spadł z hukiem na ziemię w największy tłum diabłów, dokładnie poszukał wzrokiem tych, którzy wynurzyli się z pentagramów. Bez większych kłopotów przebił się przez tłum, miażdżąc i roztrącając roboty, nad placem zaroiło się od świszczących malutkich szklanych odłamków jakie wyrzucały w powietrze kostki - granaty.

- Taaak... Uwielbiam zapach smaru o poranku... - mruknął Glatryd jednym ciosem zwalając z nóg 3 roboty blokujące mu drogę do przywołańca z pentagramu, który z wyraźnym zainteresowaniem spoglądał wprost na niego i szybko notował coś na swojej kartce.

- Giń! - zaproponował mu Władca Luster wymierzając lewy sierpowy, który o dziwo... Chybił celu. Diabeł po prostu rozmył się w powietrzu i pojawił tuż za golemem i zadał błyskawiczny cios. Glatryd poczuł, jak nadzwyczaj cienki i ostry jak brzytwa miecz bez przeszkód zagłębia się w jego szklanym ciele. Miał jednak coś, czego przeciwnik się nie spodziewał. Jego plecy zafalowały gwałtownie upłynniając się i wystrzeliwując w stronę głowy diabła. Kolec jaki się utworzył tradfił wprost w miejsce przeznaczenia i bezwładne ciało osunęło się na bruk.

Niestety, nie mógł cieszyć się długo zwycięstwem, już po chwili został otoczony przez pozostałych diablich nadzorców, których ciosy z ledwością blokował. Czuł, że ich ciosy coraz częściej go dosięgają, że jego korpus został już przedziurawiony na wylot przynajmniej 5 razy. Zdecydował się na ostateczność.

Tuż nad placem już jakiś czas temu formowała się olbrzymia tafla szkła. Teraz, gdy nabrała odpowiedniej masy, Glatryd przestał utrzymywać się w powietrzu i runęła w dół, miażdżąc i grzebiąc pod szkłem wszystko, co sie pod nią znalazło.

Bóg luster spokojnie wyszedł z małego odłamku w który "wszedł" w momencie zetknięcia ze swoim ciałem.

- Gdzie ten Holzen? Cała ta sprawa zaczyna mnie już porządnie denerwować...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Co... się dzieje?

Konishi powoli wstała. Jej wzrok przykuły wrota, z których słychać było odgłosy walki...

-Kolejne wrota?

Po chwili zatkała nos, bo w tym dziwnym miejscu śmierdziało. W końcu zdała sobie sprawę, że to ona śmierdzi... No cóż, krew nie pachnie jak perfumy.

-W mordę, chyba tylko oddech Lucky, jak zeżarła półtorej cebuli, myśląc, że to jabłko, ma gorszy zapach...

Niestety, nie było nic, czym by dało się stłumić ten smród, więc bogini wskoczyła w prawe wrota.

-Zaryzykuję...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- ZAINWESTUJ W TIK TAKI, BO CI JEDZIE! - huknął Cień zdzielając gitarą monstrum prosto w twarz i odrzucając bydlaka na kilkanaście metrów. - Co?! Nie spodziewaliście się bando pokrak spotkać boga w takim miejscu?! Nie ze mną numery z survival horrorem! MUHAAHAHHA!

Bydlaki jeszcze nie widziały, że spotkanie Cienia to jak zamienienie się rolami z łowcy w łowionego.

Dwa człekokształtne potworki i trójka bardziej wymyślnych. Nic specjalnego. Shadow zamierzał im pokazać co to naprawdę znaczy koszmar.

- Teraz znajdziecie się w... SERCU CIEMNOŚCI! Ja wam dam co to znaczy Szatan i Piekło!

Z rykiem bojowym Shadow ruszył do tańca śmierci najpierw zabierając się za paskudne twarze. Jednym skokiem pokonał całą odległość dzielącą go od przeciwników a następnie wykonał ultra atak Tysiąca i Jednego Ataku Szybkiego Tempa, który zalał wręcz pojedynczą mordę gradem pocisków, który każdy z nich mógł spokojnie wbić ziemię, żeby ta wyszła do Chin. Paskuda była jednak bardziej wytrzymała jednakże była prawie na wykończeniu. W tańcu śmierci i fruwających flaków Cień czuł się jak u siebie i powoli pogrążał się w otchłani niekończącej się rzezi jak rasowy berserker. Żałował tylko, że przeciw nim stanęło ledwie pięciu przeciwników.

