Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

Sesja Gundam

Polecane posty

Pierwszy atak rozbił się o naszą twardą obronę, jednak drugie podejście było bardziej przemyślane. Przygnietli nas zmasowanym ostrzałem z dział statków, co umożliwiło mniejszym jednostkom podejście. W tej sytuacji mogłem co jedynie zarządzić wycofanie się na z góry ustalone pozycje bliżej bazy, skąd mogliśmy bronić się przed bliskimi atakami z flank. Niestety dla wroga, wciąż nie doceniali możliwości Soresu.

Obrałem za cel jeden z większych okrętów, którego pociski kilka razy niemalże trafiły bezpośrednio w Gallanta. Przeszukałem bazę danych i znalazłem plany tej maszyny. Pewnie bandziory mocno ją przerobiły, ale reaktor powinien znajdować się w tym samym miejscu. Mniej więcej. Włączyłem tryb manualny. Wymierzyłem...

Potężny strumień energii rozorał kadłub okrętu i rozciął od połowy w górę. Kilka wybuchów przez pokłady pozwoliło sądzić, że trafiłem coś wrażliwego. Pojazd rozpadł się na dwie części, zanim runął na ziemię. To na pewno zaszkodzi na morale atakujących, ale Soresu wystrzeliło już po raz trzeci. Jeszcze kilka razy i nie wiem, czy generator do którego jestem podłączony to wytrzyma.

Zwarliśmy szyk, nadal zachowując zdrowy odstęp by obniżyć skuteczność ostrzału artyleryjskiego. Kolejną salwę rakiet zostałem zmuszony wystrzelić, by opóźnić szturm frontu.

- Jednostki, meldować stan - powiedziałem do komunikatora.

- Jedynka, dostałem raz, ale nic poważnego, mogę walczyć.

- Dwójka, stan maszyny i amunicji w porządku.

- Trójka, wszystkie systemy sprawne, ledwie mnie zarysowali.

- Osłaniajcie flanki, ja zajmę się czołem. Jedynka, jeśli stan się pogorszy wycofasz się do hangaru, zapewnisz wsparcie z dystansu.

Mocniej ścisnąłem drążki. Przyciągnąłem je do siebie, a Gallant posłusznie uniósł karabiny...

Naszym ostatnim punktem obrony zostanie baza i hangar. Jeśli nie będą ryzykować zrównania bazy z ziemią, to będziemy mogli się tam obronić przynajmniej kilka minut. W teorii. W praktyce wszystko zależało od liczebności wroga i od mojego dostępu do energii. Poza tym jeśli wybierzemy wycofać się do środka, to możemy mieć problem z ewakuacją gdy nadejdzie czas. Tą decyzję będę mógł podjąć jedynie w ostateczności.

Przestałem zwracać uwagę na licznik. Dobrze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gwizdnąłem cicho przyglądając się informacją i z rosnącym uśmiechem na twarzy w końcu powiedziałem:

- No, jak to nie zapewni mi adrenaliny to już nie wiem co. - westchnąłem zagłębiwszy się w szczegóły dokumentu.

Ogólnie wywiad nie nawalił i mam na czym pracować. Dobrze... bardzo dobrze... cel jest jasny - kradzież prototypa niesprawdzonego w warunkach bojowych. Zadanie rodem z partyzantki, ale nie po to ktoś władował mi do głowy kilkadziesiąt a może i kilkaset tomów teoretycznej wiedzy pola walki, żeby nie móc się na to przygotować. No dobra... mamy całkiem pokaźne wsparcie techniczne, ale małą siłę ognia. Będziemy trupami jeżeli nastąpi jakiekolwiek opóźnienie, bo wtedy zwalą się na nas wszystkie siły UNEA z orbity i nie tylko. Jest jakaś szansa, że technicy mogli by wprowadzić zakłócenia do komunikacji, ale to też wzbudziło by podejrzenia... Cholera, westchnąłem, musimy być bardziej zsynchronizowani niż orkiestra symfoniczna, bo wystarczy, że ja wyląduję za wcześnie albo za późno, komandosi zostaną wykryci albo nawalą... jest tyle możliwości, że plan - mimo swojego dopracowania - może się nie powieść, że właściwie... zacznę od planów ucieczki. Wejście na teren kompleksu, opanowanie sytuacji na kilka minut i sama kradzież to nic. Prawdziwym wyczynem będzie spi*******ie przed całymi chmarami sił UNEA, które rzucą się na nas jak stado szerszeni.

Postanowiłem zacząć od aspektów geograficznych - na dwóch osobnych "okienkach" rzuciłem sobie strony dotyczące planu bazy oraz samych ścieżek ewakuacyjnych. Szczerze to mocno się zastanawiałem jak nasi pracodawcy zamierzają wyciągnąć nas z tego bagna gdy już w nie wpadniemy.

---

*pytanie - mam jakąś bezpieczną możliwość skontaktowania się z "kontaktem D", drużyną Alfa, wsparciem na ziemi, kimkolwiek czy to dopiero jak wyląduję? :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znowu wszystko się psuje. Dziewczyna jest zbyt zdolna, zbyt obowiązkowa i przede wszystkim zbyt ładna. Jakby na ślady nie mogła trafić stara, brzydka i nielubiana przeze mnie pracownica tydzień przed emeryturą... Moment, o czym ja myślę? To jest poważny problem. I tak mam szczęście, że udała się z tym do mnie, a nie od razu do administratora. Do mnie... ufa mi.

- Nie martw się - mówię, rzucając jeszcze okiem na wydruki - Zajmę się tym, przekażę komu trzeba. To pewnie jakieś zwykłe usterki, ewentualnie ktoś schrzanił swoją robotę i nie posprzątał. Aha, właśnie, dobra robota.

Nie daję po sobie poznać niczego. Pożegnam ją i wrócę do pracy jak gdyby nigdy nic. Trzeba pracować, nie myśleć. Nie roztrząsać tego. Nie zastanawiać się. Potem przekażę krótką wiadomość kontaktowi D. Niechętnie, ze świadomością, że właśnie wbijam jej nóż w plecy dla ratowania swojego tyłka, ale nie mam wyboru, powodzenie całej operacji od tego zależy. Zabrnąłem za daleko. Właśnie, to nie zależy ode mnie. Dodam krótką wzmiankę, żeby nie przesadzali z reakcją, że wpadła tylko na niejasne poszlaki. Potem wezmę coś na sen i się zdrzemnę.

