Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

Sesja Gundam

Polecane posty

Mówił jak najbardziej z sensem. Szkoda, że dopiero teraz. To prawda, że niby jest dowódcą, a rozkazy wykonuje się bez szemrania, jednak gdyby poświęcił 2 sekundy na dopowiedzenie, o co chodzi i co mam zrobić to mogłoby się obyć bez uszkodzenia Uranosa.

- Świetna robota - podszedłem na moment do Williama - Teraz jednak wyglądasz jak zdeptana psia kupa - uśmiechnąłem się do chłopaka i odpaliłem papierosa. Zaciągnąłem się dymem z upojeniem, naprawdę lubiłem palić - Trzymaj się, pewnie zaraz zjawi się jakiś lekarz. Ja idę sprawdzić, jak poważne są uszkodzenia Uranosa.

Poklepałem Willa po ramieniu i ruszyłem w kierunku, w którym zabrano mecha. Powinien się tam znajdować jakiś biadolący i wyzywający mnie mechanik, wypytam go przy okazji co i jak.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie spodziewałem się, że nasz dowódca będzie tak... pobłażliwy. Spodziewałem się raczej wojskowego rygoru i porządku. Stawania na baczność i tak dalej, tymczasem czuło się raczej luźniejszą atmosferę. Mój pomysł z wyjazdem, by sprawdzić, czy ktoś z przeciwników przeżył najwyraźniej został zignorowany. Postanowiłem nie wspominać o tym więcej...

Po krótkim przedstawieniu i wytłumaczeniu powodów, dla których nasz taicho wydał takie, a nie inne rozkazy zostaliśmy zostawieni samym sobie. Nie byłem już potrzebny w pokoju dowodzenia, więc ruszyłem do Gallanta. Musiałem się czymś zająć, żeby nie myśleć. Wymknąłem się pierwszy...

- Trzy i pół procenta większe napięcie na jądrze jednostki... a jakby... nie, za dużo... - właśnie przeprowadzałem kilka symulacji na ręcznym PDA, by móc skalibrować reaktor i zoptymalizować jeszcze bardziej jego pracę, kiedy wpadłem na pewien pomysł. Po co mi materiały wybuchowe, kiedy wystarczy doprowadzić do przegrzania generatora. Ale najpierw trzeba posłać silny impuls do dysz dział pozytronowych. Jeśli dobiorę odpowiednie napięcia, to takie coś powinno spalić obwody dział zaraz przed osiągnięciem stanu krytycznego przez generator. To sprawi, że działa staną się kupą nieprzydatnego do niczego metalu i nikt nie odtworzy najważniejszych podzespołów. A potem nastąpi wybuch, który wymaże resztę pomniejszych systemów. Najważniejsze są jednak działa... jeśli Gallant jakimś cudem dostanie się w niepowołane ręce muszę upewnić się, że technologia mojego ojca nie zostanie użyta. Choćbym miał przy tym zginąć.

Tak. Teraz tak mówię, a tak naprawdę... przecież nikt nie chce umierać, prawda?

Kilka kolejnych testów w symulatorze i chyba wszystko było już gotowe. Oby zadziałało poprawnie, kiedy nadejdzie czas. Wszystko da się uruchomić tylko po tym, jak wpiszę odpowiedni kod i potwierdzę komendą głosową. Kończąc odetchnąłem... Czas odpocząć, ale najpierw... chciałem to zrobić już od jakiegoś czasu, ale jakoś nie było kiedy. Usiadłem wygodnie w fotelu Gallanta i włączyłem nagrywanie.

/// Rozpoczęcie nagrywania... \\\

"Audiolog numer 1, Matsumoto Shiru.

To już któryś dzień, który spędziłem na Ziemi. To miejsce nadal sprawia, że czasem nie mogę wyjść z podziwu dla dział natury. Nie zapomnę chwili, kiedy po raz pierwszy poczułem siłę prawdziwej, ziemskiej grawitacji i powiew wiatru. I to niebo... widok jest nieopisany. Chyba jeszcze minie trochę czasu, zanim przywyknę.

Szczęściem pozostali tu obecni pozwalają mi łatwiej się zaaklimatyzować. Szczególnie Sir Vin Elea jest bardzo przyjazny. Mieć przyjaciela w tak doświadczonym człowieku to zaszczyt. Jeśli chodzi o resztę... William ma chyba korzenie podobne do moich. Zna się na sztuce walki wręcz i zasadach honoru. Mówi tylko dziwnie, ale to czasem nawet dość... ciekawe. Jest też chyba najchłodniejszym członkiem załogi. Thomas Salieri jest nieco ekscentryczny. Nie zamieniłem z nim zbyt wielu słów, ale potrafi czasem irytować samym zachowaniem i usposobieniem, choć nie można mu odmówić umiejętności. Mimo wszystko cieszę się, że jest z nami. Ryan Cooper... o nim nie mogę powiedzieć za dużo. Wydaje się zwykłym, solidnym żołnierzem, który zna się na walce. To chyba w naszym położeniu najważniejsze. Na pewno nie mam problemu ze współpracą z nim. Niedawno poznałem naszego dowódcę.

Spodziewałem się raczej typowego wojskowego. A może po prostu moje wyobrażenie wojskowego jest jakieś wypaczone... Po prostu nie spodziewałem się takiej swobody w jego obecności. Oczekiwałem raczej stawania w rzędzie na baczność i salutowania...

*westchnienie*

Wciąż myślę o tym, co stało się wcześniej. Jedno pociągnięcie za spust pozbawiło życia przynajmniej kilka osób. To zdecydowanie odbiło się na mojej przydatności później. Zabić człowieka... nie przypuszczałem, że to takie... proste. Mogę to tłumaczyć koniecznością, ale nie chcę wierzyć, że nie ma innego wyjścia. Zawsze jest... musi być... Czym jest człowieczeństwo, jeśli zaczynamy zabijać bez odczuwania tego konsekwencji w psychice? Ja nei chcę stracić tego, kim jestem... Ale czy będę w stanie nie zawieść, kiedy nadejdzie czas...?

Shiru Matsumoto. Koniec audiologu pierwszego... "

/// Zapis udany \\\

Westchnąłem znów opierając się w fotelu Gallanta. Kiedy zacząłem o tym myśleć nie mogłem już kontynuować audiologu.

- Weź się w garść, Shiru...

Wyszedłem z kokpitu i zamknąłem ją zeskakując na podłogę. Przewiązałem włosy, by nie przeszkadzały. Miałem ochotę odreagować, a akurat nie było chyba nikogo w okolicy. Przybrałem pozę. Pierwsze uderzenie... wtedy dostrzegłem, że gdzieś przy kontenerach ktoś stał. Ta ciemnoskóra dziewczyna. Była dość blisko i chyba zauważyła, że ją spostrzegłem, kiedy miała się ulotnić. A więc pewnie była tu, kiedy nagrywałem audiolog... Ale czy to ważne? Nieśmiało uniosłem rękę w geście przywitania, po czym lekko się pokłoniłem w jej stronę składając dłonie. Potem wróciłem do ćwiczeń wykonując kolejne kata. Byle nie myśleć. Następnym razem muszę być gotowy do działania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Generator energy output..................nominal

Universal movement patterns..............loaded

Native Piloting Interface................initiated

Detectors and sensors....................operational

Armament systems.........................ready

Mobile Suit overall readiness............100%

Pół roku po błękitnej wojnie ludzkość zbroi się do ostatecznego starcia. Kolonie wykorzystują ten moment aby wysłać na Ziemię pięć potężnych maszyn z zadaniem wywalczenia praw, które od dawna im się należą. Jednak, jak zwykle, od początku nic nie idzie zgodnie z planem...

