Skocz do zawartości

Filmy ogólnie


Cardinal

Polecane posty

Wczoraj pierwszy raz miałem sposobność obejrzeć "Legends of the Fall". Film który mnie poprostu wessał :ninja: Zawiera potężny ładunek emocjonalny, życie w górach ojca i jego trzech synów, pokazanie ich wzajemnych więzi... a potem między braci wchodzi kobieta. Film pokazuje naprawdę złożone relacje rodzinne, życie w stanach u progu XX wieku (i poruszono tu problemy indian, którzy mają też swój udział w wyglądzie historii), to jak biją się z myślami i uczuciami bohaterowie, jakie decyzje muszą podjąć w poszukiwaniu szczęścia, przeszkody na które natrafiają...

Nad jednym z braci wisi coś w stylu fatum, sam jest niesamowicie silny jednak wokół niego dzieją się wstrząsające rzeczy (których czasem sam jest przyczyną, ale nie jest tak że jest 'pechowy', to bardzo złożony obraz i prościej tego opisać się nie dało). melodramat pełną gębą, ale naprawdę wspaniale zrealizowany z prześwietną kreacją Atony'ego Hopkinsa, kradnącego każdą scenę :ninja:

wiem, że do :ass: to nakresliłem xD ale nie chcę psuć nikomu przyjemności oglądania to raz, a dwa szerokość tej wiksy wymusiłaby 3stronnicowe nakreżlanie fabuły o_O no i jest jeszcze jedna masakrująca sprawa- film ten w Polsce to wichry namiętności, boszzz i ja go nigdy nie oglądałem własnie przez tytuł :lol: serio, tłumacze znowu dali radę, ale podkreslam panowie, to nie żadne babskie romansidło a film mocny, który zapamiętacie. Sam z dystansem na początku zapuszczałem, chciałem dla Brada Pitta sprawdzić i znowu się okazało, ze świetną rolę sobie wybrał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 2,8k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź
No nie, tu już muszę zareagować. IMO Carrey to najgorszy aktor, jakiego widziałem. Jeśli jego strojenie głupich min można nazwać aktorstwem, to byle małpa z ZOO może być zaangażowana do filmu. Jedyny film z nim, który trawię, to „Maska”. Głównie dlatego, że przeważnie nie widać jego gęby tylko maskę, a i tak pies lepiej w niej wygląda.

Hm, a widziałeś "Zakochanego bez pamięci"? Też Carrey, ale (jeżeli mnie pamięć nie myli) ani razu nie strzelił głupiej miny. Prawdą jest, że nijak ten film nie pasuje do jego dorobku, ale może przez oderwanie się od ról idiotycznych (Ace Ventura, choć gra była przednia) postaci pozwoliło mu na wzniesienie się na wyżyny. Prawdę powiedziawszy doceniam też "Truman Show", choć bardziej podobała mi się w nim rola Eda Harrisa, jako reżysera/ojca tego całego przedsięwzięcia.

~tutaj salut dla Connery'ego~

Z filmów mało znanych trudno mi coś wymienić - widać jestem nastawiony na produkcje głośne/takie które "widać" na długo przed wejściem do kin.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Al Pacino - Świetny aktor, nie pamiętam filmu, w którym by źle zagrał

Niestety jest taki nawet świerzy – 88 minut. Może nie zagrał źle, ale poniżej swojego poziomu. Zmęczony wzrok i zachrypnięty głos hmm według mnie stać go na trochę więcej.

Hehe to co zacytowales jako moja wypowiedz pochodzi z posta wormera a nie mojego :) Ja Ala Pacino cenie za te 4 role, ktore wymienilem wyzej. Niestety rowniez zauwazam ze ostatnimi czasy przytrafiaja mu sie jakies slabsze wystepy (w porownaniu do np takiego Tonego Montany), jak w rzeczonym 88 minut. :wink:

O MY GŁUPCY!

