Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Qbuś

Reign of Feo

Polecane posty

Wyścibiam głowę spod pachy Abelajza i krzywiąc się niemiłosiernie pytam:

- Kiedyś ty się chłopie ostatnio mył?

Pech chciał, ze Abelajz ma łaskotki, więc moje gramolenie się wywołuje u niego nagły atak śmiechu połączony z nieskoordynowanymi ruchami kończyn. W efekcie kopulujący ze spodniami Burek zostaje pięknym lobem posłany w kierunku lśniącej zielonością polany a ja poraz kolejny tetstuję pyskiem twardość podłoża. Jest baardzo twarde. Kolejny siekacz zostaje na kamieniu a ja nie dość, że lekko zamroczony, to pechowo :D zostaję nadepnięty przez Abelajza i wciśnięty w kretowisko. Podziemnym tunelem ruszam w kierunku polany.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kret znajdujący się w kretowisku okazuje się być "ZŁY JAK ORZEŁ" i posyła cie kopniakiem spowrotem na powierzchnie... Burek ląduje pechowo na wielkim twardym otoczaku... psu zawsze otoczak pod mordę, w przelocie zauważył żę to światło bierze się z zielonego ogniska wokoło którego tańczą 3 zielone trole... na miłość boską, tańczą do muzyki z mp3 plejera i słychać ze to pijani rosjanie śpiewający my heart will go on... a trole mają ubrane różowe baletowe spudniczki i wiwijaja piruety... to już nie pech, to jest poprostu dziwne pomyślał Burek...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słysząc pijanych rusków i widząc ohydne ubranka trolli (same trolle nie są złe ;)) chcę uciec zostawiając moich towarzyszy na pastwę różu :P. Niestety wszystko dookoła wygląda identycznie!

Zastanawiając się co począć ponownie zaglądam do mojego plecaka szkolnego :D i wyciągając z niego kompas myślę sobie No, teraz to już na pewno trafię z powrotem. Niestety, igła wygięła się pionowo do góry, po czym oderwała i zaatakowała moje lewe oko. Zdążyłem jednak tylko pomyśleć Wreszcie te okulary się do czegoś przydały po czym fala pouderzeniowa zwaliła mnie z nóg i zemdlałem...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety pech chciał, abym znalazł się dokładnie pod zielonym ogniskiem w chwili, gdy orli kret wykopał mnie na powierzchnię. Piękną świecą przebiłem się przez zielone płomienie rozrzucając wokół płonące głownie i wzniecając tysiące iskier. Osiągnąwszy apogeum lotu wykonałem klasyczny ślizg na ogon i po idealnej pętli przeszedłem do immelmana rejestrując po drodze sceny rozgrywające się w dole. A działo się, oj działo: płonące polano spadło na mpplayera zmieniając go w kałużę skwierczącego plastiku a na jednym z trolli zajęła się różowa spódniczka. Wykonując akcentowaną beczkę skonstatowałem, że wszelkie próby negocjacji mają bardzo miozerne szanse, bo jak tylko rosyjski śpiew przeszedł w urywane rzężenie trolle przestały kręcić piruety a zaczęły się kręcić za kimś, komu by tu przywalić. A wyjątkowo wrednie wyglądał ten, któremu właśnie dogorywały resztki spódniczki. W tym momencie całkiem utraciłem siłę nośną i pacnąłem w sam środek jego czoła...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nagle wskutek nadmiernego wysiłku przy ściskaniu "nogi pana" Burek wyżucił z siebie co tam w sobie miał. A mianowicie:

- dwa kamienie żółciowe

- paczke zapałek

- kawałek sznurka

- zębatki z roweru Terencjusza

- i... mnie!!!

Lecę w kierunku ziemi i myślę: "Co on jadł ostatnio? Byleby nie maślankę." Udeżyłem o ziemię i usłyszałem ciche pęknięcie. Ze strachem spojrzałem w dół... to płyta chodnikowa na którą spadłem pękła. "Uff, zatwardzenie" - pomyślałem szczęśliwy wciąż mając przed oczami straszną wizję rozwolnienia.

"Kurcze, skąd tu się wzięła płyta chodnikowa?" - I zanim wpadłem na jakikolwiek pomysł usłyszałem cichy trzask. Znów spojrzałem w dół. Płyta zniknęła, a ja wisiałem w powietrzu. Wtem nagle dotarł do mnie głos z niebios. Słychać było wyraźną rozmowę:

- Cholera! Chyba znowu wirus w systemie. Tydzień temu jak coś zniknąłem to też sie grawitacja w promieniu jednego metra przywiesiła. Bill!!!! Chono mi tu ju!!! - Wydarł się tajemniczy głos.