[Tu każdy puszcza sobie opening ulubionego anime o mechach, w miarę możliwości coś z serii Gundam :D]

Epizod III

Miasto upadłych aniołów.

Jeff, Wasyl i pięciu pilotów siedziało w niewielkiej sali konferencyjnej odizolowanej od reszty bazy. Nastroje nijak nie poprawiły się po wczorajszym "zwycięstwie", które coraz wyraźniej było pyrrusowe.

- Sprawa jest prosta, panowie - powiedział Jeff. - Uszkodzenia Uranosa opóźnią początek operacji o jeden dzień. Nie dam rady wykonać wszystkich napraw w drodze.

- Właśnie, w drodze - podjął Wasyl. - Nie możemy operować z Ameryki. Za daleko od ciekawych miejsc. Stąd u wybrzeży Japonii mamy przygotowaną bazę operacyjną, do której mieliśmy wyruszyć już dziś. Cristina w tej chwili nie jest w stanie pozwalającym na jakiekolwiek podróżowanie. Ponadto, jak wspomniał Jeff Uranos też wymaga łatania. Wreszcie, przez tych kretyńskich piratów straciliśmy transport zapasów.

- Wiemy kto to był?

- Przypadkowa grupa miejscowych. Jeden okręt będący bazą operacji. Partacze, jakich wielu, trzęsący portkami przed Szefem - wyjaśnił Wasyl.

Jeff skinął głową.

- Jeśli nie mają nawet stałej placówki, to znaczy że Don Pedro nie dał im poparcia, co oznacza, że wycięcie ich w pień nie będzie miało nieoczekiwanych konsekwencji.

- Jest jedna ważna rzecz, którą musimy ustalić już teraz, aby uniknąć później nieporozumień - powiedział Wasyl. - Jestem dowódcą Gwiezdnego Pyłu, którego zadaniem jest transport i wspieranie Gundamów. Nie jestem jednak waszym dowódcą. Z różnych względów ci, którzy przygotowali misję uznali, że tak będzie lepiej i bezpieczniej. W momencie gdy opuszczacie pokład okrętu jesteście swoimi własnymi dowódcami. Ja mogę służyć radą i koordynować jednak tylko wy wiecie, do czego naprawdę zdolne są wasze pojazdy i tylko wy macie unikalne zdolności, które spowodowały, że zostaliście wybrani na pilotów.

Po tej przemowie nastała chwila ciszy, którą przerwał Jeff.

- Przejdźmy do sprawy zapasów. Smutna wiadomość jest taka, że nie mamy gdzie ich zdobyć w krótkim czasie. Poza jednym miejscem. Los Angeles. Kontakt D przelał nam pieniądze na zakupy. Pytanie brzmi kto ma ochotę na wycieczkę?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ja chętnie pojadę, o ile widok osoby o azjatyckich korzeniach nie wzbudzi podejrzeń - wyjazd z bazy dobrze mi zrobi, szczególnie teraz gdy nie mam wiele do roboty. Poza tym nadal interesuje mnie, jak bardzo życie tutaj różni się od życia w kolonii. No i sam fakt, że może przydam się na coś co nie uwzględnia strzelania jest plusem największym - Ale wolałbym nie jechać sam. Poza tym potrzeba będzie nam chyba ciężarówki, bo podejrzewam, że zakupy będą duże. Przydałyby się też zabrać coś, co pozwoli utrzymać kontakt z bazą. Dobrze byłoby też, gdybyśmy dostali wskazówki dotyczące tego, co nas może spotkać na miejscu.

Jeśli nie będzie żadnych sprzeciwów i zostanę przydzielony do tego zadania, to ubiorę się w coś normalnego dla tutejszych zwyczajów i zabiorę krótką broń na wszelki wypadek. Zwykły pistolet powinien wystarczyć w razie nieprzewidzianych komplikacji, a będzie go łatwo schować. Założę dżinsową kurtkę, a kaburę schowam pod nią. Do tego będą jeszcze dżinsowe spodnie, biała koszulka i jakieś lekkie buty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pokręciłem głową

- Wolałbym zostać, tylko bym zawadzał. Jeśli jednak nikt poza Shiru się nie będzie kwapił... - moje brwi powędrowały znacząco w górę i w dół. Raz.

Jednym uchem śledziłem rozwój wydarzeń, ale myśli zajmowało mi głównie czekające mnie grzebanie w Charonie - teraz priorytetem dla mnie było wyeliminowanie usterek i bugów w obwodach pól ochronnych; przez awarie z pierwszej serii testów straciłem prawie miesiąc na naprawy i nie starczyło mi czasu na dopieszczenie uzbrojenia - tylko działo naramienne i ciężka lanca zostały zamontowane zgodnie z planami, a resztę musiałem dobrać z standardowego zestawu i potężny reaktor, na który się od początku uparłem, został nieco na wyrost. Z drugiej strony, to trochę ograniczało problem części zapasowych.

...Tak to bywa z prototypami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ja mogę się zabrać z Shiru. Przy naprawach Uranosa i tak nie pomogę, kompletnie się na tym nie znam - uśmiechnąłem się przepraszająco do Jeffa. Było nie było, opóźnienie operacji i uszkodzenia mecha to w dużej mierze moja wina, a to na mechaników spada cała robota - Nie chcę bezczynnie siedzieć w bazie, w razie kłopotów bardziej przydam się w LA.

Zgasiłem papierosa o blat stołu i zgarnąłem resztki popiołu. Milcząc czekałem na decyzje reszty pilotów i Koroliewa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po wypowiedzi innych pilotów, stwierdziłem, że nie jadę. Nie będę latał ze szczylem po mieście. Nie jestem niańką - to nie mój zawód.

-Ja zostaję. Opieka nad bachorami to nie moja broszka. Przyjemniej mi będzie posiedzieć z Natalią. Zresztą... Możecie mi załatwić trochę gier z LA - zdam się na wasz gust.

Chwila zastanowienia. A gdyby wysłać z nimi mój projekt? Nie. Nie dadzą rady. Opieka nad Natalie - to jest mój zawód - moja praca.

Ale taki wypad do miasta nie może jej raczej zaszkodzić. A ona - przecież zrobi kopię zapas... to nie takie proste.

Chyba dam jej wolną wolę...