A gdzie (BACZNOŚĆ!) sir SEAN CONNERY!? (DALEJ BACZNOŚĆ!)

Hehe 10 minut po napisaniu posta sobie o nim przypomnialem oczywiscie, ale juz mi sie nie chcialo wracac i dopisywac :) Ale mile zaskoczenie ze ktokolwiek inny o nim pomyslal :wink: Najlepszy chyba James Bond wszak. Ponadto lubie go tez za role ojca Indiany Jonesa i Johna Masona :) A zreszta w co ja sie bawie? Za kazda role go lubie, bo wszedzie gdzie gral to robil to fantastycznie :) Wszak tytul "sir" przed nazwiskiem zobowiazuje :D

A ja jeszcze do aktorek dodalbym Kirsten Dunst - dziewczyne SpiderMana, z tym ze nie za ta role ale za Claudie - kobiete uwieziona w ciele dziecka i ukochana Luisa z Wywiadu z Wampirem.

Wogole to niby glupiutki temat do rozmowy - bo tylko dzielenie sie swoimi rankingami naj aktor/aktorka a temat tak sie ozywil ze ja juz nie pamietam kiedy ostatni raz tyle osob tu pisalo i zeby tyle postow zostalo napisane w tak krotkim czasie :wink:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oglądałem-popieram przedmówcę. Naprawdę świetny film.... Ale (zawsze musi być to 'ale') pokazuje brudną, mafijną robotę. Książka, opowiadała historię troszkę inaczej-więcej w niej było ich zwykłego życia. Kiedy ją czytałem, w jakiś sposób, czułem sympatię do tych "bandziorów" :) Kiedy doszedłem do momentu śmierci Sonny'ego prawie się popłakałem-w filmie czułem tylko takie małe ukłucie. Bo film pokazuje ich od tej gorszej strony.... Co i tak nie zmienia faktu, że jest świetny. Al po prostu jest stworzony do takich ról, (vide "Człowiek z blizną" i "Życie Carlita"). Marlon Brando.... człowiek legenda (salute), Coppola wykonał wraz z aktorami kawał dobrej roboty. Brawo!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja również ogladałem wczorajszy kultowy film. Az ciężko było mi poznać Ala Pacino czy Roberta Duvalla, ale mimo młodego jeszcze wieku grali rewelacyjnie, choć do Marlona Brando żaden z nich nie może się nawet porównywać. Jednak powiem wam, że IMO film ten nie zasłużył na miano tego najlepszego w historii kina (na imdb ma 1 miejsce - średnia ocen 9.1/10). Warto go jednak obejrzeć...nie nudziłem się przez ani sekundę :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie oglądać chociaż raz w życiu (zalecam oglądanie przy każdej możliwej okazji :) ) "Ojca Chrzestnego" to tak jak nie znać "Imagine" Johna Lennona z tym zastrzeżeniem, że "Imagine" nie każdemu musi się podobać :). Czy tutaj w ogóle trzeba coś jeszcze tłumaczyć? Marlon Brando jako niezapomniany Don, Al Pacino bardzo dobrze mu asystuje itd, itd. I jedna rzecz - czy tylko ja uważam, że druga część "Ojca Chrzestnego" jest co najmniej tak samo dobra jak jej poprzednik?

Ciekawostka - wiecie jak przyjemnie ogląda się "Ojca..." po jakże ambitnym filmie "Nowy Jork, nowa miłość" (no cóż - na wybór nie miałem wpływu)? :).

Jak dobrze zauważył Gyver teraz w topicu zapanował niby dość wyświechtany temat, ale od razu popularność tegoż jak się podniosła :). Nie będę robił zbyt wielkiej listy, bo z grubsza Wy już wymieniliście tych największych, ale swoje trzy grosze dorzucę.

Al Pacino - prawie wszystkie filmy, ale "Ojciec...", "Zapach Kobiety" (scena tanga!)", Scarface, Gorączka....dobra - łatwiej by było wypisać role, które były gorsze - i tak każdy wie, że Pacino to klasa sama w sobie.

