Skocz do zawartości

BlackElf

Akademia CD-Action [GAMMA]
  • Zawartość

    79
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wpisy blogu napisane przez BlackElf

  1. BlackElf
    Jesli GTA V zostało uznane za grę brutalną, to The Walking Dead powinno być zakazane w Polsce.
    Serialowy The Walking Dead właśnie zalicza świąteczną przerwę i na kolejne odcinki przyjdzie nam czekać do stycznia. Na pomoc przychodzi ekipa Telltale z drugim sezonem gry The Walking Dead ? All That Remains. Epizod zapewnia nam niecałe 2 godziny zabawy, ale za to twórcy nie patyczkują się z graczami - od początki częstują nas zagraniem godnym samego Hitchcock'a. W tej odsłonie kierujemy losami Clementine, a na przebieg historii wpływają wydarzenia z poprzedniej odsłony oraz z dodatku. Pod warunkiem że zachowaliście stan gry po zakończeniu epizodu pierwszego. W innym przypadku rozpoczynacie grę od przygotowanego na tę okazję scenariusza.
    Clementine wydawała się dość trudnym wyborem jako postać do pokierowania, a jednocześnie jedynym właściwym. Spoglądamy na świat opętany Szwędaczami, oczami młodej dorastającej dziewczyny, która musi zadbać o siebie i walczyć o swój byt na świecie gdzie może zapomnieć o beztrosce i dorastaniu ?typowej? nastolatki. W poprzedniej odsłonie mieliśmy do czynienia ze zgoła odmienna sytuacją kiedy to dbaliśmy o ochronę Clementine i robiliśmy wszystko, aby ocalić Clem. W drugiem sezonie dziewczynka dorasta, powoli zanika dziecięca wiara, a pojawia się zupełnie nowa osoba ? walcząca o życie młoda dziewczyna, która w razie potrzeby potrafi walczyć sztachetą jak i wdać się w potyczki słowne.
    Bardzo spodobała mi się ta nowa charakterna Clem, która zapomina ugryźć się w język i pozbawiona opieki Lee, zaczyna kreować własną osobowość. Pojawiają się też nowe postacie ( z wiadomych względów nie moge wiele napisać ), diametralnie odmiennie reagujące na sytacje jakie stawia przed nimi nowy porządek świata.
    Tutaj zaczyna mnie nachodzić bardzo smutna myśl. Reakcja ludzi dorosłych i dzieci jest szalenie odmienna na te same sytuacje. Jaką osobą stanie się Clementine? Chociaż mam za sobą pierwszy epizod, już widać jak wiele zmieniło się w dziewczynie. Kim stanie się osoba, dla której szybki wybór o śmierci lub życiu drugiego człowieka jest tak powszechna jak oddychanie? Jest to naturalne, że należy zmienić tok myślenia w sytacji w jakiej dorasta Clem. Jednocześnie tak boleśnie dociera do mnie jako gracza, że jeśli nasza główna bohaterka będzie miała okazje stać się dorosła w tym środowisku, na zawsze zatraci coś, co ludzkość uzyskała przez wieki próbując stać się ?cywilizowanym" gatunkiem.
    Nieodłącznym elementem w takiej grze jest przemoc. Ma ona oczywiście wymiar mocno abstrakcyjny, a całość podana w znanej nam już oprawie graficznej powoduje, że nie odczuwamy tego aż tak dosadnie. Jednakże nawet ta umowność nie uchroniła mnie przed dreszczem podczas jednej sceny trwającej, może 3 minuty... Były to jednak bardzo długie trzy minuty, a fakt że jako gracz musiałam zrobić ... co musiałam, spowodował we mnie niemal fizyczny ból.
    Sezon drugi dumnie utrzymuje poprzeczkę wyznaczona przez poprzednią odsłonę i wygląda na to, że Telltale, zamierzają sięgać jeszcze wyżej. Minusem może być cena za tak krótką rozgrywkę. Technicznie nie miałam problemów, zawieruszył mi się jedynie jeden model postaci, który ładnie wtopił sie w ścianę i tak sobie stał. Taka fototapeta z bohatera. Napędził mi strachu, bowiem akurat w tej scenie się skradałam, a po bliższych oględzinach okazało się że to "tylko" bład. Polecam poczekać na większa ilość epizodów w jednej paczce -wyjdzie taniej, a tym którzy nie lubią czekać, życze ostrej siekiery na zombiaki.
    JAK DŁUGO GRAŁAM? ? dwie godzinki max
    DLACZEGO GRAŁAM? ? bo pierwsza część zrobiła na mnie piorunujące wrażenie
    CZY UKOŃCZYŁAM? ? przynajmniej epizod pierwszy, tak
  2. BlackElf
    Seria Anno zawitała już w przeszłość, sięgnęła w niedaleką przyszłość, a teraz opanowuje internet. Ekspansja trwa, czas zbierać zasoby.
    ?Panie dzieju... Takie to mamy ciężkie czasy, że nas na jakąś zapadłą dziurę przywiało, bo żonka mówiła, że morskie powietrze, że bryzą od morza niesie... A tu co? Goła ziemia ino, gołe skały, trza w pocie czoła domy budować, bo się starosta wścieka, że wolno... A to nie jest Panie Hameryka coby my tu w w trymiga domy budowali! Takie Panie nastały czasy, takie...?
    Anno Online to trwająca już od pół roku otwarta beta, która pozwala nam na na zabawę w twórcę potęgi gospodarczej, czyli skolonizowanie własnej wyspy. Pół roku w przypadku innych odsłon Anno to wystarczająco dużo, aby ukończyć tytuł w pełni od kampanii po pojedyncze misje. Sięgając po Anno Online zapewnicie sobie zabawę na zdecydowanie dłuższy okres czasu i tyle samo ... nerwów. Jako gra przeglądarkowa rządzi się swoimi wyjątkowymi prawami i jest światem w którym nic nie dzieje się tam od razu. Na wszystko trzeba czasu i pieniędzy.
    Każdy kolonizator zaczyna od pierwszego domu, aby w pocie czoła wraz z powiększającą się społecznością tworzyć przyszłe imperium, którego będą im zazdrościć wszyscy maluczcy. Rozpoczynając zabawę nie musimy być zalogowani do usługi Uplay, co jest bardzo przyjemną alternatywą dla tych, których nie interesuje instalacja aplikacji. Wystarczy zarejestrować się na stronie gry i już można rozpocząć kolonizowanie wyspy. Budowę imperium rozpoczynamy od drewnianych chatek pionierów, którym do szczęścia nie potrzeba więcej , niż kawałka ryby i szklanki koziego mleka. Początek gry przebiega dynamicznie, a samouczek po kolei podświetla nam kolejne ikony, aby zagubiony gracz dokładnie wiedział gdzie szukać poszczególnych akcji. Za każde ukończone zadanie otrzymujemy bonus w postaci pieniędzy, bądź przydatnych zasobów, które możemy wykorzystać dalej w grze. Po przeszło dwóch godzinach dynamika gry zwalnia. Trzeba poczekać, aż nasi ludzie wyprodukują potrzebne nam rezerwy. Twórcy umiejętnie trzymają gracza przed ekranem, wrzucając do gry małe bonusy w postaci jaskrawo niebieskich paczuszek z bonusowymi zasobami i punktami doświadczenia, porozrzucanym po odsłoniętym terenie twojej wyspy. Pojawiają się one dosłownie co kilka minut w liczbie od kilku do kilkunastu sztuk. Paradoksalnie tą metodą można uzbierać nieraz więcej drewna czy kamieni w tym samym czasie co drwal. Drobiazg ten powoduje, że w pewnym momencie można złapać się na odświeżaniu gry co kilka minut i wyłapywaniu kolejnych bonusów.
