Skocz do zawartości

Olympus Actionus - temat główny, podejście trzecie


Rankin

Polecane posty

- Blade, powiedz mi jedno. Jesteś dobry? Jesteś za dobrem? Jeśli nie, to przepraszam za najście. A, płaszcz to tak z przyzwyczajenia....I nie jest idiotyczny. Porozmawiasz z kotem, by nie atakował niebios?

Do Abbysala przybywa Khabumuss.

- Witaj, z rozkazu Celestiusa mam ci pomóc. Ja i moje wojska. Taki nasz niebiański kontyngent. Chodź, ustalmy plany. Pokojowe rozwiązania na razie nie dały efektu. Wojna. Czas zmieść kilka galaktyk. No bo na serio, co z tego, że demony? Nie jesteśmy bóstwami? Możemy wyciągać miliardy z kapelusza i nic to nie zmieni. A na koniec i tak Bajcurus nas przeprosi, a my mu wybaczymy.- spluwa- Wiecie co...znikam na razie. Dacie se radę beze mnie. Aczkolwiek mogę wrócić.

Znika.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1,7k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Spooni i EVE bawią się gdzieś w Fortecy, Aksuki jest ciągle składana, a Casulono pracuje w swojej kuźni. Tworzy doskonalszą zbroję. Zbroję, którą nie przebije byle strzał. W której będzie można dostać się wszędzie. Już koniec. Dwu i półmetrowy pancerz czeka na właściciela. Jeszcze tylko przeniesienie rzeczy. Casul wyodrębnia artefakty ze starej zbroi i stapia je z nową. Wkłada do środka szmaragdową łyżkę, rubiny i siedem świetlików, co życzenia spełniają. Skórę Buki odsyła do komnaty mieszkalnej. Przytracza berło do pasa. Dopasowuje Szpon do ramienia. Gotowe. Dusza boga porzuca uszkodzony pojemnik i przechodzi do kolosa.

- Teraz taki strzał repulsorowy może co najwyżej osmalić powierzchnię. A ty, mój mały przyjacielu, - zwraca się do starego pancerza - jeszcze się przydasz. Tak samo jak twoi przyszli bracia. Hmm... Skąd ja biorę takie porąbane pomysły?

Do kuźni wpada wysłannik.

- Sewastia staje na nogi. Nasza pomoc bardzo się przydała.

- Dobrze... Coś jeszcze?

- Kapłani doznali wizji. Nadciąga wojna.

- Praktycznie cały czas jest wojna. Zawsze ktoś walczy. Poza tym wiem o napiętej atmosferze na PWB.

- Ale to wielka wojna. Piekło i Otchłań są po jednej stronie. Niebo jest zagrożone.

- Tam jest mój brat. Czyli jednak będę musiał wtrącić się do tego wszystkiego. Przynieś mi...

<długa lista rzeczy o dziwnych nazwach>

- Ja muszę dalej pracować.

Posłaniec odchodzi, a Casul zaczyna wytwarzanie kolejnego pancerza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Barto i Leszcz siedzieli w swoim pokoju, razem z dwójką służących. Grali w coś w rodzaju szachów (jedyna różnica to ilość graczy). Biedni bóg i chowaniec ponieśli straszną klęskę. Gdy służący mieli zadać im ostateczny cios do pomieszczenia wkroczyła Główna Kapłanka.

-Mój Panie! Mam dla Ciebie ważne wieści!

-Jakie? Co jest tak ważnego, że nie mogę spokojnie przegrać?

-Ludy całego PWB zbroją się na jakąś wojnę, twoi kapłani mięli wizję wielkiego konfliktu, złapaliśmy tych, którzy wykradali nam broń, pancerze i jedzenie, jeden z bogów organizuje igrzyska, a Sewastia poszła z dymem, ale szybko staje na nogi.

-Rozumiem. Teraz wyjaśnij mi jedną rzecz. Jakim cudem ci złodzieje przeżyli w lesie? Nawet ja boje się tam wejść bez obstawy!

-Nie wiem. Jedynym co jest pewne to fakt, że byli cali we krwi, zmęczenie i błagali, żeby im pomóc. Co mamy zrobić, Panie?

-Wojsko ma być w gotowości, nie wierzę, żeby ktoś był, aż tak szalony, aby wejść do lasu, który otacza stolicę. Poszedłbym na igrzyska, ale te wojny nie brzmią dobrze. Kto ma walczyć?

-W jednej chyba cały panteon, a w drugiej Piekło i Otchłań z Niebem.

-Niebo jest na przegranej pozycji. Najpierw zajmę się armią. Coś jeszcze?

-Tak. Przybył ambasador z...

-Ambasador? Dotąd nikt nie przysłał do nas ambasadora! Jak wygląda?

-O dziwo dobrze. Nigdy nie przypuszczałam, że tak dobrze można znieść pierwszą podróż przez ten las.

-Znajdźcie mu jakieś godne lokum, albo nie. Niech sam wybierze gdzie chce mieszkać. Nic na siłę. Jeśli to wszystko, to możesz odejść.

Główna Kapłanka ukłoniła się i odeszła, zostawiając jakąś kostkę na parapecie. Bóg wstał od stołu, na którym stała plansza. Podszedł do okna i patrząc na horyzont rzekł.

-Odbierzcie dla siebie broń i pancerze, wybierzcie sobie wierzchowce, bo od dziś jesteście moimi głównymi strategami.

Nowi stratedzy ukłonili się i wyszli.

-Nadchodzą ciężkie czasy.

-Wiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uwaga! To piosenka z napisów końcowych Portala, ci co nie przeszli - nie zarzucać spoilerowania.

(warto wpasować tekst piosenki w posta, postarałem się żeby były podobne ;q )

Bajcurus siedział przy biurku, i rozmyślał.

Jak mógł to zrobić? Dlaczego? Po co? Pytania kłębiły się w jego głowie. Ale wiedział, że wygrał. Wiedział, lecz... czy tego naprawdę chciał?

Lunarion przegrał, jego plan legł w gruzach, gdy Bajcurus zakończył wojnę i sprzymierzył się z Markosem. Kot wygrał, teraz może zdobyć Niebo.

Niebo i Otchłań. Robimy, co musimy, bo tak ma być. Dla dobra nas wszystkich... Oprócz tych, którzy nie żyją.

Ale nie ma sensu płakać nad tym wszystkim, trzeba zakasać rękawy i brać się do roboty. Walczyć, póki skończą się wojska i zasoby. Wojny się toczą, silniejsi wygrywają, dla dobra ich wszystkich... Oprócz tych, którzy nie żyją.

Kot rozpłynął się w powietrzu, spojrzał na cały świat.

Nie gniewam się na niego... Wybaczę mu, bo musiał mieć powód... Nawet jeśli zdradził mnie, i chciał zabić... I rozdarł moją duszę na części... I zniszczył wszystkie symbole naszej przyjaźni... Gdy to wszystko się działo, ja cierpiałem, bo... Cieszyłem się, że robił to, co chciał. Teraz widzę wszystko.. Rzeczywistość i fikcję... Świat... Materię... Nie ma miejsca na przyjaźń, trzeba dokończyć, co się zaczęło. Więc... To się nigdy nie stało. Przeszłość. Nic. Muszę zapomnieć... Dla tych, którzy ciągle żyją.

Bajcurus szepnął do Lunariona:

- Odpuść, nasza przyjaźń jest niczym. Chyba... wolę zostać sam. Może znajdę kogoś innego, żeby ci pomóc... Może śmierć? Nie, to był żart, hehe... Dobrze wiesz, że tego bym nie zrobił. Możesz mnie nienawidzić, możesz mnie nawet zabić. Zakończyć to wszystko. Nie będę się opierał, bo nie mam już po co żyć. Ale cokolwiek zrobisz, cokolwiek się stanie... Wiedz, że ja ciągle żyję. Jestem w Otchłani, ale żyję. Zabij mnie dziewieć razy - odżyję. Gdy inni umrą, ja ciągle będę żył. Gdy ty umrzesz, ja będę ciągle żył. W waszych wspomnieniach.

Kot zniknął, tak jak go nie było. Usłyszał to tylko Lunarion, nikt inny.

------------------------

Moje oczy zaświeciły się na czerwono.