Kevin Spacey - od "American Beauty" po "Podejrzanych" i wiele innych filmów - na równi z Alem na miejscu pierwszym.

Poza tymi dwoma nie można (no, ja nie mogę w sumie :)) zapomnieć o takich aktorach jak Marlon Brando, Sean Penn, Robert de Niro, Johnny Deep, Morgan Freeman, Anthony Hopkins i tak można dłuugo. Ważne, że jest tylu dobrych aktorów, że każdy coś dla siebie znajdzie :).

Skoro już byłą mowa o aktorach to czemu nie powiedzieć o reżyserach? Tutaj na pewno plasuje się wcześniej wymieniony przez _Szafę Jim Jarmush, F.F. Coppola, Almodovar, Kubrick, Tarantino (kult! ;]), Scorsese (raczej wcześniejsze filmy), Fincher, Polański, de Palma i .....teraz Wasza kolej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hm, a widziałeś "Zakochanego bez pamięci"? Też Carrey, ale (jeżeli mnie pamięć nie myli) ani razu nie strzelił głupiej miny.

Ja jeszcze dodałbym całkiem strawną rolę Carreya w filmie "Number 23". Porządny, choć kameralny thriller z niezłą dawką schizy. Choć był troszkę nieporadny, IMO całkiem całkiem pasował do tego filmu :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj odpoczywam po bardzo intensywnym i wyjątkowo przyjemnym dniu. Jednym z punktów programu, na tę przyjemność i intensywność się składających, był seans najnowszego tworu pana Tarantino - Death Proof.

Death Proof, to - co zapewne jest Wam wiadome - połowa dwuczęściowego projektu Tarantino/Rodriguez. Po wyjściu z kina mogę już z pewnością stwierdzić, że na Planet Terror (by Rodriguez) również się wybiorę. Death Proof rządzi i to mocno. Choć z początku bałem się, że wyjdzie nieco przegadany, ciąg dalszy z nawiązką zrekompensował odrobinę nudy (żeby nie było niedomówień - dialogi w filmach pana Quentina bardzo lubię, ale w tym nie wszystkie były odpowiednio ciekawe). Gdybym miał napisać, dlaczego film tak mi przypadł do gustu, musiałbym rozciągnąć post na prawdziwą recenzję. A mi się nie chce. W skrócie więc: jest pomysłowy, dobrze nakręcony, bardzo zabawny i świetnie zagrany. Urzekła mnie zwłaszcza rola Kurta Russela. Nie jestem fanem tego aktora, ale u Tarantino wspiął się na wyżyny. Kurt urodził się i zestarzał po to, by zostać Stuntman Mike'iem.

Fanom Tarantino filmu nie muszę polecać, neutralnym - cóż, polecam. Przeciwnicy jego twórczości... niech spadają.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to o ulubionych aktorach już chyba powiedziano wszystko? Właściwie wszyscy, których moim zdaniem nie wolno pominąć, znaleźli się na waszych listach, więc nie uznałem za stosowne statsować i wypisywać ich raz jeszcze. No, może jeszcze do pań dorzuciłbym Jodie Foster za "Milczenie owiec" (Julianne Moore nie ma startu do Foster jako agentki Starling) i "Kontakt".

"Zakochany bez pamięci" to IMO najlepszy film z panem Gumową Twarzą (zaraz za nim "Człowiek z księżyca"). Nigdy nie widziałem w filmie tak realistycznie przedstawionego snu (i to nie jest oksymoron :D).

A macie może aktora, którego nie trawicie w żadnym razie? Bo w moim przypadku jest to Steven Seagal. Ten facet gorszy jest od Chucka Norrisa. W 90% filmach wygląda tak samo - facet w ciemnych ciuchach i z kucykiem, gra tak samo, ja nawet nie odróżniam tych filmów od siebie. Za namową znajomych dwa razy podchodziłem do "Liberatora" i dwa razy się odbiłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A macie może aktora, którego nie trawicie w żadnym razie?

