Skocz do zawartości

Książki ogólnie


Cardinal

Polecane posty

A ja sądzę, że jak najbardziej wypada nie znać-młody wiek autora to za mało by uznać ją za fenomenalną, czy nawet dobrą... Płaska fabuła, pełna zapożyczeń, w sumie to jest taki katalog różnych motywów przewijających się w fantasy, może taka intertekstualność byłaby fajna, gdyby nie to, że ona nie jest celowa...

Powiem szczerze, ze brzmi lekko żenująco... Jakim cudem jakiś Nazgul się ostał po klęsce Saurona? Zresztą po co kontynuować kompletne dzieło?

Kompletnie się nie zgadzam z tą wypowiedzią Eragon jest książką bardzo pożądną, może nie są to szczyty ale książka jest bardzo dobra i można się przy niej odprężyć. Nie wiem czemu Nazgule nie miały przetrwać po klęsce Saurona? Przetrwały przy 2 pierwszych więc.... i nie wiem skąd mysl że nie można kontynuować dzieła Tolkiena....

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź
Kompletnie się nie zgadzam z tą wypowiedzią Eragon jest książką bardzo pożądną, może nie są to szczyty ale książka jest bardzo dobra i można się przy niej odprężyć.

Eragona, nie czytałem, film na jego podstawie mi się nie podobał, wiem, że nie powinno się sugerować filmem, ale ogólny zarys fabularny mi się nie podoba, świat mi się nie podoba i główna postać mi nie odpowiada. W sumie to tylko smoki mi się podobają(ale pomysł fizycznej zależność smoka i eragona wydaje mi się mocno zerżnięty z zależności między ludźmi i dajmonami w "Mrocznych Materiach") ale dla samych smoków książki czytać nie zamierzam.

i nie wiem skąd mysl że nie można kontynuować dzieła Tolkiena....

A z tej prostej, prozaicznej przyczyny, że to była Tolkienowska trylogia i została zakończona. Nie ma sensu kontynuować czegoś co miało wystarczająco wyraziste zakończenie. Jak dla mnie wygląda to tak, że autor sam nie potrafił wymyślić nic ciekawego więc podpiął się do sławnej trylogii z zamiarem zarobienia szybkiej i łatwej kasy.

Co jeszcze? Eragon, Harry Potter i Wiedźmin - czyli to, czego nie wypada nie znać

O Eragonie pisałem wcześnie. Jeśli chodzi o Wiedźmina to trudno się nie zgodzić, ale Harry Potter?!

Od początku mi główna postać nie pasowała, nie pasował mi także świat potężnych magów, którym nie wpadło do łba by władać zwykłymi śmiertelnikami, ani motyw z wielkim i złym, o którym się nie mówi bo... Cholera wie czemu, może dostanie się biegunki albo zęby powypadają, którego jakiś gówniarz(w dodatku w żaden sposób nie wyróżniający się wiedzą magiczną od swoich rówieśników) jest w stanie sponiewierać. Zmusiłem się do obejrzenia kilku filmów (2 może 3) i nic mi się w nich nie podobało oprócz efektów specjalnych, scenografii i Emmy Watson, więc raczej do czytania książek mi się nie śpieszy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O Eragonie pisałem wcześnie. Jeśli chodzi o Wiedźmina to trudno się nie zgodzić, ale Harry Potter?!

(...) Zmusiłem się do obejrzenia kilku filmów (2 może 3) i nic mi się w nich nie podobało oprócz efektów specjalnych, scenografii i Emmy Watson, więc raczej do czytania książek mi się nie śpieszy.

Pardon, od kiedy to o jakości literatury świadczą w sposób miarodajny jej adaptacje filmowe? Na tej samej zasadzie mógłbym uznać, ze wychwalany przez pół forum pod niebiosa Wiedźmin to szit jakich mało, bo film i serial tv były tragiczne. Ba, sam zauważyłeś, że 'nie powinno się sugerować filmem' - więc czemu klawiaturę zużywasz po próżnicy?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eragona, nie czytałem, film na jego podstawie mi się nie podobał, wiem, że nie powinno się sugerować filmem, ale ogólny zarys fabularny mi się nie podoba, świat mi się nie podoba i główna postać mi nie odpowiada. W sumie to tylko smoki mi się podobają(ale pomysł fizycznej zależność smoka i eragona wydaje mi się mocno zerżnięty z zależności między ludźmi i dajmonami w "Mrocznych Materiach") ale dla samych smoków książki czytać nie zamierzam.

A z tej prostej, prozaicznej przyczyny, że to była Tolkienowska trylogia i została zakończona. Nie ma sensu kontynuować czegoś co miało wystarczająco wyraziste zakończenie. Jak dla mnie wygląda to tak, że autor sam nie potrafił wymyślić nic ciekawego więc podpiął się do sławnej trylogii z zamiarem zarobienia szybkiej i łatwej kasy.