Jak tak dalej pójdzie, to tutaj zwariuję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Co do... - mruknąłem, próbując zidentyfikować dwie nowe jednostki na polu bitwy. Zdawały się sprawnie unikać co cięższe pociski, co oznaczało, że lanca laserowa będzie miała robotę. Przerwałem na ułamek sekundy ostrzał, przywiązując trwale lancę z prawego ramienia do geometrii jednego z myśliwców i dając ciągłą wiązkę aż do przegrzania. Lasera z autonamierzaniem misiek nie uniknie tak łatwo, ale dla pewności ręcznie poślę parę pocisków z ciężkiego działa.

- Ryan - skontaktowałem się z pilotem Uranosa. - Mam tu na oku dwa ostro zmodyfikowane pojazdy, coś z wyższej półki. Jednego mam na celowniku, ale drugiego chyba nie zdążę skosić. Dasz radę coś z nim zrobić?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zobaczę co da się zrobić - w trakcie tego krótkiego zdania musiałem uniknąć kilku rakiet i tym podobnych niespodzianek serwowanych mi przez obronę przeciwlotniczą - Chociaż jestem teraz troszeczkę zajęty. W tym ostrzale nie gwarantuję, że cokolwiek zdziałam.

Zerkam na radary i ekrany, określając pozycję tych dwóch pojazdów. Jeśli uda mi się do nich w miarę bezpiecznie dostać, nie narażając mojego głównego zadania, postaram się posłać w ich kierunku kilka salw z działa plazmowego. W sprzyjających okolicznościach zmiana w formę pośrednią i wystrzelenie w ich kierunku bomb kasetowych również nie zaszkodzi. Muszę jednak pamiętać, że w tej chwili najważniejsze jest oznaczenie pozycji obrony. Wykonuję beczkę, unikając w ten sposób kolejnej porcji ostrzału i przystępuję do działania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostrzał przeciwlotniczy sukcesywnie malał, gdy kolejne wskazane przez Ryana cele znikały pod ostrzałem Gwiezdnego Pyłu. Sam pilot zawrócił by pomóc Vinowi w wyeliminowaniu groźnych jednostek. Uranos posłał w ich kierunku plazmę, jednak bez wyraźnego efektu, oba pojazdy dobrze unikały ognia, a sam Ryan też nie mógł się skupić wyłącznie na celowaniu. Pomalowany na czerwono pojazd nagle dał pełną moc w silniki i oderwał się od ziemi w wysokim skoku. Zaczął intensywny ostrzał w kierunku atakującego go Gundama, jednocześnie zmieniając nieco swoja geometrię. Smok, przerobiony niemal nie do poznania, teraz już w standardowej formie myśliwca posłał kolejną salwę pocisków. Póki co nie zrobiły one jednak żadnego wrażenia na pancerzu Uranosa.

Drugi mech, zielony, stał się celem Charona. Wiązka z lancy gładko przecięła lewą kończynę i nadtopiła pancerz na piersi pojazdu. Jego pilot jednak zbytnio się nie przejął i znacznie skrócił dystans do Gundama, tymczasowo rezygnując z ataku na Pył. Uruchomił swój palnik plazmowy dając jednoznacznie do zrozumienia, że dąży do starcia w zwarciu.

Tymczasem sytuacja w Czarnej dziurze zaczynała wyglądać kiepsko. Najwyraźniej twarda obrona tylko rozjuszyła Don Pedro, który nie spowalniał ataku. Gallant zaliczył jeden celny strzał we wrogi okręt poważnie go uszkadzając, ale czujniki wskazywały obecność trzech innych w okolicy. Do tego wrogie jednostki niemal domknęły okrąg, używając jako wsparcia jednostek, które wcześniej miały za zadanie przechwycić ewentualnych uciekinierów. Tych samych, które wcześniej zostały zwiedzione sztuczkami Thomasa i kapitana Wasyla. To z kolei oznaczało, że obrońcy musieli skupić się niemal w samej bazie by odpierać ataki ze wszystkich stron. Co gorsza jedyną relatywnie nieuszkodzoną jednostką był Gundam. Co jeszcze gorsze, Jeff powiadomił go, że reaktor w bazie osiągnął stan krytyczny i musiał go wyłączyć, co z kolei oznaczało, że Gallant był zdany tylko na własny reaktor. Zabłąkana rakieta wybuchła już na terenie bazy. Dobra wiadomość była taka, że poczynione zostały ostatnie przygotowania do ewakuacji. Shiru spojrzał na zegar. Dziewięć minut. Czas podjąć decyzję... Kolejny pocisk trafił w ścianę jednego z hangarów, burząc go.

***

Zgodnie z planem Marcus miał wylądować na Ziemi 30 godzin przed główną operacją. Już to brzmiało irracjonalnie. Wylądować w samym środku UNEA, w zasadzie bez wsparcia. Dobre wiadomości były dwie. Po pierwsze ruch oporu w Tatrach, który miał mu pomóc tuż po wylądowaniu, w przedostaniu się do Niemiec, a także był jednym z planów ewakuacyjnych po całej operacji. Drugą wiadomością, nawet lepszą była cała seria dywersji, która miała skutecznie odwrócić uwagę od kawałka złomu spadającego z orbity. Słowem-kluczem zdawało się tu "skutecznie", bo przynajmniej przez kilka minut Mosquito będzie niemal szkoleniowym celem dla obrony przeciwlotniczej.

***

Koniec pracy na dziś. W teorii, bo w praktyce Adam wolał zająć się robotą, niż myśleć o... innych rzeczach. Nie on jeden, większość pracowników zostawała grubo po godzinach, aby w trakcie prezentacji wszystko było dopięte na ostatni guzik. Choć to jedno zachowanie nie wydawało się dziwne.

- Doktorze Galiki? - Heidi... drugi raz dzisiaj. W trakcie przerwy na lunch Adam wysłał informacje o możliwym zagrożeniu dla misji. Reszta byłą w rękach kontaktu D. Oby tylko dowodzący operacją nie przesadzili z reakcją.

