Skocz do zawartości

Olympus Actionus - temat główny, podejście trzecie


Rankin

Polecane posty

Podczas podróży na planetę kapłana Glatryd przesłał poprzez międzywymiarowe lustro planetkę do Hevdiego, dokładnie instruując go, co ma uczynić. Na planetę miała zostać cała Niebiańska Huta z pełnym składem osobowym oraz jak najwięcej wyznwców. Reszta miała się ukryć w najgłębszych kopalnianych korytarzach, tam też ma się udać chowaniec gdy wysiedlanie na planetę się skończy. Gdyby mimo wszystko ukrytych w kopalni wykryto, pozostawała ostatnia opcja - malutka szklana kulka którą przekazał mu Glatryd. Jej rozbicie powodowało natychmiastowe pokrycie grubą warstwą szkła wszystkich żywych organizmów w zasięgu kilometra, wprawiając je w stan hibernacji. Kłopot polegał na tym, że stan ten bardzo trudno przerwać...

Tymczasem Stil wrócił od kapłana z wieśćmi.

- Phi, jeszcze śmie warunki stawiać. Całe uniwersum powoli stcza się ku zagładzie, a ten jeszcze robi problemy. No, ale skoro liczy się każda minuta, nie będę wybrzydzał. Pójdę do tego Leonidasa, skoro już muszę. Holzen, poszedłbyś ze mną? - zapytał i dopiero teraz spostrzegł brak brodatego boga. Dziwne, przecież był w sali gdy Stil wyjaśniał sytuację...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1,7k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Leonidas? Znam faceta! Pamiętam, że jeszcze za czasów pierwszego Panteonu trafiliśmy do Sparty. Wtedy też Leonidas zbierał się do wyruszenia na "spacer". Poszliśmy z nim, a ja prawie wybiłem wszystkich Spartiatów i Persów. Hehehe... Stare czasy. Idę z tobą, Glatrydzie.

<Zaczyna iść za golemem.>

Czujesz to? To Selena... Ona nie żyje...

<Dramatyczne zawieszenie głosu.>

No nareszcie! Miałem już serdecznie dość tych sercowych problemów z Bardem. Tak w ogóle, jaki dureń dobrowolnie oddaje się pod władzę innego idioty? Dla potęgi? Władzy? Kasy? Jeśli jest się silnym i ma się silny charakter można samemu dojść do tego wszystkiego. Ale nieeee... Lepiej pędzić w podskokach i z podkulonym ogonem do jakiegoś Ciemniaka i prosić o atuty.

<Po chwili.>

Od razu mi lepiej... Powinienem częściej tak robić.

<Kroczy dalej.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nagle na Osiedle przez jakiś portal niewiadomo skąd wpada wielgachna galera Wybuchassa, traci wysokość i zaczyna szorować po podłożu, zmiatając budynki i zgniatając śmiertelnych. Po chwili zatrzymuje się i z pokładu wyskakuje cała załoga. Niebieskowłosy dotyka pokładu, a galera zamienia się w niebieski pył, ktory po chwili znika w czuprynie. Załoga odchodzi. Pan Strachu wyjmuje ze swej kieszeni papier i niekończące się pióro. Zaczyna pisać.

Casulu!

Gdzieżeś do jasnej ciasnej przebywasz? Co porabiasz? Nie wiem jakim cudem, ale w czasie pamętnego wyścigu wpadłem w zły portal o właściwościach czasoprzestrzennych i chyba ominęło mnie co nieco...potrzebujesz pomocy?

Wybuchass

Macha ręką i po chwili pojawia się wielkie, 220mm działo o właściwościach pocztowych. Zwija list, wkłada do pocisku, ładuje armatę, wpisuje do dalmierza adresata i wciska przycisk "Ognia". Wyjmuje telefon i dzwoni. Po chwili pojawia się limuzyna, do ktorej wsiada. Wychodzi i sprawdza rejestrację. F.3.4.R. Dobrze, to jego. Wsiada znowu i wydaje dyspozycje szoferowi, dawnemu kierowcy rajdowemu. Ten kiwa głową, wciska kilka przycisków i z nadwozia wysuwają się kolce. Jak w Carmageddonie.

Kilka godzin później, w Fabryce Artefaktów...

- Dobrze, wezmę więc te Okulary Największej Fobii...To mi chyba wystarczy, choć...O, no, wezmę ten Miecz Smutku, Przerażenia i Niepokoju vel Thriller Sword . Za każdym ciosem przeciwnik coraz bardziej się bo i na dodatek można absorbować energię w postaci ulatujących pozytywnych uczuć? Biorę!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy Biały Kieł wyjaśniał, co się dzieje, Abyssal przez chwilę nic nie mówił. Potem jednak na jego twarzy zagościł uśmiech. Po raz pierwszy promiennie się uśmiechnął.

-Jakiś bóg zamierza zniszczyć Wszechświat? To wspaniale! Nareszcie! Wreszcie koniec! Ogłaszam święto państwowe! Doczekałem się unicestwienia Wszechrzeczy! Po raz pierwszy i ostatni Otchłańcy mogą świętować!

Abyssal przez chwilę wygląda, jakby miał zacząć tańczyć. Po chwili jednak się zatrzymuje, a jego twarz przyjmuje wyraz bezgranicznej rozpaczy.

-Nie. Nie mogą. Do zniszczenia Uniwersum nie dojdzie. Niszczyciel zostanie pokonany. Jak zwykle. Dobrzy powstrzymają go, bo uważają to za swój obowiązek. Źli im pomogą, bo nie chcą konkurencji. Wszechświat będzie istniał nadal.

Zaczyna się chwiać.

-Dlaczego rozbudziliście we mnie fałszywą nadzieję?! Dlaczego tak mnie dręczycie!? Nieeeenaaaawiiiidzę waaaaaaaas...

Ostatni wyraz już nie tyle wypowiedział, co wyjęczał, po czym zwalił się na ziemię i zwinął w kłębek. Nagle nadbiegł Jal.

-Szefie, pogrzebu nie będzie, Holzen już się tym zajął. A właśnie, wiesz, że dom Tytokusa spłonął, a Selene też... Szefie? Co się stało?

-Zostaw mnie...

Nagle z portalu wyskakuje Vanasayo.

-Panie, zrobiłam, co kazałeś... Co się stało?!

Abyssal nie odpowiadał. Jedyne dźwięki, które z siebie wydawał, to jęki i szlochy. Jal i Vanasayo ciągle wyglądali, jakby nie wierzyli w to, co widzą, ale chwycili swego pana i zaczęli go ciągnąć po ziemi w kierunku jego pałacu.

