Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

Sesja Gundam

Polecane posty

Pierwsze skrzynie ciężko wylądowały w hangarze Pyłu. Oba mechy ruszyły po kolejną porcję łupów. Póki co szło nieźle.

- Oceniam, że mamy jeszcze trzy do pięciu minut - usłyszeliście spokojny głos Wasyla. - Otrzymałem też wiadomość od Gallanta, ewakuacja bazy została zakończona. W ciągu dwunastu minut powinien dotrzeć do wyznaczonego punktu.

Ryan tymczasem zobaczył na swoim radarze 6 kontaktów. Pól eskadry wrogich myśliwców, wysłanych zapewne by sprawdzić co się dzieje. To tyle jeśli chodzi o spokój.

***

Większość niepotrzebnych systemów wyłączona. Reaktor działający zaledwie w jednej czwartej nominalnych możliwości. Wszystko by utrudnić wykrycie. Z drugiej strony ciężko ukrywać się w mechu, którego głowa wystaje nad czubki najwyższych drzew. Mimo to trasy ucieczki zostały wyznaczone bardzo dobrze. Ktoś, zapewne kapitan Pyłu, odgadł w jaki sposób przeciwnicy będą atakować i gdzie w ich sieci będą luki na tyle duże by nawet Gundam dał radę się przemknąć. Trasa nie była jednak prosta, serwomotory nóg kilkakrotnie rozbłysły pomarańczą gdy musiały utrzymać równowagę w czasie zsuwania się po stromym zboczu. Przyda im się przegląd po misji. To byłaby robota dla Jeffa...

Kroki, wstrząsy, zirytowane popiskiwania obciążanych mechanizmów, cichy płacz. Pogrążona w półmroku kabina. Niedługo będzie po wszystkim, do spotkania z Pyłem nie zostało wiele czasu. Niedługo...

***

Kolejny ranek, kubek kawy, długie ciągi liczb na wiszącym przed oczami na ekranie cienkim jak ostrze noża. Dane statystyczne wyglądały obiecująco.

- Panie doktorze, nie wie pan przypadkiem co z Heidi? Miała być dzisiaj od rana. Mówiła, że chce przeprowadzić inspekcję naszej sieci wewnętrznej. Tymczasem już 10, a jej nadal nie ma. Nie kontaktowała się czasem z panem? - Adam spojrzał na jednego z sieciowców. Heidi dzieliła zwykle czas między zaawansowaną inżynierię mechów i swoją pasję komputerową, współpracowała więc z mnóstwem osób. I było to do niej niepodobne, żeby nie pojawić się w instytucie bez uprzedzenia. Może dziewczyny zostały w barze zbyt długo poprzedniego wieczora?

***

Mosquito powoli zbliżał się do granicy atmosfery. Póki co wszystko szło dobrze. Aż za dobrze... Po raz drugi w ostatnich dniach nagle ożywiły się Archanioły. Marcus przypomniał sobie jak dwa dni wcześniej obserwował ich manewry gdy z jakiegoś powodu zdecydowały się odwiedzić Amerykę. Tym razem wyraźnie kierowały się na Europę. Szybkie obliczenia trajektorii wykazały że ich celem nie jest jednak Gundam. Lecą gdzieś w kierunku południowego brzegu Bałtyku, o ile nie zmienią kierunku. AI jednak zwykle wybierało optymalną drogę w trakcie powrotu do atmosfery i raczej nie zmieniało jej gwałtownie. Problem w tym że ich kurs wypadał bardzo blisko. Na tyle blisko, że mogą się niezdrowo zainteresować tajemniczym mechem...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wysiorbałem ostatni łyk kawy nie dając po sobie poznać absolutnie niczego, pozornie zaabsorbowany tą jedną czynnością. W rzeczywistości ledwo powstrzymałem najgorsze możliwe wyobrażenia skutków mojego donosu i starałem się doprowadzić do równowagi. Dobra, nie przyszła i nie wykonała inspekcji. Szansa na wykrycie sabotażu znowu spadła do akceptowalnego minimum. Równie dobrze mogła zaspać, rozchorować się, mogło jej coś wyskoczyć, mogła mieć wypadek zupełnie niezwiązany z całą sprawą, na brak powiadomienia też są dziesiątki wyjaśnień.

- Nie, nic mi nie przekazywała - mówię, odstawiając kubek zadowolony z tego, że choć w tym nie kłamię. - Nie mam pojęcia, co się z nią może dziać. Choć tak po prawdzie... wczoraj pomogłem jej i koleżankom z jednym problemem, potem wpadliśmy do baru. Musiałem się zmywać, ale one mogły się zasiedzieć... Ale nie wszyscy muszą o tym wiedzieć, nie chciałbym, żeby miała jakieś kłopoty - spoglądam na niego znacząco, pewny, że trafię do piekła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiwnąłem głową z zadowoleniem słysząc wiadomość o udanej ewakuacji bazy. Sam pilot Gallanta powinien sobie poradzić, nawet w takim ciężkim klocu, jak jego maszyna... A już na pewno nie miał innego wyjścia. Ładując kolejne skrzynie do Gwiezdnego Pyłu opracowywałem w pamięci kolejne detale przeróbek Charona mających na celu zwiększyć jego mobilność. W ogólnym zarysie plan zakładał zamontowanie specjalnych vernierów zasilanych prosto z reaktora... Najwięcej problemów sprawiało mi dobranie ich układu - aktualnie rozważałem układ sześciu dysz skierowanych symetrycznie na boki i układ dwóch ramion skierowanych do tyłu...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgodnie z wszelkimi wcześniejszymi założeniami coś musiało wyskoczyć po drodze. Teraz należało zdecydować jakie kroki podjąć wobec zaistniałej sytuacji.