Steve Martin i Ben Stiller. Steve Martin wkurzał mnie w większości filmów, w których występował, a nową "Różową Panterę" będę omijał szerokim łukiem, dla własnego bezpieczeństwa.

Ben Stiller i jego poczucie humoru w ogóle do mnie nie trafia, wkurza i ogólnie drażni. Jedyny film, w którym grał, i który dooglądałem do końca to "Meet the Fockers", głównie dlatego, że grało tam sporo innych, fajnych aktorów i można było jakoś dotrwać do napisów końcowych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hih faktycznie, lubię 'Terminal' bo to miły film jednak takie peany... bałbym się stawiać go tak wysoko. Sytuacja bohatera była bardzo ciekawa, pozwalała na rozwinięcie i wątku komediowego i dramatyzmu. Jednak to tylko taka umowna otoczka, w rzeczywistości taki problem by się rozwiązało bardzo szybko, zamaist więzić cżlowieka w poczekalni xD

Miły film, jednak bardzo umowny, coby zachowac swój pozytywny oddźwięk. Plusował u mnie głównie oryginalnością

Źródło Wikipedia.pl

"Pod lekką warstwą komedii ukazano krytykę biurokracji, która jednostkę łatwo może zamienić w ofiarę systemu. Lotnisko jawi się jak miniatura USA przez ukazanie mieszaniny barów szybkiej obsługi i sklepów wolnocłowych zaludnich społecznością o całym przekroju socjalnym. Film odnosi się w swej treści do autentycznych przeżyć Irańczyka, Merhana Karimi Nasseriego, który od 26 sierpnia 1988 przebywa na terenie Międzynarodowego Lotniska im. Charles'a de Gaulle'a w Paryżu. Posługuje się pseudonimem Sir, Alfred (samemu pisząc przecinek między obu członami pseudonimu). Losy tego emigranta sfilmowano we francuskiej komedii Upadli z nieba oraz w angielskiej fabularyzowanej wersji filmu dokumentalnego Here to Where (2001). Spielberg przeniósł akcję filmu do USA, gdzie po zamachu z 11 września 2001 r. wzrosła nieufność wobec nowych imigrantów. Jednak w filmie nie przydzielono Arabom znaczących ról."

Zadziwiające, ale taka sytuacje istaniała lub istnieje nadal :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A macie może aktora, którego nie trawicie w żadnym razie?

Steve Martin i Ben Stiller.

Stiller mnie ni grzeje ni ziębi (ze zdecydowaną przewagą tego drugiego). Nie zachwyca, nie wzbudza zdecydowanych odruchów wymiotnych, nawet fajnie się go ogląda jeśli nie ma nic lepszego. Natomiast Martin był co najmniej świetny w "Sierżancie Bilko" żeby za daleko nie szukać. Koń podwieszony pod sufitem i wirtualny czołg to rzeczy, które zawsze mnie rozbawiają. No, ale każdy ma swoje zdanie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A macie może aktora, którego nie trawicie w żadnym razie?

Steve Martin i Ben Stiller.

Stiller mnie ni grzeje ni ziębi (ze zdecydowaną przewagą tego drugiego). Nie zachwyca, nie wzbudza zdecydowanych odruchów wymiotnych, nawet fajnie się go ogląda jeśli nie ma nic lepszego. Natomiast Martin był co najmniej świetny w "Sierżancie Bilko" żeby za daleko nie szukać. Koń podwieszony pod sufitem i wirtualny czołg to rzeczy, które zawsze mnie rozbawiają. No, ale każdy ma swoje zdanie.