- Tak?

- Um... Trochę mi głupio o to prosić, ale... myśleliśmy, że sobie poradzimy i... a Pan jest specjalistą w końcu.

- Po prostu przejdź do rzeczy - Adam zdecydował się nie męczyć dziewczyny.

- Nie chciałabym przeszkadzać...

- Skończyłem kalibracje Ifryta. Mógłbym zacząć od nowa robić pancerz Mad Cata, ale mam wrażenie, że ten projekt i tak wyląduje w śmietniku - przynajmniej próbował mówić w ten sam sposób co inni w bazie. Nawet lekkie podenerwowanie można było spokojnie zrzucić na karb ważnego pokazu.

- No dobrze, w takim razie... Mamy obowiązkowe zadanie projektowe z generatorów trójfazowych. Niestety nasz projekt w symulacjach komputerowych wybucha średnio po pięciu sekundach. Cała grupa nie ma pojęcia, co robimy źle. Skończyłam właśnie praktyki tutaj i idę do biblioteki pracować dalej nad tym... draństwem razem z resztą grupy. No i... Wiem że to nagle i w ogóle, ale sam Pan powiedział, że nie ma pan nic do roboty, więc może mógłby się Pan urwać na godzinkę i spojrzeć na nasze obliczenia? Doradzić coś? Obiecuję postawić w zamian kawę - uśmiechnęła się promiennie oczekując na odpowiedź.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie damy rady... - ktoś powiedział oczywiste.

W obecnym stanie nie ma szans na utrzymanie bazy ponad czas konieczny. Jedynka nie ma już amunicji i jego systemy zaczęły wariować, więc już wcześniej rozkazałem mu skryć się między nami. Nie było się już do czego wycofywać, kiedy zostaliśmy niemal zupełnie otoczeni. Don Pedro słał swych ludzi na śmierć. Na otwartym terenie wokół bazy byli jak tarcze strzelnicze dla dział Gallanta, jednak nawet ja nie jestem w stanie zestrzelić wszystkich nadciągających maszyn.

- Trzymamy się planu. Za dokładnie 45 sekund jedynka przystąpi do ewakuacji, reszta będzie nadal osłaniać bazę. Oczekujcie mojego sygnału do ucieczki. W razie konieczności porzucicie maszyny i użyjecie transportu konwencjonalnego, czy to jasne?

Oby ta wcześniej przygotowana trasa zdała egzamin. Gdy zegar wskazał dokładnie dziesiątą minutę pilot jedynki usunął się z terenu działań ja zaś raz jeszcze obrałem na cel jeden z okrętów wroga. Tego, który mógłby zagrozić akcji ewakuacyjnej. Reaktor Gallanta nie pozwoli mi na oddanie więcej niż jednego strzału z Soresu w tym stopniu zużycia. Muszę się upewnić, że trafię.

Reszta przystąpi do ewakuacji, kiedy ludzie Don Pedro znajdą się niebezpiecznie blisko przerwania perymetru. Gallant, jako najmniej uszkodzona maszyna, obejmie tylną wartę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tatry... - mruknąłem w zadumie na głos próbując wyszperać w swych trzewiach umysłu resztki wiedzy geograficznej. Europa Środkowa...? Chyba Polska. W każdym razie jeden pies, bo i tak ląduję w samym sercu UNEA. Jeżeli ktokolwiek zawali na Ziemi prawdopodobnie usmażę się w atmosferze wcześniej będąc podziurawionym przez obronę przeciwlotniczą. Cudnie, k***a cudnie, westchnąłem choć tak naprawdę nie czułem stresu albo strachu ściskającego serce tylko irytację, że nie dam rady wykonać powierzonego mi zadania, bo cały plan posypie się nim tak naprawdę kurtyna pójdzie w górę.

Gdybym mógł podparłbym splecione ręce o podbródek w geście zadumy, ale nie chcąc zrywać podłączenia nerwowego do mecha nie wchodziło to w grę. Drobne udogodnienia w zamian za o wiele wyższą efektywność sterowania, pomyślałem z słabym uśmiechem pogrążając się w rozmyślaniach.

Rzuciłem na ekran taktyczny obecną godzinę czasu środkowoeuropejskiego i odliczanie do momentu, w którym powinienem rozpocząć procedurę lądowania. Miałem tylko kilkanaście godzin na analizę pozostałych danych oraz obmyślenie własnych wariantów gdyby posypało się wszystko co miało posypać. O fazie przed lądowaniem w Tatrach albo okolicach nie było specjalnie co myśleć. Uda im się - będzie dobrze. Nie uda... efekt wiadomy. Potem również doszedłem do wniosku, że z pomocą ruchu oporu nie mam za wiele do gadania. Jakoś, oby, ukryją Mosquito - przy okazji może nie rozbierając go na części - a następnie przyjdzie sam atak z upatrzonych wcześniej pozycji.

Wsparcie ogniowe, prychnąłem, kto wpadł na pomysł, żeby mech zwiadowczy postawić w takiej roli?

Przy okazji rozmyślań rzuciłem na ekran taktyczny plan bazy, stanowiska obronne oraz plan ataku komandosów. Teraz postanowiłem zabrać się za główną część operacji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W duszy przeklinałem Boga, Jahwe, Buddę, Allaha i kogo tam jeszcze ludzie czcili. Znowu musiałem z nią rozmawiać, a do tego prosi mnie o pomoc. Mnie. Trzeba się było nie starać na studiach. I co, mam jej teraz odmówić? Wyjść na dupka? Tak byłoby prościej. Nie musiałbym z nią przebywać przez całą godzinę z ciężkim jak ołów sumieniem, potem nigdy bym jej już nie zobaczył. Ale nie mogę jej tego zrobić. Niech dziewczyna choć tyle ode mnie ma poza kłopotami.

- Pewnie rdzeń jest źle skalibrowany, możliwe że synchronizatory przepływu trzeba stuknąć tu i tam. Przez godzinkę mogę wam pomóc. I nie musisz mnie przekupywać kawą - uśmiecham się lekko.