Na pewno nie zostawię spraw ślepemu losowi, bo za dużo jest do stracenia, żeby siedzieć bezczynnie i dać się zastrzelić z nieba. Kto wie, może ich działania w tym rejonie mają związek z planowaną operacją a wyeliminowanie ich da pewną przewagę lokalnym partyzantom. W każdym razie, atakując Archanioły widać więcej zysków niż strat zakładając, że kilka myśliwców nie będzie w stanie zestrzelić Gundama. Jestem w kosmosie i atut szybkości jest tutaj niczym co nie znaczy, że brak szans na zaskoczenie wroga... a tylko z tego mogę zyskać przewagę.

Chłód analitycznego umysłu rozważał kolejne zmienne i aspekty walki w próżni. Z każdą zbliżaną sekundą do Archaniołów szykował się jego pierwszy sprawdzian bojowy.

- ATS aktywowany. - podejrzewałem, że w znacznym stopniu potyczka rozegra się na bliskim dystansie. - No dobra... - westchnąłem. - Falanga idealnie sprawdzi się na was... tak... najpierw kilka pocisków przeciwlotniczych a potem, zależy jak bardzo zwinne będą, dobicie działkiem przeciwpancernym albo Gatlingiem.

Przed poważniejszymi uszkodzeniami może ochronić mnie tarcza, pomyślałem nim znalazłem się w odległości kontaktu ogniowego.

Teraz miałem się przekonać ile potrafię z tą maszyną.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Im dalej od bazy i jednostek wroga się znajdowałem, tym bardziej zacząłem rozmyślać o tym, co się stało. I po raz kolejny już raz wszystko sprowadzało się do krytycznego momentu w mieście. Stan Michelle udzielał mi się coraz bardziej jednak nie uroniłem żadnej łzy.

Niebezpieczeństwo wydawało się już zażegnane i nie sądzę, by jednostki wroga szybko rzuciły się w pościg za nami. Nie powinny zdążyć przed naszym bezpiecznym dotarciem do Pyłu. Gallant choć odniósł spore uszkodzenia i nie był przystosowany do poruszania się po tak trudnym terenie - parł naprzód. Jeszcze trochę i Michelle będzie bezpieczna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pył, muszę Was niestety zmartwić - rzuciłem do komunikatora, obserwując szybko zbliżające się obiekty na radarze - Nadlatuje sześć wrogich myśliwców, kłopotów z nimi raczej nie będzie. Pytanie, czy nie ciągną za sobą wsparcia. Czekam na instrukcje.

Tym razem wolałem nie być w gorącej wodzie kąpany i poczekać na rozkazy Wasyla. Jeśli niepotrzebnie wdam się w walkę z wrogiem, który być może jeszcze nawet nas nie zauważył, to narażę całą misję na niepowodzenie. Mentalnie przygotowywałem się do możliwego starcia.

- I'm bad to the bone - szepnąłem do siebie po angielsku wsłuchując się w mocne nuty utworu, który właśnie zabrzmiał w kokpicie Uranosa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gudnam spadł na wrogie myśliwce niczym jastrząb. Niestety jednak Mosquito nie był zaprojektowany do walki w tego typu warunkach i po zdjęciu dwóch wrogich maszyn znalazł się w poważnych tarapatach. Pojazdy UNEA poruszały się w sposób idealnie zsynchronizowany, wykonując minimalne uniki i niewykonalne dla pilotowanej przez człowieka maszyny. Do tego AI było kompletnie nieprzewidywalne. Do tego twarda ściana atmosfery zbliżała się szybko i Marcus poza unikaniem ognia musiał się skupić się na uzyskaniu właściwego kąta wejścia. Tymczasem jedno uszkodzenie zestawu do lądowania będzie oznaczało, że jest już martwy...

***

Sieciowiec uśmiechnął się i skinął głową. I przez chwilę Adam uwierzył, że to tyle, jeśli chodzi o dzisiejsze problemy. Niestety pół godziny później pojawiła się sekretarka w towarzystwie... dwóch policjantów.

- Panowie chcą z panem porozmawiać, panie doktorze - zaczęła. - Chodzi o Heidi Graaf, podobno... - ściszyła głos - popełniła samobójstwo.

- To tylko kilka rutynowych pytań, nie chcemy przeszkadzać w pracy - dodał jeden z policjantów. - Niemniej musi pan sobie zdawać jak poważną sprawą jest samobójstwo. Musimy dokładnie wyjaśnić czemu to się stało, aby w przyszłości lepiej móc bronić naszych obywateli przed negatywnymi myślami i ostatecznie potępieniem nieśmiertelnej duszy.

"Fanatyk", przebiegło przez głowę Adamowi. W sumie inni nie wstępowali do policji.

***

Grupa myśliwców nagle zniknęła. Dosłownie.

- Mamy kłopoty, osiem celów błyskawicznie schodzą z orbity... - usłyszeli piloci głos łącznościowca w komunikatorach.

- Przerywamy operację. Charon, Dark Fire, wracajcie na pokład - zareagował natychmiast Wasyl.

Cele z orbity, zdolne zniszczyć całą eskadrę w trakcie manewru wchodzenia w atmosferę, z odległości około dwudziestu kilometrów. Europejczycy najwyraźniej zainteresowali się walkami i zdecydowali się spacyfikować wszystkich za pomocą Archaniołów.

Nagle czujniki Uranosa zawyły gdy wykryły cztery rakiety zbliżające się do Gundama z dużą szybkością.

Tymczasem Gwiezdny Pył ruszył z pełną prędkością w kierunku punktu spotkania z Gallantem.

***

Gallant tymczasem odebrał transmisję z Pyłu. Najwyraźniej pojawił się poważny problem. Osiem Archaniołów nie byłoby przeciwnikiem dla piątki Gundamów, ale jeden był wyłączony z akcji, a pozostałe cztery nieco poobijane po długiej walce. Do tego kończąca się amunicja... Kapitan zdecydował się na ucieczkę nim UNEA postanowi ściągnąć większe siły nad Amerykę. To oznaczało, że powrót na pokład okrętu będzie wymagał idealnej synchronizacji...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do diaska, za ładnie nam szło. Wróciłem na pokład Gwiezdnego Pyłu i postawiłem maszynę w gotowości do objęcia statku ochroną moich tarcz. Wavejammer może wiele pomóc przeciw Archaniołom.