    Z czasem podpowiedzi pojawiają się tylko do niektórych zadań i tutaj gra odkrywa przed nami pewną wadę. Czasami ilość kombinacji jaką trzeba wykonać, aby wypełnić zadanie jest absurdalnie duża i bez zasięgnięcia języka można utknąć na jakimś nieistotnym drobiazgu. Tutaj z pomocą przychodzi okienko czatu, w którym osobny ?kanał? ma dział pomoc gdzie możemy poszukać odpowiedzi u innych graczy.
    Kiedy już nasi pionierzy zaczną się domagać praw i przywilejów, przyjdzie nam zapewniać poddanym coraz to lepsze przekąski i napoje. W międzyczasie nie należy zapominać, że nasza trzódka, jak każdy marudny mieszczanin, będzie potrzebować rozrywek i innych zbytków. Wszystko po to aby awansować w hierarchii społecznej i zmieniać zapadłą wieś w imponujące i tętniące życiem miasto. Oczywiście niemal każdą akcję w grze da się przyśpieszyć, a to za sprawą zdobywanych w trakcie gry Rubinów, które można także dokupić dzięki mikropłatnościom. Cena niewielka, ale jak duża oszczędność czasu i nerwów spowodowanych czekaniem.
    Sama gra jak na betę działa zaskakująco sprawnie. Należy się liczyć z aktualizacjami i wyłączaniem gry w najmniej oczekiwanych godzinach, a także z pomniejszymi poprawkami, ale nie są one na tyle duże, aby uniemożliwiały grę. Twórcy z pełnym poświęceniem pracują nad grą co można zauważyć po licznych aktualizacjach i kolejnych ulepszeniach w działaniu.
    Z ręką na sercu muszę przyznać, że gra wkręca i pozwala nam z odpowiednią dla siebie dynamiką odkrywać nowe wyspy i tym samym zdobywać towary, które na naszych ziemiach są niedostępne. Jak dotychczas nieznana jest data końca otwartych beta testów, dlatego jeśli zawsze marzyliście o własnej tętniącym życiem wyspie pełnej marudnych mieszkańców nieustannie domagających się jadła i godziwego napitku, nie obce są wam podstawy ekonomi, bądź też lubicie doglądać rozwoju swojej gry kilka razy dziennie, to bez zastanowienia sięgajcie po Anno Online. A teraz wybaczcie... mój statek handlowy właśnie wrócił do portu. Czas wyładować przyprawy do grzańca.
    ILE GRAŁAM? - wciąż gram
    UKOŃCZYŁAM? - a gdzie...
    DLACZEGO ZACZĘŁAM GRAĆ ? - bo Anno to dobra marka Malucha wśród marnych Polonezów
    DLA KOGO JEST TA GRA? - dla studentów ekonomi, cierpliwych ciułaczy i ludzi, którym nudzi się w pracy, a mają dostęp do sieci
  3. BlackElf
    Gdzieś pomiędzy wielkimi premierami w dystrybucji cyfrowej pojawiła się niewielka gra o wielkiej ambicji. Contrast należy do produkcji, które może niekoniecznie przykuwają do monitora efektami graficznymi, ale mają w sobie coś więcej niż doskonale wykonane tekstury. Gra przenosi nas do świata, który na pierwszy rzut oka przypomina Paryż początku ubiegłego wieku, pełnego klimatycznych barów, w których rozbrzmiewa dźwięk saksofonu. Sama oprawa graficzna została utrzymana w bardzo monochromatycznym stylu, dominują w niej brązy i sepie. Nie każdemu może się to spodobać, ale zabieg ten pozwala utrzymać klimat bardzo współgrający z opowieścią. Tutaj docieramy do naszych głównych bohaterek. Jedną z nich jest mała dziewczynka imieniem Didi, natomiast druga to Dawn. Kobieta której wygląd przywodzi na myśl akrobatkę skrzyżowaną z tancerką z klubu dla Panów, jest postacią którą poruszamy przez cały czas trwania zabawy. Innych bohaterów w zasadzie brak. Gra wspaniale wodzi nas za nos, tworząc wokół świat z pogranicza jawy i snu, gdzie wszystkie postacie które spotykamy po drodze to cienie. Dzięki temu zabiegowi gra pozwala nam rozruszać wyobraźnie i skupić się w pełni na naszych bohaterkach. Dodatkowym atutem jest fakt, że gra nie opowiada nam niczego wprost. Od początku gry wciąż snujemy domysły kim jest Down, a także dlaczego Didi tak usilnie próbuje walczyć z cieniami swoich bliskich, pomagając im na swój dziecięcy sposób.
    Bardzo ciekawym motywem, które skłonił mnie do zapoznania się z produkcją jest sama postać Dawn, która posiada szczególne zdolności. Potrafi ona zmieniać się w cień i dzięki temu przemieszczać się do najbardziej niedostępnych zakamarków lokacji, aby zbierać kolejne ?znajdzki? i podążać za swoją małą towarzyszką Didi. Jest to jeden z największych atutów tej gry, gdzie nie sprowadza się ona do skakania po kolejnych cieniach, ale także samemu ich ustawiania, bądź poszukiwania tegoż źródła. W międzyczacsie możemy zbierać tzw. Luminaries, które są swego rodzaju kolekcjonerskimi ?znajdzkami? i pełnią tę samą niemal funkcje co odnajdywane tu i ówdzie, plakaty i fragmenty listów, gazet, obrazów. Bonus dla ludzi którzy lubią ?kolekcjonować? trofea w postaci odnalezienia wszystkich poukrywanych drobiazgów. Gra nie jest długa, zapewnia zaledwie kilka godzin zabawy, ale na szczęście jej cena także nie jest wygórowana. Irytują momenty w których zdarza się, że naszą jedyną akcją pomiędzy dłuższymi filmikami jest przebiegnięcie bohaterką parę metrów i ponownie musimy obejrzeć kilka minut opowieści. Contrast mimo wszystko jest grą unikatową, swoistą perełką , w której można się zakochać. W stylistyce, oraz pomysłowi , które zaiste oryginalny czyni tę produkcję na tyle oryginalną, że subtelnie wyróżnia się spomiędzy zalewu produkcji.
    ILE GRAŁAM? ? 3-4 godziny
    UKOŃCZYŁAM? - tak
    DLACZEGO KUPIŁAM? - bo spodobał mi się pomysł ze zmianą w cień
    DLA KOGO JEST TA GRA ? ? dla artystów, wielbi
  4. BlackElf
    Drinki z palemką ? Są! Słoneczko? Jest! Kostiumy kąpielowe, mleczko do opalania? Jest! Gorący zombie przystojniak? Obecny! Zaraz, zaraz ? zombie ?!
    Oferta Last Minute
    Techland po raz kolejny zabiera nas na wycieczkę krajoznawczą po pięknej wyspie w towarzystwie odrobinę nieokrzesanych kompanów. W kwestii rozgrywki nie zmieniono wiele. Dostajemy do ręki wiosło/młotek/siekierę i wybijamy zombie tysiącami, próbując sobie tym samym oczyścić drogę ucieczki z wyspy.
    Fabularnie po raz kolejny mamy okazję spotkać czwórkę naszych bohaterów, którym ucieczka z wyspy koszmarów nie do końca się udaje. Tym razem lądują na wyspie Palanai, gdzie również panoszy się epidemia zombie. Poznajemy dziewczynę imieniem Harlow oraz jej towarzyszy, ukrywających się przed plagą w głębi wyspy. Dwie grupy łączą siły mają tylko jeden cel ? opuścić ? przeklętą wyspę?.
