Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Cardinal

Książki ogólnie

Polecane posty

Ja zaś jako książkę wartą polecenia(właściwie kilka książek) podałbym sagę o wiedźminie. Sam czytam już drugi raz i ciągle mnie to "kręci". Sapkowski jest, moim zdaniem, mistrzem prozy. Opisy walk, historie przedstawione w sadze. Tego szukają wszyscy czytelnicy. Osobiście mogę też polecić. Kroniki Wojen Duszków wszystkie cztery części są ciekawe i choć tytuł wydaje się z deka dziecinny to książka raczej dla dzieci nie jest. Mogę też dać przykład wesołej książki o pewnym dzieciaku i nie będzie to nic innego jak "Mikołajek". Ja mam wszystkie części i za każdym razem kiedy to czytam historie opisane tam rozbawiają mnie do rozpuku. To by były najciekawsze tytuły jakie mogę polecić.(A wiedźmin, to dzięki Smuggowi właśnie w ogóle pomyślałem o przeczytaniu książki )

Pozdro ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Większość tych powieści już czytałem. Nie czytałem za to "Pianoli", "Syreny z Tytana" i "Rysia snajpera". Polecasz?

Owych książek również nie czytałem, ale są na mojej liście. I skoro Q je poleca, to przesuwają się o kilka miejsc do góry^^

Małe sprostowanie: Zapomniałem przeedytować cytatu i skreślić dwóch pozycji. Czytałem z tych dzieł tylko 'Rysia Snajpera' i to do niego odnosiła się wypodziedź. My bad, I am sorry.

Heh tak sobie narzekam. Miałem końcówkę wakacji, zajęcia zaczynałem dopiero w połowie paździerznika i tak dalehj. Były czasy kiedy czytałem w wolnym czasie jeszcze więcej :P Choć z drugiej strony był taki cdzas, kiedy czytałem głównie to co miałem. Owocowało to piętnastokrotnym przeczytaniem serii Nienackiego o Tomaszu-Samochodziku :) Nie chadzałem do biblioteki, so takie czytanie na serio zacząłem gdzieś w wieku lat 18 od przemiodnego Władającego Pierścionkami :) Tak BTW znowu mnie nachodzi ochota przeczytać WP... Muszę wytrzymać bo to już będzie piąty raz...

Aż tyle razy? My God. Też miałem takie okresy, że trawiłem wszystko co wydawało się być strawne z domowej biblioteczki, ale do takich wyników nigdy nie doszedłem. U mnie to zresztą było tak, że początkowo nie lubiłem czytania, potem w okolicach 3-4 klasy był Pan Samochodzik i mały renesans mego czytelnictwa. Nie potrwał on jednak długo, a wrócił dopiero w okolicach klasy 8. I został. W rekordowe wakacje pomiędzy pierwszą, a drugą klasą liceum przeczytałem z kilkadziesiąt książek. Mania w tym punkcie została mi do dziś i bardzo się z tego cieszę. Oby żyła wiecznie. Howgh!

A kolejną ofiarą mego czytelnictwa jest Straż Nocna Pratchetta. I w sumie nieco ciężko mi o tej książce pisać. Całe szczęście nie dlatego, że jest słaba. Bo nie jest (ot, odkrywcze zdanie). Jest po prostu mało pratchettowo-discworldowa. Humor jest, bo nie mogło go przecież zabraknąć, ale jest on stonowany, przemyka się gdzieś w ceniu, dostosował się ogólnie mrocznego nastroju książki. A w samej książce mamy morderstwa, mamy brutalność, mamy szarą rzeczywistość i rewolucję, która wiele nie zmienia. Jest zdecydowanie mało bajkowo, szaro i ogólnie do... No właśnie. Przemyślenia Pratchetta na temat rewolucje i udziału w niej zwykłych szaraczków, a także toczenia się historii, nie są może wielkimi myślami historiozofii, ale i nie są strasznie banalne. Zwłaszcza jako właśnie spojrzenie zwykłego człowieczka. Jedna rzecz, która mi tu nie grała to główne rozwiązanie fabularne. Przeniesienie Vimesa w przeszłość i pojawienie się postaci Johna Keela wyglądało mi na wstawione na siłę. Lekko sztucznie, IMHO, to wyszło. Choć zdecydowanie na plus trzeba zaliczyć poznanie młodych odpowiedników znanych nam postaci, a zwłaszcza Nobby'ego i Vetinariego. Mimo mroczności i odstępstwa od Discworldowych kanonów, polecam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zwłaszcza, że tłumaczenia na polski są przeważnie robione z angielskiego, nawet jeśli oryginał był w innym języku. Tak jest na przykład z Murakamim - polskie tłumaczenie jest tłumaczeniem angielskiego tłumaczenia (przepraszam za maślenie masła). Oddalamy się więc od oryginału...