Pójdę i im pomogę. Skupię się głównie na obliczeniach, będę unikał wzroku Heidi. Potraktuję to jak kolejne zadanie do wykonania, którym można zagłuszyć niechciane myśli. Uprzejmie odmówię przy wypadzie na kawę tłumacząc się dalszą robotą czy wezwaniem gdzieś indziej. Tego już bym nie zniósł.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Nieźle pomodyfikowane maszyny - widać tutejsi przestępcy nie szczędzą funduszy na uzbr- Palnik plazmowy? Walka w zwarciu? Nie, nie, nie, nie, nie-"

- Nie! - warknąłem z determinacją.

Lanca była "nieco" przegrzana, więc musiałem polegać na pozostałych działach. Zacząłem więc ostrzał z wszystkiego, co miałem na pokładzie, a całą pozostałą moc przekierowałem do silników kierunkowych.

Szarpnąłem maszyną do tyłu i do góry. W ułamku sekundy Charon wyleciał kilkanaście metrów nad ziemię. Dałem działom chwilę na oddanie paru strzałów, po czym wykonałem drugi z trzech manewrów - tym razem niemal cisnąłem gundamem w bok i w dół, hamując w tumanach kurzu może pół metra nad ziemią. Systemy celownicze najwyższej klasy nie zgubiły wroga, działa nie przerywały ognia, ja zaś pozbierałem się w sekundę - przeciążenie zaczynało powoli dawać mi się we znaki - i wykonałem ostatni ruch, pełne przyspieszenie w kierunku lotu Pyłu, wciąż utrzymując nieprzyjaciela pod ogniem wszystkich dział. Jeśli wszystko poszło tak, jak zaplanowałem, minąłem się z nim w bezpiecznej odległości, a może i nawet zdołałem posłać parę pocisków w jego plecy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Gwiezdny Pył, tu Ryan, wygląda na to, że Don ma w zanadrzu kilka ciekawych zabawek. Postaram się zestrzelić tą gadzinę - po tych słowach wykonałem serię uników, starając się ocenić możliwości przerobionej maszyny i umiejętności pilota. Spróbuję załatwić go jednym ze standardowych manewrów, zobaczymy, czy da się nabrać. Przyspieszyłem, nie rozwijałem jednak pełnej prędkości, wątpliwe zresztą, czy przeciwnik nadążyłby wtedy za Gundamem. Przy kilku odpowiednich manewrach Smok wsiądzie mi na ogon, mając Uranosa za łatwy cel. Wciąż największym problemem będzie obrona przeciwlotnicza, powinienem jednak dać radę uniknąć ostrzału. Spojrzałem na radary, w momencie, kiedy Smok będzie dokładnie za mną odbijam w prawo i automatycznie odpalam tryb Gerwalk. Wysunięcie nóg znacząco wyhamuje Uranosa, zaskoczony przeciwnik, w pełnym pędzie mijający transformowanego Gundama powinien być łatwym celem dla działa plazmowego i bomb kasetowych. W razie problemów, gdyby pilot był bardziej doświadczony niż się spodziewałem i manewr się nie powiódł natychmiast przechodzę z powrotem w tryb myśliwca i podejmuję walkę powietrzną, starając się zestrzelić Smoka bardziej tradycyjnymi metodami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejne dane pojawiały się i znikały na ekranach Gallanta, niemal zbyt szybko by jego pilot mógł je przyswoić. Nagle, z lekkim zaskoczeniem, zorientował się, że część z nich pochodzi z Pyłu. Kapitan najwyraźniej koordynował dwie akcje jednocześnie.

Dwa mechy obronne wyrwały się do przodu kładąc ogień na jedną ze ścieżek ewakuacyjnych. Plan zkaładał, że przeciwnicy nie będą mieli dość sił, aby kompletnie zamknąć obrońców w matni, że sieć, którą zarzucą będzie miała duże oka. Po tym jak napastnicy zostali mocno przetrzebieni okazało się, że było to poprawne założenie. Za mechami potoczyły się trzy ciężarówki. Jeden z pilotów musiał ewakuować się z maszyny, co spowodowało kilka dodatkowych sekund opóźnienia. Shiru obserwował sytuację, nie przestając utrzymywać wrogów na dystans. Na szczęście trzeci pojazd kołowy zniknął w lesie. Sensory wskazywały, że przez kilka minut będą mieli spokój. Kolejne kilka pocisków wybuchło w okolicach bazy. Po chwili kolejna grupa rozpoczęła ucieczkę. Shiru przez chwilę zastanawiał się, którą ciężarówkę prowadzi Jao. Niestety nie był ona to czasu...

- Gallant, zgłoś się, potrzebuję pomocy! - głos Michelle. Młody pilot jednym ruchem przełączył komunikację na wide i przeniósł na środkowy ekran. Niestety niewiele było widać, poza jakimiś płomieniami w tle. Na szczęście systemy łączności wskazały dokładne miejsce, gdzie znajdował się drugi komunikator. Częściowo zawalony budynek na powierzchni...

- Chodzi o Jeffa, belka spadła mu na nogę!

Shiru usłyszał jeszcze coś w stylu "wynoś się, do cięż..."

***

Plany operacji wyglądały solidnie. Co prawda wielu ludzi będzie musiało zaryzykować życie, ale taki już jest los planów B, że są bardziej ryzykowane. Plan A zakładał wsparcie kilku Gundamów, nie jednego. Na szczęście rola Marcusa najwyraźniej ograniczać się ma głównie do odpowiadania na niespodzianki. Większość sił wroga zostanie wyeliminowana, nim nawet będą mogli stanąć do walki. Całość upozorowana zostanie na działalność nacjonalistów, którym nie podoba się obecny kształt UNEA. Będzie to tym bardziej wiarygodne, że kilka takich organizacji rzeczywiście użycza swych zasobów. Głównie mechów. Ciekawe, czy wiedzą, że są mięsem armatnim, które ma umożliwić ucieczkę Mosquito i skradzionego prototypu. Pewnie nie. Pilot Gundama też nie dostał na razie wszystkich informacji "ze względów bezpieczeństwa".

