Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Lord Nargogh

Olympus Actionus IV

Polecane posty

-Dziękuję - wyciągnęła korek i wylała zawartość fiolki na klejnot zdobiący spinkę. Klejnot wchłonął ciecz.

W czasie marszu obserwowała Azazela z uśmiechem.

-To jest zabawne. Ty musisz chodzić, a ja sobie latam. Ale co jest fajnego w lataniu? Po co są wtedy potrzebne buty?

Mimo tego nadal leciała.

-Przydał by się teraz ponury podkład - mruknęła, gdy przeszli przez łuk triumfalny. Dalej siedziała cicho. Aż do czasu, gdy szkielety zagrodziły im drogę i zaczęły tańczyć.

-Nie lubię tańczących żywych kości - zeszła na ziemię i rozkopała kościotrupy. Kontynuowali podróż, lecz po bokach potworów było coraz więcej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Po prostu nie zwracaj na nie uwagi. - wyrzekł ze znużeniem Azazel, patrząc na stwory katem oka.

Przez zniszczoną autostradę szli dość długo, w tym samym czasie "miejscowi" zbierali się w coraz większą gromadę. Stwory nie śmiały jednak atakować, coś im nie pozwalało. Kolejna dziura we wiadukcie.

Bóg zerknął na dół. Ziemia wprost roiła się od pełzających paskud. Co ciekawe, z nieba co jakiś czas spadały ludzkie ciała, obleczone ogniem. Szczątki trafiały w ziemię, wzburzając małe wybuchy wśród ściśniętej masy plugastwa. Azazel rozłożył skrzydła, złapał 3-D za kibić i przeleciał razem z nią nad wyrwą. W tym miejscu utrzymanie się w powietrzu wymagało sporej siły umysłu, bóg szybko się zmęczył i upuścił boginią nieco zbyt gwałtownie, sam spadając na pobliski wrak samochodu. Podniósł się z trudem.

Byli coraz bliżej zrujnowanego wieżowca.

Azrael z uwagą przejrzał księgi finansowe, sprawdził zawartość skarbca, który był nieco zrujnowany. Uwolnienie Azazela przyniosło dość dziwny skutek - butelka, w której uwięziony był Bimbrownikus nadal była cała, tylko niewielkie pęknięcie zdobiło jej szyjkę. Bóg śmierci ze zdziwieniem podniósł przedmiot i przyjrzał mu się uważnie.

Od pęknięcia szła niewielka, złotawa strużka mocy. Prowadziła w eter, znikając po kilku centymetrach.

Bóg postanowił zerknąć do byłej posiadłości boga nektarów, przy okazji wysłał do Chaosu posłańca z prośbą, żeby zabawił(a) nieco dwójkę baraszkujących po tym wszechświecie nowych bogów. Mały nietoperz z zezem poleciał szybko, ukrywając się za chmurami. Azraela nieco martwiła długa nieobecność Morta, ale z drugiej strony mógł być pewny, że 3-D nie stanie się nic złego skoro on ją pilnuje. Przed wyruszeniem w drogę porozmawiał jeszcze z jednym ze swoich generałów. Chciał, aby do nowo powstałej cywilizacji Konishi wysłano paru zwiadowców, być może dadzą radę rozsiać nieco zbawiennej zarazy.

Gdy bóg śmierci wreszcie znikł w purpurowym portalu, z wieży Cytadeli Mroku wystrzeliło kilka szkieletowych smocząt z małymi szkieletami na grzbietach. Szkieleciki trzymały na plecach niewielkie sakwy otoczone zielonkawą poświatą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy Ishi wyszedł z lasu ujrzał piękną polanę. Dziwił maga trochę fakt, że tak piękne miejsce może znajdować się tak blisko tak mrocznego lasu. Ishi w pośpiechu schował księgę, i zaczął spokojnie przechadzać się po okolicy.

- To jest piękne miejsce, prawda Ariasie? - Chwilę potem Mag przysiadł na głazie, aby cieszyć się chwilą. Mógł w końcu odetchnąć po wyjściu z tego przeklętego lasu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Na przyszłość uprzedź mnie, dobra? - 3-D wstała. Była nieźle posiniaczona, ale poza tym nic jej się nie stało.