Jeśli z okablowania znów nie zrobi się zupa, rzecz jasna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaraz, co w obecnej chwili powiedział by inny pilot? A, tak... Ku**a, ku**a, ku**a, ku**a, ku**a... Poczułem nieprzyjemne mrowienie w okolicach potylicy gdy kolejna grupa impulsów kazała Gundamowi skorygować tor lotu przy wchodzeniu w atmosferę Ziemi. Oprócz tego musiałem teraz szybko wykombinować rozwiązanie, bo liczba możliwych śmierci jakie miał mi do zaoferowania los wrastała znacząco z każdą minutą. Ocena sytuacji taktycznej - jest BARDZO źle, Anioły atakują zaciekle, AI robi ze mną co chce, trafienie w moduł lądowania równa się końcu tej przygody dla mnie, zresztą podziurawienie samego Mosquito również... przez jedną krótką chwilę wpadła mi szaleńcza myśl, że jeśli przetrwałbym wejście w atmosferę to spróbowałbym "serfowania" na tatrzańskich górach. Niemniej skwitowałem to jako omamy na pograniczu szaleństwa, musiałem zdziałać z dostępnymi obecnie zasobami.

Na dobry początek:

- Otwórzcie szeroko. - mruknąłem spokojnie wypalając wszystkie pozostałe Falangi, jedna za drugą licząc, że dorwą chociaż parę z mych oponentów. W najgorszym wypadku liczyłem na uszkodzenia zadane odłamkami.

Obecne położenie nie zostawiało wiele pola dla taktycznej finezji. Zalać ogniem wroga do momentu wejścia w atmosferę, w skrajnej sytuacji wykorzystać tarczę energetyczną. Może i to AI, ale jeśli uda mi się skupić ich całą moc obliczeniową na uniki to jest szansa, że się uda. Szczęście, że do działek konwencjonalnych można było zapakować całą masę amunicji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy tylko sekretarka podeszła do mnie z policjantami poczułem, jak serce mi staje. Kiedy wymieniła imię Heidi byłem właściwie pewien, że albo umarłem, albo śnię. Kiedy powiedziała "samobójstwo" to... sam nie wiem. Za szybko i za dużo tego wszystkiego, myśli i emocje zaczęły się plątać nieskładnie jak stado węży, a co który to bardziej jadowity. Słowa tego nawiedzonego pacana sprawiły tylko, że najchętniej zobaczyłbym go w wylocie lufy HPC chwilę przed wystrzałem.

- Ja... - zająknąłem się lekko - wybaczcie panowie, to po prostu... - wzdycham głośno. - Jeszcze wczoraj się z nią widziałem, pomogłem jej w pracy.

Dzisiaj nie żyje. Mogę czuć się dumny z siebie. Kolonie znają się na rzeczy, nie wygląda na to, żeby ktoś coś podejrzewał. Prawie żałuję, ze nikt mnie nie zakuje w kajdany i nie skaże. Nie wygarnie tego wszystkiego i nie osądzi. A w końcu przed sobą przyznać jest się najciężej. Gdyby nie ja... Dość mam ich obecności nawet mimo tego, że na dobrą sprawę jeszcze nic nie powiedzieli. Opowiem co będą chcieli wiedzieć, oczywiście unikając całej prawdy, chcę wyglądać na zaszokowanego i zatroskanego współpracownika i chyba nawet nie będę się musiał specjalnie starać. Potem wrócę do roboty. Trzeba coś robić i nie myśleć, nie myśleć, nie pamiętać. Mam nadzieję, że w barku w mieszkaniu jeszcze coś zostało...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uspokoiłem się na tyle, by skupić się na obecnej sytuacji. Po tamtej stronie zaczęło robić się gorąco, a to oznacza, że muszę się pośpieszyć. Jeśli nie zdążymy na czas, Pył będzie zmuszony nas zostawić. Jeśli przybędziemy za szybko, to ktoś może nas znaleźć, zanim Pył będzie w zasięgu.

- Jesteśmy w drodze do punktu spotkania. Przybędziemy na miejsce za T-30.

Po zakończeniu transmisji przekazałem informacje pozostałym obrońcom i reszcie uciekających z bazy.

Wśród pilotów rozgorzała dyskusja na temat tego, czy nie powinniśmy iść pomóc w walce. Naturalnie nasze maszyny, nawet Gallant, nie były w stanie prowadzić dalszej wymiany ognia.

Kiedy piloci dyskutowali, ja wpadłem na pomysł.

- Matsumoto Shiru do Gwiezdnego Pyłu. Jeśli skorygujemy drogę ucieczki, to może uda się nam poprowadzić ludzi Dona wprost na siły schodzące z orbity. Proszę o wytyczne.

Przez ten cały czas nawet nie zauważyłem, że w kokpicie zrobiło się ciszej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Popatrzyłem ze złością w radar i zakląłem pod nosem. Wiedziałem, że nie obejdzie się bez kłopotów.

- Gwiezdny Pył, będę was ubezpieczał w miarę możliwości - po tych słowach poczekałem na moment, kiedy nadlatujące rakiety znajdą się w zasięgu bomb - Gundam Missile Massacre!

Z obu nóg Uranosa wystrzeliły dziesiątki bomb kasetowych. Powinny przeciąć tor lotu rakiet i zmusić je do wcześniejszej eksplozji. Jeśli nie da się ich załatwić w ten sposób to będę musiał wymyślić coś innego. Tak czy inaczej po tym ataku wzniosłem Uranosa nad Gwiezdny Pył, ciągle zerkając na radary.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Generator energy output..................nominal

Universal movement patterns..............loaded

Native Piloting Interface................initiated

Detectors and sensors....................operational

Armament systems.........................ready

Mobile Suit overall readiness............100%

Cztery miesiące po akcji pacyfikacyjnej UNEA w Ameryce napięcie na linii z komunistami sięga szczytu. W tym samym czasie w wyniku szczęśliwego zbiegu okoliczności oraz powodzeniu karkołomnej akcji koloniści dostali drugą szansę na wywalczenie i utrzymanie praw, których od dawna im odmawiano...