    Fabuła jest jednym z tych elementów na którą spuściłabym zasłonę milczenia. Mam wrażenie, że twórcy poszli po linii najmniejszego oporu i wepchnęli niemal identyczny schemat fabularny do kolejnej części, zmieniając jedynie zakończenie, aby gra mogła uchodzić za kontynuację.
    Na wyspie czeka nas sporo pracy, a zombie nie pozwalają nam odpocząć nawet przez moment, zanim jeszcze poznamy nowych towarzyszy musimy pomóc im w obronie obozu, a zaraz potem zostajemy wysłani do wykonywania kolejnych poleceń. Przez cały czas trwania gry nie będzie mowy o nudzie. Poza standardowym wybijaniem zombie czeka nas szukanie lekarstw, broni potrzebnej do obrony, poszukiwanie członków rodziny i odwiedziny na planie filmowym powstającego na wyspie horroru z bardzo naturalnie ucharakteryzowanymi aktorami.
    Zadbano o dużą dynamikę zadań i usunięto tak wytykane w poprzedniej części absurdalne questy w których byłeś zmuszony szukać wody na drugim krańcu wyspy, podczas gdy w pokoju stało kilkanaście puszek napoju energetycznego, czy poszukiwanie pluszowych misiów dla płaczących dam.
    Przemierzając wyspę można skorzystać z pomocy towarzyszy w kooperacji. Aby dołączyć się do zabawy wystarczy nacisnąć jeden klawisz. Niestety ja swoją przygodę z co-op zakończyłam w momencie kiedy podłączony do wspólnej zabawy towarzysz ?wyjął mi z plecaka? mój jedyny pistolet i ruszył w dzicz. W niektórych krajach nazywa się to kradzieżą ekwipunku, tu zapewne wymianą sprzętu bez zgody grającego. Resztę gry przemierzałam sama i nie sprawiło mi to zbyt wielkiej trudności. Przy odrobinie sprytu i umiejętnym wykorzystywaniu otoczenia, nawet zombie ?taran?, ani też ?zapaśnik? nie sprawiają graczowi trudności. Jednak aby się tak stało musisz skrupulatnie zbierać wszystko co znajdziesz na wyspie i modyfikować broń.
    Nie zrezygnowano z ?magicznych? stoliczków, zachłannych na nasze pieniądze, gdzie możemy tworzyć śmiercionośne narzędzia zagłady według porozrzucanych po wyspie schematów. W pierwszej części było to nawet zabawne, z czasem zaczęłam to uznawać, za pewien nieodłączny element tej gry. Handlarza można mieć w każdej grze. ?Kasożerne? stoliczki tylko w Dead Island.
    Wciąż na takie zabawy potrzeba ogromne ilości pieniędzy, ale nie trzeba specjalnie ich szukać. Pieniądze w Dead Island Raptide leżą dosłownie na ulicy. Należy jednak uważać bo każda nasza śmierć w grze ma swoją cenę. Czasami bardzo słoną.
    Lokacje przypominają bardzo te z poprzedniej części i poznajemy nawet w podobnej kolejności co poprzednio. Najpierw wyspa, potem kurort z ukrytymi wewnątrz ocalałymi, laboratorium na wzgórzu i miasto w klimacie dawnego Meksyku. Nowością były tylko ruiny misji chrześcijańskiej i troszkę dłuższy pobyt w kanałach, który notabene był najbardziej interesującą częścią rozgrywki. Poruszanie się w ciemnościach i skrupulatne uważanie, na każde leżące na podłodze ciało, to było właśnie to czego tej grze brakuje przez większość czasu. Tych kilkanaście minut czułam się osaczona przez zombie, a gra wreszcie dostarczała odrobinę adrenaliny.
    "Martwe zło" jeszcze bardziej martwe
    Niestety grając miałam wrażenie, że produkcja została wypuszczona za wcześnie. Ogromne ilości niedoróbek na jakie trafiłam w trakcie gry momentami czynią też produkcję nie tyle irytującą, co czasem wręcz niegrywaną. Czasami gra odbierała mi kontrole nad bronią. Mogłam dokonywać bloków, ale nie mogłam atakować. Wówczas pomagał tylko restart gry. Kilkakrotnie trafiłam na pozbawione tekstury elementy otoczenia. Nie zapominajmy o zagubionych zombie, które ?utykają? gdzieś na planszy uniemożliwiając ukończenie zadania w stylu ?pozbądź się wszystkich szwędaczy?. Gra uparcie po każdej zmianie lokacji wracała do głównego zadania fabularnego, zupełnie ignorując fakt, że przed chwilą kontynuowałeś quest poboczny.
    Kolejnym gwoździem do trumny pełnej zombie byli moi towarzysze broni. Nienawidziłam szczerze sekwencji obrony obozu. Bynajmniej nie dlatego, że były trudne, tylko obserwowanie jak czterech z sześciu towarzyszy broni stoi i nic nie robi podczas gdy pozostali dwaj wzywają pomocy, wołało o pomstę do nieba. Obrona często sprowadzała się do biegania od NPC do NPC i po kolei uwalnianie ich z rąk zombie, bo w końcu taki stojący kołek padał ofiarą o wiele bardziej ?kumatego? umarlaka.
    Całość tym mniejszych i większych błędów sprawia wrażenie, że twórcy do kolejnej części nie przyłożyli się już z takim sercem i pokpili sprawę. Wypuści grę rokującą na przyszłość, ale dużo słabszą niż poprzedniczka i choć pozbawioną błędów z pierwszej części, pełną zupełnie nowych irytujących niedociągnięć. Niestety pisze to z wielkim żalem, bowiem przy DI bawiłam się świetnie, podczas gdy DIR mogłoby być zaledwie dodatkiem do poprzedniczki, bo na status pełnoprawnej gry jeszcze nie zasłużyła?
    W skali CDA 6/10
  5. BlackElf
    Czytelnicy CDAction strzeżcie się Oto moje zdjęcie trafiło do magazynu . Oczywiście zachęcam do zapoznania się z innymi fotkami Ady zwanej jako Lodzia Wong, przez mojego znajomego
    Więcej fotek poniżej:
    foto: http://art.3q.pl/galeria-28
  6. BlackElf
    Witam moi drodzy, którzy zawitaliście w progi IEM w Katowicach.
    Chciałam serdecznie podziękować, wszystkim, choć nie wiem ilu z Was tam było, czytelnicy CDAction, za miłe słowa i wspólne zdjęcia. Jesli nie zdołałam zrobić sobie zdjęcia kimś z was postaram się nadrobić, przy okazji kolejnych eventów. Niestety czasami jako cosplayerzy musieliśmy zgłosić się w konkretne miejsce na konkretną godzinę.
    Do zobaczenia na kolejnych growych eventach, obiecuję być wierna growym cosplayom. Może ktoś z Was ma pomysł za kogo mogłabym się przebrać ?
    Zapraszam na mojego Funpage i polubienie , gdzie znajdziecie więcej fotek
    https://www.facebook.com/AnnCosplay
  7. BlackElf
    Kiedyś obiecywałam sobie, że nie tknę się nigdy żadnego MMO. Z czystej przekory bardziej, niż faktycznej niechęci do tego gatunku. ?Skoro wszyscy grają, to ja sobie odpuszczę??. Po raz kolejny powiedzenie nigdy nie mów nigdy, ukazuje swoje złośliwe oblicze?
