Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Turambar

Forumowicze o Sobie VIII

Polecane posty

tak nigdy, ale to nigdy nie miałem żadnego złamania!
Hehe, same here. ^^ też się mogę pochwalić brakiem jakichkolwiek złamań, choć skręcenia kostek już się zdarzały... I nie wiem, czemu lub komu mogę to zawdzięczać, bo płatkożerką nie jestem, wapnia też zbyt dużo w siebie nie pakuję. Może po prostu mam mocne kości albo dużo szczęścia? ;]

No i nigdy nie byłem w szpitalu z powodu urazów. :D
Hm. Pewnie po pobycie (nawet krótkim) w szpitalu wyszłabym z niego w dużo gorszym stanie psychicznym, niż kiedy tam trafiłam. Dlatego ze szpitalami niemalże w ogóle nie miałam do czynienia. :3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę że jest to zasługa płatków, a bardziej mleka, które do tychże się przecież dolewa. Zjadam je w sporych ilościach, wypijam sporo mleka... Myślę, że dzięki temu mam mocniejsze kości. Co prawda nie jeżdzę na łyżwach czy coś, ale też sporo razy miałem mocniejsze upadki/zostałem mocniej kopnięty, sfaulowany...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O, tu jeszcze się nie wypowiadałem. Więc do dzieła. Widzę ,że dyskusja dotyczy wszelakich urazów i uszkodzeń. Do 15 roku życia byłem nie zniszczalny, jak T-1000 z Terminatora. Aż tu nagle skończyłem 17 lat o mój kolega udowodnił mi jak bardzo się myliłem, aż dwa razy. Na początek zostałem staranowany na sali gimnastycznej w wyniku czego miałem złamanego kciuka i mocno stłuczony bark. Drugi raz frustracja mojego kolegi wzięła górę, ponieważ w bardzo sprytny sposób kiwnąłem go prowadząc piłkę ,a on odwdzięczył się złamaniem kostki. Twierdzi do dzisiaj że niechcący, ale ja swoje wiem :). I tu morał z tej opowieści płynie: łamcie sobie kciuki bo dają większe odszkodowanie niż za złamaną kostkę :tongue: .

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh ja miałem ciekawszą historie.

W mieszkaniu ojciec wymieniał koloryfery, wiec stare, ciezkie, zostaly tymczasowo wywalone na ogrod. Pewnego dnia cos we mnie strzelilo i....zapragnolem zostac ninja ;d Mianowicie bralem rozped, i skakalem przez nie. Po 10 min postanowilem zwiekszyc poziom trudnosci z normal na hardocre - zwiekszylem odleglosc miedzy kaloryferami... 1 skok....i niedolecialem noga mi utknela kaloryfery zaczely leciec na mnie, zlamalem sobie jakims cudem reke a nie noge.....o.O W kazdym razie nogi tez o malo nie stracilem jak po tym wszystkim koplem w te glupie grzejniki ^^

PS. Koledzy dalej mysla ze zlamalem sobie reke przy potknieciu o kamien na ulicy.... ;p Jakos glupio im powiedziedc prawde.... ;>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może po prostu mam mocne kości albo dużo szczęścia? ;]

Ubogie dzieciństwo i dotychczasowe życie raczej, ot co ;)

Mało próbowaliście i jesteście ostrożni pewnie po prostu. Ja, na ten przykład, nogę miałem złamaną przez lenistwo. Tak, dobrze przeczytaliście, przez lenistwo! :D

Mianowicie nie chciało mi się iść do celu (domu dziewczyny) okrężną drogą, no to siup przez las... A że to noc była, w lesie ciemno i taka fajna dziura była... No cóż, samo tak jakoś wyszło. Na dodatek dotarłem do tego domu (1,5 km) i nawet przesadnie na ból nie narzekałem. Do lekarza udałem się dopiero rano.

Myślę że jest to zasługa płatków, a bardziej mleka, które do tychże się przecież dolewa. Zjadam je w sporych ilościach, wypijam sporo mleka...

Sam wlewam je w siebie litrami, więc wątpię...

Co prawda nie jeżdzę na łyżwach czy coś, ale też sporo razy miałem mocniejsze upadki/zostałem mocniej kopnięty, sfaulowany...