[Nie będę kopiował znanego wszystkim tekstu - powiem tylko, że tło muzyczne w klimacie jest wskazane :D]

Epizod V

Nowe twarze, stare problemy.

Głęboka przestrzeń w pobliżu Kolonii Alfa.

Wnętrze Crimson Nebula.

Cztery miesiące później....

- Witajcie wszyscy.

Niewielka sala odpraw oświetlana tylko przez trójwymiarowy hologram Ziemi. Czwórka nieznanych sobie osób połączona wspólnym celem. Naprzeciw nich człowiek, który ma wprowadzić nowych wojowników o wolność w tajniki operacji. Do tej pory znali tego mężczyznę w średnim wieku tylko z imienia. Alex.

- Nie sądziłem, że los postawi mnie drugi raz w tej samej sytuacji, ale niezbadane są jego koleje. - westchnął jakby odganiając niechciane myśli. - Wybaczcie mi za ten filozoficzny wtręt. Nazywam się Alex, ze względów bezpieczeństwa wszyscy mogliśmy spotkać się dopiero teraz. Miło was poznać. Liczę na owocną współpracę.

Alex zlustrował obecnych wzrokiem, po czym kontynuował:

- Jak zapewne mogliście już usłyszeć celem naszej organizacji jest znaczne osłabienie sił zarówno ZSRA jak i UNEA. Nie jesteśmy terrorystami i w przeciwieństwie do FWK będziemy atakować wyłącznie cele wojskowe. Mówiąc najogólniej, strategiczny plan zakłada uniemożliwienie wysłania jakiejkolwiek ekspedycji pacyfikacyjnej do kolonii przez obie strony na przynajmniej kilka lat. Wariant najbardziej optymistyczny zakłada całkowite wyeliminowane problemu ziemskiego z życia kolonistów. Czas pokaże czy okaże się to możliwe. - Alex uśmiechnął się słabo. - W normalnych warunkach plan zakładałby przerzucenie was od razu na Ziemię, ale centrala odkryła lepsze miejsce dla pierwszego uderzenia. Jednakże szczegółowe rozkazy otrzymacie dopiero po wylocie z bazy. Chcemy całkowicie zminimalizować ryzyko przecieku. - od razu podjął wynikający z tego inny temat. - Uprzedzając pytania, mogę was zapewnić, że każdy członek załogi jaki zostanie wam przydzielony w drodze na Błękitną Planetę został przez nas prześwietlony i nie odkryliśmy niepokojących sygnałów. Nie oznacza to jednak, że każemy wam wyłączyć myślenie. Z drugiej strony paranoja nie jest wskazana... - Alex odchrząknął.

Projekcja Ziemi zniknęła, jej miejsce zajął dokładny plan techniczny statku kosmicznego UNEA.

- Wedle dokumentacji, którą przejęliśmy wraz z maszyną jest to prototypowa samodzielna jednostka operacyjna zdolna do wspierania głównych sił w otwartych bataliach jak i dokonywania ataków partyzanckich oraz długoterminowego działania za liniami wroga. Nie posiada takiej siły ognia jak chociażby Serafin, ale w pełni sprawny i ze wsparciem czterech Gundamów może prowadzić równą walkę ze zmechanizowanymi albo zautomatyzowanymi plutonem przeciwnika. Przypomnę wam jednak, że największe szanse mamy atakując z zaskoczenia i wycofywać się przed przybyciem głównych sił wroga. - obraz ponownie wrócił na Ziemię, która teraz była dodatkowo była ozdobiona czerwonymi kropkami umiejscowionymi w przestrzeni kosmicznej. - Mimo napiętej sytuacji główne założenia planu obronnego UNEA pozostały niezmienione, możliwe, że przerzucili kilka dodatkowych szwadronów Archaniołów w ostatnich dniach, ponieważ jest całkowicie pewne, że jedno z głównych uderzeń pójdzie na Księżyc. Będziemy musieli to wykorzystać. - Alex uśmiechnął się tajemniczo. - Wyruszacie za dokładnie cztery godziny i tym samym przekazałem wam wszystko co potrzebne. Macie jakieś pytania?

---

Po pierwsze, przepraszam, że tak długo. Po drugie mam nadzieję, że utrzymam klimat i nie popełnię kardynalnych błędów. Po trzecie bawcie się dobrze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dłoni trzymałem mój pięciokątny okular/wizjer przeciwsłoneczny, bawiąc się zausznikami. Choć utrzymywałem pozory spokoju, wszystko we mnie się gotowało - chciałem jak najszybciej opuścić tę salę i wreszcie wyruszyć ku Ziemi. Pozostałej trójce poświęciłem tylko pobieżne spojrzenie - jedno z nich wydawało mi się znajome, choć nie mogłem dojść, gdzie go spotkałem.

W odpowiedzi na pytanie Alexa pokręciłem przecząco głową.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alex nie powiedział wiele ponad to co już sam wiedziałem. Jednak jedna rzecz przykuła moją uwagę. Więc nad pierwszą wyprawą także czuwał on, a ja nadal nie wiem dokładnie co tam się wydarzyło. To może być moja ostatnia szansa...

Nic nie mówiąc przeczekałem całą odprawę, myśląc.

- Nie mam pytań. Ruszajmy.

Zdecydowałem, że nie chcę wiedzieć więcej. Przynajmniej na razie. A teraz bardziej istotne jest, by rozpocząć operację i im szybciej wyruszymy, tym lepiej dla nas wszystkich.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W trakcie odprawy przyjrzałem się krótko reszcie pilotów wyznaczonych do zadania. Chyba albinos, Azjata, dziewczyna z czymś, co wygląda na protezę. Tak mi się przynajmniej wydaje. Na pewno jednak wszyscy są bardzo młodzi. Sam w żadnym razie nie nazwałbym się starym, będąc przed trzydziestką, ale w porównaniu do nich... Cóż, wybrali najlepszych, przynajmniej taką mam nadzieję.