W tle zaczęła przygrywać Inwazja.

Zagrzewając się dalej w boju i unikając krwiożerczych ataków tych cholernych bydlaków Król Metalu czuł jak zbiera się w nim moc zdolna do rozsadzenia całego wszechświata. W końcu cała trójka Mandarimów skoczyła ku niemu. Shadow zrobił to samo i przez moment zastygli w powietrzu. Oni drąc się w niezrozumiałym języku, on - niczym Dante zawsze "cool", tylko, że z szaleńczym wzrokiem - zbliżając się ku sobie dał się słyszeć potężny ryk:

- ORBITAL FORCE COSMO BASH BERSERKER! - Cień od naładowanej w sobie mocy ledwo mógł zgiąć pieść - która ostatnio stała się jego ulubionym narzędziem zniszczenia - ale dokonał tego i niesamowity pocisk z siłą wszechświata trafił w grupkę Mandarimów...

Cisza. Ogromny błysk światła i chwilę potem ktoś mógłby przysiąść, że usłyszał...

- BONKERS!

Nim całe pomieszczenie utonęło w fali ognia, ściany rozerwało na strzępy a Piramidogłowi gdzieś zniknęli.

Po chwili gdy moc elektryzująca atmosferę opadła Shadow poczuł jak leci, leci, leci... dostrzegając pod sobą jezioro łabędzie czy coś takiego.

Czując wiatr we włosach dało się słyszeć jak Cień powtarza w kółko

... bynajmniej nie z trollfacem.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Otrząsnął się z szoku jaki wywołała ta wizja, a raczej jej szybkie zniknięcie. "Tak szybko?! Właśnie chciałem stworzyć sobie popcorn!"

-Mógłbym prosić jeszcze raz? Właśnie zaczynało się robić ciekawie!

-Nie!

Dyskretnie przeniósł broszę do swojej kieszeni. "Komu ją oddać?" Podszedł do towarzysza i chciał coś rzec, ale widok walki potwora z znachorką był zbyt ciekawy. Gdy już się napatrzył powiedział szeptem:

-Możemy za bić oboje i mieć to z głowy! Wolisz zabić stwora, czy czarującą wiedźmę?

Doznał olśnienia, niczym... no, nieważne co, ale było to wielkie olśnienie!

-Ona potrafi czarować, a nie potrafiła się przed nim obronić i musiała zabić go z zaskoczenia?! Trzymaj!

Dał mu broszę, po czym wolno podszedł do walczących.

-Mógłby o coś zapytać.

-NIE!

-Tak!

-Wywołałaś u Nas wizję, czyli potrafisz czarować, ale nie potrafiłaś się przed Nim obronić?

-Ja...

Nie dokończyła, bo już leżała zwinięta w kulę. Bóg odsunął się kilka kroków do tyłu i zagwizdał. Zaczął biec do "piłki". Kopnął! Znachorka wyleciała w powietrze z prędkością przekraczającą 1 Macha. Spojrzał na utopca.

-Spokojnie! Do Ciebie nic nie mam! W sprawie broszy proszę kierować się do oddziału Boskiego Banku lub mojego kolegi. Przed użyciem skonsultuj się z lekarzem, bądź inną osobą, która może Cię poskładać.

Ukłonił się nisko i poszedł do miasteczka. (6)

----------------

Przepraszam, że nie pisałem, ale nie czułem się najlepiej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zbliża się jeszcze bardziej do ściany, uważając, by na kanty hipersześcianu.

- Na cały panteon! To coś zablokowało nasze drzwi, więc nie ma innej opcji. Trzeba obejść to pomieszczenie.

Wpada do sąsiedniej sali.

- No... Czyli jeśli dobrze myślę, to teraz trzeba przejść dwie sale w lewo, jedną w tył i dwie w gó... Uuuu! A to co?

