Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Turambar

Snooker

Polecane posty

Każdy ma swoje skrzywienia. Wolę pooglądać jak Higgins łoi Polaka, bo jest duża szansa na zobaczenie dobrego snookera ze strony Szkota, a i udane zagranie Polaka bardziej będzie cieszyć niż jakiegoś anonimowego Tajwańczyka. Większa szansa na zobaczenie choćby kawałka dobrego sportu, niż przy regularnym pałowaniu sie meczami polskiej reprezentacji kopanej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po pierwsze - witam w temacie... To chyba mój pierwszy post tutaj. ;)

Dziwi mnie trochę to, co mówiliście wcześniej... Wynika z tego, że wszyscy (komentatorzy Eurosportu chyba też) spodziewali się, że Polska przegra w pojedynku ze Szkocją 5:0... No cóż, nie dość, że nie przegrała, to jeszcze bardzo niewiele jej zabrakło do wygrania - dwa przegrane pojedynki to porażki starszego (dwukrotnie) z pary Wróbla, a na dodatek śmiem twierdzić, że debla nasza reprezentacja także przegrała z winy kapitana - w kluczowym momencie miast wbijać w sumie nietrudną czerwoną (jeśli pamięć nie myli) próbował się odstawiać w na górę stołu... Niestety - odstawił się nieudolnie, co zaowocowało wynikiem takim, jaki jest już faktem.

Dziwi mnie jeszcze wasz sceptycyzm co do Polski mimo tego, ile mówi (lub mówiło) się o Filipiaku. Może jeszcze nie jest doskonały - ma dopiero 15 lat (16 chyba dopiero skończy w tym roku...) - ale i tak jest najlepszym polskim snookerzystą. Niby z Zielińskim wygrać nie może... ale Zieliński dostał jakiś czas temu (nie pamiętam dokładnie kiedy... dwa lata temu?) niesamowite baty od Higginsa, tymczasem młody Kacper Higginsowi... cóż... delikatnie przytarł Szkotowi nosa... ;]

Nie chciałbym zapeszać, ale może się jeszcze okazać, że Polska wcale nie będzie grała w tak "oczywisty" dla wielu wcześniej sposób, przegrywając, co tylko się dało...

Podsumowując - Kacper pokonał Marco Fu, pokonał Stephena Maguire'a no i rzeczonego Johna Higginsa... Wcale się nie dziwię, że pochwalił go "szybkostrzelny" Ronnie... Słowem - jeśli nie spocznie na laurach, a owe zwycięstwa to nie przejaw chwilowego szczytu formy, to Polska ma szansę pozyskać najmłodszego mistrza świata w historii tego sportu.

To by dopiero było coś. ^^

To nie piłka nożna* - tutaj dobre rokowania nie są czczymi słowami... ;)

* - bez urazy dla piłkarskich kibiców: ja także kibicuje naszej reprezentacji. Nie zmienia to jednak faktu, że z roku na rok robię to z coraz cięższym sercem. :(

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bez przesady z podniecaniem się nad Filipiakiem. W swoim meczu kwalifikacyjnym z Li Yanem w Australian Open poległ aż 0:5. Przegrał też ze słabszym zawodnikiem z Hong Kongu. Pokonanie Higginsa w jednej partii niemożliwe nie jest, co wczoraj udowodnił choćby zawodnik z Afganistanu. Dzisiejszy mecz z egzotycznym rywalem wcale nie będzie należał do łatwych. Oczywiście przydałoby się gładkie 5:0, bo liczy się każdy wygrany frejm, ale w spotkaniu ze Szkotami Afgańczycy pokazali, że wiedzą jak trzymać kij i wbijać bile. Pierwsze dwie partie gładko przegrali, wydawało się, że będzie tak samo w deblu, ale prawie udało im się odrobić straty budując brejka 45-punktowego. Później była już porażka Higginsa z Raisem, a Maguire cudem wygrał z Mohammedem. Zawodnik z Afganistanu prowadził już dużą różnicą i wystarczyło mu wbicie jednej bili, ale nie mógł trafić. Natomiast Szkot wykorzystał którąś z kolei szansę i szczyścił do końca wygrywając na czarnej. To wcale nie będzie spacerek i nasi będą musieli zagrać na 100%, żeby wygrać ten mecz. Z Filipiakiem może być o tyle problem, że nie musi być odporny na presje jak wszyscy sugerują. Sam Kacper powiedział, że w meczach z faworytami jej nie odczuwał, bo wiedział, że jak przegra to nikt nie będzie miał do niego pretensji. Zobaczymy jak będzie. Trzymam kciuki i liczę, żeby naszym udało się wysoko pokonać Afganistan.