-Nie ociągaj się - zasyczała w stronę Azazela. Nie czekając na niego, ruszyła w stronę wieżowca.

Ame snuła się przez las. Medino wrócił na Ziemię, a ona na dziś już wyrobiła limit. Mogła więc wracać do domu.

Z założenia powinna iść na wielkie przyjęcie, lecz nie miała ochoty. Od czasu, gdy dołączyła do Argentum, czuła się nieswojo w otoczeniu innych. Istniało też ryzyko, że natknie się na Konishi, a na to również nie miała ochoty. Fakt był taki, że Ame nie zginęła razem z innymi wyznawcami. Kilka dni wcześniej w wyniku intrygi dziewczę zostało wyrzucone daleko poza ziemie swej rasy - na ogromną pustynię, graniczącą z Pustką. Cudem przeżyła samo przeniesienie. A wrócić do swojego domu mogła tylko przez dołączenie do Argentum. Mimo tego nie żałowała tej decyzji.

Usłyszała świst. Odruchowo wyciągnęła pistolet i strzeliła kilka razy. Ku własnemu zdumienia ustrzeliła kilka dziwacznych szkielecików na równie dziwacznych smoczkach. Zauważyła sakiewki. Rozum dziewczyna posiadała i wolała nie ryzykować otwarcia sakiewek.

-Sądziłaś, że schowasz się przede mną?

Konishi przypatrywała się uważnie Ame.

-Pani! - zawołała dziewczyna z ulgą - Jakże się cieszę, że cię widzę! Przed chwilą zostały tu przyniesione...

-Kiedyś mówiłaś do mnie po imieniu. Przestań z tą "panią", to irytujące. Co to za sakiewki?

Ame nie zdążyła odpowiedzieć. Jedno zerkniecie na sakiewki wystarczyło, by oczy bogini zapłonęły gniewem.

-Azrael.

Z torby Konishi wyleciał stworek z krzywą... mordką. Zeżarł żarłocznie sakiewki.

-Co to za dziwactwo?

-Kolejny wynalazek wyznawcy. Pożera wszelkie rzeczy oraz istoty żywe naznaczone ciemnością i odsyła je do Pustki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ech, lepiej się zbytnio nie denerwuj.

Azazel wolał bogini nie wspominać, że jej chwilowa lewitacja z grubsza uratowała ją przed poważniejszymi obrażeniami. On natomiast porządnie uderzył we wrak pojazdu. Zbroja boga była wgnieciona w wielu miejscach, pod napierśnikiem wiła się strużka szkarłatnej krwi, a z jednego ze skrzydeł paskudnie wystawała kość. Bóg syknął, prostując skrzydło tak, aby wyłamana kość wskoczyła w odpowiednie miejsce. Z czasem znaleźli się całkiem niedaleko wieżowca. Przed nimi rozpościerało się szerokie na wiele kilometrów jezioro z drutu kolczastego. Drut falował łagodnie, szemrał, a czasami spod metalowych fal wyskakiwała zardzewiała piła, trzepocząc w powietrzu. Bóg tylko się skrzywił i zaczął szukać ukrytego przejścia.

Azrael z uwagą przyglądał się wyłamanym drzwiom. Sad dookoła posiadłości oblegała mgła, a na ziemi leżał popiół. Szkielet domu znikał w gęstej zawiesinie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Problemy, wszędzie problemy!

Spojrzała pogardliwie na Azazela. Następnie sięgnęła do zapasu obcej mocy.

-Nie mogę ci dawać zbyt wiele swej mocy - odezwała się Obca głosem przypominającym uderzenie grzmotu. -Lecz ostatni raz mogę ci pomóc.

-Żądam roweru.

-Co?!

Obca nie mogła uwierzyć. Spodziewała się teleportacji, ewentualnie ponadświetlnej szybkości. Ale rower?

-Roweru. Miłego roweru.

Chwila potrzebna na opanowanie szoku, i obok 3-D zmaterializował się dwu siodełkowy rower. Bogini posadziła Azazela na jednym siodełku, sama usiadła na drugim i chwyciła kierownicę.

-Trzymaj się.

Rower ruszył i z krzykiem rudzielca pomknął nad jeziorem. Wystrzeliły piły, lecz szybko zostały przywołane muszkiety.