- Też nie mam pytań.

Wygląda na to, że nie ja jeden. Cóż, chciałbym jak najszybciej wyruszyć, zanim się rozmyślę. Powrót na Ziemię wcale mi się nie uśmiecha. Szczególnie w takim celu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Też nie mam. - odpowiedziałam podobnie jak reszta.

Trochę mi się nie spodobało, że naszym pierwszym celem nie jest priorytetowe dotarcie od razu na Ziemię. Chociaż koloniści raczej wiedzą co robią i zapewne ten ruch, ma jakiś sens w ich planie strategicznym. Spojrzałam ukradkiem na moich nowych towarzyszy. Tendencyjna dominacja płci męskiej, czego mogłam się raczej spodziewać. Mam nadzieję, że współpraca z nimi będzie się dobrze układała. Albo chociaż poprawnie. Tak po za tym, to przydałoby się skontrolować stan techniczny mojego Haro przed początkiem podróży.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Powodzenia. - Alex rzucił na odchodne nim wyszedł z sali a niedługo potem opuszczając wnętrze okrętu.

Pomysł zwiedzenia maszyny nie wydawał się taki zły. Właściwie piloci nie mieli wcześniej okazji na zbadanie maszyny, ale zaraz przy przejściu na mostek wpadli na innego członka załogi.

- Wy jesteście pilotami? - przed grupą wyrósł dosyć młody, na pewno nie miał więcej jak trzydzieści lat, człowiek o chudej posturze i łagodnych rysach twarzy. Sądząc po mundurze w jaki był już naszykowany oraz wyszytej na ramieniu szarży mogło się okazać, że grupa spotkała właśnie nowego kapitana okrętu. Odparły mu lekkie kiwnięcia. - Jestem Zack, wyznaczony jako kapitan okrętu oraz dowódca całej operacji. - ostatnich słów nie wymówił z entuzjazmem. - Żeby była jasność, wyjaśnię wam dwie rzeczy. Pierwsza, nie oczekujcie cudów. Znam się trochę na strategii partyzanckiej, ale do tej pory walczyłem tylko w symulatorach. Nie prosiłem się o tą robotę, ale centrala najwidoczniej uznała, że nie mają nikogo lepszego na to stanowisko... Po drugie, jesteście poza łańcuchem dowodzenia. To, że działacie wraz z grupą rozumie się samo przez, ale mam wam zapewniać wsparcie logistyczne i rzucać sugestiami. To jakie decyzje podejmiecie zależy od was. Eh...

Zack nie sprawiał wrażenia najbardziej sympatycznej osoby na świecie, ale może przemawiało od niego zdenerwowanie. Intensywnie gestykulował, wzrok nie mógł skupić się na jednej rzeczy a pod koniec słowa wypluwał z prędkością karabinu maszynowego. Gdy skończył starł pot z czoła ciężko wzdychając. Wyglądał na cholernie przejętego, zmęczonego i raczej nie obchodziło go jakie wrażenie zrobił na, jakby nie patrzeć, głównej sile bojowej tej operacji.

- Wybaczcie. Po prostu... - bezradnie wzruszył rękoma opierając się o najbliższą ścianę. - Jeszcze nie wylecieliśmy a już wyobrażam sobie w ilu sytuacjach mogę nawalić. Ostatnia rzecz, bo muszę iść dokończyć sprawdzanie rzeczy na mostku... - ostatnie zdanie dodał ciszej. - Rozkazy operacyjne otrzymacie ode mnie na czterdzieści osiem godzin przed akcją. Dam wam znać. Do potem. - rzucił niezbyt przekonująco i odszedł w swoją stronę.

O ile na przedzie, na tym poziomie, znajdował się tylko mostek i sala odpraw, tak w środkowej części jednostki znajdowały się kajuty oraz inne pomieszczenia związane z codziennym życiem załogi jak kuchnia, łazienki albo ambulatorium. Sekcja niżej była zagospodarowana przez przedział transportowy, obecnie przechowujący pięć Gundamów - wszystkie poza jednym pochodzące z fabryk opracowujących prototypy dla UNEA. Maszyny mogły skorzystać z dwóch katapult startowych na błyskawiczne wejście do akcji albo ze śluzu powietrznej umieszczonej między nimi. Zaraz obok znajdowała się zbrojownia, ale przechowywano w niej też część zapasów żywnościowych i leków. Standardowo z tyłu były wszelkie pomieszczenia kontrolne dla generatorów statku i silników. Wszystko spięte siecią korytarzy i wind dla jak najbardziej optymalnej pracy załogi.

* * *

- Wycieczka krajoznawcza? - odezwał się nowy głos dochodzący z końca pomieszczenia, które mogło służyć jako salon oraz centralny punkt Crimson Nebuli.

- Można tak powiedzieć... - Lenny lekko się uśmiechnęła odpowiadając.

Ze skrawków słów wymienionych między załogą wynikało, że ten syberyjski niedźwiedź o twarzy wyrytej w kamieniu to Zacharia Petrenko, prawdziwy weteran jeśli chodzi o walki piechoty oraz akcje specjalne, na którego twarzy wyrytej w kamieniu widać odciski wszystkich wojen w jakich brał udział. Przynajmniej tak mówili. Siwy, kilkudniowy zarost, twarde rysy twarzy, które kiedyś miały zbyt głęboką przygodę z alkoholem... pięćdziesięcioletni, rosyjski weteran prosto z kartotek medycznych. Powierzchownie nie sprawiał najlepszego wrażenia, ale w rozmowie chciał wypaść jako sympatyczny człowiek. A na pewno mający więcej emocji oraz pewności siebie niż kapitan, którego musiał poznać już wcześniej.

- Do czego to doszło, że musimy posyłać młodych do walki... - westchnął ciężko biorąc solidny łyk z piersiówki. - Zuchy jesteście, w to ja wierzę i wierzyć będę, ale przyszłość macie... nie to co ja i reszta z nas. Lecz skoro już tu was los przygonił dajcie im popalić. Jak wam się uda wygrawerują wasze imiona złotymi zgłoskami w historii... jako ci, którzy pokonali tytanów.