-Przepraszamy, ale nasz pan nie jest w stanie brać udziału w waszej wyprawie.

-Tak, ma drobne... załamanie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzał na Casulona zdziwiony

- Selena? Chyba nie miałem przyjemności poznać... Myślisz że będzie się mścić za to, że nie pochowamy jej bo musimy ratować wszechświat? - Zapytał wciąż mając w pamięci psychozę Jamesa .

- Aha i barda o którym mówisz, razem z jego problemami też nie znam. Jakoś nie miałęm okazji wszystkich poznać kiedy to wszystko waliło się na lewo i prawo... Możesz mi po drodze krótko to streścić? - Zapytał wyciągając niewielki noatatnik ze swojej torby

- Hmmm... Ziemia... No dobra - mruknął i zaczął tworzyć międzywymiarowe lustro

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Selena? Taka nudystka, co paraduje w liściach. Ona raczej nie będzie miała tego aż tak za złe. Sprawia wrażenie w miarę zrównoważonej. W sumie, to nie każdy pała żądzą zemsty za brak należytego pochówku. Jeśli tak by było, to ja też rozpętałbym ogromną wrzawę.

To nie moja wina, że nikt nie zauważył twojej śmierci.

W porządku, w porządku. Wracając do tematu zakochanych. Bard to na początku był jak zwykły bard, ale teraz ptaszki ćwierkają, że bardzo się zmienił i dołączył do jakiegoś diabelskiego pana, bo sam nie umiał sobie poradzić. A zaczęło się to tak...

<Zaczyna swoją przydługą opowieść, w której "streszcza" wydarzenia z drugiej edycji. Mówi o rywalizacji Kniv'trop i Markosa o Selenę, o prawie udanym samobójstwie Markosa, o zejściu się Barda i bogini natury, o załamaniu Kniva, o zabójstwie załamanego, o perypetiach zakochanych i o przemianie Markosa w to coś.>

Czasem sobie myślę, że gdyby Markos się wtedy powiesił, to nie byłoby teraz tego całego bajzlu. Słyszysz ten świst?

<Casul rozgląda się, widzi drobny punkt, który ciągle rośnie. Przesyłka uderza w boga i powala zbroję. Składa się w całość i podnosi pocisk. Otwiera go i czyta list.>

O! Wybuchass wrócił. Od razu mi lepiej na sercu. Jeśli można tak powiedzieć...

<Odwraca kartkę, przekręca palec wskazujący i zaczyna pisać odpowiedź.

Drogi Wybuchassie!

Wybieram się do naszego znajomego, Leonidasa. Wiesz, to ten, u którego pierwszy raz widzieliśmy się. Ominęło cię sporo. Między innymi krótki pobyt Kniv'tropa, powrót Ravenosa, kompletne zezłolenie Markosa i parę innych mniej ważnych wydarzeń. Pomoc się przyda, bo całemu uniwersum grozi zagłada i musimy pozyskać zaufanie paru kolesi (w tym Leonidasa). Jestem tu sam z Glatrydem, a inni jakoś nie kwapią się do pomocy. Widać wolą zniszczenie od moich przyszłych rządów.

Casul

Pakuje kartkę do pocisku i wykopuje go daleko za horyzont. Przy odrobinie szczęścia doleci do bratanka.>

Glatrydzie, powinniśmy pojawić się tam parę dni przed walką w Termopilach. Tak na wszelki wypadek. Lepiej, żebyśmy nie spotkali dawnego mnie i innych.

____

Kurczę, to jakiś bojkot jest czy coś? Prawie nikt nie bierze udziału w queście.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Kilka dni przed Termopilami? Da się zrobić - powiedział zerkając jeszcze raz do noatatnika, tym razem zatrzymując wzrok na hasłach na literę "T".

- Termopile... O, są - mruknął zadowolony i wygładził kilka ostatnich wypukłości czasoprzestrzennych na lustrze. Teraz portal był już całkowicie stabilny.

- Dobra, myślę że my możemy już ruszać. Chyba, że czekasz jeszcze na kogoś? - zapytał zwracając uwagę na dość dziwnie przesłąny list - Jak tak, to nie ma sprawy. Muszę trochę przetrawić te wszystkie informacje, kto by pomyślał, że bogowie mogą okazać tyle słabości - dodał jeszcze z dezaprobatą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tymczasem, w Gwieździe Śmierci...

- Dobrze, więc powiadasz, że ci goście mają 3 metry wzrostu, przypominają koty i są niebiescy? Hm...Pandora, tak? Ustaw kurs na te ciało niebieskie, musimy wziąć próbki do badań.

- Panie, badań czego?

- Musimy ustalić, kto skrzyżował smerfy z kotami, a potem to, co powstało, z ludżmi poddanymi mutacji wzrostowej na niespotykaną skalę.

- Ale co to nam da?

- Wyobraź sobie setki dzieci przerażonych tym, co będą widzieli, jak dorwiemy się do dokumentacji eksperymentu...Wyobrażasz to sobie? Klakier i Smerf...

- Panie, jakiś pocisk leci w naszym kierunku. Skan wykazuje, że to pocisk pocztowy. Przejmujemy promieniem ściągającym. Za kilka minut przyniosą go tutaj.

Po kilkuset sekundach na mostek wchodzi młody szeregowiec.

- Sir, oto przesyłka.

- Czytałeś?- mruknął Wybuchass, po czym założył swoje nowe Okulary. Spojrzał na żołnierza, po czym je zdjął.

- Nie, sir.

- Doskonale, dostajesz promocję na kaprala i lecisz odbywać zaszczytną służbę w Butcher Bay.

- Ależ tam jest Riddick...

- Właśnie...Zawsze się bałęś filmów z nim, nawet gry nie tknęłeś. Mam rację? No, leć, upewnię się, że będziesz miał okazję przeprowadzić rewizję w jego celi...

- Nie!

- Odmaszerować!- Pan Strachu obserwował żołnierza, jak wychodzi z dziwnie mokrymi spodniami, po czym odwrócił się do szefa sztabu presonalnego- Dobrze, zasłużył na urlop. Powiedzcie mu, że żartowałem i dostaje 3 miesięczny urlop na Karaibach. Zostawcie mnie samego.

Czyta list, po czym kiwa głową...Woła kapitana GŚ.