Nie określę, ile trwał szalony lot. Rower wylądował tuż przed wieżowcem. 3-D na chwilę źrenice uciekły z oczu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Azazel z jękiem stoczył się z siodełka prosto na ziemię. Zaczął kaszleć, wypluwając na popękany chodnik spore plamy krwi. Otarł usta i wstał chwiejnie.

- Musimy...się...pospieszyć.. - w tym momencie jego słowa utonęły pośród bełkotu. Bóg odkaszlnął porządnie, wyprostował się i stanowczo ruszył do przodu nie zważając na towarzyszkę.

Z czasem zupełnie przestał zauważać otoczenie. Nie zwracał uwagi na to, że wchodzi do zniszczonego wieżowca przez ścianę, ważne było, że wreszcie się do niego dostał. Wiedział doskonale, że musi się wyjątkowo pośpieszyć. Czuł na sobie oddech Hyperiona, a wolałby nie znać tego, co zostało przygotowane specjalnie dla niego. Przeszedł przez okrytą popiołem recepcję jak burza, zmiatając niemal wszystko na swojej drodze. Upadł jednak tuż przed zawalonym wejściem do windy. Z jego zaciśniętej dłoni wytoczyła się mała złocista buteleczka z etykietą. Napisane tam było "Rozbij mnie".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Źle na niego działa to miejsce, pomyślała 3-D, patrząc na Azazela. Postanowiła siedzieć cicho. Idąc za Azazelem, przypomniała sobie o gitarze. Wyruszyła do Miasta, by ją naprawić. Ale czy to miało sens? Clint Eastwood był tylko rzeczą, z którą owszem, wiązały się piękne wspomnienia, ale czy był wart tyle zachodu? 3-D, gdyby tylko chciała, mogła zrobić nową gitarę, albo wykuć nowy miecz.

Rozmyślania przerwał skrzydlaty bóg.

-Patrz, gdzie chodzisz - syknęła złośliwie, i pomogła bogowi wstać. Następnie podniosła buteleczkę.

-Kurka. Znam to. Tylko że z innymi etykietkami. Ale to twoje życzenie, więc je spełnię.

Położyła butelkę na ziemi, po czym uderzyła ją butem. Głazy zawalające windę pękły, ukazując ją. Najwidoczniej była sprawna. Bogini pomogła wejść towarzyszowi do środka.

-To które piętro? Nie pamiętam, byś mi mówił. A nawet jeśli mówiłeś, to i tak nie pamiętam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bóg niewiele się odzywał. Przez własną nieuwagę moc Hyperiona zdołała wniknąć w jego strukturę, powodując gwałtowną słabość. Dlatego też nie miał w sobie tyle siły ile przedtem, potrzebował więc w miarę szybko dotrzeć do swojego apartamentu. Z trudem dotoczył się do windy i wszedł do niej, siadając w kącie. Nie była to zwykłą winda. Ściany i sufit były przezroczyste, widać przez nie było setki, tysiące, miliony małych, złocistych kółeczek zębatych, które wirowały. Niektóre kręciły się jak szalone, inne powolnym ruchem akceptowały swe przeznaczenie. Tylko podłoga była z twardego materiału, prawdopodobnie dębowych desek nakrytych czerwonym, puszystym dywanikiem. Z lewej ściany wystawał bogato zdobiony kołowrót, na jego rękojeści wyżłobione było wiele dziwacznych symboli. Rączka była pokryta zielonkawymi szafirami w kształcie łez. Na przeciwległej ścianie wisiała tablica, o dziwo nie zawierała przycisków lecz dźwignie. Każda z dźwigni była podpisana innym numerem.

Gdy bogowie weszli do środka, stwory, które śledziły ich od dłuższego czasu, postanowiły zaatakować. Przez główne drzwi zaczęła się przelewać fala rudo-brązowych potworów z ostrymi kłami.

Azazel zerknął na nie nieprzytomnym wzrokiem. Z jego czoła leciał błękitny pot.

Złapał za rękaw stojącej nad nim 3-D i wskazał jej nadciągające stwory.

Zamruczał coś niezrozumiale, dając jej znaki, żeby nie opuszczała windy, sam zaś zabrał się za dźwignie.