- Wuj Bajcurus zrobił dla mnie więcej niż ktokolwiek inny. Ocalił mi życie więcej niż raz. Chcesz, żebym z nim walczył?! - zamknąłem oczy, a gdy je otworzyłem, były z powrotem niebieskie. Wskazałem wyjście. - Tam są drzwi. I wiedz, że jeżeli kot będzie potrzebował mojej pomocy, to mu jej udzielę. A teraz żegnaj. Nie próbuj mnie atakować, bo moja moc przewyższa twoją pięćdziesięciokrotnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Blade, cała twoja rodzina ma problemy z percepcją? Prosiłem, byś z nim POROZMAWIAŁ, ale jeśli tak stawiasz sprawę, to dziękuję za rozmowę. I herbatę. Była dobra. I jeszcze jedno. Nie atakuje się gospodarza, podstawowe prawo gościa. MY go nie łamiemy.- Czarnoskiężnik wychodzi.

Wybuchass wraca tymczasem do Casulona.

- To co wujek, gotowyś na lekcję artylerii? Pamiętaj, w zamian nauka o kowalstwie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Prognozy co do rozwoju Sewastii nie sprawdzały się. O ile te najwcześniejsze mówiły o 6 latach, dziś mówią już o roku. Stolica była już całkowicie ufortyfikowana, odbudowana, wyposażona w najnowszą broń. Parlament Sewastii niebawem miał ogłosić aneksję Ziem Niczyich pod nową nazwą - Nowa Sewastia. Wcześniejsze bowiem dzielnice - Wielkosewastia i Małosewastia - tworzyły już jeden organizm państwowy [za dużo tego "Sewast", nie?]. Cygnusogród był już na ukończeniu. Sewastianie odradzali się od nowa, jak feniks z popiołów.

Przypomniało mu się coś. Dzięki raportom wiedział o pakcie Holzen-Glatryd-Naoko. On był sprzymierzony tylko z Lapidią. Lapidia miała natomiast jeszcze sojusz z Wybuchassem. Dlatego trzeba było zadziałać i w tamtym kierunku. Pakt CWC miał być odpowiedzią na HGN. Lew wysłał ambasadora do Wybuchassa z sojuszem.

Cygnus leżał w swoim namiocie wysłuchując kolejnych raportów z różnych części kraju. Miał jednak pewien problem. Zdał sobie sprawę, że od dłuższego czasu jest sam. Samiutki na palec. Rodzice cieszą się już od dawna wieczną szczęśliwością w Boskim Niebie. Bracia i siostry? Nie, był jedynakiem. Przewrócił się na bok. Przyjaciele? Mówią że prawdziwych poznajemy w biedzie. No to jeden na koncie. Choć jakby nie patrzeć dziwny. A chowańce? Co się stało z Nikolaiem? Nie widział go już od dawna. Tak samo jak państw z Hetalii. A gdzie szambelan Jack? Wszystko skończyło się wraz z LHC... Miał jeszcze znajomych tam na Lwiej Ziemi. Ale od czasu próby z LHC nie ma od nich kontaktu...

Do namiotu wszedł lew. Cygnus nie chciał nawet się obracać by zobaczyć kto to.>

- Cygnusie?

<Ten głos. On tu był. Cygnus obrócił się natychmiast i ujrzał swoje lustrzane odbicie, ale bez skrzydeł.>

- Simba!

- Cygnus!

- Wow stary co ty tu...

<Smutny wzrok Simby powiedział mu wszystko. Czas jego ziemskiego panowania dobiegł końca. Na Lwiej Skale rządził teraz król Kovu i królowa Kiara.>

- Simba... chcesz być moim podopiecznym?

- Cygnusie, taki zaszczyt...

- Choć tu, bracie...

<Padli sobie w objęcia i zaczęli płakać, jak to koty mają w swoim zwyczaju>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie przerywa pracy.

- Miał być kurs płatnerstwa. Poza tym dobry moment wybrałeś.

Odkłada młot i podchodzi do zbiornika z dziwnym płynem, tym samym odsłania rządek leżących pancerzy różnych typów oraz dziwne platformy z twarzami. Bóg bierze pojemnik i wylewa jego zawartość na swoje dzieła.

- Płyn wzmacniający strukturę cząteczek.

Chwyta drugi zbiornik i wylewa go na siebie.

- Za chwilę zaczniemy...

Wychodzi z budynku. Po paru minutach wraca z obrzynem, który wygrał w pokera. Wtapia go w swoją zbroję.

- Pewnie już wiesz o relacjach Piekło-Niebo-Otchłań. Obawiam się, że też w jakimś stopniu będziemy wmieszani w ten konflikt. Nieważne czy z własnej woli, czy przez przypadek. Wpadłem na pewien pomysł, ale przez te wydarzenia zwiększyłem jego skalę. Ten pomysł nawet w moim umyśle wydaje się być chorym i nienormalnym.

Łapie się za głowę.

- Aż zaczynam wątpić w zdrowie mojej psychiki.

Do kuźni wchodzi szkielet z rzeczami, o które prosił Casulono.

- Połóż je na tamtym stole. No to, Wybuchassie, zaczynamy.

Rozpoczyna się nauka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzy na miejsce, gdzie przed chwilą stał Khabummus.

-Nie. Nie przeprosi i nie wybaczymy. Bo przedtem poderżnę mu gardło. Zabiję go tyle razy ile będzie trzeba, to, co zostanie wrzucę do Pustki, a potem wymażę z Wszechświata i umysłu mego brata wszelką pamięć o nim. Skończę to raz na zawsze. Zniszczę go. Nie zostanie nawet ślad wspomnienia po jego istnieniu. Miejsce Pana Otchłani zajmie jakiś bies, którym łatwiej będzie manipulować, aby już nigdy nie zawarł sojuszu z Piekłem. Równowaga powróci, ale Bajcurus przepadnie na zawsze. Dopilnuję tego.

Kiedy już skończył zapisywać Bajcurusowi śmierć w swym czarnym, zimnym sercu, Abyssal ściągnął do Niebios Strażników Zagłady, elitę armii Otchłańców. Zostali oni obdarzeni błogosławieństwem Czarnego Słońca, co sprawiło, że nie czuli już nic. Ani strachu, ani nienawiści, nic. Oprócz tego Stalowi Rycerze, czyli wojownicy, którzy pozwoli stopić swoje dusze z ich rynsztunkiem. Oni mieli pomóc w walce z duchami i innymi niematerialnymi przeciwnikami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Gdy Cygnus rozmawiał z Simbą, nagle coś go oświeciło. Skoro jego sojusznik i przyjaciel trudzi się w sporządzaniu zbrój, czemu by nie załatwić sobie takiej dla Simby i siebie? Zabrał Simbę na grzbiet i poleciał wprost do boskiej kuźni, gdzie jakaś zbroja była już robiona. Zarejestrował się więc w recepcji wraz z Simbą i czekał w kolejce w poczekalni. W międzyczasie Simba poszedł do bufetu zamówić sobie coś do jedzenia.>

------------------------

Oto najnowsza mapa Sewastii.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Po ucieczce Cygnusa wchodzi do wnętrz Lwiej Skały i próbuje w końcu zasnąć i odpocząć lecz ma złe przeczucia.

Ma piękny sen, sen w którym to widzi śmierć Simby i Kovu jako władcę Lwiej Ziemi. Sen przerywa straszne uczucie jakby pojawienie się kogoś przeraźliwie dobrego i znienawidzonego>

SIMBA!

<Zrywa się z posłania i pędzi w kierunku Sewastii. Po drodze podziwia dzieło zniszczenia które niestety ustępuje już odbudowanej części kraju>

Kiedyś znowu to wszystko spalę niech tylko da mi odpowiedni pretekst tym razem nic i nikt już nie zostanie.

<Wpadł do miasta>

Gdzie jest Cygnus?

<Niestety tłumek ludzi rozpoznał kim jest i postanowił uciec. Na szczęście udało mu się złapać jednego z uciekających mieszkańców i po krótkich torturach dowiedział się gdzie znajduje się Cygnus i Simba>

Dziękuję w nagrodę skrócę twoje cierpienia

<Pozostawiając ciało udaje się do Kuźni. Drzwi wpadają do środka?

Simba gdzie jesteś pora zakończyć dawne sprawy

<Ostatnie wyrazy przeszły w ryk, Moith przyjął swą prawdziwą formę czyli lwa>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Glatryd siedział w biurze podpisując tony papierzysk związanych z organizacją igrzysk. Zamówienia fajerwerków, pozwolenia na budki z jedzeniem i napojami, pokwitowania odbioru dużej liczby TOI-TOIi i wiele innych, gdy nagle wbiegł jego najwyższy kapłan. Sądząc po zadyszce, biegł nieprzerwanie przez wszystkie 25 pięter między swoim a boskim gabinetem. Bóg szkła spojrzał na niego sponad okularów.

- Jeśli to nic ważnego, to niech to zaczeka do jutra. Dzisiaj muszę załatwić wszystkie koncesje, reklamy sponsorów i zlikwidować rynek który samoistnie pojawił się przed koloseum. To naprawdę dziwne zdarzenie, ale jestem pewien że da się je racjonalnie wytłumaczyć. Na przykład...