A "Wielka Heca Bowfingera" to pies? Lekki, niezbyt ambitny, ale bardzo przyjemny i - co najważniejsze - śmieszny film. Był jeszcze Eddy Murphy w bardzo fajnej, podwójnej roli. I Frank Oz jako reżyser (głos Yody i paru muppetów).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszelkie aktorzyny od mordobić, czyli np. Seagal czy Van Damme

Argh, jak mozna nie lubić seagala i Van Damme'a. Nie nachodzi cię czasem chęć na obejrzenie filmu w którym nie ma ambitnych dialogów, jest dużo maczo-tekstów i co najwazniejsze - bezsensowna przemoc!!!. Ja czasem mam wielką ochotę na takie filmy. No i genialny tekst Seagala:

"To wszystko na co cię stać? To teraz cię zabiję.

UUU, sama słodycz. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Offtop:

Chimaira napisał:

ZdeniO

Biedaczek... Wersję piracką sobie musiał załatwić...

Rozumiem, że to odnośnie filmu "1408". No tak. Może za swojego życia nie uświadczę filmu w lubelskim kinie, ale co tam. Rozumiem, więcej nie będę się chwalił takimi niechlubnymi rzeczami, jak obejrzenie pirata itp. Choć, przyznam, że to wyjątek był, bo mimo wszystko wolę kinową salę, od monitora w pokoju pełnym rodzeństwa.

Ale Tobie też niech ktoś da ostrzeżenie, bo film "Number 23", o którym pisałeś (że Carrey w nim spisał się dobrze) też nie wszedł jeszcze na polskie kinowe ekrany. Ba, tak samo jak z "1408" - nie wiadomo kiedy wejdzie. Bo tak upominać innych, samemu czyniąc źle...

No, chyba, że chodzi o to, że wolno powiedzieć "Oglądałem 1408", ale "Oglądałem ściągnięte z neta 1408" już nie (choć to byłoby dziwne).

I chyba, że oglądałeś "Number 23" gdzieś za granicą - w takim wypadku zwracam honor.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PS. pupcia i tak ściągnąłem i obejrzałem PIRATA – czyli CAŁY film...

To ja bez pupci dam Ci ostrzeżenie. Możesz sobie je ściągnąć z 'Banicji i Ostrzeżeń'.

Z pewnością do takiej kategorii zaliczyłbym całą filmografię Jima Jarmuscha.

Widziałem tylko 'Ghost Doga', ale od dłuższego czasu przymierzam się do innych jego filmów. Może jak wypłata wpadnie to na coś się szarpnę. Ale i sam 'Ghost Dog' to bardzo dobry film. Ciekawa wariacja na temat kodeksu samurai, a rozmowy głównego bohatera z jego francuskim kolegą są prześwietne 8) Gdzie indziej tak ciekawe rozmowy prowadzą rozmowy, które wcale się nie rozumieją?

Pora na Panie:

--> Scarlet Johansson - Jak dla mnie, zdecydowanie najlepsza aktorka młodego pokolenia. Gra może nie tylko w świetnych filmach, ale wystarczy zobaczyć ją jako zagubioną, wchodzącą w dorosłe życie w Lost in Translation, a potem jako uwodzicielskiego wampa w Match Point , żeby zobaczyć jakie ma możliwości. Nie mówiąc o tym, że jest bardzo atrakcyjna. Woody Allen to ma dobrze :wink:

--> Jennifer Connely - Requiem for a Dream i A Beautiful Mind. Zwłaszcza ta pierwsza rola.

--> Kathy Bates - Wymieniana już, ale nie szkodzi. Znów dwie główne role, czyli niezapomniane Misery (scena, w której łamie nogi pisarzowi zawsze mnie boli niemal fizycznie) i niepokojące Dolores Claiborne. W takich rolach jest genialna.

--> Marylin Monroe - Po prostu.

I to chwilowo na tyle, ale muszę dodać jeszcze jednego pana do listy:

--> Cuba Gooding Jr. - Żadnej wielkiej roli chyba nie zagrał, ale ma bardzo dużo mniejszych, ale dobrych. As Good as it Gets, Instinct, Jerry Maguire ( "Show me the money!!!" :) ). No i ma bardzo ładne imię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A "Wielka Heca Bowfingera" to pies? Lekki, niezbyt ambitny, ale bardzo przyjemny i - co najważniejsze - śmieszny film. Był jeszcze Eddy Murphy w bardzo fajnej, podwójnej roli. I Frank Oz jako reżyser (głos Yody i paru muppetów).

