Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Lord Nargogh

Olympus Actionus IV

Polecane posty

Nagły hałas spowodował, że Azazel oderwał wzrok od siedzącego przy biurku pisarza i spojrzał na 3-D. Ta leżała pośród falującej, zielonej trawy, cała w drgawkach. Podbiegł do niej i ocucił. Usłyszał od niej co zobaczyła.

- Musisz mieć nawroty wizji. - stwierdził z troską - Nic takiego nie miało bowiem miejsca, spójrz tylko.

Wskazał na fontannę, która nadal stała nieruchomo.

Uspokoił nieco towarzyszkę i podszedł do pisarza.

Siedzący starał się go ignorować, lecz po pewnym czasie nie mógł już trwać w milczeniu.

- Czego chcesz? - mruknął, a jego ręka z piórem poruszyła się spazmatycznie, kreśląc słowa na pustej kartce.

- Co ty tu robisz? Myślałem, że zginąłeś, tak jak cała reszta. - wyrzekł Azazel przyglądając się uważnie dawnemu znajomemu. Ten nadal pisał, z pewnym szaleństwem w gestach.

W końcu się odezwał, ale wzroku nadal nie podnosił:

- Ach, to długa historia...z pewnością nie masz ochoty tracić na to czasu - powiedział przymilnie, po czym skrzywił się, pisząc kolejne zdania.

- Z przyjemnością posłucham. - Azazel stał niewzruszony.

Pisarz westchnął boleśnie.

- Nie spodziewałem, się, że Hyperion odczuwa jakiekolwiek emocje. Nie poświęcił mnie na ofiarę, tak jak resztę - uśmiechnął się kwaśno do kartki - Nie, on mnie tu przykuł, zmuszając do opisania dziejów tego wszechświata. Wydawał się być miłosierny - zachichotał - gdy powiedział, że gdy ukończę jedną kartkę on mnie wypuści. Ale te diabelne kartki wciąż odlatują, a wracają czyste!

Muszę zapisywać wszystko, co się stało, co jest i co się stanie! A praca trwa.

Kolejna kartka byłą niemal zapełniona, gdy porwał ją wiatr.

Bóg pisma ukrył twarz w dłoniach. Zerknął ukradkiem na 3-D, która oszołomiona zataczała się po trawniku.

- Nie wiem jak ci się udało wydostać, i nie obchodzi mnie to. Ale ona - wskazał zakrzywionym palcem bełkoczącą boginię - Lepiej na nią uważaj. Czuje, że Hyperion zbytnio się nią interesuje. Unikajcie głównego placu. To tyle, wracam do pracy.

Znów zagłębił się w piśmie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak Ariasie pomogę ci tylko poczekaj trochę na mnie - Krzykną Ishido przyjaciela biegnąc w jego kierunku. - A tak w ogóle wiesz gdzie teraz idziemy - zapytał dość nerwowo magik.

Nie czekając na odpowiedź wyczarował jedną z ksiąg, która pojawiła się w jego dłoni. Po czym zaczął tłumaczyć koledze to co w niej przeczytał - A więc ta droga prowadzi do do mrocznej głuszy. Jest on jednym z największych skupisk mrocznej magii w tym regionie. Mam tylko jedno pytanie po co tam idziemy, co? Bo raczej nie na zwiedzanie. - Kończąc zdanie Ishi płynnym ruchem zamyka księgę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3-D próbowała wstać, ale nie mogła. Trawa była taka miękka... idealna do spania...

Otworzyła oczy, słysząc muzykę. Grało wiele instrumentów, bogini nie miała wątpliwości, że to orkiestra. Przysłuchiwała się z zachwytem, a potem postanowiła spojrzeć w dół. Zdała sobie sprawę, że spada, a muzycy to widmowe postacie ze złotymi oczami.

A wielka sala, w której się znajdowała, przypominała w istocie ogromną klatkę. Za prętami nic nie było.

Wtem z ciemności wychyliły się dwie upiorne dłonie. Pomknęły w stronę 3-D. Najgorsze było to, że bogini nic nie mogła zrobić. Była sparaliżowana...

Zatrzymała się. Ktoś ją chwycił. A w klatce rozbrzmiał straszliwy wrzask.

W tym momencie obudziła się. Azazel nią potrząsał, pisarz dalej próbował zapełnić kartki.

-Nic mi nie jest - odepchnęła Azazela i wstała. W głowie wciąż czuła cichnącą, orkiestrową muzykę. Z fontanny wypłynęła woda, być może znów była to tylko wizja. Rudzielec podszedł do fontanny i skamieniał, dostrzegłszy swoje odbicie.