Azrael z uwagą stąpał po przepalonych deskach domostwa. Piętro zostało spalone całkowicie, nie pozostał po nim niemal żaden ślad. Resztki spopielonych mebli walały się wokoło, wielu ścian brakowało, ale przejście do piwnicy pozostało w całości.

Bóg nieumarłych zszedł do podziemia.

Minęło kilka minut.

Azrael szybkim krokiem wyszedł z piwnicy. Usta miał zaciśnięte ze złości. Już w korytarzu zaczął wykonywać gesty przywołujące. Jego oczy zapłonęły zielenią, pelerynę okrył szmaragdowy ogień. Tak idąc opuścił domostwo, a jego chód przerodził się w bieg. W pewnym momencie skoczył, unosząc swój kostur do ciosu.

Opadając uderzył czubkiem kostura w ziemię, powodując gigantyczną falę mocy, która wystrzeliła go w przestrzeń, prosto w stronę boskiego osiedla. Zielone fale zmiotły resztki domu, pozostawiając tylko ogromną dziurę w ziemi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dostrzegłszy maszkary, 3-D dotknęła spinki.

-Niebezpieczeństwo krąży nad nami jak mucha nad padliną! NAD PADLINĄ! - strzelała z muszkietów do maszkar, podczas gdy Azazel kombinował z dźwigniami. W końcu winda ruszyła.

-Nara! - rzuciła wesoło 3-D do reszty potworów i dalej strzelała z muszkietów. Lecz okazało się, że stwory... umieją skakać. I to całkiem wysoko. Nie trzeba było długo czekać, aż zaczną ładować się do windy. Muszkiety już nie zdawały się na wiele, trzeba było przestawić się na młot. Przerażenie rudzielca rosło.

-Aaaargh, koniec z tym! - wyrzuciła potwory z windy i na dół rzuciła bombę. Wybuchła szybko, objęła zasięgiem tylko maszkary, po których nie został ślad.

Dziewczę wytarło pot z czoła, a w następnej chwili upadło. Czuła w sobie, że Elektryczność jest czymś mocno zaniepokojona.

-Byle szybciej! - jęknęła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pole na, którym się z Ishim znajdowaliśmy rzeczywiście było piękne. Lecz nie przybyliśmy tu dla podziwiania pięknych widoków.

Musimy udać się na tamto wzgórze - Powiedział stanowczo Arias, wskazując na wzgórze, otoczone niezwykłym, mistycznym, jasnym blaskiem.

To jest nasz obecny cel i pierwszy krok do powstrzymania Azraela. - Dodał po chwili Arias, ściskając w ręku medalion w kształcie półksiężyca.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Obyś się nie zdziwiła. - Wystękał Azazel, podciągając się na dźwigni tak, aby stanąć prosto. Wyciągnął dłoń, a po chwili pojawiła się na niej mała fiolka, tym razem zakończona ostrą igłą. Bóg chwycił ją ostrożnie w palce, po czym z rozmachem wbił sobie w szyje. Czerwono-złoty płyn szybko zniknął, a Azazel odzyskał kolory na twarzy.

- To powinno chwilowo pomóc - mruknął w stronę bogini - Będziesz mnie bowiem potrzebować, ponieważ ten budynek został zbudowany przez dawną cywilizację ludzką. Nie jest on zupełnie normalny, o czym za chwilę się przekonasz.

Nie mylił się. Kilka minut później winda stanęła w miejscu, a jej drzwi rozwarły się z cichym stukotem. Oczom bogini ukazał się nieskończony błękit. Byli na środku morza w słoneczny dzień. Turkusowe fale powoli muskały tratwę zbudowaną z drewnianych bali, na której stał Azazel razem z 3-D.

Drzwi windy zasunęły się ponownie, rozległo się ciche "pyk" i winda zniknęła całkowicie.

Bóg wskazał 3-D leżące na brzegu tratwy prosto wyciosane wiosła. Sam złapał za jedno z nich, usiadł i zaczął wiosłować.