- Po pierwsze: Kontynuujcie zadanie z Pandorą. Po drugie, zarezerwujcie mi 300- 350 miejsc w Hell's Kitchen. Po trzecie, przygotuj limuzynę, niech kierowca weźmie broń. Ma czekać na dole także Master Chief. Przypomnij mu o tym, że zawsze mogę nasłać na niego kilka małych pająków...Na pewno się zjawi.

Schodzi do hangaru, wita się Master Chief'em i pilotem, po czym wchodzi do limuzyny. Odlatują w stronę tunelu czasoprzestrzennego.

Kilka tysięcy lat wcześniej, Sparta

- Siemasz, wujaszku...to jaki plan?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Nikt nie chce przygarnąć kociaka. Trudno. Cygnus wracał już do siebie, na łąkę Muppetów, gdy zobaczył dym w oddali.>

- Coś się pali...

<Cygnus szybko pobiegł w tamtą stronę ("po co biegać?" - pomyślał i wzbił się w powietrze). Po niedługim czasie okazało się, że pali(ł) się dom Tytokusa. Tak samo szybko okazało się że nie został nawet kamień na kamieniu. Bóg zobaczył jednak pewne coś. Ten "coś" po odwaleniu gruzu okazał się być mieczem. Nie takim zwykłym, bo miał na ostrzu coś wygrawerowanego. Było to w jakimś innym, nieznanym Cygnusowi języku. Nie wiedział do kogo on należy, dlatego odgarnął popiół, wziął go w pysk i oparzył się, gdyż był on w ogniu rozgrzewan (xD). Ochłodził go swoimi skrzydłami przy okazji tworząc pył z popiołów.>

- Ekhu, ekhu! To już jest szczyt!

<Lew znowu wziął go do pyska i poleciał z nim do jaskinii koło łączki Muppetów. Tam odłożył go w bezpieczne miejsce i zajął się ryczeniem z bólu, bo po drodze zaciął się kilkakrotnie (Nigdy nie trzymaj miecza w pysku!" - jęczał.).>

---------------------------------------------------------

@down - W kącikach ust! Pffff! :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Ness tymczasem łaziła po Osiedlu.>

Wracaj tu wreszcie, ręka mogła ci odrosnąć...

<Nagle do oka chowańca Hiroshiego wpadło światełko.>

A cóż to za jakieś białe coś i czemu jest tego więcej?

<Światełko wtedy poleciało w stronę iglicy Holzena.>

Ej, wracaj tu!

<I Ness zaczęła gonić światełko, aż w końcu dopadła je na jakiejś polance.>

Mam cię!

<Wtedy zobaczyła Cygnusa. Jej reakcja...>

LEW EMO?!* Nie no, to już przegięcie! Zniosę wszystko, nawet żywą Barbie, ale tego już nie! Lecę do spowiedzi, a przyjdę, gdy Nami już się zjawi!

<I znikła.>

-----------

*Cygnus, pociąłeś się mieczem, więc się nie dziw, że Ness uznała cię za lwa emo :tongue:

UP: I tak nawet takie pocięcia Ness zalicza do emo:P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Markos obudził się z wielkim bólem głowy. Leżał w jakimś dość ciemnym pomieszczeniu. Przykryto go czymś w rodzaju prześcieradła. Pokręcił głową, by się rozejrzeć - nikogo nie było. Pokój ten był pusty, ściany miał w białych, lecz brudnych kafelkach. Bard zrzucił z siebie "prześcieradło" i wstał. W pomieszczeniu byłoby całkowicie pusto, gdyby nie stół operacyjny i kawałki rozbitego lustra. Markos podniósł jeden z nich. Ujrzał w nim elfa, o ciemnoszarej skórze, białych włosach, czerwonych ślepiach, z których jedno ma dwie źrenice. Przestraszył się i wypuścił kawałek lustra. Podbiegł do drzwi i chciał je otworzyć, lecz nie dał rady.

-----------------------------------

Markos obudził się z wielkim bólem głowy. Leżał w jakimś dość ciemnym pomieszczeniu. Przykryto go czymś w rodzaju prześcieradła. Pokręcił głową, by się rozejrzeć - nikogo nie było. Pokój ten był pusty, ściany miał w białych, lecz brudnych kafelkach. Bard zrzucił z siebie "prześcieradło" i wstał. W pomieszczeniu byłoby całkowicie pusto, gdyby nie stół operacyjny i kawałki rozbitego lustra. Markos podniósł jeden z nich. Ujrzał w nim elfa, o jasnej, głądkiej skórze, błękitnych oczach, blond włosach. Przestraszył się i upuścił kawałek lustra. Chciał podbiec do drzwi, lecz otwarły się. Przeszedł przez nie osobnik w lekarskim stroju, ale całym zakrwawionym. W dłoni trzymał krwawy skalpel. Śmiał się cicho.

- No, jak tam się czujesz, projekcie QWERTY12345?

Markos spojrzał krzywo na - najwyraźniej - lekarza.

- No co się nie odzywasz? Hę? Powiedz, jak się czujesz?

- Normalnie. Tylko... w tym lustrze...

Popatrzył na dłonie - były szare.

- W tym lustrze widzę kogoś innego.

- Doskonale!

<nieznajomy zacierał ręce>

- Wszystko przebiega zgodnie z planem!

- Zaraz przestanie przebiegać... - pomyślał.

Podszedł do lekarza i najzwyczajniej w świecie skręcił mu kark, po czym wyszedł z pokoju. Znalazł się w długim korytarzu. Szedł ku jego końcowi przez kilka minut. W końcu korytarz się skończył. Markos wszedł przez drzwi do pokoju dokładnie takiego samego jak ten, w którym się obudził. Ujrzał... elfa ze skrzydłami.

- Kim Ty jesteś?

- A kim Ty?

- Wyglądasz... Wyglądasz jak ja.

- Nie! To Ty wyglądasz jak ja.

- Skończ tę głupią gadkę! Kim jesteś?

- No... Elf Markos, boski bard, bóg wiatru, patron rzeczy niemożliwych i artyst...

- Łżesz! To ja jestem Markos! Niegdyś bard, teraz (niemalże) Władca Dziewięciu Piekieł i bóg wiatru! Mów, kim jesteś?!

- Powiedziałem.

- Nie wierzę Ci, ale już nie muszę, bo zaraz Cię zabiję!

Podchodzi do niego i oburącz ściska elfowi gardło. Nagle drow patrząc mu w oczy zauważa siebie i puszcza go.

- Nie...

Łapie się za głowę.