*Natalia? Chcesz tam jechać? To naprawdę duże miasto.*

*Jasne, że chcę. Czemu nie? Nic mi się nie stanie.*

*Ale jak? To by wymagało mojego udziału - a nie będę latał za dzieciakami*

*Coś się zrobi. Nie martw Ty się - będzie dobrze - ich się wyślę swoją trasą - a my pójdziemy tam, gdzie chcesz.*

*Dobra.*

Podczas tego dialogu nie minęło nawet kilka milisekund - dialogi wewnątrz-umysłowe są ograniczone tylko przepustowością neuronów.

Jedynie oczy mi się zamgliły przez ten czas. Nikt raczej tego nie zauważył.

-Zmieniłem zdanie - jadę. Ale w mieście idę swoją trasą. Tutaj w bazie - jak to ktoś powiedział - tylko bym zawadzał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeff przez chwilę patrzył na Thomasa dziwnym wzrokiem, wreszcie lekko wzruszył ramionami.

- Wyślę z wami Michelle, dam jej listę części zamiennych do zdobycia.

- Sota wspominał coś, że brakuje mu środków medycznych, może też z wami pojedzie - dodał Wasyl. - Ja sam wolę odpocząć po atrakcjach wczorajszego dnia.

Ustaliliście spotkanie za pół godziny przed główną bramą. Na miejscu, przy ciężarówce, czeka na was Japończyk, Jeff wraz ze swoją asystentką i wysoki, dobrze zbudowany, ogolony na łyso murzyn. Ubrany jest w stylu gangsta, co biorąc pod uwagę sytuację polityczną jest wyjątkowo wyzywające.

- To Jao - przedstawił ostatniego członka ekspedycji główny mechanik. - Wychował się w LA, pracuje dla nas jako ochroniarz.

- Dziś będę waszym szoferem - dodał Jao błyskając śnieżnobiałym uśmiechem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyciągnąłem rękę do Jao.

- Ryan - kiwnąłem lekko głową - Jak rozumiem jesteś tu po to, żebyśmy przypadkiem nie wdepnęli w nic śmierdzącego.

Następnie zwróciłem się do Michelle i Jeffa.

- Jeśli wam to nie przeszkadza, to na miejscu chciałbym również kupić trochę fajek. Wy dysponujecie kasą, więc wy decydujecie, prosiłbym jednak, żebyście nie skazywali mnie na ich brak. To moja jedyna przyjemność - uśmiechnąłem się lekko - Przewidujemy na miejscu jakieś konkretne problemy?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Części... kilka przydałoby się na pewno. Moje ostatnie modyfikacje Gallanda musiały odbyć się niemalże przy użyciu dwóch cytryn, miedzianego przewodu i gumy do żucia, słowem: improwizowałem. Zakupienie dwóch konwerterów z prawdziwego zdarzenia, oraz paru pomniejszych części na pewno sprawi, że nowy system autodestrukcji będzie działał lepiej i poczuję się pewniej. Nadal nie będzie stuprocentowej pewności, że system zadziała poprawnie, ale lepszy rydz...

Szkoda tylko, że Thomas zdaje się miewać nagłe napady bycia dupkiem.

Przygotowania do wyprawy zacząłem w swoim pokoju od spisania listy części, jakie będą potrzebne mi osobiście, jak i rozpiskę elementów Gallanta, które zużywają się najszybciej, co pomoże mechanikom z wszelkimi pracami naprawczymi, jeśli z jakiegoś powodu nie będę mógł się zająć czymś osobiście. Potem przeszukałem swoje ubrania i założyłem białą koszulkę, oraz dżinsowe spodnie z czarnym pasem. Na koszulkę założyłem kaburę na pistolet pod ramieniem z lewej strony. Standardowy pistolet, już załadowany i jeden dodatkowy magazynek w kieszonce przy kaburze. Potem ubrałem jeszcze dżinsową kurtkę i upewniłem się, że zakrywa ona pistolet, ale nie przeszkadza za bardzo w sięgnięciu po niego.

Wreszcie wyszedłem i skierowałem się na miejsce spotkania. Po poznaniu kierowcy pokłoniłem się odrobinę, składając też dłonie.

- Shiru. Liczymy na pana, Jao-sama - następnie pokiwałem głową na pytanie Ryana i wysłuchałem odpowiedzi.

Kiedy wsiedliśmy do ciężarówki postanowiłem dać zrobioną przeze mnie listę Michelle.

- Spisałem parę rzeczy, które by mi się przydały. Możesz potraktować je jako sprawę drugorzędną, ale jeśli uda się zdobyć to co napisałem w pierwszej części, to będę wdzięczny - następnie odezwałem się do wszystkich - Kto idzie gdzie? Powinniśmy się rozdzielić tak, żeby każdy miał jakąś ochronę. No i nie możemy chyba zostawić ciężarówki.

Najbardziej pasowałoby mi pójście po części, dzięki czemu mógłbym upewnić się co do ich jakości. Na medycynie się nie znam, więc tam mógłbym służyć tylko jako ochrona, to samo przy ciężarówce. Ale może jest jeszcze coś do załatwienia, o czym nie wiem a przy czym bym się przydał. Jeśli jednak nic takiego nie będzie, to wyrażę chęć zajęcia się sprawami części. Na tym znam się nie najgorzej, choć inżynierem do spraw mechów i statków nie jestem...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro nie było nic, co wymagałoby mojej dalszej uwagi, wstałem, wymruczałem życzenie powodzenia, po czym udałem się do Charona. Westchnąłem, po czym wszedłem do jego kokpitu. Przeciągnąłem się mocno, uruchomiłem zasilanie. Na ewentualne pytania odpowiem:

- Testy i poprawki.

Kiedy rozruch został zakończony, opuściłem kokpit, po czym, korzystając z platformy, dostałem się do generatorów pól. Zdjąłem pokrywy, nie bacząc na zachowanie przesadnej ostrożności - to w końcu mój mech, a ja nie takie rzeczy robiłem - i w krytycznych punktach podczepiłem specjalnie przygotowane na tę okazję czujniki. Następnie wróciłem do kokpitu (przezornie go nie zamykałem), włączyłem PDA w tryb rejestracji i odpaliłem DarkField. Charon grzecznie ustawił się na pozycji, usłyszałem znajome, głębokie brzęczenie prądu, po czym wszystko sprawnie poszło w diabły. W kokpicie wrzasnął alarm, po czym zaraz się urwał do wtóru z cichym trzaskiem dochodzącym ze strony generatorów pól i zasilanie całkiem poszło, pożerane przez generatory i zużywane nie wiadomo na co. Kląc w myślach każdy obwód po kolei, wyłączyłem reaktor, znów pofatygowałem się do generatorów i zacząłem metodyczne naprawy. Później przeanalizuję dokładnie dane z PDA i spróbuję coś zaradzić na te blackouty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Czy mógłbyś mi nie sfajczyć hangaru? - spytał wesoło Jeff, który pojawił się akurat by wysłuchać alarmów jęczących w kokpicie Charona. Z generatora unosiła się strużka czarnego dymu. Po otwarciu jednego z bocznych paneli okazało się, że dwa układy stopiły się na bezkształtną masę, zabierając ze sobą wszystko wokół. Vin zaklął w duchu, a potem też półgłosem, po czym nieco zrezygnowany zaczął metodycznie wymieniać uszkodzone podzespoły. Jeff bez słowa przyłączył się do roboty.