Po swojej prawej stronie twarzy, pod okiem, widniał wyryty granatowy znak w kształcie pioruna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widząc iż Ishi podbiega do mnie skromnie się uśmiechnąłem, wiedziałem że mogę na niego liczyć. - Ale ta mroczna głusza to tylko jeden punkt na naszym szlaku, kiedy tam skończymy, musimy ruszać dalej. Mamy jeszcze wiele miejsc do odwiedzenia i wiele osób do spotkania.

Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu, niespełna kilka godzin później znajdowaliśmy się już przy granicy mrocznej głuszy. Świadczyły o tym posępne drzewa z rzadko spotykanym kolorem liści. Korony drzew miały szarawy odcień i kiedy tylko wstąpiło się do lasu niemożna było dostrzec nieba. Coś mi tu nie grało więc poprosiłem kolegę o pomoc

- Ishi sprawdź w którejś, że swoich ksiąg dokładne szczegóły tego miejsca.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Spokojnie Ariasie - Wypowiada Ishi spokojnym głosem, jednocześnie materializując przed sobą kolejną księgę

- A więc mroczna głusza, o tu jest - Szepnął pod nosem Ishi - Rejon nie zamieszkany przez nikogo, przynajmniej nikt nie widział jego mieszkańców. Otoczeni jest mroczne, a przeprawę będą utrudniać rozliczne grzęzawiska i ruchome piaski. Jednym słowem raj dla psychopaty. A więc idziemy, czy czekamy tu na jakiś cud.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trudno, Ishi chyba nie żal ci butów co? - Zapytałem kolegę po czym obaj weszliśmy w głąb lasu.

Teren wydawał się straszliwie nieprzyjazny, wszędzie było czuć zagrożenie. Nie wiem co tu może się kryć, ale musimy dotrzeć do celu. Po kilku minutach napotkaliśmy na naszej drodze ślady walki. Na ziemi leżało ciało dziwnej istot, której nie byłem wstanie rozpoznać. Co dziwne wokół leżało wile ciał ludzi, byli to zapewne jacyś kupcu z liczną ochroną. Ale zdołali by zabić tylko jednego napastnika, to niemożliwe.

Nikogo tu niema? - Zapytałem z sarkazmem w głosie po chwili dopowiadając - Przejrzyj jeszcze raz swoje księgi, może uda ci się zidentyfikować te zwłoki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Azazel siłą odciągnął 3-D wpatrującą się w lustrzaną taflę wody. Z zaskoczeniem zauważył, że nie było tam odbicia bogini, a leżące tam głowy posągów rozwarły usta, a ich oczy lśniły czerwonym blaskiem. Wolał nie wiedzieć, co to oznacza. Trzeba było opuścić to miejsce, wieczna tortura nigdy nie przynosiła szczęścia.

- Teraz musimy przekraść się w pobliżu centralnego placu. - powiedział do 3-D - Mój apartament znajduje się w opuszczonej dzielnicy światła, na wschód stąd. Najpierw czeka nas przeprawa przez tą mało przyjemną część ogrodów. - Wskazał palcem odległy kawałek placu, na którym rosły chwasty, w żywopłocie ziała rozszarpana szrama, a za nią widoczne były poskręcane pnie drzew, skryte w półmroku.

Zapobiegawczo pokręcił mechanizmem wysuwanego ostrza, aby mieć je w pogotowiu. Zerknął na boginię.

- Nie chcesz tu zostawać, wierz mi.

Skierował się w stronę tajemniczego przejścia.

Woda w fontannie zaczęła bulgotać, a pisarz jęknął głucho, gdy kolejna kartka uciekła spod jego palców.

A tymczasem Azrael zakończył sprzątanie Boskiego Osiedla z trucheł podwładnych Ariasa. Ostatnie martwy paladyn zniknął w ciemnej otchłani na rubieżach osiedla. Z głębi przyleciał odgłos rozszarpywanego mięsa.

Bóg zerknął z zadowoleniem na wykonaną pracę i odwrócił się w stronę księżyca.

Wysłał telepatyczną wiadomość do Morta, że skoro już doprowadził 3-D do Miasta, to może powrócić, chyba, że Hyperion nadal wykazuje nadmierne zainteresowanie boginią. Nie można było go do niej dopuścić.

Sojusz z Chaosem wiele dawał, zwłaszcza, że teraz Ariasowi towarzyszy kolejny bóg, chętny do wtrącania się w nie swoje sprawy.