Osobiście Steve'a Martina nienawidzę najbardziej spośród wszystkich aktorów w całym Hollywood. A "Bowfinger" (poza wszystkimi fragmentami z Eddym Murphym) był najgorszą komedią jaką w życiu widziałem. Zastanawiam się dlaczego Murphy w ogóle w tym kiczu wystąpił.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Offtop:

Chimaira napisał:

ZdeniO

Biedaczek... Wersję piracką sobie musiał załatwić...

Ale Tobie też niech ktoś da ostrzeżenie, bo film "Number 23", o którym pisałeś (że Carrey w nim spisał się dobrze) też nie wszedł jeszcze na polskie kinowe ekrany. (...) Bo tak upominać innych, samemu czyniąc źle...

No, chyba, że chodzi o to, że wolno powiedzieć "Oglądałem 1408", ale "Oglądałem ściągnięte z neta 1408" już nie (choć to byłoby dziwne).

I chyba, że oglądałeś "Number 23" gdzieś za granicą - w takim wypadku zwracam honor.

To jak to traktujesz, to twoja sprawa. Następnym razem będziesz uważał na słowa. Równie dobrze mógłbym pisać o np. "Ichi the Killer". Też go w kinach nie było, w Polsce nie ma. A tak się akurat złożyło, że ten film mam, bo mi Cardi kupił kiedyś. Weź to pod rozwagę.

A, i jeszcze jedno - tak, wiele zależy od tego jak mówisz.

Koniec offtopu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O my głupcy! A gdzie Stefani Forester, Marone, Ridż, Amber?!?!

A gdzie Dikon?! Gdzie Dikon?!

Mój typ filmu, to komedia. Najlepiej animowana (nigdy z tego nie wyrosnę). Nie pogardzę też dobrym filmem z jakiegoś innego gatunku. Godfather i The Village są po prostu fenomenalne!

Ten pierwszy naprawdę zasługuje na tytuł "Najlepszy film wszechczasów". Brando jest tam genialny!

W The Village b. spodobała mi się wizja wioseczki otoczonej lasami rodem z 19 wieku. Na początku wydaje się, że te Besite istnieją naprawdę, że to jest naprawdę 19 wiek. Zwroty akcji są najwyższych lotów. Polecam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja uważam, że godny polecenia jest "Van Helsing". Film opowiada historię łowcy potworów, który pracuje dla Kościoła i niszczy "pomioty szatana" (swoją drogą genialne połączenie). Bardzo dobrze wyszła twórcom też synteza znanym monstrów m.in. Doktora Hyde'a, Drakuli i wszystkich wampirów, potwora Fankensteina oraz innych jak karły czy wilkołaki. Film jest bardzo dobrze zrobiony i nie zawiódł moich oczekiwań. Dobra jest też gra aktorów. Występują też liczne smaczki np. postacje w Transylwanii mówią po angielsku ale z charakterystycznym akcentem.

A skoro piszecie dużo o aktorkach to Kate Beckinsale (główna rola) grała nieźle a godne polecenia są także narzeczone Drakuli (kto nie widział ten nie wie) :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja uważam, że godny polecenia jest "Van Helsing". Film opowiada historię łowcy potworów, który pracuje dla Kościoła i niszczy "pomioty szatana" ... mówią po angielsku ale z charakterystycznym akcentem.
Van Helsing też jest bardzo dobrym filmem. Jednak najbardziej podoba mi się imię głównego bohatera ;) . Mamy tak samo na imię.

Spodobało mi się też, w tajnej jego siedzibie, działo gatlinga i tekst: "Dlaczego ja nigdy nie dostję takich zabawek? >;("

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...