- Więc co jest nie tak? - zagaił mechanik.

- Skoki w poborze. Ustrojstwo jest czułe na mnóstwo parametrów otoczenia, na wilgotności poczynając, a na fazie księżyca i dniu tygodnia kończąc - odparł pilot.

- Super, to po chlaniu będziemy mieli jak sprawdzić ile byliśmy nieprzytomni - wyszczerzył zęby Jeff.

- Taaa, a w czasie pełni zmienia pilota w wilkołaka - rzucił własny żart Vin.

***

Tymczasem Jao tłumaczył piątce załogi zasady panujące w mieście. Nie przewidywał kłopotów, tak długo, jak nie będą się do niczego wtrącać. W mieście niczym niezwykłym był handel narkotykami, niewolnikami i bronią, na ręcznej zaczynając, a na mechach kończąc. Wyjaśnił też, że większość ludzi skupia się w północnej części przedmieść starego LA. Centrum było jedną wielką ruiną, gdzie nie zapuszczał się nikt przy zdrowych zmysłach. Przy okazji okazało się, że wariatów nie brakuje, jakiś szajbus ubzdurał sobie na przykład, że jest Jokerem z Batmana i zamienił cały Disneyland w jedną wielką zabójczą pułapkę. Bywa. Ważną zasadą jest, że nie wolno nosić widocznej broni, chyba, że jest się człowiekiem Don Pedro. Inna sprawa, że każdy miał jakąś broń ukrytą, ale wdawanie się w strzelaniny to co najmniej słaby pomysł.

- Pojedziemy bezpośrednio do części handlowej. Dziś nie powinno być zbyt tłoczno, zresztą zakupy jakie chcemy robić nie przyciągają wielu klientów. Ludność miejska jakoś nie czuje potrzeby kupowania części zamiennych do mechów. Ja zajmę się zdobyciem jedzenia, bo to wbrew pozorom najbardziej skomplikowane. Reszta niech porusza się minimum dwójkami. Michelle, z tego co wiem Jednooki kupował ostatnio dużo żelastwa, więc możesz znajdziesz coś pod kolor...

W tym momencie Thomas, który dotąd gapił się w ścianę, nagle się odezwał:

- Ja idę sam.

- Jak sobie chcesz - wzruszył ramionami czarnoskóry.

- Gdzie mogę zdobyć zapasy medyczne? - spytał Sota.

- Porządne, i drogie, znajdziesz w szpitalu na głównym placu. ciężko nie trafić. Możesz też coś znaleźć na straganach ale... Sam rozumiesz.

Japończyk pokiwał głową.

- Ostatnia rada. Jeśli ktoś będzie szukał zaczepki macie pełne prawo sprać mu mordę. Jeśli ktoś będzie nieufny i spyta skąd jesteście odpowiadajcie, że z nowej bazy naukowej o pseudonimie D...

Głośne prychnięcie Michelle powstrzymało go przed skończeniem tej wypowiedzi.

- ...Czarna Dziura - dodał po chwili.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten żart początkowo mnie nie śmieszył. Uznałem go za prostacki. Nie śmieszył mnie też, kiedy Jeff, lub ktokolwiek inny z bazy go powtarzał, a kilka razy już go słyszałem. Sam nie wiem, czemu tym razem nie mogłem powstrzymać lekkiego uśmiechu. Zastanawiało mnie też, czemu Jao nie dostał łokciem w żebra. Zerknąłem dyskretnie w stronę Michelle przypominając sobie scenę, jakiej byłem świadkiem tuż po lądowaniu na Ziemi. Być może nie znała Jao tak dobrze, jak Jeffa.

- Minimum dwójkami, więc dokładnie dwójkami, skoro Thomas życzy sobie odrobiny czasu dla siebie w samotności - dopiero po wypowiedzeniu tego zrozumiałem, że mogło to być zrozumiane dwojako i odebrane jako obraza. Nie przejmując się jednak i nie zatrzymując wypowiedzi w podejrzanym miejscu kontynuowałem - Czy stoi coś na przeszkodzie, bym poszedł z Michelle? - spojrzałem tu na nią.

Nie zadowalało mnie to, że będę musiał zachować obojętność wobec niewolnictwa, jednak ucieszyłem się, że nie raczej nie będzie komplikacji. A jeśli jednak ktoś będzie szukał zwady, to mimo ostatnich problemów nie zaniedbałem treningów. Będę gotowy na ewentualne bójki...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Na razie zostawię je w spokoju, a skupię się na etapie drugim, przynajmniej na tym co mogę zrealizować z dostępnymi zasobami - sapnąłem domykając mocno pokrywę generatora.

Po naprawach poszedłem z Jeffem na piwo. Gadaliśmy o różnych rzeczach - piwo rozwiązuje język - aż w końcu zeszliśmy na temat owego drugiego etapu:

- Zabawna sprawa. Kiedyś, gdy jeszcze robiłem w stoczni na Lunie, miałem dostrajać próbny elektromagnes, wiesz, z tych potężnych co czasem używane są do korekcji ciągu. Ten miał trochę nietypowy kształt, jak obwarzanek - zakreśliłem dłonią niewidzialną obręcz. - Był też trochę mały, mniej więcej rozmiaru mojej głowy, ale wskutek pewnego, erm, wypadku... - strasznie głupiego wypadku, pomyślałem. - No, wskutek tego wypadku w obręczy znalazła się malutka kulka plazmy. Przynajmniej tak myślę, cholerstwo było wściekle gorące i wyglądało jak trzeba, ale magnes jakoś się trzymał. No i ja tak myślę, co z tym zrobić tak, aby nie wysadzić okolicy w powietrze i w końcu wyszło na to że bardzo zdalnie odciąłem elektromagnes od zasilania. Kulka nie wybuchła, a po prostu zawisła tam na kilka minut. Zgłupiały włączyłem magnes z powrotem, wtedy natychmiast wystrzeliła jak z procy, przebiła jedną gródź i nadtopiła kolejną.

Przewałem aby łyknąć trunku.

- Jak byłem w CK to trochę eksperymentowałem na małą skalę, wiesz. Miałem nawet prototyp dwulufowy gotów do zamontowania na Miśku razem z wczesną wersją tarcz, ale wtedy dopadł mnie wasz człowiek. Doskonała okazja żeby od razu zrobić wersje w dużej skali, nie? Tyle że, cóż, tarcze co rusz chimerzą, a przez nie nie zdążyłem złożyć i zamontować plasma gatlinga na czas. Nawet nie wiem co szefostwo zrobiło z częściami, czy kurzą się w magazynie, czy co.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- W takim razie ja idę z Jao - przeciągnąłem się i kiwnąłem mu głową - Poza tym ciekawi mnie, dlaczego akurat to jest najbardziej skomplikowane.