***

Piekło kujona. Trzy inteligentne dziewczyny, choć tylko jedna z nich naprawdę ładna. W miejscu publicznym miały oczywiście osłonięte głowy, a luźne szaty ukrywały sylwetki... ale to tylko pozostawiało więcej możliwości dla wyobraźni. Dlatego też Adam naprawdę głęboko wpatrywał się w liczby wyświetlane na holograficznym monitorze laptopa Heidi. Wreszcie zauważył błąd w obliczeniach, tak podstawowy, że sam stracił czterdzieści minut, by go wypatrzeć. Kolejna symulacja przebiegła bezproblemowo co wywołało radosne okrzyki trójki studentek. Wszystkie były podekscytowane możliwością uruchomienia systemu kontrolnego na prawdziwym urządzeniu. Co więcej symulacja wskazywała 2% wyższą wydajność niż standardowe oprogramowanie. Urocze i inteligentne.

- Panie doktorze, teraz to już czujemy się zobowiązane postawić panu kawę... albo piwo, pana wybór!

***

Vin z dużą satysfkacją patrzył na drugą kończynę odpadającą od korpusu przeciwnika. Było blisko, ale się udało. Co prawda mech nie wybuchł, a tylko "zgasł", ale lepsze to niż nic. Nagle blisko Charona pojawiły się kolejne dwie maszyny, tym razem zwykłe Konie, ale ten właśnie moment Thomas wybrał, aby włączyć się do walki na krótkim dystansie. Dark Fire był zabójczo szybki i precyzyjny.

Chwilę później Gwiezdny Pył dał ognia z głównego działa i poprawił wachlarzem rakiet, które uderzył w zamknięte drzwi do magazynu. Po chwili działa okrętu zagrały po raz kolejny i wrota poddały się.

- Przechodzimy do kolejnej fazy panowie - piloci usłyszeli spokojny głos kapitana.

***

- Potwierdzam, Ryan, zdejmij go, a potem wypatruj dalszych problemów. Kontynuujemy zgodnie z planem.

Niestety pilot drugiej maszyny najwyraźniej nie od wczoraj siedzi za sterami Smoka. Po prostu zrobił dokładnie to samo co Gundam, również wyhamowując. Ryan poczuł lekki wstrząs gdy działka wroga dosięgnęły jego maszyny. Raport uszkodzeń wskazał na szczęście tylko powierzchowne trafienie, za mało by przebić pancerz. Gundam wrócił do trybu myśliwca, a jego pilot musiał skupić się na strąceniu wroga z ogona. Naprawdę przydałoby się teraz wsparcie drugiego myśliwca.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nie jest tak, że wszystko idzie zgodnie z planem.

- Zaraz tam będę! - nie mogłem wymagać od niej porzucenia Jeffa, nawet jeśli tylko to zagwarantowałoby jej bezpieczeństwo.

- Proszę, pośpiesz się!

- Gallant do obrońców, kontynuujcie akcję ewakuacyjną zgodnie z planem. Trójka przejmujesz tylną wartę, jeśli nie wrócę za pięć minut, ewakuujcie się beze mnie.

Co ja robię? Przerywanie akcji w tej chwili, kiedy następuje najważniejszy etap całej misji? Mogłem się tłumaczyć, że nie przerywam akcji, lecz tylko reaguję na nieoczekiwane, jednak dobrze wiem, co ma największy wpływ na moją decyzję. Siły wroga się zbliżały i nadal na terenie bazy wybuchały zbłąkane pociski. Zatrzymałem Gallanta nieopodal wejścia do budynku i otworzyłem kokpit. Wychodząc zabrałem broń i ruszyłem do środka.

- Michelle?! Jeff?! - krzyknąłem rozglądając się.

- Shiru, tutaj! - odpowiedziała dziewczyna unosząc rękę.

Na szczęście, mimo płomieni nie było dużo dymu.

- Wiejcie stąd do ciężkiej cholery - powiedział mechanik.

Noga była w gorszym stanie, niż podejrzewałem. Nie byłem medykiem, ale widok krwi pozwalał sądzić, że Jeff nie będzie w stanie chodzić. Na pewno nie o własnych siłach.

- Michelle, pomóż mi z tym - powiedziałem ignorując słowa mężczyzny. Odłożyłem karabin na ziemię, po czym złapałem belkę. Zacisnąłem oczy używając całej siły, by unieść to draństwo - Wyciągnij go.

Musieliśmy działać szybko. Czas to była ta malutka rzecz, której nie mogliśmy marnować.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odrobinę się odprężyłem. Sparcie jest spore, nie tylko w żywej sile ludzkiej, ale także mechanicznych mechów, które może tak zaawansowane nie są jak Gundamy, ale swoją rolę mięsa armatniego powinny odbębnić. Heh, nie zdziwiłbym się nawet jakby ci ludzie z chęcią oddali życie za sprawę... co prawda nie przypominałem sobie abym kiedykolwiek miał okazję spotkać się z nacjonalistami, ale chyba coś o nich czytałem. Westchnąłem. W każdym razie wszystko nie jest jeszcze stracone. Ktokolwiek to przygotował ma łeb na karku, zmysł taktyka i potężne fundusze aby zorganizować to na terytorium UNEA, pod ich nosami bez ściągania niepotrzebnej uwagi. Godne podziwu.

Postanowiłem przez następne trzy czy cztery godziny dalej przeglądać dokumenty chyba, że zejdzie mi to szybciej i wykorzystać resztę czasu przed planowanym przystąpieniem do fazy operacyjnej na drzemkę aby zregenerować siły mentalne. Będę potrzebował maksymalnego skupienia podczas akcji.

Tic, toc. Tic, toc.

Sekundy, minuty, godziny... czas mijał.

---

*ew. "budzik" nastawiam na dwie godziny przed startem imprezy ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uff, trochę to zajęło. Proste, ale nie pomyślałem żeby usterki szukać w takim miejscu. Pomijając jednak ten jeden błąd sprawnie im poszło. Zdolne są. I ładne. Kurde, nie rozpraszaj się. Czułem, że jeśli pobędę tu jeszcze chwilę, to do nieco zagłuszonych pracą i ogólnie wesołą atmosferą wyrzutów sumienia dołączy jeszcze coś innego i to bardzo głupiego.

