Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Cardinal

Książki ogólnie

Polecane posty

Napewno trylogię Husycką przeczytam, a wracając do chrześcijaństwa to w niczym nie przeszkadza to, że w tej książce akurat tak się o tym wypowiada autor, ale zważywszy na to iż jeżeli się nie mylę JP II jako papież przeprosił za chrześcijaństwo i postawy kościoła w tamtych czasach... Więc w niczym mi to nie przeszkadza, tym bardziej, że to nie jest pozycja, która by w jakiś sposób zwalczała Chrystusa a to już byłoby coś innego;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja trochę o innej książce, niekoniecznie lubianej autorki :) W Mikołajki ukazały się "Baśnie Barda Beedle'a" J. K. Rowling. Oczywiście jako wielki fan jej twórczości kupiłem i przeczytałem najszybciej jak się dało. Bałem się, że może być nieciekawie lecz na szczeście myliłem się. Czarodziejskie baśnie są lepsze niż nasze razem wzięte. Dlaczego? Nie wiem; po prostu lepiej mi się je czytało. Dodatkowym plusem były komentarze Albusa Dumbledor'a. Super. Oprócz wytłumaczenia baśni są ciekawostki dotyczące Hogwartu. Dla fanów "Potter'a" pozycja obowiązkowa. Dla innych także ponieważ, jak pisałem wyżej, są to naprawde piekne opowiastki.

Niedługo Święta, czyli innymi słowy, czas na czytanie :P Na pierwszy ogień idzie "Posłuszeństwo" Zahna, potem "Pogrom Jedi", a następnie "Pod ciężarem nieba" (biografia Cobaina), "Cienka czerwona linia" oraz coś Kinga (to będzie moje 1. spotkanie z jego twórczością, co byście polecili na początek?). Mam nadzieję, że wszytsko z wyżej wymienionych uda mi się przeczytać :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trylogia husycka faktycznie jest całkiem fajna, chociaż raven_amanha ma 100% rację - końcówka psuje wrażenie.

Ja rozumiem, że nie może być happy endu, żeby nie było cukierkowo, ale bez przesady... Musiał akurat JĄ zabić?

Co do tego chrześcijaństwa, to w sumie sprowadza się do tego, że przez trzy tomy tak naprawdę RAZ pojawia się ksiądz, który zachowuje się jak ksiądz, a nie alfons/lichwiarz/hipokryta etc. Cóż...

Ostatnimi czasy przeczytałem parę różnych książek. Z tych ciekawszych, są to:

Imię Róży - chwała niech będą EGMowi. Dzięki wzmiance o tej książce w recenzji gry The Abbey zapoznałem się z naprawdę świetnym dziełem. Bardzo ciekawe połączenie kryminału, powiastki filozoficznej i historycznej oraz przygodowej wciągnęło mnie szybko w zamknięty tajemniczy świat benedyktyńskiego klasztoru. Dialogi niezwykle klimatyczne, intryga zakręcona i godna największych mistrzów, postaci nieźle zarysowane. Szczerze polecam!

Bogowie, Honor i Ankh Morpork - tak pratchettowaty Pratchett jak tylko można sobie wyobrazić. A że właśnie tego szukałem, zachwyciłem się niepomiernie, szczególnie że lubię Straż Miejską, a to ona właśnie gra tu pierwsze skrzypce. Całe mrowie ciekawych postaci, zakręconych pomysłów, celnych porównań i całego tego, tak charakterystycznego dla niego humoru stanowi wielki atut tej pozycji. No bo jak tu nie pokochać choćby tego:

Umowa, o ile dobrze ją Vetinari rozumiał, sprowadzała się do tego, że uniwersytet zobowiązuje się zrobić wszystko o co miasto poprosi, pod warunkiem, że miasto obieca o nic nie prosić. (cytat z pamięci)

Antybaśnie z 1001 dnia - a to taka perełka, wyciągnięta ze szkolnej biblioteki. Antybaśnie to zbiór powiastek opierających się na założeniu, że istnieją alternatywne światy. Ale jakich powiastek! Jedyne do czego mogę je porównać, to dzieła Lema z Bajek robotów i Cyberiady, tyle że w wersji nieco lżejszej do odbioru. Co kolejna historyjka to bardziej absurdalna, a wszystkie zawierają ten specyficzny typ humoru, który może nie powoduje salw śmiechu, ale nieprzerwanie utrzymuje na ustach czytelnika radosny uśmiech. Wszechobecne są nawiązania do naszej rzeczywistości, rozmaite gierki słowne, zabawy z konwencją. To trzeba przeczytać! :)