- Nie! To niemożliwe! Nie możesz...

Spogląda na elfa.

- Nie możesz być mną!

Elf nic nie odpowiada. Nie robi żadnego ruchu. Nie okazuje żadnych emocji, co nie znaczy, że ich nie czuje - po prostu dobrze się maskował.

- Nie możesz być, prawda?

Elf milczy.

- Jesteś mną, a ja jestem tobą i dobrze o tym wiemy.

Elf milczy.

- Odezwij się! Dawno byś zginął, ale dusząc Cię czułem jak tracę powietrze i boli mnie szyja.

Elf milczy.

- Wiesz jak stąd wyjść?

Elf milczy.

- No nie obrażaj się, przecież Cię nie udusiłem. Powiesz coś?

Elf milczy.

- ...

Mroczny elf próbuje pstryknąć palcami, by się teleportować. Na próżno.

- Zaraza... Jedyne drzwi tutaj to te, którymi sam przybyłem. O co tu chodzi?

Zaczyna krążyć nerwowo po pokoju i sobie to wszystko ułożyć. Na próżno.

W tym czasie Markos wstaje, wychodzi przez drzwi i długo nie wraca.

Markos zaciekawiony co robi elf również wychodzi przez drzwi.

-----------------------------------

Markos znajduje się nagle na Osiedlu. Wciąż rozmyśla o tym, co się stało. I o tym, co działo się gdy go... gdy go nie było.

- Muszę pogadać z Tytokusem! - pomyślał i udał się do jego domu. Zamiast niego znalazł jednak zgliszcza. Rozejrzał się.

- Cholercia, co teraz? Co teraz?

Nie wiedział co teraz. Tytokus pewnie by wszystko Markosowi wyjaśnił, ale nie było go.

- Może... Tak, z Ravenosem też się przyjaźniłem... Co prawda gdzieś wyjechał, ale można zadzwonić...

Wyjął telefon i wystukał numer do boga kawy.

<W tym samym czasie Ravenos testował właśnie nowe łóżko wodne, które zamówił w TV. Nawet wygodne było, choć sypiał na lepszych. Nagle zadzwonił telefon. Bóg ujął komórkę w dłoń i zobaczył napis "Markos". Odebrał>

-O, nasz zły elf postanowił się odezwać. Co tam u ciebie?

Markos zdziwił się, że Rav - jego dawny znajomy, a może nawet przyjaciel - nazwał go "złym". Postanowił jednak przejść do rzeczy:

- Rav, słuchaj... Moglibyśmy się... No wiesz... Spotkać?

-Spotkać się? A obiecasz, iż mnie nie posiekasz i nie zjesz? Albo chociaż...

<Czuje wibracje w kieszeni. Wyciąga czytnik wiadomości Osiedlowych i widzi, że Selena została zamordowana przez boga bardów>

-...Eeeee, ale na pewno się chcesz spotkać? W jakimś bezpiecznym miejscu... dla mnie, ok?

Markos ponownie się zdziwił, ale postanowił nie przedłużać.

- Dobrze, spotkajmy się w... Gdzie się chcesz spotkać?

-Wiesz, najlepiej tam, gdzie nie można przynosić broni, a czary nie działają... Co powiesz, na... świątynię Moderatusa w jakiejś dzielnicy Miasta?

Markos już nie wytrzymał.

- O czym Ty do cholery mówisz? Jaka broń, jakie czary, Rav! Przecież Ci nic nie zrobię. Jesteś moim przyjacielem! Spotkajmy się tam!

<przerwało połączenie>

Markos udał się do świątyni w Mieście i czekał na Ravenosa.

<Schował telefon. Zaczął powoli chodzić po okolicy>

- Nic nie zrobi, a ja jestem przyjacielem... Sel była jego miłością, a on ją zamordował i chciał to samo zrobić pewnie świadkom. W razie czego, mam czas na swych usługach.

<Powiedział Johnowi, że wróci za jakiś czas i pstryknął. Stał w samym środku świątyni Moderatusa. Najwyraźniej podczas święta, bo bogów pełno. Trzeba mieć się na baczności...>

Markos zauważył pojawiającego się znikąd boga kawy. Stał w samym środku świątyni, obok innych bóstw. Ręką pokazał, by podszedł.

<Widzi kawałek machającej do niego ręki. Markosowej ręki. Podszedł bliżej, ostrożnie, aby nie narazić się na pułapkę... I zobaczył boga bardów takiego, jak kiedyś. Nie był mrocznym elfem, półdemonem, czy kimś innym. Stary Markos wrócił?>

-H...Hej. Trochę zmieniłeś się od czasu, gdy ostatni raz cię widziałem. Masz dosyć mordowania noworodków w Piekle?

Markos popatrzył krzywo na Ravenosa.

- Hę? O czym Ty mówisz? Czy ja kiedykolwiek kogoś zabiłem? No... była chocażby ta księżniczka... No ale nie zabiłem nigdy nikogo, kto by sobie na to nie zasłuzył. A co do wyglądu... Ty też trochę schudłeś, wiesz?

Uśmiechnął się.

-Hmm, nie wnikajmy. Pewnie jakiś diabeł w twym domu rzucił ci kociołek na łeb, czy coś i zapomniałeś. Albo planujesz wciągnąć mnie w pułapkę... Powiedz, po co chciałeś się ze mną spotkać?

Pokiwał głową na boki.

- Nie, nie, nie. Zanim przejdziemy do rzeczy powiedz, o co Ci z tymi diabłami chodzi? Jeden z nich Cię opętał, czy jak? Hę?

-Mnie opętał?! Haha! Chyba naprawdę coś ci się stało... Ale nie jestem taki głupi, aby mówić w świątyni pełnej bogów, o jednym z nich, który postanowił oddać się... Zresztą - na pewno chcesz wiedzieć?

Nie wiedział o co mu chodzi, więc po prostu rzekł:

- Chcę.

<Ravenos zawahał się. Szkoda mu było pokazywać to swojemu przyjacielowi... A przynajmniej temu, kto kiedyś nim był>

-Dobrze więc. Tylko nie miej do mnie pretensji Markosie.

<Dotknął skroni boga bardów. Nagle obaj pojawili się w dziwnym tunelu. Na jego ścianach??można było zobaczyć sceny z historii całego Osiedla. Jednak nie to ich interesowało. Ravenos wypowiedział jakąś formułkę z silnie zaakcentowanym "Markos". Wtedy wszyscy ujrzeli historię boga - próba zabicia Tytokusa, pakt z Kniv'tropem, morderstwo Seleny... Wszystko, co zrobił bóg bardów>

Markos przestraszył się i odsunął od Rava.