Azrael obejrzał z uwagą Osiedle, upewnił się, że Chaos w razie czego będzie w stanie interweniować, i opuścił to miejsce, kierując się do Azraelopolis. Musiał dokonać kilku wymian, a pewne sprawy nie mogły być dłużej odkładane.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak napisano, jednak nie wszystko jest zapisane w mych księgach. - Kończąc zdanie Ishi dostrzega cienie w zaroślach. Spokojnie podchodzi do Ariasa i cicho wypowiadam - Ktoś nas obserwuję - Po czym mag upuszcza na ziemię kash, który stał się niespokojny.

Po chwili ponownie spojrzała w miejsce w którym widział cienie. Nadal tam były, Ishi dyskretnie skinął głową do Ariasa, aby dać mu znak, gdzie są dokładnie ich obserwatorzy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiedziałem czy Ishi mówi prawdę, więc szybko uniosłem dłoń i postarałem się przy pomocy telekinezy, podnieść coś co było pośród zarośli. Kiedy okazało się, że to jakieś stworzenie, podszedłem bliżej, aby się mu dokładnie przyjrzeć. Wyglądał dokładnie tak samo jak ta dziwna istota, przypominała do złudzenia jaszczurkę. Jego skóra był ciemnozielona pokryta jakimś plemiennymi inskrypcjami, które kazały sądzić, iż to wojownik.

- Czemu nasz obserwujesz i czym jesteś - Zapytałem nie wiedząc, czy rozumie naszą mowę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Istota zdawała się nie rozumieć tego co mówi do niej Arias. Widocznie przedstawiciele jego gatunku są dość prymitywni. Tak przynajmniej wydawało się Ishiemu.

- Arias zostaw go on cię nie rozumie, tym bardziej rozejrzyj się w około, ja teraz widzę więcej cieni - Odrzekł zmartwiony bóg mistycyzmu. - Czyli jednak te tereny są zamieszkane, cóż mówiłem, że moje księgi czasem się mylą - Szepnął Ishi otwierając kolejną swoją książkę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3-D pogładziła się po policzku. Wyraźnie czuła szramę. Oraz pieczenie na drugim policzku.

-Jak chcesz - zasyczała.

Chaos nudził się. Śledził sytuację cały czas. Do chłystka dołączył drugi - co prawda nie wiadomo, czy to też chłystek, ale nie wygląda na potężnego.

Władczyni Zamieszania zamknęła oczy, rozmarzona. Wyobraziła sobie, jak przeplata wstążki Światła i Ciemności, a potem je prosto na linię graniczną. Raz tak zrobiła i wywołała Wielką Wojnę. To było zabawne, jak walczące stronnictwa dowiedziały się, kto jest za to odpowiedzialny.

Rozbawienie znikło, a pojawił się niepokój. 3-D była nieobliczalna. Chaos nie mógł stracić powierniczki. Drzemała w niej wielka siła, którą rudzielec czasami nieświadomie wykorzystywał na Ziemi. Jak wtedy, gdy trzej żądni sławy jegomoście wtargnęli na scenę i zaczęli własny występ. 3-D wpadła w szał, wzięła wszystkich trzech i strzeliła nimi w ścianę. Chaos parsknął.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Azazel zerknął ze zdziwieniem na 3-D. Nie mógł się domyślić, dlaczego bogini do niego zasyczała, ale podejrzewał, że niedawne wydarzenia dość znaczącą wgryzły się w umysł rudej dzierlatki. Postanowił więc nie zwracać uwagi na dziwne zachowanie swojej towarzyszki i ruszył prosto w gąszcz.

Wokół nich szybko zapadł mrok. Gęste gałęzie zakrywały niebo, rzucając brudny cień na ziemię. Tu i ówdzie można było odnaleźć nikłe promyki słońca, przebijającego się przez szeleszczącą masę zieleni, ale były one niczym kałuże na pustyni.

Bóg szedł i szedł, nie zważając na dziwne odgłosy roznoszące się po lesie. W pewnym momencie wdepnął w paskudnie cuchnące błoto, które szybko wessało jego stopę. Szybkim ruchem wyrwał but z głębi, wywołując obrzydliwe mlaśnięcie. W oddali zaczęły błyskać nikłe światełka.