Nie przesadzałem - naprawdę mnie to ciekawiło. W mieście, gdzie handluje się częściami do mechów, bronią i cholera wie czym jeszcze to właśnie jedzenie miało być problemem? Kiedy tu jechaliśmy spodziewałem się wielkiego bazaru. Może i go znajdziemy, a może to po prostu ja spodziewałem się czegoś charakterystycznego dla moich rodzinnych stron...

- Rodzinne strony, pies je trącał - mruknąłem do siebie w nagłym napadzie chandry. Splunąłem na ziemię, wyjąłem papierosa i zaciągnąwszy się dymem wypuściłem go powoli w górę, dla rozluźnienia - Możemy iść?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeff wysłuchawszy opowieści uśmiechnął się szeroko.

- A ja się zastanawiałem co to za szmelc w jednej skrzyni. Na części zamienne nie wyglądało. Wiesz, podróż do Azji trochę nam zajmie, więc będziemy mogli się pobawić w jej trakcie. Choć wolałbym nie przebić zewnętrznego pancerza Pyłu jak będziemy pod wodą... Co mi przypomina, że przez naprawy Uranosa zupełnie zapomniałem dokończyć modyfikacje naszego statku. Z drugiej strony, Michelle może się tym zająć jak wróci z wycieczki. Co powiesz na następną kolejkę?

***

Jao pokręcił głową.

- Sorry koleś, ale idę sam. Zresztą Sota potrzebuje towarzystwa, skoro pan hakier woli własne towarzystwo.

- Jeśli o ścisłość chodzi to wolę towarzystwo Natalie - odparł Thomas wzruszając ramionami, po czym odszedł niezbyt szybkim krokiem.

- Natalie? - spytał Jao.

- Jego dziewczyna.

- Sztuczna inteligencja, którą tworzy - te dwa zdania padły niemal jednocześnie.

- Dziwak - stwierdził czarnoskóry. - Mógł chociaż poczekać, aż dam wam to.

Z tymi słowami sięgnął do kieszeni i wyciągnął kilka plastikowych kart.

- To karty kredytowe, może widzieliście kiedyś w muzeum. Don Pedro sporo się napracował, aby odtworzyć choć namiastkę cywilizowanego obrotu pieniądzem. Kasy powinno wystarczyć na zakup zapasów i pamiątki. Moje sprawy zajmą około godzinę, w tym czasie wynegocjujcie dobre ceny, na co tam chcecie. Nie dawajcie zaliczki powyżej dziesięciu procent. Potem spotkamy się tu, objedziemy ciężarówką wszystkie punkty i zbierzemy zakupy.

Po tych słowach Jao ruszył w swoją stronę.

- Shiru? Warsztat jest niedaleko, w tym kierunku. Idziemy? - powiedziała Michelle.

- Oczywiście.

- Jeśli nie chcesz mi towarzyszyć Ryan-san, poradzę sobie.

- Nie, Jao powiedział, żebyśmy trzymali się razem, więc chyba lepiej go posłuchać.

***

Duży plac otoczony wyższymi budynkami musiał być kiedyś parkiem miejskim. Od tamtych dni jednak minęło wiele czasu, drzewa zostały ścięte, trawa i kwiaty zadeptane, ławeczki zniszczone, a alejki uszkodzone. Pusta przestrzeń stworzyła idealne miejsce dla handlarzy wszelkiej maści, straganów jest mnóstwo. Obok zwykłych rzeczy jak warzywa, mięso, elektronika, czy ubrania Ryan zauważył też duże ilości różnych środków odurzających, głównie syntetycznych, magazynki do broni różnego kalibru, łącznie z dużymi skrzyniami z pociskami do dział mecha, a nawet wyglądający na sprawny palnik plazmowy. Nagle ktoś dotknął jego ramienia i usłyszał głos mówiący:

- Hej, dzielny pilocie, nie masz ochoty na chwilę relaksu? - spytała skąpo ubrana dziewczyna wskazując jednocześnie na duży czerwony namiot.

- Eee, dzięki, nie - odparł szybko Ryan.

Zgodnie ze słowami Jao nie ma dużego ruchu. Dwaj mężczyźni szybko doszli do szpitala i Sota zaczął przeglądać oferowane w środku zapasy medyczne.

***

- Chyba kpisz! - warknęła Michelle, ale jej akcent znacznie złagodził groźbę. Zamiast tego zabrzmiała jak zirytowana kotka. - Ten szmelc nie jest wart nawet połowę tej ceny!

- Ależ madame, to najwyższej klasy przetworniki, lepszych nie dostaniesz w całym stanie. A te płyty? Kompozyty siódmej generacji! Układy wymontowane prosto z Archanioła, jakość gwarantowana przez naszych europejskich przyjaciół!

"Jednooki" okazał się niskim mężczyzną po pięćdziesiątce z wyraźnym brzuszkiem. Co ciekawe z jego oczami wszystko jest w porządku. Za to mech przed warsztatem nie ma połowy głowy, acz pewnie historia przezwiska jest nieco dłuższa.

- Najwyższej klasy? Ten złom pamięta pierwsze lądowanie człowieka na Marsie. A te stabilizatory? Co im się stało? Wyłowiłeś je z wulkanu i postanowiłeś wyklepać?

- Pilot miał pecha trafić pod zmasowany ostrzał plazmowy z tego co mi wiadomo. Ostały się tylko nogi... Ale będą funkcjonowały bez zarzutu przez co najmniej miesiąc, ręczę za to reputacją.

- Dam ci za te części sześćdziesiąt tysięcy i ani grosza więcej Jednooki.

- Nie mogę zejść poniżej setki bo moje dzieci będą głodowały.

- Po pierwsze, ten tekst był ograny już w starożytnym Egipcie, a po drugie ty nie masz dzieci.

- Ale mógłbym mieć, ślicznotko.

- Gratuluję, moja oferta to teraz pięćdziesiąt tysięcy.

- Nie unoś się kocico. Niech będzie osiemdziesiąt.

- Nie słuchasz mnie Jednooki. Żaden frajer nie da ci za to nawet siedemdziesięciu.

- Siedemdziesiąt pięć i dorzucę zestaw soczewek z obudowami i te nowiutkie układy chłodzące.

- Zgoda.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Początkowo przyglądałem się i przysłuchiwałem rozmowie Michelle z Jednookim. Kiedy jednak zobaczyłem koncentratory B-112 mało oczy nie zaczęły mi się świecić i moja uwaga została całkowicie pochłonięta dokonywaniem oględzin. Były to układy z komorami gazowymi i soczewkami, które zwiększały skupienie promieni laserowych przez nie przepuszczonych, a więc pozwalały zachować penetrację przy użyciu cieńszej wiązki. Mógłbym usprawnić działanie karabinów laserowych, nieco zmniejszając ich pobór energii przy długotrwałym używaniu. Zmniejszyłoby się też ogólne zużycie drogich obwodów w karabinach.

- O, twój chłopak wie, co dobre - powiedział Jednooki po dobiciu targu z Michelle.

- Chłopak? - sugestia złapała Michelle z zaskoczenia.