Czytał ktoś może Nocny pociąg do Rigel? Ostatnio zauważyłem tę książkę w nieprzyzwoicie niskiej cenie, a że Zahna lubię z książek Star Wars, to się zastanawiam czy warto przeczytać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmmm...Coś lekkiego. Zielona Mila może? (jest film na podstawie książki)

No, powiem, że na tle innych powieści Kinga jednak jest to dobry wybór. Od siebie dodam jeszcze Skazani na Shawshank które jest np. w Czterech porach roku i też czyta się bardzo fajnie (śmiem twierdzić, że lepsze od filmu, nieznacznie ale jednak ;) )

Generalnie ja przez książki mistrza grozy przechodzę jak nóż przez masło i wchłaniam szybciej niż ludzie piwo na Oktoberfeście :P poza Lśnieniem oraz Grą Geralda. Nie wiem czemu, ale nie dałem rady - w pierwszym przypadku coś mnie odpychało a w drugim - taki psychologiczny horror mi nie podchodzi ewidentnie... :/

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czarny (czy też może Afroamerykański) Cieniu, jestem zaskoczony, że spotkałem kogoś, kto odbił się od książkowego Lśnienia tak, jak ja. Po prostu nie byłem w stanie przebrnąć przez to dzieło, jak to ująłeś 'coś mnie odpychało'. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Cieszę się, że nie jestem sam^^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak chcesz dorwać jedne z lepszych jego pozycji to ja polecam Carrie IMO naprawdę klimatyczna książka :D.

IMO dlatego, że była to pierwsza powieść, która dała Kingowi naprawdę spory sukces zarówno literacki jak i finansowy więc coś w tym musi być :P Samej Carrie niestety nie czytałem aczkolwiek widziałem np. w Empiku ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja z Kinga to zalecam Miasteczko Salem, Misery czy Dolores Clairborne. Czytało się bardzo szybko i lekko (naturalnie w MS jest kupa strachu, ale tym się nie przejmuj :) ).

Tak z innej beczki gorąco polecam "Malowanego człowieka" Petera V. Bretta (ostatnio w magazynie w CDA). Książka świetna. Swoista i wciągająca historia, niebanalny pomysł. Czasami czuć lekką naiwność,

szczególnie, gdy Arlen ucieka od ojca i przypadkiem odcina ręke skalnemu demonowi

, ale mimo to twór Bretta jest przedni. Gorąco polecam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem nosa przy zakupach. Najpierw kupiłem Amerykańskich Bogów Gaimana, których czytałem już 3 lata temu, ale wtedy wydali mi się dobrzy, ale nic ponadto. teraz widzę, ze do tej książki trzeba dojrzeć, podoba mi się o wiele bardziej niż kiedyś. krótko - starożytni bogowie żyją wśród nas, a do byłego skazańca, świeżego wdowca zgłasza się tajemniczy pan Wednesday z propozycją pracy... Książka naprawdę świetna, i ładnie wydana. Zajęła 3 miejsce w rankingu moich ulubionych powieści...

Na niedługo...

Bo oto dostałem od ciotki na mikołajki wcześniej upatrzony Hyperion Dana Simmonsa, i po prostu brak mi słów nad tym dziełem. Zdobywca nagrody Hugo w kategorii SF powalił mnie na glebę.

Na planecie Hyperion, w tajemniczych labiryntach pełnych anomalii rezyduje sobie starożytne, śmiertelne bóstwo, Chyżwar. Według legendy może spełniać życzenia, jeśli wybierze się do niego siedmiu, uprzednio wybranych , spośród milionów chętnych pielgrzymów. Jeden z nich zostanie wysłuchany, reszta zginie... Tak więc mamy Konsula, Żołnierza, Kapłana, Detektywa, Kapitana, Poetę i Uczonego, którzy aby zabić czas podczas podróży, i odgadnąć, dlaczego to oni zostali wybrani, opowiadają historie swego życia, tłumaczące, czemu gotowi są iść na niemal pewną śmierć. Jeśli do tego dodam, że pośród nich znajduje się zdrajca, dookoła trwa wojna z obcą rasą, sztuczne inteligencje coś knują, a każde z bohaterów coś ukrywa otrzymujemy mieszankę wybuchową. Juz zaczynam drugi tom, a powieść dostaje 6/6. już ma trzecie miejsce w moim rankingu, a jesli drugi tom będzie równie genialny, na pewno jeszcze awansuje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niedawno skoczyłem Sapka sagę białowłosego a teraz wziąłem się za Księgi Całości Kresa - wgniata. Naprawdę świetna fantasy.