- Ty? Nawet Tobie ufać nie mogę? Zabrałeś mnie *gdzieś* i pokazujesz mi jakieś oszustwa! Jakiś tani film fantasy, tylko że ze mną w roli głównej! Co to wszystko ma znaczyć? Chcesz mnie, swego dawnego przyjaciela, zabić i okraść czy jak?!

Cały czas cofał się, będąc w każdej chwili zaatakować pięścią lub uciec.

-Czasu nie można okłamać. To jest twoja przeszłość, całe szczęście, że nie znam przyszłości. Mogłoby się to źle skończyć dla nas obu. Skoro uważasz swoje życie za tani film, nic nie mogę na to poradzić. Nie musisz mi wierzyć. Zawsze możesz zapytać Holzena... O ile przeżył spotkanie z Tobą. I Kniv'Tropa, którego postanowiłeś przekabacić na swą złą stronę. I twojego... "Pana".

- Co? O czym Ty mówisz? Czy jesteś pewny, że to co mówisz to prawda?

-Jestem pewien Markosie. A najbardziej jest pewna twoja zmarła ukochana... Jeśli chcesz, możesz to zobaczyć z bliska... Tylko wejdź...

<Wskazał dłonią na szarą migawkę z martwą boginią>

Na jego twarzy było widać tylko jedno - niedowierzanie.

- Co? Selena nie żyje? Kto ją zabił? I w jaki sposób może mi powiedzieć o tym, co się stało?

<Rav był nieco rozdrażniony. W końcu kiedyś czuł coś do Sel, a teraz jej morderca udaje głupca... Albo po prostu zapomniał. Oby to drugie...>

-Kto jest jej mordercą? Zgadnij Markosie. Zabiłeś ją i to całkiem niedawno. Ty ją zabiłeś. Nie chcesz uwierzyć? To sam zobacz!

<Dotknął migawki i nagle obaj znaleźli się w przeszłości, jako zwykłe cienie. Widzieli scenę śmierci bogini. Widzieli Markosa w złej postaci... Widzieli wszystko>

Był... no chyba był zaskoczony.

- Ale... Ale... To...

Jąkał się.

- To... T-to... Nie... Nie-moż... liwe... Ja...

Upadł na kolana i zaczął płakać, jednak ponieważ był cieniem łzy nie padały na ziemię. Nic już nie powiedział, patrzył tylko na Holzena, który zabija Markosa, a następnie chowa Selenę i Tytokusa.

-Tja, dokładnie. Jesteś złym mordercą Markosie. A właściwie byłeś do... niedawna. Co się stało? Jeszcze wczoraj miałeś ochotę zabić każdego, kto będzie na ciebie nieprzychylnie patrzył, a teraz...

Popatrzył na boga kawy.

- Ciekawym jest to, że to Selena "zaczęła". To ona wyglądała jakby chciała mnie zabić. Może zabić mnie za moje czyny, ale to jednak ona zaczęła. Przecież ja się tylko broniłem.

Wstał. Wiedział, że nie należy się usprawiedliwiać. Ale...

- A Tytokus sam podpisał umowę, zgodnie z którą miał stracić życie. Sam się na to zgodził, taka była jego wola. Ja... On... Któreś z moich wcieleń tylko tę wolę spełniło.

Popatrzył na Rava tak, jakby słowa, które wypowiedział do elfa powiedział dopiero teraz:

- Co się stało? Nie wiem. Właśnie po to chciałem się z tobą spotkać. Dziś obudziłem się w jakimś białym pokoju, do którego nagle wszedł ktoś podobny do mnie, tylko... Wyglądał jak mroczny elf, ale tak... bardziej... no, demonicznie. Miał płonące oko o dwuźrenicach, drugie świeciło czerwienią. Palce miał jak kosy jakieś czy ostrza. No i jak każdy drow... Jak każdy mroczny elf... jego skóra była szara... ciemnoszara... No i jeszcze miał ucięte szkrzydła.

Pomyślał chwilę.

- Wiem, to brzmi tak, jakby wyglądał zupełnie inaczej. Mimo to do złudzenia przypominał mnie.

Spojrzał na Rava. Nie wiedział już co o tym wszystkim myśleć.

<Popatrzył Markosowi w oczy. Niepotrzebnie go tutaj zabierał. Gdyby mu uwierzył, nie mówił docinków u źle... Może bóg bardów nie byłby smutny z powodu zabicia ukochanej osoby? Rav kiedyś zabił ojca... Był w podobnym stanie, co stojący przed nim przyjaciel. Jak może go teraz osądzać? Zachował się nawet gorzej od niego...>

-Markosie... To złe coś, co spotkałeś było tobą. Tym tobą, które zabiło Sel i chciało zabić innych z nas. Nie wiem czemu toto żyje. Skąd się wzięło. Ale możemy coś wymyślić. John pewnie na coś wpadnie... Czy... Chcesz się spotkać z Blade'em? We trzech coś wymyślimy.

<Poklepał boga po ramieniu. Znów byli w świątyni, wszystko było takie samo, jak wcześniej. Czas musiał stanąć>

Było mu miło, że miał oparcie w Ravenosie.

- Czemu... Czemu miałbym nie chcieć spotkać się z Johnem?

<Uśmiechnął się do Markosa. Chciał go jeszcze jakoś pocieszyć, ale brakło pomysłów>

-Nie, tak tylko zapytałem... Jeśli masz taki zamiar, możemy się przenieść wprost do naszej posiadłości... Mamy trochę roboty u Ziemniaków.

- Hę?

Popatrzył dziwnie.

- Dobrze. Zróbmy tak.

-Nie żadne "Hę", tylko robota u Ziemniaków. Tylko się zabijają i okradają, John chce ich nauczyć pokory... Czy czegośtam. No dobrze, chodźmy...

*pstryk*

-Rozgość się przyjacielu!

<Stali w środku wielkiego salonu w willi.?Tutaj mieściła się siedziba jego i asasyna na czas zabawy na Ziemi. Wskazał Markosowi drzwi, gdzie mógł zamieszkać na najbliższy czas>

Wszedł przez drzwi, które wskazal mu bóg kawy. Miejsce to było całkiem zdatne do mieszkania. Dwuosobowe łóżko, stolik nocny, dwa fotele, osobista łazienka z wanną i prysznicem - jakby to było Markosowi do czegoś potrzebne. Uwagę elfa najbardziej zwrócił telewizor z podpiętą konsolą PlayStation 3. Od razu usiadł i włączył. Jak się okazało nigdzie w pokoju nie było gier.