- Tak szefie? - Z nutką strachu powiedział Bill

- Powiedz ty mi, kurcze jak się umawialiśmy?

- Ja idę do nieba a ty nie musisz się już niczym martwić. Po co pytasz?

- Bo się MARTWIĘ!!! - przy ostatnim słowie ziemia zadrżała (placek zadrżał?)

- A... już wiem. To ten błąd, który przeoczyłem. Grawitacja się zacięłą.

- Tyle to ja wiem. Ty mi mów co zrobić.

- Zainstalowałem już antywirusa, tylko reset jeszcze trzeba zrobić.

- OK. Jak to szło... Alt, Ctrl i... a Del

I nastała ciemność. Wszyscy wisieliśmy w próżni. Nagle wszystko zaczęło się łądować... Po upływie trzech kropek wszystko wróciło na miejsce i upadłem na ziemię. I znów słyszę ten głos:

- Bill!!! Debilu! Zostawiłeś włączony mikrofon!!!

- Ups. Już wyłączam.

Głosy ucichły. Rozejżałem się wokół...

- Siemanes szyscy!!! - zagaiłem i dodałem lekko przez nos (jak Steve Butabi) - What's up?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trole spanikowały, roczna pensja za miśkowanie żab poszła z dymem, mp3 plajer nieżyje ! A na dodatek Bill zajał się ogniem !

Berta na to że zje tego przybysza co tyle zła uczynił, Ted natomiast dłubał w zębach muszą noga....

Bill zastosował się do ogólnie przyjętej zasady "przestań panikować i rulaj się, przestań panikować i rulaj się" (Boże jak ja zawsze chciałęm to powiedzieć :D)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj coś chyba za mocno walnąłem się w głowę, bo przestałem trybić :D Na szczęście (a co - nawet pechowiec maprawo do odrobiny farta!) zauważyłem trybiki z roweru Terncjusza. Czym prędzej je połknąłem i wszystko zaczęło wracać do normy. Widząc uciekające w podskokach trolle wskoczyłem na największy kamień na polance i zacząłem drzeć ryja:

- Bij! Zabij!! Morduj!!! Gwałć!!!! Nie przestrzegaj Konwencji Genewskiej!!!!!

Chciałem im nawet przysmażyć pięty Fajer Bolkiem ale wyszedł mi tylko stepujący krokodyl, który pląsając w popiele wzbił tuman pyłu skutecznie zaciemniający okolicę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O jezu! O jezu!!! Iiiiiiiiiii plask!!!

Stepujący krokodyl trochę mnie przystepował. "Dobra! Tego już za wiele!"

"TRANSFORMACJAAAAAAAAA!!!" - wydarłem się tak głośno jak mogłem

"MOC TURBO-MEGA-HIPER-I-W-OGÓLE-PIERDO-ZORDA!!!!"

Przemiana poszła prawie idealnie... Tylko czymu jestem jakiś taki mały... O [beeep]! Znowu mi się głowa załadowała w miejsce tego, no... fajfusa. Jedno i drugie mam pod "Heads" i czasem system się nie myli. Krokodyl śmieje się tarzając po ziemi. "Ładnie to tak się śmieć z cudzego nieszczęścia? Ty... Ty... Kalakucie jeden! A masz!" I jak mu nie łupnę z półobrociku z ćwierć wyskoku... I jak się nie pierdyknę w stojący nieopodal kamień... Usłyszałem tylko: "...KONWENCJIIIIIIIIiiiiiii... puff" Dziwne, kamień, a zna się na Konwencji Geneweskiej... Nie, to nie był kamień... Chyba. Krokodyl śmiał się jeszcze głośniej. Spojrzałem na ziemię. Zaraz pod moimi nogami pojawiła się mała, czarna kropka. Podniosłem ją. Kropka powoli rosła i zaczęła przybierać kształt człowieka w pozycji "nielotnej, spadającej". Nagle so moich uszu dobiegł dziwny dźwięk. Coś jak "górne ce" śpiewaczki operowej. Kropka wyrwała mi się z z rąk i odskoczyła na bok. ŁUP!!! Ostatnie co pamiętam to echo pędzące w moim kierunku. Teraz piszę z poczekalni dla niepoczytalnych, bo tu są straszne nudy. Weź mnie ktoś ocuć, co?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Budzę się i pierwsze co widzę to jak jakiś ohydny robot rozgniata Jam-ciego. Czując że przebywając w jego towarzystwie (Jam-ciego, nie robota :P) nabrałem trochę jego magicznych mocy. Skupiam się więc i wypuszczam falę dźwiękową w jego kierunku mając nadzieję że go ogłuszy. Podbiegam do pozostałości po Jam-cim, robię mu sztuczne oddychanie kompresorem i wycieńczony dopiero co rzuconym zaklęciem padam bez tchu...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pompowanie kompresorem odniosło skutek. Miało też skutek uboczny - npęczniałem jak balonik i w końcu znów uniosłem się do góry. Coraz wyżej i wyżej aż do granicy wytrzymałości mojego zwieracza. Gdy ten wreszcie puścił siła odrzutu zaczęła mną ciskać po całej polanie. Nie, chomiki zdecydowanie nie są stworzone do latania ale mój pech uparł się aby zmienić mnie w sokoła. Zsuwając się po jakimś pniu jęknąłem tylko:

-Jeno waćpanowie równo nawlekajcie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trole stoją jak wryte, nawet podpalony przestał się turlać i osłupiał.. patrzą się na to co wyprawiacie jak zaczarowani "eee Bert o co tu kurna chodzi ?" "Jo madafaka niga i dunno !".. wtedy spada z nima deszcz fekaliów gasząc ich ognisko...

Trole wyglądają na pissed up :] Macie pecha zza pleców wyciągły kije basebolowe i kastety... To już nie puchar superbowl panowie, to walka na kij i marhewkę !

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ŁUPIERDUT!!!

Jeden z trolli palnął mnie przez łep. He he, na pewno chciał mnie rąbnąć w krocze, ale nie ze mną te numery. Jednak są jakieś plusy tej "errorowej" transformacji. Obudziłem się. Spojrzałem na drugiego trolla lecącego z pałą w moim kierunku. Prubuje dobyć lasera wbudowanego w prawą nogę, ale za chiny nie mogę tam spojrzeć. W końcu jakoś się udało "po omacku". Spojrzałem się w stronę trolla, odpalam system celowania i nagle na środku pojawiła mi się wielka słuchawka zakrywająca akurat całego trolla wraz z pałką i napis: "Klozotron dzwaniet" Cholerne oprogramowanie od ruskich. Odrzuć wrzasnąłem. Nic. Eee... tego no, jak to było? Talifon... WON! Słuchawka zniknęła. I pojawił się następny napis: "Wnimaj, wnimaj. Njebezpiecznyja bliskosc pała bjejzbolwego. Wybieri opcju:

1. Spieri jewo

2. Chodu na z gury upaczono pozycju

3. Innyje...

Bjezbol pierdutnie za 5,758645521453354878549s"

Cholera jasna! Co to kurna znaczy? Pora strzelać... Jeden! A nie... Adin!

"Wibrał ty: 1. Spieri jewo. Potwierdzaju? Da, Niet

Da!!!

Rozpoczynaju operacyje "Spieri jewo"

Tri... dwa... adin... ERROR! ERROR...

ŁUP!!!!!

Jasność... widzę jasność...

ŁUP!!! ŁUP!!! ŁUP!!!

Jezu, nic nie widzę, nic nie widzę nic nie widzę!!!

KABOOOOM!!!

Widzę... polanę. Ona mi ucieka... O! To chyba była moja noga... Tylko czemu ona mnie wyprzedziła i uciekła. Muszę się sprężyć i dogonić polanę. Skupiłem wszystkie swoje moce parapsychologiczne... Działa. Polana ucieka coraz wolniej. Chyba już wyrównaliśmy swoje prędkośći. Tak! Zaczynam ją doganiać. Coraz szybciej, coraz szybciej. Jezu, ale ja dobry jestem w te klocki zaraz ją dopadnę. Chwila... za szybko. Bardzo za szybko. Zaraz w nią pierdyknę... Szit!

PIERDYK!!!

Super! Teraz to już nic nie widzę! Life suck's!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyglądam spod gałęzi i widze trolli okładających bejzbolami kupoborga. Szybko zajmuję strategiczna pozycję w kepie zeschłej trawy, wyjmuje z kieszeni majtek moją tajną broń - rakietową procę na spleśniałe żołędzie i zaczynam razić napastników. Zdezorientowane trolle rozglądają się wokół nie mogąc zlokalizować zagrożenia. Nestety nie na długo. Pędem rzucają się w moja stronę a tymczasem mi pechowo pęka guma w procy i zaciska sie namej szyi. Rozgladam się za posiłkami ale najbliższa jadłodajnia jest otysiac mil do nieba.