- Budynek, do którego weszliśmy, to tylko i wyłącznie szkielet. Korzystając z niesamowicie rozwiniętej technologii ludzie stworzyli wieżowce, które potrafiły ich przenosić pomiędzy planetami. Żeby dostać się do Białego Miasta musimy przejść szczególną kombinację planet, na razie stamtąd uciekliśmy - wiosłował prędko - naszym celem jest ta wyspa - wskazał mały, zielonkawy punkt na horyzoncie - a tak przy okazji, co się dzieje z twoją gitarą? Ma wyjątkowo dziwną poświatę.

Wokół Clinta utworzyła się szmaragdowa, prawie niewidoczna smuga.

Mort jęknął cicho.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3-D pociągnęła nosem, a na jej twarzy pojawił się błogi uśmiech.

-Ach, morze! Cudowny zbiornik słonej wody. Dawno już nie widziałam morza. Cóż za cudowne spotkanie!

Chwyciła wiosło i zaczęła energicznie wiosłować. Zwykła tratwa nabrała szybkości motorówki.

-Teraz przydałoby się coś słodkiego. Zaraz, zaraz...

Jedną ręką zaczęła grzebać we włosach. Wyciągnęła pudełko czekoladowych pałeczek, otworzyła i wyciągnęła w stronę Azazela.

-Chcesz jedno?

Zdumiona mina boga mówiła wszystko.

-Ach. Nie przejmuj się tym, że było w moich włosach. To z przyzwyczajenia. Pewnie nie rozumiesz, ale gdybym ci opowiedziała, nadal byś nie rozumiał. Jakbyś chciał - położyła paczkę obok siebie, i od razu wsadziła kilka pałeczek do ust.

Przez jakiś czas panowała cisza.

-Jestem dosyć ludzka jak na boginię - powiedziała nagle, gryząc pałeczkę - Ale to właściwie nic dziwnego. Tam mieszkałam. Na Ziemi. Jak ją opuszczałam, miałam nadzieję. Że odwidzi mu się, że przeprosi. Że będę mogła wrócić. Ale jak zobaczyłam, co się stało przez te wszystkie lata mojej nieobecności... szkoda gadać.

Sięgnęła po kolejną pałeczkę i zauważyła, że coś się dzieje z Clintem. Otworzyła futerał, wyjęła kawałek gitary i przyjrzała mu się uważnie.

-Czuję Śmierć. To normalne. Już raz Eastwood został zniszczony i wtedy towarzyszyło mu to samo.

Schowała kawałek do futerału i zapięła go.

-Istnieje pewna umiejętność... Możesz wydobyć z martwego przedmiotu... odłamek. Każdy przedmiot ma taki odłamek. Lecz sztuką jest go ożywić. Z Clintem się udało, lecz mówię ci, jego charakter był okropny, najwynioślejszy nekromanta nie może się z tym równać. Ale i tak go lubiłam. Ale razem z pierwszym zniszczeniem, zniszczony został również odłamek. Co prawda, staruszek naprawił Clinta Eastwooda, lecz odłamka nie można było naprawić. Ale chociaż Clint już nie ma świadomości, nadal muszę dbać o niego. Heh.

Wróciła do wiosłowania.

Chaos zaśmiał się donośnie. Na dwóch chłystków wysłał BOSSA. I to nie byle jakiego! Wszelkiego rodzaju maszkary już dawno wyszły z mody. To kim był BOSS? Był ogromną kurą, kurą - czołgiem, gdaczącym donośnie. Na dodatek był głodny. Co prawda nie mam pojęcia, czy kury lubią mięso, ale kto wie? Na szyi miał obrożę.

Na obroży widniał zawijasowaty napis "MATYLDA"*.

*BOSS jest wzorowany na prawdziwej kurze, kuro - czołgu, gdaczącym donośnie, mającym na imię Matylda.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Azazel słysząc słowa 3-D pokiwał ze zrozumieniem głową, lecz nie odezwał się wcale. Tratwa płynęła tak szybko, że wkrótce znaleźli się w pobliżu brzegu wyspy. Złocisty piach kuł w oczy, a leżąca za nim zieleń dla odmiany promieniowała mrokiem i gęstwiną. Azazel zdał sobie sprawę, że nie dadzą rady wyhamować swego pojazdu przed brzegiem, więc zapobiegliwie wyskoczył z niego do wody, podczas gdy tratwa uderzyła z rozpędu w brzeg, wbijając się w piasek z taką mocą, że niemal się w nim ukryła. Obok siedziała 3-D, której widocznie nic się nie stało, bo już zaczęła robić zamek z piasku, dmuchając na niego ogniem, zamieniając tym samym w szklaną miniaturę. Bóg wyszedł z wody, strzepując ze skrzydeł wodę. Rozejrzał się po okolicy. Z mniej więcej środka wyspy sterczała ogromna skalna formacja, przypominająca smutną twarz.