- To ogniki. - powiedział Azazel, mrużąc oczy. - Lepiej na nie uważaj. - zwrócił się do 3-D, ale gdy tylko spojrzał na boginię oniemiał. Wokół jej głowy szybko krążyły błękitne stworzonka, jaśniejąc w mroku jak latarnie. Ogniki wirowały, tworząc coś na kształt błękitnej korony. 3-D zdawała się tego nie zauważać. Właściwie wyglądała dość dziwnie. Jej oczy wydawały się być nieobecne, patrzyły w dal, nie zatrzymując się na żadnym konkretnym obiekcie.

"Musimy szybko dostać się do mego apartamentu" - pomyślał Azazel, patrząc z troską na chwiejącą się boginię.

- Halo? Słyszysz mnie jeszcze?... Nie daj się mu opętać... on...tego...ch....

Mort nie był szczęśliwcem, nie w tym momencie. Czuł, że on się zbliża, że wisi nad nimi jak omen.

Struchlał.

- Czy mury zostały usprawnione?

Generalna inspekcja Azraelopolis przechodziła dość sprawnie. Cywilizacja osiągnęła już dość wysoki poziom, jak na nieumarłych oczywiście. Na grubych, czarnych i gładkich jak szkło murach stały rzędem malachitowe armaty w kształcie smoczych pysków. Akurat przeprowadzano próby, wysadzając pobliskie dzikie metropolie.

Azrael z pochwałą patrzył na spustoszenie, jakie siały jego armaty. Pora sprawdzić pierwszy krąg miasta.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Jak tu pięknie... - wyszeptała rozmarzonym głosem. Na drugim policzku utworzyło się kolejne znamię. To miało kształt półksiężyca z gwiazdą, koloru granatowego. Wtedy rozum 3-D powrócił.

-... aż do bólu - odskoczyła. Korona rozpadła się, a ogniki uciekły, spłoszone. Rudzielec wymamrotał coś pod nosem.

-Prawdziwa królowa powinna mieć złotą koronę. Niebieska jest piękna... O tak, piękna...W sam raz dla mnie. Ale złota podkreśla oczy. Trudny wybór... złota czy niebieska? Jak pan myśli?

Po wypowiedzeniu ostatniego słowa jej oczy rozszerzyły się.

-Korona? Jaka korona? Przecież każdy wie, że najlepszy jest hełm! W sam raz!... No, już wróciłam. Przepraszam cię, jeśli bredziłam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Coraz mniej ufam wiedzy zawartej w twych księgach Ishi - Upuściłem istotę na ziemię w dobrym geście, który miał oznaczać, że nie chcemy kłopotów. Zacząłem rozglądać się po okolicy, lecz żadnych cieni nie widziałem. Może tylko się zdawało Ishiemu, lecz zostaliśmy sami, to stworzenie, które złapaliśmy również uciekło. Czyli jednak coś tu było.

- Musimy jak najszybciej stąd uciekać - rzuciłem do kolegi, który nadal przeglądał swoje księgi - Ishi idziemy!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, tak już idę - powiedział Ishi przeglądając kolejne strony księgi. Widząc oddalającego się Ariasa na biegu zamknął księgę i pobiegł za nim. Ishi wciąż czuł się obserwowany, miał złe przeczucia. Jego smok, który szedł obok niego, też wydawał czymś rozdrażniony. Może te istoty nadal ich śledziły.

- Kash obserwuj wyraźnie okolice - Odrzekł wyraźnie zdenerwowany Ishi

Smok wydawał się rozumieć słowa swego pana, bo zaczął krążyć wokół bogów. Ishi widząc jak chowanie biega wokół nich odetchnął, wiedział na co stać jego podopiecznego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie denerwuj się Ishi, niema czym, niedługo powinniśmy stąd wyjść. - Idąc cały czas naprzód zaczęło mi się wydawać, że niedługo wyjdziemy z tego mrocznego lasu. Było coraz jaśniej, drzewa też wydawały się mniej złowieszcze. W końcu przez ich szpary w koronach można było dostrzec błękitne niebo.

- W końcu koniec mroku - szepnąłem pod nosem i odwróciłem się w stronę Ishiego.

Mag wciąż się denerwował, zresztą jego chowaniec również.

- Spokojnie przyjacielu, spokojnie. Spójrz w górę, już widać niebo. To dobry znak.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie było sensu stać, więc kontynuowali wędrówkę. 3-D prowadziła. Kołysała się, cała szczęśliwa. Księżycowa szrama słabo połyskiwała w ciemności. W pewnym momencie dotarli na słoneczną polanę. Na samym środku była wielka dziura, z której dochodziły podejrzane dźwięki. Nad dziurą unosiło się krzesło, a na krześle siedział elegancko ubrany trubadur? Brzdąkał na swojej lutni, płynące z niej dźwięki trafiały do pieczary pod krzesłem.