Z nieco innej beczki - odkopałem rozpadający się egzemplarz "Za trzydziewiątą rzeką" Janiny Porazińskiej - ludzie takich baśni to nikt nie pisywał i nikt inny nie opowiadał - a najwyższej próby są te polskie historie.

Książka się sypie, papier w rękach się kruszy więc muszę zeskanować treść aby nie przepadła. To wręcz Biały Kruk jest...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bo oto dostałem od ciotki na mikołajki wcześniej upatrzony Hyperion Dana Simmonsa, i po prostu brak mi słów nad tym dziełem. Zdobywca nagrody Hugo w kategorii SF powalił mnie na glebę.

"Hyperiona" przeczytałem, "Upadek..." mielę z wolna (studia, co zrobić)

Zgadzam się z zachwytami, książka napisana jest wybornie, jest to dokładnie taki styl Sci-Fi jaki mi odpowiada, przede wszystkim ze względu na wykreowany świat - dość wiarygodny i naprawdę interesujący, puszczający oko do kogoś, kto liznął nieco klasyki gatunku i nie tylko (czasem dość bezpośrednio - scena włamania do TechnoCentrum - żywcem wyjęta z Neuromancera, bardzo istotny wątek związany z pewnym przedstawicielem angielskiego romantyzmu). Co najistotniejsze, np. wiarygodnie pokazana fizyka podróży kosmicznych, z pojęciem długu czasowego itd, nie jest tylko tłem, ale gra istotną rolę w tworzeniu i rozwoju postaci.

A te też są interesujące, choć dość archetypowe. Zresztą, odnoszę coraz głębsze wrażenie, że główni bohaterowie głównymi bohaterami wcale nie są. Biorą czynny udział w wydarzeniach, ale nie o nich tak naprawdę chodzi...

Pierwszy tom to typowa powieść szkatułkowa, każda z opowieści pielgrzymów daje nowy obraz sytuacji, dając nam pełniejszy jej ogląd. Każda z siedmiu nowel ma też inny styl, związany z tym, kim jest osoba, której losy poznajemy. Wszystkie siedem nie dość, że wsysa jak odkurzacz, to do tego pozwala poznać nie tylko nowy aspekt sytuacji w 'teraźniejszości', ale i kawałek historii całego uniwersum.

W drugim akcja toczy się dwutorowo już w 'czasie rzeczywistym' - tym razem do pielgrzymów docieramy jakby za pośrednictwem innego bohatera, baardzo ciekawego swoją drogą... W ogóle zaczyna się z tego robić nielicha space opera o coraz bardziej epickich proporcjach, ale prowadzona z dużym wyczuciem i bez zbędnego zadęcia, za to w dobrym tempie.

Jeśli reszta trzyma poziom (a póki co widzę tendencję zwyżkową raczej), to cały cykl "Pieśni Hyperiona" wyrasta mi na pozycję podobną do tej, jaką "Pieśn lodu i ognia" ma na półeczce fantasy. Zresztą - Hugo nie dostaje się za byle co.

Serdecznie polecam.

A - krążą, nawet w okładkowym 'blobie', doniesienia o planowanej ekranizacji. Albo zrobią obrzydliwy hollywoodzki gniot, albo rzecz genialną, ale do tego drugiego potrzebaby podejścia w stylu "Rzymu" lub chociaż Jacksonowskiego LotRa - wielki budżet, dbałość o detale i wydłużanie filmu (lub wzrost ilości odcinków) zamiast cięć w scenariuszu.

____

A American Gods od dłuższego czasu jest w górnych rejonach mojej toplisty, lubię wracać do tej książki...

Książka się sypie, papier w rękach się kruszy więc muszę zeskanować treść aby nie przepadła. To wręcz Biały Kruk jest...

No jak już przy takich antykwariackich klimatach jesteśmy, to mam w domu przeżarte kornikami przedwojenne wydanie "Przypadków Robinsona Kruzoe" (tak, przez K) - "Wydanie czternaste (!) przejrzane z 10-ma rycinami i licznemi drzeworytami w tekście", "nakładem Gebethnera i Wolffa, Warszawa-Kraków-Lublin-Łódź-Poznań-Wilno-Zakopane" druk 1925 Kraków. Świetna sprawa, przedwojenna ortografia, gramatyka i składnia...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z nieco innej beczki - odkopałem rozpadający się egzemplarz "Za trzydziewiątą rzeką" Janiny Porazińskiej - ludzie takich baśni to nikt nie pisywał i nikt inny nie opowiadał - a najwyższej próby są te polskie historie.