- Musimy znaleźć kolejną windę - wyrzekł bóg, zwracając się do towarzyszki. - powinna być gdzieś na tej wyspie, ale lepiej się nie rozdzielajmy, dobrze?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Co to jest? - Wymamrotała nieco zdziwiony Arias, po ujrzeniu stworzenia wysłanego przez Chaos.

- No bez takich, takiego kuro-czołga mogła wysłać tylko szalona bogini - Krzyknął do Ishiego bóg arian, wyjmując przy tym miecz.

- Mam nadzieję, że Kash jest w formie, bo ten kurak nie wygląda na miękkiego - Wysapał pewny siebie Arias biegnąc w kierunku stworzenia, omijając przy tym pociski wystrzeliwane przez istote. Kiedy Arias był już blisko Matyldy wyskoczył w powietrze, aby uderzyć w nią od góry.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Tak, nie rozdzielajmy się. Będzie razem. - 3-D wstała i kopnęła zamek. Rozleciał się, a kawałeczki zostały zabrane przez fale.

Teraz prowadził Azazel. Rudzielec snuł się za nim, ze znudzonym wyrazem twarzy.

-Spójrz, kopiec kreta.

Istotnie, na ich drodze znajdował się kopiec kreta. Powinna to być łatwa przeszkoda, ale mała. Tymczasem kopiec przed nimi miał długość kilku kilometrów, a wysokość dorównywała Airowi.

-Wielki ten kret.

Matylda nic sobie nie robiła z ataków Ariasa. Radośnie dziobała ziemię w poszukiwaniu smakołyków. Gdy Arias leciał na nią z góry, uznała, że musi rozruszać skrzydła. Podmuch odepchnął Praworządnego daleko, to samo stało się z Ishim.

Chaos obserwował sytuację z uśmiechem, ale również ze strachem. Matylda była pożyczoną kurą, a gdyby dwa chłystki ją zadźgały, kreatura musiałaby odkupić kurę. A kury są drogie - 11 monet jedna kosztuje.

-No, chyba że obarczę rachunkiem któregoś z chłystków. Albo Azraela.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dobra teraz mnie wkurzyłeś - Wymamrotał Ishi powoli wstając i otrzepując się po upadku. Po chwili krzyknął do kolegów

- Kash wiesz co masz robić, Arias weź się w garść, to nie pora na zabawę.

- Tak, jak sobie tylko życzysz - Odpowiedział telepatycznie smok, chwilę potem bestie zgodnie z przewidywaniami Ishiego, powiększyła się. Teraz smok był nieco większy od Matyldy.

- Teraz Kash - wysapał Ishi powoli unosząc się w powietrze, kiedy znajdował się już kilkanaście metrów na ziemią, zaczął ostrzeliwać bestie chaosu piorunami kulistymi.

Natomiast smok rozpędził się w kierunku kury i z pełnym impetem uderzył monstrum, powalając je na ziemię. Następnie przycisnął istotę chaosu dwoma przednimi łapami, aby po chwili móc spokojnie, zacząć ziać ogniem ze wszystkich trzech głów. W niedługim czasie w powalone stworzenie zaczęły trafiać pioruny Ishiego, monstrum nie mogło takich ataków długo wytrzymać, koniec Matyldy był już tylko kwestią czasu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Czuć pieczonym kurczakiem - Szepnął Arias, patrząc jak Kash przypieka stworzenie chaosu, po chwili cicho dodając - Teraz moja kolej.

Arias zerwał się do biegu unosząc miecz w górę, kiedy był już blisko powalonej Matyldy, skoczył na plecy Kasha, w tej samej chwili smok przestał ziać ogniem, dając wolną rękę bogowi światła. Arias zeskoczył tuż przy łbie monstrum i jednym szybkim ciosem, odciął głowę bestii, która przeturlała się kilka metrów dalej.