    Pomińmy zasłoną milczenia, chwilowa fascynację WOW, a przejdźmy do gry która ukradła mi bezczelnie ostatni miesiąc i nie zamierza odpuścić tak łatwo. Tera Online to dzieło azjatyckich
    Zaczęło się niewinnie. Tworzenie postaci, dopieszczanie wyglądu ? mój wybór padł na seksowną rasę ca stanic ( inaczej się tego ująć nie da).Mój prywatny zabójca na zlecenie, w skąpych ciuszkach rozpoczął swoją podróż po Terze i co chwilę przystawał w zachwycie. Trzeba przyznać twórcom grafik i otoczenia, że spisali się dziarsko, bowiem Tera wygląda wybornie. Bieganie po ogromnym świcie to nie lada przyjemność kiedy Mosz co ( i kogo ) pooglądać. Biegasz sobie z obozu do obozu, z miast do miast wykonując kolejne dziwaczne misje, które w dużym skrócie sprowadzają się do krótkiego ?bij ? zabij- wróć po nagrodę?. Czasem dostanie się nam jakiś milusi Quest z ze zbierania kwiatków, albo innych ziarenek.
    Pieniążki się sypią, a Tobie pozostaje już tylko kupić złoty pałac na przedmieściach ? zaraz, zaraz ? wróć! Za takie grosze to możecie zapomnieć o jakimkolwiek szaleństwie. Pieniądze i kwoty do szałowych nie nalezą i z wydawaniem należy naprawdę uważać. Przydatne zwoje do teleportacji, do tanich nie należą, a w ekwipunku przydałoby się ich kilka posiadać.
    Obecnie wędruje pomiędzy miastem Chebiką, a Pora Elinu. Dobiłam już 32 poziomu co oznacza, że jestem na półmetku. Zapewne mogłabym pewne Questy robić szybciej, omijać i pędzić przez Terę bez opamiętania ? ale mi się nie chce. Krainy przez które mamy okazję wędrować bywają tak klimatyczne, że szkoda ich opuszczać.
    Chebika to miasto otoczone przez pustynne tereny rodem z Diuny. Góry, połacie piachu i pozwalające na zabawę w 3 poziomowej kopalni. Niestety, aby dostać się do kolejnych poziomów mamy dwie opcje ? przebiec przez kopalnię pełną potworów, albo teleportować się za ?niewygórowaną cenę?? Na szczęście zadania z kopalni wykonuje się dość szybko i można ruszać dalej.
    Ciekawostka ! Kiedy nauczycie się już wzywać zaklęciem wierzchowca, okaże się on nie tylko przydatny do skracania męki podróży. Nasz dzielny rumak to prawdziwy wyczynowiec, potrafi zeskoczyć z ogromnych wysokości bez szwanku. Jedyną konsekwencja, to przerwanie zaklęcia, ale nam samym nic się nie stanie. Koń ma cwaniak spory zakres żywotności. Nie to co jego jeździec? ale nie może być łatwo.
    Tera to kraina niezwykle przyjazna graczom. WOW niejednokrotnie rozczarował mnie graczami, którzy bezczelnie potrafili czyhać przy telep orcie, tylko po to, aby raz za razem przez kilkanaście minut zabijać moją postać, zanim zdążyłam sięgnąć choćby po białą flagę. W terze spotykam, głównie europejczyków i to bardzo uczynnych europejczyków? Bardzo często ktoś samodzielnie ofiarował mi pomoc, albo leczył mnie podczas bitny, nawet jeśli nie brał udziału w starciu.
    Dziś czas wyruszyć do miasta uroczych Elin. Do przeczytania!
  8. BlackElf
    Anno 2070 jest gra o przyszłości, która zapisze się w historii gier komputerowych jako jedna z niewielu pozycji, która zmusiła potencjalnego nabywcę do zastanowienia się choć przez krótki moment nad przyszłością naszej planety.
    Prawdopodobnym będzie, że dla większości będzie to prostu wybór pomiędzy mniej lub bardziej wydajną drogą rozwoju, niemniej jednak Anno 2070 dorzuca do historii gier swój mały wkład, być może tak ważny dla młodego pokolenia obecnych graczy.
    Stojąc na początku rozgrywki nad wyborem pomiędzy Eden Initiative, a Global Trust, niczym przed wyborami mamy okazję pooglądać jak jedna z nacji obrzuca błotem drugą ( chociaż w tym konkretnym przypadku błotem posłużyliby się Eco, podczas gdy Tycoons skorzystaliby by zapewne z jakiegoś paskudztwa).
    Spoglądając za okno jestem niemal przekonana, że opcję Tycoons została mi przypisana niemal odgórnie i mam okazję grać tą nacją niemal każdego dnia tłocząc się w zapchanym, dychającym spalinami autobusie co dnia do pracy, bądź na uczelnię, dlatego też decyduję się na Eco.
    Spojrzenie na świat z perspektywy ekologicznej łatwe nie jest. Należy zapomnieć o szybkich, łatwych, pożerających energię rozwiązaniach i skupić się na tym co zdarza się nam pominąć w codziennym życiu. Zastanowić się nad tak prozaicznymi sprawami, jak fakt że pewne ziemie nie nadają się do uprawy, zastanowić się nad tłumaczeniem słowa ?irygacja? rzek.
    Jednocześnie podoba mi się idea tworzenia zdrowej żywności, której tak niewiele we współczesnym świecie. Prawdopodobnie wybór jest bardzo utopijny i działania które można podjąć na ekranie w czasie rzeczywistym rozciągają się na jeszcze większy okres czasu, a jednocześnie pozwala na ochronę tego co najważniejsze ? planety na której żyjemy. Utopijna wizja o podboju kosmosu wydaje się zdecydowanie bardziej odległa, niż uratowanie resztek tego co wciąż jeszcze posiadamy.
    Przez kilka godzin rozgrywki można poczuć, jak ciężko jest utrzymać świat w którym należy się zająć nie tylko dbaniem o własną przyjemność, ale również zobaczyć z boku konsekwencję działania drugiej strony. Eco wybrałabym niekoniecznie dlatego, aby napawać się swoją dobrocią dla planety, ale ujrzeniem jak bardzo to co na co dzień nas otacza ( eksploatacja terenów, elektrownie, żywność modyfikowana) może sprowadzić na człowieka nieszczęście.
    Grając w Anno 2070 na krótki moment zdajemy sobie sprawę że tytułowy rok gry jest w zasięgu naszego pokolenia i wciąż nie mamy pewności, która ze stron wygra?
  9. BlackElf
    dzień w którym ujrzałam Xboxa i pobujałam się przy rytmach piosenki Pitbulla, okazał się dniem sądnym... Zabawa w dobrym towarzystwie, obudziła drzemiące w głębi pragnienie posiadania konsoli ( ps uwielbiam pc ... zwyczajnie lubię się ruszać . PO kilku nieprzespanych nocach i wewnętrznej walce, aby nie wydać w chwili niepoczytalności całej pensji na nową konsolę i kilka gierek, postanowiłam spełnić zachciankę z dzieciństwa . I oto po kilku dniach ślęczenia na serwisach aukcyjnych, udało się ! Maleńka, błękitna konsolka Nintendo DS Lite trafiła w moje ręce! Zabawka lekko zużyta, ale co tam! Działa !!! Odpalamy gierkę dołączoną do konsolki i odczuwam pierwszy niesmak... niewiele spodziewałam się po grze Horsez, ale to co zobaczyłam na ekranie spowodowało, że szybko próby wyhodowania własnego wirtualnego kucyka wyścigowego. Konsole są zabawkami o niezwykle zdradliwej naturze. Sama konsolka, używana, kosztuje jak na swój sklepowy odpowiednik niewiele... zabawa zaczyna się kiedy chcemy zagrać w coś więcej, niż ustawianie zegara na konsoli. Wówczas koszta okazują się rosnąć w tempie windy na Willis Tower... Każda kolejna gra ( również używana) to koszt blisko 30 zł, lub wyżej. Co poniektórzy popatrzą na taka cenę z drwiną ( tylko 30 zł?! nówki na PC to 100 zł! ), ale w przypadku Nintendo jedyna formą zapoznania się z grą jest pooglądanie filmów na Youtube, podczas gdy grę na PC mogę kupić w pełni świadomie po zapoznaniu się z demem/betą (sic!) - inne wykreślić . Ponadto ceny gier na kosolę nie wiedzieć czemu radykalnie spadają od momentu ich zakupu. W sklepie płacimy za nówkę blisko 200 zł (!), po jej zakupie i ukończeniu w grę wchodzi już tylko wymiana na inny tytuł ze znajomym, bądź sprzedaż za cenę czterokrotnie niższą niż zakup...