- Zdobyłem toto wczoraj na zniszczonym niedawno lotniskowcu. Złomiarze przynieśli mi spalone działa laserowe. Koncentratory zachowały się w doskonałym stanie. Są warte przynajmniej dwadzieścia tysięcy.

W tej chwili oczy przestałyby mi się świecić.

- Używane... - mruknąłem - Wychodzimy - i już miałem wychodzić i poczekać na Michelle na zewnątrz.

- No dobra, są warte piętnaście.

- Są warte co najwyżej pięć tysięcy i ani kredytu więcej.

- A patrzyłeś na stan gazów, mały? - kto tu w ogóle był mały? - Ledwie trzy procent zużyte.

- Jeśli zostały wyciągnięte ze złomu, to istnieje szansa, że przestaną działać w trakcie walki, to bardzo delikatne części. Co wtedy? Sześć tysięcy to moje ostatnie słowo.

- Ślicznotko, twój chłopak mnie nie słucha.

- Hej, to nie jest mój...! - tym razem Michelle była już gotowa.

- Dziewięć tysięcy - przerwał jej w pół słowa Jednooki - Dziewięć i są twoje wraz z obwodami przekierowującymi.

- Do rozłączenia koncentratorów w polu i podłączeniu ich bezpośrednio pod miotacz w razie ich awarii?

- Jakże by inaczej.

- Zejdź do siedmiu tysięcy i biorę.

- Nie, no to rozbój, obwody też są w doskonałym stanie!

- Też wyjąłeś je ze złomu? Targuj się dalej, to dam nie więcej, jak sześć, bo zaczyna mi tu się coś nie podobać.

- Sprzedane za siedem.

Uśmiechnąłem się. Jak to się mówi?

- Interesy z panem, to przyjemność - wyciągnąłem rękę dobijając targu.

- Wcale nie jest... - mruknęła niesłuchana Michelle.

Uśmiechnąłem się wesoło w jej stronę.

---

- Chyba poszło całkiem nieźle? - zapytałem Michelle, kiedy wychodziliśmy, nadal będąc zadowolonym z udanych negocjacji.

Przystanąłem na chwilę spoglądając na niebo i odetchnąłem głęboko. To miejsce naprawdę zaczyna mi się podobać.

- Czemu wzdychasz?

- Nadal dopiero poznaję życie na Ziemi.

- Naprawdę nigdy wcześniej tu nie byłeś?

- Nie. Podejrzewam, że moi rodzice także nie. Dziadkowie za to może, ale tych nie pamiętam. W zasadzie nikt nigdy nie mówił mi o tym, jak to jest na Ziemi. Kolonie wyglądają całkiem inaczej. Przede wszystkim ta grawitacja jest całkiem inna. No i słońce... i zieleń.

Michelle się zaśmiała.

- Gdzie ty tu zieleń widzisz? Cały ten kraj to morderstwo na roślinach.

- W koloniach rośliny rosną tylko w wyznaczonych obszarach rekreacyjnych, oraz uprawnych. Nigdy wcześniej nie widziałem na własne oczy na przykład lasu.

Teraz spojrzała na mnie z litościwym uśmiechem.

- Co w tym zabawnego? - zapytałem.

- Nic. Absolutnie nic.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomyślałem chwilę.

- Niee, na dziś starczy.

Powstałem i przeciągnąłem się szeroko.

- Jeszcze raz dzięki za pomoc ze sprzętem.

Wychodząc jeszcze rzuciłem:

- Idę przejść się trochę na świeżym, ha, ha, powietrzu.

Spacerując powoli po płycie lądowiska, oddychałem pełnymi płucami - choć urodziłem się w księżycowej, sterylnej kolonii i choć gdy kiedyś wylądowałem na wysypisku śmieci, nieomal się udusiłem, to zapach nawet średnio świeżego powietrza stawiałem ponad choćby najczystszy "gaz płucny" z najlepszej kolonii. Lepszy był tylko zapach wnętrza mecha w czasie bitwy.

Czyli będę niedługo mógł zamontować plasma gatling - nie spodziewałem się tak szybkiego obrotu sprawy.

Zaraz, chwila... Azja? Naprawdę Azja? A na co my tam jesteśmy potrzebni?

Czy William i Cristina zdołają się do tego czasu pozbierać?

Pokręciłem głową z lekką rezygnacją. Nie leżało to w mojej kompetencji, sam nie wiem, czemu nagle się tym zainteresowałem.

Bez pośpiechu dokończyłem spacer i powędrowałem do mojego pomieszczenia. Po drodze zobaczę czy zdołam zdobyć plany reaktora Gallanta; miałem się zapytać o nie Shiru, ale całkiem mi to wyleciało z głowy - mam nadzieję że się nie obrazi - rozgryzanie tak potężnej konstrukcji powinno mi dostarczyć rozrywkę na dłuższy czas, a może i parę pomysłów do zaimplementowania w pozostałych maszynach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jednooki obiecał przygotować wszystkie zakupy do transportu w pół godziny, co nieźle zgrywą się z czasem wyznaczonym przez Jao. Shiru i Michelle mieli też nieco czasu na pozwiedzanie miasta. Dziewczyna dość sprawnie prowadzi bocznymi uliczkami w kierunku głównego placu. I wtedy właśnie znaleźli się w niewłaściwym miejscu i czasie.

Wszystko działo się bardzo szybko. Ciężarówka zatrzymała się jakieś sto metrów przed pilotem i mechanikiem. Wysiedli z niej dwaj mężczyźni, jeden z nich poszedł do tyłu. Otworzył drzwi i warknął coś do środka. Po chwili ze środka wytoczyła się młoda, skuta kajdankami dziewczyna. Azjatka, niska i drobna, może szesnastoletnia, z długimi czarnymi włosami teraz brudnymi i pozlepianymi. Zatoczenie najwyraźniej było zmyłką, bo wykorzystała ten ruch by zadać potężny cios skutymi rękami, po czym ruszyła biegiem, skręcając w zaułek, w którym zatrzymali się obserwując wydarzenia Shiru i Michelle.

- Hej, stój! - krzyknął drugi facet sięgając za pazuchę.

Dziewczyna wpadła wprost w Shiru i powiedziała jedno słowo.

- Help.

***

W szpitalu poszło szybko, zgodnie z radami Sota zostawił niewielką zaliczkę. To oznaczało że obaj żołnierze kolonii mają jeszcze trochę czasu. Ryan bez celu kręcił się po rynku. W jednej z bocznych uliczek dostrzegł ciekawe stoisko z bronią. Najlepsze chińskie pukawki. Ciekawe skąd się tu wzięły, skoro wydają je tylko oficerom. Z drugiej strony pokażcie mi jednego, który by nie próbował dorobić kilku groszy na boku...

Nagle usłyszał jakieś zamieszanie dobiegające z zaułka. Ciekawość zadziałała szybciej niż rozsądek i zajrzał by zobaczyć Michelle i Shiru u wylotu z zaułka z jakąś trzecią osobą.