- Piwo, zdecydowanie. Dawno nie miałem w ustach nic poza tą lurą którą tu serwują. No i dobra robota dziewczyny, postarajcie się tylko na następny raz dokładnie sprawdzać podstawy przed przejściem dalej.

Postaram się w miarę szybko zmyć tłumacząc jakimiś obowiązkami. Póki co jest miło, ale nie chcę, żeby znowu chwyciły mnie ponure myśli. Akcja w końcu coraz bliżej... Oby nic im się nie stało.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy Dark Fire rozwalił Konie, rzuciłem zwięźle:

- Dzięki.

Tymczasem zaś zastanawiałem się, co to u licha była za maszyna, że tylko laser robił na niej jakiekolwiek wrażenie. Jednocześnie innym tokiem mózgu zacząłem opracowywać metody zapobieżenia takim sytuacjom. Taaak, w przyszłości będę miał sporo przyjemnej roboty przy poprawianiu Charona. Uśmiechnąłem się pod nosem, wyobrażając wygląd maszyny po przeróbkach... O ile pożyję dość, aby je wprowadzić w życie.

Chwilę potem Pył zrobił wejście, a kapitan ogłosił rozpoczęcie drugiej fazy.

- Zrozumiałem, wchodzę do środka - odpowiedziałem, po czym ostrożnie, lecz sprawnie, wprowadziłem maszynę do bazy. Zacząłem od unieruchomienia wszelkich maszyn, które jakimś cudem mogły się jeszcze znajdować wewnątrz. Wszelką opozycję stłumię skoncentrowanym ogniem, nie mamy czasu aby poprawiać po nieskutecznym ostrzale.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Nie ma żadnego problemu. Teraz jesteś mi krewny - pamiętaj! - rzuciłem na odchodnym.

Heh. Ciekaw jestem, co mi możesz zaoferować

*Natalie?*

*Tak, Thomas?*

*Dorwij się do ich systemu i powiedz mi, kto jest jeszcze w środku i generalnie przydadzą mi się jeszcze jakieś plany tego cholerstwa. Da się zrobić?*

*Nic nie obiecuję*

*I nie musisz, ale i tak będę Ci wdzięczny*

A w międzyczasie, rozglądam się za jakimiś cennymi nabytkami do mojej własnej, prywatnej kolekcji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Chyba byłem naiwny, spodziewając się jakiegoś żółtodzioba... Pył, możecie mi pomóc w tej walce? - rzuciłem do komunikatora - Pewnie w końcu zestrzelę go sam, jednak w obecnej sytuacji może zająć to zbyt wiele czasu. Przydałoby się w tym momencie snajperskie oko Williama.

Tymczasem postaram się sam coś zdziałać, gość jest dobry, jednak w końcu musi popełnić błąd. No dobra, nie musi, jednak mógłby... Wykonuję natychmiastowy opad na prawe skrzydło i staram się wymanewrować przeciwnika tak, żebym to ja znalazł się na jego ogonie. Wystarczy chwila, w której będę mógł oddać czysty strzał z działa plazmowego, ewentualnie zasypię go bombami kasetowymi. Skupiłem się i wykorzystując całe swoje doświadczenie pilota wdałem się w morderczą walkę powietrzną.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okazało się, że "belka" nie było określeniem opisującym sytuację. Wielki kawał stali ugrzązł w gruzowisku częściowo zawalonej ściany i chyba tylko to spowodowało, że noga nie została kompletnie zmiażdżona. Jednak poruszyć tego nie sposób.

- Shiru to nie ma sensu - Jeff był dziwnie spokojny, prawdopodobnie jego mózg przestał odczuwać ból i zatopił się w euforii hormonów odcinających świadomość od potwornych uszkodzeń ciała. - Straciłem za dużo... krwi. Michelle jest... jest dla mnie jak c... córka - mechanik wyraźnie opadał z sił. - Zabierz ją stąd. To rozkaz! - nagle jego głos się wzmocnił. - Lubisz ratować laski, więc uratuj jeszcze jedną i przy okazji własny tyłek bo za chwilę nie będzie szansy na ucieczkę.

Nagle coś w pobliżu wybuchło. Przeciwnicy byli bardzo blisko. Czyżby zorientowali, że Gallant od kilku chwil stoi bez ruchu?

***

Tymczasem na orbicie budzik wydał z siebie pojedynczy dźwięk i został wyłączony szybkim ruchem ręki. Marcus jak zwykle obudził się kilkanaście sekund przed ustawioną godziną. Ćwiczenia mentalne uspokoiły umysł, sen wzmocnił ciało. Do pierwszej fazy operacji została godzina. Trzeba dokonać ostatnich przygotowań, sprawdzić przestrzeń w okolicy, czy nie zabłąkał się jakiś patrol, przygotować ładunki wybuchowe, które zatrą ślady po tymczasowym posterunku, wreszcie przełączyć Mosquito w stan aktywny i przygotować się do lotu w kierunku kolebki ludzkości.

***

Mimo całego napięcia Adam ze zdziwieniem stwierdził, że wieczór był przyjemny. Kilkakrotnie wyłapał zazdrosne spojrzenia innych mężczyzn w pubie. Jakiś bogaty arab podszedł nawet do stolika i po krótkim powitaniu i standardowych przeprosinach, że przeszkadza, zapytał taktownie:

- Czy państwo są w związku poligamicznym? - w UNEA względem kobiet panowała dziwna mieszanka wolności i tradycji. Posiadanie kilku żon było dozwolone i wielu mężczyzn mających dość pieniędzy decydowało się na to. Z drugiej strony kobiety nie były niczyją własnością, chyba, że same zdecydowały się stać częścią haremu. Było to korzystne finansowo, szczególnie dla rodziny przyszłej żony, nic więc dziwnego, że wiele dziewczyn z biednych rodzin decydowało się na taki krok. Z drugiej strony związki monogamiczne na zasadach równości również były dozwolone i często praktykowane. W przypadku jednak, gdy związek miał status "poligamii", bo słowo harem było niezbyt poprawne politycznie, możliwe też było odsprzedanie żony innemu mężczyźnie zwykle za bardzo duże pieniądze, z czego część prawnie należała się rodzinie kobiety. I właśnie o zakupach myślał zapewne arab. Kultura nakazywała, by odpowiedział mężczyzna.