>>"Kroniki..." są przetłumaczone z japońskiego przez Annę Zielińską-Elliott, ale...

Two chapters from the third volume of the original three-volume Japanese paperback edition were not included in the English translation. In addition, one of the chapters near the excluded two was moved ahead of another chapter, taking it out of the context of the original order.The two missing chapters elaborate on the relationship between Toru Okada and Creta Kano, and a "hearing" of the wind-up bird as Toru burns a box of Kumiko's belongings.
It must also be noted that in addition to very notable differences between the Japanese and English versions, there are also differences between the original Japanese hardcover and paperback editions.

>>...w wydaniu, które czytałem, w rozdziale 15. księgi drugiej pod tytułem "O prawidłowym imieniu, o tym, co spalono w letni poranek po polaniu olejem, i o niezbyt trafnym porównaniu" Toru spala rzeczy, ale wspólne i nie słyszy ptaka nakręcacza. Co do związku z Kretą - to dość ogólne pojęcie; jeśli chodziło o seks (wikipedystyczny eufemizm?), to owszem, był taki fragment, lecz w drugiej księdze, a nie trzeciej, jak jest napisane na Wikipedii.

Co do różnic pomiędzy wersjami miękko- a twardookładkową - w dyskusji do tego artykułu znalazłem taką wypowiedź:

'I remember hearing that there were slight stylistic and story difference between the two Japanese versions. Apparantly they were not big enough to signifigantly change the translation into other languages. I found the comment nestled in the email transcript between Jay Rubin and other authors on the subject somewhere online. However, I don't know anymore details, and I have forgotten the link... which is why I left that one sentence vague, so someone who has read both versions might be tapped to comment on the differences.'.

Różnice były zatem bardzo małe. Ciekawe też jest to:

'Touru uses katakana for her last name, though he uses kanji when refering to his last name, though they are the same.'.

No bo są :blink: Znaczy dla nas są... Wystarczy sobie pooglądać trochę japońskich filmów, żeby dostać porządnego skrzywienia podczaszkowego. Ja sam tak mam... Zwłaszcza po seansie z Tetsuo. Japońską literaturę znam natomiast jeszcze za słabo. Może jak znów znajdę czas na odwiedzanie biblioteki, to zawitam w alejce z prozą japońską, co mi się parę razy zdarzyło.

http://www.sparkcaster.com/demotivational/...php?imageid=581 ?

--------------------------------

Kto zna świetne miniaturki literackie Grzegorza Janusza?

Zamieszczam jedną (chyba jedna ze zbioru liczącego trzynaście mieści się w prawie cytatu?):

Grzegorz Janusz - Nie cierpię

[miniaturka numer 7 ze zbioru "Diabelski tuzin"]

Pewnej nocy w maju przyśniło mi się, że naga dzika kobieta wbija mi w uszy kolce dzikiej róży. Cierń zniknął, lecz ból uszu nie. Połknąłem dwa proszki z krzyżykiem, potem jeszcze trzy i popiłem szklanką wódki. Nie pomogło, z moich oczu popłynęły pierwsze od siedmiu lat łzy.

Nagle zobaczyłem anioła, który powiedział mi, że każdy musi przecierpieć swoje, jak nie tu, to na tamtym świecie, że każdemu przydzielono porcję bólu i trzeba przez nią przebrnąć.