O Eragonie pisałem wcześnie. Jeśli chodzi o Wiedźmina to trudno się nie zgodzić, ale Harry Potter?!

Od początku mi główna postać nie pasowała, nie pasował mi także świat potężnych magów, którym nie wpadło do łba by władać zwykłymi śmiertelnikami, ani motyw z wielkim i złym, o którym się nie mówi bo... Cholera wie czemu, może dostanie się biegunki albo zęby powypadają, którego jakiś gówniarz(w dodatku w żaden sposób nie wyróżniający się wiedzą magiczną od swoich rówieśników) jest w stanie sponiewierać. Zmusiłem się do obejrzenia kilku filmów (2 może 3) i nic mi się w nich nie podobało oprócz efektów specjalnych, scenografii i Emmy Watson, więc raczej do czytania książek mi się nie śpieszy.

Człowieku! Piszesz że filmami się nie sugerujesz a jednak wyrobiłeś sobie zdanie na temat Hp i Eragona na podstaie filmów - i przez to wyciągnąłeś błędne wnioski...

>>Primo, na maturze obowiazuje stosunek treści własnej do cytatu conajmniej 3:1. Byłoby miło, gdybyś się trzymał okolic tych limitów...

Secundo, oprócz tego, że treści niewiele, to do dyskusji nie wniosłeś absolutnie nic nowego, bo dokładnie to samo napisałem powyżej. A zatem diagnoza - stats. A co się robi ze statsiarzami? /k0n

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pardon, od kiedy to o jakości literatury świadczą w sposób miarodajny jej adaptacje filmowe? Na tej samej zasadzie mógłbym uznać, ze wychwalany przez pół forum pod niebiosa Wiedźmin to szit jakich mało, bo film i serial tv były tragiczne. Ba, sam zauważyłeś, że 'nie powinno się sugerować filmem' - więc czemu klawiaturę zużywasz po próżnicy?

Człowieku! Piszesz że filmami się nie sugerujesz a jednak wyrobiłeś sobie zdanie na temat Hp i Eragona na podstaie filmów - i przez to wyciągnąłeś błędne wnioski...

Ehh... Wystarczy o filmowych adaptacjach wspomnieć i od razu się wrzawa podnosi...

Sprawa wygląda tak, że wcześniej opisałem co mi w książkach nie pasuje(ogólny zarys fabularny, akcje i postacie poznałem z recenzji, opisów na necie i relacji znajomych). Tych książek tak czy siak nie zamierzałem czytać, a filmy po prostu upewniły mnie w przekonaniu, że nie nie warto się z nimi zapoznawać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nadrabiając moje książkowe zaległości, ostatnio skończyłem czytadło, o którym chyba każdy słyszał czyli "Anioły i Demony" Browna. I co ? Spodziewałem się płytkiej lektury z pakowaniem kontrowersji gdzie tylko się da, a tu proszę. Miło mnie Brown zaskoczył. Po przebrnięciu początku, książka wciągnęła mnie aż miło. Teraz zabiorę się za feralny "Kod" i mam nadzieje, że mojego nastawienia nie zmieni. Okaże się niedługo.

A wcześniej skończyłem Achaję. Nie wiem, co mości Szafa do tej książki miał, jak dla mnie wszystkie słabiaki mogą prezentować podobny poziom.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nadrabiając moje książkowe zaległości, ostatnio skończyłem czytadło, o którym chyba każdy słyszał czyli "Anioły i Demony" Browna. I co ? Spodziewałem się płytkiej lektury z pakowaniem kontrowersji gdzie tylko się da, a tu proszę. Miło mnie Brown zaskoczył. Po przebrnięciu początku, książka wciągnęła mnie aż miło. Teraz zabiorę się za feralny "Kod" i mam nadzieje, że mojego nastawienia nie zmieni. Okaże się niedługo.

A wcześniej skończyłem Achaję. Nie wiem, co mości Szafa do tej książki miał, jak dla mnie wszystkie słabiaki mogą prezentować podobny poziom.

Tak w kwestii powieści Mr Browna, jak "Achai" - to są takie cwane książki, że wsysają i czyta się je migiem. I to niemal kazdego. Ale co bardziej 'oblatany' czytelnik widzi mnóstwo niedociągnięć, które lokują tego typu literaturę na średniej półce z napisem 'pop'. Ale takie książki też jakąś swoją wartość mają, rozrywkę na czas jakiś dają. Tak, jak kino klasy B :).