- Ech... Trudno.

Wstał, odłożył gamepada i wrócił do Ravenosa.

- To co? Może powiesz mi, co konkretnie z tymi Ziemianami robicie?

-My? Palimy, zabijamy i kradniemy. Ale teoretycznie to ratujemy Ziemniaków. Ostatnio wybiliśmy kilku bandytów, zniszczyliśmy pół banku i ukradliśmy sporo ziemniackiej kasy. Ale teraz mamy zamiar zamknąć jakiś wulkan, który postanowił popluć w niebo pyłem. Bo Ziemniaki się fruwać boją, jak popiół w niebie... Możesz się dołączyć. Pogadaj z Johnem może, ja muszę odpocząć przyjacielu. Do zobaczenia.

<Zapalił fajkę i rozpłyną się w dymie. Nikt nie wiedział, gdzie jest>

Popatrzył na odchodzącego Ravenosa.

- Palą, zabijają i kradną? Nie wiem, czy chciałbym takie coś robić... Wolałbym akcje w stylu superbohaterów czy coś... - pomyślał.

Wszedł do swojego pokoju i rzucił się na łóżko, po czym zaczął oglądać telewizję.

-----------------------------------

Markos znalazł się w dziewiątym kręgu Piekła. Ból głowy mu minął. Zdziwił się, że drzwi zadziałały jak jakiś portal. Rozejrzał się i poszukał Markosa. Znaczy siebie. Znaczy tego drugiego. Na próżno jednak. Wciąż był zaszokowany tym co się stało. Nie wiedział jak to wszystko rozumieć, jak to odczytywać. Postanowił jednak, że to był tylko jakiś sen. Może omam. W końcu już jest normalnie, prawda? Siedzi sobie w Piekle, jak pan na zamku, a diabły wykonują jego rozkazy.

- Vith! (eee... !@#$%^)

Przeraził się. Nie było to jednak nic... niezwykłego. Ot, sterta papierów i przeróżnych umów na markosowym biurku...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Glatryd, Casulono docierają do starożytnej Sparty. Po krótkim spacerze dotarli do domu Leonidasa. Siedział on na ławce zamyślony i wpatrzony w trenującego synka. Podeszliście do niego,a on spostrzegłszy was stanął i zwrócił się z tymi słowami.>

Jak mniemam jesteście tymi ludźmi, którzy musza zapracować na opinię? W takim razie. Za kilka dni będzie ważna bitwa pod Termopilami. Nie uzyskałem pozwolenia od rady na wysłanie armii, więc idę wraz z gwardią przyboczną. Jednak nastroje są niezbyt dobre i po wizycie u kapłanki dowiedziałem się, że na to pomoże potrawka z łosiołosia. Problem w tym, że te już dawno wyginęły i żyły na biegunie północnym. Jeśli zdobędziecie jedną sztukę macie moje poparcie. Ni i możecie sobie porozwalać kilku(set/tysięcy) Persów. Pomożecie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podchodzę do Jamesa.
- Ty jesteś James? Bóg mieczy świetlnych? Potrzebuję twojej... pomocy. Muszę sobie stworzyć porządną broń.

Tymczasem książek ciągle zastanawiał się nad przymierzem z Markosem. Coś mu nie pasowało. Dobrze, że nic nie podpisywał... Z rozważań wyrwał go nagły ból w kikucie prawej ręki. Wiedział, kto mógłby coś na to poradzić. Poszedł na Osiedle i pojawi się przed domem Tytokusa.

- C... Co tu się stało? Halo?! - Zaczął się rozglądać w poszukiwaniu kogoś, kto by mu wytłumaczył co się stało z domem Tytokusa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łosiołosia? Co to jest? Nie możemy przepowiedzieć ci przyszłości i będzie dobrze?

<Odchrząkuje.>

Niedługo zlecą się do ciebie dziwni ludzie inadpobudliwy kot. Oni ci pomogą. I co?

<Leonidas wydaje się być nieustępliwym.>

No dobrze.

<Do Wybuchassa.>

Plan jest taki, że trzeba na północ nam iść. Potem cofnąć się jeszcze i dorwać wymarłego łosiołosia. Tak powinniśmy uczynić. Coś dziwnie mówię. Glatrydzie, mógłbyś znowu nas pzrenieść?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Glatryd spojrzał ze zdziwieniem na Leonidasa.

- Ludźmi? - Spojrzał na swoje ręce. Nadal były wielkie i szklane. Spojrzał na Leonidasa. No tak, wzrok miał lekko zamglony... Zresztą mniejsza o to.

- Słuchaj, nie lepiej byłoby, gdybyśmy na przykład wybili wszystkie szczury z twojej piwnicy i wtedy zyskali twój szacunek? Przecież u was tak często jest, tylko ty masz jakieś dziwne pomysły... - Zaczął marudzić, ale dobrze wiedział że nie ma czasu na kłótnie. Zniechęcony spojrzał na Casulona który także próbował wpłynąć na decyzję Spartiaty.

- Dobra, za chwilę lustro powinno być gotowe - powiedział tworząc nieco zniekształcone i półprzezroczyste lustro wielkości ściany domu.

- Phi, niby wielcy wojownicy, a zachcianki mają jak primadonny!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Cygnus nie mógł dłużej usiedzieć w miejscu. Nurtowały go problemy których żaden z bogów na dobrą sprawę rozgryźć nie mógł. Wałęsał się to tu, to tam. Nawet Muppety czując że lew coś dzisiaj nie w sosie odpuściły próby. A za niedługo miała się odbyć premiera muppetowego teledysku do "In the Navy" YMCA! Wreszcie bóg lew w 75% kolorowy, w 25% biały poleciał na Lwią Skałę, przybrany dom Moitha. Zaczął szperać i przypominać sobie te czasy, gdy mieszkało się u rodziny królewskiej...>
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Moith przechadza się po osiedlu rozmyślając nad sensem życia. Jednak pewna rzecz nie dawała mu spokoju czuł,że coś jest nie tak. Po chwili zrozumiał o co chodzi ktoś znowu włamał się do jego domu.

Przybrał on lwią formę i popędził przez osiedle,po chwili widział już majaczącą w oddali Lwią Skałę>

Dlaczego ktoś chciałby się tam włamać? Niema tam nic wartościowego.