- Wasza szklistość niech raczy wybaczyć mi to wejście w słowo, ale sprawa jest naprawdę ważna. Wygląda na to, że demony podpisały pakt z diabłami. Niebo jest w niebezpieczeństwie, bogowie się niepokoją, wojna milenium wisi w powietrzu!

Wydyszał rozgorączkowany kobold. Glatryd westchnął.

- Aha... No dobra, to jest naprawdę ważne. Miałem nadzieję, że nie będę musiał podejmować tak radykalnych działań tak szybko. Zastąp mnie przy papierach, ja muszę natychmiast skontaktować się z resztą.

Powiedział wychodząc do sąsiedniego pokoju i zostawiając kobolda z biurkiem uginającym się od papierzysk. Dokładnie zamknął za sobą drzwi i stanął naprzeciw wielkiej dwudziestościennej kostki.

- Skontaktuj mnie ze wszystkimi posiadaczami.

Kostka natychmiast nawiązała łączność ze wszystkimi którym zostały przekazane Kostki Komunikacji.

- Ambasadorzy, meldować.

- Na ziemiach Otchłańców przyjazne przyjęcie, ambasada w budowie. Państwo niemal w stanie wojny, przemysł zbrojeniowy i rekrutacja do wojska w najwyższym stanie gotowości. Odbiór.

- Night Elves pozwolili na budowę ambasady, militaria podobnie do raportu z ziem Otchłańców. Odbiór.

- Tu ziemie Lapidan, ambasada w budowie, mieszkańcy wciąż oczekują na decyzję władcy, ale zaufane źródła mówią o jego poparciu dla Nieba. Odbiór.

- U Lunarów przyjęto dobrze, ambasada powstanie niedługo. Panuje zamieszanie z powodu zniknięcia ich boga. Dosyć kiepski moment na zniknięcie, sir. Odbiór.

- Rozumiem, że pozostali jeszcze nie uzyskali zgody na ambasadorstwo. Dobrze, możecie się rozłączyć, dziękuję za meldunki. Teraz muszę poważnie porozmawiać z naszymi sojusznikami.

Poczekał, aż ambasadorzy się rozłączą i aktywował kostki Heaven i Holzena.

- Houston... Tfu, Holzen, Heaven mamy problem. Przepraszam że przeszkadzam, ale sytuacja jest ciężka. Pewnie już słyszeliście o melanżu jaki robi piekło i otchłań? Jakie przyjmujemy stanowisko? Ja osobiście proponuję pozostać neutralnym do momentu bezpośredniego uwikłania, lub w razie przewagi sił zła uderzyć od tyłu. I jeszcze jedna sprawa: proponuję wysłać propozycję sojuszu do barto. W ten sposób stworzymy nierozrywalny blok zachodni, a co 4 bogów to nie 3, co nie? Czekam na wasze opinie w tych dwóch sprawach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Selena zwiedzała miasto, podziwiając coraz to wymyślniejsze budowle i konstrukcje. Jako, że była Najwyższą Kapłanką, jej dochody były całkiem spore (ludzie kiedy widzą osobę, która jako jedyna może się łączyć z boginią, sami rzucają pod jej nogi złote monety). Wykorzystując ten patent, dziewczyna spełniała dobre uczynki, dając pieniądze potrzebującym ludziom czy ulicznym muzykom. Spacerując, przeskoczyła zagrodę gdzie przechadzały się konie. Selena podeszła do jednego z nich, (czarnego rumaka) i pogłaskała go po szyi.

-Piękne stworzenie, prawda?

Powiedziała jakaś wysoka dziewczyna, która miała kasztanowe włosy, spięte w kok.

-Naturalnie

Odpowiedziała Selena, nie przestając dopieszczać zwierzęcia.

-Na wszystkich bogów żywiołu, ty jesteś Selenoira Quartariare?

-Yhym... Zmierzam w stronę targowiska. Wiesz może gdzie ono jest?

-Jasne. Najpierw udaj się w stronę cytadeli. Następnie skręć w prawo, wtedy dojedziesz do zagajnika. Będziesz tam miała świetny widok na gildię mścicieli. Udaj się ponownie w lewo, a mijając karczmę oraz kuźnię, trafisz do targowiska.

-Dzięki wielkie. Zaraz, moment... Dojadę?

-Z daleka droga, by przejść na piechotę. Proszę, weź jednego z moich koni. Widzę, że ten ci się spodobał. Jest zatem twój.

Selena wsiadła na konia 'po damsku' gdyż była w sukience. Powoli się oddalając powiedziała:

-Dziękuję za twój cenny dar. Żyj i pozwól żyć... w harmonii.

-Ty również kapłanko.

Dziewczyna ruszyła przed siebie, Kazune pobiegł za nią.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jogging dobrze zrobił Holzenowi. Nieważne, że przez całe Osiedle przewijały się dziury po susłach. Zmęczony, bo zmęczony, ale zadowolony, Holzen wrócił do Iglicy. Zawiesił płaszcz na wieszaku i wpadł do łazienki, napuszczając następnie 12 tysięcy litrów do wielkiej wanny, wskoczył i radosny począł rozkoszować się przyjemnym ciepłem.

Minęło kilka chwil, gdy nagle coś zaczęło brzęczeć.

KUUURTYNA! Nie dadzą się spokojnie wykąpać, nie dadzą! Oby to było coś ważnego...

Wstał, owinął się ręcznikiem przy pasie i podszedł do płaszcza. Wyjął zeń dwudziestościenną, sporej wielkości kostkę. Odebrał przekaz i chwilę się zastanowił...

- Nu... Ogólnie to się z tobą zgadzam i popieram zwiększenie naszego sojuszu, ale o więcej niż jednego czy dwóch bogów to nie, gdyż taka ilość "neutralnych" stronnictw w jednym sojuszu jest zwyczajnie niebezpieczna. Głos za tym, by na razie nie ingerować. Nie zamierzam jednak patrzyć na cierpienie przygranicznych ziem, także, jeżeli ktokolwiek będzie chciał z nich przybyć do nas... do mnie, na mych ziemiach zapewnię im azyl. Jest jeszcze jedna sprawa... Mianowicie - podejrzewam, że sojuszy powstanie więcej. Mym zdaniem, powinniśmy przesłać oficjalne noty dyplomatyczne doń, zapewniające o naszej nieingerencji w sprawy zewnętrzne. Również winniśmy zapewnić, że bez potrzeby nie zaatakujemy. I w tym raczej nie ma się co pieścić. Co wy na to? A teraz przepraszam na chwilę.

Zawiesił obok płaszcza kostkę, wrócił do łazienki, doszorował się porządnie, namydlił, napachnił, brodę uczesał, węgiel z uszu wydłubał... i spojrzał na swoje rany. Blizny po cierpieniach jakich doznał nie znikły i nie znikną już do końca tego uniwersum... Nawet leczenie Blade'a nie wymazało ran do końca.

Ech... ból... Myślą, że go jeszcze zazna? Głupcy.

Przyodział się w coś godnego boga - stalowe buty, lonsdaleitową i gładką pelerynę, hełm i białą tunikę. Dość oryginalne, ale zdziwić innych mogło.

Bardziej zaczął się za to zastanawiać nad doborem broni. Broń ręczna raczej mu się już przejadła więc przeszedł do swoich zasobów. Wspiął się po stopniach z dachu w stronę nieba i zniknął za przeźroczysto-czarnym przejściem.

Pusta... istota... Ani to przestrzeń, ani czas, ani materia, ani jej brak. Osobliwość.

- Pani...

Cisza.

- Wiesz...

Ostry świst trwający niezmiernie krótko.

- Wojna się zbliża...

- Nic mnie ta wojna nie obchodzi, i dobrze o tym wiesz. Wiesz również, że im szybciej te ścierwa się powyrzynają, tym prędzej zasiądziemy na wiecznym tronie... Panie.

- Przeto i mi broni potrzeba.

Milczenie.

- Ukryłem tu broń od druha. Przyszedłem po nią.

Nic nie oponuje.

Holzen zabiera karabin i rusza ku wyjściu.

- Panie...

- Tak?

- Pozdrów Abbysala ode mnie. Jest taki do mnie podobny, drań.

- Pozdrowię.

I wyszedł.

Otworzył oczy. Był z powrotem na dachu, a w rękach miał karabin.

- Ten sam!

I zawiesił go na plecach.

Wrócił do przedsionka, chwycił za płaszcz oraz kostkę i wyszedł na dwór.