Ja tam na łyżwach śmigam, ale uwierz - kopnięcie z partyzanta w kolano nie jest czymś, co chciałbyś uświadczyć ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moze tak by tak zdjecia wrzucic tez, byloby ciekawiej :> ? Majac 9 lat na zielonych koloniach (przedostatni dzien) kolega zrzucil mi na duzy paluch (lewa stopa) ogromny zaglowek. Efekt? Uszkodzona kosc. Ledwo chodzilem przez 4 tygodnie. Szyna na stopie wraz z ogromna iloscia bandazy..

Majac z kolei lat 12 uleglem dosc powaznemu wypadkowi samochodowemu. Peknieta lopatka, zlamany obojczyk (lezalem 2 tygodnie w szpitalu w Brzegu, ale tamci chirurdzy w ogole nie raczyli kosci poskladac i gipsu zalozyc), pocieta od szkla twarz (blizny ledwo widoczne do tej pory), rozciete ramie (blizna doskonale widoczna), rozciete ucho oraz stluczenie pluca. Kosci poskladali i gips zalozyli dopiero w klinice w Zabrzu, gdzie lezalem kolejne 2 miesiace, ze wzgledu na obustronne zapalenie oplucnej spowodowane (ponoc) stluczeniem pluca (lewego). Dlaczego ponoc? Lekarze nie mogli dojsc skad to sie wzielo: jedni uwazali, ze z wypadku, inni ze mialem to juz wczesniej. Zreszta i tak bylem najmniej poszkodowany w tym wypadku... A co do gipsu, zebyscie mnie widzieli jak chodzilem - jak prawdziwy paker, gips zalozony na "osemke" (pod pachami, bark, plecy, klata) :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ale uwierz - kopnięcie z partyzanta w kolano nie jest czymś, co chciałbyś uświadczyć ;)

Ogólnie uderzenia w kolano są równie bolesne jak wiadomo gdzie. :tongue: Na wfie to różne kontuzje się przydarzały. A to kolega kolanem uderzył w moje kolano, a to się z piłki w nos oberwało, uderzenia łokciem w zęby itd to normalka. :D Jeśli chodzi o złamania. Już chyba kiedyś pisałem o tym w FoSie. Jadąc na rowerze straciłem równowagę i upadłem na rękę. Złamanie okazało się tak niefortunne, że okupiłem je 4 miesięczną rehabilitacją. Najgorsze było jednak zwolnienie z wuefu. Siedzenie na ławce i przyglądanie się jak koledzy dobrze się bawią grając w nogę, kosza czy siatkę to tragedia. Przynajmniej dla mnie... ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja miałem obrzydliwie spokojne dzieciństwo i nigdy nic sobie nie złamałem ani nawet nie skręciłem czy zwichnąłem. Raz tylko skacząc po łóżku odbiłem się nieco za mocno i wylądowałem uchem na kancie szklanego stolika. Trochę krwi i bólu, ale poza tym nic poważnego. Innym razem kot znajomych zostawił mi na nodze spory ślad, ale płytki i szybko zniknął. Nie interesowałem się też za bardzo ogniem (no dobra, uwielbiałem robić "ogniska" z zapałek, ale nigdy nic nie podpaliłem) ani elektrycznością. Blizn żadnych nie mam, nie licząc operacyjnej za uchem. Ostatnio nauczyłem się jednak jeździć na łyżwach, ale raczej średnio wprawnie, więc podejrzewam, że w końcu poczuję jak to jest być w gipsie ;]

Najgorsze było jednak zwolnienie z wuefu.

Ja raz dostałem półroczne (na początku drugiego półrocza, więc właściwie do końca roku szkolnego) i niby na początku było fajnie, ale potem zacząłem żałować, bo zwyczajnie nudno było tak siedzieć i patrzeć na innych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm. Ja raz wybiłem sobie palca na w-f i dostałem odszkodowanie 120 zl, a mój brat złamał sobie ręke i dostal 250 +. Wiec pewnie jakbym sobie wybil 2 palce dostałbym 240. ehehe nie ma sprawiedliwosci na tym świecie ;>

@UP..... co ty gadasz? Jak ja bym dostal zwolnienie na W-F to byl sie cieszył. Nigdy specjalnie nie cwicze na wf, wole sie powyglupiac z kolegami i poudawać żę gram :P:P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zwyczajnie nudno było tak siedzieć i patrzeć na innych.
No co Ty, jest tyle ciekawych zajęć, które można robić siedzącna W-Fie :3 od czytania, rysowania, pisania, przez wałęsanie się, słuchanie muzyki, po odrabianie lekcji/nauki na następną lekcję.