- Cóż Chaosie, jesteś nieprzewidywalna nieprawdaż - Wykrzyczał Arias czując, że bogini go obserwuje. Praworządny uniósł rękę w stronie ciała pokonanej bestii. Z dłoni zaczął tryskać słoneczny żar, który całkowicie spalił monstrum.

- To tak w razie czego, aby stworzenie się nie ożywiło. - Wymamrotał Arias, proch zaś bóg rozwiał delikatnym machnięciem ręką, podmuch powietrza powstały z woli Ariasa, zabrał prochy Matyldy daleko na zachód.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Problem teraz jest taki - przemówił Chaos do dwóch Praworządnych - że Matylda była pożyczona. To oznacza, że wy, jako jej zabójcy, musicie oddać pieniądze za nią. A to wyjdzie 11 polskich złotych, bo Matylda była polską kurą. A trzeba dodać, że Hans bardzo nie lubi, jak ktoś dobiera się do jego kobiet. Jest więc wybór: albo płacicie, albo Hans się zemści.

W tym momencie bogami wstrząsnął ryk. W powietrzu zawisł Artysta. Blask jego łusek mógł z powodzeniem zastąpić słońce.

-Witaj, Artysto - odezwał się przymilnym głosem Chaos. Złoty smok warknął, a następnie odleciał.

-Wybaczcie, ma bardzo zły humor. Bez 3-D jest samotny. A za mną nie przepada za bardzo...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Całe szczęście, że na wyspie nie mogą żyć czerwie pustynne - westchnął Azazel z ulgą, okrążając kopiec. Ziemia przez chwilę zadrżała. - Chwila... - wyrzekł bóg, zatrzymując się w pół kroku - słyszałaś kiedyś o wodnych czerwiach?

Nie czekając na odpowiedź popędził przed siebie, kierując się prosto na kamienny szczyt.

Azrael z zainteresowaniem obserwował zaistniałą sytuację. Gigantyczny kurczak może i nie był oryginalny, ale swoje potrafił. Niedawno bóg wylądował w pobliżu Osiedla, ale wolał się nie ujawniać. Tym dwóm nowym zanadto skakała adrenalina, żeby spotkać się z nimi. Jeszcze uczynili by coś wyjątkowo głupiego. Azrael się martwił. Nie robił tego z powodu tej dwójki - chaos potrafił ich zastopować, ale w zgliszczach mieszkania Bimrownikusa odnalazł bardzo niepokojące ślady. Musiał głębiej zastanowić się nad tym całym "Bogopoly", ale coś mu nie pozwalało. Była aura innych bogów nie dopuszczała go w pobliże planszy, zwłaszcza jakiś masywny bóg zdawał się odpychać jego obecność, ale Azrael wyczuwał, że i tamten dopuścił się jakiegoś niemoralnego uczynku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Już się boję tego całego Hansa - Odpowiedział Arias spokojnie - A płacić powinien ten kto pożycza i ten, kto wysyła istotę na śmierć. A pożyczając Matyldę, wzięłaś za nią odpowiedzialność a, że wysłałaś ją na rzeż to trudno, twój problem, twój błąd, nic nam do tego. - Chwilę potem Arias odwrócił się w stronę Ishiego i wymamrotał.

- Idziemy dalej Ishi, niech ona sama reguluję swoje długi. - Arias przeszedł kilka kroków do przodu i znów odezwał się do Chaosu.

- Wybacz Chaos, ale mam ważniejsze sprawy na głowie, Azrael chyba nas oczekuję a my nie chcemy, aby na nas długo czekał. W każdym razie, dziękuję za pogawędkę, ale ten dług spłać sobie sama, a jak coś to podeślij do nas tego Hansa. Możemy i z nim pogadać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Czerwie? Może... nie. Nie słyszałam. TEJ!

Pomknęła za Azazelem, z miną co najmniej zirytowaną. Owszem, zaczynało się to robić nudne. Nie byłoby, gdyby została jej dana chociażby krótka przerwa na zjedzenie czegoś.

-Słyszałam o pewnym... wężowym klaunie. Szarlotka go zwą... czy jakoś tak. Hej, lubisz ser?