Książka się sypie, papier w rękach się kruszy więc muszę zeskanować treść aby nie przepadła. To wręcz Biały Kruk jest...

Nie do końca jest tak, jak mówisz. Porazińska - prawda, że bardzo pięknie - opowiada baśnie, które są znane niemal każdemu narodowi. Motyw dziewczyny uciekającej przed pościgiem złego czarodzieja i rzucającej za siebie grzebień, wstążkę i chustkę jest bardzo dobrze znany choćby Rosjanom...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z nieco innej beczki - odkopałem rozpadający się egzemplarz "Za trzydziewiątą rzeką" Janiny Porazińskiej - ludzie takich baśni to nikt nie pisywał i nikt inny nie opowiadał - a najwyższej próby są te polskie historie.

Książka się sypie, papier w rękach się kruszy więc muszę zeskanować treść aby nie przepadła. To wręcz Biały Kruk jest...

Nie do końca jest tak, jak mówisz. Porazińska - prawda, że bardzo pięknie - opowiada baśnie, które są znane niemal każdemu narodowi. Motyw dziewczyny uciekającej przed pościgiem złego czarodzieja i rzucającej za siebie grzebień, wstążkę i chustkę jest bardzo dobrze znany choćby Rosjanom...

Jakby nie patrzeć czerpała garściami ze słowiańskich mitów. Rosyjskie baśnie też są niesamowite ale fajnie wiedzieć, że Polacy swoich bajarzy wcale nie gorszych takoż posiadali ;)

A odnośnie unikatowości baśni chodziło mi o całokształt oraz konkretnie te mniej - niestety - znane. Chociażby Olbrzymoludy ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie do końca jest tak, jak mówisz. Porazińska - prawda, że bardzo pięknie - opowiada baśnie, które są znane niemal każdemu narodowi. Motyw dziewczyny uciekającej przed pościgiem złego czarodzieja i rzucającej za siebie grzebień, wstążkę i chustkę jest bardzo dobrze znany choćby Rosjanom...

Hehe, mam w na półce z czasów dzieciństwa zbiorek Afanasjewa - świetne rosyjskie baśnie, do tego dobrze ilustrowane. Szkoda, że te wschodniosłowiańskie podania są (tak u nas, jak w świecie) mniej znane od baśni i bajek opracowanych przez La Fontaine'a czy braci Grimm.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

474198i.jpg

(okładka polskiego wydania, takie posiadam)

Chudszy Stephen King

Mimo tego, że jest to mój ulubiony pisarz a każdą jego książkę poza dwoma wspomnianymi gdzieś wcześniej tytułami wchłaniam błyskawicznie to jednak nie zabiera mi to obiektywnego - w miarę ;P - spojrzenia na poszczególnie tytuły. Ta książka to nic specjalnego, żadne cudo ani majstersztyk. Zwykły średniak, który można określić mianem budżetówki. 400 stron czyta się dość strawnie i szybko, postacie są jak zwykle dobrze oddane, ale to nie ma tego wielkiego CZEGOŚ co sprawia, że książkę czyta się z wypiekami na twarzy. Klasyczny horror z naprawdę ciekawą fabułą - motyw z Cyganami i klątwą jest naprawdę mocny i za to nigdy King'a nie przestanę podziwiać. Skąd on bierze takie pomysły na historię i fabułę? A zakończenie... hyh, warto żebyście doczytali sami (

motyw happy endu jest u niego bardzo rzadki, prawie nie występuje

).

Ogólnie raczej 7/10 :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A - krążą, nawet w okładkowym 'blobie', doniesienia o planowanej ekranizacji. Albo zrobią obrzydliwy hollywoodzki gniot, albo rzecz genialną, ale do tego drugiego potrzebaby podejścia w stylu "Rzymu" lub chociaż Jacksonowskiego LotRa - wielki budżet, dbałość o detale i wydłużanie filmu (lub wzrost ilości odcinków) zamiast cięć w scenariuszu.