Odpowiedź jest prosta - nie w każdej szkole nauczyciel od wuefu na to pozwala. I nie dziwota, bo zwolnienie zwalnia jedynie z ćwiczenia, a nie z uczestnictwa w lekcji. To tak jak z uszkodzoną ręką, zwolnienie może nas zwolnić z pisania, ale nie z udziału w lekcji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ubogie dzieciństwo i dotychczasowe życie raczej, ot co ;)
Wiesz, okazji do zrobienia sobie krzywdy miałam dosyć sporo. ;P ale masz trochę racji, że bojąc się widoku krwi czy uczucia bólu, jestem ostrożniejsza. Pamiętam, że kiedy byłam młodsza, lubiłam bawić się nożami (właściwie nadal lubię, hrhrhr), co skończyło się paroma "draśnięciami" i krwią na stole. ^^ na szczęście obok była bodajże moja mama, która szybko zainterweniowała.

zwyczajnie nudno było tak siedzieć i patrzeć na innych.
No co Ty, jest tyle ciekawych zajęć, które można robić siedząc na W-Fie :3 od czytania, rysowania, pisania, przez wałęsanie się, słuchanie muzyki, po odrabianie lekcji/nauki na następną lekcję. I cieszę się, że po wyjściu z sali gimnastycznej nie jestem ani mokra od potu, ani zmęczona i mam siłę dojść na przystanek. Ale nigdy nie zdarzyło mi się zwolnienie z owych lekcji dłuższe niż tydzień. ;]
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pamiętam, że kiedy byłam młodsza, lubiłam bawić się nożami (właściwie nadal lubię, hrhrhr)

Młodociani nożownicy są wśród nas :tongue: Każdy kto spotka Kath niech lepiej uważa żeby nie wyciągnęła jakiegoś noża z kieszeni i dla zabawy nie zaczęła sobie nim rzucać :laugh:

Odpowiedź jest prosta - nie w każdej szkole nauczyciel od wuefu na to pozwala. I nie dziwota, bo zwolnienie zwalnia jedynie z ćwiczenia, a nie z uczestnictwa w lekcji. To tak jak z uszkodzoną ręką, zwolnienie może nas zwolnić z pisania, ale nie z udziału w lekcji.

Nasz nauczyciel nawet nie wie ile osób tak naprawdę nie ćwiczy. Raz pół klasy wybrało się na wycieczkę na miasto i jakoś się nie połapał.

Down

Ja akurat się z nimi nie wybrałem, miałem lepsze rzeczy do roboty niż szlajanie się. A dwa dni później kilku z tej grupki do szkoły podwiozła policja więc.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh. U nas, żeby pójść z lekci wuefu trzeba nie tylko mieć zwolnienie, ale też oświadczenie rodzica, że przez tę lekcję (z której idziemy) biorą za nas odpowiedzialność, a nie szkoła. Poza tym pozdrawiam i przekazuje wyrazy wsółczucia wszystkim którym w organizmie coś się połamało. Sam miałem tylko pęknięty paliczek dużego palca u stopy, ale i tak musiałem zasuwać dwa tygodnie o kulach. W dodatku to był akurat początek wakacji i przegapiłem dwa fajne wyjazd :dry: Jak pech, to pech.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No co Ty, jest tyle ciekawych zajęć, które można robić siedząc na W-Fie :3

Po pierwsze w cytacie jest zły podpis :P Po drugie może i tak, ale ja WF miałem zazwyczaj na pierwszych lekcjach, więc nie było czego odrabiać, książek do szkoły nie noszę (jakby mi było potrzeba więcej obciążenia do i tak wypełnionego plecaka), rysować nie potrafię, MP3 nie mam i nie chcę mieć, komórkę noszę ze sobą od święta, a nauczyciel nie pozwalał wyjść poza salę/boisko, więc szwendanie się też odpadało. Zresztą połowa tych czynności pewnie i tak zostałaby przerwana przez nadlatującą piłkę lub nauczyciela. Zostawało siedzenie, myślenie, czytanie podręczników, gadanie z innymi zwolnionymi i patrzenie jak reszta gra lub ćwiczy. Na dworze trochę lepiej, bo swoboda ruchów była większa niż na sali.