-Chaos winien dbać o swego powiernika - zagrzmiał Artysta.

-Smok również winien dbać o swego towarzysza - odpowiedział Chaos.

-Jak mogłaś pozwolić jej iść do Miasta?

-Byłam wtedy zajęta, a nie mogę jednocześnie załatwiać swoich spraw i doglądać powiernika. To była jej decyzja, Artysto. Owszem, jesteś jej smokiem, ale nie oznacza to, że musi naradzać się z tobą w każdej sprawie.

-Lecz nie możemy jej stracić. Wyprawa ta jest wysoce niebezpieczna. Jak w ogóle mogłaś na to pozwolić?

-Pozwoliłam. Koniec tematu. A teraz wrócę do ciebie, Ariasie. Jakąś krztynę rozumu posiadasz, skoro odmówiłeś spłacenia długu. A teraz nawiążę do Azraela. To stary dziadyga, i dosyć silny. Potrzebowalibyście kogoś jeszcze, by zdołać go pokonać. Ten chłopaczyna, z którym wcześniej rozmawiałeś, wydaje się dosyć silny. Lecz po co ci ktoś jeszcze? Pewnie sądzisz, że Szarża Chwały, czy co tam masz w zanadrzu, wystarczy. Nie. Nie wystarczy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Szarża chwały? Czy ktoś tu mówił chwale, mam ją gdzieś. - Odpowiedział wzburzony Arias - Ja walczę w imię wyższych celów, a nie dla chwały. Może cię to zdziwi, ale nie walczę dla siebie, tylko dla moich ludzi oraz wszystkich innych, którzy mają w sobie tyle siły, aby przeciwstawić się złu. Złu. które reprezentuję Azrael i mu podobni.

Kończąc wypowiedź Arias zrywa jedną z sakiewek przymocowanych do pasa i rzuca ją w kierunku Bogini. - W tej sakwie umieszczona jest esencja życia, jest ona wstanie wskrzesić wszystko, poza martwymi bogami. Na bogów działa ona inaczej, jak dobry środek leczniczy, uleczy rannego boga całkowicie, ale niema cienia szansy na jego wskrzeszenie. Powinno ci starczyć na trzykrotne użycie, jedno na te twoją kurę, jeśli znajdziesz jej prochy. A z pozostałymi dwoma działkami możesz zrobić co chcesz. Zostaw dla siebie, prześlij 3-D rób co chcesz. - Kończąc wypowiedź Arias odwraca i udaję się w stronę swojego celu, jednak po chwili staję i nieodwracający się mówi. - Dług spłacony z nawiązką, a na przyszłość nie wtrącaj się w moje sprawy. - Chwile potem bóg ponownie rusza przed siebie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Arias coś ty zrobił - Zapytał z niedowierzaniem Ishi podbiegając do odchodzącego boga - Przecież ta esencja jest znacznie więcej warta niż ta cała kura, którą zabiliśmy. Nie rozumiem cię już wcale, czyżbyś oszalał? Czyżbyś po ostatniej walce postradał zmysły, powiesz mi co jest grane. - Bóg mistycyzmu zaczął wypytywać przyjaciela, o motywy darowizny esencji. Ishi obawiał się ze z Ariasem jest coś nie tak, bał się, że coś odmieniło.

Jednocześnie bóg zaczął się porozumiewać telepatycznie z Kashem, który nadal pozostawał w swej większej formie.

- Musimy uważać również na Ariasa, obawiam się, że coś w nim nie gra.

- Panie, wypadałoby może mu zaufać.

- Może to i prawda, ale w każdym razie miej go zawsze na oku.

- Jak sobie życzysz mistrzu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wybacz przyjacielu, ale nie zrozumiesz tego co ci powiem, więc nawet się nie trudź z zadawaniem kolejnych pytań - Odpowiedział stanowczo Arias po chwili dodając - Nie martw się Ishi, zaufaj mi. Zresztą mam przeczucie, że ta esencja komuś się przyda. Mamy już konflikt z Azraelem, a ja nie chce kolejnych waśni. Poza tym walka z Azraelem, to jest nasz cel - Kończąc zdanie Arias skierował swój wzrok na wzgórze do, którego zmierzali. Blask z każdą chwilą był coraz jaśniejszy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...