***

Vin tymczasem się nudził. Niby było dość do roboty, ale praca nad tarczami zmęczyła go wystarczająco by nie miał ochoty dalej dłubać w elektronice. Zamiast tego zaczął ze znudzeniem przeglądać zawartość osobistego terminala. Myśl o Azji jakoś nie dawała mu spokoju, zalogował się więc do bazy danych Czarnej Dziury. Po wpisaniu kilku kodów autoryzacyjnych dostał się do pokaźnych danych wywiadowczych. Baza morska w Japonii. Kilka ważnych fabryk i chroniące je bazy wojskowe w Chinach w głębi kontynentu, ale w zasięgu kilkugodzinnego spaceru mechem. Massdriver Syberyjski. Duży ośrodek szkoleniowy w Korei Północnej. Przypomniał sobie zdawkowe informacje o Planie. Uderzanie w cele wojskowe. Terror indywidualny. Osłabienie sił obu stron. Działania bardzo różne od FWK ale też niezbyt czyste. Nie był pewien o co dokładnie chodzi. Nastraszyć UNEA i ZSRA? Napuścić ich na siebie? Zadać tak poważny cios w gospodarkę, aby musieli prosić kolonie o pomoc? Wszystkie opcje zdają się sensowne. Być może wszystkie są po części prawdziwe. Tak czy siak, celów dla dział Charona raczej nie zabraknie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No, to mamy teraz jeszcze trochę czasu. Skoro już tu jesteśmy, to możemy się gdzieś pokręcić - powiedziała Michelle prowadząc.

- Jest tu coś ciekawego do zobaczenia?

- Rozejrzyj się. To nie jest miasto dla turystów, tylko dla wyrzutków, bandytów, złodziei i gwałcicieli.

- To może nie powinniśmy chodzić po takich wąskich uliczkach... - wyraziłem obawę.

- Spokojnie, znam drogę. Pójdziemy na targ, może znajdzie się coś interesującego.

- Jak uważasz...

- Nie trzęś się tak, nic nam nie będzie. Zabiorę cię na tutejszy przysmak. Zobaczysz, to nie to, co żarcie w bazie.

Uśmiechnąłem się.

- Będzie mi miło.

- Jak się żyje na stacji? - zapytała nagle po chwili milczenia.

- Na kolonii?

- Tak, o to mi chodziło - uderzyła się w czoło dłonią dając znać, że pomyliła słowa,

- Przede wszystkim było zawsze dużo pracy. Niektórzy pracują od piętnastego roku życia po kilka godzin dziennie, dorośli pracują czasem ponad dziesięć. Rano o szóstej następowała pobudka. Kiedy mieszkaliśmy w współdzielonych pokojach to był najgorszy czas całego dnia. W jednym pomieszczeniu spało nawet dziesięć osób i wszyscy się przepychali do zatłoczonych pryszniców, potem śniadanie w pełnym gwaru i gorąca pomieszczeniu i praca... Tylko bardziej zamożni mogli sobie pozwolić na własne mieszkanie, ale większość i tak jadła w jadalni z braku kuchni. Tylko bogacze mieszkali w posiadłościach powyżej kilku pokojów. Trochę się poprawiło, kiedy kolonia się rozrosła, ale i tak miałem szczęście. Kiedy miałem dziesięć lat ojciec awansował na stanowisko zastępcy głównego inżyniera górniczego, więc zarabiał dużo. Nasz standard życia zmienił się tak bardzo, że wydawało mi się, że byłem w niebie. Ale podejrzewam, że warunki szarych robotników nadal są paskudne.

- Mówisz tak, jakby nie było nic dobrego w życiu na kolonii...

- To nie do końca tak... owszem, było ciężko, ale byliśmy wolni od konfliktów zbrojnych. Bardzo rzadko zdarzały się jakieś kradzieże, nie zdarzały się w ogóle żadne ciężkie przestępstwa. No prawie... Było ciężko... ale spokojnie.

- Sama nie wiem, co lepsze.

Znowu na mojej twarzy zagościł uśmiech. Odetchnąłem.

- My wiemy - spojrzałem na nią - dlatego przyszliśmy walczyć.

- Może wreszcie się... - Urwała, kiedy z ciężarówki, która zatrzymała się u wyjścia z zaułka wyszło dwóch drabów. Zatrzymaliśmy się. Jeden z facetów poszedł na tył ciężarówki i wyciągnął z niej dziewczynę. Młodą, wyraźnie zaniedbaną azjatkę. Michelle już chwytała mnie za ramię, żeby pociągnąć mnie w przeciwną stronę, kiedy wyglądająca na osłabioną dziewczyna walnęła mężczyznę w podbrzusze kajdankami i rzuciła się do zaułka, prosto w naszą stronę.

Obiecywałem sobie, że nie będę się w nic mieszał. Że nie będę szukał niepotrzebnych kłopotów. Tymczasem kłopoty wpadły na mnie, uczepiły się mnie kurczowo i patrząc oczami przerażonej sarenki pisnęły 'pomocy'.

W tej chwili przestałem myśleć racjonalnie. Nie wiem, co ma zamiar zrobić Michelle...

- Pożałujesz, mała - warknął ten, który dostał od dziewczyny, kiedy obaj weszli do zaułka.

... ale ja nie mam zamiaru do końca życia walczyć z wyrzutami sumienia.

- Dziękujemy za zatrzymanie jej. A teraz prosimy o zwrot - powiedział ten trzymający rękę za pazuchą.

Pistolet? Nóż? Pewnie to pierwsze.

- Michelle, cofnij się - powiedziałem cicho, ledwo ruszając ustami, tak by tamci tego nie zauważyli. Odczepiając dziewczynę od siebie wyszedłem naprzód do mężczyzn. Uśmiechnąłem się mrużąc oczy i w geście zakłopotania masując kark - Przepraszam nie jestem tutejszy. Czy ona coś złego zrobiła? Wygląda dość niewinnie - zgrywałem młodego i nieznającego się na świecie, ani zagrożeniach czających się w takim mieście jak to. Na pewno nie puszczą dziewczyny wolno, ale jeśli to niewolnica... może uda się ją wykupić, jeśli jest na sprzedaż. A jeśli nie... wystarczy, że zbliżą się dostatecznie, bym mógł obezwładnić tego z bronią. Złamanie ręki niespodziewającemu się przeciwnikowi nie jest zbyt trudne. Szczególnie, jeśli nie uważa cię nawet za najmniejsze zagrożenie, a przecież nie jestem masywnej budowy...

Strzelaniny lepiej unikać, skoro Jao tak zalecił. Dlatego w razie niebezpieczeństwa muszę działać szybko i obezwładnić ich obu jak najszybciej...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Grzebiąc w terminalu trafiłem na stary news ze zdjęciem mojej dawnej ekipy. Sprawa była w sumie banalna - wysadzona fabryka wrednych protoypów, ale że był sezon ogórkowy to znalazło się nawet miejsce na zdjęcie grupowe. Nawet nie pamiętam, kiedy było robione, ale teraz nie mogłem się nie uśmiechnąć, widząc twarze pilotów CK - kapitana Dnieprowa, komandora Bryanta, Iazona, Kazu, Ewy, Tira i... moją. Patrząc wstecz, mieliśmy wiele szczęścia w porównaniu do innych grup - dziś nie żył tylko kapitan, zabity podczas ewakuacji z pechowej misji, a Blade Bryant sprawnie przejął jego obowiązki.