<Moith przyspieszył jeszcze trochę i znalazł się u stóp swego domu. Gdy podszedł do wejścia zaczął się skradać, w środku zauważył kolorowego uskrzydlonego lwa>

Znowu on...

<Zakradł się od tyłu i staną przy wyjściu z pomieszczenia>

Witaj w moich skromnych progach Cygnusie. Czyżbyś coś tutaj zgubił? A może po prostu chciałeś zobaczyć i przypomnieć sobie jak żyje się w tym pięknym miejscu?

Jak widzisz zachowałem dużą wierność oryginałowi,a nawet "pożyczyłem" kilka rzeczy z domu Simby których już nigdy nie zobaczy. No niestety TY nigdy nie zaznasz tego luksusu.

Drugą sprawą jest twój wygląd. Zakrwawiony i pocięty pysk i kolorowa sierść, chyba jednak jesteś słabym bogiem jeżeli nawet nie jesteś wstanie zapanować nad własnym wyglądem i doprowadzić się do porządku. Teraz rozumiem dlaczego ten nieudacznik Simba miał w tobie przyjaciela,takie osoby ciągną do siebie.

A teraz jeżeli nie masz nic ważnego do powiedzenia wyjdź i nie wracaj bo nie jesteś godzien przebywać w domu królów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- TWOICH skromnych progach? Ciekawe, niewątpliwie... Chciałem tylko zobaczyć gdzie ustawić meble, [przenośnia] bo za niedługo już tu mieszkać nie będziesz.

Po drugie to, jak wyglądam wcale nie musi odzwierciedlać mojej potęgi. To że pysk jest taki jaki jest, to oznaka wierności. To, że zmienia się mój kolor, oznacza że przechodzę na wyższy poziom mocy. I to nie takiej jaką ty reprezentujesz. To tylko marny ułamek.

Simba przyciągnął mnie do siebie swoim charakterem i osobowością, której ty możesz tylko pozazdrościć. Jeśli on jest nieudacznikiem, i cię pokonał, Skazo, to kim ty jesteś? I uwierz mi - nie wyjdę stąd bez aktu własności.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już się miał brać do obmyślonej roboty i nagle Stil jakieś zadanie im wymyślił. Za bardzo nie oponował, w końcu jeśli świat zostanie zniszczony to nie będzie miał gdzie utrzymywać Równowagi i w ogóle żyć. Zmartwił się tylko nieco stanem swojego brata, ale chyba sobie poradzi. Kiedy patrzył jak jego słudzy się nim zajmują reszta zdążyła już wylądować w Sparcie. Natychmiast się do nich przeniósł.

- Co, mięso Łosiołosia? Żaden problem.

Sylwetka Lunariona zafalowała i po chwili przed resztą bogów stał dorodny okaz łosiołosia (oczywiście z blizną na oku i piersi, to stałe cechy Lunariona).

- Krójcie, tylko delikatnie - przekazał reszcie telepatycznie - w końcu bogowi wykrojenie połowy brzucha chyba zbyt wiele nie zrobi. Aha, Leonidasie, uwierz nam, pomoc już nadchodzi i nie zdziw się, jeśli zobaczysz mnie kiedyś jeszcze raz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wierność to tylko puste i nic nieznaczące słowo,świat jest brutalny i wierni zawsze będą mieli trudniej. Powiedzieć komuś,że jest wierny to tylko ładniejsze określenie go swoim sługą.

Zmiana koloru to oznaka przejścia na wyższy poziom mocy? Ciekawa hipoteza lecz niestety mylna,to oznaka słabości i utraty mocy.

A to,że pokonał mnie Simba... cóż był młodszy i silniejszy bo jak już kiedyś powiedziałem w lwiej części odziedziczyłem rozum lecz jeżeli idzie o siłę... nie zostałem zbyt hojnie obdarzony.

No i sprawa najważniejsza: Naprawdę sądzisz,że oddam ci MÓJ dom bo myślisz,że należy się on tobie jako przyjacielowi Simby? Bawisz mnie Cygnusie i to bardzo...

Dobrze ci radzę odejdź stąd teraz bo szanse na to,że dostaniesz to miejsce na własność są zerowe.

Dla ciebie idealnym miejscem byłoby cmentarzysko słoni,najlepiej byś już tam został na wieki,byłbyś tylko kolejnym rozpadającym się szkieletem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Chrrrr..... AAA! Co się dzie...

*ŁLUP*

Podniosłem się z ziemi, i pokręciłem głową, próbując rozeznać się w sytuacji. Przysiadłem na ziemi, a mój ogon zaczął wykonywać nerwowe ruchy, które sygnalizują światu, że jestem WKURZONY. No więc... co się stało? Ostatnie, co pamiętam, to ja śpiący na kolanach Lunariona. I nagle Lunarion zniknął. Który raz już to zrobił?!

Ruszyłem przed siebie. No, świetnie, deszcz pada. Gdybym tylko był bogiem, mógłbym zmienić pogodę na Osiedlu. Ale nieeeee, muszę się męczyć z deszczem. GHRR!

Większość ludzi myśli, że koty nie lubią deszczu ze względu na wodę. Ci idioci widzą tylko pół prawdy. No bo dlaczego koty nie lubią deszczu?! Nienawidzę szumu kropel uderzających o dachy, korony drzew i nie wiem co jeszcze. Ten jeden wielki szum zakłóca wszystkie interesujące odgłosy z otoczenia, takie jak ciche piski czy ukradkowe skrobnięcia. Poza tym chodzi też o ruch; Kiedy rusza się cały świat od tych kropel, ciężko odróżnić mysz od drzewa! A kot odczuwa te krople jak bombardowanie. Poza tym, cała ta woda zmywa ze mnie i ze świata wszystkie zapachy. Nic nie słyszę, nic nie czuję, prawie nic nie widzę... Deszcz dla kota to jakby utrata zmysłów dla człowieka. Muszę się stąd wynosić.

Przeniosłem się do Otchłani. Czterysta stopni od razu wysuszyło moje futro. Wszedłem do swojego pokoju, i znalazłem tam kilka papierów, oraz listonosza przykutego łańcuchem do ściany.

- Co wy robicie?! Wy ohydne bestie, przykuwacie listonosza do ściany w moim pokoju! Do głównej sali tortur go! Poszarpać trochę, potem złożyć z powrotem i wywalić go z piekła żeby mi dalej pocztę przynosił. - wrzasnąłem, i po chwili byłam sam w pokoju. Zajrzałem do poczty. Hmm. Co... co... CO?!?!?