EDIT: No i po ptakach. Wystarczyła większa presja i Polacy zawalili. Zaczęło się bardzo dobrze pogromem Raisa przez Filipiaka. Później było już tylko gorzej. Afganistan całkowicie zasłużenie wygrał 4:1. Wielka klasa Saleha Mohammeda, który podczas debla i budowania brejka przyznał się do faulu i dał dużą szansę Polakom na zwycięstwo w partii. Polacy zdobyli kilkanaście punktów, ale to Afgańczycy odzyskali inicjatywę i wygrali dość pewnie. Miałem sporo obaw przed tym meczem i niestety potwierdziło się, że rywal z egzotycznego kraju radzi sobie całkiem dobrze przy stole. Polacy grali takiego rwanego snookera, z duża ilością błędów. Gra zawodników Afganistanu była znacznie bardziej przyjemna dla oka. W zasadzie nasze szanse na awans maleją do zera, bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że po takiej wpadce wygramy wysoko z Tajlandią.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od kilku dni na antenie Eurosportu możemy śledzić turniej rankingowy w Australii i z uwagi na porę, udaje mi się śledzić większe jego fragmenty. Rozstrzygnięcia są na pewno ciekawe. Higgins prowadził 4-1 z Matthew Seltem, ale poległ 4-5. Później kwalifikant rozłożył jeszcze kolejnego z utytułowanych rywali, 5-1 ze Stephenem Hendrym. Stuart Bingham wziął rewanż za przegrany mecz MŚ z Ding Junhuiem i dość gładko ograł Chińczyka 5-2. Anglik gra bardzo dobrze i może być jednym z czarnych koni turnieju. Teraz zmierzy się z Markiem Allenem, a obaj nie darzą siebie zbytnią sympatią, co dodaje dodatkowego smaczku rywalizacji. Osobiście będę trzymał kciuki za Anglikiem, bo nie podoba mi się sposób w jaki obraża go Allen. Tym milej będzie oglądać jak odlatuje z powrotem do Ulsteru. O'Sullivan znowu wymówił się z uczestnictwa w turnieju rankingowym, po raz kolejny bólem pleców. Ken Doherty po bardzo słabych w swoim wykonaniu zawodach w Tajlandii, tym razem awansował do ćwierćfinału, w którym zmierzy się z Markiem Selbym. W pierwszym meczu ograł dość spokojnie Stephena Maguire'a, a teraz uciekł spod topora. W meczu z Liangiem Wenbo przegrywał już 4-2, ale zdołał wygrać ostatnie trzy partie. Nie ukrywam, że mnie to cieszy, bo liczę na awans Ken-do do najlepszej szesnastki rankingu. Właśnie zakończył się mecz pomiędzy Dominikiem Dalem a faworytem gospodarzy Neilem Robertsonem. Dale objął spokojne prowadzenie 4-1, ale Australijczyk doprowadził do remisu po 4. W ostatniej partii wysforował się na wysokie prowadzenie, tylko po to aby zepsuć łatwą bilę i pozwolić odrobić straty Walijczykowi. Później przy niemal remisowym wyniku obaj nie potrafili wykorzystać nadarzających się okazji. Z tych przepychanek zwycięsko wyszedł Robertson, który uzyskał 18 punktów przewagi przy jedynie dwóch bilach na stole. Dale walczył dalej i udało mu się postawić snookera. Kibice już świętowali na trybunach awans swojego pupila, ale Robertson nie trafił w różową! Później do stołu podszedł Walijczyk i najpierw trafił bilę za 6 punktów, a później przez 2/3 stołu czarną, która dała mu zwycięstwo w decydującym frejmie 70-69. Jak mawiają Brytyjczycy "stunner" w wykonaniu Dominika Dale'a. Ciekawe czy zaśpiewał po meczu Franka Sinatrę, tak jak obiecywał przed spotkaniem?