-Witajcie, wędrowcy! - zawołał trubadur, dostrzegłszy bogów. - Czy chcecie wysłuchać mych opowieści?

-Nie skusimy się - odpowiedziała 3-D.

-Na pewno? Mam ich tyle w zanadrzu! Może chcecie wysłuchać historii o pięknej Eleine, pani kapitan "Orlego Skrzydła"? A może o bitwie o Celestial? A może o miłości? Luby za wszelką cenę pragnie uratować lubą! Nie dociera do niego, że to bezsensowna walka! A tylko pogarsza los ukochanej...

-Powtarzam: nie. Nie wątpię w twój talent, lecz to nie jest odpowiednia pora. Znajdź większą publiczność.

Trubadur przez chwilę spoglądał na nią, a po chwili zeskoczył z krzesła. To spadło w przepaść, a po chwili rozległ się nieprzyjemny odgłos gryzienia.

-Masz rację! Tak, masz rację! Siedzę w tym okropnym miejscu. Nie dość, że pozbawiło mnie weny, to nie mam publiczności! Nie, te maszkary z przepaści się nie liczą - zerknął na dziurę - one nie cenią sztuki. One tylko się ślinią i zjadają dźwięki. Aż dziw, że tak późno to do mnie dotarło... Mam dług wobec ciebie, Płomiennowłosa. Ha, idealnie nadajesz się... nadajecie się... na temat kolejnej ballady! No cóż, pora ruszać. Adieu!

Odszedł, nucąc pod nosem. Wszystko znikło. Bogowie znów byli w ciemnym lesie. Lecz tym razem rozlegały się podejrzane dźwięki. Z góry spadła kartka, wylądowała prosto na twarzy Azazela.

-Nie jest ci za ładnie - zauważył rudzielec. -Z założenia powinnam dorysować twarz na tej kartce, dodałoby ci to uroku. Lecz nie mam żadnych narzędzi piśmienniczych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Kartki, kartki, wszędzie te przeklęte kartki!

Azazel ze złością zdarł kartkę ze swojej twarzy, pogniótł i odrzucił w dal.

- Musimy przejść przez ten przeklęty las w miarę szybko. Nie mam zamiaru robić za zabawę dla Hyperiona.

Ruszyli dość miarowym marszem, mijali wiele dziwnych postaci, miejsc i zdarzeń, jednak bóg światła szybko starał się ominąć najgorsze wydarzenia. Po nieco dłuższym czasie ujrzeli słońce, przebijające się przez coraz to rzadsze gałęzie. Bóg z uśmiechem powitał zmianę oświetlenia, po czym rozejrzał się po okolicy. Znajdowali się na dość rzadko zabudowanym terenie. Dominowały tu spokojne parki przedzielone rowami wypełnionymi wodą. W oddali majaczyła główna część miasta. Wysokie budynki odbijały się od wodnej tafli.

- Teraz powinno być nieco łatwiej. - wyrzekł bóg z ulgą.

Szybko jednak zmienił zdanie, gdy na pierwszej ławce dostrzegł przezroczystą postać, żywo dyskutującą z równie niewidzialnym towarzyszem.

Echa przeszłości.

Mort z uwagą obserwował magiczne pole, które otaczało jego kryjówkę. Wpadł w zręcznie skleconą pułapkę, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Zastanawiał się tylko, czy kiedy już Hyperion będzie starał się przejąć duszę 3-D, to i on z tego powodu ucierpi. Nadal chciał się w jakikolwiek sposób porozumieć z boginią, ale otaczająca ich moc była zbyt silna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Łatwiej... taaaa. - zaśpiewała 3-D do Azazelowego ucha. Wokół zaczęło się pojawiać dużo przeźroczystych postaci.

-Jeśli się nie boisz, to możesz patrzeć - mruknęła 3-D beznamiętnym głosem - Lecz nie radzę ci. Nie lubię, jak ktoś obserwuje moje wspomnienia. Potrzymaj - rzuciła w stronę towarzysza futerał. -Uznajmy, że jesteś tymczasowym wieszakiem.

Wszystko rozbłysło i rudzielec poczuł nagle, że ma podzielną uwagę. Obserwował wszystko...

Wszyscy zachęcali go. Do czego? No właśnie. Do czego. Echa przeszłości atakowały boginię.