Kiedy okręt oderwał się od stacji kosmicznej a przygotowania dopięto na ostatni guzik Crimson Nebula drgnęła kiedy załączyły się silniki. Komandos pożegnał pilotów mówiąc coś o szkoleniu grupy uderzeniowej i ruszył do dolnej sekcji. Standardowo podróż na Ziemię trwała trzy tygodnie. Byłoby pewną nieodpowiedzialnością aby przeleżeć bezczynnie przez ten czas...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Udałem się prosto do swojej kajuty, przyciemniłem odrobinę światło i zdjąłem okulary ochronne. Potarłem oczy, po czym rozciągnąłem się na łóżku i przeczekałem w tej pozycji start. Kwadrans późnej wstałem, przeciągnąłem się, włożyłem okulary i udałem się do przedziału transportowego. Czujniki zabezpieczeń mojej Spectre rozpoznały mnie niemal od razu, ale moją uwagę przykuła druga z czterech maszyn. W wyniku niezwykłego zbiegu okoliczności miałem przed sobą inną maszynę niezaprzeczalnie wywodzącą się z linii RTX Spectre. Była nieco większa i sprawiała wrażenie nieco cięższej, a i uzbrojenie budziło respekt, ale ogólny kształt i filozofia designu była nie do pomylenia z niczym innym i dziwne naramienniki oraz zupełnie inaczej skonfigurowany system dysz silnika niewiele zmieniały. Gwizdnięciem skwitowałem takie zrządzenie losu, po czym dałem znak mojej Spectre. Maszyna drgnęła, kierowana automatyką, po czym przyklękła, wysuwając rękę tak, abym mógł wspiąć się do kokpitu. Jakiś zaskoczony technik zajrzał, aby spojrzeć, co się dzieje, ale uspokoiłem go kiwnięciem ręki - nie miałem najmniejszego zamiaru startować, uciekać, itp.

W kokpicie naszła mnie nie wiadomo skąd fala... nostalgii? Spędziłem ładne parę miesięcy w tej kabinie... Desperacka ucieczka z transportu odbyła się może ze trzy tygodnie temu, ale zdawało mi się, że minęły od niej całe lata. Los ojca pozostawał mi nieznany, co przysparzało mi niemało zmartwień... Mogłem mieć tylko nadzieję, że uda mi się uratować matkę.

Z zamyślenia wyrwał mnie głos ARICE:

- READY - beznamiętnym tonem oznajmiła mi sprawność wszystkich systemów.

- Dobra - mruknąłem w odpowiedzi, po czym opuściłem maszynę.

Następne tygodnie spędziłem wędrując niespokojnie po statku, zaznajamiając się z jego możliwościami i wymyślając coraz bardziej fantastyczne plany znalezienia i przechwycenia rodziny.

____

Shine jest dostępny do rozmów i (heh) cutscenek! W razie czego słać PW albo ciągnąć przez gg :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wkrótce ruszymy w stronę Ziemi. Miejsce, które wielu nazywa domem. Stolicą ludzkości. Mówią, że życie na Ziemi to idylla w porównaniu z koloniami. Są koloniści, którzy oddaliby wszystko, by móc powrócić na "błękitną planetę". "Moim domem jest przestrzeń. Moją stolicą kolonie." Tak przynajmniej na pewno myślał mój były rywal. Co ja myślę?

Ja myślę, że jeśli Ziemianie chcą utrzymać kontrolę nad koloniami, to muszą udowodnić że są w stanie to zrobić. A jeśli nie, to zaprowadzimy nowy porządek.

Daleko mi do tych wszystkich idealistów, którzy krzyknęliby "za kolonie!" idąc w bój. I tak niewielu z nich nadal byłoby w stanie utrzymać się przy swej ofiarności, kiedy zobaczyliby swoich kompanów padających jak muchy podczas wymiany ognia. Tak naprawdę nie interesuje mnie wynik tej wojny. Chcę tylko przetestować siły ziemskie. Chcę na własne oczy zobaczyć, co położyło kres poprzedniej wyprawie. Chcę sam się z tym zmierzyć. Wyjdę zwycięsko? A może poniosę porażkę i zginę tak jak nasi poprzednicy?

Cokolwiek się stanie nie mogłem powstrzymać narastającej ekscytacji, a mijające godziny i dni nie służyły spokojowi.

W hangarze dokonałem inspekcji swojej maszyny. Fakt że wkrótce pokieruję Roninem w prawdziwej walce tylko wzmagał moją niecierpliwość. Nikt jednak nie zdawał się tego zauważyć. Nie byłem osobą, która lubiła dzielić się swoimi emocjami. Przeciwnie - im mniej o mnie wiedzą, tym lepiej.

- Hej, pomóc w czymś? - głos jednego z techników dobiegł mnie z dołu.

Nie ruszając się z kokpitu zapytałem.

- Czy zrobiliście przegląd?

Nie znałem się zbytnio na technicznych sprawach. Wpojono mi tylko wiedzę niezbędną do operowania z dala od bazy. Dlatego też muszę liczyć na innych, by mój Ronin był w szczytowej formie do walki.

- Tak, jeszcze przed załadowaniem na statek. Wszystko w normie. Osobiście nie mogę się doczekać, aż zobaczę co wasze mechy potrafią.

- Czas nadejdzie wkrótce - skwitowałem wracając na podłogę za pomocą linki - Utrzymujcie maszyny w stanie gotowości.

- Od tego jesteśmy.

Kiwnąłem tylko głową. Powróciłem do swojej kajuty i zacząłem przeglądać dane techniczne maszyn, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć.