Widzę, że zainteresowanie turniejem znikome, a szkoda! Mark Williams po świetnym meczu wygrał z Dominikiem Dalem 5-4. Były Mistrz Świata musiał się nieźle napocić i pomimo kilku setek mógł nawet pożegnać się z turniejem. Decydująca partia to popis Jaya. Najwyższy brejk turnieju i 142 punkty. Zresztą poprawiony swój własny rekord z tego samego meczu, kiedy udało się uzbierać 140 punktów. Do tego jeszcze raz padło bodajże 118. Dale walczył bardzo ładnie, ale na tak dysponowanego Williamsa nie mógł wiele poradzić. Jeszcze lepsze rozstrzygnięcia przyszły w innych ćwierćfinałach. Niestety Murphy pokonał Selta po walce 5-3. Bingham zreważował się Allenowi za jego ostre wypowiedzi i ograł go 5-3. Przy okazji wbił dwie setki z rzędu, a mecz zakończył w ósmej partii podejściem wygrywającym o wartości 96 oczek. Największą sensację sprawił Ken Doherty. Wydawało się, że zakończy swoją przygodę w turnieju na bardziej poukładanym Angliku Marku Selbym. Tymczasem Irlandczyk objął wysokie prowadzenie 4-1, później przegrał dwie kolejne partie, ale w ósmej odrobił straty i zakończył mecz wynikiem 5-3. Świetnie! Na oficjalnej stronie światowej federacji jest top story poświęcone właśnie Ken-do. O tym jak chciał już rzucić Snookera dwa lata temu, gdy spadł na 55 miejsce. Podobno zainspirował go Mark Williams, który również wstał z kolan, a zajmował swego czasu 47 miejsce. Jak wiemy obecnie Mark lideruje liście zawodowców. Zabawne, że obaj trafiają na siebie w walce o finał. Doherty po raz pierwszy od 2006 roku dotarł do najlepszej czwórki turnieju rankingowego. Na pewno podskoczy trochę w kwalifikacji. Ken Doherty w najlepszej szesnastce na koniec sezonu? Jestem za!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się załapałem tylko na finałowe sobotę i niedzielę. Wcześniej tylko szczątkowe informacje mnie dochcodziły głównie ze strony fejsa Panów komentatorów. Ku memu wielkiemu rozzarowaniu Borsuk poległ w pojedynku z Binghamem. Przegrać przy stanie 8-5 jest swego rodzaju sztuką. Trzeba jednak oddać honor Anglikowi, że końcówkę miał bardzo dobrą, aże Williams sobie średnio radził to inna sprawa. Kto meczyk oglądał, ten wie, że decydującą o losach meczu i dającą speeda Binghamowi bilą, była ta w której Borsuczek zamiast kontynuować breaka postanowił zagrać defensywnie. Bokiem mu to trochę wyszło i się przez resztę spotkania mściło.