Wzrok boga przykuła mała paczka czipsów. Podchodzi do niej i podnosi ją. W jego umyśle zapaliła się lampka ostrzegawcza. To może być pułapka. Ba, to na pewno jest zasadzką, lecz ciekawość bierze górę. Casulono rozgląda się i otwiera paczuszkę. Niby nic, a tak to się zaczęło. Ze wszystkich ścian zaczynają dobiegać przytłumione głosy. Nagle ze ścian wystrzeliły dziwne istoty, które wrzeszczały: "Daj jednego!" Postacie otaczają zaskoczonego boga, po czym powalają go i rozkradają zawartość paczki.

- Eh... - mówi jeden ze stworów, który potrząsa pustą paczką - Cham. Nie podzielił się nawet.

Postacie znikają. Bóg czołga się do drzwi do sali z hipersześcianem. Uderza w nie.

- Abyss! Zostaw tą bryłę i chodź dalej.

Łapie się za jakiś drąg i podciąga się. Podchodzi do przejścia zgodnie z tym, o czym mówił.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zabij go w końcu, Tytokusie... Na co czekasz?!

Bajcurus opadł na ziemię.

- Tyle zachodu dla jakiegoś strażnika. Jakby wbicie sztyletu w szyję nie wystarczyło.

Pobiegł na bok, atakując strażnika ogniem i przyciągając jego uwagę.

- Rąbnij mnie, no pokaż, jaki to silny jesteś! - prowokował go. To odwróciło uwagę potwora od Tytokusa, który teraz mógł uderzyć od flanki.

---------------------

Kolejny strzał ze snajperki przepołowił dwa inne wilkołaki. Bariera padła, a na Jane wyskoczyły cztery wilki.

- Cholera!

Rzuciła snajperkę, i odskoczyła do tyłu, ale jeden ją dopadł. Jego pazury wbiły się Jane w brzuch. Dziewczyna skupiła całą siłę, i rąbnęła wilkołaka w pysk mechaniczną ręką, pozbawiając go głowy. Gdy wyskoczył na nią kolejny, Jane uderzyła atakiem obszarowym wszystko dookoła, odpychając i odrzucając bestie. Szybko podniosła się, i wyjęła maczetę. Pozostały trzy wilki na nią jedną. Do tego była ranna.

Wystrzeliła Szarą Maź w jedną z bestii. Małe robociki zaczęły zżerać wilka, który padł na ziemię i skomląc próbował je z siebie zrzucić. Bezskutecznie. Nagle jeden z wilkołaków oflankował Jane, i wskoczył na nią od prawej, zaciskając zęby na mechanicznej ręce. Jane uruchomiła moduł miotacza ognia, ale bestia nie puściła mimo tego, że jej pysk wypełniały płomienie. Dziewczyna zamachnęła się, i wbiła wilkołakowi maczetę w czaszkę. Zaatakował ostatni z wilków, wbijając pazury w nogę dziewczyny.

- Dość tego!

Jane użyła resztki Mocy, i zaatakowała prądem ostatniego z wilkołaków. Gdy był oszołomiony, przyciągnęła Mocą snajperkę i celnym strzałem przepołowiła wilka.

- Uch... Czy to już ostatni?!

Maczetą podważyła szczękę wilkołaka, który ciągle miał w pysku mechaniczną rękę Jane, i uwolniła urządzenie. Żadnemu z modułów nic się nie stało, ale rękawica zakrywająca części była porwana. Jane miała rany cięte na brzuchu, twarzy, ramionach i nodze, a jej ubranie było niemalże w strzępach. Gdyby ktoś teraz ją zobaczył, mógłby ją uznać za jakąś zwiastunkę śmierci czy coś w tym stylu.

Podniosła się, i obandażowała ranę na brzuchu oraz nodze. Utykała - bieg byłby w takim stanie niemożliwy. Do tego obficie krwawiła.

Poszła jednak dalej. Nie wiedziała, gdzie - szła po prostu przed siebie, mając nadzieję, że los, który dotąd ją "trollował", w końcu pomoże jej odnaleźć jakiś dom.

___

Behemort, tak chciałeś, żebym się tłukł z wilkołakami, to masz, teraz to czytaj xDD

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...