Konkretniej co do tych tytułów: Od połowy drugiego tomu "Achai" stopień udziwnienia i niedorzeczności, zwłaszcza w porównaniu z naprawdę dobrym i fajnie rokującym tomem pierwszym, osiąga tak niebotyczne rozmiary, że - choć vol.2 wchłonąłem w 2-3 dni - za tom trzeci nie mam zamiaru się zabierać.

"Anioły i Demony" zaś uważam za równocześnie lepsze i gorsze od "Kodu...". Niby w AiD zamiast nudnego i przewidywalnego zakończenia (jak w "Kodzie...") jest zwyczajnie wydumane i absurdalne, ale zasadnicza akcja książki jakoś bardziej mi odpowiadała, może z sympatii do zabytków i historii sztuki ;)

------------------

Ehh... Wystarczy o filmowych adaptacjach wspomnieć i od razu się wrzawa podnosi...

Sprawa wygląda tak, że wcześniej opisałem co mi w książkach nie pasuje(ogólny zarys fabularny, akcje i postacie poznałem z recenzji, opisów na necie i relacji znajomych). Tych książek tak czy siak nie zamierzałem czytać, a filmy po prostu upewniły mnie w przekonaniu, że nie nie warto się z nimi zapoznawać.

Nie chodzi o fakt adaptacji filmowych akurat. Chodzi o to, że ogólnie wypowiadasz się o rzeczy, o której, co sam przyznajesz, nie masz pełnego pojęcia (a pochodzenie tych ułamków wiedzy nie ma znaczenia). Oceniasz, nie majac do tego odpowiednich podstaw. Oczywiście, mogą byc to podstawy wystarczajace, by samemu zrezygnować z lektury. Pół biedy (choć i tak źle), gdybyś, przy okazji posta o jakiejś innej, przeczytanej przez siebie książce, wyraził powątpiewanie w wartosć HP itd z powodów które podałeś. Ale jesli takie pierdzeniem stanowi jedyną treść posta, to jest bezsensowną gadką-szmatką podchodzącą pod statsiarstwo.

Ale, żeby nie ciagnąć tego - zarządzam EOT, nastepny post w tym temacie wylatuje, a stan wiadomego licznika autora się podnosi. Kolejne zastrzeżenia będę kierował osobiście, bądź po prostu wywalał bzdurne posty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez ostatni weekend przeczytałem dwie świetne i o zbliżonym temacie książki, które każdemu fanowi fantastyki z drugim dnem można polecić:

-Na pierwszy ogień "Wojna zombie" Maxa Brooksa. Pomimo może nieco mylącego tytułu, jest to powieść z gatunku "musisz mieć". Dlaczego i po co? Powieść jest ucharakteryzowana na raport przedstawiciela ONZ, który rozmawiał z uczestnikami wojny z żywymi trupami. Reportaż ten jest podzielony wg kolejnych etapów tejże wojny-najpierw "Ostrzeżenia" kiedy myślano, że wirus zombizmu jest odmianą wścieklizny, później "Wielka Panika", "Przełom", "Front amerykański"... itd. Wszystko jest przedstawione bardzo sugestywnie i ani razu nie miałem wrażenia, że cała historia jest naciągana. No dobrze ale gdzie tu drugie dno? Cóż jest relacja człowieka będącego świadkiem jak na indyjskiej plaży do poszczególnych statków wpuszczano tylko białych, do innych tylko ludzi z wyższych kast itd. Gdzie indziej z kolei jest relacja ochroniarza bogatego ekscentryka, który na wysepce na Morzu Karaibskim zbudował fortecę gdzie zaprosił większość sław show biznesu i cały czas filmowały ich kamery, a obraz z nich był wysyłany bezpośrednio do internetu. Ogólnie cała książka jest pełna podtekstów oraz aluzji i pokazuje nam, że dopiero pandemia zombizmu doprowadziła do solidarności między ludźmi i skończyła erę społeczeństwa konsumpcyjnego, gdzie liczył się tylko zysk. Naprawdę polecam, a ja już szykuję zęby na drugą powieść tegoż autora, już o lżejszym wydźwięku- "Zombie survival", gdzie zgodnie z tytułem można się dowiedzieć jak obronić się przed zombie