Robotnicy ciągle pracowali - akurat wrócili z urlopu, zadowoleni i rześcy.

Warzywa zaczęły rosnąć, więc Holzen podlał je i ruszył w swoją stronę. Obszedł Iglicę i dotarł do miejsca, gdzie jeszcze niedawno stał klasztor. Wzniósł ręce i z ziemi wyłoniła się wielka chatka, wyrzeźbiona w najtrwalszej skale. Całkowicie odpornej na temperatury i zawirowania atmosferyczne. Ba, jeno boski atak mógł przełamać jej ściany - czy to heros, czy flota, czy bomby jonowo-wodorowe - nic nie mogło jej zniszczyć.

- Ot, taki azyl, na czarną godzinę. Jak pójdzie źle, to tutaj będzie mój grób.

Teleportował się jeszcze na chwilę do zarządców jego ziem.

- No panowie, sprawa jest. Konflikt ciągnie i to potencjalnie większy niż rozwałki po największych imprezach, które miały roz...walić kosmos. Aktywować projekt TNYBALRI. Reszta poleceń - bez zmian, prócz przygotowania się na zmasowany atak prewencyjny i szpiegów.

- Ta jest...

I prace ruszyły, a Holzen teleportował się z powrotem.

Wszedł do środka i coś pomajstrował.*

Widzimy obraz wnętrza. Kuźnia jest gotowa.

- Broń mam, ciału memu zbroi nie trza... Nie... Coś innego tu wykonam... Coś, co pewnie zadziwi wielu.

I zaczął kuć, zostawiając kostkę ekranem skierowaną do siebie, by sojusznicy widzieć jego wizerunek i słyszeć jego głos mogli.

Sam zaczął w pocie czoła pracować. Casulon nawet nie wiedział, jak bardzo przysłużył się swą nauką Holzenowi.

Rozkazów na jego ziemiach wydawać nie trzeba było. Uczynił to zawczasu. Przewidział, że jakiś konflikt nastąpi... Ale aż taki?

Oby pociski okazały się słusznej miary.

Wkrótce na stole pojawiły się dwa jednakowe, małej miary, okrągłe odlewy, sakwa najprzedniejszych szlachetnych kamieni, nawet nieznanych jeszcze nikomu - takowy eksperyment - i najszlachetniejszych materiałów hutniczych.

Kucie rozpoczęto.

- Sprawy między innymi bogami załatwię, gdy to skończę. Nie czekają, leniuchy!**

________________________________________________________________________

* Tajemnica, jakby kto chciał mnie ud...ukatrupić :)

** Jutro (znaczy po śnie dzisiaj).

Projekt też tajemnica.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ziemie Tytian na PWB rozjaśniły się bardzo, bardzo pomarańczowym blaskiem, widocznym dla wszystkich cywilizacji. Został otwarty portal, a Tytokus, z powodu swojej śmiertelności musiał być asekurowany potężnymi czarami. W końcu udało mu się miękko wylądować na marmurowej posadzce pałacu. Czekało na niego kilka spraw, których nie udało mu się załatwić, będąc w zawiesinie między portalami.

- Dziękuje Ci, za pomoc, Magiczna. Widzę, że twoje szkolenie nie poszło na marne.

Magiczka kłania się i uśmiecha. Odchodzi, postukując laską. Ona się zmienia, cholera, Myśli Tytokus, niedobrze. Drugi mag mi się tu narodzi.' Rozmasowuje barki i przeciąga się. Zauważa kobolda stojącego w bramie pałacu.

- Cześć Koboldzie. Rozumiem, w celach dyplomatycznych?

Wysłuchuje poselstwa Kobolda.

- Pewnie, ambasadorzy bardzo się przydają. Możesz zająć tą pustą połać ziemi.

Pokazuje na pustą i niezagospodarowaną ziemię, doskonale nadającą się na ambasadę, i niedaleko pałacu. Kłania się grzecznie przed koboldem i idzie do ogródka, gdzie akurat Cień robi przerwę w koncercie. Podchodzi do i ściska jego rękę.

- Dziękuje Cieniu, za przybycie. Moje 'humanoidy' mają ostatnio bardzo niskie morale, twój koncert na pewno podniesie je na duchu. No, i ciebie chyba też. Dawno już nie widziałem ciebie koncertującego. Do roboty zatem. Wybacz, że nie mogę zostać, ale tyle mam tych spraw na głowie. Kiedyś urządzisz mi prywatny koncert, jeśli łaska.

Tytokus uśmiecha się i powraca jego pomarańczowy kolor oczu, oraz pomarańczowa ich poświata. Odchodzi w stronę pałacu, gdzie wzywa swoją magiczkę. Kuszę i torbę oddał już dawno. Kuszę do przeczyszczenia i wzmocnienia, torbę do uzupełnienia. Magiczka grzecznie przychodzi.

- Tak panie? Potrzebujesz czegoś?

- Pamiętasz Selene? Selene Way, Magiczna?

Magiczna, Pomyślał Tytokus, Mag zawsze był Magiczny. Ale kretyński tytuł. Magiczka zastanawiał się bardzo krótko.

- Pamiętam.

- Tym lepiej. Nie będę musiał Ci przypominać. Proszę otworzyć mi stabilny portal, i wysłać jej kamień przybycia. W sensie, wiesz, ten, który pozwala się tu teleportować bezwzględnie od okoliczności.

Wiesz o co mi chodzi, Magiczna?

Magiczka kiwnęła głową. Wiedziała.

- Tak, panie. Wiem.

- Doskonale. Nie chcę jej zmuszać do mojego towarzystwa, ale gdyby chciała, albo co...

- Rozumiem.

Tytokus skrzywił się.

- Nic nie rozumiesz, Magiczna. Ona też jest śmiertelna, tak jak ja. Martwię się o nią, bo to ja ją w to wplątałem... Chociaż i tak pewnie nie skorzysta.

Magiczka milczy.

- Nieważne. I tak nic nie zrozumiesz. Nikt tego nie zrozumie. Dalej. Mam dość, tych zmian koloru moich oczu. Możesz coś z tym zrobić? Chcę z powrotem mieć moje pomarańczowe. Znaczy już mam, ale chcę ten stan utrzymać.

- Rozumiem panie, ale nic nie mogę zrobić. Pomarańczowy kolor oczu pochodził z twojej mocy. Jedynie jej drobne przebłyski Ci go przywracają.

- Świetnie. Dziękuje, Magiczna. Możesz odejść.

Magiczka kłania się i odchodzi. Tytokus siada na swoim tronie, z którego ma widok na całe PWB. Popija sok pomarańczowy i rozmyśla.

---------------------

Wybaczcie takie perfidne wkręcenie, ale mam nadzieję, że wszystko załatwiłem. =S

Jednak nigdzie nie pojechałem. >.> Pwnd. Dziękuje, dobranoc.

@Markos

Nie chciało mi się czytać. Poprawione.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Niemożliwe...

Heaven nagle rozpoznała to miejsce. Była to planeta "Światełko Ciemności". Z tego co opowiadał jej ojciec, Ghost, Flame w zamian za tą planetę oddała jednego ze swoich podopiecznych, aniołka Fairy. Ale właśnie. Przecież Flame nie żyła. To jak to możliwe, że tu była?!

Flame chyba wyczuła, co myśli Heaven, bo uśmiechnęła się.

-Bez obaw, zaraz wszystko ci wyjaśnię. Chodź.

Mówiąc to, podała rękę Heaven, a ta z lekkim wachaniem ją chwyciła. I nagle spostrzegła, że już nie była w wodzie, tylko w jakimś domu. Gustownie urządzony, słabo oświetlony, ciepły. Latały po nim Aniołki, niektóre grały na harfie, inne grzały się przed kominkiem, a nieliczne spały. Jeden podleciał do Heaven ze szklanką soku z kiwi.

-Usiądź.

Heaven wzięła szklankę i zgodnie z prośbą usiadła obok Flame na kanapie.

-O co z tym wszystkim chodzi?! Myślałam, że nie żyjesz! I co z ojcem?

Flame słysząc to uśmiechnęła się, ale jakoś... smutno.

-Ja? Pewnie się zdziwisz, ale ja nie żyję. To dość długa historia.

Uznała ciszę za zgodę.

-Już od narodzin Kła wiedziałam, że nie mam co liczyć na to, że trafię do Nieba. Sądziłam, że trafię do Piekła lub Otchłani.

A tu los sprawił mi dziwną niespodziankę.

-Jaką?