Po krótkiej rozmowie Adam dopił piwo i nadszedł czas decyzji. Z jednej strony na chwilę oderwał się od problemów, z drugiej czuł, że powinien iść do domu. Niemniej perspektywa samotności i nerwowego oczekiwania nie była zbyt przyjemna.

***

Systemy Dark Fire'a weszły na wysokie obroty gdy Natalie uruchomiła zestaw narzędzi hakerskich. Thomas jednym okiem kontrolował przebieg ataku, jednocześnie wprowadzając swojego Gundama za Charonem do magazynu. W środku odezwały się karabiny maszynowe i jedna czy dwie bazooki, ale nic o wystarczającej sile przebicia, by jakkolwiek zagrozić atakującym mechom. Po chwili Thomas skupił się wyłącznie na łamaniu zabezpieczeń, zauważył bowiem furtkę, która pozwoliła mu wejść do systemu. Chwilę później miał przed oczami cały manifest magazynu, łącznie z miejscami gdzie co się znajduje. Broń, części, żywność, zapasy medyczne, dzieła sztuki... To ostatnie zabrzmiało ciekawie, ale okazało się oryginalnymi trzema literami z napisu "Hollywood".

Vin tymczasem kilkoma seriami odstraszył wszelki pieszy opór i rozejrzał się po magazynie. Większość rzeczy zapakowana była w duże skrzynie dostosowane do przenoszenia przez mechy.

***

Ryan wykonał jeden manewr, potem drugi i nagle przeciwnik znalazł się pod silnym ogniem Pyłu, co zmusiło go do gwałtownego uniku. Pilot tylko na to czekał, wykonał niemożliwy nawrót, który w zwykłej maszynie najpewniej zabiłby pilota z powodu przeciążeń. Tłumiki inercji zadziałały jednak niezawodnie i Ryan poczuł tylko gwałtowny wzrost ciśnienia w uszach gdy wroga maszyna pojawiła się na krzyżyku celownika. Działo plazmowe wystrzeliło i pojazd rozpadł się na dwie płonące i na wpół stopione części. Póki co szło całkiem nieźle, wszelki opór został zmiażdżony, ale większość sił Don Pedro prawdopodobnie właśnie teraz wdzierała się do czarnej dziury i dopiero zaczynali zastanawiać się co się dzieje i co dalej robić. Kontratak mógł nadejść niemal w każdej chwili.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Do diabła... nie mogę ruszyć! - mimo słów mechanika nadal próbowałem wszystkich sił, by choć poluzować kawał zawalonej konstrukcji, co pozwoliłoby na wyciągnięcie Jeffa. Jednak wszystkie moje wysiłki były daremne i wiedziałem o tym. Mógłbym unieść to bez problemu z pomocą Gallanta jednak ryzykowałbym zawaleniem całego budynku. Poza tym wiedziałem też że mężczyzna ma rację. Nie przeżyłby do czasu dotarcia do Pyłu.

W pewnej chwili złapał mnie za rękę.

- Shiru! - krzyknął.

Opanowałem emocje. Kiwnąłem głową sięgając po karabin. Wsunąłem go do rąk mechanika porozumiewawczo i zasalutowałem.

- Będzie bezpieczna. Masz moje słowo - głos zadrżał mi nieco przy wypowiedzeniu tych słów.

Wstałem chwytając Michelle za rękę.

- Nie... nie, nie! - stawiała opór na tej samej zasadzie co ja. Była świadoma bezcelowości naszych starań. Jednak jej więź z Jeffem była znacznie silniejsza i to nie pozwalało jej po prostu odejść.

- Idź, mała - głos mechanika złagodniał a na jego twarzy pojawił się wykrzywiony bólem uśmiech. To było pożegnanie. Dziewczyna jednak nie miała zamiaru po prostu się poddać.

Wybacz mi Michelle.

Stanąłem za nią i odciągnąłem ją siłą mimo jej krzyków i płaczu. Nie było to trudne, chociaż szarpiąc się kilka razy uderzyła mnie po drodze łokciem w twarz. Kiedy byliśmy przy wyjściu trawiący budynek ogień dopełnił dzieła zawalając nam drogę do Jeffa. To był ostatni raz, kiedy go widziałem...

Od tej chwili Michelle dała się prowadzić w stronę Gallanta. Płakała, jednak była już posłuszna. Zrezygnowana. Wróg był niebezpieczne blisko a wystarczyło kilka rakiet by poważnie uszkodzić Gundama i zniweczyć nasze plany na ucieczkę. Podbiegłem wraz z Michelle do linki i razem z nią wszedłem do kokpitu. Nie mogłem ryzykować puszczenia jej ciężarówką w takim stanie i z wrogiem tak blisko bazy. W środku było ciasno, ale to i tak będzie dla niej bardziej bezpieczne.

Z wrogiem w przewadze liczebnej nadciągającym z kilku stron naraz, bez wsparcia lotniczego i z amunicją na wykończeniu można było zrobić już tylko jedno.

- Do wszystkich jednostek, tu Gallant! Przystąpić do natychmiastowej ewakuacji, baza jest stracona! Powtarzam, pełna ewakuacja!

Ruszyłem Gallanta najszybciej jak mogłem na trasę ewakuacyjną, a przy limicie kabla odciąłem zasilanie wspomagające i wyłączyłem wszystkie niekluczowe systemy.

Poza regularnymi krokami Gallanta w kokpicie słychać było tylko szloch Michelle.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ziewnąłem i przeciągnąłem się w kabinie mecha czując jak resztki pustego snu opuszczają moje ciało a umysł zaczyna pracę na pełnych obrotach analizując taktycznie wzdłuż i wszerz cokolwiek się da. Szybko rzuciłem obraz radaru na główny HUD wyszukując potencjalnych zagrożeń, który postanowiły akurat teraz zabłąkać się w moją okolicę. Na razie jest spokój, pomyślałem obojętnie zabierając się do dalszej roboty. W trzydzieści sekund połączenie nerwowe z maszyną zostało zakończone, kolejnych kilka poświęciłem na przypomnienie sobie jak to jest poruszać tylko własnymi mięśniami. Dobrze mi zrobi rozprostowanie nóg... nawet w tej małej puszcze jak ta kapsuła, pomyślałem wychodząc z Mosquito na ziemię.