W dodatku to był akurat początek wakacji i przegapiłem dwa fajne wyjazd dry.gif Jak pech, to pech.

Moja daleka kuzynka, która mieszka na ulicy obok raz skręciła sobie kostkę tuż przed świętami tak, że spędziła je, Sylwestra i jeszcze trochę potem w gipsie. Najlepsze jest to, że skręciła ją sobie podskakując lekko na nierównym chodniku kiedy machała znajomemu na pożegnanie i były to jej drugie z rzędu święta w gipsie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odpowiedź jest prosta - nie w każdej szkole nauczyciel od wuefu na to pozwala.
Hmm. Ani razu nie trafiłam na wuefistę, który zabroniłby mi przynoszenia książek czy mp3 na lekcję... Widocznie ma się czasem to szczęście. ^^ choć i tak najlepszym wyjściem, zamiast siedzenia na lekcji, jest pójście do domu. W-Fy najczęściej są albo rano przed lekcjami, albo po lekcjach. Przynajmniej można się wyspać lub wcześniej wrócić do domu.

@Lukasss

Kiedy chodziłam do gimnazjum nauczycielce W-Fu zdarzało się w ogóle nie zwracać uwagi na to, kto ćwiczy, a kto nie. ;] Może i nie zdarzało się to zbyt często, ale jednak.

Każdy kto spotka Kath niech lepiej uważa żeby nie wyciągnęła jakiegoś noża z kieszeni i dla zabawy nie zaczęła sobie nim rzucać :laugh:
Mhm, prędzej bym się sama skaleczyła, niż rzuciła w kogoś nożem. ;)

Po pierwsze w cytacie jest zły podpis :P
Oj, to przepraszam. ;]

Po drugie może i tak, ale ja WF miałem zazwyczaj na pierwszych lekcjach, więc nie było czego odrabiać, książek do szkoły nie noszę (...)
Aaaale marudzisz ;P w takim razie lepiej by było, gdybyś nie przychodził na te pierwsze lekcje. Dla mnie takie bezczynne siedzenie to strata czasu. Mógłbyś wtedy pospać dłużej o tę godzinę czy dwie. A co do książek - kiedyś nosiłam ze sobą trylogię Stare Królesto Gartha Nixa... Nie wiem, jakim cudem mój kręgosłup to przeżył, no ale... ;]
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że marudzę, ale od czasu do czasu lubię sobie ponarzekać, niektórzy mi mówią, że nawet za bardzo ;] Co do spania to nie było tak źle, zazwyczaj byłem wyspany i nie narzekałem zbytnio. Szczególnie tęsknię za rozkładem zajęć z gimnazjum kiedy spoglądam na ten licealny i uświadamiam sobie, że właściwie codziennie wstać muszę o 6:30 i drałować do szkoły 20 minut, a spać chodzę najwcześniej o północy. Zwyczajnie szkoda mi nocy :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O, mam całkiem podobny rozkład godzin. ;] z małą różnicą - teraz wstaję o 6 ^^" no i jedynie, gdzie jestem zmuszona iść pieszo, to droga na przystanek. I z przystanku do szkoły.

I podobnie jak u Ciebie, chodzę spać koło północy, czasem o 1. Wszystko zależy od stopnia zmęczenia ^^ i nie tyle szkoda mi nocy, co wieczorami czuję już, że rano znowu będę musiała wstać i staram się odwlec moment pójścia do łóżka jak najbardziej. W końcu jak się śpi, to godziny mijają tak szybko... :c

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że marudzę, ale od czasu do czasu lubię sobie ponarzekać, niektórzy mi mówią, że nawet za bardzo ;

Dzień bez marudzenia można uznać za dzień stracony. A że czasem człowieka poniesie, co można poradzić :biggrin:

W-Fy najczęściej są albo rano przed lekcjami, albo po lekcjach

A ja jak na złość mam je zawsze w połowie lekcji. Potem siedzisz i starasz się nie zasnąć.

O, mam całkiem podobny rozkład godzin. ;] z małą różnicą - teraz wstaję o 6

To chyba każdy kto ma dalej do szkoły musi tak wcześnie wstawać, niestety.