I teraz mam zagwozdkę, bo nie wiem czy piszesz o ASoI&F czy może o głównym temacie posta, czyli Hyperionie. Na potrzeby mej odpowiedzi, pozwolę sobie przyjąć, że o dziele Martinowym. Myślę, że na tym etapie możemy być dość spokojni. Jak na swym blogu napisał sam autor: "David Benioff and Dan Weiss did a terrific job with the script. And yes, all of you can relax, it's very faithful. Dan and David will be the executive producers for the pilot and (we hope) the eventual series." A skoro sam autor docenia pracę innych pisarzy (w końcu scenariusz też trzeba umieć napisać), a na dodatek mówi, że jest wierny... Wiadomo, że na etapie produkcji/realizacji wiele spraw może ulec zmianie, ale na razie jest dobrze. Zwłaszcza, że w produkcji pilota ma brać udział BBC, więc tu dodatkowy plusik. No, ale na razie to wróżenie z fusów. Trzeba czekać.

Ja od dłuższego czasu (prawie dwa tygodnie) raczę się Quicksilver Neala Stephensona. Zostało mi jeszcze około 200 stron (z circa 900) drobnej czcionki, ale szkoda mi będzie, gdy się skończy. Bo jest bardzo ciekawie - powieść historyczna, powieść monumentalna. Leibnitz, Newton, Royal Society, a do tego piraci, kutyzany, wagabundzi i całe tony szczegółów. Z książki można się dowiedzieć baaaaardzo dużo, co mi bardzo odpowiada - jestem ludkiem, który jest Ciekawy i lubi Wiedzieć. Niektórych ilość informacji i bogactwo opisów może pewnie nieco przytłoczyć, ale bardzo rzadko miałem wrażenie, że są one niepotrzebne. Jako skończę, to postaram się napisać recenzję godną samej książki (he, he - a to sobie schlebiam)... Potem zaś u płotu czeka na mnie kolejna kobyłka - Midnight Tides Eriksona...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I teraz mam zagwozdkę, bo nie wiem czy piszesz o ASoI&F czy może o głównym temacie posta, czyli Hyperionie.

O Hyperionie, bo właśnie tam piszą na blobie. O Pieśni też wiadomo, ale nie z książek.

I do niego najbardziej by pasowała formuła serialu, bo nawet jeśli zrobią z tego 3godzinne widowisko, to jakoś mi się nie widzi. Chmara ludzi złakniona epickich bitew wyjdzie z połowie seansu, a druga część nigdy nie powstanie. Bo że scenariusz skróca nie jestem sobie w stanie wyobrazić - tam niemal wszystko ma duże znaczenie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I teraz mam zagwozdkę, bo nie wiem czy piszesz o ASoI&F czy może o głównym temacie posta, czyli Hyperionie.

Tak jak napisał Black Raven - chodziło mi o Hyperiona, ale o cyklu Martina i jego ekrasnizacji mam identyczne zdanie (co miało nawet w jakiejś roboczej wersji posta swój wyraz ;)), więc nic się nie stało :)

Ale cieszę się, że informacje o ekranizacji ASoI&F są tak pomyślne, bo nie śledziłem ich od pewnego czasu... W ogóle bloga G.R.R.M. przestałem czytać, jak zaczął wspominać o wynikach NFLu, czyli około roku temu :P. Ale widzę teraz, że przerzucił się na Livejournal z nim, i ma kanał RSS, więc go dla spokoju sumienia zahaczę ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakiś czas temu obiecałem krótki raport z Tożsamości Bourne'a pana Ludluma, więc oto jest. Zacznę od tego, że przed przeczytaniem książki obejrzałem (i to kilkukrotnie) wszystkie trzy filmy z poszukującym swej prawdziwej tożsamości byłym agentem w roli głównej, więc porównań do owych ekranizacji (a zwłaszcza pierwszej) nie da się uniknąć. Tak czy inaczej, mówiąc ogólnie, Tożsamość to kawał porządnej szpiegowsko-sensacyjnej lektury, w której ciągle coś się dzieje, akcja goni akcję, wszystko gna do przodu niczym Artur Noga, wobec czego nie ma czasu na nudę, a momenty spokojniejsze (bo takowe też są, acz niewiele) dają chwilę wytchnienia przed kolejnymi spektakularnymi wydarzeniami. Pan Ludlum mimo to nie przesadził z nagromadzeniem wątków (co zdarzało mu się pod koniec kariery), jest wprawdzie intensywnie, ale da się to wszystko objąć rozumem bez specjalnego wysiłku. Jako że ekranizacja Tożsamości tylko bazuje na literackim pierwowzorze, mamy mnóstwo różnic (dziwnym nie jest), i tak np. wydarzenia książkowe rozgrywają się dobre kilkanaście lat przed tymi filmowymi, zatem technika nie jest jeszcze tak dobrze rozwinięta, brakuje komórek, Internetu i GPSów, co z jednej strony zmuszają "papierowego" Bourne'a do większego kombinowania, a z drugiej dynamizują poczynania jego ekranowej wersji (a głównie jego przeciwników). Również zakończenie jest inne, co wynika bezpośrednio z wycięcia pewnych wątków w filmie (Carlos), natomiast wspólne jest szybkie tempo, radość ze śledzenia zmagań Jasona i całkiem smaczny klimacik. Serdecznie polecam tak książkę, jak i film, najlepiej w takiej właśnie kolejności.