    Kolejną niesprawiedliwością konsoli i gier nań, jest fakt że gry komputerowe z czasem tanieją i zostają wydane w pomarańczowych, srebrnych czy różowych seriach za dużo mniejsze pieniądze, a czasem można zakupić wybrany tytuł "za grosze" podczas gdy w przypadku gier na konsolę to nie występuje. Nie pozostało mi nic innego jak szarpnąć się na jedną gierkę i cieszyć się nią dopóki nie wymienię jej na inną .
    Lecz o tym jaka to gra innym razem .
  10. BlackElf
    Jednym z tematów mojego bloga od dziś będzie i Japonia i jej ... kultura oraz popkultura. Dzis na zachętę link do reklamy... niestety nie japońskiej ... ale reklamy która obudziała prawie połowę współlokatorów od niekontrolowanego wybuchu śmiechu:D;D
    kobietttyyyyyy....
  11. BlackElf
    Kiedy już raz uda się nakręcic dobry film, każda kolejna jego czesc to nie tylko wyzwanie dla widza, ale jeszcze wieksze dla reżysera... "Piraci z karaibów" z powodzeniem szturmował ekrany, az trzykrotnie i przygotowuje sie do czwartego abordażu. Tym razem jak przyniosły najnowsze wieści z Comic-conu , z udziałem ... Penelope Cruz. Tym samym Elizabeth traci zaszytne miejsce jedynej damy u boku piratów i pozostaje nam tylko zastanawiac się jaka role odegra temperemantna aktorka w nowej odsłonie piratów... Plotki mówią, że Penelope odegra kobitę, która w życiu Jacka zamieszała w sprawach sercowych i nie zamierza zaprzestac swojej działlności Fame Fatale.
    Penelope i piraci
  12. BlackElf
    Gdyby nie nazwisko Machulskiego w czołówce byłabym pewna, że ?Kołysanka? to twór dobrze rokującego, aczkolwiek bardzo początkującego reżysera?
    Mazury dla niejednego mieszczucha stały się azylem i oaza spokoju. Schronienie znalazła tu również pewna bardzo nietypowa rodzina z notorycznym niedoborem czerwonych krwinek. Jednak w porównaniu do amerykańskich wampirów, nasze polskie wampiry ledwo utrzymują się z renty i zasiłku? Pozostaje zbierać zapasy na przyszłość w postaci kilku sympatycznych tubylców. Niestety w małych miejscowościach, gdzie każdy objazd śmieciarki jest okazjonalna atrakcją, nagłe zniknięcie listonosza, policjanta i kilku innych obywateli, nie umyka uwadze okolicznych mieszkańców?
    J. Machulski wyszedł z interesującego założenia, że wytarty do cna ostatnimi czasy temat wampirów, można wykorzysta w zdecydowanie nietypowy sposób. Osadzenie mrocznej familii w groteskowej mazurskiej scenerii sprawdza się przez pierwsze kilkanaście minut filmu. Niestety z każdą kolejna minutą brakuje żartu i uśmiech u widza pojawia się tylko sporadycznie. ?Kołysanka? nie jest filmem złym, lecz dobrze wykonanym, bez szansy na stanie się powtarzaną przez laty komedią.
    Aktorzy wykonują kawał dobrej roboty, nie wspominając już o stronie charakteryzatorskiej i swego rodzaju ?klimacie pomroczności", który utrzymuje się przez większość filmu. J. Machulski jak wida wciąż sięga po nowe tematy i ma pomysły, które zdecydowanie wymagają jeszcze odrobiny szlifu, aby stać się komediami na miarę ?Seksmisji? ?
  13. BlackElf
    Wpis związany z jednym z moich ulubionych seriali : dr House . Kto ogląda zrozumie haczyk . Kto nie widział - szczerze polecam tego mega zgryźliwego tetryka z laską przy boku i nieprzęciętnym umysłem .
  14. BlackElf
    Wpisów rysunkowych ciąg dalszy . Nie wiem czy się podoba, ale postanowiłam kontynuować . Rysunki i wydarzenia zebrane z życia i codzienności. Dziś rzecz o tragedii wiedzy i niewiedzy .
  15. BlackElf
    Tak panowie BABA też człowiek i po wysprzątaniu domu, przygotowaniu świątecznego śniadanka, zmyciu garów i wysłuchaniu narzekań siostry, taty i innych domowników w tym skarżacego wzroku psa ( daj miche! miche! ŻACIEEEE! ) siada do komputera i rysuje sobie dyrdymały.
    Mam takie zacięcie Lenco-podobne, że sobie rysuje wszystko co mnie otacza, a zwłaszcza lubię dziwne sytuacje i żarty słowne.
    Dziś odcinek pod tytułem :
    FILMÓW CIEKAWYCH NA POSZUKIWANIE SZŁAM... (błędy stylistyczne zamierzone)
  16. BlackElf
    Tegotygodniowy konkurs poddał w wątpliwośc, moja chęc uczestniczenia. Temat jak dla mnie trudny i niespecjalnie trafiony, ale... uzależnienie wzieło górę i zabrałam sie do pracy. Do wykonania zdjęcia potrzebowałam jedyne 356 drażetek, 8 mm-sów oraz misiożelki. Ustawione w lini prostej utworzyły ostatecznie tytułową "Armię Czerwoną". Miał byc tez dopisek filozoficzny w stylu "wykorzystywani niczym pionki w rękach władzy itp." , aczkolwiek ostatecznie zrezygnowałam, ze względu na drażliwą tematykę. Tyle o mojej drażetkowej armii. Obok znajduje się zdjęcie z jednego z konwentów w którym brałam udział dzielnie nasząc na sobie caaaaały dzień zbroję z ... tektury. Zbroję własnoręcznej roboty. Nie dało się usiąśc, wrzynało się wszędzie, ale ogólnie było super . Zdjęcie zrobione w studiu z flagą innego konwentu Balconu. Teamtyka tegotygodniowego konkursu narzuciła mi wspomnienie w tym strojem i flagą. Stąd też zdecydowałam się jej umieścic . Kto odważny zgadnie za jaką jestem postac przebrana ? Enjoy!
  17. BlackElf
    Poza radością i zabawą płynąca z konkursów mam zazwyczaj mnóstwo zabawy z samym wykonywaniem prac przed zdjęciem. Pozostanie demonem to jedna z moich dziwacznych fantazji. W tym celu zakupiłam jabłka, świece, bandaż, bibułę i tusz oraz farby . Najgorsze chyba było wylewanie na siebie zimnej wody zmieszanej z czerowną farbą oraz czarną pod prysznicem. Zaprawdę powiadam wam łazienka wyglądała jak w filmach "Piła" itp. . Potem wystarczyło tylko zrobic sobie dredy szczotką ( aaaaauuuuuaaa ), ufajdac sie tak bardzo jak to tylko możliwe, dokleic rogi, zapuścic futro z szafy i przykleic do ciałka coby mnie za bardzo nie obnażyło . Na co dzień wyglądam ... raczej normalnie ( gole się codziennie, słowo harcerza! ) co widac na jednej z fotek . Enjoy .