Następnego dnia nie poszedłem do lekarza. Postanowiłem cierpieć. Pomyślałem sobie, że wyczerpię jak najszybciej mój przydział i potem do końca życia będę miał święty spokój. Od tej pory codziennie dręczyłem się przy pomocy wrzątku, gwoździa i soli. Bolało jak diabli, lecz nie poddawałem się. Krzyczałem, lecz przez dudniący ból uszu prawie nie słyszałem własnych krzyków. Zaciskałem zęby, a w uszach łupało od tego zaciskania jeszcze bardziej. Chwilami bałem się, że umrę z bólu.

Aż wreszcie pewnej nocy w grudniu zauważyłem, że uszy przestały boleć. Uradowany poderwałem się z łóżka. Zastukałem palcami w skronie. Ani śladu bólu! Żeby się upewnić, uszczypnąłem się mocno w lewą małżowinę, a potem obcęgami zmiażdżyłem prawą i na dodatek, prawie tym samym ruchem, wyrwałem sobie ząb trzonowy. Nic mnie nie bolało. Ból był przeszłością.

Położyłem się i szczęśliwy zasypiałem powoli. Myślałem, że przyśni mi się coś miłego, na przykład, że pracuję jako połykacz ognia i mieczy, a nawet płonących mieczy i jestem sławny i bogaty. Zamiast tego zobaczyłem we śnie Boga, chociaż niczego nie łykałem. Bóg uśmiechnął się i wyszeptał mi prosto do ucha największą tajemnicę. Powiedział mi, jaki jest sens cierpienia.

Nigdy nikomu nie powtórzę, czego się od Niego dowiedziałem. Nie zdradzę wam tego na najstraszniejszych nawet torturach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj przeczytałem Mistrza i Małgorzatę. Powiem szczerze, że tak jak się spodziewałem - była to jedna z ciekawszych powieści, jakie czytałem. Ciekawe jest też to, że autor starał się pokazać sporą gamę bohaterów - i można rzec, że mu się to udało. Od Iwana Bezdomnego, przez Lichodiejewa, Rimskiego, a na samym Wolandzie kończąc. Ponadto nie były to bezbarwne postaci, wręcz przeciwnie. Każda wzbudza sympatię.

No i pokazuje też, jak wielka może być miłość. Sprawia, że człowiek może przekroczyć dla niej największe granice (ot, choćby i przyjaźń z szatanem). Ciekawie przedstawiono, nie idealizowano, ukrzyżowanie Chrystusa.

Zastanawia mnie jednak jeden szczegół, a mianowicie sam Epilog. Może ktoś będzie w stanie mi wyjaśnić. Otóż, chodzi o to, że w ostatnim rozdziale dowiadujemy się, że mistrz w pokoju 118 umiera, to samo dzieje się z Małgorzatą. No dobrze... ale dlaczego w Epilogu mówi się o ich zaginięciu? O tym, że zaginął pacjent ze "sto osiemnastki"? Czyżby autor popełnił pod sam koniec taki błąd? :)

Pozdrawiam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja mam zapytanie do kogoś kto czytał H.P Lovecrafta. Zdecydowałem się wreszcie zakupić kilka jego książek i pytaniem moim jest co poza Zewem Cthulhu polecacie do kupienia (bo trochę tych tomików opowiadań tam jest) i co kupić gdybym np. planował zakupić 3 jego książki ( z czego jedna to na bank Zew Cthulhu)?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak patrzę, na listę książek, które przeczytaliście w ostatnim czasie, lekko się zawstydzam, ba ja właśnie skończyłem drugą książkę w tym roku kalendarzowym. Po prostu zbyt wiele uwagi poświęciłem literaturze historycznej (której nie wliczam do rocznego bilansu). Mianowicie wczoraj, bo tygodniu skończyłem Ojca Chrzestnego. Książka jest znakomita i jeżeli chodzi o konstrukcję fabuły książki sensacyjnej, to ciężko cokolwiek zarzucić. Ewentualnie uważam, że koniec mógł być bardziej rozbudowany, bo jednak zemsta Michaela Corleone mieści się raptem w rozdziale.