Śmiesznie się ten Australijski turniej oglądało. Nie przywykłem do finałów w godzinach południowych :) Niemniej ciesze się, że miałem okazję w końcu cosik obejrzeć, bo drużynowe mistrzostwa świata przeszły mi brutalnie pod nosem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Hrabula

Akurat Borsuk zagrał dość ofensywną odstawną i przy tym bardzo dobrze ją wykonał. Rozsypał wszystkie bile na stole, nie dając szans Binghamowi na dobre odstawienie się i żadnej szansy na wbicie. Wbicia przez Anglika dubla po prostu nie przewidział. Pretensje do siebie mógł mieć później, bo podszedł do stołu mając niecałe 50 straty i nie trafił banalnej czerwonej do lewej środkowej kieszeni. Już nie pierwszy raz Williamsowi zdarza się taka wtopa. Pamiętam UK Championship sprzed roku, kiedy to prowadził w finale z Johnem Higginsem 9-5 i przegrał 9-10. Być może to Walijczyk ma jakieś problemy z psychiką, skoro tak dramatycznie przegrywa mecze, prowadząc w nich wcześniej dość wysoko.

Co do samego finału. Obaj snookerzyści zasłużyli, żeby się w nim znaleźć. Williams rozegrał mecz turnieju z Dominikiem Dalem, którego pokonał 5-4. Z kolei Bingham w świetnym stylu ograł Marka Allena 5-3. Bingham miał 2 setki i na dokładkę 96, a Irlandczyk zanotował 2 brejki powyżej 60 punktów. Można jeszcze wyróżnić to starcie ze względu na animozje pomiędzy oboma zawodnikami. Kilka dni temu, po zwycięstwie nad Dingiem, napisałem, że Stuart może być czarnym koniem turnieju. Tak się stało. W meczu finałowym ściskałem kciuki za Anglikiem. Lubię Williamsa, ale to był pierwszy finał Binghama i życzyłem mu pierwszego tytułu w karierze. Mam niezły ubaw z Marka Allena, który zmieniał wersję w zależności od wydarzeń. Przed ćwierćfinałem z Binghamem powiedział, że cieszy się z jego zwycięstwa nad Dingiem, bo będzie mógł go odprawić do domu. Po porażce mówił, że zacznie trenować żeby nie przegrywać więcej z tak słabymi snookerzystami jak Bingham. Przed półfinałem z Murphym stwierdził, że ślepej kurze się trafiło, bo Bingham potrzebował aż 13 ćwierćfinałów, żeby w końcu dotrzeć do półfinału. Tylko, że tą jedną próbę Anglik zamienił od razu na finał i zwycięstwo. Porównując to z rekordem Allena - 3 półfinały i żadnego awansu do finału - można tylko głośno się zaśmiać. Bingham - 1 zwycięstwo rankingowe, Allen - 0. Jeszcze jeden smaczek to zmiana w rankingu. Bingham po zwycięstwie awansował na 11 miejsce, spychając na 12... Marka Allena. Życie czasem pisze najlepsze scenariusze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Inną sytuację miałem na myśli - nie tą z dublem. Niemniej nie chce mi się już jej nawet szczegółowo opisywać, tym bardziej, że wielu innych fanatyków Australian Open tu nie widać :)

Co do tego, że Williams się potyka przy wysokim prowadzeniu zbyt często się zgodzę. W sumie cięzko IMO stwierdzić czy to wina jego psychiki czy zmiennego szczęscia, bo o ile bywały wypadki, że ewidentnie sprawę zawalał, to drugie tyle, było takich kiedy rywal Bóg wie skąd odzyskiwał rewelacyjna formę i nawet do stołu podejść Walijczykowi nie dawał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj na Eurosporcie była transmisja nowej odmiany snookera. Konkretnie Power Snookera. Typowo dla osób którzy mają niewiele czasu na oglądanie, długich a niekiedy bardzo długich frejmów prawdziwego snookera.

A więc: większe łuzy i tym samym bile, szybsze sukno, mniej bil, biała oznaczona czerwonymi kropkami, 20 sekund na wykonanie wbicia i specjalna kula o nazwie PowerBall. Trafienie jej= podwojona ilość zdobytych punktów. Warto dodać że nie chodzi w PS o wygrane frejmy, a o łączną ilość zdobytych punktów.

Mi jednak bardziej podoba się normal snooker. Te obmyślanie jak najlepiej postawić odstawną, czy chińskiego snookera niczego mi nie zastąpi :wink:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż nie wiem czy w tym roku Eurosport poleciał sobie w kulki, czy ja tak słabo przez długi czas nie mogłem ogarnąć programu że przedwczoraj dopiero zobaczyłem 1 mecz jednego z najważniejszych turnieji snookerowych.