-Drugą ostatnio przeczytaną przeze mnie książką jest "Jestem legendą", głośną dzięki filmowi o tym samym tytule. Fabuła powieści od filmu zdecydowanie się różni i jest dużo bardziej głębsza. Pomimo małej objętości (ponad 200 stron) zostało tu umieszczonych wiele ważkich pytań, typu: "Czy Obcy, Inny zasługuje jednoznacznie na tępienie, nawet jeśli wzbudza on w nas pierwotny strach?". Bohater książki na wskutek zarazy zostaje ostatnim człowiekiem, który nie został "wampirem" i z zaciekłością tępi swoich "antagonistów". Po pewnym czasie okazuje się, że to on jest tym Obcym, a wyrażenie "jestem legendą" zyskuje zupełnie inny wymiar niż w filmie. Książka naprawdę godna polecenia i chyba nikt się nie zawiedzie po jej przeczytaniu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nadrabiając moje książkowe zaległości, ostatnio skończyłem czytadło, o którym chyba każdy słyszał czyli "Anioły i Demony" Browna. I co ? Spodziewałem się płytkiej lektury z pakowaniem kontrowersji gdzie tylko się da, a tu proszę. Miło mnie Brown zaskoczył. Po przebrnięciu początku, książka wciągnęła mnie aż miło. Teraz zabiorę się za feralny "Kod" i mam nadzieje, że mojego nastawienia nie zmieni. Okaże się niedługo.

:blink:

ta książka to największy gniot jaki miałam w łapkach <bez urazy>. 'kod' też nie najwyższych lotów, ale przynajmniej fabuła wciągała. 'Anioły i Demony' czytałam z coraz bardziej rozdziawioną buzią.

Brown buduje przez 3/4 książki atmosferę realizmu, wielkiego spisku <w sumie to nie wiem jak to nazwać> po to by na koniec to zniszczyć :P <nie będę mówiła co i jak bo może zepsuje komuś radość czytania ale ja po przeczytaniu zakrztusiłam się własnym lolem :P.> pomijam te banalne romanse w tle..już wolę Harlequina. :rolleyes:

A ja no cóż, dalej siedzę sobie w prezentacji maturalnej, dziś zamierzam zabrać się za Mroczne Widmo. Na wiele nie liczę ale z czegoś trzeba napisać :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiem szczerze, ze brzmi lekko żenująco... Jakim cudem jakiś Nazgul się ostał po klęsce Saurona? Zresztą po co kontynuować kompletne dzieło?

Ale czyta się przyjemnie :P. A jeśli chodzi o Nazgula - według autora książki zginął Jego Pierścień, a nie Nazgul.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

MJanek prawda, że robi niesamowite wrażenie? Nie czytałem jeszcze bardziej przygnębiającej książki. Nie daje nawet chwili złudzenia nadziei. Orwell stworzył klimat tak ciężki, duszny i smutny, że czasami chciałem rzucić książkę w cholerę, ale była zbyt ciekawa. Sama książka to nie tylko historia bohaterów, lecz również opis manipulacji, wnikania w najgłębsze sfery prywatne, narzucania toku myślenia i ubezwłasnowolnienia obywateli. Połączenie najgorszych cech komunizmu i faszyzmu. Ingerencja w historię, Ministerstwo Miłości, wojna

właściwie to podejrzewam, że żadnej wojny nie było, wiadomości o niej mogły być tylko kolejnym sposobem manipulacji, pociski mogły być wystrzeliwane przez rząd Oceanii, w celu zastraszenia ploretariatu i pomniejszych członków partii.

, nie mam miejsca na nadzieję, uczucia, człowieczeństwo, brrr. Książka sama w sobie to klasyk i radzę wszystkim zapoznanie się z nią.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A właśnie - co sądzicie o zabiegu, do jakiego posunął się Myster Łosiński? - czyli o tłumaczeniu nazw własnych na nasz piękny język. (Nie wiem, co tak bolało w Bagginsach, żeby ich na Bagoszy przerobić)

Tłumaczenie nazw własnych samo w sobie tragiczne nie jest - chodzi o to, żeby przy tym nie popaść w śmieszność. A tu tak się stało. Trzeba wiedzieć na czym można poprzestać i operować jako takim wyczuciem smaku. Są przykłady tłumaczeń ze sporą ilością przetłumaczonych nazw własnych, które dobrze się bronią (że Pratchetta i Pottera wspomnę).

Tak w kwestii powieści Mr Browna, jak "Achai" - to są takie cwane książki, że wsysają i czyta się je migiem. I to niemal kazdego. Ale co bardziej 'oblatany' czytelnik widzi mnóstwo niedociągnięć, które lokują tego typu literaturę na średniej półce z napisem 'pop'. Ale takie książki też jakąś swoją wartość mają, rozrywkę na czas jakiś dają. Tak, jak kino klasy B :) .

Święta prawda. I czasem dziwnie wygląda mieszanie ich z błotem za to, że takie są. Nie krytykuje się świni za to, że tapla się błocie. Te książki mają takie być - owszem - rozrywka może być serwowana na różnych poziomach, ale czasem ma być mało absorbująca dla szarych komórek, ale mocno dla emocji. Nie mówiąc już o tym, że większość książek z takiego gatunku pisana przez jednego autora jest pisana na jedno kopyto. Gdy czyta się te książki w jakimś tam odstępie czasowym, to można tego nie zauważyć, że lecz jeśli czyta się jedna po drugiej to widać do doskonale.