Oczywiście z chęcią zapoznałbym się z pozostałą twórczością Puzo, ale wobec ograniczonej ilości czasu nie widzę sensu w czytaniu paru z rzędu książek o włoskiej mafii. Czas na lekką zmianę klimatu i od jutra czytam Nowy wspaniały świat. Pora zacząć nadrabiać zaległości, bo mam straszne braki w kanonie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja mam zapytanie do kogoś kto czytał H.P Lovecrafta. Zdecydowałem się wreszcie zakupić kilka jego książek i pytaniem moim jest co poza Zewem Cthulhu polecacie do kupienia (bo trochę tych tomików opowiadań tam jest) i co kupić gdybym np. planował zakupić 3 jego książki ( z czego jedna to na bank Zew Cthulhu)?

Ja polecam "W gorach szalenstwa" - ksiazka ta zainspirowala mnie do napisania tekstu piosenki mojej kapeli (nie bede go przytaczal bo nie jest jakis rewelacyjny ;) ). Zostala mi polecona na forum jako pierwsza z serii ksiazek Lovecrafta. Wyjasniam, ze wczesniej go nie czytalem, i do tej pory "W gorach szalenstwa" jest jedynym dzielem tego autora, jakie mialem okazje poznac. Moze wiec nie mam punktu odniesienia co do innych ksiazek tego autora, ale badz co badz ta ksiazke i tak polecam, bo jest naprawde warta uwagi, a jesli na dodatek do tej pory nie czytales nic z dziel tego autora to gwarantuje, ze Ci sie spodoba.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pora zacząć nadrabiać zaległości, bo mam straszne braki w kanonie.

Jakim kanonie? Czyim? Szkolnym? Bo tu była pewna dyskusja o kanonach - padła jednak śmiercią (nie)naturalną.

A ja równy tydzień po poprzedniej swej minirecencji zamieszczam następną. Znów Pratchett, znów Straż, lecz tym razem Thud!. Tym razem jednak jest bardziej Pratchetowsko, ale nie aż tak jak zawsze. Coś niecoś nam Pratchett spoważniał. Tym razem na warsztat została wzięta nienawiść rasowa, a dokładnie wzajemne (nie)sympatie pomiędzy krasnoludami a trollami. Zbliża się rocznica Bitwy w Koom Valley (wybaczcie angielszczenie, ale czytałem w oryginale), w Ankh-Morpork aż wrze, a na dodatek zamordowano pewnego ważnego krasnoluda. Vimes do dzieła! Plus kontrola w straży, obowiązki rodzicielskie i opętanie... Książka nie jest tak mroczna jak Nocna Straż, ale i nie jest tak luźna jak większość cyklu. Lecz mimo pewnego nieokreślenia w tym temacie i tak jest dobrze. Jest dość humoru, znanych i nowych postaci, żeby zadowolić każdego fana Discworldu. Tak przynajmniej mi się wydaje.

Od piątku czytam zaś zbiór dzieł Woody'ego Allena (wydany pod tytułem Complete Prose) i muszę powiedzieć, że jestem mocno zaskoczony. Nie wiem czy in plus, czy in minus, ale bardzo zaskoczony. Mamy tu same formy któtkie i bardzo krótkie, lecz tak nietypowe, pokręcone i przesycone dziwacznym humorem, że trzeba je sobie dawkować. Przykłady? Co by było gdyby Van Gogh i inny impresjoniści byli dentystami, a nie malarzami, czyli listy Vincenta do przyjaciela... Momentami humor do mnie nie trafia, ale czasem rozbija w drobny mak. Szersza relacja po zakończeniu lektury.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja tam z kolei powolutku, bez stresu, za to z wielką przyjemnością, kończę "Piekło pocztowe" Pratchetta. Napisałbym coś więcej na temat samej lektury, ale to Świat Dysku pełną parą, a na ten temat napisano już wiele komentarzy w podobnym tonie.

I jakieś pytanie miałem zadać...

Ach! Mógłby ktoś pomóc i rzucić książką (w przenośni "rzucić", choć jeśli ktoś jest na tyle silny, by dostarczyć jednym rzutem książkę do mojego domu, to nie pogardzę ;)), która świetnie przedstawia konflikt "dobro" - "zło". Od razu wspomnę, że "Władcy..." pod uwagę nie biorę.