-Heh, pewnie się zdziwisz... Po śmierci trafiłam do Nieba! Ale tamtejsza atmosfera... Nie. Była dla mnie za spokojna, za bezpieczna. I próbowałam uciec. Za pierwszym razem się nie udało, za drugim też. Ale, jak mówią, "do trzech razy sztuka". I za trzecim razem się udało. Wiedziałam, że muszę znaleźć bezpieczną kryjówkę... i wybrałam tą, jedną z moich licznych planet.

-A co z ojcem?

-Co z Ghostem? Od dawna cieszy się życiem pośmiertnym w Niebie. Chciałam go zabrać ze sobą, gdy próbowałam uciec, ale on nie chciał. Zresztą rozumiem go. Ale... chciałabym ci coś dać.

Heaven zobaczyła, że Flame coś jej podaje.

-Jeden z moich najcenniejszych artefaktów. Może ci się przydać...

To były ostatnie słowa, jakie Heaven usłyszała.

Otworzyła oczy i dostrzegła, że jest na swoim tronie w swoim pałacu. Akurat wtedy usłyszała wiadomość od Glatryda, więc odpowiedziała.

-Pomyślmy... Pozostanę neutralna. A co do sojuszu z Barto... Może to dobry pomysł. Ale trzeba się dowiedzieć o jego opinii. To wszystko.

I zjawiła się w swoim domu na Osiedlu, a raczej przed nim(domem). I oglądała prezent od Flame.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@up

Piekło zawarło sojusz z Otchłanią. Twoi posłańcy mają nieaktualne informacje. ;)

Idzie jakaś wojna, myślał Markos, poza naszą z Niebem? Doskonale. To wprowadzi jeno większy zamęt i odwróci uwagę od tego, od czego uwaga powinna być odwrócona. Bogowie będą bronić własnych tyłków, a nie angażować się w obronę Nieba. Właściwie to co to Niebo obchodzi wszystkich poza Boskim Sędzią i Strażnikiem Równowagi? Dziwny jest ten świat. Dlatego go podbiję. Razem z kocurkiem. Swoją drogą ten Bajcurus to mógłby przybrać formę jakąś groźniejszą, albo przynajmniej ludzką... Kot na czele Otchłani... Jak to dziwnie brzmi... Ale to nie jest zwykły kot. I dobrze jest mieć go na sojusznika. O ile nie zamierza zdobyć ze mną władzy, by mnie potem pokonać i rządzić samemu. Będę na taką sytuację gotowy... Rozsiadł się na kościanym fotelu (z kółkami, innego Pan Piekieł by nie zdzierżył, bo lubił się kręcić i jeździć po biurze) i spojrzał na mapę Uniwersum. Piękna mapa uszyta była z najcenniejszych materiałów i przedstawiała cały Wszechświat. (Markos ongiś schwytał archanioła, któremu kazał szyć mapę wielkości kilku bloków, bez przerw na jedzenie i siusiu. Gdy już uszył, anioł w nagrodę został uwięziony w mieczu). Były na niej porozstawiane figurki, wyrzeźbione z najcenniejszych materiałów, zajomanych Holzenowi. Figurki (np. diabłów i aniołów) były olśniewające, każda z nich wyglądała jak osobne działo sztuki, a wszystkie razem po prostu tak zachwycały, że mowę odbierało. Można było na same figurki patrzeć kilka godzin, dopiero później zauważając, że pod nimi jest mapa. Przedstawiała ona aktualną sytuację we Wszechświecie. Każda, nawet najdrobniejsza zmiana, sprawiała, że figurki i granice przesuwały się, zmieniały swoje położenie tak, by jak najdokładniej odzwierciedlić rzeczywistość i aktualną sytuację polityczną. Już niedługo Niebo zostanie włączone do naszego królestwa. Już niedługo. Zaraz! Skąd do diabła wszyscy wiedzą o planowanym ataku na Niebo?! W tym czasie figurki różnych cywilizacji się przesuwały po ich ziemiach. Na czorta, to nie może być! Napił się wody. Gorącej. Tak, że ze szklanki aż buchały płomienie. W sumie to nawet lepiej. Może przynajmniej będzie jakaś zabawa, bo inaczej zajęlibyśmy Niebo bez problemu. Dobrze, że wysadziliśmy Niebostradę, przez co trudniej dotrą tam ewentualne posiłki. W tym momencie na mapie (na terenie Nieba właśnie) pojawiły się figurki Strażników Zagłady, elity armii Otchłańców. Strażnicy Zagłady... Co oni, pilnują zagłady przed nieproszonymi gośćmi, czy są jakimiś bodyguardami? Rozumiem "Rycerz Zagłady", ale "Strażnik"... Z kim my walczymy... Nacisnął przycisk, łączący go z sekretarką.

- Pani Kasiu, proszę mi tu przysłać jakiegoś posłańca.

- Już.

- Ładna dzisiaj pogoda, nieprawdaż?

- Och, tak! Wspaniale się błyska, a powietrze tak przyjemnie pachnie ozonem i śmiercią.

- A ma może pani ochotę np. na kolację, dziś wieczorem?

- Z Panem? Och, oczywiście!

- To zajdę do pani po pracy.

- Dobrze. Czekam z niecierpliwością.

Do biura wbiegł Piekielny Czart - jeden z najwyższych zwykłych diabłów w hierarchii.

- Udasz się teraz do Otchłani, tą nową autostradą najlepiej, tam nikt poza nami złymi nie ma wstępu. Odszukasz Bajcurusa, Pana Otchłani, i przekażesz mu tę pomniejszoną wersję mapy Uniwersum. Niech ma coś z życia i wie, co się na świecie dzieje. Leć już.

Markos podszedł do zbitego lustra, na którym było napisane coś krwią. Patrząc w nie uczesał włosy. Pstryknął palcami i miał nałożony garnitur. Poprawił krawat przed lustrem i poszedł z sekretarką na kolację...

Pani Kasia - http://th00.deviantart.net/fs51/PRE/f/2009...by_GENZOMAN.jpg

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Oboje macie rację i w pełni się z wami zgadzam. Zaraz skontaktuję się z ambasadorami którzy zadeklarują naszą neutralność z jednoczesnym zastrzeżeniem że obecność jakichkolwiek wojsk na naszych ziemiach spotka się z natychmiastową odpowiedzią. Holzen, cieszę się, że wróciłeś do siebie, ostatnio zachowywałeś się trochę niepokojąco. Do zobaczenia.

Powiedział i zakończył rozmowę, by połączyć się z ambasadorami.

- Jakieś nowe raporty?

- Sir, melduję bezproblemowe przyjęcie na ziemiach Tytian. Zadeklarowali swoją neutralność. Odbiór

- Znakomicie. A teraz słuchajcie wszyscy uważnie. Macie zadeklarować neutralność sojuszu Holzen - Glatryd - Heaven wobec nadchodzącej wojny pomiędzy Niebem a Otchłanią i Piekłem. Wejście jakiejkolwiek armii na nasze terytorium będzie równoznaczne z atakiem na który odpowiemy naszym wojskiem. To wszystko, państwa w których nie mamy ambasad i tak szybko się tego dowiedzą. Mają swoje sposoby. Teraz chciałbym jeszcze porozmawiać na osobności z ambasadorem znajdującym się na ziemiach barta.

Pozostali wysłannicy szybko rozłączyli swoje kostki.

- Tak, sir?

- Powierzam ci bardzo odpowiedzialne zadanie. Zaraz po tej rozmowie musisz udać się do boga rządzącego Night Elves i zaproponować mu dołączenie do naszego sojuszu. Przedstaw mu wszystkie korzyści itede itepe. Są niemałe, więc mam nadzieję że przystąpi na naszą propozycję. A ja nie mogę tego teraz załatwić, bo już zmierzcha i naprawdę powinienem ogarnąć w końcu te igrzyska.

- Rozkaz, bez odbioru.

- Powodzenia.

Glatryd rozłączył się i popędził do koloseum.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- CHOLERA JASNA! Holzen_wkurzony.jpg

Nic nie szło po myśli Holzena. Oprawy pękały, klejnoty nie dopasowywały się do planowanego projektu, nic nie wychodziło.

- Damn, nawet Casulonowi by tak łatwo nie poszło...

Kolejne kilkanaście prób i godzin później.

- Oho, to chyba to!

Rubin, zwykły rubin wzbogacony związkami węgla wpasował się idealnie w odlaną oprawkę.

Tylko czy działa...

Uderzył średnio-mocno w stół. Stół się załamał z hukiem, ale owalny przedmiot pozostał nieuszkodzony.

Jeszcze jeden test.

Wziął ukuty przedmiot na zewnątrz, rozejrzał się, ujrzał lecącego jastrzębia. Wymierzył weń, i po chwili jastrząb padł na ziemie, prawie zupełnie bez życia.

No to jesteśmy w domu...