Była to wyczerpująca walka. 3-D musiała wytężać siły, by powstrzymać pokusę. Zdawała sobie doskonale sprawę, że jeśli ulegnie, skończy marnie. Walczyła więc.

Chaos obserwował sytuację. Powierniczka radziła sobie całkiem nieźle.

Wrota Pałacu otworzyły się. Chaos oderwał wzrok od wizji i zdumiał się, dostrzegłszy Artystę. Złoty smok nie przepadał za nim przecież.

-Chcę ją zobaczyć - zagrzmiał umysłowo smok. Kreatura bez słowa poszerzyła wizję.

-DOŚĆ!

Zagrzmiało.

"Wieszak" nie zdążył umknąć, gdy tuż przed nim pojawił się portal, a z portalu wyleciała 3-D. Wpadła na biednego "wieszaka" w pełnej krasie.

-Chyba cię nie połamałam, co?... Żyjesz. To dobrze. - wstała i pomogła mu wstać. Włosy miała spięte uroczymi, różowymi wstążkami. Wzdrygnęła się, dostrzegłszy je w wodnym odbiciu, a to najwidoczniej dało wstążkom do zrozumienia, że nie są mile widziane - bo rozwiązały się - i spadły.

-To nie jest miłe. Musisz wszystko przeżywać na nowo.

Ziewnęła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Możesz pozbyć się ułudy, lecz wspomnień nie zapomnisz. - stwierdził kwaśno Azazel, strzepując z ramienia liście. - Zresztą nie sądzę, żeby dało to zbyt wiele. - Wzruszył ramionami.

Jak się później okazało - miał rację. Widmowe postacie pojawiały się czasem, znikając tuż po dostrzeżeniu. Z początku nie było to zbyt rażące, ale gdy czerwone słońce postanowiło ukryć się za widnokręgiem Azazel i 3-D nie mieli już zbytnio okazji do spokoju. Nadal wędrowali przez park, a białe wspomnienia pojawiały się i znikały. Bóg obawiał się, że Hyperion może wykorzystać ich rozkojarzenie i zaatakować znienacka. Tak się jednak na szczęście nie stało. W pewnym momencie dotarli do małej, drewnianej altanki. Z białych ścian odłaziły płaty farby, część dachówek leżała roztrzaskana na pobliskim bruku. Dotychczas szli oświetloną latarniami, ale droga zawężała się przy altance, zmuszając ich do przejścia przez budynek.

- Ciemność z pewnością nie jest w tym momencie naszym sprzymierzeńcem. - Mruknął Azazel, marszcząc brwi.

Weszli do środka, drewniana furtka sama się za nimi zatrzasnęła. W tym samym momencie odległe latarnie zaczęły gasnąć, jedna po drugiej. Bóg odwrócił się, ale te, które wcześniej ich oświetlały również gasły. Gdyby bardziej wytężyć wzrok, przed każdym zgaśnięciem pod latarnią pojawiał się mglisty kształt. Sugestia kolców, stali i mroku szybko znikała, razem ze światłem. Gdy ostatnie światło znikło wszystko wokół opanowała cisza. Azazel trwał w gotowości, sięgnął ręką do miecza, który dziwnym trafem znikł. Zamachał ręką ze zdenerwowaniem.

W tej samej chwili cienkie, drewniane ściany pokryły się pęknięciami, z których zaczęła wylewać się gęsta posoka. Przed furtką mignął dziwaczny kształt. Azazel chciał już krzyknąć, już obracał się w stronę 3-D, gdy ogromna moc cisnęła nim w ścianę. Przebił cienką ochronkę i wyleciał do parku. Wylądował gdzieś w ciemności. W czasie lotu widział jeszcze, jak mrok splótł się nad czujną boginią, przybierając groźny kształt.

- UCIEKAJ!! - wrzasnął Mort, ale doskonale wiedział, że osłona nie przepuści ani jednego słowa. Poczuł, jak mrok uderza w boginię, jego kryjówka również pogrążyła się w nieprzeniknionej ciemności.

Pisnął ze strachu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Zgadza się. Nie da się tego zapomnieć. A jeśli bardzo chce się zapomnieć, to trzeba nabawić się amnezji. Karta się czyści. Dla ciebie. Bo, niestety, inni będą pamiętać wszystko co dawne. Ale jak już masz amnezję, to wyjedź daleko. Tam, gdzie cię nikt nie zna. Zniszcz wszelkie opcje dostępu do ciebie. No i masz. Zaczynasz od nowa.