Przechodząc już do samych pojedynków: Judd Trump drugi raz z rzędu w finale. Tym razem po ciekawym pojedynku pokonał Robertsona 9:7. Spotkanie oglądałem od stanu 4:4, a w szczególności 1 frejm po przerwie był katastrofalny. Obaj gracze jak nie oni pudłowali proste bile, odstawiali się bardzo mizernie i gra wyglądała kompletnie nijako. Na dodatek Robertson miał jakieś 4x nie lada pech z kickami przez które oddawał pole Trumpowi. Jedną partię nawet powtórzono, kiedy przez 5 min Anglik i Australijczyk poruszali białą średnio o 2 cm doklejając ją do skupiska czerwonych.

Trump czeka już na swojego rywala, a nim będzie albo Ricky Walden albo Mark Allen. Liczę że wygra Allen, bo wtedy będzie nielada emocjonujące widowisko z młodymi gwiazdami snookera.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oglądałem 1 rundę w której grał właśnie Trump, nie pamiętam dokładnie z kim grał ale przegrywał 2-4 i w 7 frejmie grał tragicznie ale miał całą furę szczęścia pudłował do tej łuzy w którą celował to bila wpadała do innej, najśmieszniejsza była różowa, po której Trump odszedł smutny od stołu a ta po 2 czy 3 bandach wpadła do środkowej łuzy... myślałem, że tam padnę ze śmiechu...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i po finale. Faworytem był Trump i mimo wielu zwrotów akcji, jednak udało mu się wygrać 10:7.

Sam początek spotkania był dla Allena który po dobrej grze prowadził 3:1. Następnie jednak Trump wziął się do roboty i po pierwszej sesji prowadził 5:3. W wieczornej sesji, Judd znowu wygrywa serią(3 frejmy) i było 8:3. Jednak wtedy kapitalną robotę odstawił Allen. Niesamowie walczył, i przynosiło to oczekiwane skutki. Mimo że przegrał to 5 z 7 frejmów skończyło się 100 pkt. break'ami co jest napewno nie lada wyczynem i jedynie zabrakło jeszcze jednego frejma stupunktowego by wyrównać rekord Hendy'ego.

Był jeden moment kiedy przy stanie 9:6 Trump spudłował prostą czerwoną, że przeszła mi przez myśl powtórka z ubiegłego roku, kiedy podobną bilę nie trafił Williams i to skrzętnie wykorzystał Higgins. Tak się jednak w Anno Domini 2011 nie stało. Allen zyskał tylko jednego frejma więcej, a Trump zdobył drugie trofeum. Jedynym pytaniem na przyszłość zostaje, czy uda mu się zdominować snookera na długi okres czasu. W wieku 22 lat gra na najwyższym poziomie, dobrze łączy szalone wbicia i atak ala Gould z taktyką. Pozostaje więc tylko oczekiwanie, czy będą sukcesy na miarę Davisa czy Hendy'ego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trump miał w tym turnieju też sporo farta, ale wydaje mi się, że jeśli jacyś gracze zaczną z nim grać na odstawne to Judd może mieć spore problemy...Widać, że wielcy z poprzednich latach troszkę znikli bo i O'Sullivan i Higins, następny duży turniej chyba w styczniu może wtedy ktoś pokona Trumpka ;)

BTW Dzisiaj czytałem artykuł o młodym Polskim snookerzyście ME U21, który niestety może przestać trenować na poważnie ponieważ jego rodzinie brakuje kasy na rozwój sportowy syna...mam nadzieję, że znajdzie się sponsor bo chłopak ma zadatki nawet na Mistrza Świata co potwierdził wygranymi choćby z Marco Fu czy właśnie O'Sullivanem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz to już raczej nie czas O'Sullivana. Co słyszę w komentarzach o nim, to to że chęci już nie te, a lepszych od niego można w sekundę wymienić. Szkoda, bo to zdecydowanie najbardziej charakterystyczny snookerzysta wogóle.