Mówiąc krótko: zabijałem czas w oczekiwaniu na początek operacji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Haro dość sennie podskakiwał pośrodku kajuty, mówiąc coś w swoim dziwacznym stylu. Jego stan techniczny był raczej dobry z tego co zobaczyłam, a nie zamierzałam głębiej grzebać w bebechach mojego towarzysza z moimi umiejętnościami w tej kwestii. Tak, starego towarzysza, który jest ze mną od dobrych kilku lat. Jeszcze jak byłam obiektem badawczym 325 uratowanym przez grupkę złomiarzy, to ta różowa śmieszna kulka do mnie przyleciała. Ten robocik był dziwny, bo dogadywał się świetnie z innymi złomiarzami, ale i moja dziwna osoba go cieszyła. Osoba która patrzyła na wszystko z zimnymi oczyma bez większych emocji, pragnień czy planów, bojąc się zmian i wszystkiego co niepewne. A teraz siedzę tutaj, czekając na walkę o bliżej nieokreślone i wątpliwe ideały wolności i prawdy, tak dalekie od mojego dawnego życia jako obiektu badawczego.

- Haro, czy ja nie miałam nic lepszego do roboty u złomiarzy? - zapytałam się.

- Haro nie wie. Ale Haro dobrze się czuć, gdy Haro z Lenną. - odpowiedział swoim śmiesznym głosikiem.

- Dzięki Haro. - uśmiechnęłam się ? Dobra, dosyć tych wspominek. Ruszamy się z kajuty, czas odwiedzić kuchnię, może coś ciekawego się znajdzie.

Podróże po statku z różową kulką u boku i rozmowy o niczym konkretnym z różnymi członkami załogi, wypełniały mi czas wolny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czas na statku płynął powoli, a do tego im bliżej Ziemi, tym bardziej napięta robiła się atmosfera. A może to tylko ja... Nie chciałem tu wracać. Naprawdę nie chciałem. Kto by chciał, po czymś takim? Faktem jest jednak, że nikt nie zna tej maszyny lepiej ode mnie. Poza tym czuję, że mam pewną powinność... albo przynajmniej inni tak sądzą. Nie warto tracić zaufania. Na szczęście ci, z którymi mnie wysłano nie sprawiali złego wrażenia. Zamieniłem z nimi kilka słów, choć tyle, żeby poznać ich imiona. Lenny często miała ze sobą różowego, sferycznego robota, którego nazywało Haro, chyba coś w rodzaju maskotki. Przyznam, że jest całkiem, hmm, zabawny. Taktownie nie zapytałem się ani razu, co stało się z jej ręką. Z Jinem nie zamieniłem zbyt wielu słów. Za to albinos, Shine, miał ze mną coś wspólnego: maszynę.

Stałem w hangarze niedługo po odprawie, oglądając White Reapera i popalając papierosa mimo zakazu. Kiedyś tego nie lubiłem, ale w stresie człowiek uczy się korzystać z wszystkiego, co choć trochę rozluźnia. Jeszcze raz prześlizgnąłem wzrokiem po krzywiznach pancerza swojego mecha. To ja rozrysowałem jego plany, projektowałem reaktor, zaproponowałem nazwę. Włożyłem w niego niewyobrażalną ilość pracy. Wszystko, byle nie myśleć o porażce. Patrzę na niego i widzę ogromny pomnik upamiętniający moją winę. Teraz zostawiłem to już za sobą, Reaper jednak został. Wysoki i potężny. Stały tam też trzy inne. Czarny Ronin Jina, należący do Lenny Jantir z niecodziennym plecakiem i Spectre. Od razu poznałem ten model, zresztą do tego nie trzeba mieć doktoratu. A więc to planowało Z&R. Zaciekawiony podszedłem nieco. W tym też momencie do hangaru wszedł Shine, nie wiem, czy po coś konkretnego, czy tylko tędy przechodził.

- Ładna maszyna - odzywam się w jego kierunku, wskazując na Spectre. - Podobna do mojego White Reapera. Mogę zajrzeć do kokpitu?

- Kokpitu? Wygląda normalnie.

- Tak, ale ja nie tylko pilotuję White Reapera, byłem jego głównym konstruktorem. Nie wiem, czy widziałeś jakieś moje akta, jestem Adam Galicki, były inżynier UNEA. Reaper powstał na podstawie RTX-1 Wraith, zapewne tak jak twój mech.

- No dobra... - odpowiedział po chwili, po czym wykonał gest, a Spectre uklęknął, pozwalając dostać się do kokpitu. - Tylko uważaj. No i ja jestem Shine Bryant.

Usadowiłem się na fotelu i rozejrzałem. Duży, bardzo szeroki ekran zajmujący cały przód półkolistej kabiny, pełne przycisków drążki sterownicze ruchome w poziomie, dwa pedały. Hmm, nieco inaczej niż u mnie, ja mam trzy, inaczej rozłożone kontrolki i stację na system sterowania CROW.

- Nie różnią się aż tak, ale mój fotel jest wygodniejszy - rzuciłem po chwili, z lekkim uśmiechem.

Zapoznawanie się nie trwało wiele dłużej. Po wszystkim zauważyłem jeszcze, że Shine będzie mógł sprawdzić sobie Reapera jeśli będzie chciał, po czym udałem się do kajuty, gotów przeczekać resztę lotu.

-------------------------

Oczywiście uzgodniłem z Rankinem drugi akapit. Poza tym dzieje się on wcześniej niż pierwszy (na samym początku lotu, pierwszy pod koniec), żeby nie było wątpliwości.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czas mijał powoli na przesiadywaniu w kokpitach maszyn, przemyśleniach albo rozmowach z resztą załogi, która dopiero przełamywała pierwsze lody. Niewątpliwym plusem pełnej załogi był fakt, że piloci nie będę musieli się dzielić na zadania ofensywne w Gundamach oraz wspomagające w samym statku. Z drugiej strony zgranie między poszczególnymi elementami będzie wymagało czasu a szlify, szczególnie do młodszych, dla których to pierwszy wypad na tak poważne przedsięwzięcie, będą zdobywane w walce... nie zawsze toczącej się wedle planu dowódcy. Zack większość czasu spędzał w swoim pokoju zapewne studiując plany i robił wszystko aby jego postawa nie podkopywała morale reszty załogi. Petrenko, choć nie odmawiał kurtuazyjnej rozmowie na tematy wszelakie, musiał przepraszać ludzi obowiązkami, które wiązały go z grupką jakiś trzydziestu albo czterdziestu żołnierzy... choć komandosi lepiej pasowali do ich wyglądu. Mało się odzywali, całkowicie skupiali na spotkaniach z Zacharią i generalnie unikali kontaktów. Nie można było się martwić o zaplecze logistyczne od strony mechanicznej i medycznej - zarówno Ian jak i Chun byli panami w sile wieku, którzy nowi w swej robocie nie są. Nadchodzące dni miały pokazać jak bardzo.