RRAAAARRRRGGGGHHHHH

Zlapałem listonosza, i wypuściłem go z sali tortur.

- Znajdź Wybuchassa. Powiedz mu, żeby się ze mną spotkał w moim gabinecie w Otchłani, i że nie mam zamiaru mu nic zrobić. Tylko potrzebuję porady prawnej.

Wyrwałem jakiemuś domenowi skrzydła, i przyczepiłem je listonoszowi. Wypchnąłem go z otchłani.

Listonosz w jakiś nieznany sposób teleportowal się do Wybuchassa, i rzekł:

- Wybuchassie! Ważna wiadomość od pana Bajcurusa. Mam Ci przekazać, żebyś się spotkał z Bajcurusem w jego gabinecie w Otchłani, i że Bajcurus nie ma zamiaru Tobie nic zrobić. Kot potrzebuje porady prawnej.

Listonosz otworzył portal do gabinetu Kota, i zniknął.

-------------

- Markos... witaj. Masz tupet, żeby tu przychodzić i grać na Play Station 3 zaraz po tym, jak wbiłeś mi sztylet w serce... Czuj się jak u siebie, hehe. - rzekłem spokojnie. - Akcje superbohaterów... Musimy zatkać jakiś wulkan. Ale nie spieszy nam się, równie dobrze możemy posiedzieć. W końcu jesteśmy w USA, tu chmura nie dochodzi... Na razie.

Jane wróciła na Osiedle, i przysiadła na jakimś fotelu w Głównym Pałacu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dante pojawia się nagle przed Creanem.

- Wiesz co się stało z Seleną?- pyta się go

-Kim ty właściwie jesteś i skąd znasz moją siostrę?

<Początkowo anioł śmierci nie poznał dawnego znajomego>

-Wybacz ale śpieszę się. Dostałem wiadomość że została zabita, teraz idę po jej duszę.

- Mogę podążyć za tobą?- spytał się spokojnie

- Chcę się dowiedzieć, co dokładnie się z nią stało...Powinienem, to powstrzymać wcześniej...

-No czy ja wiem... Słuchaj, jestem w pracy, ona może lada chwila się obudzić. Znów będę musiał ją pilnować... za jakie grzechy? Zaraz, moment... Jesteś spięty?

<Chłopak rozprostował ogromne, czarne skrzydła>

-Chcesz coś jeszcze wiedzieć, czy mogę iść?

- Idź... Potem się z nią spotkam...- powiedział tak, lecz nie zamierzał zostać tutaj

-Dobrze więc, muszę lecieć. Miło było spotkać po latach.

<Wzniósł się w powietrze i poleciał. Po krótkim czasie doleciał na miejsce gdzie miała być bogini. Jego informator nie pomylił się. Dziewczyna leżała nieprzytomna w Nicości>

Dante podążył za Creanem niezauważony i obserwował wszystko, co się działo, ukryty w cieniu.

<Selena spała w Nicości, oparta o ramię swego brata, który siedział... na niczym. Chłopak podkulił skrzydła, 'przykrywając' jednym z nich siostrę. Czekał aż się obudzi by z nią porozmawiać, a nagła pobudka byłaby niestosowna. Pogłaskał ją po głowie i czekał. Miał na to w końcu całą wieczność>

Nie czuł się ani trochę lepiej... Obiecał przecież sobie, że jej pomoże, jednak nie mógł nic zrobić,a teraz gniew i zal, tylko w nim narastał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybuchass patrzy wielce zdziwiony na listonosza...Bajcurus ma nic nie zrobić, gdu on pójdzie do niego?Dziwne...Widząc, że Lunarion rozwiązał problem z łososiem, postanawia pójść do kota.

- Master Chiefie, wejdź pierwszy, i mnie zaanonsuj...

- Do Otchłani? Ale to gorsze niż...A, pająk!

- Właź, po go wypuszczę!

Pan Strachu obserwuje na monitorze transmisję z gabinetu Bajcurusa..."Ok, chyba czysto...E tam, nie zabije mnie przeca, nie ma boskich mocy." Wchodzi przez portal.

- Dobra, co to za porada? Alimenty? Nie zapłacona rata za gilotynę? Nielegalen wysypisko żwirku z kuwety?. A tak poza tym, znalazłem chyba twego krewnego, charakterki macie nawet podobne...To ten z prawej na tym zdjęciu...

29434_c.jpg

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę inaczej wyobrażałem sobie krojenie ciebie.

<Zmienia berło w nóż.>

Chyba lepiej będzie cię ogłuszyć. Oczywiście, żebyś nie czuł bólu.

<BACH Łosiołoś zostaje uderzony w głowę. Casul zaczyna kroić Lunariona. Ogólnie dziwna jest ta sytuacja. Ciekawe, o czym myśli Leonidas. Przecież pojawił się kolejny przybysz, zmienił się w łosiołosia, a teraz jest krojony przez towarzysza.>

Tyle powinno wystaczyć dla twoich ludzi.

<Cuci krwawiącego zwierza. Wzywa lekarzy, a ci opatrują go.>

Leonidasie, znasz może innych ludzi z tej listy?

<Podaje mu kartkę z nazwiskami pozostałych osób wymienionych przez Eregjana.>

I czy mógłbyś ode mnie walnąć porządnie takiego futrzaka? Powinien niedługo przybyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Skaza, Skaza, Skaza... Nadal czujesz niesprawiedliwość, bo rodzice wybrali twojego brata, Mufasę na króla, nie ciebie... Takie problemy leczą u psychologa. Ty okazałeś się zły, i to do szpiku kości. Niezłą żonkę sobie wybrałeś - Zira akurat do ciebie pasowała. Jedyną nadzieją był Kovu, młody lew który dopiero co pojawił się na świecie a zmienił swe nastawienie. Tobie też by się to przydało. Jesteś podręcznikowym przypadkiem jak jeden błąd może doprowadzić do spaprania se życia. Co do mocy - ja jestem bogiem od dawien dawna, więc wiem o co chodzi z tymi kolorkami. A w domu będziesz mieszkać, ale jak dawniej - w piwnicy. Nie targaj świętym miejscem jakim jest Cmentarzysko Słoni. Tam podróżują i umierają słonie z całej okolicy. TYLKO słonie. Twe chore pomysły muszą być wybite z twojej głowy!

<Cygnus zawarczał groźnie przygotowując się do ataku>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...