Swoją drogą, interesujące jest, że po śmierci Ludluma, serię o przygodach Bourne'a kontynuuje jego przyjaciel (Ludluma, nie Bourne'a), niejaki Eric Van Lustbader, który podczas seansów spirytystycznych dowiaduje się od ducha pisarza, jak ma wyglądać powieść, po czym spisuje jego wskazówki i dodaje nieco od siebie. Interesuje mnie szczególnie, ile jest w tym prawdy (o ile w ogóle jest), a na ile jest to po prostu chęć poprawienia swojego stanu majątkowego przez pana Van Lustbadera. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Swoją drogą, interesujące jest, że po śmierci Ludluma, serię o przygodach Bourne'a kontynuuje jego przyjaciel (Ludluma, nie Bourne'a), niejaki Eric Van Lustbader, który podczas seansów spirytystycznych dowiaduje się od ducha pisarza, jak ma wyglądać powieść, po czym spisuje jego wskazówki i dodaje nieco od siebie. Interesuje mnie szczególnie, ile jest w tym prawdy (o ile w ogóle jest), a na ile jest to po prostu chęć poprawienia swojego stanu majątkowego przez pana Van Lustbadera. :)

O, widzę, że przypomniałeś sobie o tym 'fakcie', drogi Polipku:) Jak sobie przypomnę naszą dyskusję na ten temat...;] Sądząc po poziomie książek Lustbadera(nadają się tylko do kibelka, nie jako lektura), to jest w tym tyle prawdy, ile sensu w dowolnym obrazku z cyklu 'your argument is invalid'. Przeczytałem całą pierwszą część tej drugiej trylogii, kawałek drugiej, a resztę doczytałem w streszczeniach na necie i powiem wam jedno: trzymajcie się od tej serii z daleka! Książki Ludluma: tak. Potworki Lustbadera: nigdy w życiu. Howgh!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam.

Nie wiem czy ktoś o tym już tu wspominał, gdyż bardzo długo mnie tu nie było i po ludzku nie chce mi się przebijać te ogromne ilości słowa pisanego. Ale tak bardziej do rzeczy: wydawnictwo Mag, znane zapewne tutejszym fanom fantastyki zoorganizowało bardzo sympatyczną serię "Uczta Wyobraźni". Choć nie jestem do końca pewien, czy słowo "sympatyczna" jest na miejscu, gdyż książki są bardzo dużego kalibru i ich zrozumienie wymaga sporej intelektualnej gimnastyki. Seria ta to zdecydowana perełka na polskim rynku wydawniczym zalanym ogromną ilością miałkiej literatury z zagranicy oraz rodzimych gniotów.
Osobiście najbardziej spodobała mi się książka "Akwaforta" K.J. Bishop. Ale określenie "spodobała" jest tu zdecydowanie nieodpowiednie, jest wręcz prostackie. Powieść ta mnie z czasem coraz bardziej wciągała, by na koniec powalić na kolana, ale nie jęczącego i kwilącego, tylko w skupieniu milczącego. Wysłużone określenie "skłania do refleksji" jest tu jak najbardziej na miejscu. Zostałem zmuszony do zastanowienia się nad relacją twórca-dzieło i zobaczyłem jak cienka granica dzieli autora od tego co tworzy oraz jak niebezpieczny może być iluzoryczny dystans widza do dzieł, które ogląda. "Akwaforta" porusza również w bardzo ciekawy sposób dwoistość ludzkiej natury, robi to równie udanie jak niezapomniane "Opowieści z Ziemiomorza" Le Guin. Świetne wreszcie są portrety psychologiczne wykreowane przez autorkę.
Jednym słowem: polecam. I samą "Akwafortę", jak i całą serię.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...