Tymczasem trolle już mnie dopadaja i rozpoczynaja wściekłą młockę. Przemykając pomiędzy rzęsiście padajacymi pałami desperacko szukam jakiejś kryjówki. Szalnymi zygzakami pedzę przez polanę a za mną trzy obślinione trolle. No nie jest dobrze...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ponownie się budzę i zaczynam sięzastanaiać czy dobrze zrobiłem, bo głowa mnie boli jakby przebiegły po niej 3 trolle... Auć, jednak przebiegły po mnie 3 trolle. No, ale przynajmniej na razie mam spokój. Rozglądam się i widzę jak gonią Jam-ciego. Obok leży na wpół rozwalony kupobot, trochę dalej Burek.

Po krótkim namyśle stwierdziłem, że kupy do ręki nie wezmę, Burek będzie musiał prać mi spodnie, więc go nie biorę. Została mi jedynie powolna wędrówka za ostatnią nadzieją, za kimś prawie tak ważnym jak ja (;)), za Jam-cim! Ten przynajmniej biegnie do stołówki...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pędząc przez polanę wpadam na olbrzymia purchawkę, która z głośnym puff! wyrzuca chmurę gazu łzawiącego.To daj mi chwilę oddechu. Skryty pod parasolem fioletowego muchomora usiłuję sobie przypomnieć jakieś fajne zaklecie. Pechowo, jedyne co pamiętam w tej chwili, to przepis na babkę z morskiej piany i wierszyk o koślawym zajączku.

Nagle coś wpada mi do głowy: to opasły komar wlatuje mi w ucho i z natrętnym brzęczeniem miota się po czaszce. To przypomina mi o moich zdolnoscich przywódczych. Wyciągam piersiówkę i pociągam solidny łyk destylatu z żytniej papki. Potężnym beknięciem powalam najblizszego trolla. Wygolgowuje resztę zawartości butelki i ciskam ją w drugiego trolla. Dobrze: wbija mu się w załzawione oko. Źle: wypukłe denko działa jak szkło powiększające. Bardzo źle: wypatrzył mnie pod grzybem i ruszył w moją stronę.

Zaczyna mi się kręcić w głowie. Potężny wir porywa trolle, Abelajza, Burka i kupoborga i unosi ich w górę. Albo i nie. Może to ja wiruję a oni siedzą. Zawartość żołądka podchodzi mi do gardła i domaga się uwolnienia. Nie mam wyjścia - wyrzucam z siebie strugę cuchnącej brei. Kapelusz muchomora zsuwa mi się na oczy i odpływam dziurawym kajakiem do krainy wiecznych łowów...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polw walki przypomina pierwotną zupę z której srodziło się pierwsze życie, wszystko oblane płynami ustrojowymi, w powietrzu gęsta zawienina gazu łzawiacego i odór fekaliów (kupacjusz;)). Śmigają tu i ówdzie dziwaczne rzołędzie noga biega sama po polanie wykrzykując "niet strelajut" wieje dziwaczny wicher podszoąc wszystko w górę....

Kiedy mgła opadaga a wiatr przestaje wiać okazało się ze mieliście pecha, jesteście w dosć opłakanej kondycji, ale żyjecie. Trole miały natomiast większego pecha. Piersiówka wbita oko, co prawda polepszyła Trolowi wzrok ale jedocześnie znajdujące się na jej denku bakterie VIrtusa Regnisa Rottensa, w ciągu 15 minut doprowadziły do zgnicie jego mózgu i odpadnięcia małych palców we wszystkicj kończynach.. Drugi z kolei trol dostał żołędziami we własne żołedzie i został poleżeć... jednak wtedy uciekajaca noga przypadkowo wbiła mu się w skroń...

Trzeci Troll ciągle podnosi się i upada w trąbie powietrznej, to nabije się na jakiś konar, to się znowu zregeneruje... ten to miał pecha :).