Pierwsze kłopoty pojawiły się jeszcze przed dotarciem na Ziemię.

* * *

Trzynaście dni potem, głęboka przestrzeń kosmiczna mniej więcej na wysokości Marsa. Na całym statku rozległ się alarm wzywający na stanowiska bojowe.

- Mamy liczne kontakty nadlatując od naszej trzeciej. - Zack rzucił szybko stawiając pionki na naprędce naszykowanej holograficznej mapie taktycznej. - Formacja bojowa, nie potrzebuję identyfikatorów aby wiedzieć, że to ZSRA. Dwie eskadry MIGów, trzy Woły oraz dwa Samuraje. - nie była to ogromna siła uderzeniowa, ale mimo wszystko kapitan wyglądał na mocno przejętego. - Cholera... jaka jest szansa, że znają nasze plany a jaki, że to przypadek albo akcja przeciw UNEA a nie wobec nas? - pytającym wzrokiem spojrzał na Zacharię, który zdyszany wpadł na mostek.

- Sytuacja na Ziemi jest napięta. - Petrenko rzucił po chwili namysłu. - Nie zdziwiłbym się gdyby moi pobratymcy chcieli odciąć przeciwników od całkiem pokaźnej siły ogniowej, jakie tworzą... teraz nasze... - uśmiechnąłem się szeroko. - ...prototypy. Zasugerowałbym skupić się na teraz a konsekwencje zostawił na potem. Rozkazy?

Zack spoglądał raz na Zacharię, potem na pilotów i na mapę taktyczną. Kiedy się odezwał były jeszcze dwie minuty do kontaktu ogniowego.

- Wszyscy na stanowiska. Pierwsze uderzenie wykona Crimson Nebula z dział pozytronowych w środek ich formacji. Resztki dobiją mechy. - zerknął na pilotów. - Nie wiem czy to najlepsza sytuacja na chrzest bojowy, ale przed taką właśnie stoimy... Mogę wam życzyć tylko udanych łowów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie brałem prysznic po treningu, kiedy usłyszałem alarm. Byliśmy już dość blisko celu więc nie sądziłem, żeby to były ćwiczenia. Bez namysłu narzuciłem na siebie kombinezon ledwie tylko korzystając z ręcznika. Chwytając hełm wybiegłem z kajuty pędząc w stronę hangaru. Przez myśl mi nie przeszło żeby tracić czas na wizytę na mostku.

W kokpicie Ronina otworzyłem połączenie video z mostkiem.

- Operator, Jin pilot Ronina gotów do startu - powiedziałem uruchamiając maszynę - Jaki jest plan?

Systemy mecha ożyły.

- Prorok aktywny - system komputerowy rozpoczął podstawową diagnostykę - Stan systemów: 100%. Gundam gotów do działania.

Pozostało tylko czekać na przesunięcie platformy z Roninem do katapulty. I wreszcie coś zacznie się dziać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy tylko usłyszałem "z dział pozytronowych w środek ich formacji", odwróciłem się na pięcie i natychmiast pognałem do hangaru. Musiałem jak najszybciej wystartować...

"Przecież to będzie zwykła masakra. Nawet bez działa pozytronowego wrogowie nie mieli szans, a teraz, jeśli nic nie zrobię, część ich zginie naprawdę głupio i niepotrzebnie. Z moją maszyną powinno być możliwe bezkrwawe unieszkodliwienie przeciwników - pod warunkiem, że zdążę."

Ledwo pojawiłem się w hangarze, dałem sygnał Spectre. Kątem oka dojrzałem, że Ronin gotował się do startu - nie mogłem sobie pozwolić na opóźnienie. Tak jak byłem, bez kombinezonu i hełmu, wskoczyłem w pełnym biegu na moją maszynę i do kokpitu. ARICE musiała się zorientować, że ważna jest szybkość, bo niemal natychmiast usłyszałem

- READY - oznaczające gotowość do startu.

Byłem pewien, że za to, co teraz zrobię dostanę przynajmniej reprymendę, ale nie obchodziło mnie to. Bezceremonialnie wkroczyłem na katapultę nie czekając na swoją kolej i ponaglając operatora. Nie słuchałem jego odpowiedzi, ale po chwili byłem już w przestrzeni, więc najwyraźniej zadziałało.

- ARICE, wyznaczenie celów, punkty uzbrojenia i zasilania, ominąć kokpity - wydałem komendę.

- ROGER - komenda została przyjęta.

Najpierw jednak musiałem wrogą formację przynajmniej częściowo rozproszyć. Lecąc na pełnej szybkości w kierunku przeciwników - trzymając się jednak z dala od linii ognia, nie wiedziałem, czy zdążą powstrzymać strzał i dlaczego w ogóle jeszcze nie strzelili - aktywowałem PPC.

Karabin wyskoczył ze swej pozycji na plecach, a Spectre uchwycił go szybko i pewnie. Niemal nie celując, wydałem parę strzałów ostrzegawczych w centrum grupy, tak aby rozsunęli się w uniku.

- READY - AI oznajmiła mi, że dane celowania zostały opracowane. Spectre II był gotowy do walki.

______

MG wiedział, co mam zamiar uczynić; czy ten manewr się uda i czy w ogóle zdążę przed działem, zależy wyłącznie od niego :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...