Wytworzył jeszcze dwa takie, montując sobie jeden większy na plecach, a dwa na dłoniach.

Nie będę taki samolubny...

Wykonał jeszcze tysiąc i pięćset takowych odpowiedników, tylko że słabszych.

- Przybywajcie!

I przybyli. Pięciuset królów z najodleglejszych ziem wszystkich trzech planet. Każdy z nich wyszkolony w rzemiośle wojennym i dowodzeniu najlepiej, na co pozwalały granice umiejętności. Część z nich byłą mędrcami, mogącymi kontrolować runy i niszczyć armie potęgą ziemi. Część była nieustraszonymi wojownikami, twardymi jak serca planet, niszczycielskimi jak okręty wojenne, którymi kierowali. Inni byli inżynierami, konstruującymi potężne okręty kosmiczne, o tyle dziwne, bo ze skał i metali samo-regenerujących. Wiedzieli jednak, że nie należy tej technologii nadużywać.

- Witajcie.

- Witaj, Panie nasz!

- Krótka piłka - coś grubszego się szykuje i raczej nie wszyscy wyjdą z tego żywi. Macie przygotować najlepsze okręty i najlepsze uzbrojenie.

Spojrzeli po sobie.

- Panie... Aż tak poważnie?

- Niestety, chciałbym teraz żartować... Na dodatek piekielniki z demonikami się sprzymierzyli, więc szykuje się większa rozwałka...

Rozległy się szmery.

- Tak czy inaczej, nie ingerujemy, jeśli nie musimy, a nasze interesy nie są zagrożone. Mamy sojusz, o którym zapewne już słyszeliście. Poza tym, mam coś dla was. Podejdźcie do koszy i weźcie po dwa małe i jeden większy przedmiot.

Gdy każdy odebrał swój przydział, poczęli patrzeć to na siebie, to na Holzena pytająco.

- Ach tak - te "świecidełka" musicie wbić sobie w dłonie i w plecy. Pozwalają na wysysanie energii wroga i są praktycznie nie do zniszczenia.

- Jakieś wady, sire?

- Nie ufajcie im za bardzo, bo zginiecie szybciej niźli byście tego chcieli. I lepiej nie porywajcie się na tłumy z nimi, bo na bogów raczej te wasze nie podziałają.

- A wasz?

- Mój? Któż to wie...

Uśmiechnął się.

- No, my tu gadu gadu, a tam zbroić się trza.

Ukłonili się, wyszli i rozlecieli się w swoje strony, organizując nowe wojska i zwołując naradę pięciuset co jakiś czas.

Holzen wyszedł z kuźni i schował ją głęboko pod ziemią.

__________________________________

Nowy artefakt - do przeczytania na wiki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Szefie, jakiś diabeł coś od ciebie chce.

- Jest agresywny?

- Nie, on ma dla ciebie prezent.

- Wpuść go.

Do pokoju wszedł Czart.

- To nie diabeł tylko czart, cymbale! - zwrócił się Bajcurus do Deva. - O co chodzi?

Gdy czart wręczył kotu mapę, ten rzekł:

- Mi mapa nie jest potrzebna, bo gdy zechcę mam wgląd na cały świat. Ale dziękuję, będzie ładnie wyglądać na ścianie, i będę miał jak zorganizować mniej kompetentnych sługusów. Co by tu dać w zamian... Wiem!

Bajcurus zbliżył się do biurka, i wyciągnął coś na kształt telefonu, ale tylko z jednym przyciskiem.

- Daj to Markosowi. Gdy naciśnie się ten przycisk, nadajnik łączy się z Kagheshem, moim operatorem wyrzutni orbitalnej. Gdy Markos będzie potrzebował czegokolwiek, od beczki piwa, przez platformy, po demony, niech prosi Kahgesha.

Pod dużym przyciskiem wydrapane były dwa słowa -

Khaeghrr - tak

Ghrll - nie

To był mały słowniczek języka demonów, żeby Markos się nie pogubił.

- Możesz odejść, czarcie.

Bajcurus odesłał czarta, i zaczął studiować mapę.

----

- Problem z głowy. Nie wiem natomiast, jak radosny będzie Wybuchass. Tak czy siak, lepiej zajrzę do wuja. Coś się szykuje.

Zbliżyłem się do figurki demona stojącej na kominku, i przekręciłem jej głowę. Z kominka zniknęło palenisko, a pojawiła się winda. Wstąpiłem do niej, i pojawiłem się w biurze kota w Otchłani.

- Blade?! Masz 30 sekund na wyjaśnienie, co tu robisz, albo twój łeb eksploduje! - zagroził kot, i wycelował we mnie jakąś bronią.

- Heh, spokojnie, tylko odwiedzam. - zaśmiałem się, i usiadłem na krześle przed biurkiem. Kot spojrzał na mnie nieufnie, ale schował miotacz.

- To naprawdę nie jest najlepszy czas na takie odwiedziny. - rzekł w końcu.

- Myślałem, że przyda ci się moja pomoc - odparłem nieco znudzony. - podobno wplątałeś się w coś... Z czego trudno będzie się wyplątać.

- Lunarion mnie zdradził, chciał żebym zginął i przegrał wojnę. Ale ja połączyłem się z piekłem, przez co całe Osiedle mnie znienawidziło i chce mnie zniszczyć. To w skrócie.

- Aha - skwitowałem jego wypowiedź. - Dlaczego się przeciw tobie zwrócili? Ja rozumiem, jakbyś chciał... Nie wiem, podbić Niebo, to każdy by chciał cię zabić, nawet ja, ale takich rzeczy nie robisz już od dawna. - zaśmiałem się, a Bajcurus spojrzał na mnie swoimi czerwonymi, gniewnymi oczyma. Wyglądał, jakby chciał spopielić mnie swoim miotaczem.

- No niestety, ale mam zamiar podbić niebo, dlatego wszyscy sprzymierzyli się przeciw mnie.

Zaskoczyło mnie to. Z jego ust brzmiało to tak... Zwyczajnie, jakby uważał to za kolejny dzień w pracy. Pomyślałem o wszystkim, co go niedawno spotkało.

- Jak się trzymasz? Rzucili na ciebie wiele ognia, dosłownie i w przenośni.

Przerwał studiowanie mapy, i spojrzał na mnie.

- W jednej chwili straciłem wszystko, na czym mi zależało, i zostałem zaatakowany ze wszystkich stron. W kolejnej stałem się największą potęgą tego świata, która ma na celu dokonać niemożliwego, i to zrobi. Potęgą, której boją się wszyscy na Osiedlu, i łączą siły, żeby się jej przeciwstawić. Jestem jedną z najpotężniejszych osób w galaktyce... I teraz pierwszy raz moim życiu nie chcę tego. Nie za taką cenę.

Zapadła cisza. Ja nie miałem co powiedzieć, a on uważał, że powiedział za dużo.

- Pomogę ci wygrać - powiedziałem w końcu.

- Wszyscy na Osiedlu znienawidzą cię tak, jak mnie. Stracisz każdego. Zupełnie jak ja.

- Ale masz jakiś cel w podbiciu tego Nieba! Jak sam mówiłeś, nie pragniesz już mocy i wpływów, nie robisz tego dla zwykłego bycia potężnym dyktatorem!

- Nie robię.

---

Siedzieliśmy w dolnym okręgu Otchłani, a za nami leżał uśpiony archanioł Gabriel. Nikogo innego tu nie było.

- I co powiesz, wuju? Najnowsza technologia! Na polu bitwy będziesz najgroźniejszy ze wszystkich.

Bajcurus obejrzał nową broń.

- To ulepszony moduł mojego harpunu. Teraz możesz przyczepić się linką do czegokolwiek, przyciągnąć się, i np. trzymać ściany. Oprócz tego możesz przyczepić dwie rzeczy do siebie, na przykład człowieka do odjeżdżającego samochodu, samochód do drzewa itd. Do tego zamontowałem ci moduł tworzący spadochrony. Masz ich nieskończenie wiele, tworzą się na bieżąco, i znikają po odczepieniu się od nich.

- Nieźle, nieźle... - powiedział Bajcurus w swoim nowym, ludzkim ciele. Jego strój był wzmocniony różnymi częściami pancerza, na jego lewym ręku zaczepiony był moduł linki, a na jego szyi wisiał odwrócony krzyż z napisem 'otchłań 4 eva' wygrawerowanym wzdłuż wisiorka.

- Czas rozpętać jakąś bitwę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Abyssal ciągle siedział w Niebiosach i pomagał przygotować je do obrony. Z góry patrzył na Osiedle. Widział, jak większość bogów odcina się od konfliktu, ogłaszając neutralność.