  18. BlackElf
    Spotkałam się z wieloma osobami, które narzekają na swoich rodzicieli w kwestii braku wykształcenia z dziedziny informatyki. Cóż? inne realia dorastania, inna mentalność i duży postęp spowodował, że wiele starszych osób jest obecnie ?niedostosowanych? do panujących wokół nich standardów życia. Moi rodzice są osobami w wieku wymagającym już szacunku i poszanowania ich wartości. Nie przesadza się starych drzew, a mój tato jest drzewem z głęboko wpuszczonymi korzeniami, tak więc Internet to dla niego czysta abstrakcja, choć czasami z moją lub siostry pomocą ? korzysta z niego chętnie.
    Trochę inaczej sprawa się ma z mamą. Dużo lepiej czuje się w ?młodzieżowych? klimatach i gdyby ( jak mówi ) ?już nie ta głowa?, to niejednego by się nauczyła. Tegoroczne wakacje zmusiły mnie jednak do opuszczenia Polskich klimatów i zakotwiczenie w ?wietrznym Chicago?. Odwiedzając rodzinę, jako względnie przyszły informatyk zostałam wydelegowana do nauczenia mojej mamy ?komputera?. I tu zaczął się ? problem. Nauczenie w zaledwie miesiąc podstaw posługiwania się komputerem, kogoś dla kogo słowo ?plik? lub ?folder? nie mówi kompletnie nic, a ?komunikator? przywołuje podejrzenia o związek z PRL-em jest ? trudne.
    Małymi kroczkami, posługując się w dużej mierze terminologią zastępczą ?folder - to żółte?, udało mi się doprowadzić do dość sprawnego posługiwania się przez moją mamę internetem oraz komputerem. Oczywiście wiedza ta mocno okrojona dotyczyła głównie; tworzenia plików, zdjęć, folderów, posługiwania się Skype, przeglądarkami czy pocztą internetową. Dzięki temu będąc wiele kilometrów stąd mam okazję swobodnie się z nią komunikować.
    A jednak pojawił się w całej tej sytuacji ciekawy paradoks? Kiedy moja mama nie znała się ?na komputerze?, dzwoniła tylko na telefon stacjonarny, z rzadka na komórkowy. Obecnie jeśli gdzieś wyjdę ma w zwyczaju zostawiać wiadomości wszędzie gdzie się tylko da : na skype, na skrzynce, na telefonie i próbę ?odnalezienia? mnie w ten sposób. Zdarzyło się, że zapomniałam komórki i byłam niedostępna w żaden sposób przez kilka godzin. Po powrocie do akademika miałam około 40 wiadomości na każdym z możliwych mediów XXI wieku?
    Inna sprawa, że ponieważ owa widza jaką przekazałam była oczywiście dość okrojona, służę obecnie za 24h pomoc techniczną, Każdy podejrzany komunikat na ekranie jest żywo konsultowany przez mamę. Aż dziw bierze, nad ową ciekawością. Momentami bywa to zabawne zwłaszcza kiedy ze zgrozą oznajmia, że ?zepsuła? coś w komputerze podczas gdy zazwyczaj owa okropna awaria okazuje się drobiazgiem.
    Jedno zapamiętam na zawsze. Nie narzekaj, że twoi rodzice nie znają się na komputerze. Bo ja się poznają? to będą wiedzieli na co tyle czasu tracisz podczas siedzenia przed ekranem .
  19. BlackElf
    Czując wokół ducha nadciągającej gwiazdki i związanych z tym wszystkich przywilejów jak i utrapień, postanowiłam wyręczyć świętego Mikołaja. Ponieważ jakoś tak się przyjęło u mnie w domu, że prezenty w zasadzie kupuję tylko ja ( jako najstarsze rodzeństwo), od dawna zaprzestałam rozmyślań ?co dostanę na gwiazdkę?, zamieniając je na ?co mogę sobie kupić na gwiazdkę??. Kalkulując budżet udałam się do jednego ze sklepów dla ?uzależnionych od techniki? i nabyłam moje ?małe marzenie?.
    Zamknięty w średniej wielkości pudełku, dość lekki, mój płaski przedmiot pożądania. Ponieważ większość czasu spędzam przy komputerze pisząc, postanowiłam zamienić mojego laptopa na centrum rozrywki. Rozpakowałam, zainstalowałam oprogramowanie i ? rzuciłam się na matę!
    Jednak zamiast zapasów sumo, zaczęłam podrygiwać w rytm muzyki. Mata do tańca to być może dziwne, ale całkiem ciekawe urządzenie. Płaska jak naleśnik, ograniczająca się do zaledwie pewnej ilości kombinacji ruchów wymuszanych na nas przez pędzące po ekranie strzałki. Coraz szybciej i szybciej z większą ilością kombinacji oraz akrobacji do wykonania, jeśli tylko zwiększysz poziom trudności. Osobiście zakupiłam matę z programem DanceParty, który zawiera kilkanaście kawałków zaskakująco ?podobnych? do znanych melodii takich jak Backstreat Boys czy Spice Girls. Matę można zakupić z programem Dance Party X-treme, który zawiera pewną ilość oryginalnych podkładów muzycznych różnych wykonawców, należy jednak liczyć się z wydatkiem o 50 zł droższym.
    Osobiście jestem z zakupu bardzo zadowolona, choć jeśli kiedyś fundusze mi pozwolę zakupię drugą do ?pojedynków? pomiędzy graczami. Osobiście polecam każdemu, kto chciałby się troszkę poruszać, ale ciężko mu się zmusić do wysiłku fizycznego. Można się ?zmachać? podczas skakania.
    Kolejną rzeczą jest niesamowita przydatność owego płaskiego trofeum podczas imprez. Ku uciesze gawiedzi staje się magicznym środkiem integracyjnym i rozluźniającym.
    Na dzień dzisiejszy ( liczyć niecały tydzień użytkowania maty ) moje próby nadążenia za rytmem wyglądają jak próba odnalezienia drogi do domu w ciemnym labiryncie, ale? za rok , może dwa ?
  20. BlackElf
    Kilka dni temu zakończyła się coroczna ekspozycja w Krakowie pt: "World Press Photo". Jako pasjonat fotografii udałam się do Bunkra Sztuki na wieczorną dawkę kultury. Dla miłośnika fotografii WPP jest nie lada rarytasem wizualnym. Fotogarfuję od ... 9 lat. zaczynałam od małego pomarańczowego aparatu marki "made in china", potem Zenit, Fuji, a obecnie Nikon. Nie jestem profesjonalistą, po prostu lubię zobaczyc świat okiem obiektywu. Rzeczywistośc ukazana przez szkło staje się bardziej surowa, ukazana taka jaka jest na prawdę. jeśli w kadrze leży zgniłe jabłko, zobaczymy to później na zdjęciu. Taka jest siła fotografii. Nie tuszuje. Nie można "zamalowac" zbędnych fragmentów. Zdjęcie ktore w tym roku wygrało w zestawieniu to dzieło Anthony'ego Suau. Przedtawia policjanta podczas "rutynowej" akcji eksmiski lokatorów za niepłacenie czynszu. Człowiek ten wchodzi do pomieszczenia niczym agent FBI, który ma za chwilę stanąc oko w oko z psychopatycznym mordercą. A przecież to "tylko" eksmisja... Ujęcie niezłe. Jednak osobiście nie jestem pewna czy nie znalazłoby się kilka ... ciekawszych ujęc, które równie dobrze zasługiwały na nagrodę.
    Interesujące i kontrowersyjne zdjęcia przedstawił Jerome Bonnet - transwestytów zajmujących się prostytucją mających zaledwie ... 12 lat.
    Tomasz Gudzowaty przedstawił świetne ujęcia Mongolskiego chłopca. Carlos Cazalis postawił na tematykę bezdomnych w Sao Paulo... tymczasem Fu Yongjun uparł się śledzic "żywot" pewnego drzewka...