- Uzbrojenie ładunków wybuchowych. - mruknąłem do siebie podchodząc do jednej ze skrzyń gdzie były umieszczone. W teorii byłem dobry w wielu rzeczach, w tym i w obsłudze wielu rodzajów broni, ale ładunki wybuchowe traktowałem zawsze coś co może przez szturchnięcie eksplodować ci w ręce. Niezbyt ciekawe byłoby wysadzenie się jeszcze przed samą misją... trochę jak brygada samobójców, która przed przeciwnikiem popełniła zbiorowa śmierć myśląc: Ale im pokazaliśmy, uśmiechnąłem się słabo.

Pracodawca pomyślał chyba o wszystkim. Bomby podzielone w trzy czarne skrzynki całą aparaturę zawierały wewnątrz nich a mnie pozostało tylko wstukanie odpowiednich kodów i nastawienie zegara. Dziesięć minut po moim wylocie stąd powinno być w sam raz. Nawet gdyby aktywność UNEA miała opóźnić mój wylot to zawsze mogę wyskoczyć z mecha i zapobiec wypadkowi. Eh, mogłem też spróbować sprawić aby sygnał wysłany z Mosquito aktywował eksplozję, ale to robota na kolejne cenne minuty. Nie przywiązałem wagi do rozmieszczenia ładunków sądząc, że sama ich siła pochłonie całą tą stację w kuli ognia.

Załatwiwszy tą sprawę wskoczyłem ponownie do kokpitu odczekując kolejne pół minuty na aktywowanie połączenia nerwowego oraz innych systemów.

- Sprawdzić radar... - po raz kolejny na HUDzie pojawił się widok najbliższej przestrzeni kosmicznej. Gdzieś w oddali poruszało się kilka jednostek patrolowych, ale po chwili zwiększyli dystans od mojej pozycji. - Jest... teraz przełączenie Mosquito w stan aktywny. - w tej chwili mój mózg wysłał całą masę impulsów nerwowych do obwodów maszyny. - Reaktor aktywowany, hydraulika sprawdzona, uzbrojenie jest, elektronika w pełni sprawna, połączenia nerwowe gotowe, interfejs działa... Wszelkie systemy w normie. Moc reaktora osiągnęła maksimum. Maszyna gotowa do akcji.

Westchnąłem czując jak z każdą chwilą nadchodzi ten moment gdy wreszcie wydostanę się z tej kosmicznej puszki i polecę wprost do Błękitnego Piekła na Ziemi. Jak to brzmiało, prychnąłem w głowie jeszcze raz przelatując po liście upewniając się, że niczego nie zapomniałem. No tak, chwila przerwy, z kapsułą wszystko gra, cel namierzony, pozostaje tylko kwestia bezpiecznego lotu. W samą porę.

Dla mnie, godzina zero wybiła właśnie w tym momencie.

Czując i widząc jak obraz na zewnątrz zaczyna się poruszać wysłałem krótką, szyfrowaną wiadomość do "kontaktu D".

- Ruszam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po raz pierwszy od dłuższego czasu uśmiechnąłem się szczerze. Lekko bo lekko, ale jednak. Co poradzę, że pytanie tego Araba naprawdę poprawiło mi humor? Krótka odpowiedź "Nie, niestety nie jesteśmy" musiała mu wystarczyć. Ale wszystko co dobre ostatecznie musi się skończyć. Akcja zaczyna się niedługo i powinienem być w gotowości. Z drugiej strony po trudnych początkach jakoś mi lepiej w towarzystwie. Prawie można zapomnieć, że za jakiś czas zostanę uznany za zmarłego. Po krótkim namyśle postanawiam jednak wrócić do siebie. Nie mogę się zbliżać do wszystkich jeszcze bardziej, bo rozstanie w takich okolicznościach będzie tym boleśniejsze. Muszę się też upewnić, że wszystko jest w najlepszym porządku. Dlatego z nieco ciężkim sercem żegnam się uprzejmie ze wszystkimi i wracam do siebie. Przynajmniej będę miał niezłe wspomnienia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jackpot - mruknąłem z zadowoleniem. - Jakieś preferencje, czy wszystko jak leci?

"Poza dziełami sztuki, rzecz jasna. Nieźle się opchali, nie ma co... Okay... Bronie - dezaktywacja - wszystko poza ciężką lancą... Teraz manipulatory - transport. Pięknie."

Zbrojone pokrywy na czubkach przedramion Charona odsunęły się i po chwili ze środka wysunęły się potężne kleszcze magnetyczne połączone ze zwojami grubych, giętkich i wytrzymałych kabli. Nacelowałem kleszcze na dwie najbliższe skrzynie. Trafiły bez pudła i chwyciły pewnie. Zwinąłem kable, przyciągając skrzynie niemal do samych przedramion... Maszyna wyraźnie spowolniła i zmieniła sterowność mając taki ciężar z przodu, ale póki co utrzymała pion.

Załadunek rozpoczęty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Preferencje? Jak dorwałeś się do części, to ja zabiorę się za broń.

*Ten system jest strasznie zasyfiony - nikt o niego nie dbał - a szkoda. Pilnuj się, żebyś czegoś nie złapała, kochanie*

*Okej.*

Tymczasem, przeglądam sobie listę broni - postaram się je zapakować od ciężkich na dół, a lekkich na górę. Może jakieś energetyczne albo jakieś rakiety do mojej wyrzutni - wszystko, co się może przydać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mam cię! - szepnąłem i po kilku sekundach płonące szczątki wrogiej maszyny spadały na Ziemię. Przeszedłem w formę pośrednią i poleciałem w kierunku Pyłu.

- Ruszajcie się z załadunkiem, nie mamy wiele czasu - rzuciłem do komunikatora - Ja zostanę w powietrzu, postaram się powstrzymać ewentualnych przeciwników do momentu, kiedy będziecie gotowi.

Zacząłem się denerwować, wszystko niby szło jak należy, jednak miałem złe przeczucia. Nastawiłem skanery na pełen zakres i krążyłem w pewnej wysokości nad Pyłem, starając się dostrzec wroga nim on dostrzeże nas.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...