"Hej you sonofabitches ! take me downe and I wil say fuckin everything to you, answer to yours stupid questions and give ours unfackencredible tressure!"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z wolna wracam do siebie. Nie śpieszę się, bo i nie ma do czego - znów ten pieroński ból głowy, pieczenie w gardle i żołądek zaciśnięty w marynarski węzeł. No dobra wróciłem. Jest całkiem spoko, tylko jakieś zielone paskudztwo kopuluje z konarem i jesze wydziwia. Niech se pogada, dopóki jakiegoś głupiego pytania nie wymyslę, to się wtedy zobaczy...

A na razie, to ja czegoś napić się muszę, bo się suszę, szuszę, suszę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Płynę w morzu zielonych rzygowin do Jam-ciego, który wygląda tak jakby go przemaglowali, przewalcowali, przeprasowali, wykrochmalili i wycisnęli jednocześnie...

- Ej, żyjesz?

- ...

- Słuchaj, może wracamy do domu, co?

- ...

- Masz rację, trzeba to przemyśleć.

- ...

- Nie, nie wiem gdzie Burek. Pewnie gdzieś się błąka.

- ...

- Trolle? Jakie trolle?

- ...

- To choć waćpanie, idziemy.

I poszliśmy (to znaczy ja płynąłęm, a na moich plecach zdychał Jam-ci) w stronę znikającej bryły przypominającej 32-ścienną kostkę do gry, która to zsuwała się za horyzont, dzięki czemu robiło się coraz ciemniej, ciemniej i ciemniej...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trol widząc że nikt na niego niezwraca najmniejszej uwagi zaczyna pochlipiwać i płakać użalajać się nad swoim bądż co bądż bolesnym losem.

Tymczasem magiczna kostka z 32 ściankami pokazała 33.. gratulacje wygrałeś.... mixer -_-

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-A ja płynę, płynę, chwytam żagle wiatr drę sobie puchę w najlepsze wylegując się na plecach Abelajza, który używając miksera zamiast śruby napędowej pruje toń płynów ustrojowych jak motorówka. Duma mnie rozpiera. Oto poprowadziłem moją drużynę bez pierścienia do zwycięstwa i prawie sam rozgromiłem hordę trolli. O tak, duma rozsadza mi pierś.

Ppiiieeeerrrrrdutt!!!

W powietrzu latają strzępki ciała...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siła wybuchu wepchnęła mnie pod powierzchnię, mikser dostał zwarcia i pękł na dwoje, coś złapało mnie za nogę i nie chce wypuścić z powrotem na powietrze, na dodatek strzępki Jam-ciego spadły do wody, i wykorzystując resztki magicznej mocy próbują scalić się w jedną część. Niestety, na razie są w fazie kręgu, który coraz bardziej się zacieśnia, a ja jestem w samym centrum... gulp.

Świetlista aura zalała wszystko dookoła, straciłem tlen, straciłem przytomność, straciłem okulary...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okej to mój debiut (Feo pozwolił) mam nadzieje że ruszymy dalej z RoF

Ja Bucyfas, jako wielki zły i zdobywca miałem przed sobą już tylko jeden cel: Zniszczyć wielką fortece chronioną przez Tadżykistańską magię i Aladynów aby ostatecznie opanować cały świat BUACHACHA... Naprzód moi słudzy... ZWYCIĘSTWO BĘDZIE NASZE!!! Nagle jakaś niewidzialna siła zaczęła mną Targać na prawo i lewo.

-Co jest do jasnej cholery??

- Ej Obudź się... robota czeka...

-hrr... cocococo?? kto śmie przyrywać mój piekny sen?!

-eee... że tak powiem JA!!

-aaa... wybacz szefie

-Dobra dobra wybaczam. A teraz bierz się do roboty

-Jakiej roboty?? przecież dziś święto cukierków jagodowych!

-Spóźniłeś się... ostatni transport do Pałacu Imprez i Rozkoszy pojechał przed sekundą...

-CO?? czemu mnie pan nie obudził??

- Przecież cię obudziłem... zresztą niewążne... skoro już tu jesteś to możesz wykonać robotę. Znowu mamy topielca

-No nie... to już 6 w tym miesiącu... dobra dobra... już po niego ide

I tak oto ja Bucyfas wyruszam na kolejną pasjonującą misję... po drodze wyklinam sam siebie, że zamiast zostać ogrodnikiem dzikich fiołków postanowiłem pomagać martwym wracać na ziemie... "Znowu topielec" nie obejdzie się bez użycia mocy... pstrykam palca mi i po chwili pojawia się mój sprzęt do morskich żeglug.... dosiadłem mojego plastikowego rydwanu i pogoniłem batem wodne ślimaki... WIO!!!! Ruszyłem w otchłań rzygowin

Jakieś półgodziny później widze go... leży na dnie obok zepsutego miksera i jakiejś bliżej niezyidentyfikowanej masy...