Cóż, nic dziwnego. Co ich obchodzi Niebo? Celestius zesłał wizje konfliktu po to, żeby wiedzieli. Od nich zależało, co z tym zrobią. Więc postanowili nie robić nic. Może to i lepiej? Im mniej uczestników wojny, tym mniej zniszczeń. Po jednej stronie barykady ja, mój brat i moi rodzicie. Po drugiej Bajcurus, Markos i prawdopodnie Blade, które prawie na pewno przyłączy się do swojego wuja. Reszta ma to wszystko tam, gdzie słońce nie dochodzi. Ale nawet, jeśli przegram, zabiorę kota ze sobą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeciąga się.

Wypadałoby posłannictwo przekazać i samemu uznanie nieść.

Skupił się. Kilka głębszych oddechów, poczuł, że się porusza i już stał przed bramą Niebios.

<Puk Puk>

- Któż to?

- Ja do Gosi.

- ...

- Jo tam, żartowałem! Do Abbysala żem przybył, a widzisz, idę, a tu brama mi nagle przed oczami wyrosła. Łaskawyś ją otwarł?

- Nie.

- Otwieraj!

(Rzut na zastraszanie: nieudany)

- Nie.

- No, proszę Cię!

(Rzut na dyplomację: nieudany)

- Nie.

- To wiem, zatańczę, a ty mnie wpuścisz!

Tańczy "kozaka".

(Rzut na aktorstwo: nieudany)

- Nie.

- Ja p...

Odchodzi.

Siadł pod murem i myślał, jakby się tam dostać...

Nagle obok przechodził stary gigant z wielkim worem.

- Co tam Panie niesiecie?

- A zboże i mięso dla jaśnie obrońców tej ostatniej twierdzy.

- A czy w Niebie nie ma wszystkiego, ot tak, z automatu?

- Panie, mnie się nie pytaj, ja tylko robię to co każą.

- W sumie...

Spojrzał na worek.

- ... mógłbyś mnie przemycić?

- A po cóż to?

- A, bo chciałem do znajomego wpaść, a mnie nie chcą wpuścić, a klucz w domu zostawiłem, a...

<Minutę później>

- Więc jak?

- No dobra, ale tylko ten raz.

Holzen wskoczył do wora i cierpliwie czekał.

Gigant przechodził przez bramę, gdy zatrzymał go strażnik.

- Co ten wór taki wielki i ciężki?

- Aaa... Eee... Bo... Niosę prezent dla znajomej?

(Rzut na blef: Sukces)

- Ok.

- Dobra, przeszliśmy, dzięki za wszystko.

Rozejrzał się i prawdziwie ujrzał piękność niebios - radość, brak bólu, chorób i zła. Najwspanialsze trunki i jedzenie, najlepsze rozrywki i ogólna sielanka.

Aj, ale hulać to pewno nie potrafią!

Holzen poszedł do bram pałacowych, chwilę się z nimi posiłował, ale za nic nie ustępowały, a domofonu nie było, więc zaczął donośnym głosem wołać.

- Ten... no! Abbysal! Zachciałbyś ze mną słów kilka zamienić?! Rad bym, gdybyś mi mądrości uchylił!

Czekał na odpowiedź.

Z moim szczęściem, klucz będzie za sałatą...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

***Ważny post! Ci wplątani w wojnę Piekło+otchłań na Niebo powinni przeczytać.***

Markos, gdy wrócił z kolacji z panią Kasią, zaczął obserwować zmiany na mapie, gdy nagle zadzwonił telefon.

- Tak pani Kasiu?

- Poczta przyszła.

- Proszę przynieść.

Sekretarka przyszła, położyła paczkę na biurku, ukłoniła się i odeszła. Markos rzucił się jak dziecko na pudełko i zaczął je rozpakowywać. Okazało się, że w środku jest pilot do sterowania działem orbitalnym. Niezłe, niezłe. Znaczy, że mapa już dotarła. Piekielnie szybko. Używając działa orbitalnego, Markos zesłał do Otchłani (konkretnie do Bajcurusa) kartkę z napisem: ""dzięki za prezent". Taki trening... I działa ten sprzęt... Władca Dziewięciu Piekieł postanowił się udać do Otchłani, by coś przedyskutować z Panem Otchłani. Stanął przed wejściem i zapukał.

- Markos! - powiedziałem uradowany jego przybyciem. - Dobrze, ze przyszedłeś. Razem z kotem obmyśliliśmy pewien plan, który będzie wymagał naszej trójki do realizacji.

- Słucham. I możesz mnie wpuścić?

Dev podleciał i otworzył drzwi.

- Drugi szefie, nikt nie myślał, że używasz drzwi. Gdy Pierwszy szef wchodzi do pokoju, trzeba zawsze wstawiać nowe.

- On nie jest twoim szefem - syknął Bajcurus. - Markosie, usiądź koło mojego siostrzeńca, to wyjawi ci nasz plan.

- Lubię przechodzić przez drzwi. To takie oldskulowe. - siada obok Deva. - Jakiż to plan macie i jaka jest w nim moja rola? Przy okazji dziękuję za Twój prezent i mam nadzieję, że mój się Tobie przyda. - uśmiecha się.

- Tak, ta mapa z pewnością uratuje mi życie. - cynicznie odpowiedział kot.

- Wuju, mapa jest przydatna do planowania. Dzięki niej bitwy pójdą lepiej. Planowanie może nawet pomóc nam wygrać wojnę. Markos dał ci prezent o wiele lepszy niż działo orbitalne.

- Ta, jasne. - rzekł kot, nieco łagodniej, i popatrzył z wdzięcznością na Markosa.

A wtedy wyjawiłem panom Piekła i Otchłani swój plan.

---

Staliśmy we trzech na najwyższym wzgórzu Otchłani. Po prawej widzieliśmy Piekło, po lewej Pandemonium, a na wprost - Niebo. Niegdyś znajdowała się tu Niebostrada, ale została zniszczona. Mimo wszystko, pozostał system łączności Niebo-Otchłań-Piekło.

- Musimy rozpętać bitwę. Markosie, powiedz im żeby spotkali się z nami na Ziemiach niczyich - zasugerowałem.

- To może dobrze by było, gdybyśmy mieli jakieś wojska? - Markos również zasugerował, po czym - oldskulowo - wyjął megafon i zaczął przemawiać.

- Tu Markos, Władca Dziewięciu Piekieł, Bajcurus Core, Pan Otchłani i John Blade, Szef Bractwa Asasynów. Wy tam w Niebie, jesteście otoczeni. Możecie się poddać od razu, albo próbować swoich sił. Tak, Celestiusie, to jest bitwa. Dawaj tu tych swoich Strażników Zagłady, niech moje diabły mają dziś co jeść! A i demony chcą coś rozszarpać! Wystaw swe wojska i niech bitwa się zacznie!

Odłożył megafon i rzekł do dwóch towarzyszy:

- Dobrze było?

- Świetnie - mruknął Bajcurus, i wziął megafon. - Rozedrę was na strzępy, buachachacha! Lepiej się przygotujcie na bitwę, bo jak was dorwę, to zginiecie! Moje demony będą rozszarpywać was i składać ponownie, tylko po to, żeby rozszarpać was ponownie! Nikt i nic się nam nie oprze! Buachachachacha!

Wyrwałem megafon, a Niebo usłyszało "przestań ich podjudzać, idioto".

- Zbierzcie wojska i spotkajcie się na Ziemiach Niczyich na PWB. Gdy przybędzie wystarczająca ilość osób, bitwa się rozpocznie. To nie jest atak na Niebo, jedynie zwykła potyczka mająca na celu oszacowanie sił Zła i Dobra.

Odłożyłem megafon.

- Chodźmy na ziemie niczyje, i przygotujmy wojska.

- Po co - rzekł - szacować nasze wojska? I tak nikt nie wystawi pełnej armii, a i tak powszechnie wiadomo, że Ty sam masz więcej demonów niż oni aniołów i archonów, a jeszcze dochodzą do tego moje diabły. Ale dobra, chodźmy tam. Wolałbym tylko wiedzieć, czy tam przybędą, czy będziemy czekać jak idioci, a oni będą unikać walki...