Czasem jest ochota przeczytać Browna, tak samo jak obejrzeć Transformers ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

właściwie to podejrzewam, że żadnej wojny nie było, wiadomości o niej mogły być tylko kolejnym sposobem manipulacji, pociski mogły być wystrzeliwane przez rząd Oceanii, w celu zastraszenia ploretariatu i pomniejszych członków partii.

Jest taka możliwość, ale

byłoby to stratne dla rządu Oceanii, wojna zapewne była, ale było to coś w rodzaju "układu" między państwami walczącymi, ponieważ na wojnie zarabiano bajeczne sumy pieniędzy, więc ciągła wojna leżała w interesie Oceanii; stąd stałe zmienianie sojuszników po to, byle by tylko wojna się nie skończyła. Jest to zresztą - tak mi się zdaje, dawno czytałem Rok 1984.. - opisane we fragmentach tej księgi antyrządowej, którą czytał Smith.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh. Z "Achai" byłaby całkiem dobra książka, ale bez... Achai :P Gdyby autor napisł książkę o Zaanie i Siriusie. Bo to, co zroblili naprawdę można nazwać wielkim przez duże "W" :)

Tłumaczenie JWP Łozińskiego jest całkiem zabawne. Dostarcza niewyczerpanego zasobu złośliwości i jadu od fanów Tolkiena. Dlatego uważam, że pan tłumacz powinien żyć wiecznie :D A jedno z przetłumaczeń - nazwanie konia Gandalfa Ciensitogrzywym powinno zostać nagrodzone jeszcze bardziej wiecznym życiem :) Oczywiście w miejscu dosyć ciemnym i całkiem gorącym, niczym czeluście Amon Amarth :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A może to był po prostu jeden z jego nanomatów? <_< A może sam Dukaj to jakaś inkluzja czy wręcz nawet UI? <_< Spiseeeek!

<_<

Mnie posty o NFL nie denerwują, bo jestem wielbicielem sportów wszelakich, a z NFL kontakt mam głównie własnie przez Martina ;) Ja tam ogólnie ciekawskie jajo jestem, a jako miłośnik sportów zaliczam tą pasję Martinowi na plus.

Tzn. nie mówię, że źle, że Martin lubi sport oglądać - natomiast przeszkadza mi fakt, że są to tematy bardzo odległe od głównego punktu mojego zainteresowania, tzn. czy cokolwiek już tam sklecił. A skoro pisze o sporcie, to sport oglądał, czyli nie pisał. GNIEW

Coś w tym jest, bo od kiedy zakupiłem książkę i przeczytałem początek, tak do niej nie wróciłem (lecz wszelkie sceny u Mnichów Czasu, jakie do tej pory wyczytałem były wyśmienite).

Akurat nie jest to moja ulubiona książka z tego cyklu, czasem nieco przesadnie zakręcona i ciężko było się połapać, co i jak, ale są też fajne motywy i jak zawsze warto przeczytać, np. ataki czekoladkami.

Nadrabiając moje książkowe zaległości, ostatnio skończyłem czytadło, o którym chyba każdy słyszał czyli "Anioły i Demony" Browna. I co ? Spodziewałem się płytkiej lektury z pakowaniem kontrowersji gdzie tylko się da, a tu proszę. Miło mnie Brown zaskoczył.

Mnie też - po urągającym inteligencji czytelnika "Kodzie..." spodziewałem się czegoś jeszcze gorszego, a tu wyszła książka humorystyczna - tak naciągana, że aż trzeszczy w szwach, z okazyjnie naprawdę śmiesznymi (chyba nawet zamierzenie) fragmentami, jak skok z helikoptera, albo próby tłumaczenia zawartych tam teorii naukowych. Czekam na ekranizację, ciekawe, czy dorówna książce, przynajmniej w niektórych aspektach.

A wcześniej skończyłem Achaję. Nie wiem, co mości Szafa do tej książki miał, jak dla mnie wszystkie słabiaki mogą prezentować podobny poziom.

Pierwszy tom jest chaotyczny i desperacko potrzebował korekty, ale czytało się fajnie. Drugi tom napisany został chyba w jednej "sesji", a czytało się równie fajnie, a nawet nieco lepiej niż pierwszy - głównie ze względu na uporządkowanie wątków. Trzeci tom jest moim skromnym zdaniem kompletną tragedią grzebiącą dokonania poprzednich dwóch i ze smutku nad tym faktem nic więcej o nim nie napiszę.