Z każdym słowem jej głos mętniał, aż doszedł do szeptu. Więcej już nie powiedziała. Wspomnienia tańczyły wokół nich. Stare 3-D próbowały nawiązać kontakt z obecną 3-D, lecz ta być może nawet ich nie widziała. Księżycowe znamię połyskiwało coraz silniej.

Gdy rudzielec w końcu podniósł głowę, mrok go przewrócił. Monstrum uśmiechnęło się złowieszczo, a z paszczy kapało mu prosto na twarz bogini.

-Jestem chuda. Nie ma mnie co jeść.

Potwór najwidoczniej sądził inaczej.

-Przykro mi, nie zamierzam jeszcze umierać.

3-D uśmiechnęła się pogodnie i wyskoczyła. Potwór zaryczał, rozwścieczony.

Rozpoczęła się ucieczka, w czasie której 3-D nagle uświadomiła sobie, jak się zestarzała. Ledwo umykała przed monstrum.

-Teraz moja kolej.

Księżycowe znamię rozjarzyło się palącym bólem. A monstrum się zatrzymało. Szybki rzut okiem pozwolił bogini ocenić, że coś go zatrzymało.

Nie wiem jak, ale Azazel został znaleziony. W chwili, gdy rudzielec podniósł go, znamię przestało boleć. Ale ruda bogini poczuła, jak wściekłość w niej pulsuje.

Nie zdążyła powstrzymać ciosu na towarzysza. Oczy zamgliły się, rozbrzmiała muzyka.

-Wybacz - wychrypiała, gdy wróciła. - Wybacz to za mało, co nie? Wybacz, wybacz. Też za mało. Nieważne! Idźmy stąd.

Chwyciła Azazela i pomknęli naprzód.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak to mówią - najciemniej jest tuż przed świtem.

Ta zasada sprawdzała się i w tym przypadku, gdyż choć naszych bogów otaczała całkowita, nieprzenikniona ciemność, to daleko, daleko na horyzoncie migotała czerwona wstęga.

To słońce wracało na nieboskłon, czyniło to jednak leniwie, co nie polepszało sytuacji uciekającej dwójki.

Azazel starał się przyzwać przenoszone w sobie światło, lecz potężna moc hamowała jego zdolności, czyniąc z niego niemal śmiertelnika.

- Muszisssszzz......paaaaAAAnooować......naaad NIMIJUŻ!

Koszmarne, owiane mrokiem postacie pojawiały się i znikały. Ich obłąkany krzyk huczał w uszach Azazela. W pewnej chwili przed nimi wyrósł cienisty gigant, wznoszący ponad głową lśniącą czernią siekierę. Bóg zmusił się do działania, i mimo bólu, wystrzelił z dłoni świetlisty promień, który powalił wroga. Pod ciężarem ciała ziemia zapadła się, tworząc sporą dziurę, ziejącą pustką. W dole można chyba było dostrzec gwiazdy. Ominęli dziurę.

Azazel miał też problem z dojrzeniem 3-D, która znikała i pojawiała się na przemian.

Sytuację pogorszyły ptaki o płonących oczach, atakujące ich z powietrza. W oddali zamajaczyła brama do zabudowań.

Cieniste postacie nadal ich goniły, ciskając piorunami, mieczami i wszelkimi innymi pociskami.

Azazel pragnął, aby żadne z nich przez przypadek się nie potknęło.

Nie uśmiechała mu się koncepcja pochłonięcia przez mrok.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kilka chwil później wyszliśmy z mrocznego lasu pełni obaw. Miałem nadzieję, że dotrzemy do celu czym prędzej. Tajemnica tego miejsca i istot w nich przebywających powinna zostać nie wyjaśniona. W każdym razie las jest już za nami, ciekaw jestem co jeszcze nasz czeka. Maszerowaliśmy powoli, ja szedłem trochę z przodu, a Ishi z Kashem kilka metrów za mną. Bóg znowu ślęczał z nosem w książce, wydawał się znów nieobecny.

- Ishi zostaw te księgi na razie w spokoju, musimy iść szybciej - Rzekłem do przyjaciela przyspieszając kroku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U bogini również wystąpił problem z mocą. Lecz inny. Było to uczucie, jakby w ciele 3-D był ktoś znajomy - lecz jednocześnie obcy. Ten znajomy bardzo przypominał samą 3-D. Ale jego moc... był to pogmatwany kłębek, z którego dało się rozróżnić jedynie zaawansowaną elektryczność. Reszta była dla prawdziwej bogini obca.