Tak, tak... Na maturkę. :P

Edit: A "Gwiezdny pył", mimo że nazywają go baśnią, to fantasy, nie? :P

----------------------------------------------

Ten post sponsorują inne głupie pytania, tak jakby co.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podrzucić nie podrzucę ale z tytułów które warto polecić (a są w bibliotekach):

"Faust" autor Goethe

"Mistrz i Małgorzata"autor Bułhakow

"Lista życzeń"autor Eoin Colfer (przestrzegam bez paniki jak przeczytasz gdzieś jej opis, książki jest niezła...)

"Biblia" autor no to jest ciekawa zagadka... kto stworzył Biblie? ;D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kontyuując wątek z innego tematu dwa słówka o "Solaris" Lema. Przeczytałem tę powieść dopiero teraz, nieco nastawiony z lekka sceptycznie dwoma ekranizacjami - i się miło zawiodłem, z dwóch powodów. Po pierwsze, książka traktuje o czymś zupełnie innym niż filmy. Po drugie wszystkie patenty, z których skorzystał Lem już widziałem... ale w dziełach późniejszych od Solaris (: Teraz pozostaje tylko pytanie czy są to faktycznie pomysły oryginalne, czy śp Autor też się na kimś wzorował.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, tak... Na maturkę. :P

Im bliżej czerwca, tym pewnie więcej takich zapytań będzie się pojawiać ;) Lecz według mnie pytasz się niepotrzebnie. Konflikt dobra za złem przejawia się w ten czy inny sposób w większości dzieł literackich. Zawsze są jakieś wybory, jacyś antagoniści, jakieś moralne dylematy. Z chęcią natomiast pomogę, jeśli zapytasz o coś bardziej szczegółowego lub podasz jakiś bardzo konkretny aspekt tego konfliktu.

Kontyuując wątek z innego tematu dwa słówka o "Solaris" Lema. Przeczytałem tę powieść dopiero teraz, nieco nastawiony z lekka sceptycznie dwoma ekranizacjami - i się miło zawiodłem, z dwóch powodów. Po pierwsze, książka traktuje o czymś zupełnie innym niż filmy. Po drugie wszystkie patenty, z których skorzystał Lem już widziałem... ale w dziełach późniejszych od Solaris (: Teraz pozostaje tylko pytanie czy są to faktycznie pomysły oryginalne, czy śp Autor też się na kimś wzorował.

I oto mamy problem czytelnika, który dużo czyta i pamięta. Nie da się przecież czytać w oderwaniu od tego, co się wcześniej przeczytało czy też od swojej wiedzy. Często nie jest to wielkim problemem, ale dla literatury science-fiction może to być zabójcze. Przeciętne sf sprzed kilkudziesięciu lat raczej się dziś nie obroni, a przeciętne fantasy pewnie będzie bardziej zjadliwe. Na dodatek doszukiwanie się jeszcze w tym wszystkim wzajemnych odniesień, sprawdzanie dat wydania i tak dalej, to już w ogóle wielki wysiłek. Tym większe zresztą brawa dla Lema, bo jego dzieła (mimo pewnych "anachronizmów") doskonale bronią się do dziś.

Solaris jest mocno psychologicznym thrillerem o samotności we wszechświecie... autor nie wzorował się na żadnym ówczesnym autorze... to na nim wzorowano się później...

A skąd tak pewność? <_<

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A skąd tak pewność? <_<

Przeczytaj ?Fantastykę i Futurologię? tegoż. Albo ?Wszechświat Lema? Jarzębskiego. Albo kilkaset stron opracowań krytycznych w kilku językach (chyba tylko kilka z nich zostało przetłumaczonych na polski), których lawinę wywołało wówczas ?Solaris?. Prawda jest taka, że to właśnie ?Solaris? określiło Lema jako klasyka gatunku, właśnie dzięki jej innowacyjności.