Dzisiaj w ępiku widziałem nową książkę pana Ziemiańskiego - z opisu wynika, że też jest w tematach, które panu Ziemiańskiemu wychodzą. Tego autora czytałem też zbiór opowiadań "Zapach szkła" - kilka tekstów jest naprawdę zacnych, szczególnie ten o skutej lodem planecie, no i ostatni w tomiku. Autor to moim zdaniem nierówny, ale jak mu siądzie temat, to tylko podziwiać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest taka możliwość, ale

byłoby to stratne dla rządu Oceanii, wojna zapewne była, ale było to coś w rodzaju "układu" między państwami walczącymi, ponieważ na wojnie zarabiano bajeczne sumy pieniędzy, więc ciągła wojna leżała w interesie Oceanii; stąd stałe zmienianie sojuszników po to, byle by tylko wojna się nie skończyła. Jest to zresztą - tak mi się zdaje, dawno czytałem Rok 1984.. - opisane we fragmentach tej księgi antyrządowej, którą czytał Smith.

Masz rację. W Księdze (bo tak ją nazywano) jest napisane, iż tak naprawdę "Oceania nie prowadzi wojny ze swoimi sąsiadami, lecz z własnymi obywatelami". Nie jest to dokładny cytat, ale taki był mniej więcej jego sens. Osobną kwestie stanowi fakt, iż Księga została najprawdopodobniej napisana przez komitet składający się z członków Wewnętrznej Partii (O'Brien robi na ten temat aluzję podczas przesłuchania)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh. Z "Achai" byłaby całkiem dobra książka, ale bez... Achai :P Gdyby autor napisł książkę o Zaanie i Siriusie. Bo to, co zroblili naprawdę można nazwać wielkim przez duże "W" :)

A tam. ;) Była by to na prawdę świetna książka gdyby Ziemiański wywalił fragmenty z Meredithem, które były tak potwornie nudne, że myślałem o ich ominięciu. Motyw z Wirusem także bardzo średni. Do Achajki za to nic nie mam. ;)

Tak w kwestii powieści Mr Browna, jak "Achai" - to są takie cwane książki, że wsysają i czyta się je migiem. I to niemal kazdego. Ale co bardziej 'oblatany' czytelnik widzi mnóstwo niedociągnięć, które lokują tego typu literaturę na średniej półce z napisem 'pop'. Ale takie książki też jakąś swoją wartość mają, rozrywkę na czas jakiś dają. Tak, jak kino klasy B smile.gif.

Ciężko się nie zgodzić. Szczególnie, kiedy przychodzi taki schiz, że potrafisz przeczytać wszystko, byle by się dało czytać i miało jakąś tam fabułę. W takich momentach taki np. Brown wchodzi jak złoto.

Btw: ostatnio miałem okazje potrzymać w rękach obie książki na raz tzn. AiD i KdV. Tak się przyglądam ogólnemu zarysowi fabuły z tyłu obu książek i :blink: Czy ja aby nie trzymam tych samych czytadeł ? Jedyne zmiany to inne imiona, reszta praktycznie identyczna. Nie nastawiło mnie to pozytywnie do Kodu, ale nic. Mam to czytam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No, ja kupiłem nowego Ziemiańskiego i na razie, po jakichś 50 stronach, mogę powiedzieć - to dokładnie ten Ziemiański, którego znamy i kochamy. Szowinista, fan broni, o rozbuchano-prymitywnym stylu pisania, popędzający w szaleńczym tempie akcję. Spodziewałem się właśnie tego, więc jestem kontent i chyba mogę polecić każdemu, kto szuka czegoś naprawdę łatwego. Tym razem blurb z tyłu książki opisuje dokładnie zawartość. Jest spoko.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem jak to jest, ale jeśli ktoś mi doradza bym coś przeczytał, to tego nie przeczytam. Książkę muszę sam przetestować. A i tak czytam tylko fantasy (Sapkowski RULEZ).

Tak, Sapkowski i Pratchett, są niekwestionowanymi liderami branży fantasy. ;]

Natomiast powiem szczerze że nie zna Pratchett'a kto choć jednej jego książki nie przeczytał w oryginale. Owszem wymaga to ponad-ponadpodstawowej znajomości języka angielskiego, w przeciwnym razie nie załapie się połowy żartów i gier słownych (w tej dziedzinie Terry nie ma sobie równych), ale warto, choćby dla takich smaczków jak:

"H fished for a Curious Squid, so called because, as well as being squid, they were curious. That is to say, their curiosity was the curious thing about them."

czy:

Ankh-Morpork people, said the [Confectioners] guild, were hearty, no-nonsense folk who did not want chocolate that was stuffed with cocoa liquor and were certainly not like effete la-di-dah foreigners who wanted cream in everything. In fact, they actually preferred chocolate made mostly from milk, sugar, suet, hooves, lips, miscellaneous squeezings, rat droppings, plaster, flies, tallow, bits of tree, hair, lint, spiders, and powdered cocoa husks. This meant that, according to the food standards of the great chocolate centers in Borogravia and Quirm, Ankh-Morpork chocolate was formally classed as "cheese" and only escaped, through being the wrong color, being defined as "tile grout."