Cała trójka udała się na Ziemie Niczyje na Planecie Wojen. Markos, Bajcurus i Blade stali na wzgórzu i obserwowali swoje wojska. Legiony Pana Piekieł ustawione były w trzy kolumny i dwa szeregi, każde po sto diabłów. Były trzy setki piechurów, część z bronią zdobytą na pokonanych wrogach (i było to widać), część z nową, mocną, twardą i ostrą, wykutą niedawno, w Piekielnych Czeluściach. Było też równo dwie setki jeźdźców na Koszmarach (konie z płonącymi grzywami i kopytami), uzbrojonymi w morgenszterny, młoty, topory, miecze. Większość diabłów miała na sobie zbroje zakrwawione, z miejscowymi rysami i wgnieceniami. Markos specjalnie nie przydzielał im nowych, by przeciwnicy widzieli mężność i waleczność piekielnych wojowników. Pozostała mniejszość nie nosiła żadnej zbroi, bo najzwyczajniej w świecie nie potrzebowała. Za tymi diabłami stało jeszcze pięćdziesiąt diabłów łańcuchowych, które łańcuchami miały atakować z dystansu, rozbrajać i obezwładniać wrogów.

Na polu bitwy pojawiło się dwustu demonów zakutych w metalowe zbroje. Trzymali duże topory. 50 z nich to dowódcy, silniejsi, bardziej odziani w pancerz i mądrzejsi. Wywijali korbaczami i ustawiali wojska. Z przodu było 50 Scionów, potwornych i szalenie wytrzymałych zombiaków strzelających masą mózgową. Za wojskami znajdowały się dwa budynki teleportujące nowych Scionów. Oprócz tego Wokół porozsiewani byli Twardzi Dowódcy. Było ich tylko 25, ale ich siła była ogromna. Ostatecznie na polu bitwy było 50 lekkich czołgów typu Miazga i 10 jednostek artylerii.

- Hm, ja też powinienem przyłączyć do tego moje trzy grosze.

Na Ziemie Niczyje weszło stu Asasynów, piekielnie szybkich zabójców, którzy w feworze walki czują się jak ryba w wodzie. Do tego dołożyłem stu Heavy Gunnerów, strażników Planety Bractwa. Posiadali oni sześciolufowe miniguny. Na koniec wprowadziłem czternaście myśliwców bojowych typu Hovercraft uzbrojonych w miniguny oraz wyrzutnie rakiet, i mój statek kosmiczny Eagle (Orzeł), który stanie na czele floty powietrznej.

- To teraz czekamy aż raczą nas odwiedzić.

Markos, patrząc z góry na wojska, wyjął z kieszeni pilot sterujący działem orbitalnym, za pomocą którego przywołał budkę z Hot-Dogami. Potem wziął megafon i - ogłuszając na chwilę Blade'a i Bajcurusa - mówił:

- Najedzcie się wszyscy do syta, bo później wieczerzać będziecie już Piekle!

Odłożył megafon i z litościwym spojrzeniem powiedział do towarzyszy:

- No co? Taki żart.

___________

Apeluję o umiar w wojskach, żadne miliony bo to będzie przesada. Wzorujcie się na nas?

I dla tych, do których nie dotarło:

To NIE jest finalny atak na Niebo, to tylko potyczka. Atak na Niebo będzie kiedy indziej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Cygnus siedział sobie w poczekalni najspokojniej w świecie. Czytał akurat "Miesięcznik Kowala" - artykuł o najlepszym kowalu miesiąca, którym został Casulono. Niebawem jednak do Cygnusa dotarła wieść, że na teren kolonii - protektoratu - kondominium Nowa Sewastia (Ziemie Niczyje) wkroczyło obce wojsko nie atakując nikogo. Rozpoznaje się armie Piekieł, Otchłani i Asasynów. Do uszu niektórych dochodził wieści że idzie też czwarta armia - Nieba. Sewastianie zaczęli obwarowywać się w obozowiskach.>

- Simba! Muszę polecieć na PWB zobaczyć o co chodzi. Ty natomiast zajmij kolejkę!

<Simba zerknął na pustą poczekalnię, recepcjonistkę zajętą obgadywaniem wszystkiego dookoła i w końcu uznawszy że nikt nie zajmie mu kolejki, wrócił do pierogów.Już kończył jeść, gdy nagle usłyszał z poczekalni potężny ryk>

- Simba gdzie jesteś pora zakończyć dawne sprawy!

<Lew wyłonił się z baru i ryknął>

- Siedź na d***e i poczekaj! Jem pierogi!

<A do barmanki (bliźniaczki recepcjonistki) rzekł>

- Czy może pani zawiadomić straże? Nie chcę tu jego rozlewu krwi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Allimir martwił się. Znowu nie wiedział gdzie jego bóg się znajduje, a ostatnie uczucia jakie od niego odebrał, wzbudziły w nim nieodpartą chęć przefarbowania się na czarno i szlochania gdzieś w kąciku. Nie miał jednak czasu go szukać. Konflikt, którego świat jeszcze nigdy nie widział, powoli rozpoczynał się na dobre. Póki co w niewielkiej skali mającej tylko oszacować siły wszystkich stron. Heros wiedział jednak, że to tylko początek. Wkrótce kohorty biesów i chóry aniołów zetrą się ze sobą, Władcy staną naprzeciw siebie z dobytą bronią, Pan Pustki włączy się w to wszytko, a Strażnika Równowagi jak dotąd nigdzie nie widać. Jak na ironię on to wszystko zaczął. Ale Allimir wierzył w swego pana. Wierzył, że ten miał w tym jakiś cel, a nawet jeśli nie, to ciągle może opanować sytuację. Teraz jednak musiał wziąć sprawy w swoje ręce. Jako wyznaczony przez Lunariona, nieomal jego prawa ręka i herold, najpotężniejszy spośród Lunarów objął tymczasowo władzę nad swoim pobratymcami. Zebrał plemiona i zwołał członków Srebrnego Paktu. Uzbroili się i wyruszyli w stronę ziemi niczyjej.

Biesy zauważyły coś. Zbliżający się oddział połyskujący z daleka jak refleks światła na powierzchni strumienia. Lunarzy odziani w srebrne zbroje i najróżniejszą broń. Było ich dokładnie 300, wszyscy ze Srebrnego Paktu. 100 wyposażonych w ciężką, dwuręczną broń jak młoty, topory, claymore'y, maczugi, halabardy i inne tego typu. 100 łuczników z długimi, giętkimi łukami niosącymi strzały z wielką siłą i precyzją. 50 Lunarów w swoich bojowych, pół ludzkich-pół zwierzęcych formach (wilkołaki, niedźwiedziołaki itd.). Porzucili pancerz i broń na rzecz skóry, łusek i czystej siły mięśni oraz szponów. 25 magów i 25 kapłanów zapewniających całej reszcie wsparcie. I on, dowódca sprawujący piecze nad całą resztą. Lekka srebrna zbroja, miecz i księga podarowana mu przez jego boga. Allimir wiedział, że bitwa ta nie ma aż takiego znaczenia, ale nie mógł przegrać. A nawet jeśli, to nie sprzeda tanio skóry. Miał też nadzieję, że posiłki przybędą, Abyssal również zobowiązał się bronić Niebios.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Strażnicy Zagłady nie są Celestiusa, tylko moi. - szepnął Abyssal. Mimo odległości Markos (i tylko on) usłyszał to tak, jakby ktoś wrzasnął mu do ucha.

Przywołał Vanasayo, której wydał rozkaz zebrania części wojsk i stawienia się na polu walki. Następnie odwrócił się do Holzena.

-Oczywiście. Co chcesz wiedzieć?

Wojska Otchłańców przybyły na ziemie niczyje. Stu Strażników Zagłady, wyposażonych najlepiej, jak się da, z duszami naznaczonymi Pustką tak, że nie czuli strachu ani gniewu. Stu Stalowych Rycerzy, połączonych duchowymi więzami z ich pancerzami, bardzo niebezpieczni w walce i skuteczni w niszczeniu duchów oraz innych istot, których większość broni się nie ima. Pięćdziesięciu Kroczących W Nicości, zabójców tak uzdolnionych w ukrywaniu się, że sam Wszechświat ich nie widzi, czających się tuż za granicą rzeczywistości. Dwudziestu pięciu Opiekunów Tajemnic, strzegących zapomnianych, zakazanych zaklęć, które w każdej chwili mogą wyzwolić. Drugie tyle kapłanów, będących prorokami zagłady i posłańcami Pustki, potrafiący wpływać nią na świat. Na czele ich wszystkich kroczyła Vanasayo, bez pancerza, ale za to z rytualnymi tatuażami na ciele. Jej broń, C'sod, płonął lodowato zimnym, szarym ogniem. Szła pewnie przed siebie, pewna siebie i spokojna, w niczym nie przypominająca niezdarnej, nieśmiałej dziewczyny, którą zazwyczaj jest.

Wszyscy czekali jednie na wojska Nieba.

--------------------------------

@Cygnus

Na PWB jest dużo niezajętych ziem. Skąd przypuszczenie, że armie zbierają się akurat na twoich (a więc już nie niczyich)?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...