A Higgins, jeszcze napewno powalczy o niejedno trofeum :wink:

Trump czasami zbyt nonszalancko gra odstawne, i czasami kompletnie mu nie wychodzą, jednak dla mnie bez dwóch zdań jest to talent czystej wody, łączący technikę ofensywną(wbicia przez cały stół) i defensywną. Kibicuję mu, choć mam jednak kilku bardziej lubianych snookerzystów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

chłopak ma zadatki nawet na Mistrza Świata co potwierdził wygranymi choćby z Marco Fu czy właśnie O'Sullivanem.

Z Ronniem nie wygrał. Z Fu, Maguire'm, czy Higginsem wygrał, ale pojedyncze frejmy na drużynowym pucharze świata, gdzie grało się po jednym frejmie z każdym. W meczach pełnej długości w World Tourze jak do tej pory zbierał srogie smary - nie wygrał żadnego, choć ostatnio zaczął odnosić wygrane w pojedynczych partiach. Ma potencjał, ale na razie pisanie o tym, że wygrywał z Fu jest nieuzasadnione, bo to był dosyć śmieszny turniej na końcu świata i były to tylko partie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tym bardziej śmieszny turniej, bo nie wszyscy zawodowcy traktowali go całkiem poważnie. Jak inaczej wyjaśnić porażki Higginsa z reprezentantem m.in. Afganistanu, który przecież rozjechał Polskę na tych mistrzostwach aż 4:1. Filipiak ma zadatki, ale nieprawdą jest lansowana przez polskie media teza, że potrafi świetnie grać pod presją. Właśnie w Tajlandii nie był pod żadną presją, grał dla drużyny, nikt go nie znał i nikt nie oczekiwał od niego dobrych rezultatów. Wygrał kilka frejmów, paru ludzi włącznie z Osą podnieciło się nad talentem zawodnika, co ochoczo przyjęli wszyscy w Polsce. Kiedy jednak doszło do turniejów, gdzie trzeba było pracować na własne nazwisko skończyło się serią porażek. Niestety snooker to drogi sport i jeśli nie znajdą się pieniądze, to profesjonalne występy Filipiaka szybko się zakończą. Przegrywać na początku kariery będzie każdy. Pamiętam jeszcze Trumpa pare lat temu, jeśli już udawało mu się dostać do fazy telewizyjnej to zwykle w niej przegrywał. Teraz ma już na koncie finał i zwycięstwo w dwóch najbardziej prestiżowych turniejach rankingowych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

chłopak ma zadatki nawet na Mistrza Świata co potwierdził wygranymi choćby z Marco Fu czy właśnie O'Sullivanem.

Z Ronniem nie wygrał. Z Fu, Maguire'm, czy Higginsem wygrał, ale pojedyncze frejmy na drużynowym pucharze świata, gdzie grało się po jednym frejmie z każdym. W meczach pełnej długości w World Tourze jak do tej pory zbierał srogie smary - nie wygrał żadnego, choć ostatnio zaczął odnosić wygrane w pojedynczych partiach. Ma potencjał, ale na razie pisanie o tym, że wygrywał z Fu jest nieuzasadnione, bo to był dosyć śmieszny turniej na końcu świata i były to tylko partie.

Sry chodziło mi o granie sparingu a tam ponoć nasz młody rodak wygrał kilka frejmów ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Straszna patologia w dzisiejszych meczach trzeciej rundy PTC.

Trump bez wielkiego wysiłku wygrywa 4:0 z niejakim Morrisem(Irlandczyk chyba nawet raz nie wbił więcej niż 30 pkt.) Dwa pierwsze frejmy meczu Williams-Selby tak ochoczo zapowiadanego jako szlagier, też co najwyżej średnie widowisko. Szczególnie Mark Williams nie grał absolutnie nic, pudłował chyba wszystkie bile z dalekiego dystansu(nawet te łatwiejsze) i z kretesem przegrał 2:0. Selby jednak też nielepszy, w głównej mierze wykorzystywał błędy Walijczyka. W 3 frejmie sobie darowałem i wyłączyłem TV...