Zarywanie nocek to moje ulubione zajęcie, a potem rano mam ochotę rzucić kogoś nożem ^^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę że jest to zasługa płatków, a bardziej mleka, które do tychże się przecież dolewa. Zjadam je w sporych ilościach, wypijam sporo mleka... Myślę, że dzięki temu mam mocniejsze kości. Co prawda nie jeżdzę na łyżwach czy coś, ale też sporo razy miałem mocniejsze upadki/zostałem mocniej kopnięty, sfaulowany...

Kolega "skopiował" mojego posta :P. Pisałem o tym już kilka dni temu. Zero złamań, zero zwichnięć. \m/

Ostatnio nauczyłem się jeździć na łyżwach. Ha! Co prawda zaliczyłem 4 gleby, w tym 1 epicką, ale jakoś dałem radę.

Z tymże źle zawiązałem łyżwy (za słabo) przez co miałem wczoraj całą nogę zakrwawioną. Ale było bosko :D.

Najfajniej było, jak wpadłem na siostrę. 2 bliźniaki na lodzie. Możnaby napisać o tym jakąś książkę :P

Ubogie dzieciństwo i dotychczasowe życie raczej, ot co

A może po prostu osoby, które nie połamały się nie są sierotami? Albo są na tyle mądre, by nie skakać z x piętra na mokry piach?

Ja ostatio sobie wf'y olewam. Chociaż nie dziś. Dziś grałem w kosza i zaliczyłem przepiękny backslash'a z rzutem do kosza. Allen Iverson i Kobe się przy mnie chowają.

Chociaż "3" dziś niezbyt mi wychodziły. A po lekcjach zrobiliśmy 2 wielkie bałwany :D

Już dawno nie robiłem bałwana, ale dziś nadrobiłem to z nawiązką ^^. Co prawda nie było marchewki i węgla, ale była maja czapeczka Wisły Kraków i szalik Śląska:P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja jak na złość mam je zawsze w połowie lekcji. Potem siedzisz i starasz się nie zasnąć.
o.0 tak, to jest właśnie przykład głupoty nauczycieli... Ech. Nie pojmuję, jak można kazać uczniom ćwiczyć na WFie w środku zajęć. Po prostu nie pojmuję.

To chyba każdy kto ma dalej do szkoły musi tak wcześnie wstawać, niestety.
Takie wczesne wstawanie jest też spowodowane tym, że rano jestem najczęściej nieprzytomna i wszelkie poranne czynności zajmują mi dużo więcej czasu niż zwykle. ;] no i pogoda też zbytnio nie zachęca do wstawania...

A czy daleko mam do szkoły? Cóż... z pół godziny piechotą będzie. Ale na szczęście są autobusy, które, o dziwo, nie spóźniają się i zjawiają się na przystankach. :3

Ostatnio nauczyłem się jeździć na łyżwach. Ha! Co prawda zaliczyłem 4 gleby, w tym 1 epicką, ale jakoś dałem radę.
Pamiętam, kiedy pierwszy raz ubrałam łyżwy. W sumie skończyło się tylko na jednej wywrotce, po kilku godzinach nauczyłam się jako-tako jeździć i przestałam w końcu przytrzymywać się barierek. ;P
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio nauczyłem się jeździć na łyżwach. Ha! Co prawda zaliczyłem 4 gleby, w tym 1 epicką, ale jakoś dałem radę.

Ja też niedawno się nauczyłem. Zajęło mi to ze dwie godziny, sporo "kiwnięć" i 3 wywrotki, z czego jedna prosto na kolano co poskutkowało dużym, ale niezbyt uciążliwym siniakiem. W końcu jednak zrozumiałem z czym to się je i nawet zrobiłem parę okrążeń bez chwytania barierki co 10 sekund :] Miałem jednak krótki okres "kurde, nie umiem i się nie nauczę, odczepcie się wszyscy, którzy mi pomagacie" ale zazwyczaj tak mam kiedy nauka czegoś średnio mi idzie.

Takie wczesne wstawanie jest też spowodowane tym, że rano jestem najczęściej nieprzytomna

Ja mam, co ciekawe, na odwrót. Rano jestem w miarę sprawny, nieco tylko spowolniony, a dopiero w szkole dopada mnie senność, szczególnie na nudnych lekcjach kiedy trzeba słuchać nauczyciela.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Złamania? No cóż i tutaj to jestem n00bem. Ale cała reszta...