    Nimniej jednak pomiędzy zachwytami zgromadzonych udało mi się wyłapac pewną zawiedzioną młodą osobę, która z przekąsem patrząc na jedno ze zdjęc, stwierdziła "ja to nawet lepsze zdjęcia robię...". Inna Pani uznała, że "też tak umiem fotografowac". Znamienne było, że wypowiedziała to patrząc na zdjęcia z kataklizmu trzęsienia ziemi i ciała ofiar. Gratuluję tej Pani mocnych nerwów, skoro tak po prostu potrafi przechadzac się po gruzowisku pełnym trupów i pstrykac fotki...
    Poniżej dwa zdjęcia z wystawy.
    http://yfrog.com/0g70012241j
    http://yfrog.com/0k71854850j
  21. BlackElf
    Nadszedł dzień sądny i oto ?Modern Rocking? w moich rekach. Modna ostatnia forma pudełka bez kantów, rownież w przypadku ?nowej? Chylińskiej, znajduje swoja rację bytu. W środku książeczka z sesją ... i bez żadnych tekstów. Czyżby uznano, że tego typu muza nie wymaga zagłębiania się w treśc?
    Utworów niewiele bo zaledwie 9 - nie powala. Po pierwszym przesłuchaniu naszła mnie dziwne wrażenie, że... szok sie nie udał. Pierwsze kontrowersje jakie wywołało ukazanie się utworu ?Nie mogę Cię zapomniec?, zupełnie zawiódł względem płyty. Połowa utworów jest dużo spokojniejsza i nie ma w sobie zacięcia klimatu pop. Pięc pierwszych utorów to muzyka klimatycznie stonowana, bez większych nowoczesnych wyskoków. Wprawdzie diabliczne wpływy techno cały czas pobrzmiewają w tle, a jednak nie biją tak po oczach jak w przypadku kolejnych piosenek. Szybsze bicie serca zaczyna sie dopiero od utworu ?Nie mogę cię zapomniec?, aby przy kolejnych doprowadzic niemal do zawału.
    Początek utworu ?Normalka? to dla mnie techno-pomyłka. Z czasem piosenka nabiera trochę kolorów, ale nie jest dobrze. Nie mogłam sie wczuc w kolejna na plycie ?Plim Plam?. Cos tam gra, bit jest, nagle uderza perkusja, a sama wokalistka lawiruje pomiedzy lekkim wokalem, a drapieznym warczeniem. Płyte zamyka umiarkowanie dobry kawałek ?Wybaczam Ci?. To co mi się nie podobalo na nowej płycie Agi to fakt, iż zupełnie nowe brzmienie i te wszystkie fajne remiksy i bity odciągały mnie od słychania tekstu ze zrozumieniem. Dzwięk skutecznie usypiał mózg pozwalając skupic sie jedynie na miarowym wystukiwaniu palcami rytmu.
    Nie powiedziałabym, aby cała płyta ?Modern Rocking? była utrzymana w czysto popowej konwencji. Gdzies podskórnie wciąż przebrzmiewały klimaty z dawnych lat. Nie mogłam sie pozybyc tego wrazenia zwłaszcza przy utworze ?niebo?.
    Wyciagajac płyte z odtwarzacza poczułam sie zawiedziona. Brakowało mi charakterystyczniego dla pani Agnieszki prawdziwie mocnego głosu, który na nowej płycie, przebijał sie z okowów nowoczesnej aranżacji, pozostając jednak niewykorzystanym. Aga ma dla mnie genialny głos, ktory w tej konwencji zwyczajnie sie marnuje.
    Wygląda na to, że Agnieszka Chylińska zdecywoała się na krok który obecnie wybiera wiele polskich gwiazdek. Rezygnując z dawnego wizerunku, który po latach się wyczerpał ( ostatnia płyta ?Winna? okazał sie klapą ), zwróciła się ku innej grupie odbiorców ? znacznie młodszych i zdecydwanie bardziej mniej wybrednych muzycznie, dla których kilka łupnięc syntezatora zadowala ich gusta na długie lata... Szkoda.
  22. BlackElf
    Chwilowo brak dostępu do sieci i ogólne odcięcie od świata spowodowane pracą oraz inymi czynnikami ode mnie niezależnymi spowodowały, że nie miałam okazji bywać na blogu. Ale postraram się to nadrobić . Dziś kilka słów o muzycznej stronie planety Polska
    Zespół O.N.A. z buntowniczą A. Chylińską na czele był dla mnie swego rodzaju buntem i protestem przeciw królującymi wśród moich rówieśniczek, muzycznej miernocie z brazylijskich telenowel. Czas minął, bunt minął, telenoweli wciąż nie oglądam. Od lat czekałam natomiast na powrót dwóch wokalistek z których jedna zaliczyła chwilowy flirt ze sceną w towarzystwie pewnego starszego pana, wyznając, że ?trudno jest im być ze sobą?, po czym ponownie zaszyła się nigdziebądź. Druga z moich idolek objawiła się w dość niespodziewany sposób, jako ?picia? programu ?mam Talent?.
    Oto po latach miałam okazję oglądać inną Chylińską od tej z którą przyszło mi się rozstać kilka lat temu. Ze zbuntowanej nastolatki, ujadającej na cały świat zmieniła się w elegancką i seksowną kobietę. Zaiste zmiana bez porównania niezwykła jak na osobę, która nie planowała przeżyć Janis Joplin. Wygląd to jedno, muzyka to zupełnie inna para kaloszy. Premiera nowego albumu Modern Rocking już 23 października, a do sieci trafiła piosenka oraz teledysk do utworu promującego płytę ?Nie mogę Cię zapomnieć?. Przy albumie pracowali ci sami panowie którzy popełnili ?Sexi Flexi? Natali Kukulskiej, co słychać i czuć już w pierwszych dźwiękach.
    Po pierwszym przesłuchaniu utworu doznałam szoku. Miałam wielką ochotę wcisnąć czerwony przycisk i oddać głos na ?nie?. Czy ja na pewno wpisała Agnieszka Chylińska w Youtube? Ekran nie kłamał. Na teledysku pląsała i wyginała się dawna wokalistka O.N.A., ta sama dziewczyna, która publicznie zrugała swoich pedagogów. Pierwszy szok minął, odsłuchałam piosenkę kilka kolejnych razy i ? uśmiechnęłam się sama do siebie. Nikt nie chce być przez całe życie cierpiętnikiem. Nie można przez całe życie siedzieć w mroku czujesz się szczęśliwy. A stylizacja, dawne piosenki, bunt? Człowiek wciąż się zmienia i nie mam prawa jako słuchacz nakazywać wokaliście być takim do jakiego przyzwyczaił mnie przed laty. Pani Agnieszka zmieniła się, stała się spełnioną kobietą z dzieckiem i wreszcie zadowoloną z życia osobą. Kiedy tańczy na teledysku jej uśmiech wydaje się niesamowicie prawdziwy i ciepły. Widać, że sprawia jej przyjemność takie pląsanie. I chwała jej za to. Nawet jeśli połowa piosenki przypomina mi utwory Reni Jusis. Jest pozytywnie. Ostateczny werdykt wydam dopiero po 23 października. Jak na razie pani Agnieszka wciąż ma mój głos na ?tak?.