To tylko u nas Lem to ten ?dziadek od <Bajek robotów>?. Nie ubliżając świetnym 'Bajkom' zresztą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ach! Mógłby ktoś pomóc i rzucić książką (w przenośni "rzucić", choć jeśli ktoś jest na tyle silny, by dostarczyć jednym rzutem książkę do mojego domu, to nie pogardzę ), która świetnie przedstawia konflikt "dobro" - "zło". Od razu wspomnę, że "Władcy..." pod uwagę nie biorę.

nasunąła mi się na myśl Stephen Kinga Mroczna wieża chociaż Wiedżmin też byłby dobry ale raczej o tym że tak naprawde dobro i zło niewiele rózni albo nie ma czegoś takiego jak dobro i zło są tylko wybory i konsekwencje

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nasunąła mi się na myśl Stephen Kinga Mroczna wieża chociaż Wiedżmin też byłby dobry ale raczej o tym że tak naprawde dobro i zło niewiele rózni albo nie ma czegoś takiego jak dobro i zło są tylko wybory i konsekwencje

W tym wypadku Wiedźmina bym raczej nie polecał. W książce tej konflikt dobra ze złem nie jest zbyt widoczny, niektórzy raz są trochę dobrzy ale zaraz znowu są źli.

Aby wyróżnić dobro i zło bardziej nadaje się Mroczna Wieża :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No dobrze... ale dlaczego w Epilogu mówi się o ich zaginięciu? O tym, że zaginął pacjent ze "sto osiemnastki"?

IMHO chodzi o zaginięcie, czyli zniknięcie - mistrz i Małgorzata odeszli do wieczności (czy tam gdzieś) i ludzie stracili ich z oczu.

Jeśli chodzi o samą powieść, też myślałem, że będzie nudna, a mimo to przeczytałem ją bardzo szybko, bo okazała się interesująca i ciekawie napisana. Sam pomysł na moskiewską działalność szatana jest świetny, w dodatku mamy całą zgraję dziwacznych indywiduów, których działania wywołują szeroki uśmiech na twarzy, dzięki czemu "MiM" to jak na razie najlepsza lektura w tym roku szkolnym.

Obecnie, natchniony filmami, z szybkością Panzerfausta przebijam się przez Tożsamość Bourne'a Roberta Ludluma i jest pysznie! Raport wkrótce. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mógłby mi ktoś powiedzieć, czy Trylogia Czarnego Maga Trudi Canavan jest warta przeczytania? Tak się właśnie zastanawiam, jaką by tu sobie kupić podchoinkową książkę ^^ w końcu święta niedługo, nooo :) a muszę przyznać, że intryguje mnie ta seria, a dodatkowo przecież to... fantastyka, mr ^^ :rolleyes:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obecnie, natchniony filmami, z szybkością Panzerfausta przebijam się przez Tożsamość Bourne'a Roberta Ludluma i jest pysznie! Raport wkrótce. :)

Czekam na raport bo po Spisku Akwitanii (dwa tomiszcza po paręset stron) trochę się zniechęciłem do tego autora (powieść się ciągnęła i ciągnęła...) :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obecnie, natchniony filmami, z szybkością Panzerfausta przebijam się przez Tożsamość Bourne'a Roberta Ludluma i jest pysznie! Raport wkrótce. :)

Czekam na raport bo po Spisku Akwitanii (dwa tomiszcza po paręset stron) trochę się zniechęciłem do tego autora (powieść się ciągnęła i ciągnęła...) :)

W końcowym okresie twórczości Ludlumowi udało się osiągnąć coś niebywałego - umiejętność zanudzania czytelnika na śmierć błyskawicznie po sobie następującymi sensacyjnymi wydarzeniami :D...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja Trylogii Czarnego Maga zbytnio nie polecam, akcja powoolna, niewiele się, dzieje, w drugiej czesci tak samo, autorka o głównym wątku przypomina sobie na ostatnie 3 strony książki, i załatwia w trymiga. Trzeciej części nie czytałem. I ponawiam - ktoś czytał Księgę Cmentarną Neila Gaimana?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytaj ?Fantastykę i Futurologię? tegoż. Albo ?Wszechświat Lema? Jarzębskiego. Albo kilkaset stron opracowań krytycznych w kilku językach (chyba tylko kilka z nich zostało przetłumaczonych na polski), których lawinę wywołało wówczas ?Solaris?. Prawda jest taka, że to właśnie ?Solaris? określiło Lema jako klasyka gatunku, właśnie dzięki jej innowacyjności.