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hessus, jak ja nieumiem się połapać w tym nowum forum.. niby więcej opcji, wszsytko pod kątrolą ale za dużo tych opcji i klikadeł ;/... No dobra ale nie o tym :)

Skończyłem sobie <ponad tydzień temu> Ostatnie życzenie i stiwerdzam że najbardziej mi do biustu przypadło "Kraniec świata" :D harcujący dioboł :> jak żywcem wyjęte z moich sesji :D Oraz tytułowe opowiadanko przy którym sikałem łzami śmiechu kiedy zabutelkowany musiał sam się wyonaczyć ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A "ostatnie życzenie" to już Eoin Colfer nieprawdaż? Też niczego sobie autor, choć ostatnio wydana przez niego część z serii o Artemisie "Zaginiona Kolonia" pomimo że napisany nie najgorzej, nie był aż tak dobry jak poprzednie części, czyżby Eoin przeżywał niż formy?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tzn. nie mówię, że źle, że Martin lubi sport oglądać - natomiast przeszkadza mi fakt, że są to tematy bardzo odległe od głównego punktu mojego zainteresowania, tzn. czy cokolwiek już tam sklecił. A skoro pisze o sporcie, to sport oglądał, czyli nie pisał. GNIEW

Powiem więcej: FOCH. I to nie marszałek. Ale z tego, co pisał ostatnimi czasy, to wygląda na to, że jednak jakoś mu to idzie. Pocieszające jest też wspomnienie to groźbach śmierci ze strony wydawców. To pewne przez tysiące listów słane przez fanów ;)

Akurat nie jest to moja ulubiona książka z tego cyklu, czasem nieco przesadnie zakręcona i ciężko było się połapać, co i jak, ale są też fajne motywy i jak zawsze warto przeczytać, np. ataki czekoladkami.

No i zasade dotyczącą małych, niepozornych staruszków ;) Każdy rozsądny wie, że takich niedoceniać niewolno, bo teraz może się mieć o parę niezłamanych kości mniej. To była pierwsza zakupiona przeze mnie książka Pratchetta w oryginale. Zakupiona na dodatek w Dublinie i tamże przeczytana po raz pierwszy. Mam więc do niej pewien sentyment, choć za pierwszym razem średnio mi podeszła. Drugie czytanie podziałało jednak znacznie na korzyść.

Dzisiaj w ępiku widziałem nową książkę pana Ziemiańskiego - z opisu wynika, że też jest w tematach, które panu Ziemiańskiemu wychodzą.

To są takie? <_< A tak serio to za Ziemiańskim średnio przepadam. Pomysły ma często bardzo ciekawe, ale czasem - mam takie wrażenie - brakuje mu inwencji na ich zakończenie. Czytałem 'Zapach Szkła', ale czegoś mi tam brakowało. Każde z opowiadań niosło ze sobą jakiś negatywny niedosyt (nie mylić z tym niedosytem, który sprawia, że chcemy więcej i więcej).

Btw: ostatnio miałem okazje potrzymać w rękach obie książki na raz tzn. AiD i KdV. Tak się przyglądam ogólnemu zarysowi fabuły z tyłu obu książek i :blink: Czy ja aby nie trzymam tych samych czytadeł ? Jedyne zmiany to inne imiona, reszta praktycznie identyczna. Nie nastawiło mnie to pozytywnie do Kodu, ale nic. Mam to czytam.

W takich książkach to właśnie nie powinno przeszkadzać. Jest całe mnóstwo pisarzy tworzących blizniaczo podobne książki. Dobrego producenta 'czytadeł' można poznać właśnie po tym, że przeczyta się kilka podobnych książek jego autorstwa, a nadal ma się ochotę na następne. Ja tak miałem z Cusslerem - w pewne wakacje przeczytałem kilka jego książek i nic, a nic mi się nie dłużyły ani nudziły. Do dziś zresztą Cusslera lubię.

A "ostatnie życzenie" to już Eoin Colfer nieprawdaż? Też niczego sobie autor, choć ostatnio wydana przez niego część z serii o Artemisie "Zaginiona Kolonia" pomimo że napisany nie najgorzej, nie był aż tak dobry jak poprzednie części, czyżby Eoin przeżywał niż formy?

Nieprawdaż... Znaczy się nie - Sapkowski.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A i tak czytam tylko fantasy

Smutne.