  23. BlackElf
    Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, aby przestraszyć znajomych, przyjaciół czy inną ludność zebraną na zabawie, ognisku czy jakimkolwiek zgrupowaniu wystarczyło opowiedzieć mrożącą krew w żyłach historię z dziada pradziada o dwóch takich co ukradli księżyc . Z czasem gatunek ludzki stał się bardziej wybredny i nawet ekskluzywne maski maszkaronów Made in China przestały pomagać. Zakwili filmowcy i zaczeli kombinować. Napierw na scenę wepchali się japończycy ze dość odświeżającą wizją przerażających dzieci, długich włosów i zatkanego kłakami zlewu. Szurające podłogi, zamykane drzwi i brak jakiejkowiek kropelki krwi to dość ciekawa alternatywa po serii nieudanych amerykańskich produkcji gore. "The Ring" uderzył ze zdwojoną siłą kiedy filmowcy rodem z kraju hamburgerów zdecydowali się na stworzenie swojej uproszczonej wersji. Widziałam wszystkie Ringi - japońskie, amerykańskie a nawet zakupiłam książkę. Tę ostatnia pozycję polecam najbardziej bowiem po filmie prezentuje zupelnie coś innego.Próżno w niej szukać kinowego zakończenia! Intrygujące i zapadające w pamięć. Japońska kinematografia na dobre zagnieździła się w umysłach ludzkich i zatoczyła kolejny krag wydając na polski rynek kolejne azjatyckie dobrnocki dla dorosłych. "The grudge"; "Dark Water";"P"; "Apartament";"kairo"; "Wiolonczela"; "Lalkarz";"R-Piont";"The Spiral";"Eye" i tysiąc innych po których zaczynasz się zastanawiać czy zapuszczanie długich włosów to dobry pomysł... W zasadzie miałam zrobić przegląd co ciekawszych horrorów z ostatniego roku, ale jakoś się tak rozpisałam...
    Ostatnie 12 miesięcy w kwestii straszenia widzów przyniósł kilka gniotów, kilka ciekawszych pozycji i przynajmniej jedna która zasługuje wg. mnie na miano kino naprawdę dobrego. ( zaznaczam będzie to mniej więcej POLSKI rok w kinematografii, bowiem pierwszy film jaki wspomne na świcie miał premiere spory okres czasu wczesniej)
    SIEROCINIEC zaczął dla mnie kolejny okres nowości w kwestii horroru. Nieamerykański, trochę psychodeliczny, trochę dziwny, trochę standardowy, a jednak zapadający w pamięć. Opowieść o rodzinie która przybywa do opuszczonego przed laty sierocińca. Najbardziej zapadła mi w głowie świadomość, że choć z założenia jest to horror to podczas seansu w głowie kotłuje się myśl"to po prostu mógł być zbieg okoliczności".
    Polacy nie gęsi swojego horrora mają ... PORA MROKU miała siłę piwa bezalkoholowego. Patrze na ekran i nie wierzę...nagie laski, sceny jakby skąd znane i "wszystkiemuwinni" niemcy. Nie wiem czy to problem czy już patologia, że w co drugim polskim filmie naród niemiecki to ZUO. Słaboooo.
    Pominę nudny PROM NIGHT, a przejdę do filmu który w zasadzie horrorem w zasadzie nie jest. NIEZNAJOMYCH powinni puszczać połowie amerykańskiego społeczeństwa z dopiskiem"Nie zostawiejacie otwartych domów". Wiecej nic nie wyjawię, bo mnie zlinczujecie . Fabuła dość prosta, ale zobaczyc można. Trzy filmy zaliczam do pogranicza gore i dobrego smaku - "NOCNY POCIĄG Z MIĘSEM"; "FRONTERIES" oraz "PATHOLOGY". Pierwszy podczas oglądania sprawia wrażenie nieukończonego. Ktoś miał pomysł, że po mieście jeździ nocny pociąg z mięsem i bardzo złym facetem... i najwidoczniej tutaj idee się mu skończyły. Dalsze rozwiązania śmieszą i dobijają mnie jako widza wymagającego odrobiny polotu. "Fronteries" to znany skądinąd pomysł zagubionych nastolatków wrzuconych w sytuację bez wyjścia. Różnica polega na kilkakrotnie bardziej krwawej fabule. Co do ostatniej pozycji "pathology" to choć film wzbudził we mnie więcej obrzydzenia przeplatanych salwami śmiechu, niż zachwytów, podziwiam dość pokręcony pomysł.
    Pozwolicie, że pomine przez niektórych zaliczany do kategorii horroru "ZMIERZCH". Z kategorii ssaków ssących na ekrany wkroczył niedawno 30 DNI NOCY, który okrutnie mnie zawiódł. Komiks oglądałam z zapartym tchem podziwiając stworzony na kartkach brudny i zimny świat, podczas kiedy film zwyczajnie mnie uśpił.
    Jesli ktoś ma ochotę na kinematografię zbliżoną do "Blair Witch Project" polecam "REC". Ciekawa próba uchwycenia sytuacji w której grupa ludzi zostaje zamknięta w budynku z "czymś" przed czym nie ma ucieczki. Człowiek też zwierzę, ośmielę się rzec i w sytuacjach ekstremalnych takie słowa jak "człowieczeństwo" i "szacunek dla bliźnich" schodzi na plan dalszy. Liczy się przeżycie. Kawałek dobrego kina.
    Amerykański "MIRRORS" dotarł do kraju nad wisłą jako kolejny remake azjatyckiego dzieła. Trzeba przyznać, że mi się podobało. Mężczyzna otrzymuje pracę jako stróż w nieczynnym juz budynku centum handlowego. W ramach organizacji czasu pracowników, mieszkające we wnętrzu luster "coś" doprowadza do skoków adrenaliny głównego bohatera. Azjatycki pierwowzór pod pewnymi względami różni się od produkcji made in USA. Jednak obydwa warto zobaczyć.
    Tymczasem w odwiedziny wpadł "NIENARODZONY" dzieciak. Wkurzony gówniarz w akcji, czyli nie skończy się na tupaniu nogami i rzucaniem zabawkami. Zasilany energią z zaświatów będzie dręczył atrakcyjna natolatkę. Średnio, bez okrzyków zachwytu.
    Na koniec zostawiłam dwa filmy które jako horrory mnie na swój sposób zachwyciły. Pierwszy z nich to "ANTYCHRYST", czyli produkcja przez długi czas owiana tajemnicą. Pomimo zapowiadanego przerażającego porno-horrora otrzymałam ... dobry horror. Nie jest to oczywiście seans dla dzieci, aczkolwiek nie uznaję go za tak przerażający i wyuzdany jak zapowiadano. Von Trierowi udała się rzecz niezwykła. Wzbudził wątpliwości, odrazę, strach, obrzydzenie i współczucie posługując się dwójką bohaterów, lasem, seksem i złudzeniami. "Antychryst" to dowód, że nie potrzeba wiele, aby stworzyć dobra produkcję. Z założenia prosta historia kryjąca w sobie wiele warstw.
    Pierwsze miejsce przyznaję tutułowi, który widzieli zapewne nieliczni... POZWÓL MI WEJŚĆ mnie zachipnotyzowało. Początek oglądałam bez większych emocji, ale w miarę trwania filmu zupełnie mnie zaczarował. Mroźna i odległa Szwecja staje się tłem dla wspaniałej opowieści. Młody chłopiec imieniem Oskar i tajemnicza dziewczynka Eli , to dwójka która pozornie niewiele różni. Ich przyjaźń staje pod znakiem zapytania kiedy okazuje się, że Eli jest wampirem. Smutny, prawdziwy i przejmujący obraz dzieciństwa bez względu na to kim jesteś.
    Heeeeh... dużo tego wyszło...
    Zdaje sobie sprawę, ze to c powyżej opisałam to zaledwie ułamek kinematografii, ale starałam się opisać filmy które na swój sposób zapał mi w pamięci.
    Jesli macie swoje typy i opinie, proszę o wypowiedź .
    Wracam do trumny ... Skrrrzzzzyyyp...
×
×
  • Utwórz nowe...