Z tym "czymś" był również taki problem, że wywoływało w księżycowej szramie ból. Aktualnie bogowie uciekali przed Mrokiem, a ból osłabiał rudzielca. Ledwo umykał zjawom i pociskom.

-Nie uciekaj! - obca postać zagrzmiała.

-Muszę! - 3-D ledwo uniknęła kuli armatniej.

-Twoja decyzja. Lecz sama ucieczka nie daje ci za wiele. Chwytaj za broń!

-Gdybym jakąś miała! - w tym momencie rudzielec zdał sobie sprawę. że jeszcze nie użył spinki od ojca. Sięgnął ku niej i dotknął jej. Zrazu w powietrzu zmaterializowało się kilka muszkietów, kilka mieczy i wielki karabin maszynowy.

-Id... Idźcie! - poleciały strzały i miecze. Efekt był mierny, ale na chwilę zatrzymał zjawy, a to dało 3-D cenną przewagę.

Na krótko, gdyż dziewczę zapomniało o ptakach, które szybko wykorzystały chwilę jej szczęścia. Jak na złość, spince nie chciało się działać - jak się miało później okazać, musiała się naładować. Ręczna walka szybko skończyła się porażka. Jeśli Azazel miał (nie)szczęście, kilka sekund później ujrzał na różowym niebie ptaki, które niosły w szponach jego towarzyszkę, z miną co najmniej zdumioną. Ptaszyska pomknęły prosto do bramy.

Zapadła długa cisza. Przerwana została przerażonym krakaniem. 3-D wyleciała zza bramy. Na głowie miała biały welon.

-Ratuj mnie!

Bogowi przypadło szczęście tego nie robić. Słońce stało już wysoko na nieboskłonie, co znacząco pogorszyło sytuację Mroku. Azazel wpadł za bramę, a bogini szybko ją zamknęła.

-Utłukłabym Salvadora, gdybym miała taką okazję! Nie powiedział mi, że bateria jest na wyczerpaniu! Poradziłam sobie z tymi kwokami, jakoś, nie pytaj mnie, o co chodzi - wskazała na welon. - W każdym razie, nie ma czasu na odpoczynek. Ruszajmy czym prędzej. Masz może jakąś bateryjkę na zbyciu?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tym razem mieliśmy sporo szczęścia. - rzekł Azazel, patrząc na ziejącą pustką bramę za nimi. Mrok tam panujący niemal zniknął, pozostawiając po sobie zupełnie spokojny park. - Jeżeli w ten sposób Hyperion potraktował wszystkich wyłapanych bogów, to możemy mieć spory problem. - To rzekłszy wstał, otrzepał płaszcz i rozciągnął skrzydła, krzywiąc się z bólu. Rzucił 3-D srebrna fiolkę zatkaną korkiem. - To powinno dostarczyć ci dość mocy.

Ruszyli dalej.

Z początku szli pustą, brukowaną ulicą obok której stały niewielki domki, czasem zdewastowane, czasem nie. W drodze brakowało wielu kostek brukowych, toteż bóg musiał uważnie patrzeć pod nogi. Tego problemu nie miała jego towarzyszka, co nieco zdziwiło boga. Po bliższych oględzinach okazało się, że stopy bogini zupełnie nie dotykają ziemi. Wydawała się lewitować nad ulica, a razem z nią trochę kamyków, pył i liście. Azazel wolał nie pytać.

Z czasem dotarli do zrujnowanego łuku triumfalnego.

- Przygotuj się na małą niespodziankę. - wyrzekł kwaśno bóg do towarzyszki.

Przechodząc przez łuk triumfalny świat ich otaczający zmienił się diametralnie. Niebo zabarwiło się krwistą czerwienią, słońce było brunatne, a czarne chmury przecinały nieboskłon. Budynki zamieniły się w jeszcze gorsze ruiny, na ulicy leżały rozszarpane ciała, uschłe drzewa, lub też tylko ich kikuty walały się na poboczu. W powietrzu krążyły stada chrapliwie kraczących ptaków. W ciemnych wnętrzach budynków można było dostrzec ruch.

Wyglądało to trochę tak.

Azazel wskazał wysokie ruiny w oddali.

- Tam musimy dojść.

Ruszyli dalej autostradą, wychudłe szkielety obleczone zżółkłą skórą powoli zaczęły się nimi interesować.

Z ich wypełnionych kłami pysków ściekała brunatna ślina.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...