Wyciągnąłem się na krześle. Co teraz porabiali? Mnie obowiązywała klauzula typu >ściśle ściśle tajne<, ale Iazon podrzucił mi kiedyś plik... Sięgnąłem po PDA i po dłuższej chwili znalazłem - bezpośrednie połączenie z satelitą. Nie do namierzenia... Niemniej, nie ma co ryzykować - na razie więc tylko zredagowałem krótki mail do Tira, z zamiarem wysłania go gdzieś po drodze.

"Zresztą zabawne, skąd się tu wziął akurat ten news?" - pomyślałem jeszcze zanim zapadłem w krótką drzemkę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co się tam dzieje? Z ciekawością i dużą dozą ostrożności zacząłem iść w kierunku towarzyszy. Nie podobała mi się dwójka, z którą właśnie rozmawiał Shiru. Zatrzymałem się tak, by widział mnie tylko chłopak i dałem mu znak ręką, mam nadzieję, że to zauważy. Sprawdziłem, czy moja broń jest naładowana i zatknąłem ją za pas, tak by mieć do niej łatwy dostęp. Mam tylko nadzieję, że nie będę musiał jej użyć. Nie chcąc informować nieznajomych, że Shiru nie jest sam odpaliłem spokojnie papierosa, zaciągnąłem się dymem i spokojnie zacząłem iść w ich stronę, starając się nie robić zbytniego hałasu. Kilka metrów przed nimi opieram się o ścianę i strzepując popiół z fajki obserwuję sytuację. Jeśli zrobi się niebezpiecznie wkroczę i postaram się obezwładnić napastników.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vin - z drzemki wyrwało cię głośne pukanie do drzwi. Żołnierz, który zapewnił ci pobudkę powiedział tylko, że coś się dzieje i że "dowództwo" czeka na ciebie w sali konferencyjnej. Dowództwem okazali się, a jakże, Jeff i Wasyl.

- Dostaliśmy informację od kontaktu D - zaczął wyjaśnienia mechanik gdy tylko wszedłeś do pomieszczenia. - Zmiana planów. Być może. Musimy sami ocenić czy jesteśmy w stanie asystować w akcji.

- W skrócie sytuacja wygląda następująco: UNEA najwyraźniej postanowiła nie poprzestawać na Krzyżowcach i stworzyła w Niemczech kilka prototypowych jednostek wielozadaniowych, które zarówno odpornością, jak i siłą ognia mają przekraczać wszystko co dotąd widzieliśmy... No dobra, wszystko, co dotąd widzieli Ziemianie. To draństwo może być równie silne jak Gundamy. Na szczęście mamy w placówkach badawczych swoich ludzi. Za tydzień ma się odbyć oficjalny pokaz jednego z prototypów, więc dowództwo postanowiło uderzyć wcześniej. Zadaniem komandosów na miejscu będzie wykorzystanie zamieszania związanego z przygotowaniami do pokazu i wykonanie akcji sabotażowej. Chłopaki z komórki informatycznej ciężko pracują, by usunąć dane i cofnąć ich prace minimum o pół roku, ale mamy też plan przejęcia przynajmniej jednej z maszyn i zniszczenia pozostałych. Tu zaczyna się nasza rola, wsparcie przy ucieczce. Niestety Niemcy są w tej chwili daleko poza naszym zasięgiem. Z drugiej strony mamy kilka dni do rozpoczęcia misji, więc moglibyśmy zaryzykować i wyruszyć jeszcze dziś wieczorem. Z trzeciej, o ile do operowania u wybrzeży Azji jesteśmy przygotowani, to na Europę w tej chwili nie. Reasumując, z decyzją możemy poczekać do powrotu pozostałych pilotów z miasta, ale zastanawiać możemy zacząć się już teraz. Zwłaszcza, że z naszej trójki to ty najlepiej znasz możliwości wszystkich maszyn, miałeś trzy tygodnie, by przy nich majstrować, podczas gdy Jeff tylko kilka dni.

***

- Spi*** gnoju - rzucił bandzior i bez chwili wahania wyjął broń. - I ani kroku bliżej. Teraz dziewczynka wróci grzecznie do nas, albo zrobimy dziurkę i w twojej i w jej głowie. Proste?

Mimo to Shiru jest chyba dość blisko by zaatakować, koleś jest pewny, że ma sytuację pod kontrolą i nie celuje w niego. Inna sprawa, że jest jeszcze drugi, obserwujący zdarzenie z dystansu. Co więcej, żaden ze zbirów nie zauważył na razie zbliżającego się Ryana.

Mimo to dziewczyna zaczęła powoli iść w ich kierunku. Gdy zbliżyła się do młodego pilota rzuciła ciche

- Sorri.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sytuacja była jednoznaczna. Albo ich obezwładnimy, albo dziewczyna zostanie zabrana. Michelle chyba nie byłą pewna, co robić. Albo nie była pewna, co ja chcę zrobić. Ja już nie musiałem się dłużej zastanawiać.

Rzuciłem okiem na Ryana porozumiewawczo. W następnej chwili zaatakowałem tego stojącego najbliżej.

Uderzenie w nos z jednoczesnym chwytem ręki i skierowaniem pistoletu w górę. Następnie kopnięcie w piszczel i unieszkodliwienie ramienia uderzeniem, najlepiej łamiącym, by zbir nie był w stanie zrobić nic więcej. Wyrwę mu pistolet, a kiedy już będę miał go w dłoni, wyceluję w drugiego ze zbirów, mając nadzieję, że nie wystrzeli w obawie trafienia kumpla. W razie potrzeby chwycę wcześniej pobitego i skorzystam z 'tarczy'. Dam tym samym Ryanowi czas na podejście i znokautowanie. Taki był plan. Mógłbym spróbować unieszkodliwić obu sam, ale to było ryzykowne, a gdyby mi się nie udało, zagrożony byłem nie tylko ja, ale także i Michelle. A gdyby wywiązała się strzelanina, to i Ryan.

Współpraca z Ryanem była kluczowa...

... ale równie dobrze mój wybryk mógł kosztować kogoś zdrowie, lub nawet życie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zastanowiłem się nad odpowiedzią.

- Hm. Po pokazie mocy Gallanta poważnie wątpię, czy byliby w stanie wystawić coś dorównującego naszej technologii. Z drugiej strony... - pauza. - Myślę, że powinniśmy tam lecieć i wspomóc akcję. Każda przewaga będzie ważna, nawet parę prototypów rzuconych desperacko mogłoby poważnie utrudnić nasze zadanie, jeśli nie uniemożliwić - przecież nie mamy nieograniczonych zasobów... Technologicznych i ludzkich. Tak. Wczesne uderzenie może znacząco poprawić naszą sytuację, nawet jeśli tymczasowo utrudni to dalsze misje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...