Echh... kto jest na tyle głupi żeby się utopić w rzygach??

No nic mówięsobie i odprawiam mantry Tybetańskie aby spowrotem ożywić... po chwili znowu żyje ale nic tylko bredzi "Okulary, Straciłem okulary, Jam-ci co z tobą.... blblblbl HAHAHA Światło!!!!"

hmmm... wygląda na to że to coś to jego kumpel...

Chowam bezkształtną masę do kieszeni, zarzucam topielca na plecy i zaprowadzam na stanowisko swojej pracy (zlokalizowanej gdzieś obok lewego jądra ziemi) poczym włączyłem teleportator. Jednak ten odmówił współpracy... WHAT THE CRAP?? znowu nie działa.??? Pomrukując cicho ze złości dzwonie z mojej betonowej komórki na miotły do obsługi technicznej... z komórki słysze głos "jeśli chcesz rozwiązać problem z teleportatorem krzyknij 1" Krzyknąłem "Jeden" po czym otrzymałem komunikat "niestety żaden z naszych speców nie może wyjść z komórki proszę czekać" i z komórki dobiegły mnie solówki z czołówki "Klanu" granym na Trójkącie Elektrycznym...

Po pięciu minutach spasowałem i zacząłem targać topielca na piechotę w strone powierzchni, przez dolinę pełną "Tych na których nie wolno patrzeć" nucąc "Iść, ciągle iść w strone słońca..." i mając przeczucie że o czymś zapomniałem...

OŻ W MORDĘ!!! zapomniałem nakarmić Babci!! Przyspieszyłem kroku wiedząc że bez porcji swojej ulubionej witaminowej papki moja babcia zmieni się w wielkiego potwora lubującego się wiązaniu ludziom kręgosłupów na węzeł gordyjski

Słysząć za sobbą potworny ryk przyśpieszyłem kroku... nie zważając na to że bezkształtny przyjaciel topielca zaczyna mi rosnąć w kieszeni...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yoss - witaj w pechowej sesji :D

[treść właściwa]

Próbując dojść do siebie (co wcale nie jest łatwe, gdy co chwilę ktoś poprawia cię na swoim ramieniu) i przypomnieć sobie co tak właściwie się stało, dlaczego nie próbuję dopłynąć do Jam-ciego by go uratować, gdzie są moje okulary... Właśnie. Bez okularów g*wno zrobię, nawet nie wiem czy ten kto mnie niesie jest z tych dobrych... Sądząc po odgłosach które wydaje, oraz względnej ciemności panującej dookoła mniemam iż zostałem uprowadzony.

Próbuję jednak nawiązać kontakt z porywaczem:

- Kum jeftef? Rzygowiny zalegające w mojej jamie ustnej nie pozwalają mi się dobrze wysłowić, z resztą sam porywacz nie wykazuje zainteresowania mną...

Szukam po kieszeniach Jam-ciego, ale za nic nie mogę go znaleźć. Postanawiam, że jeśli włączę mój szkolny GPS, który zawsze mam ze sobą to na pewno go znajdę. Niestety padły mi baterie -.-

Załamany i zmęczony, niesiony równym tempem - zasnąłem...

[/treść właściwa]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Idę długim, czarnym tunelem w kierunku migocącego na jego końcu światła. Idę, idę, idę... doszedłem. No nie! Ale to okno jest zamknięte! Puk, puk...

Jest tam kto?

Cisza - odpowiada Cisza i podchodzi do okna - a ty tu czego?

Sam chciałbym wiedzieć - odpowiadam przyglądając się swemu odbiciu w szkle z niekłamanym zdumieniem.

Sama nie ma. Serio. - mówi cisza i zaciąga roletę. Nie mając nic lepszego do roboty wracam z powrotem.

Jestem w jakiejś ciasnej grocie o miękkich ściankach. W jednym miejscu prześwituje światło. Przeciskam się przez otwór wpadając w jakieś owłosione, chlupocące worki i długą rynną zjeżdżam na ziemię.

Pechowo ląduję w cuchnącej kałuży pokrytej pianą. W jedej z baniek przeglądam się dokładnie, później oglądam swoje ręce i nogi. Tak, nie ma wątpliwości.

O żesz w mordę! Jestem Liszem!

W oddali co chwila rozlegało się upiorne wycie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...