Warte jest napewno odnotowania drugi "max" Dinga w ciągu 3 dni, co jest bardzo dobrym wyczynem.

Jeszcze co do publiki: To jest chyba jakiś typ ludzi ala ZAMULATORZY 2000. Nawet po najlepszych zagraniach prawie wogóle nie klaszczą. Pierwszy raz od kiedy oglądałem snookera zasypiałem. Totalna tragedia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ Tomoslav - jaki turniej, taka publika. I tak dobrze, że był z tego obraz w TV, bo z większości angielskich PTC w ogóle nie było transmisji. Trudno też poważnie traktować tamtejsze maxy, bo stoły w Akademii Snookera są raczej treningowe. Całość wygrał Tom Ford :)
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najbardziej prestiżowy turniej snookerowy trwa na dobre i zaledwie minęło kilka dni, a już mamy kilka sytuacji naprawdę zaskakujących. Przede wszystkim Shaun Murphy okazał się gorszy od debiutanta Jonesa 8-10. Po niesamowicie zaciętej batalii John Higgins jednak wygrał 10-9 z Liangiem Wenbo choć więcej precyzji ze strony Chińczyka i ubiegłoroczny triumfator z Sheffield pożegnałby się z turniejem.

W innych wynikach najbardziej szkoda mi porażki Goulda. Jest to niesamowicie nieprzewidywalny snokerzysta i właściwie mógłby wygrać z każdym, i przegrać z każdym, ale jego wbicia czasami są tak nieprawdopodobne że chciało by się je oglądać bez końca.

No i zdecydowanie numero uno faili, a właściwie niesamowitego pecha.

http://www.youtube.com/watch?v=rJoGD3D4ZI8

Moment dla Allena jak z nieba do piekła.

Kolejne spotkania pierwszej rundy już trwają, albo zaczynają się jutro, za to w drugiej rundzie już szykuje się prawdziwy godny Crucible Theather pojedynek: Hendry- Higgins. Ten pierwszy już w swoim pierwszym pojedynku z Binghamem wbił maxa za którego gratulowali mu... gracze z sąsiedniego stołu :tongue:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I runda MŚ już na dobre zakończona i na pewno pozostanie w pamięci głównie przez porażki wielu faworytów(Selby, Murphy, Lee) i zaskakująco dobrą postawę debiutantów.

W rundzie II na pierwszy plan oprócz wspominanego przeze mnie pojedynku Higgins-Hendry, będzie miał też miejsce inny klasyk, a mianowicie O'Sullivan z Williamsem który na dzień przed mistrzostwami zmieszał z błotem Crucible Theather mówiąc o tym msc. "zasrana dziura" W ogóle oprócz zwyczajowych kontrowersji związanych z Markiem Allenem(wypowiedż o chińczykach) nieoczekiwanie swoje "3 grosze" dorzucił Ding który niepochlebnie wypowiadał się o publiczności.

Cóż jakoś musiał odstresować przegraną 9:10(jego prowadzenie w pewnym momencie 9:6) z Ryanem Dayem jeśli dobrze pamiętam.

Z innych ciekawych pojedynków na uwagę również zasługuję batalia Trump-Carter. Ten pierwszy w swoim pierwszym meczu lekko mówiąc najlepszego snookera nie pokazał, ale może będzie tak jak z Higginsem który podobno z każdym spotkaniem zyskuję na formie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Higgins to przede wszystkim co dwa lata gra, a teraz mu wypada rok "chudy". No i to widać, Hendryk go łoi i jest tylko o jedną partię od ćwierćfinału. Moim cichym faworytem jest Stevens, który może dość łatwo dojść do półfinału - Hawkins mu stoi na drodze, a potem któryś z kwalfikantów (Day albo Cao)...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...