Licząc po kolei:

2 x Zwichnięcia

1 x Ławka-w-czerep

Dużo x Łbem o beton

1 x Wibity ząb

Zwichnięcia... no cóż, jechałem rowerem, wywaliłem sie itepe. Nic ciekawego.

Ławka w czerep - jakoś tak wyszło, bawiłem się, biegłem do kolegi, po drodze facet huśtał się wyyysoko... nie zauważyłem go bo był cofnięty, a ja biegłem, w tym mniej więcej momencie dostałem butem(chwała że tylko) w ucho... cały dzień dudniło.

Łbem... Raz byłem mały, jechałem rowerykiem, wyrąbałem się o kamień i zjechałem tak, że trafiłem na kant podmurówki płotu... do dziś mam dość duże odkształcenie... reszta to zwyczajnie - potknąłem się, zaplątałem w coś itepe.

Wybity ząb - można zaliczyć do łbem o beton też. Bawiliśmy się w "sanki na korytarzu". Szła nauczycielka, kolega którego ciągnąłem wstał, miałem ręce z tyłu, brak amortyzacji i jak przy**** to mi aż ząb wypadł. Poskładali i powkładali, ale mam z nim dziś okrutne problemy...

zwyczajnie nudno było tak siedzieć i patrzeć na innych.

No co Ty, jest tyle ciekawych zajęć, które można robić siedzącna W-Fie :3 od czytania, rysowania, pisania, przez wałęsanie się, słuchanie muzyki, po odrabianie lekcji/nauki na następną lekcję.

No cóż, ja wolę zaleznie od tego co robimy grać lub siedzieć. Jest wiele ciekawych zajęć, ale nic nie działa lepiej żeby powiedzieć "Wale, zrobie to później" niż granie w nogę albo w kosza.

Zresztą - ja preferuje tylko to ostatnie i przedostatnie spędzanie czasu - odrabianie lekcji(po to są Wuefy :)) i słuchanie muzyki. Względnie można komuś zakosić telefon i grać całą lekcję w Icy Towera :)

Zostawało siedzenie, myślenie, czytanie podręczników, gadanie z innymi zwolnionymi i patrzenie jak reszta gra lub ćwiczy. Na dworze trochę lepiej, bo swoboda ruchów była większa niż na sali.

Kujon :D Żeby wiedząc że jest się zwolnionym odrabiać zadania w domu :) Mój osobisty rekord to przepisane 3 długie zadanie z Matmy(metodą z początku-środka-końca) i narysowany obrazek z plastyki. Nauczyciel nam na to pozwala, gorzej z ping-pongiem na korytarzu i przechodzeniem dyrki - nauczycielki naszej od Matmy. Ileż to zeszytów i pał się posypało :D

Nasz nauczyciel nawet nie wie ile osób tak naprawdę nie ćwiczy. Raz pół klasy wybrało się na wycieczkę na miasto i jakoś się nie połapał.

Nie chciał robić problemu i tyle. Nasz by ta to nie pozwolił z jednego podstawowego powodu - jest naszym wychowawcą. Czasem szkoda, bo nerwowy jestem i ku... ciekawymi słowami rzucam przy graniu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

o.0 tak, to jest właśnie przykład głupoty nauczycieli... Ech. Nie pojmuję, jak można kazać uczniom ćwiczyć na WFie w środku zajęć. Po prostu nie pojmuję.

Policzmy... U mnie w szkole jest ~40 klas. Choć wydaje mi się, że i tak zaniżyłem (9/10 uczniów to dziewczyny).

Dni w tygodniu mamy 5... Po podzieleniu daje nam to 8 klas na dzień. Po podzieleniu na ranek i popołudnie daje to po 4 klasy na wf'ie. W środku zimy byłby kłopot, choć mamy dwie sale gimnastyczne i siłownię.

A sam i tak preferuję wf gdzieś w środku niż z samego rana. Nie dość, że zazwyczaj jestem niewyspany (moja wina, że jest tyle do zrobiena, a doba ma tylko 24h!?) to jeszcze wymęczony i spocony mam siedzieć 6h w szkole? Podziękował.

A do szkoły wstaję o 7:30 ^^

Jest to czas optymalny, który pozwala mi na obmycie się, umycie zębów, spakowanie się i dotarcie do szkoły ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...