Dziękuję serdecznie, o taką właśnie odpowiedź mi chodziło. I sumie lepiej było tak napisać na samym początku. I tak jak pisałem nieco dalej - podziwiam go za to, że napisał powieści SF, które do dziś nie straciły niemal nic na aktualności. I nadal zresztą jest tak, że w większości książek napotykani obcy są tylko nieco inną formą nas samych.

Obecnie, natchniony filmami, z szybkością Panzerfausta przebijam się przez Tożsamość Bourne'a Roberta Ludluma i jest pysznie! Raport wkrótce. :)
Czekam na raport bo po Spisku Akwitanii (dwa tomiszcza po paręset stron) trochę się zniechęciłem do tego autora (powieść się ciągnęła i ciągnęła...) :)
W końcowym okresie twórczości Ludlumowi udało się osiągnąć coś niebywałego - umiejętność zanudzania czytelnika na śmierć błyskawicznie po sobie następującymi sensacyjnymi wydarzeniami :D ...

Ogólnie rzecz biorąc jest to już wyższa szkoła jazdy. Takie rzeczy trzeba umieć robić. A tak serio - z Ludlumem chyba jest tak, że im dłużej tym gorzej. Jego krótsze powieści czyta się lepiej i nie ma się okazji przesycić nadmierną ilością zwrotów, spisków i różnych takich. Choć muszę przyznać, że do Ludluma mam stosunek raczej pozytywny.

Teraz jednak pora na danie główne, czyli potrawkę z Complete Prose Woody Allena. Jest takie specyficzne 3 w 1, a w zasadzie kilkadziesiąt w trzech w jednym. Jest to bowiem kilkadziesiąt form krótkich, które zebrane zostały w trzecz zbiorach - Without Feathers (Bez Piór), Getting Even (Wyrównać rachunki) i Side Effects (Skutki uboczne) - a które początkowo pojawiły się głównie w New Yorkerze, ale też np. w Playboy'u. Wersja zbiorcza nie jest, niestety, dostępna w języku polskim, ale wszystkie pojedyncze zbiory są dzięki uprzejmości wydawnictwa Zysk i S-ka. Polecam więc serdecznie na sam początek. Taki początek pozwala się z łatwością domyślić, że książka mi się podobała. Trafny wniosek. Jest absurdalnie, jest prześmiewczo, jest o czym pomyśleć. Allen przedstawia nasz świat i swoje przemyślenia w krzywym zwierciadle. Bardzo krzywym zwierciadle. Mamy więc intelektualiski lekkich obyczajów zamawiane przez telefon przez mężów, którzy nie mogą rozmawiać z żonami o poezji T.S. Elliota. Mamy alternatywną wersję historii, w której impresjoniści są dentystami. Do tego można dorzucić historię Drakuli, który omyłkowo wychodzi na łowy w trakcie zaćmienia słońca... W całym zbiorze mamy łącznie kilkadziesiąt opowiadań, krótki sztuk, anegdot i god knows czego jeszcze. A wszystko to przeładowane bardzo specyficznym humorem. Czasem bywa tak, że każde zdanie ma w sobie coś potencjalnie śmiesznego. Przyznam jednak szczerze, że humor Allena momentami do mnie nie trafia. Czasem po prostu opowieści są nazbyt udziwnione, a zdania wykoślawione. Są to jednak raczej wyjątki. A śmiać się można całymi godzinami. Zresztą jest to książka świetna na podróże komunikacją miejską, bo w trakcie jednego kursu można ze spokojem spożyć jedno z dań. Smacznego!

A tak na deser okładki wydań polskich:

83-7150-458-6_7892_F.jpg83-7150-200-1_75659_F.jpg 83-7150-730-5_34945_F.jpg

Mnie zaś teraz czeka uczta prawdziwie królewska - Quicksilver Neala Stephensona. Prawie 1000 stron pisanych niewielką czcionką, lecz z całkiem niezłymi recenzjami. Po 30 stronach zapowiada się bardzo ciekawie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...