(Sapkowski RULEZ).

rzal.pl

Tak, Sapkowski i Pratchett, są niekwestionowanymi liderami branży fantasy. ;]

O ile co do drugiego zgodziłbym się w pewien sposób, że jest niezły, aczkolwiek bez rewelacji po dłuższym czytaniu, to od paru ładnych lat zastanawiam się, jak to się dzieje że ludzie, excuse le mot, brandzlują się nad zwykłym wyrobnikiem, jakim jest Sapkowski. Źle nie pisze, to fakt. Ale nie jest to sztuka, przykro mi. To perfidne rzemieślnictwo, furor artis w tym, zwłaszcza jeśli chodzi o np. późniejsze tomy sagi, za grosz nie ma. Już nie mówię o kompletnie poronionych pomysłach, jak ten...

Inaczej - ostatnio z Cardim, który pogrywał w moją Unreal Antologię, a konkretnie U2, gadaliśmy o zakończeniu U2. Żartobliwie zostało nazwane "syndromem twierdzy Vilgefortza". Chyba nie muszę wyjaśniać, dlaczego.

Sapkowski opowiadania ma, owszem, całkiem niezłe, może dlatego, że to zwarte formy, z konkretnym konceptem itp. i tutaj wyrobnictwa jakoś tak nie widać, a przynajmniej jest zakamuflowane...

Jak ktoś chce porządne fantasy, od którego boli głowa, to Martin, Erikson i długo długo nic. Pisze to chimek, który tejże odmiany literatury popularnej chronicznie nie trawi.

Ale!

Ja przecież o czym innym miałem. Cardiemu ostatnio podkradłem "Królikarnię" Guzka. No cud po prostu. :) Ryczałem i wyłem ze śmiechu, jak to czytałem. Doskonała lektura zarówno do pociągu, jak i leżenia do góry brzuchem na wyrku. Nie zawaham się użyć tego sformułowania - to jest postmodernistyczna zabawa, gdzie słowo "postmodernizm" nie jest li i jedynie słowem- wytrychem. Co prawda widać lokalny patriotyzm autora, ale rozpierniczenie kościoła mariackiego szczerze mnie rozbawiło. Tak samo jak liczniki Sapkowskiego i Dębiec Pagan Squad. Warto czytać, zdecydowanie, acz warto mieć i choć trochę wiedzy z literatury polskiej, nie tylko fantasy.

Dwa ostatnie opowiadania to coś cudownego, aczkolwiek niestety autor wpadł nieco w syndrom Sapkowskiego. Myślę jednak, że gdyby się postarał i stworzył z tego coś większego, Twardowski zjadłby tego Rubika fantasy na śniadanie. Bez popitki. :) Jednym słowem - warto.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sapkowski RULEZ

Nie.

Powiem więcej: FOCH. I to nie marszałek. Ale z tego, co pisał ostatnimi czasy, to wygląda na to, że jednak jakoś mu to idzie. Pocieszające jest też wspomnienie to groźbach śmierci ze strony wydawców. To pewne przez tysiące listów słane przez fanów ;)

GRRM sam się nieco wkopał, podając przypuszczalny termin ukończenia, z którym minął się chyba o prawie dwa lata (trochę przesadzam, ale wiecie). King potrzebował groźnego wypadku, żeby skończyć "Mroczną Wieżę", bo obawiał się, że umrze, nim to napisze. GRRM na blogu daje znać, że jest chory, ale to chyba tylko zwykłe przeziębienie. Najbardziej pocieszający z newsów, jakie zapodawał to ten, że w końcu uporał się po latach walki z rozdziałami Brana, z którymi "zmagał się od sześciu lat". Czyżby najtrudniejsze już za nim?

To są takie? <_< A tak serio to za Ziemiańskim średnio przepadam.

A to niespodzianka <_< Ale wychodzi mu pisanie o energicznych dziewczętach i o Wrocławiu, może jeszcze okazyjnie o czymś. Natomiast miał teksty, które niesamowicie mi się podobały, choć są w mniejszości w porównaniu do tekstów, wobec których jestem skłonny reagować negatywnie.

Co czytam teraz... Wzięło mnie na wyjątkowy kretynizm w doborze lektur i czytam "Smoka odrodzonego" Jordana, właściwie nie wiem po co. Chyba dlatego, że znienacka na półce mi się namnożyło książek "Koła Czasu" i wypada w końcu jakieś przeczytać. Choć nawet domownik, który je kupował twierdzi, że są nudne (i ma rację). Ale mimo to je kupował i czytał... hm. O samej fabule nic ciekawego nie powiem, bo ciekawe elementy wyczerpały się już w tomie pierwszym, który opisałem w tym (albo poprzednim) temacie chyba z rok temu. Książki byłyby fajniejsze, gdyby je skrócić tak o 3/4, ale cóż poradzić - ostatni tom napisze już ktoś inny, bo Robert Jordan zakończenia swojego cyklu nie dożył. O, może to podziała na GRRM mobilizująco?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...